Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 8 czerwca 2017

"MATCZYNE SERCE" - rozdział 1

MATCZYNE SERCE

ROZDZIAŁ 1


Z wielkim trudem pokonała ostatnie stopnie schodów prowadzących na drugie piętro, na którym mieściło się jej mieszkanie. Była zmęczona, żeby nie powiedzieć – skonana. Marzyła tylko o ciepłej kąpieli i poduszce, do której mogła przytulić głowę i zasnąć. Ten dzień nie różnił się od innych i był równie ciężki jak wiele poprzednich. Najpierw harówa w biurze przy obsłudze petentów, a potem zakupy dla pani Nocoń, którą opiekowała się już od kilku lat. Kobieta była przykuta do łóżka. Trzeba było zrobić jej zaopatrzenie, przygotować posiłki na następny dzień, trochę ogarnąć mieszkanie i ją samą. Na to wszystko nie miała więcej niż dwie godziny. Musiała się uwijać, bo czekało na nią sprzątanie biur, którego się podjęła w jednej z firm.
Do domu wracała późno. Nie miała już czasu dla siebie. Za kilka godzin znowu będzie musiała wstać o piątej rano i zacząć polkę od nowa. Nie raz i nie dwa przeszło jej przez głowę, że gdyby nie miała córki nie musiałaby się tak zabijać. Westchnęła. Gdyby żył Kazimierz, wszystko wyglądałoby inaczej.


Zawsze była ambitna i zawsze chciała się uczyć. Była też dość urodziwa i zazwyczaj otaczał ją wianuszek wielbicieli, czego bardzo zazdrościły jej koleżanki. Problem był w tym, że ona na żadnego nie zwracała uwagi, bo jej serce pokochało kogoś zupełnie innego. Ten ktoś był już dorosły, pracował. Skończył technikum samochodowe i zaraz po maturze podjął pracę w jednym z warsztatów samochodowych rozsianych po całym mieście. W jej oczach był bardzo przystojny i taka też była prawda. Chłopak górował wzrostem nad innymi. Zawsze uśmiechnięty z czarną, rozwianą czupryną mamił ją szafirowymi oczami, w których zdawała się tonąć. Najważniejszy był jednak jego charakter. Nigdy nie spotkała tak miłego, dobrego i uczynnego człowieka.
Marzyła o studiach, ale on nalegał na ślub. Mówił, że przecież po ślubie też może je podjąć, bo on na pewno da radę utrzymać ich oboje i opłacić jej uczelnię. Miała wątpliwości, ale jego argumenty przeważyły. W końcu pobrali się w pewną lipcową sobotę, a od października miała zacząć studia zaoczne na wydziale ekonomicznym. To miała być niejako kontynuacja jej nauki po liceum o tym samym profilu. Od sierpnia zatrudniła się w jednej z warszawskich firm w dziale rachuby. I choć proponowane zarobki nie były imponujące, to jednak potrafiła czerpać radość z tej pracy.
Powoli zaczęli się dorabiać. Cieszyła się z każdej zakupionej rzeczy do nowego mieszkania. Miała satysfakcję, że nic nikomu nie zawdzięcza. Tak naprawdę mieszkanie nie było nowe. Było raczej stare i do generalnego remontu. Mieściło się na pierwszym piętrze starej warszawskiej kamienicy. Kazimierz wziął udział w przetargu czynszu i wygrał. Urząd Miasta organizował co jakiś czas takie przetargi. Mieszkania były głównie z odzysku i przeważnie zdemolowane. Chcąc ratować stare budynki przed dewastacją oferowano w nich mieszkania za niewielki czynsz zostawiając resztę w rękach potencjalnych lokatorów.




Nie bali się pracy. Kazimierz mnóstwo rzeczy wykonał sam lub z pomocą swoich kolegów. Wpompował w remont sporo gotówki, ale wkrótce ta ruina zaczęła przypominać porządne mieszkanie w dodatku ogromne. Trzy wielkie pokoje, mała służbówka, kuchnia, spiżarnia i imponujących rozmiarów łazienka.
Nawet nie zdążyli nacieszyć się tym swoim gniazdkiem, gdy okazało się, że ona jest w ciąży. Wróciła z tą nowiną do domu nie bardzo wiedząc jak ma to przekazać Kaziowi. Nigdy wcześniej nie poruszali tematu dzieci. Niepotrzebnie jednak się obawiała. Kazimierz na wieść o ciąży porwał ją w ramiona i wrzeszczał jak opętany
 - Ewuś! Tak się cieszę! Tak bardzo się cieszę! Nawet nie wiesz od jak dawna marzyłem o dziecku. Obiecaj mi, że jak urodzi się chłopiec, to damy mu imię po moim ojcu – Szymon, a jak dziewczynka, to będzie miała na imię Iwonka. To takie śliczne imię.
Śmiała się z tego podekscytowania Kazimierza, ale też ta reakcja uspokoiła ją i upewniła, że on naprawdę ją kocha i już kocha to nienarodzone dziecko.
Rzeczywiście całkowicie oszalał. Zaczął znosić do domu różne rzeczy. A to łóżeczko prawie nowe, w którym zmieniła tylko poszycie baldachimu, a to specjalny stolik do przewijania maleństwa, a to znowu niezliczoną ilość śpioszków, które miały idealnie pasować na takie niemowlę. Prosiła go, żeby nie znosił więcej rzeczy.
 - Ja się boję Kazimierz, że ta radość stanie się przedwczesna i wszystko pójdzie nie tak. Zaczekajmy, aż dziecko szczęśliwie się urodzi i dopiero wtedy będziemy planować.
Kiedy minął szósty miesiąc poczuła się okropnie ociężała. Nie dawała rady z nauką. Kazimierz zawsze na wszystko miał gotową odpowiedź.
 - Nie przejmuj się. Skończysz jak dziecko się urodzi.
Sama nie sądziła, aby było to możliwe. Dziecko zawsze absorbuje i trzeba nie lada samozaparcia, żeby pogodzić opiekę nad nim, pracę w domu, pracę zawodową i jeszcze naukę. Zrezygnowała ze studiów, ale nie z pracy. Pracowała właściwie do ostatniego dnia, aż do rozwiązania.
Trudny i ciężki był ten poród. Trwał kilkanaście godzin. Była kompletnie wyczerpana. Pragnęła, żeby to już się skończyło, bo nie miała sił, żeby przeć. Wreszcie wyciągnęli z niej to maleństwo, które nabrawszy powietrza w płuca natychmiast zaczęło płakać. Było zdrowe i było dziewczynką. Z dumą podawała jej imię i nazwisko pielęgniarce.
 - Iwona, Ewa Zakrzewska.
Tego dnia Kazimierz był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Oglądał niemowlę i wciąż powtarzał, że ona jest tak bardzo do niego podobna. Ewa tonowała go mówiąc, że to może się jeszcze zmienić, że niemowlęta już tak mają, ale on wiedział swoje.
 - Spójrz na te czarne włosy i na te błękitne oczy. To cały ja. Moja kochana córeczka, moja Iwonka – rozczulał się.

Mała chowała się dobrze. Nie chorowała za często. Po trzech miesiącach urlopu macierzyńskiego Ewa wróciła do pracy. Małą w tym czasie zajmowała się jej matka. Kiedy Iwona skończyła trzy lata Ewa postanowiła zapisać ją do przedszkola.
 - Tam będzie miała kontakt z dziećmi – tłumaczyła swoją decyzję Kazimierzowi. – Nie chcę, żeby wyrosła na egoistkę.
Niestety cały ciężar zaprowadzania i odbierania Iwonki z przedszkola spadł na Ewę. Kazimierz miał dużo pracy. Wychodził z domu o piątej rano i wracał koło dziewiętnastej. Nie narzekała jednak, bo dzięki tym nadgodzinom zarabiał bardzo dobrze i zawsze mogła odłożyć część pieniędzy.
Generalnie finansowo powodziło im się całkiem nieźle. Z czasem dopieścili mieszkanie, co roku wyjeżdżali na zagraniczne wczasy. Ewę stać było pójść w każdą sobotę do fryzjera, żeby modnie się uczesać. Była bardzo zadbaną i dobrze ubraną kobietą. Na Kazimierzu też nie oszczędzała. Modne koszule i garnitury, buty ze skóry. Wszystko w najlepszym gatunku. Często myślała, że ma dobre, szczęśliwe życie, a Kazimierz to najlepszy z mężów.

Był sierpień. Iwonka od pierwszego września szła do szkoły. Gorączkowo przygotowywali się do tego dnia. Nowe ubrania, mundurek szkolny, piękny tornister i obowiązkowa wielka tuba wypełniona słodyczami. Na uroczystość poszli oboje. Kazimierz nie chciał przepuścić tak ważnego wydarzenia w życiu swojej jedynaczki. Był bardzo wzruszony i ukradkiem ocierał łzy. To był bardzo emocjonalny dzień i może dlatego, gdy wrócił po uroczystości do pracy nie skupił się na niej należycie. Był nieuważny. Leżał pod samochodem, gdy puściły lewarki podtrzymujące podwozie. Samochód runął na niego i przygniótł go całym ciężarem. Koledzy usiłowali go wyciągnąć, ale trwało to zbyt długo. Lekarz z pogotowia stwierdził zgon.

Ewa tego dnia była wyjątkowo niespokojna jakby coś przeczuwała. Kiedy usłyszała o dwudziestej dzwonek do drzwi, wiedziała, że coś się stało z Kazimierzem. Właściciel warsztatu osobiście poinformował ją o tej tragedii. Powiadomił dokąd zabrali ciało i zaoferował się z podwózką. Szybko ubrała małą i pojechała do kostnicy. Niemal rzuciła się na ciało męża łkając rozpaczliwie. Nie miała pojęcia, jak da sobie teraz radę bez niego. Jak będzie dalej żyć. Zemdlała. Podano jej jakiś zastrzyk. Pół przytomna wróciła do domu i tam do rana tuliła Iwonę w ramionach powtarzając jej wciąż, że tatusia już nie ma, że umarł i poszedł do nieba.
Po śmierci Kazimierza rozsypała się zupełnie i nie mogła poradzić sobie sama ze sobą. Wzięła miesiąc bezpłatnego urlopu i przez ten czas nie robiła nic innego, tylko przesiadywała na cmentarzu wciąż pytając – co mam teraz zrobić Kazimierz? Od czego zacząć?
Na szczęście Iwoną znowu zajęła się babcia.
Wreszcie nadszedł czas, gdy Ewa zaczęła myśleć logicznie. – Po pierwsze na pewno nie dam rady utrzymać tego mieszkania i koniecznie muszę zamienić je na mniejsze. Po drugie nie utrzymamy się z mojej małej pensji i będę musiała poszukać jakiejś dodatkowej roboty. Jest lokata dla Iwony, ale można ją ruszyć dopiero jak ona skończy osiemnaście lat. Jest trochę oszczędności, ale nie za wiele. Mogę z nich dokładać do pensji najwyżej przez rok, ale na pewno nie dłużej. Jakieś pieniądze należą mi się z warsztatu. No i są jeszcze pieniądze z ubezpieczenia. W sumie niby nie tak mało, ale przecież muszę myśleć perspektywicznie.
Zaczęła działać. Dała ogłoszenie do prasy, że chce zamienić mieszkanie czynszowe na podobne tylko o mniejszym metrażu. Nie sądziła, że znajdzie się tylu chętnych. Przez dwa tygodnie nie robiła nic innego tylko oglądała mieszkania ludzi chcących się przenieść na większy metraż. Przede wszystkim postanowiła, że byle czego nie weźmie a już na pewno mieszkania do remontu. To musi być lokal, do którego można przeprowadzić się od zaraz. Ważna była też wysokość czynszu. Wreszcie trafiła na mieszkanie, które wydawało się spełniać standardy. Było dość przestronne i jasne. Miało pięćdziesiąt cztery metry, dwa pokoje, osobno łazienkę i ubikację, i dość ustawną kuchnię, no i nie mieściło się za wysoko, bo na drugim piętrze. Uznała, że to było to, czego szukała. Ludzie, z którymi zamieniła się na mieszkania dowiedziawszy się, że jest sama z dzieckiem, pomogli jej w przeprowadzce. Część mebli wywiozła do matki z zamiarem ich sprzedania. Nie mieściły się w jej nowym mieszkaniu. Powoli ogarnęła wszystko. Urządziła przytulny pokoik dla Iwonki sama zajmując większy przeznaczony i na salon, i na sypialnię dla niej. Teraz musiała tylko przyzwyczaić się do myśli, że Kazimierza już nie ma i została zupełnie sama.

Wróciła do pracy, ale nie ustawała w wysiłkach, żeby znaleźć jeszcze jakieś dodatkowe zajęcie. Któregoś dnia, całkiem przypadkowo dowiedziała się, że jakaś kobieta poszukuje opiekunki do chorej matki. Matka jest w zasadzie leżąca, ale potrafi wstać i przejść o balkoniku do kuchni, żeby podgrzać sobie posiłek. Samodzielnie korzysta też z łazienki. Zdobywszy adres i numer telefonu od razu skontaktowała się z córką tej chorej kobiety. Okazało się, że córka nie mieszka w Warszawie, ale gdzieś za Warszawą i nie jest w stanie dojeżdżać do matki w tygodniu. Umówiły się na spotkanie. Z kartką w dłoni Ewa trafiła do mieszkania Tekli Nocoń, gdzie czekała już na nią jej córka Wanda Kotecka. Przywitały się. Wanda objaśniła po krótce w czym rzecz.
 - Mama jest kontaktowa, ale bardzo słaba. Wstaje z łóżka tylko wtedy, gdy jest głodna, lub za potrzebą. Ciężko jej idzie przebieranie się w świeżą bieliznę i tu trzeba jej pomóc. Trzeba też robić zakupy i podgotować jakieś posiłki tak, żeby sama mogła je wsadzić do mikrofalówki i podgrzać. Wie pani, takie gotowe porcje dla jednej osoby. Jeśli starczyłoby pani czasu, to mile widziane jest sprzątanie, ale nie jakieś gruntowne, tylko zwykłe odkurzanie i wytarcie z mebli. Ja i tak przyjeżdżam tutaj w każdą sobotę i robię porządki łącznie z praniem i przebieraniem pościeli. Mogę zaoferować pięćset złotych. Oczywiście pieniądze na zakupy będę zostawiać.
Ewa nie wybrzydzała. Teraz, gdy musiała na własnych barkach udźwignąć ciężar utrzymania siebie i córki chętnie przystała na takie warunki. Dobiły więc targu. Dostała od Wandy komplet kluczy, została poinformowana, gdzie co jest i pieniądze na jutrzejsze zakupy.
Odtąd wracała do domu znacznie później. Nadal rano odprowadzała córkę do szkoły, natomiast po skończonych lekcjach odbierała ją babcia.


Lata mijały. Ewa chociaż bardzo się starała, nie wyglądała już tak dobrze jak kiedyś. O sobotnich wizytach u fryzjera zapomniała już dawno. Chodziła się tylko strzyc raz na dwa miesiące. Nie kupowała już markowych ubrań, bo zwyczajnie nie było ją na nie stać. Coraz częściej wyszukiwała coś dla siebie w lumpeksach. Nigdy jednak nie kupiła w nich nic dla Iwony. Ona zawsze miała to co chciała. Dla niej nie mogło zabraknąć pieniędzy. Ewa wychodziła ze skóry, żeby córka nie odstawała od swoich koleżanek. Wciąż uważała, że Iwonie się to należy, bo jest półsierotą, bo jest uboższa o ojca, którego nadal mają jej koleżanki. – Kazimierz na pewno nigdy by jej nie odmówił kupienia magnetowidu, czy telefonu – usprawiedliwiała większe wydatki. Nie uważała, że postępuje niewłaściwie. Kochała córkę nad życie i nie była w stanie niczego jej odmówić. Rosła więc Iwona z poczuciem, że wszystko jej się od życia należy, że nie musi nic robić, nie musi wkładać żadnego wysiłku, żeby uzyskać to, co jej akurat się podoba. Najlepsze i najmodniejsze ciuchy. Pierwsze drogie kosmetyki. Wszystko dla niej. Nie tak rzadko zdarzało się jej przetrząsać portfel matki i wyciągać pieniądze na dyskoteki, czy kino. Nie miała skrupułów.
Szkołę podstawową skończyła z dobrymi ocenami. Gorzej już było w szkole średniej. Zaczęła opuszczać lekcje. Nie uczyła się. Szwendała się z jakimiś podejrzanymi ludźmi po mieście popijając piwo lub mocniejsze trunki. Ewa nie miała pojęcia o niczym, bo Iwona każdego dnia wychodziła do szkoły zabierając ze sobą plecak z książkami.
Bomba wybuchła tuż przed feriami. Wychodząc z pracy Ewa natknęła się na matkę jednej z koleżanek Iwony. Ta powiedziała jej o zebraniu, które ma odbyć się właśnie dzisiaj o siedemnastej. Ewa spanikowała. Podziękowała kobiecie za informacje i niemal biegiem dotarła do pani Nocoń. Tam szybko uwinęła się z obiadem i sprzątaniem i prosto stamtąd pognała do szkoły. Samo zebranie trwało dość krótko, natomiast pod jego koniec wychowawczyni poprosiła ją o pozostanie. Powiedziała jej, że Iwona ma mnóstwo nieobecności i pod wielkim znakiem zapytania stoi dopuszczenie jej do matury.
 - Nawet nie ma jej z czego wystawić ocen na półrocze, bo nie była na żadnych sprawdzianach, nie ma stopni z odpowiedzi ustnych.
Ewie było wstyd, że nie miała zielonego pojęcia o absencji córki w szkole.
 - Porozmawiam z nią i przywołam do porządku. Ona zda tę maturę, jeśli tylko szkoła dopuści ją do niej. Już ja tego dopilnuję. To moja wina, bo haruję po całych dniach i nawet nie mam kiedy jej dopilnować.
 - Ona musi zdać materiał z pierwszego semestru, żeby zaliczyć to półrocze. Koniec z nieprzychodzeniem na zajęcia. Jeśli chce zdać maturę, musi je zaliczać.
Ewa wyszła ze szkoły zdruzgotana. – Jak to tak? – pytała samą siebie. - To ja urabiam się dla niej po łokcie, żeby miała wszystko, co najlepsze, a ona nawet nie chodzi do szkoły? Uwolniłam ją ze wszystkich obowiązków. Chciałam, żeby tylko się uczyła i wyszła na ludzi. Dlaczego ona mi to robi?
Dotarłszy do mieszkania rozebrała się i założywszy na nogi kapcie skierowała kroki do pokoju córki. Otworzyła na oścież drzwi. Na tapczanie siedziała Iwona z jakąś dziewczyną, której Ewa nie znała i dwóch młodzieńców. Wszyscy kiwali się w rytm hinduskiej muzyki.
 - Dobry wieczór państwu – powiedziała głośno. Towarzystwo otworzyło oczy i spojrzało na nią beznamiętnie.
 - Przeszkadzasz nam mamo – odezwała się pretensjonalnym tonem Iwona.
 - Jestem u siebie i mogę robić, co mi się podoba. Poproś swoich kolegów, żeby opuścili nasz dom. Jest już bardzo późno, a my mamy jeszcze do pogadania.
Iwona spojrzała na nią nienawistnie. Mruknęła coś do swoich gości, którzy w żółwim tempie zaczęli się zbierać do wyjścia. Kiedy zamknęły się za nimi drzwi Iwona wrzasnęła.
 - Oszalałaś?! Co ty wyprawiasz?! Jak śmiesz wypraszać moich gości?! To mnie już nic nie wolno?!
 - Uspokój się. Myślę, że chyba pozwalałam ci na zbyt dużo swobody. To wkrótce się zmieni. Właśnie wracam z zebrania szkolnego, o którym nie raczyłaś mnie powiadomić. Dowiedziałam się na nim wielu ciekawych rzeczy. Przede wszystkim tego, że nie chodzisz do szkoły i nie dopuszczą cię do matury. Jeśli tak się stanie, wyniesiesz się z domu, bo ja nie będę utrzymywać pasożyta. Nic od ciebie nie chciałam, niczego nie wymagałam. Ty miałaś się tylko uczyć, zdać maturę, zrobić jakieś studia, żeby zdobyć porządny zawód. Nie zrobiłaś kompletnie nic. Kocham cię nad życie, ale jeśli mnie sprowokujesz zostaniesz sama i sama będziesz musiała sobie radzić. Wszystko w twoich rękach. Rozmawiałam z wychowawczynią. Jeśli zaliczysz ten semestr dopuszczą cię do matury pod warunkiem, że będziesz uczęszczać na zajęcia. Naprawdę tego nie rozumiem. Wychodzę ze skóry, żebyś miała wszystko, żeby niczego ci nie zabrakło. Haruję na dwa etaty i to wszystko dla ciebie. Spójrz na mnie jak wyglądam. Za każdym razem jest mi szkoda wydać pieniądze na siebie, bo ty jesteś ważniejsza. Czy za wiele wymagam? Gdzie popełniam błąd? Co się z tobą stało? Tak dobrze się uczyłaś w podstawówce, dlaczego teraz tak nie jest?
Iwona rozpłakała się.
 - Już nic nie mów. Przysięgam ci, że zaliczę ten semestr. Wezmę się ostro do nauki i zaliczę go. Maturę też zdam. Obiecuję. Tylko już nie krzycz.

32 komentarze:

  1. Ewa i Kazik wychowali księżniczkę, no to teraz nie ma co się dziwić i nie ma co mieć do niej pretensji, że jest taka jaka jest. Szkoda tylko tej matury, bo w życiu naprawdę się przydaje. Myślę, że jednak ją zda. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami tak bywa z jedynakami. Bezwarunkowa, ślepa, rodzicielska miłość wybacza wiele, a skutki tego są opłakane. Na razie nie zdradzam żadnych szczegółów opowiadania.
      Bardzo dziękuję za wpis i pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  2. Istna siłaczka z Ewy. Zapracowuje się na śmierć, a w zamian nic nie dostaje. Ufała bezgranicznie córce. Teraz jednak chyba to się zmieni? Iwona ma niepokojących znajomych. Ciekawe kto będzie miał na nią większy wpływ, mama, szkoła czy znajomi? Pozdrawiam i do następnego razu;) Nina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina
      Często miłość matki jest bezkrytyczna, a obiektowi tej miłości sporo się wybacza i nierzadko nie dostrzega błędów. Takie postępowanie mści się i rzutuje na przyszłość dziecka. Jak to się dalej potoczy - nie zdradzam. Zapraszam Cię do kolejnych rozdziałów.
      Pozdrawiam pięknie i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  3. Oby tylko Iwonka nie okazała się Januszkiem - był kiedyś taki film Ballada o Januszku. Tam matka też kochała swoje dziecko do utraty zmysłów. Niezbyt dobrze na tym wyszła. Mam nadzieję, że tu tak nie będzie. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam tę "Balladę o Januszku" i obawiam się, że moje opowiadanie może być równie drastyczne. Na razie tylko tyle mogę powiedzieć.
      Dziękuję serdecznie za wpis. Pozdrawiam. :)

      Usuń
  4. Ależ Ewa ma ciężkie życie. Jej stwierdzenie, że miałaby lżej, gdyby nie miała dziecka jest bardzo mocne i świadczy o wadze ciężaru jaki nosi na plecach i o jej samotności. Smutne. Myślę, że Iwona również nie miała lekko. Z tego opisu właściwie można powiedzieć, że wychowywała się sama. Taki stan rzeczy nie wpływa dobrze na psychikę dzieci. Ciekawe w którym kierunku to się rozwinie? Oczekując na kolejny czwartek serdecznie pozdrawiam;) Jolka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jola
      Ewa się zupełnie zapętliła. Córka ma wymagania, również finansowe. Żeby na to zarobić matka chwyta się każdej pracy, choć są to zajęcia bardzo nisko płatne. Nie może córce poświęcić zbyt wiele czasu, bo czuje się w obowiązku zarobienia na jej zachcianki, żeby nie była gorsza od koleżanek. To wielki błąd, który będzie jej wielkim brzemieniem przez całe życie.
      Bardzo dziękuję Ci za wizytę na blogu. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. Ewa musi trochę zwolnić, bo jej życie rodzinne się rozpadnie. Jeszcze nie jest za późno. A Iwona nie musi mieć wszystkiego o czym tylko zamarzy! Pozdrawiam Daga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daga
      Miłość do dziecka czasem zawęża optykę przez co nie widzi się problemów, które z czasem rosną lawinowo. Opamiętanie nie przyjdzie szybko ani z jednej ani z drugiej strony.
      Pozdrawiam Cię cieplutko i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  6. Zaintrygowałaś co będzie dalej? Na razie mogę tylko napisać, że bardzo współczuję Ewie. Sama musi ciągnąć ten wózek. Szkoda, że nie udało jej się wyjść po raz drugi za mąż. A może jednak ma jakiegoś przyjaciela, jest przecież młodą kobietą? Wiem, że nie ma czasu, ale na nową miłość może jednak znalazła? Pozdrawiam;) Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza
      Mogę powiedzieć, że Ewa nawet nie miała szans, by po śmierci męża kogoś poznać. Haruje od świtu do nocy i nawet nie ma chwili dla siebie. Jest samotną matką, którą przerasta rzeczywistość.
      Pozdrawiam Cię pięknie i dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  7. Kazimierz i Ewa już od samego początku popełnili błąd, że nie stawiali przed córką żadnych obowiązków. Coś o tym wiem. Młody człowiek od pewnego momentu powinien być uczony pewnych zasad. Ja osobiście nie popieram bez stresowego wychowania. Takie są właśnie tego skutki. Zachowanie Iwony pod koniec opowiadania jest tego przykładem. Pyskowanie, podnoszenie głosu na rodzica w tym przypadku na matkę. Ja mam dopiero 37 wiosen ale w moim domu by to nie przyszło.
    Czekam na kolejną część i oby Iwona się szybko opamiętała bo inaczej nie wróżę jej świetlnej przyszłości.
    Pozdrawiam serdecznie
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julita
      Masz rację, że oboje rodzice popełnili już na początku sporo błędów wychowawczych. To będzie się mścić przez kolejne lata. Bezstresowe wychowanie powoduje, że dziecko najpierw jest rozpuszczone, a jako dorosły roszczeniowe, bo uważa, że wszystko mu się od życia należy bez jakiegokolwiek wysiłku z jego strony. Iwona nie odbiega tu od normy.
      Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  8. A ja tam myślę, że dziewczyna się opamięta. Kto z nas nie kłócił się z mamą czy tatą? No może nie tak, ale jednak. Jeśli Ewa poświęci Iwonie trochę uwagi i na nowo się zaprzyjaźnią wszystko skończy się dobrze. Wydaje mi się, że wystarczy szczera rozmowa. Oczywiście czekam na kolejną część. Pozdrawiam;) Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola
      Niestety muszę Cię rozczarować, bo ta historia nie jest właściwie optymistyczna. Trochę daje do myślenia i nawet zmusza do zadumy nad losem bohaterek. Rozmowa niestety nie wystarczy, chociaż Ewa będzie próbować.
      Dziękuję bardzo za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  9. Opowiadanie jak dla mnie trafione idealnie. Wiem jakich błędów nie popełniać w wychowaniu mojej córki.
    Co do samej Iwony i Ewy to trudne dni przed nimi. Końcówka jednak daje nadzieję, że będzie dobrze i że Iwonka nie pójdzie w świat i nie przyjdzie po latach z kolanami do matki, jak to się mówi , a wiadomo, że matka wybaczy wszystko albo prawie wszystko. Ciekawa jestem czy będzie jeszcze wątek miłosny, pojawi się Adam czy może będzie to pierwsze opowiadanie bardziej życiowe bez ślubu.( O Ewie myślę)
    Pozdrawiam miło.
    Co do wychowania bez stresowego i stresowego to ja i mój brat byliśmy jeszcze wychowywana w tym stresowym poglądzie i było dobrze a młodsze rodzeństwo to już oburzali się za klapsa. Nie wiem co komu do tego, że mama da klapsa. Dziecko przedszkolak może wyprowadzić z równowagi i wiem to z doświadczenia zajmowania się bratem i siostrą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla
      Przed Iwoną i Ewą nie tylko trudne dni, ale i lata. Jakiś "Adam" w końcu się pojawi, ale sporo wody upłynie do tego czasu.
      Więcej nie zdradzę.
      Pozdrawiam Cię pięknie i równie pięknie dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  10. Witaj Małgosiu,
    coś czuję przez skórę, że Ewę czekają jeszcze ciężkie czasy z ukochaną córeczką. Chyba już trochę późno, aby zabierać się za wychowywanie dziecka. Co tam dziecka, prawie dorosłej kobiety. Nastoletni wiek, to dość trudny temat. No bo kiedy się buntować jak nie wówczas? Nie wiem czy Ewa poradzi sobie z Iwoną. Może gdyby żył mąż, to by coś zaradzili we dwoje. Chociaż on też wiecznie był w pracy. Coś czuję, że ta pogoń za pieniędzmi może skończyć się źle dla Ewy i jej córki. Ale kto mógł taki obrót spraw przewidzieć? Przecież gdyby człowiek wiedział, że się przewróci, to by się położył. Rodzice chcieli jak najlepiej dla jedynaczki, zwłaszcza Kazimierz. Takim postępowaniem niemiłosiernie ją rozpuścili. Nie chce mi się wierzyć w jej zapewnienia. Chociaż może jestem niesprawiedliwa. Może Iwona rzeczywiście wzięła sobie do serca słowa mamy, może taki wstrząs był jej potrzebny, może nadrobi zaległości. Ale chyba potrzebowałaby nad sobą kata, a Ewy po całych dniach nie ma w domu. Pewnie niedługo zobaczę w jakim stopniu jestem niedowiarkiem. Może postawa Iwony mnie zadziwi. Oby! Oczywiście czekam na kolejny czwartek. Serdecznie pozdrawiam i przesyłam uściski:) Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaja
      Twoje obawy są uzasadnione. Tu nie będzie lekko dla nikogo i każda z bohaterek przejdzie po dnie swojego prywatnego piekiełka. Póki co nie mogę napisać nic bardziej optymistycznego.
      Dzięki wielkie za komentarz. Buziaki. :)

      Usuń
  11. Ja cię kręcę, ale ciężkie życie! Ale niestety wiele rodzin tak ma, że oboje rodziców pracuje po całych dniach i to wcale nie dla nie wiadomo jakiego zysku, ale po to aby spokojnie przeżyć z miesiąca na miesiąc. Szkoda tylko, że dzieciaki, zresztą tak jak tu, nie potrafią tego docenić. Dopiero jak ich coś takiego dopadnie wspominają poświęcenie mamy i taty, ale to już jest trochę za późno. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewa ciężko pracuje, ale niestety nie przekłada się ten znój na ilość pieniędzy. Nadal klepie przysłowiowa biedę, choć po jej córce tego nie widać. Jej nie może niczego zabraknąć. To bardzo przygnębiające.
      Pozdrawiam pięknie i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  12. Iwona nic nie widzi? Ma kłopot nie tylko ze wzrokiem ale również z rozumem? To przecież niemożliwe, że nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo matka się dla niej poświęca? Nie pamięta, że kiedyś było lżej bo żył tata? Przecież sama jest już prawie dorosła. Jest taka głupia? Nie pomyślała, jak by ona sobie poradziła w takiej sytuacji? Jej mama owdowiała bardzo wcześnie i musiała sobie poradzić i z życiem w samotności i z zarobieniem na utrzymanie i z wychowaniem jedynaczki. Może przesadziła z tą pracą, ale robiła to dla niej. Obie powinny pogadać tak od serca. Może to coś im da, bo inaczej Iwona zostanie sierotą! Mama się wykończy. Czekam na next. Pozdrowienia;) Kara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kara
      Iwona nie jest ślepa. Jest natomiast próżna, leniwa i wygodna. Bardzo nie lubi się przemęczać. Po co ma to robić skoro rodzicielka zapewnia jej wszelkie potrzeby? Ewa będzie podejmować próby takiej rozmowy od serca, ale z marnym skutkiem.
      Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za wpis. :)

      Usuń
  13. Bardzo smutno zaczynasz to opowiadanie. Ewa była taka szczęśliwa i w jednym momencie życie spłatało jej figla. Można by pomyśleć, że i tak została jej córka. Ma kogo kochać. Jeśli jest rzeczywiście podobna do męża, to tak jakby on cały czas był. Przecież mogło być tak, że nie zostałoby jej po mężu nic. Czyli obecność Iwony można uznać za szczęście w nieszczęściu. Ale niestety tak nie jest. Ewę przytłoczyła codzienność, dążenie do tego aby córka nie czuła się gorsza od innych, aby zakupami zrekompensować jej nieobcość taty. Jak widać ta droga zaprowadziła je obie donikąd. Jedna i druga są pogubione i nieszczęśliwe. Ciekawe jak ten węzeł rozwiążesz, bo obawiam się, że z biegiem czasu będzie tylko gorzej. Iwona jest zbyt rozpieszczona, aby cokolwiek zrozumieć. Szkoda, bo jak tak dalej pójdzie, to będzie popełniać błąd za błędem. A czasu już nie cofnie. Pozdrowienia. Edyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edyta
      To opowiadanie nie należy do tych najbardziej optymistycznych i nie dla wszystkich bohaterów zakończy się happy endem. Miną lata nim Iwona się opamięta, ale rzeczywiście będzie już za późno i dla niej i dla Ewy. Iwona faktycznie jest podobna fizycznie do swojego ojca, który jak na mężczyznę był dość urodziwy. Niestety nie wiadomo po kim odziedziczyła charakter, bo on był dobrym człowiekiem a ona taka nie jest. Okazuje się, że i matczyna miłość może zwichnąć charakter dziecka, co może być już procesem nieodwracalnym.
      Bardzo dziękuję Ci za komentarz i najserdeczniej pozdrawiam. :)

      Usuń
  14. Wielka szkoda, że ludzie dobrzy tak szybko odchodzą. Ewa z Kazikiem byli zgodnym małżeństwem. Właściwie to Kazik dbał o utrzymanie rodziny. Po jego odejściu to i tak cud, że Ewa potrafiła się pozbierać. Ostatnie lata miała rzeczywiście ciężkie. Dzieciaki zazwyczaj nie doceniają rodziców, a nawet się ich wstydzą, ale jakoś z tego głupiego wieku zazwyczaj wyrastają. Ale z tego co piszesz, to Iwona się nie zmieni. Oj ciężko będzie Ewie się pozbierać i wyciągnąć konsekwencje wobec córki. Powinna załatwić jej pracę dorywczą np. ulotki. Iwona może by coś zrozumiała. Do następnego. Pozdrawiam;) AB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AB
      Ewa raczej jej pracy załatwiać nie będzie, bo uważa, że córka sama powinna jej poszukać. W końcu jest dorosła i najwyższy czas, żeby przestała żerować na matce. Niestety w praktyce okaże się to sprawą skomplikowaną, bo Iwona to osoba mająca słomiany zapał.
      Serdecznie dziękuję za komentarz i pozdrawiam cieplutko. :)

      Usuń
  15. Czy w tym opowiadaniu chcesz pokazać jakąś prawdę, dać nam powód do przemyśleń? Jeśli tak, to ci się udało. Ja przeczytałam wczoraj i cały czas myślę o temacie który poruszyłaś. Rodzice zawsze w jakiś sposób poświęcają się dla dziecka w mniejszym lub większym stopniu. Ale jest chyba jakaś granica, po której przekroczeniu poświęcenie rodziców nie wpływa na dziecko dobrze. Czasami rodzice uważają, że wszystkie zachcianki dziecka powinni spełniać, że pieniądze zastąpią dzieciom brak zainteresowania, nieobecność rodziców. Ewa tutaj ewidentnie przekroczyła granicę, skupiła się na zarabianiu pieniędzy zapominając że córka potrzebuje także jej uwagi. Z pewnością Ewa miała dobre chęci ale chyba obrała niewłaściwą drogę. Iwona jest tutaj typową rozpieszczoną jedynaczką. Znam wiele takich rozpieszczonych dzieci i zdarza się tak, że nie znając ich sytuacji rodzinnej potrafię stwierdzić, że ta osoba jest jedynakiem, ewentualnie ma o wiele starsze rodzeństwo. Niestety jedynaka chyba trudniej jest wychować. Ja na razie patrzę na sytuację tylko ze strony dziecka, ale zastanawiam się od wczoraj jaką byłabym teraz osobą gdyby moi rodzice obrali drogę taką jak Ewa, gdybym nie miała rodzeństwa. Wiem na pewno, że byłabym inna bo w największym chyba stopniu kształtowało mnie rodzeństwo. Mam nadzieję, że tym dwóm paniom uda się jakoś porozumieć i naprawić swoje błędy, choć Ewie nie będzie łatwo nauczyć swoją dorosłą już córkę wdzięczności i szacunku. Iwona musi dużo zrozumieć i obawiam się, że nie obędzie się bez ''trzęsienia ziemi'' Liczę jednak na pozytywne zakończenie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marzycielko
      Generalnie bardzo się staram, żeby każda historia, którą napiszę niosła jakieś treści, które dadzą czytelnikowi do myślenia. W tym opowiadaniu wybrałam zdecydowanie zbyt jaskrawy przykład poświęcenia się matki dla dziecka i skutki tego poświęcenia. Wiem jednak, że takie przypadki się zdarzają i nie są odosobnione, więc nie jest to tak do końca wydumana historia. Ewa starała się kochać córkę niejako za dwoje. Ubolewała, że jej dziecko jest półsierotą uboższą o ojca, z którego mogłaby czerpać wzór. Uznała, że jeśli zapewni jej właściwe wychowanie, dobrze ją wykształci i będzie kochać bezgranicznie, to chociaż w części zrekompensuje jej to półsieroctwo. Niestety jak się okazało, to tak nie działa. Ewa jest w szoku i wciąż zadaje sobie pytanie, że jak to tak. Ona dla córki wszystko a w zamian nic? Przesłanie jest takie: kochajmy swoje dzieci, ale mądrze.
      Bardzo dziękuję za długi wpis i serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  16. Ewka łatwo z zbuntowaną młodą mieć nie będzie.Zwłaszcza jeśli zamiast nauki zacznie urządzać imprezki ,palić ,pić ,a nawet ćpać.To trudny wiek zwłaszcza jak wszystko spada na jedną osobę. W tym przypadku na biedną Ewę ,która chce dla jedynaczki jak najlepiej. Nieba jej by przychyliła i wszystko oddała ,a w zamiast nic nie otrzymuje. Dziewczyna powinna nauczyć się odpowiedzialności,zaradności i szacunku. Matka jest tylko jedna i ,co zrobi jeśli jej zabraknie ? Chyba nie pomyślała o tym. Większość o tym nie myśli. Nie zastania się nad dniem jutrzejszym dopóki coś się nie wydarzy. A wtedy nie da się cofnąć czasu.
    Najważniejsze w porę się opamiętać i mieć kogoś kto poda ci pomocną dłoń ,wtedy gdy się tonie.Uważam ,że człowiekowi należy się druga szansa tak jak tutaj Iwonie ,ale nie należy jej marnować.Niektórzy nie zmieniają się nigdy.Do której kategorii ludzi należy córka Ewy pewnie wiadomo będzie za jakiś czas.Niewątpliwie historia daje do myślenia. Czekam na cd.
    Pozdrawiam serdecznie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyś
      Sęk w tym, że już trochę za późno na przyswojenie pewnych nawyków przez Iwonę. Jest zmanierowana, rozpieszczona i roszczeniowa. Matkę traktuje jak maszynkę do robienia pieniędzy i bardziej ma ją za służącą niż za rodzicielkę. Młoda zmarnowała już wiele szans, bo uważa, że sama wie najlepiej, co jest dla niej dobre. To wkrótce się zemści.
      Wielkie dzięki za komentarz. Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń