Łączna liczba wyświetleń

sobota, 7 listopada 2015

"NARODZONA NA NOWO" - rozdział 5



ROZDZIAŁ V




Kiedy Józef postawił przed nim talerz parujących gołąbków polanych gęstym, pomidorowym sosem zakręciło go w żołądku. Teraz dopiero poczuł, jak bardzo jest głodny. Józef zachęcał go do jedzenia.

 - Proszę jeść, a ja będę opowiadał.

Marek przełknął pierwszy kęs i uśmiechnął się błogo.

 - Ależ to pyszne. Dawno nie jadłem gołąbków. Rewelacyjne.

 - To Uli robota. Ma dryg do takich rzeczy. Szkoda, że w życiu osobistym nie ma kompletnie szczęścia. Okazało się, że Piotr był kolejną życiową, pomyłką. Nie miała pojęcia, że żyje z jakimś lowelasem, który nie potrafi odmówić żadnej kobiecie a zwłaszcza takiej, którą ma w zasięgu ręki. Przez jego służbową kanapę przewinął się podobno cały żeński personel medyczny szpitala, w którym pracuje. Takie właśnie plotki dochodziły do uszu Uli. Któregoś dnia przekonała się na własne oczy, że to szczera prawda nakrywszy go z jakąś pielęgniarką. Nie mogła mu już zaufać. Była tak bardzo zraniona, że jedynym rozsądnym wyjściem wydawało się rozstanie. Wróciła do Rysiowa, ale wkrótce okazało się, że ten związek był jednak brzemienny w skutki, bo zaszła w ciążę. Mimo, że Piotr okazał się ostatnim łajdakiem i nie miał zamiaru ponieść żadnych konsekwencji z tytułu ojcostwa, Ula była szczęśliwa. Cieszyła się na myśl, że zostanie matką. Któregoś dnia zdarzyło się nieszczęście. Spadła z taboretu i to tak niefortunnie, że poroniła. Nie mogła się po tym pozbierać i chyba do tej pory nie pogodziła się z utratą dziecka. Wróciła ze szpitala do domu kompletnie odmieniona. Potwornie rozpaczała. Zamykała się w swoim pokoju i płakała po całych dniach. W dodatku straciła słuch i to nie dlatego, że miała uszkodzony narząd słuchu, ale jakąś blokadę w psychice. Podobnie jak po wypadku nie chciała się wybudzić tak i wtedy nie chciała nic słyszeć. To dzięki Maćkowi i jego perswazjom jakoś się ogarnęła, chociaż nadal miewa momenty, że snuje się po domu jak duch. Często błądzi gdzieś myślami i jest zupełnie nieobecna. Bardzo mnie to martwi. Ta jej apatia jest dla mnie nie do zniesienia, bo ona sprawia wrażenie, że wcale nie chce żyć i oddycha wyłącznie z musu. Sama powiedziała mi kiedyś, że żyje chyba za karę – Cieplak bezradnie rozłożył ręce. – Najgorsze jest to, że nie mam pojęcia jak pomóc własnemu dziecku. Nie może spać, nie może jeść. Wygląda jak cień.

 - A w pracy? Jak sobie radzi w pracy?

 - Podobno dobrze. Stała się typowym pracoholikiem. Wręcz rzuciła się w wir zajęć, a ja wiem, że to tylko po to, żeby zająć myśli czymś innym, żeby nie wracać do tych traumatycznych przeżyć. Myślę, że ona nigdy się z tym nie upora.

Marek pokiwał głową.

 - Jeśli się pan zgodzi, ja bardzo chciałbym jej pomóc. Chciałbym wyrwać ją z tej beznadziei. Jest mi jej ogromnie żal i żal mi was wszystkich. Może z czasem dałaby się przekonać, że nie poradzi sobie z tą traumą sama, że potrzebuje specjalisty… Ona nie jest wariatką, tylko pogubiła się w życiu.

Józef popatrzył na niego z zadumą.

 - Ja nie mam nic przeciwko temu. Może panu się uda… ? Ja chciałbym tylko odzyskać dawną Ulę. Tę wesołą, radosną dziewczynę z pięknym, szerokim uśmiechem, kochającą świat i ludzi. To wszystko w niej umarło, jakby odcięła dawne życie od tego teraz. To jest takie straszne… - otarł dłonią mokre od łez pomarszczone policzki.

 - Wierzę, że będzie dobrze panie Józefie i proszę zwracać się do mnie po imieniu. Tak będzie lepiej. Chciałbym jeszcze porozmawiać z Ulą, mogę?

 - Niech pan…, idź do jej pokoju. Założę się, że leży na łóżku i gapi się w sufit.

Zapukał cicho do drzwi i uchylił je wsuwając przez nie głowę. Józef miał rację. Było dokładnie tak jak powiedział.

 - Pani Urszulo…, mogę na chwilkę? Zaraz będę jechał, ale zanim to zrobię chciałbym zamienić z panią kilka słów. - Podniosła się z łóżka bez słowa i wykonała ręką zapraszający gest. Usadowił się na krześle naprzeciwko niej. Aż się wzdrygnął kiedy popatrzył w te ogromne, przepełnione wielkim smutkiem oczy. – Może zacznę od tego, że bardzo mi na pani zależy i chciałbym panią widywać częściej. – Jej twarz wyrażała bezbrzeżne zdumienie.

 - Ale…, dlaczego?

Uśmiechnął się do niej serdecznie i pokręcił głową.

 - Naprawdę nie potrafię tego wyjaśnić. Po prostu tak czuję. Pragnąłbym też, żebyśmy mówili sobie po imieniu i zaczęli się traktować jak para przyjaciół. – Wyciągnęła do niego szczupłą dłoń. Uścisnął ją lekko bojąc się, że jak to zrobi mocniej po prostu połamie jej palce.

 - Ula.

 - Marek. Zgodzisz się, żebyśmy widywali się częściej?

 - To trochę dziwna propozycja, bo nie znamy się prawie wcale, a poza tym ja chyba nie jestem najlepszym kompanem ani do towarzystwa, ani do rozmowy. Myślę…, myślę, że nie byłbyś zadowolony z tych spotkań. Zresztą czemu one miałyby służyć?

 - No cóż… Chciałbym cię lepiej poznać, a takie okazjonalne i przypadkowe spotkania tego nie ułatwią. Jutro sobota i ma być ładny dzień. Mam ochotę na spacer w Łazienkach. Przyjechałbym rano, powiedzmy o dziesiątej i pojechalibyśmy tam. Kiedy ostatni raz byłaś w parku na spacerze, takim prawdziwym spacerze?

 - Nie wiem… Nie pamiętam… Chyba dawno…

 - To będzie dobra okazja, żeby nacieszyć się parkową atmosferą. Nie odmawiaj mi proszę – jego stalowo szare oczy patrzyły na nią tak błagalnie, że nie potrafiła mu odmówić.

 - Dobrze… Jutro o dziesiątej.

Uszczęśliwiony schwycił jej dłoń i podniósł do ust.

 - Dziękuję Ula. To będzie udany dzień. Zobaczysz. Teraz pożegnam się już. Dobrej nocy. – Nie odpowiedziała tylko kiwnęła głową.

Wracał do Warszawy jakiś dziwnie podekscytowany i szczęśliwy. Gdzieś w podświadomości czuł, że ta kobieta w drastyczny sposób odmieni jego życie. Do tej pory nie było specjalnie udane. Najpierw bardzo długi związek z kobietą, do której nie czuł nic, za to bardzo nalegali na poślubienie jej jego rodzice. Była córką ich zmarłych przyjaciół i wspólników. Niestety, on od początku miał wrażenie, że to nie z nią mu po drodze. Bez żalu rozstał się z nią i co dziwne, to nie ona miała do niego o to największe pretensje, ale właśnie seniorzy Dobrzańscy. Po rozstaniu z Pauliną miewał jakieś przygodne znajomości, ale raczej były one bardzo krótkie i zupełnie bez znaczenia. Nie pamiętał, żeby któraś z tych kobiet zrobiła na nim tak ogromne wrażenie jak Ula. Intuicyjnie czuł, że ma względem niej jakąś misję do wykonania. Mogło się to wydawać absurdalne, ale tak właśnie to odbierał.

Następnego dnia już nie mógł dospać. Obudził się o szóstej rano i niecierpliwie plątał po domu do samej dziewiątej. Ubrany w luźny, niezobowiązujący strój w postaci jasnych jeansów, sportowej koszulki i cienkiej kurtki ruszył do samochodu. Do Rysiowa dojechał przed czasem, ale nie przejął się tym. Z nadzieją, że Ula będzie już gotowa do wyjścia zapukał do drzwi. Otworzyła mu Betti. Przykucnął przy niej i przywitał się. Z kieszeni kurtki wyciągnął wielką czekoladę z bakaliami i wręczył ją małej. Zalśniły jej oczy na widok tej słodkości.

 - Dziękuję. Moja ulubiona – powiedziała wpuszczając go do środka. Z pokoju wyszła Ula. W błękitnej, kwiecistej sukience wyglądała pięknie. Sukienka była dość luźna i nie podkreślała jej chudości. Rozpuszczone, długie do połowy pleców gęste włosy spływały miękką falą, a blade zazwyczaj policzki pokrywało nieco różu. Usta podkreślone delikatną szminką dopełniały całości. Patrzył na nią z zachwytem. Dzisiaj już nie wydawała mu się przeciętna, ale naprawdę piękna. I jeszcze te oczy tak intensywnie błękitne… - Chyba założyła soczewki – pomyślał. Uśmiechnął się do niej. – Jesteś gotowa Ula? Jeśli tak, to możemy ruszać.

 - Tak…, możemy.

Szarmancko otworzył jej drzwi samochodu i sam zasiadł za kierownicą.

 - A co z twoim samochodem Ula? Strasznie długo go naprawiają.

 - Podobno czekali na jakąś cześć, którą musieli sprowadzić, ale w tym tygodniu będę już mobilna. Przynajmniej tak mi powiedziano.

Większą część drogi przebyli w milczeniu. Ula znowu uciekła w swój własny świat. Łazienki tętniły życiem. Pogoda sprzyjała spacerom i już od samego rana park był oblegany przez Warszawiaków. Szli wolno jedną z licznych tu alejek. Ula nie czuła się zbyt pewnie zwłaszcza, że co chwilę mijali jakąś młodą mamę pchającą wózek z niemowlęciem lub trzymającą za ręce swoje pociechy.

 - O co chodzi Ula? Wyglądasz jakbyś chciała stąd uciec. Coś cię niepokoi? – zapytał.

 - Nie, nie…, wszystko w porządku. To tylko wspomnienia.

 - Spójrz. Zabrałem torbę orzechów i suche bułki. Nakarmimy wiewiórki, a potem kaczki. Mam też aparat fotograficzny. Zrobię nam parę zdjęć.

 - Zdjęć…? To chyba nie najlepszy pomysł. Nie jestem zbyt fotogeniczna.

 - Przeciwnie! – zaprotestował. – Jesteś bardzo wdzięcznym obiektem do fotografowania – przyłożył aparat do oka. – No spójrz na mnie i uśmiechnij się chociaż raz. Jestem pewien, że masz śliczny uśmiech. – Odwróciła do niego twarz, ale nie potrafiła wykrzesać z siebie radości. W jej oczach nadal królował smutek i przygnębienie. – Mówił ci już ktoś, że masz piękne oczy? Ja nigdy nie spotkałem podobnych. Są niesamowicie błękitne, wręcz chabrowe. Intensywność koloru zmienia się w zależności od światła. Teraz są niemal granatowe. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego.

Jej policzki oblały się czerwienią, co ostatnio nie zdarzało się w ogóle, bo były raczej blade jak płótno. Nie była przyzwyczajona do komplementów. Prymitywny Bartek nie prawił jej ich wcale, a doktorek tylko wtedy, kiedy czegoś potrzebował.

Dotarli do miejsca, w którym najczęściej można było spotkać wiewiórki. Nasypał jej w garść nieco orzechów.

 - Po prostu przykucnij. Zobaczysz, że same przyjdą.

Tak właśnie zrobiła. Po chwili rzeczywiście pojawił się zwinny rudzielec, a za nim następny. Pojaśniały jej oczy i po raz pierwszy uśmiechnęła się szeroko. Marek nie pozostał bierny. Nawet nie zauważyła, że pstryka zdjęcie za zdjęciem. Ona całkowicie odcięła się od otoczenia. Była tylko ona i wiewiórki. Dokładnie tak samo zachowywała się przy karmieniu kaczek. Pomyślał, że to był dobry pomysł przywieźć ją tutaj. Przynajmniej na chwilę oderwała się od przykrych wspomnień.

 - Zmęczona? – zapytał z troską widząc jak nerwowo przeciera czoło.

 - Nie, ale pić mi się chce. O tym nie pomyśleliśmy.

 - Ja pomyślałem. Tu niedaleko jest mała knajpka. Serwują tam naprawdę pyszne soki ze świeżo wyciśniętych owoców. Lubisz?

 - Nie wiem. Rzadko takie pijam, a raczej nie pijam w ogóle.

 - Dzisiaj spróbujesz. Ja mógłbym je pić litrami, a poza tym są bardzo zdrowe. Chodźmy.

Już na miejscu zamówił mieszankę soku z pomarańczy, mango i banana. Sok był bardzo gęsty i uznał, że taka bomba witaminowa jest dla Uli jak najbardziej wskazana. Podał jej ogromną szklanicę schłodzonego soku wraz ze słomką. Pociągnęła łyk.

 - Mmm, to naprawdę jest pyszne. Naprawdę dobre.

 - Cieszę się, że ci smakuje. Dobry też jest z marchwi z jabłkiem i mango. Z arbuza też jest niezły, ale bardziej wodnisty. Jak będziesz miała jeszcze ochotę to zamówimy, chociaż ja mam w planach obiad i liczę na to, że mi nie odmówisz, bo już zamówiłem stolik.

 - No skoro zamówiłeś to nawet nie wypada odmówić, choć ja już czuję się pełna po tym soku. Może za jakieś dwie godziny, dobrze?

 - Co tylko zechcesz. A po obiedzie pójdziemy do kina. Wykupiłem bilety na jakąś komedię. Przynajmniej rozerwiemy się trochę.

Nie protestowała. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów znalazł się ktoś, kto w tak ujmujący sposób troszczył się o nią i dbał o jej komfort psychiczny. Doszła do wniosku, że Marek jest bardzo miłym i bardzo taktownym człowiekiem.

 - Opowiedz mi coś o sobie – poprosiła.

 - Pewnie tego nie pamiętasz, ale ja już raz opowiadałem ci o sobie. Gadałem przez kilka godzin tylko po to, żebyś wybudziła się ze śpiączki.

 - Zupełnie tego nie pamiętam. To znaczy wydaje mi się, że dochodziły do mnie jakieś fragmenty słów, ale nie byłam w stanie ich rozróżnić.

 - Może to i lepiej – zachichotał. – Opowiadałem wtedy tyle o sobie, że teraz zaczynam się rumienić, ale bardzo chciałem, żebyś otworzyła oczy, żebyś się ocknęła. O firmie nie będę opowiadał, bo byłaś i mniej więcej wiesz, jak ona wygląda. Ja jestem jedynakiem, facetem po trzydziestce, a dokładniej mam trzydzieści dwa lata. Nie jestem i nigdy nie byłem żonaty. Kiedyś byłem w stałym, sześcioletnim związku ze współwłaścicielką firmy, ale ten związek był toksyczny i musiałem to przerwać. Od tej pory jestem singlem i wciąż szukam tej jednej jedynej.

 - Ja już nie szukam – powiedziała cicho. – Najwyraźniej życie w związku nie jest mi pisane. Maćkowi chyba też nie. Ma takie samo zezowate szczęście jak ja. Wiesz, że szaleńczo kochał się w twojej sekretarce?

 - W Violetcie? – aż przystanął zdziwiony. - Nie miałem pojęcia…

 - A ja nie miałam pojęcia, że jesteś szefem F&D, bo wcześniej usłyszałam jej nazwę niż cię poznałam.

 - Intrygujące. I jak z tą ich miłością? Nadal są ze sobą? Chyba nie, bo ona ostatnio coś za bardzo lgnie do Olszańskiego, mojego dyrektora HR i serdecznego przyjaciela.

 - To niech lepiej będzie ostrożny, bo ta dziewczyna szuka bogatego męża i zależy jej wyłącznie na pieniądzach. Jak dowiedziała się, że Maciek jest zwykłym pracownikiem banku porzuciła go bez żalu, a chłopak rozpaczał tygodniami. Szkoda gadać.

 - Hmm… Nie znałem jej z tej strony. Chyba będę musiał Sebie otworzyć oczy póki nie jest jeszcze za późno – zerknął dyskretnie na zegarek. – Może zaliczymy ten obiad Ula, a potem pojedziemy do kina? Nie jesteś zmęczona, lub znudzona moim towarzystwem? – Znowu zarumieniła się jak pensjonarka.

 - Dam ci znać, jeśli zbierze mi się na ziewanie.

Roześmiał się głośno a ona jak zahipnotyzowana patrzyła na te dwa cudne dołeczki w jego policzkach.


19 komentarzy:

  1. Witaj Małgosiu,
    wierzę Markowi, że sam nie wie dlaczego tak bardzo chce pomóc Uli, co go do tego popycha. Ale nieraz tak jest, jedni wzbudzają w nas od samego początku sympatię a drudzy niestety nie:( Trudno nawet powiedzieć dlaczego tak jest, ale że tak jest jestem pewna. Myślę, że w przypadku Marka przemożna chęć pomocy wynika przede wszystkim z tego, że jest dobrym, przyzwoitym człowiekiem i zrobiło mu się jej po prostu żal:) Zobaczył bardzo kruchą istotkę, która jest wyjątkowo wycofana z życia, do tego wydaje się taka nieporadna i zagubiona. Aż się prosi aby ktoś się nią zaopiekował i jej pomógł:) Do tego Marek miał okazję poznać sympatyczną rodzinę Uli. Myślę, że to też zrobiło na nim wrażenie:) Oni są tacy inni od rodziców Marka i zapewne od jego przyjaciół. Troszczą się o siebie i widać to na każdym kroku, są ufni i przyjacielscy:) Patrzenie na przygnębienie bliskich, którym już ręce opadają z bezsilności nie jest łatwe. Uważam, że to co Marek usłyszał od taty Uli też nie jest bez znaczenia. Może chociaż częściowo zrozumiał powody tej apatii? Jego współczujące serce nie może przejść obok takiego nieszczęścia:) Wszystko to coraz bardziej utwierdzało go w mocnym postanowieniu przywrócenia dawnej, wesołej i szczęśliwej Uli jej rodzinie. Fajnie, że Marek oprócz przestraszonego życiem "zwierzątka" i kruchej, porcelanowej "laleczki" dostrzega też w Uli piękna kobietę:) Wydaje mi się, że Ula zgodziła się na propozycję Marka tylko dlatego, że zupełnie ją to zaskoczyło. Może też dlatego, że nie chce mu zrobić przykrości, w końcu tak jak twierdzi Józef i Maciek, Marek jest jej wybawcą!? Spacer bardzo przyjemny i przyniósł oczekiwane efekty - Ula zaczęła się uśmiechać. Pewnie to są krótkie chwile, ale to już coś:) Oboje powinni być zadowoleni z tego wspólnie spędzonego dnia:) Rozmawia im się dobrze, dzięki czemu lepiej się poznają. Żadne z nich się nie nudzi:) Swoją drogą, jak to dobrze, że stara metoda małych kroczków okazuje się niezawodna i najskuteczniejsza:) Potrzebna jest tylko cierpliwość a efekty w końcu się pojawią. Jakoś tam mi się wydaje, że mimo pierwszych sukcesów, jeszcze daleka droga przed Markiem w przywracaniu Uli do szczęścia. Ciekawi mnie, które z nich szybciej się zorientuje, że to nie tylko przyjaźń, że to może już kochanie:) No i jak zareagują seniorzy Dobrzańscy na Ulę, skoro do tej pory mają w pamięci jedyną i wymarzoną synową Paulinkę? Czekam z utęsknieniem na następna część. Serdecznie pozdrawiam i życzę przyjemnego i leniwego dnia:)
    p.s. ja dzisiaj szoruję okna:) Ponadto nie mogę uwierzyć, że jestem pierwsza!? Już dawno tak nie było:)
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu,
      to znowu ja, ale zapomniałam napisać, że po opowieści Józefa zmieniłam zdanie odnośnie Piotrusia. Przecież to taki dobry mężczyzna?! Jak się okazało też bardzo chciał być pomocny i przez to nie potrafił odmówić żadnej kobiecie swoich wdzięków?! Biedaczysko, jak on musiał się poświęcać dla dobra kobiet! Samo zło w tych babach! Gdyby nie one zapewne pan doktorek byłby potulnym barankiem i pantoflarzem!? Nic tylko mu pomnik postawić! A Ula jakaś taka dziwna, nie potrafiła tego poświęcenia zrozumieć? Przepraszam, nie potrafiłam się powstrzymać. Bardzo rozbawiły mnie słowa Józefa. Nie przypuszczałam, że potrafi być taki złośliwy? Przesyłam buziaki:)
      Gaja

      Usuń
    2. Gaju

      Oczywiście nie mogę napisać, które z nich prędzej zrozumie, że kocha to drugie. Niech to będzie niespodzianka. Na Piotrze los zemści się okrutnie i chyba trochę zrobi mu na przekór, ale to później. Józef jest już zmęczony i doprowadzony do granic bezradności. Dobro córki leży mu na sercu i to dlatego jest tak bardzo krytyczny wobec Bartka i Piotra. Zresztą mówi przecież samą prawdę.

      Ja dzisiaj nie robiłam nic. Moje okna też wymagają mycia, ale muszą poczekać do czasu, aż poczuję się lepiej.
      Dziękuję serdecznie za komentarze i pozdrawiam najmocniej. :)

      Usuń
    3. Małgosiu,
      nie martw się, okna nie zając, nie uciekną niestety:) Przecież się z nich nie je:) Teraz musisz uważać na siebie a nie zasuwać! Ja po prostu wykorzystałam to, że byłam w sobotę w końcu w domu:) Nie bez znaczenia była też pogoda - słońce świeciło prawie jak w lecie, do tego było bardzo ciepło. Nie miałam żadnej wymówki:) Praktycznie każdy weekend jestem na wyjeździe. Nie jest to związane z odpoczynkiem:) W tygodniu wracam do domu dość późno. W związku z tym czy mi się chciało czy nie, zakasałam rękawy i do roboty:) Dzisiaj latałam jak opętana żeby zdążyć wszystko zrobić, no i muszę przyznać, że się udało! Zmieniłam nawet opony na zimowe!!!? Żartowaliśmy z mechanikiem, że wywołam tym atak zimy?! Ale mam przynajmniej to z głowy i podobno przezorny zawsze ubezpieczony? Uściski,
      Gaja

      Usuń
  2. dzisiaj nie jestem pierwsza, ale od rana byłam zajęta tym czym każda kobieta jak ma wolny weekend czyli sprzątanie, pranie i mnóstwo innych "interesujących" rzeczy.Depresja to straszna choroba, wyniszcza człowieka totalnie , niektórym się udaje pozbyć tego dziadostwa i to jest tak jakbyś zyskała drugie życie.Marek okaże się tym lekiem na utrapienia Uli, bardzo się angażuje, jakie to szczęście że ten wypadek miała właśnie z nim. pozdrawiam B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Depresja, to nic miłego. Jest destrukcyjna i niszczy człowieka. Wymaga długotrwałego leczenia. Tu w dodatku Marek wcale nie jest psychologiem ani psychiatrą. Na swój chłopski rozum wychodzi z założenia, że jeśli odciągnie Ulę od tych złych myśli, to ona wreszcie zacznie otwierać oczy na rzeczywistość i pogodzi się z przeszłością. To wcale nie jest taka głupia metoda, a on bardzo zaangażowany i pełen wiary w sukces.

      Dziękuję za wpis i życzę miłej niedzieli. :)

      Usuń
  3. Trudno jest słuchać o czyimś nieszczęściu. Każdy w swoim życiu musi przeżyć trudne momenty i tak tu jest. Tylko każdy inaczej reaguje. Ula powoli oswajała się z faktem, że Piotr był pomyłką. Musiała walczyć o swoje życie dla dziecka. Dziecko było dla niej najważniejsze. Miała jakiś cel i musiała go pokonać. Jednak los odwraca się od niej. Traci to co ma najcenniejsze i musi się z tym pogodzić. Jest jej bardzo trudno i są komplikacje, aby wrócić do normalnego życia. Żeby jakoś zapomnieć o tym nieszczęściu swoją uwagę poświęca pracy. Chociaż przez chwile może się zająć czymś co lubi robić. Marek próbuje jej pomóc wydostać się z tego dołku. Chce, aby dawna Ula wróciła na dobre. Spacery to dobry moment, aby oderwać się od rzeczywistości albo do przemyśleń. Widok innych matek z dziećmi powoduje, że Ula pragnęłaby być na ich miejscu. Marek chce, aby przez chwilę o tym zapomniała i wyluzowała się. Dobry pomysł na zdjęcia. I też dobry pomysł z Łazienkami. Ula zapomniała o rzeczywistości i na jej twarzy zagościł uśmiech. W tym dniu Marek mógł bliżej poznać Ulę i chyba coraz bardziej się rozumieją. Podoba mi się tu, że mogą sobie powiedzieć o wszystkim i nikt nikogo nie będzie krytykował. Jak w prawdziwej przyjaźni. Ale czy to będzie przyjaźń, a może kochanie?
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy to będzie przyjaźń, a może kochanie? Będzie i jedno i drugie. Permanentne obcowanie ze sobą musi przynieść jakąś zmianę i to w dodatku pozytywną, bo z Markiem nie można się nudzić. On zawsze wymyśli coś, co będzie sprawiało Uli przyjemność i tym bez wątpienia uatrakcyjni jej smutny żywot.

      Dziękuję za długi komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń
  4. Bardzo sie ciesze, ze Marek ma tak dobry wplyw na Ule. Mysle, ze przy nim odzyje...:)
    Magda M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez wątpienia tak będzie, bo przecież to dopiero początek. Marek dopiero zaczyna się rozkręcać, a mogę Cię zapewnić, że będzie bardzo kreatywny.

      Bardzo Ci dziękuję, że zajrzałaś. Pozdrawiam cieplutko. :)

      Usuń
  5. Cudowna czesc. Marek jest taki troskliwy wobec Uli. Mam nadzieje że Ula zmieni się po tym spotkaniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ula nie zmieni się tak od razu i takich spotkań będzie jeszcze sporo. Ona potrzebuje czasu, a on da jej go tyle ile będzie potrzebowała. Nie będzie nic przyspieszał, bo tu chodzi o łagodność, delikatność i taktowność.

      Dziękuję za wpis. Pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Ula miała duże szczęście, że ten wypadek miała z Markiem. Takie szczęście w nieszczęściu. Facet nie dość, że uratował jej życie, teraz chce pomóc jej wrócić do pełni życia, a przy okazji pewnie zostanie jej miłością życie :) Marka poruszyła bardzo historia Uli, nie potrafi zostawić jej samej, przejść obok niej obojętnie. Coś go do niej przyciąga, wzbudza w nim chęć opiekowania się nią. Czyżby to były zalążki miłości? No bo to chyba nie współczucie. Ula zaczęła się w końcu uśmiechać. Sporadycznie, ale jednak. Marek skutecznie zajmuje jej myśli, dzięki czemu nie rozpamiętuje przeszłości. Zastanawiam się czy pojawi się jeszcze doktorek? Może on poniesie jakąś zasłużoną karę? Jeszcze tylko trzy części, a długo droga przed nimi... Przykro mi, że to ostatnie opowiadanie. Na pewno będę za nimi tęsknić i będę powracać do poprzednich. Z jednej strony cieszę się, że tak często publikujesz, a z drugiej sobie myślę, z czego ja się głupia ciesz? To już koniec...

    Pozdrawiam bardzo gorąco, szybkiego powrotu do zdrowia, UiM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. UiM

      Doktorek na pewno się pojawi, w dodatku przewiduję pewną małą zemstę na nim za krzywdę Uli.
      To ostatnie opowiadanie o Marku i Uli. Więcej raczej nie będzie. Zamykam tym samym BrzydUlowy etap swojego pisania. Nie wykluczam, że jeszcze kiedyś pojawią się nowe opowiadania, ale już nie będą wariacjami na temat serialu. Może i je będziecie czytać? To niezwykle trudne odciąć się całkowicie od czegoś, co naprawdę się lubi i co jest odskocznią od szarej rzeczywistości. Mnie bardzo ciężko porzucić pisanie i chociaż teraz nie jestem w jakiejś szczególnie imponującej formie zdrowotnej, to wciąż mam nadzieję, że to zmieni się na lepsze i pozwoli mi jeszcze coś napisać.
      Dziękuję za komentarz i najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)

      Usuń
  7. Znalazlam troche czasu... oryginalna czesc.. Marek jako opiekun z wlasnej woli.. to juz zupelnie inny Marek.. No chodzi wokol niej to i pewnie cos wychodzi.
    Mam jeden problemik z "a doktorek tylko wtedy, jak coś potrzebował."... nie powinno byc "a doktorek tylko wtedy, kiedy czegos potrzebował.".. tak by mi bardziej pasowalo ;) Pozdrawiam... do nastepnej czesci ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lectrice

      Dawno się nie odzywałaś. Dzięki za korektę. Zaraz poprawię.
      Musiałam z Mareczka zrobić aniołka, bo to ostatnie z moich opowiadań o nim i Uli, więc musi być jak najbardziej pozytywne. Następna część jutro. Serdecznie zapraszam i dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  8. Ciągnie, ciągnie Marka do Uli. Obstawiam, że to on pierwszy zrozumie, że to jest nie tylko przyjaźń ale i miłość. Ula bądź co bądź jest uczulona na mężczyzn i łatwo jej zaufać ponownie nie będzie. Marek na jednak w sobie tyle ciepła i dobroci ,że pewnie szybko rozgrzeje jej uczucia i sprawi, że zaufa facetowi.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla

      Czytasz mi w myślach czy co? Nie będę komentować, bo wszystko napisałaś. Za bardzo jesteś przewidująca. Dzięki i serdecznie pozdrawiam. :)

      Usuń

  9. Ula przyciąga Marka jak magnes chociaż ona nie zdaje sobie z tego sprawy. W sumie on też nie. Chce jej pomóc. Aby wyszła z depresji i na nowo cieszyła się życiem. Dostrzega też ,że brzydka nie jest. Od ciągnięcie ją od rozmyślania nad przeszłością jest dobrym sposobem aby ona z tego wyszła. Z pewnością Marek jest kreatywny i coś wymyśli aby poczuła się lepiej. Jest troskliwy,dobry z biegiem czasu spojrzy na niego inaczej. Przyzwyczai do jego obecności i nawet nie zauważy ,kiedy pokocha. Jednak myślę ,że to Dobrzański pierwszy odkryje ,że się to już jest przyjaźń tylko kochanie. Z zaufaniem nie będzie łatwo bo Ula już się sparzyła. Jest kobietą po przejściach. Jej ostatni związek był porażką. I nie będzie chciała sparzyć się po raz kolejny. Ale gdy już zaufa zobaczy ,że nie wszyscy są tacy jak Piotr. I istnieją jeszcze porządni faceci . Z pewnością metoda małych kroków okaże się skuteczna. A dla Sosnowskiego karą by było gdy stal się impotentem. Wtedy nie byłby juz z niego taki casanova. hi hi. Jakaś kara powinna go spotkać. W końcu w tym opowiadaniu był prawdziwym łajdakiem. A Marka i Ula chociaż długo droga czeka to prowadząca do szczęścia. Dziś krócej bo rękę mam jeszcze chorą i boli jak piszę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń