Łączna liczba wyświetleń

środa, 2 grudnia 2015

"W POGONI ZA SZCZĘŚCIEM" - rozdział 1,2,3,4,5



W POGONI ZA SZCZĘŚCIEM



ROZDZIAŁ 1


 - Kocham cię Ula – wyszeptał prosto w jej usta, które rozchyliły się w szerokim uśmiechu a zapłakane oczy pojaśniały szczęściem. Od tak dawna pragnęła to usłyszeć, że kiedy wreszcie dotarły do niej te magiczne słowa nie mogła w nie uwierzyć. Tak, kochała go. Kochała miłością wielką i czystą. Miłością nie skażoną hipokryzją, fałszem i wyrachowaniem. Kochała od dnia, gdy zobaczyła go po raz pierwszy przed wejściem do firmy. Pamięta, że stała jak wryta gapiąc się na niego z otwartymi ustami. Był najpiękniejszym mężczyzną jakiego kiedykolwiek widziała. Chyba śpieszył się i sądził, że ona zbiera jakieś datki. Dał jej wtedy dziesięć złotych mówiąc, że nie ma więcej, a ona stała z tym banknotem w ręku patrząc jak znika za rogiem budynku. Od tego czasu wiele się zmieniło. Ona została jego asystentką. Poświęciła się tej pracy bez reszty. Pracy i jemu. W lot odgadywała jego myśli, pomagała w załatwieniu trudnych spraw, wyciągała go z kłopotów, uwalniała od trosk i pocieszała, a wszystko to z pięknego uczucia, które się w niej narodziło.
Początkowo on nie miał pojęcia, że Ula robi to z wielkiej miłości, że potrafi się aż tak poświęcić i aż tak dla niego ryzykować. Dopiero Sebastian, jego przyjaciel zasiał w nim ziarno niepewności i chyba niepokoju mówiąc, że ona go kocha i trzeba być ślepym, żeby tego nie zauważyć. Protestował. Twierdził, że są jedynie przyjaciółmi, ale Olszański go wykpił mówiąc, że nikt nigdy nie poświęciłby się aż tak w imię przyjaźni. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wziąłby dwukrotnie ogromnego kredytu, by uratować drugiemu człowiekowi skórę. Był wstrząśnięty, gdy Marek powiedział mu w jaki sposób zabezpieczył Ulę.
 - Ty zwariowałeś! – krzyczał. – Czy ty zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś?! Jeśli nie zapłacisz raty w terminie, ona położy łapę na twoich udziałach i przejmie połowę firmy. Nieźle się wpakowałeś stary. Ty musisz odzyskać ten weksel. Najlepszy sposób to uwieść ją.
 - Ja mam uwieść Ulę? Moją przyjaciółkę? Oszalałeś.
 - Jeśli ktoś jest tu szalony to na pewno nie ja. Powinieneś wykorzystać fakt, że ona cię kocha. Wiem, że to będzie trudne, bo nie grzeszy urodą, ale przecież nie mówię, żebyś szedł z nią od razu do łóżka. Sam chyba bym się powiesił, gdybym miał się przespać z takim paszczakiem. Jednak to wyższa konieczność. Pobajeruj ją trochę, zaproś czasem do knajpy… Chodzi o to, żebyś miał ją ciągle na oku a przede wszystkim po swojej stronie. Chodzi o to, by nie przyszło jej do głowy zrobić coś z tymi udziałami.
 - Ty jesteś nienormalny. Nie znasz jej. To najuczciwsza osoba jaką znam. Ona nigdy nie zrobiłaby czegoś podobnego.
 - Gadasz tak, jakbyś nie znał kobiet. Zraniona i odrzucona kobieta potrafi zamienić człowiekowi życie w piekło. Jeśli teraz czegoś nie zrobisz, będziesz długo tego żałował.
Po tej rozmowie Olszański każdego dnia przypominał mu, co powinien zrobić i jak się zachować względem Uli. Któregoś poranka przywlókł nawet sporą torbę pełną złotych błyskotek, czym wprawił w niemałe zdumienie Marka. Wyjaśnił, że to niezawodny zestaw prezentów dla Brzyduli. Wprawdzie Marek protestował mówiąc mu, że Ula jest bardzo skromną osobą i nigdy nie przyjęłaby czegoś takiego, ale Olszański wiedział swoje.
 - Każda kobieta lubi błyskotki i Ula nie jest tu żadnym wyjątkiem.
Zdegustowany nieco Marek zgarnął w końcu wszystko do szuflady biurka dla świętego spokoju. Nie chciał się kłócić z przyjacielem. Na razie nie podejmował żadnych działań w celu uwiedzenia Uli. Nie chciał jej skrzywdzić. Poza tym tkwił przecież w stałym związku ze współwłaścicielką firmy Pauliną Febo. Mało tego, naciskany przez rodziców oświadczył się jej parę miesięcy temu i od tego czasu ta półkrwi Włoszka z wielkim zaangażowaniem załatwiała sprawy ich ślubu. Była wysoka, smukła i piękna. Szkoda tylko, że jej charakter nie nadążał za przymiotami tej niezwykłej urody. Czasami miał wrażenie, że osaczyła go i nie pozwala mu odetchnąć. Była zaborcza i bardzo, bardzo zazdrosna. Ciągle robiła mu awantury o jego liczne kochanki. To prawda, że nie był jej wierny. Od siedzenia z nią w domu i wysłuchiwania jej nie kończących się pretensji, wolał wypady do klubów z Sebastianem, gdzie błyskawicznie natykali się na chętne panienki. Przynajmniej wtedy miał spokój, który trwał tylko do momentu jego powrotu nad ranem do domu. Wtedy zaczynał się koszmar. A jednak był zbyt słaby, zbyt tchórzliwy, by przerwać to szaleństwo. Bał się jej reakcji na jego chęć rozstania. Jeszcze bardziej bał się, jak zareagowaliby na ich rozstanie rodzice. Paulina była dla nich jak córka i od dawna upatrywali w niej swoją przyszłą synową.
A Ula? Ula była jak dziecko. Dobre i ufne. Szczere aż do bólu. Delikatne, subtelne i niezwykle wrażliwe. Podatne na zranienie. Nie potrafiące się bronić przed kpinami współpracowników. Każdą drwinę dotyczącą jej wyglądu odczuwała bardzo boleśnie i za każdym razem wypłakiwała się w samotności w damskiej toalecie. Miał tego świadomość, bo raz był świadkiem takiego głębokiego zranienia. To było wtedy, gdy Violetta, jego niezbyt rozgarnięta sekretarka i chyba największy antagonista Uli, zrobiła jej głupi kawał wysyłając informację do wszystkich pracowników Febo&Dobrzański, że Ula jest donosicielem. Gdy i do niego dotarła ta wiadomość, po prostu się wściekł. Nie zastawszy jej przy biurku zaczął jej szukać. Znalazł ją wtedy w toalecie wtuloną w kąt, zanoszącą się rozpaczliwie od płaczu i nie potrafiącą się uspokoić. Patrzył w jej zapłakane oczy mające w sobie tyle niewinności dziecka, a przede wszystkim tej przejmującej niezdolności do kłamstwa, czy chęci bycia kimś innym, niż jest. Nie mógł tego znieść. Od informatyków dowiedział się, kto jest autorem tej ohydnej plotki i natychmiast zwolnił Violettę. Jakież było jego zdumienie, gdy Ula wstawiła się za nią. Nie mógł pojąć, dlaczego to robi. Dużo później zrozumiał, że ta anielsko dobra istota nawet najgorszemu wrogowi wybaczyłaby najpaskudniejsze świństwo. Taki miała charakter. Wierzyła w ludzką dobroć, choć nie zawsze ta wiara wychodziła jej na dobre. On nigdy nie chciał jej zranić ani wykorzystać w tak niecny sposób, o którym mówił Sebastian, a jednak coraz bardziej ulegał jego namowom i złym podszeptom.
Zaczęło się całkiem niewinnie. Ot spacery po parku położonym po drugiej stronie ulicy naprzeciwko firmy. Wyciągał ją tam na rozmowy o życiu, o pracy, o wszystkim. Czasami zwierzał jej się ze swoich kłopotów i problemów z Pauliną. Potrafiła słuchać a często i mądrze doradzić. Współczuł jej, gdy opowiadała mu o swoim niełatwym życiu. Życiu bez matki. O schorowanym ojcu i rodzeństwie. O ciągłej walce o byt. Opowiadała jak zawsze lubiła się uczyć i jak bardzo pragnęła skończyć dobrą uczelnię. Podziwiał w niej tą niezwykłą determinację i konsekwencję z jaką dążyła do obranego celu. W tym kruchym i niezbyt urodziwym ciele krył się waleczny duch. Rzeczywiście potrafiła walczyć. Nie tak łatwo można ją było zniechęcić. On wielokrotnie przekonywał się o tym. To dzięki niej został prezesem F&D, bo napisała najlepszą prezentację. Przez to, że wzięła bez zastanowienia te dwa kredyty, nadal firma utrzymywała się na powierzchni. Gdyby miał inną asystentką, już dawno poszedłby na dno, a z nim wszyscy zatrudnieni w firmie ludzie. Wiele jej zawdzięczał. Szkoda, że nie mógł się jej zrewanżować podobnym uczuciem do tego, jakie ona żywiła względem niego. Nie kochał jej. Pauliny też nie. Właściwie mógł powiedzieć, że ledwie tolerował swoją narzeczoną. Była tak podejrzliwa, że nawet kiedyś zarzuciła mu, że coś go łączy z Ulą. Oczywiście nie nazywała jej po imieniu. Nazywała ją tak jak wszyscy w firmie, Brzydulą i tak jak wszyscy wyśmiewała się z jej biednych ubrań, wielkich okularów na nosie i aparatu na zębach. Nie rozumiała, dlaczego Marek ją tak faworyzuje i ciągle jej broni. Za sam wygląd powinien ją zwolnić. Według panny Febo Ula ewidentnie psuła wizerunek Febo&Dobrzański. Kilka razy kazała Violetcie śledzić Marka, ale Kubasińska za każdym razem uspokajała ją mówiąc, że pracował z Brzydulą. Wreszcie uwierzyła, że Marka nic z tą Cieplak nie łączy.
Tymczasem ich przyjaźń miała się całkiem nieźle. Zabierał ją do dyskretnych knajpek, do palmiarni, czy do kina na obrzeżach miasta. Czasami obdarowywał jakąś błyskotką od Sebastiana. Wybierał tylko te najskromniejsze i choć bardzo broniła się przed tymi prezentami, on miał tak duży dar przekonywania, że w końcu mu ulegała. Nie zdawał sobie sprawy, że działając w ten sposób robi jej nadzieję na to, że być może kiedyś będą razem. Te spotkania nie kończyły się gorącymi pocałunkami i upojnymi wyznaniami. Pod tym względem był raczej wstrzemięźliwy. Być może skutecznie odstręczał go od nich ten mało estetyczny aparat na zębach. Czasem przytulał ją tylko i całował w policzek. To jej wystarczało. Była szczęśliwa.

Odkąd pamięta, zawsze w jego domu podkreślano zasadność małżeństwa jego i Pauliny. Rodzice jej i jej brata Alexa zginęli tragicznie w wypadku i po ich śmierci to właśnie Dobrzańscy przejęli opiekę nad sierotami. Czuli, że tak powinni postąpić ze względu na pamięć swoich przyjaciół. Marek wychowywał się więc wraz z nimi. Oboje mieli ciężki charakter, choć on początkowo tego nie zauważał. Po prostu przywykł. Po ukończeniu studiów podjęli wszyscy pracę w rodzinnej firmie. Już wtedy był bardzo poróżniony z Alexem. Poszło o jego dziewczynę, z którą Marek się po prostu przespał. Alex przyłapał ich in flagranti i nigdy mu tego nie wybaczył. W pracy gnębił go na różne sposoby. Fabrykował nieprawdziwe dane, wykradał dokumenty i projekty ich projektanta Pshemko, jednym słowem zatruwał mu życie. Był na tyle sprytny, że umiejętnie zacierał wszystkie ślady swojej działalności i za wszystkie niepowodzenia obwiniał Marka. Odkąd junior został prezesem, nienawiść Alexa znacznie wzrosła wprost proporcjonalnie do jego aktywności w snuciu intryg. Oliwy do ognia dolała próba przekupstwa Violetty. Sekretarka nagrała całą rozmowę z Febo i w przypływie nagłej lojalności puściła nagranie Markowi. Był zszokowany i wściekły. Nie wahał się dłużej. Chciał natychmiast powiadomić o tym ojca, lecz namówiony przez Paulinę, by nie rozdmuchiwać sprawy, poszedł na ugodę. W zamian za jego milczenie Alex musiał odejść ze stanowiska.
Następnego dnia wyciągnął Ulę do parku. Stanęli nad niewielkim stawem i zaczęli karmić kaczki. Przyjrzała mu się uważnie. Podświadomie wyczuwała, że jest spięty i chyba chce jej coś powiedzieć. Wrzucił ostatnie kawałki bułki do wody i pociągnął ją za sobą do stojącej nieopodal ławki. Kiedy usiedli ujął jej dłonie w swoje i spojrzał jej w oczy.
 - Ula, wiesz jak bardzo cię cenię. Jesteś najlepszą asystentką, jaką miałem od lat. Nikt tak dobrze nie rozumie finansów jak ty i nikt tak dobrze nie zna się na ekonomii. Znasz już tę firmę od podszewki, dlatego chciałbym ci coś zaproponować. Wiesz, że zwolniło się stanowisko dyrektora finansowego. Byłbym szczęśliwy, gdybyś zechciała je przyjąć. - Jej ogromne oczy wpatrywały się w niego jak zahipnotyzowane. Była tak zaskoczona, że nie potrafiła sklecić najprostszego zdania. - Wiem, że to dla ciebie duża niespodzianka, ale ja tylko ciebie widzę na tym stanowisku, bo tylko tobie ufam jak nikomu innemu. Zgódź się, proszę.
Kiedy minął pierwszy szok wyartykułowała.
 - Ale ja…? Ja nie nadaję się na to stanowisko. Za krótko pracuję w firmie. Powinien je objąć ktoś z większym doświadczeniem.
 - Masz wystarczające doświadczenie, poradzisz sobie.
Patrzyła w jego oczy, które uwodziły ją za każdym razem i nie miała w sobie tyle siły, by mu odmówić.
 - No dobrze… Zgadzam się.
Uśmiech rozjaśnił mu twarz. Przyciągnął ją do siebie i mocno objął. Przytulił dłoń do jej policzka i nie zważając na ten nieestetyczny aparat, pocałował ją prosto w usta.
 - Dziękuję Ula. To wiele dla mnie znaczy. Od teraz będziemy wspólnie zarządzać firmą, bo Alex nie będzie już bruździł. Jutro wręczę ci oficjalną nominację i pomogę ci się przeprowadzić do jego gabinetu – odgarnął jej z czoła kosmyk włosów i czule pogładził policzek. – Bardzo się cieszę, że się zgodziłaś. Bardzo.

Piastowała to stanowisko od dwóch tygodni. Przez ten czas zreformowała nieco pracę w dziale sprawiedliwie rozdzielając obowiązki. Jej podwładni na początku nie byli zachwyceni, szczególnie główny księgowy, Adam Turek, do niedawna zausznik Febo i jego prawa ręka do intrygowania. Czuł się pokrzywdzony, bo uważał, że to jemu należy się ten stołek po tylu latach pracy, a tu przychodzi taki maszkaron i będzie nim rządził. Wiedziała, że Adam nie darzy jej sympatią. Był jednym z tych, którzy naigrywali się z niej przy każdej nadarzającej się okazji. Postanowiła zaraz na początku, że przeprowadzi z nim rozmowę. Zaprosiła go do gabinetu na kawę i przy niej powiedziała mu, że wprawdzie wcześniej się nie znosili, ale w obecnej sytuacji powinni zgodnie współpracować, bo liczy się przede wszystkim dobro firmy.
 - Ja jestem w stanie zapomnieć Adam o tych wszystkich przykrościach, jakich od ciebie doświadczyłam. Mam nadzieję, że i ty wykażesz maksimum dobrej woli i nie będziesz utrudniał mi pracy. Jeśli jednak nie możesz pogodzić się z faktem, że to ja zostałam twoją przełożoną, możesz odejść z firmy. Damy ci najlepsze rekomendacje.
 - Odejść? Jak to odejść? Gdzie ja będę szukał teraz pracy? Mam kredyty do spłacenia. Zapewniam cię, że nie zrobię nic przeciwko tobie. Nie mam takiego zamiaru – wyciągnęła do niego rękę, którą uścisnął.
 - Bardzo mnie to cieszy Adam. Wróć teraz do siebie i jeśli możesz prześlij mi mailem ostatnie raporty.

Od jej awansu minął miesiąc. Dzisiaj otrzymała pierwszą dyrektorską pensję i niemal dostała zawrotu głowy od jej wysokości. Postanowiła wydać trochę na siebie. Najwyższy czas pozbyć się tych staroci przerobionych z ubrań mamy. Całe popołudnie poświęciła na rekonesans w galeriach handlowych. Nie wyszła z nich z pustymi rękami. Kupiła sporo odzieży i trzy pary dość eleganckich butów. Z natury była oszczędna i ciągle rozglądała się za promocjami lub wyprzedażami. To się opłaciło, bo sporo ubrań kupiła za połowę ceny. Nie zapomniała też o najbliższych kupując im najpotrzebniejsze rzeczy. Do późnego wieczora dom Cieplaków tętnił życiem. Jej rodzeństwo, brat Jasiek i młodsza siostrzyczka Beatka aż piszczeli z zachwytu przymierzając rzeczy kupione przez Ulę. O ojcu też nie zapomniała wręczając mu kilka koszul i ładny sweter. Józef Cieplak nie krył łez i wzruszony mówił.
 - Córcia, na co aż tyle. To w siebie powinnaś zainwestować. Te okulary są okropne. Mogłaś kupić sobie nowe.
 - Kupię tatusiu, kupię. Jak dostanę następną wypłatę. Tymczasem daję ci tu pieniądze na życie. Opłać jutro wszystko i zrób zakupy. Dzieciaki ci pomogą.

Następnego dnia ubrana w nowo zakupiony, błękitny kostiumik wyszła z windy i przywitała się z Anią pracującą w recepcji. Ta spojrzała na nią z podziwem.
 - Świetnie wyglądasz Ula. Śliczny ten kostium i idealnie leży. Przynajmniej podkreśla atuty twojej figury. Wreszcie odsłoniłaś nogi. Jak mogłaś to ukrywać tyle czasu? Nosiłaś spódnice prawie do samej ziemi i zdecydowanie za obszerne. Masz super figurę i powinnaś nosić tylko dopasowane ubrania.
Słysząc tyle komplementów Ula zarumieniła się.
 - Dziękuję Aniu. Wczoraj trochę się obkupiłam, ale nie ukrywam, że korzystałam z rad ekspedientek. Nie mam wyrobionego gustu, jednak myślę, że od dzisiaj będzie z tym coraz lepiej. No, pędzę do pracy. Na razie.

Stała przy regale trzymając w ręku jeden z segregatorów i studiując coś pilnie, gdy usłyszała skrzypnięcie drzwi. Odwróciła się w ich kierunku i ujrzała wsuwającego się do gabinetu Marka. Stanął na jego środku i wbił w nią zdumione spojrzenie.
 – Dobry Boże! Ula! Świetnie wyglądasz! Rewelacyjnie! – jego zachwycony wzrok omiatał ją z góry na dół. – Ależ ma zgrabne nogi, długie i smukłe, pięknie ukształtowane biodra i talię osy. W życiu bym nie podejrzewał jej o taką figurę. Jak mogła maskować te cuda pod tymi nieforemnymi ciuchami? – Zjemy razem lunch? Ja stawiam.
Uśmiechnęła się szeroko i kiwnęła głową.
 - Dobrze, ale przed nim muszę trochę popracować.
 - Zadzwonię do ciebie. Nie przeszkadzam w takim razie – podszedł do niej i cmoknął ją w policzek. – To do dwunastej.
Wyszedł z gabinetu będąc nadal pod wrażeniem jej nowego wyglądu.
 - To dobrze, że zdecydowała się nareszcie coś zmienić. Może skończą się te docinki i permanentne nazywanie jej Brzydulą. Gdyby jeszcze zainwestowała w okulary i zdjęła ten aparat byłaby całkiem, całkiem.

Niemal od pierwszego dnia jak tylko został prezesem, skupił się na wdrażaniu założeń prezentacji, którą przedstawił na zarządzie. Jednym z nich była promocja nowych marek w celu pozyskania szerszego grona klientów. Postawili na młodzież i na odzież sportową. Pshemko wprawdzie się trochę zżymał, bo jak do tej pory nie projektował tego typu ubrań, jednak gdy Marek mile połaskotał jego łase na pochlebstwa ego mówiąc, że na pewno sobie poradzi, bo przecież to on wyznacza modowe trendy w tym kraju, łaskawie się zgodził. Zaczęła rodzić się kolekcja. Spod rąk mistrza wychodziły coraz to nowe, oryginalne projekty. Problem był tylko z dystrybucją. Projektant nawet nie chciał słyszeć, by kolekcja sportowa miała zaistnieć w ich sztandarowych butikach rozsianych po całym kraju.
 - Sportowe ciuchy obok moich ponadczasowych kreacji? Nigdy w życiu się na to nie zgodzę. Nawet mnie o to nie proś.
Miał więc zgryz. Nieoczekiwanie pomógł mu ojciec. Skontaktował go z niejakim Dariuszem Terleckim, przedstawicielem na Polskę sieci sklepów sportowych. Ich właścicielem okazał się Rosjanin, Lew Korzyński. Po całej serii długich rozmów ustalili wspólne stanowisko. Korzyński zgodził się udostępnić powierzchnie sklepowe dla kolekcji FD Sportiwo. Umowa obwarowana była wieloma wymogami, z których na pierwszy plan wysuwał się ten mówiący, iż w pierwszej kolejności zyski ze sprzedaży idą do Startsportu, firmy Korzyńskiego. Ciężki to był warunek, lecz Marek był praktycznie pod ścianą. Ostatnim wyjściem było już tylko sprzedawanie na bazarze.
W dwa miesiące po wprowadzeniu kolekcji do sklepów zadzwonił do niego Terlecki i zażądał natychmiastowego spotkania na neutralnym gruncie. Marek zachodził w głowę i kompletnie nie miał pojęcia, o co Terleckiemu chodzi. Podzielił się z Ulą tymi obawami. Ona jak zwykle wyraziła chęć pomocy i towarzyszenie mu w tym spotkaniu, ale się nie zgodził. Powiedział jej, że to na pewno nic poważnego i że poradzi sobie. Wrócił z tego spotkania zdruzgotany. Terlecki przedstawił mu wyniki sprzedaży i o ile w pierwszym miesiącu była całkiem niezła, tak drugi był już tragiczny. Najgorsze było to, że zbliżał się termin posiedzenia zarządu i za żadne skarby nie mógł przedstawić na nim tych wyników. To byłby koniec jego prezesury i triumfalny powrót Alexa, który wprawdzie nie pracował już w firmie, jednak nadal dysponował dwudziestopięcioprocentowym pakietem udziałów. Wprost z windy poszedł do Olszańskiego. Musiał się naradzić. Liczył na to, że być może przyjaciel podsunie mu jakieś rozwiązanie tej sytuacji. Wszedł do jego gabinetu i ciężko usiadł na krześle.
 - Mamy problem Seba – po krótce opowiedział mu przebieg spotkania. – Wyniki są fatalne. Pojęcia nie mam jak z tego wybrnę. Ojciec mnie zabije a Alex będzie lewitował ze szczęścia, że być może wkrótce to on zasiądzie na fotelu prezesa.
Olszański słuchał go uważnie i nad czymś się zastanawiał.
 - Kto sporządza raport finansowy na posiedzenie zarządu?
 - No jak to kto? Dyrektor finansowy przecież. – Olszański uśmiechnął się szeroko.
 - No to masz odpowiedź na swoje problemy.
 - Odpowiedź? Że niby co?
 - Oj Marek. Ciężkie masz myślenie dzisiaj. Dyrektorem finansowym jest Brzydula. Przecież ona zrobi dla ciebie wszystko. Niech podrasuje trochę ten raport i po sprawie.
Dobrzański wbił w niego wzrok. Był w wyraźnym szoku.
 - Czy ty chcesz mi powiedzieć, że Ula ma sfałszować raport? Przecież ona nigdy w życiu tego nie zrobi. Jest na to zbyt uczciwa.
 - To zakręć się koło niej. Zacznij być bardziej aktywny. Romantyczny spacer, kolacja przy świecach, czułe słówka… Zresztą ja mam cię uczyć jak się postępuje z kobietami? Dobrze wiesz, co trzeba zrobić.
Pokręcił z powątpiewaniem głową.
 - To się nie uda Sebastian. Nie z nią. Idę, muszę pomyśleć. Na razie.
Wrócił do gabinetu i zabronił Violetcie łączyć z kimkolwiek. Usiadł przy biurku i zamyślił się. - Sebastian ma chyba rację. Nie ma innego sposobu jak tylko sfałszowanie raportu. – Nie chciał Uli zmuszać do takich rzeczy. Nie mógł powiedzieć jej wprost, że tylko tak może ich uratować. Otrząsnął się. To było obrzydliwe wymagać tego od niej. Ona, taka szlachetna i najuczciwsza z uczciwych miałaby się posunąć do fałszerstwa? Może rzeczywiście to nie jest głupi pomysł zabrać ją na romantyczny spacer? Koniecznie musi ją zapytać, czy może zostać dzisiaj dłużej. Nie zamierza jej okłamywać. Powie prawdę o tym raporcie. Zobaczy jak zareaguje.


ROZDZIAŁ 2


Zapukał cicho do drzwi jej gabinetu i wsunął przez nie głowę. Uśmiechnął się widząc, że siedzi skoncentrowana na pracy i nawet nie usłyszała jego pukania.
 - Ula? – powiedział cicho. – Mogę?
Drgnęła na dźwięk jego głosu i podniosła głowę. Uśmiechnęła się do niego wdzięcznie, błyskając aparatem na zębach.
 - Wejdź, wejdź. Co tam? Jak spotkanie? – zauważyła, że wyraźnie się zmartwił, bo momentalnie zniknął uśmiech z jego twarzy. Zaniepokoiła się. – Co? Coś nie tak? Nie wyglądasz na szczęśliwego.
Usiadł na fotelu i ciężko westchnął.
 - Wszystko jest nie tak. Nic nie idzie tak jak powinno. Jestem chyba najgorszym prezesem w dziejach tej firmy. Nic nie potrafię załatwić i jeśli F&D zacznie podupadać, to będzie to tylko i wyłącznie moja wina.
Była oszołomiona tym, co od niego usłyszała. Dawno nie widziała go tak przygnębionego.
 - Nie strasz mnie. Co się takiego stało, że mówisz mi takie rzeczy?
 - Byłem na spotkaniu z Terleckim. Dał mi wyniki sprzedaży za te dwa miesiące. Są fatalne. Nigdy nie spodziewałbym się, że po takim sukcesie pokazu i tak przychylnych recenzjach sprzedaż może być tak niska. Jak tak dalej pójdzie, to nigdy w życiu nie zarobię tych czterech i pół miliona dla firmy. Zupełnie nie wiem, co robić. Mogłabyś dzisiaj posiedzieć dłużej? Może wspólnie uda nam się coś wymyślić?
Podeszła do niego i pogładziła go po głowie.
 - Nie martw się, na pewno coś wymyślimy. Co dwie głowy to nie jedna. Zawsze znajdzie się jakieś wyjście. Zanim jednak pochylimy się nad tym razem chciałabym sama przeanalizować te wyniki. Przyniesiesz mi je?
 - Przyniosę. Zaraz będę z powrotem.

Odłożyła na biurko teczkę z tym nieszczęsnym raportem. Przeraziło ją to, co przeczytała. Nie tak to miało wyglądać. Jak ona ma napisać teraz sprawozdanie na posiedzenie zarządu? Ma opisać całkowitą porażkę FD Sportivo? Poczuła się nagle kompletnie bezradna. Jak można wybrnąć z czegoś tak beznadziejnego. Było jej żal Marka. Będzie musiał stawić temu czoła, a nie należał do osób zbyt odważnych. Dobrzański senior nie będzie uszczęśliwiony, gdy Marek pokaże mu te wyniki. Nie widziała wyjścia z tej sytuacji.
Poczekała do siedemnastej. Spakowała dokumenty i ruszyła do gabinetu Marka. Czekał na nią. Był spięty i zdenerwowany. Usiedli na kanapie i zagłębili się w papierach.
 - I co? Wymyśliłaś coś? – spytał.
 - Nie… Nic mi nie przychodzi do głowy. Próbowałam trochę zamaskować niektóre wyniki, ale doszłam do wniosku, że to bez sensu. Przecież każdy z członków zarządu będzie miał do nich dostęp. Przykro mi. Naprawdę. Jednak trzeba się z tym zmierzyć. Przede wszystkim panuje kryzys i twój ojciec na pewno to zrozumie, że głównie z tego powodu sprzedaż jest tak niska. – Pokręcił głową.
 - Mało go znasz Ula. Nie będzie pobłażliwy. Nie przy takich wynikach. Alex na pewno się ucieszy i będzie jeszcze podjudzał ojca. Pierwsze co zrobi, to złoży wniosek o odwołanie mnie z funkcji prezesa. W dodatku to nie koniec złych wiadomości. Sebastian przyniósł mi dzisiaj raport o zatrudnieniu. Ciężko mi to mówić, ale będę musiał zwolnić dziesięć procent załogi, żeby zaoszczędzić. Ta redukcja jest niezbędna, bo pozwoli na przesunięcie środków na ważniejsze cele. Ojciec tego nie przełknie. Sam nigdy nie zwalniał pracowników. Zresztą nie mówmy już o tym. Tylko nakręcam się całkiem niepotrzebnie – wyjął z kieszeni telefon. – Zamówię coś do jedzenia. Jakieś specjalne życzenia?
Podeszła do niego i spuściła głowę.
 - Nie, nie jestem głodna. Chcę porozmawiać.
 - Proszę cię Ula, ja już i tak jestem wystarczająco zdołowany – przyciągnął ją do siebie i odgarnął jej włosy z twarzy. – Zostawmy tę rozmowę na później, dobrze? – wyszeptał jej do ucha. Omiótł oddechem jej nos i policzki i przylgnął do jej ust. Po raz pierwszy tak ją całował. Namiętnie, żarliwie, zachłannie. Przyciskał ją mocno do siebie przesuwając się jednocześnie w stronę biurka. Ułożył ją na nim i zaczął rozpinać sweterek, który miała na sobie. Niemal odpłynęła. Dopiero po dłuższej chwili przyszło opamiętanie. Wyrwała mu się.
 - Nie Marek… Nie… Ja tak nie chcę… Nie tutaj… Nie w biurze… - mówiła zdyszana urywanymi zdaniami zapinając jednocześnie drżącymi dłońmi guziki swetra.
 - Myślałem, że chcesz tego tak samo jak ja?
 - Chcę…, ale nie tak…
Wrócili na kanapę. Usiadł obok niej i przytulił ją.
 - Wiesz, przyszedł mi do głowy pewien pomysł… Może… Może moglibyśmy trochę skorygować ten raport. Nieco podciągnąć niektóre wyniki. Nikt by się nie zorientował, bo on nadal nie byłby idealny, ale choć trochę lepszy od tego tutaj.
Jej ogromne oczy wpatrywały się w niego ze zdumieniem.
 - Ty… Ty chcesz sfałszować raport? To znaczy chcesz, żebym to ja sfałszowała raport? To po to mnie tu ściągnąłeś? Żeby mnie przekonać? Pomyślałeś, że pouwodzisz mnie trochę a ja zrobię to dla ciebie, tak? Te pieszczoty i te pocałunki to właśnie po to? Nie sądziłam, że może być cię stać na taki cynizm. Chyba w ogóle cię nie znam. – Wstała z kanapy i zarzuciła torebkę na ramię – nigdy nie sfałszuję tego raportu, rozumiesz. Nigdy – zadrżał jej głos a w oczach zalśniły łzy. – To by było nieuczciwe, a ja nie znoszę kłamstwa - odwróciła się i wybiegła z jego gabinetu.
Chłód wieczoru otrzeźwił ją nieco, choć nadal miała mętlik w głowie. Jak on mógł nawet pomyśleć, że ona zgodzi się na to fałszerstwo. Przecież dobrze ją zna i wie, że brzydzi się kłamstwem. Szła przed siebie zupełnie bez celu oszołomiona wydarzeniami tego wieczoru. Nie wiedzieć czemu nogi poniosły ją aż nad Wisłę. Rozejrzała się dokoła. Rzeka, pomost i krzaki a wokół żywej duszy. Przypomniała sobie to miejsce. To tu zabierał ją Marek, gdy musieli coś przemyśleć lub podjąć ważne decyzje. Podeszła bliżej wody i usiadła na pomoście. Rozpłakała się. Nawet jeśli nie miał pojęcia jak wielkim uczuciem go darzy, to jako jej przyjaciel nie powinien proponować takich rzeczy. Chociaż nie… To nie była już przyjaźń. Przyjaciele nie całują się w taki sposób. To ewidentnie zakrawało na próbę uwiedzenia jej. Nie wierzyła, że on tak nagle zapałał do niej wielkim uczuciem. Usłyszała dźwięk przychodzącego sms-a. To znowu on. Wcześniej nie odbierała jak dzwonił. Spojrzała na wyświetlacz. „Ula, proszę cię oddzwoń. Martwię się. Gdzie ty jesteś?”. – Gdzieś, gdzie mnie nie znajdziesz – pomyślała. Chłód ciągnący od wody sprawił, że zadrżała na całym ciele. Objęła się ściśle ramionami. Nie pomogło.

Zaskoczyła go. Kompletnie go zaskoczyła. Stał na środku gabinetu i nawet nie mógł się ruszyć, by pobiec za nią. Na co on liczył? Że przyklaśnie jego pomysłowi i z entuzjazmem podrasuje ten raport? Idiota! Przecież wiedział, że jest uczciwa do szpiku kości. Jej reakcja na tę propozycję była tylko tego potwierdzeniem. Nie wybroni się z tego a ona mu nie pomoże. Przejrzała jego plan. Czy naprawdę był taki naiwny, że nie docenił jej inteligencji? Gdyby wcześniej ją przytulał i całował, jego zachowanie w gabinecie wydałoby jej się zupełnie naturalne. Jakby był na jej miejscu od razu zacząłby wietrzyć podstęp i podejrzewać, że jego intencje nie są czyste i coś chce ugrać dzięki tym namiętnym pocałunkom. – Kretyn – powiedział na głos. W tej sytuacji jedyne wyjście to przedstawić prawdziwy raport a zaraz potem złożyć rezygnację i odejść. Spojrzał na zegarek. Jego wskazówki pokazywały kilka minut po dwudziestej drugiej. – Rany boskie, gdzie ona poszła? O tej porze nie ma już przecież żadnych autobusów do Rysiowa – wybrał jej numer. Dłuższą chwilę trzymał telefon przy uchu, ale nie odbierała. Potem dzwonił jeszcze kilka razy, ale z podobnym skutkiem. W końcu napisał sms-a. Kiedy i na niego nie odpowiedziała, ubrał marynarkę i wybiegł z firmy. Krążył samochodem po całym mieście, ale z mizernym skutkiem. Zatrzymał się w końcu i zaczął myśleć. Nagle go olśniło. Wisła. Wiedział, że kocha to miejsce. Chodzili tam dość często. Lubiła przesiadywać na pomoście i wpatrywać się w leniwie płynącą wodę. W dzień było tam bardzo przyjemnie, ale w nocy… W nocy mogło się zdarzyć wszystko. Poczuł nagły przypływ lęku. – A jak jej się coś stało? Jak stała się ofiarą jakichś zboczeńców? – odpalił samochód i z piskiem opon ruszył nad rzekę. Zaparkował pod mostem i puścił się biegiem wąską ścieżką wydeptaną przez spacerowiczów, rozgarniając dłońmi gęsto rosnące krzaki. Wreszcie wybiegł na wolną przestrzeń. Odetchnął. Była tam. Siedziała skulona na drewnianym pomoście z rękami ściśle oplatającymi podkurczone nogi. Podszedł cicho nie chcąc jej wystraszyć. Widział jak drgają jej ramiona i plecy i już wiedział, że płacze.
 - Ula – wyszeptał cicho. Odwróciła się do niego gwałtownie a on zobaczył jej zalaną łzami twarz. Ścisnęło mu się serce. Wyglądała tak żałośnie i bezradnie jak skrzywdzone dziecko. Podszedł bliżej. Podniósł ją i mocno do siebie przytulił.
 - Tak strasznie się o ciebie bałem. Przepraszam. Wybacz mi. Do niczego nie będę cię zmuszał. Napiszesz uczciwy raport i przedstawisz w nim wyniki podane przez Terleckiego. Tylko nie płacz już, proszę. – Kołysał ją w ramionach gładząc uspokajająco po plecach. Oderwał się od niej i spojrzał na jej twarz. Była mokra od łez a oczy zapuchnięte od płaczu. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i wytarł wilgotne policzki.
 - Ula błagam cię, nie płacz. Jestem ostatnim łajdakiem, że ośmieliłem się zaproponować ci coś tak sprzecznego z zasadami, których się trzymasz. Nie będę owijać w bawełnę i pokażę na zarządzie ten raport. Trudno. Raz kozie śmierć.
Dygotała na całym ciele i z płaczu i z zimna. Ściągnął marynarkę i otulił jej plecy. Przylgnął ustami do jej skroni. Sam biczował się w myślach i wyrzucał sobie od debili. Patrząc na nią tak rozpaczliwie szlochającą i trzęsącą się, poczuł wyrzuty sumienia. Nigdy nie chciał jej zranić, a jednak przedstawiając tą propozycję, zrobił to. Ujął w dłonie jej twarz i wytarł kciukami płynące łzy. Delikatnie przytulił się do jej ust całując lekko i czule. Oderwał się od niej i spojrzał jej w oczy. Były smutne, zagubione i takie zrozpaczone. Ich widok wstrząsnął nim do głębi. Nagle zrozumiał. To, co czuł do tej kruchej istoty, to nie była przyjaźń, to nie była zwykła znajomość ani koleżeństwo, ale coś znacznie ważniejszego. Nie wiedział jak zinterpretować te wszystkie uczucia. Być może była to miłość i chyba sam siebie przekonał, że tak właśnie jest. Wiedziony impulsem ponownie zbliżył się do jej warg.
 - Kocham cię Ula – wyszeptał prosto w nie. One rozchyliły się w szerokim uśmiechu a zapłakane oczy pojaśniały szczęściem. Od tak dawna pragnęła to usłyszeć, że kiedy wreszcie dotarły do niej te magiczne słowa nie mogła w nie uwierzyć. Rozpłakała się jeszcze bardziej tuląc się do jego torsu i mocząc mu koszulę. Nie mógł tego znieść.
 - Ula, błagam cię. Co mam zrobić żebyś przestała płakać? – spytał bezradnie. Zaśmiała się nieco histerycznie połykając łzy.
 - Przepraszam – wyszeptała. – To ze szczęścia. Nie mogę uwierzyć, że to, co przed chwilą powiedziałeś, to prawda.
 - Najszczersza, zapewniam cię.
To początkowe upojenie jego słowami nie trwało długo i już po chwili zastąpił je rozsądek.
 - A co z Pauliną? Powiesz jej? – spytała drżącym od płaczu głosem. Zmarszczył czoło, jakby się ciężko zastanawiał.
 - Chyba będę musiał. Nie wiem tylko jak ona to przyjmie. Jednak bardziej od niej boję się reakcji rodziców. Oni bardzo mnie naciskają z tym ślubem. Będę musiał zebrać w sobie całe pokłady odwagi, by rozstać się z nią. Na pewno będzie wściekła, bo bardzo zaangażowała się w przygotowania. Ale nie martw się. Poradzimy sobie, tak? Najważniejsze, że wiemy, co do siebie czujemy, prawda? – Pokiwała niepewnie głową.
 - Prawda.
Uśmiechnął się szeroko.
 - W takim razie chodź, zawiozę cię do domu. Już bardzo późno. Twoi będą się martwić.
Przed bramą jej domu pocałował ją czule życząc jej dobrej nocy. On sam nie będzie miał takiej. Gryzł się tym raportem, ale już wiedział, że nie posunie się znowu do tego, by zmuszać ją do czegokolwiek.
Miał dzisiaj wyjątkowego pecha. Było dwadzieścia minut po pierwszej, gdy cicho wślizgnął się do domu. W przedpokoju ściągnął buty i w samych skarpetach powędrował do salonu. Jak tylko przekroczył jego próg rozbłysło światło i ujrzał siedzącą w fotelu swoją narzeczoną. Jej rozwścieczone spojrzenie, zaciśnięte zęby i pięści świadczyły o wysokim poziomie furii. Nie zdążył otworzyć ust, gdy wyrzuciła z siebie lawinę pretensji.
 - Nooo, wreszcie raczyłeś się zjawić. Możesz mi powiedzieć, gdzie tym razem się szlajałeś i z kim? Czekam na ciebie całe popołudnie i to w dodatku nie sama. Byli tu dzisiaj twoi rodzice i organizatorka ślubu. Dziesięć razy mówiłam ci, byś nie planował na dzisiaj niczego, bo mamy umówione spotkanie. Czy moje prośby mają jeszcze dla ciebie jakiekolwiek znaczenie? Czy ja sama biorę ten ślub? Nie angażujesz się w przygotowania. Wszystko jest na mojej głowie. Co ty sobie do cholery wyobrażasz? Lekceważysz i mnie i swoich rodziców. Krzysztof był wściekły a i mama miała dość czekania na ciebie. Ja mam tego po dziurki w nosie. Mnie nie musisz się tłumaczyć, ale jutro masz się stawić w domu rodziców. To im powinieneś wyjaśnić, co absorbuje cię tak bardzo i tak mocno pochłania twój czas, że nie masz go kompletnie dla mnie. Upokarzasz mnie takim zachowaniem każdego dnia i o tym też im powiedziałam. Mam nadzieję, że oni w przeciwieństwie do mnie będą w stanie przemówić ci do rozumu.
 - Paulina … pracowałem…., to dlatego… - usiłował wyjaśnić. Podniosła do góry ręce i wstała z fotela.
 - Dość. Nie mam zamiaru wysłuchiwać kolejnych kłamstw. Jutro wszystko opowiesz ojcu. Idę spać i nie waż się wchodzić do sypialni. Śpisz na kanapie.

Rano obudził się obolały. Kanapa nie była zbyt wygodnym miejscem do spania. Rozciągnął skurczone mięśnie ramion i kręgosłupa. Powlókł się do łazienki i wziął letni prysznic. Nie było już czasu na jakieś śniadanie. Ubrał się i nawet nie zajrzawszy do sypialni poszedł prosto do garażu. Nie miał ochoty na kolejną konfrontację ze swoją narzeczoną.
W biurze nie zastał nikogo oprócz Ani, która przychodziła najwcześniej. Piąte piętro świeciło pustkami. Poszedł do małej, biurowej kuchenki i zrobił sobie kawy. W szafce znalazł jakieś ciastka. Wziął kilka. Na razie musiały wystarczyć. Zasiadł za biurkiem i kolejny raz zabrał się za analizę tego nieszczęsnego raportu. Zupełnie nie miał pomysłu jak obejść te fatalne wyniki, lub podnieść je nieco w jakiś rozsądny sposób. Nie mógł się dalej oszukiwać. Nie poradzi sobie z tym. Nie był ani wybitnym ekonomistą ani geniuszem matematycznym. To Ula kończyła ekonomię i to ona kochała cyferki. Jednak na nią nie mógł liczyć. Szkoda, że będzie musiał stąd odejść. Wyłożył się już na samym początku i choć prezentacja, którą napisała Ula była świetna, to realizacja jej założeń okazała się dla niego zbyt trudna i przerosła go. Tak bardzo chciał, by ojciec chociaż raz powiedział mu, że jest z niego dumny, a teraz okazuje się, że kolejny raz go zawiódł. Zresztą nie tylko jego. Ulę też rozczarował. Pamięta, jak kiedyś powiedział jej, że prawda nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem i pamięta zdumienie, jakie wymalowało się wówczas na jej twarzy. „Prawda, choćby najgorsza, zawsze jest lepsza niż najlepsze kłamstwo”, usłyszał od niej wtedy. Nie mógł mieć do niej o to żalu ani pretensji. Tak ją wychowano. Na uczciwego człowieka. Nie mogła i nie chciała naginać swoich zasad z nieuczciwych pobudek. Rozumiał to bardzo dobrze. Ktoś cicho zapukał do drzwi. To oderwało go od tych myśli.
 - Proszę.
Do gabinetu wsunął się obiekt jego rozmyślań. Niepewnie spojrzała na niego i z nieśmiałym uśmiechem błąkającym się na ustach spytała.
 - Mogę na chwilę?
Wstał zza biurka i podszedł do niej.
 - Oczywiście, że możesz. Nawet nie musisz pytać. Potrzebujesz czegoś? – cmoknął ją w policzek i pociągnął na kanapę. Splotła dłonie na kolanach i spuściła głowę.
 - Wiesz… długo myślałam w nocy… Nie mogłam spać. Rozważałam wszystkie za i przeciw. Doszłam do wniosku, że nie mogę dopuścić do sytuacji, byś ty przestał być prezesem a Alex miał wrócić do firmy. To nie byłoby dobre dla zatrudnionych tu ludzi. Febo nie traktuje ich dobrze. Wrzeszczy na nich i poniża przy każdej okazji. Mieliby z nim ciężkie życie, gdyby został prezesem. Dlatego postanowiłam, że…, że trochę poprawię ten raport. Tylko troszeczkę. Tak, żeby nie podpadło. Zrobię to dla nich, ale i dla ciebie też – podniosła głowę i popatrzyła mu w oczy. – Kocham cię Marek i nie chcę, żebyś stąd odszedł.
Był w szoku. W życiu nie spodziewałby się takiej wolty. Nie spodziewałby się, że ona zmieni zdanie. Zrozumiał, jak bardzo musiało być jej trudno podjąć taką decyzję. Robiła to przecież wbrew sobie i wbrew temu, w co wierzyła. A wierzyła w dobroć, szlachetność i szczerość. Objął ją i mocno przytulił.
 - Zaskoczyłaś mnie Ula i to bardzo. Doceniam twoje poświęcenie, ale nie mogę od ciebie wymagać niemożliwego. Cudu nie będzie, a ja nie chcę, byś robiła coś wbrew sobie. Byłem głupi, że w ogóle wyskoczyłem z czymś takim. Chyba nadszedł już czas, bym zachował się jak prawdziwy mężczyzna a nie jak tchórz. Nie będę ukrywał nic przed wspólnikami. Jeśli trzeba, to ustąpię ze stanowiska. Tak będzie lepiej. Alex jest surowy, ale być może on ma lepsze pomysły i sposoby, by ta firma wreszcie stanęła na nogi.
 - Nie mów tak. Nawet tak nie myśl. Febo nigdy nie dogada się z Pshemko. Mistrz go nie znosi jak mało czego na świecie, a pracownicy się go boją. Spójrz na Adama jaki jest zastraszony. Boi się własnego cienia. Nie możesz do tego dopuścić a ja pomogę ci w tym, byś utrzymał się na tym stanowisku. Daj mi teraz ten raport. Pójdę do siebie i posiedzę nad nim. Może uda się coś z tym zrobić. Na pierwszej i ostatniej kartce nic nie zmienię, bo są opatrzone pieczątkami Startsportu i imienną pieczątką Terleckiego, ale pozostałe ich nie mają i będzie można je podmienić.
Kolejny raz tulił ją w ramionach. Był wzruszony.
 - Boże… Ula, ja nigdy nie zdołam odwdzięczyć ci się za to, co dla mnie robisz. Jesteś najlepszym, co przytrafiło mi się w życiu. Dziękuję. Dziękuję skarbie. – Tym razem wpił się pożądliwie w jej usta i długo całował. Wreszcie oderwali się od siebie. Wstała z kanapy ze wstydliwym rumieńcem na policzkach i odebrawszy od niego raport poszła do swojego gabinetu.
Postanowił, że wynagrodzi jej to poświęcenie i ten trud. Zasłużyła na wszystko, co najlepsze. Pod koniec tygodnia wybierał się na objazd szwalni w sprawie oszczędności. Mógłby pogodzić przyjemne z pożytecznym. Wiedział, że niedaleko szwalni położonych w Wielkopolsce jest urocze SPA. Tam mógłby zabrać Ulę. Nawet Paulinie nie musiałby kłamać z kim jedzie. Ula była w końcu dyrektorem finansowym i oszczędności dla firmy leżały i w jej zakresie obowiązków. Narzeczona dała się przeprosić ogromnym bukietem kwiatów i łaskawie przyjęła do wiadomości jego piątkowy wyjazd. Czekała go jeszcze tego dnia rozmowa z rodzicami i to jej obawiał się najbardziej. Zanim jednak do niej doszło przeprowadził rozmowę z Ulą i przedstawił jej swój plan.
 - Zgódź się. Proszę. Harujemy jak dwa robocze woły. Należy nam się chwila oddechu. Zresztą jeśli cię to uspokoi, to możemy wspólnie popracować nad tym raportem. Zabierzemy wszystkie potrzebne do tego dokumenty.
Próbowała protestować, że to nie jest najlepszy czas na wyjazd, że jest dużo pracy, ale był nieustępliwy i upierał się przy swoim. W końcu poddała się, gdy wytoczył najważniejszy argument, że jest to polecenie służbowe.
 - Wyjeżdżamy w piątek rano i wracamy w niedzielę wieczorem. Zobaczysz, będzie fajnie. Odetchniemy trochę innym powietrzem. Dobrze nam to zrobi.

Po pracy pojechał do rodziców. Nie uśmiechała mu się ta wizyta. Znowu będzie zmuszony wysłuchiwać tyrad ojca. Ich wzajemne stosunki dalekie były od poprawnych. Senior ciągle mu coś zarzucał i wytykał błędy. Do niedawna stawiał Alexa jako wzorowy przykład pracownika. Niepewnie wszedł do domu i przywitał się z Zosią, gosposią Dobrzańskich. Ta skierowała go od razu do salonu mówiąc, że rodzice czekają na niego. Spiął się. W salonie zastał ich oboje. Przywitał się z nimi i zasiadł w fotelu. Zosia już stawiała przed nim kawę. Senior Dobrzański przyjrzał mu się badawczo i rzekł.
 - Możesz nas oświecić i powiedzieć nam, co ty wyprawiasz? Do ślubu zaledwie dwa tygodnie a ty traktujesz Paulinę gorzej niż psa. Upokarzasz ją. Robisz jej na złość. Lekceważysz. Ta kobieta ma anielską cierpliwość, że znosi i wybacza ci wszystkie twoje wybryki. W przeciwieństwie do ciebie ona doskonale rozumie, jak to małżeństwo dobrze wpłynie na sytuację w firmie. Dobrze by było, gdybyś i ty tak odpowiedzialnie zaczął do tego podchodzić. W nic się nie angażujesz. Nie pomagasz. Ona załatwiła wszystkie formalności związane ze ślubem a ty? Czym ty możesz się pochwalić? Obrączki kupiłeś?
 - Jeszcze nie… - wyszeptał.
 - Jeszcze nie! A kiedy masz zamiar to zrobić? Dzień przed ślubem? Myślałem, że jesteś bardziej odpowiedzialny. Całe życie będziesz jechał na cudzych plecach i wykorzystywał innych? To musi się skończyć.
 - Ja nie chcę się z nią żenić. Nie kocham jej – zaprotestował słabo.
 - Nie kochasz jej? – odezwała się Helena. – I zdałeś sobie z tego sprawę na dwa tygodnie przed ślubem? To największa bzdura jaką w życiu słyszałam. Nic z tego mój drogi. Za dużo zdrowia, energii, pieniędzy i czasu kosztowało nas przygotowanie tej uroczystości. Czy wiesz jak wielki skandal by wybuchł, gdyby ten ślub się nie odbył? Co by powiedzieli ci wszyscy zaproszeni goście? Nie ma mowy – pokręciła głową. – Staniecie na ślubnym kobiercu i pobierzecie się jak Pan Bóg przykazał. Otrząśnij się wreszcie i dorośnij, bo zachowujesz się jak szczeniak a nie jak dorosły mężczyzna. I nie próbuj nic kombinować. Jeśli jeszcze raz zrobisz jakiś brzydki numer Paulinie, pożałujesz tego. Wydziedziczymy cię i zostaniesz z niczym. Zapamiętaj sobie.
Wyszedł od nich zrozpaczony. Nie widział dla siebie drogi ucieczki przed tym ślubem.


ROZDZIAŁ 3


Miała mieszane uczucia, co do tego wspólnego wyjazdu. Przede wszystkim źle się czuła ze świadomością, że Marek, to mężczyzna już zajęty, uwikłany w poważny związek z inną kobietą, mężczyzna, dla którego ta kobieta jest narzeczoną a za chwilę będzie żoną. Czasami miała wrażenie, że pcha się z buciorami między nich i poważne obawy, że ich związek przez nią może nie przetrwać. Z drugiej jednak strony dlaczego miałby przetrwać? Marek wielokrotnie jej mówił, że nie kocha Pauliny. Czy można ożenić się z kimś do kogo nie czuje się nic? Nie rozumiała ich świata. Był dla niej zbyt skomplikowany. Obłudny i pełen pozorów. Nic nie było takie jakim się wydawało. Zasady były po to, by je łamać lub naginać do własnych potrzeb. Liczyły się tylko pozorne konwenanse i to, co ludzie powiedzą. Brzydziło ją to, bo jej świat był prosty, a przede wszystkim uczciwy. Bez knucia, intryg, kombinowania i tuszowania prawdy. Teraz znalazła się w sytuacji, w której będzie musiała to wszystko zrobić i nie czuła się z tym komfortowo. Obiecała to jednak Markowi. Obiecała i zrobi to dla niego z miłości.
Podjechał pod bramę w piątkowy poranek i zapukał do drzwi. Otworzyła mu ubrana w letnią sukienkę z rozpuszczonymi włosami. Omiótł ją zachwyconym spojrzeniem.
 - Pięknie ci w tej sukience – wyszeptał całując ją w usta. Zarumieniła się, co bardzo go rozczuliło. – Jesteś gotowa? Gdzie masz torbę?
 - Tutaj – podała mu ją a sama wzięła torebkę i reklamówkę. – Wzięłam trochę ciasta i termos z kawą, może się przyda.
 - Na pewno, a teraz jedźmy już.

Okolica zachwyciła ich. Nowoczesny budynek SPA a tuż za jego progiem rozciągające się jak okiem sięgnąć, duże jezioro okolone lasem. Kawałek piaszczystej plaży, molo a przy nim stoliki z rozłożonymi parasolami. Marek chłonął ten widok z tarasu, który mieli do dyspozycji. Kiedy się meldowali miała miejsce trochę niezręczna sytuacja, bo on zamówił jeden dwuosobowy pokój, co wywołało u Uli konsternację i zażenowanie. Nie sądziła, że będą spać w jednym. Tłumaczył się dość nieudolnie i w końcu zaproponował, że wynajmie jej osobny pokój. Była purpurowa ze wstydu, ale po krótkim zastanowieniu się odstąpiła od tego pomysłu, a on odetchnął. Pogoda była cudna więc wyszli na duży taras. Ona usiadła w fotelu i zabrała się za przeglądanie dokumentów a on oparłszy się o barierkę podziwiał widok rozciągający się przed jego oczami.
 - Aaaah…, pięknie tu – odwrócił się i spojrzał na Ulę. – Co…, co ty robisz?
 - No chcę to trochę ogarnąć. Będzie z tym naprawdę dużo roboty. Pomyślałam sobie, że gdybyśmy przedstawili najpierw… - podszedł do niej i wyjął jej papiery z rąk.
 - Daj spokój Ula. Rozluźnij się i rozejrzyj dokoła. Zobacz jak tu pięknie.
Ponownie sięgnęła po plik dokumentów leżący na stoliku.
 - Ale my naprawdę mamy dużo pracy i dobrze by było, gdybyś zechciał…
Kolejny raz zabrał jej kartki z rąk. - Nie teraz… - schwycił ją za dłonie i pomógł jej wstać. Zbliżył twarz do jej twarzy i zaczął całować. Nie protestowała już więcej i poddała się tym słodkim pocałunkom. Pociągnął ją w stronę pokoju i nie przestając całować ułożył na łóżku. Gdy z pieszczotami dotarł do jej szyi powstrzymała go.
 - Marek…, Marek…, nie możemy…, Paulina.
Oderwał się od niej i usiadł obok. Spojrzał przez okno na gładką taflę jeziora.
 - Pauliny już nie ma. Po zarządzie nie zobaczysz jej już więcej. Ja nie mogę już dłużej z nią być. Już nie…
Te słowa bardzo ją uspokoiły. Spojrzała na niego i ściągnęła okulary. Była gotowa oddać mu ciało i duszę.

Te trzy dni były dla niej jak najpiękniejszy sen, z którego nie chciała się już obudzić. Jeszcze nikt w całym jej życiu nie traktował jej z taką atencją, czułością, delikatnością i miłością. Godziny dopołudniowe spędzali w szwalniach, ale popołudnia a przede wszystkim noce należały tylko do nich. Upijała się tą miłością jak najlepszym trunkiem. To były tylko trzy dni i zaledwie dwie noce, ale to wystarczyło by jej uczucie do tego nieprzeciętnego mężczyzny stało się mocne i silne. Nikt nigdy nie pieścił jej ciała w taki sposób i nikt nigdy nie obdarzył ją tak ogromną dawką rozkoszy. Wreszcie poczuła się spełnioną kobietą. Stuprocentową kobietą.
Dla niego była kimś zupełnie wyjątkowym i tak bardzo innym od kobiet, które znał do tej pory. Delikatna, subtelna, oddająca jego pieszczoty w dwójnasób. Mile go zaskoczyła. Nie sądził, że ma tak fantastyczną figurę. Dopiero tutaj mógł podziwiać jej szczupłe, długie, zgrabne nogi, wąską talię i wdzięcznie sterczące, niezbyt duże, ale kształtnie uformowane piersi, piękną linię szyi i te cudowne, pełne usta jak dwie słodkie maliny, które przyciągały go jak magnes. Największym jej atutem były jednak oczy. W nie mógłby patrzeć bez końca. U żadnej kobiety nie spotkał takich. Intensywnie błękitnych, dużych, wyrażających tak wiele różnych emocji. Mógłby tonąć w nich bezustannie i nigdy nie miał dość. Nie chciał myśleć, co będzie po ich powrocie do firmowej rzeczywistości. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Tu ona była najważniejsza. Zastanawiał się, dlaczego przylgnęło do niej to wstrętne przezwisko. Czy naprawdę ludzie byli tak ślepi i nie dostrzegali w niej tego zniewalającego piękna? Gdyby popatrzyli na nią uważniej z pewnością zgodziliby się z nim. Ona była skończoną pięknością i tylko ludzie złośliwi mogliby twierdzić, że jest inaczej. Uświadomił sobie, że ludzie z jego najbliższego otoczenia tak właśnie ją postrzegają. Sebastian, Paulina, Violetta… Tak… Nie miała zbyt wielu przychylnych osób w tej firmie. Westchnął ciężko i spojrzał na śpiącą obok Ulę. Miała w sobie tyle niewinności dziecka. Odruchowo pogładził jej ciepły od snu policzek. Pod wpływem jego dotyku otworzyła zaspane oczy. Uśmiechnął się.
 - Będziemy się musieli zbierać Ula. Zjemy jakieś śniadanie i trzeba będzie wracać.
Popatrzyła na niego ze smutkiem.
 - Szkoda. Byłam tu taka szczęśliwa a tam nie wiem, co mnie czeka. Boję się wracać. Znowu będziemy udawać tylko przyjaciół i że nic poza przyjaźnią nas nie łączy. To bardzo trudne. Nie wiem, czy po tym wszystkim będę potrafiła ukryć uczucia do ciebie.
 - Byle do zarządu, a po nim już nie będziesz musiała niczego udawać. Po nim wszystko się zmieni.

Wrócili. On znowu był prezesem, ona dyrektorem finansowym. Ciągle walczyła z tym nieszczęsnym raportem, żeby wyglądał w miarę wiarygodnie. Musiała wszystko dokładnie sprawdzić i wszystko logicznie uargumentować. Tu nie mogło być miejsca na jakiekolwiek pomyłki, bo mogło to ich drogo kosztować. Zmęczona tym ciągłym stanem skupienia nad liczbami wyszła z gabinetu z zamiarem zrobienia sobie kawy. Zanim jednak dotarła do pomieszczenia socjalnego spotkała Izę, główną krawcową i prawą rękę Pshemko. Przyjaźniły się. Ucieszyła się na widok przyjaciółki.
 - Jak tam Iza, w porządku? Pshemko nie dokucza ci za bardzo?
 - W porządku. Na szczęście on skupia się teraz na zupełnie czymś innym. Wiesz, że za dwa tygodnie ślub Marka i Pauliny. Chodź pokażę ci coś pięknego – Iza schwyciła ją za rękę i pociągnęła za sobą do pracowni. Przekroczywszy jej próg stanęła jak wryta. Na podeście w ślubnej sukni i w welonie stała Paulina a wokół niej tańcował podekscytowany Pshemko.
 - To nie możliwe. Ona szykuje się do ślubu? Przecież Marek powiedział, że tego ślubu nie będzie, że porozmawia z nią. Na co on czeka? Zarząd za dwa dni. Chyba nie chce jej powiedzieć tego przy ołtarzu? Nic z tego nie rozumiem.
Ten widok szczęśliwej i uśmiechniętej Pauliny dał jej do myślenia. Czy aby na pewno Marek był z nią szczery?
Następnego dnia koło dwunastej poszła do jego gabinetu. Obiecał jej dać dodatkowe zestawienia kosztów potrzebne do tego raportu. Od Violetty dowiedziała się, że poszedł z Pauliną na lunch. Miała czekać aż wróci? Ona w przeciwieństwie do niego nie mogła pozwolić sobie na przerwę w pracy. Zadzwoniła przypominając mu, że obiecał jej te dokumenty.
 - Wiesz co Ula, wejdź do mnie i weź sobie. Powinny być gdzieś na biurku. Ja będę za jakieś pół godziny.
Weszła do jego gabinetu i przysiadła na obrotowym krześle. Sięgnęła do korytek stojących na blacie i przejrzała dokumenty, ale nie było wśród nich tych, o które jej chodziło. Pociągnęła pierwszą z szuflad, ale i w niej były tylko jakieś mało istotne drobiazgi. Za to, gdy otworzyła drugą zamarła. Wypełniona była biżuterią. Naszyjniki, brosze, łańcuszki. Zachichotała. – Co on, jubilera okradł? – sięgnęła po jakąś kartkę leżącą głębiej i uśmiech natychmiast spełzł z jej twarzy. „ Niezawodny zestaw prezentów dla Brzyduli - Seba” – przeczytała. – To stąd pochodzą te wszystkie świecidełka, którymi tak szczodrze mnie obsypywał. – Teraz wszystko stało się jasne i czytelne. Nareszcie zrozumiała jego intencje. On jej nie kochał. Jemu chodziło tylko o te udziały i o ten raport. – Świnia, świnia, świnia… - zerwała się z fotela i odrzuciwszy z obrzydzeniem na blat biurka tę kartkę i garść biżuterii uciekła czym prędzej z pokoju. Wpadła do swojego ledwie hamując łzy. Była w jakimś amoku. W pośpiechu spakowała wszystkie swoje rzeczy. Na szczęście nie było ich zbyt wiele. Zgrała na płytę dane dotyczące raportu. Zarzuciła torebkę na ramię i z pokaźną reklamówką powędrowała do windy. W niej dała upust swojej złości i żalu. Rozpłakała się na dobre. Na dole rzuciła tylko krótkie „do widzenia” panu Władkowi i pobiegła na przystanek.

Ten lunch zaczynał go już nużyć. Paulina szczebiotała jak najęta opowiadając mu o kolejnych „rewelacjach” dotyczących zbliżającego się ślubu. Tak naprawdę kompletnie go to nie obchodziło. Najchętniej wysyczałby jej prosto w tę wytapetowaną twarz, że żadnego ślubu nie będzie. Nie miał jednak odwagi. Był zbyt wielkim tchórzem. Rozstał się z nią przy windach i pomaszerował do gabinetu. Wszedł do środka i oniemiał. Na biurku leżały precjoza i kartka, którą wraz z nimi wcisnął mu kiedyś Sebastian. Wycofał się do sekretariatu i spytał.
 - Viola, kto był u mnie w gabinecie? Ktoś szperał w moim biurku i wszystko wywalił na blat.
 - No jak to kto? Ulka była. Powiedziała, że pozwoliłeś zabrać jej jakieś dokumenty.
Zrobiło mu się ciemno przed oczami. Zamknął za sobą drzwi i usiadł. Zrozumiał, że przez jego głupotę Ula znalazła te błyskotki i jeszcze tą żenującą kartkę od Sebastiana. Był kretynem. Dlaczego się jej nie pozbył? Wziął ją w dłoń i zauważył, że nosi na sobie ślady łez. Łez Uli. Ścisnęło mu się serce. – Mój Boże, co ona sobie teraz o mnie myśli. Muszę jej wszystko wyjaśnić. – Z takim postanowieniem ruszył do gabinetu dyrektora finansowego. Przywitał się z Dorotą i już nacisnął klamkę, gdy Dorota poinformowała go, że pani dyrektor nie ma.
 - Jak to nie ma, a gdzie jest? – Sekretarka wzruszyła ramionami.
 - Nie mam pojęcia. Wybiegła stąd mocno zdenerwowana z wielką reklamówką i powiedziała mi tylko, że dzisiaj jej nie będzie już do końca dnia.
Od kilkunastu minut wybierał jej numer telefonu, ale wciąż tylko słyszał nagrany jej łagodny głos „Tu Ula, Ula Cieplak. Zostaw wiadomość”. W końcu nagrał się nie widząc innej możliwości skontaktowania się z nią. Nie wybaczy mu. Tak bardzo nie chciał jej skrzywdzić a jednak zrobił to już kolejny raz. Jutro zarząd. Nie przedstawi na nim fałszywego raportu, bo go nie ma. Przedstawi ten właściwy, a potem wręczy ojcu rezygnację ze stanowiska i spakuje swoje rzeczy. Już nie ma nic do szukania w tej firmie. Niech teraz Alex pokaże, co potrafi. Pewnie będą pytać, gdzie Ula, przecież to do niej należy przedstawienie sprawozdania finansowego. Co ma im powiedzieć, że i to spieprzył? Najlepsze, co może zrobić w tej sytuacji to wykopać sobie grób.
Wrócił przybity do domu. Na pytania Pauliny odpowiadał monosylabami. Nie miał ochoty na żadne utarczki słowne. Zabrał poduszkę i kołdrę i rozłożył się na kanapie. Była zaskoczona jego zachowaniem. Sądziła, że po tym ostatnim wspólnym lunchu wszystko jest już między nimi w porządku. Od Heleny dowiedziała się o przebiegu rozmowy z nim i uspokoiła się jej zapewnieniem, że teraz już będzie dobrze a on nie będzie stwarzał problemów. Chyba jednak nie było. On zachowywał się dziwnie. Ona liczyła na wspólną, upojną noc, on wręcz przeciwnie, pragnął tylko spokoju. Przymknął oczy. Wpłynął przed nie obraz płaczącej Uli. Sam poczuł pod powiekami łzy. Nakrył się kołdrą aż po czubek głowy i usiłował zasnąć.

Wstała kompletnie wykończona i rozbita. Do północy siedziała i kończyła ten raport. Napisała też sprawozdanie z ostatniego miesiąca i wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym. Nie chciała spędzić w firmie więcej czasu niż to było konieczne. Pójdzie tylko na zarząd, wręczy Markowi wypowiedzenie i znika stamtąd. Ojcu powiedziała, że już nie może tam dłużej pracować i zacznie szukać innej pracy. Zmartwił się, ale nie pytał o szczegóły. Miał mądrą córkę i jeśli twierdziła, że nie da rady dłużej wytrzymać w tej firmie, to tak było. Szkoda, bo dzięki jej zarobkom znacznie podreperowali budżet i nawet trochę zaoszczędzili. Teraz trzeba będzie uruchomić te oszczędności dopóki ona czegoś nie znajdzie.
Związała włosy w kucyk i poprawiła okulary. Nie będzie się malować ani stroić. Już nie ma dla kogo. Ubrała ciemną garsonkę, pod którą włożyła białą bluzkę. Jeszcze raz przyjrzała się swemu odbiciu w lustrze. – Może być i tak nikt nie zwróci na mnie uwagi.
Przyjechała wcześniejszym autobusem. Zarząd zaczynał się o ósmej miała więc jeszcze trochę czasu. Wzięła od Ani klucz do gabinetu Marka i położyła mu na biurku jedną z teczek, które ze sobą przyniosła. Między innymi zawierała też jej wypowiedzenie, które kończyło jej współpracę z Febo&Dobrzański. Poszła jeszcze do swojego gabinetu i spakowała resztę drobiazgów. Zmieściła wszystko w torebce, bo zostało ich zaledwie kilka. Punktualnie o ósmej zaopatrzona w sprawozdanie udała się do sali konferencyjnej. Siedzieli już w niej państwo Dobrzańscy i Alex. Przywitała się ogólnym „dzień dobry” i zajęła miejsce blisko drzwi jakby po wszystkim chciała się jak najszybciej stąd ewakuować. Wreszcie dotarł i Marek z Pauliną. Ucieszył go jej widok, choć nie miał absolutnie pewności jak przedstawi to sprawozdanie. Zajął miejsce i spojrzał na nią. Nie patrzyła na nikogo. Siedziała ze spuszczoną głową i udawała, że jeszcze analizuje to, co napisała. Krzysztof rozpoczął posiedzenie. Kilka słów wstępu i już została wywołana do tablicy. Wstała trzymając w trzęsących się dłoniach kartki ze sprawozdaniem. Mówiła przez dwadzieścia minut. Udowadniała, że nienajlepsze wyniki, jakie firma osiągnęła przez ostatnie dwa miesiące, są skutkiem panującego kryzysu i w takim położeniu są inne firmy modowe, które podobnie jak F&D, zanotowały spadki obrotów. Powołała się na raport Terleckiego mówiąc, że mimo iż wyniki nie są imponujące, to następuje ciągły wzrost sprzedaży i to napawa nadzieją.
 - Reasumując. W świetle tych niekorzystnych koniunktur i w dobie dużego kryzysu ekonomicznego firma nie jest w najgorszym położeniu. Ciągle dysponuje sporym potencjałem w postaci eleganckich kolekcji, których sprzedaż utrzymuje się na niezłym poziomie, a także FD Sportivo, które świetnie zadebiutowało i powoli zaczyna przynosić zyski – skończyła czytać i spojrzała na Krzysztofa. – To wszystko panie Krzysztofie.
 - Dziękujemy pani Urszulo. Świetnie się pani spisała. Kto jest za przyjęciem sprawozdania? – Odetchnęła, gdy podniosły się ręce wszystkich członków zarządu. – Ogłaszam, że sprawozdanie zostało przyjęte jednogłośnie. Jeszcze raz dziękuję pani Urszulo. Jest pani wolna.
Wstała z miejsca i nie patrząc na nikogo opuściła pomieszczenie. Po wyjściu wzięła głęboki oddech. Udało się, a ona już nigdy więcej nie będzie kłamać.
Po jej wyjściu Marek poruszył się niespokojnie.
 - Możemy zrobić krótką przerwę? – Zwrócił się do ojca. – Dosłownie piętnaście minut.
 - No dobrze. Ale ani minuty dłużej. - Zerwał się z krzesła i wypruł jak strzała z konferencyjnej wprawiając wszystkich tym nagłym zrywem w zdumienie.
 - A temu co się stało? – retorycznie spytała Paulina.
 - Może coś natarło prezesowski tyłek – ironicznie odparł jej brat.
 - Uspokójcie się – zgromił ich Krzysztof. - Jeśli chcecie też możecie skorzystać z toalety.
Wybiegł na korytarz i rozejrzał się nerwowo. Podbiegł do recepcji i zapytał Anię, czy nie widziała Uli.
 - Ula już poszła. Widziałam jak wchodziła do windy.
Puścił się schodami na parter. Wybiegł z budynku i wreszcie ją dostrzegł jak oddala się szybkim krokiem w kierunku przystanku. Podbiegł do niej i złapał ją za ramię.
 - Ula zaczekaj – wysapał. Stanęła przed nim. Dostrzegł w jej oczach gromadzące się łzy.
 - Wszystko zostawiłam na twoim biurku. Jeśli usiłujesz mi coś wyjaśnić, to daruj sobie. Ja wystarczająco dużo zobaczyłam i jestem na tyle inteligentna, że potrafię wyciągnąć wnioski. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, myślałam, że mnie kochasz, bo przecież tak gorliwie mnie o tym zapewniałeś. Brzydzę się tobą i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Jeśli chodziło ci tylko o te udziały, to trzeba było powiedzieć wprost. Oddałabym ci je, bo mnie nie są do niczego potrzebne. Oszczędziłbyś sobie chodzenia ze mną na randki, przytulania i całowania mnie. To musiało być dla ciebie ciężkie doświadczenie zmuszać się do adorowania kogoś takiego jak ja. Już dzięki Bogu nie będziesz musiał tego robić, bo ja znikam z twojego życia i postaram się ze wszystkich sił jak najszybciej o tobie zapomnieć. Jesteś kłamcą, oszustem i łajdakiem, a ja takich typków omijam szerokim łukiem. Mimo wszystko życzę ci powodzenia. Nie stracisz stanowiska, bo sfałszowałam ten raport. Nie zrobiłam jednak tego dla ciebie, ale dla ludzi, na których mi zależy. Nie jesteś wart, by robić dla ciebie cokolwiek. Na szczęście ja już nic nie muszę. Żegnaj – odwróciła się na pięcie chcąc odejść, jednak zatrzymał ją jeszcze.
 - Nie kłamałem mówiąc, że cię kocham. Kocham cię bardziej niż jesteś to sobie w stanie wyobrazić. Jednak zobowiązania poczynione przez moich rodziców wobec rodziców Pauliny nie pozwalają mi na zrezygnowanie z tego ślubu. Gdybym to zrobił, straciłbym wszystko. Zagrozili mi, że mnie wydziedziczą. – Uśmiechnęła się ironicznie.
 - I nie kłamałeś też mówiąc, że po zarządzie wszystko się zmieni i że nie zobaczę już więcej Pauliny. Miałeś rację. Wszystko się zmieniło a ja nie muszę już patrzeć na tę nadętą Włoszkę. Życzę wam jednak szczęścia na nowej drodze życia.
Tym razem nie zatrzymywał jej. Stał tylko na chodniku i patrzył jak odchodzi. Widział jak trzęsą jej się ramiona. Płakała, choć przy nim nie uroniła ani jednej łzy. Zapłakał i on. Dzisiaj stracił bezpowrotnie coś najcenniejszego w swoim popapranym życiu. Stracił miłość Uli. Nie odzyska jej już. Zbyt wiele zadał jej bólu. Zbyt wiele przez niego wycierpiała. Nie wybaczy mu. Coś w nim pękło. W jego sercu narastał gniew i bunt. – Tak bardzo chcesz tego ślubu Paulinko? Będziesz miała swój wymarzony ślub, ale na nic więcej nie licz, bo niczego więcej z mojej strony się nie doczekasz. Zamieniłaś mi życie w koszmar, czas na rewanż kochanie, najwyższy czas.
Po zarządzie dotarł wreszcie do swojego gabinetu. Poprosił Violettę o kawę. Musiał się uspokoić. Dostrzegł leżącą na blacie teczkę i otwarł ją. Na wierzchu leżało wypowiedzenie Uli i raport od Terleckiego już poprawiony. Pod nim dostrzegł coś jeszcze. Udziały i kopertę, której zawartość pozbawiła go wszelkich złudzeń. Oddała wszystkie świecidełka, które od niego dostała. W ten sposób odcięła się od niego całkowicie. Poczuł w gardle wielką kluchę. Chciało mu się wyć. Poluzował krawat jakby nagle zabrakło mu powietrza. To koniec. Nie odzyska jej. Czy będzie umiał bez niej żyć? Usłyszał ciche pukanie do drzwi. Po chwili ujrzał w nich Alę, asystentkę Sebastiana i najlepszą przyjaciółkę Uli.
 - Marek, mogę ci zająć chwilkę?
 - Wejdź. Masz coś pilnego?
 - Wiem, że Ula złożyła dzisiaj wypowiedzenie. Chciałam cię prosić o podpisanie jej świadectwa pracy. Bez niego nie będzie mogła nic znaleźć. Podpiszesz?
 - Podpiszę. Oczywiście, że podpiszę. Nie wiesz, gdzie ma zamiar się zatrudnić?
 - Nie wiem. Nic nie mówiła.
Złożył zamaszysty podpis pod dokumentem i wręczył go Milewskiej. Podziękowała i szybko opuściła gabinet.




ROZDZIAŁ 4


Zapłakana weszła do autobusu i zajęła miejsce przy oknie. Przytuliła czoło do szyby. Kolejny raz powiedział, że ją kocha. Czy mogła mu wierzyć? Jak można uwierzyć w takie zapewnienia komuś, kto kocha jedną kobietę a żeni się z drugą? Nie pojmowała tego. Wychodzi na to, że to małżeństwo to związek całkowicie biznesowy. Zero miłości, zero czułości, zero przywiązania, tylko kasa i wspólne interesy. Ale właściwie co ją to teraz obchodzi? To jego życie i niech robi sobie co chce. Zakpił z niej. Zniżył się do poziomu Violetty. Skutecznie wyleczył ją z angażowania się w jakiekolwiek związki z innymi mężczyznami. Wiedziała, że już nigdy z nikim nie będzie równie szczęśliwa, bo od dzisiaj wszystkich mężczyzn będzie porównywała do niego. Już nigdy nikogo nie będzie w stanie tak mocno pokochać i już do końca życia zostanie sama. Nie spełnią się marzenia taty o zięciu i wnukach. W tej kwestii na nią nie może już liczyć. Przed domem ogarnęła się trochę i wytarła mokre od łez policzki. Nie chciała, by tata widział ją w takim stanie. Wsunęła się do kuchni i przysiadła przy stole. Po chwili wszedł Cieplak i z troską spojrzał na córkę.
 - I jak córcia? Załatwiłaś wszystko?
 - Załatwiłam. Jutro Ala przywiezie mi jeszcze świadectwo pracy i wszystkie moje dokumenty. To zamknie całą sprawę z F&D. Od jutra też zacznę rozglądać się za nową posadą.
 - Może to i dobrze, że odeszłaś. Harowałaś tam jak wyrobnica. Wykorzystywali cię. Zanim podejmiesz się czegokolwiek nowego powinnaś trochę odpocząć. Wyjechać gdzieś. Zregenerować siły.
 - Pomyślę o tym tatusiu. Pomyślę. Pójdę do siebie. Położę się. Jestem taka zmęczona. Mało spałam ostatniej nocy.
Zanim jednak dotarła do łóżka, jeszcze komputer i weszła na skypa. Musiała się wygadać. Od kilku lat korespondowała z dziewczyną mieszkającą w Szwecji. Dziewczyna pochodziła z Rysiowa. Była w szóstej klasie szkoły podstawowej, gdy jej rodzice postanowili emigrować. Wyjechali do Szwecji i przez długi czas obie nie miały ze sobą kontaktu. Tu w Polsce przyjaźniły się. Obie nie były zbyt urodziwe i obie nosiły wielkie okulary. To je zbliżyło. Marysia wcześniej przeszła metamorfozę. Wyrosła na śliczną kobietę, a po dawnej, brzydkiej Mani nie został ślad. Ula nadal tkwiła w tej niezbyt atrakcyjnej formie i poza zmianą garderoby nie dokonała ze sobą niczego spektakularnego. Rodzice Marysi nadal mieszkali w Uppsali, jednak ona jak tylko osiągnęła pełnoletniość, przeniosła się do Sztokholmu. Tam ukończyła studia i znalazła pracę. Jak do tej pory nie była związana z żadnym mężczyzną i jak utrzymywała, była typową singielką. Była też powierniczką Uli i przyjaciółką od serca. Wiedziała o jej beznadziejnej miłości do Dobrzańskiego. Może ona podpowie jej, co ma teraz ze sobą zrobić?
Połączyła się szybko i uśmiechnęła, gdy zobaczyła twarz swojej przyjaciółki.
 - Witaj Marysiu.
 - No witaj Ula. Dawno się nie odzywałaś. Już zaczęłam się martwić. Co u ciebie? Wszystko dobrze? Co ty? Płaczesz? Co się stało? Opowiadaj.
Tu popłynęła opowieść, którą Ula zakończyła płacząc już na całego.
 - On się żeni, Maniu. Żeni się z kobietą, której podobno nie kocha. Dzisiaj jeszcze na odchodne powiedział mi, że to mnie kocha, ale ze względu na wspólne interesy musi poślubić tamtą. Przecież gdyby mnie naprawdę kochał, to starałby się ze wszystkich sił, żeby ze mną być, prawda? Odeszłam z firmy. Nie wiem co będzie dalej Będę musiała rozejrzeć się za jakąś pracą, bo za chwilę skończą nam się oszczędności i znów będziemy klepać biedę. Najpierw jednak muszę trochę odpocząć i zdystansować się do całej sytuacji. To, co wydarzyło się ostatnio w moim życiu, kompletnie pozbawiło mnie sił.
 - Wiesz co Ula, ja mam pomysł. Może przyjechałabyś do mnie chociaż na dwa tygodnie? Rozejrzysz się trochę. Może tu znajdziesz coś, co mogłabyś robić? Kto powiedział, że musisz pracować w Polsce? A rodzinie zawsze możesz wysyłać pieniądze. Tu nie ma problemu z porozumiewaniem się. Jesteś zdolna i języka na pewno nauczysz się szybko. Poza tym znasz biegle angielski i niemiecki a tu mówi się również w tych językach. Zgódź się. Tak dawno się nie widziałyśmy w realu. Ostatni raz jak byłyśmy dziećmi. Będzie fajnie a i odpoczniesz trochę.
 - Marysiu… Cóż mam powiedzieć. Chyba tylko dziękuję, ale nie wiem, czy będzie to możliwe. Musiałabym wyrobić paszport. Nawet nie wiem jak długo trzeba na niego czekać.
 - Ulka. Nie musisz mieć żadnego paszportu. Przecież Szwecja jest w Unii Europejskiej. Wystarczy dowód osobisty. Szwecja nie ma tylko euro, bo korona szwedzka nadal tu jest obowiązującą walutą. Nie wymyślaj sobie pretekstów. Pozałatwiaj wszystko u siebie, pozamykaj sprawy i przyjeżdżaj. Nawet nie wiesz jak rodzice się ucieszą. Pojedziemy do nich do Uppsali. Będzie super.
 - No dobrze. Porozmawiam na ten temat z tatą i dam ci znać, co ustaliliśmy. Dziękuję ci. Jesteś najlepsza. Dzięki rozmowie z tobą poczułam się lepiej. Trzymaj się Marysiu i do zobaczenia.
Rozłączyła się. Pomyślała, że ten pomysł z wyjazdem nie jest wcale taki głupi. Ojciec czuje się dobrze. Po zabiegu, który przeszedł nie narzeka już na serce. Poradzi sobie. Jasiek jest już dorosły, też pomoże. Teraz jednak musi się położyć. To odejście z firmy kosztowało ją sporo nerwów.
Wieczorem przy kolacji streściła wszystkim rozmowę z Marysią.
 - Pojechałabym tato. Może tam znajdę jakąś pracę i wtedy będę przysyłać pieniądze do domu. Na razie to będzie tylko taki rekonesans przy okazji odpoczynku, a potem zobaczymy. Co o tym myślisz?
 - Córcia. Ja pogodzę się ze wszystkim, co postanowisz. Będziemy za tobą tęsknić, ale przecież Szwecja nie leży na końcu świata. Są samoloty, telefony, komputery. Zawsze będzie można porozmawiać i zobaczyć się. Skoro Marysia wyszła z taką propozycją to powinnaś z niej skorzystać. My tu poradzimy sobie. Najważniejsze żebyś ty odpoczęła i była szczęśliwa.
Od tej rozmowy minęło dziesięć dni. W międzyczasie zdążyła pozbyć się tego żelastwa na zębach, które nosiła niemal od dwóch lat i zrobić porządek z włosami. Teraz były sporo krótsze. Sięgały ramion i miały kolor ciemnego brązu. Okulary też zmieniła na lżejsze i mniejsze. Zdecydowanie wypiękniała. Marek dzwonił codziennie. Nie odbierała, bo co niby miałaby mu powiedzieć? Potem zaczął zostawiać wiadomości zawsze tej samej treści, „kocham cię Ula, zawsze będę cię kochał, pamiętaj o tym”. Nie robiło to już na niej żadnego wrażenia. Swoją miłość do niego pogrzebała wraz z tym fałszywym raportem. Ukryła ją głęboko i starała się o nim nie myśleć, choć nie było to łatwe. W końcu on już wybrał kobietę na swoją żonę, jej nic do tego. To on zadecydował, a jedyne co mogła w takiej sytuacji zrobić to odejść w zapomnienie.
Umówiła się z Marysią na lotnisku w Sztokholmie. Podała jej numer lotu i godzinę przylotu. Cały swój majątek spakowała w dwie niewielkie walizki i któregoś dnia żegnając ze łzami swoich bliskich wyleciała do Szwecji.

Im bliżej było do ślubu tym bardziej wzrastał niepokój u panny Febo. Nie, nie chodziło o to, że Marek nie pomagał w przygotowaniach. Martwiło ją, że się zmienił. Zmienił się od czasu tego zarządu. Nadal sypiał na kanapie. To nie było normalne. Zawsze miał duże potrzeby seksualne, zresztą ona też, a tu nic, kompletnie nic. Próbowała się do niego zbliżyć. Starała się być miła. Całowała go, ale nigdy już nie odwzajemnił jej pocałunków. Najgorsze było to, że miała pewność, że w jego życiu nie ma żadnej kobiety. Przestał bywać w klubach, przestał się upijać. Po pracy wracał prosto do domu. Od ponad dwóch tygodni nie czuła od niego żadnych damskich perfum. Nie wiedziała co gorsze. Czy jego ciągłe zdrady, czy jego kompletna obojętność. Przestała mieć powody, by wszczynać mu o byle co awantury. Teraz martwiły ją te ciche dni, gdy on po pracy rozkładał się na kanapie i bezmyślnie gapił w telewizor. Pomyślała, że to być może przedślubny stres. Podzieliła się nawet tymi obawami z Heleną, ale ta zbagatelizowała całą sprawę.
 - Jak wracał nad ranem, miałaś do niego pretensje. Teraz, gdy wreszcie zrozumiał, że czas dorosnąć i przykładnie wraca do domu, ty znowu je masz. Czego ty właściwie chcesz? Skup się na ślubie i przestań się zadręczać. Po nim na pewno będzie dużo lepiej.

Wreszcie nadszedł ten dzień. Dzień ich zaślubin. Marek przy pomocy Sebastiana, który był świadkiem, przygotowywał się do tej uroczystości. Przyjaciel z niepokojem obserwował zachodzące w nim zmiany. To już nie był ten sam Marek, który tak łatwo dawał się wyciągać do klubów na popijawę i chętne panienki. Nie mógł tego zrozumieć, choć Marek opowiedział mu po zarządzie całą historię jego i Uli. Przyznał mu się, że ją kocha, a musi poślubić kobietę, do której czuje wstręt. Nie rozumiał jak Marek mógł się zakochać w tej Brzyduli? A jednak musiało tak być naprawdę, bo do tego ślubu szedł jak na egzekucję. Od dwóch tygodni nie zagościł na jego twarzy uśmiech. Burczał tylko i odpowiadał monosylabami. Olszański westchnął. Gdzie się podział ten figlarny, wesoły chłopak? Nic nie zostało z tamtego Marka.
Poprawił mu muszkę i sprawdził czy ma w kieszeni obrączki. Wpiął mały bukiecik w butonierkę.
 - No gotowe. Możemy jechać.
Wyszli z domu bez słowa i bez słowa wsiedli do limuzyny czekającej przed bramą. Kościół wypełniony był już gośćmi. Stanął przy ołtarzu wraz z Olszańskim i czekał na przyjazd Pauliny. Wreszcie weszła prowadzona pod ramię przez Krzysztofa. Po ławach kościelnych przeszedł szmer podziwu. Wyglądała naprawdę zjawiskowo w uszytej przez Pshemko sukni, ale na Marku nie zrobiła żadnego wrażenia. Patrzył obojętnie jak podchodzi do niego coraz bliżej. Wreszcie podał jej dłoń i stanął wraz z nią przy ołtarzu. Zaczęła się ceremonia. Mechanicznie powtarzał za księdzem utarte formułki. Na wypowiedziane przez kapłana „a teraz możesz pocałować pannę młodą”, uniósł jej welon i cmoknął krótko jej usta. Nie tego się spodziewała. Spojrzała na niego rozczarowana, ale nie zareagował na to. Odwrócił się do gości i podając jej dłoń wyprowadził z kościoła. Ona uśmiechała się promiennie przyjmując życzenia od licznie zgromadzonych, on przyjmował gratulacje z kamiennym wyrazem twarzy, jakby miał na niej założoną maskę. Zaniepokoiło to jego rodziców. Gdy podeszli, Helena spytała.
 - Marek, co ci jest? Nie cieszysz się? Dzisiaj powinieneś być szczęśliwy. – Spojrzał w jej oczy z wyrzutem.
 - Dzisiejszy dzień jest dniem mojego pogrzebu i nie pytajcie już o nic więcej – powiedział cicho. - Chcieliście tego ślubu, no to go macie, ale nie wymagajcie ode mnie, żebym się szczerzył do zupełnie obcych mi ludzi i wyśmienicie się bawił. Kogo ona tu naspraszała? Osiemdziesiąt procent tych gości w ogóle nie znam. Mam odstawić przed nimi szopkę? Nigdy w życiu. Zostawcie mnie w spokoju. Przez was już nigdy nie będę szczęśliwy i już nigdy nie będę miał normalnej rodziny. Doprowadziliście do tego, że zamiast sielanki będę miał do śmierci piekło na ziemi. Zapomnijcie o wnukach, bo ich też nie będzie. Nie-na-wi-dzę jej.
Byli wstrząśnięci tym, co od niego usłyszeli. To nie wróżyło dobrze temu małżeństwu. Czyżby naprawdę aż tak się pomylili? A jeśli tak? Przecież powiedział im wtedy, że jej nie kocha. To będzie nie lada problem. Teraz jednak nie był to czas ani miejsce na takie dywagacje. Trzeba było się zająć gośćmi.

Sala weselna pękała w szwach. Trudno było pomieścić pięciuset gości. Marek siedział sztywno obok swojej żony i tępo wpatrywał się w pusty talerz. Wstał Krzysztof z zamiarem wygłoszenia płomiennej mowy, ale po tym co usłyszał od Marka przed kościołem, ograniczył się tylko do kilku banalnych zdań. Po nim goście zaczęli wznosić toasty krzycząc „gorzko, gorzko”. Przeżywał prawdziwe katusze. Ona za każdym razem nadstawiała swoje pełne usta a on nie mógł się przemóc, by pocałować ją tak, jak zwykle robi to pan młody z panną młodą. Były to więc tylko udawane pocałunki. Nie mogła tego zrozumieć. Co mu się nagle stało? Dlaczego zrobił się taki nieprzystępny i to w dniu własnego ślubu? Nawet Alex się zaniepokoił i poprosiwszy ją do tańca zażądał wyjaśnień.
 - Zachowuje się jak ostatni matoł. Wygląda, jakby przyszedł na własny pogrzeb a nie na ślub. Nawet goście już zaczynają dziwnie patrzeć. Wyobrażasz sobie te relacje w telewizji? To nie był dobry pomysł sorella, by zaprosić na ten ślub media. Tak się przy tym upierałaś a teraz to nie wyjdzie ci chyba na zdrowie. Już zaczynają szeptać po kątach. Pismaki będą mieli używanie.
 - Porozmawiam z nim. Przynosi mi tylko wstyd.
Mimo tego, że panna młoda wyglądała jak wściekła osa, a pan młody nie tryskał entuzjazmem, zaproszeni na wesele goście bawili się świetnie. Rewelacyjna orkiestra i jedzenie znakomicie wpłynęły na poprawę nastroju przybyłych i nie zważając na świeżo poślubionych tańczyli do utraty tchu.
Paulina podeszła do siedzącego przy stole Marka. Nadal gapił się bezmyślnie na wirujący w tańcu tłum.
 - Możemy wyjść stąd na chwilę? Chciałabym z tobą porozmawiać.
Podniósł się bez słowa z krzesła i poszedł za nią. Wyszli na zewnątrz i usiedli w parkowej altanie. Splotła dłonie na kolanach i spojrzała mu w oczy.
 - Naprawdę tego nie rozumiem. Co się z tobą dzieje? Od dwóch tygodni zachowujesz się jak nienormalny. Dałeś dzisiaj prasie niezłą pożywkę. Skompromitowałeś i upokorzyłeś mnie kolejny już raz. Myślisz, że długo będę to jeszcze znosić?
Ze zdumieniem patrzyła jak na jego twarz wypełza promienny, szeroki uśmiech. Wbił w nią lodowate spojrzenie stalowo-szarych oczu tak bardzo kontrastujące z tym radosnym wyrazem twarzy. Zadygotała. To nie był miły widok i przestraszył ją.
 - Ależ będziesz moja droga – usłyszała jego cichy głos. – Będziesz aż do śmierci. „Póki śmierć nas nie rozłączy”. Pamiętasz? Przed kilkoma godzinami wypowiedziałaś te magiczne słowa. Przez siedem lat znosiłem twoje awantury, pretensje i żale. Twoje nieustanne skargi na mnie do moich rodziców. Od nich też musiałem wysłuchać swoje. Ciągle ustawiałaś mi życie. Ciągle coś ci się nie podobało. Ciągle coś nie pasowało. Krytykowałaś we mnie dosłownie wszystko. To jak się ubieram, jakiej muzyki słucham, nawet próbowałaś wybierać mi ludzi, z którymi powinienem się zaprzyjaźnić. Bez przerwy drwiłaś przy obcych mówiąc, że mam plebejski gust, że jestem niewychowanym chamem. Sprawiłaś, że życie z tobą stało się piekłem. Teraz nadszedł czas na rewanż. To dopiero „kochana” żono preludium do tego, co cię jeszcze czeka. Już teraz mogę ci obiecać, że nie będzie żadnej nocy poślubnej i żadnej kolejnej. Czuję do ciebie taki wstręt, że nie tknąłbym cię już nawet kijem. Nie będzie żadnych dzieci, a nawet jeśli zajdziesz w ciążę, zmuszę cię do zrobienia badań DNA w razie, gdybyś usiłowała wmówić moim rodzicom, że to moje dziecko. Nie będzie żadnej podróży poślubnej, żadnych gorących pocałunków, żadnych czułości. Nie kocham cię i nigdy nie kochałem. Myślisz, że uciekałbym od ciebie do innych kobiet i codziennie upijał się w klubach, gdybym coś do ciebie czuł? Sądziłem, że skoro, jak utrzymujesz, jesteś taka inteligentna, to zrozumiesz wcześniej, czy później, że nie czuję do ciebie nic i rozstaniesz się ze mną. Jednak, jak się okazuje, twój iloraz inteligencji jest niezwykle niski. Ty uparcie dążyłaś do tego ślubu. Powiedziałbym nawet, że po trupach. Byłem zbyt słaby, zbyt tchórzliwy, by ci się przeciwstawić szczególnie, że miałaś wielkie poparcie moich rodziców. Ostatnio jednak zdobyłem się na odwagę i wyznałem im, że nie chcę tego ślubu, bo cię nie kocham. Wiesz co usłyszałem? Że jak się z tobą nie ożenię, to mnie wydziedziczą. Dlatego powiem ci to, co powiedziałem im już przed kościołem. Chcieliście tego ślubu, to go macie. Cieszcie się. Przecież o to wam chodziło. O blichtr, o splendor, o zdjęcia w prasie i niemilknące echa tego wydarzenia towarzyskiego przez najbliższe pół roku. Dałem wam to wszystko, ale nie wymagaj ode mnie bym spełniał się jeszcze jako mąż. O tym nie było mowy. Najważniejszy był dla ciebie ten ślub i nic nie mówiłaś, że to co nastąpi po nim ma być równie ważne. Powinnaś być zadowolona, bo nareszcie masz to co chciałaś i do czego tak usilnie dążyłaś. Odpowiednią pozycję, prestiż i posłuch maluczkich. Możesz teraz jeszcze wyżej zadrzeć swój włoski nos i z jeszcze wyższego poziomu patrzeć z pogardą na wszystkich innych jak na zwykłe śmiecie. Jesteś panią Dobrzańską, żoną prezesa, ale na tym koniec. Nic więcej już ode mnie nie dostaniesz. Przyssałaś się do mnie jak pijawka. Przez ciebie nie mogę być z kobietą, którą kocham nad życie i jeśli ja nie mogę być szczęśliwy, ty też nie będziesz. Wierz mi, ja na pewno bardzo się o to postaram. I jeszcze jedno. Gdyby przyszło ci do głowy zażądać rozwodu, to nie licz, że ci go dam. Jesteś ofiarą swoich własnych intryg, zachłanności i pazerności. Wpadłaś we własne sidła pani Dobrzańska i od własnej broni kiedyś zginiesz. Teraz wracaj do gości. Na pewno nie mogą się doczekać wesołych tańców z tobą.
Szok i zdumienie mieszały się w niej z gniewem, który powoli ustępował wzbierającej furii.
 - Jak śmiesz?! – wrzasnęła. - Jak śmiesz mówić mi te wszystkie rzeczy?! Nie zasłużyłam sobie na takie traktowanie. Jak możesz mi robić coś tak potwornego?!
 - Przede wszystkim przestań krzyczeć, - powiedział ze stoickim spokojem - bo nie jestem głuchy a twoje krzyki już nie robią na mnie wrażenia. A na takie traktowanie zasłużyłaś sobie jak diabli. Ty robiłaś mi o wiele gorsze rzeczy. Nasyłałaś na mnie detektywów, by śledzili każdy mój krok. Niemal czułem ich oddech na karku. Kazałaś zatrudnić tę głupią Violettę tylko po to, by kontrolowała mój kalendarz i gorliwie donosiła ci o moich poczynaniach. Rzeczywiście do szpiegowania mnie nadawała się idealnie, bo do pracy miała i ma nadal dwie lewe ręce a w dodatku jest prymitywna, ograniczona i po prostu głupia. Myślałaś, że o tym nie wiem? Wiem jeszcze o wielu innych świństwach, których doświadczałem od ciebie na każdym kroku. Nigdy nie stanęłaś po mojej stronie. Zawsze i wszędzie broniłaś Alexa, choć jest fałszywym draniem i ciągle coś knuje, by zaszkodzić firmie. Sama też się do tego przyczyniałaś donosząc mu o sprawach, które powinny pozostać tylko między mną i tobą, a on bez skrupułów wykorzystywał to przeciwko mnie. Już nie zliczę jak wiele razy prosiłem cię o dyskrecję w sprawach zarówno naszych prywatnych jak i tych, które dotyczyły firmy. Nigdy nie potrafiłaś utrzymać języka za zębami i celowo zdradzałaś swojemu bratu rzeczy, o których nie miał prawa wiedzieć. Zamiast mnie wspierać i iść ze mną ramię w ramię, chlapałaś jęzorem na prawo i lewo szkodząc nie tylko mnie, ale całej firmie. Nie jesteś aniołem pani Dobrzańska i oboje o tym doskonale wiemy. Jesteś podła, nikczemna, samolubna, a egoizm, mściwość i przerośnięte ego, to twoje drugie imiona. A wiesz, co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? Najśmieszniejsze jest to, że ty do mnie nie czujesz kompletnie nic i ja doskonale o tym wiem. Z chęci posiadania władzy i pieniędzy poświęciłaś siedem długich lat, by żyć w obłudzie i kłamstwie. Tak uparcie dążyłaś do tego ślubu, bo lubisz mieć coś na własność. Lubisz być na świeczniku. Lubisz rządzić. Lubisz być adorowana i wynoszona na piedestał, bo nie wiedzieć czemu uznałaś, że na to wszystko zasługujesz. Teraz więc powinnaś być szczęśliwa, bo wreszcie coś masz. Posiadasz akt ślubu, który mówi, że jestem twoim mężem. Dzięki Bogu to tylko papier i oprócz widniejącego na nim nazwiska ja nie mam ci już nic więcej do zaoferowania – spojrzał na nią beznamiętnie. – To wszystko, co miałem ci do powiedzenia. Wracaj teraz do towarzystwa, które tak licznie zaprosiłaś, by było świadkiem twojego szczęścia. Przecież uwielbiasz w nim brylować, świecić, jaśnieć, lśnić. To twoje klimaty. Idź i spełniaj się w tym, w czym jesteś naprawdę dobra.
Jej oczy ciskały gromy. Gdyby miała taką moc sprawczą, on leżałby już martwy u jej stóp.
 - Nie daruję ci tego afrontu. Jeszcze pożałujesz, że powiedziałeś te wszystkie rzeczy – wysyczała przez zaciśnięte zęby. Znowu się uśmiechnął mówiąc łagodnie.
 - Już się nie boję ciebie Paulina. Już nie. Paradoksalnie i na przekór wszystkiemu wyszedłem o wiele mocniejszy psychicznie z tej sytuacji. Już nic nie możesz mi zrobić. Nawet nie możesz mnie już zranić tym wiecznym jadem, który jak lawa wciąż wylewa się z twoich ust. Jedyne co możesz jeszcze zrobić, to założyć maskę na twarz i udawać, że jesteś szczęśliwą żoną, a ja będę wciąż trwał u twego boku i nie pozwolę ci odetchnąć. Mogę ci obiecać, że wielokrotnie będziesz żałowała, że z taką determinacją dążyłaś do tego ślubu. Będziesz żałowała wielu rzeczy. Nawet zabezpieczyłem się na wypadek, gdyby przyszło ci do głowy pozbawienie mnie życia. Osaczyłem cię tak jak ty osaczałaś mnie przez te siedem długich lat i nie popuszczę. Sam jestem ciekaw jak długo wytrzymasz. Liczę na to, że długo, bo twarda z ciebie sztuka, choć zgrywasz się na mimozę, więc nie rozczaruj mnie. Odpłacisz mi cały ten czas, co do dnia, gdy kpiłaś ze mnie przy obcych ludziach, szydziłaś z moich umiejętności i poniżałaś mnie przy nich, byle tylko na siebie zwrócić uwagę. Uznałaś, że tylko tobie ona się należy a ja stanowię jedynie twoje tło. Obiecuję ci, że już wkrótce zrozumiesz, że świat nie kręci się wokół ciebie i to nie ty jesteś najważniejsza.
Miała dość. Aż trzęsła się z wściekłości. Nie mogła już dłużej tego słuchać. Odwróciła się na pięcie i odeszła w stronę sali a on patrzył za nią z błogim uśmiechem na ustach. Już nie pamiętał, kiedy uśmiechał się tak szczęśliwie.

Wrócił na salę i usiadł na swoim miejscu. Powinien chyba coś zjeść. Czuł, że burczy mu w brzuchu. Z apetytem rzucił się na ciepłego Strogonowa. Smakował wyśmienicie. Poprawił wędliną i faszerowanymi jajkami. Poprosił o kawę, do której pochłonął wielki kawał ślubnego tortu. Podszedł do niego Sebastian.
 - Napijesz się ze mną przyjacielu?
 - Napiję Seba, ale tylko jeden kieliszek. Muszę być dzisiaj trzeźwy i czujny. Kończę z alkoholem i z pannami. Już nigdy więcej klubów.
 - No stary, jednak wzięła cię pod pantofel – Marek roześmiał się szaleńczo.
 - Myślisz, że to za sprawą Pauliny zaczynam wchodzić na właściwą drogę? Muszę cię rozczarować przyjacielu. Zmieniam się dla Uli. Zaczynam walkę o nią. O jej i moje szczęście. Nie wiem, czy mi się uda, bo boleśnie ją zraniłem, ale nie ustąpię. Dotrę któregoś dnia do niej i wyjaśnię wszystko co zagmatwane i zaplątane. A jak już stanę z nią twarzą w twarz, to powiem jej, że kocham ją najbardziej na świecie i że jest wielką miłością mojego życia. Dzisiaj narodziłem się na nowo i nie spapram już tego. Zrobię wszystko, absolutnie wszystko, by z nią być.
 - No to bardzo pięknie, tylko ja chciałbym ci uświadomić, że parę godzin temu wziąłeś ślub i Paulina chyba nie będzie zachwycona, że uganiasz się za jakąś mrzonką.
 - Paulina już nie ma nic do powiedzenia. Ona osiągnęła swój cel. Została panią Dobrzańską i myślę, że kiedyś bardzo pożałuje i bardzo będzie chciała wrócić do panieńskiego nazwiska. Kiedy już zdobędę zaufanie Uli rozwiodę się z moją „ukochaną” żoną, choć jeszcze przed chwilą powiedziałem jej, żeby nie liczyła na żaden rozwód. Wiesz jak to mówią. Kto mieczem wojuje, od miecza ginie, a ona wpadła we własne sidła – podniósł pełny kieliszek w górę. – Twoje zdrowie przyjacielu.




ROZDZIAŁ 5


Sztokholmskie lotnisko było ogromne. Kiedy znalazła się na nim poczuła się zagubiona. Bezradnie rozejrzała się po hali przylotów wypatrując Mani. Jest! Wreszcie ją dojrzała i energicznie pomachała do niej ręką. Po chwili już tonęła w ramionach przyjaciółki.
 - Tak się cieszę Ulka, tak się cieszę. Nareszcie cię tu mam. Daj jedną z tych walizek i chodźmy. Zaparkowałam niedaleko.
Przeszły na parking i podeszły do srebrnego Saaba. Ula popatrzyła z podziwem.
 - Niezłym samochodem jeździsz kochana. Prawdziwe cacko.
 - No niezły, niezły. Ja jestem bardzo z niego zadowolona. Wsiadaj. Jeszcze niespełna godzinka jazdy przed nami. Jesteśmy w Arlanda a do Sztokholmu jest około czterdziestu dwóch kilometrów. Nie jesteś głodna? Może po drodze zatrzymamy się na jakiś posiłek?
 - Głodna nie jestem, ale chętnie napiłabym się kawy.
 - W takim razie zatrzymamy się na kawę – Marysia wyprowadziła z parkingu samochód i ruszyła w drogę. Ula chłonęła widoki za oknem. Wszystko tu było takie inne niż w Polsce. Zadbane drogi i domy, sporo zieleni i ładne widoki. Poczuła się szczęśliwa, bo być może tu wreszcie odzyska spokój i dojdzie do równowagi. Marysia uśmiechnęła się widząc zachwycone spojrzenie Uli.
 - Zobaczysz Ulka jak będzie fajnie. W następną sobotę wybierzemy się do moich rodziców. Nawet nie wiesz, jak się ucieszyli, gdy powiedziałam im, że przyjeżdżasz. Pamiętają cię doskonale oboje i już nie mogą się ciebie doczekać.
 - I ja jestem bardzo ich ciekawa. Pamiętasz jak twoja mama ciągle napychała nam żołądki kromkami chleba z własnoręcznie robionym dżemem truskawkowym? Był pyszny a jego smak pamiętam do dzisiaj.
Marysia roześmiała się.
 - Pamiętam i powiem więcej, ta jej miłość do przetworów nadal trwa i co roku uszczęśliwia mnie słoikami pełnymi dżemów, kompotów i konfitur. Nie dopuści, byś miała ich nie spróbować.
 - Na pewno spróbuję. To będzie Marysiu jak powrót do dziecięcych lat. Czyż to nie wspaniałe?


Weszła na salę i oczami poszukała swojego brata. Podeszła do niego i poprosiła o chwilę rozmowy. Wyszli na zewnątrz i spacerkiem poszli w przeciwnym kierunku niż położona z lewej strony altana. Podejrzewała, że Marek nadal w niej siedzi. Kiedy oddalili się już od budynku Alex spytał.
 - I co? Rozmawiałaś z nim?
 - Rozmawiałam. Nawet nie wiesz ile okropnych rzeczy musiałam wysłuchać. Ten ślub to w jakimś sensie odwet. Powiedział, że czas na rewanż za te wszystkie lata, przez które niby zatruwałam mu życie. Wypomniał mi śledzenie go przez detektywów, Violettę i inne rzeczy. Alex, on wiedział o wszystkim. Powiedział, że nigdy mnie nie kochał i ożenił się ze mną tylko dlatego, że zmusili go Dobrzańscy grożąc, że go wydziedziczą, choć ponoć mówił im niedawno, że nie chce tego ślubu, bo mnie nie kocha. Ale to nie jest najgorsze.
 - Nie?
Pokręciła głową a w oczach zamigotały jej łzy.
 - Nie Alex. Najgorsze jest to, że powiedział mi, że nie będzie ani nocy poślubnej, ani podróży poślubnej. Nie będzie żadnych czułości, bo on czuje do mnie wstręt i nie tknie mnie już nigdy więcej. Nie będzie żadnych dzieci. Zabezpieczył się ze wszystkich stron. Nawet przed ewentualnym pozbawieniem go życia z mojej strony. Mam związane ręce Alex i już jestem nieszczęśliwa. Osaczył mnie. Powiedział, że przeze mnie nie może być z kobietą, którą kocha nad życie i skoro on nie może być szczęśliwy to ja też nie będę. Powinno mi wystarczyć to, co już dał mi do tej pory, czyli jego nazwisko, bo tylko o nie mi chodziło i o ten ślub. To straszne Alex. Jak ja będę teraz żyć? Mam udawać przez całe życie, że jestem szczęśliwą mężatką?
 - To nie udawaj. Od jutra zaczniesz starać się o rozwód. Pomogę ci.
 - To nic nie da. On powiedział, że nigdy w życiu nie podpisze papierów rozwodowych. Powiedział, że to wszystko jest skutkiem knucia, intrygowania, inwigilacji, zazdrości i ciągłej podejrzliwości i jestem sama sobie winna, że stałam się ofiarą swoich własnych działań.
 - No cóż… Chyba ma trochę racji. A mówiłem ci żebyś dała sobie z nim spokój? Nie jest ciebie wart. To zwykły nieudacznik. Nie chciałaś mnie słuchać. Za wszelką cenę chciałaś za niego wyjść i mieć wielkie wesele z pompą. To się teraz mści i szczerze ci powiem, że ja nie widzę z tego wyjścia. Na swój sposób jest cwany i przewidział chyba wszystkie ewentualności. Zabezpieczył się przed nimi. Z jego myśleniem jak widać, nie jest tak źle. Nie chciałbym być teraz w twojej skórze Paulina. Rozwodu ci nie da. Nawet jak znajdziesz kogoś, kogo obdarzysz uczuciem, on nie pozwoli, byś była szczęśliwa. Sama doprowadziłaś do takiej sytuacji i tu muszę się niestety z nim zgodzić. Wiesz, co to za kobieta, o której mówił?
 - Pojęcia nie mam. Nawet do głowy mi nie przyszło, że on może kogoś pokochać. – Alex smętnie pokiwał głową.
 - To jeszcze gorzej. On czuje się dotkliwie zraniony. Skoro to miłość jego życia jak twierdzi, to na pewno bardzo tęskni za nią. Wiem o czym mówię Paulina. I ja tęsknię za Julią, choć wiem, że nie będziemy ze sobą nigdy, bo nigdy jej nie wybaczę tego, co zrobiła. On zniszczył mi życie. Ty teraz zniszczyłaś je jemu. Powinienem się chyba poczuć szczęśliwy, bo w jakiś sposób wyrównałaś rachunki. Jednak zamiast szczęścia bardziej odczuwam niepokój i martwię się, co on za los zgotuje tobie.

Nad ranem goście zaczęli się rozjeżdżać. Marek wsadził swoją żonę do samochodu i ruszył do ich wspólnego domu. Pierwsze co zrobił po wejściu do niego, to ściągnął obrączkę i ukrył ją w jakimś pudełku. Potem wziął szybki prysznic i przebrany w piżamę ułożył się na kanapie. Od dziś będzie wiódł życie mnicha. Nie będzie chodził do klubów i nie będzie wykorzystywał już kobiet. Od dziś będzie wierny Uli. Musi wszystko dobrze przemyśleć i ułożyć sobie jakiś plan. Plan, który pomoże mu do niej dotrzeć i porozmawiać z nią. Postanowił, że pojedzie jutro do Rysiowa i spróbuje ją przekonać do rozmowy. Powinien też zadbać o swoje wygody. Nie może przez całe życie sypiać na kanapie. Dom jest duży a piętro w ogóle nie wykorzystane. Pomyśli o urządzeniu go. Musi wszystko zorganizować tak, by nie wchodzili sobie z Pauliną w drogę. Jednak najpierw Ula. Ona jest najważniejsza. Ma tydzień urlopu więc powinien ze wszystkim się uporać.
Wczesnym rankiem zerwał się z łóżka i po porannej toalecie szybko wyszedł z domu. Po drodze zahaczył o jakiś bar, w którym zjadł śniadanie. Potem obrał kierunek na Rysiów. Zaparkował pod bramą i niepewnie wszedł na podwórko. Nie miał pojęcia, czy Ula opowiedziała ojcu o całej sytuacji. Miał nadzieję, że jednak nie. Nie była osobą zbyt wylewną i raczej nie zwierzała się rodzinie ze swoich sercowych dylematów. Zapukał cicho do drzwi. Otworzyły się po chwili i ukazał się w nich Józef Cieplak. Zdumiony spojrzał na swego gościa.
 - Pan Dobrzański? Co pana do nas sprowadza? Ula chyba załatwiła wszystko jak należy, kiedy odchodziła z firmy?
 - Tak. Wszystko jest w najlepszym porządku. Ja przyjechałem, bo bardzo mi zależy na rozmowie z nią.
 - No to spóźnił się pan, bo Uli nie ma.
 - To może mógłbym na nią zaczekać? Mam dużo czasu.
 - Nie… Pan nie rozumie. Ula wyjechała za granicę i nie wiem kiedy wróci i czy w ogóle. Przyjaciółka zaprosiła ją na kilka tygodni do siebie i jak uda jej się znaleźć pracę, to tam zostanie.
 - Tam? To znaczy gdzie?
 - Tego nie mogę panu powiedzieć. Zabroniła mi mówić komukolwiek o miejscu swojego pobytu, choć sam nie rozumiem dlaczego? Ale skoro ona sobie nie życzy, to ja obiecałem jej, że nikomu nie powiem.
 - Rozumiem panie Józefie. W takim razie nie będę zabierał panu więcej czasu.
 - Może niech pan spróbuje do niej zadzwonić. Ma pan chyba numer?
 - Mam i próbowałem, ale nie odbiera i nawet wyłączona jest poczta głosowa. Szkoda. No będę się zbierał. Do widzenia.
Kiedy wracał do Warszawy różne myśli kłębiły mu się w głowie. Jednego na pewno nie brał pod uwagę a mianowicie tego, że ona ucieknie od niego najdalej jak się da. Na tyle daleko, że nie będzie mógł jej znaleźć. Mogła być wszędzie. Spyta jeszcze Alę i Izę. Przyjaźniły się i być może one znają miejsce jej pobytu. Spojrzał na zegarek. Była dopiero jedenasta. Żeby zabić czas skręcił w stronę pawilonów meblowych. Rozejrzy się trochę i być może wybierze coś dla siebie. Zaparkował niedaleko wejścia i ruszył na podbój świata mebli. Było tu wszystko, co tylko można sobie było wymarzyć. Najbardziej jednak interesowały go kanapy i to, żeby były wygodne. Siadał na każdej z nich i próbował ich miękkości. Wreszcie się zdecydował na duży narożnik. Nawet nie trzeba było go rozkładać, bo był na tyle szeroki, że mógł wygodnie na nim przespać noc. Szybko dogadał się ze sprzedawcą, z którym ustalił termin przywozu mebla. Zapłacił za niego i za transport. Do tego dokupił dużą komodę wraz z pojemną szafą. To wystarczyło mu do szczęścia. W pobliskim sklepie RTV nabył telewizor plazmowy. O meblach kuchennych nie pomyślał wcale. Na piętrze nie było kuchni, tylko trzy pokoje, z których nie korzystali w ogóle. Poza tym Paulina nigdy nie gotowała, więc będzie mógł korzystać z kuchni na dole. Na myśl o gotowaniu poczuł głód. Nic dziwnego. Było już dobrze po godzinie trzynastej. Załatwiwszy wszystkie formalności pojechał wprost do Baccaro. Mieli tam świetną kuchnię a on lubił dobrze zjeść. Rozsiadł się przy stoliku i zagłębił w kartę dań.
 - Marek? Marek Dobrzański?
Poderwał głowę i spojrzał na stojącą naprzeciw niego kobietę. Na jego twarz wypełzł szczęśliwy uśmiech. Zerwał się z krzesła i podszedł do niej ściskając jej dłonie.
 - Dobry Boże, Ilona! Wieki cię nie widziałem! Co ty tutaj robisz!? Myślałem, że nadal siedzisz w Anglii?
 - Nie… Wróciłam już jakiś czas temu.
 - Ale siadaj, siadaj bardzo proszę. Zjesz ze mną obiad? Przy okazji pogadamy.
 - Właśnie przyszłam coś zjeść, bo zgłodniałam. Co za szczęśliwy zbieg okoliczności. Ile to już lat się nie widzieliśmy?
 - Za dużo. Zdecydowanie za dużo. Zniknęłaś chyba zaraz po studiach. Ale opowiadaj, co u ciebie? Wyszłaś za mąż?
 - Wyszłam. Za Michała Wolskiego. Pamiętasz go? Taki wysoki brunet z zawsze uśmiechniętą twarzą.
 - Oczywiście, że pamiętam. Chyba najfajniejszy chłopak na roku. Miał dobrze poukładane w głowie. Jesteś szczęśliwa?
 - Nawet nie wiesz jak bardzo. Od trzech lat jestem też szczęśliwą mamusią niezłego rozrabiaki. Nie wiem po kim odziedziczył geny, bo na pewno nie po mnie ani po Michale. My byliśmy dość spokojni, a nasz synek zachowuje się tak, jakby cierpiał na ADHD – roześmiała się. – A ty? Zaobrączkowałeś się już?
 - No niestety. Przedwczoraj.
 - Niestety? Powinieneś tryskać szczęściem. Kto to, znam ją?
 - Pamiętasz rodzeństwo Febo?
 - No nie mów mi tylko, że ożeniłeś się z Pauliną.
 - Dokładnie. Właśnie z nią. To małżeństwo wyłącznie biznesowe i zostałem do niego zmuszony. Nie kocham jej. – Na twarzy Ilony odbiło się współczucie.
 - To bardzo przykre przyjacielu. Ja ich nigdy nie lubiłam. Ona zadzierała nosa, a on był taki przykry w obejściu. Omijałam ich szerokim łukiem.
 - Nadal tacy są. Nie zmienili się ani trochę. Ale dość o nich. Lepiej powiedz co porabiasz tutaj w Polsce.
 - Wiesz, że w Anglii pracowaliśmy oboje w firmie consultingowej? Wyspecjalizowaliśmy się w doradztwie dla firm. Dostarczamy precyzyjnych informacji na temat rynku i konkurencji. To dzięki nim klienci skutecznie mogą eksplorować nowe rynki zbytu. Pomysły potrzebują ciągłego wsparcia biznesowego, aby stać się realnymi produktami na rynku. Dzięki naszym rozwiązaniom sprawdzamy zapotrzebowanie na dane produkty lub usługi i proponujemy odpowiednią koncepcję sprzedaży. Pomagamy też uzyskać potrzebne patenty i certyfikaty. Wyszukujemy również solidnych i uczciwych partnerów. Przy tym wszystkim zapewniamy komercjalizację, która w szybki i bezpieczny sposób doprowadza do generowania zysków. Firma bardzo się rozrosła. Wkroczyliśmy również na rynek polski. Michał został dyrektorem generalnym na Polskę a ja jego zastępcą. To bardzo szczęśliwy zbieg okoliczności dla nas, bo już bardzo tęskniliśmy za krajem i za naszymi rodzinami. Babcie i dziadkowie są wniebowzięci, że mają wreszcie wnuka na stałe.
Słuchał jej z wielką uwagą i pomyślał, że może ona mogłaby mu pomóc z firmą. To co mówiła było takie sensowne. Wiedział, że doradztwo nie jest tanie, ale kto nie ryzykuje, ten nic nie osiąga.
 - Ilona, to chyba sam Bóg kierował dzisiaj twoimi krokami i przywiódł cię tutaj. Ja bardzo potrzebuję fachowej pomocy. Wiesz, że firma Febo&Dobrzański zajmuje się modą. Ostatnio postawiliśmy na odzież sportową i ten pomysł okazał się kompletnym niewypałem. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy sprzedaż bardzo spadła, a ja nie mam pojęcia, gdzie zbyć to, co zalega w firmowych magazynach. Mamy podpisaną umowę ze Startspotrem. Na pewno słyszałaś? – Pokiwała głową.
 - Korzyński?
 - Właśnie. Po tym nagłym spadku zysków chcą się wycofać, a ja nie będę miał wtedy możliwości, by upłynnić kolekcję. Może wy moglibyście mi pomóc?
 - Zapytam Michała. Na pewno coś wymyśli. Może wpadłbyś do nas jutro do biura do południa? – wysupłała z torebki wizytówkę. – Tu masz dokładny adres i nasze telefony. Pogadacie z Michałem. On ma rozległe znajomości i głowę nie od parady. Gdyby było inaczej nie piastowałby tak wysokiego stanowiska w firmie.
 - Jestem ci bardzo wdzięczny Ilona. Tu masz mój numer telefonu tak na wszelki wypadek. Bardzo się cieszę, że mogliśmy się spotkać. Do zobaczenia w takim razie jutro. O jedenastej będzie dobrze?
 - Jak najbardziej. Czekamy w takim razie na ciebie.
Po rozstaniu z Iloną jakoś raźniej zrobiło mu się na duszy. Może rzeczywiście są dla niego i dla firmy ostatnią deską ratunku? Wrócił do domu. Na stole w salonie zastał kartkę od Pauliny.
„Pojechałam do Milano. Wracam za tydzień”.
 - No i dobrze, – powiedział na głos – jedź sobie gdzie chcesz. Co mnie to może obchodzić?

Wjechały na nowoczesne osiedle położone niedaleko centrum Sztokholmu. Spodobało się Uli. Domy niewysokie, czteropiętrowe, wokół sporo zieleni, idealnie przystrzyżone trawniki i kolorowe place zabaw. Rozejrzała się ciekawie.
 - Ślicznie tu.
 - Jesteśmy na miejscu. W tym bloku mieszkam, na pierwszym piętrze. Mieszkanie jest dwupoziomowe i całkiem spore. Zresztą sama zobaczysz.
Kiedy weszły do środka aż westchnęła z zachwytu.
 - Jakie piękne. Tyle tu przestrzeni i pięknie urządzone. Mnie chyba nigdy nie będzie stać na coś takiego.
 - Nigdy nie wiadomo. Jutro poczytamy ogłoszenia i może znajdziemy coś ciekawego. Teraz rozpakujesz się. Tu będziesz spała. – Marysia wprowadziła ją do sporego, jasnego pokoju. – Proszę. Mam nadzieję, że będzie ci tu wygodnie. Tu jest szafa i komoda do twojej dyspozycji. Powkładaj tam ciuchy a ja w tym czasie przygotuję nam coś do jedzenia.
Siedziały przy stole w salonie i delektowały się pysznymi, szwedzkimi klopsikami. Marysia włączyła telewizor.
 - Wiesz, że odbieram tu polską telewizję? Dzięki temu wiem, co się dzieje w kraju.

„A teraz proszę państwa nadajemy krótką relację z wydarzenia towarzyskiego jakie miało dzisiaj miejsce. Można powiedzieć, że to gorący materiał. Dzisiaj zawarły związek małżeński dwie najbardziej pożądane partie w stolicy, Paulina Febo i Marek Dobrzański. Panna młoda wygląda na bardzo szczęśliwą w przeciwieństwie do swojego wybranka. Pan młody najwyraźniej nie tryskał w dzisiejszym dniu humorem i entuzjazmem. Ciekawi jesteśmy z jakiego powodu? Niestety nie zdradzono nam go. Z dobrze poinformowanych źródeł wiemy, że para młoda nie wybiera się w podróż poślubną. Podobno mają dużo pracy, ale to wersja oficjalna”.

Ula jak zahipnotyzowana wpatrywała się w ekran telewizora. Pokazali twarz Marka z bliska. Rzeczywiście wyglądał jakby szedł na ścięcie. Czyżby z jej powodu? Nie, nie… to na pewno nie tak. A jednak w jego oczach dostrzegła tak wiele smutku i chyba rozpaczy. Zaczynała mu współczuć. Dobrze poznała Paulinę. To nie był materiał na żonę dla żadnego mężczyzny. Ona potrafiła tylko ranić. Żal jej było Marka, ale przecież jest dorosły, mógł nie zgodzić się na to małżeństwo. Czy pieniądze są ważniejsze od uczucia? Wygląda na to, że tak. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że jej policzki są zalane łzami, na które ze zdumieniem patrzy Marysia.
 - Ula, dobrze się czujesz? Masz mokrą twarz? – Roześmiała się nieco nerwowo.
 - To nic Marysiu, to tylko wspomnienia.
Marysia pokiwała głową.
 - To był on, prawda? Bardzo przystojny i bardzo męski. Szkoda, że nie zrozumiał co w życiu ważne. Właśnie dzisiaj zawiązał sobie na szyi pętlę. A ty się nie martw. Mało to mężczyzn na świecie? Jeszcze trafi ci się jakiś przystojniak, którego pokochasz równie mocno. - Ula pokręciła głową.
 - Nie Marysiu. Ja nawet nie będę szukać. Do końca życia zostanę sama, bo nie potrafię już nikogo pokochać tak mocno jak jego i żaden z mężczyzn nie może się z nim równać. Żaden nie jest nim.
 - Czas leczy rany Ula. Może będziesz w stanie zapomnieć i zdystansować się. Mam tu grupkę przyjaciół. Poznam cię z nimi. Często robimy wypady w różne miejsca. Spodoba ci się. A teraz kończ jeść. Pójdziemy na spacer. Pokażę ci okolicę.

W niedzielę przeglądały prasę. Ula nie rozumiała prawie nic. Marysia tłumaczyła jej tekst i przy okazji uczyła podstawowych słów i zwrotów. Póki co nie znalazły nic interesującego. W poniedziałek wieczorem zasiadły do komputera i połączyły się z Rysiowem. Ula miała łzy w oczach, gdy zobaczyła ich wszystkich. Oni zresztą podobnie.
 - I jak córcia? Wszystko dobrze?
 - Dobrze tatusiu. Marysia jest wspaniała. Ma piękne mieszkanie. Pomaga mi w szwedzkim i wraz ze mną szuka ofert pracy dla mnie. Tu jest bardzo pięknie. Wszędzie czysto, bo bardzo dba się tu o środowisko. W następną sobotę wybieramy się do Uppsali do rodziców Marysi. Oni bardzo dobrze pamiętają naszą rodzinę, choć nie znają Betti, bo jej nie było jeszcze na świecie jak stąd wyjeżdżali.
 - Pozdrów ich od nas Ula serdecznie. My też dobrze ich wspominamy. A… zapomniałbym ci powiedzieć. Dzisiaj do południa był tu pan Dobrzański i pytał o ciebie.
 - Marek?
 - Tak Marek.
 - A co chciał?
 - Mówił, że koniecznie musi z tobą porozmawiać, ale powiedziałem mu, że wyjechałaś za granicę. Nie powiedziałem jednak dokąd. Prosiłaś mnie o to.
 - Dobrze zrobiłeś tatusiu. Ja nie chcę, by ktokolwiek wiedział z firmy o tym, gdzie teraz jestem. Nie pytaj dlaczego, ja mam swoje powody.
 - Nie martw się nikomu nie powiem.
 - Będziemy kończyć. Dbajcie o siebie, a ty tato nie przemęczaj się. Wiesz, że ci nie wolno.
 - Nie będę. Jasiek dużo pomaga. Wy też o siebie dbajcie i koniecznie Marysia pozdrów rodziców. Do zobaczenia.

W piątkowe popołudnie wybrały się do pubu. Marysia umówiła się tam ze swoimi przyjaciółmi. Po kolei przedstawiała ich Uli.
 - To Kaysa i Petra. Kończyły te same studia co ja, a to Anton, Bosse i Gunnar. Oni chodzili ze mną do szkoły średniej. Wszyscy są singlami tak jak ja. Trzymamy się razem. A wy rozmawiajcie po angielsku – zwróciła się do tej wesołej gromady. – Ula nie mówi jeszcze po szwedzku a angielski zna biegle.
Wesoło upłynął ten wieczór. Ze zdziwieniem stwierdziła później, że ani raz nie pomyślała o Marku. Chłopcy z tej paczki byli typowymi Szwedami o jasnej skórze i blond włosach. Dziewczyny były też blondynkami o niebieskich oczach. Marysia zdecydowanie wyróżniała się wśród nich śniadą karnacją i ciemnymi włosami. Wszyscy przyjęli Ulę do swojego grona bardzo entuzjastycznie. Nie stwarzali dystansu i byli bardzo otwarci. Opowiedziała im trochę o sobie. Wreszcie poruszyła temat pracy.
 - Gdybym znalazła tu jakieś zatrudnienie, zostałabym. W Polsce z tym kiepsko.
 - A kim jesteś z zawodu.
 - Kończyłam ekonomię i drugi kierunek, zarządzanie i marketing. Ostatnio pracowałam w firmie modowej na stanowisku dyrektora finansowego.
 - Fiu, fiu – Gunnar gwizdnął przeciągle. – To nie byle co. Zwolnili cię?
 - Nie, sama odeszłam ale, wolałabym nie mówić o powodach tego odejścia. To bardzo osobiste.
 - U mnie w firmie chyba szukają ekonomisty. Coś mi się ostatnio obiło o uszy – mruknął Anton.
 - Naprawdę? – Marysia złapała go za rękę. – Anton, to bardzo ważne. Mógłbyś się jutro rozeznać w sytuacji?
 - No pewnie. Jak się czegoś dowiem to dam wam znać.
 - A co to za firma? – dopytywała się Ula. Anton uśmiechnął się.
 - Masz pecha dziewczyno, bo to też niestety firma modowa. To „Nakkna”, dobrze znana na szwedzkim rynku. Chyba jedna z największych tego typu firm w Szwecji. Właścicielem jest Johann Nilsson. Ja pracuję w pracowni zajmującej się wzornictwem. Projektuję różne rzeczy.
 - No nie wiem, czy to znowu taki wielki pech – odezwała się Maria. – Ula pewnie zdążyła już poznać tę branżę i dobrze się na tym zna. Nie byłby więc to dla niej całkiem obcy teren. Tak czy owak zapytaj jutro o tę posadę. Ja czekam na twój telefon.

Wyjazd Pauliny był mu na rękę. Mógł przez ten tydzień uporządkować wszystkie swoje sprawy. Całe szczęście, że nie mieli wspólnego konta, bo i to musiałby teraz odkręcać. Do tej pory ona i tak żyła na jego rachunek. Jak pasożyt. Niech poczuje wreszcie jak to jest utrzymywać się ze swojej własnej pensji. Nie miał zamiaru do niczego się dokładać poza opłatami za media. Po obiedzie w Baccaro wrócił do domu. Uprzątnął jeden z pokoi wynosząc z niego stojące tam meble. Wprawdzie on je kupił, ale to Paulina wybierała. W ogóle nie były w jego guście. On preferował wygodne, nowoczesne meble, ona miała dziwne upodobanie do zdobnych antyków a’la Ludwik XIV. Starł kurz z podłogi i omiótł ściany z pajęczyn. Może jeszcze je pomaluje zanim przywiozą meble? Pojedzie i kupi jakąś farbę po spotkaniu z Wolskimi. Czuł w kościach, że ta studencka znajomość sprzed lat będzie bardzo owocna. Koniecznie też musi wypytać o Ulę jej przyjaciółki, Alę i Izę. Jeśli i one nie będą wiedziały nic na jej temat, to wynajmie prywatnego detektywa. Niech zacznie jej szukać. Może on będzie bardziej operatywny i skuteczniejszy w działaniach? A jak już ją znajdzie, to on wtedy pojedzie do niej i na klęczkach będzie ją błagał, by pozwoliła mu wszystko wyjaśnić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz