Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 15 listopada 2015

"DOTYK MIŁOŚCI" - rozdział 9,10,11,12



ROZDZIAŁ 9


Weszła cicho do domu. W głowie miała chaos. Ta dzisiejsza randka i ta niespodziewana propozycja z jego strony. Nie chciała mu od razu dawać odpowiedzi, choć była zdecydowana, by wyrazić zgodę. Kochała go przecież, ale czy on czuł to samo? Widziała, jak na nią patrzy. Tak nie patrzy ktoś, kto czuje obojętność. - Może i on poczuł do mnie coś więcej? Może i on obdarza mnie uczuciem? To by było zbyt piękne marzenie.
Postanowiła, że da mu odpowiedź pozytywną, ale będzie ostrożna. Nie pozwoli się już zranić.
Następnego dnia spotkała przed wejściem do firmy Pshemko. Przywitał się z nią wylewnie.
 - Jesteś coraz piękniejsza duszko. Wpadniesz do mnie dzisiaj na pogawędkę?
 - Wpadnę. Poczęstujesz mnie odrobiną czekolady? Mam na nią dzisiaj wyjątkową ochotę.
 - Urszulo, co za pytanie. Oczywiście, że poczęstuję. Wpadnij w takim razie koło dwunastej.
Na piątym piętrze rozstali się. Weszła do sekretariatu i rozebrała się. Wyciągnęła potrzebne materiały i włączyła komputer. Nagle drzwi gabinetu dyrektora otworzyły się i stanął w nich on sam.
 - Cześć Ula.
 - Ty już jesteś? Myślałam, że nie ma jeszcze nikogo.
 - Nie mogłem spać. Całą noc myślałem o nas. Wejdziesz do mnie?
Odłożyła segregatory i weszła do gabinetu. Zamknął za nią dokładnie drzwi i stanął naprzeciw z napięciem wpatrując się w jej oczy.
 - Ula nie trzymaj mnie w niepewności, błagam. Podjęłaś decyzję?
 - Tak, podjęłam. Zgadzam się.
Jego radosny krzyk odbił się echem w pokoju. Porwał ją w ramiona i okręcił się z nią kilkakrotnie dookoła.
 - Kocham cię, kocham, kocham!
Wreszcie zdyszany postawił ją na podłodze. Kręciło jej się w głowie i od tej karuzeli, którą jej urządził i od słów, które usłyszała przed chwilą. Zszokowana spojrzała w jego rozradowane oczy.
 - Coś ty powiedział? – Wydukała. Objął ją i czule pogładził po zarumienionym policzku.
 - Powiedziałem, że cię kocham. Bardzo. To uczucie rozsadza mi piersi i chciałbym to wykrzyczeć całemu światu. – Spojrzał na nią poważnie.
 - Ale ty chyba kochasz kogoś innego. Nie powiedziałaś mi tego wtedy, jak pytałem. – Stwierdził ze smutkiem.
 - To nie tak Marek. Nie mogłam ci wtedy odpowiedzieć, bo musiałabym ci wyznać, że to ciebie kocham. Zakochałam się w tobie wtedy, jak byłeś dla mnie taki niemiły i nie rozumiałam sama siebie. Nie rozumiałam, jak mogłam zakochać się w kimś, kto tak bardzo mnie rani i krzywdzi. A jednak tak było. Próbowałam stłumić w sobie to uczucie, ale nie było to takie proste.
 - Tak bardzo cię przepraszam, że usłyszałaś ode mnie tyle przykrych słów. To już nigdy się nie powtórzy, a ja kocham cię nad życie.
Pochylił się i przylgnął do jej ust. Pocałunek był delikatny i niezwykle czuły. Oderwał się od niej i przytulił do piersi gładząc jej włosy.
 - Jesteś moim największym szczęściem.
 - Pójdę już, – powiedziała niemal szeptem - pewnie Viola zaraz przyjdzie. Ponownie sięgnął jej ust i z żalem wypuścił z ramion.
Usiadła bez ruchu za biurkiem przetrawiając w głowie słowa, które powiedział. – Kocha mnie. Powiedział to. Jestem taka szczęśliwa. Pocałował mnie. Jego usta są takie miękkie, delikatne, zmysłowe. Sama słodycz. To było bardzo przyjemne.
 - Cześć Ulka – do rzeczywistości sprowadził ją głos Kubasińskiej.
 - A cześć, cześć. – Viola przyjrzała się jej bacznie.
 - Coś ty taka rozmarzona? Zakochałaś się, czy co?
 - No co ty, Viola. – Zaprotestowała słabo. – Lepiej zabierajmy się do roboty.
Nie chciała wdawać się w dyskusje z sekretarką. Znała jej ciągoty do konfabulacji. Gdyby poznała prawdę, ta rozniosłaby się lotem błyskawicy po firmie, w dodatku odpowiednio podkoloryzowana.

Siedział u Olszańskiego wysłuchując jego historii ostatniego weekendu. Był znudzony. Od jakiegoś czasu przestał rozumieć ekscytację przyjaciela nowo poznanymi panienkami.
 - Powinniśmy znowu razem wyskoczyć do klubu. Dawno nie byliśmy. Opuszczasz się przyjacielu.
 - Tak, chyba tak. Muszę ci coś wyjaśnić. Przede wszystkim to, że już nigdy moja noga nie postanie w klubie. Skończyłem z tym.
Olszański zamarł. Wszystkiego mógłby się spodziewać, ale nie tego, że jego najlepszy przyjaciel, często inicjator klubowych wypadów, złoży mu taką deklarację.
 - Nie rozumiem. Dlaczego?
 - Przestało mnie bawić takie życie. Poza tym zakochałem się.
 - Zakochałeś się? – Zdumienie kadrowego sięgnęło zenitu. – W kim?
 - W Uli. – Seba wytrzeszczył na niego oczy.
 - W Cieplak?
 - A znasz jakąś inną? Zrozumiałem to w ten weekend właśnie. Kocham ją, jak wariat i nie chcę już żadnej innej. Jest wspaniała. Piękna, dobra, wyrozumiała i wspaniałomyślna. To chodzący ideał Seba.
 - No, no, w życiu bym się nie domyślił.
 - Wiem. Dlatego mówię ci o tym osobiście. Też powinieneś się zakochać. Byłbyś przez to szczęśliwszy. Wracam do siebie.
Na korytarzu natknął się na Ulę.
 - Dokąd się wybierasz kochanie? – Zarumieniła się po czubek głowy. Wyglądała tak słodko i niewinnie.
 - Marek, zawstydzasz mnie – wyszeptała. – Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Nikt nigdy tak mnie nie nazywał.
 - Przyzwyczaisz się, – spojrzał jej z miłością w oczy – bo ja nie będę cię od dzisiaj nazywał inaczej. Jesteś moim kochaniem, skarbem, szczęściem, aniołem i ideałem pod każdym względem. Nie będę jednak taki ostentacyjny i nie będę cię całował na korytarzu, choć muszę przyznać, że mam na to wielką ochotę.
Kolor jej policzków jeszcze bardziej się zintensyfikował.
 - Jesteś niemożliwy. Idę na pół godziny do Pshemko. Obiecałam mu, że wpadnę.
 - W porządku. Na razie i tak nie ma nic pilnego.
Weszła cicho do pracowni i przywitała się z projektantem. Usiadła tuż obok, a on już nalewał jej filiżankę aromatycznej czekolady.
 - Co słychać Urszulo? Dawno nie rozmawialiśmy.
 - Dużo się wydarzyło Pshemko. W sobotę mieliśmy na obiedzie państwa Dobrzańskich. Wiesz, że pan Krzysztof poznał tatę w szpitalu i zaprzyjaźnili się? Mówiłam ci o tym. To dzięki tej znajomości dostałam tutaj pracę.
 - Tak, pamiętam i uważam, że to była najlepsza decyzja Krzysztofa od lat. Nie wiem, jak poradziłbym sobie bez ciebie.
 - Dziękuję, to miło, że tak myślisz. Chciałabym ci coś powiedzieć, ale to musi pozostać między nami. Chcę twojej rady i opinii. Jesteś moim jedynym przyjacielem i zależy mi na twoim zdaniu.
Pshemko wyprostował się dumnie na fotelu.
 - Mów Urszulo, ja nic nikomu nie powiem.
 - Zakochałam się – strzeliła prosto z mostu.
Na twarz projektanta wypłynął rozanielony uśmiech.
 - To wspaniale. Kim jest ten szczęściarz?
 - To Marek.
 - Marek? Przecież on tak źle cię traktował. Pomiatał tobą. Jak mogłaś się w nim zakochać?
 - Też tego nie rozumiałam, ale ten ostatni weekend zmienił wszystko. W niedzielę zaprosił mnie do kina i potem poprosił, bym zaczęła się z nim spotykać. Dzisiaj wyraziłam na to zgodę, a on wyznał mi miłość.
Mistrz popatrzył na nią myśląc o czymś intensywnie.
 - Wiesz Urszulo, do niedawna miałem go za lekkoducha i trzpiota, ale ostatnio zauważyłem, że jednak się zmienił. Stał się bardziej odpowiedzialny. On nie jest taki skory do wyznawania komuś uczuć. Nawet nie wiem, czy Paulina usłyszała od niego kiedykolwiek takie wyznanie. Skoro tobie wyznał miłość, to myślę, że naprawdę cię kocha. Podobnie, jak na mnie i na niego masz dobry wpływ.
 - Myślisz, że mogę mu zaufać?
 - Na razie niech to będzie ograniczone zaufanie. On musi ci udowodnić, że na nie zasługuje.
 - Dziękuję Pshemko. Jesteś prawdziwym przyjacielem.

Zaczęli się więc spotykać. Każde spotkanie z nią traktował, jak święto, bo każde było wyjątkowe. Stała się dla niego najważniejszą osobą na ziemi. Często chodzili na spacery po parku zajadając się zapiekankami, które Ula tak bardzo lubiła. Kochał w niej wszystko. Najdrobniejszy gest, uśmiech, spojrzenie jej błękitnych oczu i to, że powoli oswajała się i nie broniła przed dotykiem jego rąk i przed pocałunkami. Nadal była nieco nieśmiała, ale powoli wychodziła ze swojej skorupki, co jego cieszyło niezmiernie. Czasem przełamywała tę swoją nieśmiałość i pozwalała sobie na bardziej intymne gesty. Uwielbiała gładzić opuszkami palców jego twarz, a szczególnie te miejsca, w których ukazywały się te słodkie dołeczki i obrysowywać kontur jego ust.
 - Kocham cię – mówiła wtedy, z zażenowaniem spuszczając powieki, a on całował te pełne usta i potwierdzał, że on ją też, najmocniej na świecie.
W jakiś czas później rodzina Cieplaków została zaproszona do rezydencji Dobrzańskich. I tym razem Marek robił za kierowcę. Przyjechał po nich i w komplecie zawiózł do rodziców. Byli pod wrażeniem tego ogromnego domu
Po wystawnym obiedzie Marek zabrał Ulę i dzieciaki do swojego dawnego pokoju zostawiając seniorów w salonie.
 - Zauważyliście, że Marek i Ula chyba mają się ku sobie? – Zagadnął Józef. – On często u nas bywa. Siedzą u Uli i ciągle coś szeptają. Nie sądzę, że o sprawach służbowych. – Helena roześmiała się.
 - Józefie, myśleliśmy, że wiesz. Marek przyjechał do nas któregoś dnia i wszystko nam wyznał. Zakochał się w niej. Powiedział nam, że ona jest tą jedną jedyną i nie będzie już dalej szukał, bo wreszcie ma u swego boku prawdziwe szczęście.
 - No tak. Właściwie to mogłem się tego spodziewać widząc, jak patrzą na siebie. Ula jest bardzo skryta, nie pisnęła słówkiem.
 - No to teraz już wiesz. Mamy nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu. My jesteśmy bardzo szczęśliwi i wiemy, że Marek nie mógł lepiej trafić. Bardzo się przy niej zmienił. Stał się poważny. Profesjonalnie podchodzi do obowiązków. To wszystko jej zasługa.
 - Bardzo się cieszę. Marek już na początku zrobił na mnie dobre wrażenie. Jestem naprawdę szczęśliwy. Wypijmy kochani za pomyślność tych dwojga.

A w nich ta miłość rozkwitała, jak najpiękniejszy kwiat. Wzbogacała ich o nowe doznania i doświadczenia. Nie potrafili już bez siebie funkcjonować. Nie ukrywali się też z nią. On tego nie chciał. Przekonał ją do swoich racji. Fama szybko się rozniosła po F&D. Violetta była w szoku. Jak to się stało, że niczego nie zauważyła? Żeby tak, pod samym jej nosem? Nie do wiary.
Któregoś dnia idąc z pomieszczenia socjalnego Ula natknęła się na Paulinę. Poczuła się niezręcznie. Rzuciła tylko słabe.
 - Cześć Paulina.
 - Witaj Ula. Dobrze, że cię widzę. Chciałabym porozmawiać. Może przejdziemy do bufetu?
 - Dobrze – wyartykułowała cicho. – Czuła się okropnie, bo domyślała się, jaki temat Paulina chce poruszyć.
Usiadły w kącie sali i zamówiły dwie kawy.
 - Paulina przepraszam cię.
 - Za co?
 - Za Marka. Wiem, że możesz mieć do mnie żal. Zakochałam się w nim, a i on obdarzył mnie uczuciem.
 - Ula. Spokojnie. Ja nie mam do ciebie żalu. On zakochał się w tobie, jak już od dawna nie byliśmy ze sobą. Nie rozbiłaś naszego związku. Naprawdę nie musisz mieć wyrzutów sumienia. My nie bylibyśmy ze sobą szczęśliwi. On zdradzał mnie na każdym kroku i był kompletnie nieodpowiedzialny. To nie mogło dłużej trwać. Obserwuję go i widzę, jak się zmienił. Nie hula po klubach i naprawdę bardzo cię kocha. To widać. Ja tylko chciałam ci pogratulować. Mam nadzieję, że i ja kiedyś zakocham się podobnie.
 - Na pewno tak będzie. Jesteś piękna. Niejeden mężczyzna chciałby zająć miejsce u twego boku. Sama zauważyłam, że Korzyński jest tobą zainteresowany. Widziałam, jak na ciebie patrzył na ostatnim zebraniu z przedstawicielami Startsportu. Jest bardzo przystojny i w dodatku bajecznie bogaty. Miałabyś przy nim dobre życie. Pomyśl o tym i gdyby zaprosił cię na randkę, nie odmawiaj.
 - Naprawdę myślisz, że ja i on…? Muszę przyznać, że też mi się spodobał.
 - Dlatego nie trać czasu. Każdy zasługuje na szczęście. Ty też.
 - Dzięki Ula.
 - Ja też dziękuję, bo twoje słowa sprawiły mi ulgę. Ciągle czułam się winna, że możesz mieć żal o to, że ja i Marek jesteśmy razem.
 - Zapewniam cię raz jeszcze, że absolutnie nie mam żalu i życzę wam szczęścia.

Czas biegł nieubłaganie. Była druga połowa marca. Spacerując po parku z radością odkrywali pierwsze pąki pojawiające się na drzewach i krzewach. Brudne połacie śniegowej czapy topniały bardzo szybko, a spod nich przebijały nieśmiało pojedyncze źdźbła trawy. Uwielbiała wiosnę. Oddychała wtedy pełną piersią zrzucając z ramion ten zimowy balast. Niezmiennie była szczęśliwa u jego boku, a on odpłacał się jej podobnie. Kochał swoją małą, piękną, cudowną dziewczynkę.
Spacerowali właśnie parkową alejką trzymając się za ręce.
 - Wiesz Ula. Pomyślałem sobie, że powinienem sprzedać dom. Jest za duży dla mnie. Powinienem kupić jakieś mieszkanie. Nieduże i bardziej przytulne. Jakieś trzy pokoje, salon, otwarta kuchnia. Jak myślisz?
 - Skoro nie czujesz się w nim dobrze, to nie powinieneś się dłużej w nim męczyć. Przejrzyj oferty w Internecie. Na pewno znajdziesz coś interesującego.
 - Przejrzysz ze mną? Chcę znać też twoje zdanie.
 - Dobrze. Na razie nie jesteśmy aż tak bardzo obłożeni robotą.
Wrócili do firmy i usiedli przy jego biurku pochylając się nad laptopem. Ceny w centrum były astronomiczne. Zaczęli szukać na obrzeżach stolicy. Wreszcie znalazł jakąś intratną ofertę na Mokotowie. Nie tracił czasu. Zadzwonił i umówił się na oględziny mieszkania.
 - Pojedziesz ze mną? Chciałbym, żebyś je zobaczyła.
 - Pewnie. Chętnie pojadę. A kiedy?
 - Jutro. – Spojrzała na niego z podziwem.
 - Szybko działasz. Nie tracisz czasu.
 - Nie ma na co czekać Ula. Zadzwonię jeszcze do biura rzeczoznawców. Niech który przyjedzie i wyceni dom. Złożę ofertę u pośrednika. Będzie szybciej.

Rzeczywiście nie tracił czasu. Nazajutrz pojechali na Sienną. To tam mieli obejrzeć jego potencjalne mieszkanie. Spodobało im się. Położone na dwunastym piętrze miało piękny widok na Warszawę. Uzgodnił cenę z pośrednikiem i zobowiązał się do wpłaty pierwszej raty tuż po podpisaniu umowy przedwstępnej. Druga miała być zapłacona po podpisaniu aktu notarialnego.
 - I jak kotku, podoba ci się? – Spytał, gdy opuszczali budynek.
 - Jest naprawdę ładne. Duże, przestronne i ustawne. Będziesz na pewno zadowolony.
 - Jak już wszystko załatwimy u notariusza trzeba będzie kupić jakieś meble. Nie chcę zabierać żadnych z tego domu. Za bardzo przypominają mi Paulinę. To ona je wybierała, a ja chcę uwolnić się od wszystkich wspomnień.
 - Jeśli chcesz, to wystawię je na aukcję. Szkoda byłoby je wyrzucać. Zawsze można wziąć za nie trochę pieniędzy. Musiałbyś tylko je sfotografować. Będziesz meblował się od nowa, więc każdy grosz się przyda. – Roześmiał się głośno i przyciągnął ją do siebie całując.
 - Jesteś niesamowita. Odezwała się w tobie dusza ekonomisty.
 - Oj tam, oj tam. Po prostu nie lubię marnotrawstwa. Paulina ma świetny gust, więc i meble na pewno też są ładne. Może znajdzie się na nie chętny?
 - Już dobrze. Obiecuję, że dzisiaj wieczorem sfotografuję je wszystkie i przerzucimy je jutro do mojego firmowego komputera.
Aukcja szła dobrze. Ula trzymała rękę na pulsie. W tydzień po wystawieniu oferty sprzedaży domu zadzwonił do Marka pośrednik informując go, że znalazł się kupiec. Zszedł trochę z ceny i już bez przeszkód pozbył się domu. W międzyczasie podpisał też akt notarialny i wreszcie stał się współwłaścicielem mieszkania. Tak, współwłaścicielem. Drugim była Ula. Próbowała protestować, że tak nie można. Ona nie może przyjąć takiego wspaniałomyślnego prezentu. Zapewnił ją, że może jak najbardziej, bo on już ma konkretne plany związane z ich przyszłością i lepiej było to zrobić teraz, niż później. Nie pytała już o nic więcej. Bała się dociekać, co znaczy to „później”. Wysłuchawszy jego wszystkich argumentów już bez protestu podpisała akt u notariusza.
Po zakończeniu aukcji okazało się, że zarobili na niej sporo pieniędzy. Większość mebli, to były antyki i sprzedały się świetnie. Postanowili, że urządzą mieszkanie nowocześnie i przede wszystkim wygodnie. Wybór kuchni pozostawił jej mówiąc.
 - Kochanie, przecież kiedyś zamieszkamy razem i będziesz urzędować w tej kuchni. Wybierz taką, która jest funkcjonalna i podoba ci się najbardziej.
Zaskoczył ją. Jednak cały czas planował. Dziwiła mu się, bo przecież była tylko jego dziewczyną, nawet nie narzeczoną. Przy tym wszystkim był bardzo tajemniczy a ona miała opory, by wypytywać go o szczegóły.
Wreszcie dopieścili swoje gniazdko. Meble były proste, bardzo nowoczesne. Za sprawą Uli mieszkanie osiągnęło przytulny wygląd. To ona nalegała na futrzaki na podłodze. Na razie w mieszkaniu zamieszkał Marek, a ona nawet nie przypuszczała, jak szybko to się zmieni.
Nadeszły święta wielkanocne. Ponownie Cieplakowie gościli u Dobrzańskich. Po świątecznym obiedzie gospodyni seniorów wniosła dzbanek z aromatyczną kawą i ogromny talerz ciasta. Panowie raczyli się nalewką Józefa. Marek zniknął z salonu, by pojawić się w nim znów z ogromnym bukietem kwiatów. Uklęknął przy Uli i z bocznej kieszeni marynarki wyciągnął czerwone, aksamitne pudełeczko. Patrzyła na niego zdumiona a w jej chabrowych, ogromnych oczach zakręciły się łzy.
 - Kochanie. Korzystając z okazji, że są z nami dzisiaj wszyscy nasi najbliżsi chciałbym wyrazić, jak bardzo cię kocham i szanuję. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu, moim skarbem i największym cudem. Czy zechcesz uczynić mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i wyjść za mnie?
Rozpłakała się i mocno do niego przytuliła obejmując go ramionami.
 - O niczym bardziej nie marzę, jak trwać u twego boku do końca moich dni. Tak, zostanę twoją żoną.
Wpił się w te słodkie usta całując je zachłannie, aż straciła oddech. Złapała łapczywie powietrze. Przytulił ją do piersi gładząc jej włosy.
 - Dziękuję ci skarbie. Jestem szczęśliwy.
Posypały się gratulacje z obu stron. Krzysztof poklepał go po ramieniu.
 - No synu, to najlepsza decyzja, jaką podjąłeś w życiu. Ula, to prawdziwa perła. Kochaj ją, dbaj o nią, bo na to zasługuje.
 - Kocham ją nad życie tato i nie mógłbym jej skrzywdzić.
Podszedł i Józef z gratulacjami. Marek odciągnął go na bok.
 - Panie Józefie, ja mam prośbę do pana. Wie pan, że wspólnie z Ulą jesteśmy właścicielami mieszkania na Mokotowie. Chciałbym, żeby wyraził pan zgodę, by ze mną zamieszkała. Jest już moją narzeczoną, a wkrótce żoną. Obiecuję, że będziemy przyjeżdżać tak często, jak to tylko będzie możliwe, byście nie odczuli jej nieobecności.
 - Marek. Ula jest dorosła i może robić, co chce. Ja przecież wiedziałem, że któregoś dnia opuści dom. To przecież normalne. Jesteście młodzi i powinniście nacieszyć się sobą, póki możecie.
 - Dziękuję – Marek był wzruszony. Nie sądził, że Józef zgodzi się tak łatwo. – Jest bardzo mądrym człowiekiem – pomyślał.



ROZDZIAŁ 10     +18


Dwa tygodnie po świętach podjechał w sobotni ranek pod dom ukochanej. To dzisiaj miała przenieść się na Sienną. Był podekscytowany. Tak dawno marzył o tym, by wreszcie mogli ze sobą zamieszkać. Pragnął też jej. Mimo, że byli ze sobą już kilka miesięcy, nigdy nie spędzili wspólnie nocy. On ciągle pamiętał, co sobie obiecał. Nic nie przyspieszał, by jej nie spłoszyć. Metoda małych kroków. To procentowało, bo powoli przywykała do niego i nie broniła się przed nim tak, jak na początku. Oswoił ją i stał się za nią odpowiedzialny.
Wszedł do domu krzycząc od progu.
 - Już jestem!
Z kuchni wybiegła Betti rzucając mu się na szyję.
 - Mareczek! – pisnęła radośnie. Uściskał małą i cmoknął ją w policzki.
 - Witaj maleńka, gdzie Ula?
 - Jeszcze się pakuje. Chodź, tata robi herbatę.
 - Już idę. Przywitam się jeszcze z Jaśkiem. – Zobaczył go zbiegającego ze schodów.
 - Cześć Jasiu. Pomożesz nosić te pudła? Trochę tego jest.
 - Pewnie. Nie ma sprawy, ale to jeszcze potrwa, bo ona pakuje chyba pół domu. – Roześmiali się. Przywitał się z Józefem i przysiadł przy stole. Po chwili pojawiła się i Ula. Wstał i pocałował ją na przywitanie.
 - Witaj kotku, spakowałaś wszystko?
 - Chyba wszystko. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Nie mitrężyli długo. Pół godziny później odjeżdżali z Rysiowa z obietnicą, że wkrótce ich odwiedzą.

Wniósł ostatnie pudło do mieszkania i uśmiechnął się do niej.
 - Chodź, pomogę ci to powkładać do szafy.
Praca szła sprawnie i już wkrótce mógł podrzeć kartony i wrzucić je do zsypu. Ona zajęła się szykowaniem obiadu. Była z niego dumna, że pamiętał, by zapełnić lodówkę. Przynajmniej miała z czego gotować. Wszedł do kuchni i objął ją szczelnie ramionami.
 - Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem szczęśliwy, że cię tu mam. – Pogłaskała go po szorstkim policzku i z uczuciem spojrzała w jego stalowo-szare oczy.
 - I ja się cieszę. Marzyłam o tym od dawna. – Przywarł do jej ust pogłębiając pocałunek. Znowu straciła oddech. Dysząc ciężko oderwała się od niego.
 - Cierpliwości Marek. Pozwól mi dokończyć obiad, a potem wszystko ci wynagrodzę. – Zabłyszczały mu oczy.
 - Wszystko? – Spuściła głowę rumieniąc się.
 - Wszystko – wyszeptała. - Kocham cię i bardzo pragnę. Już nie chcę czekać. – Uśmiechnął się szczęśliwy. To, co powiedziała było melodią dla jego uszu. Oto jego nagroda za cierpliwość. Warto było czekać i usłyszeć te słowa. Cmoknął ją ostatni raz.
 - Dobrze. Już ci nie przeszkadzam, chyba, że mógłbym w czymś pomóc. Może obrać ziemniaki?
 - Nie. Zabrałam z domu kopytka. Upiekę tylko mięso i zrobię sos i może jakąś surówkę. Ty idź, popatrz w telewizor, może powiedzą coś ciekawego.
Popołudnie upłynęło spokojnie. Obejrzeli jakiś film. W końcu powiedziała, że idzie pod prysznic.
 - Mogę iść z tobą? – Zapytał niepewnie. – Jesteśmy razem, powinniśmy poznać swoje ciała, oswoić się.
 - To trochę krępujące. – Wydukała pąsowiejąc na twarzy.
 - Ula, przecież kocham cię całą. Nie broń mi.
 - No dobrze – przełamała się.
Wszedł za nią i stanął naprzeciw.
 - Pomogę ci.
Delikatnie ściągnął jej bluzkę i spódnicę zostawiając ją tylko w bieliźnie. Popatrzył na nią zachwyconym wzrokiem.
 - Boże, jaka jesteś piękna.
Odpiął jej biustonosz i ostrożnie ściągnął figi.
 - Kocham cię jak szaleniec – powiedział zdławionym z emocji szeptem. Rozebrał się błyskawicznie i wkrótce stanął przed nią równie nagi, jak ona. Pierwszy raz widziała go bez ubrania. Miał wspaniałe ciało. Smukłe, wysportowane, szczupłe. Zgrabnie wyrzeźbione łydki i uda. Odruchowo przytuliła się do niego. Wolno wprowadził ją do kabiny i puścił wodę. Namydlał ją gąbką celebrując każdy gest. Ona odbierała to, jak swoistą pieszczotę. Drżała. Po kąpieli wytarł ją i siebie i zapakowawszy ją w szlafrok, porwał na ręce i zaniósł do sypialni.
Wolno rozbierał ją z szlafroka odsłaniając po kolei te wszystkie cudowne krągłości. Ujął delikatnie w dłonie jej kształtne piersi i ucałował obie.
 - Są wspaniałe – wymruczał. Sięgnął jej ust najpierw subtelnie je drażniąc a potem pogłębiając pocałunek. Oddała go poddając się tej zmysłowej grze. Pobudził się. Nie poprzestał na ustach. Obsypywał muśnięciami warg jej twarz i szyję schodząc coraz niżej. Gładził cudownie miękką skórę na jej brzuchu, plecach i pośladkach. Była wspaniała i była cudem. Jęknęła rozkosznie i westchnęła. Odebrał to, jak najpiękniejszą melodię. Pogładził jej łono wdzierając się w nie dłonią. Jego dotyk palił, jak ogień. Przeszedł ją błogi skurcz. Była gotowa.
 - Bądź delikatny, proszę… - wyszeptała.
 - Będę. Nie skrzywdzę cię.
Ponownie przywarł do jej rozchylonych warg wchodząc w nią bardzo wolno. Zacisnęła mocno powieki i wbiła paznokcie w jego plecy. Zabolało. Jednak po chwili ból minął. On wszedł w nią do końca i zaczął się poruszać. Już nie myślała o bólu, a jedynie o tym, by spełnić się w tym tańcu dwóch nagich ciał. Poddała się namiętności i zatraciła w niej. Jego rytmiczne ruchy doprowadzały ją niemal do utraty zmysłów. Kiedy przyspieszył zaczęła krzyczeć. Wystraszył się, że robi jej krzywdę. Zatrzymał się na chwilę.
 - Nie przestawaj – wyjęczała zdławionym szeptem. Ponownie podjął rytm. Objęła ściślej nogami jego biodra i prawie przykleiła się do niego. Dochodziła, podobnie jak on. Kiedy poczuł jej skurcze sam eksplodował. To spełnienie było, jak erupcja wulkanu. Potężne. Długo jeszcze rzucało ich ciałami wywołując raz za razem rozkoszne spazmy. Powoli uspokajali się. Pocałował z pasją jej usta i spojrzał z ogromną czułością w oczy.
 - Byłaś wspaniała. Kocham cię i jestem bardzo, bardzo szczęśliwy.
Pogładziła delikatnie jego twarz.
 - Dałeś mi dzisiaj tyle rozkoszy. Nawet w snach nie wyobrażałam sobie, że to może być takie cudowne i takie piękne. Dziękuję.
Przytulił ją mocno do siebie. Było mu tak dobrze, tak wspaniale. Jeszcze nigdy z żadną kobietą nie czuł tyle emocji, co przy tej anielskiej istocie. Była jego darem od niebios. Przylgnął ustami do jej skroni. – Jesteś wielkim farciarzem Dobrzański.

Natarczywe promienie majowego słońca zaczęły się wdzierać przez okno sypialni. Omiotły uśpione oblicza przytulonej do siebie pary zakochanych. Marek skrzywił się i wolno uniósł ciężkie od snu powieki. Na widok przytulonej do niego Uli uśmiechnął się szeroko. Wyglądała ślicznie i tak bardzo niewinnie, jak krucha, porcelanowa figurka. Delikatnie odgarnął z czoła opadające na nie pojedyncze kosmyki włosów. Nigdy nie podejrzewał siebie o to, że może aż tak bardzo kogoś pokochać. Tak bardzo, że nie wyobrażał sobie już życia bez tej najdroższej sercu osoby. Była dla niego całym światem. Gdyby jej nie spotkał, pewnie do tej pory żyłby jak dawniej, trwoniąc czas i pieniądze w warszawskich klubach. Uratowała go przed zmarnowaniem sobie życia. – Mój anioł – pomyślał. – Mój własny, prywatny anioł.
Zamruczała i przylgnęła do niego mocniej, obejmując ręką jak obręczą jego pas. Przypomniał sobie jak bardzo broniła się kiedyś przed jego dotykiem, uciekała wręcz od niego. A teraz? Teraz sama tuli się do niego. Zaufała mu. Wie, że jest bezpieczna a on nigdy już jej nie skrzywdzi.
Poruszyła się i leniwie otworzyła powieki nieco zdezorientowana. Przeniosła wzrok wyżej i napotkała parę dużych stalowo-szarych oczu. Szczęśliwych oczu, które śmiały się do niej radośnie.
 - Dzień dobry moje śliczności – wymruczał półgłosem. – Dobrze spałaś?
 - Cudownie. – Przeciągnęła się rozkosznie. Pod wpływem tego ruchu kołdra zsunęła się z niej odsłaniając jeden z piękniejszych atutów jej kobiecości. Nie mógł pozostać obojętny na taki widok. Błyskawicznie przywarł ustami do jednego z sutków. Roześmiała się perliście wplatając mu palce we włosy.
 - Marek… jesteś niemożliwy. Powinniśmy wstawać.
 - Jeszcze troszeczkę – wymamrotał obdarzając pocałunkiem jej pępek. – Jest mi tak dobrze.
 - Kochanie, nie możemy całej niedzieli spędzić w łóżku.
 - Dlaczego? Ja nie miałbym nic przeciwko temu.
 - Chodź. Weźmiemy prysznic, a potem przygotuję pyszne śniadanie.
 - Mmmm. Ta propozycja też mi się podoba. – Powiedział z błyskiem w oku.
Uwolniła się z jego ramion i wstając z łóżka machinalnie spojrzała na zegar. Wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
 - Marek, już jest jedenasta! Nie sądziłam, że jest tak późno. Nieźle pospaliśmy. – Narzuciła szlafrok i niemal biegiem ruszyła pod prysznic.
Po chwili i on dołączył do niej. Myli się wzajemnie, śmiejąc się i żartując. W dobrych nastrojach wkroczyli do kuchni. Marek nastawił expres a Ula zajęła się szykowaniem kanapek. Rzodkiewka, szczypiorek, twarożek. Typowe, wiosenne śniadanie. Kończyli je jeść, gdy odezwał się telefon Marka. Spojrzał na wyświetlacz i natychmiast odebrał.
 - Witaj tato. Coś się stało, że dzwonisz?
 - Właściwie nie. Dzwonię, bo chcielibyśmy wraz z mamą zaprosić was na obiad. Nie ukrywam, ze bardzo nam na tym zależy. Chciałbym przekazać wam trochę nowin, a one nie nadają się na telefon.
 - No dobrze. Dziękujemy za zaproszenie. Na pewno będziemy. O której?
 - Na czternastą. Zdążycie?
 - Na pewno.
 - Do zobaczenia w takim razie.
Wyłączył telefon i spojrzał na Ulę.
 - Tata dzwonił i zaprosił nas na obiad. Mówił, że ma nam do przekazania jakieś nowiny.
 - Skoro tak, to zbierajmy się. Nie zostało wiele czasu.
Tuż przed umówioną godziną zaparkował na podjeździe przed domem rodziców. Ze zdziwieniem spojrzał na stojące obok czarne BMW Alexa.
 - To chyba coś poważnego. Alex też tu jest. To jego samochód. Zupełnie nie wiem, o co chodzi.
 - Nie martw się na zapas. Obecność Febo w tym domu nie jest przecież niczym dziwnym. W końcu wychowywali się tutaj.
 - Masz rację. Niepotrzebnie się nakręcam.
Objęci podeszli do wejściowych drzwi, które już otwierała Zosia.
 - Witajcie. Rodzice są w salonie.
Wchodząc do niego odnotowali też obecność Pauliny. Marek czuł coraz większy niepokój. – Co to ma być? Miły, rodzinny obiad?
Z fotela podnieśli się Dobrzańscy i już po chwili Ula tonęła w ramionach Krzysztofa a następnie Heleny.
 - Witajcie kochani. Ula, z każdym dniem stajesz się coraz piękniejsza. Będą mi zazdrościć takiej synowej. – Krzysztof z rozradowaniem obserwował jej zaróżowione policzki.
Marek podszedł do rodzeństwa Febo i przywitał się z nimi. To samo zrobiła Ula. O ile z Pauliną miała dość dobry kontakt, tak z Alexem nieszczególny. Nieśmiało podała mu dłoń.
 - Witam pana. – Podniósł jej dłoń do ust.
 - Alex, po prostu Alex. Tak będzie lepiej.
 - W takim razie, Ula.
Marek podszedł do ojca i zapytał cicho.
 - Tato, o co chodzi? Skąd pomysł, by zebrać nas tu wszystkich?
 - Cierpliwości synu. Zosia zaraz poda obiad i przy nim wszystko wyjaśnię. Tymczasem siadajcie.
Kiedy wszystkie potrawy znalazły się na stole Krzysztof poprosił o uwagę.
 - Kochani. Trochę się ostatnio wydarzyło w moim życiu i nadszedł czas, by przygotować was na zmiany. Przeszedłem w przeciągu minionych dwóch tygodni serię badań. Niestety z moim sercem nie jest najlepiej. Lekarze zabronili mi pracować. Muszę ustąpić z placu boju, jeśli chcę jeszcze trochę pożyć. Ktoś musi mnie zastąpić. Do wyboru mam ciebie Alex i Marka. Wiem, że wasze relacje są kiepskie. Nie tak wyobrażałem sobie prowadzenie wspólnej firmy. Sądziłem, że będziecie współpracować, a nie niszczyć się nawzajem. Długo myślałem, jak wybrnąć z tej sytuacji by wam obu dać szansę na stanowisku prezesa. Postanowiłem, że będziecie się zmieniać, co dwa lata. To, który z was zacznie pierwszy, uzależniam od przypadku, lub jak chcecie, od szczęśliwego losu. Będziecie losować. To chyba najbardziej sprawiedliwe rozwiązanie. Jeśli wypadnie na Marka, Ula przejmie po nim stanowisko dyrektora do spraw promocji, jeśli to ty będziesz pierwszy Alex, Ula obejmie stanowisko dyrektora finansowego. Jest najlepszą kandydatką, jaką znam. Paulina zostałaby na swoim stanowisku, bo świetnie się na nim sprawdza. Co wy na to?
Siedzieli, jak wmurowani wbijając zszokowany wzrok w Krzysztofa. Nie wyobrażali sobie firmy bez niego. To on łagodził wszelkie nieporozumienia i konflikty i teraz miałoby go zabraknąć?
 - Uleńko – Krzysztof zwrócił się do swojej przyszłej synowej – nic nie mówisz. Zgodziłabyś się na taki podział ról? Ja jestem przekonany, że na obu stanowiskach poradzisz sobie świetnie.
 - Jeśli Alex nie będzie miał nic przeciwko mojej kandydaturze, na jego miejsce, to oczywiście podejmę się tego. Ostatnią rzeczą, jakiej bym chciała, to zawieść pana. – Powiedziała cicho.
 - Alex? – Krzysztof spojrzał na Febo. – Co ty na to?
 - Ja nie mam nic przeciwko. Wiem, że Ula jest świetną ekonomistką i na pewno znakomicie sobie poradzi.
Ula słysząc te słowa zdziwiła się. – Odkąd Febo ma o mnie takie dobre zdanie? - Nie skomentowała jednak tego.
Krzysztof omiótł ich spojrzeniem i uśmiechnął się.
 - Mam rozumieć, że przystajecie na moją propozycję?
 - Tak – odezwał się Marek. To chyba najrozsądniejsze wyjście, choć ja życzyłbym sobie, byś nadal był zdrowy i prowadził firmę. Nie będę jednak dyskutował z wynikami badań. Nie darowałbym sobie, gdyby ci się coś stało.
 - Ja też popieram tą decyzję – odezwała się milcząca dotąd Paulina. – Wy obaj świetnie dacie sobie radę, a i Ula poradzi sobie znakomicie.
 - Wspaniale kochani. Tego właśnie od was oczekiwałem. Rozsądku. W takim razie losujemy. – Wyciągnął z kieszeni monetę. – Orzeł, czy reszka?
 - Orzeł – wybrał Alex.
Krzysztof podrzucił do góry pieniążek, który spadł z brzękiem na stół reszką do góry.
 - Marek zaczyna. – Skwitował Krzysztof. – Jutro jeszcze będę w firmie. Trzeba poinformować ludzi o zmianach. Masz dwa lata synu i mam nadzieję, że nie zawalisz niczego. Ciebie Alex proszę, żebyś nie utrudniał i pozwolił mu spokojnie pracować. Nie chcę nawet znać powodu tych waszych animozji, ale nie mogą one mieć wpływu na pracę w firmie. Jej dobro leży na sercu nam wszystkim, prawda? Ty Marek też musisz opanować swój temperament. Zacznijcie współpracować, bo to tylko wyjdzie firmie na dobre. Za dwa lata ster przejdzie w twoje ręce Alex. Wtedy ty pokażesz, na co cię stać.
Reszta popołudnia przebiegła spokojnie. Po obiedzie Paulina wyciągnęła Ulę na spacer po ogrodzie. Ta przyjrzała jej się uważnie.
 - Jesteś jakaś tajemnicza Paulina. Co się dzieje?
 - Nie uwierzysz. Jestem z Lwem. – Wypaliła na wdechu. Ula uśmiechnęła się szeroko.
 - Gratuluję! Jesteś szczęśliwa?
 - Nawet nie wiesz, jak bardzo. On jest wspaniały. Ma dla mnie dużo zrozumienia, traktuje z atencją, ciągle adoruje. Ula, to mężczyzna, o jakim marzyłam całe życie. Powiedział mi, że mnie kocha.
 - A ty? Kochasz go?
 - Jeśli wziąć pod uwagę, że bez przerwy o nim myślę i tęsknię za nim, to tak, kocham go.
 - Bardzo się cieszę Paulina. Wiesz, że dobrze ci życzę i wierzę, że przy nim wreszcie będziesz szczęśliwa.
 - A tobie jak się układa z Markiem?
 - Wspaniale. Od wczoraj mieszkamy razem na Siennej. Wiesz, że sprzedał dom?
 - Tak, słyszałam. Za dużo było w nim wspomnień. Pewnie chciał się od nich uwolnić. Nasz związek, to była jedna wielka pomyłka. On szukał prawdziwej miłości i znalazł ją. Widzę, jak cię traktuje i jak na ciebie patrzy. Nigdy nie widziałam go takiego. Bardzo się zmienił. Spoważniał. To już nie ten sam Marek, co kiedyś.
 - Mogę cię o coś zapytać? Od dawna mnie to dręczy. Czy ty wiesz, co tak poróżniło Marka i Alexa? Słyszałam, że kiedyś byli przyjaciółmi. Co takiego się stało, że pałają do siebie teraz nienawiścią? Marek powiedział mi kiedyś, że zniszczył mu życie, ale ja nic z tego nie rozumiem.
 - To stara sprawa Ula. Ja sama dowiedziałam się o niej, jak już odeszłam od Marka. Wcześniej Alex nie chciał mi nic powiedzieć. Sama zachodziłam w głowę, dlaczego tak się nie znoszą. Wreszcie kiedyś Alex rzucił trochę światła na całą sytuację. Dawno temu Marek był w związku z niejaką Julią Sławińską. Była bardzo ładna. Drobna blondynka o niebieskich oczach. Niestety ich związek rozpadł się. Traf chciał, że zakochał się w niej Alex i to z wzajemnością. Byli ze sobą. Alex bardzo się zaangażował uczuciowo. Ona była dla niego ideałem. W tym czasie ja zaczęłam chodzić z Markiem. Wkrótce on kupił dom i zamieszkaliśmy razem. Marek od zawsze lubił imprezy. Na jednej z nich spotkał Julię. Była sama, bo Alex w tym czasie był na jakimś zjeździe w Londynie. Upili się i wylądowali w łóżku, w domu Alexa. On wrócił wcześniej i przyłapał ich na zdradzie. Wtedy coś w nim pękło. Ta zdrada była podwójna. Jego dziewczyny i jego najlepszego przyjaciela. Od tamtego czasu bardzo się zmienił. Stał się ponury, nieprzystępny i już nigdy się nie uśmiechał. Marka wyrzucił wtedy z domu, a jej kazał się spakować i zniknąć z jego życia. Od tej pory nie miał żadnej kobiety, bo tę, którą stracił, kochał nieprzytomnie. Jak widzisz Marek nie był świętoszkiem. Potrafił tylko krzywdzić. Mnie zdradzał wielokrotnie, choć prosiłam, by się opamiętał. Nie poskutkowało. Dopiero, jak ty pojawiłaś się w jego życiu, zaczął się zmieniać. Teraz to zupełnie inny człowiek.
Ula słuchała w skupieniu słów Pauliny i była nimi wstrząśnięta.
 - To bardzo smutna historia. Ja nie mogę go oceniać, bo nie znałam go wtedy. Jednak z tego, co zdążyłam zauważyć, to on bardzo żałuje tego, co zrobił i dałby wszystko, by Alex mu wybaczył. Twój brat, to bardzo dumny człowiek i naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek stać go będzie na puszczenie w niepamięć tego incydentu. Myślisz, że on ją jeszcze kocha?
 - Myślę, że tak. Gdyby było inaczej, już dawno znalazłby sobie jakąś dziewczynę. On nie potrafi zapomnieć o Julii i nie potrafi też jej wybaczyć.
Paulina roztarła zziębnięte ramiona.
 - Wracajmy Ula, chłodno się zrobiło.
Przeszły przez patio i szklane drzwi prowadzące do wnętrza domu. Weszły do salonu. Na ich widok podniósł się Marek.
 - Co kochanie, będziemy jechać? – Pokiwała głową.
 - Chyba tak. Późno już jest. Jutro trzeba wcześnie wstać. – Zwróciła się do seniorów. – Bardzo dziękujemy za pyszny obiad i miłe popołudnie. Musicie państwo koniecznie odwiedzić nas na Siennej i zobaczyć, jak się urządziliśmy.
 - Na pewno przyjedziemy Uleńko. Jesteśmy bardzo ciekawi.
Pożegnali się też z obojgiem Febo i nie zwlekając odjechali. W salonie przez moment panowała cisza. Przerwał ją Alex mówiąc.
 - Szczęściarz z tego Marka. Pokochała go niezwykła kobieta. Mądra, zdolna i nietuzinkowo piękna. Nie zasługuje na nią. Mam nadzieję, że potrafi docenić to, co ma.
 - Alex. – Odezwała się Helena – On bardzo się zmienił. Ona go zmieniła. Sprawiła, że stał się lepszym człowiekiem. Okres lekkomyślności ma już dzięki Bogu za sobą, a ona nie pozwoli, by miał do niego wrócić. Poza tym on bardzo ją kocha i nigdy nie dopuści do tego, by ją stracić.
 - Obyś miała rację Heleno – powiedział ze smutkiem – obyś miała rację.

Jechali w milczeniu przez opustoszałe ulice Warszawy. Zerkał na nią co chwilę. Była jakaś nieobecna. Zamyślona.
 - O czym tak myślisz kochanie? – Przerwał tę ciszę – Błądzisz gdzieś myślami.
Spojrzała na niego smutno.
 - Rozmawiałam z Pauliną o tobie i Alexie i o tej historii sprzed lat. Wiesz… z Julią… - Spiął się. Nie sądził, że dowie się od Pauliny.
 - Paulina o tym wie?
 - Wie. Kiedy od ciebie odeszła, Alex opowiedział jej o wszystkim. Dręczysz się tym, prawda?
 - Dręczę się tym od lat. Byłem taki głupi i nieodpowiedzialny. Gdybym się nie upił, nigdy nie zrobiłbym czegoś tak ohydnego. Był moim najlepszym przyjacielem, a ja zniszczyłem mu życie. – Wyrzucił z siebie z goryczą.
 - Powinieneś z nim porozmawiać. Poprosić go o wybaczenie.
 - Myślisz, że nie próbowałem? Wielokrotnie próbowałem, ale on pozostał głuchy na moje prośby. Jest bardzo uparty i dumny. Nie przyjmuje żadnych tłumaczeń.
 - Może powinieneś próbować do skutku?
 - To bez sensu Ula. On nigdy mi nie odpuści. Nie mówmy już o tym, dobrze? To bardzo bolesny dla mnie temat. – Przytuliła twarz do szyby.
 - Dobrze. Jak sobie życzysz.
Tej nocy znowu ją kochał. Potrzebował tego. Potrzebował jej. Jej dotyku, przytulenia i czułych słów, które z miłością szeptała mu do ucha. 



ROZDZIAŁ 11


Tym razem to ona obudziła się pierwsza. Miała w sobie jakiś wewnętrzny budzik, który nigdy jej nie zawodził w ciągu tygodnia pracy. Spojrzała najpierw na zegar wskazujący godzinę szóstą, a potem na uśpionego Marka. Wyglądał tak słodko. Nawet kiedy spał, widziała wyraźnie zarys tych dołków tworzących się w jego policzkach, które nadawały jego twarzy chłopięcy wygląd. Było jeszcze wcześnie. Pracę zaczynali o ósmej trzydzieści. Mógł więc pospać jeszcze trochę. Wysupłała się z jego objęć i jak najciszej wyszła z pokoju. Poranny prysznic pomógł zmyć z niej resztki snu i tej upojnej nocy. Uśmiechnęła się na samą myśl. Nastawiła expres i zajęła się szykowaniem śniadania i kanapek do pracy. Zamyśliła się. Była tak nieprzyzwoicie szczęśliwa, że bała się o tym mówić głośno. On sprawił, że uwierzyła w siebie, poczuła się pewniej. Bez wątpienia ją dowartościował. Kochał ją, co do tego nie miała wątpliwości. Czy mogła marzyć o szczęśliwszej przyszłości? Wiedziała, że gdyby nie było go u jej boku, jej życie nie miałoby sensu.
Wszedł cicho do kuchni i zamknął ją w swych ramionach tuląc twarz do jej policzka.
 - Królestwo za twoje myśli księżniczko. Za chwilę spalisz jajecznicę. – Odruchowo zdjęła patelnię z palnika.
 - No, mało brakowało. Na szczęście przyszedłeś. Siadaj, zaraz będzie kawa. – Postawiła na stole grzanki i parujące talerze z jajecznicą. Z przyjemnością pociągnął nosem wdychając te smakowite aromaty.
 - Uwielbiam śniadania z tobą. – Uśmiechnął się słodko.
 - Dzisiaj ważny dzień. Ważny dla ciebie. Obejmujesz prezesurę.
 - Mhm. A ty stanowisko dyrektora. Żal mi ojca. Na pewno nie było mu łatwo podjąć tą decyzję. Niemal całe życie stał na czele firmy. Ja czułem, że z jego sercem nie jest w porządku. Udawał bohatera, ale był słaby. Za dużo stresów. Nie dziwię się, że przy takim obciążeniu lekarze zabronili mu pracować.
 - To była rozsądna decyzja Marek i ja bardzo go za to podziwiam. Miał rację. Jeśli chce jeszcze pożyć we względnym komforcie, to musi zacząć się oszczędzać. Jego serce potrzebuje spokoju i wyciszenia, a w pracy jest dokładnie odwrotnie. Ciągły młyn. Dobra. Zbieramy się. Ósma jest. Nie wiem, o której będzie to zebranie. Lepiej, jak będziemy trochę wcześniej.
Przy windach natknęli się na Pshemko. Przywitali się z nim. Na piątym piętrze mistrz pociągnął Ulę za rękaw mówiąc konspiracyjnym szeptem.
 - Chodź na chwilę, muszę ci coś powiedzieć.- Zaciągnął ją w głąb jednego z korytarzy. – Wpadnij dzisiaj do mnie. Wygospodarowałem trochę materiału z wiosenno-letniej kolekcji i uszyłem ci sukienkę. To znaczy Izabela uszyła, ja zaprojektowałem. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
Spojrzała na niego z rozczuleniem.
 - Rozpieszczasz mnie Pshemko. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Nawet nie zliczę, jak wiele ci zawdzięczam. Oczywiście przyjdę, ale później. Powiem ci w sekrecie, że szykują się w firmie zmiany. Byliśmy wczoraj na obiedzie u państwa Dobrzańskich. Z Krzysztofem nie jest najlepiej. Lekarze zabronili mu pracować. Dzisiaj ma zwołać zebranie dla wszystkich pracowników i poinformować o podjętych decyzjach. Nie wiem tylko, o której. Przyjdę więc po zebraniu dobrze?
 - Oczywiście. Zaskoczyłaś mnie. Nie sądziłem, że z Krzysztofem jest aż tak źle.
 - Będzie dobrze. Musi tylko zacząć się oszczędzać i prowadzić spokojny tryb życia. To ja lecę. Może już coś wiadomo o godzinie zebrania. Trzymaj się.
Weszła do sekretariatu i przywitała się z Violettą, która rozmawiała z kimś przez telefon.
 - Właśnie przyszła panie prezesie. Już ją daję. Ula, prezes Dobrzański do ciebie – podała jej słuchawkę.
 - Dzień dobry panie Krzysztofie.
 - Witaj Uleńko. Dzwonię do ciebie z prośbą. Mogłabyś obdzwonić wszystkie działy i powiadomić, że zebranie będzie o dziesiątej? Byłbym bardzo wdzięczny.
 - Oczywiście. Nie ma problemu. Już dzwonię.
 - Dziękuję dziecko.
Weszła do gabinetu Marka.
 - Kochanie dzwonił twój ojciec. Zebranie będzie o dziesiątej. Ja idę podzwonić po działach, bo mnie o to prosił.
 - Dzięki skarbie. Mówiłaś już komuś o tym?
 - Napomknęłam tylko Pshemko, ale on nic nikomu nie powie przedwcześnie, zaręczam.
 - W porządku. Idź dzwonić w takim razie. Ja przejrzę pocztę w tym czasie.
Poinformowała niemal wszystkich. Do Pshemko i Alexa postanowiła pójść osobiście. Przemknęła przez pracownię mistrza jak wiatr rzucając mu w przelocie, by był wraz z krawcowymi o dziesiątej w konferencyjnej i już pędziła do Alexa. Powiedziała jego sekretarce Dorocie o zebraniu i zapukała do gabinetu.
 - Witaj Alex. – Rzuciła onieśmielona.
 - Cześć Ula. Co cię przygnało w moje progi?
 - Przyszłam, żeby poinformować cię, że o dziesiątej w konferencyjnej odbędzie się to zebranie, o którym mówił wczoraj pan Dobrzański. Mam też prośbę. Nigdzie nie mogę złapać Pauliny. Mógłbyś ją powiadomić? Byłabym wdzięczna.
 - Oczywiście. Już do niej dzwonię.
 - Dziękuję. To na razie.
O dziesiątej sala konferencyjna wypełniła się po brzegi pracownikami F&D. Na końcu wszedł Krzysztof i stanął u szczytu stołu. Omiótł wzrokiem ich wszystkich i uśmiechnął się dobrotliwie.
 - Kochani. Dziękuję wam wszystkim za przybycie. Chcę was poinformować o zmianach personalnych, jakie za chwilę nastąpią na niektórych stanowiskach. Muszę niestety zrezygnować z funkcji prezesa. – Przez tłum przeszedł pomruk. – Spokojnie. To nie koniec świata. Jestem zbyt chory, by móc nadal pracować. Przez kolejne dwa lata stanowisko będzie piastował mój syn. Po nim, przez następne dwa, Alexander Febo. Będą się zmieniać. Przy każdej takiej zmianie Urszula Cieplak będzie zajmować stanowisko albo dyrektora do spraw promocji, albo dyrektora finansowego. Reszta pozostaje bez zmian. Na koniec pragnę jeszcze powiedzieć, że dla mnie był to wielki zaszczyt móc z wami pracować i na pewno będzie mi brakować firmy. Niestety decyzja lekarzy nie pozostawia mi wyboru. Mam tylko nadzieję, że te zmiany będą dobre i z podobnym zaangażowaniem podejdziecie do obowiązków pod rządami nowego prezesa. To wszystko moi drodzy. Życzę wam powodzenia.
Ludzie zaczęli się rozchodzić. Zostali tylko w piątkę.
 - Wiecie, co macie robić. Nie zepsujcie tego. Marek, przeniesiesz się do mojego gabinetu. Najlepiej jeszcze dzisiaj. Swój zostawisz Uli. U ciebie Alex na razie bez zmian. To tyle. Pójdę już. Mama na mnie czeka. Patrzyli za nim, jak odchodzi z opuszczoną głową i nieodłączną laseczką w ręku. Smutny to był widok. Marek popatrzył na Alexa.
 - Alex, ja chciałbym tylko wiedzieć czy… mimo tej wielkiej nienawiści, jaką do mnie żywisz, jesteś w stanie współpracować i nie utrudniać mi życia?
Febo spojrzał na niego zaskoczony.
 - Nie martw się. Ja obiecałem już kiedyś Uli, że nie będę mieszał życia osobistego ze służbowym i od tamtej pory dotrzymuję słowa.
 - Dziękuję w takim razie. Wracam do pracy. Chodź Ula, pomożesz mi się pakować.
Weszli do sekretariatu powitani głośnym piskiem Violetty.
 - Gratuluję moi drodzy. Ja siedzę tu, jak na gwoździach jakichś i nie wiem, co dalej.
 - Ale…, z czym? – Marek był lekko zdezorientowany.
 - No jak to, z czym? Ze mną oczywiście!
 - Jak to z tobą? Że co?
 - No wiesz co Marek, ty to jakiś mało ponętny dzisiaj jesteś. – Wytrzeszczył na nią oczy.
 - Jaki?! – Ula dusiła się ze śmiechu. W końcu wybuchła i łapiąc łapczywie powietrze wyjaśniła narzeczonemu.
 - Viola… ha, ha, ha… chciała chyba… ha, ha… powiedzieć „pojętny”.
 - No przecież mówię. – Odparła Kubasińska z pretensją w głosie. – Wy sobie jaja robicie, a ja nie wiem, gdzie będę teraz pracować, czy jako sekretarka prezesa, czy jako sekretarka dyrektora.
 - Aaaa… to o to chodzi. Ty zostajesz na miejscu, to tylko ja się wyprowadzam. Będziesz sekretarką Uli.
 - No i kamień z nerki – Violetta odetchnęła z ulgą.
Weszli do gabinetu. Podszedł do szafy i wyciągnął z niej dwa puste kartony.
 - Wierzysz mu? – Spytał.
 - Komu? A, Alexowi. Zdziwisz się, ale tak, wierzę. Pamiętasz, jak Adam wykradł nam tę listę kontrahentów? Poszłam wtedy pogadać z Alexem. To właśnie podczas tej rozmowy mi obiecał, że nie będzie bruździł. Rzeczywiście od tej pory nie mamy żadnych niespodzianek z jego strony.
 - Tak, chyba masz rację. – Zamyślony systematycznie opróżniał szuflady. – Trzeba będzie zamówić nowe pieczątki, będą potrzebne i to już. Zleć to Violi. Niech załatwi je jak najszybciej. No chyba wszystko zapakowałem. Po laptopa przyjdę później. Zadzwonię po informatyków. Trzeba przenieść twój komputer.
 - Pomogę ci. Wezmę to lżejsze pudło. No panie prezesie, idziemy.
Zjechali windą na trzecie piętro. Gabinet Krzysztofa był nieco większy od gabinetu Marka. Królowała w nim pokaźnych rozmiarów skórzana kanapa i dwa fotele. Za biurkiem ustawione były regały z segregatorami i literaturą fachową. Postawili pudła na niskim stoliku okolicznościowym.
 - Nagle poczułem się opuszczony – stwierdził smętnie Marek. – Już nie będę miał cię tak blisko.
Podeszła do niego i objęła go.
 - Nie będzie tak źle. Zawsze mogę tu przyjść lub ty możesz wpadać do mnie, jeśli bardzo zatęsknisz. Poza tym masz panią Marię za drzwiami. Będzie cię rozpieszczać tak, jak pana Krzysztofa. To znakomita sekretarka. Nie pozwoli ci zginąć. A teraz chodź. Jeszcze twój laptop został.

Od czasu objęcia przez nich nowych stanowisk minął miesiąc. Radzili sobie całkiem nieźle, szczególnie Ula. Miała dużo pracy, ale dzięki swoim umiejętnościom organizacyjnym potrafiła wszystko dokładnie koordynować i wszystko mieć pod kontrolą. Zaczęły spływać też pierwsze raporty z butików i szwalni. Czytała je z prawdziwą przyjemnością. Wyniki były pokrzepiające. Pomyślała, że dobrze by było skonsultować je z Alexem. W końcu był dyrektorem finansowym i przepływ firmowej gotówki leżał przede wszystkim w jego kompetencjach. Nie miała z nim częstego kontaktu. Odnosiła jednak wrażenie, że od czasu tego pamiętnego obiadu u seniorów Dobrzańskich traktuje ją nieco lepiej, nie tak wyniośle i z góry, jak kiedyś. Wybrała jego numer wewnętrzny. Zgłosił się niemal natychmiast.
 - Febo, słucham.
 - Dzień dobry Alex, Ula z tej strony.
 - Witaj Ula. Potrzebujesz czegoś?
 - Właściwie, to dzwonię, bo chciałam skonsultować z tobą jedną rzecz. Mogłabym do ciebie przyjść? Jesteś bardzo zajęty?
 - Jestem zajęty, ale nie aż tak bardzo. Chcesz przyjść teraz?
 - Jeśli mogę?
 - Dobrze. Przychodź.
Zebrała stosik raportów i włożyła do papierowej teczki. Wychodząc z gabinetu rzuciła Violetcie.
 - Viola, idę do Alexa. Nie będzie mnie co najmniej godzinę. Wszystkie rozmowy zapisuj i mów, że oddzwonię.
 - No, nie zazdroszczę. Idziesz w samą paszczę diabła. Powodzenia.
 - Nie przesadzaj Viola. Nie jest tak źle.
Zapukała do drzwi gabinetu i weszła do środka.
 - Cześć.
 - Cześć. Siadaj, proszę. To, co chciałaś skonsultować?
 - Dostałam już komplet raportów ze szwalni i butików. Wyglądają nienajgorzej, można nawet powiedzieć, że dobrze. Ponieważ niedługo odbędzie się posiedzenie zarządu, trzeba będzie przedstawić na nim raport odnośnie sprzedaży. Być może poczytasz to, jako asekuranctwo z mojej strony, ale czy mógłbyś sporządzić niezależny raport od mojego? Porównalibyśmy wtedy oba. To byłoby najuczciwsze podejście, nie sądzisz?
 - Nie ufasz sama sobie?
 - Ufam, ale też nie chcę by posądzano mnie o jakieś machlojki, lub o naciąganie danych. Podejmiesz się tego?
 - No dobrze, ale muszę mieć raporty cząstkowe. – Wyciągnęła teczkę i położyła przed nim.
 - Tu są kserokopie, cały komplet. Nie musisz się tak bardzo śpieszyć, bo zarząd dopiero za dwa tygodnie. Jest sporo czasu.
 - Dobrze. Jak będzie gotowy, powiadomię cię.
 - Dziękuję. To dla mnie ważne.
Wracała do siebie, gdy dobiegł ją podniesiony głos Violetty. Zaniepokoiła się i przyspieszyła kroku.
 - Przecież ci mówię, że dyrektor Dobrzański jest teraz prezesem. Jesteś taka tępa, czy tylko udajesz? Jeśli myślisz, że przyjmie cię tu z otwartymi ramionami, to grubo się mylisz. Nie potrzebujemy tu takich podłych dziwek, jak ty. Twarz kolekcji się znalazła. – Viola prychnęła z pogardą.
 - Violetta, co tu się dzieje? – Spytała wchodząc do sekretariatu. Naprzeciw jej wrzeszczącej sekretarki stała elegancko ubrana blondynka z przesadnym nieco makijażem.
 - O dobrze, że jesteś. To Klaudia Nowicka, była kochanka Marka. Właśnie wypłynęła z rynsztoka i przypomniała sobie, że kiedyś była modelką.
 - Cały czas nią jestem – powiedziała wyniośle kobieta. - A czy byłą kochanką, to się jeszcze okaże. Marek potrafi docenić walory prawdziwej kobiety. Długo nie było mnie w kraju, ale do Mediolanu też dochodzą wieści. Słyszałam, że rozstał się z Pauliną.
 - Te twoje wieści są chyba z czasów epoki lodowcowej, bo Marek rozstał się z nią prawie rok temu. A teraz…
 - Viola, dosyć. – Przerwała ten dialog Ula. – A panią zapraszam do gabinetu. Tam wyjaśnimy sobie wszystko.
Weszły do środka i Ula wskazała jej fotel.
 - Proszę spocząć. Myślę, że to nieporozumienie wyjaśni najlepiej sam Marek, prawda?
 - Na pewno. Jestem przekonana, że ponownie zatrudni mnie w firmie przez dawny sentyment do mnie. Było nam razem wspaniale.
 - Proszę mi oszczędzić szczegółów. Nie interesuje mnie to, co było kiedyś. – Powiedziała Ula z kamienną twarzą. Wybrała wewnętrzny Marka.
 - Marek, możesz przyjść do mnie na chwilę? Mam ważną sprawę. – Spojrzała na modelkę.
 - Zaraz tu będzie. – Klaudia uśmiechnęła się pod nosem i ostentacyjnie zarzuciła nogę na nogę.
Nie minęło wiele czasu, kiedy drzwi gabinetu otworzyły się i wszedł Marek. Z szerokim uśmiechem na ustach rzucił.
 - No, co tam kochanie? Co to za sprawa? – Popatrzyła mu ze smutkiem w oczy i wskazała ręką fotel.
 - Pani Klaudia Nowicka. – Odwrócił głowę i zaskoczony popatrzył na kobietę, o której przez ten cały czas starał się zapomnieć. Kiedy pracowała w F&D miał przez nią same kłopoty. Była nachalna. Narzucała mu się i nie chciała od niego odczepić. Pobladł. Zdławionym głosem wykrztusił.
 - Co ty tutaj robisz? – Wstała z fotela i kocim ruchem podeszła do niego próbując zarzucić mu ręce na szyję. Zatrzymał je mocno ściskając.
 - Marco, wróciłam. Nie cieszysz się?
 - Jak śmiesz przychodzić tutaj! Jak śmiesz pokazywać mi się na oczy po tylu skandalach z twoim udziałem! Natychmiast opuścisz budynek, a ja nie omieszkam powiadomić ochronę, by już nigdy nie wpuszczała cię tutaj, bo tutaj jesteś persona non grata.
 - Marco, nie wściekaj się tak. Teraz, kiedy Pauliny już nie ma, mogłoby być nam ze sobą tak pięknie.
 - Nam? Przyjmij wreszcie do tej swojej pustej blond głowy, że od kilku miesięcy jestem w szczęśliwym związku z kobietą, którą kocham nad życie. Z tą kobietą – wskazał na Ulę. – Jesteśmy zaręczeni i wkrótce pobieramy się. Skończyłem z dawnym życiem i nigdy, rozumiesz, nigdy do niego nie wrócę. Do knajp, do panienek i do pustych, głupich modelek, takich, jak ty. A teraz zabierz łaskawie swoje rzeczy i wyjdź stąd dobrowolnie. W przeciwnym razie wyprowadzi cię stąd ochrona. Nigdy tu nie wracaj, bo ta firma nie ma ci już nic do zaoferowania.
Klaudia uniosła dumnie głowę. Zabrała żakiet, torebkę i wychodząc rzuciła jeszcze.
 - Będziesz tego żałował Marco.
 - Już żałuję. Żałuję, że w ogóle cię poznałem.
Po wyjściu modelki zapadła grobowa cisza. Marek oparł się o biurko oddychając ciężko i przyciskając dłoń do klatki piersiowej. Zaniepokojona nalała do szklanki wody i podała mu ją. Wypił jednym haustem.
 - Muszę usiąść. – Wyartykułował. – Przepraszam cię kochanie, że musiałaś być świadkiem tej nieprzyjemnej sytuacji. Nigdy nie spodziewałbym się, że będzie na tyle bezczelna i wróci. Dopadł mnie koszmar z przeszłości. To kara za moje dawne życie.
 - Już dobrze Marek – powiedziała łagodnie przysiadając obok i obejmując jego dłoń. – Uspokój się i spróbuj oddychać normalnie. Boję się, że coś ci się stanie, a ja tego nie przeżyję. Bardzo się zdenerwowałeś.
Zalśniły mu w oczach łzy. Podniósł jej dłoń do ust i ucałował z atencją.
 - Wybacz mi skarbie. Nie powinnaś uczestniczyć w takiej konfrontacji. Ona nic dla mnie nie znaczy, podobnie, jak te wszystkie kobiety z przeszłości. Nie mogę zagwarantować, że kiedyś nie powtórzy się coś podobnego, ale będę cię chronił przed tym z całych sił. Ja nigdy nie mógłbym przestać cię kochać. Ufaj mi, wierz mi i kochaj mnie. Tylko to jest dla mnie ważne. Najważniejsze – dokończył szeptem.
Pogładziła jego gęstą czuprynę.
 - Ja to wszystko wiem Marek i rozumiem lepiej, niż myślisz. Jestem silna i żadnej kobiecie z twojej przeszłości nie pozwolę, by zniszczyła to, co nas łączy. – Przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
 - Jesteś moim darem niebios. Moim aniołem, moim wszystkim. Nie spapram tego, bo gdybym cię stracił, nie przeżyłbym. – Odetchnął głęboko. – No, już mi lepiej. Zaraz zadzwonię do ochrony. Niech wpiszą ją na listę osób niepożądanych. Nie chcę jej tu więcej widzieć. Pójdziemy na lunch? Trochę zgłodniałem.
 - Masz kanapki w teczce. Przygotowałam dziś rano.
 - Wiem kochanie, ale chyba potrzebuję trochę powietrza. Kanapki na pewno zjem, ale później. Daj się wyciągnąć, chociaż na godzinę. Chodźmy na zapiekanki, dawno nie jedliśmy. – Uśmiechnęła się.
 - Ty wiesz, czym możesz mnie skusić i czemu nie mogę się oprzeć.
 - A myślałem, że tylko mnie nie możesz się oprzeć? – Udawał rozczarowanie. – Poczochrała mu włosy i cmoknęła w nos.
 - Tobie i zapiekankom. Chodźmy.
Z bułkami w dłoniach powędrowali do parku. Tu mogli się odprężyć i nie myśleć o tym przykrym dla obojga zajściu. Usiedli na swojej ulubionej ławce w pobliżu stawu. Ula przymknęła oczy przed rażącymi promieniami słońca.
 - Kocham ten park. To takie ciche i spokojne miejsce. – Wymruczała.
 - Wiesz kochanie, pomyślałem sobie, że chyba powinniśmy ustalić datę ślubu. Niepotrzebnie zwlekamy. – Otworzyła oczy i spojrzała na niego poważnie.
 - Czy to nie ten incydent skłonił cię do takich myśli? Po co ten pośpiech?
 - Masz rację. Ten incydent też. Fakt zostania szczęśliwym małżonkiem z pewnością zahamowałby zapędy takich pań, jak Klaudia. Jednak ja myślę już o tym od dłuższego czasu. Przecież kochamy się, doskonale rozumiemy i dobrze nam ze sobą, na co czekać?
 - Marek, ale to trzeba wszystko dobrze przemyśleć. Samo załatwienie w urzędach długo potrwa i organizacja wesela też. Możemy ustalić datę, ale niech to będzie jakiś rozsądny termin, żebyśmy nie załatwiali spraw na wariackich papierach. Pośpiech nie jest dobrym doradcą.
 - Ja wiem skarbie i też nie chcę, by zorganizować ślub i wesele byle jak. Mamy początek lipca, co myślisz o grudniowych świętach? To prawie pół roku, zdążylibyśmy ze wszystkim. Mama na pewno chętnie pomoże. Ma prawdziwy talent organizacyjny.
 - To chyba dobra data i rozsądna. Może być w święta. – Zgodziła się z nim.
 - Kocham cię i uwielbiam – szepnął do niej z błyskiem w oku. – Trzeba powiedzieć Pshemko. Może zgodzi się uszyć ci suknię a mnie garnitur. Nie jest teraz tak bardzo obciążony pracą. Wprawdzie zaczął projektować kolekcję jesień-zima, ale ma na to mnóstwo czasu.
 - Porozmawiam z nim. Jest moim najlepszym przyjacielem i nigdy niczego mi nie odmówił.
 - No widzisz kotku? Już pierwszy krok zrobiliśmy. Zobaczysz, że wszystko pójdzie gładko i wszystko się uda.
 - Ja mam tylko jeden warunek. Nie chcę dużego wesela. Marzy mi się skromny ślub w rysiowskim kościółku, grono najbliższych przyjaciół i rodziny. Ślub bez zadęcia i pompy.
 - Co tylko zechcesz moje szczęście. – Wpił się w jej usta i pocałował żarliwie.



ROZDZIAŁ 12      +18


Wychodząc z windy na trzecim piętrze zauważył wyłaniającego się z bufetu Sebastiana.
 - Cześć stary – rzucił w kierunku przeżuwającego resztki lunchu, przyjaciela.
 - No witam, witam. Dawno nie gadaliśmy, a ja mam dla ciebie nowinę.
 - To chodź do mnie. Pogadamy spokojnie. – Wszedł do sekretariatu i poprosił Marię, by nie łączyła na razie żadnych rozmów. Rozsiedli się w wygodnych fotelach.
 - To co to za nowina?
 - Widziałem Klaudię. Wróciła. Jeszcze piękniejsza niż dawniej. – Marek spiął się.
 - Tak. Piękniejsza i bardziej bezczelna niż dawniej. Pierwsze co zrobiła, to uderzyła do gabinetu Uli myśląc, że mnie tam zastanie. Ścięły się z Violką, która nie omieszkała donieść Uli, że Klaudia była moją kochanką. Wróciła, bo dowiedziała się, że zerwałem z Pauliną. Szkoda, że nie dowiedziała się bieżących wiadomości, bo te rewelacje pochodzą sprzed roku.
 - Żartujesz – Olszański wyglądał na zaskoczonego.
 - Zapewniam cię, że nie jestem w nastroju do żartów. Przegoniłem ją na cztery wiatry. To nie była miła sytuacja ani dla mnie, ani dla Uli. Dostała tu zakaz wstępu. Ochrona już jej nie wpuści. – Sebastian pokręcił głową.
 - Nie poznaję cię stary. Ty, kiedyś stały bywalec klubów, koneser ładnych i chętnych lasek zrobiłeś się nagle bardzo wstrzemięźliwy. Nie ciągnie cię czasem do tej atmosfery? Nie tęsknisz? Może dałbyś się skusić na jakiś wypad ze mną?
Marek spojrzał na niego z niedowierzaniem.
 - Czy tobie naprawdę odbiło? Ta parująca z twojej głowy gorzała ma naprawdę zgubny wpływ na twoje szare komórki. Czy ty myślisz, że ja mógłbym być takim draniem i skrzywdzić w ten sposób Ulę? Ulę, która jest moją miłością? Jak ja miałbym żyć po takiej zdradzie, co? Mógłbym sobie co najwyżej poderżnąć gardło, albo palnąć w łeb, bo ona nie wybaczyłaby mi nigdy, a ja nie umiałbym bez niej żyć. Lepiej się zastanów chłopie, o czym ty w ogóle gadasz i co mi proponujesz. Oprzytomniej wreszcie. Niedługo trzydziestka na karku, a rozumu tyle, co w kieliszku wódki. Ja się nawróciłem i na ciebie najwyższa pora. Do emerytury będziesz tak szalał? Rozejrzyj się wśród porządnych panien, nie takich na jedną noc. Na pewno znajdzie się taka, w której się zakochasz. To świetne uczucie, zapewniam cię. Jeśli tego nie zrobisz, za pięć lat będziesz starym, zblazowanym, przepitym kawalerem bez szans na normalne życie. Będziesz samotny przyjacielu.
Kadrowy przełknął nerwowo ślinę.
 - Chyba przesadzasz.
 - Przesadzam? Rób tak dalej, a kiedyś wspomnisz moje słowa. My już wyszumieliśmy się Seba. Nie jesteśmy nastolatkami. Czas dorosnąć i ustabilizować się. Ja dążę do tego z całych sił. Mam już z Ulą wspólne mieszkanie, zaręczyliśmy się, a dzisiaj ustaliliśmy datę ślubu. Wierz mi lub nie, ale jestem szczęśliwy, bardzo szczęśliwy. Znalazłem kobietę mojego życia. Mam zamiar założyć z nią rodzinę, mieć dzieci i zestarzeć się przy niej. To jest teraz mój cel. A jaki jest twój? Upijać się w klubach do późnej starości? Bardzo ambitny plan. Tylko pogratulować. Przecież wiesz, że nie życzę ci źle. Jesteśmy przyjaciółmi od niepamiętnych czasów. Postępowaliśmy fatalnie i czas najwyższy coś zmienić. Pomyśl o tym.
Olszański był wstrząśnięty. Chyba jednak coś do niego dotarło. Był pewien, że przyjaciel ma rację. Podniósł się z fotela.
 - Pójdę już i naprawdę przemyślę to, co powiedziałeś. Chyba masz rację.– Marek uścisnął mu dłoń.
 - Na pewno mam.

Wyszła z windy z postanowieniem, że pójdzie do Pshemko. Chciała, by on pierwszy dowiedział się o ślubie. Nie od osób postronnych, ale osobiście od niej. Wsunęła głowę w drzwi pracowni i uśmiechnęła się widząc jak pochylony z zapałem szkicuje jakiś projekt.
 - Witaj Pshemko. Mogę na chwilę?
Twarz mistrza rozjaśniła się w uśmiechu.
 - Wchodź moja piękna. Napijesz się czekolady? Wprawdzie zdążyła już nieco ostygnąć, ale nadal jest pyszna.
 - Chętnie się napiję odrobinkę. Mam nowiny.
Przysunęła krzesło bliżej niego i usiadła.
 - Ustaliliśmy przed chwilą z Markiem datę ślubu.
 - Och! – Klasnął w dłonie. – Naprawdę? To kiedy wydarzy się ten cud?
 - W święta, a konkretnie w drugi dzień świąt. W związku z tym przyszłam do ciebie z wielką prośbą. Czy zgodziłbyś się zaprojektować moją suknię ślubną i garnitur dla Marka. – Mistrz był wzruszony i otarł łezkę.
 - Urszulo. Nie wybaczyłbym wam, gdybyście zdecydowali się na innego projektanta. Ja z wielką ochotą podejmę się tego zadania. – Wstała i uściskała go mocno.
 - Dziękuję ci bardzo Pshemko. Wiedziałam, że zawsze można na ciebie liczyć. Nie moglibyśmy wybrać innego projektanta, bo jesteś najlepszy w tym kraju. Jesteś naszym najcenniejszym skarbem. Zaraz zadzwonię do Marka i przekażę mu dobre wieści. Ucieszy się.
 - Dobrze duszko. Powiedz mu też, że jak będzie miał chwilę, to niech przyjdzie tu do mnie. Trzeba zdjąć z niego miarę. Dawno dla niego nic nie szyłem. Mógł przytyć lub schudnąć. Lepiej, żeby wszystko było jak należy. Twoje wymiary mam, więc nie będzie problemu.
 - Jestem ci niezmiernie wdzięczna i jeszcze raz dziękuję. Jesteś najlepszy.
W dobrym nastroju wróciła do siebie. Powiadomiła jeszcze Marka o jej rozmowie z mistrzem i wzięła się za raport, który miała przedstawić na posiedzeniu zarządu.
Przed końcem dnia rozdzwonił się jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz i uśmiechnęła się.
 - Dzień dobry tatusiu. Co tam u was?
 - Wszystko w porządku. Ja dzwonię, bo chciałbym wiedzieć, czy przyjedziecie na obiad w sobotę.
 - Przyjedziemy tato tak jak obiecaliśmy. Mamy trochę nowych wiadomości, ale opowiemy na miejscu, bo przez telefon to nie bardzo.
 - Jakieś niedobre?
 - Nie, nie, przeciwnie. Bardzo dobre i na pewno was ucieszą. My zostaniemy do niedzieli. Narobię wam pierogów i innych pyszności, żebyście mieli na cały tydzień.
 - Dobrze córcia. Bardzo się cieszę.
 - Ucałuj od nas dzieciaki. Ciebie też ściskamy. Do zobaczenia.
Do gabinetu wszedł Marek i spojrzał na nią pytająco.
 - Tata dzwonił. Zapewniłam go, że przyjedziemy w sobotę i zostaniemy do niedzieli. Posprzątam im trochę i wypiorę rzeczy. Obiecałam też pierogi.
 - Mmm… na to ja piszę się zawsze. Zbieramy się?
 - Zbieramy. Już wyłączam komputer.

W sobotni ranek podjechali pod bramę Cieplaków. Ledwie zdążyli wysiąść już dopadła ich Beatka ściskając i całując ich policzki.
 - Bardzo, bardzo, bardzo się za wami stęskniłam.
 - My za tobą też maleńka. – Marek pogładził jej płowe włoski. – Tata i Jasiek są w domu?
 - Są. Czekają na was.
Weszli do środka i przywitali się. Ula powędrowała do swojego dawnego pokoju i przebrała się w domowe ubranie. Miała zamiar wysprzątać gruntownie cały dom.
 - Ula. – Do pokoju wszedł Marek. – Pomógłbym ci, ale nie wziąłem nic na przebranie. Na dwie ręce poszłoby sprawniej.
 - Idź do Jaśka. On na pewno da ci jakieś stare jeansy i koszulkę.
Wygonili dzieciaki do ogrodu, by im nie przeszkadzały.
 - To jak się dzielimy? – Przebrany Marek z wiadrem ciepłej wody wszedł do kuchni.
 - Potrafisz umyć okna? Ja zrobiłabym porządek w meblościankach i zmyłabym podłogi.
 - Kochanie, ja wiele rzeczy potrafię zrobić sam. Okna też mogę umyć.
 - W takim razie do roboty. Tu masz płyn do mycia szyb, ale najpierw umyj ramy.
Zabrali się energicznie do dzieła. Tak zastał ich Józef, który wrócił z zakupami.
 - No moi kochani. Muszę przyznać, że widok to niecodzienny. Sam prezes dużej firmy myje u mnie okna, a dyrektor szoruje podłogi. Ja to mam szczęście. – Roześmiali się, jak na komendę.
 - Ta praca nam w niczym nie ujmuje panie Józefie. – Odpowiedział rozbawiony Marek.
Pracowali zgodnie do południa. Potem nastawiła pranie. Postanowiła, że za pierogi zabierze się wieczorem. O trzynastej Józef zawołał ich na obiad.
 - Mówiłaś Ula, że macie jakieś nowiny.
 - A tak… właśnie. Ustaliliśmy z Markiem datę ślubu. Odbędzie się w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Powoli zaczynamy załatwiać. Właściwie Marek, skoro tu jesteśmy moglibyśmy się przejść na plebanię i zapytać, czy mają wolne terminy w tym czasie. To niedaleko. Przy okazji poszlibyśmy na cmentarz.
 - Pewnie. Nie mam nic przeciw temu.
 - Bardzo się cieszę dzieci i jestem naprawdę szczęśliwy. A jak tata, Marek. Lepiej się czuje?
 - Powolutku dochodzi do formy. Mama go bardzo pilnuje, by nie przesadzał w niczym i żeby się oszczędzał. Teraz jest oderwany od firmy, więc i trosk ma mniej. Dużo czasu spędza na powietrzu w ogrodzie. Dzięki temu i wygląda zdrowiej.
 - Pozdrówcie oboje od nas serdecznie. Jak poczuje się dobrze, to może zechce nas odwiedzić.
 - Na pewno tak będzie. On bardzo lubi rozmowy z panem.
Po południu wybrali się na plebanię. Proboszcz przyjął ich bardzo wylewnie, szczególnie Ulę, którą znał od dziecka. Wyjaśnili mu powód swojej wizyty.
 - Kochani, nie będzie najmniejszego problemu. Parafia jest maleńka i śluby nie zdarzają się tak często jak w mieście. Ja już was wpisuję na ten termin, a i zapowiedzi wyjdą, jak trzeba.
Uszczęśliwieni wyszli z plebanii. Marek objął ją i przytulił, czule całując w skroń.
 - Widzisz kochanie jak dobrze idzie? Tak się martwiłaś, że wszystko długo potrwa, a tu proszę. Termin ślubu ustalony, Pshemko podjął się zaprojektowania strojów ślubnych, zapowiedzi wyjdą i kościół załatwiony. W tygodniu, jak będziemy mieć wolną chwilę, możemy pójść do urzędu stanu cywilnego i przy okazji kupić obrączki. Nie chcę ich wybierać sam, bo mógłbym wybrać takie, które by ci się nie spodobały. Zajrzymy też do rodziców. Wiesz, że mama często organizowała różne imprezy dla fundacji, którą prowadzi? Zna mnóstwo ciekawych miejsc, w których mogłoby odbyć się wesele. Na pewno nam coś doradzi.
Kupili po drodze wiązankę kwiatów, dwa duże znicze i już bez przeszkód skierowali się w stronę cmentarza.
Grób Magdy Cieplak był więcej niż skromny. Jednak porządnie utrzymany. Posadzone wiosną bratki pięknie rozkwitły tworząc na powierzchni mogiły barwny dywanik. Ułożyli pod napisem kwiaty i zapalili znicze. W nagrobek wtopiono zdjęcie, w które Marek wpatrywał się z ciekawością. – Ula bardzo przypomina matkę. Ona też była bardzo piękna. Ula ma jej oczy i podobne, pełne usta. – Spojrzał na ukochaną. Płakała cichutko. Przytulił ja do siebie nic nie mówiąc. Przyklękli przy grobie i zmówili modlitwę. W ciszy opuścili cmentarz.
Dopiero po chwili otarła mokre policzki i uśmiechnęła się do niego nieśmiało.
 - Przepraszam. Zawsze płaczę, kiedy tu jestem. Bardzo mi jej brakuje. Była wspaniałą osobą. Dobrą żoną i matką. Czasem tak bardzo mi żal, że Betti jej nie znała.
 - Myślę kochanie, że ty jesteś bardzo do niej podobna. Jesteś tak samo piękna i masz wspaniały, dobry charakter. Jestem pewien, że tak jak i ona, ty też będziesz bardzo dobrą żoną i świetną matką.
Po kolacji zabrała się za pierogi. Marek wraz z Józefem i Jaśkiem oglądali mecz w telewizji, a mała Betti sekundowała jej przy stolnicy. Późnym wieczorem, gdy już leżeli wtuleni w siebie w jej pokoiku powiedziała.
 – To był intensywny dzień. Dobrze, że załatwiliśmy wszystko na plebanii. Jutro wstanę wcześniej i upiekę im ciasto. Może zrobię gołąbki? Nie wiem tylko, czy tata kupił kapustę. Zobaczymy.
Przylgnął do jej ust i pocałował z czułością.
 - Śpij już skarbie. Zmęczona jesteś. Powieki same ci się zamykają. Dobranoc moje szczęście.
 - Dobranoc – wyszeptała jeszcze i po chwili już spała.

Obudziła się o siódmej. Wstała cicho nie chcąc obudzić Marka. Weszła do kuchni i zastała w niej ojca.
 - A co ty tak wcześnie na nogach, – spytała cicho – nie możesz spać?
 - No jakoś nie. A Ty?
 - Kupiłeś kapustę na gołąbki? Chciałam wam zrobić trochę. Ciasto też upiekę, ale później. Warkot miksera mógłby ich obudzić.
 - Kupiłem. Zaraz przyniosę.
Wstawiła ryż i mielone mięso do podsmażenia. Szybko pokroiła cebulę i zrumieniła ją. Do wielkiego gara włożyła kapustę i też postawiła na palniku. – No teraz mogę naszykować śniadanie. – Kręciła się jak fryga. W kilkanaście minut później na stole wylądował pocięty w równe kromki chleb, wędlina, pomidory, ogórki i ser. Na środku, w wielkim, szklanym dzbanku parowała herbata. Zaparzyła też kawę. Ona i Marek właśnie od niej zaczynali dzień. Poczuła muśnięcie jego miękkich warg na swojej szyi. Odwróciła się i uśmiechnęła promiennie.
 - Wstałeś już? Myślałam, że dłużej pośpisz. Rzadka okazja.
 - Witaj kotku – wymruczał jej wprost do ucha. – Wiesz, że nie lubię spać sam. Poza tym zwabił mnie zapach kawy.
 - Idź się ubrać i możesz siadać do stołu. Śniadanie czeka.
Dzieci również zdążyły już wstać. Umyte i ubrane usiadły przy stole. Ula nalała im do kubków herbaty, a sobie i Markowi kawy.
 - Poszedłbyś ze mną do garażu Marek jak zjemy? Pomógłbyś mi uporządkować kilka rzeczy. Jasiek też będzie mi potrzebny. We trójkę uwiniemy się raz dwa, a co najważniejsze, nie będziemy przeszkadzać Uli. Ona ma jeszcze sporo roboty. Zawzięta jest. – Uśmiechnął się do córki.
 - Jasne. Nie ma problemu. Chętnie pomogę. Pożyczę jeszcze dzisiaj twoje ciuchy Jasiek.
Kiedy wynieśli się z kuchni, pozmywała po śniadaniu i zabrała się za gołąbki. Miała naprawdę zręczne ręce. Stolnica błyskawicznie zapełniała się zgrabnymi rulonikami. Wyjęła z szafki dwa duże owalne rondle i ułożyła je w nich. Potem zabrała się za ucieranie ciasta.

Wrócili z garażu i z lubością pociągnęli nosami.
 - Ale pachnie – rzucił Jasiek. – Ulka robi najlepsze ciasto na świecie.
 - Nie musisz mi tego mówić, bo sam mam podobne zdanie. – Zachichotał Marek. – Mam nadzieję, że napiekła tego tyle, że i do domu weźmie trochę. – Józef poklepał go po ramieniu.
 - Nie martw się synu. Wiesz, że ona robi wszystko w dużych ilościach, na wyrost i spuchliznę. Dostaniecie i ciasto i pierogi i gołąbki. Wszystkiego po trochu.
Umyli się z kurzu, który zalegał w garażu i poszli przebrać. Józef wszedł do kuchni i z przyjemnością spojrzał na zarumienioną od pracy twarz swojej córki.
 - Napracowałaś się córcia. Chłopaki już nie mogą doczekać się tych pyszności.
 - Zaraz je dostaną. Usiądź. Chciałam porozmawiać. – Wyciągnęła z kieszeni kopertę. – Tu masz pieniądze na życie. Nie oszczędzaj już tak bardzo i daj dzieciakom trochę luzu. Kup Betti trochę słodyczy. Wiesz, że przepada za nimi, a i Jaśkowi odpal jakąś tygodniówkę. Koniec naszej biedy. Najwyższy czas zacząć żyć jak ludzie. Ja zarabiam tyle, że nie jestem w stanie tego wydać więc nie protestuj, dobrze?
Wziął z jej rąk kopertę i oniemiał.
 – Na litość boską Ula, to jest mnóstwo pieniędzy. Ty potrzebujesz ich bardziej. Na wesele. Ile tego jest?
 - Pięć tysięcy. I nie martw się. Na wszystko mi starczy. – Zobaczyła w jego oczach łzy. Podeszła i przytuliła go do siebie.
 - Nie płacz tato. Będę naprawdę szczęśliwa, jak dobrze spożytkujesz te pieniądze. W następną sobotę zabierzemy dzieciaki na zakupy. Kupię trochę odzieży dla nich. Chodzą w takich starociach, że już szkoda nawet je łatać. Zobaczyłam to dzisiaj podczas prania. Betti rośnie jak na drożdżach. Też powyrastała z wielu rzeczy. Jaśkowi przyda się nowa kurtka, spodnie i buty, a i ty sam nie masz nic porządnego. Trzeba to zmienić jak najszybciej.
 - Dziękuję ci dziecko – powiedział wzruszony. – Jesteś najlepszą córką na świecie. Kocham cię bardzo i jestem taki z ciebie dumny.
 - I ja cię bardzo kocham tato. Schowaj teraz te pieniądze i zawołaj wszystkich na obiad. Ja już nakładam.
Późnym popołudniem spakowała trochę tych pyszności, które ugotowała. Żegnali się obietnicą przyjazdu w następną sobotę i zabrania dzieci na zakupy.
 - Nie gniewasz się, że wyskoczyłam z tą propozycją zakupów? – Spytała, gdy jechali na Sienną. – Oni naprawdę nie mają już w co się ubrać.
 - Kotku, co ci przychodzi do tej ślicznej główki? Dlaczego miałbym się gniewać?
 - Może miałeś inne plany na następny weekend?
 - Skarbie, ja swoje plany podporządkowuje twoim. Co najwyżej mogę coś zaproponować, ale nie będę protestował, gdy chodzi o coś tak ważnego.
 - Kocham cię. – Wyszeptała. Uśmiechnął się szeroko.
 - Możesz mi to powtarzać kilka razy w ciągu dnia. To muzyka dla moich uszu. Ja kocham cię jak wariat.

Ledwie włożyła do lodówki przywiezione z Rysiowa rzeczy, porwał ją na ręce i pobiegł do łazienki. Niemal zdarł z niej ubranie i wpił się w jej usta. Chichotała.
 - Uspokój się, bo jeszcze zedrzesz ze mnie skórę.
 - Nie zedrę – wymamrotał pieszcząc jej sutki. – Pragnę cię jak szaleniec. Gdybyś nie była taka zmęczona ubiegłej nocy, kochałbym cię tam w Rysiowie. Z biedą się powstrzymałem. – Wprowadził ją do kabiny. Oblał ich oboje strumieniem ciepłej wody i z pietyzmem namydlał jej ciało.
 - Jesteś idealna pod każdym względem. – Uśmiechnęła się do niego radośnie.
 - Ty też. Jesteś moim wymarzonym, chodzącym ideałem mężczyzny.
Spłukał szybko pianę z siebie i z niej. Wytarł oboje do sucha i nie zwlekając, szybkim krokiem, trzymając ją w ramionach, zaniósł do sypialni. Ułożył na łóżku i zachwyconym spojrzeniem omiótł jej nagie ciało.
 - Nigdy mi ciebie dość i to się już nie zmieni. Będę kochał się z tobą do późnej starości, nawet, gdy będę musiał zażywać już Viagrę. – Roześmiała się na całe gardło.
 - Najgorzej będzie jak i ona nie pomoże. Wtedy zostaje ci już tylko mleko z gipsem.
 - Osz ty diablico jedna! Dzięki Bogu teraz nie potrzebuję ani jednego, ani drugiego i zaraz ci to udowodnię.
Przylgnął do niej całym ciałem inicjując namiętny pocałunek. Pieścił piersi, drażnił sutki. Drżała. Zawsze reagowała w ten sposób na dotyk jego delikatnych rąk. A one wyprawiały istne cuda. Gładziły cudownie płaski brzuch i kształtne pośladki. Drażniły płeć. Pieściły smukłe uda. Usta nie ominęły żadnego skrawka jej ciała. Pożądliwie wpiły się w pępek by następnie wedrzeć się w jej kobiecość. Jęknęła z rozkoszy, a on kierował jej ciałem jak dyrygent orkiestrą. To była harmonia w najczystszej postaci. Ona wilgotniała coraz bardziej. Wszedł w nią i zaczął się rytmicznie poruszać. Odpływała poddając się jego płynnym ruchom silnym i głębokim. On wytrwale prowadził ich do spełnienia. Zamknęła oczy. Było jej tak dobrze, tak błogo. Pragnęła, by ten akt nigdy się nie skończył. By trwał i trwał. Przyspieszył nagle i pędził już na oślep. Zatracił się. Usłyszał jej krzyk. Jeszcze tylko kilka ruchów i sam poczuł to cudowne ciepło rozlewające się w okolicy podbrzusza. Trwał tak chwilę czekając, aż uspokoją się jego zmysły i wybrzmi jej krzyk. Zdyszany opadł na nią całując jej usta. Poczuł jak jej ciało również się uspokaja targane ostatnimi spazmami.
 - Dziękuję kotku. To było wspaniałe.
 - Jestem szczęśliwa.



1 komentarz:

  1. Super ta opowieść jest to w najlepszym wypadku nic ująć nic dodać lubię te parę

    OdpowiedzUsuń