Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 15 grudnia 2015

"BEZWARUNKOWA MIŁOŚĆ" - rozdział 6,7,8,9,10 ostatni



ROZDZIAŁ 6


O ósmej rano pojawiła się u nich Chiara. Umówiły się, że pomoże Uli z makijażem i włosami. Przekazała Alexowi, że o dziesiątej trzydzieści podjedzie limuzyną Lorenzo. Miały sporo czasu. Chiara zrobiła Uli delikatny make-up i fantazyjnie upięła włosy w kok. Wplotła w niego świeżą, białą różę. Z identycznych róż zrobiona była wiązanka ślubna. Przygotowała też z nich malutki bukiecik dla Alexa, by mógł włożyć go w butonierkę. Sofia również skorzystała z pomocy Chiary. O dziesiątej wszyscy byli gotowi. Mała Iga miała śliczną sukieneczkę uszytą z falbanek i opaskę na włosach z podobnym motywem jak jej mama.
Lorenzo pojawił się zgodnie z umową. Do magistratu nie było daleko i dojechali tam w niecałe dwadzieścia minut. Alex drżał z emocji, podobnie Ula. Patrząc sobie w oczy powtarzali przysięgę za urzędnikiem. Kiedy dokumenty zostały podpisane przez nich i przez świadków, a urzędnik złożył im gratulacje życząc szczęścia, odetchnęli z wielką ulgą. Posypały się życzenia od bliskich, a Sofia długo ściskała oboje ocierając łzy.
Limuzyna zawiozła ich do restauracji Luigiego. On sam ubrany w śnieżnobiały fartuch i wysoką, nakrochmaloną, kucharską czapę, witał ich na progu chlebem i solą. To był taki polski akcent, który wzruszył Ulę i jej ojca. Luigi się spisał. Wszystkie potrawy, które przygotował były znakomite. Nawet zamówił trzech muzyków, którzy przygrywali im do tańca, a w przerwach na posiłek umilali czas włoskimi, miłosnymi serenadami. Byli zadowoleni szczególnie Ula, bo ślub był skromny i bardzo rodzinny. Dziękowała za to Alexowi i była mu wdzięczna, że zorganizował go bez pompy i blichtru zupełnie inaczej niż ten pierwszy, który organizował Marek, a o którym było głośno w całej Warszawie.
Do domu wrócili o północy. Iga spała już od dawna i Ula położyła ją wraz z Beatką w jednym łóżku. Ta noc należała do nowożeńców. Kochali się do upadłego ciągle nienasyceni i ciągle spragnieni siebie. Zasnęli dopiero nad ranem i spali do późnego popołudnia. Następnego dnia musieli wracać do Polski.

Do końca urlopu Alex przewoził rzeczy Uli do swojego domu. Od czasu zaręczyn zrobił w nim gruntowny remont. Urządził nawet pokoik dla Igi, który przylegał bezpośrednio do ich sypialni. W niedzielny wieczór siedzieli w salonie sącząc dobre, włoskie wino i cicho rozmawiając.
 - Obiecałam Dobrzańskim, że zadzwonię po powrocie i powiem, kiedy będą mogli zabrać Igę do siebie. Chyba powinniśmy im powiedzieć, że pobraliśmy się. Przecież to i tak niczego nie zmieni. Nadal będą jej dziadkami.
 - Masz rację, ale ja chciałbym załatwić to w inny sposób. Chciałbym przy okazji upiec kilka pieczeni przy jednym ogniu. Możesz zadzwonić do nich i powiedzieć, że Igę przywieziesz do nich w następną sobotę. Poproś też ich, żeby zaprosili na tę sobotę Paulinę i Marka. Oni też powinni się dowiedzieć. Ja chciałbym zaadoptować Igę. Będzie miała tak jak ty dwuczłonowe nazwisko, Dobrzańska-Febo. Marek nigdy nie był dla niej ojcem. Powinien docenić mój gest, że zostawiam dziecku jego nazwisko. Co o tym myślisz?
 - Naprawdę nie wiem… To bardzo szlachetnie z twojej strony, że chcesz adoptować Igę. Nie wiem tylko jak Marek na to zareaguje. Wiesz jak bardzo potrafi być przekorny. Nawet nie musi szukać żadnego uzasadnienia, po prostu powie nie, bo nie, bo będzie miał taki kaprys. Druga rzecz, której się obawiam, to reakcja Dobrzańskich. Jakby nie patrzeć, to córka ich syna. Pozostaje jeszcze Paulina. Wiesz jak mnie nie lubi i jest do mnie wrogo nastawiona. To przecież twoja siostra i nie chcę, żebyś ze względu na mnie unikał z nią kontaktów. Sam pomysł jest bardzo dobry, ale na to spotkanie pojadę z duszą na ramieniu, bo nie wiadomo jak się skończy.
 - Kochanie, Paulina to najmniejszy problem. Ja nigdy nie pozwolę, by miała cię obrażać i pozwalać sobie na zbyt wiele. Już dość napsuła nam krwi. Potrafię nad nią zapanować, nie martw się.
 - No dobrze. W takim razie zadzwonię do nich, nie jest jeszcze tak późno.
Wybrała numer Heleny i już po chwili usłyszała jej radosny głos.
 - Witaj Uleńko, już wróciłyście?
 - Dobry wieczór mamo. Tak, wróciłyśmy i jeśli pozwolisz, to tym razem ja przywiozę Igę do was w następną sobotę. Mam wam kilka rzeczy do przekazania i w związku z tym ogromną prośbę. Mogłabym się wprosić na obiad?
 - Oczywiście moje dziecko. Serdecznie cię zapraszamy, nawet nie musisz pytać.
 - No tak…, bardzo dziękuję, ale ja chciałam cię też prosić, żebyś na ten obiad zaprosiła Marka i Paulinę. To dla mnie bardzo ważne. Ja wiem, że Marek bywa u was rzadko, ale może tym razem zrezygnuje z jednego popołudnia w klubie i poświęci je dla rodziny. To, co chcę przekazać jest istotne również dla niego.
 - Zaintrygowałaś mnie. Zadzwonię do niego i spróbuję przekonać. Z Pauliną nie będzie problemu, a Alex?
 - Alex już wie i na pewno będzie. O której będę mogła przyjechać?
 - Myślę, że o czternastej będzie dobrze. Bardzo stęskniliśmy się za Igunią. Zostawisz nam ją na weekend?
 - Tak. Pod tym względem nic się nie zmieniło. W takim razie do zobaczenia i bardzo mamie dziękuję. Pozdrów proszę od nas tatę - odłożyła telefon i spojrzała na Alexa. – No to nie ma już odwrotu. Trzeba stawić temu czoła, chociaż mam pietra jak diabli. – Ucałował jej policzek.
 - Będzie dobrze. Ja wciąż liczę na przychylność Dobrzańskich i na resztki zdrowego rozsądku Marka. Jest jeszcze jedna rzecz, którą jestem ci winien.
 - Winien? Nic mi nie jesteś winien. Miałeś rację, kiedy mówiłeś, że jesteś słownym człowiekiem i dotrzymujesz obietnic. Dotrzymałeś wszystkich co do jednej, a ja bardzo to doceniam.
 - Kochanie, miałem na myśli, że winien ci jestem podróż poślubną i na pewno się w nią wybierzemy. Iga będzie już większa. Wiosną skończy trzy lata i na dwa tygodnie śmiało możemy ją zostawić u Dobrzańskich, jeśli się zgodzisz oczywiście, a my pojedziemy w jakieś egzotyczne, ciepłe miejsce. – Pogładziła jego policzek.
 - Dlaczego to w tobie nie zakochałam się od razu? Widzę jak bardzo różnisz się od Marka i to zdecydowanie na korzyść.
 - Tak chyba miało być. Oboje musieliśmy odcierpieć swoje, żeby teraz być razem. Chodźmy spać. Jutro wybierzemy się na długi spacer pod warunkiem, że nie będzie lało.

W poniedziałek zaparkował pod firmą i pogwizdując ruszył do głównego wejścia. Niemal zderzył się przy nim z Markiem. Uśmiechnął się i rzucił.
 - Sorry, nie zauważyłem cię.
 - Jak widzę, wypocząłeś i dobry humor cię nie opuszcza.
 - A żebyś wiedział. Kiedy człowiek szczęśliwy to i humor ma dobry.
Rozstali się na piątym piętrze. Alex poszedł w kierunku swojego gabinetu, a Marek wprost do Olszańskiego. Przywitał się z przyjacielem i zagaił.
 - Alex wrócił. Wesolutki jak gawroneczek. Tak mówi Violka. To jest mocno podejrzane bracie. Dobry humor u Alexa wywołują tylko rzeczy, które mają mnie dobić i pogrążyć. On nie spocznie dopóki nie zobaczy mnie pokonanego i na klęczkach. Wredny typ. Ciekawe co takiego wykluło się w jego chorej głowie tym razem. – Olszański z powątpiewaniem popatrzył na Marka.
 - Chyba jednak przesadzasz. Przecież od dawna nie zrobił ci żadnego świństwa. Może wreszcie mu przeszło i nie chce się mścić? Ludzie się zmieniają - zakończył filozoficznie.
 - Ludzie może tak, ale nie Alex. Nie wiem co by musiało się stać, żeby porzucił myśl o odegraniu się na mnie. Ale nieważne. Powiem ci, że ostatnio bardziej niż kiedykolwiek brakuje mi Ulki. Nie, nie w sensie żony – wyjaśnił widząc zdziwioną minę Sebastiana. – Mam trochę kłopotów, a ona zawsze wiedziała jak wybrnąć z takich trudnych sytuacji.
 - To może zadzwoń do niej i zaproponuj powrót do pracy?
 - To nie wchodzi w rachubę. Na pewno jest zła na mnie, że nie odwiedzam Igi. Nawet pytała rodziców, czy mam z nią kontakt i oczywiście powiedzieli, że nie mam. Nawet nie miałbym pojęcia jak się nią zająć. Poza tym ona jest jeszcze za mała i to też jest powód, dla którego Ulka nie będzie chciała wrócić. A kolejny to taki, że nawet jeśli wróci, nie będzie chciała ze mną pracować.
Olszański pokiwał ze zrozumieniem głową.
 - No nie dziwię się. Nie traktowałeś jej dobrze i na pewno do tej pory chowa w sercu urazę.
 - Nic nie rozumiesz Seba. Nie wiesz jak to jest spać koło żony, która wygląda jak lokomotywa. Zero pożądania, zero miłości. Nie mogłem się przemóc, żeby się z nią kochać. Wiele razy mówiłem jej, żeby coś ze sobą zrobiła. Jak grochem o ścianę chłopie. Jadła jeszcze więcej, jakby chciała mi zrobić na złość. I pomyśleć, że kiedyś była z niej taka laska. Wszyscy faceci ślinili się na jej widok i zazdrościli mi jej. To dziecko zmieniło kompletnie wszystko. Tak nam było dobrze we dwoje. Szaleliśmy, a potem ta ciąża postawiła nasze życie na głowie. Czasami tęsknię za tą beztroską.
 - No chyba nie tak bardzo. Przecież nadal wiedziesz żywot singla. Żyjesz tak jak chcesz. Nikt ci nie marudzi, nie masz żadnych obowiązków oprócz tych zawodowych. Sobotni wieczór był bardzo przyjemny i pewnie przyjemnie się skończył, co? – Marek roześmiał się.
 - Nie narzekam bracie, nie narzekam. Dziewczyna była pierwsza klasa. Chętnie bym to powtórzył. Może dzisiaj?
 - Może być i tak nie mamy nic lepszego do roboty.
 - No dobra. Ja spadam. Coś trzeba dzisiaj zrobić.
Wyszedł od Olszańskiego, odebrał pocztę i zasiadłszy za biurkiem zagłębił się w niej. Rzeczywiście od czasu, kiedy Ula poszła na urlop macierzyński nie wiodło mu się najlepiej. Powoli nowe wyzwania zaczęły go przerastać. Miał duże kłopoty w szwalniach. Musiał upomnieć paru dyrektorów, bo przestali dbać o jakość szycia i w związku z tym butiki sprzedające tę odzież odnotowały dużą ilość reklamacji. Firma traciła na tym. Alex pewnie jeszcze tego nie odkrył, bo już dawno przyszedłby z awanturą. Poza tym wycofało się dwóch poważnych kontrahentów. Liczyli na większe zyski, a odnotowali straty i co za tym idzie, zerwali umowy. W dodatku musiał im wypłacić pokaźne odszkodowania. Alex mu tego nie daruje i z całą pewnością podzieli się tymi rewelacjami z ojcem. Na samą myśl o konfrontacji z seniorem Dobrzańskim ścierpła mu skóra. Ula na pewno by wiedziała jak wybrnąć z tej sytuacji. Za miesiąc zarząd, a on tym razem nie będzie miał nic pozytywnego do powiedzenia.
Od tych niewesołych myśli oderwał go dźwięk komórki. Spojrzał na wyświetlacz i odebrał natychmiast.
 - Dzień dobry mamo. Czemu dzwonisz, coś z ojcem?
 - Nie. Z ojcem wszystko w porządku. Dzwonię, bo chciałam cię zaprosić na sobotni obiad. To właściwie nie jest moja prośba, ale Uli. Ona w sobotę przywiezie nam Igę i ma tobie, Paulinie i Alexowi coś do zakomunikowania. Powiedziała, że to bardzo ważne, żebyście byli na tym obiedzie wszyscy. Ważne nie tylko dla niej, ale i dla was. Nie wiem o co chodzi, ale bardzo jej zależało szczególnie na twojej obecności i mam nadzieję, że jeśli nawet masz już jakieś plany, to je zmienisz. Chyba jesteś jej to winien i chociaż tyle możesz dla niej zrobić, prawda?
 - Nie mam żadnych planów i na pewno będę. O której?
 - O czternastej i liczę na to, że dotrzymasz słowa. Do widzenia.
Odłożył telefon i zamyślił się. Może to jest dobra okazja, żeby z nią porozmawiać i namówić do powrotu do firmy? Dzieckiem mogliby się zająć jego rodzice, albo Cieplakowie. Na pewno zdążyła zatęsknić za pracą, a obiad u rodziców to szansa, żeby ją o to zapytać.

Alex siedział w swoim gabinecie i słuchał sprawozdania Adama. Ten miał mu wiele do powiedzenia.
 - Nie uwierzysz, ale Mareczek sam zakłada sobie pętlę na szyję. Zobacz wyniki finansowe szwalni. Są na granicy opłacalności. Z butików też niewiele spływa, a jeśli już, to cała fura reklamacji i zwrotów. Tu masz kopie dwóch umów, – podsunął Alexowi dokumenty pod nos – które rozwiązali kontrahenci, bo przestały być opłacalne. Firma odnotowała ogromne straty, a ten dureń musiał jeszcze zapłacić odszkodowania. Krzysztof mu tego nie daruje.
Wbrew oczekiwaniom Turka jego pryncypał jakoś nie za bardzo ucieszył się z tych wiadomości, a wręcz się nimi zmartwił.
 - Dobrze się spisałeś Adam, że wykryłeś to tak wcześnie. Będę musiał porozmawiać z Krzysztofem i przedsięwziąć jakieś kroki, żeby powstrzymać ten spadek zysków. Mam nadzieję, że coś wymyślę. A teraz wróć do siebie, ja mam jeszcze mnóstwo papierów do przejrzenia.
Po wyjściu Turka po raz drugi dokładnie przyjrzał się raportom. – Co ten Marek wyprawia? Czyżby naprawdę mu na niczym już nie zależało? Na firmie też nie? – Spakował wszystko do teczki. Koniecznie musi to skonsultować z Ulą. Co dwie głowy to nie jedna, a Ula zawsze miała dobre pomysły.

Już od progu poczuł smakowity zapach mielonego, smażonego mięsa i pomidorowego sosu. Uśmiechnął się pod nosem. – Dzisiaj włoskie klimaty. Ula mnie rozpieszcza. – Wszedł do kuchni, w której krzątała się jego żona, a obok na podłodze bawiła się Iga. Jak tylko go zobaczyła wyciągnęła do niego ręce piszcząc.
 - Tata, tata!
Porwał ją z podłogi i okręcił się z nią w kółko kilka razy wywołując perlisty śmiech. Ucałował jej policzki i podszedł do Uli.
 - Jak ci minął dzień kochanie? – spytał wyciskając jej na ustach słodkiego buziaka.
 - U mnie wszystko dobrze. Zrobiłam dzisiaj spaghetti i mam nadzieję, że jesteś głodny.
 - Jestem bardzo głodny. Umyję tylko ręce i możesz nakładać.

Siedzieli zajadając pyszności przygotowane przez Ulę, gdy ona spytała.
 - A tobie jak minął pierwszy dzień w firmie? Ogarnąłeś wszystko po urlopie? – Popatrzył na nią uważnie i odparł.
 - W firmie nie dzieje się dobrze Ula. Marek chyba zwariował. Adam przyniósł mi dzisiaj raporty, z których jasno wynika, że firma odnotowała bardzo duże straty. Naprawdę nie mam pojęcia dlaczego on z tym nic nie robi. Zyski są równe zeru. Jak tak dalej pójdzie to zbankrutujemy i pójdziemy pod młotek licytatora. Przyniosłem te raporty i chciałbym, żebyś się z nimi zapoznała, może razem coś wymyślimy, żeby ratować sytuację. Będę też musiał porozmawiać z Krzysztofem. Nie można ukrywać przed nim takich rzeczy, bo nigdy by nam tego nie wybaczył.




ROZDZIAŁ 7


Kiedy i ona przeanalizowała wszystkie raporty nie mogła uwierzyć w tę bezmyślność i beztroskę Marka. Jej przerażone oczy wpatrywały się w Alexa, a usta szeptały
 - Jak on mógł to zrobić, jak mógł do tego dopuścić…? To czyste, pozbawione jakiejkolwiek logiki szaleństwo. Przecież to wygląda tak, jakby już nad niczym nie panował, nad niczym nie miał kontroli. Nawet nie chcę myśleć jak Krzysztof na to zareaguje i jak zniesie te rewelacje jego schorowane serce.
 - Odniosłem dokładnie takie samo wrażenie. Musimy coś wymyślić Ula. Ta firma to przecież i nasza przyszłość. Ja nie mogę tego tak zostawić.
 - Ja też nie. Myślę, że na początek będzie trzeba sprowadzić wszystkich dyrektorów szwalni i porozmawiać z nimi. Oni chyba też odpuścili i stracili instynkt samozachowawczy. Z drugiej jednak strony zastanawiam się, dlaczego Marek nie jeździł do szwalni i nie monitorował na bieżąco ich pracy? Wystarczyło raz zrobić po nich objazd i od razu zorientowałby się, że nie pracują tak jak kiedyś. – Alex roześmiał się gorzko.
 - Kochanie, a kiedy on miał czas tam jeździć? Przecież o wiele ważniejsze ma priorytety. Kluby i chętne panny. – Ula pokiwała głową.
 - Masz rację. Pod tym względem wcale się nie zmienił, ale zostawmy już to. Musimy zacząć działać. Zrobimy tak, najpierw zwołujesz zebranie wszystkich dyrektorów. Wybierz rozsądny termin, żeby zdążyli się przygotować. Spróbuj znaleźć w firmie jakieś oszczędności, ale nie redukuj na razie etatów. Jeśli stwierdzisz, że będą niewielkie, trzeba będzie porozmawiać z ludźmi i zapytać, czy zgodzą się pracować za siedemdziesiąt pięć procent aktualnej stawki powiedzmy przez trzy miesiące. Pewnie będą niezadowoleni, bo zbliżają się święta, ale jeśli zacisną pasa teraz, jest szansa, że te wielkanocne będą już takie jak trzeba. W dodatku to pozwoli zachować wszystkim posady. Kredytu wziąć nie możemy, bo na razie jesteśmy niewypłacalni. Mam jednak inny pomysł, który powinien przynieść jakieś zyski. Pomogę ci założyć stronę internetową, dzięki której zaczniemy sprzedawać rzeczy z magazynów. Korzyść będzie podwójna, bo trochę na tym zarobimy, a przy okazji opróżnimy te dwie hale z zalegających kolekcji. Co ty na to? – spojrzała na niego niepewnie.
 - Co ja na to? Myślę, że jestem nieprawdopodobnym szczęściarzem, bo mam ciebie. Po raz kolejny powtórzę, że Marek to idiota, ale już wiesz dlaczego. Poza tym myślę kochanie, że powinnaś wrócić do pracy. Bez ciebie tam na miejscu będzie mi o wiele trudniej. Igę będziemy zawozić do Dobrzańskich, albo do twojego taty. Na razie nie widzę innej możliwości.
 - Trochę mi jej szkoda. Jest jeszcze taka mała, ale chyba to rozsądne wyjście. Trzeba coś poświęcić. Tym razem to będzie czas przeznaczony tylko dla Igi. Mam nadzieję, że szybko postawimy firmę na nogi, a ja nadrobię ten czas.

W sobotni poranek przetarła oczy i przypomniała sobie, że to już dzisiaj jest ten dzień, w którym inni dowiedzą się o ich ślubie. Poczuła nadciągającą falę strachu i obaw. Nie miała pojęcia jak zareagują. Miała tylko nadzieję, że Paulina nie wyleje na nią wiadra pomyj, a Marek wiadomość o adopcji przyjmie rozsądnie.
Do południa Alex umył samochód i wyczyścił tapicerkę. Zamontował jeszcze fotelik dla Igi i poszedł się przebrać. Ula kończyła makijaż. Kiedy wyszła z łazienki obrzucił ją roziskrzonym spojrzeniem. W sukience koloru butelkowej zieleni, która ściśle przylegała do jej ciała, wyglądała zjawiskowo.
 - Jesteś taka piękna Ula. Wszyscy powinni mi ciebie zazdrościć. Nasze słoneczko też jest piękne – wziął Igę na ręce i cmoknął ją tak głośno, że aż się roześmiała. – Jedziemy do dziadków skarbie. Stęskniłaś się za nimi, prawda?
 - Plawda, plawda. Idziemy tata?
 - Idziemy – wziął jeszcze po drodze torbę z rzeczami małej i wyszedł z domu. Ula zamknąwszy wejściowe drzwi podążyła za nim.
Podjeżdżali pod willę Dobrzańskich, kiedy Alex zauważył Lexusa Marka.
 - Marek już jest – kiwnął głową pokazując jego samochód. – Ciekawe, czy Paulina też. Zaraz się przekonamy – zatrzymał się na podjeździe, wysupłał Igę z fotelika, wraz z Ulą podszedł do drzwi i zadzwonił do nich. Otworzyła im Zosia, gospodyni seniorów i obrzuciła zdziwionym spojrzeniem Alexa trzymającego na ręku dziecko.
 - Proszę wejść, wszyscy już są.
Rozebrali się szybko i weszli do salonu witając się.
 - Dzień dobry wszystkim.
Jak na komendę odwrócili głowy. Marka zatkało kompletnie. Podobnie Paulinę. Dobrzańscy też byli w lekkim szoku. W końcu pierwsza podniosła się Helena, podeszła do Uli i uściskała ją.
 - Ślicznie wyglądasz Uleńko i jesteś taka szczupła. Jak tego dokonałaś?
 - Dziękuję mamo. Po prostu popracowałam trochę nad sobą. Weźmiesz Igę?
 - No chodź do babci moje kochanie. Babcia i dziadek bardzo stęsknili się za tobą. – Podszedł Marek. Wyciągnął ręce do małej chcąc ją przywitać, ale odepchnęła je.
 - Tata, nie… - wykręciła się w kierunku Alexa – ty weź. – Z powrotem wylądowała w jego ramionach. Marek zaniemówił. Wytrzeszczył oczy i wbił je w Febo.
 - Tata? A od kiedy ty jesteś dla Igi tatą?
 - Od momentu, w którym ty nim być przestałeś. Jak ona może iść do ciebie na ręce, skoro w ogóle cię nie zna i boi się ciebie. Nie pamięta cię, bo zbyt łatwo odpuściłeś i pozwoliłeś jej o sobie zapomnieć. - Podszedł do kanapy i usadził Igę na kolanach Krzysztofa. Marek przeniósł zdumiony wzrok na Ulę. Wyglądała jak milion dolarów. Wyglądała lepiej niż wtedy, gdy byli beztroskim małżeństwem. Tak podziałała na jego zmysły, że zapragnął jej jak kiedyś.
 - Wyglądasz pięknie Ula. Naprawdę jestem pełen podziwu dla ciebie, bo dokonałaś niemożliwego.
 - Niemożliwego? Mylisz się. Miałam solidne wsparcie i doping w moich wysiłkach i szybko okazało się, że zrzucenie trzydziestu kilo nie jest tak bardzo trudne i nie do wykonania.
 - A któż był tym, który cię tak napędzał? – rzucił ironicznie. Spojrzała mu prosto w oczy i wycedziła.
 - Mój mąż.
 - Wyszłaś za mąż? – przełknął nerwowo ślinę. W tym momencie podszedł do nich Alex i objął Ulę.
 - Kochani przedstawiam wam moją żonę, Urszulę Dobrzańską - Febo. Dwa tygodnie temu przypieczętowaliśmy nasz związek w Mediolanie Jestem niewyobrażalnie szczęśliwy, bo ta piękna istota odwzajemniła moją miłość.
Nie byliby bardziej zaskoczeni, gdyby Alex w tym momencie wykonał przed nimi ognistego oberka z hołubcami. Pierwsza odzyskała głos Paulina.
 - Jak to pobraliście się? Dlaczego nic nam nie powiedzieliście?
 - Naprawdę chcesz wiedzieć? Bo ciosałabyś mi kołki na głowie wmawiając, że Ula, to nie jest kobieta dla mnie, a poza tym wiem jak do tej pory ją traktowałaś i jak bardzo byłaś niesprawiedliwa wobec niej. Chciałem i jej oszczędzić twoich zjadliwych uwag. Postanowiliśmy wziąć cichy ślub z dala od fotoreporterów i mediów. Ja jestem szczęśliwy i ona też, bo to przede wszystkim ona zasługuje na szczęście – spojrzał na Marka. - Kocham ją miłością bezwarunkową i naprawdę jest mi wszystko jedno, czy waży pięćdziesiąt kilo, czy sto pięćdziesiąt. Kocham ją za jej wnętrze, bo jest dobre i piękne, a nie za to jak wygląda. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz Marek jak bardzo ją skrzywdziłeś, jak bardzo skrzywdziłeś własne dziecko, dla którego jesteś obcym człowiekiem. Na własne życzenie straciłeś dwa skarby, których już nie jesteś w stanie odzyskać. Z tego właśnie względu chcę cię prosić, żebyś zgodził się na zaadoptowanie Igi przeze mnie. Będzie nosić również i twoje nazwisko. Będzie Dobrzańska–Febo. Od przyszłego miesiąca Ula zrzeknie się alimentów od ciebie. Już nie będziesz musiał płacić. Miałeś wielkie szanse na dobre relacje z dzieckiem, ale nie wykorzystałeś ich, chociaż miałeś co tydzień takie możliwości. Nadal jestem skłonny zgodzić się na widzenia z nią, ale to ty przede wszystkim musisz tego chcieć. Mam tylko nadzieję, że okażesz się rozsądny i zgodzisz na moją propozycję.
 - Trochę mnie zaskoczyliście, ale macie rację. Nie byłem dobrym ojcem, a właściwie to w ogóle nim nie byłem. Zgadzam się na tę adopcję. – Alex odetchnął z ulgą. Ula również.
 - Dziękuję. Jest jeszcze jedna sprawa, o której powinniście wiedzieć. W poniedziałek dotarły do mnie raporty, z których wynika, że z firmą nie jest dobrze – zerknął na Krzysztofa, który słysząc te słowa zastygł na kanapie jak kamień. Marek też się spiął. – Krzysztof – kontynuował Alex – jest źle, ale siedzimy już z Ulą cały tydzień nad tymi papierami i chyba znaleźliśmy rozwiązanie. Będzie dobrze. Nie denerwuj się. Marek poczynił trochę nieprzemyślanych ruchów, co przełożyło się na złą pracę szwalni i niską sprzedaż. Ula wymyśliła genialny plan, który pomoże wzmocnić kondycję finansową firmy. - W tym miejscu opowiedział o wszystkich jej pomysłach z najdrobniejszymi szczegółami. – Musicie przyznać, że moja żona jest prawdziwym geniuszem. Plan jest doskonały i byłbym zdziwiony, gdyby się nie powiódł. Ula postanowiła też wrócić do pracy. Pomoże nam i mam nadzieję, że dzięki jej pomocy szybko się odkujemy. Tu też prośba do was, – zwrócił się do Krzysztofa i Heleny – żebyście pomogli nam z Igą. Jest jeszcze mała i bardzo przywiązana do matki, ale i do was też. Jeśli możecie zaopiekujcie się nią, gdy my będziemy w pracy. Przywozilibyśmy ją codziennie i odbieralibyśmy koło siedemnastej. Uruchomimy też dziadka Cieplaka, gdybyście planowali jakiś wyjazd, czy cokolwiek innego. W przeciwnym razie będę się męczył z tym planem naprawczym sam i na pewno to potrwa znacznie dłużej niż założyliśmy.
Krzysztof przekazał Igę Helenie, wstał i podszedł do Alexa.
 - My chętnie zajmiemy się naszą wnuczką, nawet nie musicie o to prosić. Dobrze wiecie jak bardzo ją kochamy i dopóki starczy nam sił, będziemy się nią opiekować. Dziękujemy wam obojgu, że tak staracie się uzdrowić firmę. Chyba bym nie przeżył, gdyby wisiało nad nią widmo plajty. Jak mogłeś do tego dopuścić? – zwrócił się do Marka. – Skoro miałeś kłopoty, mogłeś mi o nich powiedzieć. Może wtedy mógłbym jakoś pomóc. Cieszę się, że przynajmniej ty nie zbagatelizowałeś tego zagrożenia Alex i cieszę się, że moja synowa zdecydowała się wrócić do pracy. Na czas ratowania firmy zostajesz prezesem Ula, a ty synu będziesz jej asystentem. Może taka zamiana ról coś ci uświadomi. Wrócisz na swoje stanowisko, gdy firma będzie już stała dobrze, ale nie będziesz nią rządził niepodzielnie. Co roku będziecie się zmieniać z Alexem na tym stanowisku i wreszcie zaczniecie współpracować, żeby nie dopuścić ponownie do takiej sytuacji. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu Marek. Tu potrzebny jest teraz rozsądek, a nie animozje, które do tej pory was dzieliły i być może jeszcze dzielą. To, co wymyśliła Ula jest bardzo obiecujące i tylko ona może doprowadzić do powodzenia tego planu. Od kiedy chcesz zacząć Ula?
 - Myślę, że nie ma co zwlekać. Zacznę od poniedziałku. Nie możemy pozwolić sobie na stratę czasu. Iga zostanie u was, a w poniedziałek po południu odbierzemy ją. – Krzysztof uściskał ją.
 - Dziękuję kochanie. Ty nigdy mnie nie zawiodłaś, a teraz siadajmy do stołu, bo Zosia już chyba dziesiąty raz z rzędu podgrzewa rosół.
Po obiedzie Krzysztof zamknął się w gabinecie z Alexem i Markiem i przy lampce koniaku omawiali jeszcze wszystkie szczegóły. Helena zajęła się Igą. W salonie została tylko Ula i Paulina. Długo mierzyły się wzrokiem, w końcu Ula nie wytrzymała.
 - Nadal nienawidzisz mnie tak bardzo, że nawet nie chcesz ze mną rozmawiać? Masz mi za złe ten ślub? Myślisz pewnie, że uwiodłam twojego brata. – Paulina pokręciła głową.
 - Mylisz się. Nie nienawidzę cię i chcę cię przeprosić za to wszystko, co usłyszałaś ode mnie przez minione lata. Byłam potwornie zazdrosna o Marka. Na nim nie mogłam się mścić, ale ty byłaś łatwym celem. Nie miałam racji, byłam podła i wredna, i jeśli jesteś mi w stanie wybaczyć, to bardzo cię o to proszę. Alex ma nosa do ludzi. Widzę jak bardzo jest z tobą szczęśliwy. Promienieje. Nigdy nie pokochałby i nie ożeniłby się z kobietą próżną i mającą niewiele w głowie. Zawsze mu imponowałaś. Wielokrotnie ci zazdrościł inteligencji i przenikliwości. Podziwiał cię i pokochał za twój intelekt, choć urody mogłaby ci pozazdrościć niejedna kobieta. Ja życzę wam wielu lat w miłości i szczęściu, którego teraz ja zazdroszczę. Może kiedyś też będę mogła powiedzieć o sobie, że jestem szczęśliwą kobietą.
 - Na pewno tak będzie. Marek nie był pisany żadnej z nas i żadna z nas nie zaznałaby przy nim szczęścia. I ciebie i mnie zdradzał bez żadnych skrupułów. Mnie bolało to tym bardziej, że była Iga, a on traktował ją tak, jakby nie istniała. On nie nadaje się ani na męża, ani na ojca. Wierzę, że gdzieś jest człowiek, który pokocha cię tak jak mnie Alex, mocno, szczerze i bezwarunkowo. Marek to człowiek stracony i nie warto o niego zabiegać, a ty jesteś inteligentna i bardzo piękna. Niewielu jest mężczyzn, którzy oprą się tej mieszance, uwierz mi.
 - Dziękuję Ula. Chyba potrzebowałam tych słów. Podbudowały mnie i uspokoiły. Mam nadzieję, że teraz będziemy mieć częstszy kontakt i lepiej się poznamy.
Z gabinetu wyszli mężczyźni i dosiedli się do nich. Wróciła też Helena z małą. Dopili kawę. Alex spojrzał na Ulę i rzekł.
 - Będziemy się chyba zbierać kochanie. Jutro ostatni dzień laby, a od poniedziałku harówka – podszedł do Igi i wziął ją na ręce. – Zostajesz skarbie u dziadków. Bądź grzeczna i nie męcz ich za bardzo. Dasz mi buziaka na pożegnanie? – Mała objęła go mocno za szyję i wycałowała jego policzki.
 - Kiedy przyjedziesz?
 - Niedługo. Będziesz grzeczna?
 - Będę.
 - To ucałuj jeszcze mamę – podał ją Uli.
 - Pa moje słoneczko. My pojutrze do ciebie przyjedziemy i przywieziemy ci trochę zabawek.
Pożegnali się z pozostałymi i odjechali do domu. Najbliższe miesiące wystawiały ich na ciężką próbę i mieli nadzieję, że podołają wyzwaniom.




ROZDZIAŁ 8


Pojawienie się Uli w firmie wywołało prawdziwą sensację. Dawno tu nie była i z przyjemnością witała się ze swoimi przyjaciółkami. Nawet Violetta przywitała ją serdecznie i żywiołowo. Przystanęli jeszcze przy recepcji. Ula poprosiła Anię, żeby na godzinę dziewiątą zwołała zebranie załogi w sali konferencyjnej.
 - Mamy wam do przekazania ważne informacje i było by dobrze, gdyby wszyscy byli obecni z Pshemko włącznie.
Z windy wysiadł Marek z Sebastianem i zauważywszy ich, podszedł.
 - Część. To od czego zaczynamy? Ja za chwilę zwolnię ci gabinet Ula i przeniosę się na twoje dawne miejsce.
 - Nie pakuj wszystkich rzeczy. Opróżnij mi tylko biurko. Ja nie zamierzam tam pozostać dłużej niż to konieczne. Na dziewiątą zwołałam zebranie załogi. Po nim zaczniemy wydzwaniać do szwalni. Chcę ściągnąć tu dyrektorów na czwartek rano. Koniecznie trzeba z nimi porozmawiać i sprowadzić ich do pionu. Kiedy to załatwimy, zajmę się stroną internetową. Poza tym musisz mi dać umowy dotyczące tych kontrahentów, którzy je zerwali. Spróbujemy odkręcić całą sytuację. Może się uda. To na razie tyle. Ja idę teraz do Alexa. Daj mi znać, kiedy przeniesiesz się z rzeczami.

Sala konferencyjna pękała w szwach. Przy szklanym stole siedział mistrz Pshemko z główną krawcową Izą i asystentami. Wokół tłoczyli się pozostali pracownicy. Ula wraz z Pauliną, Markiem i Alexem weszła ostatnia i stanęła u szczytu stołu.
Omiotła spojrzeniem ten tłum i uśmiechnęła się szeroko.
 - Witajcie kochani. Dawno mnie tu nie było i zdążyłam porządnie stęsknić się za wami. Na początek trochę nowinek. Jak zapewne wiecie, Marek nie jest już od dawna moim mężem. Teraz nazywam się Dobrzańska-Febo i jestem żoną Alexa. Mówię wam o tym dlatego, bo lubię klarowne sytuacje bez niepotrzebnych plotek i niezdrowych sensacji. Decyzją Krzysztofa Dobrzańskiego na kilka miesięcy obejmuję stanowisko prezesa. Marek Dobrzański zostaje moim asystentem. Reszta bez zmian. - Po sali przeszedł szmer zdziwienia. Nie spodziewali się czegoś takiego, chociaż w tym momencie niejeden zrozumiał to pełne euforii zachowanie dyrektora finansowego jeszcze kilka tygodni temu. Jednak nie mieli za wiele czasu, by zastanawiać się nad tym, bo Ula kontynuowała swój wywód. – Wracam jednak do meritum. Zebraliśmy was tutaj po to, aby powiadomić, że sytuacja finansowa firmy bardzo się pogorszyła. Spadły drastycznie wyniki sprzedaży i odnotowujemy tylko znikome zyski. Zazwyczaj pracodawcy będący w takiej sytuacji pierwszą decyzję jaką podejmują jest zredukowanie etatów. My bardzo chcemy tego uniknąć. Nie chcemy zwalniać żadnego z naszych pracowników, ale żeby wyciągnąć firmę z tego kryzysu każdy z nas musi coś poświęcić. Zdecydowaliśmy, że przez trzy kolejne miesiące obniżamy zarobki o dwadzieścia pięć procent. Nie będzie też niestety świątecznych premii. W zamian za to każdy z was zachowa swoją posadę. Mamy plan ratunkowy i od dzisiaj zaczynamy go wcielać w życie. Jeśli zgodzicie się na moją propozycję obiecuję, że postaram się ze wszystkich sił, by w jak najkrótszym czasie wysokość zarobków wróciła do poprzedniego poziomu. Co o tym myślicie?
 - Ja jestem za – odezwała się Alicja Milewska, asystentka Olszańskiego i przyjaciółka Uli – i myślę, że większość osób w podobnym wieku do mojego również się zgodzi. Nie chcemy tracić pracy, a trzy miesiące zaciskania pasa to nie tak wiele. – Milewską poparły i inne osoby.
 - Czy ktoś jest innego zdania? – spytała Ula. Nikt jednak nie podniósł ręki. – Rozumiem, że wszyscy się zgadzają i bardzo wam za to dziękuję. To wszystko. Zabieramy się do pracy.
Kiedy zostali sami Ula obrzuciła ich spojrzeniem.
 - Uśmiechnijcie się. Pierwszą batalię wygraliśmy. Trochę optymizmu moi drodzy. Z dyrektorami też sobie poradzimy. Ani się obejrzycie, a sytuacja wróci do normy.
 - Wróci, ale tylko dzięki tobie. Od kiedy odeszłaś nie umiałem sobie już poradzić z niczym – Marek siedział ze spuszczoną głową i zaciskał splecione palce. Zdenerwowało ją to stwierdzenie.
 - Przestań. Co ty usiłujesz mi powiedzieć, że to z mojej winy firma stoi tak kiepsko? Nie uda ci się wzbudzić we mnie poczucia winny, bo to nie ja zawiniłam i dobrze o tym wiesz. Gdybyś zmienił swoje priorytety i bardziej skupił się na pracy, nie doszłoby do takiej sytuacji.
 - Nie obwiniam cię Ula i dobrze wiem, że zawiniłem. Chcę też podziękować tobie Alex, że nie wdawałeś się w żadne szczegóły mówiąc o tym ojcu. Myślę, że gdyby je znał, nie zniósłby tak dobrze wszystkiego.
 - No dobra, – Alex podniósł się z miejsca – nie ma co dywagować. Trzeba zacząć działać.
Ula wraz z Markiem poszła do jego gabinetu. Biurko było już uprzątnięte, a Marek zainstalowany naprzeciwko Violetty.
 - Przygotuj mi te umowy, o które prosiłam i przyjdź z nimi do mnie.
 - One są u ciebie.
 - To chodź i znajdź je.
Czytała ich tekst i z niedowierzaniem kręciła głową.
 – Naprawdę nie rozumiem jak mogłeś w ogóle zawrzeć takie umowy. Przecież one są zredagowane na niekorzyść firmy. Jak można było się zgodzić, żeby w pierwszym rzędzie zyski szły do nich, a nie do nas? Nigdy nie posądzałabym cię o taką lekkomyślność. Masz w firmie prawników, czy oni to czytali? Nie sądzę. To ty sam podpisałeś i zadecydowałeś. Naprawdę nie wiem czy uda się to odkręcić. Mocno w to wątpię. Jedyna nadzieja w tym, że znajdziemy innych, nowych kontrahentów. Odkładam tę sprawę. Najpierw muszę porozmawiać z dyrektorami szwalni. Nie będę wciskać nikomu wadliwego towaru, bo już straciliśmy wiarygodność i trzeba to szybko odbudować.
Jadąc z Alexem do Dobrzańskich mówiła
 - Naprawdę mogłabym go podejrzewać o wszystko, ale nie o tak skrajną nieodpowiedzialność i takie złe decyzje. Te umowy są fatalne. Czy wiesz, że nawet nie dał ich do przeczytania prawnikom? Za co my im płacimy i po co ich wynajmujemy, skoro pan prezes wszystko wie lepiej?
Alex pogładził ją uspokajająco po dłoni.
 - Nie denerwuj się kochanie. Przecież wiemy jaki on jest. Teraz zrobimy wszystko po swojemu i z głową. Będzie dobrze. Dzwoniłaś do szwalni?
 - Nie, mam przecież asystenta. Dzwonił całe popołudnie. Niech i on się wykaże. Nie mam zamiaru odwalać za niego roboty. Ten okres już mam za sobą.
U Dobrzańskich zjedli późny obiad. Postanowili, że jednak nie będą zabierać małej do domu, a przyjeżdżać tu codziennie i spędzać z nią czas do wieczora. Iga nie mogła się od nich oderwać. Szalała z Alexem na dywanie w salonie doprowadzając wszystkich do śmiechu. Zmęczona zabawą tuliła się do Uli, która szeptała jej do ucha.
 - Jutro też przyjedziemy i będziemy się z tobą bawić, a w sobotę zabierzemy cię do dziadka Cieplaka. On też bardzo się za tobą stęsknił. Ciocia Beatka i wujek Jasiek podobnie. Bardzo cię kocham skarbie.
Wieczorem wykąpała Igę i uśpiła ją. Do domu wrócili dość późno, ale nie odmówili sobie pieszczot. Alex był namiętnym kochankiem i za każdym razem doprowadzał jej zmysły do szaleństwa. Pod tym względem dopasowali się idealnie. Pod każdym innym również. Kiedy poznała Marka i zakochała się w nim sądziła, że już nigdy nie będzie potrafiła pokochać równie mocno żadnego mężczyzny. Myliła się. Wcale nie tak trudno było jej pokochać Alexa i zapomnieć o Marku. Nadal nosiła w sobie żal do niego za Igę i nadal nie pojmowała, że skoro tak bardzo kochał ją jak mógł nie kochać własnego dziecka. Ale to już przeszłość. W najbliższych dniach wystąpią z wnioskiem o adopcję. Wierzyła, że procedury nie będą skomplikowane i sprawa zakończy się szybko tym bardziej, że Marek wyraził na nią zgodę.

Czwartkowy poranek zgromadził w sali konferencyjnej jedenastu dyrektorów szwalni należących do Febo&Dobrzański. Zapobiegliwa Ania zrobiła im wszystkim gorącej, mocnej kawy. Popijając ją czekali na prezesa. Wkrótce do pomieszczenia weszła Ula z resztą zarządu. Przywitali się ogólnym „dzień dobry” i usiedli. Jedynie Ula stanęła przy stole i rzekła
 - Większość z panów zapewne mnie pamięta, ale niektórzy nie znają mnie w ogóle. Nazywam się Urszula Dobrzańska-Febo i od kilku dni piastuję stanowisko prezesa tej firmy. Po wnikliwej analizie dokumentacji zawierającej między innymi raporty z waszych szwalni muszę stwierdzić, że wyniki są przerażające. Chyba poczuliście się panowie zbyt pewnie na swoich stanowiskach, że odpuściliście sobie wszelkie kontrole. Jakość szycia jest poniżej wszelkiej krytyki. Nie ma dnia, żeby z butików nie przysyłano nam reklamacji i zwrotów. Za swoją pracę jesteście sowicie wynagradzani, ale to oznacza, że oczekujemy od was największej dyscypliny i szczegółowej kontroli odzieży jaką szyjecie. Przez ostatnie miesiące nic takiego nie miało miejsca. Braliście panowie pieniądze za nic. Tak być dłużej nie może. Obniżamy wam pensję o trzydzieści procent. Jeśli w najbliższych tygodniach nie poprawicie jakości, zostaniecie zwolnieni. Zapewniam, że na wasze miejsce znajdzie się sporo chętnych bardziej zaangażowanych niż wy. Te szwalnie, które w przeciągu kolejnego miesiąca wypadną najlepiej, będą premiowane, jednak stawki dla wszystkich pozostaną na poziomie o trzydzieści procent niższym. Ten procent dotyczy tylko kadry kierowniczej i inspektorów kontroli. Pracownicy fizyczni, czyli kierowcy i szwaczki dostaną o dwadzieścia pięć procent mniej. Dzięki temu wszyscy zachowają swoje posady. Czy to jest jasne? Czy ktoś ma jakieś pytania? Nikt? W takim razie kończymy. Oczekuję szybkiej poprawy wyników. Nie przyjmuję żadnego odwalania pańszczyzny i bylejakości. Przez wasze niedbalstwo firma straciła wiodącą pozycję w kraju i stała się mało wiarygodna. Mam nadzieję, że zrobicie wszystko, by zasłużyć na pieniądze jakie wam się płaci. Dziękuję panom za przybycie. Do widzenia.
Na korytarzu odetchnęła głęboko. Alex przytulił ją mocno i uśmiechnięty powiedział.
 - Nadal drzemie w tobie duch wojowniczki. Potrafisz pokazać pazurki, a to dzisiejsze wystąpienie było genialne. Sam nie zrobiłbym tego lepiej.
 - Mam nadzieję, że odniesie to spodziewany skutek. Za dwa tygodnie planuję objazd po szwalniach, ale to nie my pojedziemy. Pojedzie Marek z Olszańskim. Ten drugi obibok też powinien się wykazać, bo i on bierze pieniądze za nic, a całą robotę odwala za niego Ala. Nie dam im wytchnąć. Nie będzie czasu na pijaństwo i panienki na tym wyjeździe, bo przecież chodzi o czas, a ja nie odpuszczę.
Idąc za ciosem poprosiła do siebie Marka i zadzwoniła po Olszańskiego. Kiedy rozsiedli się już na kanapie powiedziała
 - Od dzisiaj za dwa tygodnie pojedziecie obaj na objazd szwalni. Macie na to trzy dni. Po powrocie oczekuję od was rzetelnych raportów o stanie każdej z nich. Kontrola ma być dokładna, a nie po łebkach. Ma uwzględniać ilość zużytych materiałów, nici i dodatków. Do każdego raportu mają być załączone kserokopie wszystkich rozliczeń. Nie daruję im ani jednej sprzeniewierzonej złotówki, a wy tego dopilnujecie. Gdybyście natknęli się na jakiekolwiek nadużycia, czy wręcz kradzieże, dyrektor takiej szwalni zapłaci niedobór z własnej kieszeni. Wszystko zrozumieliście?
 - Zrozumieliśmy, – odezwał się Olszański – ale sama musisz przyznać, że trzy dni to trochę mało czasu.
 - Czasu macie wystarczająco. Ja jeździłam do szwalni i wiem, że to tylko kwestia dobrej logistyki. Wystarczy się trochę postarać, a uporacie się z tym raz, dwa. Jeszcze jakieś pytania? Jeśli nie, wracajcie do pracy.
Wyszli z gabinetu i zatrzymali się na korytarzu. Olszański był w szoku.
 - Stary! Z niej zrobiła się prawdziwa suka. Jest gorsza od Febo. Pewnie mści się teraz za te zdrady i kluby.
 - Nieprawda – zaprzeczył Marek. – Gdybym bardziej skupił się na robocie, a nie na hulankach z tobą, ona nie musiałaby teraz ratować nam skóry. Ula jest tylko konsekwentna i nie dziw się, że wymagająca. Pamiętaj, że i swój tyłek ratujesz przed utratą pracy. Nie narzekaj i rób wszystko, żeby nie dawać jej powodu do czepiania się.

Harowali jak woły. Urabiali się po łokcie. Ciągle gdzieś biegali, ciągle wydzwaniali. Nawet nie było chwili, żeby przysiąść i zaprojektować stronę internetową. Siedzieli przy tym po nocach. Ula cierpiała dodatkowo, że nie mogła poświęcić więcej czasu swojej córeczce. Marzyła, żeby znowu być przy niej i cały dzień być tylko dla niej. Zabierali ją od Dobrzańskich już w piątek i cieszyli się nią aż do niedzieli. W poniedziałek rano odwozili ją z powrotem do dziadków i ruszali do pracy. W międzyczasie wnieśli do sądu wniosek o adopcję, ale nie było szans, żeby miał być załatwiony do końca roku. Musieli uzbroić się w cierpliwość.
W końcu udało im się stworzyć projekt strony internetowej. Ula uruchomiła magazynierów, którzy wybierali odzież do sprzedaży, a kierowcy od razu zawozili ją do pralni. Musiała zostać odświeżona. Potem potencjalni klienci odbierali ją już z F&D. Żeby nagłośnić sprawę wydrukowali na ploterze duże plakaty promujące stare kolekcje po obniżonych cenach. Porozwieszano je w całym mieście. To rzeczywiście przełożyło się na zintensyfikowanie sprzedaży.
Marek wraz z Sebastianem pojechali do szwalni i w każdej z nich zrobili kontrolny nalot. Było sporo nadużyć i wręcz kradzieży całych bel drogich materii. Co najmniej czterech dyrektorów zostało obciążonych płatnościami. Buntowali się, ale Marek zagroził im, że jeśli nie zapłacą firma będzie dochodzić swoich praw w sądzie. Ula musiała przyznać, że naprawdę się spisali. Nie mieli czasu nawet na małe piwo. Powoli ta czystka zaczęła przynosić rezultaty, ale i tak nie mogli sobie pozwolić na oddech. Jeszcze nie.
Zbliżały się też święta. Postanowili zrobić je po raz pierwszy u siebie. Zaprosili wszystkich Dobrzańskich, Cieplaków i Paulinę. Każdy coś przyniósł, by nie obarczać wyłącznie Uli nadmiarem pracy. W tym roku wyjątkowo wesoło przebiegła ta wigilia. Wprawdzie nie mieli jeszcze powodów do świętowania sukcesów w firmie, ale pojawiły się już pierwsze ich zwiastuny. Marek przebrany za Mikołaja rozdawał wszystkim prezenty. Posadził sobie córkę na kolana, ale była wystraszona. Pociągnęła go za sztuczną brodę i zerwała ją. Kiedy zobaczyła jego twarz rozpłakała się na dobre.
 - Mamaaa…! - wrzasnęła wyciągając ręce do Uli.
 - Nie bój się, to tylko Marek. Chciał ci dać prezent. Nie chcesz prezentu? Zobacz jaką wielką paczkę trzyma. Pójdziesz odebrać? Ja będę tuż obok.
Trzymając matkę za rękę zbliżyła się do Marka, a on podał jej prezent.
 - Proszę Iguniu, to dla ciebie.
 - Co się mówi? – szepnęła jej Ula do ucha.
 - Dziękuję.
 - Proszę bardzo – odpowiedział. – To za to, że jesteś taka grzeczna.




ROZDZIAŁ 9


Święta minęły. Minął też styczeń. Zima nie odpuszczała, ale oni nawet tego nie zauważyli. Zbyt mocno byli skupieni na misji, którą mieli do wykonania. Ula siedziała przy biurku zliczając długie kolumny cyfr i porównując je z jakimś dokumentem, gdy ktoś cicho zapukał do drzwi. Nie odrywając wzroku od wyliczeń powiedziała „proszę”. Do pokoju wszedł jej mąż. Podniosła głowę i uśmiechnęła się do niego. Z troską spojrzał na jej bladą, wymizerowaną twarz. Teraz nikt nie mógłby o niej powiedzieć, że ma nadwagę. Te prawie dwa miesiące dały jej w kość i mocno schudła. Nie miała czasu na jedzenie, bo działała jakby była w amoku.
 - Przyniosłem ci najświeższe raporty kochanie. Nie musisz sprawdzać, bo wszystkie już przeanalizowałem. Jest dobrze. Dźwigamy się. A co u ciebie?
 - Właśnie drugi raz zliczam zyski ze sprzedaży internetowej, bo myślę, że chyba się pomyliłam. Jeśli zaczekasz chwilkę, to zaraz skończę i możemy pójść na lunch. Jestem bardzo głodna i aż mnie mdli. Usiądź sobie, a ja dokończę liczyć.
Przysiadł na kanapie i zamilkł nie chcąc jej przeszkadzać. Widział jak bardzo się zaangażowała w ratowanie tej firmy i robiła to nie tylko dla swojej rodziny, ale przede wszystkim dla ludzi, na których jej zależało. Nie mogła dopuścić, by stracili swoje posady. Coś im obiecała i ofiarnie dążyła do tego, żeby z tej obietnicy się wywiązać. W pewnym momencie odsunęła kalkulator i spojrzała na męża.
 - Naprawdę nie mogę w to uwierzyć. Policzyłam drugi raz i wyszło dokładnie to samo. Przez półtora miesiąca wyprzedaliśmy ciuchy za pięćset dwadzieścia tysięcy, dasz wiarę? – posłużyła się ulubionym powiedzonkiem Violetty. – Te stare kolekcje sprzedają się o niebo lepiej niż te nowe, a przecież tak nie powinno być.
 - Po prostu jest więcej chętnych, bo ceny są zdecydowanie niższe, a Pshemko ma uznaną reputację wśród elegantek. To wspaniałe wieści Ula. Krzysztof będzie zachwycony. Jak tak dalej pójdzie to od marca zaczniemy ludziom wypłacać normalne pensje. Ucieszą się.
 - Ja też się cieszę. A teraz chodźmy coś zjeść, bo mój żołądek już dłużej nie wytrzyma.
Wyszli objęci z gabinetu. Siedzący koło drzwi Marek tylko westchnął na ich widok i ponownie pochylił się nad klawiaturą. Od kiedy zasiadła na fotelu prezesa nieźle dawała mu popalić. Nie oszczędzała go i nie litowała się nad nim. Olszańskiemu też nie folgowała. Podobnie jak Marek i on miał za krótką dobę i już nawet nie pamiętał, kiedy ostatni raz byli razem w klubie. Marek zazdrościł Alexowi. Ula była taka jak dawniej i taka jak najbardziej lubił: piękna, szczupła i pociągająca. Zapach jej perfum mącił mu umysł. Kiedy siedzieli obok siebie na kanapie coś omawiając, ledwie hamował się, by jej nie pocałować i tylko świadomość, że ona nie należy już do niego pozwalała mu zapanować nad emocjami. Zaczynał żałować, że tak łatwo odpuścił ją sobie. Alex miał rację. On kochał ją za to jak wyglądała, a nie za przymioty jej charakteru. Czyżby teraz się coś zmieniło? Doceniał jej tytaniczną pracę, którą wykonuje, żeby ratować firmę. On sam nigdy nie wpadłby na pomysły, które przedstawił im Alex na tym rodzinnym spotkaniu. Tylko ona mogła wyciągnąć ich z zapaści i jak się okazało konsekwentnie trzymała się planu, co już zaczęło przynosić wymierne efekty. Kolejny raz westchnął. Doszedł do wniosku, że zmarnował sobie życie. Gdyby tak łatwo nie przystał na ten rozwód, gdyby jej pomógł, gdyby jej nie zdradzał, gdyby z czasem nauczył się kochać własne dziecko, a o to Uli chodziło chyba najbardziej, to być może teraz byłby szczęśliwym człowiekiem. Ten nadmiar pracy tak intensywnej przez te długie tygodnie sprawił, że nawet przez moment nie pomyślał, żeby wyrwać się do klubu i zaszaleć z jakąś panną. Wracał do pustego domu i rzucał się na łóżko, bo był śmiertelnie zmęczony. Kiedyś skończy się ta gonitwa, a on na pewno już nigdy nie dopuści, by miała się powtórzyć podobna sytuacja. To postanowienie niosło jednak coś więcej. Oznaczało koniec łajdackiego życia. Czy wytrzyma? Czas pokaże.

Usiedli przy stoliku i zajrzeli do menu.
 - Weźmy Ula coś treściwszego. Za dużo zjechałaś na wadze. Nie chcę, żebyś przegięła teraz w drugą stronę. Może krem z brokułów i kluski z surówką i cielęciną?
 - Na wszystko się zgadzam kochany. Dzisiaj zjadłabym konia z kopytami.
Zamówili. Czekając na dania rozmawiali cicho. Alex gładził jej dłoń i mówił.
 - Martwię się o ciebie. Ten nadmiar pracy daje ci w kość. Musisz trochę spasować, bo niedługo cień się z ciebie zostanie. Jesteś ostatnio taka blada. Pomyślałem, żeby w sobotę podjechać do SPA na cały dzień. Ja zajmę się Igą, a ty weźmiesz kilka zabiegów, które cię zrelaksują. Tam też moglibyśmy zjeść obiad. Nie musiałabyś gotować. – Uśmiechnęła się szeroko.
 - Rozpieszczasz mnie. Propozycja brzmi bardzo kusząco. Może Paulina wybrałaby się z nami? Ostatnio wydaje mi się taka przygaszona. Wiem, że uwielbia jeździć do SPA i może dotrzymałaby mi towarzystwa. Zadzwonię do niej, dobrze?
 - Ja nie mam nic przeciwko temu tym bardziej, że jednak odkąd się pobraliśmy zmieniła front i przestała cię wrogo traktować. – Uli uśmiech zrobił się jeszcze szerszy.
 - Mówiłam ci już dzisiaj jak bardzo cię kocham? Jeśli nie, to właśnie to mówię.

Te zabiegi postawiły ją na nogi i dodały energii. Była wdzięczna mężowi, że o tym pomyślał. Paulina też wyglądała na uszczęśliwioną. Leżąc na kanapach i poddając się przyjemnym masażom plotkowały do upadłego.
 - Marek i Olszański bardzo narzekają. Przypadkiem usłyszałam ich rozmowę w socjalnym – Paulina zachichotała. – Nawet Marek tak specjalnie się nie skarżył, ale Olszański niemal się rozpłakał.
 - Dlaczego?
 - Bo nie pozwalasz im odetchnąć i ponoć zawaliłaś ich robotą.
 - Aaa…, o to chodzi. Sama wiesz, że wszyscy w firmie nie oszczędzamy się i wypruwamy sobie żyły, żeby postawić ją na nogi. Dlaczego miałabym akurat ich traktować ulgowo? Olszański to chyba nigdy w życiu tyle nie pracował. To śmierdzący leń. Zawsze robotę odwalała za niego Ala. Niech wie, za co dostaje pieniądze.
 - Na to właśnie utyskiwał, że doprowadziłaś do tego, że nie mają teraz nawet czasu wyrwać się do klubu, bo po pracy padają na twarz. Marek tylko kiwał głową, ale nie komentował. Doskonale wie, że ratujesz skórę nam wszystkim, a jemu w szczególności.
 - I bardzo dobrze. Przynajmniej dadzą odpocząć swoim nerkom od alkoholu, a i potencjalne panny będą zdrowsze. W poniedziałek dowalę mu jeszcze więcej dokumentów. – Roześmiały się.
Rzeczywiście Olszański nigdy w życiu nie był tak bardzo nieszczęśliwy. Każdego dnia patrzył z niepokojem na piętrzący się stos segregatorów i przeklinał w myślach Ulę. Miał żal też do Marka, że nic z tym nie zrobi, że nie zbuntuje się przeciw takiemu traktowaniu. W końcu był współwłaścicielem firmy, a kto jak kto, ale współwłaściciel chyba ma coś do powiedzenia. Tymczasem nic takiego nie miało miejsca. Marek harował jak wyrobnik. Wykonywał bez szemrania wszystkie polecenia byłej żony i co dziwne wodził za nią tępym, rozanielonym wzrokiem, czego Sebastian już kompletnie nie mógł zrozumieć.

Ubrane już, zrelaksowane i wypachnione podążyły do sali zwanej przechowalnią maluchów. Tu matki pragnące zażyć przyjemnych zabiegów mogły zostawić swoje dzieci pod czujnym okiem dwóch opiekunek. Nie mogła Igi zostawić tu samej, ale z Alexem jak najbardziej. Była jeszcze za mała i nieprzyzwyczajona do tego, żeby miał się zajmować nią ktoś zupełnie obcy. Pewnie zapłakałaby się na śmierć.
Weszły w momencie, kiedy szalała na zjeżdżali, a obok stał Alex asekurując ją. Ujrzawszy matkę radośnie krzyknęła.
 - Mama! Zobacz! Zjeżdżam!
Alex odwrócił się i uśmiechnął.
 - Pięknie wyglądacie. Możemy iść teraz coś zjeść? Zamówiłem już stolik.
 - Możemy. Iga, idziemy na obiadek - wzięła małą na ręce i dała jej buziaka. – Wyszalałaś się za wszystkie czasy, co?

Każdego dnia będąc u Dobrzańskich zdawali im relację o postępach. Krzysztof aż pękał z dumy. Jego synowa i przybrany syn bardzo ambicjonalnie podeszli do zadania i wyglądało na to, że firma wkrótce odzyska utraconą pozycję. Coraz bliżej też było do pokazu kolekcji wiosenno-letniej. Siedzieli w salonie seniorów i naradzali się.
 - Sytuacja jest na tyle dobra tato, że moglibyśmy przywrócić ludziom poprzednie stawki, ale pomyślałam sobie, żeby jeszcze wstrzymać się miesiąc. W zamian za to sprowadzilibyśmy dobre gatunkowo materiały i nie oszczędzalibyśmy na nich. Ten pokaz musi być wyjątkowy, bo od niego zależy stabilizacja firmy. I tak mówiliśmy pracownikom, że muszą wytrzymać trzy miesiące. Tu nie będzie niespodzianki, bo są do tego przygotowani, a my bardzo zyskamy na jakości kreacji.
 - Uleńko, ja nie będę temu przeciwny, bo udowodniłaś, że każdy z twoich pomysłów był strzałem w dziesiątkę. Pshemko sam niech zadecyduje z czego będzie szył. Powiedzcie mi jeszcze jak Marek, bardzo psioczy?
Alex roześmiał się.
 - Rozczaruję cię Krzysztof, ale nawet nie piśnie. Haruje jak my wszyscy i bez szemrania wykonuje wszystkie polecenia pani prezes. Pokorny jak baranek. Chyba wreszcie do niego dotarło jak bardzo był nieodpowiedzialny i stara się teraz to nadrobić. To wygląda tak jakby przechodził jakąś pokutę.
 - No to ulżyło mi. Może wreszcie coś w sobie zmieni, a raczej Ula go zmieni.
 - Tato, wiesz, że to nie jest moim celem. On może robić co tylko zechce, ale poza pracą. Ja nie daję mu taryfy ulgowej, bo z jakiej racji? Pracuje ciężko i robi to dla siebie.

Piętnastego marca wreszcie doczekali się rozprawy adopcyjnej. Stawili się na niej wraz z Markiem, który zrzekł się praw do Igi na korzyść Alexa. Sam wyjaśnił sędziemu, że nie był nigdy dla niej ojcem, a ona traktuje go jak obcego człowieka i że to pan Febo jest dla małej tatą.
Dobrzańscy wraz z nią czekali przed salą rozpraw. Zanim sędzia wydał decyzję adopcyjną, poprosił ich do środka. Iga podbiegła do ławki, na której siedzieli i wgramoliła się Alexowi na kolana. Sędzia uśmiechnął się do niej i spytał.
 - Iguniu, a kto to jest? – wskazał na Alexa. Mała przytuliła się do niego zawstydzona. Ula pochyliła się nad nią i szepnęła.
 - Nie wstydź się. Powiedz panu.
 - Mój tata – wyrzuciła z siebie.
 - A ten pan?
 - To Marek.
Sędzia pokiwał głową.
 - No to nie mamy już chyba żadnych wątpliwości, prawda? Dziecko przyjmuje nazwisko ojca i od dzisiaj nazywa się Dobrzańska-Febo. Pan Dobrzański traci wszelkie prawa do córki.
Po opuszczeniu sali podeszli jeszcze do Marka, a Ula powiedziała.
 - Dziękujemy ci, że okazałeś się w tej sprawie taki rozsądny. Dzięki temu Iga będzie miała pełną, kochającą się rodzinę. Jeśli tylko będziesz chciał się z nią widywać, to wiesz, że na razie jest u rodziców. Kiedy firma wyjdzie z zapaści, będziesz mógł Igę widywać w weekendy również u nich. Nie będziemy się temu sprzeciwiać. Kiedy będzie na tyle duża, żeby zrozumieć, powiemy jej prawdę. Ma prawo ją znać, tym bardziej, że nie jest podobna do żadnego z nas, ale do ciebie.
Po raz pierwszy dojrzała w jego oczach smutek i jakieś rozżalenie. Nie potrafiła tego zinterpretować.
 - Dziękuję wam. Pójdę już. Do widzenia.
Wyszedł z budynku sądu i nie wiedzieć czemu poczuł nagle brzemię tych wszystkich minionych, beztroskich lat. Owładnęło nim uczucie jakieś próżni. Próżni, której nie mógł już wypełnić niczym. Ula potrafiła przestać go kochać. Potrafiła ułożyć sobie i córce dobre i szczęśliwe życie. On dalej skakał z kwiatka na kwiatek. Ścisnęło go w żołądku. Zaczynał żałować, że był takim głupcem.

Z każdym dniem firma prosperowała coraz lepiej. Stare kolekcje sprzedawały się jak świeże bułeczki. Nawet te sprzed pięciu lat znalazły nabywców. Któregoś dnia Ula wybrała się z Alexem do magazynów i ze zdumieniem stwierdziła, że jeden z nich jest niemal opróżniony w całości. To co zostało kazała przenieść do tego drugiego stojącego obok, a ten pusty dokładnie wysprzątać. Alex tylko z podziwem przyglądał się temu i mówił
 - Dokonałaś cudu kochanie. Ten pomysł z internetem był naprawdę genialny. – Przytuliła się do niego.
 - Dokonaliśmy Alex. Dokonaliśmy tego wspólnie. Jeszcze opróżnimy ten drugi i już nie dopuścimy, żeby miały pękać w szwach. Wszystkie kreacje, których nie uda się sprzedać w butikach, zostaną przecenione i wystawione na stronie internetowej. Jeśli będziemy robić to na bieżąco, nie będziemy mieć problemów z miejscem w magazynach. Kto wie, być może w przyszłości uda nam się nawet puścić w dzierżawę jeden z nich, bo nie będzie nam już potrzebny. Poza tym chcę, żebyś wiedział, że doprowadzę jeszcze do pokazu, ale po nim nie chcę już wracać do firmy. Iga mnie potrzebuje i chcę zostać z nią w domu. Każdego dnia serce mi się kraje, gdy muszę zostawiać ją u dziadków. Ona powinna mieć swoje miejsce w domu razem ze mną. Przecież wiesz, że jeśli zajdzie taka potrzeba to ja zawsze pomogę.
 - Wiem Ula i nawet nie myślałem inaczej. Wiem też ile cię kosztuje takie długie oderwanie od niej. To wkrótce się skończy. Myślę, że po świętach nie będzie już potrzeby, żebyś przyjeżdżała do firmy. A w sierpniu pojedziemy w podróż poślubną tak jak ci obiecałem.




ROZDZIAŁ 10
ostatni


Pshemko, wielki ekscentryk i genialny projektant firmy Febo&Dobrzański siedział w swoim przepastnym, czerwonym fotelu i z namaszczeniem gładził katalog barwnych materii spięty w zgrabny plik.
 - Spójrz Urszulo, czyż nie są piękne? Naprawdę stać nas na zakup tych materiałów? Muszą być bardzo, bardzo drogie. Jeszcze nigdy nie szyłem z tak wyjątkowych.
 - Są drogie Pshemko, ale jeśli firma ma odzyskać prestiż i uznaną markę musimy zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę. Nie będziemy oszczędzać na materiałach. Projekty są znakomite i było by szkoda, gdyby nie znalazły właściwej oprawy. Ta kolekcja będzie wyjątkowa i odniesie wielki sukces. Ja bardzo w to wierzę. Paulina dobierze dodatki. Ma drugi egzemplarz katalogu. Ty musisz tylko wybrać, z których materiałów będziesz szył i te jak najprędzej sprowadzimy. Dasz radę sporządzić specyfikację w ciągu dwóch dni? Nie ukrywam, że bardzo zależy mi na czasie.
 - Na pewno. Za dwa dni będziesz ją miała na biurku.
Podniosła się z krzesła i posłała mu wdzięczny uśmiech.
 - Dzięki Pshemko. Jesteś najlepszy.
Weszła do sekretariatu. Marek analizował jakieś dokumenty, a Violetty nie było. – Pewnie lata gdzieś za pomidorami – pomyślała. – Chyba i z nią trzeba będzie przeprowadzić rozmowę.
Właśnie wbiegła trzymając w dłoniach dwa pudełka pomidorków koktajlowych. Uwolniła z nich dłonie i usiadła za biurkiem. Ula obserwowała ją w milczeniu.
 - Musimy pogadać Viola. Nie może tak być, że Marek haruje, a ty szwendasz się po sklepach w godzinach pracy. Kiedyś to ja odwalałam za ciebie robotę, a teraz ma robić to Marek? Nigdy na to nie pozwolę. Albo weźmiesz się za coś pożytecznego, albo wywalę cię bez wyrzutów sumienia. Ja nie będę taka pobłażliwa jak on. Cała firma urabia się po łokcie, a ty nadal lekceważysz obowiązki służbowe. Minęły już te czasy, kiedy płaciliśmy ci za to, że po prostu jesteś. Zrobiłaś zestawienie kosztów, o które cię prosiłam? - Kubasińska przecząco pokręciła głową. – A do drukarni dzwoniłaś?
 - Zapomniałam…
 - Co z fakturami, które miałaś dać Adamowi? On ciągle ich nie ma i bez przerwy dopomina się o nie.
 - Bo gdzieś je wsadziłam i nie mogę ich znaleźć.
 - W takim razie, co zrobiłaś od rana czym mogłabyś się pochwalić?
 - No w zasadzie…, w zasadzie to nic…
 - Mam tego dość. Dostajesz tydzień. Jeśli się nie wykażesz, możesz zacząć się pakować. - Violetta jeszcze otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, ale Ula nie dała jej szansy. – Nie chcę o niczym słyszeć. Dostałaś ultimatum, a ja po tygodniu cię rozliczę. A ty – zwróciła się do Marka – nie bądź taki dobry i nie wykonuj rzeczy, które leżą w kompetencji mojej sekretarki. Poza tym chodź do mnie. Musimy coś omówić.
Weszła do gabinetu i podeszła do biurka sięgając po kalendarz. On stanął tuż przy niej. Znowu poczuł tę słodką woń perfum i zachłysnął się nią. Pochyliła się nad kalendarzem i powiedziała.
 - Musimy ustalić datę pokazu. Spójrz. W grę wchodzi szósty lub trzynasty maj. Siedemnastego Iga ma urodziny, o ile jeszcze pamiętasz i wtedy ja chcę być już w domu. Nie będę przyjeżdżać do firmy i oddam ci prezesurę – wyprostowała się i spojrzała mu w oczy. – Słyszałeś co powiedziałam? Jesteś dzisiaj jakiś dziwny. Dobrze się czujesz? – Jeszcze bardziej zmniejszył dystans między nimi. Omiótł jej twarz oddechem i wyszeptał.
 - Wróć do mnie Ula… - Wytrzeszczyła na niego oczy.
 - Słucham?
Przyciągnął ją do siebie i zaczął szaleńczo całować. Wyrwała mu się i z całej siły trzasnęła go w policzek.
 - Jak śmiesz!? Jak śmiesz proponować mi coś takiego!? – była wzburzona i oddychała ciężko. - Mam wrócić do ciebie jako kto? Jako jedna z wielu twoich kochanek? Miałeś wybór Marek, a nawet kilka. Postawiłeś na mnie krzyżyk tak jak i na swojej córce. Ja cię już nie kocham. Kocham mojego męża. Kocham całym sercem i nikt, i nic nie jest w stanie tego zmienić. Wbrew temu co sądzili inni, okazał się wspaniałym, dobrym i odpowiedzialnym człowiekiem. Nie dorastasz mu nawet do pięt – odeszła od niego i usiadła za biurkiem. Już spokojniejszym głosem powiedziała. – Nie waż się do mnie zbliżyć już nigdy więcej, rozumiesz? Nawet nie próbuj. Nie zasłużyłam sobie, żebyś obrażał mnie w jakikolwiek sposób – wzięła do ręki kalendarz i już opanowana powiedziała. – Datę pokazu wyznaczam na szóstego maja. Do tego dnia mają być wydrukowane foldery i zaproszenia w liczbie pięciuset sztuk. Zajmiesz się też przelewem za wynajęcie Pomarańczarni. Twojego przyjaciela czynię odpowiedzialnym za dobrej jakości catering i kwiaty. To wszystko, co miałam ci do powiedzenia. Wracaj do pracy.
Wyszedł trzymając się za płonący od uderzenia policzek. Na pewno będzie mieć ślad. Był kretynem. Na co właściwie liczył, że ona będąc teraz szczęśliwą żoną i matką porzuci to wszystko i wróci do niego? A jednak chęć pocałowania jej była silniejsza. Nie zapanował nad nią i teraz będzie nosił siną pamiątkę przez kilka dni.
Kiedy zamknęły się za nim drzwi, odetchnęła głęboko. Nadal gdzieś w środku czuła nerwowe dygotanie. Niczego tak nie pragnęła jak tego, żeby był już maj, a ona na zarządzie sceduje na niego prezesowski stołek. Sięgnęła po słuchawkę i połączyła się z Alexem.
 - Kochanie możemy wyjść chociaż na pół godzinki do parku? Muszę odetchnąć i odreagować ten stres. Proszę.
 - Zaraz u ciebie będę. Ubieraj się.

Objęci szli wolno parkową alejką rozkoszując się ciepłem nieśmiałych, wiosennych promieni słońca. Przyroda powoli budziła się do życia. Odetchnęła głęboko i mocniej przywarła do boku Alexa.
 - O co chodzi Ula? Co się stało, że jesteś taka rozdygotana?
 - Powiem ci, ale musisz mi obiecać, że nie będziesz na mnie zły i nie podejmiesz żadnych nieprzemyślanych kroków.
 - Obiecuję. Nie mógłbym się na ciebie złościć.
 - Miałam przykry incydent z Markiem. Nie wiem co on sobie ubzdurał, ale wręcz rzucił się na mnie w gabinecie i zaczął nachalnie całować. Chciał, żebym do niego wróciła. Dostał w twarz. Powiedziałam mu, że kocham cię całym sercem, że nie dorasta ci nawet do pięt i nigdy, przenigdy nie zostawiłabym cię dla kogoś takiego jak on. Powiedziałam, żeby nie ważył się więcej robić takich rzeczy i żeby trzymał się ode mnie z daleka.
 - A to podła świnia. Jedną dziewczynę już mi zabrał, a teraz chce odebrać mi żonę? Już ja się z nim policzę.
 - Nie Alex. Nie. To dlatego prosiłam cię, żebyś nie podejmował jakichś nieprzemyślanych kroków. Trzasnęłam go tak mocno, że ślad mojej dłoni będzie nosił na twarzy przez kilka lub kilkanaście dni. Ja sprawę uważam za załatwioną i jestem pewna, że on nie będzie próbował już nigdy więcej. Obiecaj mi, że nie zrobisz nic i nie dasz mu do zrozumienia, że o tym wiesz. On pewnie myśli, że nie będę miała nawet odwagi powiedzieć ci o tym. Jak widzisz, myli się. Nasze małżeństwo od początku opiera się na szczerości, a ja nie mogłabym takich rzeczy przed tobą zataić, bo za bardzo cię kocham. - Przytulił ją mocno i ucałował czule.
 - Nie obawiaj się. Nic mu nie będę mówił.

Pokaz zbliżał się wielkimi krokami. Nie było żadnej nawalanki. Sala w Pomarańczarni była przygotowana. Dopieszczano szczegóły. Obity zielonym suknem wybieg czekał tylko na modelki. W sali obok ustawiono stoły nakryte białymi obrusami, na których pyszniły się fantazyjne przystawki i butelki schłodzonego szampana. Zaczęli przybywać zaproszeni goście. Na wybieg wyszła Ula i tytułem wstępu powiedziała kilka słów. Po niej zaczęły prezentować kolekcję modelki. Kreacje były piękne. Niewiarygodnie zwiewne i lekkie, a przy tym w wiosennych barwach. Każda nagradzana była gromkimi brawami, a w Uli i Aleksie rosło z dumy serce. Podobnie Dobrzańskim siedzącym w pierwszym rzędzie wraz z Igą.
Echa tego pokazu jeszcze długo nie milkły, a gazety rozpisywały się o nim w samych superlatywach. Zwyciężyli. Już nie obawiali się bankructwa, bo jego widmo rozpłynęło się wśród coraz lepszych wyników finansowych firmy. Tydzień po pokazie Ula zwołała zarząd. Przedstawiła bardzo szczegółowy raport, który wyraźnie wskazywał, że dość mocno odbili się od dna. Kiedy skończyła, spojrzała na Krzysztofa.
 - To wszystko tato, a właściwie to jest jeszcze jedna rzecz, którą chcę załatwić tu i teraz. Wykonałam swoje zadanie najlepiej jak potrafiłam. Teraz chcę wrócić do domu i być matką dla mojej córki. Przekazuję prezesurę Markowi z nadzieją, że już nigdy nie dopuści do tak tragicznej sytuacji. Alex nie jest twoim wrogiem – zwróciła się do Marka – i zawsze ci pomoże jeśli kiedykolwiek będziesz miał problemy. Zależy mu na firmie tak samo jak tobie i zrobi wszystko, żeby utrzymać ją na powierzchni, bo od tego uzależniony jest i nasz byt. Zgadzasz się tato?
 - Nie będę nalegał skoro tak postanowiłaś. Zrobiłaś dla tej firmy wielką rzecz i za to będziemy ci wdzięczni do końca życia. Tak jak będziemy wdzięczni pozostałym, bo mamy świadomość jak wiele pracy musiało to kosztować. Wracaj do domu Uleńko i zajmij się naszą wnuczką.

Pod koniec kolejnego tygodnia wyprawili urodziny Idze. Właśnie skończyła trzy lata i uważała się za dużą dziewczynkę. Goście zjechali tłumnie. Byli i Cieplakowie i Dobrzańscy z Pauliną. Mała dostała tyle prezentów, że aż piszczała z uciechy. W salonie pod sufitem unosiły się chmury kolorowych balonów, a stół uginał się od przysmaków. Wszyscy byli w ferworze najlepszej zabawy, gdy usłyszeli dzwonek do drzwi. Alex wstał i poszedł otworzyć. Kiedy to zrobił ujrzał przed sobą Marka z wielką paczką przewiązaną czerwoną kokardą. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, wreszcie Marek zapytał.
 - Wpuścisz mnie? Chciałbym złożyć życzenia solenizantce. – Alex odsunął się.
 - Proszę. Wejdź. Tylko ciebie brakowało. Teraz rodzina jest w komplecie.
Marek wszedł witając się ze wszystkimi. Podszedł do Igi stojącej przy matce i uklęknął.
 - Wszystkiego najlepszego kochanie z okazji urodzin. A tu masz ode mnie prezent, który mam nadzieję ci się spodoba.
 - A co to jest? – spytała.
 - Musisz rozpakować. Jak chcesz to ci pomogę.
Zaczęli zdzierać kolorowy papier. Oczom wszystkich ukazał się śliczny, różowy rowerek z czterema kółkami i z wiatraczkiem uczepionym u kierownicy. Mała aż westchnęła.
 - Tata, zobacz jaki piękny! Dziękuję Marek – podeszła odważnie do niego, objęła go za szyję i po raz pierwszy z własnej nieprzymuszonej woli pocałowała go w policzek. Poczuł wzruszenie i zaszkliły mu się w oczach łzy. Nareszcie zrozumiał co stracił.
Kiedy wrócili na swoje miejsca przy stole Alex wstał i powiedział.
 - Znacie mnie i dobrze wiecie, że jestem człowiekiem słownym. Podczas naszego pobytu w Mediolanie, już po naszym ślubie obiecałem coś Uli. Obiecałem jej podróż poślubną. Taką z prawdziwego zdarzenia. Wyjeżdżamy na początku sierpnia na Seszele. Tu prośba do dziadków Dobrzańskich, żeby w tym czasie zajęli się Igą. Może być nawet tak, żeby była tydzień u was a tydzień w Rysiowie. Jak już chcecie. My chcielibyśmy spędzić ten czas tylko we dwoje i chyba nam się to należy, a przynajmniej tak uważamy.
 - My też tak uważamy synu – odezwał się Krzysztof. – Mamy nadzieję, że solidnie wypoczniecie, a my poradzimy sobie z naszym słodkim szkrabem.

Na dwa tygodnie przed wylotem Ula poczuła się słabo. Od razu nabrała podejrzeń, że może być w ciąży. Spóźniał jej się okres. Nie mówiąc nic mężowi zakupiła dwa testy ciążowe. Obydwa potwierdziły jej podejrzenia. Poszła do ginekologa i porobiła wszystkie badania łącznie z USG. Postanowiła, że na razie nic Alexowi nie powie. Dopiero jak będą na miejscu zrobi mu niespodziankę. Dobrze pamiętała jak Marek zareagował na wiadomość o ciąży, ale Alex był inny i chociaż czaił się w niej niepokój to wierzyła, że ta wiadomość go ucieszy.
Wreszcie nadszedł dzień wyjazdu. Ucałowali swoją córeczkę i obiecali, że przywiozą jej coś ładnego z tej podróży. Alex wynajął apartament w Hilton Seychelles Northolme Resort & Spa. Hotel był pięknie położony nad samym oceanem, a z drewnianego tarasu rozciągał się urzekający widok na zatokę. Wieczorem usiedli z lampkami słabego, słodkiego wina na wygodnych fotelach i rozkoszowali się widokiem zachodzącego słońca.
 - To bardzo piękne miejsce – wyszeptała. – Przypomina rajski ogród – zerknęła na wpatrzonego w ocean Alexa. – Muszę ci coś powiedzieć kochanie. Trochę się obawiam jak na to zareagujesz, ale przecież obiecaliśmy sobie szczerość. Przed wyjazdem poszłam na badania i okazało się, że jestem w jedenastym tygodniu ciąży. Będziemy mieli dziecko. Zostaniesz ojcem – popatrzyła na niego niepewnie. On najpierw z niedowierzaniem słuchał tego co mówiła, a potem zerwał się z fotela i wziąwszy ją na ręce odtańczył jakiś szaleńczy taniec.
 - Ula! Jestem taki szczęśliwy! Taki szczęśliwy! Już kocham to maleństwo. Gdzie się ukrywasz? – odsłonił jej bluzkę i zaczął z czułością całować płaski jeszcze brzuch. – Nawet nie wiesz jak niecierpliwie czekałem na taką wiadomość. Dziękuję ci kochanie. Jestem taki wzruszony.
 - Ja też się bardzo cieszę. Marzyłam o drugim dziecku, ale boję się, że znowu po porodzie utyję, a ty...
 - Nie obawiaj się, - przerwał jej - przecież już raz przez to przeszliśmy, prawda? – Nawet jeśli trzeba to będzie zrobić powtórnie, damy sobie radę. Pamiętasz co powiedziałem wtedy u Dobrzańskich, gdy zawiadomiliśmy ich o naszym ślubie? Powiedziałem, że kocham cię bezwarunkowo bez względu na to ile ważysz i nadal tak cię kocham. Musisz w to uwierzyć i zaufać mi.
 - Ufam ci i wierzę. Kocham cię jeszcze bardziej niż kiedyś, bo jesteś najlepszym co dostałam od losu. A teraz chodź i przytul mnie mocno tatusiu.
Uśmiechnął się i zamknął ją w swych ramionach.


K O N I E C


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz