Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 4 lutego 2016

"NASZE MIEJSCE NA ZIEMI" - rozdział 6

Kochani

Rozdział 7 zostanie opublikowany w niedzielę.



ROZDZIAŁ 6


Od chwili przyjazdu rodziców prace w domu zaczęły nabierać tempa. Dorota lubiła myśleć, że ich przyjazd w to miejsce przyniósł jej szczęście. Wykonawcy poszczególnych prac dotrzymywali umowy. Stawiali się punktualnie i nie zawalali roboty. Adam z Maćkiem zaczęli piaskować pomieszczenia poczynając od strychu. Musieli się sprężać, bo to właśnie tutaj miały być najpierw wstawiane połaciowe okna. Ojciec Doroty zajął się ogrodem i sadem. Wykarczował wszystkie rachityczne drzewka, które nie rodziły już owoców. Wygospodarował spory kawałek ziemi, który przekopał, wypielił i uformował w zgrabne grządki wysiewając na nich te rośliny, które miały jeszcze szansę wyrosnąć i dojrzeć do jesiennych przymrozków. Kobiety, które póki co nie miały na razie jakiegoś szczególnego zajęcia poza wieczornym sprzątaniem, zajęły się karmieniem tej sporej gromadki pracowników.
Kiedy ojciec nie był zajęty ogrodem Dorota jeździła wraz z nim do Kwidzyna zamawiając niezbędne sprzęty. I tak ich dostawa miała być za miesiąc. Nie naciskała, bo miała nadzieję, że do tej pory jakoś wszystko ogarną, żeby móc potem skupić się wyłącznie na urządzaniu domu. On sam zaczął nabierać charakteru. Piaskowanie skończono po dwóch tygodniach i musiała przyznać, że Adam miał zupełną rację. Drewno zdecydowanie wyjaśniało i było naprawdę piękne. Adam zaimpregnował je i pociągnął całość bezbarwnym lakierem. Na zewnątrz również wypiaskowali ściany dzięki czemu dom nie był już taki niewidoczny, choć nadal wtulony w leśną zieleń. Byli zachwyceni, gdy prace skończyli dekarze. Soczyście zielony dach pięknie współgrał z jasną barwą drewnianych ścian.

Wbrew drobnym trudnościom prace przy remoncie domu posuwały się do przodu błyskawicznie. Paradoksalnie mimo okresu wakacyjnego większość fachowców była dostępna i w dodatku nie narzekali na nadmiar zleceń, bo znakomita część ich klientów jednak wyjechała na urlop. Cieszyło to Dorotę, bo dom z każdym dniem piękniał. Ona zadbała o drobiazgi. Nazwoziła z Kwidzyna mnóstwo ślicznych firanek, zasłon i różnych gadżetów , które miały ocieplić wnętrza. Pod koniec sierpnia przywieziono zamówione meble i kolejny raz Adam i jego syn okazali się niezastąpieni. Dzięki ich pomocy szybko je poskładano i ustawiono w miejscach wskazanych przez Dorotę. Fantazyjnie upięte firanki dumnie zdobiły teraz nowe okna.
Chodziła po tym swoim królestwie i nie mogła się nim nacieszyć.
 - Wspaniale wyszło, prawda mamuś? – Marynia też tak jak matka omiatała wnętrza zachwyconym spojrzeniem.
Trochę odetchnęły. Marynia wciąż urabiała dziadka w sprawie kupna samochodu, a także przeszkolenia mamy w jego prowadzeniu.
 - Samochód jest tutaj niezbędny. Sam widzisz, że wszędzie trzeba dojechać i nie wszystko da się przewieźć rowerem – mówiła. On w końcu skapitulował. Zapytał Adama o najbliższą giełdę samochodową, czym niepomiernie go zdziwił.
 - Chce pan sprzedać tego Opla? Wygląda na całkiem nowy? – Jerzy pokręcił głową.
 - Nie chcę sprzedać samochodu, ale kupić jakiś dla Doroty. Ona ma prawo jazdy, ale właściwie nigdy z niego nie korzystała, bo nigdy wcześniej samochodu nie miała. Teraz na pewno jej się przyda, bo nie łatwo załatwiać tu sprawy, kiedy się go nie posiada. To musi być coś solidnego, najlepiej z napędem na cztery koła. Zbliża się zima i to powinien być też samochód na takie warunki.
Adam uśmiechnął się ze zrozumieniem.
 - Aaa, to takie buty…. Mój znajomy chce sprzedać jeepa zaledwie trzyletniego. Jest sprawny i nie ma zbyt dużego przebiegu. Mógłbym was z nim skontaktować. On mieszka niedaleko, w Kleczewie.
 - To byłoby wspaniale. Chciałbym to załatwić jeszcze przed naszym wyjazdem.

Dwa tygodnie później dobito targu i przed domem Doroty stanął nowoczesny Jeep Renegade. Obawiała się mocno, czy sobie poradzi, ale Adam uspokajał.
 - Wprawdzie bardzo drobna z ciebie kobietka, ale to auto ma wszystko co potrzebne, żeby prowadziło się lekko i dobrze.
Zamiast ojca to właśnie on udzielał Dorocie lekcji. Początki były trudne, bo tak naprawdę nie pamiętała nic z kursu, nie pamiętała ani znaków drogowych, ani budowy samochodu o prowadzeniu go nie mówiąc. Adam posiadał w sobie nieprzebrane pokłady cierpliwości. Pomyślała, że za tak kardynalne błędy jej ojciec już dawno by się wściekł, bo miał naturę choleryka. Adam był ostoją spokoju. Łagodnie tłumaczył wszystko od podstaw. Objaśniał, gdzie co jest tak długo, aż któregoś dnia stwierdziła, że właściwie to nie ma już z tym problemu. Doszła do takiej wprawy, że wieczorami pruła wraz z siedzącym obok niej Adamem pustą o tej porze drogą na Kwidzyn. Była szczęśliwa. Nareszcie robiła coś wyłącznie dla siebie i Maryni. Nikt nie rządził nią, do niczego nie zmuszał, a przede wszystkim nie wymierzał za każdy popełniony błąd bolesnych ciosów.
Adam był bardzo pogodnym człowiekiem. Od samego początku poczuł do Doroty coś znacznie więcej niż tylko sympatię. Spodobała mu się ta filigranowa kobieta o niezwykle subtelnej urodzie, błękitnych oczach i niemal porcelanowej cerze. Nie wyglądała na matkę czternastoletniej córki, ale raczej na jej starszą siostrę. Zresztą Marynia bez wątpienia odziedziczyła po niej urodę, a także tę kruchość i delikatność sylwetki.

W połowie września wyjechali rodzice Doroty. Dom był już niemal w całości wyremontowany, a oni coraz częściej nie znajdowali sobie przy nim zajęcia. Dorota ze łzami w oczach dziękowała im za pomoc i wielkie wsparcie w najtrudniejszych dla niej momentach. Obiecała solennie, że będzie dzwonić najczęściej jak się da. Oni natomiast deklarowali pomoc przy wynajmie jej mieszkania w Warszawie.
Marynia od września zaczęła naukę w tutejszym gimnazjum. Został jej ostatni rok i tylko tyle, żeby zastanowić się, co chce dalej w życiu robić i jaki zawód wybrać.
Zaprzyjaźniła się z Maćkiem. To z nim uskuteczniała wypady na grzyby. Okazało się, że las stał się jej żywiołem. Maciek pokazywał miejsca, w których znajdowali mnóstwo prawdziwków. Znosili do domu pełne kosze, a Dorota wieczorami siadywała w kuchni i czyściła to leśne bogactwo tworząc z niego pachnące, grzybowe korale rozwieszone nad kuchnią. Zapach suszonych grzybów zniewalał. Na półkach w spiżarni pyszniła się bateria zaprawionych słoików. Kilka razy robiły wyprawy na targowisko, ale dzięki temu zabezpieczyły się przed zimą. W słoikach było niemal wszystko to, co nadawało się do przetworzenia. Dominowały rzecz jasna ogórki, ale nie zabrakło też czerwonej papryki, kapusty, cukinii i bardziej egzotycznych patisonów. Były konfitury i dżemy, mus jabłkowy na szarlotkę i pulpa z pigwy do herbaty, o wiele bogatsza w witaminę „C” niż cytryna. W równym rządku stały ustawione słoiczki z grzybkami w occie. W drewnianych kojcach zrobionych przez Adama i wypełnionych piaskiem miały zimować ziemniaki, buraki, marchew, pietruszka i selery. Na specjalnie zrobionych wieszaczkach zwisały warkocze ostrej papryki, czosnku i cebuli.
Dorota była bardzo dumna ze swojej spiżarni. Zawsze marzyła o takich zimowych zapasach, ale nigdy nie miała szansy, żeby móc wykazać się w tej materii. Karol zawsze drwił i gasił w niej jakikolwiek zapał. Do dzisiaj nie mogła sobie darować, że była tak bezwolna i głupia, że pozwalała mu się tak tłamsić. To mocno odbijało się na Maryni, bo ten drań niemal każdego dnia wracał pijany, buszował w lodówce i wyjadł nawet zupy, które dla niej przygotowywała. Jej próby protestu kończyły się biciem. Takie analizy dawnego życia uświadamiały jej, jak bardzo krzywdziła swoje dziecko. Płakała rzewnymi łzami, bo nie mogła znieść tych myśli. Przecież Marynia była całym jej światem. Te kilka miesięcy, w czasie których postanowiły całkowicie przewartościować swoje życie dokonało cudu. Obie bardzo się zmieniły. Strach odszedł gdzieś w niebyt. Rodzice Doroty dali im ogromne wsparcie. Poznały rodzinę Gawrońskich i o ile od początku były pod wrażeniem charakterów Adama i Maćka, tak rodzice tego pierwszego okazali się równie życzliwi jak młodsze pokolenie. Ojciec Adama był emerytowanym leśnikiem. Trzymał się krzepko mimo swoich sześćdziesięciu trzech lat. Barczysty i wyprostowany z wesołymi chochlikami w oczach potrafił dziewczyny rozbawić do łez sypiąc dowcipami jak z rękawa. Potrafił też opowiadać różne, ciekawe historie dotyczące przeszłości tych ziem.
Mama Adama o wiecznie roześmianej, pucołowatej twarzy od razu wzbudziła ich sympatię. Zarówno Dorota jak i Marynia polubiły tę parę bardzo. Gawrońska okazała się kopalnią wiedzy w zakresie kulinariów. Dorota korzystała pełnymi garściami z jej doświadczeń. Wypróbowywała przepisy na ciasta, desery, regionalne potrawy. Przede wszystkim jednak chłonęła opowieści o ciotce Klementynie. Gawrońscy znali ją bardzo dobrze. Pan Gawroński często pomagał jej w różnego rodzaju naprawach, a pani Gawrońska podsyłała jej przysmaki.
 - Pod koniec życia zniedołężniała zupełnie – mówiła. – Jakaś dziwna słabość ją naszła, że nie mogła nawet przygotowywać sobie posiłków nie mówiąc już o jakichkolwiek zakupach. Mój Stach często zawoził jej to i owo, ale przez ostatnie tygodnie tylko już leżała. Doglądaliśmy jej, choć nie wszystko byliśmy w stanie zrobić, zwłaszcza przy domu, który bardzo podupadł. My mogliśmy jedynie polepszyć trochę komfort jej życia i pilnować, żeby nie umarła z głodu. Często pytaliśmy o jej rodzinę, ale niewiele o niej mówiła. Wiedzieliśmy tylko, że miała brata, który od dawna już nie żył. Sądziliśmy, że umiera bezpotomnie, bo przecież nigdy nie wyszła za mąż i nigdy nie miała dzieci. Tuż przed śmiercią dała nam kartkę z numerem telefonu do kancelarii prawnej i poprosiła nas, że gdy już zamknie oczy, żebyśmy tam zadzwonili i poinformowali o jej śmierci. Teraz jednak bardzo się cieszymy, że znaleźli się spadkobiercy i dom znowu odżył. Ona bardzo kochała to miejsce i nie wyobrażała sobie, że mogłaby żyć gdzieś indziej.
 - Wcale się jej nie dziwię. My też pokochałyśmy je od razu – powiedziała cicho Dorota. – Nie miałyśmy pojęcia, że dziadek miał siostrę, a już w ogóle nie spodziewałyśmy się spadku po niej. Bardzo żałuję, że nie dane mi było poznać Klementyny osobiście, bo okazało się, że mamy ze sobą wiele wspólnego, a już na pewno zamiłowanie do rękodzielnictwa. Czy pani wie, że odrestaurowałam krosna? Adam bardzo solidnie je zakonserwował, aż przyjemnie przy nich pracować. Skrzypią cichutko, ale to jak melodia dla uszu. Obiecałam sobie, że w długie, zimowe wieczory zacznę tkać. Może to co zrobię spodoba się ludziom i będą chcieli to kupić? Byłoby wspaniale, gdybym mogła się z tego utrzymywać – rozmarzyła się.
 - Klementyna potrafiła wyczarować prawdziwe cudeńka na krosnach. Ja sama mam kilka kilimów jej autorstwa, a ten dywanik w przedpokoju, to też jej dzieło. Miała naprawdę talent. Pamiętam, że często coś sprzedawała na tutejszym targu. To nie były tylko kilimy, ale też i serwety pięknie haftowane regionalnymi wzorami. Miała do tego prawdziwy dryg i nieźle na tym zarabiała. Malowała też porcelanę i wypalała ją w niewielkim piecu, ale nie wiem, czy on się zachował, bo był już naprawdę stary.



 - Chyba jednak nie, bo na nic takiego nie natknęłyśmy się, ale myślę, że chyba będzie można kupić jakiś. Ja chętnie spróbowałabym sił i w malowaniu naczyń. Kiedyś nawet lepiłam je z gliny na kole.
Na takich rozmowach spędzały czasem wieczory. Gawrońska popierała niemal każdy pomysł Doroty. Wzmacniała w niej wiarę we własne możliwości i dopingowała, co sprawiało, że Dorota czuła ogromną wdzięczność do tej kobiety.

Na początku października Dorota zostawiając Marynię pod opieką Gawrońskich wybrała się na dwa dni do Warszawy. Przede wszystkim musiała złożyć swoje wypowiedzenie w banku i do końca załatwić sprawę wynajmu mieszkania. Żałowała, że nie zostawiła rodzicom stosownych uprawnień, żeby mogli działać w jej imieniu. Teraz postanowiła zrealizować wszystko za jednym zamachem.
W banku nie robiono jej trudności. Dziwiono się tylko, że chce odejść po tylu latach pracy. Nie ukrywała, że wreszcie znalazła swoje miejsce na ziemi i nie chce wracać do hałaśliwej stolicy.
Po wyjściu z banku poszła jeszcze do biura notarialnego i załatwiła pełnomocnictwa dla rodziców.
Siedząc wieczorem u nich w mieszkaniu opowiadała im o postępach, jakie obie z Marynią poczyniły w nowym domu. Mówiła z entuzjazmem o swojej pasji artystycznej. Nie krytykowali jej, a wręcz zachęcali.
 - Mam tylko nadzieję kochanie – mówił ojciec – że wszystkie twoje plany nie spalą na panewce. To naprawdę świetnie, że chcesz połączyć pasję z zarobkowaniem. Sądzisz, że dasz radę z tego się utrzymać?
 - Wierzę, że tak tato. Wierzę, że mi się uda. Wreszcie odżyłam. Obie odżyłyśmy i nie chcemy już oglądać się wstecz. Jest jeszcze jedna sprawa, o której chciałam wam powiedzieć, a mianowicie sprawa świąt. Byłoby wspaniale, gdybyście mogli przyjechać. Za tydzień będą robić drogę dojazdową do posesji. Zamówiłam kilka ton szutru i walec. Koniecznie trzeba to załatwić dopóki nie ma jeszcze śniegu. Będziecie mieć dobry dojazd z głównej drogi i na pewno nie utkniecie w jakimś błocku. Ja z Marynią wszystkim się zajmę. To będą naprawdę wspaniałe święta pod warunkiem, że zgodzicie się przyjechać.
Rodzice z zachwytem podeszli do tego pomysłu.
 - Przyjedziemy córeczko, bo święta w takim miejscu będą na pewno magiczne.

18 komentarzy:

  1. Witaj Małgosiu,
    ależ cudnie im się tam mieszka, tylko pozazdrościć:) Tak sugestywnie opisałaś ten dom, a zwłaszcza spiżarnię, że widzę to wszystko oczami wyobraźni:) Taka uroczą spiżarenkę pamiętam tylko z domu mojej babci, jakież to były rarytasy, jakie pychotki:) Nie to co teraz, przeważnie wszystko kupione, bo się nie chce, bo się nie opłaca poświęcać tyle czasu i pracy, bo kto to wszystko zje, itp., itd. Ja sama lubię te czynności i jeszcze trochę robię tzw. "zapasów zimowych", ale prawda jest też taka, że tyle tego narobię, że rozdaję to później rodzinie lub koleżankom i kolegom w pracy:) Oczami można zjeść prawie wszystko, ale organizm ma jednak swoje ograniczenia. Nowi sąsiedzi są wspaniali. Jest to dla Doroty i Maryni wspaniała odmiana w stosunku do tego co miały w Warszawie. Zapewne rodzice Adama nawet nie zdają sobie sprawy ile dobrego robią dla dziewczyn, a szczególnie dla Doroty. Utwierdzanie jej w słuszności pozostania w domu i możliwości zarobkowania z "robótek ręcznych" jest nie do przecenienia:) Fajnie, że nie myliłam się co do Macieja. Marynia ma już pierwszego przyjaciela:)Zresztą muszę przyznać, że cała trójka Gawrońskich, to fajni faceci:) To jak się opiekowali cioteczką Klementyną też zasługuje na wielki podziw i szacunek:) Dzięki nim, dziewczyny mogą też poznać troszeczkę swoją dobrodziejkę, a to bardzo ważne kiedy możemy poznać szczegóły z życia naszych krewnych:) Zupełnie zapomniałam, że przed Marynią wybór dalszej drogi, liceum, technikum, szkoła zawodowa i do tego jeszcze gdzie, tu na miejscu czy też gdzieś w bursie, a może jednak w Warszawie u dziadków? Bardzo optymistyczne opowiadanie, pomimo tego, że szczególnie pierwszy rozdział tego nie zapowiadał. Czyta się samo i nie wiadomo kiedy już koniec:) Ogromnie się cieszę na niedzielę, ale trochę mnie to też zastanawia. Czy to oznacza, że w przyszły czwartek nie będzie rozdziału? Czy coś się dzieje? Idziesz może na zabieg? Mam mętlik w głowie i nie wiem czy się cieszyć, czy też martwić?! Serdecznie pozdrawiam i życzę samych miłych dni:)
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju
      Ty jak zawsze niezawodna i pierwsza. Musiałam tak opisać tę spiżarnię, bo ja sama przez wiele lat zaopatrywałam w taki sposób swoją małą piwnicę. Już tego nie robię. Brakuje sił i jak piszesz, nie zawsze się chce. Marynia zostaje. Żadna bursa, ani Warszawa nie wchodzi w grę. Ona tak ukochała to miejsce, że całkiem bez żalu zostawi warszawskie szkoły.
      Niedziela to taki bonus dla wiernych czytelników. Ósmy rozdział pojawi się pewnie w czwartek za tydzień. Na razie nic się nie dzieje. Zanim zaczną mnie kroić muszę wyrównać ciśnienie i dostać kartkę od kardiologa, że takie zabiegi mogę przejść bez przykrych dla mnie konsekwencji. W kwietniu operacja oka i mam nadzieję, że się odbędzie. Nie ma się na razie czym martwić, bo wciąż wycieram się po przychodniach i cierpią wyłącznie moje nogi i nerwy.
      Cieszę się, że łykasz to opowiadanie. Mocno obawiałam się, że sporo tych, którzy nadal fascynują się Brzydulą po prostu przestanie czytać. Trochę przestało, ale ci najważniejsi dla mnie zostali i komentują.
      Dziękuję za ciekawy komentarz i najserdeczniej Cię pozdrawiam. Przesyłam uściski. :)

      Usuń
    2. Małgosiu,
      lubię takie miłe i niespodziewane niespodzianki oraz cieszę się, że nie mam się o co martwić:) Z góry dziękuję i ze spokojem czekam na niedzielę:)
      Ja wiem, że masz już dosyć i chciałabyś jakiejś poprawy zdrowia, ale może należy pomyśleć, że jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma?! Grunt, że się nie pogarsza:) Już trochę czasu minęło od kiedy próbujesz ustabilizować ciśnienie, może wkrótce się uda? A wracając do opowiadania, to śmiem, tak trochę nieśmiało, nie zgodzić się z Tobą, chyba pierwszy raz?! Popatrz co się narobiło?! Bunt na pokładzie?! Może nie masz ogromnej liczby komentarzy, ale po ilości wejść uważam, że opowiadanie wzbudza zasłużone zainteresowanie:) Jak już sama pisałaś każdy może pod bohaterów podstawić sobie każdą dowolną osobę, więc i wielbiciele UiM, też śmiało mogą to robić. Aż boję się to napisać, ale na Twoim miejscu byłabym dumna jak paw!!! Niedługo minie kolejna rocznica prowadzenia przez Ciebie bloga i cały czas masz czytelników. Niektórzy trwają z Tobą od początku, inni pojawili się całkiem niedawno, jeszcze inni wracają po długiej przerwie. Przez cały czas historie opisywane przez Ciebie przyciągają i zachęcają do oczekiwania na coś nowego, kolejnego. Czyż to nie powód do chluby? Oby tak dalej! Ściskam mocno,
      Gaja

      Usuń
    3. Gaju
      Ależ ja wcale nie narzekam i bardzo mnie cieszy ta spora ilość wejść, podobnie jak komentarze, które się pojawiają i na które chętnie odpowiadam. I jestem dumna! Bardzo! Na starym blogu miałam co najwyżej 100, 120 wejść dziennie, a tu jest zupełnie inaczej i czasem dostaję zawrotu głowy. Blog funkcjonuje od października i już tyle osób go odwiedziło. Szał. Blog czyta sporo Polonusów z różnych stron świata. Ostatnio pojawiła się Brazylia, Rumunia i Meksyk. Z Kenii czytają regularnie, dasz wiarę?
      Nie mam żadnych powodów do narzekań i bardzo bardzo się cieszę.
      Buziole. :)

      Usuń
    4. Faktycznie Rumunia i Meksyk u mnie też pojawiły się. I jeszcze Filipiny.

      Usuń
  2. Adam już wpadł jak śliwka w kompot, Dorota po przejściach i pewnie nie szybko otworzy się na nową miłość.Pięknie wszystko urządziły i znalazły swoje miejsce na ziemi. Dorota wraca do życia i Marynia jest szczęśliwa, dobrze że dziewczyny otrząsnęły się po tak traumatycznych przeżyciach. Czy teraz będziesz publikować dwa razy w miesiącu?Pozdrawiam B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. B.
      Jeszcze o tym nie pisałam tak dokładnie, ale Adam też swoje przeszedł. Taka szczera rozmowa będzie miała miejsce, bo on przecież nie ma pojęcia, że Dorota przeszła przez takie piekło. Ciężkie przejścia łączą ludzi i w ich przypadku tak będzie.
      B. - ja publikuję cztery razy w miesiącu nie dwa, a niedziela, jak już pisałam Gai, to taki bonus dla wiernych czytelników.
      Bardzo dziękuję za wpis i pozdrawiam cieplutko. :)

      Usuń
    2. Chciałam napisać dwa razy w tygodniu, pomyłka się wkradła. Za bonusa dziękuję.B.

      Usuń
  3. Witaj Gosiu !

    A ja myślałam,że usunęłaś swój blog! Dzisiaj przez przypadek się natknęłam i nie wiesz jak bardzo się ucieszyłam,że go odnalazłam.
    I zauważyła,że opublikowałaś już Zapomnieć- jeszcze nie przeczytała ale obiecuje,że to zrobię, bo jestem bardzo ciekawa. Dzisiaj niestety nie mam czasu.... ale wkrótce się odezwę.
    U mnie bardzo się pozmieniało... wyszłam za mąż i .... nie długo zostanę mamą :)
    A u ciebie co słychać ?

    pozdrawiam Biedronka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedronko!
      Przede wszystkim wielkie gratulacje! Faktycznie sporo się zmieniło. Gratuluję i męża i maluszka.
      Bloga nie usunęłam. Musiałam poprzenosić wszystko na inny nośnik, bo interia zamknęła serwis blogowy. Ja nie chciałam, żeby to wszystko poznikało dlatego pośpiesznie przenosiłam wszystkie opowiadania tutaj.
      O Brzyduli nie zamierzam już pisać. Złożyło się na to wiele przyczyn m.in. obrzydliwe hejty, którymi częstowano najpierw Amicus a potem mnie. Do tego doszły moje kłopoty ze zdrowiem i musiałam trochę zwolnić. Teraz piszę o zupełnie czymś innym z nadzieją, że i te opowiadania komuś się spodobają. Piszę dość wolno, bo posługuję się tylko lewą ręką, a to dość karkołomne. Prawą mam uziemioną niemal całkowicie od barku aż po dłoń, ale jak to mówią, dla chcącego...
      Wiedziałaś, że będę kontynuować "Zapomnieć" i jestem ciekawa, czy taka kontynuacja Ci się spodoba. Może Ty napisałabyś ją zupełnie inaczej?
      Tak się cieszę, że się odezwałaś, a przede wszystkim, że znalazłaś blog, chociaż ja wielokrotnie dawałam na tym starym informacje, że go przenoszę i podawałam link. Najwidoczniej nie miałaś możliwości, żeby zajrzeć i doczytać tę informację. Na szczęście jesteś. Napisz, kiedy nastąpi ta radosna chwila rozwiązania i Twoje małe wielkie szczęście pojawi się na świecie.
      Wszystkiego najszczęśliwszego Biedronko. Niech Wam się darzy.
      Serdecznie Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  4. Ale chciałabym tak zamieszkać. Dobrze tam mają. W końcu mogą zapomnieć całkiem o przeszłości. Należy im się takie piękne życie, za to co przeszły. Adaś? Zakochany całkiem. Dorocie pewnie będzie ciężko się przełamać. Ale wiadomo dlaczego. Może już tak nie boli, ale zadra siedzi w człowieku. Blokada psychiczna istnieje. Ale wydaje mi się, że Adam zmieni pogląd Doroty na facetów.
    Pozdrawiam serdecznie Andziok :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andziok
      Okolica jest piękna i myślę, że każdy chciałby przynajmniej spędzić tam trochę czasu. Jednak jeśli chodzi o sam dom, to on wymaga jeszcze sporo wysiłku i pracy, choć przy tak zaangażowanych pomocnikach to odbędzie się w miarę szybko.
      Masz rację, że Adam z czasem będzie miał wpływ na postrzeganie facetów przez Dorotę. Jeszcze jest trochę za wcześnie na życiowe zmiany w zakresie uczuć, ale i to nastąpi.
      Byłam dzisiaj u Ciebie na blogu i przeczytałam rozdział. Komentarz zostawię jutro po południu, bo już dzisiaj padam. Dziękuję natomiast za Twój wpis u mnie i serdecznie Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. Adam to najlepsze co ją spotkało , cierpliwy , pomocny i jeszcze zakochany. Oby Dorota szybko to dostrzegła, bo szkoda ominąć takiego faceta.:) M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M.
      Faktycznie Adam to jest ktoś bardzo pozytywny. Wcześniej Dorota nigdy nie miała takich dobrych znajomych czy przyjaciół, ani takich dobrych, zwykłych relacji międzyludzkich. To wszystko niejako ona odkrywa od nowa. Stwierdza, że życie potrafi mieć i te dobre aspekty, nie tylko te skrajne. Przy coraz bardziej zacieśniającej się zażyłości było by wręcz nieprawdopodobne, żeby nie zakochała się w Gawrońskim.
      Wielkie podziękowania za komentarz. Pozdrawiam cieplutko. :)

      Usuń
  6. Widzę ,że jest nowa zapowiedź.Super. I super, że wszystko układa się dziewczynom.I wszystko wskazuje na to, że jesień i zima będą podobne jak lato. Zwłaszcza zima i te magiczne święta. Może wtedy coś zaiskrzy między Dorotą a Adamem.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ranczula
      Zapowiedź jest chociaż opowiadanie wciąż się pisze. Jedną ręką ciężko się klepie w klawisze. (chyba zaczęłam rymować :D )
      Dochodzenie d wielkiej miłości przez Dorotę nie będzie takie szybkie. Ona wciąż się oswaja, ale bardzo docenia obecność Adama i to, co dla niej robi poświęcając swoją energię i czas. W święta będzie bardzo miło, ale to nadal nie będzie ten moment, kiedy w niej wybuchnie wielkie uczucie. Ona po prostu któregoś dnia zrozumie, że kocha tego człowieka nad życie.
      Bardzo dziękuję za wpis i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  7. Dziewczyną mieszka się w tym wyjątkowym miejscu coraz lepiej.Można wręcz powiedzieć ,że to miejsce stało się ich azylem. Tu odnajdują wszystko czego przez lata brakowało im gdy mieszkali w Warszawie i był z nimi jeszcze były mąż Doroty. Dobrze ,że mają wsparcie w najbliższych . Zostawiły przeszłość i zmierzają ku przyszłości. Która jawi się w ciepłych barwach. Święta z pewnością zostaną w ich pamięci . Pierwsze w innym domu. W Dorocie gdzieś z tyłu głowy kłębią się obawy. Jest w niej lęk. Jest doświadczona przez los i trudno jej otworzyć serce na przyjaźń. Na miłość też z pewnością przyjdzie czas ,bo Adam wydaje się miły i porządny facet. Świetny rozdział. Myślę ,że niedługo Dorota zauważy dobre aspekty życia a wymaże z pamięci te źle i skrajne ,które przyprawiły jej tyle bólu ,cierpienia i pozbawiły nadziei ,że odmieni los ,któregoś dnia się odmieni. Teraz właśnie nadeszła ta chwila gdy wszystko trzeba zostawić za sobą i skupić się na teraźniejszości. Jak zawsze świetny rozdział. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorota na przyjaźń jest otwarta jak najbardziej. Trochę gorzej z głębszym uczuciem, ale i to przyjdzie z czasem. Bólu i cierpienia nie da się tak łatwo wymazać z pamięci, a one miały przecież to wszystko każdego dnia przez długich piętnaście lat. Wrażliwej kobiecie ciężko jest pozbierać się po czymś takim, ale dzięki wsparciu obu rodzin i przede wszystkim Adama Dorota poczuje się naprawdę bezpieczna i szczęśliwa.
      Bardzo dziękuję za wpis. Za chwilę kolejny rozdział, na który Cię zapraszam.
      Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń