Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Dotyk miłości" - rozdział 1

"Dotyk miłości"  

09 marzec 2012

 
„DOTYK MIŁOŚCI”



Rozdział I



Nad Warszawą zapadał sierpniowy zmierzch. Miasto powoli wyludniało się. Ulice pustoszały uwalniając się od ciągle śpieszących dokądś przechodniów i samochodów. Były jednak enklawy, w których każdego wieczora gromadziły się prawdziwe tłumy. Nocne kluby stolicy tętniły gwarem rozmów i kakofonią dyskotekowych dźwięków. Ich właściciele nie narzekali. Frekwencja była pełna a pieniądze nieprzerwanym strumieniem lały się do klubowych kas. Młodzież musiała się wyszumieć, a i nieco starsi nałogowo korzystali z atrakcji oferowanych przez takie miejsca. Tu można było się zrelaksować po ciężkim dniu. Zapomnieć o codziennych troskach i kłopotach. Tu można było natknąć się zawsze na jakąś pokrewną duszę płci przeciwnej, która wysłuchała, zrozumiała i zgadzała się na kontynuację wieczoru w bardziej intymnym miejscu. Najczęściej był to hotelowy pokój lub prywatne mieszkanie.
W popularnym klubie „69” przy jednym z niedużych, klubowych stolików ukrytym dyskretnie w kącie sali raczyło się drinkami dwóch mężczyzn mających około dwudziestu siedmiu, dwudziestu ośmiu lat. Blondyn o pucołowatych policzkach omiótł wzrokiem dyskretnie parkiet i bar. Szturchnął w bok kumpla siedzącego ze zwieszoną głową nad szklanką z alkoholem.
- Spójrz na te. Co powiesz? Niezłe, nie?
Wykonał gest głową wskazując właściwy kierunek. Brunet przeniósł wzrok na dwie dziewczyny siedzące przy barze i sączące drinki. Obie były szczupłe, ubrane dość wyzywająco w krótkie spódniczki i bluzki z dużymi dekoltami skutecznie eksponującymi ich pełne biusty.
- No niezłe, niezłe – stwierdził ciemnowłosy przypatrując im się zachłannie, jak pies oblizujący się na widok dorodnej kości. - Dzielimy się, jak zwykle? Ja biorę tą z ciemniejszymi włosami.
- Nie ma sprawy i tak bardziej podoba mi się ta blondynka.
Podnieśli się, jak na komendę od stolika i ruszyli w stronę baru. Przysiedli po obu stronach dziewczyn na wysokich barowych krzesłach.
- Cześć dziewczyny – zagaił brunet pokazując w szerokim uśmiechu pełen garnitur śnieżnobiałych zębów i dwa dołeczki w policzkach, które nadawały jego twarzy niewinny wygląd. Odwzajemniły uśmiech odpowiadając przeciągle.
- Czeeeść.
Blondyn oparł się o blat bufetu i zagadnął.
- A wy tak same, bez partnerów?
- No… teraz już nie same. – Zachichotały. – Miałyśmy nadzieję trochę się rozerwać i potańczyć.
- To świetnie się składa, bo ja i mój kolega przyszliśmy z podobnym zamiarem. Pozwolicie, że się przedstawimy? - Wyciągnął rękę do blondynki.
- Ja jestem Sebastian, a mój przyjaciel, to Marek. – Obaj uścisnęli ręce dziewczynom.
- Ja mam na imię Monika, a moja koleżanka to Ewa.
Marek z kurtuazją ucałował dłoń tej ostatniej.
- Piękne, biblijne imię. Pozwolisz, że będę twoim Adamem dzisiejszego wieczora? – Zapytał kokieteryjnie.
- Pozwolę. Mam ochotę na taniec. Idziemy?
Ująwszy swoje partnerki pod ramię pożeglowali w stronę parkietu. Z głośników sączyła się spokojna muzyka. Każdy z nich objął swoją dziewczynę inicjując taniec. Mieli obaj wprawę. Nie pierwszy raz podrywali takie chętne, nieopierzone gąski, szukające wrażeń w nocnych klubach. Można powiedzieć, że byli stałymi bywalcami takich miejsc i rutyniarzami.
Marek przyciągnął do siebie dziewczynę gładząc jej nieosłonięte plecy. Paplała coś o sobie, ale nie słuchał jej. Cóż mogło go obchodzić, gdzie pracowała i gdzie mieszkała? I tak nigdy nie skorzysta z tej wiedzy. Ona była jego celem. Celem, który miał rozładować jego napięcie, celem na jeden wieczór. Wiedział, że już nigdy nie spotka jej ponownie, a nawet gdyby, to nie powtórzy z nią tego, co planował na dzisiejszą noc. Zabawa rozkręcała się. Szaleli na parkiecie mając w głowach sporą ilość wlanych w siebie drinków. W pewnym momencie Sebastian objął ramieniem Monikę i dając Markowi dyskretny znak ulotnił się z klubu. Potańczyli jeszcze chwilę a potem zapytał dziewczynę.
- Nie masz dość tego hałasu? Może przeniesiemy się w jakieś bardziej spokojne miejsce?
Dziewczyna kiwnęła głową.
- Dobrze, poszukam tylko Moniki.
- Monika wyszła już jakiś czas temu z Sebastianem – wyjaśnił.
Dziewczyna naburmuszyła się.
- A to wredna małpa, mogła chociaż uprzedzić… Dobrze w takim razie wychodzimy.
Owionął ich chłód nocy. Rozgrzani tańcem i alkoholem zadrżeli oboje pod jego wpływem.
- To, dokąd idziemy?
Marek objął ją ramieniem i popatrzył jej w oczy.
- Tu niedaleko jest hotel, w którym mam wynajęty pokój. Moglibyśmy tam zakończyć tak dobrze rozpoczętą zabawę.
Nie protestowała i pozwoliła się prowadzić. Miała świadomość, jaki będzie dalszy przebieg tego spotkania. Była wyzwoloną dziewczyną nie będącą na etapie szukania ani miłości, ani męża. Chciała jeszcze zasmakować życia i doświadczyć jak najwięcej, zanim ulegnie ono stabilizacji.

Włożył kartę magnetyczną w zamek i nacisnął klamkę. Przepuścił ją przodem i wszedł za nią, cicho zamykając drzwi. Gra wstępna trwała krótko. Nie cackał się z nią. Był pobudzony i musiał jak najszybciej rozładować to napięcie. Błyskawicznie rozebrał ją i siebie, ułożył na łóżku i bez ceregieli wszedł w nią. Jęknęła, ale nie przejął się tym. Jego ruchy były szybkie, dzikie, niemal zwierzęce. Nie słyszał, gdy stłumionym głosem prosiła.
- Marek zwolnij trochę, to boli…
Wreszcie eksplodował, a przyjemna błogość rozlała się po jego ciele. Zaspokoił się. Nareszcie. Zszedł z łóżka i poszedł pod prysznic, by zmyć z siebie zapach seksu i tej kobiety. Kiedy wrócił, leżała skulona na krawędzi łóżka i cicho płakała.
- Dlaczego płaczesz? Przecież chciałaś tego tak samo, jak ja?
- Chciałam, ale sądziłam, że będziesz delikatniejszy.
Podszedł do niej i odgarnął włosy z jej policzka.
- Przepraszam. Wynagrodzę ci to.
Wyjął z portfela plik stuzłotowych banknotów.
- Masz. To na taksówkę i może kup sobie coś ładnego. Ubierz się, odprowadzę cię na postój.
Zanim weszła do taksówki spytała go jeszcze.
- Zobaczymy się znowu?
Popatrzył na nią wzrokiem niewyrażającym absolutnie niczego. Zadrżała.
- Nie sądzę – wycedził przez zęby. - Nigdy nie umawiam się dwa razy z tą samą dziewczyną.
Spuściła głowę i już bez słowa wsunęła się do samochodu. Odjechała. Stał jeszcze chwilę przed hotelem z zadartą do góry głową i spoglądał na niebo usiane gwiazdami. Odetchnął. – Czas wracać do domu. Niedługo świt. Paulina będzie wściekła, ale mam to gdzieś.
Wsiadł do następnej taksówki i podał adres kierowcy. Podjechawszy pod dom zauważył palące się słabe światło w ich sypialni. Skrzywił się.
A więc czeka. Nie śpi. Będzie draka.
Zapłacił za kurs i drżącymi dłońmi usiłował otworzyć drzwi. Nie udało się. Wreszcie szarpnięto je z drugiej strony i w ich świetle ukazała się jego dziewczyna, Paulina.
- Wcześnie wracasz – wysyczała z sarkazmem. – Za dziesięć trzecia. Możesz mi powiedzieć gdzie byłeś i z kim?
Spojrzał na nią wyzywająco.
- A co to, przesłuchanie jakieś? Czy ty jesteś moją narzeczoną lub żoną, żebym musiał ci się tłumaczyć z tego, gdzie byłem i co robiłem? Nie mam zamiaru o niczym ci mówić. To moja sprawa a tobie nic do tego. – Powiedział spokojnym, wypranym z emocji głosem.
Minął ją w drzwiach i przeszedł do sypialni ściągając po drodze marynarkę i krawat.
Paulina zamknęła wejściowe drzwi i poszła za nim. Dygotała ze złości. Już ona mu pokaże. Nie pozwoli z siebie robić idiotki.
- Może i nie jestem narzeczoną ani żoną, ale mieszkamy ze sobą od pięciu lat i chyba mam prawo wiedzieć gdzie szlaja się mój chłopak. Znowu byłeś w klubie, prawda? Znowu jakaś panienka na jedną noc, mam rację?
- Myśl sobie co chcesz, to wolny kraj. Jestem zmęczony, idę spać.
- Na pewno nie tutaj. Śmierdzisz wódką i tanimi perfumami. Nie mam zamiaru spać obok ciebie. Idź na kanapę.
Bez sprzeciwu zabrał poduszkę i kołdrę moszcząc sobie spanie na niewygodnej kanapie. Było mu wszystko jedno, byle by ona już przestała krzyczeć.

Ranek okazał się trudny do przeżycia. W głowie huczało i dudniło. Miał wrażenie, jakby siedział mu w niej jakiś dzikus i wybijał na tam tamie drażniący nerwy, rytm. Złapał się za skronie usiłując uciszyć to dudnienie. Nie pomogło. Poczuł suchość w ustach i ledwie zdołał odkleić język od podniebienia. – To będzie ciężki dzień – pomyślał. Zwlókł się z kanapy i spojrzał na zegar wiszący nad nią. – Matko Boska, dziewiąta! Ojciec mnie zabije. – Ta myśl zdopingowała go do pośpiechu. Ignorując tępy ból głowy pobiegł do łazienki i oblał ciało lodowatym strumieniem. Trzęsąc się z zimna wyszedł z kabiny i energicznie wytarł je szorstkim ręcznikiem aż poczerwieniało. Przebrał się szybko i znalazłszy w lodówce kubek z kefirem zaspokoił pragnienie świadczące o kacu gigancie. – Po co ja mieszałem te drinki? Trzeba było trzymać się jednego. Ciekawe, jak Seba?
Spojrzał jeszcze w lustro. Jego odbicie mówiło samo za siebie. Cera szara, ziemista, zblazowana, sińce pod oczami a same oczy przekrwione, jak u królika.
- Pięknie wyglądasz Dobrzański, jak przepuszczony przez wyżymaczkę. – Westchnął ciężko i zabrawszy kluczyki z komody poszedł do garażu. – Paulina pewnie już w firmie. Była wściekła. Ojciec się dowie, bo nie omieszka skorzystać z okazji i powie mu. Znowu będę wysłuchiwał reprymendy. Niech to szlag! – Trzasnął pięścią w kierownicę. – Po co ja właściwie z nią mieszkam? Z byle pierdołą lata na skargę do rodziców, a oni ciosają mi później kołki na głowie przez kolejny tydzień. Gdyby była inna, nie musiałbym się pocieszać panienkami w klubach. Pewnie będę ją musiał przeprosić. Kupię po drodze jakieś kwiatki. – Z takim postanowieniem ruszył do firmy.
Z ogromnym bukietem pięknych kwiatów udał się wprost z windy do jej gabinetu. Zastał ją pochyloną nad stertą katalogów. Wsunął najpierw w drzwi bukiet i wykrztusił zza niego.
- Witaj kochanie.
Podniosła głowę a przez jej twarz przemknął cień uśmiechu. Szybko jednak znikł, a zastąpiła go surowa maska.
- No witaj – powiedziała ironicznie. – Myślisz, że ugłaskasz mnie kolejnym bukietem a ja wybaczę ci, jak zawsze? Tym razem będziesz się musiał bardziej postarać.
Podszedł do biurka i pocałował ją.
- No nie gniewaj się, proszę. Byłem wczoraj z Sebastianem w klubie i zalaliśmy się. Plotłem, co mi ślina na język przyniosła. Wybacz mi proszę. Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza. – Zrobił minę niewiniątka. Uniosła dumnie głowę.
- Niech ci będzie. Wybaczam, ale już ostatni raz. Nie zniosę takiego traktowania dłużej.
- Przyrzekam, że to się już więcej nie powtórzy. – Znowu pochylił się do jej ust. – Idę do siebie. Muszę trochę popracować. – Spojrzała na niego lekceważąco.
- Ty? Popracować? Jak do tej pory nie wysilałeś się zbytnio?
- Kochanie pozbawiłaś mnie Joaśki. Teraz wiele rzeczy muszę robić sam. Violetta nie jest za bardzo przydatna. – Twarz Pauliny znowu przybrała surowy wyraz.
- Dobrze wiesz, dlaczego Joaśka musiała odejść. Nie sądzisz chyba, że pozwolę, byś pod moim bokiem trzymał kolejną kochankę.
- Paula, nie wracajmy już do tego. Przeprosiłem cię przecież.
- Wiem, a teraz idź już. Jestem trochę zajęta.
Wyszedł z jej gabinetu wypuszczając powietrze z płuc. – No udało się. Chyba nie zdążyła nic powiedzieć ojcu. Upiekło mi się. – Pokrzepiony takim obrotem sprawy żwawo pomaszerował do siebie.
- Cześć Viola, zrobisz mi kawy? – Poprosił swoją sekretarkę.
- Cześć prezesie. A coś ty taki wysnuty? Kiepsko wyglądasz.
- Wypruty, jak już. Miałem ciężką noc. Przynieś mi też mineralną.
- Przynieś dwie – obrócili się, jak na komendę. Do sekretariatu wszedł Sebastian. Wyglądał również nieszczególnie. Jego zaróżowione zwykle, pucołowate policzki teraz miały blado-szary kolor.
Violetta założyła dłonie na piersiach.
- Ale żeście się urządzili, nie ma co. Wyglądacie jak dwa lumpy spod monopolowego. Idę po tę wodę, choć nie wiem, czy wam pomoże.
Olszański wszedł za dyrektorem do gabinetu.
- Czuję się, jakby przejechała po mnie ciężarówka. Ty widzę, nie jesteś w lepszym stanie. Daliśmy czadu. – Dobrzański przetarł przekrwione oczy.
- No daliśmy. Ja dodatkowo miałem jeszcze awanturę w domu. Rutynowe wylewanie żali i pretensji. Chyba za ostro ją potraktowałem. Na szczęście udobruchałem ją dzisiaj bukietem.
- Nie przejmuj się – Olszański poklepał przyjaciela po ramieniu. – Ona ci wszystko wybaczy. Za bardzo jej zależy na małżeństwie z tobą. Nie odpuści tak łatwo, tym bardziej, że ma poparcie twoich rodziców.
- To jest najgorsze, bo ja wcale nie jestem pewien, czy chcę się pchać w to małżeństwo. Ja już nie mogę jej znieść, a co dopiero po ślubie.
Do gabinetu weszła Violetta z kawą i dwiema butelkami wody. Postawiła tacę na szklanym stoliku i popatrzyła na nich z politowaniem.
- Macie, leczcie się. Obok wody są dwie tabletki na ból głowy. – Marek spojrzał na nią z wdzięcznością.
- Dzięki Viola. Jesteś wielka.
- No, no. Bez przesady. Pięćdziesiąt pięć kilo, to znowu nie tak wiele – wysapała nie zrozumiawszy kontekstu. Niemal obrażona wyszła z gabinetu. Uśmiechnęli się obaj pod nosem.
- Ja też już pójdę. Spróbuję popracować. – Olszański zabrał butelkę wody wraz z tabletką i poszedł do siebie. Marek opróżnił swoją niemal jednym haustem. Kac dawał mu się we znaki. Wziąwszy kawę usiadł za biurkiem i odpalił laptopa. Zabrał się za przeglądanie poczty. Długo nie popracował, bo usłyszał głos swojego ojca, który witał się z sekretarką. Po chwili ujrzał jego samego w drzwiach.
- Witaj synu – popatrzył na niego uważnie. – Nieszczególnie dziś wyglądasz. Te nocne hulanki kiedyś zbiorą swoje żniwo, zobaczysz.
- A jednak już wie. Powiedziała mu. Co za jędza – pomyślał. Postanowił nie ciągnąć tematu.
- Cześć tato. Co cię sprowadza? Potrzebujesz czegoś?
- Ja nie, ale ty tak. Zwolniłeś swoją asystentkę. Nawet nie chcę znać powodów, dlaczego to zrobiłeś. Postanowiłem na jej miejsce przyjąć nową osobę. Nie jest może zbyt atrakcyjna, ale to lepiej dla ciebie. Nie będziesz miał pokus. Jest za to bardzo kompetentna. Ma ukończone dwa kierunki studiów, zna biegle angielski, rosyjski i niemiecki. Jest świetną, gruntownie wykształconą ekonomistką. Takiej właśnie potrzebujesz. – Marek już otwierał usta chcąc coś powiedzieć, ale Krzysztof Dobrzański był szybszy.
- Nie chcę słyszeć żadnych sprzeciwów. Ona będzie twoją asystentką i basta. Wiem, że do tej pory naborem zajmowaliście się obaj z Sebastianem, ale jak się okazało te wybory nie były zbyt fortunne. Zaufaj mi. Będziesz miał z niej pociechę, bo zna się na tej robocie.
Podszedł do biurka i wykręcił numer recepcji.
- Aniu, poproś panią Cieplak, żeby przyszła do gabinetu dyrektora.
Po chwili rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi. Powiedzieli chóralne „proszę”. Do środka weszła dziewczyna a Marek na jej widok zdębiał. W życiu nie widział takiego brzydactwa. Włosy spięte w niedbały kucyk, nad czołem zwinięta w rulon grzywka, na nosie wielkie, ciężkie okulary, ubrana w jakieś jarmarczne ciuchy… - Co to ma być? To jakiś żart ze strony ojca? Jeśli tak, to bardzo okrutny. – Miał wykształcone duże poczucie estetyki a jej wygląd zaprzeczał wszystkiemu, co widział do tej pory.
Uśmiechnęła się nieśmiało mówiąc „Dzień dobry”. Zauważył błysk aparatu ortodontycznego na zębach. – Jeszcze i to – jęknął w duchu.
- Dzień dobry pani Urszulo. – Krzysztof podszedł do niej i uścisnął dłoń. – Przedstawiam pani mojego syna Marka Dobrzańskiego. Jest dyrektorem do spraw reklamy i marketingu. To jego asystentką będzie pani od dzisiaj.
Wyciągnęła dłoń do zbliżającego się Marka.
- Bardzo mi miło. Mam nadzieję, że nie zawiodę pana i będę przydatna.- Wsunęła swoją dłoń w jego i zadrżała. Poczuła jak przez palce pod wpływem jego dotyku przebiega prąd. Wycofała się szybko.
- W takim razie załatwione. Teraz przejdzie pani do naszego kadrowca i podpisze umowę, a my w międzyczasie zorganizujemy pani stanowisko pracy.
Kiedy wyszła, Marek otrząsnął się z pierwszego szoku.
- Tato, to chyba jakiś żart. Co to miało być? Asystentka musi być reprezentacyjna, bo chodzę z nią na różne spotkania. Jak ja mam się pokazać z czymś takim? Przecież to będzie kompromitacja.
- Przestań traktować ją, jak przedmiot, bo nie tak cię wychowaliśmy. Ona też jest człowiekiem. Pochodzi z biednej rodziny. Jej ojca poznałem podczas mojego ostatniego pobytu w szpitalu. Też choruje ciężko na serce, jak ja. Opowiadał mi o niej, z jaką determinacją kończyła te dwa kierunki trudnych studiów. Oprócz niej w domu jest jeszcze dwójka młodszego rodzeństwa. Matka nie żyje od wielu lat. Obiecałem Józefowi, że jej pomogę i zatrudnię w firmie. Jak zacznie zarabiać, to i lepiej będzie się ubierać, więc nie przekreślaj jej od razu na starcie i daj jej szansę. Za chwilę zjawi się tu ekipa techniczna z biurkiem i komputerem. Zainstalują je naprzeciwko Violetty. I proszę cię o jeszcze jedną rzecz. Bądź dla niej miły. Ona wiele w życiu przeszła i zapewniam cię, że zasługuje na szacunek. Mam nadzieję, że wkrótce się przekonasz, jakim jest cennym nabytkiem. Jak wróci od Olszańskiego zapoznaj ją z zakresem obowiązków. Ja wracam do siebie.
Po wyjściu ojca ciężko opadł na fotel. Zdał sobie sprawę, że przez nadmierną szczerość Pauliny ojciec wiedział o wszystkich jego wyskokach. – Czy to jakiś odwet z jego strony? Forma ukarania mnie? Jeśli tak, to udało mu się. Teraz będę musiał znosić widok tego kuriozum. Boże, za co mnie tak każesz?
Bóg nie odpowiedział, natomiast ponownie rozległo się pukanie do drzwi, przez które wsunęła się drobna postać jego nowej asystentki. Stanęła nieśmiało przy nich i łagodnym głosem powiedziała.
- Ja przepraszam, że przeszkadzam panie dyrektorze, ale podobno ma mnie pan zapoznać z zakresem moich obowiązków.
Marek spojrzał na nią z niechęcią. Wstał od biurka i wskazał jej fotel.
- Tak. Proszę usiąść. Porozmawiamy. – Zajął miejsce na kanapie. – Proszę mi coś o sobie opowiedzieć. Pracowała pani już gdzieś?
- Tak. Miałam krótki, sześciomiesięczny staż w banku. Niestety od tej pory bezskutecznie szukałam pracy. Skończyłam ekonomię na SGH i zarządzanie i marketing.
- Dobrze. W takim razie zajmie się pani finansami kampanii reklamowych. To duża działka, ale jak zapewniał mnie ojciec, jest pani dobra w swoim fachu i poradzi sobie. Czasem będę wymagał czegoś wykraczającego poza zakres tych obowiązków, ale to nie będzie zdarzało się często. Moja sekretarka nie jest zbyt błyskotliwa i też trzeba jej będzie pomóc. To na razie wszystko. Reszta wyjdzie podczas pracy. Proszę się teraz zainstalować w sekretariacie. Mają przynieść biurko i komputer.
- Już przynieśli – przerwała mu.
- To świetnie. Za chwilę też przyniosę pani materiały, nad którymi trzeba popracować. To na razie wszystko. – Podniosła się z fotela.
- Dziękuję panie dyrektorze. Mam nadzieję, że nie zawiedzie się pan na mnie. – Powiedziała cicho i opuściła gabinet.
- Że się nie zawiodę? Ja już czuję się zawiedziony. Ciekawe, jak zareagował Sebastian. Pewnie do tej pory nie może wyjść z szoku. Co temu ojcu strzeliło do głowy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz