Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 16 lutego 2016

"NASZE MIEJSCE NA ZIEMI" - rozdział 9

ROZDZIAŁ 9


Dorota ocknęła się dość późno. Za oknem był już jasny dzień. Z niepokojem spojrzała na budzik, który wskazywał godzinę dziewiątą trzydzieści. – No nieźle – pomyślała. Wyskoczyła z łóżka i zarzucając na ramiona szlafrok wyszła z pokoju. Z przyjemnością wciągnęła w nozdrza zapach świeżo parzonej kawy. Najwyraźniej jej dziecko było już od dawna na nogach. Marynia siedziała przy stole i z zapałem szykowała śniadanie. Dorota podeszła do niej i przytuliła twarz do jej ciepłego policzka.
 - Dzień dobry córuś. Od dawna tu urzędujesz?
 - Od siódmej. Nie mogłam spać. Co zjesz na śniadanie? Ten biały ser od Gawrońskich, pycha. Próbowałam, a z miodem, albo z dżemem jeszcze lepszy.
 - Może być. Ja tylko ogarnę się trochę i zaraz przyjdę.

Odświeżona i przebrana zasiadła za kuchennym stołem, a Marynia już stawiała przed nią pachnące kakao i filiżankę z kawą.
 - Smacznego mamuś. Jak było wczoraj? Koncert fajny?
 - Bardzo mi się podobał. Bajor to jednak klasa sama dla siebie. Adam nawet kupił mi płytę z jego utworami. Dostałam też autograf. To był naprawdę miły wieczór. Za to wy – roześmiała się – pospaliście się jak dwa bąki.
 - Zmęczył nas ten maraton filmowy. Co za dużo, to nie zdrowo. Za to dzisiaj szykuje się nam mała wyprawa.
 - Lekcje masz odrobione?
 - Prawie. Do południa posiedzę jeszcze nad matmą, bo w poniedziałek mam sprawdzian.
 - W takim razie ja przygotuję obiad. Może upiekę jakieś ciasto? Chłopaki lubią coś zagryźć do kawy, a wrócimy na pewno zziębnięci. Dzień zapowiada się ładny, ale jest mroźno.
Skończyły jeść i Marynia zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Dorota zagniotła drożdżowe ciasto. Postanowiła, że upiecze trochę rogalików z nadzieniem malinowym. Sporo malin udało jej się zaprawić w tym roku i należało je wykorzystać. Adam mówił, że przyjadą tuż po obiedzie. Pewnie gdzieś koło czternastej. Na pewno zdąży uwinąć się ze wszystkim. Ciasto spokojnie sobie rosło, a ona w tym czasie dusiła ozorki wieprzowe. Uwielbiały je obie zwłaszcza w sosie chrzanowym. Obrała kilka ziemniaków i ze spiżarni wyciągnęła sałatkę szwedzką. Postanowiła nie gotować zupy. I tak po zjedzeniu jednego dania miały dość.
Wyciągnęła stolnicę i oprószyła ją mąką. Ciasto wyrosło pięknie i teraz rozwałkowywała je w dość cienki placek. Wycięła z niego mnóstwo trójkątów, na które szczodrze nakładała porcje malin. Wszystko zawinęła w zgrabne rogaliczki i potraktowawszy je jeszcze roztrzepanym jajkiem wsadziła do piekarnika.

Gawrońscy zjawili się kilka minut po drugiej. Poczekali, aż dziewczyny się ubiorą. Adam radził włożyć na nogi grube skarpety i kalosze.
 - Pójdziemy w przeciwnym kierunku do drogi, a tam sporo mokradeł i trzcinowisk.
Ruszyli wolno wzdłuż jeziora. Dzień faktycznie był dość mroźny. Jakby na to nie patrzeć to był już koniec listopada i przymrozki stały się tutaj codziennością.
 - Wiecie, że to wszystko – Adam wyciągnął rękę i zatoczył koło – jest rezerwatem? Nie wolno tu polować, nawet nie wolno łowić ryb.
 - A wczoraj mówiłeś, że można – wtrąciła Dorota.
 - Można na innych jeziorach, ale akurat na Liwieńcu nie, choć i tu tak jak wszędzie łamią prawo. Po drugiej stronie jeziora jest sporo ogródków działkowych, niektóre przylegają niemal do lustra wody. To tam głównie zaszywają się w trzcinach potencjalni kłusownicy i odławiają ryby. Nadleśnictwo regularnie zarybia wody jeziora, więc sporo tu szczupaków, płoci i linów. To łakomy kąsek dla niektórych.
Latem dość często można spotkać tu kajakarzy, bo dla nich organizowane są spływy rzeką Liwą. Płyną zazwyczaj w małych grupach, ale nie zawsze jest to dobre dla jeziora zwłaszcza wtedy, gdy gniazdują ptaki i zaczynają się lęgi. Liwa, to dzika rzeka o nieuregulowanych brzegach i przez to tak atrakcyjna, bo w przyrodę nie ingeruje ręka człowieka. Zresztą Liwieniec też jest taki. Wszędzie trzciny i szuwary. Jedyne prace jakie tu robimy, to rąbiemy zimą przeręble jak jezioro zamarznie, żeby ryby się nie podusiły. Trzeba to robić, bo woda tu jest dość płytka. Zaledwie dwa metry i to nie wszędzie. Mogło by się wydawać, że utopić się tu nie można, ale dno jest bardzo zamulone i przez to zdradliwe. Lepiej nie próbować tu kąpieli. Liwieniec leży w pobliżu większego zbiornika - jeziora Dzierzgoń, z którym połączone jest właśnie Liwą. Dzierzgoń jest największym i bardziej atrakcyjnym akwenem niż Liwieniec i znacznie chętniej odwiedzanym przez wędrujące i zimujące ptaki, chociaż i tu jest ich nie mało. Najwięcej mamy łabędzi niemych i gęgaw. To taki rodzaj dzikiej gęsi. I o ile łabędzie zwykle tu zimują, bo są dokarmiane, choć w Europie to raczej migrują, tak gęgawy przylatują do nas na cieplejsze miesiące i na złożenie jaj. Często można spotkać też perkozy dwuczube, i kilka gatunków kaczek. Same widziałyście, że latem jest tu ich prawdziwe zatrzęsienie.
Doszli do miejsca, gdzie Liwa wypływała z Liwieńca.
 - Widzicie jak szeroko rozlała? – kontynuował Adam. – Tam gdzie wyjeżdżamy na główną drogę, na most, ona wpływa do jeziora i na tym krótkim odcinku musiała zostać uregulowana, bo inaczej nie można byłoby zbudować drogi. Jednak poza obiektami mostowymi jest całkowicie dzika. Był czas, że do jeziora trafiały ścieki z Prabut, ale jak wybudowano tam oczyszczalnię to i jezioro znacznie skorzystało. Teraz nie ma już zagrożenia ani dla ryb, ani dla ptactwa.
 - A dzikie zwierzęta? – zapytała Marynia. – Występują tutaj?
 - Zdarzają się. Na pewno jest populacja piżmaków, wydr i norek amerykańskich. W lasach żyją jenoty, dość rzadkie dzisiaj i lisy. Jest niewielkie stadko saren i jedna wataha dzików. Staramy się dbać o nie, dlatego zawsze na zimę stawiamy paśniki, żeby móc je dokarmiać w najgorszym okresie. Kiedyś pokażę wam te miejsca.
 - Nikt nigdy nie pomyślał o osuszeniu tych bagien? Właściwie przejście tutaj suchą nogą jest praktycznie niemożliwe – Dorota kolejny raz trzymając ramię Adama wyciągnęła kalosz z błota.
 - To byłby zły pomysł. Przez osuszenie tego terenu zmarniałby cały ekosystem. Stalibyśmy się pustynią – Adam podniósł głowę i spojrzał w niebo. – Widzicie? – ściszył głos niemal do szeptu. – Spójrzcie, to kania ruda, tutejszy drapieżnik. Na pewno poluje. Szkoda, że jest za wysoko. To naprawdę piękny ptak Jest spokrewniona z jastrzębiami. Mamy też tutaj rodzinę orłów bielików, ale nawet ja nie miałem okazji przyjrzeć się im dokładniej.



Adam przytknął lornetkę do oczu i uważnie zlustrował okolicę.
 - Szukasz czegoś konkretnego? – zapytała Dorota.
 - Już znalazłem i zaraz wam pokażę. Musicie tylko zachowywać się cicho i spokojnie.
Powoli, stawiając ostrożnie kroki szedł pierwszy a za nim reszta. W pewnej chwili przykucnął i dał znak, żeby zrobili to samo. Wyciągnął przed siebie rękę i szepnął.
 - Jak się dobrze przyjrzycie, to wśród tych trzcin zauważycie gniazdo łabędzi. Są dwa. To na pewno para. Wbrew stereotypom i powszechnemu mniemaniu one nie łączą się ze sobą na całe życie. Najwyżej na rok. Te odchowały już młode i wypuściły w świat.



Przykucnęli wszyscy obok Adama i rzeczywiście ujrzeli dwa śnieżnobiałe łabędzie. Dziewczyny były zauroczone. Maciek już mniej, bo on nie raz oglądał takie widoczki.
 - Ten w gnieździe to samica. Jest znacznie mniejsza od samca – poinformował Adam. – Są dość agresywne. Potrafią zaatakować, gdy usiłuje im się zniszczyć gniazdo lub odebrać młode. Zwykle w gnieździe jest od pięciu do dwunastu jaj i wtedy lepiej nie podchodzić za blisko – uśmiechnął się do dziewczyn. – Chyba zmarzłyście i powinniśmy wracać. Dość wrażeń na dzisiaj.

Siedzieli przy stole delektując się aromatyczną kawą, a młodzi herbatą z cytryną i zajadali oprószone cukrem pudrem malinowe rogaliki. Te ostatnie znikały błyskawicznie.
 - Ależ są pyszne – Adam otarł usta serwetką. – Że też chciało ci się je piec.
 - I tak nie miałam nic lepszego do roboty. Weźmiesz kilka rodzicom. Zrobiłam też sałatkę jarzynową, to zabierzesz. Mam nadzieję, że zostaniecie na kolacji? Na targu kupiłam mnóstwo swojskich frankfurterek i chyba nie damy rady ich zjeść same.
 - Brzmi pysznie. Chętnie zostaniemy.
Marysia podniosła się z miejsca.
 - To my pójdziemy z Maćkiem do mojego pokoju. Nie będziemy wam przeszkadzać.
Adam rozsiadł się wygodniej wyciągając przed siebie nogi.
 - Nie mówisz nic jak sprawują się krosna.
 - Znakomicie. Już zaczęłam trochę tkać. Chodź na strych, to ci pokażę.
Wyszli na górę i gdy Dorota włączyła światło Adam spojrzawszy na krosna oniemiał.
 - No, no… Nie miałem pojęcia, że masz taki talent. To jest piękne. Myślę, że tkasz lepiej od Klementyny. Ona trzymała się prostych wzorów, a ta twoja robótka jest jakaś taka… strukturalna, przestrzenna, nie jednowymiarowa. Jeśli zrobisz tego więcej jestem przekonany, że sprzedasz to na pniu. Przecież to jest dzieło sztuki i to przez duże „S”. Wygląda jak… rzeźba, a raczej płaskorzeźba.
Dorota pod wpływem tych komplementów poczerwieniała jak burak.
 - Naprawdę tak uważasz? – wystękała zduszonym szeptem. Odwrócił się do niej i głęboko spojrzał jej w oczy.
 - Ile jeszcze talentów ukrywasz? Jakim cudem w tak drobnym ciele i takiej ślicznej główce jest tyle geniuszu?
 - Przesadzasz…
 - Ani trochę. Świetnie gotujesz, masz niezwykle dobry gust, potrafisz wykonywać męskie roboty, pięknie tkasz. Nawet nie chce mi się wymieniać dalej. Jesteś niezwykłą kobietą Dorota i w dodatku bardzo piękną. Trudno ci się oprzeć. Ja sam… Nieważne – machnął ręką i ugryzł się w język. Niewiele brakowało, żeby powiedział jej prawdę. Prawdę o tym, że zakochał się w niej. Jednak po tym, co wczoraj od niej usłyszał, nie był pewien, czy ona jest gotowa na nowy związek. Ten pierwszy naznaczył ją ogromną traumą. To prawdziwy cud, że potrafiła się z niej podźwignąć, wziąć sprawy we własne ręce i całkowicie odmienić swoje życie. Wspomnienia z przeszłości wciąż wywoływały łzy, a to było oznaką, że emocje związane z tymi tragicznymi dla niej wydarzeniami wciąż były świeże i wciąż bolały. Rozumiał ją doskonale i bardzo jej współczuł. Pamiętał, jak po śmierci matki Maćka nie potrafił posklejać swojego życia do kupy. Była jego pierwszą i jedyną jak do tej pory miłością. Kiedy zaszła w ciążę skakał do góry z radości. Mimo, że oboje mieli wtedy zaledwie po dziewiętnaście lat on cieszył się, że zostanie ojcem. Zaczęli planować przyszłość. Chcieli się jak najszybciej pobrać i wspólnie budować swoje przyszłe życie już we trójkę. Nawet w najgorszych snach nie przypuszczał, że ten poród zakończy życie jego ukochanej Hani. Wykrwawiała się na śmierć, a lekarze stali bezradni i nie potrafili jej pomóc. Błagał ich wtedy na klęczkach, a oni rozkładali ręce mówiąc, że dla niej już nie ma ratunku. Gasła na jego oczach. Niemal oszalał z rozpaczy. Tkwił godzinami przy jej łóżku i nie dopuszczał do niej nikogo. Wtedy przyszedł jego ojciec i powiedział mu, że ma syna, który oczekuje od niego największej miłości i troski. To go opamiętało. Hania nie miała żadnej rodziny. Była sierotą z przytułku. To on musiał wziąć odpowiedzialność za swoje dziecko. Musiał nauczyć się wszystkiego. Jak karmić, jak przewijać, jak kąpać. Na szczęście pomogła mu mama. Bez niej chyba by się załamał. Ku radości ich wszystkich Maciek chował się bardzo dobrze. Rzadko chorował. Od najmłodszych lat Adam oswajał go z lasem. Uczył wielu umiejętności. Mały zdobywał sprawności, a przy ich okazji krzepę i tężyznę. Jak na swoje prawie siedemnaście lat wyglądał już niemal jak dorosły, dobrze zbudowany mężczyzna i tak jak ojciec, był niezwykle odpowiedzialny. Był też podobny fizycznie do Adama. Obaj byli wysocy i barczyści. Takie chłopy na schwał.
 - Zamyśliłeś się… - dobiegł go cichy głos Doroty.
 - Tak…, przepraszam. Chodźmy na dół. Tam jeszcze porozmawiamy. Może puścisz tę płytę Bajora? Nawet jej nie przesłuchaliśmy.
 - Zaraz to nadrobimy.

13 komentarzy:

  1. Witaj Małgosiu,
    dość ciężko mi jest sobie wyobrazić, co mógł czuć tak młody mężczyzna, a właściwie jeszcze chłopiec w obliczu takiej tragedii jaką była śmierć jego ukochanej Hani. Oboje byli tak bardzo młodzi, szczęśliwi i zakochani, z planami na przyszłość. I jeden dzień wszystko to przekreślił, wszystko się skończyło?! Ten, który powinien być dla nich, jednym tych najpiękniejszych dni ich wspólnego życia, stał się najgorszym cierniem dla Adama, okropne. Co prawda jedno życie zastąpiło kolejne, ale o ile kobieta, nawet taka młoda, jest w stanie sobie poradzić z opieką nad niemowlakiem, tak dla młodego mężczyzny, musiał być to naprawdę dopust Boży. Niektórzy twierdzą, że przecież cierpienie uszlachetnia. Natomiast mi się wydaje, że jeżeli uszlachetnia, to tylko nielicznych, natomiast wielu czyni gorszymi, zgorzkniałymi, zbuntowanymi, załamanymi. To cud, ale chyba też przede wszystkim ogromna miłość, takt, tytaniczna praca i cierpliwość jego rodziców, nie doprowadziła do kolejnej tragedii. Adam otrząsnął się, Maciuś przesłonił im cały świat:) Obecnie obaj panowie mają się świetnie. Adam zauważa, że wspomnienie przeszłości wywołuje w Dorocie jeszcze ogromny ból, ale myślę, że Adam też tak nie do końca poradził sobie z odejściem Hani? Może się mylę, ale cały czas był sam, nie znalazł sobie nowej miłości. Dopiero przy Dorocie jego serce mocniej zabiło, ale przecież minęło tyle lat. Ponoć nieszczęścia potrafią zbliżać do siebie ludzi. Może więc po usłyszeniu od Adama jego historii i Dorota spojrzy na niego bardziej miłościwie? A tak już z innej beczki, wspaniały dzień im zgotowałaś, taki bardzo rodzinny, wspólna wycieczka, wspólny podwieczorek, wspólna kolacja, prawdziwa kochająca się rodzinka:) Eskapada rewelacyjna, przewodnik super i do tego dzielący się z nimi ogromną wiedzą. Zdjęcia jak zwykle świetne. Dziękuję, że czwartek był już we wtorek:) Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę przyjemnego dnia:) Lecę do pracy. Buziaki:)
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju
      Myślę, że trochę wyidealizowałam zachowanie dziewiętnastolatka, który w obliczu śmierci ukochanej i narodzinach swojego syna potrafi zachować się tak odpowiedzialnie i przyjąć na klatę ciężar wychowania takiego malca. Takie sytuacje raczej nie są częste, a wręcz hipotetyczne, bo przeważnie chłopcy w tym wieku mają pstro w głowach i jeśli nawet dochodzi do tego, że muszą wziąć odpowiedzialność za tak małego człowieka, zazwyczaj ten balast zrzucają na swoich rodziców, lub dziecko zostaje przeznaczone do adopcji.
      To też kwestia mądrości życiowej dziadków i wychowania takiego tatusia.
      Adam stara się zapewnić obu dziewczynom maksimum atrakcji. Pogoda nie jest dobra. Jest zima, ale jak się okazuje i w zimie można podziwiać naturę. Adam to kopalnia wiedzy. Potrafi ciekawie opowiadać i zaintrygować słuchacza. To nie będzie jedyna taka pouczająca wyprawa, bo zdarzy się jeszcze jedna, ale na nią pojedzie tylko on i Dorota.
      Przyspieszyłam publikację, bo w czwartek mam do załatwienia kilka spraw i już pewnie nie będzie mi się chciało robić korekty. Niewykluczone, że następna część pojawi się w niedzielę.
      Serdeczne podziękowania za komentarz. Przesyłam uściski. :)

      Usuń
    2. Małgosiu,
      chciałabym się odnieść do wyidealizowania Adama. Dobrze wiemy, że w przypadku obu płci wiek dość często nie ma większego znaczenia. Zdarzały, zdarzają i zapewne będą się zdarzać egzemplarze osób nad wyraz dojrzałych lub niedojrzałych w stosunku do swojego wieku. Przecież nie od kozery mówi się często o "dzidzi-piernik" lub o "Piotrusiu Panu" lub o "starej-maleńkiej", prawda? Masz absolutną rację, że na podejście do życia każdego z nas ogromny wpływ ma między innymi rodzinny dom, otaczające nas środowisko, doświadczenie życiowe i nasze wewnętrzne. Biorąc pod uwagę, charakter Adama, to jakimi ludźmi są jego rodzice, miejsce w którym się wychował i bardzo sprecyzowane plany na przyszłość, śmiem twierdzić, że mnie przekonał Twój "wyidealizowany" Adam:) Równocześnie w stu procentach zgadzam się z Tobą, iż takie idealne osobniki zdarzają się niezwykle rzadko, co nie oznacza, że w ogóle jest to niemożliwe:) Cichutko cieszę się i już zacieram łapki z radości na ewentualne "spotkanie" w niedzielę:) Uściski:)
      Gaja

      Usuń
  2. Małgosiu, jestem po wrażeniem twojego przygotowania, chodzi mi o to że jeśli cos piszesz to jesteś do tego przygotowana w stu procentach, czy to jest terminologia medyczna czy inna to ty dokładnie wiesz o czym piszesz. Rozdział jak zwykle świetny, dopracowany w każdym szczególe, jesteś moja niekwestionowaną idolką. Miło się czyta o takiej dojrzałej miłości, która tez bywa bardzo ekscytująca, ale mniej "szarpana" jak to bywa z młodzieńczym wybuchem uczuć. Pozdrawiam B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. B

      Raczej staram się być przygotowana, jeśli mam pisać o czymś konkretnym i bardzo jest mi miło, gdy ktoś potrafi to docenić, bo czasem jest to wielogodzinne grzebanie w internecie w poszukiwaniu informacji. Nikt nie wie wszystkiego, ja też jestem uboga pod tym względem, ale robię co mogę, żeby pogłębić wiedzę w danym temacie. Tu akurat z Adama zrobiłam takiego miejscowego omnibusa i to nie jest jedyny raz, gdy zaimponuje Dorocie wiedzą.

      Dzięki serdeczne za wpis. Pozdrawiam najcieplej. :)

      Usuń
  3. B wyjęła mi z ust te pochwały o przygotowaniu się z jakiejś dziedziny. Chylę czoła.
    Do miłości coraz bliżej a przynajmniej ze strony Adama. Już jestem ciekawa co się takiego stanie ,że Dorota zobaczy w nim faceta a nie tylko przyjaciela domu.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla

      To nie będzie aż tak spektakularne i nie wydarzy się nic szczególnego, co nagle miałoby olśnić Dorotę. Ona po prostu tak zwyczajnie zrozumie któregoś dnia, że jej uczucie do Adama jest silne i szczere. Adam potrafi ją ując wieloma rzeczami, ale to jednak jego dobry charakter przeważy, a Dorota doceni i zakocha się.
      Dziękuję za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  4. Widzę ,że świetnie przygotowałaś się do napisania tego rozdziału. Ogólnie opowiadania. Adam jest dojrzały ,inteligentny,odpowiedzialny. Niego przeszłość nie przedstawia się kolorowo. Stracił ukochaną osobę ,ale została mu mała namiastka niej. w postaci synka ,którym musiał się zająć. Mimo młodego wieku wsiąść za niego odpowiedzialność i nie załamał się.Stawił czoła dorosłemu życiu. Nie zważając na trudy i znoje.Adam pokazuje dziewczynom ,że naturą można się cieszyć i zachwycać o każdej porze roku. Nie ważne czy zima czy lato. Dorota od niego dowiaduję się bardzo wiele. Z pewnością nie interesowała się wcześniej ornitologią. Postawa bohaterów bardzo mi się podoba. Z miłością jest czasem jak z owocami. Potrzeba czasu aby dojrzały. Myślę ,że Dorota otworzy się wkrótce na uczucie.
    Ps. jak zawsze super zdjęcia. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyna

      Każde z nich doświadczyło w życiu dramatycznych momentów i każde z nich samo musiało się uporać z traumą. Mówią, że co nas nie zabije, tylko nas wzmocni, i to jest chyba prawda, bo oboje podnieśli głowy i wzięli się z życiem za bary.
      Przed Wami jeszcze pięć rozdziałów, więc miłość obojga spokojnie będzie sobie dojrzewać.
      Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam cieplutko. :)

      Usuń
  5. Nie tylko Dorota i jej córka mają naznaczoną przeszłość. Adam też nacierpiał się w życiu. Tak jak poprzedniczki ja też jestem pod wrażeniem Twojego przygotowania do pisania.
    Pozdrawiam serdecznie, Andziok :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andziok, dziękuję za słowa pochwały. To fantastycznie być docenionym.
      Myślę, że każdy z nas przeżywa w swoim życiu ciężkie chwile i chyba nikomu nie jest to oszczędzone, a te dwa życiowe rozbitki i tak znajdą wspólną tratwę.
      Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  6. Chciałoby się tam zamieszkać, piękna okolica , nie to co blokowiska w miastach. Dorota i Adam zbliżają się do siebie coraz bardziej o do miłości już niewiele brakuje:) Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monika

      Tam naprawdę człowiek wie, że żyje, oddycha czystym powietrzem i pełną piersią. No i te widoki... Mnie zauroczyły na amen.
      Bardzo dziękuję Ci, że zajrzałaś i zostawiłaś ślad. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń