02 luty 2014 |
ROZDZIAŁ 6
Święta minęły spokojnie. Jednak nie mieli gości. Okazało się, że Sebastian pojechał do swoich rodziców. W pierwszy dzień świąt ruszyli do Łazienek na te obiecane przez Marka sanki. On i Ula początkowo przyglądali się tylko jak Betti zjeżdża z górki z Miłoszem. Marek doszedł do wniosku, że ta mała jest równie opiekuńcza względem jego synka, co Ula. Traktowała go jak swojego braciszka. Często go przytulała i cmokała jego zmarznięte policzki. Potrafiła sprawić, że jego synek śmiał się od ucha do ucha. A nic bardziej nie uszczęśliwia rodzica jak radosne, pogodne dziecko. Za namową Miłosza zjechał z nim kilka razy, a potem na sanki posadzili Ulę z Beatką. I one zapomniały na chwilę o smutkach i świetnie się bawiły. To był bardzo udany dzień. W drugi świąteczny poranek wybrali się na długi spacer, a po południu dzieci oglądały bajki. Jednak co dobre, szybko się kończy i trzeba było wrócić do codzienności. Marek miał trochę zaległej roboty. Viola nie była zbyt pomocna. Niewiele rozumiała z ekonomicznych zawiłości, co najwyżej mogła tylko przepisać coś na komputerze. Dzisiaj wyglądała nieszczególnie i pomyślał, że jeżeli Sebastian wygląda podobnie, to nieźle musieli zabalować w te święta. - Ocknij się Viola, już po świętach. Mamy trochę roboty. Zaraz przyniosę ci coś do przepisania. Jak skończysz przyniesiesz mi do podpisu i zaniesiesz do Alexa. - Alexa nie ma. Jeszcze nie wrócił z Włoch. - Myślałem, że będzie dzisiaj w pracy. - Ma urlop do końca roku. - No dobrze. Twoje szczęście, ale tak czy owak będziesz musiała to napisać. Usiadł za biurkiem i zabrał się za przeglądanie dokumentów. Musiał wybrać te, które należało załatwić w pierwszej kolejności. Skrzywił się, bo było tego całkiem sporo i miał wątpliwości, czy wyrobi się z tym do końca dniówki. Tuż przed piętnastą Violetta wsunęła się do jego gabinetu trzymając w dłoni jakąś kartkę. - Przyszedł fax Marek, ale nic z niego nie rozumiem. Spójrz. - Przebiegł wzrokiem po tekście. - To po niemiecku Viola. Ja też z tego nic nie rozumiem. Muszę to dać do tłumacza. Ale to jutro. - Przykleił na papier samoprzylepną karteczkę i napisał na niej „do tłumaczenia”. O szesnastej spakował część dokumentów, których nie dał rady przejrzeć i postanowił pochylić się nad nimi w domu. Po obiedzie zasiadł w salonie i rozłożył papiery. Dzieci nie chcąc mu przeszkadzać bawiły się w jednym z pokoi pod czujnym okiem Uli. Wieczorem, gdy położyła je już do łóżek przysiadła jeszcze w salonie z zamiarem zeszycia spodni Miłosza, które rozdarł podczas zabawy. Marek położył się już wcześniej. Pierwszy dzień pracy dał mu w kość i poczuł się zmęczony. Przesunęła nieco leżące na ławie dokumenty, żeby zrobić sobie miejsce na pudełko z nićmi. Mimowolnie dostrzegła żółtą karteczkę z napisem „do tłumaczenia”. Uśmiechnęła się. Doskonale znała ten język. Wydarła kartkę z rysunkowego bloku Miłosza i zaczęła tłumaczyć. "Jesteśmy firmą consultingową M27 WEDO z siedzibą w Wiedniu. Nasza firma opracowuje strategie wejścia na zagraniczne rynki, przede wszystkim rynki Europy Środkowo-Wschodniej, austriackich marek odzieżowych "Charly" i "Double XX". Nasz klient, firma Charly International Trading GmbH powierzył nam zadanie znalezienia w Polsce firmy, z którą mogłaby podjąć współpracę na zasadzie wymiany doświadczeń, a także sprzedaży na terenie Polski ww. marek odzieżowych w zamian za promowanie i sprzedaż na rynku austriackim, niemieckim i czeskim kolekcji polskiego współpartnera. Współpartner powinien mieć doświadczenie w branży tekstylnej poparte odpowiednimi referencjami. Mile widziane doświadczenie w prowadzeniu biznesu na zasadzie franczyzy. W drugiej połowie lutego przyszłego roku nastąpi prezentacja najnowszej kolekcji marki Charly w budynku Radcy Handlowego Ambasady Austriackiej w Warszawie, na którą zaprosimy wybranych Partnerów firmy Charly International Trading GmbH w Polsce. Prosimy jednak o wcześniejsze skontaktowanie się z Panem Michałem Małeckim celem uzgodnienia szczegółów ewentualnej współpracy. Telefon nr..." Skończyła pisać i położyła kartkę na środku stołu opatrując ją nagłówkiem „tłumaczenie”. W końcu zabrała się za zszywanie podartych spodni. Kręciła się po kuchni szykując dla wszystkich śniadanie, gdy wszedł do niej Marek ubrany w szlafrok z kartką w ręku. - To twoja robota Ula? – Zapytał od progu. Odwróciła się od kuchennego blatu i spojrzała na niego. - Aaa…, to… No bo pomyślałam sobie, że niepotrzebnie będziesz szukał tłumacza, kiedy ja znam niemiecki. Mam nadzieję, że czytelnie i jasno to przetłumaczyłam… - Pokręcił z niedowierzaniem głową. - Dokładnie, czytelnie i bardzo jasno. Skąd znasz niemiecki? - Uczyłam się kiedyś i nawet nieźle mi szło. - Nieźle ci szło? Chyba byłaś największym kujonem w klasie, a ja dziękuję ci za tę pilność. Gdyby jeszcze przyszło coś w tym języku, przetłumaczysz? - Nie ma sprawy, a teraz idę obudzić dzieci. Kawa gotowa. Możesz sobie nalać. Następnego dnia skontaktował się z Małeckim wymienionym w piśmie. Dowiedział się jakie dokumenty powinien złożyć, żeby ubiegać się o to współpartnerstwo. Załącznik do nich stanowić miały zdjęcia najnowszych kolekcji. Pod koniec stycznia dostał zaproszenie na pokaz do ambasady. Tam okazało się, że wybrano dwóch partnerów. Firmę Febo&Dobrzański i Fox Fashion. Skakał z radości i ściskał Alexa, który wraz z nim tam był. To on poczynił wszystkie wyliczenia i zrobił symulację potencjalnych zysków. Teraz pozostało jedynie podpisać umowę. Sporządzona była dwujęzycznie, a im przydzielono na wszelki wypadek tłumacza z ambasady, gdyby mieli jakieś wątpliwości. Zacierali ręce. Firma miała szansę jak nigdy zaistnieć na europejskich rynkach. Zaraz zadzwonili do seniorów i opowiedzieli im o wszystkim. Tą dobrą wiadomością bardzo podbudowali samopoczucie Krzysztofa. Był z nich dumny. Przez kolejne miesiące ta współpraca rozkwitła i przyniosła spore zyski obu firmom. Problem był tylko z niewielką ilością butików, które należały do F&D. Ledwie mieścili się z napływającym wciąż towarem. Sytuacja była patowa, a Marek nie mógł przecież powiedzieć wspólnikowi, że nie ma gdzie sprzedawać jego kolekcji. Martwił się tym i intensywnie myślał, jak z tego wybrnąć. Któregoś dnia opowiadał o tym Uli. Musiał się wygadać i wyżalić. Wysłuchała go cierpliwie i spytała. - Firma stoi dobrze? Ma płynność finansową? - Stoi bardzo dobrze i nie ma z tym kłopotów. - W takim razie dlaczego nie wynajmiecie powierzchni handlowej w większych marketach bądź nawet w galeriach? To rozwiązałoby problem. Nie trzeba kupować od razu całego kurnika, gdy chce się zjeść jajko, prawda? Koszt wynajmu będzie znacznie niższy niż zainwestowanie w otwarcie nowych sklepów, to chyba oczywiste. Patrzył na nią z rozdziawionymi ustami. Zatkało go, bo pomysł, który przedstawiła już dawno powinien mu przyjść do głowy. Był genialnie prosty, a przede wszystkim opłacalny. Pokręcił z podziwem głową. - Skąd ty to wszystko wiesz? - Marek przecież nie na darmo kończyłam ekonomię. – Wytrzeszczył na nią oczy. - Skończyłaś studia? Skończyłaś ekonomię? – Pokiwała twierdząco głową. - Skończyłam też drugi kierunek Zarządzanie i Marketing. Znam biegle biznesowy niemiecki, angielski i rosyjski. Mam certyfikaty. – Złapał się za głowę. - Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? - Bo nigdy nie pytałeś. Zatrudniłeś mnie do opieki nad Miłoszem. Do tego ta cała wiedza nie była mi potrzebna. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo mi głupio. - Naprawdę niepotrzebnie. Ja jestem bardzo zadowolona z tej pracy, więc nie rób sobie wyrzutów. Jeśli będziesz miał jeszcze jakiś problem, a ja będę w stanie ci pomóc, to na pewno to zrobię. Mam nadzieję, że uda ci się załatwić coś w marketach. Będę trzymać za to kciuki. Naprawdę było mu głupio i poczuł się jak ostatni dureń. Dlaczego nie zapytał jej o wykształcenie, gdy po raz pierwszy miał okazję z nią rozmawiać? To prawda, że chodziło mu wtedy głównie o załatwienie kogoś do opieki i żadnej z kobiet, które wówczas przyszły nie pytał o wykształcenie. Jedynie te młode powiedziały mu, że studiują. Ula zrobiła na nim dobre wrażenie mimo, że nie wyglądała jakoś szczególnie. Może to właśnie tym się zasugerował? Jej ubiorem? Okazało się, że był tak samo powierzchowny jak większość mężczyzn. Od razu założył, że może mieć co najwyżej maturę, a tymczasem to kompetentny, gruntownie wykształcony ekonomista z biegłą znajomością trzech języków i w dodatku ma dobrze poukładane w głowie. Kompletnie go dzisiaj zaskoczyła. Teraz tym bardziej nie rozumiał, dlaczego nie szukała pracy w swoim zawodzie tylko przyjęła posadę znacznie poniżej jej możliwości i wykształcenia. - Zastanawia mnie jeszcze coś. Nie rozumiem dlaczego nie pracujesz w swoim zawodzie. Teraz potrzebują zdolnych ekonomistów. – Uśmiechnęła się smutno. - To nie takie proste. Aplikowałam do bardzo wielu firm. Aplikowałam do banków. Chodziłam na niezliczoną ilość rozmów kwalifikacyjnych i wierz mi nikt, kto mnie zobaczył nie rozmawiał ze mną o kompetencjach i wykształceniu, bo każdy zakładał, że skoro tak skromnie się ubieram to i w głowie mam niewiele. A ja wiązałam ledwie koniec z końcem. Ty byłeś jedynym, który na to nie zwracał uwagi i przyjął mnie od razu, i nie mówiłeś „Dziękuję, za kilka dni odezwę się do pani”. Nawet nie wiesz jak wiele razy słyszałam tę utartą formułkę. Zanim trafiłam do ciebie szukałam już jakiejkolwiek pracy. Musiałam Betti dać jeść, a bywało, że nie miałam na chleb. Sprzątałam nawet szalety miejskie. – Rozpłakała się. – Nie masz pojęcia jakie to upokarzające, gdy masz głowę nabitą fachową wiedzą, a musisz robić takie rzeczy. Praca u ciebie to jak najlepszy gwiazdkowy prezent. Miłosz to taki fajny dzieciak. Nie sposób go nie kochać, a ja jestem szczęśliwa, że mogę się nim zajmować. Nawet Betti odżyła przy nim. Ciągle powtarza, że starszego braciszka już nie ma, ale zyskała młodszego. Dzięki tej pracy wcale nie żałuję, że nie wykonuję wyuczonego zawodu. Wierz mi. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i podał jej. Był zszokowany jej słowami. Nie sądził, że miała tak ogromne trudności w poszukiwaniu pracy. Delikatnie pogładził jej ramię. - Już dobrze Ula. Już dobrze, nie płacz. Nie przypuszczałem, że było wam aż tak ciężko. Przeżyłyście mnóstwo trudnych momentów, ale będzie coraz lepiej zobaczysz. Nadal uważam, że marnujesz swój talent. Nie omieszkam z niego skorzystać, gdy będę miał problemy w firmie. Okazuje się, że posiadasz wiele talentów i chciałem cię prosić, żebyś w sobotę wykorzystała jeden z nich. – Podniosła głowę i przetarła załzawione oczy. Oszołomiony patrzył w nie, bo pod wpływem łez mieniły się głębokim błękitem. - Mój Boże czy ja kiedykolwiek widziałem tak wyjątkowe oczy? – Przyłapał się nagle na tym, że mogą go urzec oczy innej kobiety niemal tak samo jak oczy jego własnej żony. Zdał sobie sprawę, że Ula jest naprawdę piękna. Piękna, wrażliwa i dobra. – Nie, nie… Nie mogę w ten sposób o niej myśleć, bo to tak jakbym zdradzał Paulinę. Pauliny już nie ma i nigdy nie będzie – pomyślał ze smutkiem. Z tych rozważań wyrwał go łagodny głos Uli. - A co ma być w sobotę? - No właśnie. W tym tygodniu wracają moi rodzice ze Szwajcarii. Mieli wrócić wcześniej, ale terapia zadziałała i dlatego przedłużyli pobyt o kolejne trzy miesiące. Chciałbym ich zaprosić na sobotni obiad. Również Alexa. Stęsknili się za Miłoszem, a i on często ich wspomina. - Nie ma sprawy. Powiedz mi tylko, co lubią jeść, a ja wszystko przygotuję. - Dziękuję Ula. W piątek po pracy zabiorę dzieci do kina na jakąś bajkę. Będziesz mogła w spokoju wszystko przygotować. W piątkowy poranek po śniadaniu ubrała dzieci i poszła na zakupy. Miała bojowe zadanie kupić ładną wołową polędwicę, z której musiała przyrządzić steki. Ładowała do wózka mięso wołowe, wieprzowe i kurczaka. Marek zażyczył sobie esencjonalny rosół. Postanowiła, że zrobi do niego domowy makaron. Miłosz siedzący w koszu układał w piramidę tacki, na których opakowane szczelnie w folię leżało mięsiwo. - Ulcia kupisz mi batonika? Tatuś pozwolił? - Kupię skarbie. Najpierw zrobimy wszystkie zakupy, a na końcu kupię wam słodkości. Już w domu podsunęła dzieciom kilka zabawek, a sama zajęła się kucharzeniem. Marek mówił, że wszyscy lubią rosół i steki. Te ostatnie postanowiła przyrządzić z salsą z pomidorów, mango i czerwonej cebuli. Natknęła się kiedyś na przepis w jakiejś kolorowej gazecie i pomyślała, że to powinno być smaczne. Steki będzie smażyć tuż przed pojawieniem się gości. Dzisiaj zrobi tylko marynatę do nich, makaron i salsę. Upiecze też jakieś lekkie ciasto. Może karpatkę, którą tak lubi Miłosz? Na dzisiejszy obiad zaplanowała knedle z truskawkami. Owoce były świeże. Właśnie zaczął się na nie sezon. Obiad zjadali w pośpiechu. Marek miał już wykupione dla nich bilety i nie chciał się spóźnić. Kiedy po ich wyjściu została sama z kopyta zabrała się do roboty. |
bewunia68 (gość) 2014.02.02 12:15 |
Do Marka dotarło, że Ula ma porządne wykształcenie? Dobre i to. Pod poprzednim rozdziałem dziewczyny pisały, że taki Dobrzański jest fajny. Ciepły, porządny facet miły w obejściu. Z takim mężczyzną wygodnie jest przejść przez życie, ale po pewnym czasie robi się nudno. Mówię z własnego doświadczenia. Dlatego lubię filmy akcji z Van Damem, Brusem Willisem czy Szwarcenegerem. Serial Brzydula i Dobrzański dostarcza zupełnie innych wrażeń. Dla mnie to jak fantastyka. Coś nierealnego. Abstrakcja totalna. Marek, który jest uroczym kobieciarzem, zdradza, kłamie, kombinuje, potrafi dać w kość to urozmaicenie codziennej rutyny i nudy. Uczucia Uli ogarniające ją po wykryciu oszustwa Marka mogę sobie wyobrazić najwyżej. Ja nie wie co to zazdrość. I obym nigdy się nie dowiedziała tak naprawdę. Pozdrawiam. |
MalgorzataSz1 2014.02.02 12:34 |
Bewuniu A ja sobie myślę, że to zależy od tego, jakie każda z nas ma doświadczenia. Jedna kocha właśnie takiego łagodnego, uczciwego i uczuciowego Marka, przy którym z czasem może być nudno, ale bezpiecznie, bo wiemy mniej więcej czego oczekiwać od takiego człowieka. Są kobiety, które szukają innych wrażeń. Spokojny partner, wręcz safanduła i nudziarz, to nie ich bajka. Są też takie, które doznawszy wielu przykrych rzeczy od partnera w stylu "mucho", twardego, bezwzględnego i skupionego wyłącznie na sobie, szukają kogoś takiego jak Dobrzański. Nie można tego generalizować. Ja w swoich opowiadaniach przedstawiam Marka bardzo różnego, chociaż z pewnością w większości z nich okazuje się być dobrym człowiekiem z inicjatywą, ale to nie znaczy, że nudnym i przewidywalnym. Przecież w tym opowiadaniu prowadzi firmę, która dobrze prosperuje, wychowuje dziecko i stara się poskładać swoje życie do kupy po stracie żony. Takie wypadki się zdarzają i ja nie nazwałabym tego fikcją. Każdy ma prawo wyrazić swoją opinię. Jednemu taki ktoś się podoba innemu nie. Najważniejszy dla mnie, jako autora opowiadania jest fakt, że można o tym podyskutować i powymieniać poglądy, jak to miało miejsce pod poprzednią częścią i za to Wam wszystkim jestem bardzo wdzięczna. Bardzo dziękuję Ci za wpis. Pozdrawiam życząc miłej niedzieli. :) |
ADRIANCREVAN (gość) 2014.02.02 12:36 |
no ! coś drgnęło w Mareczku i gut ! nie może wciąż płakać po Paulince bo się zdąży zestarzeć :-) i nareszcie mu zaczyna myśleć , to dobra droga na wyjście z empatii po stracie żony , Ula to skarb pod każdym względem i czas by on to zauważył , to im wyjdzie na dobre , obu :-) czy myślałaś już o tym co ci napisałam ? o odwróceniu ról ? złej Ulce i dobrym Mareczku ? miłej niedzieli Kochana :-) |
ADRIANCREVAN (gość) 2014.02.02 12:38 |
PS. co do facetów , nie nie ma ideałów , niestety :-) chyba że same ich stwarzamy :-) :-) |
MalgorzataSz1 2014.02.02 12:46 |
Aniu Wzięłam się na razie za coś innego, ale to dopiero początek, chociaż nie przewiduję takiej konfiguracji, że to Ula będzie tą złą, a Marek dobrym. Oczywiście rzecz jest do przemyślenia i nie wykluczam, że kiedyś napiszę coś podobnego. A jeśli chodzi o tę część, to już najwyższy czas zacząć zbliżać ich do siebie, chociaż po drodze będzie jeszcze kilka małych zawirowań. Jednak jaki będzie finał, wszyscy wiemy doskonale. Udanej niedzieli kochana i wielkie dzięki za wpis. :) |
lectrice (gość) 2014.02.02 13:20 |
No i Ula przy garach... do nastepnego czwartku.... A Mareczkowi oko zaczyna latac i dostrzegac Ule, w pracy dostrzega tez prawdopodobne szalenstwa Violetty i Sebastiana, zaczyna opowiadac o pracy w domu wiec szuka kontaktu, byc moze chwilowo podswiadomie. Powoli otwiera sie na ewentualne przyjemnosci tego swiata... A do tego : Patrzy na nią z rozdziawionymi ustami, Zatkało go, Kreci z podziwem głową, Wytrzeszczył na nią oczy....itp.... niedlugo padnie jej do stop !!! Reszta potem , jeszcze wroce. |
MalgorzataSz1 2014.02.02 13:48 |
Lectrice Mam nadzieję, że wrócisz i podasz więcej informacji np. na temat ewentualnych byczków. Tak naprawdę nie wiem, czy to przystoi pokpiwać z takiego Mareczka, który dopiero po długim czasie zaczyna się otwierać na nowe bodźce wokół niego. Do tej pory żył wspomnieniami o Paulinie i tęsknił za nią. To wydaje się być raczej normalne, gdy facet tak bardzo kocha. Wtedy nie w głowie mu inne dzierlatki nawet takie, które są równie piękne jak jego zmarła połowica. Świadomie czy podświadomie, to raczej bez znaczenia. Najważniejsze, że zaczął dostrzegać, że poza nim są jeszcze inni ludzie na świecie i to w dodatku bardzo pociągający. Pozdrawiam. :) |
marit (gość) 2014.02.02 14:52 |
Gosiu,sam miodzik komplementów dzisiaj spływa pod Twoim adresem od grandziarzy.Spełniłaś ich marzenia,moje też w tym opowiadaniu. Nareszcie Marek dostrzegł w Uli dzięki tłumaczeniu, jej intelekt, niesamowitą skromność,subtelność i to z otwartym ustami.Poza tym, przypomniał sobie swoje błędy jakie popełnił przy angażowaniu kobiet do Miłosza.Nie pytając nawet Ulę,o jej wykształcenie /choć nie miało tu znaczenia/, patrzył jak wszyscy inni, którzy jej przed nim nie zatrudnili,a tylko i wyłącznie na powierzchowność. Gdyby nie jej sytuacja w jakiej była,nie wiadomo czy w ogóle by ją zatrudnił. Po drugie,spostrzegł jak z czułością dzieci się sobą zajmują,bawią się,śmieją co w dzieciństwie powinno być zjawiskiem normalnym,codziennym,a na pewno cieszyć oko rodzica. No i zaangażowanie dorosłych do zabawy przez dzieci,które choć na chwilę również zapomniały o smutku goszczącym codziennie na ich buziach. Jestem pełna optymizmu,że Ula jeszcze nie raz,postawi Markowi wiele znaków zapytania, odnośnie jego firmy i przysporzy mu przy tym ,trudny orzech do zgryzienia.No niech pogłówkuje jak go rozgryźć.Sami ekonomiści to już trudny orzech,ale jak go rozgryźć.? Zrób Gosiu małe zamieszanie,niech pomocnicy Marka zaczną główkować. Trochę zamieszania nie zaszkodzi,aby Marek zapomniał o bólu. Trochę modelek zainteresowanych Markiem,może wtedy zacznie zerkać na Ulkę. Jak by nie patrzeć,żeby nie było za nudno i miodowo. A tak w ogóle to ciekawam reakcji rodziców Marka na Ulkę.No niech się trochę ogarnie, włosy, kiecki,buty itd.A tak w ogóle to ma bryle czy kontaktówki? Dzięki Gosiu za ten piękny upominek jesteś kochana i zarazem wieeellllllkkkkkaaaaa ..Milutkiej niedzieli kochana. Pozdrawiamy. |
marit (gość) 2014.02.02 15:03 |
Bewunia. Chciałam dyskretnie przypomnieć,że to opowiadanie nie ma nic wspólnego z przeszłością serialową Marka. Przynajmniej ja tak to odczytuję. To odwrócony Marek o360 stopni w przedstawiony w innym życiu.No właśnie,jak dla mnie jest dbst i to sama słodycz,tylko ciekawe na jak długo Gosia nam pozwoli tak się słodzić.Pozdrawiam. |
Aniula (gość) 2014.02.02 15:11 |
Małgosiu, Marek dowedział się o wykształceniu Uli. Lepiej późno niż wcale. Jestem ciekawa czy coś teraz z tym zrobi. W sumie jeśli zatrudniłby Ulę w firmie to kto zajmowałby się Miłoszem, więc chyba nie będzie ona pracować w firmi. Ale zobaczymy. Calośc bardzo piękna i już czekam z niecierpliwością na kolejną część. Pozdrawiam Cię serdecznie. Ania. |
lectrice (gość) 2014.02.02 15:39 |
Praktycznie rzecz biorac to w tym zdaniu jest pleonazm : "Traktowała go jak swojego małego braciszka." bo jak braciszek to maly, a jak maly to braciszek ! (no i wyszlo z tego maslo maslane). Oczywiscie w codziennym uzyciu to chyba nie razi ale jak sie czepiac to sie czepiac i to twoja wina jak sie czepiam bzdur bo przestalas popelniac porzadne, rasowe byczki ! Podobnie jest z "maly synek" ! "Podniosła głowę i przetarła mokre powieki." - no jak to powieki ? A dlaczego nie cale zalzawione oczy ? Jak to mozliwe przetrzec tylko powieki, przeciez to niemozliwe i niewykonalne... ja wiem, ze Ula to zdolniacha ale jestem pewna, ze ona przetarla OCZY a nie powieki !!! Na tych sankach to oni roznie siedzieli, nie pomyslalas aby na tych sankach posadzic Ule i Marka razem ? A jaka on wyjal chusteczke z kieszeni, taka z materialu ? Takich juz nikt nie nosi ! No ale jesli taka z materialu, z inicjalami to Ula bedzie musiala mu ja grzecznie oddac !!! W twoim opowiadaniu, Krzysztof jest dumny z syna ! W tym opowiadaniu to on ja gladzi po ramieniu, w fimie bulo na odwrot. |
MalgorzataSz1 2014.02.02 15:39 |
Marit Komplementy, tu powiem nieskromnie przyjmuję z wdzięcznością szczególnie od Twoich grandziarzy. Taką miałam nadzieję, że tym rozdziałem wreszcie choć trochę zaspokoję ten wasz niedosyt. Zamieszanie będzie, ale niestety nie w firmie. A jeśli chodzi o stosunek Dobrzańskich do Uli, to przekonacie się o tym w następnej części. Pozdrawiam całą silną grupę pod wezwaniem i jak zwykle przesyłam słodkie buziole Wam wszystkim. Aniu Ula została zatrudniona przez Marka w firmie, ale jak pisałam już wcześniej nie będzie w niej pracować. Marek uznał, że uczciwie będzie, jeśli odprowadzać jej będą składki do ZUS. O ile się orientuję, to nianie czegoś takiego nie mają i jest to zawsze umowa-zlecenie. Poza tym masz rację, że na tym etapie Ula nie byłaby w stanie porzucić Miłosza na rzecz pracy w F&D. Za bardzo go pokochała i za bardzo przywykła do tego malca, a i on już bez niej nie potrafi funkcjonować. To jeszcze malutkie dziecko i łatwo się przywiązuje. Bardzo dziękuję Ci, że zajrzałaś. Serdecznie ;pozdrawiam. :) |
MalgorzataSz1 2014.02.02 15:49 |
Lectrice Ależ Ty jesteś złośliwa istotą, ale dobrze, sama tego chciałam. Poprawiłam według wskazówek, ale proszę Cie nie bierz wszystkiego zbyt dosłownie. Ja posługuję się językiem potocznym i myślę, że tak naprawdę nikomu by nie przeszkadzało sformułowanie "May synek", czy "mały braciszek". Co do powiek mogę się z tym zgodzić. Konfiguracja Ula-Marek na sankach nie była brana pod uwagę w ogóle. Jeśli chodzi o chusteczkę, to niech każdy myśli sobie co chce. To drobny detal, który nie ma wpływu na nic. W tym opowiadaniu wszystko jest na odwrót. To tak z przekory. Alex jest dobry, Dobrzańscy bardzo wyrozumiali. Marek pociesza Ulę i głaszcze ją po ramieniu, a nie odwrotnie. To są właśnie moje wariacje na temat. Pozdrawiam. :) |
lectrice (gość) 2014.02.02 15:56 |
Marit Marek nie jest odwrocony o 360 stopni tylko o 180 stopni ! (360 stopni to wychodzi na to samo...) Skoro jestescie fanami Malgosi to powinniscie tez polubic blog Amicus, jest super i swietnie napisany. Polecam na dlugie zimowe wieczory gdy nawet balwany wiedna z nudow. Malgosia i Amikus sa najlepsze, ja im kadze od dawna bo mam nadzieje, ze jak wreszcie zaczna wydawac to mi sie trafi egzemplarz z dedykacja :-DDD |
MalgorzataSz1 2014.02.02 16:19 |
ZGADZAM SIĘ Z LECTRICE POD JEDNYM WZGLĘDEM. BEZ WĄTPIENIA BLOG AMICUS JEST NAJLEPSZYM BLOGIEM O BRZYDULI JAKI KIEDYKOLWIEK ISTNIAŁ. CELOWO PISZĘ TO DUŻYMI LITERAMI. AMICUS NIE MA KONKURENCJI I NIE JEST WŁAŚCIWE STAWIANIE MNIE Z NIĄ NA JEDNYM POZIOMIE, BO JEST O CAŁE NIEBO LEPSZA ODE MNIE. PROSZĘ MNIE TEŻ NIE POSĄDZAĆ PO PRZECZYTANIU TEGO WPISU O KOKIETERIĘ, BO TO CO NAPISAŁAM JEST NAJOCZYWISTSZĄ PRAWDĄ. |
lectrice (gość) 2014.02.02 16:29 |
Bardzo dziekuje za piekny komplement, jestem zlosliwa istota, SUPER !!! Zazwyczaj uchodze za "za dobra", a tu taka niespodzianka ! Ja nie biore wszystkiego zbyt doslownie (tu oczywiscie przesadzam bo chyba masz racje), ale te pleonazmy to zostaly mi jeszcze z liceum. Mialam ssttrraaasznieee wymagajaca nauczycielke sstaaaarej daty, jak uslyszala pleonazm wyplywajacy z naszych niczego nieswiadomych usteczek (np. schodzic w dol, zimny lod...) to robila sie czerwona i gotowa do ataku (na nas albo sercowego, sama nie wiem). Wiec sie zaczelismy kontrolowac i kazdy mial w mozgownicy takie specjalne pulapki na pleonazmy (jak na myszy...), a wszystko to po to by nasza pania oszczedzic i nie miec jej na sumieniu... Ten "ogonek do te biernikowego " to tez z powodu mojej pani od polskiego ! Co do konfiguracji Ula-Marek na sankach to nie dziwie sie ze nie była brana pod uwagę bo jesli sanki nie metalowe a z samego drewna to moglyby nie podolac... A jesli chodzi o chusteczkę, to po co on jej ja daje jak to nie ma wpływu na nic ? Powinien ja zostawic zasmarkana i sie nie wysilac :-)) Ty przekrecilac historie Uli i Marka o 180 stopni, wszystko jest na odwrót, tak z przekory. Ja wszystko rozumiem na odwrot, znow wiec mamy zwrot o 180 stopni i wacamy do punktu wyjscia !!! Pozdrawiam , co zlego to ja... albo jesli wolisz "co nie zlego to nie ja". |
lectrice (gość) 2014.02.02 16:50 |
NIE MAM CZASU OPONOWAC NA TEMAT TWOICH SZARYch MYSLI O TWOIM WLASNYM BLOGU BO IDE DO KINA ZE SWOJA CORECZKA (ZAwitala do mnie ze stolicy) ale ochrzanie Cie potem. Na dedykaje licze nadal !!! |
MalgorzataSz1 2014.02.02 17:03 |
Uchachana do łez życzę Ci miłego spędzenia wieczoru z Twoją latoroślą. Buziaki. :) |
marit (gość) 2014.02.02 19:54 |
Lectrice kochana.dostało Ci się i słodziutko, i po garbusiu,ale chyba nie na tym koniec od Gosiuni. Mnie się też dostało za co Ci dziękuję,matma się ukłoniła,a matury bym nie zaliczyła na tym błędzie na pewno. Jak sobie przypomnę moją polonistkę,to gęsią skórkę mam na garbie.Wypisz wymaluj jak Twoja,ale nigdy w swoim życiu nie miałam jej za złe,że nas tak gnębiła o poprawną polszczyznę.Chwała jej za to po wsze czasy,zapewniam Cię,ale ja też popełniam błędy pisząc nie zastanawiam się nad jej pisownią i to jest nie dobre. Jeżeli chodzi o blog Amicus,Marcysie.Aniulę,a wcześniej o beatriz,buka,Ania2013,Kawi wszystkie uwielbiałam je czytać.Wszystkie piszą lub pisały i zawiesiły swoje blogi,a były naprawdę w swojej pisowni wspaniałe. Nie raz poleciała mi łza,ale nie dokończone opowiedania stają w martwym punkcie i bardzo szkoda,że nie doczekał się końca.Gosia i Amicus piszą wspaniale i nie ujmując pozostały brzydulomaniaczkom powiem szczerze,że nie mam talentu do pisania opowiadań,ale Wy jesteście wspaniałe. Przyznaj lectrice, czyż nie mam racji podziwiając je,za ich wyobraźnie i miłość do pisania , tworzenia małych dzieł? Moja i nie tylko moja radość,że mogę je czytać i wychwalać je. Dzięki Ci za postawienie mnie do pionu i upomnienie mnie za popełniony nietakt w stosunku do pozostałych twórców wspaniałych opowiadań. I cały czas będę wszystkie namawiać do wydawania swoich małych dzieł w tomikach. Pozdrawiam. |
miki (gość) 2014.02.02 20:08 |
Okazuje się że to co człowiek ma w głowie zawsze kiedyś się przyda.Prawdziwa mądrość i inteligencja tak jak i głupota zawsze kiedyś wypłynie,tego nie da się ukryć.Teraz Marek pewnie będzie chciał wykorzystać zdolności Uli,a Ula będzie mogła się sprawdzić nie tylko w domu. |
MalgorzataSz1 2014.02.02 20:23 |
Miki Marek może by i chciał wykorzystać zdolności Uli i nie tylko on. Jednak on przede wszystkim ma na uwadze dobro syna. Miłosz bardzo szybko przywykł do niej i nie wyobraża już sobie, że miałoby nie być jego kochanej Ulci. To głównie z jego powodu nie będzie na Ulę naciskał. Zresztą jej bardzo odpowiada praca opiekunki i nie chce na razie tego zmieniać. Cieszę się, że zajrzałaś. Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę udanego tygodnia. :) |
lectrice (gość) 2014.02.02 22:05 |
Marit Ja moja polonistke tez dobrze wspominam i przede wszystkim ja pamietam. Pare lat temu spotkalismy sie w szerszym licealnym gronie aby troche powspominac i okazalo sie, ze pewnych nauczycieli wcale nie pamietam, nie wryli sie w pamiec, a moja polonistka z detalami !!! I Tez jestem jej wdzieczna za to gnebienie bo pochodze z przecietnego domu gdzie mowilo sie normalnie, a z nia to byla wyzsza jazda poprawnosci ! Co do bledow to po to sa by je popelniac i po to by je poprawiac, taki los bledow. Te u innych sa naturalnie bardziej widoczne, sila rzeczy ! Jesli je poprawiam czasami to tylko w publikowanych tekstach bo te musza byc idealne wiec jak juz cos widze to nie moge sie opanowac i otwieram dzioba. W komentarzach sama popelniam bledy i sie do tego glosno przyznaje (Malgosia znalazla pare perelek w moim wykonaniu i miala niezla radoche !!!). Nie smialabym Cie stawiac do pionu i przypominac o czymkolwiek wiedzac, ze poziom jest bardziej relaksujacy i przyjemny !!! A co do blogu Amicus to niestety lub stety ale pozostaje pod jego calkowitym urokiem i nic na to nie poradze, wiec zaproponowalam Ci zerkniecie tam nie wiedzac, ze jestes stary wyjadacz brzydulowo blogowy ! Pozdrowienia, dla uczacej sie grandy z ambicjami tez ! |
lectrice (gość) 2014.02.02 22:24 |
Droga Malgosiu No i musze Cie postawic do pionu choc to niemile bo jak pisalam poziom, szczegolnie na kanapie, jest bardziej motywujacy do najslodszej czynnosci swiata : nicnierobienia ! Prosze zaniechac SAMOBICZOWANIA duzymi literami.... choc zgodzilas sie ze mna wiec powinnam byc zadowolona, tylko z drugiej strony ja napisalam, ze wasze dwa blogi sa godne wydania, a ty zrozumialas, ze Amicus najlepsza, to jak ty mozesz sie ze mna zgodzic jak zle zrozumialas to co napisalam ? Ja nie wiem czy teraz rozumiesz bo ja sie zaczynam gubic bo ty chyba zle zrozumialac to co ja chcialam dobrze wytlumaczyc (no i z tego wynika, ze nie powinnam byc zadowolona bo wlasciwie nie ma powodu, a ja lubie byc zadowolona i prosze mi tej przyjemnosci nie odbierac) Jasne nie ?! No, to teraz, jak juz niewiele razem rozumiemy, to chyba mozemy sprobowac dojsc do porozumienia i stwierdzic, ze twoj blog jest super ! No, ochrzan zaliczony ! |
MalgorzataSz1 2014.02.02 22:49 |
Wielkie dzięki Lectrice za ochrzan. Postawienie do pionu po czymś takim było nawet dość przyjemne. I ja i Amicus mamy zupełnie inny styl pisania. Ja uwielbiam jej teksty i wciąż nie mogę się ich nachwalić. Poza tym ona posiada jeszcze coś bardzo, bardzo cennego, a mianowicie niekończące się pomysły na opowiadania, czy miniaturki. Wyskakują z jej głowy niczym fajerwerki, a przy tym są naprawdę inteligentnie opisane. Ona posiada niezwykłą wrażliwość, dzięki której pisze bardzo ciepło i przystępnie, aż serce topi się jak wosk. To najbardziej mnie urzeka i sama chciałabym w taki sposób pisać. Myślę jednak, że to nierealne, bo ja posługuję się językiem dość zawiłym. On jest bardziej przyswajalny przez osoby starsze, chociaż rzecz jasna i młode czytają ten blog. Amicus pod tym względem bije mnie na głowę, bo dociera do czytelników w każdym przedziale wiekowym. Wystarczy spojrzeć na ilość wejść na blog. Ona założyła go znacznie później ode mnie, a wielbicieli ma o wiele, wiele więcej i chwała jej za to, bo słusznie jej się to należy. Jest po prostu znakomita. Ja nie biczuję się, ale podchodzę do tego, co piszę z dużą dozą realizmu. Oczywiście są blogi znacznie słabsze, ale trzeba pamiętać, że prowadzą je osoby bardzo młode, chodząco często do gimnazjum lub szkoły średniej i trudno wymagać od nich by trzymały poziom pięćdziesięciolatki. Zdarzają się i wśród nich prawdziwe talenty. Ja zawsze podaję tu przykład Kawi, która bardzo się rozwinęła i chociaż jest jeszcze młoda, to pisze bardzo dojrzale i nie boi się wyzwań w poruszaniu czasem naprawdę trudnych kwestii. I to tyle moich przemyśleń. Oczywiście nadal będę się bardzo starać, żeby pisać ciekawie a przede wszystkim poprawnie. Dzięki Tobie jest to możliwe. Pozdrawiam. :) |
lectrice (gość) 2014.02.03 01:30 |
No i prosze, sa tacy, ktorzy ciesza sie z ochrzanu... i jeszcze dziekuja... niektorzy ludzie to jednak orygialy.... prawda ? Jesli postawienie do pionu bylo przyjemne to znaczy, ze przelezalas cala niedziele na kanapie ? A fe, nieladnie tak sie lenic ! Amikus rzeczywiscie jest doskonala i chwilowo nie dopuszcza mysli o publikacji ale musi w to porzadnie uwierzyc (bo ja chce ten jej dedykowany egzemplarz !). Ja czytuje jej miniaturki tak dla "polepszenia" humoru, jest w niej to "cos", czego nie mozna sie wyuczyc. Mam nadzieje, ze nie sni koszmrow o mnie, jest ch... pozno, a ja ja obgaduje, pozytywnie, ale zawsze ! A z tym moim wkladem do poprawnosci Twoich opowiadan to nie przesadzaj, przeciez umialas pisac zanim sie tu pojawilam... Dobrej nocki, jutro (wlasiwie) dzis trzeba isc do prrrracy brrrrr ! |
lectrice (gość) 2014.02.03 01:35 |
Ja juz nie bede narzekac, ze ide do pracy bo Ula od paru godzin przy garach stoi, a do czwartku nadal daleko - to ja juz wole do pracy ! W czwartek nie publikuj za pozno, zeby nie przegotowala potraw dla Dobrzanskich seniorow ! A swoja droga to ciekawe jaka bedzie ich reakcja jak skumaja co sie swieci ! Tylko mi nie pisz, ze nie skumaja ! |
Aniula (gość) 2014.02.03 12:14 |
Lectrice, Zgadzam się z Tobą w całości. Blogi Amicus i Małgosi są świetne. Dziewczyny piszą innym stylem, ale nigdy nie powiedziałabym, że któryś z tych blogów jest lepszy. Oba są piękne. Kilkakrotnie wracam do opowiadań zarówno Małgosi jak i Amicus i nie mogę się nadziwić ich talentu do pisania. Tak bardzo chciałabym pisać choć po częście tak pięknie jak one, ale nie każdy ma do tego możliwości. Mam nadzieję, że one nie przestaną pisać i będziemy mogli czytać ich kolejne, przepiękne perełki. Pozdrawiam serdecznie. Ania |
MalgorzataSz1 2014.02.03 13:42 |
Lectrice Nie wiem, co masz na myśli pisząc, że Dobrzańscy mają skumać, co się święci. Coś się wprawdzie święci i na pewno nie jest to jajko wielkanocne, ale o tym sami zainteresowani niewiele jeszcze wiedzą, a co dopiero reszta świata. W czwartek rozdział dodam prawdopodobnie przed południem więc nic nie będzie przegotowane. Bez obaw. Aniula. Wielkie dzięki za słowa pochwały. Nawet się zarumieniłam. Wiem jedno, że każda z nas prowadzących blogi o Brzyduli pisze inaczej i ma zupełnie inne pomysły na historię Marka i Uli. Wszystkie są warte uwagi i komentarzy. Twój blog jest bardzo dobry. Świetnie przyjmujesz uwagi nawet te krytyczne i starasz się wprowadzać poprawki. Ostatni rozdział był tego najlepszym dowodem. Najważniejsze, to mieć do tego pasję i nie ustawać w staraniach. Ani ja ani Amicus nie jesteśmy idealne. Nikt nie jest. Bardzo jednak się staramy, żeby teksty były ciekawe i poprawnie napisane, bo to świadczy o szacunku dla naszych czytelników. Ćwiczenie czyni mistrza jak to mówią a ćwiczeń nigdy dość. Pozdrawiam dziewczyny i do czwartku. :) |
lectrice (gość) 2014.02.03 17:05 |
Jak to nikt nie jest idealny, ja chyba jestem... nie mam w zupelnosci pewnosci ale po tym jak mnie Marit ochrzanila za pesymizm, popadlam w nieprzesadny optymizm i zaczelam sie przeceniac, a co tam !!! Z tymi jajkami to dobre, nawet bardzo dobre ... czapki z glow ! A co do tego co sie swieci to zazwyczaj tak jest, ze sami zainteresownai jeszcze nie kumaja ale juz to widac dla postronnych ale spostrzegawczych osob ! A Helena to matka wpatrzona w jedynaka po przejsciach i powinna dostrzec niewidzialne (to co jeszcze niewidzialne). I, o rany, nie pisz, ze nie mam racji bo zachwiejesz we mnie swieza wiare w to, ze jestem idealna i popadne w studnie rozpaczy (moja corka juz pojechala :-((( ) I przestan sie rumienic jak buraczek pomidorowy na widok pochwal bo cie byczki obsiada (leca do czerwonego) i nic nie bedzie dla mnie... Skoro cwiczenie czyni mistrza to az sie boje stwierdzic, ze jestes mistrzem bo przestaniesz cwiczyc i co my zrobimy ??? Wiec cwicz sobie ku naszej uciesze... |
MalgorzataSz1 2014.02.03 17:55 |
Lectrice Jesteś idealna i zawsze masz rację. Mam nadzieję, że tym stwierdzeniem uspokoiłam nieco Twoje rozchwianie emocjonalne dotyczące obecności ideałów na tym świecie. Jeśli chodzi o jajka, to absolutnie nie mój tekst. Nie oglądałaś chyba tak bardzo uważnie Brzyduli. To tekst Violetty Kubasińskiej. Ja wprawdzie nie pamiętam przy jakiej okazji to powiedziała, ale brzmiało mniej więcej tak. "Tu się coś święci i na pewno to nie jest jajko wielkanocne". Pozdrawiam. PS. Mam nadzieję, że film, na którym byłaś okazał się wart obejrzenia. |
lectrice (gość) 2014.02.03 18:12 |
Film sie niestety nie okazal ale zawsze spedzilam przyjemnie czas z corka. O jajkach Violetty pamietam (jak moglas posadzic TAKi ideal o nieuwazne ogladanie !!!) - docenilam nie swiecone ale to, ze wstawiasz wczesniej i sie nie przegotuje i przed tym chyle czola juz bez czapki ! |
MalgorzataSz1 2014.02.03 19:02 |
Masz rację. Biję się w piersi. Mea culpa. Teraz dopiero uświadomiłaś mi jakie faux pas popełniłam. Sorry. :) |
lectrice (gość) 2014.02.03 19:09 |
Tylko, bardzo prosze, nie wal sie za mocno bo jeszcze sie uszkodzisz.. a widze, ze jestes w formie bo i po lacinie i po zabiemu zasuwasz... konczysz angielskim, no, no ! |
MalgorzataSz1 2014.02.03 19:11 |
No raz na jakiś czas staram się zabłysnąć, choć tak naprawdę poza angielskim to marny ze mnie poliglota. :) |
lectrice (gość) 2014.02.03 19:27 |
Oj zablyslo, zablyslo, jeszcze teraz oczy mruze... Ja tylko po zabiemu kumkac umiem... to juz cos ale na dluzsza mete grozi zazielenieniem totalnym i upodobnieniem do tubylcow i jak pojade na wakacje (wiadomo gdzie), to mnie jakis rodzimy bociek dopadnie ! A angielskiego nigdy nie zdolalam pogromic bo sie przy nim jakos dziwnie jezyk w gebie kreci... |
Aniula (gość) 2014.02.03 19:53 |
Małgosiu, Mam pytanie: Czy możesz wejść na streemo? Bo ja od wczoraj nie. Wyskakuje mi komunikat, że trwa aktualizowanie serwisu czy coś takiego i żeby wejść za kilka minut. U mnie te kilka minut trwają już od wczoraj. Dziwne nie? Pozdrawiam. Ania. |
MalgorzataSz1 2014.02.03 20:02 |
Aniu Na streemo od wczoraj trwa aktualizacja serwisu. Musisz uzbroić się w cierpliwość, bo takie rzeczy ciągną się dość długo. Być może jutro rano będzie można już otworzyć normalnie stronę. |
Aniula (gość) 2014.02.03 20:28 |
Aha, to dlatego. A myślałam, że to tylko u mnie, bo to już dość długo trwa. No nic. Dziękuję bardzo za informację. Pozdrawiam. |
Amicus (gość) 2014.02.04 08:16 |
Marek nareszcie zaczyna dostrzegać, że ma obok siebie piękną i wyjątkową kobietę. Początkowo karci się za to, że podobna mu się coś u kobiety, która nie jest Pauliną, ale coraz mocniej dociera do niego, że to co było już nie wróci, a Pauliny już nie ma i nie będzie. Dowiaduje się o jej wykształceniu i jest zaskoczony... ale czy sam zatrudniając ją jako np. swoją asystentkę nie patrzyłby na nią z perspektywy jej wyglądu? Wtedy był załamany, potrzebował na szybko opieki dla Miłosza i dał jej szansę. I jedyny maluteńki zgrzyt w tej części, który mnie męczy. Mięso na tackach z marketu! Takiemu zdecydowanie mówimy nie, bo i jakość i smak są niepowrównywalne z tym zakupionym w sklepie mięsnym z prawdziwego zdarzenia. ;) Hahaha, wybacz, nie mogłam się powstrzymać ;) Pozdrawiam Cię serdecznie! :) |
MalgorzataSz1 2014.02.04 12:37 |
Amicus Mięso z marketu tylko dlatego, że market mieli pod samym nosem i nie musieli nigdzie latać za sklepem mięsnym. Ja sam dość często zaopatruję się w takich marketach i wierz mi, że jeszcze się nie otrułam. Zawsze patrzę na datę ważności i to w jakiś sposób pomaga ustrzec się przed zatruciem. Mięso w jatkach jest z reguły znacznie droższe i nie stać mnie na nie. Marka zdecydowanie stać, ale zaopatrzenie jet w tej chwili w rękach Uli i to ona decyduje. Szkoda, że nie czytałaś komentarzy powyżej. Wychwalałyśmy Cię. Serdecznie pozdrawiam. :) |
Amicus (gość) 2014.02.04 21:07 |
Właśnie przeczytałam... Nie róbcie ze mnie Janusza L. Wiśniewskiego! Moim amatorskim bazrgołom naprawdę wiele brakuje. A Wasze idealizowanie moich prac będzie sprawiać, że zamknę się w sobie ;) Jesteście po prostu nieobiektywne! I to nie ściema z mojej strony, tylko ja naprawdę mam świadomość, że mistrzem pióra nie jestem i nigdy nie będę. Dlatego też nie rwę się do wydawania czegoś, bo to marzenia ściętej głowy. Fenomen Grocholi, to fenomen Grocholi. Co prawda książki piszą też literackie miernoty pokroju Jacykowa, ale to inna bajka. To, że jak twierdzi moja znajoma 'w tym kraju każdy idiota może napisać książkę' nie znaczy, że każdy tą książkę wyda i sprzeda. ;) Wracając jeszcze do mięsa, bo jak wiesz Gosiu, lubię gotować. Przyznaję, odpręża mnie to. Ale ad rem. Nie twierdzę, że mięsem z marketu można się zatruć. Choć i takie przypadki się zdarzały. Mięsem z osiedlowego sklepu, bazarku itp. też można. Owszem, mięso z marketu jest tańsze. Ale coś za coś. Z pewnością mięso z zaprzyjaźnionego sklepiku mięsnego ma lepsze walory smakowe i wartości odżywcze. Zwłaszcza, jak się ma układy z panią z mięsnego i zostawia dla ciebie najlepsze kawałki gdy przyjeżdża np. świeża cielęcina. Ja nie twierdzę, że moje podejście jest dobre, ale mam kilka kulinarnych zboczeń. Np. nie kupuję nigdy mięsa mielonego. Kupuję w kawałku i mielę w domu. Tak samo, jak nie kupuję soków w kartonach. I smak nie ten, a na dodatek zdrowe to to nie jest. Albo szklana butelka, albo kupuję cytrusy i wyciskam sama. Mam różne skrzywienia pod kątem produktów z których gotuję. Potrafię np. w sobotę wstać o 7:00 żeby jechać przez pół Warszawy na bazarek do Konstancina, który uważam za najlepszy w promieniu 20-30 kilometrów. Ogromny wybór, a poza tym tam nie kupuję warzyw z giełdy, a od rolników, gdzie buraki mają na sobie jeszcze grudki mokrej ziemi, a pomidor smakuje pomidorem, a nie chemiczną wodą z kubła. I mogłabym tak o moich 'zboczeniach' jeszcze długo, długo... Ponoć takie podejście do jedzenia mam po dziadku.... ;) |
MalgorzataSz1 2014.02.04 21:39 |
Amicus My jesteśmy bardzo obiektywne i piszemy tak jak naprawdę odbieramy to, co nam serwujesz, a serwujesz piękne rzeczy. Jesteś najlepsza. Koniec, kropka. To wszystko bardzo poprawne z tym mięsem i chwała Ci za to, że nie nabierasz się na jakieś erzace. Jak wiesz, ja mam dość ograniczone możliwości i zaopatruję się tylko w sklepach, które mam pod samym nosem. Chyba, że ktoś ma dzień dobroci dla zwierząt i zaoferuje się z podwózką na targ. Poza tym przy mojej diecie, to nie mam zbytniego wyboru, bo jedyne mięso jakie mogę jeść, to drób. Mielonego też nie kupuję. Zwykle kupuję pierś indyczą i każę sobie zmielić w sklepie. To jest moje mielone. Tak naprawdę to mam szczerze dość kurczaków tudzież indyków, ale jakieś białko muszę koniecznie przyswajać, dlatego wznoszę się na szczyty kreatywności i wymyślam różne potrawy na bazie drobiu. Jeśli się je w koło Macieju to samo od wielu lat, to taka dieta wcześniej czy później wychodzi boczkiem, co objawia się ślinotokiem na sam widok i szczękościskiem. Ale cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi... itd. itd. Pozdrawiam Cię serdecznie. :) |
Amicus (gość) 2014.02.04 22:09 |
O ile w Twojej diecie ciecierzyca to nie zbrodnia, to zacznij z nią eksperymentować. Na jej bazie swoje menu układają np. weganie, bo ma wiele białka. A jak się człowiek postara to i smaczny substytut mielonych z nich wyjdzie ;) Serdeczności ;) |
MalgorzataSz1 2014.02.04 23:11 |
Ciekawy pomysł. Do tej pory eksperymentowałam z soją, która też w białko bogata. Ciecierzyca może być niezłą odmianą. Dzięki. :) |
lectrice (gość) 2014.02.05 12:58 |
O rany dziewczyny, co wy pochlaniacie ! Ciecierzyce ! A co to za barbarzynstwo ? Jestem zupelnym zerem w kuchni wiec poza zwykla fasola nic nie znam. Ale Uwaga ! : nasiona i słoma ciecierzycy są używane również jako pasza dla zwierząt. Na tym byczki beda byczo rosly !!! A swoja droga jak wam sie pasza marzy na talerzu... to smacznego. A tak serio, to to moze byc dobre, Napisz jak wyprobujesz ! A mi sie marzy zwykla kasza gryczana, moje zapasy z kraju bockow juz sie skonczyly ! :-DDD |
MalgorzataSz1 2014.02.05 13:32 |
Jak to? We Francji nie ma kaszy gryczanej? To co oni tam uprawiają? Ja na razie ciecierzycy nie zakupiłam, bo ona raczej nie jest dostępna w osiedlowych sklepach podobnie jak soczewica. Można je nabyć w supermarketach. Ciecierzyca, to taki większy groch i sprzedawana jest przeważnie w puszkach podobnie jak soja. Kiedyś miałam okazję spróbować hummusu z ciecierzycy. To taka pasta do chleba. Do zmiksowanej ciecierzycy dodaje się czosnek, trochę soku z cytryny, oliwę, sól i pieprz. Niektórzy dodają jeszcze olej sezamowy. Jest to nawet jadalne i całkiem dobre. Żeby nie było mdłe można dodać też chilli, lub jakiś ostrzejszy pieprz. Ja do tej pory urozmaicałam dietę soją, bo tą łatwiej można dostać w ziarnach. Moczyłam te ziarna tak jak fasolę a potem gotowałam i robiłam z niej kotlety. Też niezłe. W smaku przypomina nawet schab. Musisz spróbować. :) |
ADRIANCREVAN 2014.02.05 15:19 |
nareszczcie udało mi się streścic aby pierwszy rozdział Kurosza, notka na blogu :-) szukam weny do kolejnego opowiadania :-) buziaczki dla Ciebie Małgosiu i miłego dnia :-) |
lectrice (gość) 2014.02.05 17:42 |
Kasz gyczanaoczywiscie jest w zabim kraju tylko nie wiem gdzie ! Nie maja zwyczaju jej jadac tak jak My, bockowy narod. Maja ewentualnie make gryczana i nalesniki juz gotowe. Kasza czasami jest w "zdrowych" sklepach dla snobow, tam ziarenko kosztuje tyle co u nas ciezarowka. Kiedys w moim supermarkecie byl dobrze zaopatrzony dzial polski i byla kasza rodem od nas, teraz ja wycofali, pewnie tylko ja ja kupowalam i sie nie oplacalo. Mamy powidla sliwkowe, krowki (przecietne), adwokata i mak w puszce... jest tez cukinia w occie (wyjatkowo tradycyjny polski przysmak !) i pare innych rzeczy "polskich", ktorych ja osobiscie nigdy w Polsce nie jadlam ale niech im bedzie, ze polskie... Soczewicy jest pelno, w puszce i suszonej. Co do pasty to ja uznaje tylko do zebow i do butow... Smacznego, na wypadek gdybys trafila na ciecierzyce ! |
Natalia (gość) 2014.02.05 18:07 |
Przepraszam, że tak późno, ale dopiero całe zamieszanie opada. W życiu Uli i Marka ból schodzi na drugi plan, czyli wyczuwam zbliżający się koniec. Marek zaczyna spoglądać na Ulę jak na kobietę, a nie opiekunkę czyli rodzi się miłość, a to już definitywny koniec. Nie wiem czy się nie pomylę, ale wydaje mi się, że nie znalazłam Twojego opowiadania bez szczęśliwego zakończenia. Ja bardzo chciałabym takowe napisać, aczkolwiek nie wiem czy mi się uda. Pozdrawiam serdecznie :) |
MalgorzataSz1 2014.02.05 18:38 |
Natalio Jeszcze nie całkiem koniec, bo przed wami cztery rozdziały, ale masz rację, że oni mocno zbliżyli się do siebie. Masz również rację co do zakończeń moich opowiadań. Nie napisałam ani jednego, które miałoby złe zakończenie. Tak sobie założyłam na początku, jak tylko zaczęłam bawić się w "literaturę". Póki co, nic nie zmieniam i usilnie zdążam do szczęśliwego finału. Jutro zapraszam Cię na siódmą część tej historii. Bardzo dziękuję zw wpis i serdecznie Cię pozdrawiam. :) |
MalgorzataSz1 2014.02.05 18:42 |
Lectrice Jedyną pastą jaką znasz to ta do zębów i do butów? Słuchaj matko Polko, a pasta jajeczna, pasta śledziowa pyszna zresztą, pasta pomidorowa? Nie jadłaś i nie robiłaś tego nigdy? Nie wierzę! To są tak zwane zapchajdziury. Kiedy wielka dziura w domowym budżecie łatwo jest zapanować nad tym finansowym kryzysem robiąc takie pasty właśnie. Mnie nigdy się nie przelewało, i zawsze coś takiego wymyślałam, żeby zapchać domownikom brzuchy. Sprawdza się jak nic i w dodatku jest smaczne. |
lectrice (gość) 2014.02.05 19:50 |
Juz wiem co to jest ciecierzyca, troche to trwalo ale dotarlo ! Ja to lubie w arabskim daniu kuskus, mozesz to dodawac do sosow w calosci, zupelnie dobre. Pogniecionego nigdy nie probowalam... co do past to mam lekki uraz z dziecinstwa i nie bardzo lubie pomieszane i zgniecione jedzenie... wole te same skladniki osobno w calosci. Wiec zostaje mi ta do butow i do zebow ! I uwaga, tez ich nie mieszam ! Chociaz kolorystycznie byloby ciekawie. No i taka pasta jest dobra na linie... wszystko czego nie da sie zjesc jest doskonale na zachowanie linii, w moim przypadku na odzyskanie dawno zaginionej i szukanej listami gonczymi (bez skutku) linii. |
lectrice (gość) 2014.02.05 19:52 |
A dlaczego Twoja rodzina ma dziurawe zoladki ? |
MalgorzataSz1 2014.02.05 20:12 |
Lectrice Znowu interpretujesz zbyt dosłownie? Zapchane żołądki a nie dziurawe żołądki. Głodne żołądki trzeba czymś zapchać, a pasta najlepsza. :) |
lectrice (gość) 2014.02.05 20:37 |
Najlepsza ale do polerowania... A u mnie mam osobniki, ktore sa samymi zoladkami, do tego bez dna, a w tym wszystkim miejsca na rozum juz nie ma... albo zgubil sie w przepastnej dziurze.... (albo go nigdy nie bylo ?) |
Aniula (gość) 2014.02.05 21:23 |
Małgosiu, Zapraszam Cię serdecznie na kolejną część mojego opowiadania. Pozdrawiam. Ania. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz