Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 13 grudnia 2015

"TABU" - rozdział 5,6,7,8 ostatni



ROZDZIAŁ 5


 - Witaj Uleńko – znajomy głos wyrwał ją ze stanu skupienia. Podniosła wzrok i uśmiechnęła się szeroko.
 - Pani Helena. Jak miło panią widzieć. Dawno pani u nas nie było.
 - To prawda – Dobrzańska odwzajemniła uśmiech. – Wracałam z zebrania w mojej fundacji i pomyślałam sobie, że wpadnę i zobaczę jak miewa się mój syn. Ostatnio odniosłam wrażenie, że jest jakiś przygaszony. Jest u siebie?
 - Jest. Oczywiście, że jest. Proszę wejść, a ja zrobię pani pysznej kawy. Może ma pani ochotę na ciasto?
 - Nie kochanie, kawa wystarczy – teraz dopiero przyjrzała się bacznie Uli. – Ależ ty się zmieniłaś. Stwierdzam, że zdecydowanie na lepsze. Wypiękniałaś. – Ula spłonęła rumieńcem.
 - To sprawka Sebastiana i Marka. Siłą zaciągnęli mnie do optyka i fryzjera – powiedziała żałosnym i pełnym pretensji głosem. Helena roześmiała się.
 - Szkoda, że tego nie widziałam. A to dwa łobuzy, ale muszę stanąć po ich stronie, bo wyglądasz pięknie. Idę pogadać z moim dzieckiem, a ty przynieś tę kawę.
Zapukała i otworzyła drzwi.
 - Dzień dobry synku. Mogę na chwilę? – zmartwiała, kiedy podniósł głowę znad komputera. – Dobry Boże, jak ty wyglądasz? Co ci się stało? – podeszła do niego i dotknęła jego policzka. – Jesteś opuchnięty, a ta broda? Co z nią?
 - Usiądź mamo. Cieszę się, że przyszłaś. To nic takiego. Może już niedługo wszystko ci wytłumaczę. Mam do ciebie prośbę i gdybyś nie przyszła, na pewno dzisiaj bym zadzwonił - usiadł obok niej i ujął jej dłonie. – Czy byłby to duży kłopot, gdybyś zaprosiła nas na obiad w niedzielę? To znaczy mnie, Paulinę i Alexa? Koniecznie muszę wam coś pokazać i o czymś opowiedzieć. Chciałbym jednak, żebyś nie mówiła żadnemu z nich, że to ode mnie wyszła ta propozycja. To dla mnie bardzo ważne. Po prostu powiedz, że to wy nas zapraszacie, dobrze?
 - Dlaczego ci na tym tak zależy?
 - Nie chcę teraz mówić. Obiecuję ci, że po tym niedzielnym obiedzie będziesz wiedziała już wszystko i jestem pewien, że będziesz zaskoczona. Oboje będziecie zaskoczeni i ty i ojciec. Ja proszę cię tylko o tę odrobinę dyskrecji i trochę cierpliwości. Wytrzymasz?
 - Jesteś bardzo tajemniczy synku, ale dobrze, zrobię jak zechcesz. Ula zaraz przyniesie mi kawę. Jak wypiję pójdę do Pauliny i Alexa i zaproszę ich.
Otworzyły się drzwi i weszła przez nie uśmiechnięta Cieplakówna niosąc na tacy pachnącą latte.
 - Bardzo proszę pani Heleno.          
 - Dziękuję ci dziecko – popatrzyła na Marka. – Ula skarżyła się na was. Mówiła, że zmuszacie ją do różnych rzeczy, – ledwie hamowała śmiech – ale muszę przyznać, że ten przymus sprawił, że wygląda zjawiskowo.
 - Prawda? – Marek uśmiechnął się szeroko. – Pomyślałabyś, że ona jest taka piękna? Ukrywała to tyle czasu, ale jesteśmy sprytniejsi.
 - Idę stąd – odezwała się kategorycznie Ula. – Od twojego gadania zaczynają płonąć mi policzki – puściła do niego oczko i uciekła do sekretariatu. Helena parsknęła śmiechem.
 - Ach ta Ula. Ona zawsze potrafi wprawić mnie w dobry nastrój. Jest wspaniałą osobą.
 - Najlepszą mamo. To sprawdzony i wierny przyjaciel podobnie jak Sebastian. Mam szczęście do przyjaciół.
Kiedy wrócił wieczorem do domu zastał swoją żonę w znakomitym nastroju. Podeszła do niego i pocałowała go czule.
 - Mam świetną wiadomość – zaszczebiotała. – Helenka zaprosiła nas wszystkich na obiad w niedzielę. Ucieszyłam się. Kuchnia Zosi jest znakomita. Aż dziwne, że taka prosta kobieta potrafi tak smacznie gotować. Mamy być na czternastą. Mam nadzieję, że nie masz żadnych planów na ten dzień?
 - Nie mam i chętnie pojadę.
 - To świetnie.
 - To się okaże droga żono, czy będzie tak świetnie jak sądzisz – pomyślał.
Właściwie to był przygotowany. Teczka z obdukcjami leżała zamknięta na cztery spusty w jego biurku. Podobnie płyta, na której Sebastian umieścił wszystkie nagrania z ich kłótni. Jeszcze tylko kilka dni i ujawni prawdę swoim rodzicom.
Te dni zleciały jak z bicza strzelił. Mieli sporo pracy. Po pokazie jesień-zima zgłosiło się mnóstwo chętnych chcących zawrzeć z nimi umowy na sprzedaż kolekcji. Cieszyli się, bo to oznaczało dobre obroty dla firmy. Ula pracowała jak natchniona tworząc coraz to nowe propozycje umów. Liczyła potencjalne zyski. Marek też nie próżnował. Mimo, że nadal jego twarz nie wyglądała najlepiej, chodził na spotkania i podpisywał te najbardziej korzystne.
W niedzielne, wczesne popołudnie podjechał pod dom rodziców. Otworzył drzwi Paulinie i pomógł jej wysiąść. Usłyszał klakson i zobaczył podjeżdżającego Alexa. Zaczekali na niego i przywitali się z nim. Razem weszli do domu. Paulina była w świetnym humorze. Żartowała z Krzysztofem i podniecona opowiadała Helenie o jakiejś wyjątkowej kolekcji jednego z domów mody w Mediolanie. Obiad przebiegł w sielankowej atmosferze. Zosia podała kawę i gdy rozsiedli się już wygodnie na kanapach Marek wstał i sięgnął po laptop.
 - Na co ci to? – spytał jego szwagier.
 - Mam dla was niespodziankę i to dużą. Koniecznie musicie to zobaczyć – podpiął urządzenie i uruchomił je. Z kieszeni wyjął płytę i wsadził do szuflady laptopa. Ustawił go tak, żeby wszyscy mogli dobrze widzieć.
Na ekranie pojawił się salon w ich domu, a po chwili wchodząca do niego Paulina.
 - Przecież to wasz dom – stwierdził Krzysztof. – Będziesz nam pokazywał salon? Zmieniliście meble?
 - Nie tato. Nic nie zmienialiśmy. Oglądaj.
To, co zobaczyli później postawiło im włosy na głowie. To była kompilacja wszystkich awantur od czasu założenia kamerek w ich domu. Awantur kończących się fatalnie dla Marka. Z każdej wychodził zakrwawiony z uszkodzoną twarzą, ranami na głowie i rozciętymi wargami. Siedzieli wciśnięci w oparcie kanapy z wbitymi w Paulinę, przerażonymi oczami. Nie mogli uwierzyć w to, czego przed chwilą byli świadkami. Wreszcie to ona odezwała się pierwsza.
 - To nie jest tak jak myślicie.
 - A jak? – spytała Helena. - Co można pomyśleć obejrzawszy coś takiego?
 - On sobie na to wszystko zasłużył. Nie był takim idealnym mężem jak sądzicie.
 - Przestań! – krzyknął Alex. – Po prostu przestań! Czyś ty oszalała już całkiem?! Jak mogłaś się nad nim tak pastwić?! Jesteś moją siostrą, a ja w ogóle cię nie znam!
 - Nie będę tego wysłuchiwać! Myślcie sobie, co chcecie! Ja wychodzę – podniosła się z fotela.
 - Siadaj – wysyczał Marek. – Jeszcze nie skończyłem, a ty wysłuchasz wszystkiego do końca. Jeśli nie chcesz trafić za kratki, wysłuchasz cierpliwie tego, co mam do powiedzenia. - Nie widziała go takiego nigdy wcześniej. Usiadła z powrotem na miejsce uciekając wzrokiem w kąt salonu, żeby uniknąć tych nie wróżących dla niej dobrze spojrzeń jej przybranych rodziców, męża i brata. – Mam tu teczkę, która zawiera obdukcje i wypisy ze szpitali, w których dochodziłem do siebie. Jest ich dwadzieścia osiem. Byłoby znacznie więcej, ale nie z każdą raną gnałem na izbę przyjęć. Ten ostatni raz również spędziłem w szpitalu droga żono. To było wtedy, gdy myślałaś, że wyjechałem do szwalni. Nie wyjechałem. Po tym jak mnie urządziłaś miałem wstrząśnienie mózgu i nie mogłem ruszyć się z łóżka przez kilka dni. Miałem wielką dziurę w głowie, bo pchnęłaś mnie brutalnie na kuchenną szafkę. Pytałaś mamo, co mi się stało w brodę i dlaczego mam opuchnięty policzek. Tu masz zdjęcia. Ugryzła mnie, a na brodzie możesz łatwo zauważyć ślady jej zębów i tę charakterystyczną przerwę między jedynkami. Policzek opuchł, bo wybiła mi ząb. W sumie wybiła mi ich trzy i miała niezły ubaw mówiąc, że jeszcze zostało mi ich całkiem sporo. A to kolejne zdjęcia – podawał matce do rąk i objaśniał. – Proszę. Tu naderwane ucho i liczne siniaki na twarzy. Tu podrapane plecy. Skutek długich paznokci Pauliny. Tu to samo na twarzy. Na tym rozcięty łuk brwiowy. Wszystko to poparte jest obdukcją lekarską. Długo nie mogłem się przełamać i opowiedzieć o tym. Wstydziłem się tego, co mogliby pomyśleć o mnie inni. Jak by to wyglądało? Żona bije męża, a on nie potrafi się bronić? Potrafię się bronić, ale dobrze wiecie, że nie wychowaliście mnie na brutala tłukącego kobiety. Miarka jednak się przebrała. Mam już dość tej tajemnicy i postanowiłem wam ją wyznać. Chcieliście mieć wnuki. Może jeszcze kiedyś spełni się to marzenie, ale na pewno nie z nią. Zrobiła z mojego życia piekło i takie samo urządziłaby naszym dzieciom. Ona nigdy nie powinna wychodzić za mąż i nigdy nie powinna zostać matką. Jesteś potworem Paulina i gdyby to było średniowiecze ukamieniowano by cię – spojrzał na rodziców. – Chcę się uwolnić od tej podłej kobiety i mam nadzieję, że po tym co obejrzeliście, poprzecie mnie w tej decyzji.
 - Ja popieram cię w niej całkowicie. Długo tolerowałem twoje wybryki sorella, ale to już koniec. Na mnie nie licz, bo nie pomogę ci już w niczym. Jesteś od teraz zdana wyłącznie na siebie.
 - Jesteśmy wstrząśnięci – odezwał się Krzysztof. – Nie sądziliśmy, że mogłabyś być zdolna do takich rzeczy. Ileż w tobie musi być okrucieństwa i podłości. Mydliłaś nam oczy przez tyle lat. Udawałaś, że jesteście zgodnym i szczęśliwym małżeństwem, bo wiedziałaś, że Marek do niczego się nie przyzna, że nie puści pary z ust, bo jest mu wstyd. Aż mdło mi się robi, gdy pomyślę jak bardzo jesteś obłudna i fałszywa. Jesteś najgorszym sortem człowieka jaki znam. Jutro osobiście zawiozę Marka do prawnika, a on postara się jak najszybciej złożyć pozew i zapewniam cię, że nie będziemy wnioskować o rozwód bez orzekania o winie, bo twoja wina jest tu ewidentna. Zażądamy najwyższego, możliwego odszkodowania za uszczerbek na zdrowiu i zrobimy wszystko, żebyś odpokutowała każdy zadany mu cios. Nie ujdzie ci to na sucho i nie spodziewaj się litości z naszej strony. A teraz opuść ten dom i nigdy już do niego nie wracaj.
Zacisnęła pięści i usta. Bez słowa wstała i niemal biegiem udała się do przedpokoju. Ubrała się szybko i już na zewnątrz zadzwoniła po taksówkę.

Marek położył dłoń na ramieniu ojca.
 - Dobrze się czujesz tato? Martwię się, że odchorujesz tę całą sytuację.
 - W porządku synu. Nic mi nie jest. Alex dziękuję, że stanąłeś po stronie Marka.
 - Nie ma za co. Myślałem, że przez te wszystkie lata dorosła, dojrzała i uspokoiła się, a okazało się, że przez ten cały czas nosiła na twarzy maskę. Bardzo ci współczuję Marek, że musiałeś znosić tę jej brutalność przez tyle lat. Źle zrobiłeś, że nie zaufałeś nam wcześniej i nie powiedziałeś nam o tym. Już dawno mogłeś być wolnym człowiekiem. Ja wiem jak trudno jest się przyznać, że kobieta zadaje nam ciosy, a my z szacunku nie rewanżujemy jej się tym samym. To temat tabu i mężczyźni rzadko się do tego przyznają. Dobrze zrobiłeś z tym monitoringiem. Masz mocne dowody, a ona nie ma żadnych argumentów na swoją obronę.
 - Ciągle nie mogę w to wszystko uwierzyć. To wstrząsające – Helena miała łzy w oczach. – Nawet nie mogę sobie wyobrazić tego cierpienia, które przeżywałeś. W dodatku w samotności.
 - Nie byłem sam mamo. Sebastian i Ula zawsze byli przy mnie. Oni jedni znali prawdę. To Sebastian wpadł na pomysł monitoringu, a Ula zapisała nas wszystkich na kurs samoobrony. Powiedziała, że zrobiła to dlatego, bo i ona i Sebastian obawiali się, że kiedyś dotrze do nich wiadomość o mojej śmierci. Paulina jest zdolna do wszystkiego.
 - W tym całym nieszczęściu masz synku szczęście. Szczęście do prawdziwych przyjaciół.
 - To prawda. Są zawsze ze mną na dobre i na złe – przetarł dłonią zmęczoną twarz. – Będę już wracał. Przechowajcie proszę tę teczkę i płytę. Nie będę brał jej do domu. U was na pewno te dowody będą bezpieczne. A jutro naprawdę pojedziemy do prawnika tato.
Pożegnał się z nimi i ubrawszy kurtkę wyszedł na zewnątrz. Podniósł głowę i popatrzył w niebo. – Koniec. Nareszcie koniec. Jestem wolny – z sercem lekkim jak piórko wsiadł do samochodu i odjechał.

Podjeżdżając pod dom ze zdziwieniem stwierdził, że oświetlony jest jak choinka. Wszedł do środka. W przedpokoju stały spakowane walizki. Pojawiła się też Paulina. Omiotła go wzrokiem, który zmroził mu serce. Ewidentnie była wściekła i na granicy wybuchu.
 - Wyprowadzam się i chwała Bogu, bo już nie zniosłabym ani dnia dłużej z tobą. Nie sprawdziłeś się jako mąż. Nawet nie potrafiłeś mi dać dziecka. Jesteś nieudolny, żałosny i beznadziejny. Nie jesteś facetem, ale zwykłym palantem. Nie masz pojęcia jak zadbać o taką kobietę jak ja. Teraz pozostaje mi tylko żałować, że związałam się z takim zerem.
 - A ty? – wyszeptał cicho. – Kim ty jesteś? Dobrą, kochającą żoną? Wymarzoną kobietą dla supermena? Jak bardzo musisz być zadufana w sobie, by myśleć, że jesteś idealna. Dla mnie jesteś parszywą gnidą. Podłą jędzą traktującą wszystkich z góry i uważającą, że pozjadała wszystkie rozumy. Kanalią bez jakichkolwiek uczuć. Jesteś kobietą pełną kompleksów, która nie mogąc sobie z nimi poradzić wyżywa się na najbliższych jej osobach i psychicznie i fizycznie. Powinnaś znaleźć dobrego psychiatrę i zacząć się leczyć z tych przypadłości. Zmarnowałaś mi siedem długich lat życia. Mało brakowało, a stałbym się wrakiem człowieka, a ty tłukłabyś mnie dotąd, dopóki bym nie skonał u twoich stóp. A teraz zejdź mi z oczu. Nie chcę cię już więcej widzieć. Już nigdy więcej.
Bezczelnie roześmiała mu się w twarz.
 - I co? Myślisz, że wezmę sobie do serca tę jałową gadkę? Mam przez to, co powiedziałeś poczuć wyrzuty sumienia? Nic z tego mój drogi – podeszła do niego tak blisko, że niemal czuł na policzkach jej oddech. – Żegnaj kochany mężu, a to zostawiam ci na pamiątkę – wyciągnęła zza pleców wielki, kuchenny nóż i wbiła mu go prosto w brzuch. Zdziwiony spojrzał najpierw na wystającą rękojeść, a potem podniósł głowę i popatrzył jej w oczy.
 - Coś ty zrobiła Paulina…? Coś ty zrobiła…
Odwróciła się na pięcie i schwyciwszy walizki wyszła z domu. Nie widziała jak bezwładnie osuwa się na podłogę. Nie obchodziło jej to. Teraz musiała się pośpieszyć. Samolot do Mediolanu nie będzie na nią czekał. Podjechała zamówiona taksówka. Wsiadła do środka i kazała się wieźć na lotnisko.

Sebastian Olszański był zagorzałym fanem piłki nożnej. Siedział właśnie przed telewizorem i zaciskał mocno kciuki kibicując swojej drużynie, gdy głośno dzwoniący telefon przerwał te emocje. Trochę zły odebrał go nie patrząc nawet na wyświetlacz.
 - Słucham.
 - Seba… Ratunku… Pogotowie…
 - Marek? Marek?! Co ci jest?
 - Szybko…
Błyskawicznie wybierał numer pogotowia. Za wiele nie był w stanie powiedzieć. Rzucił tylko, że chodzi o życie człowieka. Do domu Marka jechał jak na złamanie karku. Nie zważał na znaki. Wiedział, że stało się coś niedobrego i nie miał zamiaru przestrzegać przepisów kodeksu drogowego. Przyjechał równo z karetką. Wyjaśnił, że to on ją wzywał. Pobiegł wraz z lekarzem i sanitariuszem do domu. Drzwi były otwarte. Na podłodze w przedpokoju leżał Marek, a z jego brzucha wystawała rękojeść noża. Oddychał ciężko, ale był przytomny. Sebastian był przerażony.
- Trzymaj się bracie. Trzymaj. Wyjdziesz z tego. Jesteś silny. Będzie dobrze.
 - To Paulina… - wyszeptał z trudem.
 - Wiem i już dzwonię na policję.
 - Ula…, Rodzice…
 - Powiadomię. Nie martw się i nic nie mów.
Jechał za karetką i był zdruzgotany. Tak bardzo obawiali się takiej sytuacji i dzisiaj spełnia się ten najczarniejszy scenariusz. Nie był przesadnie wierzący, ale teraz zaciskając dłonie na kierownicy modlił się o cud.
Biegł za wózkiem, na którym leżał jego przyjaciel do momentu aż go zatrzymano.
 -  Nie może pan dalej iść. On musi być natychmiast operowany, a pan może usiąść tu i zaczekać. - Usiadł. Wyciągnął telefon i wybrał numer Uli. Odebrała niemal natychmiast.
 - Sebastian?
 - Ula weź taksówkę i przyjedź na Banacha. Z Markiem bardzo źle. Ona… - pokazały mu się w oczach łzy i ledwie tłumił drżący głos – Ona wbiła mu nóż w brzuch. Ogromny nóż – nie wytrzymał i rozpłakał się głośno. – Błagam cię pośpiesz się. Nie wiem czy z tego wyjdzie.
 - Już jadę.




ROZDZIAŁ 6


Siedziała na tylnym siedzeniu taksówki i zalewała się łzami. Przyzywała w myślach wszystkich świętych, by czuwali przy nim i nie pozwolili mu umrzeć. Zdała sobie sprawę, że wraz z jego śmiercią i jej własne życie zostałoby pozbawione sensu. Nigdy nie pokochała żadnego mężczyzny tak jak jego i nagle ta miłość miałaby się skończyć? Ot tak? Po prostu? Nie…, nie… To nie może tak być. On musi przeżyć i chociaż nie ma pojęcia o jej uczuciu, musi żyć i dla niej i dla Sebastiana. Nawet nie była w stanie sobie wyobrazić, jak przeżyliby tę śmierć jego rodzice. Jak to się stało, że Paulina potraktowała go nożem? Dlaczego stracił czujność? Przecież tyle razy na zajęciach z samoobrony wałkowali ten temat. Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na te pytania. Przetarła dłońmi zapłakane oczy.
 - Mógłby się pan pośpieszyć? Jadę do umierającego człowieka i jestem w stanie nawet zapłacić mandat, byle by pan mocniej nacisnął pedał gazu.
Po tych słowach taksówkarz rzeczywiście dość mocno przyspieszył. Z piskiem opon zahamował przed głównym wejściem do szpitala. Wcisnęła mu w dłoń dwustuzłotowy banknot i nie czekając na resztę biegiem puściła się w kierunku wejścia. Dotarła na oddział chirurgii. Zauważyła Sebastiana i Dobrzańskich. Nie mogła powstrzymać płaczu. Podeszła do nich i drżącym głosem zapytała.
 - Wiadomo już coś? Długo tam jest?
 - Jakąś godzinę. Nic nie wiemy, bo operują go jeszcze.
 - Jak to się stało Sebastian? Dlaczego go nie upilnowałeś? Przecież nadal są w domu kamery.
Olszański popatrzył na nią żałośnie. Jego mina ewidentnie świadczyła o wielkich wyrzutach sumienia.
 - Wiem Ula, wiem i sam sobie to wyrzucam, że zamiast obserwować jego salon oglądałem mecz. Jeśli ta operacja się nie uda nigdy sobie tego nie wybaczę.
 - To nie twoja wina Sebastian. Nie mogłeś go pilnować dwadzieścia cztery godziny na dobę – odezwała się cicho Helena. – Nie sądziliśmy, że ona posunie się do czegoś tak skrajnego. Po tym jak poznaliśmy prawdę, usłyszała od nas kilka słów. Jej własny brat odwrócił się od niej. Musiała być naprawdę wściekła. Nawet nie wiemy, gdzie ona jest.
 - Znajdą ją. Zgłosiłem już to na policji i podałem jej nazwisko i rysopis. Pewnie i tutaj się zjawią. Oni na pewno ją znajdą, a ja zrobię wszystko, żeby spotkała ją zasłużona kara.
Jeszcze dwie godziny siedzieli na szpitalnym korytarzu. Ula cicho pochlipywała wtulona w ramię Sebastiana.
 - Nie maż się Ulka. To silny facet i jestem przekonany, że z tego wyjdzie – mówił tak i nie wiadomo czy dlatego, żeby ją pocieszyć, czy dlatego, że sam bardzo pragnął w to wierzyć.
 - To silniejsze ode mnie, choć staram się nie panikować.
Po trzech godzinach drzwi od sali operacyjnej otworzyły się i wyszło z niej dwóch chirurgów. Obstąpili ich domagając się informacji.
 - Usiądźmy może – odezwał się jeden z nich. Gdy to zrobili, powiedział.
 - Mieliśmy trochę roboty, bo nóż uszkodził jelito cienkie i spowodował krwiaka rany otrzewnowej. Czubek noża uszkodził wątrobę i to wywołało krwawienie do jamy brzusznej. Na szczęście opanowaliśmy je. Syn urodził się chyba pod szczęśliwą gwiazdą, bo zakrawa na cud, że nie zostały uszkodzone duże naczynia krwionośne. Gdyby tak było, mielibyśmy niewiele szans, żeby go uratować. Za chwilę wywiozą go na OIOM. Przez następne kilka godzin będzie spał, ale już mogę państwa zapewnić, że jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Przez noc będziemy monitorować jego funkcje życiowe, chociaż nie spodziewamy się jakichś przykrych niespodzianek. Proszę być dobrej myśli. To chyba wszystko. My pożegnamy się. Musimy też odpocząć po tej trudnej operacji. Dobranoc państwu.
Kiedy lekarze odeszli Krzysztof uśmiechnął się blado. - To bardzo dobre wiadomości kochani. Odetchnąłem. Wy chyba też – zerknął w kierunku szklanych drzwi operacyjnej. – Chyba go wiozą. Słyszę zgrzyt kółek.
Faktycznie zobaczyli wyjeżdżające szpitalne łóżko, a na nim Marka podłączonego do kroplówki zawierającej krew. Był strasznie blady i nieprzytomny. Nie reagował, gdy wymawiali jego imię. Poszli do sali, w której go umieszczono i zmartwieni obstąpili go dookoła.
 - Powinni państwo wyjść - usłyszeli głos pielęgniarki. – To bez sensu teraz przy nim tkwić, bo będzie spał do rana.
 - Pani Heleno, jedźcie do domu. Wyglądacie na zmęczonych – Ula podeszła do Dobrzańskich i spojrzała na nich z troską. – Dzisiaj mieliście nadmiar traumatycznych przeżyć. My zostaniemy. Zaraz pójdę do lekarza i poproszę o zgodę na nasze pozostanie przy nim. Jak tylko się obudzi natychmiast do państwa zadzwonię. Obiecuję.
 - Chyba masz rację moje dziecko. Ja padam już z nóg, a i Krzysztof ledwie się trzyma. Pojedziemy i będziemy czekać na twój telefon. Najważniejsze już wiemy. On będzie żył.
 - Ja odwiozę państwa, – zadeklarował się Sebastian – a potem wrócę tutaj. Idź Ula do tego lekarza i nawet gdyby nie chciał, wymuś na nim tę zgodę.
Nie musiała wymuszać, bo lekarz nie miał nic przeciwko temu. Powiedziała, że za pół godziny dołączy do niej Sebastian. Przypomniała sobie o obietnicy jaką dała swojemu ojcu, że powiadomi go, co z Markiem. On również bardzo się o niego martwił. Nie wiedział wprawdzie co się stało, jedynie to, że jest z nim kiepsko. Wybrała numer do domu i po chwili usłyszała jego głos.
 - Marek jest po operacji tatusiu. Długo to trwało, ale lekarze zapewnili nas, że nic mu już nie grozi. Dobrzańskimi bardzo to wstrząsnęło, dlatego zadeklarowałam, że zostanę tutaj z Sebastianem, dopóki się nie obudzi. Nie czekaj na mnie. Zadzwonię rano i dam ci znać co z nim.
Rozłączyła się. Przysiadła przy łóżku i zapatrzyła się w jego twarz, która nadal nosiła ślady po ciosach i paznokciach Pauliny. – Nie wiem, co bym zrobiła, gdybyś umarł. Moje serce umarłoby razem z tobą – mówiła szeptem. – Od teraz będzie już wszystko dobrze. Rany się zagoją i wreszcie odetchniesz. Zapewnimy ci tyle spokoju ile trzeba, byś szybko doszedł do siebie – pogładziła jego zarośnięty policzek. – Kocham cię Marek. Kocham całym sercem.
Do sali wszedł cicho Sebastian. Przysunął sobie drugie krzesło i wręczył Uli kubek z gorącą kawą.
 - Kupiłem po drodze. Napij się, może choć trochę cię wzmocni – spojrzał na przyjaciela ze smutkiem. – Nawet w najgorszych snach nie wyobrażałem sobie, że to tak się skończy. Pomyśl, jak wiele musiał wycierpieć przez te prawie trzy lata i fizycznie i psychicznie. Nie było dnia bez awantur. Taki fajny facet, dobry przyjaciel, a wpakował się w takie łajno. Musimy zrobić wszystko Ula, żeby szybko pozbierał się do kupy. Pomyślałem nawet sobie, że kiedy już w miarę wydobrzeje wykupię mu kurację w jakimś uzdrowisku. Wiesz…, taką z prawdziwego zdarzenia. Pojedziesz razem z nim. – Zaskoczona spojrzała na niego.
 - Ja? Dlaczego ja?
 - Bo będzie potrzebował któregoś z nas. Ja zostanę. Pogadam jeszcze z Alexem. Może zgodzi się go zastąpić. Krzysztof nie da rady. Te ostatnie wydarzenia nieźle nim wstrząsnęły. We dwójkę powinniśmy sobie poradzić z firmą. Marek musi dojść całkowicie do zdrowia. Poza tym Krzysztof chce złożyć w jego imieniu pozew rozwodowy. Chce jutro iść do prawnika, żeby go zredagował. Jak będzie gotowy to przywiezie Markowi do podpisania. Bardzo mu na tym zależy, żeby Marek uwolnił się od tej jędzy, a w świetle ostatnich wydarzeń może to nastąpić szybciej niż myślimy.

Jasność poranka poraziła mu oczy. Szybki ruch gałek ocznych pod powiekami świadczył, że zaczyna się budzić. Powoli, z trudem otwarł je i rozejrzał się. Na krzesłach obok łóżka spali jego najlepsi przyjaciele. Uśmiechnął się. – Żyję. Nie pozwolili mi zginąć od tego noża i są cały czas ze mną. Nie ma sposobu w jaki mógłbym się im za to wszystko odwdzięczyć – próbował przekręcić się na bok, ale zabolało. Pozostał więc w takiej pozycji jak poprzednio. – Seba… - powiedział cicho – Seba… - powtórzył. Przyjaciel ocknął się i spojrzał na niego półprzytomnie. Szybko jednak zarejestrował, że Marek nie śpi i uśmiecha się do niego.
 - Marek! Dobry Boże! Żyjesz! Żyjesz przyjacielu! Ulka, obudź się!
Od tych krzyków Olszańskiego niemal spadła z krzesła. Jednak po chwili przypadła do łóżka i ujęła Marka dłoń.
 - Ależ napędziłeś nam strachu. Już nigdy więcej, bo chyba padniemy oboje na zawał. Jak się czujesz?
 - Obolały. Bardzo obolały.
 - Nic dziwnego bracie. Trochę poharatał cię ten majcher, ale i tak miałeś sporo szczęścia. Lekarz mówił, że aż dziwne, że nóż nie uszkodził ważnych naczyń krwionośnych.
W oczach Marka pokazały się łzy.
 - Nie wiem jak ja wam się za to odwdzięczę. Cały czas mnie ratujecie, a teraz uratowaliście mi życie.
 - O tym pogadamy później – roześmiał się Sebastian. – Teraz musisz szybko wyzdrowieć. Paulina zwiała, ale zgłosiłem incydent na policji i szukają jej. Na pewno i tu przyjdą. Będą chcieli wiedzieć jak do tego doszło. Ja jeszcze dzisiaj sprawdzę monitoring. Może coś będzie widać, chociaż znalazłem cię w przedpokoju. Jak mogłeś dopuścić, że dźgnęła cię nożem? Tyle razy ćwiczyliśmy to na zajęciach.
 - Ona mnie zaskoczyła Seba. Stanęła bardzo blisko, tak blisko, że czułem jej oddech na twarzy, a potem patrząc mi w oczy zadała cios. Nic nie mogłem zrobić. Nie miałem pola manewru.
Ula wstała z krzesła i przeciągnęła ramiona.
 - To wy sobie pogadajcie, ja idę zadzwonić. Obiecałam to twoim rodzicom, a i mój tata jest niespokojny. Zaraz wracam.

O godzinie dziewiątej zjawił się śledczy. Musieli wyjść z sali, bo rozmowa odbywała się w cztery oczy. Tym razem Marek nie ukrywał niczego. Opowiedział policjantowi wszystko od początku do końca. Sebastian wraz ze śledczym po zeznaniach Marka pojechali do jego domu. Tam zdjęli cały monitoring, który funkcjonariusz zabrał ze sobą. Zabrał też zdjęcia Pauliny, by wiedzieć kogo mają szukać.
Kiedy Sebastian wrócił do szpitala zastał u Marka Dobrzańskich i Alexa. Ula wcinała śniadanie przyniesione przez Helenę. Dołączył i on. Był głodny i bardzo chciało mu się kawy. Poprosił Alexa na stronę i powiedział cicho.
 - Chciałbym w najbliższych dniach z tobą pogadać i coś zaproponować. Znajdziesz czas?
 - Oczywiście. Może nawet jutro rano. Będziesz w firmie?
 - Będę. Dzisiaj muszę jeszcze jechać na komendę, żeby uzupełnić zeznania. Co o tym myślisz? – kiwnął głową w kierunku Marka.
 - Jestem w ciężkim szoku. Nie sądziłem, że posunie się aż tak daleko. Nie będę jej bronił, bo to co zrobiła było podłe i okrutne.
 - Ciekawe dokąd zwiała?
 - Nie wiecie? – Febo wyglądał na zaskoczonego. Olszański pokręcił głową.
 - Niestety nie.
 - Sebastian, paradoksalnie Paulina jest dość przewidywalna. Istnieje tylko jedno miejsce, w którym ona mogła się ukryć. To Mediolan. Jak będziesz na komendzie zasugeruj im, żeby sprawdzili listy pasażerów odlatujących tam w przeciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.
Olszański popatrzył na Alexa z sympatią.
 - Dzięki Alex. Bardzo nam pomogłeś. Twoje wskazówki są bezcenne.

Przyjeżdżali do niego codziennie. Długi czas był bardzo słaby. Jednak po tygodniu zaczęto go pionować. Każdego dnia Ula maszerowała z nim po korytarzu. Opierał się na niej i wolniutko posuwał do przodu. Z każdym też dniem był coraz silniejszy.
Sebastian załatwił sprawę z Alexem. Wyjaśnił mu, że chcą Marka wysłać do sanatorium i ktoś musi przejąć jego obowiązki. Był już też po rozmowie z Krzysztofem, który poparł ten pomysł z entuzjazmem. Teraz pozostało tylko czekać aż Marek nabierze dość sił, żeby był w stanie przetrzymać podróż.
 - Załatwiłem mu miesięczny pobyt w „Medica Spa Mona Lisa” w Kołobrzegu – mówił do Alexa. - Świetny ośrodek, w którym szybko postawią go na nogi. Wprawdzie najlepiej pojechać tam latem, ale nie będziemy wybrzydzać, bo nie o pogodę tu chodzi, ale o skuteczność zabiegów. Ula pojedzie razem z nim. Raźniej mu będzie w jej towarzystwie, a ona przypilnuje, żeby się nie forsował. Przez ten miesiąc poradzimy sobie. Ja ci pomogę w miarę swoich możliwości. Pan Krzysztof też posłuży radą w razie potrzeby.
Alex z aprobatą pokiwał głową.
 - Jest przecież jeszcze Adam. I on pomoże. Przejmie część moich obowiązków dzięki czemu ja będę mógł zająć się działką Marka. A zmieniając temat. Byłeś na policji?
 - Byłem. Przekazałem to, co powiedziałeś. Ułatwiłem im zadanie. Na nagraniach z monitoringu trochę widać, choć nie tak wyraźnie jakbym chciał. Kamery obejmowały tylko salon i kuchnię, bo tam działo się najwięcej. Mimo to dzięki temu, że między salonem a przedpokojem nie ma drzwi, dość dobrze widać jak zadaje mu cios i to jak odchodzi, a on osuwa się na podłogę. Mają niezbity dowód, a ona nie będzie się mogła wyprzeć. Teraz muszą tylko ją znaleźć.

Po trzech tygodniach wypisano Marka ze szpitala. Zalecono dużo odpoczynku. Ten zapewnił mu już przyjaciel. O wszystkim ich powiadomił. Wręczył foldery, żeby mogli sobie pooglądać jak tam jest.
 - Wynająłem jeden z apartamentów. Są tam dwa niezależne pokoje, które łączy trzeci. Na pewno nie będziecie narzekać. Zaraz po przyjeździe będziesz badany przez lekarza Marek i on zleci ci zabiegi. Ty Ula jak masz ochotę, możesz wykupić sobie jakieś. Przede wszystkim jednak pilnuj go, żeby się nie przemęczał i jadł to, co powinien. Ja odwiozę was do Kołobrzegu, a potem przyjadę po was.
Wzruszony Marek ściskał jego dłoń.
 - Życia mi braknie przyjacielu, żeby odwdzięczyć się wam za to wszystko. To dzięki wam żyję, a to wielki dług. Mam nadzieję, że któregoś dnia go spłacę.
 - Na razie o tym nie myśl. Myśl tylko o tym, żeby odzyskać zdrowie. To nas uszczęśliwi naprawdę.
Trzy dni po tej rozmowie auto Sebastiana mknęło już w kierunku Kołobrzegu. Marek wygodnie leżał na tylnym siedzeniu, a Ula siedziała obok Olszańskiego. Odwracała się co jakiś czas opowiadając im zabawne historie, lub powtarzając powiedzonka Violetty, które ta permanentnie przekręcała. Podróż okazała się nie tak bardzo męcząca. Zatrzymali się dwa razy na kawę. Potem już bez przeszkód dojechali na miejsce. Budynek hotelu wyglądał uroczo, niemal jak z bajki, obsypany pierwszym białym puchem. Był duży, rozległy, a w szczycie dachu urządzono jednoosobowe pokoje. Oni swój mieli na parterze. Największym jednak atutem była bliskość morza. Postanowili, że jutro z samego rana pójdą na spacer. Zameldowali się i zaraz potem Marek ze skierowaniem udał się do lekarza. Wyszedł z kartką, na której była rozpiska zabiegów. Potem poszli na późny obiad, a po nim pożegnali Sebastiana. Musiał wracać, by jutro wspomóc Alexa w firmie. Oni poszli do pokoju. Marek usadził się w fotelu, a Ula w tym czasie rozpakowywała ich bagaże. Wieczorem zeszli na kolację. Podobał im się ten ośrodek. Zapoznali się z topografią budynku. Wiedzieli już, gdzie pójść na dany zabieg. Miał przepisanych sześć w tym basen i Ula postanowiła wykupić sobie kilka zabiegów na nim. Lubiła pływać i chętnie zgodziła się towarzyszyć Markowi. On, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy w stroju kąpielowym po prostu oniemiał. Nie miał pojęcia, że jego przyjaciółka ma tak fantastyczne ciało, niezwykle proporcjonalne, a jej szczupłe, zgrabne nogi sięgały niemal do nieba. Kształtnych, pełnych piersi mógł się jedynie domyślać, a wąska talia robiła piorunujące wrażenie. Wtedy pomyślał chyba po raz pierwszy w życiu, że był kompletnym ślepcem, który ocenia wszystko zbyt powierzchownie. Ona była niesamowicie atrakcyjna i bardzo piękna. To piękno nie było wyzywające, ale delikatne i urzekające. – Mój Boże… Cały czas tkwi obok mnie wyjątkowa kobieta. Jak to się stało, że nie zauważyłem tego piękna do tej pory? – przemknęło mu przez myśl. Zaczął zwracać na nią baczniejszą uwagę. Wiele razy przyłapywał ją, jak zamyślona obserwuje jego twarz. Rumieniła się, gdy w takich momentach ich spojrzenia spotykały się i zażenowana szybko odwracała wzrok.
Zabiegi miał rozłożone w czasie. Pierwszy zaczynał już o ósmej rano, a ostatni o piętnastej. Między nimi mieli trzy godziny przerwy, które wykorzystywali na spacery brzegiem wzburzonego zazwyczaj morza. O tej porze roku było to normalne. Czasami chodzili po mieście, ale zatłoczone przez licznych tu kuracjuszy kafejki nie zachęcały i jeśli mieli już wybierać, to zdecydowanie woleli widok morza i pustą plażę.
 - Dobrze mi tutaj z tobą – zwykł mawiać, gdy stali na brzegu wsłuchując się w szum fal rozbijających się o falochron. – Już dawno nie zaznałem takiego spokoju i ciszy. Odżywam. Dzięki wam.
 - Zasłużyłeś na ten spokój Marek – odpowiadała wtedy. – Za dużo wycierpiałeś. Za dużo musiałeś znieść upokorzeń, wstydu i bicia. Za dużo – kończyła szeptem, a w jej oczach błyszczały wtedy łzy. Przyciągał ją wówczas do siebie i obejmował ramieniem. Nie potrzebowali słów, bo rozumieli się doskonale.
Ich pobyt dobiegał końca. Pozostało im zaledwie kilka dni. Zjedli obiad i po ostatnim zabiegu ruszyli znowu na spacer plażą.




ROZDZIAŁ 7


Marek wcisnął wełnianą czapkę na głowę i opatulił szyję szalikiem. Trochę dzisiaj wiało i nie chciał załapać jakiejś infekcji. Spojrzał na Ulę, która mrużyła oczy pod wpływem zimnych podmuchów wiatru. Zbliżył się do niej i założył jej kaptur na głowę. Na jej pytające spojrzenie wyjaśnił.
 - To, żeby cię nie przewiało. Nie darowałbym sobie, gdybyś wróciła z grypą do Warszawy. – Uśmiechnęła się do niego szeroko i potarła zimny nosek.
 - Nie będzie tak źle. Powdychajmy jeszcze trochę jodu. Podobno najwięcej jest go przy takiej pogodzie.
Ruszyli wolno. Chętnych do spacerów nie było zbyt wielu. Woleli siedzieć w przytulnym i ciepłym wnętrzu hotelu, niż marznąć na zewnątrz. Oni za kilka dni mieli pożegnać to miejsce. Nie przypuszczał, że ten pobyt będzie taki udany i tak szybko dobiegnie końca. Ula starała się z całych sił, żeby miał spokój, żeby dobrze się odżywiał i nabrał dystansu do tych przykrych wydarzeń, których był uczestnikiem. Doceniał jej starania i dobrze czuł się w jej towarzystwie. Zawsze przed snem każdego wieczora ciepło myślał o niej i coraz częściej dochodził do wniosku, że to ona, a nie Paulina była najważniejszą kobietą w jego życiu. Dostrzegał też więcej niż kiedyś. Ten pobyt tutaj w jej towarzystwie uzmysłowił mu jej niezwykłą wyjątkowość i nieprzeciętność. Był wielkim estetą wyczulonym na piękno i to dlatego jej widok w kostiumie kąpielowym zaparł mu dech w piersi. Zawsze, od kiedy zaczęła pracować w F&D, była przy nim bez względu na to, czy sytuacja przedstawiała się dobrze czy źle. Była najlepszą przyjaciółką jaką kiedykolwiek miał, chociaż tak naprawdę to chyba nigdy nie przyjaźnił się z żadną kobietą, bo od wieków miał Sebastiana. Zawsze uważał, że kobiety nie nadają się na przyjaciółki od serca, bo nie są bezinteresowne. Musiał zweryfikować to myślenie, od kiedy nastała Ula. Ona nigdy nic od niego nie chciała, nigdy nie wymagała niemożliwego. To ona wychodziła ze skóry, żeby sprawić mu radość, podsunąć dobry pomysł, pocieszyć. Ten wspólny pobyt uświadomił mu jeszcze jedną rzecz, o którą bardzo chciał ją zapytać. Musiał mieć pewność, czy to, że była wobec niego właśnie taka, dobra, współczująca i poświęcająca się, wynikało jedynie z przyjaźni, czy z czegoś jeszcze. Wprawdzie powiedziała mu kiedyś, że jest zakochana, ale nie powiedziała mu w kim. To dzięki wnikliwej obserwacji jej zachowania coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że to on jest mężczyzną, którego obdarzyła uczuciem. Uśmiechnął się pod nosem. – Byłoby wspaniale, gdyby to okazało się prawdą – pomyślał.
 - Chodźmy Ula w stronę tych sosen. Tam nie będzie tak wiało – ujął jej łokieć i pociągnął za sobą. Rzeczywiście ta gęsta ściana iglaków stanowiła swoistą barierę przed zimnym wiatrem. Przycupnęli na jednym ze zwalonych pni i zapatrzyli się we wzburzone morze.
 - Szkoda będzie stąd wyjeżdżać – wyszeptała zdrętwiałymi z zimna wargami. – Dobrze się tu czułam.
 - To prawda – przytaknął – i ja odżyłem. Czuję się znakomicie i chyba całkowicie wyzdrowiałem. Rana się zagoiła. Została tylko niewielka blizna. Tam w środku też już chyba w porządku, choć jeszcze odczuwam lekki dyskomfort.
 - Rany na ciele goją się prędko. Rany na duszy czasem nigdy – powiedziała cicho. – Mam nadzieję, że twoje zabliźnią się szybko. Nie jest łatwo zapomnieć o tej traumie, którą przeżyłeś.
Objął ją ramieniem i przytulił do siebie.
 - Powoli zapominam. Dzięki tobie – zamilkł, by po chwili odezwać się ponownie. – Wiesz Ula…, chciałbym wrócić do pewnej rozmowy. Pamiętasz jak odwiozłem cię kiedyś do domu i zanim wysiadłaś powiedziałem, że powinnaś znaleźć sobie kogoś, kto by cię kochał, kto by o ciebie dbał i chodził z tobą na randki? Odpowiedziałaś wtedy, że już kogoś kochasz, ale ta miłość nie jest możliwa do spełnienia i nie warto o tym mówić.
 - Czemu akurat teraz do tego wracasz? To temat zamknięty, a ja nie chcę o tym rozmawiać.
 - Wracam do tego, bo muszę cię o coś zapytać – ujął jej podbródek i przekręcił głowę tak, że teraz jej ogromne, chabrowe oczy wpatrywały się w jego własne. – Kochasz mnie, prawda? Kochasz od dawna. Jeżeli zaprzeczysz, nie uwierzę ci.
Błyskawicznie jej oczy wypełniły się łzami, które zaczęły płynąć po zimnych policzkach. Usta drżały, a z gardła nie potrafiła wydobyć głosu. Wreszcie rozpłakała się na dobre. Zerwała się z pnia i ile miała sił w nogach pobiegła przed siebie. Nie takiej reakcji się spodziewał, choć to, co ujrzał w jej oczach tylko potwierdziło jego podejrzenia. Pobiegł za nią.
 - Ula! Zaczekaj! Proszę cię! Nie mam jeszcze tyle siły, żeby móc cię dogonić! Zatrzymaj się, błagam!
Przystanęła. Ukryła w dłoniach twarz i szlochała rozpaczliwie. Podbiegł do niej i mocno przytulił.
 - To koniec…, - łkała - to już naprawdę koniec… Tak bardzo nie chciałam dopuścić do takiej sytuacji… To koniec naszej przyjaźni. Tak mi przykro…, tak strasznie mi przykro… Nie chciałam, żebyś się domyślił… Ten wyjazd z tobą to nie był dobry pomysł. Podświadomie czułam, że nie skończy się dobrze. Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam...
Tulił ją i kołysał mówiąc.
 - Za co ty mnie przepraszasz Ula? Za miłość? Ten wyjazd to najlepszy pomysł Sebastiana, bo i mnie pozwolił uświadomić sobie, że jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, a naszej przyjaźni nic się nie stało i ma się całkiem dobrze – wytarł jej łzy z policzków. – Nie płacz i uśmiechnij się do mnie najpiękniej jak potrafisz. Ja też cię kocham. Bardzo cię kocham, bo jesteś najlepszym co dostałem od losu.
Podniosła głowę, a jej lśniące od łez oczy patrzyły na niego z niedowierzaniem.
 - Mówisz szczerze…? – spytała niepewnie.
 - Najszczerzej. Przecież nigdy bym cię nie okłamał – pochylił się i przylgnął do jej ust całując je z największą czułością. Zarzuciła mu ręce na szyję.
 - Ja też cię kocham. Kocham tak bardzo, że aż serce boli – wyszeptała.
 - Wiem kochanie. Ja czuję podobnie. A teraz wracajmy. Zmarzłaś i ja też. Zamówimy sobie gorącą kawę i rozgrzejemy się trochę.
Wracali szczęśliwi. On przytulał ją do swego boku i nie mógł przestać się uśmiechać. Pomyślał, że ona jest nagrodą za te wszystkie złe lata spędzone u boku kobiety, której nienawidził z całej duszy. Jest nagrodą za upokorzenia, bicie i wyzwiska. Poczuł jak przez jego serce przelewa się fala ogromnej czułości. To przy Uli było jego miejsce, był o tym święcie przekonany. Okazała się najlepszym człowiekiem na świecie. To ona zawsze martwiła się, gdy przychodził pobity do pracy. To ona spędzała czas przy jego łóżku, gdy sponiewierany przez Paulinę musiał przebywać w szpitalu. To ona opatrywała jego rany i zawsze płakała na ich widok, bo nie potrafiła go znieść. Uwierzył, że nic nie dzieje się przypadkiem i ma swoje uzasadnienie. On musiał przejść przez piekło, żeby zrozumieć, kto jest dla niego najważniejszy.
Jej serce śpiewało z wielkiej radości. Czy mogła kiedykolwiek spodziewać się, że ta jej beznadziejna miłość, miłość wydawałoby się bez przyszłości, jednak się spełni? Czuła się tak, jakby śniła swój najpiękniejszy sen i nigdy nie chciała się z niego obudzić. Ale to nie sen. On był tuż obok. Tulił ją do siebie, nazwał „kochaniem”, wyznał jej miłość i tym sprawił, że poczuła się najszczęśliwszą osobą na ziemi.
Przed wejściem do hotelu otrzepali buty i weszli do środka. Pomógł jej zdjąć kurtkę i ująwszy jej dłoń poprowadził w kierunku hotelowej kawiarni. Zamówił szampana, dwie kawy i po kawałku czekoladowego tortu. Z miłością spojrzał jej w oczy.
 - Musimy koniecznie to uczcić. To najszczęśliwszy dzień mojego pobytu tutaj.
 - Mój też. Zapewniam cię – szepnęła rumieniąc się po czubek głowy.

Sebastian pojawił się w Kołobrzegu zgodnie z umową. Przywitali się z nim serdecznie, a on z uznaniem przyjrzał się im.
 - No kochani, oboje wyglądacie rewelacyjnie. Marek zdrowo, a ty Ulka zachwycająco. Jeszcze bardziej wypiękniałaś. Nie można od ciebie oderwać oczu.
Na te słowa jej policzki pokryły się uroczym rumieńcem.
 - Nie przesadzaj, ale prawdą jest, że solidnie wypoczęliśmy.
 - To fakt – odezwał się Marek. – Mamy też dla ciebie niespodziankę – zawiesił na chwilę głos. – Jesteśmy ze sobą. Jesteśmy parą. Zrozumiałem tutaj jak bardzo kocham Ulę i jak bardzo chcę z nią być. Najważniejsze jednak, że i ona odwzajemnia to uczucie.
Twarz Olszańskiego rozciągnęła się w szerokim uśmiechu.
 - Nooo, gratulacje moi drodzy, chociaż ja wcale nie jestem tym zdziwiony. Nie obraź się Ulka, ale już dawno domyśliłem się, że Marek nie jest ci obojętny. Pewne zachowania były aż nazbyt oczywiste.
 - To dlaczego mi nie powiedziałeś? – Dobrzański wbił w przyjaciela zdumione spojrzenie.
 - A po co? Ona z pewnością by tego nie chciała. Sprawy musiały dojrzeć i znalazły swój szczęśliwy finał. To co, zbieramy się? Daj Ula tę torbę. Marka walizkę też wezmę. Chodźmy.
Gdy wyjechali już na trasę Sebastian rzekł.
 - Nie znacie najnowszych nowin. Paulina jest w Polsce. Dzięki włoskiej policji udało się zlokalizować miejsce jej pobytu. Złapali ją i przetransportowali do aresztu w Warszawie. Krzysztof rozmawiał z nią. Załatwił widzenie i poszedł tam wraz z prawnikiem. On pokazał jej pozew rozwodowy i podsunął dokumenty do podpisania. Sprawa rozwodowa odbędzie się bez jej udziału. Będzie reprezentował ją adwokat z urzędu. Zresztą podobno nie miała żadnych „ale” i podpisała wszystko bez problemu. Ciesz się bracie, bo niedługo będziesz wolnym człowiekiem.
 - To świetne wiadomości Sebastian i bardzo dobrze, że nie będę się musiał z nią widzieć na rozprawie. Ciekawe ile dostanie lat za pchnięcie mnie nożem.
 - Ma postawiony zarzut usiłowania zabójstwa. Z tego co mówił wasz prawnik grozi jej od dziesięciu lat do nawet dożywocia. Nie wywinie się z tego. Mamy mocne dowody, a ona żadnych argumentów na obronę. Nawet psychiatra jej nie pomoże, bo nie ma też powodu, żeby zakwestionowano jej poczytalność, ponieważ doskonale wiedziała co robi. Poza tym okazało się, że Nowicka jednak złożyła pozew i domaga się gigantycznego odszkodowania za niemożność zarobkowania i za pokrycie kosztów leczenia. Nie wiem czy Paulina dysponuje stosowną kwotą, przecież ty też wystąpiłeś o zadośćuczynienie finansowe.
 - To mnie już nie obchodzi. Niech okradnie bank. Wierzcie mi kochani, że kiedy to wszystko się skończy odetchnę z ulgą i wreszcie będę mógł żyć tak jak zawsze marzyłem. Spokojnie, bez awantur, bicia i z ukochaną kobietą u boku.
Ula kolejny raz oblała się czerwienią.

Siedział w salonie rodziców ze szczęśliwą miną popijając kawę i pałaszując pyszne ciasto upieczone przez Zosię.
 - Tęskniliśmy za tobą synku – Helena z miłością patrzyła na swojego jedynaka. – Muszę jednak stwierdzić, że dobrze ci zrobił ten pobyt w sanatorium. Wyglądasz zdrowo i chyba troszkę przybrałeś na wadze, ale to dla ciebie lepiej.
 - I tak się też czuję mamo. Zdrowy i szczęśliwy, a w dodatku pełen energii. Powinniście też tam się wybrać. To doskonałe miejsce. Blisko do morza i okolica naprawdę piękna. Z Ulą chodziliśmy na spacery codziennie mimo, że taka niesprzyjająca aura. Muszę wam się też do czegoś przyznać – odstawił filiżankę i talerzyk z ciastem na stół. – Trochę się obawiam jak to przyjmiecie, ale nie będę niczego przed wami ukrywał tym bardziej, że jak się dowiedziałem od Sebastiana, dzięki tobie tato będę już wkrótce wolnym człowiekiem. Tam miałem dużo czasu do przemyśleń i doszedłem do wniosku, że Ula jest mi bardzo bliska i że kocham ją całym sercem. Jak tylko zakończy się ta cała afera, mam zamiar zdeklarować się jej. Nie chcę już tracić czasu. Mam trzydzieści lat i wielką nadzieję na szczęśliwe życie z nią u boku. Jestem pewien, że to z nią chcę się zestarzeć i tylko z nią chcę mieć dzieci.
Informacje wyrzucone niemal jednym tchem przez Marka były sporym zaskoczeniem dla seniorów. Jednak, gdy już przetrawili te rewelacje odezwał się Krzysztof.
 - Ula to wspaniała kobieta, dobra, mądra i w dodatku ostatnio tak bardzo wypiękniała, choć przecież nie o zalety urody tutaj chodzi. Jeśli ona odwzajemnia twoje uczucie, to my tylko możemy pochwalić twój wybór.
 - Odwzajemnia tato. Okazało się, że ona kocha mnie już od dawna, a w dodatku i Sebastian się tego domyślał, choć nic mi nie powiedział. Ula, to najcenniejszy podarunek od losu za to wszystko czego doświadczyłem u boku Pauliny. Możecie mi wierzyć, że nigdy nie czułem tego do swojej żony, co czuję do Uli. To piękne uczucie, a ja wiem, że po raz pierwszy w życiu zakochałem się naprawdę i jestem niewyobrażalnie szczęśliwy. A tak z innej beczki. Wiadomo już kiedy odbędzie się sprawa rozwodowa?
 - Za trzy tygodnie, ale bez Pauliny.
 - Tak wiem. Sebastian już o tym wspominał. Podobno nie robiła problemów przy podpisywaniu dokumentów i bardzo dobrze. Chcę mieć to jak najszybciej za sobą.

Wreszcie doczekał się tej rozprawy. Nawet nie musiał nic specjalnie wyjaśniać, bo jego prawnik zrobił to za niego. Przedstawił wszystkie dowody niezbicie potwierdzające przemoc jakiej doznawał Marek podczas niemal całego pożycia z Pauliną. Sędzia uważnie przeczytał dwadzieścia osiem obdukcji, obejrzał zdjęcia i nagrania z monitoringu. Nie miał wątpliwości, kto jest ofiarą w tym związku. Wprawdzie adwokat Pauliny, tak jak przypuszczali, chciał uzyskać pozwolenie na konsultację psychiatryczną, ale sędzia się nie zgodził twierdząc, że pani Paulina Febo-Dobrzańska była w pełni władz umysłowych, kiedy pastwiła się nad swoim mężem i ewidentnie jest winna rozbicia tego małżeństwa. Poparł również roszczenia Marka za uszczerbek na zdrowiu i straty moralne. Wyznaczył odszkodowanie w kwocie dwustu tysięcy złotych, co było sumą dwukrotnie większą od tej, której się domagał. Marek podejrzewał, że to dlatego, iż doczytał się o próbie pozbawienia go życia. Okazało się, że drugiej rozprawy nie będzie. Dla sędziego wszystko było jasne i już na tej pierwszej orzekł o rozwodzie. Marek wyszedł z sali rozpraw uśmiechnięty od ucha do ucha. Uścisnął dłoń prawnikowi i podziękował mu za rzetelność i fachowość. Potem uściskał swoich rodziców i dwójkę najlepszych przyjaciół, chociaż właściwie teraz należałoby powiedzieć, że jednego przyjaciela i swoją dziewczynę.
 - Nareszcie kochani. Nareszcie. Jeszcze tylko jedna sprawa i zapomnę o mojej byłej żonie na zawsze.
Następnego dnia zawitał do gabinetu Alexa. Przywitał się z nim i rozsiadł wygodnie w fotelu.
 - Nie wiem, czy już wiesz, ale wczoraj zapadł wyrok co do mojego rozwodu. Jestem już wolnym człowiekiem.
Alex podał mu szklaneczkę whisky i usiadł obok.
 - Tak. Słyszałem i cieszę się, że masz to już za sobą. Sam nie wiem co bym zrobił będąc w takiej sytuacji jak ty. Pewnie też nie chciałbym żyć dalej z taką żoną. To moja siostra, ale nie potrafię i ja jej wybaczyć, że posunęła się do takiej ostateczności. My wszyscy myśleliśmy, że jak wydorośleje, to zmieni jej się to agresywne usposobienie, a tymczasem ona przez te wszystkie lata kumulowała w sobie złość do całego świata. Naprawdę jej nie rozumiem – westchnął ciężko. – Mogła mieć takie dobre życie i wszystko zepsuła. Zdecydowanie powinna była chodzić na jakąś terapię, która wyleczyłaby ją z tej agresji. Teraz w dodatku ciąży na niej zarzut usiłowania zabójstwa. To ciężkie oskarżenie i na pewno nie potraktują jej ulgowo. Posiedzi kilka lat, a ja już straciłem do niej serce. Nie mam ochoty jej więcej oglądać. Wiem też, że zasądzono ci odszkodowanie. Jak tylko podasz mi numer swojego konta, dokonam przelewu. Mam upoważnienie i nie chcę, żebyś czekał Bóg wie ile. Zresztą sąd obwarował wypłatę terminem wypłacalności do siedmiu dni.
 - Tak. Jeszcze dzisiaj podam ci ten numer. Chcę ci też podziękować, że stanąłeś po mojej stronie, a także za to, że zastępowałeś mnie podczas mojej rekonwalescencji. Tata nie dałby sobie rady. Jeśli chcesz odpocząć, to wiedz, że ja nie mam nic przeciwko temu i chętnie podpiszę ci urlop. Również zastąpię cię, a raczej zrobi to Ula. Jest naprawdę świetna w finansach i z pewnością poradzi sobie o wiele lepiej niż ja. – Alex uśmiechnął się.
 - Wiem, wiem. Mądrala z niej. Ma główkę nie od parady, ale na razie nie będę brał wolnego. Wyjazd mam w planach dopiero latem. Mówiłem ci, że poznałem kogoś. To naprawdę fajna dziewczyna i chyba zakochałem się w niej. To z nią mam zamiar spędzić wakacje.
 - No tak…, mówiłeś. Koniecznie musisz nam ją przedstawić, bo jesteśmy jej ciekawi. Będę się zbierał. Czas wziąć się do roboty i zrobić coś pożytecznego. Zatęskniłem już za biurem. Na razie.
Wracając poprosił jeszcze Ulę do siebie. Koniecznie musiał z nią porozmawiać. Przysiadł obok niej na kanapie i ująwszy jej dłonie powiedział.
 - Wiesz…, pomyślałem sobie, że powinienem sprzedać ten dom. Najpierw chciałem go okadzić, żeby wygnać z niego całe zło, ale doszedłem do wniosku, że nie dam rady tam dłużej mieszkać. Za dużo złych wspomnień, które mnie przytłaczają. Chciałem cię prosić, byś wraz ze mną poszukała dla nas nowego domu.
 - Dla nas…?
 - Dla nas Ula. Wiem, że to nie powinno tak wyglądać. Powinienem oświadczyć ci się najpierw, a potem myśleć o wspólnym życiu. Zapewniam cię, że to zrobię. Jak tylko skończą się te wszystkie sądy, zrobię to tak jak należy. Najpierw jednak chciałbym zmienić otoczenie. Nie mogę siedzieć na głowie rodzicom, a w tym domu nie potrafię nawet zasnąć. To co, pomożesz? – popatrzył na nią z nadzieją.
 - Oczywiście, że pomogę. Cieszę się, że myślisz o mnie i o sobie jako o nas. To bardzo miłe uczucie.
 - Kocham cię – wyszeptał zanim przytulił się do jej ust.




ROZDZIAŁ 8
ostatni


Od tygodnia przekopywali się przez internet usiłując znaleźć dom, który spodobałby się im obojgu. Więcej szczęścia w tym względzie miał Sebastian, który wszedł właśnie do Marka gabinetu z triumfującą miną. Położył mu na biurku wydrukowaną ofertę i rzekł.
 - Proszę bardzo. To najlepsza oferta ze wszystkich. Lepszej nie znajdziecie. Dom wygląda jak z bajki. Prawdziwe cudo. Koniecznie musimy tam pojechać i go obejrzeć. Jestem pewien, że będziecie zachwyceni. Umówiłem nas na trzynastą.
 - Dzisiaj!? – krzyknęli równocześnie.
 - No a kiedy? Szkoda tracić czas, nie? Za dwie godziny czekam na was przy windach.
Zanim zatrzasnął za sobą drzwi, oni już pochylali się nad ofertą.
 - „Funkcjonalny dom wolnostojący – czytał Marek - w spokojnej, zielonej okolicy na obrzeżach Warszawy, na ulicy Trombity (Ursynów), w pełni wyposażony, gotowy do zamieszkania, w bardzo dobrym stanie. Niepodpiwniczony. Siedmiopokojowy. Dach skośny, okna plastikowe, ogrzewanie gazowe, kominkowe, ogrodzenie metalowe i żywopłot, pokrycie dachowe: blacha.
Na parterze znajdują się: kuchnia, widna spiżarka, jadalnia z hallem, salon z kominkiem, dwa pokoje gościnne, łazienka dla gości, z garderobą, duży, zadaszony taras. Garaż pomieści dwa samochody. Przed garażem, na podjeździe, zmieszczą się kolejne trzy. Na piętrze trzy sypialnie, dwie łazienki z wannami. Do jednej wejście bezpośrednio z sypialni. Dodatkowo na piętrze, nad garażem, znajduje się oddzielne mieszkanie składające się z pokoju, aneksu kuchennego i łazienki. Mieszkanie ma osobne wejście z zewnątrz budynku i może być dla drugiej rodziny lub można bez problemu połączyć je z resztą pomieszczeń. W okolicy znajdują się też przedszkola, szkoła, kościół, korty tenisowe, Las Kabacki, jezioro.
Dom do zamieszkania od zaraz”.
 - I co ty na to? Spójrz na te zdjęcia. Wygląda imponująco.
 - Bardzo mi się podoba. Zawsze marzyłam o białym domku, ale nie o białym pałacu. Jest ogromny. Ogród piękny, zadbany, ale cena zwala z nóg. Dziewięćset siedemdziesiąt tysięcy? Kto dysponuje taką gotówką? Ja w życiu nie widziałam nawet jednej dziesiątej tej sumy. - Spojrzał na nią ubawiony. Odezwała się w niej natura ekonomisty. – Nie śmiej się Marek – powiedziała z wyrzutem. – Na co nam taki wielki dom? Siedem pokoi?
Ujął jej dłonie w swoje.
 - Kochanie. Ten dom to okazja i wcale nie jest za drogi. To chyba dlatego, że położony jest za miastem. Mój jest bliżej centrum i wycenili go na milion dwieście pięćdziesiąt tysięcy, a nawet w połowie nie jest taki ładny jak ten. Samochodem do śródmieścia mamy stamtąd pół godziny. Mniej więcej tyle samo co z Rysiowa. I wcale nie jest za duży, bo jesteśmy młodzi i rozwojowi. Mam nadzieję, że niedługo obdarzysz mnie gromadką dzieci i ten dom będzie wówczas w sam raz.
Jej twarz płonęła, co rozczuliło go dokumentnie.
 - Jasne – wykrztusiła. – Zróbmy sobie najlepiej od razu całą drużynę piłkarską. – Zachichotał i przyciągnął ją do siebie.
 - Ja nie miałbym nic przeciwko temu – szepnął jej do ucha. – Poza tym spójrz na to z innej strony. Dom ma niezależne mieszkanie, z którego mógłby korzystać twój tata z rodzeństwem lub moi rodzice. To duży plus. Pojedźmy tam Ula. To naprawdę wyjątkowy dom i Seba może mieć rację, że innego, lepszego nie znajdziemy.
Pojechali i zachwycili się całą nieruchomością. Opis w ofercie był bardzo rzetelny. Blisko był las i jezioro, o którym w niej napisano. Wnętrze również ich urzekło. Marek szybko dobił targu. Nie minął miesiąc, a już zamówiona przez niego firma zajmująca się przeprowadzkami przewoziła jego dobytek. Na jego dom także znaleźli się chętni. Przyjął rzecz jasna lepszą ofertę. Był zadowolony, bo jak się okazało jeszcze zaoszczędził sporo pieniędzy. Nie musiał inwestować w remont nowego lokum. Zmienił tylko kolory ścian zgodnie z sugestią Uli i kuchenne meble na znacznie nowocześniejsze. Z wielką przyjemnością spędzała teraz u niego weekendy. Zatroszczyła się o ogród, który pod wpływem wiosny zaczął budzić się ze snu.
Na początku maja Marek dostał wreszcie wezwanie na rozprawę. Obawiał się jej i cieszył jednocześnie, że nie musi już dłużej czekać.
 - Jeszcze tylko pokonam tę ostatnią przeszkodę – mówił Uli – i wreszcie będziemy mogli spokojnie pomyśleć o przyszłości.
Ta pełnia szczęścia nie nadeszła jednak tak prędko jak początkowo sądził. Rozprawy ciągnęły się jak psi ogon. Ciągle powoływano nowych świadków. Ze zdumieniem odnotował na jednej z nich obecność lekarza, który wielokrotnie opatrywał go na izbie przyjęć i pulchnej pielęgniarki. Wezwano też chirurga, który operował go i wyciągnął nóż z jego brzucha. Zeznawała Ula i Sebastian. Zeznawał Alex i seniorzy Dobrzańscy. Wielokrotnie wałkowano nagrania z monitoringu i treść obdukcji lekarskich. Uważnie przyglądano się zdjęciom ukazującym obrażenia Marka. Pokazano je w dużym powiększeniu. Dowody były przytłaczające. Najgorsze jednak było to, że nie robiły absolutnie wrażenia na Paulinie siedzącej na ławie oskarżonych. Podczas ich prezentacji nie wykazała żadnej skruchy. Patrząc na nią Ula dochodziła do wniosku, że ta kobieta jest pozbawiona jakichkolwiek uczuć. Zimna jak ryba spoglądała na nich wszystkich z pogardą i nienawiścią.
Kiedy przyszła jej kolej na złożenie zeznań, nie odpowiedziała na większość pytań w ogóle. Nie broniła się w żaden sposób. Na koniec wyrzuciła tylko z siebie, że jej były mąż zasłużył sobie na wszystko, co go spotkało z jej ręki, a ona sama nie ma sobie nic do zarzucenia. Tym stwierdzeniem dumna pani Febo pogrążyła się na dobre.
Ostatnia rozprawa odbyła się pod koniec sierpnia. Stawili się na nią wszyscy, bo byli ciekawi wyroku jaki zasądzą Paulinie. Nie mylił się prawnik Marka, że za taki czyn dostaje się co najmniej dziesięć lat. Tyle właśnie dostała. Marek pomyślał, że kiedy opuści więzienie będzie miała czterdzieści lat i żadnych perspektyw przed sobą. Zmarnowała sobie życie na swoje własne życzenie. Jednak nie poczuł żalu z tego powodu. Nie współczuł jej. Ona w stosunku do niego nie znała tego uczucia i pastwiła się nad nim na wszystkie, możliwe sposoby.
Opuszczali salę rozpraw w milczeniu. Dopiero przed gmachem sądu odetchnęli z ulgą. Marek zaprosił ich wszystkich na wystawny obiad, na którym powiadomił, że w najbliższą sobotę odbędzie się u niego w domu przyjęcie i ma nadzieję, że wszyscy będą na nim obecni.
 - Dom jest duży kochani, więc bez problemu pomieścimy się w nim wszyscy, bo jest gdzie spać. Czas na świętowanie, a ja sobie nie odpuszczę. Mam nadzieję, że przyjedziesz Alex? – spytał swojego byłego szwagra. – I mam nadzieję, że nie sam. – Febo uśmiechnął się szeroko.
 - Ty naprawdę bardzo chcesz poznać moją dziewczynę? Ula, nie jesteś zazdrosna? – Roześmiała się serdecznie.
 - Nie jestem. Sama chcę ją poznać, bo jak do tej pory jest dla nas kimś bardzo tajemniczym i zagadkowym.
 - W takim razie przywiozę ją.

W sobotni poranek zerwali się bardzo wcześnie. Mieli mnóstwo do zrobienia. Ula już w piątek zaczęła przyrządzać menu na dzisiejszy dzień. Zamarynowała mnóstwo karczku i boczku. Przygotowała tony kiełbasek, a oprócz tego mnóstwo ciekawych, pysznie wyglądających przekąsek. W piątek wieczorem obejrzeli prognozę pogody i wiedzieli już, że sobota będzie dniem ciepłym, bezwietrznym i bezdeszczowym. W związku z tym postanowili urządzić przyjęcie w ogrodzie. Marek okazał się niezwykle sprawny manualnie i w niedługim czasie po nabyciu domu stanęła w ogrodzie własnoręcznie zrobiona przez niego wiata, pod którą pysznił się długi, dębowy stół, a obok siedziska wyściełane miękką tapicerką, również zrobione przez Marka. Niedaleko przy ścianie garażu stał nowo nabyty duży grill i to właśnie na nim miały być dzisiaj pieczone te wszystkie pyszności.
Do południa pojechał do Rysiowa, bo rodzina Uli obowiązkowo została zaproszona na przyjęcie. Jasiek od razu zadeklarował się do obsługi grilla, a Marek wraz z Józefem przygotowaniem trunków. W porze obiadowej przyjechał Sebastian i przywiózł Violettę. Od jakiegoś czasu byli parą, a panna Kubasińska jakby nieco nabrała ogłady i przestała przekręcać słowa. O swojej dawnej przyjaciółce Paulinie nie wspominała już więcej. I nią wstrząsnęły informacje o procesie. W głębi duszy musiała przyznać Uli rację, że Paulina wykorzystywała ją do własnych celów i nigdy nie darzyła jej żadną przyjaźnią. Rodzice Marka zjawili się niedługo po Olszańskim i Helena natychmiast podążyła do kuchni, żeby pomóc swojej przyszłej synowej. Na końcu przyjechał Alex razem ze swoją dziewczyną. Obstąpili go wszyscy, a on z uśmiechem mówił.
 - Kochani przedstawiam wam Julię Sławińską, znakomitego specjalistę do spraw reklamy i marketingu, a także moją ukochaną. Wykażę się w tym miejscu odrobiną prywaty i spytam prezesa, czy nie znalazłby jakiegoś etatu dla mojej Julii. – Marek roześmiał się głośno i uścisnął mu dłoń.
 - Na pewno coś się znajdzie. Później pogadamy jeszcze. Witamy cię Julio w naszym domu. To znaczy w moim i mojej przyszłej żony. A skoro jesteśmy już wszyscy to pozwólcie, że teraz nadrobię nieco zaległości.
Wyjął z kieszeni malutkie pudełeczko i otworzył wieczko. Ukląkł przed Ulą i zapatrzywszy się w jej chabrowe oczy powiedział.
 - Kochanie, to dzisiaj jest ten najważniejszy dla mnie dzień. Długo czekaliśmy na niego oboje. Dlatego nie będę już zwlekał ani minuty dłużej i spytam, czy zgodzisz się zostać moją żoną?
Nieco zażenowana spuściła skromnie wzrok i spojrzała na klęczącego przed nią Marka.
 - O niczym innym nie marzę jak o tym, by trwać u twego boku do końca moich dni – szepnęła cicho - i mówię „tak”.
Podniósł się, przytulił ją mocno do siebie i ucałował.
 - Kocham cię nad życie skarbie. A teraz ucztujmy.
Przyjęcie było wspaniałe. Chwalono potrawy, a trunki lały się strumieniami. Nad ranem zmęczone towarzystwo udało się do swoich pokoi, by załapać chociaż trochę snu.

Pobrali się w ostatnim dniu roku i od tej pory wiedli zgodne, szczęśliwe życie. W niedługim czasie, dokładnie dziewięć miesięcy później Ula powiła bliźnięta i jak się z czasem okazało w ogóle do siebie niepodobne. Jedna z dziewczynek odziedziczyła urodę po Uli, a druga po swoim ojcu. Po bliźniaczkach przyszło na świat jeszcze dwoje dzieci. Dziewczynka i najmłodszy chłopiec. Marek szalał ze szczęścia. Zawsze marzył o licznej rodzinie może dlatego, że był jedynakiem? Wnuki całkowicie zawojowały dziadków. Dobrzańscy byli częstymi gośćmi na Ursynowie, a i dziadek Cieplak zaglądał tu jak tylko mógł najczęściej. Dzieci chowały się zdrowo i były prawdziwą pociechą dla swoich rodziców.
W krótkim czasie po zaślubinach Uli i Marka wzięli ślub ze swoimi wybrankami Sebastian i Alex. Ten ostatni pozostał bezdzietny, natomiast Sebastian i Viola dorobili się córki i syna.

Minęło dziesięć lat. Bliźniaczki Dobrzańskich skończyły właśnie trzecią klasę, młodsza córka pierwszą, a chłopiec od nowego roku szkolnego szedł do zerówki. Były wakacje. Dziadkowie Dobrzańscy zabrali bliźniaczki na wczasy, a dwoje młodszych póki co, siedziało u dziadka Cieplaka w Rysiowie. Dopiero za dwa tygodnie mieli wyjechać wraz z rodzicami nad morze.
Od samego rana Marek latał po mieście. Miał tego dnia kilka spotkań i nie mógł ich scedować na kogoś innego. W biurze zostawała jednak Ula. Od paru lat piastowała stanowisko wiceprezesa i znakomicie radziła sobie na nim. Violetta nadal wiernie trwała przed gabinetem Marka, chociaż teraz miała więcej obowiązków, bo była sekretarką zarówno jego jak i Uli. Pochylała się właśnie nad klawiaturą, gdy kątem oka zarejestrowała jakiś ruch. Podniosła głowę i niemal spadła z krzesła zobaczywszy, kto przed nią stoi.
 - Paulina? – wyjąkała zaskoczona.
 - Cześć Viola. Prezes u siebie? – spytała, jakby widziały się dopiero wczoraj.
Kubasińska zlustrowała ją od stóp do głów. Buty na płaskiej podeszwie, kiecka z sieciówki, tandetny makijaż i byle jak ułożone włosy. To nie była ta Paulina, którą kiedyś dobrze znała. Tamta nigdy nie ubrałaby tanich butów bez obcasa i nigdy nie założyłaby kiecki za pięćdziesiąt złotych.
 - Ma spotkanie na mieście, ale jeśli ci zależy to jest wiceprezes.
Tyle co zdążyła to powiedzieć, z pokoju naprzeciwko wyszła piękna, modnie ubrana kobieta. Paulina spojrzała na nią zaskoczona.
 - Cieplak!? – prychnęła. – To ty jesteś wiceprezesem? Ta firma już całkiem zeszła na psy skoro wiceprezesem może w niej zostać byle kto.
Ula wbiła w nią wzrok. I ona podobnie jak Violetta była zaskoczona obecnością Febo tutaj.
 - Pani Febo. Widzę, że ten dziesięcioletni pobyt w więzieniu nie wpłynął na panią korzystnie w żadnym stopniu. Nadal opluwa pani ludzi jadem i nadal gardzi pani nimi. Dla pani informacji. Nie Cieplak, ale pani Dobrzańska. Czemu mamy zawdzięczać pani pojawienie się tutaj? Jeśli chce się pani zobaczyć z bratem, to pomyliła pani pokoje.
 - Przyszłam do Marka. Mam pilną sprawę. Zaraz… zaraz… Jak to Dobrzańska? – Tym razem Ula uśmiechnęła się złośliwie.
 - Od dziesięciu lat jestem żoną Marka. Nie pastwię się nad nim, nie okładam go pięściami, nie wybijam zębów i nie wbijam mu noża w brzuch. Dzięki temu wiedziemy dobre, zgodne i szczęśliwe życie.
 - I nudne zapewne. Jestem przekonana, że zdradza panią tak jak mnie. Nie jest monogamiczny.
 - Myli się pani. Nigdy mnie nie zdradził. Pani również. To tylko pani chora wyobraźnia produkowała takie scenariusze. Poza tym przy czwórce dzieci trudno się nudzić, ale co pani może wiedzieć na ten temat?
 - Macie czwórkę dzieci? – Paulina poczuła ukłucie w sercu.
 - Owszem. Czwórkę wspaniałych, pięknych dzieci.
Paulina otworzyła usta, by jeszcze coś powiedzieć, ale przerwał jej głos Marka wchodzącego do sekretariatu.
 - Viola, kawy, bo padam z nóg. - Teraz dopiero zauważył jakie jego sekretarka i jego żona mają dziwne miny. Zauważył też kobietę, a na jego twarz wpłynął wyraz zaskoczenia. - Co ty tu robisz? – zapytał.
 - Mam sprawę. Na osobności jeśli można.
Dłonią wskazał drzwi do swojego gabinetu.
 - Proszę… Viola zrób mi tej kawy. Jak tylko tu skończę przyjdę do ciebie kochanie i powiem co załatwiłem – powiedział do żony zamykając za sobą drzwi. Zajął miejsce przy biurku i spytał siadającą na kanapie Paulinę.
 - To po co przyszłaś? Znowu chcesz mnie uraczyć ciosem w brzuch, czy masz jakieś inne plany? Sądziłem, że już nie będę cię musiał więcej oglądać.
 - Nie obawiaj się. Nie mam morderczych zamiarów. Przyszłam, bo chciałam ci zaproponować kupno moich dwudziestu pięciu procent udziałów. Zostałam bez środków do życia. Brat wypiął się na mnie. Dzięki tym pieniądzom za udziały będę mogła stanąć na nogi, a wy pozbędziecie się niewygodnego wspólnika.
 - Ile za nie chcesz?
 - Policzę po kursie. To będzie jakieś milion sto pięćdziesiąt tysięcy.
 - Sporo chcesz wziąwszy pod uwagę, że nie kiwnęłaś palcem, żeby podnieść ich wartość, ale dobrze, zgadzam się. Dostaniesz te pieniądze. Na jutro załatwię notariusza. Przyjdź o dziesiątej do firmy. Jak tylko podpiszemy akt przeleję na twoje konto żądaną sumę i mam nadzieję, że już tym razem to będzie nasze ostatnie spotkanie.
 - Na pewno, bo nie mam zamiaru tkwić w Warszawie dłużej niż to konieczne. Zaraz po transakcji wyjeżdżam - podniosła się z kanapy i spojrzała na niego raz jeszcze. - Zanim wyjdę, chciałam ci pogratulować rodziny. Nie sądziłam, że kiedyś dorobisz się czwórki dzieci. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będziesz do tego zdolny.
 - Pomyliłaś się. Jeśli byłabyś inna, jeśli miałabyś charakter chociaż w połowie tak dobry jak Ula, to z tobą miałbym dzieci. Wybrałaś przemoc, a ja nie mogłem tak dłużej żyć. Zasłużyłaś sobie na wszystko co cię spotkało, bo jesteś złym człowiekiem Paulina. A teraz wybacz. Jestem zajęty.
Kilka minut po jej wyjściu w gabinecie pojawiła się Ula. Usiadła mu na kolanach i pogładziła jego poprzetykane srebrnymi nitkami czarne włosy.
 - Czego chciała?
 - Chce sprzedać swoje udziały, bo nie ma z czego żyć. Sprzedać za milion sto pięćdziesiąt tysięcy. Zgodziłem się. Przynajmniej w siedemdziesięciu pięciu procentach firma będzie własnością Dobrzańskich. Jutro przyjdzie tu ostatni raz i podpiszemy dokumenty. To już naprawdę koniec. Już nigdy nie chcę jej widzieć – przyciągnął ją do siebie i pocałował czule. – Każdego dnia dziękuję Bogu, że mam ciebie i nasze cztery szkraby. Żyjąc z Pauliną modliłem się o takie życie. Ciche, spokojne, bez awantur i bicia. Jesteś moim darem od losu, bo dzięki tobie od lat takie życie wiodę. Dziękuję ci za nie i dziękuję za nasze cudowne dzieci. Mam pewność, że jeśli kiedyś dożyjemy starości, wciąż będziemy chodzić na spacery trzymając się mocno za ręce, a ja nadal nie będę mógł się powstrzymać od pocałowania ciebie. Kocham cię i zawsze będę cię kochał.
Przytuliła się do jego ust. Nie musiała nic mówić, bo w jej oczach ujrzał nieprzebrane pokłady oddania, czułości i miłości.


K O N I E C



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz