Łączna liczba wyświetleń

środa, 25 listopada 2015

"CIERPLIWOŚĆ JEST CNOTĄ" - rozdział 15,16,17,18



ROZDZIAŁ 15


We wtorek o godzinie dziewiątej rano wszedł do sekretariatu Marka Alex. Obrzucił spojrzeniem puste biurko Uli, a następnie skierował wzrok na pochyloną nad klawiaturą Violettę.
 - Cześć Viola, Uli nie ma?
Kubasińska oderwana nagle od pracy podniosła głowę.
 - A Alex. Cześć. Ula jest, ale pracują nad czymś z Markiem. Siedzi u niego.
 - To ja wejdę na chwilę - otworzył drzwi od gabinetu i wsunął się do środka. - Nie przeszkadzam? Mogę na sekundę?
Marek podszedł do niego i uścisnął mu dłoń.
 - Nie, nie przeszkadzasz. Masz jakieś nowiny?
 - Dzwoniłem przed chwilą do ośrodka. Powiedzieli mi, że obudziła się całkiem przytomna. Rozmawia sensownie i trzeba to wykorzystać. Pojedziecie ze mną?
 - Pewnie. Przecież mówiliśmy, że ją odwiedzimy. O której chcesz jechać?
 - Najlepiej zaraz, jeśli nie macie nic pilnego.
 - Właściwie już nie mamy. Od ósmej siedzimy nad robotą i prawie wszystko zrobiliśmy. To, co Ula? Zbieramy się?
 - Tak, ubiorę się tylko.
 - W takim razie spotkamy się przy samochodzie Alex.
Po wyjściu Febo, w pośpiechu narzucili ciężkie, zimowe płaszcze. Marek poinformował Violettę, że będą około trzynastej. Przy windzie stał już gotowy do wyjścia Alex.
 - Wiecie, trochę się boję – Ula z lękiem w oczach spojrzała na obu. – Skoro jest przytomna, to może pamiętać, jak bardzo mnie nienawidzi i jadąc tam rozdrażnię ją tylko. Nie chciałabym, żeby kolejny raz dostała ataku. To ją wykańcza.
 - Ula, nie obawiaj się – Alex próbował rozwiać jej obawy. - Myślę, że nawet gdyby sobie przypomniała, nie odważy się na sprowokowanie awantury. Ja do tego nie dopuszczę. Poza tym są na miejscu pielęgniarki i na pewno pomogą ją uspokoić.
 - Obyś miał rację.
W milczeniu zjechali na dół i zapakowali się do samochodu. Droga również przebiegła w milczeniu. Każdy z nich jednak myślał o tym samym. Co zastaną, gdy już dojadą.
Tym razem czekało ich prawdziwe zaskoczenie. Wszedłszy do pokoju ujrzeli Paulinę siedzącą spokojnie w fotelu i oglądającą telewizor. Drgnęła na odgłos otwieranych drzwi i widząc ich wszystkich uśmiechnęła się radośnie, co dawniej było nie do pomyślenia. Zerwała się z fotela i podbiegła do Uli ściskając ją i całując w policzek, czym wywołała kompletną konsternację wśród nich, bo żadne nie spodziewało się takiej wylewności.
 - Przywiozłeś ją! Dziękuję Alex! Ula! Tak się cieszę, że do mnie przyjechałaś. Zamęczałam Alexa, by cię tutaj przywiózł.
 - I ja się cieszę, że widzę cię w dobrej formie. Jak się czujesz? Wyglądasz o niebo lepiej niż ostatnio.
 - Czuję się świetnie. Już od wczoraj. Te leki, które mi podają, trochę mnie otumaniają, ale dzisiaj dostałam tylko lekkie środki uspokajające i czuję się po nich o wiele lepiej.
 - Bardzo się cieszę. Naprawdę. Zrobiłaś nam miłą niespodziankę.
Podszedł do niej Marek i uściskał ją, a potem utonęła w ramionach Alexa. Kiedy w końcu przywitali się z nią wszyscy, spojrzała w okno i spytała
 - Bardzo zimno na dworze? Chciałabym stąd wyjść, chociaż na krótki spacer. Nie wiem tylko, czy to będzie możliwe. Alex? Mógłbyś porozmawiać z dyrektorką? Może zgodzi się, choć na godzinę.
 - Dobrze. Zaczekajcie, a ja zobaczę, co da się zrobić - po jego wyjściu przysiedli na krawędzi łóżka.
 - Dobrze cię tu traktują? – zapytał Marek. – Nie robią ci krzywdy?
 - Dobrze. Są mili, szczególnie ta Kasia. Jest taka cierpliwa i dobra. Dużo mi tłumaczy i nie pozwala, bym się denerwowała. Wiem, że moje leczenie jeszcze potrwa, ale postanowiłam, że nie będę się buntować. Chcę być zdrowa i żyć normalnie, jak każdy człowiek.
 - Miło to słyszeć Paula, naprawdę. My będziemy cię wspierać i nie zostawimy bez pomocy.
 - Jak z twoją pamięcią? Przypominasz sobie coś z dawnego życia? – Ula musiała zadać jej to pytanie. Chciała wiedzieć, czy kojarzy cokolwiek z tych wczasów w Jelitkowie i bankietu.
 - Nie bardzo… - westchnęła. – To tylko jakieś urywki zupełnie ze sobą niepowiązane. Nie potrafię złożyć ich w jakąś sensowną całość. Mam nadzieję, że to w końcu się zmieni.
 - Na pewno – Ula pogładziła ją po dłoni. – Musisz mieć więcej czasu i uzbroić się w cierpliwość.
Do pokoju wszedł Alex.
 - Możesz się ubierać. Mamy godzinę. Pospacerujemy i obejrzymy to piękne miejsce. My też nie mieliśmy okazji go jeszcze zobaczyć. Ula pomożesz jej? My zaczekamy na dole.
 - Oczywiście. To nie potrwa długo.
Wyciągnęła jej rzeczy z szafy. Pomogła włożyć rajstopy i buty. Kiedy zapinała jej suwak od sukienki Paulina spytała cicho.
 - Nie byłam dla ciebie dobra, prawda? – Ula znieruchomiała wpatrując się z niepokojem jej w oczy. - Czyżby sobie przypomniała?
 - Dlaczego tak myślisz?
 - Nie wiem. Mam jakieś niejasne przeczucie. To nic konkretnego i nawet nie wiem, czy rzeczywiście ma z tobą coś wspólnego. Migają mi przed oczami obrazy dziewczyny. Niezbyt ładnej w okropnych ciuchach – potrząsnęła głową. – Ale to przecież nie możesz być ty. Jesteś taka śliczna i ładnie się ubierasz.
Ula była w szoku. Jednak coś jej się przypomniało. Pamiętała ją, jako Brzydulę.
 - Usiądź Paulina. Muszę ci coś powiedzieć. Być może to, co powiem pomoże ci w jakiś sposób. Ja nie zawsze tak wyglądałam. Kiedyś rzeczywiście nie grzeszyłam urodą i ubierałam się brzydko. Pochodzę z rodziny, w której się nie przelewało. Byliśmy biedni, dlatego nie mogłam pozwolić sobie na ładniejsze ubrania. Ta dziewczyna, którą sobie przypomniałaś, to ja.
 - Krzyczałam na ciebie. Pamiętam, że krzyczałam, ale nie wiem, o co chodziło. Powiesz mi? – Ula pokręciła głową.
 - To nie jest dobry pomysł. Między innymi o to chodzi w twojej terapii, abyś powolutku przypomniała sobie wszystko sama. Ja nie chciałabym niczego popsuć. Mam nadzieję, że to rozumiesz? Jestem pewna, że jak przyjedziemy tu następnym razem, będziesz już pamiętała o wiele więcej. A teraz chodźmy. Chłopaki pewnie się niecierpliwią.
Zeszły na dół i dołączyli do nich. Wyszli na zewnątrz. Pierwszy podmuch ostrego, listopadowego powietrza omal nie zwalił Pauliny z nóg. Zachwiała się, ale Alex był czujny i podtrzymał ją troskliwie. Uśmiechnęła się do niego.
 - Dziękuję braciszku. Jestem jeszcze trochę słaba, ale z każdym dniem nabieram sił. Chodźmy w kierunku tych ławek – pokazała palcem kierunek. Ruszyli wolno. Złapała Alexa pod ramię i spojrzała na idących przed nimi i objętych, Ulę i Marka. Uśmiechnęła się.
 - Ładnie ze sobą wyglądają, prawda Alex? Ula jest taka ładna i ma dobry charakter.
 - Tak, to prawda. Jest bardzo miła i życzliwa ludziom. Oni bardzo się kochają. Marek świata poza nią nie widzi.
 - To widać. Jest bardzo opiekuńczy względem niej. Nam chyba nie układało się najlepiej, skoro nie jesteśmy już razem, prawda? Chyba nie byłam dla niego dobra i źle go traktowałam. Nie pamiętam tylko, dlaczego. Kojarzę jedynie, że chyba często kłóciliśmy się.
 - To prawda. Nie było wam pisane być razem. Ja nie mogę ci nic więcej powiedzieć, bo… - Przerwała mu.
 - Wiem, wiem… Muszę przypomnieć sobie sama. To część terapii i tak też mówiła Ula - rozejrzała się dokoła i z lubością wciągnęła mroźne powietrze do płuc. Doszli do leśnej ścieżki, wzdłuż której ustawiono, co kilkanaście metrów ławki. - Naprawdę tu ładnie. Latem musi być cudnie, kiedy drzewa mają liście.
Zatrzymali się na moment kontemplując piękno tego zakątka. Wydawał się idealny dla osób psychicznie zwichniętych i dochodzących tu do zdrowia. Spokój tego miejsca działał kojąco na skołatane nerwy, pozwalając wyciszyć złe emocje. Ula z Markiem podeszła do nich pytając.
 - Wszystko w porządku Paulina?
 - W najlepszym. To naprawdę ładne miejsce. Podoba mi się. Cisza aż w uszach dzwoni, ale to pozytywne, bo pozwala się skupić.
 - Dyrektorka zapewniła mnie, że jak tylko będziesz się czuła dobrze i będziesz miała ochotę na spacer, to Kasia z tobą pójdzie – powiedział Alex. - Lubisz ją prawda?
 - Tak, to miła osoba – potarła dłonie. – Trochę zmarzłam.
 - W takim razie wracajmy, bo rzeczywiście chłodno – Alex ujął ją pod ramię.
Wrócili do ośrodka. Tam Ula ponownie pomogła jej się przebrać w piżamę.
 - Będziemy się zbierać Paula. Musimy wracać do pracy – Marek wstał z krzesła i założył płaszcz. – Postaramy się odwiedzić cię znowu, jak tylko będziemy mieć mniej na głowie. Ty pamiętaj. Nadal słuchaj lekarzy i zachowaj spokój. Tylko dzięki temu będziesz mogła opuścić to miejsce.
 - Wiem Marek. Przecież się staram. Żebym jeszcze mogła przypomnieć sobie wszystko i poskładać do kupy, byłabym o wiele spokojniejsza.
Ula podeszła do niej kładąc rękę na ramieniu i mówiąc łagodnym, cichym głosem.
 - Cierpliwości Paula, cierpliwości. Na pewno tak się stanie i wkrótce będziesz wiedziała wszystko. Trzymaj się i walcz. Do zobaczenia.

 - I co myślicie o tym wszystkim? – spytał Marek, kiedy wracali do Warszawy. – Chciałbym, żeby pozostała już taka, jak była dzisiaj. Spokojna i zrównoważona. Nigdy taka nie była. Nawet w dzieciństwie. Pamiętasz Alex? Wszystko musiało być, tak jak ona chciała. Jak tylko próbowaliśmy się przeciwstawić, tupała nogą i głośno wyłuszczała swoje racje.
 - Tak… pamiętam. Terroryzowała nas. Nawet nie zdawaliśmy sobie wtedy sprawy, że siedzi w niej ta okropna choroba. Przecież już wtedy była impulsywna, nerwowa i bardzo zaborcza. Twoi rodzice jej ustępowali. Kochali ją. Zastępowała im córkę, której nigdy nie mieli i na wiele jej wybryków patrzyli przez palce. Ta pobłażliwość nie przyniosła dobrych rezultatów. Wyrosła na dumną kobietę, świadomą swojej wartości, kompletnie pozbawioną tolerancji i głębszych uczuć. Sam taki byłem, ale przecież nie od początku.
 - Za to cię przepraszam Alex, bo wiem, że stałeś się taki z mojego powodu. Gdybym nie był wtedy pijany…
 - Nie mówmy już o tym – przerwał mu. – Było, minęło, a ja nie chcę już do tego wracać. To zamknięty rozdział mojego życia. Teraz mam na głowie Paulinę i to na niej chcę się skupić.
Ula przysłuchiwała się ich rozmowie, lecz nie bardzo rozumiała, o czym mówią. Nie znała tej historii z lat ich młodości. Nawet nie była pewna, czy chce ją poznać. Musiało być to jednak coś na tyle strasznego, że zrobiło z Febo największego wroga Marka.
Dojechali do firmy. Po rozstaniu z Alexem wrócili do przerwanej pracy. Nawet nie zauważyli, że zegar wskazuje siedemnastą. Zorientowali się dopiero, gdy w drzwiach ujrzeli ubraną do wyjścia Violettę.
 - A wy, co? Zamierzacie tu nocować? Piąta jest.
 - Już? W takim razie i my się zbieramy. Koniec na dzisiaj. A ty leć, pewnie Sebastian na ciebie czeka.
Kiedy wyszła zebrali w pośpiechu swoje rzeczy i zamknęli gabinet.
 - Chodź skarbie. Odwiozę cię do domu i pogadamy jeszcze po drodze. Muszę ci coś wyjaśnić.

Jechali już dobrą chwilę. Włączył cicho radio wsłuchując się w takty spokojnej muzyki. Zerknął na Ulę. Była zamyślona.
 - Ula? Chcę ci wyjaśnić to, o czym mówiłem Alexowi, jak wracaliśmy od Pauliny. – Oderwana od własnych myśli pogładziła go po dłoni.
 - Nie musisz mi nic wyjaśniać. To są wasze sprawy, a ja niekoniecznie chcę je znać.
 - Ja chcę, byś o nich wiedziała. Już dawno temu przyrzekłem sobie, że nie będzie między nami żadnych tajemnic. Kilka lat temu, jeszcze za czasów studenckich poznałem Julię. Studiowała na tym samym roku, co ja, tylko w innej grupie. Była szczupłą blondynką o niebieskich oczach i delikatnych rysach twarzy. Zaczęliśmy się spotykać. Nie trwało to długo. Moja rogata i przekorna natura, a także chęć przeżycia przygody z innymi dziewczynami spowodowała, że rozstaliśmy się. Julia nie mogła znieść mojego szalonego trybu życia. Pragnęła stabilizacji i trwałego związku. Ja nie potrafiłem wtedy jej tego dać. W niedługi czas potem zobaczyłem ją z Alexem. Dowiedziałem się, że zakochał się w niej jeszcze w czasie, kiedy my byliśmy ze sobą, ale nie wchodził nam w drogę. Był moim najlepszym przyjacielem, a przyjaciele nie odbijają sobie dziewczyn. Co ciekawe, Julia odwzajemniła jego uczucie i wydawało się, że zostaną ze sobą na zawsze. Nie widziała poza nim świata, a on całował niemal ślady jej stóp. Ich związek dojrzał i okrzepł. Stali się nierozłączni. Którejś soboty poszliśmy z Sebastianem do klubu. Mieliśmy ochotę się upić. To była szalona noc. W tym klubie natknęliśmy się na Julię. Byłem zdumiony, że jest sama, bez Alexa. Wyjaśniła, że pojechał na kilka dni do Mediolanu, a ona miała ochotę na drinka. Upiliśmy się wszyscy i straciliśmy kontrolę. Odwoziłem ją taksówką do mieszkania, które dzieliła z Alexem. Nie wiem, co w nas wtedy wstąpiło. Kiedy otworzyła drzwi dosłownie rzuciliśmy się na siebie. Wylądowaliśmy w łóżku. Tak zastał nas Alex, który skrócił swój pobyt we Włoszech i wrócił wcześniej. Nie powiedział słowa. Wyszedł z mieszkania i włóczył się przez resztę nocy po Warszawie. My oprzytomnieliśmy w sekundzie uświadamiając sobie, jak wielkie świństwo mu zrobiliśmy. Julia została, a ja wróciłem do domu. Następnego dnia dowiedziałem się, że Febo kazał się jej spakować i wynieść. Płakała błagając go o wybaczenie, ale był nieugięty. Od tamtego czasu bardzo się zmienił. Zrobił się podły, niedostępny i ciągle robiący mi pod górkę. Jeszcze do niedawna knuł i intrygował przeciwko mnie. Robił rozmaite szwindle, byle by mnie tylko pogrążyć. Ta historia z Pauliną spowodowała, że powrócił dawny Alex i może jeszcze to, że wyciągnąłem pomocną dłoń. Jak widzisz, grzechy młodości ciągnęły się za mną aż do tej pory. Paulina nigdy się nie dowiedziała, dlatego nie rozumiała tych animozji, które zrodziły się między nami. Czułem się z tym okropnie. Wiele razy prosiłem go o wybaczenie. Nigdy się nie zgodził. Dopiero teraz odpuścił. Mnie to cieszy. To tak, jakby wielki głaz spadł mi z serca. Męczyła mnie ta sytuacja.
Zapadła cisza. Ula była zszokowana tą historią. Nie rozumiała, jak Marek w ogóle mógł dopuścić się takiego ohydnego czynu. Przecież wiedział, że to dziewczyna jego najlepszego przyjaciela.
 - Byłeś kompletnie nieodpowiedzialnym człowiekiem – powiedziała cicho. – Jeszcze do niedawna taki byłeś. Mam nadzieję, że wyciągnąłeś z tej historii wnioski i nigdy nie postawisz mnie w podobnej sytuacji. Alex ci wybaczył. Ja nigdy bym tego nie zrobiła. Na pewno cierpiałabym bardzo, ale nie mogłabym z tobą być, ani zaufać ci ponownie. To zbyt ciężki kaliber czynu, bym była w stanie o tym zapomnieć.
 - Wiem Ula. Ja nigdy już nie dopuściłbym do takiej sytuacji. Za bardzo cię kocham, bym mógł posunąć się do zdrady. Dzięki tobie zmieniłem się i stałem lepszym człowiekiem. Nie obawiaj się. Nic takiego nigdy się nie zdarzy – zapewnił.
Podjechał pod dom Cieplaków i zaparkował przed bramą. Pomógł jej wysiąść.
 - Może wejdziesz jeszcze na herbatę? Nie jest tak późno, a Betti na pewno się ucieszy. Chodź. Mam jeszcze ciasto, które tak smakowało ci ostatnio.
Objął ją wpół i pocałował.
 - Jesteś kusicielką, wiesz? - przytulił ją do swego boku i pomaszerował wraz z nią do domu. Betti na ich widok wydała z siebie przeraźliwy pisk i zawisła na szyi Marka.
 - Zrobiłeś mi wielką, ogromną niespodziankę - cmoknęła go w policzek. – Tęskniłam za tobą.
 - Ja za tobą też iskierko.
Przywitał się z męską częścią rodziny. Uśmiechnięty Józef już zapraszał ich do kuchni.
 - Dobrze, że jesteście. Podgrzałem gołąbki, a wy pewnie bez obiadu. Zjecie, prawda?
 - Zjemy tato. Marek też zgłodniał.
Zasiedli do stołu w dobrych humorach. Szczególnie Marek. Trochę był zestresowany opowiadając Uli tę niemiłą i mało chwalebną historię ze swojego życia. Atmosfera tego domu sprawiła, że rozluźnił się i uległ jej całkowicie. Ze smakiem pałaszowali tę specjalność Cieplakowej kuchni. Marek mruczał pod nosem z zadowolenia.
 - Pyszne… Po prostu ambrozja. Nawet dania w „Baccaro” nie mogą się z tym równać. Po obiedzie Ula zrobiła im herbaty i ukroiła po kawałku ciasta. Siedzieli u niej w pokoju do późnego wieczora. W końcu spojrzał na zegar, który pokazywał godzinę dwudziestą trzecią.
 - Matko Boska, Ula! Jak jest późno. Nie wstaniemy jutro. Zbieram się. Nie będę miał pretensji, jak przyjedziesz jutro później. Lecę skarbie – przylgnął do jej ust i pocałował czule.
Wybiegł z domu i odpalił samochód. Nie mógł jechać zbyt szybko, bo zaczął prószyć pierwszy tego roku śnieg a on nadal miał letnie opony. Powinien jechać do serwisu, by je zmienili. Ciągle jednak nie było na to czasu. Postanowił załatwić to jutro.
Zanim dojechał do Warszawy, śnieg rozpadał się intensywnie pokrywając białą kołdrą miasto. Włączył wycieraczki, które zaczęły pracowicie odgarniać biały puch z przedniej i tylnej szyby. Dojechał na Sienną i zaparkował przed budynkiem. Wysiadł z auta ślizgając się na cienkich podeszwach butów. Nie uszedł nawet paru kroków, gdy zachwiał się na wystającym krawężniku i bezwładnie runął na ziemię. Poczuł przeszywający ból w prawej nodze i ręce. Usiłował się podnieść, ale ból był nie do zniesienia. Wyciągnął z kieszeni komórkę i wybrał numer pogotowia. Ułożył się na lewym boku i czekał. Czas wlókł się niemiłosiernie. Dygotał z zimna i bólu na całym ciele. Wreszcie usłyszał sygnał karetki. Zatrzymała się przed wejściem to budynku. Krzyknął, dając znak sanitariuszowi, w którym jest miejscu. Podbiegli do niego we dwóch. Lekarz zbadał jego kończyny i stwierdził.
 - Złamał pan jedno i drugie. Musimy założyć gips. Zabieramy pana.
Umieścili go na noszach i ostrożnie umieścili we wnętrzu karetki.
Na izbie przyjęć był spory ruch. Było wiele złamań. Jego ręka i noga były mocno opuchnięte. Krzyczał, kiedy chirurg nastawiał mu złamane kości. Zagipsowano mu całą rękę i nogę do połowy uda.
 - Przyjechał pan z kimś? – spytał lekarz.
 - Nie, jestem sam. Jeśli pan pozwoli zadzwonię po kogoś, kto odwiezie mnie do domu.
 - Oczywiście. Proszę bardzo.
Zastanawiał się przez chwilę, do kogo zadzwonić. Nie chciał niepokoić ojca. Sebastian też nie wchodził w rachubę. Zanim ruszyłby się z domu, musiałby odpowiedzieć Violetcie na miliony pytań. W końcu wybrał numer do Alexa. Odebrał po kilku sygnałach i zaspanym głosem wymamrotał.
 - Halo…
 - Przepraszam Alex, że cię obudziłem, ale nie wiedziałem do kogo zadzwonić. Potrzebuję pomocy. Wracałem od Uli i wychodząc już z samochodu przewróciłem się. Połamałem rękę i nogę. Jestem na izbie przyjęć w szpitali na Orzyckiej. Mógłbyś po mnie przyjechać? Ja nawet nie mogę iść o kulach. Wszystko mnie boli.
 - O cholera – zaklął Febo z drugiej strony. – Czekaj cierpliwie, ja niedługo się zjawię. – Marek rozłączył się i spojrzał na lekarza.
 - Załatwione. Zaraz ktoś po mnie przyjedzie.
 - Dobrze. Dostanie pan jeszcze zastrzyk przeciwbólowy i kilka tabletek do domu. Zażyje pan w razie mocnego bólu.
Lekarz wraz z pielęgniarką pomogli mu przenieść się na wózek inwalidzki i wywieźli do poczekalni. Przysypiał, gdy poczuł potrząsanie za ramię. Ocknął się i spojrzał na stojącego przy nim Alexa.
 - Jesteś już… Trochę mi się przysnęło.
 - Nieźle się urządziłeś – skwitował Alex. - Dobra zwijamy się stąd.
Pchnął wózek i podjechał nim aż pod drzwi swojego BMW. Otworzył je i pomógł wgramolić mu się na przednie siedzenie, które odsunął maksymalnie do tyłu tak, by mogła się zmieścić opatulona w gips, sztywna noga Marka. Odwiózł wózek z powrotem na izbę i już po chwili obrał kierunek na Sienną.




ROZDZIAŁ 16        +18


Dojechali. Alex otworzył drzwi od strony Marka i pomógł mu wysiąść. Ten zarzucił rękę na jego ramię i wolno, kuśtykając i podskakując na jednej nodze dotarł do wind. Wjechali na dwunaste piętro. Alex był tu po raz pierwszy. Wyciągnął z kieszeni Marka klucz i otworzył drzwi. W przedpokoju Marek opadł na stojącą tam komodę.
 - Poczekaj Alex… Mam pomysł – wysapał. – Przejdź tam na lewo do pokoju. Stoi tam biurko a przy nim fotel na kółkach. Usiądę na nim i nie będziesz się musiał tak szarpać. – Alex kiwnął głową.
 - Dobry plan. Zmachałem się trochę, a ty jeszcze bardziej.
Poszedł we wskazanym przez Marka kierunku i już po chwili pojawił się z krzesłem obrotowym. Posadził go na nim i spytał.
 - To gdzie teraz?
 - Do sypialni. Jest za tym pokojem, w którym byłeś. Muszę się przebrać. Spociłem się jak szczur.
Pomógł mu z piżamą, co nie było proste, bo rękę umieszczono na temblaku a noga była całkowicie sztywna. Udało się. Zerknął na zegarek. Marek zauważył to.
 - Może byś został? Nie ma sensu żebyś wracał. Jest trzecia nad ranem. W szafie jest pościel. Możesz przespać się na kanapie w salonie. Jest bardzo wygodna.
 - Tak… Tak chyba będzie najrozsądniej. Nie zostawię cię przecież samego. Chcesz coś do picia? Będziesz brał jakieś leki?
 - Nie. Już nie chcę niczego. I tak zrobiłeś bardzo wiele. Dziękuję.
 - Nie ma za co. Przynajmniej mogłem się zrewanżować w jakiś sposób. Dobra. To ja biorę pościel i idę, a ty spróbuj pospać. Na razie.
Była szósta rano, gdy obudził go ból. Skrzywił się i przetarł powieki. Zobaczył na nocnej szafce szklankę z wodą i tabletki. Uśmiechnął się. – Alex musiał to przynieść, kiedy już spałem - sięgnął po telefon komórkowy i wybrał numer Uli. Odebrała niemal natychmiast i usłyszał w słuchawce jej niespokojny głos.
 - Marek? Co się stało? Dlaczego dzwonisz tak wcześnie?
 - Nie denerwuj się kotku, ale miałem wczoraj niemiłą przygodę.
 - Miałeś wypadek? – jej głos przybrał wysoki ton i był na granicy paniki.
 - Miałem, ale nie samochodowy. Przewróciłem się pod domem i złamałem nogę i rękę. Do trzeciej nad ranem byłem na pogotowiu. Zadzwoniłem do Alexa i on przywiózł mnie do domu. Został na noc, ale będzie musiał iść do pracy. Jesteś mi potrzebna, bo nawet nie mogę nic koło siebie zrobić. Przyjedziesz? Zadzwonię do ojca, żeby dał ci kilka dni wolnego i poproszę Sebastiana, by po ciebie przyjechał.
 - O Boże! – jęknęła. – Oczywiście, że przyjadę i zostanę. Nie mogę zostawić cię samego w takim stanie. Zaraz porozmawiam z tatą. Na pewno zrozumie.
 - Dziękuję kochanie. Ja zaraz dzwonię do ojca i do Seby i odezwę się jeszcze. Czekaj na telefon.
Rozłączył się i wybrał numer seniora. Krzysztof był nieco zdziwiony telefonem o tak wczesnej porze, ale Marek wytłumaczył mu, w czym rzecz.
 – Tato, ja będę musiał przez sześć tygodni nosić ten gips. Minie trochę czasu nim zorganizuję sobie jakąś pomoc. Chciałem cię prosić, by Ula, choć przez tydzień była ze mną. Sam sobie nie poradzę. Dasz radę mnie zastąpić? Nie ma zbyt wiele roboty. Zresztą będzie Sebastian i Alex. Na pewno ci pomogą. Violetta też nie odmówi. Bardzo podciągnęła się od jakiegoś czasu i pilnuje swoich obowiązków.
 - Dobrze synu. Nie ma problemu. Ula już wie?
 - Wie. Zgodziła się zostać ze mną. Sebastian zaraz po nią pojedzie.
 - Dobrze w takim razie. Uważaj na siebie. Postaramy się wpaść do ciebie z mamą. Przywieziemy jakieś jedzenie.
 - Dziękuję tato. Rozłączam się, bo muszę jeszcze zadzwonić do Seby. Na razie.
Jego najlepszy przyjaciel był zdumiony tymi niewesołymi nowinami. Obiecał, że natychmiast jedzie do Rysiowa i przywiezie Ulę. Pogonił Violettę i pół godziny później wyjeżdżali z Warszawy.

 - Tato? – Ula wpadła do kuchni, jak oparzona. – Właśnie dzwonił Marek. Przewrócił się wczoraj tak nieszczęśliwie, że złamał rękę i nogę. Leży w domu zapakowany w gips. Obiecałam mu, że zaopiekuję się nim. Poradzicie tu sobie beze mnie?
Cieplak, stanął jak słup soli słuchając tych rewelacji.
 - O mój Boże. Oczywiście. Musisz przy nim być. O nas się nie martw. My damy sobie radę. Jest przecież Jasiek.
 - Ale pamiętaj. Jakby się coś działo, to dasz mi znać. Zresztą ja i tak będę dzwonić codziennie, bo nie byłabym spokojna. Muszę spakować trochę rzeczy i… - usłyszała dźwięk komórki. – To pewnie Marek.
 - Halo, Marek i co?
 - Kochanie, Seba już jest w drodze. Spakuj trochę rzeczy, on powinien być za pół godziny. Jest z nim Viola. Pomogą ci.
 - Dobrze. Masz pełną lodówkę? Jeśli nie to po drodze zrobię jakieś szybkie zakupy.
 - W lodówce dość mizernie, więc jakbyś mogła, byłbym wdzięczny.
 - Dobrze, to załatwione. Idę się pakować. Na razie.
Powrzucała najpotrzebniejsze rzeczy do niedużej torby i ubrała się szybko. Józef wyszedł z kuchni wręczając jej reklamówkę.
 - Masz tu Ula trochę zamrożonych pierogów. Ostatnio narobiłaś tyle, że mamy co jeść na kolejne dwa tygodnie. Przynajmniej dzisiaj nie będziesz się głowić nad obiadem.
 - Dzięki tato, myślisz o wszystkim.
Zadzwonił dzwonek. Otworzyła szybko drzwi i ujrzała w nich Violę i Sebastiana.
 - Witajcie kochani. Ja jestem już prawie gotowa. Seba weźmiesz torbę? Ja tylko włożę buty i płaszcz i możemy ruszać. Obiecałam też Markowi, że zatrzymamy się przed jakimś sklepem i zrobię mu zakupy. Jego lodówka świeci pustkami.
 - Spokojnie Ula. Wszystko załatwimy. Nie denerwuj się, bo jemu już nic nie grozi. Leży spokojnie w łóżku a Alex go pilnuje.
Wzięła głęboki oddech. Ucałowała ojca mówiąc mu, że będą w kontakcie.
Zatrzymali się przed centrum handlowym. Sebastian postanowił zaczekać w samochodzie, a ona z Violą ruszyła do sklepowych półek. Mięso, wędlina, jajka, pieczywo, sery, trochę ogórków i pomidorów, nieco jarzyn. Resztę dokupi już na miejscu. Nie było ludzi przy kasach, więc załatwiły to szybko. Spakowały zakupy do reklamówek i wróciły do samochodu. Już bez przeszkód dojechali na Sienną.
Drzwi otworzył Alex i odebrał od dziewczyn ciężkie torby z zakupami. Zaniósł je prosto do kuchni. Ula poszła za nim i z lękiem w oczach spytała.
 - Alex, co z nim?
 - Nie obawiaj się Ula. Połamał się, ale nic mu nie zagraża, jedynie sześć tygodni w gipsie. Idź do niego. Czeka na ciebie.
 - Bardzo ci dziękuję, że byłeś przy nim. Nie darowałabym sobie, gdyby coś gorszego mu się stało. Już i tak wystraszył mnie dzisiaj. Idę do niego. Zaraz was zawołam.
Weszła cicho do sypialni. Leżał z przymkniętymi powiekami. Przycupnęła na krawędzi łóżka i pogładziła jego szorstki policzek. Otworzył oczy i uśmiechnął się do niej cudnie.
 - Jesteś kotku. Daj mi buziaka, stęskniłem się za tobą.
Przylgnęła do jego ust.
 - Bardzo się martwiłam.
 - Jest naprawdę dobrze. Alex bardzo mi pomógł. Wyrwałem go ze snu w środku nocy. Zawołaj ich tu, dobrze? Muszę im coś przekazać.
Wyszła z pokoju by po chwili wrócić z całą ferajną. Przywitali się z nim a Viola nie była by sobą, gdyby nie skomentowała.
 - O matulu! Wyglądasz, jak mumia. – Roześmiał się na całe gardło a inni mu zawtórowali.
 - I tak samo się czuję. Posłuchajcie. Rozmawiałem rano z ojcem. Opowiedziałem mu o wszystkim. Wie, że nie będzie mnie blisko dwa miesiące. Trochę się martwię bo, jak wiecie z jego zdrowiem nie jest najlepiej. Obiecał mi jednak, że będzie doglądał działu. Niezależnie od tego chciałem cię prosić Seba, byś pomagał mu w miarę swoich możliwości, podobnie Ty Viola. Ciebie Alex nie śmiem o to prosić, bo wiem, że masz dużo spraw na głowie. – Febo żachnął się.
 - No mam, ale przecież nie zostawię go samego. Pomogę i ja, jeśli tylko zajdzie taka potrzeba. Mogę przejąć działkę Uli. Wiem, że to ona prowadzi u ciebie finanse.
 - Naprawdę mógłbyś to zrobić? – Ula wyglądała na zaskoczoną.
 - Pewnie. Jak ja będę potrzebował zastępstwa, to będziesz się mogła zrewanżować, zgoda? – Uśmiechnęła się promiennie.
 – Co tylko zechcesz. Dziękuję ci. Viola pokaże ci wszystko, bo jest na bieżąco.
Marek obrzucił ich spojrzeniem.
 - Nawet nie wiecie, jak bardzo serce mi rośnie, gdy na was patrzę. Zrozumiałem dzisiaj, że mam oddanych, prawdziwych przyjaciół, na których zawsze mogę liczyć. Chcę was też zapewnić, że zarówno na moją pomoc, jak i Uli, również możecie liczyć. Bardzo wam za wszystko dziękuję. Seba, wy jedźcie do biura, a ty Alex powinieneś chyba jeszcze pospać, bo mało snu miałeś dzisiaj. Zadzwoń do ojca i weź wolne za dzisiejszy dzień. Pewnie pojedziesz jeszcze do Pauliny. Musisz być wypoczęty. Pozdrów ją od nas i opowiedz, co się stało. Przeproś też, że nie przyjedziemy tak prędko. Być może pojedzie któregoś dnia sama Ula.
 - W porządku. Przekażę. A ty się kuruj i zdrowiej. Może uda mi się załatwić dla ciebie jakiś wózek. Uli byłoby łatwiej cię przemieszczać. To ja lecę w takim razie. Trzymajcie się.
 - My też jedziemy. Może wpadniemy jutro, jak trochę odsapniesz. Na razie.
Ula wyszła wraz z nimi i zamknęła drzwi. Wróciła do sypialni i delikatnie przytuliła się do niego.
 - Bardzo się wystraszyłam. Już myślałam, że to wypadek samochodowy i twój stan jest poważny. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby ci się coś stało. Nie umiałabym bez ciebie żyć.
Spojrzał w jej szklące się od łez błękitne oczy i pogładził dłonią mokry policzek.
 - Nie płacz skarbie. Kości się zrosną i będzie wszystko dobrze. Nie byłem przygotowany na taką pogodę. Jak dojeżdżałem do Warszawy rozpętała się prawdziwa śnieżyca. Miałem na nogach półbuty, a one mają cienkie i śliskie podeszwy. Nie utrzymałem równowagi na tym śniegu i runąłem jak długi. Myślę, że gdyby nie fakt, że uderzyłem w krawężnik, pewnie nie połamałbym się aż tak.
 - Bardzo cię boli?
 - Już nie tak bardzo. Wziąłem proszek i ból powoli mija. Mam do ciebie prośbę. Chciałbym się umyć. Pomożesz mi? Jestem spocony i nie czuję się z tym komfortowo. Podsuń to krzesło a ja spróbuję na nim usiąść. Pociągniesz mnie do łazienki. Tak będzie najłatwiej.
Wepchała krzesło wraz z siedzącym na nim Markiem do łazienki i ustawiła blisko umywalki. Wstał z niego chwytając się jej. Podała mu szczoteczkę do zębów i pastę. Sama wzięła kąpielowy ręcznik, żel pod prysznic i gąbkę. Namoczyła ją, skropiła żelem i zaczęła myć jego ciało uwolnione z piżamy. Starała się nie zmoczyć gipsu. Wytarła go do sucha i usadziła z powrotem na krześle.
 - Zaczekaj tu trochę. Pójdę po czyste bokserki i świeżą piżamę.
Przebranego zawiozła do salonu. Uprzątnęła pościel, w której spał Alex i pomogła mu usiąść na kanapie.
 - Przyniosę koc i okryję cię nim. Przynajmniej będziesz tu blisko mnie i nie będziesz się nudził. Ja pościelę w sypialni a potem rozpakuję zakupy. Masz tu pilot, może jest coś ciekawego w telewizji.
Przyciągnął ją do siebie zdrową ręką i wpił się w jej usta.
 - Jesteś aniołem. Kocham cię – uśmiechnęła się aż pojaśniały jej oczy.
 - Ja też cię kocham mój nieszczęśliwy połamańcu. Teraz jednak puść mnie. Mam trochę roboty.
Zebrała nieświeżą pościel i przebrała nową. Włączyła pralkę i poszła do kuchni. Nastawiła expres do kawy i wyciągnęła z siatek zakupy. Ułożyła je w lodówce i zabrała się za śniadanie, którego jeszcze nie jedli. Ustawiła na tacy kubki z parującą kawą, talerzyk z tostami i jajecznicą.
 - Marek! Śniadanie!
Usiadł wygodnie i podsunął bliżej szklany stolik stojący przy kanapie. Po chwili delektowali się smacznym posiłkiem.
 - Jajecznica, pycha. Wszystko jest pyszne. – Roześmiała się widząc jego rozanieloną minę.
 - Chyba mocno zgłodniałeś po tej przykrej przygodzie.
 - No zgłodniałem, ale najbardziej marzyłem o dobrej kawie. Już nic mi do szczęścia nie potrzeba. Najważniejsze, że jesteś tu ze mną.

Wieczorem przyjechali Dobrzańscy. Helena aż załamała ręce widząc swojego jedynaka w takim stanie. Musiał ją uspokoić, że to tylko tak groźnie wygląda i jest mało komfortowe, bo nie jest w stanie nic koło siebie zrobić. Na szczęście jest Ula i bardzo pomaga.
Zaczęły obie rozmawiać, jak podzielić się obowiązkami, by nie zostawiać Marka samego. Ustaliły, że przez ten tydzień Ula z nim będzie, a potem wróci do pracy i będzie dojeżdżać do niego popołudniami. Musi tylko powiedzieć o tym ojcu, że nie będzie nocować w domu przez dłuższy czas i jeździć tam tylko na weekendy, by posprzątać im trochę i coś ugotować. Helena miała zastępować ją do popołudnia, aż do powrotu z pracy. Podzieliły się też kluczami do mieszkania, by nie zmuszać Marka to ciągłego otwierania im drzwi.
 - Uleńko, ja całkiem zapomniałam. Zosia nagotowała wam trochę pyszności. Jest nawet ciasto. Zabierz te torby dziecko z przedpokoju i wypakuj.
 - Bardzo dziękujemy pani Heleno. Proszę podziękować Zosi w naszym imieniu. Zaraz to wypakuję.
Po odjeździe rodziców Marka zadzwoniła do domu. Opowiedziała ojcu, jak wygląda sytuacja i co ustaliły z Heleną. Józef okazał się bardzo wyrozumiały.
 - O nic się córcia nie martw. Najważniejsze, żeby Marek wyzdrowiał. My będziemy za tobą tęsknić, ale poradzimy sobie. Będziesz przecież przyjeżdżać na sobotę i niedzielę. Nie będzie tak źle. Uściskaj od nas wszystkich Marka i życz mu szybkiego powrotu do zdrowia.
 - Dziękuję ci tato. Jesteś kochany.
Wytarła ostatnie talerze i poszła pod prysznic. Wsunęła się potem do łóżka i przytuliła do jego boku. Przylgnął ustami do jej skroni.
 - Zmęczona jesteś, co?
 - Nie… Nie tak bardzo. Jutro pośpimy dłużej i wypoczniemy.
 - A ja jestem nieszczęśliwy – stwierdził ze smutkiem. Zdumiało ją to wyznanie. Uniosła się na łokciu i spojrzała mu w twarz.
 - Nieszczęśliwy? Dlaczego nieszczęśliwy?
 - Dlatego, że mam cię tak blisko, na wyciągnięcie ręki a nie mogę kochać się z tobą. Nie wiem, jak ja wytrzymam te sześć tygodni? – westchnął teatralnie. Zarumieniła się.
 - Marek… - powiedziała z wyrzutem. - Nawet w takiej sytuacji myślisz tylko o jednym… - Roześmiał się.
 - A jak mam nie myśleć, kiedy płonę z pożądania i nie mogę się ruszyć przez ten cholerny gips?
 - Jakoś wytrzymasz, a potem odbijemy to sobie.
 - Obiecujesz?
 - Obiecuję.

Był czwartek. Jutro po południu miała jechać do Rysiowa. Umówiła się z Heleną, że wróci w niedzielę wieczorem. Do tego czasu, to właśnie Dobrzańska miała trwać na posterunku. Marek czuł się już dobrze. Ręka i noga przestały boleć. Nawet zaczął kuśtykać sam po mieszkaniu opierając się o sprzęty. Jednak Ula ciągle mu powtarzała, żeby oszczędzał nogę i nie forsował się zbytnio. Nosiło go i nie potrafił sobie znaleźć miejsca.
 - Kręcisz się, jakbyś miał robaki. Posiedź na miejscu chociaż przez godzinę – marudziła.
 - Kochanie, kiedy mi się nudzi. W telewizji nic nie ma, a gazety wszystkie przeczytałem.
 - Jesteś gorszy niż dziecko – powiedziała z wyrzutem. – Naprawdę nie wiem, jak my wytrzymamy z tobą te pięć kolejnych tygodni. Zrób miejsce na stole i uprzątnij te gazety. Zaraz podaję kolację.
Podała mu kubek z gorącą herbatą i postawiła przed nim stos kanapek.
 - Wcinaj.
 - A ty? Nie będziesz jeść?
 - Będę. Pójdę tylko po swoją herbatę.
Usiadła przy nim i zamyśliła się. Najgorsze zacznie się dopiero w przyszłym tygodniu. Wraca do pracy, a po niej przejmuje obowiązki od Heleny. Jeszcze dochodzi do tego Rysiów. Miała nadzieję, ze uda jej się pogodzić wszystko tak, żeby nikogo nie zawieść.
 - Ula jedz. Jesteś jakaś nieobecna – głos Marka wyrwał ją z tych rozmyślań.
 - Tak, tak… Już jem.
Zmyła talerze po kolacji i poszła z nim do łazienki, by pomóc mu się umyć. Potem sama weszła pod odprężający prysznic. Czuła się zmęczona. Wbrew pozorom takie siedzenie w domu też potrafi dać w kość. Właściwie to cały dzień była na nogach. Jeśli nie pomagała Markowi, ciągle coś wycierała, sprzątała, albo siedziała w kuchni przygotowując im posiłki. Może to tylko tak na początku? Musi się po prostu przyzwyczaić. Będzie dobrze.
Wytarła się do sucha i ubrana w nocną koszulę powędrowała do sypialni. Wtuliła się w niego jak zwykle, a on objął ją ramieniem.
 - Chce mi się seksu – jęknął żałośnie. – Jeśli tego nie zrobimy, to chyba mnie rozerwie.
 - Jak chcesz to zrobić? Ja się boję, że niechcący zrobię ci krzywdę.
 - Nie zrobisz. Mnie już nic nie boli.
Podciągnął ją tak, że leżała na jego brzuchu. Zdrową ręką ściągnął jej koszulę. Objęła mu biodra nogami i ostrożnie zsunęła spodnie od piżamy. Pod dłonią poczuła jego męskość. Był pobudzony. Jęknął. Gładził jej pośladki i plecy całując jednocześnie zachłannie jej pełne usta. Był u kresu wytrzymałości.
 - Zrób to za mnie kochanie, błagam.
Uklękła i delikatnie połączyła ich. Zaczęła się wolno poruszać. Z zachwytem patrzył na jej zgrabnie falujące przy każdym ruchu piersi. Mógł głaskać je tylko na przemian jedną ręką i drażnić sterczące z podniecenia sutki. Zjechał dłonią niżej i wdarł się w to wrażliwe miejsce. Przeszedł ją dreszcz. On nie przestawał pieścić jej wnętrza. Otworzyła usta. Ta rozkosz była nie do zniesienia. Przymknęła oczy i znacznie przyspieszyła. Czuła, jak nadciąga ogromna fala słodkiej błogości. Przelała się przez nią aż krzyknęła. Nie przestała jednak się poruszać, choć skurcz za skurczem rzucał jej ciałem. I on je poczuł. Spełnił się w chwilę po niej i głęboko odetchnął. Poczuł wielką ulgę, bo to napięcie narastało w nim od kilku dni. Przytulił ją mocno do siebie.
 - To było coś wspaniałego skarbie. Jestem szczęśliwy.
Leżała na nim oddychając ciężko. On nadal w niej tkwił. Po chwili podniosła się i z filuterną miną zaczęła się poruszać ponownie. Widziała jaki jest zdziwiony, ale podjął tę grę. Tym razem również spełnili się niemal jednocześnie. Była zmęczona. Zsunęła się z niego przytuliła do jego boku.
 - Dziękuję kochanie. Naprawdę nie spodziewałem się…
Cmoknęła go w policzek.
 - To był bonus za twoje marudzenie. Teraz śpijmy. Jestem zmęczona i śpiąca. Dobranoc.
 - Dobranoc kotku.

W piątkowe późne popołudnie na Sienną zawitali Dobrzańscy. Ula była już gotowa do drogi. Sprawdziła wcześniej w Internecie połączenia z Rysiowem. Teraz czekała już tylko na rodziców Marka. Przywitała ich serdecznie. Helenie objaśniła gdzie, co jest. W końcu zaczęła się ubierać. Ubrana podeszła do Marka i przytuliła się do niego.
 - Bądź grzeczny kochany i nie marudź za bardzo. Mama nie ma tyle cierpliwości, co ja. – Uśmiechnął się do niej smutno.
 - Będę za tobą tęsknił. Już tęsknię.
 - Nie będziesz. Przyjadę w poniedziałek po pracy i zmienię mamę. Wiesz, że w Rysiowie też na mnie czekają.
 - Wiem kotku, ale i tak będzie tu pusto bez ciebie.
 - Ula? – odezwał się Krzysztof. – Nie idź na autobus. Ja cię odwiozę.
Zaskoczył ją.
 - Ja bardzo dziękuję panie Krzysztofie, ale to naprawdę kawał drogi.
 - I właśnie dlatego nie powinnaś się tłuc autobusem dziecko. Zanim dojedziesz zapadnie ciemna noc. Samochodem będzie szybciej. Marek ma dobrą opiekę i nic tu po mnie. Helenko, – zwrócił się do żony – ja nie będę tu już wracał i pojadę prosto do domu, jak tylko odwiozę Ulę.
 - Dobrze Krzysiu. My damy sobie radę.
 - Trzymaj się synu i nie terroryzuj matki – Krzysztof uścisnął Markowi dłoń.
 - Nie obawiaj się tato. Ty za to zawieź mój skarb szczęśliwie do domu.
Wyszli na parking i wsiedli do samochodu Krzysztofa. Zanim ruszył, powiedział
 - Mam tu takie sprytne urządzenie, które poprowadzi nas najkrótszą drogą do Rysiowa. Jaki to numer Uleńko?
 - Rysiów osiem.
 - No to ruszamy – wyjechał ostrożnie z parkingu i obrał kierunek, jaki podpowiadał GPS.




ROZDZIAŁ 17


Od wczesnego, sobotniego ranka, aż po niedzielne popołudnie harowała jak wół. Dotarła do każdego zakamarka, do każdego kąta, który porządnie umyła. Przy pomocy Jaśka uporała się z oknami, a brudną zmianę pościeli wsadziła do pralki. Ta ostatnia chodziła na okrągło, bo były też ubrania ich wszystkich, które należało wyprać. Wreszcie dom pachniał świeżością, a ona mogła się poświęcić gotowaniu. Józef wraz z małą Betti zaopatrzony w kartkę ze spisem produktów, udał się do sklepu. Każdy miał co robić i nikt nie narzekał. Szczególnie Jasiek, który miał do tego największe skłonności.
Kończyła kroić ciasto na makaron. Na drugiej stolnicy piętrzyła się ogromna ilość pierogów z kapustą i grzybami uzbieranymi podczas pobytu w chatce. W dużym garnku bulgotała wesoło ogromna głowa białej kapusty przeznaczona na gołąbki i jarzyny na warzywną sałatkę. Spojrzawszy na sporą ilość smażonego, mielonego mięsa, pomyślała, że zrobi im jeszcze krokiety. Mięsa na pewno wystarczy i na gołąbki i na krokiety. Dużo pracy było jeszcze przed nią, ale nie przejmowała się tym, bo sporo już jej wykonała.
Układała właśnie zgrabnie zawinięte gołąbki w niewysokim rondlu, kiedy rozdzwoniła się jej komórka. Wytarła ręce i z uśmiechem popatrzyła na wyświetlacz.
 - Cześć kochanie. Jak miło, że dzwonisz. Dobrze się czujesz?
 - Dobrze, ale bardzo mi ciebie brakuje. – Usłyszała jego pełen żałości głos. – Co robisz? – Roześmiała się.
 - Dużo rzeczy naraz. Dom już wysprzątałam, a teraz zajęłam się gotowaniem. Chcę ich zaopatrzyć na cały tydzień, żeby tata nie musiał stać przy garnkach. Ostatnio nie czuje się zbyt dobrze. Wprawdzie o tym nie mówi, ale przecież widzę. Muszę koniecznie go namówić, by w przyszłym tygodniu poszedł na badania. Zaniedbał je trochę i teraz są tego efekty.
 - Przywieziesz mi trochę tych pyszności? Dawno nie jadłem twoich gołąbków.
 - Bardzo bym chciała i na pewno coś przywiozę, ale chyba nie dam rady wszystkiego. Nie zabiorę się z tym autobusem.
 - Poproszę Sebastiana. Przyjedzie po ciebie w poniedziałek i pomoże ci. Na pewno nie odmówi.
 - No dobrze, ale oddzwoń mi, czy się zgodził.
 - Oddzwonię, oczywiście. Mama cię pozdrawia. Twierdzi, że jestem okropnie marudny i podziwia cię, jak ty ze mną wytrzymujesz.
 - Ty również ją pozdrów i powiedz, że bardzo się staram zachować spokój, co przy twoich skłonnościach do grymaszenia jest niezwykle trudne.
 - Wiem skarbie, że jestem nieznośny, choć naprawdę się staram.
 - Postaraj się bardziej. Nie musisz ją narażać na to, by musiała znosić twoje kaprysy. Nie ma już dwudziestu lat i jest jej trudniej niż mnie.
 - Dobrze. Zaraz dzwonię do Seby i powiem mu o poniedziałku. Za chwilę powinienem oddzwonić. Kocham cię.
 - Ja też cię kocham. Bądź dzielny.
Zapach potraw unosił się w całym domu. Zwabiony nimi Józef wszedł do kuchni i uśmiechnął się na widok zarumienionej Uli.
 - Pięknie pachnie córcia. Napracowałaś się, co?
 - Troszeczkę. Jutro rano upiekę wam jeszcze ciasto. Betti się dopomina. Zrobiłam to, co najbardziej lubicie. Za chwilę usmażę naleśniki na krokiety, bo zostało mi mięsa. Zjecie w tygodniu. Zrobisz tylko do nich barszcz. Widziałam, że kupiłeś buraki. Mam jeszcze do ciebie jedną prośbę. Chcę cię prosić, byś na początku tygodnia poszedł na badania do przychodni i zamówił wizytę u doktor Leśniewskiej. Dawno nie byłeś i nie zawsze dobrze się czujesz, choć próbujesz to przede mną ukryć.
 - Ula, ja się naprawdę dobrze czuję – próbował protestować.
 - Nie okłamuj mnie tato, nie jestem dzieckiem. Nie chcę, żeby ci się coś stało. Potrzebujemy cię, dlatego musisz o siebie zadbać. Jeśli nie dla siebie, to zrób to dla nas.
Józef westchnął. Wiedział, że z Ulą nie wygra. Była uparta i jak sobie coś postanowiła, dążyła do tego ze wszystkich sił.
 - No dobrze córcia. Pójdę w poniedziałek, jeśli cię to uspokoi.
 - Na pewno mnie uspokoi. Wystarczy już, że martwię się o Marka.
 - A co? Niedobrze z nim?
 - Nie, nie. Fizycznie czuje się dobrze, ale z każdym dniem coraz bardziej popada w jakiś rodzaj malkontenctwa. Nie potrafi usiedzieć na miejscu i ciągle narzeka. Poniekąd go rozumiem. Do tej pory był cały czas w ruchu. Lubi, jak coś się dzieje, a tu nagle jest uziemiony w domu na długie tygodnie. To go trochę dołuje.
Ponownie rozdzwonił się jej telefon.
 - Ula. Dzwoniłem do Seby. Przyjedzie po ciebie o siódmej trzydzieści rano. Violetta też będzie. Pomogą ci.
 - Dzięki Marek. To dobra wiadomość. Mam jeszcze dużo pracy kochany, więc nie będę przeciągać tej rozmowy. Tata i dzieciaki przesyłają ci pozdrowienia, a my widzimy się w poniedziałek.
 - Nie mogę się już doczekać. Kocham cię.
 - Ja ciebie też. Dobranoc.

Słodki zapach ciasta postawił rodzinę Cieplaków na nogi. Dzieciaki zbiegły w piżamach do kuchni podobnie jak Józef, który wyszedł ze swojego pokoju przecierając zaspane oczy. Pierwsza do kuchni wpadła mała Betti i aż krzyknęła zdumiona.
 - Cztery blachy? Tak dużo? Będziemy jeść i jeść. – Ula na te słowa uśmiechnęła się i podeszła do siostry. Kucnęła przy niej i pogładziła po głowie.
 - Przecież tak bardzo się o nie dopominałaś, a teraz narzekasz, że za dużo?
 - Nie narzekam. Cieszę się, że tak dużo. Ja mogę jeść tylko ciasto.
 - To nie byłoby zbyt zdrowe. Zostawię wam trzy blachy. Jedną zabieram. Co zjesz na śniadanie?
 - Parówkę. Na gorąco.
 - Dobrze. Zrobię dla wszystkich. Idź się teraz umyć, a ja naszykuję śniadanie.
Po śniadaniu wraz z całą rodziną poszła do kościoła, a po mszy, tradycyjnie na cmentarz, na grób matki. Zapalili znicze i zmówili cichą modlitwę. Nie wyobrażali sobie niedzieli, podczas której miałoby ich tu nie być. Od kiedy zmarła, przychodzili tu co tydzień całą rodziną, choć i w tygodniu zaglądało tu często któreś z nich. Z fotografii patrzyły na nich łagodne oczy Magdy, tak bardzo podobne do oczu Uli i Beatki. Józef mocno potarł odziane w rękawiczki dłonie.
 - Chodźmy już. Zimno dzisiaj. Czuję, jak marzną mi stopy.
Gorący rosół rozgrzał ich, a rozpływająca się w ustach pieczeń nasyciła ich żołądki.
 - Pyszny obiad córcia. Dziękujemy. Co masz jeszcze dzisiaj w planach?
 - Właściwie niewiele zostało. Porozdzielam trochę to, co ugotowałam. Jutro rano przyjedzie tu Sebastian z Violą. Im też chcę dać trochę, by mieli przynajmniej na obiad. Viola nie bardzo ma czas, żeby gotować. Ma mnóstwo nauki, a Sebastian ma lewe ręce do takiej roboty. Dla nas też wezmę trochę. Całkiem sporo tego wyszło i dużo czasu upłynie zanim wszystko zjecie.
 - Dobrze. Ja nie będę ci przeszkadzał. Pójdę do garażu. Mam tam trochę roboty.
Została sama. Beatka zajęła się rysowaniem u siebie w pokoju, a Jasiek pobiegł do swojej dziewczyny. Wyciągnęła z szafki kilka plastikowych, jednorazowych pojemników. Jak to dobrze, że kupiła je kiedyś w miejscowym dyskoncie. Miały nawet przykrywkę i w tej chwili okazały się niezwykle przydatne. Powędrowały do nich gołąbki, pierogi i sałatka. Przekroiła na pół ciasto na jednej z blach i zapakowała w aluminiową folię. Wszystko wylądowało w oddzielnych reklamówkach. Miała wreszcie trochę czasu dla siebie. Przygotowała sobie na jutro ubranie i spakowała do torby to, co mogło jej się przydać na kolejny tydzień. Wróciła do kuchni i zaparzyła kawę. Z kawałkiem ciasta powędrowała do pokoju gościnnego i włączyła telewizor. Po jakimś czasie zaczęły jej ciążyć powieki. – Położę się tylko na godzinkę – pomyślała. Szybko usnęła. Zmęczenie dało jej się we znaki.
Tak zastał ją Józef i z rozczuleniem popatrzył na swoją pierworodną. Okrył ją kocem i wychodząc zamknął od pokoju drzwi. – Niech śpi. Napracowała się bardzo. Należy jej się.
O dwudziestej potrząsnął jej ramię.
 - Ula, obudź się. Kolacja na stole. – Ziewnęła i przetarła oczy.
 - Kolacja? Jak to kolacja? Która jest godzina?
 - Już ósma. Nie chciałem budzić cię wcześniej. Potrzebowałaś tego snu. Chodź. Herbata na stole.
Wypiła ją z chęcią, ale niewiele zjadła. Nie była głodna. Z przyjemnością wzięła długi prysznic i wskoczyła do łóżka.

Punktualnie o siódmej trzydzieści usłyszała dzwonek do drzwi. Przywitała się z przyjaciółmi wręczając im torby.
 - Ta jest dla was. Będziecie mieć obiad na dzisiaj i trochę ciasta do kawy.
 - Naprawdę? – Sebastian był zaskoczony. – Bardzo ci dziękujemy. Nie spodziewaliśmy się, że i o nas pomyślisz.
 - Jak widzisz, pomyślałam. Mam nadzieję, że będzie wam smakować. Zabierz Viola to drugie ciasto, a ty Sebastian moją torbę. Ja zabiorę reklamówkę przeznaczoną dla nas. Możemy ruszać.
Będąc już w firmie poszły obie do bufetu i tam schowały wszystko w lodówce. Po drodze na piąte piętro omawiały jeszcze wydarzenia ostatniego tygodnia. W zasadzie to nic szczególnego się nie działo. Krzysztof w imieniu Marka podpisał dwie korzystne umowy a Alex zabrał dokumenty, nad którymi pracowała Ula.
 - O tym musisz z nim pogadać, bo ja tak naprawdę nie wiem, co tam było. Siedziałam nad tymi nowymi umowami, bo prezes mnie o to prosił, a potem jeszcze poprawiałam zgodnie z jego uwagami. Był ze mnie zadowolony i pochwalił mnie – powiedziała z dumą.
 - Fajne uczucie, co Viola? To naprawdę miłe, że ktoś cię docenia. Jesteś coraz lepsza, a ja jestem z ciebie dumna. Z nauką dajesz radę?
 - Nie ze wszystkim. Mam trochę kłopotów ze statystyką.
 - Przynieś jutro podręcznik. Jak będziemy mieć wolną chwilę, wszystko ci wytłumaczę.
 - Dzięki Ula. Jesteś w tym najlepsza i masz do mnie cierpliwość.
 - Nie jest tak źle Viola. Nawet jak nie zrozumiesz za pierwszym razem, to za drugim na pewno, a ja zawsze chętnie wyjaśnię. Wiesz co? To może ja pójdę teraz do Alexa i zobaczę, co zdziałał. Zrobisz nam kawy? To nie powinno potrwać długo i zaraz będę z powrotem.
 - Dobrze, mogę zrobić, ale myślę, że on sam ci ją zaproponuje. Wiedziałaś o tym, że ma własny expres i parzy sobie espresso z włoskiej kawy? Nie korzysta z tej firmowej.
 - Chyba masz rację. Idę.
Poszła w głąb korytarza i weszła do sekretariatu, w którym zastała pochyloną nad pocztą Dorotę.
 - Cześć Dorotko. Alex u siebie?
 - Witaj Ula. Dawno cię nie widziałam. Słyszałam, że Marek się połamał.
 - No tak. Wieści szybko się rozchodzą. To prawda. Upadł tak nieszczęśliwie, że złamał i rękę i nogę. Jest w gipsie. Jeszcze trochę potrwa zanim wróci do pracy.
 - Pozdrów go proszę ode mnie, a Alex jest. Możesz wejść.
Kiwnęła głową w podziękowaniu i zapukała cicho do drzwi. Wsunęła w nie głowę i uśmiechnęła się.
 - Dzień dobry Alex. Mogę na chwilę?
 - Ula. Witaj. Wchodź. Jasne. Usiądź, bardzo proszę. Napijesz się kawy? Właśnie zaparzyłem.
 - Bardzo chętnie. Jeszcze nie piłam dzisiaj.
Nalał smolistego, parującego płynu do niewielkiej filiżanki i podał jej.
 - Co u Marka?
 - Okropnie marudny. – Roześmiał się. Pierwszy raz widziała, by śmiał się tak szczerze. Zawsze miał taki poważny wyraz twarzy. Zmartwienia, które dopadły go ostatnio, też nie wywoływały na niej uśmiechu, bo ciągle zadręczał się myślami o siostrze.
 - A ty byłeś u Pauliny?
 - Byłem i muszę ci powiedzieć, że bardzo jestem zadowolony z postępów, jakie poczyniła. Nadal nie pamięta wielu rzeczy, ale jednak posuwa się do przodu. Jestem wam bardzo wdzięczny, że wyszukaliście ten ośrodek. Powoli zaczynam utwierdzać się w przekonaniu, że wyjdzie z tego. Dobrze ją leczą. Widać to już gołym okiem. Jest o wiele spokojniejsza. Zredukowali jej leki uspokajające do niezbędnego minimum. Wyciszyła się. Często chodzi na spacery z Kasią mimo, że aura niezbyt sprzyja. Dobrze też wygląda. Wczoraj byłem na rozmowie z dyrektorką, która właściwie potwierdziła to, co zaobserwowałem sam. Jest bardzo zadowolona z postępów, a najbardziej z tego, że nie muszą stosować wobec niej żadnego przymusu. Bez sprzeciwu przyjmuje zaordynowane leki i nie buntuje się przeciwko jakiejkolwiek terapii. Ona naprawdę odżyła. Jeszcze za wcześnie, by mówić o jej wyjściu stamtąd, ale myślę, że za dwa, lub trzy miesiące będę mógł zabrać ją na przepustkę do domu. I jeszcze jedna ważna rzecz - wstał zza biurka i z czeluści szafy wyłowił złożony wózek inwalidzki. - Zobacz, co zdobyłem. Nie będziesz się musiała teraz szarpać z Markiem, bo wózek wszystko ułatwi. Opowiadałem dyrektorce o wypadku Marka i wyobraź sobie, że sama zaproponowała mi ten wózek. Nawet nie musiałem za niego płacić. Powiedziała, że wypożycza go na czas jego rekonwalescencji. Jak wydobrzeje, zwrócimy go.
 - To ładny gest z jej strony. Jak tam pojadę, osobiście jej podziękuję.
 - A właśnie. Opowiadałem też o tym Paulinie. Mówiłem, że musisz się teraz nim opiekować i nie będziesz mogła przyjeżdżać tak często, jakbyś chciała. Zmartwiła się i współczuła Markowi. Wydaje się, że zrozumiała. Ja jednak chciałbym cię zapytać, czy nie wybrałabyś się tam ze mną w środę do południa, jeśli oczywiście nie będzie nic pilnego. Zrobiłem ten bilans ostatniej kolekcji, który zaczęłaś i skończyłem go. To było chyba najważniejsze. Tak przynajmniej twierdziła Violetta.
Ula była wzruszona.
 - Bardzo ci Alex dziękuję. Naprawdę nie spodziewałam się, że pochylisz się nad tym bilansem. Odwaliłeś kupę dobrej roboty. Obiecuję, że przy najbliższej, nadarzającej się okazji odwdzięczę ci się tym samym. Myślę, że mogłabym z tobą pojechać, jeśli pan Krzysztof nie będzie miał nic przeciwko temu. Bardzo chętnie odwiedzę Paulinę.
 - A ja chciałbym dzisiaj odwiedzić Marka, jeśli pozwolisz. Zabierzesz się ze mną? Weźmiemy też wózek.
 - Marek na pewno się ucieszy. Tęskni za firmą i nie może znaleźć sobie miejsca. Ja chętnie skorzystam z podwózki, bo w lodówce w bufecie mam zaopatrzenie dla nas i to całkiem sporo. W związku z tym zapraszam cię też na domowy obiad.
 - Dzięki Ula. W takim razie jesteśmy umówieni. Będę o piątej czekał na ciebie przy samochodzie.
Wyszła z gabinetu dzierżąc pod pachą stos segregatorów i powędrowała do siebie. Ucieszyła się, że odciążył ją z tym raportem o bilansie. Nie spodziewała się tego. Mile ją zaskoczył i nie tylko tym. Wieści o Paulinie były bardzo pozytywne i widać było, jak bardzo optymistycznie go nastroiły.

Podjechali na Sienną. Alex otworzył bagażnik i przyjrzał się krytycznie jego zawartości.
 - Wiesz Ula, mam pomysł. Nie będziemy tego dźwigać. Rozłożę ten wózek i powkładamy do niego wszystkie torby. Tak będzie łatwiej.
Wjechali na dwunaste piętro. Ula wyciągnęła z torebki klucze i otworzyła drzwi. Przepuściła Alexa i usłyszała głos Marka.
 - Alex! Dobry Boże! Skąd go wytrzasnąłeś!
 - Spokojnie stary. Wszystko opowiem. Za chwilę. Przywiozłem twoją dziewczynę, żeby nie musiała się tłuc autobusem.
Ula podeszła do Marka i cmoknęła go w policzek.
 - Witaj kochanie.
 - I to wszystko? Nie przyjmuję takich buziaków – udawał obrażonego.
Przylgnęła do jego ust i dała mu całkiem sporego całusa. Odwróciła się do Alexa.
 - Mówiłam ci, że jest marudny?
 - I to jeszcze jak – z kuchni wyszła Helena. – Sama zachodzę w głowę, jak mogłam urodzić takie zrzędzące dziecko.
Roześmiali się głośno.
 - Bardzo pani dokuczył? Teraz ja przejmuję pałeczkę. Przynajmniej trochę pani odpocznie od jego narzekań.
 - Heleno, zostaniesz jeszcze trochę? Ula obiecała mi domowy obiad. Po nim mógłbym cię odwieźć do domu.
 - Bardzo chętnie skorzystam. Zadzwonię tylko do Krzysztofa, żeby nie przyjeżdżał.

Siedzieli przy stole racząc się pysznymi gołąbkami Uli. Alex opowiadał o Paulinie i jak udało mu się załatwić wózek inwalidzki. Mówił też o firmie i czym się aktualnie zajmują. Marek chłonął te wieści jak gąbka i był nieszczęśliwy, że musi tkwić w domu podczas, gdy tam dzieje się tyle ciekawych rzeczy.
 - Marek, chciałem cię jeszcze o coś zapytać. Zgodzisz się, by w środę Ula pojechała ze mną do Pauliny? Wybralibyśmy się tam do południa i na pewno do domu wróciłaby na czas. Ja opowiadałem Paulinie, co się stało i że teraz na zmianę z Heleną zajmuje się tobą, ale wiesz… Niby zrozumiała, ale po jej minie widziałem, że jest rozczarowana. Liczyła, że Ula odwiedzi ją wkrótce.
 - Ja nie mam nic przeciwko. Przecież mama tu będzie i poczeka, aż Ula wróci. Ja martwię się czym innym. Jak ty skarbie będziesz dojeżdżać stąd do pracy?
Spojrzała na niego zdumiona a potem wybuchła szczerym, głośnym śmiechem. Kiedy wreszcie uspokoiła się trochę i otarła łzy nim wywołane, powiedziała do skonsternowanego tym nagłym wybuchem wesołości, Marka.
 - Marek. Tu funkcjonuje coś, co nazywa się komunikacja miejska. Całe życie korzystałam z niej i naprawdę nie jest taka zła. Tu niedaleko jest przystanek, więc nie martw się.
Miał minę zagubionego psiaka.
 - No tak, całkiem o tym zapomniałem…
Teraz już śmiali się wszyscy. Alex poklepał go po ramieniu.
 - Mówisz tak, jakbyś w życiu nie jeździł autobusami.
 - Bo chyba nie jeździłem. Przecież zawsze miałem samochód, ale jak chcecie, to kpijcie sobie ze mnie. Na zdrowie.
Ula podeszła do niego i przytuliła jego głowę do swojej piersi.
 - No, Dobrzański, nie obrażaj się, bo pomyślę, że jesteś rozpieszczonym synkiem mamusi.
 - Przecież jestem synkiem mamusi i to w dodatku jedynym, prawda mamo?
 - Prawda, ale pamiętaj, że już dawno wyrosłeś z pieluch. Dobrze kochani. My będziemy się zbierać. Uleńko, gołąbki były pyszne. Ja jutro będę tu koło ósmej trzydzieści, więc tę godzinkę spędzisz sam. Wiesz Ula – zwróciła się do Cieplakówny – ja nie wiem, czy jest sens tu przyjeżdżać. On jednak sobie nieźle radzi jedną ręką i myślę, że nie trzeba go tak bardzo niańczyć. Oczywiście, jeśli chcecie, będę przyjeżdżać, ale on już jest rozkapryszony jak dzieciak, a co będzie później?
Ula uśmiechnęła się z sympatią do Heleny.
 - Chyba ma pani rację. Pomyślimy nad tym i damy znać. Wiem przecież,, że też ma pani sporo zajęć w fundacji. Porozmawiamy o tym jutro, dobrze?
 - Dobrze. No idziemy. Do zobaczenia kochani.
Kiedy zostali sami popatrzyła na niego groźną miną. Ujęła się pod boki i powiedziała.
 - Marek, co ty wyprawiasz? Mama najwyraźniej jest już tobą zmęczona. Prosiłam cię, żebyś ją oszczędzał. Jutro jej powiem, że poradzę sobie. Niech nie przyjeżdża. Zaoszczędzę jej nerwów. Myślałam, że potrafisz zachować się jak mężczyzna, tymczasem okazuje się, że wychodzi z ciebie duży dzieciak. Chyba nie wymagałeś od niej, żeby cię karmiła?
 - Ula nooo…, o co ty mnie posądzasz? Ale chyba masz rację. Trochę przegiąłem. Lepiej niech nie przyjeżdża. Poradzę sobie. Jest wózek i będzie mi łatwiej. Zadzwonisz do niej wieczorem?
 - Nie – odpowiedziała zdecydowanie. – Ty zadzwonisz i najpierw ją przeprosisz, a potem powiesz, żeby jutro nie przyjeżdżała. Ja przygotuję ci wszystko, co potrzebne. Będziesz to miał w zasięgu ręki, żeby się jak najmniej ruszać.
 - Tęskniłem za tobą – powiedział ze skargą w głosie i spojrzał na nią żałośnie.
Usiadła obok niego i przytuliła się.
 - Ja też tęskniłam, ale miałam tak strasznie dużo pracy. Nie przysparzaj mi jej jeszcze więcej. Wiem, że drażni cię ten stan i najchętniej zrzuciłbyś gips, ale musisz wytrzymać.
 - Wiem skarbie, wiem…, choć czasem mnie to przerasta i jestem nie do zniesienia. Postaram się. Obiecuję. Bardzo cię kocham.




ROZDZIAŁ 18


W środę przed dziesiątą pojawił się w sekretariacie Alex. Wiedział już, że Krzysztof zgodził się, by zabrał Ulę do Pauliny. Przywitał się z nią i z Violettą.
 - Co Ula, możemy jechać?
 - Tak. Zamknę tylko komputer i ubiorę się. Viola, trzymaj rękę na pulsie. Jakby były ważne telefony, to zapisz i mów, że oddzwonię, jak wrócę.
Skierował samochód na trasę wylotową z Warszawy. Spojrzał ukradkiem na Ulę i uśmiechnął się pod nosem.
 - Jak sobie radzisz z Markiem? Coś bardzo kapryśny się zrobił ostatnio.
 - Żebyś wiedział. Porozmawiałam sobie z nim poważnie po waszym wyjściu i zaczyna nieco zmieniać front. Jest dużym chłopcem, a ja nie zamierzam go niańczyć. Miałeś dobry pomysł z tym wózkiem. Bardzo ułatwił mi życie i jemu chyba też. Ciekawa jestem, co zastaniemy u Pauliny. Mam nadzieję, że nadal jest taka spokojna, jak mówiłeś.
 - Dzwoniłem tam. Mają zajęcia na świetlicy. Dyrektorka mówiła, że ona nagle odkryła w sobie pasję do robótek ręcznych. Podobno uczy się robić na drutach. Nigdy bym jej o coś podobnego nie posądził. Zwykle uciekała od takich zajęć. Nawet gotowania nie polubiła, choć przecież powinna je mieć we krwi. Jest pół Włoszką a Włosi słyną z umiejętności kulinarnych. Mama była wprawdzie Polką, ale gotowała znakomicie. Ona nie odziedziczyła po niej talentu.
 - Może teraz właśnie odkryje go w sobie? Jest zupełnie inna niż kiedyś. To ta choroba ją tak zmieniła. Zobaczysz, jak wyzdrowieje, będzie miłą, sympatyczną Pauliną. Jestem o tym przekonana.
Dojechali i skierowali swe kroki wprost do dużego pomieszczenia przeznaczonego na świetlicę. Weszli do środka i rozejrzeli się. Dostrzegli ją. Siedziała przy jednym ze stolików i mozolnie przekładała oczka na drutach. Podeszli do niej.
 - Dzień dobry Paulina – powiedziała cicho Ula.
Odwróciła się, a na jej twarz wypłynął szczęśliwy uśmiech.
 - Ula! Jak dobrze cię znowu widzieć. Tak się cieszę, że przyjechałaś. Witaj Alex. Siadajcie. Widzicie? - pokazała druty. - Odkryłam nowe hobby. Uczę się robić na drutach. Nawet nie wiecie, jak to uspokaja. Bardzo to polubiłam. A ty Ula umiesz robić na drutach?
 - Kiedyś robiłam bardzo dużo rzeczy, ale od dawna nie zajmuję się tym i chyba wyszłam z wprawy. Pamiętam jednak, że takie robótki też mnie uspokajały.
Alex rozejrzał się po sali i dostrzegł Kasię.
 - To wy sobie pogadajcie, a ja porozmawiam z Kasią.
Kiedy zostały same, Paulina nagle spoważniała. Popatrzyła uważnie na Ulę.
 - Ula… Ja muszę ci coś powiedzieć… – Zaniepokojona jej wyrazem twarzy wbiła w nią wzrok.
 - O czym? – Paulina nerwowo splotła palce niemal je wyłamując.
 - Chyba sobie przypomniałam…
Oczy Uli zrobiły się ogromne i przerażone. – Co sobie przypomniała? I dlaczego zachowuje się tak nerwowo? - Co sobie przypomniałaś? – spytała z napięciem w głosie.
Paulina ukryła w dłoniach twarz.
 - Boże…, nawet nie wiem, jak mam ci to powiedzieć. Tak mi wstyd.
 - Paulina, ja nie będę ci z niczego robić wyrzutów. Jeśli to, co pamiętasz jest dla ciebie czymś strasznym, to pomyśl, że to wszystko przez tę chorobę. To przez nią nie byłaś sobą i to od wielu lat. Ta choroba cię zmieniła. Sprawiła, że stałaś się zupełnie kimś innym. Inaczej nie wolno ci myśleć, rozumiesz? – Pokiwała głową.
Długo zbierała się w sobie. Ula nie popędzała jej. Wiedziała, że musi mieć czas. Wreszcie zaczęła.
 - Przypomniałam sobie morze i ładny pensjonat. Byliśmy na wczasach Ja, Marek i jego rodzice. Nie byłam dla niego dobra. Ciągle krzyczałam i robiłam awantury, chociaż zupełnie nie wiem, z jakiego powodu. On wybiegł z pokoju tylko w szlafroku. Widziałam przez balkon, jak biegnie do morza. Przestraszyłam się. Zanim się ubrałam i wyszłam… O Boże…, on się topił. Mam to przed oczami, jakby zdarzyło się przed chwilą. Jakaś dziewczyna pochylała się nad nim. Odciągnęłam ją. Byłam wściekła. Myślałam, że go całuje. Okazało się, że ratowała mu życie. Udało mi się poskładać to do kupy. To byłaś ty Ula, prawda? To byłaś ty… - rozpłakała się gwałtownie. - Tak strasznie cię przepraszam. Nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło. Byłam zła na cały świat. On mnie już nie chciał… Odtrącał moje ręce… Ula. Ja muszę wiedzieć. Błagam, powiedz mi, bo wszystko mi się miesza… Dlaczego…, dlaczego on mnie nie chciał…
Pogładziła ją po głowie. Wiedziała, że nastąpił przełom.
 - Cicho Paula, cichutko. Opowiem ci. Mam nadzieję, że przyjmiesz to ze spokojem i nie będziesz mieć do mnie żalu. Masz rację. Nie byłaś dla niego dobra. Byliście ze sobą od sześciu lat i przez ten cały czas ciągle podejrzewałaś go o romanse. Robiłaś mu awantury. Nie mógł tego znieść tym bardziej, że na początku były zupełnie nieuzasadnione. Pierwszy raz zdradził cię, kiedy rozpętałaś piekło i zarzuciłaś mu posiadanie kochanki, której nie miał. Posądziłaś o coś, czego nie zrobił. Pomyślał wtedy, że właściwie wszystko mu jedno. Obojętnie, czy ma kochankę, czy nie, ty i tak będziesz mu robić sceny zazdrości.
 - O Boże…, O Boże… Zgotowałam mu piekło na ziemi. Teraz rozumiem. Miał prawo odejść ode mnie. Będąc na jego miejscu też nie chciałabym mieć takiej kobiety.
 - Paulina, nie obwiniaj się. Nie byłaś wtedy sobą, to nie byłaś prawdziwa ty. Teraz nią jesteś. Zrozumiałaś i to jest najważniejsze. Gdyby nie ta choroba, która tak bardzo cię zmieniła, myślę, że nadal bylibyście razem. Nie chcę, żebyś pomyślała, że ja perfidnie wykorzystałam sytuację i odebrałam ci Marka. To nie było tak. Zanim zostaliśmy parą upłynęło bardzo dużo czasu, prawie rok. Zakochaliśmy się w sobie. To uczucie jest bardzo silne zarówno z mojej, jak i z jego strony.
 - Wiem Ula. Widzę to za każdym razem, jak tu jesteście. Nie obawiaj się, ja nie będę wam wchodzić w paradę. Cieszę się, że jesteście szczęśliwi.
Zmarszczyła brwi, jakby chciała sobie jeszcze coś przypomnieć.
 - Zarzuciłam ci to, pamiętam. Zarzuciłam ci, że rozbiłaś nasz związek. Wrzeszczałam na ciebie.
 - Tak, – powiedziała cicho Ula – to prawda. Ale było, minęło. Nie myśl już o tym.
 - Mój Boże. Jak ty możesz mówić to tak spokojnie? Wyrządziłam ci tyle krzywdy, a ty nie odwróciłaś się ode mnie, pomogłaś. Nadal pomagasz. Jesteś aniołem w ludzkiej skórze. Jak ja Markowi spojrzę w twarz po tym wszystkim?
 - On nie ma do ciebie żalu. Gdyby tak było, nie przyjeżdżałby tutaj, nie odwiedzał cię. Wiesz, że ma złamaną rękę i nogę. Jest w gipsie. To dlatego nie mógł dzisiaj z nami przyjechać.
 - Tak… Alex mówił… - otarła z twarzy resztki łez i spojrzała na Ulę poważnie. - Dziękuję Ula. Za wszystko. Jesteś bardzo wielkoduszna i wspaniałomyślna. Jesteś dobrym człowiekiem. Przepraszam cię raz jeszcze, że byłam taka okropna. – Pogładziła ją po dłoni.
 - Nie mówmy już o tym, Alex wraca.
Podszedł do nich wolno, uśmiechając się.
 - Pogadałyście sobie?
 - Tak. Porozmawiałyśmy. Cieszę się, że Paulinie wraca pamięć. Jeszcze trochę i przypomni sobie wszystko. To dlatego, że jesteś taka zdyscyplinowana – zwróciła się do niej – i słuchasz lekarzy. Dyrektorka cię bardzo chwali i mówi, że jesteś niezwykle posłuszną pacjentką. Jak tak dalej pójdzie, to ani się obejrzysz i będziesz wśród nas.
 - Będziemy się zbierać sorella. Ty za chwilę masz obiad, a my musimy wracać do pracy.
 - Tak, tak, wiem. Kiedy przyjedziesz? – spytała patrząc na Ulę.
 - Postaram się w przyszłym tygodniu. Marek bardzo absorbuje mój czas. Momentami zachowuje się, jak samolubny dzieciak, a i o swoją rodzinę muszę zadbać. Ale nie martw się. Na pewno znajdę czas, by odwiedzić cię ponownie.
 - Dziękuję Ula. Jestem ci bardzo wdzięczna.

Postawiła ciężką siatkę przy drzwiach i sięgnęła po klucze. Otworzyła i cicho weszła do domu. Zobaczyła go śpiącego na kanapie z pilotem w ręku. Telewizor grał sobie a muzom. Uśmiechnęła się na ten widok. – Wyśpi się za wszystkie czasy - pomyślała.
Przeszła na palcach do kuchni i wypakowała zakupy. Równie cicho podeszła do kanapy i uklękła przy niej. Pochyliła się nad nim i przytuliła usta do jego warg. Zamruczał słodko i oddał pocałunek.
 - Jeszcze raz… - wymamrotał. Roześmiała się i ponownie nachyliła nad nim.
 - Wstawaj śpiochu, życie prześpisz – wyszeptała. Objął ją zdrową ręką i mocno przytulił.
 - Nie mogłem się ciebie doczekać i usnąłem. Witaj kotku, jak minął dzień?
 - Dobrze. Byłam u Pauliny. Przypomniała sobie Jelitkowo i to, co się tam wydarzyło. Bardzo płakała i przepraszała mnie kilka razy. Boi ci się spojrzeć w oczy po tym, jak cię traktowała. Wytłumaczyłam jej, że to wina tej choroby. Trochę ją uspokoiłam.
 - Dobrze zrobiłaś. Ja już o tym zapomniałem i nie chcę do tego wracać.
 - Tak właśnie jej powiedziałam. Jesteś głodny? Ja zjadłabym konia z kopytami. Już od paru godzin burczy mi w brzuchu.
 - Ja też bym coś zjadł.
 - To poleż jeszcze chwilę, a ja idę coś przygotować. Chyba jest jeszcze barszcz. Zjesz? Podgrzeję krokiety.
 - Może być barszcz. Chętnie zjem.
Zakrzątnęła się w kuchni. Z przyjemnością patrzył na nią. Była niezwykle zręczna, a robota paliła jej się w rękach. Nie minęło dwadzieścia minut i już stawiała przed nim czarkę parującego barszczyku i gorące krokiety.
 - Wiesz Marek, Paulina zadziwiła mnie dzisiaj. Ona naprawdę dużo sobie przypomniała. Myślę, że to kwestia kilku dni, a będzie wiedziała już wszystko. Pamiętała, że robiła ci awantury, ale już nie wiedziała, o co. Błagała mnie, żebym jej powiedziała.
 - I co, powiedziałaś jej?
 - Powiedziałam. Nie mogłam patrzeć, jak się zadręcza i płacze. Wyraźnie jest jej przykro, że była dla ciebie ciężarem przez tyle lat i sprawiła ci tyle kłopotów. Niewątpliwie ma wyrzuty sumienia.
 - Żal mi jej, naprawdę. Nie zdawałem sobie sprawy, że może być chora. Teraz przynajmniej wiem, że jej podłe zachowanie wynikało z choroby. Nie mówmy już o niej. Mamy przyjemniejsze rzeczy do roboty.
 - Tak? Na przykład, jakie?
 - Na przykład, takie – przyciągnął ją do siebie i zaczął namiętnie całować.

Minęło kolejnych pięć tygodni. Była już naprawdę zmęczona tą sytuacją. Mieszkanie u Marka i cotygodniowe wyjazdy do domu dały jej w kość. Nie miała chwili na oddech. W pracy też się nie oszczędzała. Nagle pojawiło się kilku kontrahentów i Krzysztof poprosił ją, by towarzyszyła mu w spotkaniach biznesowych. Znał jej talent do ekonomii i wiedział, że gdyby coś przeoczył, ona na pewno to wyłapie i zwróci mu na to uwagę. Doceniał w niej, że była tak niezwykle dokładna i analizowała sens każdego słowa w umowach. Na nią też spadł obowiązek łagodzenia ataków histerii u mistrza Pshemko, a miewał je dosyć często. Zwykle robił to Marek. Jako jedyny potrafił go uspokoić. Teraz okazało się, że Ula była w tym niezastąpiona. Poza tym regularne wizyty u Pauliny. Rzeczywiście przypominała sobie coraz więcej i coraz częściej rozpaczliwie płakała przepraszając ją za wszystko. Miała dość. Była emocjonalnie wypruta. Dzisiaj wreszcie nadszedł ten dzień, kiedy miano Markowi ściągnąć gips. Alex kolejny raz okazał się niezwykle pomocny. Wiedział, że sama sobie z nim nie poradzi. Zaoferował swoją osobę i samochód. Była mu naprawdę wdzięczna. Wszedł właśnie do mieszkania i przywitał się z nimi.
 - I co przyjacielu? Dzisiaj koniec twojej męki, a przede wszystkim męki Uli. Dałeś jej w kość. Nie byłeś zdyscyplinowanym pacjentem.
 - Masz rację. Nie byłem. Mam nadzieję, że moje szczęście wybaczy mi to okropne zachowanie.
 - Zastanowię się jeszcze – mruknęła puszczając oczko do Alexa. – Gotowi? Jeśli tak, to jedziemy.
Alex wypchał wózek z mieszkania i ustawił go obok windy. Zaczekał aż Ula pozamyka drzwi i ściągnął windę.
Do szpitala dojechali bez przeszkód. Zdziwili się, bo na izbie nie było prawie ludzi. Szybko dotarli do właściwego lekarza. On zanim zadecydował o ściągnięciu gipsu, zabrał Marka na prześwietlenie. Oglądał jeszcze mokre zdjęcia z uwagą.
 - Wygląda na to, że wszystko ładnie się zrosło. Uwolnimy pana od tej zbroi, ale jeszcze przez dwa tygodnie będzie pan przyjeżdżał na rehabilitację. – Marek jęknął.
 - Czy to konieczne? Nie mógłbym ćwiczyć w domu?
 - Jeśli jest pan konsekwentny i obieca, że będzie ćwiczył codziennie, pozwolę na to. Zresztą to leży w pana interesie. Jak zaniedba pan ćwiczenia, ręka i noga nie dojdą do sprawności i pozostaną usztywnione.
 - Przysięgam, że będę ćwiczył.
 - No dobrze. Tu ma pan zestaw ćwiczeń. Za dwa tygodnie chcę tu pana widzieć na kontroli. Wtedy się okaże, ile warte są pana zapewnienia. A teraz tniemy.
Na podłogę spadały kolejne kawałki gipsu, a on oddychał coraz swobodniej. Wreszcie lekarz zdjął ostatni.
 - Proszę poruszać palcami ręki. Boli pana?
 - Nie, tylko jest słaba.
 - To zupełnie normalne po tylu tygodniach usztywnienia. Teraz noga. Da pan radę zgiąć? - Zrobił to z niemałym trudem. Na czoło wystąpiły mu kropelki potu. – Proszę poruszać palcami. – Zrobił to. - Dobrze. Na te dwa tygodnie dostanie pan kule. Długie, aż pod pachy. To po to, by nie obciążać ręki. Proszę oszczędzać nogę i nie starać się od razu stąpać na całej stopie. Będzie to możliwe, gdy stanie się mocniejsza. Wszystko jasne?
 - Jak słońce – uśmiechnął się do lekarza.
 - Tu daję panu kule. Proszę spróbować wstać i oprzeć się na nich. No, nie jest tak źle. Proszę też zabrać ten zestaw ćwiczeń. Widzimy się za dwa tygodnie, jeszcze przed świętami.
Pożegnał się z doktorem i wolno wykuśtykał na korytarz i dołączył do czekającej na niego Uli i Alexa.
 - Jestem wolny. Muszę ostro ćwiczyć przez dwa tygodnie, żeby dojść do sprawności.
 - Siadaj na wózek, bo zanim dojdziemy do samochodu, to renta nas zastanie – Alex odebrał od niego kule i pomógł mu usiąść. – Jedziemy do domu.

Pomógł Marka jeszcze dotransportować do drzwi i powiedział.
 - Poradzisz sobie, tak? Ja muszę wracać do pracy. – Ula uśmiechnęła się do niego serdecznie.
 - Bardzo ci dziękuję Alex. Aż boję się pomyśleć, co by było gdybyś nam nie pomógł. Jesteśmy ci bardzo wdzięczni.
 - Nie ma sprawy Ula. Ja zawdzięczam wam również bardzo dużo. Trzymajcie się. Uciekam.
Ściągnęła mu płaszcz i szalik, a na nogi włożyła kapcie. Podała mu kule.
 - No, radź sobie.
Wstał z wózka opierając się mocno na nich i doszedł wolno do kanapy. Usiadł na niej ciężko.
 - Zrobisz kawy?
 - Zrobię. Zaraz przyniosę.
Podała mu parujący kubek i sama usiadła obok. Upiła łyk i popatrzyła na niego uważnie.
 - Marek. Zostanę tu jeszcze do końca tygodnia. Potem wracam do domu.
Spojrzał na nią zaskoczony.
 - Dlaczego? Źle ci ze mną?
 - Dobrze mi z tobą. Przecież kocham cię nad życie. Zrozum. Ja już dłużej nie dam rady. Jestem taka zmęczona, że najchętniej pojechałabym do tej twojej chaty i zaszyła się w niej na dwa tygodnie. To zaczyna mnie przerastać Marek. Nie jestem w stanie tak dłużej funkcjonować. Tydzień u ciebie, potem dwa dni harówy w Rysiowie, osiem godzin w firmie z ciągle strzelającym focha Pshemko, pomoc w nauce Violetcie i wizyty u Pauliny. To za dużo, jak na mnie. Ja fizycznie nie daję rady, choć robię dobrą minę do złej gry – rozpłakała się żałośnie. – To ponad moje siły. Nie jestem z kamienia Marek.
Zrobiło mu się przykro. Nie mógł znieść widoku jej łez. Przytulił ją do siebie i ucałował z czułością w skroń.
 - Tak bardzo cię przepraszam skarbie. Za dużo wrzuciłem na twoje barki i w dodatku byłem taki zrzędliwy. Masz rację. Nie mogę cię tak dłużej wykorzystywać. Jeśli chcesz, zadzwonię do Seby, żeby jeszcze dzisiaj odwiózł cię do domu. Ja jakoś sobie poradzę.
 - Nie Marek. Dopilnuję jeszcze twoich ćwiczeń. Będziesz ćwiczył przy mnie. Ja muszę mieć pewność, że wykonujesz zalecenia lekarza. Jest poniedziałek. Do piątku powinieneś się już trochę wzmocnić. Wzmocnić na tyle, że będziesz w stanie przygotowywać sobie posiłki i ubierać się samodzielnie. W sobotę rano pojadę do Rysiowa.
 - Dziękuję kochanie i jeszcze raz bardzo cię za wszystko przepraszam.

Była twarda. Nie dawała mu forów. Była głucha na jego pojękiwania i ślepa na grymasy wykwitające na jego twarzy. Z żelazną konsekwencją wymagała od niego tyle ile przewidywał program ćwiczeń. Taka postawa wobec niego zaczęła przynosić spodziewane rezultaty. Dłoń wzmocniła się do tego stopnia, że mógł w niej unieść kubek pełen herbaty. Drżała jeszcze nieco, ale zdecydowanie była silniejsza. Podobnie było z nogą. Zginając ją nie odczuwał już prawie bólu. Po ćwiczeniach brała do ręki żel przeciwbólowy i wmasowywała mu w miejsca po złamaniach. Po takich zabiegach odczuwał wyraźną ulgę i poprawę. Widział, jak bardzo jest zdeterminowana i nie marudził już tak, jak dawniej. Podziwiał ją, że po ośmiu godzinach ciężkiej pracy jest w stanie poświęcić na jego rehabilitację całe popołudnie. Był jej bardzo wdzięczny i kochał ją z każdym dniem coraz mocniej. Czy jest na świecie kobieta, która zrobiłaby dla niego aż tyle? Mocno w to wątpił. Wiedział, miał świadomość, że robi to wszystko z wielkiej miłości do niego. Czas, jaki mu poświęciła, nie poszedł na marne. Z każdym dniem stąpał pewniej i był silniejszy. Nie omieszkał podzielić się dobrymi nowinami z Sebastianem. Przy okazji poprosił go, by w sobotę rano zawiózł Ulę do Rysiowa.
 - Nie ma sprawy stary. Powiedz jej, że będę koło dziesiątej. Za te pyszności, którymi nas kiedyś obdarowała mógłbym wozić ją do końca życia.
 - Dzięki Seba. Nie chciałem, żeby tłukła się autobusem przez ponad godzinę. Ma ze sobą bagaż, a ja nie mógłbym jej nawet odprowadzić na przystanek.

W sobotę rano spakowała resztę swoich rzeczy. Z wielkim smutkiem patrzył jak zamyka torbę. Poczuł się nagle opuszczony tak jak wtedy, gdy uciekła z firmy do Jelitkowa. Podszedł do niej i zamknął ją w swoich ramionach.
 - Tak mi przykro skarbie, że mnie opuszczasz. Ten dom będzie pusty bez ciebie. Może zamieszkałabyś ze mną? Ja bardzo bym chciał mieć cię ciągle przy sobie. – Spojrzała na niego zdziwiona.
 - Zamieszkać z tobą? Jako kto?
 - Jako moja dziewczyna.
 - Nie Marek. Wybacz, ale to chyba nie jest dobry pomysł. Niech zostanie tak, jak jest teraz. To była sytuacja wyjątkowa. Potrzebowałeś pomocy. Dzięki Bogu radzisz już sobie świetnie, a ja będę wpadać z wizytą.
 - Dzięki tobie jest świetnie. No dobrze – westchnął. – Skoro tak wolisz, ja nie będę naciskał.
Rozległ się dzwonek do drzwi. Wyplątała się z jego ramion i poszła otworzyć. Na progu stał uśmiechnięty Sebastian.
 - Jesteś gotowa Ula?
 - Tak. Daj mi jeszcze minutkę.
Ubrała płaszcz, czapkę i szalik. Podeszła do Marka i wtuliła się w jego usta.
 - Trzymaj się kochanie i ćwicz. Ja wpadnę w poniedziałek po pracy. Do zobaczenia.
Patrzył na nią smutnym wzrokiem dopóki nie zamknęły się za nią drzwi.

Zgodnie z obietnicą rzeczywiście przyjeżdżała do niego codziennie. Było to możliwe dzięki Sebastianowi, który w drodze do swojego mieszkania zahaczał o Sienną. Niestety do Rysiowa jeździła już autobusem. Marek miał wyrzuty sumienia. Z jednej strony chciał, by zostawała u niego jak najdłużej, z drugiej drżał, by nie spotkała ją jakaś niemiła przygoda podczas powrotu do domu. Starał się więc nie przeciągać tych wizyt. Takie wyjście też nie było idealne, ale była zdeterminowana i przysięgła sama sobie, że jak najszybciej pomoże mu dojść do dawnej sprawności. Czas mocno ją ograniczał, jednak jakoś radziła sobie. Wpadała na Sienną. Szybko przygotowywała jakiś posiłek a po nim zmuszała go do morderczych ćwiczeń. Była chyba bardziej zdyscyplinowana i konsekwentna niż on. To musiało przynieść pozytywne rezultaty i istotnie tak było. Po dwóch tygodniach zjawił się wraz z Ulą na chirurgii w szpitalu. Lekarz zbadał go bardzo dokładnie i z zadowoleniem mruknął.
 - No nieźle, nieźle… Widzę, że jednak sporo czasu poświęcił pan ćwiczeniom. Jest już prawie dobrze. Proszę utrzymać takie tempo ćwiczeń, jak do tej pory, jeszcze przez tydzień i zacząć stąpać na całej stopie. Zwolnienie daję jeszcze tylko na ten czas. Potem może pan wracać do pracy.
Był szczęśliwy. Nareszcie koniec jego męki, a przede wszystkim męki Uli. Obiecał sobie, że już nigdy nie dopuści, by miała wracać autobusem do domu. Za każdym razem drżał, kiedy wieczorem opuszczała Sienną i szła na przystanek. To kosztowało go zbyt wiele nerwów. Będzie spokojniejszy odstawiając ją co dnia pod dom.
Wyszli ze szpitala i podeszli do czekającego na parkingu Sebastiana. Odwiózł ich do domu, a sam wrócił do stęsknionej Violetty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz