Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 23 listopada 2015

"POKOCHAŁEM OCZU TWOICH BŁĘKIT" - rozdział 10,11,12,13



ROZDZIAŁ 10      +18



Z ulgą ściągnęła wysokie szpilki i założyła domowe kapcie. Marek rozpiął jej zamek od sukienki. Ściągnęła ją w pośpiechu i w samej bieliźnie powędrowała do łazienki. Z przyjemnością poddała się pierwszym ciepłym kroplom.
 - Jak to dobrze, że Johann jest taki wyrozumiały. Dobrze też, że nie okazał się natrętem i nie naciskał na mnie. Ostatnią rzeczą, jakiej bym pragnęła, to zepsuć tę współpracę – pomyślała. Usłyszała rozsuwające się drzwi od kabiny i po chwili poczuła dłonie Marka na swojej talii. Odwróciła się do niego i uśmiechnęła promiennie. – Miałabym stracić takie szczęście? Nigdy. Kocham cię – przylgnęła do jego ust i pocałowała żarliwie – i pragnę.
Oderwał się od jej warg. Zaczął całować szaleńczo jej piersi i drażnić płeć. Jęknęła rozkosznie. Uwielbiała, kiedy to robił. Uwielbiała dawać mu przyjemność. Odwrócił ją tyłem. Nie przestając pieścić jej piersi całował szyję, ramiona i plecy. Każdy pocałunek wprowadzał jej ciało w dziwny, błogi rezonans. Ukląkł za nią i łapiąc ją za biodra zmusił, by i ona to zrobiła. Wszedł w nią jednym gwałtownym ruchem, aż krzyknęła. Przywarł do niej i zainicjował ten swoisty taniec. Pod wpływem każdego jego pchnięcia coraz bardziej traciła poczucie rzeczywistości. Jego ruchy były mocne, rytmiczne i głębokie. Czuł, że jest blisko. Przyspieszył, by po kilkunastu kolejnych usłyszeć jej krzyk. Dygotała, a rozkoszny spazm rzucał jej ciałem raz po raz. On też poddał się rozkoszy w dalszym ciągu pulsując w jej wnętrzu. Opadła na dno brodzika. Podniósł ją i przytulił się do jej pleców obejmując dłońmi jej kształtne piersi.
 - Dziękuję ci kochanie, byłaś cudowna – wyszeptał jej do ucha.
Zakręcił prysznic i wytarł ją i siebie do sucha. Nagą zaniósł do sypialni i ułożył na łóżku. Przytuliła się do niego całym ciałem układając głowę na jego piersi. Leżeli tak przez chwilę. Wreszcie zebrała się na odwagę i powiedziała.
 - Wiesz, Johann chciał się ze mną umówić… - Oparł się na łokciu i zamarł wpijając w nią swoje ogromne szaro-stalowe oczy.
 - Jak to umówić…? – wykrztusił z siebie.
 - Powiedział, że spodobałam mu się od samego początku i chciałby mnie lepiej poznać.
 - I co odpowiedziałaś? – spytał przełykając nerwowo ślinę.
 - Marek, a co mogłam odpowiedzieć? Powiedziałam, że jestem w szczęśliwym związku z osobą, którą kocham nad życie. On się domyślił, że chodzi o ciebie.
 - Naprawdę? Jeśli on się domyślił, to inni chyba też. Myślę, że nie powinniśmy się z tym ukrywać, tym bardziej, że najważniejsze dla nas osoby wiedzą, że cię kocham.
 - Chyba nie masz zamiaru ogłosić tego oficjalnie?
 - Nie. Ale nie będziemy się już dłużej z tym kryć. Tak będzie lepiej. Poza tym Nicol też próbowała mnie podrywać.
 - Żartujesz? – Pokręcił przecząco głową przypominając sobie ich wspólny taniec.
 - Jesteś bardzo przystojny i pociągający Marek – Nicol spojrzała mu w oczy i przylgnęła do niego całym ciałem. Wbrew swojej szczupłej posturze trzymała go w żelaznym uścisku ramion.
 - Po kolacji moglibyśmy pójść do mnie. Poznalibyśmy się lepiej.
 - Przykro mi Nicol. Nie interesują mnie jednorazowe miłostki.
 - A kto powiedział, że będą jednorazowe? Pociągasz mnie. Mogłoby nam być ze sobą wspaniale.
 - Nic z tego moja droga. Ja nie jestem zainteresowany. Mam dziewczynę i bardzo ją kocham. To Ula. Nie będę ryzykował zerwania z nią dla jednej upojnej nocy z inną kobietą. Ona nie wybaczyłaby mi tego nigdy, a ja nie mógłbym bez niej żyć. Spróbuj z Johannem. – Roześmiała się głośno.
 - Już próbowałam. Nie wyszło nam.
 - W takim razie musisz poszukać kogoś innego, bo ze mną też ci nie wyjdzie.
Spojrzała za siebie i zobaczyła poruszających się w tańcu Johanna i Ulę.
 - Masz świetny gust. Ona jest piękna.
 - Masz rację. Jest piękna nie tylko na zewnątrz. Jest także bardzo mądra, uczciwa, niezwykle dobra i wrażliwa. Ma piękne wnętrze. Kocham ją całym sercem.
 - Zazdroszczę ci. Sama chciałabym się tak zakochać.
 - Zakochasz się. Na pewno. Jesteś bardzo atrakcyjną kobietą Nicol i niewielu znajdziesz mężczyzn, którzy będą chcieli ci się oprzeć.
Słuchała tego, co mówił z szeroko otwartymi oczami.
 - Oparłeś się Nicol…?
 - A co w tym dziwnego? Powiedziałem ci to kiedyś. Dawnego Marka już nie ma. Teraz jest Marek, który pragnie tylko jednej kobiety. Nigdy nie mógłbym cię zdradzić, za bardzo cię kocham.

Następnego dnia czekali przed budynkiem firmy na swoich niemieckich gości. Gdy podjechał hotelowy samochód Marek otworzył drzwi i podał Nicol dłoń pomagając jej wysiąść.
 - Serdecznie was witamy i zapraszamy. – Ula wskazywała im drogę do windy.
Weszli do pracowni i Dobrzański przedstawił im Pshemko. Mistrz był wzruszony słysząc liczne pochlebstwa z ust Niemców. Nie zwlekając ani chwili zaprosił ich do zajęcia miejsc w przygotowanych fotelach i dał znak Izabeli, by wypuściła modelki. Przechodziły jedna za drugą przy akompaniamencie łagodnej muzyki. Nicol patrzyła zachwyconymi oczami i co chwila wzdychała. Blaut też był pod niemałym wrażeniem. Musiał przyznać, że ten niepozorny człowieczek ma niespotykany talent i jest prawdziwym skarbem F&D. Wreszcie ostatnia modelka zakończyła swój przemarsz.
 - I co ty na to Johann? Podobało ci się? – spytał Marek.
 - Marek. Spodobało, to za mało powiedziane. Jestem zachwycony, oczarowany. Te kreacje zarobią fortunę. Zobaczysz. Postaramy się o odpowiednią promocję. Nasz Magnus jest niezastąpiony i robi to świetnie. To prawdziwe arcydzieła. Pierwszy raz spotykam się z tak wielkim geniuszem. To maestria w największym wydaniu. Będzie murowany sukces.
Mistrz pod wpływem tych słów topniał, jak wosk. Czule pożegnał się z Nicol i Johannem obiecując, że sesja również będzie wyjątkowa.
Pojechali do Łazienek. Marek chciał im pokazać to piękne miejsce i oczywiście salę przeznaczoną na pokazy. Pogoda dopisywała podobnie, jak humory wszystkich.
 - U nas nie ma swobodnie dreptających pelikanów, ale łabędzi i kaczek jest pod dostatkiem. Lubimy przyjeżdżać tu z Ulą i je karmić.
 - Jest tu naprawdę ładnie. Dbacie o ten park, to widać.
Spacer był bardzo przyjemny a i sala przypadła Niemcom do gustu. Rzeczywiście była nieco mniejsza, ale nie przeszkadzało to wcale. Johann zaproponował obiad w ich towarzystwie. Nie chcąc robić mu przykrości, zgodzili się. Wchodząc do hotelowego holu ze zdumieniem ujrzeli na jednej z kanap siedzącą Paulinę. Marek przeprosił ich na chwilę i podszedł do niej.
 - Cześć Paulina. Co ty tutaj robisz? – spojrzała na niego zdumiona.
 - Mogłabym cię zapytać o to samo. Czekam na Alexa. Zaprosił mnie tu na obiad.
 - A ja myślałem, że na Lwa? Nie jadasz już z nim obiadów?
 - Lew, to już przeszłość. Zerwałam z nim. Podobnie jak ty, nie zasługiwał na mnie. – Marek przewrócił oczami.
 - O! Jest Alex. - Febo podszedł do siostry i pocałował ją w policzek, z niechęcią odnotowując obecność swojego rywala.
 - A ty co tu robisz?
 - Tak się składa, że goszczę dyrektora niemieckiej firmy „Pro moda”, Johanna Blauta i jego dyrektor finansową Nicol Baumann. Przyszliśmy na obiad.
 - A co oni mają z nami wspólnego? O ile wiem nie współpracujemy z żadną niemiecką firmą.
 - Teraz już współpracujemy. Kilkanaście dni temu podpisałem z nimi bardzo korzystny kontrakt. – Oboje Febo byli w szoku.
 - Acha, już to widzę – odezwał się Alex. - Tak korzystny, że teraz będziemy robić za podnóżek u tych Szwabów.
 - Mylisz się Alex. Zostaliśmy równorzędnymi partnerami tej firmy i zyski podzielimy po połowie. Przyjechali na mini pokaz naszej kolekcji. Dobrze by było, gdybyście ich poznali. W końcu jesteście współwłaścicielami firmy, prawda? Może przyłączycie się i zjecie z nami.
Paulina podniosła się z kanapy.
 - Tak. Powinniśmy ich poznać, prawda Alex? Chodźmy więc. Podeszli do czekającej trójki.
 - Johann, Nicol, przedstawiam wam współwłaścicieli firmy Febo&Dobrzański, Paulinę Febo, ambasadora firmy i Alexa Febo, dyrektora finansowego, a to Johann Blaut i Nicol Baumann, o których wam mówiłem. Moją Ulę już znacie.
 - Twoją Ulę? – powtórzyła zszokowana Paulina.
 - Tak Paula. Ula jest moją dziewczyną i moją wielką miłością, a teraz chodźmy.
Zajęli miejsca przy stoliku. Blaut, jak zaczarowany wpatrywał się w Paulinę. Podobnie na Alexa patrzyła Nicol.
 - Polska nigdy nie przestanie mnie zadziwiać, – powiedział Johann – a szczególnie tak ogromna ilość niezwykle pięknych kobiet – popatrzył w oczy Paulinie. – Najpierw poznałem Ulę a teraz poznaję panią, równie piękną i olśniewającą. Naprawdę jestem pod wrażeniem. Polki, to najpiękniejsze kobiety w Europie.
 - Ja jestem półkrwi Włoszką panie Blaut – odpowiedziała wyniośle Paulina.
 - To niczego nie zmienia, bo jest pani bardzo piękna.
 - Pana towarzyszka jest równie piękna, mimo, że jest Niemką. Proszę więc nie mówić, że tylko Polki są piękne – odezwał się kurtuazyjnie Febo i spojrzał Nicol w oczy.
 - Panowie, dość tej licytacji – roześmiał się Marek. – Wszystkie obecne tu panie są zjawiskowo piękne i to nie ulega najmniejszej wątpliwości, prawda? A teraz zamawiajmy.
Już przy jedzeniu Marek poinformował Paulinę i Alexa o mającej się odbyć za Rysiowem sesji zdjęciowej.
 - Jeśli macie ochotę, możecie przyjechać. Przy okazji zobaczycie całą kolekcję. W czerwcu wystawiamy ją w Essen wraz z kolekcją Johanna. Mam nadzieję, że będziecie obecni?
 - Oczywiście. Przecież zawsze jesteśmy obecni na pokazach – powiedziała Paulina. – I bardzo chętnie pojedziemy. Jestem ciekawa kolekcji niemieckiej, więc nie odpuszczę jej sobie.
 - Bardzo miło mi to słyszeć – ożywił się Blaut. – Chętnie też pokażę państwu nasze piękne miasto. Ula i Marek mieli okazję je już zwiedzić i bardzo im się podobało.
 - To prawda – odezwała się milcząca dotąd Ula. – Jest bardzo piękne i godne obejrzenia.
 - Pan też przyjedzie? – zwróciła się do Alexa Nicol.
Popatrzył na nią poważnie. Schylił się i szepnął jej do ucha.
 - A chce pani?
 - Bardzo – powiedziała cicho, a pod wpływem spojrzenia jego ciemnych oczu poczuła na skórze dreszcz.
 - W takim razie przyjadę.
Wbrew obawom Marka, który lękał się zachowania obojga Febo, obiad upłynął w miłej, zgodnej atmosferze.
 - My będziemy się już zbierać. Muszę jeszcze zawieźć Ulę do domu. Johann, kierowca jest poinstruowany, dokąd ma jutro jechać, więc na pewno traficie. O dziesiątej będzie czekał na was przed hotelem. Alex, rozumiem, że Paulina zabierze się z tobą. Weź może GPS, bo łatwo tam zabłądzić. Gdyby tak się stało pytajcie o rysiowską górkę. Każdy w Rysiowie powie wam, gdzie to jest. Do widzenia wszystkim, do jutra.
Odsunął Uli krzesło i podając jej dłoń pomógł wstać. Ona również pożegnała się ze wszystkimi i wraz z Markiem wyszła z hotelu.
 - Ładna z nich para, prawda? – uśmiechnęła się Nicol.
Paulina popatrzyła na nią zezem.
 - Tak pani uważa? Dla mnie to zwykła prostaczka.
 - Nie jest prostaczką – zaprzeczył Johann. – To bardzo miła i sympatyczna osoba i wysokiej klasy fachowiec. Mogliśmy się przekonać tam w Niemczech. Jest bardzo kompetentna, znająca przy tym biegle języki. Nie można nazwać jej prostaczką tylko dlatego, że pochodzi ze wsi. Jest świetnie wykształcona i naprawdę zaimponowała nie tylko mnie, ale i moim współpracownikom. Myślę, że źle ją pani ocenia.
Paulina poczuła się tak, jakby dostała w twarz. Zachowując jednak zimną krew powiedziała.
 - Być może ma pan rację. Nie znam jej zbyt dobrze. Chyba i my już pójdziemy, prawda Alex?
 - Tak, tak, oczywiście.
Żegnając się z Nicol szepnął jej jeszcze.
 - Mam nadzieję, że to nie było nasze ostatnie spotkanie.
Był niewątpliwie pod urokiem tej kobiety. Dawno już nie czuł czegoś podobnego. Jego serce najwidoczniej nie było do końca zimne, jak głaz.
 - Na pewno nie. I ja mam nadzieję na kolejne. Do widzenia.
Blaut również żegnał się z Pauliną.
 - Droga pani. Jest pani piękną, intrygującą kobietą. Jestem panią zauroczony i już nie mogę się doczekać jutrzejszego spotkania. Jesteśmy tu do piątku. Mam nadzieję, że uczyni mi pani zaszczyt i spotka się ze mną przed moim wylotem? Da mi pani swój numer telefonu? – Wsunęła dyskretnie w jego dłoń wizytówkę.
 - Będę czekać na pański telefon. Jest pan bardzo dobrze wychowanym człowiekiem a mnie to się niezwykle podoba. Podobają mi się mężczyźni, którzy potrafią docenić piękno kobiety. Chętnie się z panem jeszcze spotkam. Do widzenia. – Ucałował jej dłoń, podobnie jak Alex Nicol i już po chwili zostali tylko we dwójkę przy stoliku.
 - Niezwykłe rodzeństwo, prawda Nicol?
 - Tak masz rację. Oboje bardzo piękni zarówno ona, jak i on. Spodobał mi się. Jest bardzo przystojny i chyba nieco wyższy od Marka.
 - Ona też jest zjawiskowa. Kobieta z klasą, choć nie bardzo podobało mi się to, co mówiła o Uli.
 - Może rzeczywiście słabo ją zna i ocenia zbyt pochopnie.
 - A ja odniosłem wrażenie, że chodzi tu o coś więcej. Może sama mi powie?

 - Kochanie chodź już, bo się spóźnimy.
Marek siedział w kuchni u Cieplaków i zniecierpliwiony, co chwilę zerkał na zegarek. Józef popatrzył z uśmiechem na niego i poklepał go uspokajająco po ramieniu.
 - Pozwól jej się trochę pokrygować. Od kiedy tak bardzo wypiękniała lubi się stroić i przeglądać w lustrze. Nie mówię, żeby była próżna, bo taka nie jest, ale lubi wyglądać ładnie i często powtarza, że nie chce przynieść ci wstydu.
Marek zdziwiony spojrzał na niego.
 - To nonsens. Ja nigdy nie wstydziłbym się za nią, przecież ją kocham.
 - Wiem synu, wiem.
Wreszcie doczekał się. Ula wyszła z pokoju i stanęła przed nimi.
 - No i jak? Dobrze?
Marek omiótł ją zachwyconym wzrokiem.
 - Pięknie wyglądasz. Po prostu cudo, prawda panie Józefie?
 - Prawda. Naprawdę ładnie. Idźcie już, bo Marek za chwilę zrobi dziurę w krześle, tak się na nim wierci.
Podchodzili do samochodu, gdy zatrzymało się obok czarne BMW, w którym Marek rozpoznał samochód Alexa. Podszedł do niego i przez uchyloną szybę powiedział.
 - Trafiliście bezbłędnie. Jeszcze tylko kilkaset metrów.
 - Pojedziemy za tobą.
 - Dobrze.
Otworzył Uli drzwi i sam zasiadł za kierownicą. Po kilku minutach parkowali u podnóża zbocza. Zauważyli żywo rozprawiających Johanna, Nicol i Pshemko. Podeszli do nich i przywitali się.
 - Jak idzie Pshemko, rozstawiacie się? – spytał Marek.
 - Rozstawiamy. Modelki tylko jęczą, że muszą wspinać się na górę.
 - One zawsze jęczą. Powiedz im, że to dla ich zdrowia i figury, to przestaną.
 - Jak wam się podoba miejsce? – zwrócił się do Niemców.
 - Pięknie tu, naprawdę pięknie. Pogoda też, jak na zamówienie. Czuję, że to będzie bardzo udana sesja.
 - No, mamy nadzieję. Chodźcie na górę. Tam jest jeszcze ładniej – chwycił Ulę za rękę i poszedł wraz z nią przodem. Za nim pociągnęła Nicol z Alexem i Paulina z Johannem. Ten ostatni chwycił swoją towarzyszkę za dłoń i podniósł do ust. Spojrzała na niego zdziwiona.
 - Możemy mówić sobie po imieniu? – spytał. Uśmiechnęła się do niego.
 - Oczywiście. Nie mam nic przeciwko temu.
 - Paulino droga. Powiesz mi, dlaczego tak ostro zareagowałaś wczoraj na Ulę? To taka dobra osoba. Czym ci się naraziła? – Paulina zamyśliła się.
 - Właściwie to niczym. Nie wiem, czemu tak zareagowałam, bo rzeczywiście nie znam jej zbyt dobrze.
 - Czy nie chodzi tutaj o Marka? Nie obraź się, ale czasem rzeczy wydają się zbyt oczywiste.
 - Jesteś bardzo spostrzegawczy i chyba masz trochę racji. Powiem ci, bo czy wcześniej, czy później i tak pewnie się dowiesz.
 - Kiedyś byłam narzeczoną Marka – słysząc to Johann aż przystanął zdumiony.
 - Naprawdę? I co się stało. – Uśmiechnęła się smutno.
 - Cóż Johann, życie… Byliśmy ze sobą ponad sześć lat. Nie kochaliśmy się. Mieliśmy się pobrać właściwie tylko ze względu na wspólną firmę. On zdradzał mnie podobnie, jak ja jego. Rozstaliśmy się, bo dalsze bycie ze sobą nie miało sensu.
 - Zdradzał cię z Ulą?
 - Nie… On jeszcze wtedy jej nie znał. Nie pracowała u nas. Zresztą myślę, że to taki typ kobiety, która nigdy w życiu nie wplątałaby się w związek z zajętym mężczyzną. Jest chyba na to zbyt uczciwa.
 - To prawda, jest uczciwa i bardzo skromna. Kiedy byli u nas, nigdy nie pomyślałbym, że ich coś łączy. Oboje zachowywali się bardzo profesjonalnie. Dopiero tutaj Ula powiedziała mi, że jest w związku z nim i że bardzo go kocha podobnie, jak on ją. – Paulina pokiwała głową.
 - A ja dowiedziałam się dopiero wczoraj i też jestem w szoku. Nigdy nie podejrzewałam ich o jakieś bliższe kontakty, bo w pracy też trzymali dystans. Chyba nikt się nie zorientował. Muszę jednak przyznać, że od dawna nie widziałam Marka równie szczęśliwego. Chyba wreszcie znalazł tę swoją prawdziwą miłość.
 - A ja jej szukam nadal – powiedział smutno Johann. – Czy ty jesteś teraz z kimś związana?
 - Byłam, ale to zamknięty rozdział. Jestem wolna.
 - Skoro tak, czy zgodziłabyś się spotykać ze mną? Oczywiście, jeśli nie zraża cię odległość. – Paulina przystanęła i spojrzała mu w oczy.
 - Bardzo chętnie będę się z tobą spotykać Johann i żadna odległość mnie nie zniechęci. – Ucałował z czcią jej dłoń.
 - Bardzo się cieszę Paulina. Bardzo.
Dotarli na szczyt i rozejrzeli się wokół.
 - Ula, to miejsce tak bardzo się różni od tego, co widziałem tu w zimie. Jest cudowne. Można odetchnąć pełną piersią.
 - Sielski widoczek, prawda? – powiedziała uśmiechając się delikatnie. Zdjęcia będą super. Widzisz te zwalone drzewa? Czyż nie wyglądają malowniczo? Przy nich też można zrobić kilka ujęć.
 - Masz rację. O, widzę Czarka. Powiem mu. Przepraszam na chwilę kochanie.
Długo nie stała sama, bo dołączyła do niej Nicol z Alexem i Paulina z Johannem.
 - I jak wam się podoba?
 - To fantastyczne miejsce Ula. Skąd je wytrzasnęliście? – Roześmiała się perliście.
 - Ja mieszkam tu niedaleko, a poza tym przychodziliśmy w to miejsce z Markiem i moim młodszym rodzeństwem w zimie na sanki. Mieliśmy prawdziwą frajdę.
 - Zadziwiające – wymruczał Alex.
Ula podniosła dłoń do czoła i spojrzała w dół.
 - Przepraszam was, ale widzę Violettę. Ona ma też brać udział w sesji.
 - Violetta ma brać udział w sesji? – spytała zdziwiona Paulina. – A z jakiej racji?
 - Chciała spróbować swoich sił w modelingu, a że ma świetną figurę i ładną buzię, Marek postanowił dać jej szansę.
 - Świat się wali – jęknęła Paulina.
 - Proszę się nie martwić pani Paulino. Ona nie przyniesie nam wstydu. Myślę nawet, że poradzi sobie świetnie. – Pobiegła wzdłuż zbocza machając ręką.
 - Viola, Viola, tutaj! – Kubasińska odmachała jej i bohatersko walczyła ze zboczem i wysokimi szpilkami, które raz po raz wbijały się w miękkie podłoże. Wreszcie dotarła na miejsce i utonęła w ramionach Uli ściskając ją serdecznie. Wiedziała, że to za namową Uli Marek zgodził się dopuścić ją do zdjęć.
 - Cześć Ula. Nareszcie dotarłam. Sebastian mnie przywiózł, dasz wiarę. On jest naprawdę bardzo kochany.
 - Viola, nie może być inny. Przecież jesteście razem i bardzo cię kocha.
 - Masz rację. To gdzie mogę się przebrać?
 - Widzisz te wielkie namioty tam pod lasem? Tam urządzili przebieralnie. Idź tam i pokaż się Pshemko. On wskaże ci sukienkę. Trzymam kciuki.
Dotarł na górę i Sebastian. Ula przedstawiła go gościom z Niemiec, jako dyrektora HR i najlepszego przyjaciela Marka. Wreszcie zjawił się on sam i uściskał przyjaciela.
 - Dawno się nie widzieliśmy. Kiedyś trzeba będzie to nadrobić stary, ale póki co mamy ważniejsze sprawy. Violka już się przebiera. Na pewno wypadnie świetnie, zobaczysz.
 - Podejdźmy może wszyscy bliżej, zaraz się zacznie – powiedział do pozostałych. Rzeczywiście w kilka minut później zaczęła się sesja. Czarek dyrygował wszystkim przy pomocy dwóch innych fotografów, którzy robili ujęcia z różnych stron. Niemcy byli pod wrażeniem, bo wszystko szło bardzo sprawnie i nie tracono niepotrzebnie czasu. Po dwóch godzinach zakończono i wszyscy odetchnęli z ulgą. Johann podszedł do Marka i powiedział.
 - Marek wpadłem na pewien pomysł, ale potrzebuję twojej akceptacji.
 - Mów śmiało, o co chodzi.
 - Pomyślałem sobie, że kiedy wywołacie już zdjęcia, folderami mógłby się zająć Magnus i wydrukować je u nas. Co o tym myślisz?
 - Johann, sam zachwalałeś go jako bardzo zdolnego, więc ja nie mam nic przeciwko temu. U mnie w biurze nie ma nikogo do spraw reklamy. Ja i Ula zajmujemy się tym osobiście. Uważam, że to świetny pomysł tym bardziej, że odciąży i mnie i ją. Zdjęcia prześlę najszybciej, jak tylko się da. Chciałbym cię też spytać, kiedy wylatujecie. Odwiozę was na lotnisko.
 - Tym już nie musisz się martwić. Alex zaofiarował się z pomocą. Chyba Nicol wpadła mu w oko. – Dobrzański spojrzał na niego bezgranicznie zdumiony.
 - Naprawdę? – Blaut pokiwał głową.
 - Naprawdę.
 - To zadziwiające. Wiesz, że on od kilku lat nie był związany z żadną kobietą? A tu proszę przyjechała Nicol i usidliła naszego Alexa. Zdumiewające.
 - Nie tylko ona jego oczarowała Marek. Ja jestem pod urokiem Pauliny. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu.
 - A dlaczego miałbym mieć?
 - Ona opowiadała mi, że kiedyś byliście parą.
 - Ale od dawna nie jesteśmy. Nie pasowaliśmy do siebie. Może tobie uda się utemperować jej włoski charakterek. Ja w każdym razie życzę wam powodzenia.
Będąc już przy samochodach pożegnali się z sympatyczną, niemiecką parą.
 - Do zobaczenia w czerwcu moi drodzy. Szczegóły omówimy telefonicznie. Bawcie się dobrze w Polsce. Macie dobrych przewodników – spojrzał wymownie na Paulinę i Alexa. – Szczęśliwego lotu i zadzwońcie po powrocie.
Jeszcze ostatnie uściski dłoni i już Marek wraz z Ulą jechał na obiecany przez Józefa niedzielny obiad.




ROZDZIAŁ 11



Był początek czerwca. Za tydzień mieli mieć swój wielki debiut na rynku niemieckim. Uwijali się jak w ukropie, bo pracy było mnóstwo przy pakowaniu wszystkich kreacji i dodatków do niej. Doborem tych ostatnich zajmowała się Paulina. Co by o niej nie powiedzieć, to miała wyrobiony smak i doskonały gust. W ogóle ostatnio, co u niej było dość rzadko widziane, tryskała dobrym humorem. Johann dzwonił codziennie i właśnie jego telefony wprowadzały ją w tak świetny nastrój. Chyba się zakochała, po raz pierwszy w życiu. Jeszcze tu w Polsce adorował ją i obsypywał komplementami, co mile łaskotało jej próżność. Imponował jej tym, że jeszcze przed trzydziestką był już dobrze znanym biznesmenem i właścicielem dużej firmy. Pod jego wpływem zaczęła śledzić niemiecką prasę i ze zdumieniem odnajdywała jego zdjęcia w niemal każdej gazecie. Pochlebiało jej to. Miała nadzieję, że ta znajomość rozwinie się we właściwym kierunku. Trochę się wyciszyła. Jej oczy przestały ciskać błyskawice, a język tryskać jadem. Najwyraźniej Johann miał na nią dobry wpływ. Ula i Marek ze zdumieniem odnotowywali zachodzące w niej zmiany. Dostrzegli je również u Alexa, choć w jego przypadku nie były one może aż tak bardzo widoczne. Plusem było to, że nieco łagodniej zaczął traktować swoich pracowników. Przestał wrzeszczeć, a to było pozytywne. Marek tylko kręcił głową.
 - Gdybym tego nie widział na własne oczy, nigdy bym w to nie uwierzył. Oni naprawdę się zakochali. Wiesz Ula, wiele złych rzeczy doświadczyłem od nich, oni z mojej strony też, ale w życiu nie spodziewałbym się takiej metamorfozy.
 - Ty przecież też ją przeszedłeś. Jesteś już innym człowiekiem, prawda? – mówiła łagodnie patrząc mu w oczy.
 - Prawda skarbie i to dzięki tobie, a właściwie twoim cudnym oczom, które urzekły mnie od samego początku. Kocham te dwa chabry jak wariat.
Usłyszeli energiczne pukanie do drzwi.
 - Proszę – rzucił Marek. Do pokoju weszła stukając wysokimi obcasami, Paulina.
 - Od kiedy nauczyła się pukać do drzwi? – przemknęło Markowi przez głowę.
 - Dobrze, że jesteście oboje. Johann przysłał gotowe foldery. Popatrzcie – rozłożyła jeden z nich na szklanym stole i przysiadła na fotelu. – Uważam, że są świetne.
Pochylili się oboje przeglądając stronę za stroną.
 - Rzeczywiście. Piękne. Ta sesja wyszła bardzo udanie. Suknie wydają się takie naturalne i świeże, prawda Ula?
 - Tak… Czarek ma jednak wielki talent, bo zdjęcia są znakomite. Magnus też się spisał. Fantastycznie rozmieścił je w folderze. Nawet wstawili polski tekst. Rewelacja.
 - Ile tego przysłał? Mam nadzieje, że wystarczy dla wszystkich gości?
 - Na pewno. W paczce jest ich około tysiąca. Nie sądzę, by było aż tylu gości.
 - Nie będzie. Zadzwonię zaraz do Johanna i podziękuję. Naprawdę świetna robota. A ty Paulina, jak daleko jesteś z dodatkami?
 - Dzisiaj skończę i można będzie pakować. Suknie już spakowane. Jak będziesz dzwonił do Johanna to dograj z nim jeszcze sprawę odbioru kolekcji, bo wysyłamy ją wcześniej. Nie chcę, żeby coś pomieszali po drodze.
 - Dobrze powiem mu – wstał z kanapy i podszedł do biurka. Wybrał bezpośredni numer do Blauta i już po chwili z nim rozmawiał.
 - Johann, obejrzałem przed chwilą folder. Jest znakomity. Podziękuj proszę Magnusowi, bo świetnie się spisał. Jesteśmy pod wrażeniem.
 - Marek, wynająłem wam apartamenty w Sheratonie tak, jak ostatnio. Dla ciebie i Uli wspólny i osobne dla Pshemko, Pauli i Alexa. Dla pięciu osób obsługi też tam, ale pokoje nieco skromniejsze.
 - Świetnie Johann. Mam jeszcze prośbę. Mógłbyś wynająć jeszcze jeden apartament dla moich rodziców? Oni też bardzo chcą obejrzeć ten pokaz i przy okazji was poznać. Wiesz, że mój ojciec i ojciec Pauliny i Alexa założyli wspólnie naszą firmę? Rodzice Febo już nie żyją, ale moi wiernie nam kibicują i bardzo bym chciał, by w tak ważnym dla nas dniu byli tam razem z nami.
 - Nie ma sprawy Marek. Chętnie poznamy seniorów Dobrzańskich. Przylecicie o tej samej porze, jak ostatnio?
 - Tak. Dzisiaj będę bukował bilety.
 - Dobrze. W takim razie wyślę dwie limuzyny. Chyba się pomieścicie?
 - Na pewno Johann. Jeszcze sprawa odbioru kolekcji. Wysyłamy ją w czwartek samolotem o jedenastej. Dasz radę odebrać? Nie chcielibyśmy żadnych, przykrych niespodzianek.
 - Nie obawiaj się, wszystkim się zajmę.
 - Bardzo ci dziękujemy. Ula i Paulina przesyłają pozdrowienia, a ja się dołączam. Do zobaczenia przyjacielu – odłożył słuchawkę i spojrzał na obie kobiety.
 - No dziewczyny. Załatwione. Słyszałyście, apartamenty wynajęte w Sheratonie. Nie byłaś tam Paula, ale to wspaniały, pięciogwiazdkowy hotel. My byliśmy pod wielkim wrażeniem tego luksusu. Na piątek zamawiam bilety. Wylot o jedenastej. Przekaż te informacje Alexowi Paula.
 - Zaraz mu powiem – wstała z fotela i szybkim krokiem wyszła z gabinetu.
Usiadł z powrotem obok Uli i zatarł ręce.
 - Dobrze idzie kochanie. Muszę jeszcze zadzwonić do swoich rodziców, żeby byli gotowi w przyszły piątek o ósmej trzydzieści. Wezmę samochód i zostawię go na parkingu przy lotnisku. Chyba większość tak zrobi. Uprzedź tatę, że w czwartek nie wrócisz do domu, dobrze? Przyjechałbym po ciebie rano i zabrałbym cię do pracy wraz z bagażem. W piątek rano podjechałbym po rodziców i razem ruszylibyśmy na lotnisko. – Pokiwała głową.
 - Tak… tak chyba będzie najlepiej. – Rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.
 - Już się bałem, że znowu zaczniesz protestować. – Spojrzała na niego zdziwiona.
 - Dlaczego miałabym? To rozsądne rozwiązanie. Ciężko by ci było pozbierać nas wszystkich w piątkowy ranek.
 - Kocham cię moja mądra dziewczynko – wyszeptał i pocałował ją namiętnie.

Wszystko szło zgodnie z planem. W czwartkowe popołudnie zebrał jeszcze wszystkich w sali konferencyjnej i omówił szczegóły. Powiedział, że w Dortmundzie będą czekały na nich dwie limuzyny, które zawiozą ich pod sam hotel, a w sobotę o siedemnastej odbędzie się pokaz. Po zebraniu Pshemko jeszcze odciągnął Ulę i szepnął jej do ucha.
 - Chodź ze mną do pracowni. Zabierzesz suknię, którą ci przygotowałem na pokaz. Nie możesz wystąpić w byle czym. Jest z zeszłorocznej kolekcji, ale piękna, w kolorze błękitu. Podkreśli barwę twoich oczu. Mam też dodatki.
Była mu taka wdzięczna, że pomyślał i o niej.
 - Dziękuję Pshemko. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę za twoją przychylność dla mnie.
 - Już mi się odwdzięczyłaś, bo zrobiłaś mi największą niespodziankę w życiu. Teraz moja kolej na rewanż. Chodź, nie traćmy czasu. Przymierzysz ją jeszcze, choć myślę, że będzie leżeć idealnie.
W istocie tak było. Suknia przylegała do ciała podkreślając jego seksowność. Pshemko był zachwycony.
 - Pięknie ci w niej. Jest szyta, jak na ciebie. Zapakujemy ją teraz i możesz zabierać.

Spotkali się wszyscy przy stanowiskach do odprawy. Marek spojrzał na zgromadzonych wokół niego ludzi i spytał.
 - Wszyscy są? – przytaknęli.
 - Rozdam teraz bilety, a potem ustawimy się do odprawy.
Kolejka była spora, ale przemieszczali się dość szybko, sprawnie i bez problemów, przechodząc kolejno do poczekalni. Dwadzieścia minut przed odlotem wywołano ich na płytę lotniska. Marek złapał Ulę za rękę i zaniepokojony zapytał.
 - Kochanie, nadal czujesz lęk? – Popatrzyła na niego niepewnie.
 - Trochę, ale nie taki duży jak poprzednio. Powoli zaczynam się przyzwyczajać.
 - Bardzo mnie to cieszy, poza tym jestem przecież cały czas obok.
 - Wiem Marek i to jest dla mnie najważniejsze – uścisnęła mu dłoń.
Rozsiedli się na swoich miejscach zapinając pasy. Na siedzeniach po drugiej stronie siedzieli rodzice Marka.
 - Wszystko w porządku kochani? Jak twoje serce tato?
 - Wszystko dobrze synu. Moje serce bije, jak dzwon. Jestem bardzo podekscytowany tym pokazem i czuję, że uda się nadzwyczajnie.
 - I my jesteśmy dobrej myśli.
Samolot zaczął kołować i już po chwili rozpędzony wzbił się w powietrze. Ula odetchnęła. Znów mogła podziwiać białe obłoki podświetlane przez promienie słoneczne.
Po wylądowaniu i odebraniu bagaży Marek ponownie zebrał ich wszystkich wokół siebie. Za chwilę wejdziemy do sali przylotów. Będzie tłok, więc spróbujmy trzymać się razem i nie zgubić się. Ja idę pierwszy i szukam kartki ze swoim nazwiskiem. Wychodzili jeden za drugim. Marek już z daleka dostrzegł Karla i uśmiechnął się szeroko.
 - Witaj Karl. Bardzo chciałem, żebyś to właśnie ty przyjechał po nas.
 - Dzień dobry panie Marku. Witam pani Urszulo. Mamy dwie limuzyny i na pewno pomieścimy się. Proszę za mną. Drugi kierowca, Kurt czeka przy samochodach.
Zeszli na parking i przywitali się z nim. Obaj ułożyli w bagażnikach walizki i zaprosili ich do środka. Rozsiedli się wygodnie na siedzeniach.
 - Jak ci się wiedzie Karl? – spytał Marek.
 - Świetnie, naprawdę. Pracy jest dużo, ale ja lubię jeździć i kocham to, co robię. Ostatnio miałem sporo zajęć, bo pan Blaut zajmował się przygotowaniami do pokazu a ja wykonałem sporo kursów do Grugaparku. Ze wszystkim zdążyliśmy. Pan Blaut już na nas czeka w hotelu razem z panią Baumann.
 - Naprawdę? To bardzo miło z ich strony, że znaleźli dla nas czas.
 - Chyba znowu nie minie was wspólna kolacja – roześmiał się Karl. – Słyszałem, jak szef zamawiał salę kominkową.
Dojechali. Natychmiast z wnętrza hotelu wyszli ciągnąc wózki, dwaj hotelowi boye i pomogli kierowcom umieścić na nich bagaż. Marek wraz z Ulą podziękowali Karlowi i wraz z innymi weszli do wnętrza. Już z daleka zauważyli zbliżającego się Johanna i Nicol.
 - Witamy serdecznie, witamy – uśmiechnięty Johann uściskał dłoń Marka i Uli. Potem przywitał się z Pauliną, Alexem i Pshemko. Marek przedstawił mu rodziców.
 - Bardzo się cieszę, że mam okazję gościć państwa tutaj. Moi drodzy – zwrócił się do wszystkich – dzisiaj o dziewiętnastej wydaję kolację na waszą cześć w sali kominkowej. Ula i Marek wiedzą, gdzie to jest, więc wskażą wam drogę. Teraz zameldujcie się i zabierzcie swoje karty do apartamentów. Wszystkie znajdują się na ósmym piętrze. Celowo tak wynająłem, by uniknąć błądzenia w czeluściach hotelowych korytarzy. Zapraszam państwa – wskazał dłonią recepcję. Podszedł do Pauliny i wyjął jej z dłoni bagaż.
 - Już nie mogłem się doczekać tego spotkania – powiedział jej na ucho. – Rozmowy przez telefon, to nie to samo, prawda? – Popatrzyła z żarem w jego niebieskie oczy.
 - Prawda. I ja już zaczęłam tęsknić.
 - Odbijemy sobie to Paulina, obiecuję ci – z czułością ucałował jej dłoń. – Spójrz na Nicol. Twój brat porządnie zawrócił jej w głowie a i ona chyba nie jest mu obojętna. Nie mogą oderwać od siebie oczu.
 - Rzeczywiście. Dawno nie widziałam go tak szczęśliwego.
Wreszcie rozlokowali się. Apartamenty Marka, Uli i seniorów sąsiadowały ze sobą. Inne położone były w głębi korytarza.
 - Jest inny, niż poprzedni, ale równie luksusowy – Marek rozejrzał się po pokoju.
 - Spójrz na to łóżko kochanie, czy nie wygląda zachęcająco? – uśmiechnął się figlarnie.
 - Jesteś niepoprawny – powiedziała z wyrzutem. – Myślisz tylko o jednym… - Roześmiał się serdecznie widząc jej minę. Podszedł do niej i objął ciasno w pasie.
 - Przy tobie mój rozum idzie spać, a budzi się namiętność. Jesteś tak piękna i pociągająca, że nie sposób myśleć o innych rzeczach – wtulił się w jej usta.
 - Pójdziemy coś zjeść? Zgłodniałem i chętnie bym przekąsił małe, co nieco. Zapytam rodziców. Pewnie też są głodni. Rozpakuj się spokojnie a ja pójdę zapytać.
Wrócił po chwili i powiedział pospiesznie.
 - Chodź kochanie. Później to skończysz. Moi rodzice czekają na korytarzu.
Odłożyła rzeczy na łóżko i łapiąc go za rękę wyszła z pokoju.
Usiedli przy czteroosobowym stoliku i zamówili dania. Dobrzańscy rozglądali się ciekawie.
 - To piękny hotel – Helena była pod wrażeniem. – Doba musi tu kosztować majątek.
 - Mamo, ten hotel ma pięć gwiazdek, nie może być tani. Jak byliśmy tu z Ulą po raz pierwszy, też zrobił na nas ogromne wrażenie. – Krzysztof pokiwał głową.
 - Apartament jest bardzo ładny i wygodny. Zadbali o nas po królewsku.
Przyniesiono potrawy. Pachniały smakowicie, więc nie zwlekając zabrali się za jedzenie.
 - Jeśli macie ochotę na spacer, to po drugiej stronie rozciąga się piękny park. My już tam byliśmy i polecamy. Naprawdę świetne miejsce – zachwalał Marek. – My wracamy do pokoju. Musimy dokończyć rozpakowywanie rzeczy.
 - A my chyba skorzystamy z ładnej pogody i zażyjemy trochę ruchu, prawda Helenko?
 - W takim razie przyjdę po was, jak będziemy schodzić na kolację. Na razie kochani.
Wyjechali windą na swoje piętro. Spojrzał na nią przeciągle i uśmiechnął się tajemniczo.
 - Szczerze powiedziawszy ja też mam ochotę na trochę ruchu – wymruczał jej do ucha. Stanęła naprzeciw niego i złapała się pod boki.
 - Wiesz co Dobrzański? Jesteś niewyżytym samcem – usiłowała zachować powagę, ale zdradziły ją oczy i po chwili parsknęła na całe gardło.
 - Osz ty diablico jedna! Sama masz na to ochotę. Przyznaj się - porwał ją na ręce i okręcił się wokół swojej osi usiłując cmoknąć ją w nos. Chichotała na cały głos rozbawiona sytuacją.
 - No… pięknie zaczynacie – głos Pauliny przywrócił ich do rzeczywistości. Marek przestał się kręcić i postawił Ulę na ziemię. Uśmiechnął się do towarzyszącego Pauli Johanna.
 - Też powinniście zacząć. Dobrze by wam zrobiło. – Paula ledwie powstrzymała śmiech.
 - Na razie idziemy coś zjeść. Przyłączycie się?
 - Dzięki, ale właśnie przed chwilą zjedliśmy. Teraz idziemy skończyć rozpakowywanie rzeczy.
 - Rozpakowywanie rzeczy? Akurat.
 - Nazywaj sobie to jak chcesz Paula. Na razie – znowu parsknął śmiechem i pociągnął Ulę w stronę pokoju. Weszli a on wystawił jeszcze kartkę „Nie przeszkadzać” i pożądliwym wzrokiem spojrzał na ukochaną.
 - Teraz już mi się nie wyrwiesz. Będziesz moja – ruszył w jej kierunku a ona ze śmiechem zaczęła przed nim uciekać. Kilka razy wymykała mu się z rąk, aż wreszcie złapał ją mocno i przewrócił na łóżko. Przylgnął do niej i spojrzał z miłością w jej roześmiane, błękitne diamenty.
 - Ty mój diabełku z błękitnymi, niewinnymi oczkami. Nie odpuszczę sobie kochania ciebie. Nie często mam taką okazję, jak ta. Nie wyrwiesz mi się.
 - Nie mam takiego zamiaru – wyszeptała mu prosto w usta.
Uwalniał ją z odzieży, jakby rozpakowywał najcenniejszy prezent. Odpiął jej biustonosz i uwolnił jędrne piersi. Spojrzał na nie roziskrzonym wzrokiem.
 - To najpiękniejsze piersi, jakie w życiu widziałem. Przylgnął ustami do jednej z nich pieszcząc dłonią drugą. Spowodował, że stwardniały jej sutki i sterczały teraz wdzięcznie przyjmując jego pieszczoty. Oderwał się od niej i pozbył tego, co miał na sobie. Delikatnie ściągnął jej sukienkę i skąpe figi. Na widok jej nagiej pobudził się. Przejechał dłonią po jej łonie. Zadrżała i westchnęła głęboko.
 - Kocham cię jak szaleniec - wymamrotał przyciskając usta do jej pępka. Powrócił pocałunkami do jej ust. Nie przestając całować zagłębiał się w jej płeć mocno i gwałtownie. Ten akt był żywiołowy, całkowicie spontaniczny i szalony. Poruszał się w niej tak szybko, że jedyne, co mogła zrobić, to jęczeć i wić się pod naporem jego ciała. On nie zwalniał tempa. Ekspresowo pędził wraz z nią do spełnienia. Przyszło wkrótce miotając ich ciała gwałtownymi spazmami. Błogie skurcze wypełniły wszystkie komórki ich trzewi. Długo nie mogli się uspokoić. Dyszeli ciężko oboje dochodząc powoli do świadomości. Scałował z jej twarzy ostatnie ślady rozkoszy. Nigdy z żadną kobietą nie zatracił się aż tak bardzo. Pewnie dlatego, że nigdy żadnej nie kochał tak mocno, jak tej.
 - Dziękuję ci skarbie. To było mocne.
 - Było wspaniałe. Jesteś mistrzem.

Zebrali się wszyscy w hotelowym holu. Kobiety wyglądały pięknie, podobnie, jak i towarzyszący im mężczyźni. Marek poprowadził ich wszystkich do sali kominkowej, gdzie czekały już na nich przygotowane stoliki. W kilka minut po nich pojawił się Johann, Nicol i Magnus Silbert, autor folderów. Przywitali się ogólnie ze wszystkimi. Kelnerzy roznosili w międzyczasie dobrze schłodzonego szampana. Johann podniósł kieliszek i uroczyście przemówił.
 - Moi drodzy. Wysyłając fax do Marka Dobrzańskiego nie przypuszczałem, że nasza współpraca tak wspaniale się rozwinie, a my poznamy tak wielu cudownych ludzi, których dziś możemy uważać już za przyjaciół. Mimo, że firma w porównaniu do naszej jest niewielka, jesteśmy pod wrażeniem świetnej organizacji pracy, zarządzania nią, a przede wszystkim pozostajemy pod urokiem tych wspaniałych kolekcji, które wyszły spod ręki waszego genialnego projektanta – skłonił się w kierunku Pshemko, który unosił się już nad krzesłem. - Dzięki jego niezwykłemu i tak rzadko spotykanemu talentowi nasza firma wzmocni swoją markę i umożliwi Febo&Dobrzański wypłynięcie na szerokie wody europejskiej mody. Przed nami ważny dzień dla obu firm. Ufam, że wszystko pójdzie doskonale i otrzymamy pochlebne recenzje. Pokaz zaczyna się o siedemnastej. O szesnastej będą czekać na państwa limuzyny i zawiozą na miejsce pokazu. A teraz moi drodzy, ucztujmy. Życzę wszystkim udanego wieczoru.
Kelnerzy zaczęli wnosić potrawy. Były homary, wielkie krewetki i mule. Wjechało też pokaźne prosię upieczone w całości, które jeden z kelnerów porcjował bardzo zgrabnie. Od nadmiaru i wyglądu tych smakowitości zakręciło im się w głowach. To była prawdziwa uczta. Nie brakło różnego rodzaju wędlin, sałatek i ciast. Niemcy podejmowali ich po królewsku. Marek podszedł do Johanna i uścisnął mu dłoń.
 - Johann. Nigdy w życiu nie spodziewałbym się takiej gościnności i szczodrości z waszej strony. Jesteśmy wszyscy, jak tu siedzimy pod wielkim wrażeniem i bardzo wam dziękujemy. Za życzliwość, piękne przyjęcie i za to, że nazwałeś nas swoimi przyjaciółmi. Zapewniam cię, że nie zawiedziesz się na tej przyjaźni, bo zrobimy wszystko, by tak się nie stało.
 - Marek – odezwał się wzruszony Johann. – Ja to przecież wiem i powiem ci jeszcze w sekrecie, że zakochałem się w Paulinie. Ona też obdarzyła mnie uczuciem. Alex i Nicol też są chyba szczęśliwi. Gdybyśmy nie nawiązali z wami tej współpracy, nasze prywatne szczęście przeszłoby nam koło nosa.
 - Bardzo się cieszę Johann. Ona zasługuje na szczęście. Ze mną nie zaznała go w ogóle. Życzę wam wszystkiego, co najlepsze. Jesteś wspaniałym człowiekiem i masz moją dozgonną przyjaźń.
Długo jeszcze wznoszono toasty i ucztowano. Późnym wieczorem rozeszli się do swoich apartamentów. Alex złapał Nicol za dłoń i spojrzał je intensywnie w oczy.
 - Nicol – odezwał się chrapliwie – zostań dzisiaj ze mną. - Spojrzała na niego uważnie.
 - Jesteś tego pewien? Nie chciałabym, żebyś robił coś wbrew własnej woli. Nie jesteś do niczego zobowiązany.
 - Jestem tego w stu procentach pewien i bardzo cię pragnę. Nigdy żadna kobieta nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak ty. Zakochałem się w tobie, Nicol.
Nie traciła czasu. Chwyciła jego dłoń i szybkim krokiem podążyła w kierunku wind.
W tym samym czasie i Johann wyznawał Pauli miłość.
 - Pokochałem cię od pierwszego wejrzenia. Jesteś zjawiskowo piękna, posągowo piękna. Czułbym się zaszczycony mając tak cudowną kobietę u mego boku.
 - I ja cię pokochałam Johann. Pierwszy raz w życiu doświadczam tego uczucia i muszę przyznać, że to jest coś wyjątkowego i wzniosłego. Nie zostawiaj mnie dzisiaj samej. - Spojrzał w jej ciemne oczy i poczuł się szczęśliwy, jak nigdy dotąd.
 - Nie zostawię cię samej, nie dzisiaj. Pragnę cię – wyszeptał czule całując jej usta.
Alex z Nicol dotarli do pokoju. Zamknął drzwi i przygarnął ją gwałtownie całując. Obudziła w nim od dawna skrywane namiętności. Poruszyła najdelikatniejsze struny jego duszy. Pragnął jej każdym nerwem. Spontanicznie zaczęli zdzierać z siebie ubrania i wreszcie stanęli przed sobą kompletnie nadzy.
 - Jesteś najpiękniejszym mężczyzną, jakiego w życiu widziałam – wyszeptała.
 - A ty jesteś kobietą, którą kocham i masz najcudowniejsze i najdelikatniejsze ciało pod słońcem.
Wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka. Kochał ją długo tej nocy. Mocno i namiętnie, jakby chciał nadrobić te wszystkie lata swojej seksualnej abstynencji. Szła za nim krok w krok. Był najgorętszym i najbardziej namiętnym mężczyzną, jakiego miała w życiu. Doszła do głosu jego włoska krew. Za każdym razem umierała z rozkoszy w jego ramionach. Wiedziała już, że on jest tym właściwym, że nie będzie szukać dalej, bo oto znalazła swoje szczęście.
Nie mniej gorące sceny rozgrywały się w apartamencie obok. Johann zainicjował akt już przy wspólnej kąpieli. Po niej przenieśli się na łóżko. Było jej cudownie, spokojnie i tak dobrze, w jego silnych ramionach, a on prowadził ją za każdym razem na szczyt. Był bardzo delikatny. Z pietyzmem pieścił jej alabastrowe, wypielęgnowane ciało. W jego pojęciu posiadł boginię i tak właśnie ją traktował, jak drogocenny skarb. Doceniła jego subtelność oddając mu się bez reszty.
Długo jeszcze trwał koncert tych miłosnych uniesień w obu apartamentach. Utrudzeni zasypiali w swoich objęciach już niemal nad ranem.

Następnego dnia po lekkim śniadaniu Ula z Markiem i Dobrzańscy wybrali się na spacer po mieście. Pogoda była bardzo przyjemna i mobilizowała do przechadzki.
W samym centrum zwiedzili dawne opactwo żeńskie i katedrę, w której podziwiali cenne dzieła sztuki ottońskiej a także skarbiec katedralny zawierający krzyże procesyjne i miecz ceremonialny Ottona III. Zaliczyli też Folkwang Museum, w którym natknęli się na dzieła Cezanna, Mattisa, van Gogha, Gauguin, Muncha i wielu innych. Ula była pod ogromnym wrażeniem. Nigdy nie interesowała się malarstwem i nie sadziła, że aż tak spodobają jej się dzieła impresjonistów, kubistów czy modernistów. Obejrzeli też salę plakatu, choć sztuka wyrażona w tej formie mniej przypadła im do gustu.
Krzysztof był już zmęczony, postanowili więc wziąć taksówkę i nie wracać pieszo do hotelu. To było intensywne popołudnie dla seniorów i Marek poważnie się obawiał, jak ojciec wytrzyma pokaz, ale Krzysztof uspokoił go.
 - Nie martw się. Jest dopiero pierwsza. Zjemy obiad a do szesnastej wypocznę i nabiorę sił. Poza tym nie musimy zostawać na bankiecie. Zabawa jest dobra dla was młodych.

Przebrana w błękitną kreację od Pshemko z finezyjnie upiętą fryzurą i profesjonalnym makijażem, Ula wyglądała olśniewająco. Towarzyszący jej Marek wzbudził niejedno ukłucie w sercu obecnych na pokazie dam. Stanowili piękną parę. Paulina w swojej krwisto czerwonej kreacji również przedstawiała się pięknie podobnie jak Nicol mająca dziś na sobie suknię koloru butelkowej zieleni. Johann poprowadził ich w głąb sali pokazując im miejsca. Obok Marka usiedli jego rodzice. Krzysztof rzeczywiście wypoczął i wyglądał zdrowo. Na zapleczu uwijał się Pshemko ze swoimi pięcioma pomocnicami przygotowując modelki. Na pokaz przyszły tłumy. Specjalnie wyznaczone miejsce mieli fotoreporterzy. Sala wypełniła się po brzegi. Na wybieg wszedł Johann i stanął w świetle jupiterów. Najpierw przywitał zgromadzonych po niemiecku a następnie po angielsku. Opowiedział o owocnej współpracy, jaką jego firma nawiązała z firmą z Polski i pokrótce opowiedział jej historię.
 - Proszę państwa – mówił – obecnie firma jest zarządzana przez trzech wspólników: Marka Dobrzańskiego i rodzeństwo Paulinę i Alexandra Febo. Są dzisiaj naszymi gośćmi. Zapraszam na scenę.
W burzy oklasków wychodzili uśmiechnięci kłaniając się nisko publiczności. Johann ucałował dłoń Paulinie i uściskiem ręki przywitał obu panów.
 - Oddaję głos Markowi Dobrzańskiemu, prezesowi firmy. – Marek odebrał mikrofon i zaczął po angielsku.
 - Proszę państwa. To dla nas wielki zaszczyt móc przedstawić państwu naszą letnią kolekcję, będącą dziełem Pshemko, wspaniałego projektanta-wizjonera, który w każdą z kreacji wkłada swoje serce i duszę. Mam nadzieję, że spodobają się państwu i pozostawią po sobie niezatarte wrażenia. Życzę państwu udanego wieczoru.
Zeszli z wybiegu zostawiając Johanna samego.
 - Zaczynamy więc. Najpierw kolekcja polska a po niej kolekcja „Pro moda”
Rozbłysły światła a na wybieg przy akompaniamencie „Lata” Vivaldiego zaczęły wchodzić modelki.




ROZDZIAŁ 12



Szły jedna za drugą prezentując te piękne, zwiewne, lekkie jak letni wiatr, suknie. Marek ścisnął Uli rękę.
 - Są zjawiskowe, prawda?
Pokiwała głową wpatrzona w te cudeńka, a one błyszczały i falowały w takt łagodnych kroków modelek. Wychodziły teraz osobno chcąc zaprezentować każde dzieło dokładniej oglądającym. Materiały, z których były szyte powalały delikatnością i kolorystyką tak bliską letniemu słońcu, soczystej trawie i bezchmurnemu niebu. Kiedy przeszła już ostatnia z modelek rozległa się prawdziwa burza oklasków. Zaczęto skandować: „Autor!, Autor!”
Na wybieg ponownie wkroczył Johann i z uśmiechem zapowiedział.
 - Szanowni państwo a oto sam mistrz Pshemko.
Wyszedł raźnym krokiem z rozciągniętym szeroko uśmiechem i rozłożonymi na boki rękami. To był jego wielki dzień. Całe życie marzył o takiej chwili i oto marzenie się spełnia. Dzisiaj powalił niemiecki rynek modowy na kolana. Za nim zgromadziły się jeszcze wszystkie modelki, jakby oddawały hołd jego wielkości zatrzymanej w tak niepozornym ciele. Na wybieg trafiły pierwsze bukiety kwiatów rzucane z widowni. Zza kurtyny wyniesiono ogromny kosz kolorowych róż i postawiono przed nim. On był tak wzruszony, że nie powstrzymał łez, które swobodnym strumieniem obmywały mu policzki. Był bezgranicznie szczęśliwy. Kłaniał się wszystkim dookoła i dziękował. Podszedł do niego Johann.
 - Pshemko, moje najszczersze gratulacje. Jesteś geniuszem i to w tej chwili nie ulega żadnej wątpliwości. Spójrz na te wszystkie zgromadzone tu kobiety. One są twoje. Zaprzedadzą duszę, by mieć choć jedną z twoich znakomitych kreacji.
Pshemko ściskał mu mocno dłoń.
 - Dziękuję Johann. Gdyby nie ty, moich dzieł nie ujrzałoby tak wielu ludzi. Dziękuję.
Owacje na stojąco trwały jeszcze przez dobrych kilkanaście minut. Johann próbował uspokoić publiczność.
 - Proszę państwa. Pragnę jeszcze powiadomić, że ta wyjątkowa kolekcja znajdzie się w sprzedaży już za tydzień, w poniedziałek i będzie dostępna w naszych flagowych butikach we wszystkich rozmiarach. Serdecznie zapraszam do odwiedzenia naszych sklepów. A teraz druga część naszego pokazu. Będzie to również kolekcja letnia, której autorami są trzej nasi projektanci. Zapraszam.
Ponownie rozbłysły reflektory i na wybieg zaczęły wychodzić modelki. Kreacje były piękne, pomysłowe i lekkie. Podobały im się i na pewno spodobają się i w Polsce. Tę kolekcję również oklaskiwano na stojąco. Triumfowali zarówno Marek, jak i Johann.
Wreszcie nadszedł czas dla prasy. Znaleźli się pod ostrzałem fleszy. Odpowiadali na tysiące pytań. Zaspokoiwszy ciekawość dziennikarzy przeszli do sali obok na bankiet. Stoły uginały się od jedzenia i markowych alkoholi. W rogu znalazło się miejsce dla orkiestry a na środku urządzono taneczny parkiet. Usiedli przy stołach. Towarzystwo wymieszało się. Dobrzańscy wrócili do hotelu dzięki Karlowi, który zaoferował im podwózkę. Marek był mu bardzo wdzięczny.
 - Dziękuję ci Karl. Jesteś nieoceniony. Ojciec ma chore serce i dziś nie czuł się zbyt dobrze.
 - Niech się pan nie martwi. Odstawię ich całych i zdrowych, a potem tu wrócę. Was też trzeba będzie odwieźć po bankiecie.

Zabawa rozkręcała się. Na parkiecie królował Johann z Pauliną. Po chwili dołączył do nich Alex z Nicol. Marek przecierał ze zdumienia oczy widząc tańczącego Febo. Takiego obrazka nie oglądał od kilkunastu lat. Złapał Ulę za rękę i pociągnął za sobą. Puścił do niej oczko i powiedział.
 - Nie będziemy gorsi, nie?
Te trzy wirujące pary wzbudziły podziw wśród zaproszonych na bankiet gości. Piękne, zjawiskowe kobiety w cudownych toaletach i niezwykle przystojni mężczyźni w markowych, świetnie dopasowanych garniturach, którzy z dużą wprawą i lekkością prowadzili swoje partnerki po parkiecie w rytmie wiedeńskiego walca. Zaczęto bić brawa a oni po skończonym tańcu skłonili się zgromadzonym, ucałowali dłonie swych kobiet, i powiedli je do stolika.
Bankiet udał się nadzwyczajnie. Zmęczeni tańcami wrócili do hotelu i zasnęli kamiennym snem.

Wrócili do Warszawy upojeni sukcesem. Teraz trzeba tylko dopilnować pokazu w Łazienkach i wysłać pierwszą partię kolekcji do Niemiec. Marek starał się, jak mógł, ale coraz częściej stwierdzał, że brakuje mu człowieka, który mógłby ogarnąć logistycznie to wszystko. Sam już nie dawał rady. Podzielił się z tymi obawami z Ulą.
 - Nie możemy dłużej sami pilnować wszystkiego. Przydałby się ktoś od reklamy i marketingu, ktoś, kto spełniałby podobną funkcję, jak Magnus u Johanna. Ktoś, kto mógłby też czuwać nad regularnością dostaw i koordynować pracę szwalni.
Ula siedziała w milczeniu i intensywnie nad czymś rozmyślała.
 - Marek, a co byś powiedział gdybyśmy zatrudnili Maćka? On ma wszelkie kwalifikacje. Skończyliśmy te same studia. On też, podobnie jak ja długo nie mógł znaleźć pracy. Teraz stoi za barem rysiowskiej knajpy i zapewniam cię, że to nie jest szczyt jego marzeń.
 - Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś? Ja nie wiedziałem, że on nie ma pracy. Zadzwoń teraz do niego i powiedz, że chciałbym z nim pogadać. Zawiozę cię dzisiaj do domu i spotkam się z nim. Może nie mów mu tylko, o czym będzie ta rozmowa.
Rzuciła mu się na szyję i uściskała go mocno.
 - Kocham cię, kocham, kocham. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. On będzie przeszczęśliwy. Jest moim najlepszym przyjacielem od pieluch. Zawsze mnie wspierał i służył pomocą. Nigdy nie opuścił w potrzebie. Zapewniam cię, że nie rozczarujesz się. To świetny ekonomista i organizator. Jest bardzo operatywny. – Pogładził ją czule po policzku.
 - Kochanie, ja bardzo dobrze o tym wiem. Wiem, jak bardzo wam pomógł on i jego rodzice. Będę szczęśliwy, kiedy przyjmie moją propozycję.
 - Zaraz do niego zadzwonię. Nic mu nie powiem, będzie miał niespodziankę.

Podjeżdżali pod dom Uli i już z daleka zauważyli opartego o bramę Maćka. Zżerała go ciekawość, o czym chce rozmawiać z nim Dobrzański. Nie widywał go zbyt często. Czasem tylko widział samochód i wiedział, że on jest u Cieplaków.
Przywitali się.
 - Chodźcie. Podgrzeję pierogi i przy nich Marek powie ci, o co chodzi.
 - Pierogi? – Szymczyk uśmiechnął się błogo. – Tego nie odmówię. Zawsze wychodzą ci pyszne.
Weszli do domu witając się z resztą rodziny. Ula zakręciła się, jak fryga i już po chwili stawiała przed nimi michę pierogów z mięsem.
 - Proszę, częstujcie się.
 - To, o czym chciałeś pogadać? Przyznam, że zaintrygowałeś mnie. – Dobrzański popatrzył na niego uważnie.
 - Maciek, mam poważny kłopot. Nawiązaliśmy korzystną współpracę z firmą niemiecką, ale o tym już pewnie wiesz.
 - Tak, Ula coś wspominała. Dopiero stamtąd wróciliście…
 - No właśnie. Pokaz zrobił furorę. Teraz w sobotę będzie tu w Warszawie. Oprócz tego trzeba dopilnować mnóstwa spraw. Musimy wysłać najpóźniej w czwartek partię sukien do niemieckich butików. Trzeba połapać wszystko organizacyjnie, żeby poszło szybko i sprawnie. Trzeba nadzorować szwalnie. My mamy tak dużo swojej roboty, że już nie dajemy rady. Potrzebuję kogoś, kto mógłby ogarnąć to wszystko. Potrzebuję ciebie.
Szymczyk wytrzeszczył na niego oczy i prawie zakrztusił się pierogiem.
 - Marek, czy ty przed chwilą zaproponowałeś mi pracę?
 - Byłbym szczęśliwy, gdybyś się zgodził.
Szymczyk porwał go w ramiona i spontanicznie uściskał.
 - Marek, – powiedział wzruszony – to najlepsza propozycja pracy, jaką dostałem w życiu. Dziękuję. Bardzo dziękuję. Nie zawiodę cię. Od kiedy mam zacząć?
 - Najlepiej od jutra. Przywieź rano do pracy Ulę i weź ze sobą wszystkie, potrzebne do przyjęcia dokumenty. Ja jeszcze dzisiaj uprzedzę Sebastiana, by zaraz z rana przygotował ci umowę. Od razu na czas nieokreślony. Nie będziemy się rozdrabniać. Proponuję pięć tysięcy brutto plus premia. Będzie mnóstwo pracy, dlatego stawka taka wysoka.
Zszokowany Maciek długo potrząsał jego dłonią.
 - Nie zawiodę cię. Zajmę się wszystkim i dam z siebie wszystko.
 - Maciek, spokojnie. Ja o tym wiem, inaczej nie proponowałbym ci tej posady.
 - Kochani. Ja was przepraszam, ale skoro mam zacząć od jutra, to lecę do Ryśka powiedzieć mu, że zwalniam miejsce za barem a potem przygotuję wszystkie dokumenty. Bardzo ci jestem wdzięczny Marek. Do jutra w takim razie – uściskał ich jeszcze raz i wybiegł z domu, jak oparzony. Do kuchni wszedł skonsternowany Józef.
 - A co on tak wyleciał, jak z procy? Stało się coś? – Ula uśmiechnęła się do ojca.
 - Nic się nie stało tato. On po prostu jest szczęśliwy. Właśnie przed chwilą Marek zaproponował mu pracę.
 - Naprawdę? - Cieplak poklepał Marka po ramieniu. – Jesteś bardzo dobrym i wspaniałomyślnym człowiekiem synu, ale o tym wiemy już od bardzo dawna. Dziękuję ci za niego. On był bardzo nieszczęśliwy, że nie może znaleźć pracy w swoim zawodzie i bardzo męczył się za barem w tej obskurnej knajpie.
 - Nie ma o czym mówić panie Józefie. Ja bardzo potrzebuję człowieka do zadań specjalnych w firmie, a on nada się do tego doskonale.
Usłyszeli pukanie a po chwili skrzypnięcie drzwi wejściowych. Zanim Cieplak zdążył zareagować, do kuchni wtoczyła się dawno niewidziana przez nich, Dąbrowska.
 - Dobry wieczór – powiedziała niepewnie. – Można na chwilę? – Ula stanęła jak skamieniała, podobnie Józef. Marek z niepokojem spojrzał na nich nie wiedząc, o co chodzi. Wreszcie przemówiła Ula.
 - Co pani tu robi? – powiedziała cicho.
 - Przepraszam, ja do ciebie Ula, z prośbą – nie potrafiła spojrzeć Cieplakównie w oczy. Nie wyglądała, jak dawna Dąbrowska, nachalna, bezpośrednia, bezczelna i wtrącająca się w ich życie. Stała przed nimi kobieta znękana, przytłoczona czynami, jakich dopuścił się względem sąsiadów jej syn. Uli zrobiło się jej żal.
 - Proszę, niech pani usiądzie – wskazała jej krzesło. Niepewnie przysiadła na samym jego brzegu.
 - Byłam u Bartka w wiezieniu.
 - A co ja mam z tym wspólnego?
 - Ula – popatrzyła na nią błagalnie. – On stara się o apelację. Jego adwokat chce doprowadzić do kolejnej rozprawy, żeby skrócić wyrok.
 - Słucham? – oczy Uli wyrażały bezbrzeżne zdumienie. - On chce skrócić wyrok? Po tym, co mi zrobił? Po tym, co zrobił nam wszystkim? To prawdziwa bezczelność pani Dąbrowska.
 - Ja wiem Ula, że on wyrządził wam wielką krzywdę, ale to mój jedyny syn. Moje jedyne dziecko, które kocham nad życie. Przyszłam cię błagać, abyś wstawiła się za nim. – Ula niedowierzająco pokręciła głową.
 - Nigdy tego nie zrobię. Proszę mi wybaczyć, ale nigdy się za nim nie wstawię. Widziałam jego twarz na rozprawie. Widziałam jego ironiczny uśmiech. On nawet w ułamku nie żałował tego, co zrobił. Pięć miesięcy pani Dąbrowska, pięć długich miesięcy niewyobrażalnych cierpień i niepewności, czy moje ręce będą jeszcze kiedyś sprawne. Nawet nie usłyszałam od niego słowa „przepraszam”.
Ja do pani nic nie mam podobnie, jak reszta mojej rodziny, ale Bartkowi nie wybaczę nigdy. Swoim bezmyślnym czynem spowodował, że moja rodzina była wiele miesięcy bez dachu nad głową. Gdyby nie ten człowiek – wskazała na Marka – i wielu jemu podobnych, do dziś nie mielibyśmy własnego kąta. Proszę mnie nie prosić, bym wstawiła się za nim. Dla mnie to najboleśniejszy okres w moim życiu, o którym wszelkimi siłami staram się zapomnieć. Pani przychodzi tutaj i na nowo rozdrapuje rany.
 - On cię kochał Ula.
 - On mnie kochał? Dlatego z tej wielkiej miłości podpalił nasz dom? Proszę nawet tak nie żartować. Po raz kolejny, już nie wiadomo który, bo przestałam liczyć, przyszedł tu wtedy, by wyłudzić ode mnie pieniądze. Zrobił to z zemsty, bo nie chciałam mu ich dać. Skoro był taki święty i dobry, to dlaczego miał tak pokaźną kartotekę na policji? Okazało się, że nie tylko ode mnie wyciągał pieniądze. Przykro mi pani Dąbrowska, ale taki człowiek nie zasługuje na nic innego, tylko na pobyt w więzieniu. Może tam nauczy się rozumu i wyciągnie wnioski na przyszłość.
Marek obserwował całą scenę w milczeniu. Zauważył, jak bardzo roztrzęsiona jest Ula. Zauważył łzy płynące po jej policzkach. Wstał i objął ja mocno.
 - Proszę już iść pani Dąbrowska. Sama pani widzi, jak wiele kosztuje ją rozmowa z panią.
Kobieta bez słowa wstała i cicho opuściła dom. Józef odetchnął. I jemu było żal sąsiadki. Nie wtrącał się, bo decyzja w sprawie, z którą przyszła, należała do jego córki.
 - Już dobrze kochanie, już dobrze. Nie płacz – Marek tulił ją gładząc uspokajająco po plecach. – Ona na pewno więcej tu nie przyjdzie z podobnymi prośbami.
 - Weź ją do pokoju Marek, może tam się uspokoi. – Kiwnął głową i poprowadził ją wolno do jej pokoiku. Usiadł z nią na tapczanie i kołysał w swych ramionach. Powoli uspokajała się. Otarł jej łzy z policzków.
 - Już w porządku. Zamurowało mnie na jej widok i wszystko, o czym starałam się zapomnieć, wróciło.
 - Nie martw się. Myślę, że nie będzie miała odwagi przyjść tu ponownie, a jej synuś odsiedzi swój wyrok, co do dnia.

Siedzieli w trójkę w gabinecie Marka i naradzali się. Z samego rana Maciek pozałatwiał wszystko włącznie z podpisaniem umowy i teraz z uwagą słuchał prezesa.
 - Dostaniesz od Uli numery telefonów szwalni i nazwiska ich dyrektorów. Musisz obdzwonić wszystkie i upewnić się, czy zdążą z pierwszą partią do jutra. W czwartek powinno się to znaleźć na lotnisku. Będziesz zobligowany sam dopilnować tej wysyłki. To bardzo ważne, bo w poniedziałek ma się znaleźć cała kolekcja w niemieckich butikach. Jak tylko wyślesz, zadzwoń mi z lotniska. Będę mógł wtedy poinformować Johanna, że mogą ją odebrać w Dortmundzie. Sprawa wysyłki jest w tej chwili priorytetowa. Jak się z tym uporasz, powiem ci co dalej. Zrozumiałeś wszystko?
 - Zrozumiałem i zaraz się za to zabieram. Chodź Ula. Dasz mi te namiary na szwalnie – wyszli z gabinetu Marka. Ula podała mu wykaz.
 - Tu masz wszystko zapisane Usiądź na razie na miejscu Violi. Jej dzisiaj nie będzie. Wzięła dzień urlopu. Musimy pomyśleć, gdzie cię ulokować. Zacznij działać Maciek i pokaż, na co cię stać. Do roboty.
Zabrał się za nią żwawo i z ochotą. Nie chciał, by Marek odniósł wrażenie, że płaci mu za darmo. Wiedział, że to jego wielka szansa, szczególnie, że przyjęto go na stanowisko specjalisty do spraw reklamy, marketingu i spraw technicznych. Z wielkim zapałem obdzwonił jedenaście szwalni. Rozmowy były krótkie i bardzo konkretne. Umówił wszystko z dyrektorami łącznie z godziną dostarczenia kolekcji na lotnisko. Ostrzegł, że nie będzie tolerował żadnych poślizgów. Wreszcie odstawił słuchawkę od ucha, które kolorem przypominało czerwonego buraczka. Uśmiechnął się do przyjaciółki.
 - Załatwione. Dograłem wszystko. Jadę teraz na lotnisko zorientować się w sytuacji. Wrócę za jakieś dwie godziny. Powiedz Markowi, dobrze? Nie chcę mu przeszkadzać.
 - Jedź spokojnie. Powiem mu.
Zabrał potrzebne dokumenty i niemal biegiem popędził do windy. Ona z powrotem zatopiła się w cyferkach. Rozproszył ją stuk wysokich obcasów. Podniosła głowę i ujrzała Paulinę i Alexa.
 - Dzień dobry Ula. Marek u siebie?
 - Tak, jest.
 - Możemy wejść?
 - Oczywiście. Jest sam. – Ciekawe, czego mogą chcieć? Wyglądają tak jakoś… normalnie. Ona spokojna, on też… Miłość jednak potrafi dokonać cudu.
Zaskoczył Marka widok tych dwojga. Paulina zwykle przychodziła do niego sama, a Alex nie robił tego wcale. Najczęściej wysługiwał się Turkiem lub jedną z księgowych.
 - Siadajcie. Co was do mnie sprowadza?
 - Mamy do ciebie prośbę.
 - Jaką?
 - Chcemy, byś udzielił nam po pokazie dwutygodniowego urlopu.
 - A co, wybieracie się do Milano?
 - Nie. Chcemy odpocząć i wyjechać w jakieś ciepłe miejsce – odezwał się Alex.
 - Ty wypocząć? Nigdy nie brałeś urlopu. Sam się dziwiłem, jak to wytrzymujesz.
 - To prawda. Teraz jednak nie jestem sam i chcę spędzić z Nicol trochę czasu, podobnie jak Paulina z Johannem.
 - Aaa… to o to chodzi. Ja nie mam nic przeciwko temu, ale twój dział nie może zostać bez szefa. Turek cię zastąpi?
 - Nie… Adam nie.
 - No to, kto? – Alex spojrzał na niego przenikliwie.
 - Pomyślałem sobie, że na czas mojej nieobecności mogłaby zastąpić mnie Ula. Jestem pod dużym wrażeniem jej kompetencji. Tylko ona mogłaby to zrobić.
 - Zaskoczyłeś mnie Alex tym bardziej, że ani ty ani Paula nigdy nie darzyliście jej sympatią.
 - To prawda, ale przyznaję, że nie byliśmy obiektywni. Johann bardzo sobie ją ceni. Wiele pozytywnych słów usłyszeliśmy od niego na jej temat i zdecydowanie zmieniliśmy oboje zdanie o niej.
 - Miło mi to słyszeć. Jest tylko jeden problem, dość istotny, jak sądzę – Marek zawiesił głos. – Ona musi wyrazić zgodę. Ja nie będę jej do niczego zmuszał, ani wydawał jej poleceń służbowych. Jeśli chcecie zawołam ją tu i porozmawiacie z nią. – Kiwnęli głowami. Marek wstał od biurka i podszedł do drzwi. Uchylił je i cicho powiedział.
 - Ula… chodź do mnie na chwilę. – Zaniepokojona spojrzała na niego. Uśmiechnął się. – Chodź, nie obawiaj się, oni nie gryzą – przepuścił ją w drzwiach. – Usiądź Ula. Alex ma dla ciebie pewną propozycję. – Spojrzała zdziwiona najpierw na Marka potem na Febo. Alex splótł dłonie na kolanach.
 - Ja i Paulina chcemy wziąć dwa tygodnie urlopu po pokazie. O ile w przypadku Pauliny zastępstwo nie będzie konieczne, tak w moim przypadku jest wręcz nieodzowne. Chciałbym cię prosić, byś zgodziła się mnie zastąpić przez ten czas.
Jej zdumienie sięgnęło zenitu a oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
 - Ja miałabym pana zastąpić na stanowisku dyrektora finansowego? To jakiś żart? Ja się do tego nie nadaję.
 - Przede wszystkim mów mi po imieniu, a poza tym jesteś zbyt skromna. Ja wiem jak wiele potrafisz i bardzo to doceniam. Ula, to tylko dwa tygodnie. Zgódź się proszę, bo nie będę mógł wyjechać z Nicol.
 - Z Nicol?
Uśmiechnął się.
 - Tak, z Nicol. Podobnie jak Paulina z Johannem – dodał.
 Od kiedy Alexander Febo ma na twarzy taki szczery uśmiech? Świat się wali
Była w ciężkim szoku, ale pomyślała sobie, że oni tak bardzo się zmienili pod wpływem osób, które pokochali, że nie powinna odmawiać tej prośbie.
 - No dobrze. Zgadzam się. – Oboje Febo odetchnęli.
 - Dziękujemy Ula. Jesteś wspaniała. Chcemy cię też przeprosić za wszystkie przykrości, jakich doświadczyłaś z naszej strony i zapewnić, że już nigdy nic takiego nie będzie miało miejsca. Chcemy wyjechać następnego dnia po pokazie w niedzielę. Wtedy nie będziemy już potrzebni.
 - W porządku. W takim razie wypiszcie karty urlopowe i przynieście do podpisu.
Febo podnieśli się z kanapy.
 - Jeszcze raz bardzo dziękujemy Ula – Paulina uścisnęła jej dłoń. – Mam nadzieję, że i do mnie będziesz mówić po imieniu.
 - Będzie mi bardzo miło – wydukała.
Po ich wyjściu nadal przetrawiała propozycję Alexa. Spojrzała na Marka i powiedziała poważnie.
 - Oboje Febo zaczęli traktować ludzi normalnie, dasz wiarę?
Rozdzwonił się telefon Marka. Spojrzał na wyświetlacz.
 - To Maciek. Halo, Maciek, co jest?
 - Marek, jestem na lotnisku. Dogrywałem sprawę transportu na jutro i dowiedziałem się, że jest do odbioru niemiecka kolekcja na sobotni pokaz.
 - Cholera! Zupełnie o tym zapomniałem. Słuchaj. Czekaj tam. Ja zaraz zadzwonię po kierowców. Przyjadą dwoma samochodami dostawczymi. Powinna się zmieścić w dwóch. Zawieźcie ją od razu do Łazienek. Wiesz, gdzie ma się odbyć pokaz?
 - Wiem. Ula mówiła.
 - No właśnie. Znajdź kierownika obiektu. Niech wszystko zamknie w jednym pomieszczeniu. Wyślę też ludzi i tam. Niech rozpakują kolekcję i porozwieszają. Zaczekasz tam na nich?
 - Zaczekam i wszystkiego dopilnuję.
 - Dzięki Maciek – rozłączył rozmowę i spojrzał na Ulę. – Wiesz, że całkiem zapomniałem o tym, że dzisiaj mieli przysłać niemiecką kolekcję? Chyba jestem już przemęczony, bo nie ogarniam wszystkiego. Całe szczęście, że Maciek czuwa. Gdyby nie on, aż boję się pomyśleć…
Podeszła do niego i przytuliła się mocno.
 - Jeszcze tylko trochę. Pokaz się skończy. Wróci Alex. Wtedy i my pomyślimy o jakimś odpoczynku.
 - Masz rację. Należy się nam. Pojedziemy nad morze. Dawno tam nie byłem. Poszukam jakichś atrakcyjnych ofert i zabiorę cię tam. Uwielbiam spacerować po plaży, a ty?
 - Nie wiem. Nigdy nie byłam nad morzem.
 - Naprawdę?
 - Mhmm.
 - Tam jest pięknie Ula. Wschody i zachody słońca są fantastyczne. Najprzyjemniej jednak jest czuć ciepły piasek pod stopami.
 - Narobiłeś mi ochoty. Musimy jeszcze tylko trochę poczekać.
 - Poczekamy, a potem poproszę ojca, żeby mnie zastąpił na czas urlopu. Alex wprawdzie się zmienił, ale chyba nie jestem w stanie zaufać mu do końca. Będę spokojniejszy, jak ojciec dopilnuje wszystkiego.
Usłyszeli pukanie i po chwili ponownie do gabinetu wszedł Alex.
 - Przepraszam was, ale pomyślałem sobie, że w sobotę rano pojadę z wami na lotnisko odebrać Johanna i Nicol. Wiem, że chciałeś wynająć hotelową limuzynę, ale tak będzie taniej, jak myślisz. – Marek roześmiał się.
 - Dobrze kombinujesz. Widzę, jak cię skręca i już nie możesz doczekać się przylotu tej zielonookiej piękności. Dobrze pojedziemy razem. Nie będę wynajmował limuzyny.
 - Dzięki Marek. Nie przeszkadzam już – pośpiesznie opuścił gabinet.
 - Wzięło go na amen – rozchichotała się Ula.
 - Ja świetnie go rozumiem. Wiem jak niszcząca może być tęsknota. Potwornie boli i zżera cię od środka. Czujesz niemal fizyczny ból. Mnie zniszczyła niemal zupełnie. Nie wiem co bym począł, gdybyś nie zgodziła się spotkać ze mną wtedy. Chyba bym umarł. – Popatrzyła na niego z czułością.
 - Nie myśl już o tym. To było dawno. Teraz jest teraz, a ja jestem z tobą, kocham cię i czuję się bardzo szczęśliwa.
Przytulił ją mocno do siebie całując z żarem.
 - Jesteś dla mnie wszystkim. Najważniejszą i najukochańszą istotą na ziemi.
Oderwała się od niego.
 - Marek. Miałeś dzwonić do kierowców. Maciek czeka na lotnisku. – Pacnął się otwartą dłonią w czoło.
 - Gdzie ja mam głowę? Już dzwonię.

Następnego dnia, jak tylko otrzymał wiadomość od Maćka o wysłaniu partii sukien przeznaczonych do sprzedaży, zadzwonił do Johanna.
 - Witaj przyjacielu. Dzwonię, żeby poinformować cię, że o dwunastej przyleci pierwsza partia kolekcji. W przyszłym tygodniu wyślemy kolejne, ale to omówimy jak przyjedziecie. Paulina i Alex wzięli po dwa tygodnie urlopu po pokazie. Zdradzisz mi, gdzie się wybieracie? – Johann roześmiał się.
 - To żadna tajemnica Marek. Ja zabieram Paulę na Lazurowe Wybrzeże, a Nicol i Alex lecą do Portugalii.
 - Nooo…, tylko pozazdrościć. Ja i Ula też wybieramy się nad morze, ale nad nasze, polskie. Będzie to możliwe jednak, jak wrócą Febo. Do ich powrotu musimy się jakoś trzymać.
 - Marek, przeglądałeś niemiecką prasę?
 - Nie, nie miałem czasu. Co piszą?
 - Same dobre rzeczy. To spektakularny sukces obu kolekcji. Bardzo chwalą Pshemko i bardzo dobrze piszą o F&D.
 - To wspaniałe wiadomości. Mam nadzieję, że i tu docenią obie kolekcje.
 - Ja też. Kończę już. Do soboty przyjacielu.
 - Do soboty.




ROZDZIAŁ 13       +18



Ten pokaz był prawdziwym wydarzeniem. Tłumnie przybyli celebryci, ludzie tworzący warszawski establishment oraz ci, którzy z racji swoich zawodów żywotnie byli zainteresowani wydarzeniami w świecie mody. Wszyscy zgodnie potwierdzali wyjątkowość tego pokazu. Dziennikarze maglowali ich przez co najmniej dwie godziny. Zarówno Johann jak i Marek wyszli z tych rozmów, jak przepuszczeni przez wyżymaczkę. Sam przebieg pokazu wyglądał podobnie jak w Essen. Tym razem to Marek wyszedł przedstawiając niemiecką firmę i Johanna. Zaczęto również od prezentacji niemieckiej kolekcji. Mogli być zadowoleni, bo wszystko przebiegło bardzo sprawnie i gładko. Nie było żadnych potknięć, których tak bardzo obawiał się Marek. Docenił Maćka. Bardzo mu pomógł. Gdyby nie jego zaangażowanie, nie poradziłby sobie tak skutecznie. To on zadbał o wyśmienity catering i orkiestrę na bankiet. Dopilnował rozdzielenia folderów. Czuwał nad wszystkim i nie dopuścił do jakiegokolwiek zaniedbania.
Siedzieli w sali bankietowej przy wspólnym stole i rozmawiali cicho. Marek spojrzał na Violettę. Ona też dzisiaj miała swój wielki dzień. Została twarzą tej kolekcji i zaprezentowała się naprawdę świetnie. Uniósł kieliszek.
 - Viola. Gratuluję. Byłaś wspaniała. Wiedziałem, że sobie poradzisz.
 - Dzięki Marek. Mam dla ciebie niespodziankę.
 - Tak? A jaką?
 - Pamiętasz, jak wzięłam ten jeden dzień urlopu? – Pokiwał głową. – Zapisałam się na studia. Zarządzanie i marketing. Od września zaczynam.
 - Brawo, Violetta. To naprawdę niespodzianka. Ula wie?
 - Jeszcze nie, ale nie mów jej. Sama chcę jej to powiedzieć. Obiecała mi pomoc i tylko dlatego się zdecydowałam.
 - Ula jest bardzo słowna. Jeżeli obiecała, to na pewno pomoże. Bardzo się cieszę Viola, naprawdę. Pamiętaj, że nie robisz tego dla nikogo innego, tylko dla siebie. Mam nadzieję, że starczy ci zapału i determinacji, żeby je skończyć.
 - Mogę cię na chwilę prosić? – Johann poklepał Marka po ramieniu.
Podniósł się z krzesła i poszedł za Blautem.
 - Chcemy się urwać. Jutro wyjeżdżamy. Paula musi się jeszcze spakować. Alex też.
 - Nie ma sprawy Johann. Życzę wam udanego urlopu.
 - Dzięki Marek. Pamiętaj, że na miejscu zostaje Klaus, jeśli będziesz miał jakiekolwiek problemy on ci pomoże. Ja rozmawiałem z nim przed wyjazdem, więc wie o wszystkim. Dostawy mamy uzgodnione. Myślę, że za jakiś miesiąc powinniśmy mieć już dobre rozeznanie w zakresie sprzedaży obu kolekcji.
 - Jedź spokojnie i niczym się nie martw. Poradzimy sobie.
 - Już wychodzicie? – dołączyła do nich Ula.
 - Musimy Ula. Trzeba się spakować, bo jutro wyjazd.
 - Odprowadzimy was – ujęła Marka pod ramię i wraz z Johannem dołączyli do reszty. Wyszli na zewnątrz. Wieczór był ciepły a niebo usiane gwiazdami. Stanęli jeszcze chwilę przy samochodach.
 - Moi drodzy, wraz z Ulą życzymy wam udanego wypoczynku i pięknej opalenizny. Kiedy wrócicie, my skorzystamy z urlopu, bo też jesteśmy przemęczeni. Jedźcie i wracajcie szczęśliwie. Do zobaczenia.
Towarzystwo zapakowało się do samochodów i machając im przez szyby odjechało do hotelu. Marek westchnął.
 - Może i my już pojedziemy? Jestem wypompowany. Dziennikarze wykończyli mnie dzisiaj.
 - Ja też mam już dość. Zamów taksówkę i jedziemy.
Podjechała po paru minutach i szybko zawiozła ich na Sienną. Leżąc już w łóżku poskarżył się żałośnie.
 - Jestem taki słaby, że nawet nie mam siły kochać się z tobą. - Uśmiechnęła się łagodnie i pogładziła jego policzek.
 - Nie przejmuj się. Ja też dzisiaj nie mam ochoty. Odbijemy to sobie jutro. – Przytulił ją mocno do siebie i z czułością ucałował jej skroń.
 - Kocham cię skarbie.
 - Ja ciebie też. Dobranoc.

Było już dobrze po jedenastej, kiedy otworzył oczy. Spojrzał na swoje szczęście, które spało kompletnie nagie i odkryte. Leżała na plecach z rękami ułożonymi nad głową a spokojny oddech unosił jej śliczne piersi. Twarz miała zaróżowioną od snu a wargi rozchylone w lekkim uśmiechu.
 - Chyba śni jej się coś przyjemnego – pomyślał nie mogąc oderwać od niej oczu. – Jest cudem natury. Piękna i zmysłowa. Śliczna i cała moja. Dziękuję ci Boże za ten cud, którym mnie obdarzyłeś.
Przylgnął ustami do jej sutka. Poruszyła się i zamruczała rozkosznie. Nadal jednak nie otwierała oczu. Muskał wargami jej ciało schodząc coraz niżej. Znowu się poruszyła. Nie przestawał, bo nadal nie otwierała powiek. Dotarł do jej łona i wpił się w nie. Dopiero teraz krzyknęła i otworzyła oczy. Uśmiechnęła się czując błogie skurcze.
 - Marek… Myślałam, że to mi się śni. – Oderwał się od niej.
 - To najprawdziwsza jawa kochanie. Nie mogę się powstrzymać, gdy leżysz przede mną taka piękna i naga. To silniejsze ode mnie.
Usta zastąpiły palce drażniąc jej płeć. On przywarł do jej warg całując ją coraz namiętniej. Oddychała ciężko wijąc mu się pod dłonią.
 - Wejdź we mnie… proszę… - wyjęczała.
Zrobił tak, jak prosiła przyciskając ją mocno do materaca. Uniósł jej biodra i zaczął się rytmicznie poruszać. Jak zaczarowany wpatrywał się w jej piersi, które falowały przy każdym pchnięciu. Znowu je całował i ssał. Byli jednością. Jednym pulsującym organizmem. Podniósł ją i objął ciasno ramionami. Całował szaleńczo jej oczy, usta szyję. Przyspieszył nagle doprowadzając ją tą zmianą tempa niemal do utraty zmysłów. Krzyknęła, a jej ciało wygięło się w łuk. Przytrzymał jej biodra nieruchomiejąc w niej i trwając tak przez dłuższą chwilę. Poczuł się cudownie. Ona nadal dyszała nie potrafiąc się opamiętać. Nie wychodząc z niej ponownie ją podniósł i wtopił się w jej usta. Seks z nią był wyjątkowy i fantastyczny. Mógłby wcale nie wychodzić z łóżka, tylko kochać ją do utraty tchu tak, jak teraz. Otworzyła powieki i ujrzał jej zamglone rozkoszą, dwa błękitne diamenty.
 - Kocham cię kotku. – Nie odpowiedziała, tylko jeszcze mocniej przytuliła się do niego.

Po śniadaniu postanowili zajrzeć do Łazienek. Musieli sprawdzić, czy wszystko zostało uprzątnięte po pokazie. Podjechali pod bramę i spacerkiem poszli w stronę budynku, przy którym stały dwie furgonetki należące do firmy.
 - Chyba się pakują – mruknął Marek.
 - Jest Maciek. – Podeszli bliżej i przywitali się z Szymczykiem.
 - Cześć Maciek. Jak idzie?
 - Dobrze. Wszystko pod kontrolą.
 - Za to, co zrobiłeś masz extra premię. Nawet nie wiesz, jak bardzo nam pomogłeś. Gdyby nie ty, nie zdążylibyśmy. Ula miała rację mówiąc, że jesteś świetnym organizatorem. Udowodniłeś to i z przyjemnością stwierdzam, że jesteś bardzo cennym nabytkiem dla firmy. Żałuję tylko, że nie wiedziałem wcześniej, że szukasz pracy.
 - Dzięki Marek. Ta praca, to jak najlepszy gwiazdkowy prezent. Uwielbiam być w ruchu i bardzo mi odpowiada.
 - Cieszę się przyjacielu. Teraz będziemy mieć trochę luzu, chociaż ty nie za bardzo. Chciałbym, żebyś zajął się koordynowaniem dystrybucji do butików. Nie powinno być tak, że w jednym mają dużo, a w innym nic. Musi być zachowana pewna płynność, rozumiesz?
 - Rozumiem i dopilnuję, żeby wszystko grało.
 - Świetnie. Zabierasz to do firmy, tak?
 - No tak. Tak się przecież umawialiśmy. Całość ma być złożona w pracowni Pshemko. Mam tylko nadzieję, że się zmieści.
 - Na pewno. Za właściwą pracownią jest jeszcze jedno pomieszczenie, gdzie stoją wieszaki. Tam to zostawisz, a jutro ludzie porozwieszają suknie. Jeszcze raz wielkie dzięki Maciek. Teraz jestem już spokojny, bo wiem, że trzymasz wszystko w garści. Nie przeszkadzamy już. Do jutra.
Objął Ulę i pomaszerowali wolno w głąb parkowych alejek. Dzień był ciepły, słoneczny a on uwielbiał spacery z nią u boku. Był wtedy naprawdę szczęśliwy. Ten błogi stan przerwał dźwięk jego komórki. Spojrzał na wyświetlacz.
 - To mama, muszę odebrać.
 - Halo mama? Stało się coś?
 - Nie synku. Wszystko w najlepszym porządku. Jesteś w domu?
 - Nie, jestem w Łazienkach z Ulą. Przyszliśmy zobaczyć, jak radzi sobie Maciek z pakowaniem kolekcji, ale on jest tak świetnie zorganizowany, że nie zabawiliśmy tam długo i postanowiliśmy pospacerować, bo dzień piękny.
 - Macie jakieś konkretne plany na dzisiaj?
 - W zasadzie nie. Pospacerujemy, potem pójdziemy na jakiś obiad i zawiozę Ulę do domu.
 - Może przyjechalibyście po spacerze do nas? Zjedlibyście tutaj na świeżym powietrzu w ogrodzie. Zapytaj Ulę, czy ma ochotę?
 - Ula, mama zaprasza nas na obiad w ogrodzie, pojedziemy?
 - Bardzo chętnie. Nie mam nic przeciwko temu. Uwielbiam twoich rodziców.
 - Mamo, na którą mamy być?
 - Na czternastą. To za godzinę.
 - Będziemy, do zobaczenia. Kochanie, - zawrócił się do Uli - zjemy porządny, domowy obiad. Zosia świetnie gotuje i na pewno będzie pyszny. Pospacerujmy jeszcze trochę.
Tuż przed czternastą zaparkował pod domem rodziców. Otworzyła im Zosia informując, że rodzice czekają na nich w ogrodzie. Wyszli na słoneczne patio i przywitali się z nimi.
 - Wypoczęliście trochę po pokazie? – zapytał Krzysztof.
 - Trochę, ale wczoraj padaliśmy z nóg. Późno wróciliśmy.
 - Słyszałem, że Alex i Paulina wzięli urlopy?
 - Tak. Dzisiaj rano wylecieli. Ona z Johannem na francuską rivierę, a Alex z Nicol do Portugalii. Trochę im zazdrościmy, ale jak wrócą i my chcemy wyjechać. Póki co, od jutra Ula obejmuje na dwa tygodnie dział finansowy. Zastąpi Alexa, a ja zostaję bez asystentki.
 - Marek, poradzisz sobie, to tylko dwa tygodnie – powiedziała z uśmiechem Ula.
 - Ciekawa jestem jutrzejszych recenzji. Jesteśmy z ciebie tacy dumni synku. Ten pokaz nie ustępował w niczym temu w Essen. Był równie piękny.
 - Dziękuję wam. Napracowaliśmy się solidnie. To byłoby niesprawiedliwe, gdyby nas skrytykowano, a Pshemko chyba by tego nie przeżył.
 - Będzie dobrze, zobaczycie. Pójdę zobaczyć, jak daleko Zosia jest z obiadem – Helena podniosła się z fotela. Podniósł się i Marek.
 - Pójdę z tobą, chciałbym cię o coś zapytać – zaciągnął matkę do salonu i poprosił, by usiadła.
 - Pamiętasz ten dzień, w którym postanowiłem oświadczyć się Pauli? Pokazałaś mi wtedy pierścionek, który jest w naszej rodzinie od pokoleń. Powiedziałem ci wtedy, że jest zbyt skromny dla Pauliny, bo ona lubi błyszczeć.
 - Pamiętam doskonale. Kupiłeś jej wtedy pierścionek z wielkim brylantem.
 - Właśnie. Po powrocie Febo chcę zabrać Ulę nad morze i tam chcę jej się oświadczyć. Dla niej ten pierścionek będzie idealny, bo jest niezwykle skromną osobą i nawet nie przyjęłaby tak wielkiego pierścienia. Już nie chcę dłużej czekać. Kocham ją nad życie i jestem pewien, że to właśnie z nią pragnę się zestarzeć.
Helena miała łzy w oczach.
 - Synku. To wspaniała wiadomość. Zaraz dam ci ten pierścionek. Ula jest cudowną osobą. Bardzo ją polubiliśmy. Będzie idealną żoną. Tak się cieszę. Ojciec też na pewno się ucieszy.
 - Na razie nic mu nie mów, dopiero jak pojedziemy. Nie chcę, żeby się czegoś domyśliła.
 - Dobrze, zrobię tak, jak mówisz.
Wstała i sięgnęła do szufladki niewielkiego sekretarzyka. Wyjęła stamtąd pokaźnych rozmiarów szkatułę a następnie niewielkie, obite niebieskim aksamitem pudełeczko i podała je Markowi. Uchylił je i uśmiechnął się radośnie.
 - Jest bardzo piękny mamo i idealnie będzie pasował do jej chabrowych oczu.
Rzeczywiście był małym arcydziełem sztuki jubilerskiej. Na niezbyt grubej obrączce ze złota, osadzony w misternie zdobionej koronce pysznił się mały kaboszon zwany inaczej szafirem gwiaździstym. Przyjrzawszy mu się dokładniej można było dostrzec biegnące od środka białe promienie łudząco przypominające rozbłysk gwiazdy. Kamień był wyjątkowy i niezwykle rzadki.
Zamknął pudełko i pieczołowicie umieścił je w wewnętrznej kieszeni marynarki.
 - Dziękuję mamo. Teraz bym coś zjadł.
 - Masz rację. Oni pewnie też już zgłodnieli. Pośpieszę Zosię, niech zacznie podawać.

Od poniedziałku zasiadła w fotelu dyrektora finansowego. Uprzedzony o tej zmianie przez Alexa Turek, starał się jak najrzadziej pokazywać jej na oczy. Miłość asystentki i prezesa przestała być tajemnicą i wszyscy już wiedzieli o ich związku. Jednak on wolał dmuchać na zimne i dawać jak najmniej powodów do podejrzeń, że nadal wzdycha do Uli. Pierwszy kontakt był jednak nieunikniony. Wezwała go do siebie prosząc o dokumenty, nad którymi ostatnio pracował Alex i wprowadzenie jej w bieżące sprawy działu. Po godzinie zapoznała się ze wszystkim i mogła już spokojnie zacząć pracować. Zanim się jednak wzięła do pracy zadzwonił telefon.
 - Kochanie możesz przyjść na chwilę do mnie? Violetta przyniosła stertę gazet, w których są recenzje na temat kolekcji. Mówi, że są świetne, ale ja nie chciałbym ich czytać bez ciebie.
 - Zaraz przyjdę.
Przeglądali jeden magazyn po drugim i uśmiech nie schodził im z twarzy. Ani jednego słowa krytyki w żadnym z magazynów. Obie kolekcje wychwalano pod niebiosa. W każdym artykule wiele miejsca poświęcono Pshemko i jego wielkiemu talentowi.
 - Udało się Ula! Udało! Odnieśliśmy spektakularny sukces. Już nie mogę się doczekać pierwszych raportów o zyskach. Pewnie pojawią się już po naszym powrocie z urlopu.
Do gabinetu wparował uszczęśliwiony Pshemko dzierżąc w dłoni plik gazet.
 - Czytaliście!? Czytaliście? Sukces, murowany sukces – uścisnął ich oboje. – Jestem taki szczęśliwy, że unoszę się niemal nad ziemią.
 - Jesteś wielkim kreatorem mody Pshemko. Genialnym wizjonerem. To ty dyktujesz modowe trendy. To wszystko dzięki tobie przyjacielu. Tylko dzięki tobie. – Mistrz pokręcił głową.
 - Nie bądź taki skromny Marek. Gdyby nie zaangażowanie twoje i Urszuli, nigdy nie zaszlibyśmy tak daleko.
 - Każdy wniósł jakiś udział w to przedsięwzięcie, ale twój był największy, nie zaprzeczaj, bo każdy tak uważa.
 - Wspaniale moi kochani. Teraz pozwólcie, że się oddalę. Będę się napawał tym sukcesem przez resztę dnia – ukłonił im się z kurtuazją i wyszedł z gabinetu.
 - Niech się napawa – mruknął Marek. – Zasłużył sobie na to, jak diabli.
 - Ja też już pójdę. Mam trochę roboty.
 - Ogarnęłaś już to wszystko?
 - To nie było takie trudne Marek. Cokolwiek by nie powiedzieć o Alexie, ma niesamowity porządek w papierach. Wszystko poukładane chronologicznie. Nie miałam najmniejszego problemu ze znalezieniem właściwych dokumentów.
 - Pójdziemy razem na lunch?
 - Pójdziemy, ale przyjdź po mnie. Wiesz, że jak już zacznę coś robić, to nie zwracam uwagi na upływający czas.
 - Wiem, wiem, mój pracusiu. Przyjdę o dwunastej – cmoknął ją słodko w usta. – Wracamy do pracy.

Wbrew pozorom następne dni nie były mniej pracowite od poprzednich. Lawinowo zaczęły napływać zamówienia. Pojawili się nowi kontrahenci. Marek latał z jednego spotkania na drugie i podpisywał niezliczoną ilość korzystnych dla firmy umów. W tym szaleństwie nie zapomniał też o Maćku. Z pokojem Sebastiana sąsiadowało niewielkie pomieszczenie będące do tej pory składem manekinów. Marek postanowił opróżnić je i zrobić w nim niewielki gabinet. Wystarczyło zaledwie kilka telefonów do ekipy technicznej i informatyków, a w ciągu jednego dnia pomalowano pokoik na ładny, jasny kolor, wstawiono biurko i regał. Informatycy przynieśli komputer i zainstalowali oprogramowanie. Maciek, mimo, że częściej był w terenie niż w firmie, był wdzięczny Markowi, że pomyślał o miejscu, w którym mógł spokojnie zjeść lub wypić kawę i przygotowywać dokumenty. Był dumny z tego niewielkiego gabineciku między innymi też dlatego, że na jego drzwiach zawisła tabliczka z napisem „Maciej Szymczyk, specjalista do spraw reklamy i marketingu”.
Ula też była bardzo zajęta. Do każdej umowy zawieranej przez Marka musiała dołączyć aneks ze szczegółowym wyliczeniem kosztów.
W kilka dni po pokazie zadzwonił Klaus. Okazało się, że polska kolekcja jest na wyczerpaniu i koniecznie muszą dosłać kolejną partię.
 - Marek, suknie schodzą, jak ciepłe bułeczki. Przyślijcie jak najwięcej, bo na pewno się sprzedadzą. Są już pierwsze zyski i choć oficjalny raport przedstawimy za miesiąc, to już mogę ci powiedzieć, że są ogromne, a przecież to dopiero początek.
 - Dziękuję Klaus za tak wspaniałe wieści. U nas też idzie świetnie. Zawarłem kilkanaście bardzo intratnych umów na waszą i na naszą kolekcję. Oprócz tego butiki też mają niezłe obroty. Natychmiast zajmę się wysyłką kolejnej partii. Zadzwonię i dam znać, kiedy będziecie mogli odebrać ją z lotniska. Do usłyszenia.
Wybiegł z gabinetu. Musiał uruchomić Maćka. Tylko on mógł się tym zająć. Podobnie jak poprzednio i tym razem nie zawiódł. Już następnego dnia dał sygnał z lotniska, że wysłał kolekcję. Interes kręcił się nadzwyczajnie. Sam nie mógł uwierzyć, że wszystko chodzi, jak w szwajcarskim zegarku.
Mijały właśnie dwa tygodnie od wyjazdu Febo. Siedział przy laptopie i analizował pierwsze raporty ze szwalni, butików i od innych kontrahentów. Był zdumiony. Nigdy firma w całej swojej historii nie osiągnęła w ciągu tak krótkiego czasu takich pokaźnych zysków. A przecież to był dopiero początek. Przed nimi niemal cały lipiec i sierpień. Wspaniałe wyniki.
Ktoś cicho zapukał do drzwi. Podniósł głowę znad laptopa i cicho powiedział „proszę”. Przez uchylone drzwi wsunęła się głowa Johanna Blauta.
 - Można?
 - Johann! Kiedy wróciliście? Wszyscy jesteście? – Marek podszedł do Niemca i uścisnął mu serdecznie dłoń.
 - Wszyscy. Zaraz tu będą. Wróciliśmy wczoraj wieczorem.
 - Zadzwonię do Uli. Ona też będzie chciała się z wami przywitać - złapał za słuchawkę. – Kochanie przyjdź do mnie, mam niespodziankę.
Po chwili do gabinetu weszło rodzeństwo Febo i Nicol. Marek z podziwem patrzył na nie.
 - Wyglądacie olśniewająco. Opalone i piękne. Siadajcie. Zaraz zamówię kawę.
Otworzyły się drzwi i weszła Ula. Rozciągnęła twarz w szerokim uśmiechu.
 - Wróciliście! Świetnie wyglądacie. Świeżo i zdrowo. Piękna opalenizna. Zazdroszczę wam.
 - Nie zazdrość Ula – odezwała się Paulina. – Za chwilę i wy pojedziecie wypocząć.
 - Słuchajcie. Przejdźmy może do konferencyjnej. Tu jest za mało miejsca i niewygodnie będzie pić kawę – Marek już otwierał im drzwi i po drodze szepnął Ani, by przyniosła ją właśnie tam. Rozsiedli się wygodnie.
 - Opowiadajcie. Jakie wrażenia? – Marek był bardzo ciekaw.
 - Naprawdę wspaniałe. Przez cały czas świetna pogoda, zero deszczu. Koniecznie musicie tam się wybrać, bo brakuje słów, żeby opowiedzieć o tych cudownych miejscach. Najlepiej zobaczyć je na własne oczy.
 - A jak tu, Marek? Poradziliście sobie?
 - Johann, nawet nie wiesz, jak świetnie idzie sprzedaż. Klaus zadzwonił już po paru dniach i prosił o kolejną dostawę. Wysłaliśmy zaraz następnego dnia po jego telefonie. Tu na miejscu podpisałem kilkanaście umów na obie kolekcje. Oprócz tego butiki wyprzedają, jak nakręcone. Idzie doskonale. Obroty już są bardzo duże, a przed nami przecież całe lato. – Johann uścisnął mu dłoń.
 - Znakomicie się spisałeś przyjacielu. Wejście we współpracę z wami było moim najlepszym posunięciem przynajmniej od pięciu lat. Bardzo się cieszę.
 - A ty Ula, jak sobie poradziłaś? – spytał siedzący obok niej Alex.
 - Myślę, że dobrze. Nie miałam zbyt skomplikowanego zadania, bo masz tak idealny porządek w dokumentach, że nie sprawiło mi najmniejszego kłopotu rozeznanie się we wszystkim. Starałam się również chronologicznie wpinać wszystkie dokumenty i mam nadzieję, że szybko się w tym połapiesz. – Alex uśmiechnął się.
 - Wiedziałem, że dasz radę. Masz dryg do tej roboty. Dziękuję. – Zwrócił się do Marka. – Marek. Johann i Nicol wylatują dzisiaj wieczorem. Chcielibyśmy ich odwieźć na lotnisko i pożegnać. Jutro jednak wracamy do pracy i chciałbym, żeby Ula przekazała mi bieżące sprawy.
 - W porządku. Jutro omówimy wszystko, a najdalej za dwa dni my wyjeżdżamy. Na czas mojej nieobecności będzie tu wpadał ojciec. To tylko pro forma. Zatrudniłem, jak wiecie Maćka Szymczyka, przyjaciela Uli z dziecięcych lat. Oboje kończyli te same studia i on jest naprawdę świetny. Bardzo dobrze zna też niemiecki. Klaus ma jego numer telefonu. Gdyby były znowu jakieś braki, Maciek natychmiast zajmie się wysyłką. W przeciągu bardzo krótkiego czasu ogarnął wszystko. Butiki, szwalnie i sprawy transportu. Jest genialnym organizatorem i na pewno będzie trzymał rękę na pulsie.
Posiedzieli jeszcze godzinę opowiadając o swoich wakacjach. Marek i Ula serdecznie pożegnali Niemców i wrócili do własnych spraw.

Wróciwszy do gabinetu Marek natychmiast zasiadł przy laptopie szukając ciekawych ofert nad morzem. Wreszcie natknął się na interesującą ofertę Hotelu „Bryza Spa Resort” w Juracie. Wyglądał luksusowo. Położony przy samej plaży dysponował pełnym zapleczem spa i odnowy biologicznej. Pokoje też wyglądały komfortowo. Każdy z nich posiadał balkon i luksusową łazienkę. Ceny były dość wysokie, ale nie zważał na to. Po tak długiej harówce należało im się. Bez wahania wybrał numer telefonu i już po chwili rozmawiał z recepcją. Miał szczęście. Większość ludzi najchętniej przyjeżdżała na przełomie lipca i sierpnia. Poza tym wysokie ceny też były hamulcem, bo nie każdego było stać na oferowany przez hotel luksus. Nie namyślając się zabukował dwuosobowy apartament. Wydrukował kilka zdjęć i z uśmiechem na ustach powędrował do Uli. Zastał ją jak zwykle pochyloną i liczącą niezwykle ofiarnie kolumny cyfr.
 - Kochanie, możesz zrobić sobie małą przerwę? – powiedział cicho.
 - Już Marek, już kończę, zaczekaj… - Usiadł na fotelu i przyglądał jej się z czułością. Praca pochłonęła ją całkowicie. Teraz była w świecie cyferek. Wiedział, że uwielbiała liczyć. Miała ścisły umysł i może dlatego tak bardzo racjonalne podejście do wszystkiego.
 - No. Skończyłam. A co ty tam masz? – wskazała na zdjęcia, które trzymał w dłoni.
 - Wydrukowałem kilka zdjęć, żeby pokazać ci, dokąd pojedziemy. Miejsce jest naprawdę wyjątkowe. Spójrz – rozłożył przed nią fotografie. – Hotel położony jest w Juracie nad samym morzem. Posiada gabinety odnowy biologicznej, z których będziemy mogli skorzystać. Pokoje też są ładne. Zamówiłem już apartament. Będziemy mieć widok na morze i plażę. Jedziemy pojutrze.
Była pod wrażeniem. Bardzo jej się spodobał ten hotel a najbardziej to, że stał przy samej plaży. Miała jednak pewne obawy.
 - Marek. Tam jest pięknie, ale chyba niesamowicie drogo.
 - Ula, ja nie mam zamiaru oszczędzać. Chcę dla nas wszystko, co najlepsze. Zasłużyliśmy.
 - Dwa dni to bardzo mało czasu. Właściwie to nie ma go wcale. Jutro muszę oddać gabinet Alexowi i przekazać mu sprawy. Ty musisz pogadać z ojcem.
 - Już z nim rozmawiałem i wszystko ustaliłem. Poza tym jest Maciek i Sebastian. Zawsze może na nich liczyć.
 - No dobrze, ale ja nie mam nawet kostiumu kąpielowego. Musiałabym zrobić jakieś zakupy.
 - Dlatego kochanie zaraz wychodzimy stąd i idziemy po zaopatrzenie. Nie protestuj tylko i nie mów, że musisz coś jeszcze dokończyć. Równie dobrze może to zrobić Alex. On już wypoczął i ma więcej sił niż ty.
Nie miała argumentów na to, co powiedział. Bez szemrania spakowała torebkę i wraz z nim opuściła gabinet informując Dorotę, sekretarkę Alexa, że nie będzie jej już do końca dnia.
Rano spotkali się przy windach. Wjechali na piąte piętro. Paulina zaraz pożegnała się z nimi, a Marek podążył wraz z Ulą i Alexem do pokoju tego ostatniego.
 - Alex. Tym razem to my mamy do ciebie prośbę. Za chwilę Ula przekaże ci wszystkie sprawy. Za chwilę też pojawi się mój ojciec. Nie trzymaj jej dłużej niż to konieczne. Chcę, aby jeszcze dziś się spakowała, bo jutro wyjeżdżamy bardzo wcześnie. To kawałek drogi i chciałbym dojechać tam jeszcze za dnia.
 - Oczywiście. Nie ma sprawy. Nawet nie pochwaliliście się, dokąd wyjeżdżacie.
 - Jedziemy do Juraty w bardzo piękne miejsce. Hotel przy plaży, dobra kuchnia i długie spacery morskim brzegiem.
 - Świetnie, ale nie zazdroszczę wam. Ja też miałem to wszystko i jestem pewien, że porządnie wypoczniecie. No to teraz ty idź, a my zabieramy się do roboty.
Poszło szybko i sprawnie. Nie minęła godzina i był już zorientowany we wszystkim.
 - Wiedziałem, że jesteś dobra w te klocki. Masz prawdziwy talent do ekonomii i finansów. Turek nie poradziłby sobie, jestem o tym przekonany. A teraz leć, bo twój chłopak zmyje mi głowę, że za długo cię trzymam. Miłego wypoczynku.
 - Dzięki Alex. Do widzenia – szybkim krokiem pokonała odległość do gabinetu Marka. Przywitała się z Krzysztofem.
 - Ja już jestem wolna. Przekazałam wszystko Alexowi.
 - Ja też. Chyba, że jeszcze chcesz o coś zapytać tato.
 - Nie synu. Wiem już dostatecznie dużo. Jest przecież Maciek i Sebastian. Poradzimy sobie, a wy idźcie się pakować i odpocznijcie solidnie. Musicie nabrać sił, bo ani się obejrzycie już trzeba będzie pochylić się nad jesienną kolekcją.
 - Dziękuję tato. Pożegnaj od nas proszę, mamę. My już nie zdążymy. Trzymaj się i nie przemęczaj. Do zobaczenia.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz