Łączna liczba wyświetleń

sobota, 19 grudnia 2015

"POZORY MYLĄ" - rozdział 1,2,3,4,5



POZORY MYLĄ




ROZDZIAŁ 1


Ciche pukanie do drzwi oderwało jego wzrok od komputera. Otworzyły się i ujrzał w nich swoją asystentkę. Na jej widok niemal niezauważalnie westchnął. Pracowała u niego od prawie dwóch miesięcy i to tylko dlatego, że uratowała mu życie. Gdyby nie to, z całą pewnością jej obecność w Febo&Dobrzański nie miałaby racji bytu. Aplikowała na to stanowisko, ale jego przyjaciel Sebastian Olszański, dyrektor HR skreślił ją już na samym początku. Nie pasowała tutaj. Była po prostu brzydka i ubierała się jak ostatnie bezguście. Jej grube, niczym denka od butelek okulary sprawiały, że nie wiadomo było nawet jakiego koloru ma oczy, a aparat na zębach skutecznie odstręczał od nawiązania z nią jakiejkolwiek rozmowy.
Tylko dzięki zamieszaniu związanemu z pokazem najnowszej kolekcji wiosna-lato znalazła się w Łazienkach. Pomagała przy cateringu.
Dzień pokazu nie był jego najszczęśliwszym dniem. Został przyłapany na całowaniu się ze swoją kochanką. Zdjęcie zrobił mu sam Alexander Febo, brat jego dziewczyny. Wpadł w panikę. Nie chciał, żeby Paulina się dowiedziała. Z wielkiej desperacji oświadczył się jej wtedy. Potem było już tylko gorzej, bo Brzydula nieświadoma włączonego mikrofonu powiedziała coś, co usłyszeli wszyscy, a mianowicie, że on nie kocha swojej narzeczonej. To tę ostatnią doprowadziło do szewskiej pasji, którą wyładowała na nim. Był wściekły i w dodatku trochę pijany. Nie zważając na nic wsiadł w samochód, który ujechawszy z dużą prędkością kilkadziesiąt metrów zatrzymał się na jakiejś rzeźbie i stanął w płomieniach.


Nic nie pamiętał. Nie wiedział kto uwolnił go z tej pułapki. Po jakimś czasie oglądając nagranie z monitoringu zobaczył Brzydulę, która nie bacząc na płomienie wyciągnęła go z samochodu.
To wtedy zadecydował, że dobrą formą odwdzięczenia się jej będzie zatrudnienie w F&D. Tak właśnie została jego asystentką.
Odsunął się od biurka obserwując jak niezgrabnie do niego podchodzi.
 - No, co tam Ula? Masz coś dla mnie?
 - Tak. Przyszły raporty ze szwalni. Pomyślałam, że zechcesz je przejrzeć – podała mu plik dokumentów.
 - Tak…, to ważne. Dziękuję.
Odwróciła się na pięcie i wyszła z gabinetu. Była dobrym pracownikiem. Rzetelnym, sumiennym i niezwykle pracowitym, ale jej wygląd wciąż wzbudzał w nim niesmak i odstręczał. Nie miała dobrego gustu zupełnie, a zestawienia kolorów były kuriozalne. Do bluzki w kwiatki zakładała spódnicę w wielkie kropy, co gryzło się ze sobą i kompletnie nie współgrało. Trochę się dziwił, że nie bierze przykładu z tak często kręcących się tu modelek, lub choćby z Violetty, która była jego sekretarką. Pomyślał, że gdyby połączyć dobry smak Kubasińskiej z inteligencją Uli miałby świetną asystentkę, której nie musiałby się wstydzić. Na tym w jakimś sensie cierpiała też ich współpraca, bo asystentka powinna być reprezentacyjna, chodzić z nim na spotkania biznesowe, uczestniczyć w naradach, a tymczasem on nigdzie nie mógł jej zabrać, bo chyba zapadłby się pod ziemię z zażenowania.
Za to bez skrupułów wykorzystywał jej niezwykły, ekonomiczny talent. Sam nie bardzo lubiący się przepracowywać zawalał ją robotą ponad miarę. To pozwalało mu wygospodarować czas na częste wypady do klubu z Sebastianem i hulanki do białego rana. Generalnie miał gdzieś, że ona również do białego rana ślęczy nad papierami i niewyspana przychodzi do pracy. Liczył się efekt, a ona nigdy pod tym względem nie zawiodła. Przy niej miał prawdziwy komfort, bo wyręczała go we wszystkim. Czasem dziwił się jak bardzo potrafi być przewidująca i w lot odgadywać jego myśli. Często zaskakiwała go jakimś świeżym, trafionym pomysłem, dzięki któremu firma mogła sporo zyskać. Jego zadaniem było przekazywanie tych pomysłów swojemu ojcu, który był prezesem i przypisywanie ich sobie, jako własnych. Stary Dobrzański bywał w takich razach zaskoczony i nie mógł zrozumieć, jak jego syn, który do tej pory nie wykazywał się niczym, mógł wpaść na takie rewelacyjne rozwiązania. Oczywiście zupełnie tego nie łączył z jego asystentką.
Młody Dobrzański często naigrywał się z niej, choć nie powinien był tego robić. Jednak siedząc wraz z Olszańskim w zaciszu czterech ścian gabinetu folgował sobie i narzekał na prawdziwy pech, że nie uratowała go jakaś piękna, długonoga modelka a właśnie Ula.
 - Czuję się podle Seba, bo powinienem być jej wdzięczny do końca życia. Gdyby nie ona spłonąłbym w tym aucie. A jednak nie potrafię z siebie wykrzesać żadnych przyjaznych uczuć w stosunku do niej.
 - A co ty się przejmujesz! Dałeś jej pracę i to już powinna docenić. Kto w ogóle chciałby przyjąć takie brzydactwo do roboty?
 - No wiem… wiem…, jednak muszę przyznać, że jest pracowita, kreatywna i ma dobre pomysły na biznes. Ładne asystentki już miałem, ale żadna nie była tak dobra jak ona.
 - Stary, nie można mieć wszystkiego, a szczęście trzeba sobie dawkować. Albo chcesz mieć ładną, albo mądrą. Dzięki niej masz więcej czasu na przyjemności. Musisz coś wybrać. W końcu nie siedzisz z nią biurko w biurko i nie musisz bez przerwy na nią patrzeć.
 - No to też prawda…

Weszła do autobusu zamyślona. Przed sobą miała czterdzieści minut jazdy. Usiadła przy oknie i przykleiła nos do szyby. Myślała o dzisiejszym dniu i o poprzednich pięćdziesięciu. Była zadowolona z tej pracy. Robiła to, czego nauczyła się na studiach. Jednak sposób w jaki traktowana była przez ludzi w firmie i w jaki ją postrzegali, był nie do przyjęcia. Od kiedy ją zatrudniono, była przedmiotem permanentnych drwin. Wiedziała, że znacznie odstaje od reszty, ale czy wygląd jest naprawdę taki ważny? Zawsze sądziła, że najważniejsze jest to, co ma się w głowie, tymczasem okazuje się, że to nie do końca prawda. Każdego dnia upokarzano ją, a ona nie potrafiła się obronić przed tymi kpinami i głupimi, ironicznymi uśmieszkami. Wydawało jej się, że jedyną osobą, która tego nie robi jest Marek, ale dzisiaj doszła do wniosku, że i on patrząc na nią jest mocno zdegustowany. Miała świadomość, że powinna się lepiej ubierać i lepiej wyglądać, ale czy to jej wina, że zawsze były ważniejsze sprawy od jej ubioru? Ważniejsze były leki dla taty, buty dla Betti, czy spodnie dla Jaśka. Ona była na szarym końcu. Nie zarabiała kokosów, bo wciąż była na okresie próbnym i nie miała pojęcia, czy po trzech miesiącach jej nie podziękują. Starała się. Zarywała noce, żeby zadowolić swojego szefa. On zawsze jej dziękował, ale nigdy nie pochwalił, nie zaproponował dodatkowego wynagrodzenia za te nadgodziny, a przecież kradła czas przeznaczony dla swojej rodziny. Zganiła się w myślach. Nie powinna narzekać. Najważniejsze, że ma pracę, której szukała tak długo. W końcu nadejdzie czas, że jej wygląd spowszednieje i znudzi się innym naigrywanie z niej.
Marek był jej wymarzonym księciem z bajki. Nigdy w życiu nie miała okazji spotkać równie pięknego mężczyzny. Był jej ideałem. Przystojny, niezwykle męski z ładnymi stalowo szarymi oczami, które przysłaniały długie rzęsy i uśmiechem zwalającym z nóg dzięki dwóm rozkosznym dołeczkom wykwitającym w jego policzkach. Z natury była rozsądna i wiedziała, że jest dla niej tak samo nieosiągalny jak gwiazdka z nieba. Poza tym miał przecież narzeczoną. Z goryczą pomyślała, że on nigdy nie zwróci na nią uwagi i nigdy nie będzie traktował jak kobietę. Dla niego była tylko narzędziem do wykonywania poleceń i harówki ponad siły. – Jestem wołem roboczym – przemknęło jej przez głowę. –Jedni stworzeni są do ciężkiej pracy inni do wyższych celów i pogódź się z tym. - A jednak gdzieś w środku buntowała się przeciwko takiemu stwierdzeniu. Gdyby miała tylko wystarczające środki i ona mogłaby wyglądać przyzwoicie. Może kiedyś tak się stanie i Marek nie będzie się musiał za nią wstydzić?

Następny miesiąc był koszmarny. Paulina, narzeczona Marka wręcz uwzięła się na nią. Korzystała z każdej nadarzającej się okazji, żeby jej dopiec krytykując jej garderobę. Po prostu pastwiła się nad nią. Znosiła to w milczeniu, bo nie miała odwagi jej się przeciwstawić.
 - Czy ty masz w ogóle lustro w domu? Jak śmiesz przychodzić do pracy w tych starych łachach? Wyglądasz jakbyś spędziła noc w kartonach na dworcu - podeszła do niej i z całej siły szarpnęła za rękaw bluzki. Rozdarła go. Ula nie wytrzymała. W jej oczach zalśniły łzy. Zerwała się z krzesła i uciekła do łazienki. Tu przynajmniej mogła się w spokoju wypłakać.
 - Widziałaś te łachmany? – Paulina zwróciła się do Violetty. – W lepszym stanie mam ścierki do podłogi. Co za szmaciara!
 - Chyba za ostro ją potraktowałaś – Violetta, która sama nie przepadała za Ulą była zbulwersowana tym, co zrobiła Paulina. – Teraz będzie ryczeć przez cały dzień.
 - A niech ryczy. Może wreszcie do niej dotrze, że powinna stąd odejść na dobre, bo psuje tylko wizerunek firmy. Naprawdę nie wiem, dlaczego Marek jeszcze ją tu trzyma. Chyba będę musiała z nim porozmawiać.
Obciągnęła bluzkę i z dumnie zadartym nosem wyszła z sekretariatu. Violetta wróciła do przeglądania internetowych stron z bielizną. Po chwili jednak pojawił się Marek i zdziwionym spojrzeniem obrzucił biurko Uli.
 - A co to, Uli dzisiaj nie ma?
 - Jest. Siedzi w łazience i płacze – mruknęła.
 - Płacze? Dlaczego?
 - No bo wiesz… Paulina nie była dla niej miła. Skrytykowała jej wygląd. Szarpnęła za rękaw bluzki i urwała go.
Otworzył usta ze zdziwienia.
 - Jak to go urwała?
 - No jak to jak? Normalnie. Zostały z niego strzępy.
Poczuł jak wzbiera w nim wściekłość. To prawda, że nie mógł przywyknąć do stylu ubierania się Uli, ale to był jego pracownik. Nikt nie miał prawa krytykować jej, a tym bardziej szarpać. Również jego narzeczona. Biegiem ruszył w stronę jej gabinetu. Pchnął drzwi tak mocno, że niemal wypadły z futryny. Siedząca za biurkiem Febo spojrzała na niego zaskoczona.
 - A coś ty taki nabuzowany? Stało się coś?
 - Stało się i to coś bardzo złego – skierował na nią wskazujący palec i wysyczał. – Nie życzę sobie, żebyś w tak podły sposób traktowała moich pracowników. Co ty sobie wyobrażasz? Że kim ty jesteś? Chcesz, żeby cię szanowano, sama szanuj innych. Jak śmiałaś rozerwać Uli bluzkę. Jeśli będzie mądra pozwie cię za to do sądu. To się nazywa mobbing, jeśli tego nie wiesz, a jego konsekwencje mogą być dla ciebie bardzo przykre. Chcesz, żeby nagłośnili to w gazetach? Chcesz, żeby napisali jak to traktuje się pracowników w Febo&Dobrzański? Chyba naprawdę ci odbiło. Jeśli jeszcze raz dowiem się o czymś podobnym sam nagłośnię tę sprawę w mediach i szczerze im powiem, że to ty jesteś wszystkiemu winna. To, że jesteś współwłaścicielką firmy nie upoważnia cię jeszcze do przedmiotowego traktowania pracowników. Lepiej zastanów się nad tym i mam nadzieję, że przeprosisz Ulę za ten incydent.
Wydęła pogardliwie wargi.
 - Nie mam zamiaru jej przepraszać. Czy ty nie widzisz jak ona wygląda? Jest śmieszna i żałosna. Powinieneś ją zwolnić, bo kompromituje firmę.
 - Czyżby? Jak na razie to ty ją kompromitujesz. Módl się, żeby Cieplak nie poszła z tym do mediów, bo skandal murowany. Ciekawy jestem jak zareaguje na to ojciec. Nie mam zamiaru ukrywać przed nim tego godnego ubolewania incydentu. Chyba nie sądzisz, że pogłaszcze cię za to po głowie – powiedziawszy to odwrócił się na pięcie i z wielkim hukiem zatrzasnął za sobą drzwi.




ROZDZIAŁ 2


Kiedy wrócił do sekretariatu, Uli nadal nie było przy biurku. Wziął na spytki Violettę. Na szczęście nie należała do osób, które potrafią utrzymać język za zębami. Zagroził, że jeśli nie powie mu prawdy, wyleci.
 - Marek, ale Paulina to moja przyjaciółka. Co ja mam ci powiedzieć? Mam donosić na nią?
 - Violetta, Paulina nie ma przyjaciół. To już taki typ, że najlepiej czuje się sama ze sobą. Zwierzała ci się kiedykolwiek?
 - No chyba nie…
 - Wiesz dlaczego zostałaś tu przyjęta, prawda? Masz mnie śledzić i donosić jej o moich ewentualnych wyskokach. Myślisz, że o tym nie wiem? Na szczęście jestem tu dyrektorem i w każdej chwili mogę się z tobą pożegnać, pamiętaj o tym. Ona nie ma wpływu na moje decyzje, nie ustrzeże cię przed zwolnieniem. A teraz gadaj.
Kubasińska stała przed nim wyłamując palce. Sama nie wiedziała od czego zacząć. Pomógł jej pytając.
 - To pierwszy taki incydent?
 - No nie… Właściwie od początku Paulina jest na nią cięta. Każdego dnia tu przychodzi i ją krytykuje. Naśmiewa się z niej, czym doprowadza ją do łez. Myślę, że w ten sposób się mści za to, co Ula powiedziała na tym pokazie.
 - Ula pracuje tu dwa miesiące, czyli od dwóch miesięcy Paulina ją tak traktuje?
 - Dokładnie. Mówi, że ona sypia w kartonach na dworcu, i że wygląda jak lump. Odniosłam nawet wrażenie, że to upokarzanie Uli sprawia jej jakąś dziką przyjemność. Po prostu wyżywa się na niej.
Marek złapał się za głowę.
 - Jasna cholera! Jeśli Ula pójdzie z tym do sądu będzie wielki skandal.
 - Ja myślę Marek, że nie pójdzie. Ona jest jakaś za łagodna na takie rzeczy. Nawet nie potrafi się bronić przed atakami Pauliny, tylko płacze.
 - Niech to jasny szlag! Ona nadal jest w łazience?
 - Chyba tak.
Ruszył w stronę sanitariatów i z rozmachem otwarł drzwi do damskiej ubikacji. Siedziała wciśnięta w kąt pod umywalką i zalewała się łzami. Rękaw bluzki zwisał smętnie na wysokości łokcia.
 - Ula…
Podniosła się wycierając łzy z policzków.
 - Przepraszam… Już…, już idę… Przepraszam – jej głos drżał. Ustami łapczywie wciągała powietrze. Była opuchnięta od płaczu. Marek z wyraźną przykrością patrzył na nią. Zrobiło mu się jej żal. – Biedna, mała, pokraczna Brzydulka – pomyślał. – Czy to jej wina, że jest taka nieatrakcyjna? Przecież z tego powodu nie może być upokarzana. – Podszedł do niej podsuwając pudełko chusteczek higienicznych. - Proszę cię Ula, nie płacz. Dowiedziałem się o wszystkim i wygarnąłem Paulinie. Ona już więcej nie będzie cię nękać, a jeśli spróbuje masz mi o tym powiedzieć, tak? – Pokiwała głową chowając twarz w chusteczkę. – Doprowadź się do porządku i uspokój. Jak będziesz gotowa, przyjdź do mnie.
 - Dobrze… - wykrztusiła z siebie zdławionym głosem.
Kiedy wyszedł spojrzała w lustro. Pociągnęła za rękaw i urwała go całkiem. Trudno. Będzie się kisić do końca dniówki w żakiecie. Na dworze było ze dwadzieścia pięć stopni. Ściągnęła okulary i przetarła zapuchniętą twarz. Nie sądziła, że Marek postawi się Paulinie, a jednak jako szef sprawdził się w stu procentach, bo stanął w obronie pracownika. Była mu za to wdzięczna. To ze strony Pauliny doznawała największych przykrości. Może wreszcie będzie miała spokój?
Weszła do sekretariatu i założyła żakiet. Nawet nie zwróciła uwagi, że Kubasińska przygląda się jej bacznie.
 - Strasznie zapuchłaś – odezwała się cicho. – Paulina to prawdziwa świnia, nie przejmuj się nią.
Zdziwiona podniosła na nią wzrok.
 - Świnia? Tak mówisz o swojej przyjaciółce?
 - Ona już nie jest moją przyjaciółką. Wbrew temu, co o mnie myślisz, ja też mam poczucie przyzwoitości i byłam oburzona tym jak cię potraktowała.
 - Dziękuję Viola. Teraz muszę iść do Marka.
Wsunęła się cicho do gabinetu trzymając kurczowo pod pachą duży zeszyt.
 - Już jestem… Chciałeś coś ode mnie?
Podniósł się zza biurka i dłonią wskazał kanapę.
 - Usiądź Ula. Musimy porozmawiać.
Przysiadła na samym brzegu. Była spięta, bo nie wiedziała o co chce zapytać. Usiadł obok kładąc ręce na oparciu kanapy.
 - Dlaczego mi nie powiedziałaś, że ona tak traktuje cię od samego początku? Dopiero Violetta mi to uświadomiła.
 - Nie chciałam robić ci kłopotu. Nie chciałam być powodem twojej kłótni z narzeczoną. Ja nikomu nie chcę robić kłopotu. Chcę tylko pracować…
 - O to możesz być spokojna, bo zamierzam przedłużyć twoją umowę.
 - Dziękuję…
 - Chcę też być informowany o tym, kto jeszcze tak cię traktuje. Nie będę tolerował w firmie poniżania i wywalę na zbity pysk każdego, kto zrobi ci przykrość. – Pokręciła głową.
 - To nie będzie konieczne Marek. Wszystkim ust nie zamkniesz, a ja wiem jak wyglądam i wiem, co o mnie myślą inni. Nie będę nikomu szkodzić, bo to nie leży w moim charakterze. Nie jestem mściwa...
Westchnął. Naprawdę jej nie rozumiał. Ktoś pluje jej w twarz, a ona udaje, że deszcz pada?
 - Jesteś zbyt wyrozumiała Ula. Ja na twoim miejscu nie przyjąłbym tego tak spokojnie. Trzeba walczyć o swoje i być bardziej asertywnym. - Spojrzała mu w oczy.
 - To nie w moim stylu Marek. Dobrze jest jak jest, a teraz jeśli pozwolisz, chciałabym wrócić do pracy – będąc już przy drzwiach odwróciła się jeszcze. – A… I jeszcze jedno. Dziękuję, że stanąłeś w mojej obronie. Naprawdę to doceniam.

Zasiadł za biurkiem i zamyślił się. Violetta ma rację. Ona jest za bardzo łagodna i za dobra, z całkowitym brakiem pokus do ewentualnego rewanżu. Jeśli by jej na nim zależało, spokojnie mogła pójść z tym do sądu i wygrałaby sprawę, a oni na bardzo długo straciliby dobrą opinię. Z Pauliny to jednak prawdziwa suka. Już wielokrotnie dawała w towarzystwie wyraz swojej pogardy do różnych osób. Ostentacyjnie je krytykowała i głośno. Jej temperament brał górę nad dobrem firmy. I to ma być kobieta z klasą? Prychnął. Nawet nie miał pojęcia, gdzie tej klasy u niej szukać. On jakoś jej nie zauważał. Zauważał natomiast coraz częściej jej prostactwo, obcesowość, bezpardonowość i nie liczenie się z niczym i z nikim. Aż uśmiechnął się mściwie na myśl, że wszystko opowie ojcu. Ojciec był człowiekiem niezwykle uczciwym i z dużym poczuciem sprawiedliwości. Zawsze dbał o swoich pracowników i chciał dla nich jak najlepiej. Szanował ich, bo wiedział jak ciężko pracują, jak są zaangażowani, jak poświęcają się dla firmy. Marek miał nadzieję, że i ojciec i matka inaczej spojrzą na swoją wychowankę i dojrzą wreszcie rysy na jej nieskazitelnym według nich wizerunku. Podniósł się z fotela. Nie będzie z tym zwlekał i pójdzie do ojca już teraz.

Zastał go pochylonego nad dokumentami. Usiadł cicho w fotelu nie chcąc mu przeszkadzać. Po chwili Krzysztof podniósł głowę i obrzucił go zmęczonym spojrzeniem.
 - Co tam synu? Masz znowu jakiś pomysł?
 - Niestety nie, ale przychodzę w równie ważnej sprawie. Dzisiaj rano miał miejsce godny pożałowania incydent z udziałem mojej asystentki i Pauliny. – W tym miejscu opowiedział dokładnie przebieg wydarzeń dzisiejszego dnia. Nie omieszkał wspomnieć, że to nękanie Uli trwa od samego początku jej pracy w firmie. - Ula to porządny i bardzo solidny pracownik. Niezwykle kompetentny. Nie zasłużyła sobie na takie traktowanie. Ty musisz coś z tym zrobić. Musisz porozmawiać z Pauliną i przywrócić ją do pionu. Masz świadomość, co by było, gdyby Ula poszła z tym do sądu? Na jakie nieprzyjemności Paula naraża firmę? Zachowuje się tak, jakby straciła instynkt samozachowawczy.
 - To bulwersujące. Naprawdę nie spodziewałem się po niej czegoś tak podłego. Jutro jesteście u nas na obiedzie i przy nim poruszę tę sprawę. Nie puszczę jej tego płazem. Na pewno nie. Mógłbym załatwić to jeszcze dzisiaj, ale jestem bardzo zajęty.
Marek podniósł się z fotela.
 - Dziękuję tato. Pójdę już. Nie chcę ci zabierać czasu.

W sobotnie, wczesne popołudnie zgromadzili się wszyscy w gościnnym salonie seniorów Dobrzańskich. Oprócz Marka i Pauliny był obecny jej brat Alex. Obiad zjedzono w spokoju, natomiast przy kawie Krzysztof poruszył sprawę Uli Cieplak.
 - Słyszałem o tym wielce żenującym incydencie jaki miał miejsce wczoraj i muszę ci powiedzieć Paulinko, że jestem wstrząśnięty twoim postępowaniem. Jak mogłaś tak potraktować tę dziewczynę? Ubliżyła ci? Powiedziała coś przykrego? Nie chciała wykonać polecenia? Oświeć mnie, bo naprawdę trudno mi to zrozumieć.
Paulina zbladła i zacisnęła dłonie na poręczy fotela. Nie przypuszczała, że Marek zdobędzie się na to i powie wszystko Krzysztofowi. Do tej pory to właśnie ona informowała ich o niecnych poczynaniach Marka i jego zdradach.
 - Krzysztof, ja wiem, że ta pokraka uratowała Markowi życie, że gdyby nie ona, spłonąłby w tym samochodzie, ale ty nie widzisz jej codziennie. Ubiera się jak ostatnia łachmaniara w ciuchy znalezione chyba na śmietniku. Psuje tym wizerunek firmy. Naprawdę nie wiem, dlaczego Marek tak obstaje, żeby nadal była jego asystentką. To miernota do niczego nieprzydatna. Na pewno na jej miejsce znajdzie się inna, lepsza.
 - Mylisz się – Marek ze zdziwieniem odwrócił się w stronę Alexa. Nigdy nie sądził, że on będzie podzielał jego zdanie, bo zawsze trzymał stronę siostry. I ona wbiła w niego zdziwione spojrzenie.
 - Słucham?
 - Mylisz się. To najzdolniejszy ekonomista jakiego kiedykolwiek spotkałem. Może nie ubiera się najlepiej, ale to co ma w głowie jest bezcenne. Nie sądź ludzi po pozorach i nie bądź taka powierzchowna. Zresztą ty przecież nie masz pojęcia o ekonomii i finansach i być może dlatego tak łatwo ci jest ją oceniać. Nie zachowuj się jak uliczna przekupa, ale zdobądź się na więcej klasy.
Marka wbiło w fotel. Nie rozumiał dlaczego Alex po raz pierwszy w życiu stanął po jego stronie i w dodatku powiedział tyle dobrych rzeczy o Uli. Miał w tym jakiś cel? Paulina siedziała nabzdyczona z zaciśniętymi ze złości ustami podczas, gdy Krzysztof kontynuował.
 - Paulinko, od bardzo dawna jestem prezesem tej firmy i wierz mi, że w całej swojej karierze nigdy nie potraktowałem tak pracownika. Jestem oburzony tym bardziej, że traktujesz w ten sposób tę dziewczynę od początku jej pracy w firmie. Nie zdajesz sobie sprawy z konsekwencji? Myślałem, że jesteś bardziej inteligentna. Naprawdę muszę się dobrze zastanowić, co z Tobą zrobić. Ludzie skarżyli się na ciebie już wcześniej, ale nie reagowałem uważając te skargi za incydentalne. Teraz widzę, że to poważna sprawa i nie zamierzam ci pobłażać.

Przez całą drogę do domu kłócili się strasznie. Ona zarzucała mu zbytnią wylewność wobec rodziców, on odwdzięczał jej się tym samym. Nie uspokoili się nawet wtedy, gdy weszli już do domu. Darła się na niego obrzucając inwektywami i niewybrednymi epitetami.
Był wściekły. I ona miała zostać jego żoną? Nigdy do tego nie dopuści. Oliwy do ognia dolało jej stwierdzenie, że to dlatego tak broni Cieplak, bo z nią sypia i nawet takiej pokrace nie przepuści. Bez słowa poszedł do garderoby. Wyciągnął ze schowka dwie walizki i błyskawicznie się spakował. Kiedy stanął już z nimi w salonie, wysyczał.
 - To koniec. Żadnego ślubu nie będzie. Tym razem przegięłaś na dobre, a ja nie mam zamiaru tego znosić. Zrywam nasze zaręczyny i naprawdę jest mi już obojętne, co pomyślą o tym moi rodzice. Możesz nawet teraz do nich wrócić i się poskarżyć. Jesteś zwykłym, ordynarnym chamidłem, a nie kobietą z klasą. Od kobiety z klasą dzielą cię całe lata świetlne, a ty jesteś zbyt prymitywna, żeby kiedyś nią zostać. Zacznij się modlić i prosić Boga o zdrowie, bo o rozum jest już zdecydowanie za późno.
Schwycił walizki i zszedł do garażu zostawiając osłupiałą Paulinę na środku salonu.




ROZDZIAŁ 3


W prawdziwe zdumienie wprawił swoich rodziców, gdy po raz drugi tego dnia pojawił się na progu ich domu. Ledwie go przekroczył rzucił bezceremonialnie.
 - Odszedłem od Pauliny i zerwałem zaręczyny. Mam jej serdecznie dość. Nawet nie próbujcie wpływać na zmianę mojej decyzji. Prędzej strzeliłbym sobie w łeb niż został jej mężem. Mogę zająć swój dawny pokój? Nie mam się gdzie podziać. To tymczasowe rozwiązanie i wkrótce coś sobie znajdę.
Byli tak zaskoczeni, że tylko pokiwali głowami na znak zgody i wycofali się do salonu. Rankiem przy śniadaniu wyjaśnił im całą sytuację.
 - Ta kobieta nie nadaje się na żonę dla nikogo. To prawdziwa, jadowita suka, a ja nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Przez te pięć lat naszego związku pięknie mydliła wam oczy, a wy wszystko przyjmowaliście bezkrytycznie. Ona nie jest taka jak myślicie. Jest zła, kłótliwa i wredna. To zwykła, prymitywna awanturnica. Przez te wszystkie lata nie miałem ani jednego spokojnego dnia, bo zawsze wynajdywała pretekst do kłótni. Nigdy więcej Pauliny w moim życiu, rozumiecie? Nigdy więcej.
Był tak zdenerwowany, że aż drżał mu głos, a Dobrzańscy przyglądali mu się zaniepokojeni sądząc, że potrzeba naprawdę niewiele, by zaczął krzyczeć.
 - Nie mieliśmy o niczym pojęcia synku – odezwała się Helena. – Nie będziemy na ciebie naciskać skoro tak się sprawy mają. Chcemy, żebyś był szczęśliwy.
 - Z nią nie byłbym. Zapewniam was.

W poniedziałek pierwsze kroki skierował do gabinetu Pauliny. Stanął w progu i nawet nie przywitawszy się z nią wyrzucił z siebie.
 - Postanowiłem sprzedać dom. Jeśli chcesz go zatrzymać, spłacisz mi równowartość połowy. Daj mi znać, co postanowiłaś.
Chciał wyjść, ale zatrzymała go.
 - Zaczekaj Marco. Chyba nie chcesz się rozstać z powodu tego, co powiedziałam o tej Cieplak? To głupi powód musisz przyznać.
Spojrzał na nią pogardliwie i wycedził przez zęby.
 - Ty naprawdę nie grzeszysz inteligencją. Tu nie chodzi o Ulę, ale o te pięć zmarnowanych przy tobie lat. Lat, które były dla mnie horrorem. Nigdy do ciebie nie wrócę, rozumiesz? Nigdy. Żałuję tylko, że tak późno zdecydowałem się od ciebie odejść.

Wszedł energicznie do sekretariatu. Zarówno Violetta jak i Ula spostrzegły, że to nie jest jego najlepszy dzień. Najwyraźniej był zły. Ula wstała od biurka i szepnęła do Violetty.
 - Pójdę spytać, czy chce kawy.
 - Lepiej nie. Widzisz, że jest wkurzony. Pewnie na Paulinkę. Ta to wie, jak „poprawić” mu humor z rana.
 - Jednak zaryzykuję – postanowiła. Zapukała cicho do drzwi i weszła do gabinetu. Siedział przy biurku z twarzą ukrytą w dłoniach. - Przepraszam cię Marek. Chciałam tylko zapytać, czy masz ochotę na kawę. Jakiś przygnębiony jesteś.
 - Nie jestem przygnębiony. Jestem wściekły.
 - Stało się coś?
Popatrzył na nią jak na raroga. - Co ją to może obchodzić? Nie jej sprawa. - Jakby wbrew sobie powiedział. - Oprócz tego, że zerwałem zaręczyny wszystko w najlepszym porządku. – Wytrzeszczyła na niego oczy.
 - To przeze mnie? – spytała cicho i zaraz pożałowała tego pytania. Nie powinny ją interesować jego prywatne sprawy. To jej szef, a ona jest tylko asystentką. Spojrzał na nią ironicznie.
 - Ula, nie pochlebiaj sobie. Nie przez ciebie OK?
 - Przepraszam… Nie powinnam… To ja pójdę zrobić tej kawy.
Umknęła z gabinetu jak oparzona. Ganiła się w myślach za zbytnie wścibstwo, które wykraczało poza granice szef – podwładna. Musi się pilnować, żeby znów nie wyskoczyć z czymś podobnym. Wprawdzie bronił jej przed Pauliną, ale to nie oznacza, że nagle zapałał do niej wielką sympatią. Nadal traktował ją jak zawsze i tego powinna się trzymać.

Zgodnie z tym, co kiedyś jej obiecał, przedłużył jej umowę na rok. Wracała do domu naprawdę szczęśliwa, bo i pensja, którą dostanie będzie znacznie większa. Może to pozwoli jej trochę o siebie zadbać. Jednak na razie musiała chodzić w tym, co miała w szafie. Przypomniała sobie, że na strychu stoi wielki kufer, do którego ojciec wrzucił wszystkie ubrania po śmierci mamy. Od tego czasu nikt tam nie zaglądał i właściwie nie wiadomo było, czy nie rozleciały się ze starości. Po zjedzonym obiedzie postanowiła tam zajrzeć. Kufer stał na samym środku i był ogromny. Pomyślała, że musi znaleźć czas, żeby wysprzątać strych. Nie pamiętała, kiedy była tutaj ostatnio, a on zdążył pokryć się sporą warstwą kurzu i gigantycznych pajęczyn. Wróciła po szczotkę i omiotła nią część z nich. Przetarła szmatą wieko kufra i uniosła je. Całe wnętrze wypełnione było ciuchami. Zaczęła je przeglądać. Nie były w najlepszym stanie i śmierdziały stęchlizną. Część z nich rozłaziła się w rękach. Dotarła do letnich sukienek i wybrała dwie z nich. Były zupełnie niemodne i uszyte z materiałów, które już dawno zniknęły z rynku. Mimo to postanowiła je przerobić. Najpierw wyprała je, a kiedy wyschły, zaczęła przymierzać. Mama była znacznie tęższa od niej, ale wzrost miały podobny. Wymierzyła się dokładnie i pozaznaczała na nich miejsca na nowe szwy. Wyciągnęła z szafy starą maszynę do szycia i zabrała się za przeróbki. Zdążyła zwęzić tylko jedną sukienkę w czarno-białe, drobne pepitko, jej zdaniem najładniejszą, odcinaną w pasie z lekko rozkloszowaną spódnicą. Było już dobrze po pierwszej w nocy, gdy skończyła ją prasować. Przymierzyła jeszcze i przejrzała się w lustrze. Nie było tak źle. Dopasowała do niej cienki, czarny żakiecik i lekkie, niewysokie sandały w tym samym kolorze. Były już mocno schodzone, ale musiały wystarczyć zanim nie kupi sobie jakichś nowych.
Rano przed wyjściem do pracy dopracowywała jeszcze fryzurę. Uznała, że nie będzie już rozpuszczać włosów i podkręcać grzywki. Spięła je tylko w koński ogon a grzywkę zaczesała na bok. Ostatni raz zerknęła w lustro. Było lepiej. Znacznie lepiej. Z dobrym nastawieniem pomaszerowała na przystanek.

Sukienka nie umknęła uwadze Violetty, podobnie jak nowa fryzura. Pochwaliła ją.
 - Ta sukienka chyba nie jest nowa, ale wyglądasz w niej znacznie lepiej niż w tych babcinych ciuchach. I dobrze, że nie zakręcasz grzywki.
Podziękowała jej. Postanowiła też, że z każdej pensji przeznaczy trochę pieniędzy na odzież dla siebie. Miała już dość ciągłych drwin pracowników.
Tuż za nią wszedł do sekretariatu Marek i poprosił ją do siebie.
 - Mam dzisiaj spotkanie z kontrahentem w sprawie zakupu ostatniej kolekcji. Przygotuj mi wszystkie materiały. Będę ich potrzebował. Dasz radę w ciągu dwóch godzin?
 - Na pewno. A może mogłabym pójść z tobą? Znam na pamięć wszystkie dane. – Zdziwiony jej propozycją pokręcił głową. Ona miałaby iść z nim na spotkanie? Już wyobrażał sobie minę potencjalnego kooperanta, gdyby mu ją przedstawił. Nie ma mowy, żeby miała mu towarzyszyć.
 - Dziękuję Ula, ale załatwię to sam. Ty daj mi tylko te dokumenty. Zresztą masz dopilnować tej sesji fotograficznej u Pshemko. Zapomniałaś o tym?
 - Nie, nie zapomniałam. Idę w takim razie i przygotuję ci wszystko.

Sesja fotograficzna zgromadziła sporo modelek. Z podziwem patrzyła na nie. Były takie wysokie, szczupłe i zgrabne. Ubrane elegancko i z gustem. Modnie ostrzyżone i z pięknym makijażem. Westchnęła. Pozazdrościła im. Ona nigdy nie będzie tak wyglądać. W jakimś sensie rozumiała ciągoty Marka do tych pięknych, ładnie pachnących kobiet. Słyszała wiele plotek na ten temat, wśród których przewijała się taka, że nie przepuścił żadnej z nich i wszystkie zaliczał w hurtowych ilościach. Z drugiej strony dziwiła mu się, bo przecież Paulina też była piękna, wysoka i smukła. W niczym nie odbiegała od tych tutaj. A może zrozumiał, że uroda to nie wszystko? Że jeszcze oprócz ładnej buzi liczy się charakter? Nie… Chyba jednak nie. Modelki nie grzeszyły inteligencją. Były puste i próżne. Zapatrzone w siebie i mocno wierzące w swoją doskonałość. Przy tym wszystkim bezczelne i roszczeniowe. Kilka razy była świadkiem, jak przy pomocy swoich wdzięków wymuszały na Marku zmianę wcześniejszych decyzji. Pod tym względem był słaby i zawsze ulegał ich urokowi. Teraz nie musiał się z tym kryć, bo przecież Pauliny już nie było.
Ocknęła się z tych rozmyślań, bo zaczęła się sesja. Firmowy fotograf Czarek ustawił już światła i teraz uwijał się z aparatem fotografując modelki z różnych ujęć. Po wszystkim ustaliła z nim, że za dwa dni zdjęcia znajdą się na biurku Marka.
Z pracowni Pshemko wyszła z bólem głowy. Modelki nie potrafiły zachować spokoju i ciągle się o coś wykłócały zaburzając porządek sesji. Miała dość. Zanim dotarła do sekretariatu weszła do pomieszczenia socjalnego i zrobiła sobie kawy. Z filiżanką w ręku usiadła za biurkiem. Zdążyła upić zaledwie kilka łyków, kiedy wrócił Marek. Piorunujący wzrok i zaciśnięte szczęki świadczyły o tym, że nie poszło mu chyba dobrze.
 - Ula, do mnie – rzucił. Podniosła się i pełna obaw ruszyła za nim. – Siadaj – wskazał jej dłonią kanapę. - Co ty mi za wyliczenia dałaś? Ceny są tak wyśrubowane, że facet nawet nie przystąpił do negocjacji i nawet nie chciał słuchać żadnych racjonalnych argumentów. Jestem wściekły. Myślałem, że pozyskamy nowego kontrahenta, a tymczasem zrobiłem sobie z niego wroga. Przez ciebie – powiedział z wyrzutem.
Jej twarz pokryła się rumieńcem wstydu. Nie potrafiła mu spojrzeć w oczy, które patrzyły na nią oskarżycielsko.
 - To niemożliwe – powiedziała cicho. - Mogłabym zobaczyć te dokumenty? - Podał jej teczkę, której zawartość wyłożyła na szklany stolik. – Które zestawienie mu pokazałeś? – Wysupłał jedną z kartek i podał jej bez słowa. Przyjrzała się jej, a potem niepewnie zerknęła na niego. – Marek…, to jest prognozowane zestawienie z dopuszczalną marżą na każdą z kreacji. Miało mu uświadomić, ile może na tym zarobić… Nasza wycena jest tutaj – podała mu dokument. Przebiegł wzrokiem po zamieszczonej w nim tabeli, wytrzeszczył na Ulę oczy i wykrztusił.
 - Jestem idiotą…
 - Nie jesteś idiotą, tylko nie przyjrzałeś się temu uważnie. Bywa – próbowała go pocieszyć. Pokręcił głową zrezygnowany.
 - To był poważny przedsiębiorca Ula. Posiada dwie olbrzymie hurtownie i małą sieć sklepów w całej Polsce. Gdybym teraz ponownie się z nim spotkał skazałbym się na śmieszność. Szkoda, naprawdę szkoda. Mam nadzieję, że zachowasz tę moją ignorancję w tajemnicy.
 - Oczywiście, nawet nie musisz mnie o to prosić – zebrała dokumenty do teczki i wstała z kanapy. – Pójdę już. Mam trochę pracy.
 - Dziękuję Ula i przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem.
Wyszła z gabinetu i wyszukała wizytówkę tego kontrahenta. Wybrała jego numer komórkowy. Na szczęście odebrał. Przedstawiła mu się i powiedziała, że zaszła poważna pomyłka podczas jego spotkania z dyrektorem Dobrzańskim. Poprosiła go o spotkanie.
 - Bardzo mi na tym zależy, żeby wyjaśnić to nieporozumienie. Proszę podać tylko miejsce i godzinę, a na pewno się zjawię.
 - No dobrze… O osiemnastej będę w butiku przy Marszałkowskiej sto czterdzieści, odpowiada pani?
 - Jak najbardziej. W takim razie do zobaczenia.

Niepewnie weszła do wnętrza butiku. Nigdy nie chodziła do tak ekskluzywnych sklepów, a w dodatku jego wystrój nieco ją przytłoczył. Rozejrzała się dokoła i zlokalizowała ekspedientkę. Podeszła do niej i przedstawiła się.
 - Dzień dobry pani, nazywam się Urszula Cieplak, czy zastałam pana Mączyńskiego? Umówiłam się z nim w tym butiku.
Kobieta uśmiechnęła się uprzejmie i wyszła zza lady.
 - Proszę przejść na zaplecze, do końca tym korytarzem. Pan Mączyński już jest i czeka na panią.
Dotarła do obitych skórą drzwi i nacisnęła klamkę. Na jej widok mężczyzna siedzący przy niewielkim stoliku wstał i wyciągnął do niej dłoń.
 - Pani Urszula Cieplak jak mniemam?
 - Tak, dzień dobry panu i jeszcze raz dziękuję, że zgodził się pan na to spotkanie. Żeby nie przedłużać, powiem tylko, że mój szef pokazał panu niewłaściwą kalkulację. To, co pan widział to prognozy pańskich zysków, a nasze wyliczenia dotyczące sprzedaży są tutaj. Proszę – podsunęła mu dokument. – Jak pan widzi znacznie się od siebie różnią. Ta różnica to właśnie pański potencjalny zysk. – Mączyński uśmiechnął się.
 - Nooo, teraz to całkiem inna rozmowa. Nie rozumiem tylko jak pan Dobrzański mógł się tak pomylić?
 - Sam się nad tym zastanawiał, ale czasem tak się zdarza, prawda? Mylić się jest rzeczą ludzką. Czy teraz byłby pan skłonny podpisać z nami umowę?
 - Jak najbardziej tak. Kreacje są bardzo piękne i jestem pewien, że rozejdą się na pniu. Zresztą sygnowane przez Pshemko są gwarancją najwyższej jakości. – Ucieszyła się.
 - Czy w takim razie zgodziłby się pan przyjść jutro do firmy? Ja jeszcze dzisiaj postaram się zredagować treść umowy i jeśli nie wniesie pan zastrzeżeń, będziecie mogli ją podpisać.
 - Świetnie. Nie rozstałem się wczoraj z panem Dobrzańskim w zgodzie i obaj powiedzieliśmy sobie zbyt wiele niepotrzebnych słów, ale myślę, że to pierwsze koty za płoty i nasza współpraca będzie się rozwijać we właściwym kierunku. Czy na godzinę dziesiątą będzie dobrze? – Uśmiechnęła się do niego promiennie ukazując w całej krasie swój aparat ortodontyczny.
 - Jak najbardziej dobrze panie Mączyński. Bardzo panu dziękuję – uścisnęła mu dłoń. – Do widzenia.




ROZDZIAŁ 4


Jak tylko Marek pojawił się w biurze zebrała plik dokumentów i weszła tuż za nim do gabinetu. Nieco zdziwiony jej obecnością zapytał.
 - Stało się coś?
Przysiadła na fotelu koło drzwi.
 - Muszę ci się do czegoś przyznać i zanim zaczniesz mnie rugać proszę cię, żebyś wysłuchał mnie spokojnie – zawiesiła na chwilę głos i wzięła głęboki oddech. – Wczoraj po pracy umówiłam się z Mączyńskim. Nie mogłam pozwolić, żeby ta sprawa pozostała niewyjaśniona. Przepraszam, że nie poinformowałam cię o tym i bez twojej wiedzy i w twoim imieniu załatwiałam służbowe sprawy. Mączyński, to miły człowiek. Spokojnie mnie wysłuchał. Pokazałam mu właściwe wyliczenia i dla porównania te prognozowane. Jemu bardzo zależało na podpisaniu tej umowy Marek i sam mówił, że wyszedł ze spotkania z tobą rozczarowany. Wyjaśniłam mu, że z twojej strony była to zwykła pomyłka i że nam też zależy na współpracy z jego firmą. Jeszcze wczoraj przygotowałam w domu tę umowę. Oto ona. Jeśli masz czas, to proszę przeczytaj ją, bo Mączyński będzie tu o dziesiątej.
Kompletnie go zaskoczyła. Nie przypuszczał, że może być ją stać na coś takiego. Ciekawe, co sobie pomyślał Mączyński, kiedy przedstawiła mu się jako asystentka dyrektora. Swoją drogą to godne podziwu, że nie odpuściła i mimo, iż za jego plecami, to jednak uratowała ten deal. Ona naprawdę miała głowę na karku i nawet Alex to w niej dostrzegł.
 - Ula, – zaczął – nie mam zamiaru cię rugać, bo nie zrobiłaś nic złego. Wręcz przeciwnie. Firma kolejny raz coś ci zawdzięcza, a ja bardzo ci dziękuję za zaangażowanie i obiecuję, że docenię je przy przyznawaniu kwartalnych premii.
Popatrzyła na niego zawstydzona i spuściła głowę.
 - Marek…, ja przecież nie dlatego…
 - Wiem Ula, wiem, ale gdyby nie ty, ta umowa nigdy nie miałaby szansy być zawarta. To o której on ma tu być?
 - O dziesiątej.
 - W takim razie usiądź przy moim biurku i sprawdźmy razem jej treść.
Mączyński zjawił się punktualnie. Wszedł do sekretariatu i uśmiechnął się na widok Uli.
 - Dzień dobry pani Urszulo. Zgodnie z umową jestem.
 - Bardzo się cieszę. Dyrektor Dobrzański już czeka na pana. Proszę wejść, a ja zrobię panu dobrej kawy.
Zaanonsowała go jeszcze i pobiegła włączyć expres. Marek wstał i podszedł do gościa.
 - Witam panie Mączyński i od razu chcę pana bardzo przeprosić za tę pomyłkę, a także za słowa, które padły podczas naszego spotkania. Byłem zdenerwowany, bo sądziłem, że moja asystentka przygotowując materiały coś pomyliła. Tymczasem okazało się, że to mój błąd.
 - Ma pan bardzo kompetentną asystentkę, która wczoraj wyjaśniła mi wszystko dokładnie ze szczegółami. Najlepiej zapomnijmy o tym pierwszym spotkaniu i skupmy się na podpisaniu umowy. – Marek sięgnął po nią i podał Mączyńskiemu.
 - Proszę wszystko dokładnie przeczytać i wnieść ewentualne uwagi. Poprawimy je od razu.
Weszła Ula i postawiła tacę z kawą na stoliku. Zaraz potem wycofała się dyskretnie nie chcąc im przeszkadzać. Po dwudziestu minutach Marek wezwał ją do siebie. Kiedy już usiadła odezwał się Mączyński.
 - Pani Urszulo, umowa przygotowana jest perfekcyjnie i ja nie mam absolutnie żadnych uwag. Ujęła w niej pani wszystko, co niezbędne. Naprawdę jestem pod wrażeniem. Teraz pozostaje mi tylko podpisać ją, co czynię z największą przyjemnością. Powiem też, że gdyby dyrektor Dobrzański był z pani niezadowolony, – roześmiał się widząc minę Marka – to ja bardzo chętnie panią zatrudnię. – Słysząc te słowa zarumieniła się po same uszy.
 - Dziękuję panie Mączyński, ale ja nie zamierzam zmieniać pracy i bardzo się staram, żeby pan dyrektor nie miał do mnie zastrzeżeń.
Marek uśmiechnął się z sympatią do swojego gościa i złożył zamaszysty podpis na drugim egzemplarzu umowy.
 - Proszę mi tu nie agitować pracowników. Ula, to bardzo cenny nabytek i nie zamierzam się jej pozbywać. - Wstali i uścisnęli sobie dłonie. Marek dodał jeszcze. – Pierwsza transza za tydzień. Odbiór w Poznaniu. Gdyby były jakieś problemy proszę dzwonić. Zareagujemy natychmiast. - Mączyński pożegnał się i wyszedł. Marek wypuścił powietrze z płuc i spojrzał na Ulę. – To świetna umowa Ula i bardzo dla nas korzystna. Oby więcej takich. Ojciec się zdziwi.
 - Na pewno będą następne, a ty przygotujesz się do nich tak jak trzeba. Chyba, że chcesz, żebym ci towarzyszyła, to nie ma sprawy. – Znowu zaskoczyła go tą propozycją.
 - Nie… Myślę, że już teraz poradzę sobie na pewno, ale dziękuję.
Trochę ją rozczarował. Sądziła, że po tym jak wyprostowała sprawę z Mączyńskim, Marek chętniej przystanie na jej propozycję. Tymczasem on znowu ją odrzucił. Z przykrością pomyślała, że nadal wstydzi się jej i tego jak wygląda. Ciężko było jej z tą świadomością. Już wiedziała, że zakochała się w nim po uszy. Była gotowa mu nieba przychylić, ale on tego nie chciał. Trzymał ją na dystans i nawet nie pozwalał się zaprzyjaźnić. Z jednej strony miał rację. Pracownik nie powinien spoufalać się z pracodawcą. To byłoby nie na miejscu. A z drugiej pragnęła jego przychylności, cieplejszego spojrzenia, miłego uśmiechu i przyjaznych gestów. On był daleki od tego i nawet nie przeczuwał, że Ula może go kochać. Pewnie sam by nie wiedział jak ma to potraktować i wyśmiałby ją, że ośmieliła się obdarzyć go uczuciem. – Zapomnij Ula. Nie dla psa kiełbasa. Wybierz sobie kogoś z niższej półki. Wiśta wio, łatwo powiedzieć, gdy serce ciągnie do niego jak oszalałe i za każdym razem przyspiesza na jego widok. Jesteś żałosna Cieplak. Taki człowiek jak on piękny i przystojny otacza się osobami podobnymi sobie. Musiałby być ślepy, żeby w ogóle zwrócić uwagę na taką karykaturę kobiety, która nawet ubrać się nie potrafi nie mówiąc o całej reszcie. – Wolnym krokiem poszła do łazienki. Dopiero tam patrząc w swoje odbicie w lustrze zauważyła, że ma mokre policzki. Wytarła je nerwowo. Nagle poczuła się bardzo nieszczęśliwa i pełna pretensji do stwórcy, że nie obdarzył ją powalającą urodą, że stworzył nie kobietę, ale jej groteskę, z której wszyscy bezlitośnie się nabijali. – Dlaczego? – zadawała sobie wciąż pytanie. – Przecież mama była taka piękna, a ja jestem ponoć do niej podobna. Dlaczego też nie jestem piękna? Nie jestem nawet ładna. To wszystko jest bez sensu, bo okazuje się, że szata naprawdę zdobi człowieka i czasami tylko to się liczy. To jak wyglądamy, a nie to, co potrafimy – kolejny raz westchnęła zrezygnowana. – Nic nie poradzisz dziewczyno i pogódź się z tym.

Szykowali się do pokazu kolekcji jesienno-zimowej. Miała sporo pracy, ale nie narzekała. Relacje między nią a Markiem nie uległy zmianie. Nadal na wszelkiego rodzaju spotkania jeździł sam przygotowując się do nich odpowiednio wcześniej. Właściwie, to za każdym razem dostawał od niej kartkę z wypunktowanymi zagadnieniami, które miał poruszyć i opis dokumentów, które miał przedstawić na dowód swoich słów. Wiedziała już, dlaczego tak uparcie obstaje, żeby nie zabierać jej ze sobą i pogodziła się z tym. Nie wyglądała przecież jak rasowa asystentka, ale jak uboga krewna. Raniło ją tylko to, że nie potrafiła się przebić przez tę skorupę obojętności z jego strony. Kilka razy znalazła się w bardzo nieprzyjemnej sytuacji będąc świadkiem intymnych sytuacji między nim a modelkami. To bolało. W dodatku nie rozumiała, dlaczego robi to tak ostentacyjnie, w biurze i naraża się na niespodziewaną wizytę jakiegoś pracownika lub kogoś z zewnątrz. To wyglądało tak, jakby zarówno on jak i te wszystkie dziewczyny byli całkowicie wyzuci z poczucia wstydu. Ona natykając się na te karesy za każdym razem rumieniła się jak pensjonarka, a on przyłapany przez nią wiele razy, obrzucał ją tylko niechętnym spojrzeniem i już nawet jej nie przepraszał, bo uważał to za coś normalnego. Czasem zazdrościła jego kochankom tych pocałunków, czułych szeptów i przytuleń. Marzyła, by choć raz utonąć w jego ramionach, a potem mógł skończyć się świat.

Wróciła właśnie z drukarni, w której zamawiała zaproszenia na pokaz. Wcześniej dopięła na ostatni guzik wiele rzeczy z wynajęciem sali włącznie. Powiesiła skromny płaszczyk na wieszaku i skierowała swoje kroki do pracowni Pshemko. Był ciekawy nowin i choć zawsze krzywił się na jej widok, to jednak potrafił docenić jej pracę i pomoc, żeby kolekcja miała odpowiednią oprawę. Jak tylko ukazała się w drzwiach, zapytał.
 - I co? Załatwiłaś?
 - Załatwiłam Pshemko. Wszystko jest już opłacone i dograne. Widziałam projekt wybiegu. Będzie duży i długi. To chyba dobrze, prawda?
 - To bardzo dobrze! Przecież mamy dwadzieścia modelek.
 - Też to wzięłam pod uwagę. Widownia wzdłuż wybiegu. Sala na bankiet również przygotowana. Będzie sukces.
 - Mój Boże Urszulo, chciałbym mieć taką pewność.
 - Ja jestem tego pewna. Jesteś najlepszy. Wysłałam już zawiadomienia do mediów. Będzie radio i telewizja. Spodziewaj się wywiadów. A na widowni sama śmietanka towarzyska Warszawy. Ludzie z grubymi portfelami, którzy kochają twoje niepowtarzalne kreacje. Będzie sukces – powtórzyła. Bez wątpienia podniosła go na duchu. Uśmiechnął się do niej szeroko i rzekł.
 - Dziękuję Urszulo, że tak we mnie wierzysz. To bardzo budujące.
 - Wszyscy w ciebie wierzymy Pshemko. Pamiętaj o tym.
Po wizycie u mistrza to samo przekazała Markowi. Był naprawdę zadowolony, bo w krótkim czasie ogarnęła to wszystko i właściwie załatwiła bez jego udziału. Podziękował jej i spytał kiedy będą gotowe zaproszenia.
 - Za dwa dni je przywiozę.
 - W porządku. To chyba wszystko.
Po jej wyjściu zadzwonił do Olszańskiego namawiając go na wypad do klubu, a ten chętnie się zgodził. Pomyślał też, że powinien wreszcie poszukać jakiegoś mieszkania, bo od paru miesięcy siedział rodzicom na głowie, ale jakoś nie mógł się do tego zabrać. W sumie dobrze mu było u nich. Po nocnych hulankach wchodził do domu bocznym wejściem i dzięki temu nawet nie wiedzieli, że przebalował całą noc. Jak był na kacu to nawet nie pokazywał im się na oczy. Sprawę domu, w którym mieszkał z Pauliną miał załatwioną. Spłaciła go i już nie musiał zaprzątać sobie tym głowy. Od kiedy się z nią rozstał stał się nieprawdopodobnym szczęściarzem idącym przez życie bez problemów i trosk. Prawdziwy złoty chłopiec. W pracy wysługiwał się Brzydulą, a reszta dnia mijała bez jakichkolwiek zobowiązań. Żyć nie umierać.

Dwa dni po rozmowie z Ulą zastał na swoim biurku spory plik zaproszeń na pokaz. Wyciągnął długą listę osób i ręcznie wpisywał ich nazwiska na ozdobne kartoniki. Adresowaniem kopert i wysyłką obarczył Violettę. Ludzi z firmy nie zaprosił zbyt wielu. Tylko tych, którzy cokolwiek w niej znaczyli. Osobiście poszedł do Sebastiana i wręczył mu zaproszenie.
 - Ulka załatwiła świetny catering. Będzie niezła wyżerka bracie.
 - Ona też będzie? – mruknął Olszański.
Marek spojrzał na przyjaciela, jakby się nad tym zastanawiał.
 - Tak naprawdę to jeszcze nie wiem. Chyba powinna. Napracowała się.
 - Za to jej płacisz.
 - No niby tak… Szczerze powiedziawszy obawiam się jej obecności. Tam będą naprawdę elegancko ubrani ludzie, jak ona przy nich będzie wyglądać i jak mam ją przedstawiać?
 - Niepotrzebnie masz wyrzuty sumienia. Łatwo można je zagłuszyć dając jej extra premię i po kłopocie.
 - Chyba masz rację… Tak właśnie zrobię. Dzięki Seba, wracam do siebie.




ROZDZIAŁ 5




Liczyła na to zaproszenie. Nie dlatego, że bardzo chciała na tym pokazie być. Pewnie i tak by nie poszła, bo nie miałaby się w co ubrać. Jednak byłoby miło, gdyby w ten sposób Marek docenił jej wysiłki. W piątek przed pokazem czekała na to zaproszenie od rana do końca dniówki, ale nie doczekała się. Było jej przykro i pomyślała sobie, że tak naprawdę to ma już dość takiego traktowania. On wysługiwał się nią. Tyrała za siebie i za niego, a czasem jeszcze za Violettę, której logiczne myślenie nie było mocną stroną. Była już porządnie zmęczona tą sytuacją. Jej poświęcenie nie miało żadnego znaczenia, bo on nie potrafił go docenić. Rozżalona zadawała sobie pytanie czy warto to ciągnąć dalej? Czy warto urabiać się po łokcie za jeden jego uśmiech lub łaskawsze spojrzenie? Przecież jest rozsądna. Zawsze była, więc dlaczego pozwoliła się tak ogłupić sercu, które przejęło kontrolę nad rozumem. On nigdy jej nie polubi, nigdy nie pokocha i nigdy nie potraktuje jak człowieka. Najlepiej dla niej będzie jak odetnie się od tego wszystkiego i stłamsi to idiotyczne uczucie, które nie daje nic prócz bólu i złudnych nadziei. Zdecydowanie powinna zadbać o swoje szczęście i przyszłość, a nie pracować do upadłego dla kogoś, kto nie jest tego wart.
Przez niemal cały weekend siedziała zamknięta w pokoju i myślała nad swoim położeniem. W końcu zdecydowała, że napisze wypowiedzenie i nie wróci już do firmy. Spróbuje wziąć jakiś nieduży kredyt w banku i otworzy własną działalność. Mogłaby się zajmować rachunkowością i tłumaczeniami z niemieckiego i angielskiego. Oba języki znała biegle i miała stosowne uprawnienia. W Rysiowie nie mogła tego robić, bo to za mała społeczność i pewnie musiałaby jeszcze dopłacać do interesu, ale Warszawa dawała większe możliwości i tam postanowiła spróbować. Praca zawsze była dla niej ważna i jeśli już się czegoś podjęła, poświęcała się temu bez reszty. Wierzyła, że podjęła słuszną decyzję i pokrzepiona tą myślą spokojnie zasnęła.
W poniedziałek zjawiła się wcześniej niż zwykle. Spakowała swoje rzeczy do reklamówki i usiadła przy biurku nie włączając komputera. Czekała na Marka. Najpierw jednak przyszła Violetta i ze zdumieniem stwierdziła, że Ula siedzi bezczynnie. Takiej jej nie znała, bo zawsze pochylona była albo nad klawiaturą, albo nad papierami.
 - Jakaś dziwna dzisiaj jesteś. Może jesteś chora?
 - Nic mi nie jest Viola. Po prostu myślę.
Kubasińska nie zawracała już sobie nią głowy. Wbiła zęby w pomidora i zajęła się przeglądaniem jakiegoś modowego katalogu.
Tuż przed ósmą pojawił się Marek. Przywitał się z nimi i wszedł do gabinetu. Dała mu jeszcze kilka minut i zapukała do drzwi.
 - Mogę na chwilę? Mam ci coś ważnego do powiedzenia.
 - Pewnie…, wejdź…
Podeszła do biurka i położyła na nim swoje wypowiedzenie. Na jego pytające spojrzenie wyjaśniła.
 - To moje wypowiedzenie i byłabym ci wdzięczna, jeśli zgodziłbyś się na tryb natychmiastowy.
 - Jak to wypowiedzenie? Dlaczego? – nie rozumiał. – Ula, jeśli chodzi ci o ten pokaz, to naprawdę…
 - Nie Marek, - przerwała mu – nie chodzi o pokaz. Nawet gdybyś dał mi zaproszenie nie skorzystałabym z niego. Chodzi o to, że postanowiłam się usamodzielnić i otworzyć coś własnego. Jeszcze nie wiem co to będzie, - skłamała – ale na pewno coś wymyślę.
 - Ale dlaczego tak nagle? Chcesz zostawić mnie z tym wszystkim i tak zwyczajnie odejść?
 - Po pierwsze wcale nie nagle, bo dojrzewałam do tej decyzji już od dawna, a po drugie jesteś tu dyrektorem i ta robota nie ma dla ciebie żadnych tajemnic. Poradzisz sobie, jestem tego pewna. To co? Podpiszesz?
 - Na pewno dobrze to przemyślałaś? Ja jestem skłonny podnieść ci pensję, bo zasługujesz na to. Nie odchodź Ula.
 - Wiesz dobrze, że tu nie chodzi o pieniądze. Nigdy nie chodziło mi o pieniądze, choć i one są ważne. Proszę cię nie utrudniaj mi i podpisz to wypowiedzenie. – Westchnął.
 - Podpiszę z ciężkim sercem. Nigdy nie miałem tak dobrej asystentki jak ty. Pamiętaj, że gdyby ci się nie udało, zawsze możesz tu wrócić.
 - Jasne – pomyślała. - Wrócić tylko po to, żebyś mnie mógł bezkarnie wykorzystywać do najgorszej roboty. Niedoczekanie. – Na głos zaś powiedziała. - Dziękuję. Nie wykluczam i takiej możliwości.
Podał jej podpisany dokument, na którym widniała adnotacja, że wypowiedzenie następuje ze skutkiem natychmiastowym. Podziękowała mu za współpracę i pożegnała się z nim. Wprost od niego poszła do Olszańskiego i zostawiła mu wypowiedzenie. Był zdziwiony.
 - Naprawdę chce pani od nas odejść? Myślę, że źle pani robi. Miała pani tu pewne zatrudnienie i niezłe zarobki.
 - Zapewniam pana, że dogłębnie przemyślałam tę decyzję i nie mam zamiaru jej zmieniać.
 - No cóż, skoro pani tak postanowiła…. Na adres domowy prześlę w najbliższych dniach świadectwo pracy i dopilnuję, żeby na pani konto wpłynęło należne wynagrodzenie.
Na korytarzu odetchnęła. Była wolna od firmy, od złośliwości rzucanych pod jej adresem, od codziennego widoku Marka i od jego licznych kochanek kręcących się każdego dnia po korytarzu. To na pewno pomoże jej uporać się z tą głupią miłością.
Wróciła po swoje rzeczy i pożegnała się z Violettą. Ta była w prawdziwym szoku. Przy Uli miała istny raj, bo często to ona odwalała za nią trudniejszą robotę, z którą nie potrafiła sobie poradzić. Ula jednak nie wdawała się z nią w żadne dyskusje. Chciała jak najszybciej stąd wyjść.
 - Przepraszam cię Viola, ale śpieszę się. Wszystkiego dobrego. Powodzenia.
Nie zatrzymywana już przez nikogo opuściła gmach firmy. 




Zerknęła na zegarek. Była dopiero dziesiąta. Postanowiła pójść do banku, w którym kiedyś tuż po skończeniu studiów miała staż i rozeznać się w możliwościach kredytowych. Miała świadomość, że jeśli nie ma stałego zatrudnienia żaden bank nie udzieli jej kredytu, ale był jeszcze tata, który co miesiąc dostawał rentę w stałej wysokości i to na niego weźmie tę pożyczkę.
Już od progu przywitały ją krzykliwe reklamy kredytów o bardzo korzystnym oprocentowaniu. Tak naprawdę to niskie oprocentowanie było dalekie od prawdy, bo zawsze zawierało jakieś ukryte, dodatkowe koszty dla pożyczkobiorcy. Ona już dawno poznała ten mechanizm i była ostrożna. Znalazła broszury informujące o kredytach dla emerytów i rencistów. Wziąwszy ich cały plik opuściła bank. Ponownie zerknęła na zegarek. Do odjazdu autobusu miała jeszcze prawie godzinę. Właśnie mijała jeden z nielicznych już kawiarnianych ogródków. Był koniec września i niebawem miały zniknąć z krajobrazu warszawskich ulic na okres zimy. Pomyślała, że filiżanka kawy dobrze jej zrobi i pozwoli nieco ochłonąć. Usiadła przy stoliku i złożyła zamówienie na mocne espresso. Popijając je małymi łykami przeglądała zabrane z banku broszury.
 - Pani Urszula? – usłyszała za swoimi plecami. Odwróciła się, a na jej twarz wypłynął szeroki uśmiech. Szybko podniosła się z krzesła.
 - Pan Mączyński! Jak miło pana widzieć!
 - I wzajemnie! Przechodziłem właśnie, kiedy dostrzegłem panią i postanowiłem się przywitać. Mogę się dosiąść?
 - Oczywiście. Będzie mi bardzo miło. Jak układa się współpraca z F&D? Jest pan zadowolony? – Mączyński uśmiechnął się do niej z sympatią.
 - Nawet bardzo, a to wszystko dzięki pani. – Zarumieniła się.
 - Bez przesady… Ja tylko zredagowałam umowę.
 - W dodatku bardzo dobrą umowę. A pani? Co pani porabia o tej porze w takim miejscu?
 - No cóż… Ja właśnie dzisiaj rozstałam się z Febo&Dobrzański i zastanawiam się nad tym, co powinnam w tej chwili zrobić. Mączyński wytrzeszczył na nią oczy.
 - Mówi pani poważnie? I dyrektor zgodził się na to? Przecież zapewniał, że nigdy pani nie puści.
 - Tak naprawdę to nie miał nic do powiedzenia w tej sprawie, bo to ja podjęłam tę decyzję o odejściu. Po prostu nie mogłam już tam dłużej pracować.
Pochylił głowę i cicho powiedział.
 - Moja propozycja jest nadal aktualna. Byłbym bardzo zadowolony, gdyby pani zechciała pracować dla mnie. - Splotła dłonie i popatrzyła mu w oczy.
 - Panie Mączyński, to naprawdę bardzo kusząca propozycja, ale ja postanowiłam pracować na własny rachunek. Chciałabym otworzyć tu w Warszawie jakieś małe biuro rachunkowe i połączyć to z tłumaczeniem tekstów z niemieckiego i angielskiego. Problem tylko w tym, że najpierw muszę rozejrzeć się za jakimś niedużym i niezbyt drogim lokalem na biuro, a jak już znajdę, to będę musiała go urządzić. Właśnie byłam w banku, bo chcę wziąć na to kredyt. Własnych środków mam niewiele i to nim muszę się wspomóc.
 - Aaa…, rozumiem. Zachciało się pani być swoim własnym szefem, ale wie pani co? Ja chyba będę mógł pani pomóc. Mam przy Wilczej starą kamienicę. To w niej zaczynałem budować swój biznes. Na parterze jest moje dawne biuro wraz z małym zapleczem i bardzo chętnie je pani udostępnię. A jak już pani zacznie działalność, będę pani pierwszym klientem i rozreklamuję panią wśród moich znajomych.
Słuchała jego słów jak pięknej bajki. Zalśniły jej w oczach łzy.
 - Naprawdę mógłby pan to zrobić? Chyba muszę się uszczypnąć, bo nie mogę w to uwierzyć. – Ujął jej dłoń i przycisnął do ust.
 - Proszę uwierzyć. Biuro wprawdzie wymaga remontu, ale przecież da pani radę.
 - Oczywiście, że tak. Remont to najmniejszy problem. Naprawdę nie wiem jak panu dziękować. Jeśli zostanie pan moim klientem, wszystkie usługi otrzyma pan gratis. Przynajmniej w ten sposób będę mogła się odwdzięczyć. – Roześmiał się serdecznie.
 - No to umowa stoi. Jeśli pani ma czas moglibyśmy tam teraz podjechać i obejrzałaby pani sobie wszystko. Ja teraz mam okienko, bo dopiero o trzynastej jestem umówiony. To jak? Jedziemy?
 - Jedziemy.

Pomieszczenie nie było duże, ale zupełnie wystarczające do działalności, jaką chciała otworzyć. Rzeczywiście wymagało remontu. Mączyński powiedział jej, że od lat jest nieużytkowane.
 - Tutaj z tyłu jest małe zaplecze i sanitariat. Jeśli chodzi o wyposażenie, to chętnie je pani udostępnię. Nie jest wprawdzie nowe, bo niedawno wymieniłem je na nowocześniejsze, ale w całkiem niezłym stanie. Są regały i biurka, nawet stoliki i fotele. Spokojnie można tym umeblować to biuro, ale dopiero po remoncie. Niezależnie od tego i tak będzie pani musiała zainwestować w jakiś komputer, fax i niewielkie xero. No i w szyld.
 - Tak…, mam tego świadomość, ale to już bardzo wiele, co pan proponuje. Nie sądziłam, że są jeszcze na świecie tacy ludzie jak pan. Dobrzy i wspaniałomyślni. Proszę mi wierzyć, że bardzo doceniam pański gest i jestem pana dłużniczką do końca życia.
 - Pani Urszulo… O przepraszam… – wyjął z kieszeni dzwoniący telefon i spojrzał na wyświetlacz. – To żona. Muszę odebrać. No, co tam kochanie? – przez chwilę słuchał aż w końcu roześmiał się serdecznie. – A to łobuziak. Dobrze, kupię, nie martw się. Będę po szesnastej. Na razie – rozłączył telefon i rozbawiony spojrzał na Ulę. – Przepraszam panią, ale nasz najmłodszy syn ciągle nas czymś zaskakuje. Ma dwa i pół roku i jest prawdziwym rozrabiaką. To żywe srebro i jest dosłownie wszędzie. Nie można za nim nadążyć. Mamy jeszcze dwóch starszych, dziesięciolatka i dwunastolatka, ale oni w jego wieku byli aniołkami. Właśnie żona powiedziała mi, że dostał się do lodówki, wyciągnął keczup i wysmarował nim kota. Niemal zeszła na zawał jak zobaczyła to biedne zwierzę – ponownie roześmiał się na całe gardło. – Muszę kupić keczup. – Ula zawtórowała mu.
 - Przynajmniej macie wesoło. Ja mam dwójkę młodszego rodzeństwa. Jaś jest już dorosły, bo skończył osiemnaście lat, a Beatka ma sześć, jednak nigdy nie przychodziły jej do głowy takie oryginalne pomysły. A wracając do tematu, to chciałabym znać koszty wynajmu i czy moglibyśmy zawrzeć jakąś umowę.
 - Oczywiście, że zawrzemy umowę. Proponuję na pięć lat, choć myślę, że jak wszystko się powiedzie, to znacznie wcześniej kupi pani własny lokal. A co do czynszu, to nie będzie go pani płacić. Wystarczy jak poniesie pani opłaty za media. – Chciała zaprotestować, ale ubiegł ją. – Pani Urszulo, ja wiem, że z pani taka trochę Zosia-Samosia i w dodatku bardzo honorowa, ale to pomieszczenie od lat stoi puste i niszczeje. Ja będę bardzo kontent, jeśli pani doprowadzi go do stanu używalności. A następnym razem jak się spotkamy podpiszemy umowę, zgoda?
Była tak wzruszona, że tylko pokiwała głową na znak zgody. Wymienili jeszcze numery telefonów i zanim się rozstali Mączyński wręczył jej klucze.
 - Proszę zacząć działać i dać mi znać o postępach. Dyrektor Dobrzański powinien żałować, że stracił takiego dobrego pracownika. Pożegnam się już. Głowa do góry pani Urszulo. Będzie dobrze.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz