Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 23 lutego 2017

"SENS ŻYCIA" - rozdział 9

ROZDZIAŁ 9


Ocknął się cały odrętwiały z zimna. Czyżby przysnął? W takim miejscu? Spojrzał na zegarek. Podświetlany cyferblat wskazywał godzinę dwudziestą trzecią dziesięć. – Zasiedziałem się Martuś i bardzo zmarzłem. Muszę wracać. Pewnie nie przypuszczałaś, że ten dzień spędzę przy twoim grobie. Nawet chciałem zaproponować Wiki, żebyśmy wspólnie świętowali nowy rok, ale nie miałem odwagi. Bałem się odmowy, bo może ona miała już jakieś inne plany i to niekoniecznie związane ze mną? Miałaś rację. Coraz więcej dostrzegam podobieństw między tobą i nią. Czasem kompletnie mnie rozczula, tak jak ty… Czy wiesz, że używa tego samego, ziołowego szamponu? Poczułem to kiedyś, gdy pochylała się nade mną. Pewnie mógłbym ją pokochać, bo to wspaniała dziewczyna, ale miłość do ciebie jest zbyt silna. To nie takie proste Martuś, nie takie proste… Trudne zadanie postawiłaś przede mną i wreszcie zrozumiałem, że chcesz wyłącznie mojego szczęścia. Może jeszcze kiedyś będę szczęśliwy Martuś, kto wie? – narzucił kaptur na wełnianą czapkę i włożył rękawiczki, które dostał od Wiki. – Pójdziemy piesku. Ty pewnie też zmarzłeś. – Momo zerwał się i otrzepał sierść. Nagle jak szalony zaczął machać ogonem. – Paweł zdziwił się, bo tak reagował tylko na kogoś, kogo znał. – Co jest Momo?
 - Paweł? – Zdziwiony odwrócił się. Ten drżący głos należał do Wiki. – Bardzo martwiłam się o ciebie. Nie wziąłeś telefonu… Nie wiedziałam, gdzie cię szukać. W ostatniej chwili przyszło mi na myśl, że jesteś u Marty. Przepraszam, że ci przeszkodziłam, ale tak bardzo nie chciałam być dzisiaj sama – rozpłakała się. Poczuł dziwną tkliwość. Szukała go. Martwiła się o niego. Biedna Wiki.
 - Nie płacz Wiki. Zasiedziałem się tutaj, ale właśnie zbierałem się do domu. Chodźmy. Napijemy się gorącej kawy i może zdążymy o dwunastej otworzyć szampana.
Dziewczyna uśmiechnęła się przez łzy. Złapała za rączki wózka i pchnęła go do przodu.
 - Tak będzie szybciej, bo jeśli mamy zdążyć do północy, to musimy się pośpieszyć – odpięła Monę ze smyczy. I tak biegła obok Momo i nie oddalała się.
Po dwudziestu minutach dotarli do domu. Pomogła Pawłowi się rozebrać i wstawiła wodę na kawę. Pamiętała, że zostały jeszcze w misce upieczone przez nią pierniki. Postawiła je na stole i wyciągnęła dwa wysokie kieliszki do szampana. Była za pięć dwunasta, gdy stawiała parujące filiżanki na ławie. Podała Pawłowi butelkę z szampanem.
 - Otwórz, tylko ostrożnie.
Rozlał szampan do kieliszków i jeden z nich podał Wiktorii. Słyszeli jak zegar umieszczony na jednej z wież kolegiaty wybija ostatnie minuty starego roku. Paweł uśmiechnął się do Wiki. Stuknął jej kieliszek mówiąc
 - Wiki, życzę ci, żeby ten nowy rok był lepszy od tego, co mija, by przyniósł ci więcej radości niż smutku, by wszystkie twoje marzenia i plany ziściły się w stu procentach i wreszcie życzę ci, żebyś była po prostu szczęśliwa.
 - A ja życzę ci spokoju w duszy i spokoju w sercu. Jesteś naprawdę fajnym i dobrym człowiekiem, który zasługuje na wszystko co najlepsze. Życzę ci, żebyś mógł wreszcie żyć pełną piersią tak jak ludzie w twoim wieku i poczuł się spełniony i w życiu prywatnym i zawodowym. Wszystkiego najlepszego przyjacielu.
Wypili trunek do dna. Wiki włączyła telewizor. Zaczęli oglądać jakiś film, ale ani jedno, ani drugie nie obejrzało go do końca.

Poczuł intensywny zapach ziołowego szamponu i poruszył powiekami. Był przekonany, że znowu zaczyna śnić sen o Marcie. Jednak to nie był sen, bo zapach czuł wyraźnie. Z trudem otworzył powieki. Na jego ramieniu spoczywała głowa Wiki. Delikatnie odgarnął jej włosy z twarzy i uśmiechnął się. Wyglądała naprawdę słodko. Psy spały koło kanapy przytulone do siebie tak jak oni. Zerknął na zegar wiszący na ścianie. Była za dziesięć ósma. Próbował delikatnie uwolnić ramię podkładając Wiki poduszkę, ale obudziła się. Rozejrzała się nieprzytomnie dokoła natrafiając wzrokiem na uśmiechniętą twarz Pawła.
 - Dzień dobry Wiki – wyszczerzył się jeszcze bardziej. – Mamy nowy rok.
 - O rany, wszystko mnie boli. Zasnęliśmy? Nawet nie wiem kiedy. Całą noc przygniatałam cię sobą. Przepraszam.
 - Nic nie szkodzi. Nawet nie poczułem. Chcesz wziąć prysznic? Orzeźwi cię trochę. Ja pójdę po tobie. Tam na półce są czyste ręczniki. Na pewno znajdziesz.
Zwlekła się z kanapy i ruszyła do łazienki. Po prysznicu faktycznie poczuła się lepiej. Nastawiła expres i ubrała się pośpiesznie krzycząc, że wychodzi z psami. Wolnym krokiem powędrowała do parku. Mocniej nacisnęła czapkę na głowę. Było dość zimno. Postanowiła trochę się rozruszać i pobiegać z psami. Po dwudziestu minutach zrobiło się jej całkiem ciepło. Kiedy wróciła Paweł szykował im śniadanie. Zdjęła z blatu psie miski i podstawiła zwierzakom pod wilgotne nosy.
 - Jak tam jest? – zapytał Paweł pokazując głową okno.
 - Zimno, ale pogodnie. Dzisiaj też idziesz na cmentarz?
 - Chyba sobie odpuszczę. Wczoraj trochę przemarzłem. Zasiedziałem się. Nie chcę się znowu przeziębić. Ciekawe jak Basia i Olek. Mam nadzieję, że fajnie się bawili i wrócą zadowoleni.
 - Na pewno. Akurat ta firma staje na wysokości zadania jeśli chodzi o imprezy dla pracowników.
Skończyli jeść. Wiki pozmywała jeszcze i zaczęła się zbierać.
 - A ty dokąd? – Paweł obrzucił ją zdziwionym spojrzeniem. – Myślałem, że zostaniesz na obiedzie.
 - I tak za często siedzę ci na karku. Idę odespać tę noc i tobie też radzę. Niewiele mieliśmy tego snu. Jutro pewnie Aleksander będzie chciał zacząć malować. Wziął sobie cały tydzień urlopu. Pomoże też w sprzątaniu. Jak wszystko będzie gotowe, to przyjedziesz i ocenisz. Ja zacznę załatwiać formalności, wiesz… regon, NIP i tak dalej. Lecę. Dziękuję za to, że mnie nie przegnałeś. Do zobaczenia.

Kolejny tydzień był bardzo pracowity zwłaszcza dla Wiki i Aleksandra. Ona latała po urzędach, on malował. Kolory wyszły świetnie i pomieszczenia od razu nabrały charakteru. W czwartek wszystko było wysprzątane łącznie z umytymi oknami drzwiami i roletami. Basia chcąc dotrzymać Aleksandrowi towarzystwa przyjeżdżała popołudniami i też pomagała uprzątać bałagan. Dzięki jej zapobiegliwości kuchenna szafka w aneksie zapełniła się zapasem herbaty, cukru i kawy. W malutkiej lodówce, chłodziło się mleko do niej.
Paweł też nie próżnował. Na Allegro udało mu się tanio nabyć meble biurowe w postaci biurek jakie mu się podobały i regałów, których część miała stanąć w pakamerze. Wydawało się, że nie zaniedbali niczego i pamiętali o wszystkim. Wiki udało się podpisać umowę z operatorem i dzięki temu błyskawicznie dano im numer i podpięto telefon. Generalnie sprawy wychodziły na prostą.
W sobotni poranek Wiktoria zajrzała do Pawła i wyciągnęła go na oględziny.
 - Ty jako główny wspólnik musisz zrobić odbiór techniczny. Ciekawe, czy ci się spodoba.
Był zachwycony. Kolory ścian wyszły rewelacyjnie. Wszędzie było czyściutko i pachniało świeżością. Wiki przykucnęła przy wózku i odwróciła do niego uśmiechniętą twarz.
 - I jak?
Pochylił się i czule gładząc jej włosy delikatnie cmoknął ją w policzek. Był ciepły i taki miękki.
 - Jesteś moją bohaterką i do końca życia będę wdzięczny losowi, że mi cię zesłał. Wyszło niesamowicie. Teraz jeszcze meble i możemy zacząć przyjmować klientów. Oby było ich jak najwięcej.
 - Zamówiłam szyld, a oprócz niego dwie tablice informacyjne, które można przykleić na szybie, bo są z plexi. Napiszą na nich czym będziemy się zajmować, bo oprócz serwisu, ja jednak chciałabym zająć się projektowaniem stron i programowaniem dla firm. Wkrótce też będę drukować ulotki i porozwożę je. Mocno w to wierzę Paweł, że to całe przedsięwzięcie wypali i wierzę też, że twoja Marta otoczy i mnie swoją opieką. - Zaskoczony Paweł spojrzał jej w oczy. – Nie obraź się, - kontynuowała - ale Basia wspomniała coś, że miewasz sny o niej. Myślę, że to jakiś znak, że ona chce ci coś przekazać.
 - Już mi przekazała. Nie śni mi się ostatnio i to chyba dobrze, bo te sny wykańczały mnie psychiczne. Przez nie strasznie za nią tęskniłem i to ta tęsknota wyganiała mnie co dnia na cmentarz. To było jak obsesja. Myślę, że ona uznała, że powiedziała mi już wszystko, co uważała za ważne i to dlatego nie miewam snów o niej. To chyba też znak, że osiągam powoli jakąś normalność – przetarł nerwowo czoło. – Nie mówmy już o niej, dobrze? Dla mnie to już temat zamknięty, i choć ból po jej stracie pozostanie we mnie na zawsze, to nie powinienem już oglądać się wstecz, ale iść do przodu. Ona tego chciała i miała rację. Chodźmy do parku. Ładna pogoda dzisiaj. Przynajmniej psy się wybiegają. Jak będziemy wracać wstąpimy do tej cukierni na rogu. Mam dzisiaj wielką ochotę na pączki, a tam sprzedają najlepsze. Mam też nadzieję, że zjemy razem obiad.
Na twarz Wiki wypłynął szczęśliwy uśmiech.
 - Jak pan sobie życzy panie Stec.

Dzięki operatywności i wielkiemu zaangażowaniu Wiki otworzyli firmę pod koniec stycznia. To ona odwaliła kawał dobrej roboty doprowadzając wszystko do szczęśliwego finału.
Paweł nieustannie ją podziwiał i mówił jej o tym, że gdyby nie ona, w pojedynkę nie zdziałałby nic. To ona obleciała niemal całe miasto roznosząc ulotki reklamujące ich serwis. Aleksander i Basia wzięli trochę i rozdali w swoich zakładach pracy. Kiedy jednego ze styczniowych popołudni Olek stojąc na drabinie przykręcał ostatnią śrubę przy szyldzie, kibicująca mu Wiki i Paweł uznali, że najgorsze mają już za sobą. Urządzili następnego dnia małe przyjęcie połączone z uroczystym otwarciem zapraszając na nie swoje rodziny w tym Leśniaków. Wszyscy gratulowali Pawłowi, chociaż on wciąż powtarzał, że gratulacje należą się wyłącznie Wiktorii, bo on niewiele tu zrobił. Jego teściowie też byli pod wrażeniem. Pochylony w kierunku Pawła Józef szeptał mu do ucha, że Wiki, to wspaniała dziewczyna.
 - Bardzo ją oboje polubiliśmy. Jest taka wesoła, spontaniczna i szczera. Czasami mam wrażenie jakbym widział przed sobą Martę, ale to przecież niemożliwe. Mimo wszystko ona bardzo mi ją przypomina.
Pawłowi ścierpła na karku skóra. Przecież nie mógł mu powtórzyć słów jego córki, które usłyszał kiedyś w jednym ze snów, że „Ja to Wiki, a Wiki to ja”, bo pewnie uznałby go za wariata.
 - Masz rację. Trochę są podobne. Wiki to wspaniała kobieta i ma równie wspaniały charakter. Martusia też taka była. Gdyby żyła, jestem przekonany, że dożylibyśmy w szczęściu do późnej starości.
 - Myślę Paweł, że powinieneś jednak założyć rodzinę. Jesteś młody, praktycznie życie stoi przed tobą otworem. I ja i mama uważamy, że nie powinieneś być sam.
Leśniak kompletnie go zaskoczył.
 - I nie mielibyście o to do mnie żalu? Nie uważalibyście, że zdradzam pamięć Marty?
 - Żartujesz? Już dość przeszedłeś cierpienia synku i na duszy i na ciele. Też ci się coś od życia należy. Myślisz, że bylibyśmy tak egoistyczni i zabraniali ci się związać z inną kobietą? Przecież nas znasz i na pewno wiesz, że bylibyśmy szczęśliwi, gdybyś kogoś miał, a twoje dzieci traktowalibyśmy jak własne wnuki.
W oczach Pawła zalśniły łzy. Obawiał się takiej rozmowy, chociaż w jego mniemaniu byłaby całkiem hipotetyczna. Jego teściowie kolejny raz potwierdzili, że są niesamowicie wspaniałomyślnymi ludźmi. 
 - Jestem wam bardzo wdzięczny za te słowa, bo są dla mnie ogromnie ważne. I dziękuję za to, że wciąż traktujecie mnie jak syna. – Józef poklepał go po ramieniu.
 - Bądź pewien, że to nigdy się nie zmieni.

Wreszcie ruszyli pełną parą. Na początku to były drobne naprawy, które nie przynosiły imponujących zysków, ale też na takie się nie nastawiali. Oboje pragnęli tylko, żeby zarobić jakieś uczciwe pieniądze, za które mogliby przeżyć miesiąc.
Wiki objechała zakłady pracy nie tylko w Łasku, ale i w Zduńskiej Woli i Sieradzu. Dotarła do ich dyrektorów przedstawiając im szeroki wachlarz usług, które firma mogła zaproponować. Uważała, że ulotki są dobrym posunięciem reklamowym, ale osobista rozmowa potrafi nieraz zdziałać cuda. Powoli, ale jednak zaczęły napływać zlecenia nie tylko w sprawie zaprojektowania stron internetowych, ale też takie dotyczące napisania przystępnych w obsłudze programów ułatwiających życie księgowym, kadrowym i ludziom z działów socjalnych. Wiki była zachwycona i z zapałem zabrała się do pracy. Paweł zajmował się stroną techniczną. Wymieniał podzespoły, przyspieszał działanie komputerów, montował karty pamięci i mnóstwo innych rzeczy. Często przywożono mu stare typy komputerów a nie nowoczesne laptopy. Lubił taką grzebaninę i miał satysfakcję, gdy udało mu się zreanimować takie starocie. Ludzie byli mu wdzięczni, bo nie każdego było stać na dobrej klasy komputer.



Powolutku pięli się w górę. Oprócz nich istniały jeszcze dwa takie serwisy na terenie miasta, na szczęście nie funkcjonowały zbyt blisko siebie. Nie mieli więc konkurencji pod nosem i mogli rozwijać skrzydła. Zyskami dzielili się sprawiedliwie na pół. Początkowo musieli trochę dokładać do interesu, bo brakowało na czynsz lub media. Jednak po dwóch miesiącach działalności nie było już takiej potrzeby.
Psy zawsze były z nimi. Zainwestowali w ogromny kojec z gąbki, żeby mógł pomieścić obydwa. W południe Wiki robiła sobie przerwę i zabierała je, żeby się mogły wybiegać. Jej relacje z Pawłem nieco się zacieśniły. Często gotowali coś razem i jadali wspólne posiłki. Potem Wiki zabierała Monę i wracała z nią do domu.
Paweł przyzwyczaił się i coraz bardziej doceniał Wiktorię. Przyłapał się nawet na tym, że przed snem rzadziej myśli o Marcie, a częściej o Wiki. – Czy to normalne? – czasem pytał sam siebie. – Tego właśnie pragnęła dla mnie Marta, żebym wreszcie zaczął żyć – przypominał sobie. Już nie jeździł tak często na cmentarz. Po prostu w tygodniu nie miał na to czasu. Jednak sobotnie poranki zaczynał właśnie od wizyty na grobie Marty. Nie tak rzadko towarzyszyła mu Wiktoria i przy okazji paliła znicze na grobie swoich tragicznie zmarłych rodziców.

Zażyłość Aleksandra i Basi miała się świetnie. On już świata nie widział poza swoją małą kobietką. Ewidentnie się w niej zakochał. Ona również nieśmiało odwzajemniała to uczucie. Pierwsze pocałunki były dla niej nieco krępujące, ale szybko do nich przywykła, bo sprawiały jej przyjemność. Zaczęli snuć wspólne plany.
 - Nie jesteśmy już nastolatkami Basiu – mówił Aleksander. – Jeśli jesteśmy pewni swoich uczuć względem siebie, powinniśmy pójść o krok dalej. Myślę, że randki są fajne, ale szkoda tracić na nie czas. Powinniśmy się pobrać i zacząć wspólne życie.
Te słowa trochę przestraszyły Baśkę, ale pomyślała, że to właśnie on jest tym jedynym i właściwym facetem dla niej i na pewno będzie z nim szczęśliwa. Opowiedziała o tych planach ojcu. Chciała znać jego zdanie. On jednak uśmiechnął się szeroko i mocno uściskał córkę.
 - Już przestałem wierzyć, że to moje pobożne życzenie kiedyś się spełni. Tak się cieszę Basiu. Aleksander to taki porządny i solidny człowiek. Ma dobry charakter i na pewno cię uszczęśliwi.
Uspokojona słowami ojca opowiedziała przebieg tej rozmowy Olkowi. Nie posiadał się ze szczęścia. Spontanicznie uklęknął na środku chodnika i wyjąwszy z kieszenie czerwone, aksamitne puzderko poprosił ją o rękę. Oszołomiona powiedziała „tak”.
Nie omieszkali podzielić się tą radosną nowiną z rodzeństwem. Szczęśliwy Paweł gratulował im z całego serca, podobnie Wiki.
Zaczęli planować ślub. Oboje doszli do wniosku, że pobiorą się latem, w czerwcu i że to będzie skromne przyjęcie dla małej liczby osób. Basia pięknie wykaligrafowała zaproszenia między innymi dla Leśniaków. Oboje byli bardzo zaskoczeni, ale i szczęśliwi. Basię kochali jak córkę, a Aleksander też pozyskał ich sympatię.
Młodzi ustalili, że po ślubie zamieszkają z ojcem Basi. Aleksander rozmawiał też z siostrą.
 - Od czerwca będziesz znowu tutaj sama, ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
 - Przecież wiem. Jestem naprawdę szczęśliwa, że się pobieracie. Nie mogłeś wybrać lepszej kobiety. A ja poradzę sobie. Mam już przecież pracę i nie najgorzej mi się powodzi. Będzie dobrze. Dajcie znać, gdy będziecie potrzebowali pomocy przy organizacji wesela.
 - Myślę, że nie będzie potrzebna. Przecież ludzi przyjdzie niewielu. Ty, Paweł, pan Stec, Leśniakowie, mój najlepszy kolega z pracy z żoną i jakaś Basi koleżanka z mężem. Poza tym bardzo chcielibyśmy, żebyście ty i Paweł zostali naszymi świadkami. Nie wyobrażam sobie nikogo innego w tej roli.
 - Oczywiście. Ja bardzo chętnie, a i Paweł na pewno będzie szczęśliwy.

Ślub oczywiście miał być cywilny. Po pierwsze Aleksander był rozwodnikiem a po drugie nie był katolikiem. Najbardziej ucieszył się z tego Paweł. To byłaby dla niego katusza, gdyby musiał siedzieć przez godzinę w kościele i wysłuchiwać tego kościelnego patosu, którego pewnie sam ksiądz nie rozumiał.
Dwudziestego trzeciego czerwca wszyscy zaproszeni na ślub i wesele goście zgromadzili się przed salą ślubów Urzędu Stanu Cywilnego. Czekano na młodych. Pojawili się wkrótce. Aleksander promieniał. Ubrany w tradycyjny czarny garnitur, śnieżno białą koszulę i elegancką, aksamitną muszkę prezentował się rewelacyjnie. Obok uczepiona jego ramienia szła Basia w ślicznej, białej, połyskliwej sukience do połowy łydki. We włosy miała wpiętą białą różę. Wyglądała skromnie, ale bardzo pięknie. Już wcześniej zastanawiała się nad kolorem sukienki, ale pomyślała, że skoro nie będzie mogła wziąć kościelnego ślubu, biała sukienka nieco jej to zrekompensuje.
Uroczystość trwała krótko. Paweł podał Aleksandrowi obrączki. Młodzi złożyli przysięgę, po której wszyscy podpisali stosowne dokumenty. Po pół godzinie uczestnicy ceremonii wylegli na korytarz. Tam Aleksander poinformował ich, że wynajął na kilka godzin restaurację i już czekają tam na nich z obiadem.
Nie zamawiali weselnej sali. Przy tak okrojonej liczbie osób było to niemożliwe. W końcu zdesperowany Olek wybrał jedną z miejscowych restauracji i dogadał się z jej właścicielem. Restauracja posiadała trzy sale i w jednej z nich zgodził się urządzić przyjęcie weselne. Niestety dwie pozostałe musiały być czynne. Na szczęście ich sala posiadała drzwi, które po prostu zamknięto.
Goście byli zadowoleni, bo menu przedstawiało się bardzo smacznie. Najpierw dwudaniowy obiad, po nim zimna płyta i weselny tort. Przed dwudziestą podano ciepłą kolację, a o dwudziestej czwartej wszyscy rozjechali się do domów. Było skromnie, tak jak chcieli państwo młodzi bez pompy i blichtru. Na szczęście nikt nie narzekał i nikt nie był rozczarowany. Poprawin nie brano pod uwagę w ogóle. W niedzielę wieczorem Basia z Aleksandrem wyjeżdżała w podróż poślubną. Mieli spędzić dwa tygodnie nad morzem. Jedyne szaleństwo na jakie sobie pozwolili, to wykupienie pobytu w apartamencie dla nowożeńców.

W niedzielny poranek w domu Pawła pojawiła się niezapowiedziana Wiki.
 - Przepraszam, że zawracam ci głowę, ale w domu już od bladego świtu Aleksander przy pomocy Basi pakuje swoje rzeczy. Wszędzie jest niesamowity rozgardiasz. Postanowiłam, że dam im wolną chatę i będę sprzątać jak już wyniosą się z mieszkania.
 - Nic nie szkodzi. Dzisiaj zapowiada się ładny dzień. Jadłaś już śniadanie?
 - Nie. Wyszłam tak jak stałam zabierając Monę.
 - W takim razie najpierw zrobimy sobie i psom coś do jedzenia, wypijemy kawę i pójdziemy na długi spacer. Może pójdziemy na łąki? Nie byłaś tam jeszcze, a to naprawdę fajne miejsce. Możemy nawet wziąć koc, żebyś miała na czym usiąść. Zrobimy sobie niedzielny piknik.
Wiki uśmiechnęła się uszczęśliwiona.
 - To na pewno będzie udany dzień.

36 komentarzy:

  1. Ale się wstrzeliłaś z tymi pączkami;) To tak celowo czy wyszło zupełnie przypadkiem? W taki dzień jak dzisiaj, nie można przejść obojętnie obok słodkości w postaci pączków czy faworków;) Żeby tradycji stało się zadość należy chociaż skubnąć cokolwiek. Skoro Paweł lubi pączki bez specjalnej okazji, to pewnie dzisiaj pobiłby wszelkie rekordy?! Wiki też nie zaszkodzą, jest młoda i szczupła. Na zdrowie;) Pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pączki to absolutny przypadek, ale to chyba dobrze, że jest takie trochę nawiązanie do dzisiejszego dnia.
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
    2. Bardzo dobrze, nawet bym powiedziała, że świetnie;) Dzięki tym zachciankom Pawła, czuję się trochę rozgrzeszona, że nie tylko ja wpadłam w obłęd;) Dzisiaj pochłonęłam trzy, ale mój znajomy jedenaście!!! Kto da więcej? Pozdr;)

      Usuń
    3. Chyba Ci zazdroszczę, bo ja nie zjadłam ani jednego. Mam cukrzycę i pączki to jedna z rzeczy dla mnie zakazanych.

      Usuń
    4. Współczuję. Z cukrzycą zabawy nie ma. Ale możemy się umówić, że jeden mój pączek zjadłam za ciebie. I powiem ci, że nie masz czego żałować. Ulepek wszędzie, brrrr. Żartuję, niestety były naprawdę pyszne. Niezmiennie pozdrawiam i życzę zdrowia;)

      Usuń
    5. OK. Mogę przystać na takie warunki. Hahaha. Dobrze, że przynajmniej były smaczne. :)

      Usuń
  2. Ja krótko. Opowiadanie mi się podoba, bardzo je lubię. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślałam, że wydarzy się coś w czasie Sylwestra, ale co się odwlecze to się upiecze jak mówi Wioletta. Może ten wypad coś zmieni a przynajmniej zapowiada się naprawdę interesująco. Tym bardziej, że Paweł w końcu zmądrzał i dotarło do niego to, że ma przed sobą życie i tego chciałaby Marta i chcą teście. Nie wiem ile planujesz części, ale jeśli 10 to chyba szybko pójdą w ślady swojego rodzeństwa. Oby te małżeństwo na krzyż(taką nazwę używa się w moim regionie) okazało się szczęśliwe.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla
      Części w zasadzie jest dwanaście, choć ta dwunasta jest epilogiem. Wypad za miasto będzie czymś naprawdę ważnym dla nich obojga. Przede wszystkim pozwoli zrozumieć parę istotnych rzeczy.
      Dziękuję i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  4. Ja tam na ich miejscu, to bym się bała. Po pierwsze pałętać się o tej godzinie na cmentarzu i to w taki dzień i w zimie?! Po drugie, wariatów latających z sztucznymi ogniami. Większość piesków przeżywa wtedy katusze, a te jełopy strzelają jak opętani dużo szybciej niż dwunasta w nocy i jeszcze długo po tej godzinie!!! Szkoda mi by było Momo i Mony. Ale może tam gdzie Paweł mieszka jest spokojnie. Niemniej jednak trzeba przyznać, że z tej dziwnej wyprawy wniknęły same dobre rzeczy. Pierwsza wspólna noc za nimi;) Pozdrowienia Edyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edyto
      Szczerze powiedziawszy w ogóle nie brałam pod uwagę wariatów latających ze sztucznymi ogniami, chociaż teraz widzę, że to jest dość istotne dla zwierzaków. Myślę jednak, że sprawcy fajerwerków mają i czują jakiś respekt dla miejsc pochówku.
      Pierwsza wspólna noc! I to dosłownie, chociaż nie taka, jakiej większość chciałaby się spodziewać, ale powolutku posuwamy się do przodu i niewykluczone, że i opis intymnej sceny tu zamieszczę.
      Pozdrawiam Cię najpiękniej i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  5. Widzę, że niepotrzebnie miałam obawy co do Pawła i jego uczuć. Wyraźnie widać, że oni oboje darzą się uczuciem, tylko coś ich powstrzymuje aby szczerze pogadać. Czyżby bali się, że zostaną odrzuceni? A może nie wiedzieć czemu mają jakieś kompleksy? Bez szczerej rozmowy, bez wyłożenia kart na stół się nie obejdzie, bo będą tak do siebie wzdychać bez końca. Przecież wiedzą, że mogą na sobie polegać, ufają sobie, chętnie spędzają ze sobą czas, super się dogadują, więc nie ma co się bać, powinno być dobrze;) A może w podjęciu decyzji pomogłoby Pawłowi odrobina zazdrości o Wiki? Może jakiś klient się nią zainteresuje i to będzie ten kop? Albo nie, bo Paweł gotów jest się zupełnie wycofać. No to już nie wiem. Skoro nawet słowa teścia i ślub siostry nie natchnęły go do działania? A może inicjatywę powinna przejąć Wiki? Przecież jej na nim zależy. Gdyby tak nie było, to nie szalałaby ze strachu choćby w sylwestra. Płacz Wiki po odnalezieniu ich na cmentarzu też powinien Pawłowi dać coś do zrozumienia. Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy, tym bardziej jak napisałaś, że ten spacer będzie dla nich ważny. Serdecznie pozdrawiam;) Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ada
      Wzajemne relacje Wiki i Pawła są coraz lepsze i wkrótce wejdą na wyższy poziom. Koniecznie trzeba skończyć tę "wojnę podjazdową" i dodać im trochę odwagi na wyjawienie prawdziwych uczuć. Na pewno nie zagram tu żadnym podrywem w wykonaniu przystojnego klienta. Sprawa rozwiąże się bardzo prosto.
      Pięknie dziękuję Ci za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. No i jest to na co czekałam! Paweł wreszcie myśli o sobie, o szczęściu, którego może jeszcze doznać. W jego głowie i mam nadzieję w sercu, króluje Wiki. Zaczął dostrzegać nie tylko jej dobroć i przedsiębiorczość, ale też widzi w niej piękną kobietę, myśli jak facet. Teraz tylko musi się odważyć. Do dzieła, to nic nie boli;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przemiana Pawła wreszcie dobiega końca. Skończy się obsesyjne myślenie o zmarłej żonie, a zacznie fascynacja kobietą, którą ma obok. W pewnym momencie on też stwierdzi, że to nie boli.
      Dziękuję i serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  7. Dziękuję za spełnienie życzenia dotyczącego Basi i Olka;) Czy to oznacza, że spełnisz wszystkie moje prośby? Hahaha;) A tak poważnie, to może jednak dorzuciłabyś im jeszcze coś do kompletu. Nie może tak być aby Olek nie przedłużył swojego rodu;) Proszę pomyśl o tym. Przecież wiesz ile osób byś tym uszczęśliwiła - od rodziców począwszy a skończywszy na dziadkach! A teraz należy porządnie zabrać się za drugą parę! Chodzą wokół siebie, chodzą i nic? Czyżbyś nie zamierzała ich połączyć? Szkoda by było, bo im też by się przydało trochę szczęścia;) Czekam na to co będzie dalej. Pozdrawiam;) Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza
      Co do tych próśb, to mam nadzieję, że Cię nie zawiodę i t w żadnym aspekcie. Za druga parę biorę się w następnej części, więc zdążę ze wszystkim.
      Wielkie dzięki za komentarz. Pozdrawiam miło. :)

      Usuń
  8. Cieszy mnie, że te sny ustąpiły. Może dzięki temu Paweł zbliży się bardziej do Wiktorii. Zachowanie jego teściów jest bardzo na plus.
    Pozdrawiam serdecznie
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julita
      Celem opowiadania jest szczęśliwe zakończenie, więc Wiki i Paweł muszą być razem. Wkrótce zrobią pierwszy krok, a potem potoczy się lawina.
      Dziękuję za wpis i pozdrawiam najserdeczniej. :)

      Usuń
  9. Zachowanie teściów Pawła bardzo mnie zaskoczyło. Nie często zdarza się aby teściowie sami namawiali małżonka swojego zmarłego dziecka do nowego związku. Ich akceptację byłabym w stanie zrozumieć ale namawianie Pawła do związku jest mało prawdopodobne.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marzycielko
      Wprawdzie wymyśliłam sobie takich idealnych teściów dla Pawła, ale interpretacja ich zachowania jest całkiem zwyczajna. Oni po prostu rozumieją, że ich zięć jest jeszcze bardzo młody i nie będzie do końca życia tęsknił za kimś, kogo już nie ma, bo istnieje tylko w jego pamięci. Przemawia przez nich rozsądek i niezwykła logika, co jest bardzo pozytywne dla Pawła. Oni od początku traktują go jak własnego syna i chcą dla niego jak najlepiej. Tak właśnie zachowałby się każdy przyzwoity, rozsądnie myślący człowiek. Ja ciągle wymyślam jakieś niedościgłe ideały, ale wciąż z nadzieją, że być może takie się trafiają. Żeby takim zostać trzeba być człowiekiem przez duże "C".
      Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  10. Witaj Małgosiu,
    zmiany, zmiany, zmiany i to niosące ze sobą bardzo pomyślne wieści. Największe oczywiście w życiu Basi i Aleksandra:) Wcale się nie dziwię Olkowi, że tak bardzo przyspieszył, na co mieli czekać. Pewnie gdyby byli młodsi, to decyzja o ślubie nie zapadłaby tak szybko a może i w ogóle by nie zapadła? Mam wiele szacunku dla Olka za jego zachowanie. Mógł przecież zaproponować wspólne mieszkanie, a później by się zobaczyło? Wiele par tak żyje. Ale on chyba wiedział, że taka propozycja może i ucieszyłaby Basię, ale chyba by się na nią nie zgodziła? On wie czego chce i czym uszczęśliwić Basię, jest dojrzałym facetem:) I tutaj pozwolę sobie na małą uwagę. Słyszy się, że wiele osób sądzi, że jakiś tam papierek i tak nic w życiu nie zmieni, co więcej żaden papierek nie da gwarancji, że zawsze będziemy się kochać, więc do szczęścia jest on niepotrzebny. Rzeczywiście łatwiej jest żyć bez żadnych zobowiązań, tak na próbę, tak na "kocia łapę". Wydaje mi się jednak, że problem jest w tym, że przecież nie można żyć tylko na próbę. Nie można też na próbę kochać, na próbę i na jakiś czas przyjmować ukochanego/ną. Wydaje mi się, że ślub można by było potraktować jak taką wisienkę na torcie, takie ukoronowanie miłości oraz oficjalne potwierdzenie wzięcia odpowiedzialności za drugą osobę, docenienie czasu sobie poświęconego i przypieczętowanie tego odpowiednim dokumentem. Chodzi mi tu o pewną stabilność, o poczucie, że sytuacja rodzinna nie będzie tymczasowa, co może w jakimś stopniu niwelować poczucie ryzyka, niepewności. Zdaję sobie sprawę z tego, że przecież nie ma takiego małżeństwa/związku, któremu zawsze idealnie by się układało i które nigdy nie miałoby żadnych problemów. Trudności pojawiają się nieuchronnie, bo albo wyskakuje jakaś choroba, utrata pracy, problemy finansowe albo czasem coś zazgrzyta, bo się nie zrozumiemy, mamy inne potrzeby lub wizję w jakiejś dziedzinie życia. Z czasem pojawia się też zmęczenie, pewna rutyna. Tak jest w każdym, nawet najbardziej kochającym się małżeństwie/związku, bo przecież jesteśmy tylko ludźmi, nikt z nas nie jest aniołem:) I wtedy właśnie chyba przydaje się ten papierek. Bez niego łatwo się obrazić i po prostu odejść, bo nic nas nie trzyma. Jak musimy urzędowo załatwić takie rozstanie, to często pojawia się refleksja, staramy się dojść do porozumienia, by przetrwać trudny czas. Niekiedy to pomaga, a innym razem nic to nie daje, ale decyzja o rozstaniu nie jest już tak szybko podejmowana. I jeszcze jedna refleksja. Chyba nie warto lekceważyć ten dokument/papierek, są pary, które zrobiłyby wiele aby go uzyskać. Dla nich on jest bardzo ważny. I dlatego uważam, że fajnie się stało, że Olek chce dać Basi i sobie ten papierek:) Dość daleko odpłynęłam od opowiadania, a więc do brzegu:) Miło, że młodzi pomyśleli też o tacie. Teraz czas na Wiki i na Pawła:) Paweł zielone światełko dostał już od Marty, teraz też od teściów. Nie powinien obawiać się o uczucia Wiki, przecież na kilometr widać, że to więcej niż przyjaźń czy koleżeństwo:) Ona ewidentnie szuka każdej okazji aby przebywać blisko niego. Kamień z serca, że i Paweł coraz częściej o niej myśli, że chętnie spędza z nią każdą chwilę, że ją ceni, że na niej polega, że jej ufa bezgranicznie. Od samego początku fantastycznie się dogadują. Od tego już niewielki kroczek do dalszego działania:) Mam nadzieję, że Paweł się nie zatrzyma i w wiadomej sprawie dość szybko dojdzie do porozumienia z Wiki:) Już pierwsza noc i pierwsze całusy były:) Może nie takie jak bym chciała, ale dobre i to:) Dziękuję za dzisiaj. Oczywiście czekam na kolejny rozdział. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam uściski:) Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaja
      Po prostu rozwaliłaś mnie długością tego komentarza. Czuję się tak przytłoczona, że nawet nie wiem, co mam napisać. U mnie spadek formy, więc będzie krótko. Generalnie nie mam nic przeciwko wolnym związkom, bo uważam, że to prywatna sprawa każdego z nas. Sama jednak chyba nie podjęłabym ryzyka, bo biorąc ślub poczułam się jakby pewniej. Niby papier jest bez znaczenia a w moim przypadku jednak znaczenie miał. Tak to jest. Jedni wolą róże, inni piwo duże.
      Pozdrawiam i ściskam Cię serdecznie. :)

      Usuń
  11. Nie na takie tete a tete czekałam. Składam protest! Proszę się bardziej postarać;) Hahaha;) Co prawda warunki były takie sobie, nie wiem gdzie tam można było doszukać się romantyczności, której odrobina by im się przydała. Może ten spacer coś zmieni i nie będą się już tylko cmokać w policzki?! Przecież znają się już dość długo. Paweł weź się w garść, bo ci ktoś ukradnie Wiki sprzed nosa. Nie liczę, że w następnej odsłonie Paweł dogoni Olka, ale może się przełamie i szczerze pogadają? Serdecznie pozdrawiam;) Jolka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jola
      No wiem, wiem, że takie tete a tete na pewno Cię nie usatysfakcjonowało, ale może w następnych częściach nadrobisz to rozczarowanie. Ja ze swojej strony mogę obiecać, że będzie romantycznie, sielankowo i miłośnie.
      Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  12. OMG!
    Żeby zasnąć na cmentarzu? W noc Sylwestrową i w taki ziąb? Zgłupiał do reszty? Chciał zamarznąć na kość? A Wiki umarłaby chyba z rozpaczy ,bo zależy mu na nim. Nie jest jej obojętny chociaż na razie to nieźle się z tym kryje. W dodatku wątpię ,by na cmentarzu w Sylwestra było bezpiecznie. Różne menele mogą chodzić i tacy ,co po nocach niszczą wszystko. Rozbijają nawet pomniki. A nie mówiąc już o petardach przez które zwierzęta biedne nie wiedzą ,co mają ze sobą zrobić. Niektóre nawet wystraszone uciekają.Ja zawsze umieram ze strachu ,gdy po zmroku jestem w jakimś miejscu. Nie zliczę ile razy tak bywało. Nie koniecznie cmentarzu ,To też mi się zdarzyło. ( nie pytaj ).
    A odnośnie opowiadania Czekam ,aż nieco ocieplą się relacje Pawła i Wiki i zostaną wreszcie parą. Baśka i Aleksander nieźle pośpieszyli się z tym ślubem ,ale jestem pewna ,że będą szczęśliwi i niedługo doczekają się swojej małej kopii. Dobrze dla Pawła ,że nie dręczą go już te dziwne sny .Liczę ,że wreszcie podźwignie się i zacznie nowy etap życia. W sumie to już rozpoczął skupiając się na pracy ,rozwijać interes.Początki bywają trudne ,ale widać ,że to sprawia mu przyjemność i się rozwija ,a konkurencji nie mają pod nosem więc na razie nie mają się czego obawiać. Najważniejsze ,że ma jakiś cel w życia i do niego dąży. Wiki pomoże mu otrząsnąć się z traumatycznych wspomnień i razem pokonają przeszkody ,by odnaleźć drogę do siebie. Do swoich serc ,a Paweł niedługo otworzy się na nowe uczucie ,a Marta pozostanie wspomnieniem. A tak trochę z innej beczki to ślub Aleksandra i Basi mnie zaskoczył. Owszem spodziewałam się ,że pobiorą się ,lecz nie w tym rozdziale.Ale to miłe zaskoczenie. Świetny rozdział. Dający nadzieję ,że w życiu Pawła i Wiki niedługo pojawią się wyłącznie tęczowe barwy. czekam na cd. Pozdrawiam serdecznie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyś.
      Zasiedzenie się Pawła na cmentarzu nie można zwalić na jego głupotę, bo on głupi nie jest. Pojechał, zadumał się nad grobem i przeszłością i mu zeszło. Nawet nie zauważył, że jest zimno. Fakt, że zmarzł na kość, ale jak dobrze się poczuł, gdy zrozumiał, że jednak jest ktoś, kto martwi się o niego i o nim myśli. Troska Wiki, jej oddanie i czasem poświęcenie dla Pawła nie pozostaną niezauważone i docenione, bo on wreszcie zrozumie, że ta dziewczyna jest kimś naprawdę dla niego ważnym, kimś wyjątkowym. To wszystko za tydzień.
      Za dzisiejszy komentarz serdecznie dziękuję i pięknie Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  13. No chociaż raz mi się udało;) Jestem z siebie bardzo zadowolona;) I jestem też pewna, że Wiki jest w nim zakochana. Zresztą wydaje mi się, że Pawła też dopadła chemia;) Dobrze, że nie zapomina o żonie, ale wizyty na cmentarzu nie stanowią już o jego sensie życia. Wspaniale, że zaczął je traktować jak zwykłe odwiedziny, tak jak to robi Wiki przychodząc do swoich rodziców. Nie mogę się doczekać ich wspólnego spaceru;) Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kara
      To chyba nie pierwszy raz, kiedy udało Ci się odgadnąć ciąg dalszy. Zresztą na tym etapie już dość łatwo go przewidzieć. Kolejny rozdział będzie kluczowy i wszystkie puzzle zaczną do siebie pasować.
      Bardzo dziękuję za wpis i pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  14. Słodka część;) Basia i Olek wymiatają;) Świetnie, że Paweł już nie rozmyśla o tym czy jego niepełnosprawność będzie przeszkodą w ułożeniu sobie życia od nowa;) Zrobił krok milowy. Teraz powinien też stanąć na wysokości zadania i spróbować poderwać Wiki. Nawet nie zdaje sobie z tego sprawy jakie to proste zadanie. Przecież ona świata poza nim nie widzi i na pewno czeka na jego ruch zresztą tak jak i ja;) Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina
      Mogę obiecać, że podzieje się znacznie więcej niż tylko próba poderwania Wiki. Paweł wreszcie dojdzie ze sobą do ładu i zrozumie najważniejszą rzecz w życiu.
      Pozdrawiam Cię pięknie i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  15. Super. Czekam na dalszą historię. Szkoda, że nie było podwójnego ślubu. To dopiero byłaby oszczędność;) A ile radości! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No aż tak bardzo nie chciałam na nich oszczędzać. Hahaha. Poza tym można przyjąć, że każde z nich chciało mieć własny ślub. Radość będzie i to praktycznie już od początku następnej części.
      Dziękuję za wpis. Pozdrawiam. :)

      Usuń
  16. Ale fajne, takie kameralne wesele. Dla zakochanych więcej do szczęścia nic nie było potrzebne. Gości niezbyt wiele, ale za to najważniejsi i najwspanialsi. Teraz podróż poślubna;) Oj będzie się działo?! Powinni korzystać ile wejdzie, bo jak wrócą, to już nie będą sami. A takie uczucie powinno być uświetnione kimś jeszcze;) No i przed nami wspólny spacer, po którym dość dużo się spodziewam;) I chyba nie tylko ja? Czekam na kolejną część. Pozdrawiam;) Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola
      Niestety nie skupiam się już na podróży poślubnej Olka i Basi i tu pozostawiam pole do wyobraźni czytelnikom. Teraz trzeba się zająć druga parą i wreszcie jakoś ich ze sobą połączyć. Myślę, że ten spacer na pewno Cię nie rozczaruje.
      Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za wizytę na blogu. :)

      Usuń