Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 lutego 2016

"NASZE MIEJSCE NA ZIEMI" - rozdział 12

ROZDZIAŁ 12


Była sobota. Dla Doroty to było bez znaczenia. I tak budziła się zwykle dość wcześnie. Narzuciła na siebie szlafrok i utartym zwyczajem podeszła do okna. Dzień zapowiadał się mroźny, ale pogodny.


Wyszła usłyszawszy skomlenie psa. Uchyliła drzwi od pokoju córki i wypuściła go.
 - Cichutko Kumpel, bo obudzisz Marynię. Zaraz pójdziemy na spacerek.
Ubrała ciepły dres i puchową kurtkę, nacisnęła na głowę wełnianą czapkę i pamiętając o rękawiczkach, a talże torbie z ziarnem dla łabędzi, wyszła wraz z psem z domu. Kumpel biegł przed nią z nosem blisko ziemi i tropił nie wiadomo co. Ona rozglądała się za łabędziami. Wreszcie dojrzała całkiem spore, zbite stado dreptające na środku jeziora. Podeszła bliżej i wysypała zawartość torby. Chyba ją wyczuły, bo z rozpostartymi skrzydłami ruszyły w jej stronę. Oddaliła się od brzegu pogwizdując na psa. Nie chciała, żeby stał się ich ofiarą. Jeszcze był za mały, by móc się bronić przed silnymi dziobami i skrzydłami ptaków.


Idąc wzdłuż jeziora zatrzymała się w pewnym momencie. Doszła do punktu, w którym lubiła przystanąć i znieruchomieć, bo stąd rozciągał się chyba najpiękniejszy widok na Prabuty. Uwielbiała go.


Za każdym razem, gdy tu stawała lubiła myśleć, że to miejsce było jej przeznaczone. Że jest nagrodą za lata udręki, cierpienia, hektolitry wylanych łez i upokorzenia. Jest nagrodą za te długie godziny niepokoju, panicznego lęku o siebie a przede wszystkim o Marynię, za brak wiary w siebie, za niemoc, za beznadzieję. Tu odżyła, znalazła swoje małe szczęście i jak mawia Marynia, własne miejsce na ziemi. Tu jej serce zabiło mocniej do człowieka, który okazał jej przywiązanie i miłość. Tak. Pokochała Adama. Zdała sobie sprawę z tego całkiem niedawno. Ta miłość była taka spokojna, dorosła, stateczna, zupełnie inna niż ta pierwsza, szaleńcza i jak się okazało zgubna dla niej, i w konsekwencji dramatyczna.
Zatraciła się w tych myślach. Nie słyszała szczekającego Kumpla, ani warkotu samochodu. Po chwili ktoś objął ją mocno i przytulił. Przestraszyła się, ale tylko przez moment. Potem jej twarz rozjaśnił uśmiech.
 - Dlaczego ty dziewczyno stoisz tu jak słup i marzniesz? – odezwał się niski, męski głos tuż nad jej uchem.
 - Adam! – roześmiała się uszczęśliwiona. – Co ty tutaj robisz?
 - Przyjechałem nakarmić ptaki i zrobić parę dziur w jeziorze. Chodź odwiozę cię do domu, bo jesteś lodowata. Zanim zrobisz śniadanie, to zdążę wywiercić tu kilka otworów.

Podczas, gdy ona faktycznie wzięła się za szykowanie śniadania Adam zabrał z bagażnika ręczny świder talerzowy. To urządzenie było wręcz niezbędne. Miało jedną zasadniczą zaletę, było ciche i nie płoszyło ptaków. Średnica talerza wynosiła pół metra, a to wystarczało, by odwiercić w lodowej tafli solidny otwór. Jezioro zamarzło na grubość średnio piętnastu centymetrów, nie było więc obawy, że lód załamie się pod ciężarem Adama. Pewnie wszedł na powierzchnię pokrytą cienką warstwą śniegu i zaczął biec. Doskonale znał miejsca wierceń. Mógłby je odnaleźć po omacku. Dotarł do pierwszego i wbił świder w taflę. Energicznie zaczął kręcić. Nie minęło pięć minut jak dowiercił się do lustra wody. Powtórzył czynności jeszcze w siedmiu miejscach. Uznał, że tyle wystarczy. Zadowolony ominął stado łabędzi i ruszył do domu Doroty. Tam czekała już na niego gorąca herbata z cytryną i smażone kiełbaski. Zajadał z apetytem.
 - Marynia jeszcze śpi?
 - Śpi. Jest sobota. Niech się wyśpi do porządku. Wstaje codziennie bardzo wcześnie. Należy jej się.
 - Maciek też jeszcze chrapie, a ja pomyślałem, że zabiorę cię dzisiaj w miejsce, w którym jeszcze nie byłaś i nie będzie to jedno z pobliskich jezior.
 - Na paśniki? – Adam pokręcił przecząc głową.
 - Pokażę ci nasze sanatorium. Tak wszyscy określają ten kompleks budynków, bo faktycznie nim jest. Jest też szpitalem dla tutejszych mieszkańców położonym w bardzo pięknym miejscu. Na pewno ci się spodoba. Wprawdzie wiosną i latem jest tam najbardziej urokliwie, ale i zimą widoki są niezłe. Ja przy okazji odbiorę sobie wyniki badań.
 - Jesteś chory? – zapytała zaniepokojona.
 - To badania okresowe – uspokoił ją. – Co jakiś czas muszę powtarzać.

Zanim wyszli zostawiła Maryni kartkę na stole, żeby nie martwiła się o nią. Już w samochodzie zapytała
 - To gdzieś za Prabutami?
 - Całkiem blisko. Jakieś półtora kilometra. Nieco na uboczu. Sanatorium to już historyczne miejsce. Kiedyś były tu nieużytki, które zostały zalesione z inicjatywy niejakiego doktora Krauze. Jeszcze do dzisiaj na terenie sanatorium stoi budynek dawnej leśniczówki. Prabuty to tereny dawnych Prus Wschodnich i to tutaj w latach dwudziestych ubiegłego wieku niemieckie władze postanowiły zbudować zakład psychiatryczny dla dwóch tysięcy chorych. Kiedy wybuchła wojna zakład zlikwidowano, a raczej zamieniono go na wojskowy lazaret dla niemieckich żołnierzy, a potem na hitlerowski obóz przejściowy. Funkcjonował bodajże aż do zakończenia wojny. W czterdziestym szóstym roku przekazano teren władzom polskim, które zadecydowały o odbudowie całego kompleksu i urządzeniu w nim sanatorium przeciwgruźliczego.


Po wojnie dużo ludzi chorowało na gruźlicę zwłaszcza tych, którzy przeżyli obozy koncentracyjne. Wycieńczone głodem organizmy łatwo zarażały się prątkami gruźlicy. Leczył się tu nawet Stanisław Grzesiuk. To ten, co krzewił folklor warszawski i pisał piosenki, które śpiewa Kapela Czerniakowska. On też jest autorem autobiograficznej trylogii literackiej – „Boso, ale w ostrogach”, „Pięć lat kacetu” i „Na marginesie życia”. Długo siedział w obozie koncentracyjnym i to chyba w niejednym, a te książki opisują czasem w dowcipny sposób metody przetrwania i życie obozowe. Jemu udało się przeżyć, ale zapłacił za to wysoką cenę, bo zachorował na gruźlicę. Tak naprawdę nigdy się z niej nie wyleczył i na nią umarł.
Szpital przeciwgruźliczy funkcjonuje do dzisiaj, ale oprócz niego powstały i inne oddziały szpitalne, które służą mieszkańcom. Na pewno cały obiekt lata świetności ma już za sobą. Budynki znowu niszczeją, niektóre stoją puste, bo władze miasta nie mają środków na ich renowację, a szkoda. Mimo to i tak cały kompleks robi wrażenie przez to, że położony jest po prostu w lesie. Pacjenci nawet grzyby tu zbierają. Właśnie dojeżdżamy - Adam skręcił z drogi w szeroką bramę, przy której stał budynek stróżówki. – Nawet na stróża ich nie stać. Nikt tu nie pilnuje wjazdu, ale chyba mają monitoring. – Zaparkował na dużym parkingu i pomógł Dorocie wysiąść. Odebranie wyników trwało nie dłużej jak pół minuty. Wyszli z budynku głównego i wolnym krokiem ruszyli na rekonesans. – Tam na wprost jest fontanna postawiona już współcześnie. Teraz wprawdzie nieczynna, ale latem zwykle oblegana przez pacjentów, bo stoją tam ławki. Za nią jest bardzo malowniczy pałąkowaty mostek.



Jak widzisz całkiem sporo tu budynków, a w każdym inny oddział szpitalny. Mamy tu nawet dobrze rozwiniętą bazę rehabilitacyjną i dzięki temu połamańcy i ludzie z chorymi kręgosłupami, czy niedowładami mogą się leczyć. To ważne dla mieszkańców, bo przynajmniej mają wszystko w zasięgu ręki i nie muszą rehabilitować się w ościennych miastach.
Dorota słuchała w milczeniu opowieści Adama. Była pod ogromnym wrażeniem jego wiedzy.
 - Skąd ty to wszystko wiesz? – Roześmiał się słysząc te słowa.
 - Przecież urodziłem się tutaj, a historię miasta znam od podszewki. Wpajano nam ją przez lata nauki w szkole. Większość rdzennych mieszkańców zna przeszłość tych ziem. Prabuty są naprawdę stare. Dawna nazwa miasta to Riesenburg czyli gród olbrzyma, który figuruje w herbie z wielką maczugą, a pierwsze wzmianki o nim pochodzą z połowy trzynastego wieku. W piętnastym wieku miasto było siedzibą biskupów pomezańskich, ale później nastąpiło totalne zeświecczenie, które nazywają sekularyzacją. Zakon Krzyżacki przestał istnieć, a Prabuty stały się starostwem. Na przestrzeni wieków były niszczone i odbudowywane kilkakrotnie. Do dziś zachowały się fragmenty starych murów i wejścia do podziemi, ale wchodzić tam nie wolno.
Dorota objęła go w pasie i przytuliła się do niego. Ten gest zaskoczył go zupełnie, ale i sprawił wielką radość.
 - Jesteś prawdziwą kopalnią wiedzy. Naprawdę jestem pod wrażeniem, ale wracajmy już, bo za chwilę zamarznę na śmierć.

12 komentarzy:

  1. W końcu Dorota zrozumiała, że zakochała się w Adamie. Mądry, dobry i jeśli jeszcze jest przystojny(nie pamiętam czy było wspominane) to ma trzy w jednym. Chociaż wiadomo, że uroda to nie wszystko i trzeba mieć poukładane wnętrze. Teraz powinna jeszcze mu o tym powiedzieć a nie zostawiać to dla siebie. Może czeka na bardziej urokliwe miejsce a nie szpital gruźliczy. Mam nadzieję, że on faktycznie jedzie po wyniki badań okresowych, nic mu nie dolega i wkrótce pojada do Prabut w całkiem inne miejsce. USC może również jest urokliwe jak reszta.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szpital przeciwgruźliczy w Prabutach osadzony jest w tak cudnym miejscu, że można się w nim zakochać. Tu pacjenci szybciej dochodzą do zdrowia, bo samo patrzenie na to piękno natury jest samo w sobie uzdrawiające. Zresztą tak jak opisałam to w rozdziale tam nie tylko funkcjonuje szpital przeciwgruźliczy, ale dużo innych oddziałów. Pozazdrościć można mieszkańcom, że niemal wszystkich specjalistów mają na miejscu.
      A jeśli chodzi o naszych bohaterów, to Dorota z całą pewnością powie Adamowi, co do niego czuje. Na razie przyznała to sama przed sobą, a to w jej przypadku milowy krok.
      Adam jest zdrowy jak koń a badania okresowe musi robić jak każdy pracujący w tym kraju.
      Bardzo dziękuję za komentarz. Pozdrawiam niedzielnie. :)

      Usuń
  2. Małgosiu, coś mi się wydaje, że chciałabyś aby to było twoje miejsce na ziemi. Twoja wiedza jest imponująca tak jak Adama. W końcu Dorota przyznała się co czuje, to duży krok do przodu, a będzie z tego małe baby ?Buziole i pozdrawiam B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. B.

      Byłabym zachwycona, gdybym mogła tam żyć. Byłam tam prawie półtora miesiąca i to wystarczyło, żeby zauroczyć się tym miejscem. Człowiek od razu ma lepsze samopoczucie, gdy poobcuje sobie z tą piękną przyrodą.
      Czy będzie małe? Wkrótce się przekonasz. Dorota już nie zakłada takiej możliwości. Uważa, że trzydzieści pięć lat, to nie jest już wiek na rodzenie dzieci. Los jednak bywa przekorny i zazwyczaj funduje nam niespodzianki tam, gdzie są najmniej oczekiwane.
      Dziękuję za wpis. Wszystkiego najlepszego na niedzielę i cały tydzień. Uściski. :)

      Usuń
  3. Jak miło poczytać o takich początkach miłości, wszystko jest takie świeże, podniecające i pierwsze, szkoda że później rutyna dnia codziennego i czas zabijają tą ekscytację. Rozwojowi uczucia sprzyja też natura, jest tak romantycznie, sielsko anielsko. Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monika

      Jak to w życiu. Na początku zawsze jest euforia, zachłyśnięcie się sobą, a potem wkrada się nie zawsze fajna rzeczywistość. Najważniejsze, by po latach mieć dla siebie szacunek i utrzymywać poprawne relacje. Też się kocha, ale inaczej, spokojniej, bez żadnych zrywów i szaleństw.
      Dziękuję pięknie za wpis. Serdecznie Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  4. Witaj Małgosiu,
    nie będę oryginalna jak powiem, że Tess powinna być zadowolona z tego w jaki czarujący sposób przedstawiasz Jej miejsce na ziemi:) To niezmiernie miłe uczucie, jak ktoś podziela czyjeś fascynacje i jak można przeczytać coś dobrego o swoim miejscu zamieszkania. Dzięki Twojemu Adamowi i oczywiście Dorocie dałaś również nam możliwość zauroczenia się tym regionem. Rzeczywiście większość z nas słabo zna takie miejsca. Na urlopy czy jakieś tam wolne dni, zazwyczaj jeździmy w "dobrze znane", "sprawdzone" i "wypróbowane" miejsca. Nie chcemy się rozczarować. Co prawda później też marudzimy na tłok, na brak spokoju itp., ale następnym razem robimy to samo, hahaha:) Z Twojego opowiadania wynika, że czasami warto jednak zaryzykować i poszukać czegoś nowego i to niekoniecznie poza naszym krajem i niekoniecznie w samym środku sezonu urlopowego. Oczywiście wszystko zależy od tego czego oczekujemy od urlopu, czy ciszy i spokoju, czy też wręcz odwrotnie:) Wracam do naszych bohaterów. Wzajemne relacje Doroty i Adama powolutku się zacieśniają. To prawda, że nie fundujesz im jakiś spektakularnych przeżyć. Po prostu miło spędzają ze sobą czas. Fajnie jest przeżywać fajerwerki, ale codzienność jest przecież inna. Najważniejsze, że właśnie w takich prozaicznych rzeczach potrafią się dogadać i nie nudzi ich swoje towarzystwo. Ich rodziny też fajnie się dogadują:) Nic nie stoi na przeszkodzie do uczynienia następnego kroku:) Myślę, że dzięki zachowaniu Doroty, Adam już się domyśla odwzajemnionych uczuć. Co prawda domyślać się a wiedzieć na sto procent, to dwie różne rzeczy:) Mam nadzieję, że Dorota o tym wie i wreszcie powie Adamowi jak bardzo stał się dla niej ważny:) Oj, to dopiero będzie?! Ślub murowany, Adam nie popuści:) Zastanawiam się tylko gdzie będą mieszkać? Czy dom Doroty pomieści na stałe dwóch dorosłych facetów i może kogoś jeszcze? Czy też trzeba będzie go rozbudować? Daleko sięgam myślami, hahaha:) Tak swoją drogą, to Adam miał nosa. Czyżby remontując dom dziewczyn i tak się do niego przykładając, już wówczas planował w nim zamieszkać? Spryciula jeden:) Jak zawsze bardzo mi się podobało, przeczytałam migusiem. Dziękuję za dzisiaj i czekam na następną odsłonę. Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę miłej niedzieli:)
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju
      I pomyśleć, że ja tam pojechałam się leczyć. Połączyłam przyjemne z pożytecznym.
      Adam nie jest taki wyrachowany. Nie zakładał z góry, że zakocha się w Dorocie i w ten sposób uwije i dla siebie przytulne gniazdko. Dom na pewno pomieści całą czwórkę, ale też planuję jego rozbudowę, to jednak później. Dorota na pewno powie Adamowi co czuje, chociaż jej spontaniczne reakcje względem niego już niemal dają mu pewność, że ona odwzajemnia jego miłość.
      Dzisiaj krótko, za co przepraszam i dziękuję za wpis. Przesyłam buziaki życząc leniwego (o ile to w ogóle możliwe) tygodnia. :)

      Usuń
  5. Dorota zrozumiała co czuje do Adama. Patrząc na ten piękny widok zrobiła porządny rachunek sumienia. Tak się zamyśliła, że nie spotrzegła samochodu Adama. Nasz Adaś jest taki troskliwy i czuły. Dba o ukochaną i boi się o nią. Super część.
    Pozdrawiam Andziok :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andziok

      Wielkie dzięki, że zajrzałaś. Dobre określenie - rachunek sumienia. Najwyższy czas zapomnieć o przeszłości, bo przyszłość rysuje się w pięknych barwach i to nie tylko dla Doroty.
      Serdecznie Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Nawiązując do poprzedniego rozdziału. Święta się udały. Piesek śliczny i idealny na prezent dla Maryni. A jeśli pogoda będzie sprzyjać to nie zabraknie też miejsc na spacery.

    Wiedza Adama na temat tego miejsca jest ogromna.( Widzę jak zawsze jesteś świetnie przygotowana o tym co piszesz i wychodzi ci to rewelacyjnie). Dorota uświadomiła sobie ,że to co czuje do Adama to miłość. Facet jak dotąd pokazał same zalety. Może ma drobne wady . ( jak każdy) .Marynia też jest tu szczęśliwa ma przyjaciela Maćka no i teraz też psiego przyjaciela ,,Kumpla'' . Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Justyna

      Ja niestety musiałam poszukać materiałów źródłowych na temat Prabut, bo ich historię znałam bardzo słabo. Teraz jestem bogatsza o tę wiedzę i jeszcze bardziej doceniam to miejsce.
      Dziękuję za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń