Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 22 listopada 2015

"SYMFONIA MIŁOŚCI" - rozdział 13, 14, 15



ROZDZIAŁ 13         +18



Dojeżdżali do celu. Miasto jak miasto. Nie zrobiło na nich zbyt imponującego wrażenia. GPS zaprowadził ich pod hotel „Lisova pisnija”. Marek uśmiechnął się radośnie na widok budynku.
 - No… Ten, to co innego. Wygląda na dość elegancki.
Rzeczywiście budynek prezentował się dość okazale. Po zameldowaniu się w recepcji i otrzymaniu kluczy udali się na piętro. Pokój był bardzo ładny. Wielkie dwuosobowe łoże pobudziło Marka zmysły. Objął Ulę mocno i przytulił się do niej.
 - To są odpowiednie warunki dla nas. Tu mogę cię kochać do utraty tchu. – Znowu poczuła znajome ciepło na policzkach. Poczochrała czule jego czarną czuprynę.
 - A ty tylko o jednym. Jesteś niepoprawny. – Cmoknął ją siarczyście i roześmiał się.
 - Czy to moja wina, że nie potrafię przy tobie utrzymać rąk? – Spojrzała na niego próbując zachować powagę.
 - Nieee, no coś ty. To tylko i wyłącznie moja wina. W skrajnych przypadkach będę ci je związywać. Muszę postarać się o kajdanki. Nie masz jakiegoś znajomego policjanta? – widząc jego minę nie mogła już powstrzymać śmiechu i wybuchła na całe gardło.
 - Osz, ty diablico jedna. Nie zaśniesz dzisiaj. Obiecuję. Nie dam ci spokoju.
 - Obiecanki, cacanki - wyrwała mu się z rąk i zaczęła uciekać chichotając głośno. Szybko ją dopadł i razem runęli na łóżko. Sięgnął jej ust i zaczął całować namiętnie.
 - Kocham cię jak wariat – wymruczał.
 - Ja też cię bardzo kocham, ty mój wariacie. Teraz jednak puść mnie. Musimy się rozpakować i zadzwonić do szwalni, żeby umówić się na jutro. – Cmoknął ją ostatni raz i powiedział.
 - Umów się jak najwcześniej. Długa droga przed nami. Do Grodna mamy ponad dziewięć godzin jazdy i chciałbym dojechać jak najwcześniej. To ty dzwoń, a ja spróbuję połączyć się z ojcem. Dowiem się, co słychać w firmie – wstał z łóżka i usiadł w fotelu. Wyjął telefon i wybrał numer.
 - Halo? Cześć tato. Co słychać? Dajesz radę? Nie męczą cię za bardzo?
 - Wszystko w porządku synu. Nie przemęczam się, bo Maciek i Sebastian bardzo o to dbają. Maciek załatwił fotografa, bo są już prototypy wiosennej kolekcji i będzie zamawiał foldery. Ruszyła też strona internetowa. Ania, to naprawdę zdolna osóbka. Świetnie sobie poradziła, a strona wygląda bardzo ładnie i przyciąga wzrok. Pshemko działa jak w amoku. Zabrał się za te suknie ciążowe i nie wypuszcza ołówka z rąk, tylko cały dzień szkicuje.
 - Alex się pojawił?
 - Nie. Nie mogłem się do niego dodzwonić. Rozmawiałem z Pauliną i od niej wiem, że ma kłopoty z włoską policją. Podobno nawet przesiedział dłuższy czas w areszcie za pobicie jakiegoś mężczyzny. Był ponoć kompletnie pijany, ale miał dość siły, żeby natłuc temu gościowi. Świadkowie tego zdarzenia twierdzą, że wykrzykiwał po polsku „Nie daruję ci tego sukinsynu, jeszcze zobaczysz, kto będzie górą. Nie dopuszczę, żeby ci się udało”.
Marek z niepokojem słuchał tych słów. On pojął je w jednej chwili. Zrozumiał, że pijanemu Febo facet, którego zaatakował, przypominał mu właśnie jego. Nie podzielił się tymi spostrzeżeniami z ojcem. Nie chciał go martwić, ale ta sytuacja uzmysłowiła mu fakt, jak bardzo Alex go nienawidził. Miał świadomość, że on zrobi wszystko, żeby poniósł porażkę na stanowisku prezesa.
 - A co u was dzieci? Gdzie jesteście?
Właśnie zameldowaliśmy się w hotelu w Kowlu. Wczoraj podpisaliśmy korzystną umowę ze szwalnią w Sambirze. Jutro chcemy dojechać do Grodna i jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, to pojutrze będziemy wracać do Warszawy.
 - Świetnie wam idzie. Gratuluję. Pozdrów od nas Ulę. Niecierpliwie tu na was czekamy.
 - Dzięki tato. A ty przekaż nasze pozdrowienia Maćkowi, Sebastianowi i Ani, a mamę gorąco od nas uściskaj.
 - Przekażę. Uważajcie na siebie i dojedźcie szczęśliwie. Do zobaczenia.
Powtórzył całą rozmowę Uli, która nie chcąc mu przeszkadzać, wyszła na hotelowy korytarz.
 - Tak naprawdę to nie wiem, co teraz zrobić. Chyba będę musiał ogłosić konkurs na dyrektora finansowego, bo nie wiem, kiedy on ma zamiar wrócić i czy w ogóle. Trzeba zwołać zarząd. Niech wszyscy zadecydują, co zrobić z tym fantem – popatrzył na nią uważnie. – Chociaż… Właściwie to ten konkurs nie jest potrzebny. Ula może zgodziłabyś się na zastępstwo za Alexa? Poradziłabyś sobie świetnie, a ja nie musiałbym nikogo szukać z zewnątrz. Wolę mieć kogoś zaufanego na tym stanowisku. – Zaskoczył ją.
 - Ja…? Na dyrektora finansowego? Naprawdę nie wiem…
 - Ula zgódź się. Przecież kochasz cyferki. To twój świat. Nie ma lepszej kandydatury. Porozmawiam z ojcem, a on na pewno nie będzie miał nic przeciw temu. Już zna twoje możliwości.
 - No dobrze. Zgadzam się, ale tylko na czas absencji Febo. – Pokiwał radośnie głową i wycisnął na jej ustach soczystego buziaka.
 - Uwielbiam cię. A ty co załatwiłaś?
 - Umówiłam się na ósmą rano. Oni o tej porze zaczynają pracę. Dzwoniłam też do domu i rozmawiałam z tatą. Masz pozdrowienia od wszystkich. Jak na razie dają sobie radę. Mama Maćka bardzo pomaga. Wspaniała kobieta.
 - Tak jak jej syn – dodał Marek. – Czy wiesz, że załatwił fotografa i już zamówił foldery w drukarni? Działa szybciej niż Polska Agencja Prasowa. Ojciec mówił, że strona internetowa też już jest aktywna. Martwi mnie tylko Alex. Nie wiem, co on kombinuje, ale jego nienawiść do mnie jest wielka. – Pogładziła go po policzku.
 - Nie martw się. Może nie będzie tak źle? Może wyolbrzymiasz tylko całą sytuację?
 - Obyś miała rację. Rozpakujmy się teraz i może pójdziemy na krótki spacer. Chętnie rozprostuję nogi. Dużo czasu spędziłem za kółkiem.
Przebrali się w wygodne stroje. Oboje założyli jeansy i ciepłe swetry. Marek włożył ten, który dostał od Uli na gwiazdkę. Do twarzy mu było w beżu. Założył czapkę i szalik do kompletu. Przyglądała mu się z przyjemnością. Był taki atrakcyjny.
Wyszli z hotelu objęci i spacerkiem ruszyli przed siebie. Było dość mroźno. Klimat jednak był tu nieco ostrzejszy niż w Warszawie, ale nie przeszkadzało im to. Cieszyli się bliskością i tym, że chociaż na chwilę mogą zapomnieć o pracy. Po drodze natknęli się na miejski park i postanowili go zobaczyć. W jego centralnej części odkryli mały staw. Niestety tu nie było kaczek. Staw był zamarznięty a po jego powierzchni śmigało kilkunastu łyżwiarzy. Przystanęli na chwilę podziwiając popisy niektórych z nich.
 - Musimy kiedyś wybrać się na lodowisko. Dawno nie jeździłem, a patrząc na nich nabrałem ochoty.
 - Pojeździsz jeszcze sobie, a ja chętnie popatrzę.
 - Jak to, popatrzysz? – nie rozumiał.
 - Nigdy nie jeździłam na łyżwach. Nie potrafię. – Szczęśliwy uśmiech wypłynął mu na twarz.
 - To ja cię nauczę. Przekonasz się, jaka to frajda – musnął jej zmarznięty nosek.
 - Zimno ci?
 - Trochę – przyznała. – Wracajmy, dobrze? Już mi się nie chce chodzić.
 - W takim razie wracamy. Może wejdziemy od razu na kolację? Widziałem restaurację na dole w hotelu. Przynajmniej nie będziemy szukać jedzenia jak poprzednio. Weszli do środka, rozebrali się w hotelowym holu i udali wprost do restauracji. Usiedli przy stoliku i przeglądali menu. Oprócz tradycyjnych dań ukraińskich serwowano również dania z zachodniej kuchni europejskiej.
 - Na co masz ochotę? Ja zjadłbym coś na ciepło. Może lazanię, albo spaghetti?
 - Może być. Chętnie zjem lazanię. Do tego gorącą herbatę z cytryną. Ona na pewno nas rozgrzeje. – Złożyli zamówienie. Lazania okazała się dość dobra. Najedli się. Z czułością popatrzył na zaróżowione policzki Uli. Wyglądała pięknie.
Gdy dopiła swoją herbatę, powiedział
 - Chodźmy kochanie. Czas odpocząć.
W pokoju pociągnął ją za sobą pod prysznic. Przyzwyczaiła się do tych wspólnych kąpieli i nie czuła się już tak zażenowana jak na początku. Namydlał ją delikatnie pieszcząc gąbką jej ponętne ciało. Poddawała się tym zabiegom z prawdziwą przyjemnością. Nie pozostała bierna. Z podobną subtelnością wcierała pachnący żel w jego plecy i tors. Był podniecony. Pragnął jej każdym zakamarkiem swojej duszy. Spłukał szybko pianę z siebie i z niej. Wytarł ją w ręcznik, siebie również i porwawszy ją na ręce pomaszerował do łóżka. Westchnęła, gdy poczuła pierwsze pocałunki na swoim ciele. On ich nie żałował. Wycałował każdy jej zakamarek i gdy uznał, że oboje są pobudzeni dostatecznie, wszedł w nią delikatnie i zaczął się poruszać. Ona podjęła rytm. Odpływali jęcząc i wzdychając w miłosnym uniesieniu. Rozkoszowali się sobą. Po jednym spełnieniu przyszło następne i jeszcze kolejne. Rzeczywiście długo nie pozwolił jej zasnąć tej nocy. W końcu jednak zmęczenie wzięło górę i zasnęli, mocno w siebie wtuleni.
Budzik zadzwonił o szóstej trzydzieści. Wstali pośpiesznie i spakowali rzeczy. Zeszli jeszcze na wczesne śniadanie. Jajecznica na bekonie, świeże bułki i kawa postawiły ich na nogi. Nasyceni pojechali prosto do szwalni. Byli punktualni i już po chwili witali się z jej dyrektorem. Okazało się, że nazywa się Lisiecki i ma polskie korzenie. Świetnie też mówił po polsku. Bardzo szybko doszli do konsensusu w sprawie warunków umowy. Po jej podpisaniu i wzajemnej wymianie uprzejmości pożegnali się z nim i ruszyli do Grodna. To był najdłuższy etap ich podróży. Jechali prawie dziesięć godzin często robiąc przerwy. Marek był zmęczony, a ona żałowała, że nie posiada prawa jazdy. Gdyby tak było, z chęcią zmieniłaby go przy kierownicy. Zapadał już wieczór, kiedy dotarli do hotelu „Turist”, w którym mieli zarezerwowany pokój.
Hotel był duży i jego standard był nieco niższy od poprzedniego, ale i tak znacznie lepszy od sambirskiej turbazy. Zjedli tylko coś szybko i położyli się spać. Marek był wykończony a Ula znużona długą podróżą. Rano pojechali do szwalni. Tu też nie było niespodzianki. Dogadali wszystko z szefostwem i z podpisaną umową wrócili do hotelu. Nie mieli ochoty nigdzie wychodzić. Pogoda była niezbyt dobra. Wiał wiatr niosąc ze sobą przenikliwe zimno, które wdzierało im się pod ubranie. Spokojnie popakowali rzeczy i wczesnym popołudniem po zjedzonym objedzie ruszyli do domu. Planowali, że jak dobrze pójdzie i nie będą długo czekać na granicy, dotrą do domu za mniej więcej pięć godzin. Granicę mieli przekroczyć w Kuźnicy, ale w ostatniej chwili zupełnie przypadkowo dowiedzieli się od miłej recepcjonistki, że to przejście kolejowe, ale w niedalekich Bruzgach jest przejście drogowe i tam mogą przejechać granicę. Byli jej wdzięczni za tę informację, bo dzięki niej nie musieli nadkładać drogi. Bardzo szybko dotarli do granicy. Przejście było małe i zupełnie puste. Marek ucieszył się, że nie będą tracić czasu na stanie w kolejce. W dobrym nastroju zdążał już w kierunku stolicy. Postanowili, że zanim pojadą do domu wstąpią jeszcze do Rysiowa. Ula nie chciała, żeby ojciec się martwił, więc zdecydowała, że wejdą tylko na herbatę. Istotnie sprawili dużą niespodziankę Cieplakom pojawiając się na progu rysiowskiego domu. Józef wyciskał ich serdecznie podobnie jak sprowadzony przez Jaśka Maciek.
 - No opowiadajcie, jak tam jest? – Maciek niecierpliwie wyczekiwał relacji.
 - No jak jest? Biednie jest. Bieda aż piszczy. Pierwszy nocleg mieliśmy w koszmarnych warunkach w Sambirze. Całe szczęście, że po drodze zaopatrzyliśmy się w prowiant, bo nawet nie mielibyśmy gdzie i co zjeść. Szwalnia jednak okazała się w porządku. Zresztą wszystkie są w porządku. Podpisaliśmy korzystne umowy. Naprawdę spisałeś się Maciek wpadając na ten pomysł, a Ula tak dobrze prześwietlając te szwalnie. Bez was nic by z tego nie wyszło.
 - Wiesz, że Alexa nadal nie ma?
 - Wiem. Rozmawiałem z ojcem. Na czas jego nieobecności Ula będzie dyrektorem finansowym.
 - Naprawdę? – wzruszył się Józef. – Tak się cieszę córcia. Pniesz się dziewczyno. - Marek uśmiechnął się do Cieplaka.
 - Nie ma się co dziwić. Przecież jest najlepsza. Nikt inny nie wchodzi w rachubę. Wracając jednak do naszej podróży, to zwiedziliśmy trochę Lwów. Ładne, zabytkowe miasto. Kowel też zrobił na nas dobre wrażenie. Tam był najlepszy hotel. Wysoki standard. W Grodnie zupełnie przeciętnie. Zresztą nie zwiedzaliśmy miasta. Chcieliśmy jak najprędzej wrócić, bo zmęczyła nas ta podróż. Cieszę się, że jesteśmy już w domu.
 - Ulcia, a przywiozłaś nam coś? – spytała Beatka. Ula pogłaskała ją po główce.
 - Nie kochanie. Tam jest bardzo biednie. Nawet nie natknęliśmy się na żaden sklep z pamiątkami, ale obiecuję ci to wynagrodzić w inny sposób. Przyjedziemy za dwa dni to pomyślimy, dobrze? – Dziewczynka pokiwała ugodowo głową.
 - Zrobisz mi w sobotę naleśniki? – Ula uśmiechnęła się szeroko.
 - Czy wy też macie na nie ochotę? – spytała.
 - Ja bardzo chętnie. Chyba jeszcze nie jadłem w twoim wykonaniu i chętnie spróbuję – Marek wyszczerzył się.
 - Ja też się piszę – zdeklarował się Maciek. – Byle było dużo.
 - No to załatwione Betti. Będą naleśniki. Jaśka i taty nie muszę pytać, bo wiem, że lubią.
Nie posiedzieli już zbyt długo. Byli zmęczeni i marzyli tylko o ciepłym prysznicu i łóżku. Pożegnali się z rodziną i Maćkiem i wreszcie dotarli do domu.
Obładowany bagażami Marek przekręcił klucz w drzwiach i wszedł do środka. Za nim dreptała Ula.
 - Home sweet home – powiedział z ulgą. – Nareszcie. – Ula uśmiechnęła się pod nosem.
 - Aż tak ci brakowało tego domu? Myślałam, że dobrze ci było w tej podróży ze mną? Teraz się okazuje, że najbardziej tęskniłeś za domem. – Spojrzał na nią i pogroził żartobliwie palcem.
 - Ula, nie prowokuj mnie. Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
 - Wiem, wiem… O to wygodne łóżko i nieźle wypasiony prysznic. Aha. I jeszcze o plazmowy telewizor – rozchichotała się widząc jego minę i drażniła go dalej. – No przyznaj, że miłość do przedmiotów martwych przedkładasz nad miłość do mnie.
 - Ula! Nagrabisz sobie.
 - A czym? Może nie mówię prawdy? – śmiała się już na całe gardło. Rzucił torby i podszedł do niej wpijając się w jej roześmiane usta.
 - Jesteś wariatką. Wiesz, że tak nie jest. Nie przywiązuję wagi do rzeczy, ale lubię odrobinę komfortu.
 - Wiem paniczu Dobrzański – chichotała dalej.
 - Przegięłaś! Zdecydowanie przegięłaś. Już panicz Dobrzański ci pokaże, co lubi najbardziej – porwał ją na ręce i choć się broniła i wierzgała nogami zaniósł ją i rzucił na łóżko. Za chwilę już do niej przywarł całując zachłannie. Rozpiął jej suwak od spodni wsuwając rękę pod majteczki. Zaczął drażnić jej płeć. Jęknęła.
 - To lubię skarbie najbardziej – powiedział gardłowo. – Najbardziej lubię sprawiać ci przyjemność. Nawet nie zorientowała się, kiedy pozbawił ją spodni, swetra i bielizny. Sam pozbył się odzieży równie prędko. Przytulił się do niej mocno, czerpiąc przyjemność z dotyku jej nagiej skóry. Posiadł ją gwałtownie, aż krzyknęła. To był szybki, wręcz zwierzęcy seks, bogaty w inne doznania niż ten delikatny i spokojny. Nigdy tak jej jeszcze nie kochał. Nie był brutalny, lecz zdecydowany i władczy. Taki też jej się podobał. Wszystko działo się bardzo spontanicznie i kiedy wreszcie osiągnęli szczyt, on nie wychodząc z niej szeptał jej do ucha najpiękniejsze słowa o miłości całując jednocześnie jej słodkie usta.
Nagą zaniósł do łazienki, gdzie zmył z siebie i z niej zapach seksu.

Następnego dnia szczęśliwi i uśmiechnięci wysiedli z windy i po przywitaniu się z nowym recepcjonistą Danielem skierowali swe kroki do gabinetu. Zastali w nim urzędującego już Krzysztofa.
 - Witajcie moi kochani – podszedł do nich ściskając najpierw Ulę potem Marka. – Siadajcie i opowiadajcie, jak poszło. Poproszę może Anię, żeby zrobiła nam kawy. Temu nowemu nie bardzo to wychodzi - podniósł słuchawkę i poprosił Anię o trzy kawy. Uwinęła się błyskawicznie i już po chwili siedzieli przy parujących filiżankach.
 - Poszło świetnie tato. Podpisaliśmy trzy korzystne umowy. Jak policzyliśmy koszty transportu to okazało się, że koszt dowozu materiałów do tych trzech szwalni jest nawet niższy niż koszt ich dowozu do Pekinu. Dobrze, że rezygnujemy z Chińczyków. Tu jest znacznie bliżej i o wiele taniej.
 - Bardzo mnie to cieszy dzieci. Spisaliście się na medal. Musicie koniecznie zobaczyć tę stronę internetową. Jest naprawdę świetna. Maciek już wystawił dziesięć kreacji na sprzedaż. Sam jestem ciekaw, czy się to powiedzie. Mam nadzieję, że tak, bo obniżyliśmy znacznie cenę. Przynajmniej o czterdzieści procent. Lepsze to jednak, niż miałyby nadal zalegać w tych magazynach.
 - Tak. Na pewno ją obejrzymy. Ja mam jeszcze propozycję tato. Ponieważ nie wiadomo, kiedy raczy tu zawitać Alex i czy w ogóle, trzeba kogoś zatrudnić na jego miejsce. Pomyślałem, że na czas jego nieobecności zastąpi go Ula. Na pewno świetnie sobie poradzi. Ten dział nie może zostać bez szefa. Zgodzisz się?
 - Oczywiście synu. To bardzo dobry pomysł.
 - Też tak uważam. Ula przeniosłaby się do jego gabinetu a na jej miejscu usiadłaby Ania, która tak naprawdę nie ma swojego kąta i siedzi w konferencyjnej.
 - Dobrze. Zrób, jak uważasz. Ja już nie będę się w to mieszał. Jesteś prezesem, więc decydujesz.

Już od dwóch tygodni pracowała w dziale finansowym zastępując Alexa. Najbardziej doceniła tę zmianę Dorota. Znała trochę Ulę i wiedziała, że jest osobą bardzo łagodną i miłą. Nigdy nie podnosiła głosu, lecz łagodnie starała się tłumaczyć. W porównaniu z gwałtownym temperamentem Febo wydawała się aniołem. Zaraz na początku zorganizowała zebranie swojego działu i logicznie rozdzieliła obowiązki. Zaproponowała Matyldzie objęcie funkcji głównej księgowej, bo po zwolnieniu Turka i na tym stanowisku był wakat. Ta zgodziła się bez zastanowienia. Robota szła sprawnie. Ula pracowała dużo, ale też nauczyła się rozdzielać obowiązki na swoich pracowników. Sama brała najtrudniejsze sprawy. Po jakimś czasie okazało się, że sprzedaż internetowa dowiodła, że był to strzał w dziesiątkę. Zaczęli wreszcie zarabiać i na tym. Pshemko tworzył, jak natchniony. Wszystko zdawało się zmierzać we właściwym kierunku.
W połowie marca odbył się pokaz kolekcji wiosennej. Nie spodziewali się, że przyciągnie takie tłumy. Kreacje były zjawiskowe, a Pshemko poczuł się bardzo doceniony. Umowy posypały się, jak z rękawa. Gazety rozpisywały się w największych superlatywach na temat pokazu. Wychwalano Marka za determinację, z jaką dążył do sukcesu, a Marek wychwalał swoich asystentów, a raczej jednego asystenta i jedną dyrektor finansową. Ojciec nie szczędził mu pochwał, a w nim samym rosło ze szczęścia serce. Sprzedaż internetowa rozhulała się na dobre po pokazie. Dla niektórych była to wielka szansa móc nabyć coś taniej z kolekcji wielkiego projektanta. On sam skończył projektować suknie ciążowe i zabrał się za kreacje dla małych klientów. Można było też zakupić materiały do tej pierwszej i wysłać transportem do szwalni na Ukrainie i Białorusi. Interes kręcił się nadspodziewanie dobrze. Żadne z nich nie mogło uwierzyć w tę ilość napływającej codziennie na konto firmy, żywej gotówki. Postanowili podnieść pensje, co spotkało się z wielką radością wśród pracowników. Wychwalali pod niebiosa swojego prezesa i swoją dyrektor finansową, a oni myśleli już nawet o tym by spróbować wejść na giełdę. To był poważny krok i należało się dobrze nad nim zastanowić. Pod koniec marca przeżyli prawdziwy wstrząs. Dostali zaproszenie na ślub od Pauliny i Lwa. Szok był tym większy, że oboje znali się dość krótko a tu nagle taka nowina. Nowina okazała się tym większa, gdy dotarły do nich pogłoski, że Paulina jest w ciąży.
 - To ostatnia rzecz, jakiej mógłbym się spodziewać po niej – mówił do Uli Marek. – Zawsze, kiedy wspominałem o dzieciach, krzywiła się i mówiła o tym z niechęcią. Nie wyglądała na kogoś, kto lubi dzieci. Ciągle martwiła się tym, że gdyby zaszła w ciążę popsułaby sobie figurę – pokręcił głową. – To naprawdę bomba.
Ślub miał odbyć się w wielkanocne święta, o dziwo, nie w Mediolanie, a tu na miejscu, w Warszawie w Kościele Świętego Krzyża na Krakowskim Przedmieściu. To była kolejna niespodzianka, bo Paulina zawsze powtarzała, że jak ślub, to tylko w mediolańskiej katedrze.
 - Lew naprawdę ją odmienił.
 - Miłość ją odmieniła – Ula była pewna tego, co mówi. – Jest zupełnie inna niż ta, jaką zapamiętałam z twoich opowiadań.
 - Ciekawe, czy Alex się zjawi. Zapadł się pod ziemię. Nawet jego własna siostra nie wie, co się z nim dzieje. Sam jestem ciekaw, co on kombinuje. Bo, że kombinuje, to pewne. Przyczaił się i uruchomił swoje szare komórki. Tak naprawdę to zniknął bez słowa. Gdyby był szeregowym pracownikiem tej firmy, już dawno wyleciałby dyscyplinarnie.
 - Nie myśl o nim. Nie warto. Wyjechał i przynajmniej mogliśmy w spokoju pracować. Nawet jak wróci, poradzimy sobie z nim. Po co martwić się na zapas.
 - Masz rację skarbie. Mamy przyjemniejsze tematy do rozmowy.

Święta były tuż, tuż i ślub Pauliny i Lwa zbliżał się wielkimi krokami. Pshemko stanął na wysokości zadania przygotowując dla Uli specjalną kreację na tę uroczystość.
 - Przyćmisz pannę młodą – mówił Marek patrząc na nią w przymierzalni roziskrzonym wzrokiem. – Piękna jest ta suknia, a ty w niej wyglądasz olśniewająco.
Wreszcie nastał ten dzień. Goście zgromadzili się w kościelnych ławach. Lew czekał przy ołtarzu na Paulinę, którą miał poprowadzić Krzysztof Dobrzański. Wreszcie pojawili się w drzwiach kościoła. Panna młoda wyglądała pięknie. Jej kruczoczarne włosy kontrastowały ze śnieżną bielą welonu. Rozpoczęła się ceremonia. Marek dyskretnie rozejrzał się wśród zgromadzonych osób i uważnie omiatał wzrokiem kościelne ławy. Wreszcie dostrzegł go. Swojego największego wroga. Siedział z ponurą miną na końcu jednej z przednich ław oparty o stojącą obok marmurową kolumnę. Ubrany był całkowicie w czerń, jakby przyszedł na pogrzeb, nie na ślub. Marek ścisnął Uli dłoń i cicho powiedział.
 - Spójrz Ula tam – skinął głową. - Widzisz go?
 - Mhmm. Nie wygląda na zachwyconego.
 - Wygląda na przepitego i skacowanego. Co on ze sobą zrobił?
 - Nie odpowiedziała mu. Skoncentrowała się na słowach przysięgi składanej właśnie przez parę młodą. Widział, jakie to robi na niej wrażenie i pomyślał wtedy po raz pierwszy, że powinni również zalegalizować swój związek. Kochał ją przecież nad życie i wiedział, że ona darzy go równie mocnym uczuciem. Obiecał sobie, że nie pozwoli jej dłużej czekać i przy najbliższej nadarzającej się okazji poprosi ją o rękę.
Młodzi wypowiedzieli sakramentalne „tak”. Ceremonia dobiegała końca. Szczęśliwi i uśmiechnięci państwo młodzi wyszli na kościelny dziedziniec, a za nimi podążyli zgromadzeni w kościele goście. Zaczęto składać życzenia. Ula podeszła najpierw do Lwa potem do Pauliny.
 - Życzę ci Paulino dużo szczęścia, nieustającej miłości i dużo radości z tego maleństwa, które przyjdzie na świat.
 - Dziękuję Ula. Mam nadzieję, że wszystko, co powiedziałaś się spełni. Muszę ci jeszcze powiedzieć, że wyglądasz pięknie. Marek ma dobry gust. Teraz z niecierpliwością będziemy czekać na wasz ślub. – Ula zarumieniła się.
 - To chyba nieprędko. Ja nawet nie jestem narzeczoną, a co dopiero żoną.
 - Doczekasz się. Widzę jak wielkim uczuciem Marek cię darzy – usłyszały głos właśnie jego.
 - Ula pozwól mi się dopchać do panny młodej. – Odeszła na bok czekając, aż złoży jej życzenia. Za chwilę dołączył do niej i wraz z innymi gośćmi udali się do ekskluzywnego lokalu na przyjęcie.
Trwało już jakiś czas. Ula zmęczona tańcami wyszła odetchnąć na wewnętrzne patio. Sprawiało wrażenie małej oranżerii. Posadzono tu egzotyczne rośliny i ustawiono ławki. Na jednej z nich zauważyła siedzącą postać. Rozpoznała w niej Alexa. Postanowiła, że do niego podejdzie.




ROZDZIAŁ 14



 - Przepraszam panie Febo. Mogę się przysiąść? – spytała łagodnie. Ocknął się raptownie na dźwięk jej głosu, jak człowiek obudzony z ciężkiego snu i spojrzał na nią nieprzytomnie.
 - Tak… tak… proszę… proszę usiąść. – Przysiadła na brzegu ławki uśmiechając się do niego z sympatią. Poczuł się niepewnie. Od wieków nikt do niego tak się nie uśmiechał.
 - Czy ja panią znam? – nie mógł skojarzyć jej twarzy z żadną mu znaną osobą. Jej duże chabrowe oczy wpatrywały się w niego i lśniły ciepłym blaskiem. Nie wytrzymał jej spojrzenia i spuścił głowę.
 - Zna mnie pan, tylko pewnie nie pamięta. Nie wyróżniałam się z tłumu. Pracuję w Febo & Dobrzański, nazywam się Urszula Cieplak. – Ponownie podniósł głowę, a w jego ciemnych oczach dostrzegła zdziwienie i podziw.
 - Zmieniła się pani. Na korzyść – powiedział z uznaniem. Zapamiętałem panią inaczej.
 - Dziękuję. To pewnie dlatego, że zaczęłam przywiązywać większą wagę do swojego wyglądu.
 - Nadal jest pani asystentką tego… - chciał powiedzieć „nieudacznika”, ale powstrzymał się - Marka?
 - Nie, już nie. Zastępuję od jakiegoś czasu pana. – Kolejny raz go zaskoczyła.
 - Mnie? – Pokiwała twierdząco głową.
 - Znikł pan na bardzo długo. Nie wiedzieliśmy, kiedy pan wróci. Martwiliśmy się, bo nie mieliśmy informacji, co się z panem dzieje. Wtedy Marek postanowił, że na czas pańskiej absencji to ja pana zastąpię.
 - Martwiliście się? Trudno mi w to uwierzyć. Wie pani o tym, że nie znosimy się z Markiem.
 - Wiem i bardzo przykro mi z tego powodu. Naprawdę tego nie rozumiem. Macie wspólną firmę. Powinniście połączyć wysiłki i razem wynieść ją na szczyt modowego rynku. Przecież od tego zależy wasz byt i zabezpieczenie finansowe na późniejsze lata. Może już czas zakopać topór wojenny i pogodzić się? Nie wiem, jaką krzywdę wyrządził panu Marek. Musiała być wielka, bo do tej pory nie potrafi się pan przełamać i mu wybaczyć. On mówił, że kiedyś byliście dobrymi przyjaciółmi i tęskni za tamtymi latami. W czasie takich zwierzeń widzę żal w jego oczach. Nigdy mi tego nie powiedział, ale ja wiem, że najwyraźniej żałuje czegoś bardzo z waszej przeszłości. Powie mi pan, co się stało, że tak bardzo was poróżniło?
Febo miał mieszane uczucia. W innej sytuacji pewnie by jej powiedział, że nie powinno ją to obchodzić, jednak głos tej kobiety i sposób, w jaki do niego przemawiała, działał na niego dziwnie mile i uspokajająco. Rozluźnił się, choć nadal był zaskoczony, że ona rozmawia z nim tak łagodnie i spokojnie, zupełnie bez żadnych złych intencji. Widział w jej błękitnych oczach szczerość a nawet życzliwość dla jego osoby. – Chyba dlatego tak spokojnie ze mną rozmawia, bo kompletnie mnie nie zna. Gdyby wiedziała, jaki potrafię być wredny, uciekłaby pewnie natychmiast.
 - Czy wy jesteście razem? Dużo pani o nim wie.
 - Tak. Jesteśmy razem od paru miesięcy – powiedziała otwarcie. - Bardzo go kocham. Jest miłością mojego życia. On też obdarza mnie wielkim uczuciem. Widzę jednak, że konflikt z panem dręczy go srodze, a i pan nie jest szczęśliwym człowiekiem, choć wiem od niego, że kiedyś był pan inny. Jeśli on przed laty wyrządził panu krzywdę i, jak sam mówił, wielokrotnie prosił pana o wybaczenie, powinien pan wybaczyć, i nie tylko jemu. Tak wielkoduszny gest zmieniłby i pana nastawienie, jestem o tym przekonana. Bardzo panu współczuję, bo wiem, że w głębi duszy jest pan wrażliwym człowiekiem. Ta krzywda spowodowała, że zamknął się pan w sobie, zbudował mur, przez który ciężko się przebić. Stał się pan samotnikiem. Nie ma w panu radości. Ja nigdy nie widziałam, żeby pan się uśmiechał. Odcina się pan od ludzi i zniechęca ich do siebie, choć tak naprawdę wcale pan tego nie chce.
 - To nie takie proste – przerwał jej. - On zniszczył mi życie. Kochałem kiedyś pewną kobietę całym sercem i duszą. Była dla mnie wszystkim, a on w jednej chwili obrócił to wniwecz, zdeptał – powiedział z goryczą. - Po jakiejś imprezie zaciągnął ją do łóżka. Widziałem ich. Z kobietą rozstałem się następnego dnia, a jego znienawidziłem z całego serca. Takich rzeczy się nie wybacza – pokręcił głową.
 - Myli się pan – powiedziała cicho. – Wybacza się znacznie gorsze rzeczy. Jeśli ona mu uległa to oznacza, że jej uczucie do pana nie było aż tak silne i nie była pana warta. Pańska miłość wyniosła ją na piedestał. Stworzył pan z niej ideał i uwierzył, że taka właśnie jest, choć tak naprawdę była przecież tylko człowiekiem, który zbłądził. O zdradę obwinia pan jedynie Marka, a ja myślę, że oboje byli winni w równym stopniu – spojrzała mu w oczy a on ujrzał w nich smutek. - Zrobi pan jak zechce, ale proszę przemyśleć naszą rozmowę, może zmieni pan zdanie, co do niektórych spraw? Dobrze by było, gdyby pan zechciał wrócić do pracy. Ja wywiązuję się ze swoich obowiązków, jednak wolę pracować jako asystentka Marka. Dobrze się czuję na tym stanowisku i nie mam ambicji, by zostać na stałe dyrektorem finansowym – położyła dłoń na jego dłoni. Drgnął pod wpływem dotyku.
 - Zostawię pana teraz. Proszę mi obiecać, że zastanowi się pan nad powrotem. – Wyraz jego oczu jakby złagodniał a na ustach pojawiło się coś na kształt uśmiechu.
 - Obiecuję – szepnął.
Było jej naprawdę żal tego człowieka, podobnie jak Marka. On też się tym dręczył, choć nigdy nie powiedział jej, że chodziło o kobietę i o zdradę. Miała nadzieję, że Febo weźmie sobie jej słowa do serca i wyciągnie właściwe wnioski. Wróciła na salę wpadając wprost w objęcia Marka.
 - Gdzie ty się podziewałaś? Wszędzie cię szukam.
 - Musiałam trochę odetchnąć. Zmęczyły mnie te tańce. Najchętniej wróciłabym już do domu, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
 - Nie mam. Już pierwsza. Pożegnamy się z młodymi i zamówię taksówkę.
Pół godziny później zamówiony pojazd przemierzał puste o tej porze ulice wioząc ich wprost na Sienną.

Z ulgą rozpięła zamek sukni i zrzuciła wysokie szpilki. Wsunęła stopy w domowe kapcie i poczłapała do łazienki. Marek poluźnił krawat i zdjął z siebie garnitur zostając jedynie w bokserkach i koszuli. W łazience pozbył się reszty i wsunął się za nią do kabiny. Odprężył ich ten prysznic, ale i spowodował, że poczuli się senni. Nie zwlekając ułożyli się do snu. Ona, jak zwykle wtuliła głowę w zagłębienie jego szyi, a on zamknął ją w uścisku swych ramion.
 - Wiesz, kiedy mnie szukałeś, ja rozmawiałam z Alexem.
 - Z Alexem? – spytał zdumiony. – A o czym?
 - O przeszłości. Opowiedział mi, co było powodem waszej wzajemnej nienawiści.
Był zaskoczony. Nie spodziewał się, że dowie się właśnie od Febo o tym nieprzyjemnym epizodzie z młodzieńczych lat. On sam starał się o tym nie pamiętać i ta chęć zapomnienia spowodowała, że nie chciał jej wyjawić prawdy. Zrobiło mu się głupio.
 - Przepraszam cię Ula. Przepraszam, że nie dowiedziałaś się tego ode mnie. Powinienem był ci powiedzieć, ale tak bardzo chciałem o tym nie myśleć. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe?
 - Nie mam. Przecież to są stare sprawy. Twoje sprawy. Nie znaliśmy się wtedy i nie mogę mieć do ciebie pretensji. – Ucałował jej ciepły policzek. – Alex, to bardzo nieszczęśliwy człowiek. On nadal przeżywa ten dzień, w którym nakrył was oboje. Stworzył wokół siebie mur obojętności i wrogości do wszystkich i może minąć jeszcze bardzo wiele czasu zanim ktoś zechce go skruszyć. On rozpaczliwie pragnie miłości i akceptacji. Nie potrafi sobie z tym poradzić, bo boi się kolejnego rozczarowania. Jest tak zapiekły z żalu, że naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek zdoła uciszyć tę emocjonalną burzę, która w nim szaleje. Podczas naszej rozmowy chyba uświadomiłam mu parę rzeczy i być może wyciągnie z niej jakieś pozytywne wnioski dla siebie?. Dałam mu do zrozumienia, że ty cierpisz podobnie jak on, tylko z innego powodu. Powiedziałam, że tęsknisz za ich przyjaźnią i żałujesz, że tak to zepsułeś.
 - Sam bym tego lepiej nie ujął i jestem ciekaw, czy nastąpi jakaś reakcja z jego strony. Nie wiem, jak ty to robisz Ula, ale poruszyłabyś nawet głaz i jeśli z twojej rozmowy wyniknie dla niego coś dobrego, zacznę wierzyć w twoje cudotwórstwo. Kocham cię skarbie – przygarnął ją mocniej do siebie. – Śpijmy. Jutro przecież trzeba jechać do Rysiowa.
 - Słodkich snów kochany – odpowiedziała szeroko ziewając.

Kilka dni po świętach Marek postanowił zajrzeć do swojego dawno niewidzianego przyjaciela Sebastiana. Nadmiar pracy, potem ten ślub i parę innych rzeczy spowodowały, że nie kontaktowali się przez dłuższy okres czasu, mimo, że ich gabinety nie były od siebie zbytnio oddalone. Wszedł cicho i rzucił.
 - Cześć Seba, co słychać?
 - Witam prezesa! – twarz Olszańskiego rozciągnęła się w serdecznym uśmiechu. – Jak wesele? Opowiadaj.
 - No cóż… - Marek usiadł na krześle naprzeciw niego. – Nawet nie spodziewałem się, że będzie tak udane. Wybawiliśmy się i najedli smacznych rzeczy. Wiesz, że przyjechał Alex?
 - Żartujesz?
 - Ani trochę. W kościele siedział pochmurny, jak chmura gradowa, a i na weselu wycierał się gdzieś po kątach. Ula go dorwała i rozmawiała z nim.
 - Ula rozmawiała z Alexem? Świat się kończy! To dziwne, że on w ogóle chciał rozmawiać właśnie z nią? Przecież przejęła jego fotel.
 - Seba! On kompletnie nie miał o tym pojęcia. Nie było go tutaj, jak Ula przejmowała jego obowiązki. To od niej się o tym dowiedział. Ona bardzo mu współczuje, bo jak stwierdziła, jego dusza przeżywa dramat i dlatego jest nieszczęśliwym człowiekiem. Chyba nic nie pozostało z jego dawnej buty.
 - Nie do wiary. Alex łagodny, jak baranek – Olszański pokręcił głową. – Kto by pomyślał, dasz wiarę?
Słysząc ostatnie słowa Dobrzański podskoczył, jak dźgnięty rozżarzonym pogrzebaczem.
 - A ty, co? Nadal bujasz się z Violettą? Myślałem, że pogoniłeś ją?
 - Dlaczego miałbym ją pogonić? Dziewczyna mi się podoba. Jest ładna, zgrabna. Tak zabawnie przekręca słowa. Dla mnie jest wyjątkowa – rozmarzył się. Dobrzański przyglądał mu się z uśmiechem. Miał już pewność, że Viola skradła serce jego najbliższego przyjaciela. Wpadł, jak śliwka w kompot.
 - Kochasz ją? – Olszański spojrzał mu poważnie w oczy.
 - Jak nikogo na świecie. Jest dla mnie najważniejsza i nie zamieniłbym ją na żadną inną – ledwo skończył mówić a do pokoju wparował energicznie przedmiot jego westchnień.
 - Cześć Sebulku. Idziemy gdzieś na lunch? – dopiero teraz dostrzegła Marka i nieco zbita z tropu powiedziała.
 - Cześć prezesie. – Uśmiechnął się do niej.
 - Witaj Violetto. Co słychać? – Przycupnęła na krawędzi drugiego krzesła.
 - No właśnie nic nie słychać. Pauliny nie będzie przez cały miesiąc a ja nie będę mieć zajęcia. Zostawiła mnie na pastwę losu. Zapomniała o mnie… - prawie się rozpłakała. Marek popatrzył na nią skonsternowany. – Violetta chcę pracować? Violetta się nudzi? Od kiedy zrobiła się taka pracowita? – Na głos zaś powiedział.
 - Nie martw się Viola. Znajdziemy ci zajęcie. Jeśli chcesz, to przez ten miesiąc możesz pomagać Sebastianowi – mrugnął szelmowsko do przyjaciela.
 - Naprawdę? – jej oczy pojaśniały ze szczęścia. – Pewnie, że chcę. Bo wiesz… ja i Sebulek od jakiegoś czasu…
 - Wiem Viola, wiem. Właśnie się dowiedziałem i gratuluję – wstał z krzesła i rzekł - Będę już leciał. Mam nadzieję, że wasza współpraca okaże się bardzo owocna.
Wyszedł od Sebastiana z uśmiechem błąkającym się na ustach. W życiu by nie pomyślał, że tych dwoje tak do siebie przylgnie. Maciek z Anią też nie próżnowali. Wszędzie razem. Przy biurku razem, do magazynów razem. Rozstawali się chyba tylko na noce, choć tego też nie był do końca pewny. - Wszystko zaczyna się układać, tak jak powinno – pomyślał. – Zaczęliśmy się zmieniać i ja i Maciek i Sebastian. Jak do tej pory wychodzi nam to na zdrowie. Chyba spoważnieliśmy i wiemy już, co najbardziej liczy się w życiu – pokrzepiony tymi myślami udał się wprost do gabinetu swojej ukochanej. Uchylił cicho drzwi i wsunął w nie głowę. Zobaczył, jak siedzi pochylona analizując jakieś dokumenty.
 - Kochanie, mogę wejść? – Poderwała do góry głowę i ujrzawszy go uśmiechnęła się promiennie.
 - Po co pytasz? Pewnie, że możesz? – Podszedł do niej i pocałował prosto w usta.
 - Wracam właśnie od Seby. Dawno nie rozmawialiśmy. Czy wiesz, że on nadal jest z Violą? Jeszcze teraz jest mi trudno w to uwierzyć. Powiedział mi, że ją kocha, dasz wiarę? – posłużył się ulubionym powiedzonkiem swojej byłej sekretarki. Ula uśmiechnęła się pobłażliwie.
 - A co w tym takiego dziwnego? Violetta nie jest taka zła. Jak chce to potrafi być miła, a że przekręca słowa? To bywa bardzo śmieszne. Czasem dosiada się do nas w bufecie i mamy naprawdę niezły ubaw. Przy tym wszystkim jest śliczna. Wcale mnie nie dziwi, że tak bardzo pociąga Sebastiana. Sam wiesz, że przeciwności się przyciągają. W naszym przypadku też tak było.
 - Mhmm… Może rzeczywiście masz rację. Ja nie patrzyłem na nią, jak na kobietę, ale jak na nieudolnego pracownika, który totalnie olewa swoje obowiązki. Z drugiej strony nie ma się co dziwić, przecież nie przyjąłem jej po to, żeby pracowała, ale żeby mnie szpiegowała i donosiła Paulinie. To był chyba główny powód mojej niechęci do niej. No ale było, minęło… Pójdziemy gdzieś na lunch?
 - Wybacz Marek, ale dzisiaj nie mogę. W porze lunchu chcę załatwić wizytę u ortodonty. Może wreszcie ściągną mi to żelastwo z zębów? – Ożywił się.
 - Wiesz co Ula? To może ja cię podwiozę do lekarza, a po wizycie pójdziemy coś zjeść? – uśmiechnęła się do niego szeroko.
 - Nie masz nic do roboty, tylko będziesz mnie woził po lekarzach?
 - Maciek nad wszystkim czuwa razem z Anią. Mam trochę luzu i chyba mogę poświęcić trochę czasu dla mojej ukochanej? – Pokiwała głową i zerknęła na zegarek.
 - Dobrze w takim razie. Za godzinkę możemy jechać. Przyjdę do ciebie. Chciałabym jeszcze tylko skończyć przeglądanie tych dokumentów. – Podniósł się z krzesła i ponownie ja pocałował.
 - Będę czekał skarbie – rzucił na odchodne.

Wyszła z gabinetu od ortodonty i uśmiechając się podeszła do czekającego na nią Marka. Podniósł się z fotela i roziskrzonym wzrokiem patrzył na nią. Przyciągnął ja do siebie mówiąc.
 - Uwolnili cię od aparatu. Wyglądasz cudnie a twoje usta są jeszcze piękniejsze – przytulił się do nich muskając delikatnie. – Czy wiesz, jakie to wspaniałe uczucie wiedzieć, że kocha cię najcudowniejsza istota na ziemi? – Pogłaskała go czule po policzku.
 - Wiem. Przecież ja doświadczam tego samego i z twojej strony. Dla mnie to ty jesteś najcudowniejszym człowiekiem na świecie i to już nigdy się nie zmieni. Zawsze będę cię kochać jednakowo mocno. – Odgarnął z jej twarzy niesforny kosmyk włosów.
 - Chodźmy moja piękna. Pewnie zgłodniałaś a i ja czuję pustkę w żołądku. Zabieram cię do najlepszej restauracji w mieście. Trzeba uczcić fakt pozbycia się tego żelastwa.

Wrócili z powrotem do firmy i żegnając słodkim buziakiem rozeszli się do swoich gabinetów. Ula ponownie zagłębiła się w zawiłą treść dokumentów leżących na jej biurku. Była tak skupiona na tej czynności, że gdy rozdzwonił się telefon, aż podskoczyła przestraszona na krześle. Podniosła słuchawkę.
 - Halo.
 - Pani Urszula Cieplak? – padło z tamtej strony.
 - Tak. Słucham pana.
 - Dzień dobry pani Urszulo. Alexander Febo mówi. – Zaskoczona przełknęła nerwowo ślinę.
 - Witam pana – powiedziała łagodnie. – Coś się stało, że dzwoni pan do mnie?
 - Nie. Nic się nie stało, ale długo myślałem o naszej rozmowie tam na weselu i w związku z nią chciałbym się z panią spotkać, jeśli się pani zgodzi. – Była tak zdumiona, że wyjąkała.
 - No… dobrze. A kiedy?
 - Najchętniej zaraz, jeśli nie jest pani zbyt obciążona pracą. Jestem w parku, tym przed firmą i byłbym wdzięczny, gdyby zechciała pani przyjść.
W głowie miała mętlik, ale skoro tak grzecznie prosił nie mogła mu odmówić. Nie po tej rozmowie, jaką odbyła z nim wcześniej. Nie miała pojęcia, o co mu chodzi, ale jak nie pójdzie, to nie dowie się przecież.
 - Dobrze. Przyjdę za dziesięć minut. Gdzie pana znajdę?
 - Siedzę na ławce przy stawie.
 - Do zobaczenia zatem.
Odłożyła słuchawkę i ubrała się pośpiesznie. Postanowiła powiadomić Marka, żeby się nie niepokoił. Weszła do jego gabinetu.
 - Marek, dzwonił przed chwilą Alex. Prosił o spotkanie tu niedaleko w parku. Obiecałam, że przyjdę.
 - Żartujesz? Alex dzwonił? Może chce wrócić?
 - Może. Ja jednak myślę, że on chce wrócić do tej rozmowy na weselu Pauliny. Lecę kochanie. Przyszłam tylko, żeby ci o tym powiedzieć i żebyś się nie martwił. Powinnam wrócić do godziny. Jeśli miałoby się coś zmienić, zadzwonię.
 - Dobrze idź i uważaj proszę na niego. On może być nieobliczalny.
 - Obiecuję. Będę ostrożna.
Szybkim krokiem opuściła gabinet i równie szybko podążyła w stronę otwartej bramy parku. Znalazła go bez trudu. Już z daleka zauważyła, że siedzi smutny i przygarbiony, jakby przetrawiał coś w głowie. Podeszła i przywitała się wyrywając go z zadumy.
 - Dzień dobry panie Alexandrze. – Poderwał się z ławki i uścisnął jej dłoń.
 - Dziękuję, że przyszła pani tak szybko.
 - Naprawdę nie ma za co. Nie mogłam odmówić takiej prośbie. – Popatrzył w jej błękitne oczy.
 - Czy byłoby dużym nietaktem, gdybym poprosił panią, abyśmy mówili sobie po imieniu? Tak byłoby mi łatwiej. - Uśmiechnęła się do niego promiennie.
 - Oczywiście. Ja nie mam nic przeciwko temu. To bardzo miłe z twojej strony – wyciągnęła do niego dłoń.
 - Ula – odwzajemnił uścisk.
 - Alex.
 - Skoro formalności mamy już za sobą, to wyjaw mi proszę powód, dla którego zadzwoniłeś dzisiaj do mnie.
 - Wiesz, dużo myślałem o tym, co powiedziałaś mi tamtejszego wieczora i doszedłem do wniosku, że miałaś sporo racji. Ta noc, kiedy nakryłem ich razem… To wstrząsnęło mną do głębi. Nie mogłem pojąć, jak on mi mógł to zrobić? Najlepsi przyjaciele nie robią sobie takich świństw. A to było świństwo. Nie mogłem też pojąć, jak ona mogła dopuścić do takiej sytuacji zapewniając mnie wcześniej wielokrotnie o swojej miłości do mnie. Łatwiej jednak było mi obarczyć całą winą Marka, być może dlatego, że nadal ją kochałem, choć następnego dnia, tak jak ci mówiłem, rozstałem się z nią. Dopiero ty uświadomiłaś mi, że wina leży po stronie ich obojga. Masz rację. Ten incydent sprawił, że zamknąłem się w sobie. Zrobiłem się zimny i okrutny, jakbym chciał mścić się na każdym człowieku za moje nieszczęśliwe życie. Od tego czasu nigdy nie spojrzałem na żadną kobietę i żadnej nie pokochałem. Moje serce skamieniało na wiele lat. Nie miałem przyjaciół. Jedyny przyjaciel, jakiego miałem, zdradził mnie, a ja nie umiałem poradzić sobie z ciężarem, jaki spadł na moje barki. Tej nocy Ula, kiedy przemawiałaś do mnie tak łagodnie i szczerze, zrozumiałem, jak wiele krzywdy wyrządziłem ludziom mi bliskim. Najwięcej jednak doświadczył Marek. Nigdy nie było mi dość tej zemsty. Cieszyłem się widząc jak cierpi. Zrobienie mu na złość, czy pokrzyżowanie jego planów sprawiało mi dużą satysfakcję. A przecież nigdy taki nie byłem. W czasach, kiedy byliśmy jeszcze dobrymi przyjaciółmi, wspieraliśmy się nawzajem, pomagaliśmy sobie, kryliśmy swoje wybryki przed surowym okiem Krzysztofa. Zrozumiałem, że utraciłem to wszystko bezpowrotnie.
Zamilkł przetrawiając w głowie te słowa. Ona pogładziła go delikatnie po ramieniu.
 - Alex. Nigdy nie jest za późno na słowo „przepraszam”. Powiedziałam o tej rozmowie Markowi i gdy patrzyłam w jego oczy widziałam ile było w nich smutku i żalu. On bez przerwy obwinia się o to, że te wydarzenia tak bardzo was poróżniły i wiele by dał, by móc cofnąć czas. Nie sądzę, aby powróciło wasze dawne zaufanie, bo zbyt dużo się wydarzyło, ale można przecież zacząć utrzymywać poprawne stosunki. Nie knuć, nie intrygować, tylko ramię w ramię pracować dla dobra tej firmy. To ona jest dla was wspólnym mianownikiem i to na niej właśnie powinniście skupić całą energię, a nie rozpamiętywać, co było kiedyś. Wiele krzywd wyrządziliście sobie nawzajem i myślę, że jest właściwa pora na wybaczenie, przede wszystkim z twojej strony, ale też i Marka, bo wielokrotnie utrudniałeś mu życie. Podobno mściłeś się za Paulinę sądząc, że ją też skrzywdził. Nie wierz w to. Ona nie kochała go. Była z nim tylko ze względu na firmę. Sama się do tego przyznała. Od kiedy pokochała Lwa, jest zupełnie inną osobą. Ciepłą, serdeczną i miłą. Związek z Markiem zmienił ją w mściwą nawet podłą kobietę, a przecież podobnie, jak ty, w głębi duszy wcale taka nie jest. To przy Lwie dała się poznać od tej dobrej, prawdziwej strony. Ty też tak możesz. Nie zasklepiaj się w swoim świecie, nie odcinaj od ludzi. Może i nie masz przyjaciół, ale przecież zawsze można to zmienić. Jeśli się zgodzisz, ja będę twoją pierwszą przyjaciółką i mogę cię zapewnić, że nigdy nie zawiedziesz się na mnie.
Jej gorące zapewnienia zdumiały go. Nie sądził, że może jeszcze znaleźć z kimś wspólny język. Ona była niezwykła. Pozazdrościł Markowi. Ta dziewczyna to prawdziwy skarb. Uścisnął jej dłoń i podniósł do ust całując jej wierzch z szacunkiem.
 - Dziękuję ci Ula. To dla mnie wiele znaczy. Myślę, że może nie od razu będę dobrym kompanem do rozmowy, ale mogę cię zapewnić, że będę się starał. – Uśmiechnęła się do niego z sympatią.
 - Wrócisz do pracy?
 - Trochę się tego obawiam. Nie wiem, jak Marek zareaguje…
 - Nie bój się jego reakcji. On przyjmie twoją decyzję powrotu z ulgą. Ja jemu jestem potrzebna, jako asystentka i z pewnością by wolał, żebym wróciła na poprzednie stanowisko. – Zastanawiał się nad czymś.
 - On wie, że jesteś teraz ze mną?
 - Wie. Powiedziałam mu, że wychodzę na to spotkanie z tobą. Gdyby był inny, nie zgodziłby się na nie. On też pragnie pojednania, wierz mi. Ta sytuacja gryzie was obu od tak dawna, że trzeba wreszcie położyć temu kres. Nie wiem, czy to nazbyt śmiałe prosić cię o to, ale chciałabym cię zaprosić do nas na kolację. W takim okrojonym gronie lepiej się rozmawia, a ja na pewno nie będę wam przeszkadzać. To byłaby dobra okazja, by wyjaśnić sobie wszystko. Co ty na to?
Otworzył ze zdumienia usta.
 - Wpuściłabyś mnie do waszego domu? – Roześmiała się serdecznie widząc wyraz jego twarzy.
 - Oczywiście. Zostaliśmy przecież przyjaciółmi, a o ile wiem przyjaciele spotykają się ze sobą. To, co? Zgodzisz się? Może być dzisiaj, powiedzmy o dziewiętnastej?
 - Trochę się obawiam, ale masz rację. Czas wreszcie wyjaśnić te wzajemne animozje. Podaj mi proszę adres, bo wiem, że Marek nie mieszka w domu, który dzielił z Pauliną. – Wyrwała kartkę z notesu i szybko wpisała ulicę, numer domu i mieszkania. Wręczyła mu i powiedziała.
 - W takim razie do wieczora. Czekamy na ciebie. Do zobaczenia.
Stał jeszcze chwilę przy parkowej ławce patrząc, jak oddala się w kierunku bramy. – Jest naprawdę zadziwiająca. Piękna, niezwykle mądra życiowo, życzliwa i dobra. Chyba nigdy nie spotkałem nikogo podobnego. – Z natłokiem myśli wypełniających mu głowę skierował swe kroki w zupełnie przeciwnym kierunku.




ROZDZIAŁ 15



Wolnym krokiem opuszczała park mając w pamięci te wszystkie słowa, które padły zarówno z jej, jak i z jego strony. Współczuła mu całym sercem. To dlatego zaproponowała tę przyjaźń. Wierzyła mocno, że on głęboko w sercu ukrył swoją delikatność i wrażliwość. Teraz trzeba tylko wydobyć je na zewnątrz, nawet wbrew jemu samemu. Była ciekawa, jak zareaguje Marek na wieść o tym, że dzisiaj będą mieć takiego wyjątkowego gościa. Przyspieszyła kroku. Chciała mu jak najszybciej o tym powiedzieć. Rozbierając się po drodze, zmierzała do jego gabinetu. Weszła do sekretariatu i uśmiechnęła się na widok przytulonych do siebie Ani i Maćka wspólnie śledzących postępy sprzedaży internetowej
 - Marek u siebie? – Nie podnosząc nawet głów zgodnie przytaknęli. Zaśmiała się w duchu na ten widok i już wchodziła do gabinetu prezesa. Podniósł na nią zmęczony od ciągłego wpatrywania się w ekran, wzrok.
 - Jesteś już… - stwierdził z ulgą. - Jak poszło? – Westchnęła i usiadła na kanapie.
 - On jest bardzo nieszczęśliwy i bardzo zagubiony. Nie radzi sobie z tą sytuacją. Wiele do niego dotarło, a to spory postęp. Dojrzał do tego by porozmawiać z tobą. Wszystko wyjaśnić i przebaczyć. Postanowiłam iść za ciosem i zaprosiłam go na dziś wieczór do nas. Czas zamknąć ten rozdział Marek. Taka oczyszczająca rozmowa przyniesie ulgę i jemu i tobie.
Marek wyglądał na przestraszonego. Jego duże stalowo-szare oczy wpatrywały się w nią z niepewnością. Ona odgadła jego obawy. Podeszła do niego i objęła ramionami jego szyję.
 - Kochanie, wiesz dobrze, że ta rozmowa musi się odbyć i lepiej, żeby to stało się dzisiaj, a nie za dziesięć lat. Nie obawiaj się. On tak samo się jej boi i jest pełen niepokoju. Powiedział mi to. Najbardziej obawia się twojej reakcji na jego widok, ale ja zapewniłam go, że ty również pragniesz wyjaśnić wszystkie nieporozumienia, jakie narosły przez te lata. Wątpię, czy wróci znowu ta przyjaźń, jaką darzyliście się w przeszłości, ale jestem pewna, że zdecydowanie pozwoli na oczyszczenie atmosfery, a to spory krok we właściwym kierunku, nie uważasz? – Przyciągnął ją do siebie gładząc czule po plecach.
 - Wiem Ula, że trzeba to załatwić i na pewno nie będzie lepszego momentu. Gdybym zostawił to tak, jak jest teraz, do końca życia gryzłyby mnie wyrzuty sumienia. Cieszę się, że załatwiłaś to tak spokojnie. Mam nadzieję, że i ja podczas rozmowy z nim zachowam podobny spokój.
 - Jestem tego pewna – spojrzała mu z miłością w oczy. – Najważniejsze, to nie dać się ponieść emocjom. Pamiętasz, co mówiłam ci, kiedy chciałeś zakończyć związek z Pauliną? Tylko spokój i wyciszenie dają gwarancję na pozytywne załatwienie takich spraw. Będzie dobrze, zobaczysz. Wy sobie porozmawiacie, a ja naszykuję coś dobrego. A’propos. Nie urwalibyśmy się trochę wcześniej? Chciałam zrobić jakieś zakupy na dzisiejszą kolację. Pomyślałam o lazanii. Jest Włochem, powinna mu smakować. Jak uważasz?
 - Myślę, że to znakomity pomysł. Sam chętnie zjem. Na pewno będzie o niebo lepsza niż ta w Kowlu. Dobrze. Zbierajmy się w takim razie.

W całym domu roznosił się zapach mielonego mięsa, ziół i pomidorów. Marek z lubością chłonął te zapachy. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dziewiętnasta. Za chwilę miał się zjawić jego największy wróg. Bał się tej rozmowy jak diabli, ale obiecał sobie, że przeprowadzi ją spokojnie i nie da się ponieść nerwom. Ula ma rację. Trzeba i należy zakończyć ten niemiły epizod z ich życia. Poderwał się na dźwięk dzwonka. Z kuchni wyszła Ula.
 - Siedź, ja otworzę – podeszła do drzwi i uchyliła je na całą szerokość. Uśmiechnęła się na widok gościa.
 - Witaj Alex. Trafiłeś bez problemu? Wchodź, bardzo proszę. Rozbierz płaszcz. – Wszedł niepewnie do środka i rozebrał się.
 - Dobry wieczór Alex. – Odwrócił się gwałtownie słysząc to powitanie. Zobaczył Marka, który wyciągnął do niego dłoń. Uścisnął ją z obawą.
 - Cześć Marek. Dawno się nie widzieliśmy… – przyglądali się sobie badawczo.
 - To prawda. Wejdź. Ula zaraz zrobi nam kawy i uraczy pysznym ciastem. Jest świetną kucharką. Proponuję, żebyśmy najpierw porozmawiali spokojnie, a potem Ula poda nam kolację, dobrze? – Febo kiwnął głową.
 - Nie mam nic przeciwko temu.
Marek poprowadził go do salonu i wskazał fotel. Ula już niosła parujące filiżanki z kawą i talerz z pokrojonym ciastem.
 - Proszę Alex. Częstuj się. Mam nadzieję, że będzie ci smakowało. Ja was zostawiam. Marek przyjdź po mnie, jak skończycie rozmawiać.
 - Dobrze kochanie.
Opuściła salon i poszła do sypialni. Tam włączyła po cichutku swoją ukochaną symfonię. Wierzyła, że obaj będą rozsądni i nie skoczą sobie do oczu.

W salonie najpierw panowała niezręczna cisza, którą w końcu przerwał Marek.
 - Alex, ja… po raz kolejny chciałem cię przeprosić za to, że zachowałem się wtedy, jak kompletny idiota. Byłem pijany, podobnie jak Julia. Gdybym nie wlał tego wieczoru w siebie tak dużej ilości alkoholu zapewniam cię, że do niczego by nie doszło. Nie pozwoliłbym na to. Mam świadomość, że zniszczyłem ci życie. Możesz wierzyć lub nie, ale minęło od tego zdarzenia tyle lat, a ja wciąż nie zaznałem spokoju i dręczy mnie to, jak najgorszy koszmar. Czy ty… Czy ty … jesteś w stanie mi wybaczyć? Niczego bardziej nie pragnę – wyszeptał, nerwowo zaciskając dłonie. Podniósł głowę i wtedy Alex dostrzegł łzy płynące mu po policzkach. Zrozumiał, że nie tylko on cierpiał przez te wszystkie lata.
 - Marek. Ja przez cały czas obwiniałem za to, co się stało tylko ciebie. Dopiero Ula uświadomiła mi, że Julia też była winna w takim samym stopniu. Do tego czasu żyłem tylko dla zemsty i karmiłem się nią. Robiłem ci różne świństwa. O wielu wiesz, ale o niektórych nie masz pojęcia. Jak was przyłapałem… Obiecałem sobie, że nie spocznę, dopóki nie zobaczę cię poniżonego i na klęczkach. Żyłem, jak w amoku mając tylko jeden cel, zniszczyć cię. Nienawidziłem cię z całego serca i z całej duszy. Nie uwierzysz, ale nadszedł dzień, w którym opamiętałem się. Byłem wtedy w Mediolanie. Upiłem się jak świnia. Wyszedłem przed knajpę i zobaczyłem jakiegoś faceta, który był łudząco do ciebie podobny. Zawrzała we mnie krew. Pomyślałem, że ty nigdy nie dasz mi spokoju i że przyjechałeś nawet tutaj za mną. Zacząłem go tłuc, a będąc przekonany, że jest tobą, również bluzgać po polsku. Pobiłem go strasznie. Złamałem mu nos, wybiłem kilka zębów, rozbiłem łuk brwiowy i niemal nie uszkodziłem mu oka. Zamknęli mnie w ciupie. Przesiedziałem tam miesiąc, do rozprawy i gdyby nie sowite zadośćuczynienie finansowe, które obiecałem temu gościowi, pewnie do dziś gniłbym we włoskim więzieniu. Ten miesiąc był dla mnie nauczką i opamiętaniem. Teraz dziękuję opatrzności, że mnie zamknęli, w przeciwnym razie oszalałbym i skończył w jakimś psychiatryku. Miałem dużo czasu na przemyślenia. Poza tym traktowano mnie tam bardzo surowo. Wiele razy to ja byłem workiem treningowym, na którym ćwiczyli współwięźniowie. Skutecznie wytłukli ze mnie dawną pewność siebie i poczucie wyższości. Tam poczułem się jak śmieć. Tam też zrozumiałem, że nie ma dla mnie ratunku. Już do końca życia będę samotny, nieszczęśliwy i zamknięty w swoim świecie. Nie mogę sobie poradzić z tą świadomością. Gdyby nie Ula i rozmowa z nią, naprawdę nie jestem pewien, czy nie skończyłbym ze sobą. Nie przyjeżdżałem długo do Polski. Wstydziłem się tego, co zrobiłem i byłem przekonany, że tu wszyscy będą mnie wytykać palcami wiedząc o tym incydencie. Wieści szybko się rozchodzą – westchnął ciężko i opuścił głowę. Marek był zszokowany tym, co usłyszał od Febo. Nigdy nie spodziewałby się, że ta rozmowa zamieni salon w konfesjonał. Jemu samemu zrobiło się żal Alexa.
 - Alex – odezwał się cicho. – O tym, że siedziałeś, nikt tu nie wie. Ja sam dowiaduję się o tym od ciebie po raz pierwszy. Wprawdzie Paulina coś wspominała, że masz kłopoty z włoską policją, ale nic więcej. Nie myślałem, że to tak poważna sprawa. Ode mnie na pewno nikt się tego nie dowie.
 - Dziękuję. Liczę na to.
 - Wrócisz do pracy? Ja bardzo chciałbym, ale nadal się boję, że będziesz chciał mi rzucać kłody pod nogi. – Alex spojrzał na niego i uśmiechnął się gorzko.
 - Nie obawiaj się. Nie zostało już nic z dawnego Alexa. Ja wybaczam ci i mam nadzieję, że i ty wybaczysz mi te wszystkie złe rzeczy, które na ciebie ściągnąłem - wyciągnął rękę do Marka. – To co, uściśniesz mi dłoń na zgodę?
Marek rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.
 - Uścisnę i to mocno. Bardzo się cieszę, że mamy to za sobą. Nawet nie wiesz, jak wielki kamień spadł mi z serca.
 - Mnie również. Chyba posłucham Uli i zacznę od nowa swoje życie z czystym kontem.
 - Posłuchaj jej. Ona jest bardzo mądra i ma przenikliwy umysł. Ja jej słucham i słucham też jej intuicji. Uwierz mi, zawsze wychodzi na to, że to ona ma rację. Czy mówiła ci, jak się poznaliśmy? – Febo pokręcił głową.
 - Nie. W ogóle nie mówiła o sobie poza tym, że jesteście ze sobą od kilku miesięcy i że bardzo cię kocha.
 - Ja również ją kocham, nad życie. Mnie też uratowała. Pamiętasz mój wyjazd do szwalni? Kiedy wracałem z Poznania rozpętało się prawdziwe piekło. Śnieg sypał tak gęsty, że wycieraczki ledwie nadążały go zbierać, a ja prawie nie widziałem drogi. Dwadzieścia kilometrów od Warszawy zepsuł mi się samochód. Poszła skrzynia biegów. Śnieg był po kolana, a ja w półbutach brnąłem kilka kilometrów do jakiś zabudowań. Trafiłem na jej rodzinny dom. Kiedy zapukałem, to ją pierwszą ujrzałem w progu. Byłem tak przemarznięty, że straciłem przytomność. Ona przez kilka dni opiekowała się mną, leczyła. Zawdzięczam jej życie. Jej rodzinie także. Gdyby nie oni, zamarzłbym z pewnością na śmierć. Była bez pracy, której bezskutecznie szukała. Zaproponowałem jej i jej przyjacielowi stanowiska moich asystentów. Oboje są niezwykle uzdolnieni w dziedzinie ekonomii. To była najlepsza decyzja w moim życiu. – Febo uśmiechnął się.
 - Wiem. Są naprawdę dobrzy. To oni pomagali pisać twoją prezentację, prawda? Była świetna. Zazdrościłem ci takich asystentów. Nawet pomyślałem, że szkoda, że nie pracują u mnie. Ja byłem skazany na durnego Turka.
 - Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie, czy wrócisz do pracy?
 - Wrócę chętnie. Brakowało mi F&D i zapewniam cię raz jeszcze, z zemstą skończyłem, nie będziesz miał więcej ze mną kłopotów. Od teraz będę solidnie przykładał się do pracy i tak jak mówi Ula, razem będziemy dążyć do rozkwitu firmy.
 - Bardzo się cieszę. Teraz, jeśli pozwolisz pójdę po nią.
 - Dobrze – zastygł nagle. - Słyszysz tę muzykę? Ja słyszę to od jakiegoś czasu i mam wrażenie, że to znam. – Marek uśmiechnął się.
 - To symfonia fantastyczna Berlioza, ukochany utwór Uli. Puszcza go na okrągło. – Febo pokiwał głową. – No tak, teraz kojarzę, przecież słyszałem to wielokrotnie na koncertach. Ula ma dobry gust.
 - Zaraz wracam. Dopij kawę, bo ona za chwilę poda kolację.
Wsunął głowę do sypialni i zawołał ją cicho. Siedziała po turecku na łóżku z zamkniętymi oczami, zasłuchana w muzykę.
 - Kochanie, skończyliśmy. Teraz zjedlibyśmy coś dobrego. – Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do niego.
 - Żyjecie obaj?
 - Żyjemy. Wybaczyliśmy sobie. Alex wraca do pracy. Wspaniale, prawda?
 - Prawda. Bardzo się cieszę. Idę podgrzać lazanię i za chwilę będziemy jeść.

 - Ta lazania jest pyszna – Febo był pełen uznania dla umiejętności kulinarnych Uli. – Dawno nie jadłem równie dobrej.
 - Dziękuję Alex. Pomyślałam, że wprowadzę trochę włoskiego klimatu.
 - I udało ci się. Marek, to prawdziwy szczęściarz. Ma przy sobie cenny skarb. – Zarumieniła się słysząc te słowa.
 - Przesadzasz, a ja myślę, że to ja jestem tą szczęściarą, bo mam jego.
 - Oboje macie szczęście, bo odnaleźliście siebie. Mam nadzieję, że i ja któregoś dnia będę mógł przestać wam zazdrościć i też poznam kogoś tak samo wartościowego jak ty.
 - Na pewno tak będzie. Musisz tylko mocno w to wierzyć. Otworzyć się na ludzi i nie traktować ich z dystansem. Nawet nie będziesz wiedział, kiedy twój los diametralnie się odmieni. Ja wierzę, że będziesz szczęśliwy. Pierwszy krok już zrobiłeś. Przemogłeś się i wybaczyłeś Markowi. To było ważne dla was obu. Teraz będzie już tylko lepiej.
Było późno, gdy żegnał się z nimi. Umówił się z Markiem, że zacznie od najbliższego poniedziałku, a Ula wprowadzi go w bieżące sprawy i odda mu gabinet. Zjechał na dół i wyszedł na zewnątrz. Wziął głęboki oddech. Poczuł jak ten ogromny ciężar, który nosił w sobie tyle długich lat, opuścił go. Nagle zrobiło mu się lekko i przyjemnie na sercu. Uświadomił też sobie, że nie jest już sam. Poznał bliżej Ulę, która zadeklarowała mu szczerą przyjaźń i pogodził się z Markiem. Nie byli już wrogami, przyjaciółmi jeszcze też nie, ale kto wie, może z czasem uda im się odbudować ich dawne relacje. Pokrzepiony tymi myślami poszedł na postój i wsiadł do najbliżej stojącej taksówki.

Ula wsadziła brudne naczynia do zmywarki i przetarła kuchenny blat. Była zmęczona, ale i szczęśliwa. Dużo się dzisiaj wydarzyło i to w dodatku pozytywnych rzeczy. Cieszyła się, że Marek wreszcie poczuł ulgę. Miała nadzieję, że już nigdy z nikim nie wpląta się w taki konflikt. Póki co, wszystko idzie w dobrym kierunku. Wyszła z kuchni gasząc światło. Usłyszała szum wody w łazience i weszła do niej na palcach. Uwolniła się z ubrania i cicho rozsunęła drzwi kabiny przytulając się do nagich i mokrych pleców Marka. Odwrócił się do niej i zamknął w swoich ramionach.
 - Mam nieodparte wrażenie, że Alex się naprawdę zmienił i to na lepsze. Ten pobyt w Mediolanie okazał się dla niego wstrząsem w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Dziękuję ci skarbie. Gdyby nie ty i twoja wielka mądrość, naprawdę nie wiem, czy ta rozmowa skończyłaby się tak dobrze. – Popatrzyła na niego figlarnie.
 - Zawsze do usług panie Dobrzański. Gdybyś jeszcze kiedyś nawywijał w życiu, chętnie wyprostuję pokręcone sytuacje – roześmiała się widząc jego minę. – No nie obrażaj się mój kochany, przecież wiesz, że zawsze jestem po twojej stronie i jeśli tylko mogę pomóc, to robię to z chęcią.
 - Wiem, wiem. Jesteś moim aniołkiem, dobrą wróżką, moim skarbem i największym szczęściem. Bez ciebie byłbym nikim. Kocham cię – wypuścił ją z objęć i wytarł ich oboje. Nagą zaniósł do łóżka. Wykochał i wypieścił każdy centymetr jej boskiego ciała, a ona oddawała mu pieszczoty z nawiązką. Pragnęli siebie bezustannie i udowadniali to sobie na każdym kroku. Zmęczona wtuliła się w jego bezpieczne ramiona. Oboje zasypiali z poczuciem, że ten dzień był wyjątkowy nie tylko dla nich, ale też dla Alexa i o ile w ich życiu to był to kolejny bardzo pozytywny dzień, to w życiu Alexa spowodował przełom.

W poniedziałkowy poranek Alexander Febo wysiadł z windy z niepewną miną. Obawiał się tego pierwszego dnia po tak długiej nieobecności w firmie. Stojący przy recepcji pracownicy obrzucili go zdziwionymi spojrzeniami. On rzucił tylko zdawkowe „Dzień dobry” i pomaszerował w stronę swojego gabinetu. Po drodze natknął się na nie mniej zdumioną jego widokiem Anię.
 - Witaj Aniu. Nie wiesz, czy Ula jest już w pracy?
 - Jest, jest, bo i Marek już jest. Na pewno znajdziesz ją u siebie w gabinecie.
Uśmiechnął się do niej nieśmiało i podziękował. Wszedł do sekretariatu i przywitał się z Dorotą, która na jego widok niemal udławiła się własną śliną.
 - Cześć Dorota, Ula jest sama? – Pokiwała potakująco głową nie mogąc wykrztusić z siebie słowa. Zapukał cicho i wszedł.
 - Dzień dobry Ula. – Ucieszyła ją jego obecność. Był, jak zwykle bardzo punktualny.
 - Tak się cieszę, że już jesteś. Usiądź. Poproszę Dorotę, niech przyniesie nam kawę i zapoznam cię ze wszystkimi sprawami. Biurko już opróżniłam, więc spokojnie będziesz się mógł rozpakować. Jak cię nie było, twoje rzeczy ułożyłam w tych kartonach za fotelem. Niczego nie zniszczyłam, więc chyba nie masz mi za złe.
 - Oczywiście, że nie. Nawet jestem zdumiony, że ich nie wyrzuciliście.
 - Alex! – spojrzała na niego z wyrzutem. Ja nigdy nie zrobiłabym czegoś równie głupiego. – Roześmiał się, a ona z przyjemnością stwierdziła, że ma ładny śmiech.
 - To był tylko żart Ula. Kiepski wprawdzie, ale żart.
Ula poprosiła o dwie kawy. Dorota uwinęła się błyskawicznie. Zdobyła się też na odwagę i spytała z niepokojem.
 - Ula, czy szykują się jakieś zmiany?
 - No cóż Dorotko. Ja wracam na stare śmieci. Alex wrócił i oddaję mu jego stanowisko, na którym jedynie zastępowałam go. Nie obawiaj się jednak. Zobaczysz, że teraz będzie zupełnie inaczej, niż dawniej. Zapewniam cię, że lepiej. – Uspokojona tymi wyjaśnieniami Dorota wycofała się do sekretariatu. Ula spojrzała na Alexa.
 - Powiedziałam jej prawdę? Będzie lepiej, tak?
 - Będzie. Możesz być spokojna. Powoli wracam dawny ja i nie mam zamiaru już na nikogo krzyczeć ani nikogo poniżać. – Uśmiechnęła się do niego promiennie.
 - Nawet nie wiesz, jak się cieszę. – Spojrzał na nią poważnie.
 - To ja mam powód do radości, bo dzięki tobie wracam do żywych. To co, napijmy się tej kawy i zacznij mnie wprowadzać w bieżące rzeczy.

Po godzinie zawitał do nich Marek. Przywitał się z Febo uściskiem dłoni. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio witali się w taki właśnie sposób, bez napinania się.
 - Jak tam? Wprowadziła cię we wszystko?
 - Tak. Już wiem na czym stoję, a swoją drogą ona jest naprawdę niesamowita. Jestem pełen podziwu, jak doskonale dawała sobie tu radę i potrafiła to wszystko ogarnąć.
 - To cała Ula. Niezwykle zdolna i pracowita, jak mrówka – zauważył, że znowu się rumieni. Podszedł do niej i pocałował jej czerwony policzek. - No nie wstydź się skarbie. Mówię prawdę przecież. Gdyby nie ona i Maciek, sam nie mam pojęcia, jakbym sobie poradził. Jak widzisz, twojej działki też nie zaniedbała. Wszystko jest prowadzone wzorowo, a w papierach masz porządek, który też sam lubisz. Skończyliście już? Bo jeśli tak, to zabieram pudło z jej rzeczami i ją samą, a ciebie zostawiamy na gospodarstwie.
 - Tak, właśnie skończyliśmy. Ja też muszę się rozpakować.
 - To w takim razie nie przeszkadzamy ci już. Na razie.

Znowu zajęła swoje dawne miejsce. W sekretariacie zrobiło się nieco ciaśniej. Dostawili trzecie biurko dla Ani. Poprzestawiali regały i układ innych mebli. Teraz były optymalnie ustawione i nie było tak źle. Zajęła się budżetem kilku kolekcji, tej dla ciężarnych kobiet i dzieci a przede wszystkim kolekcji letniej. Pokaz zbliżał się wielkimi krokami. Chcieli upiec właściwie trzy pieczenie przy jednym ogniu i przy okazji pokazu letniej kolekcji wystawić dwie pozostałe. Przynajmniej zaoszczędzą na wydatkach, choć pracy będzie o wiele więcej.
Szwalnie spisywały się, jak do tej pory bez zarzutu. Trzymały się norm europejskich i dawały z siebie wszystko. Najlepiej radziła sobie szwalnia Wasilki. Jego zapewnienia o jakości szycia podczas ich bytności w Sambirze nie były słowami bez pokrycia. Transport materiałów też był płynny. Nie było żadnych przestojów i związanych z nimi opóźnień. Największą radość czerpali jednak ze sprzedaży internetowej. To był złoty strzał. Sprzedaż zaczęła przynosić krociowe zyski. Chętnych było wielu, bo i kreacje były wyjątkowe i w dodatku niemal o połowę tańsze niż w sztandarowych butikach. Sytuacja w firmie ustabilizowała się na dobre, a Krzysztof mógł spokojnie odetchnąć i nie martwić się, że jego syn nie poradzi sobie. Był z niego bardzo dumny i teraz powtarzał mu to bezustannie. Kiedy dowiedział się, że pogodził się z Alexem, gratulował Markowi bez końca, bo i jego ta sytuacja mocno uwierała.
Marek się wyciszył. Rzadko był spięty i niepewny swego. Myślał nie tylko o pokazie nowych kolekcji. Myślał też intensywnie o Uli i te myśli zaprowadziły go któregoś dnia do salonu jubilerskiego. Z wydatną pomocą ekspedientki wybrał pierścionek z brylantem. Bardzo skromny, delikatnie zdobiony z małym brylancikiem pośrodku. Miał nadzieję, że jej się spodoba. Była bardzo skromną osobą i wielki pierścień z równie wielkim oczkiem po prostu do niej nie pasował. Od tego czasu nosił pudełeczko w wewnętrznej kieszeni marynarki czekając na stosowną okazję.

Maj zaanektował świat na dobre. Wybuchł soczystą zielenią liści i traw, kolorem wiosennych, w pełni rozkwitłych kwiatów. Na trawnikach pojawiły się żółte podbiały i mniszki, gdzieniegdzie poprzetykane dzikimi bratkami i tasznikami. Czasem można się było natknąć na całe dywany stokrotek. Na parkowych klombach oprócz żonkili i narcyzów, feerią barw pyszniły się pełne kielichy tulipanów. Pogoda zachęcała do spacerów, a Warszawiacy chętnie z nich korzystali. Pewnego dnia Ula i Marek gościli u seniorów Dobrzańskich. Większość dnia spędzili w ogrodzie podziwiając zdolności ich ogrodnika. Siedzieli na wiklinowych fotelach sącząc zimne napoje. Ula zmrużyła oczy pod wpływem wścibskich promieni słońca i westchnęła.
 - Pięknie tu. Ten ogród jest cudowny. Nasz jest bardzo mały i o wiele skromniejszy. W zasadzie rosną w nim w przewadze jabłonie i śliwy, dla kwiatów pozostaje niewiele miejsca, a szkoda, bo tata bardzo lubi je sadzić i dbać o nie.
Helena spojrzała na nią intensywnie o czymś myśląc.
 - Wiesz Uleńko, pomyślałam sobie, że skoro twój tato tak lubi kwiaty to może zaprosilibyśmy twoją rodzinę w następną sobotę. Nie poznaliśmy się jeszcze i myślę, że okazja do tego sama wpada nam w ręce. Pogoda zapowiada się piękna. Ma być ciepło, więc można posiedzieć w ogrodzie. Krzysztof też lubi popracować przy kwiatach, na pewno znaleźliby z twoim tatą wiele wspólnych tematów do rozmowy. Mogliby przyjechać nawet na cały dzień, a my bylibyśmy bardzo radzi. Co ty na to? – Ula wydawała się zaskoczona tym pomysłem, ale nie wypadało odmówić.
 - Pani Heleno, ja bardzo dziękuję za to zaproszenie, ale obawiam się, że może być to zbyt kłopotliwe dla państwa. To w końcu trójka ludzi i jeszcze my z Markiem. To na pewno zmęczy pana Krzysztofa.
 - Nic podobnego, moje dziecko – odezwał się Krzysztof. – Ja bardzo chętnie poznam twoją rodzinę, zresztą chyba już najwyższy czas. Zaproście więc ich w naszym imieniu na najbliższą sobotę.
 - Dziękuję panie Krzysztofie. Oni na pewno się ucieszą.

W końcu nadeszła ta majowa sobota. Marek wraz z Ulą podjechali pod rysiowski dom, w bramie którego czekała na nich uśmiechnięta od ucha do ucha Beatka.
 - Ulcia! – rzuciła się z radosnym okrzykiem w ramiona starszej siostry. – Ja już czekam na was od samego rana i nie mogę się doczekać. – Ula ucałowała jej dziecięcą buzię.
 - Ale się w końcu doczekałaś. Jesteśmy. A gdzie tata i Jasiek?
 - Szykują się.
Marek podszedł do nich i zapytał.
 - Ze mną się nie przywitasz iskierko? – Wpadła w jego otwarte ramiona. Podniósł ją i cmoknął w oba policzki. Trzymając ją na rękach wszedł do domu a za nim dreptała Ula.
 - Halo, jest tu ktoś? – Z kuchni wychylił się Józef.
 - Witajcie. Już jesteśmy gotowi i możemy jechać. Nie wypada się spóźnić na pierwszą wizytę – skończył wiązać krawat i rozejrzał się za synem. - Jasiek, schodź już, jedziemy! – Po chwili młody zbiegł ze schodów i dołączył do reszty rodziny.
Usadowili się na tylnym siedzeniu Lexusa.
 – Możemy jechać? – Marek odwrócił się do nich z uśmiechem.
 - Możemy – odpowiedzieli chórem.
Podróż trwała czterdzieści pięć minut. I tak mieli szczęście, że nie było korków. Było stosunkowo wcześnie i ruch na drogach nie był zbyt duży. Podjechali pod bramę okazałego domu i po chwili wjechali przez nią. Cieplakowie rozglądali się ciekawie. Pierwszy raz mieli okazję gościć u bogatych ludzi. Zanim doszli do drzwi, Józef zdążył zachwycić się ogrodem. Marek nacisnął dzwonek. W drzwiach stanęła Helena a za nią Krzysztof. Marek przedstawił ich sobie nawzajem. Józef wyciągnął zza pleców pękatą butelkę dobrze znaną Dobrzańskiemu.
 - To dla pana, panie Krzysztofie. Tym razem z akacji. Mam nadzieję, że tamtą zdążył już pan opróżnić? – Krzysztof roześmiał się serdecznie.
 - Zdążyłem i muszę panu powiedzieć, że za każdym razem kieliszeczek tego kordiału pobudzał we mnie krew. Stosowałem się ściśle do zaleceń. Bardzo panu dziękuję.
 - W takim razie to będzie kolejny syropek. Starczy na jakiś czas, a jak braknie dostarczymy następny. A to dla pani, pani Heleno - wręczył jej bukiet kolorowych tulipanów. Helena z wdzięcznością przyjęła wiązankę.
 - Proszę wchodzić, zapraszamy. Posiedzimy w ogrodzie. Jest ciepło i bardzo przyjemnie. Słyszałam od Uli, że kocha pan prace w ogrodzie.
 - To prawda, ale mój jest bardzo skromny i w porównaniu do ogrodu państwa, maleńki.
Dobrzańscy poprowadzili ich przez otwarte, szklane drzwi wprost do tego, pełnego kwiatów miejsca. Rozsiedli się w fotelach. Stół zastawiono różnego rodzaju smakołykami. Były ciasta, różnej maści słodycze i niezliczona ilość napojów.
 - Macie państwo ochotę na kawę lub herbatę? Jeśli tak, to Zosia, nasza gospodyni przyniesie. Ja sama z chęcią napiję się kawy.
 - Dla mnie i dla Uli też. Dzieciaki pewnie wolą napoje, prawda? – Marek zwrócił się do Jaśka i Betti, którzy zgodnie pokiwali głowami. Józef pozostał przy herbacie. Krzysztof wniósł karafkę z rżniętego szkła.
 - My z panem Józefem wypijemy po kieliszeczku kirch’u. To wiśniówka, naprawdę znakomita – wyjaśnił.
Marek usadowił się tuż przy Uli i z uśmiechem obserwował wszystkich. – Trzeba działać. Lepszej okazji nie będzie – wstał i poprosił o chwilę uwagi.

1 komentarz: