"Dotyk miłości"
09 marzec 2012
Rozdział II
Wracała po pracy do domu z mieszanymi uczuciami. Cieszyła się, że
dostała etat w tak prestiżowej firmie i w dodatku na dość eksponowanym
stanowisku. Pensja też nie była mała. Rozmarzyła się. Nareszcie będą
mogli odetchnąć i nie musieć aż tak zaciskać pasa. Często bieda
zaglądała im w oczy. Taty renta nie wystarczała na długo. Ta praca była,
jak najlepszy, świąteczny upominek, a starszy pan Dobrzański bardzo
miły. Gorzej z młodszym. Odniosła wrażenie, że nie ucieszył się z jej
obecności w firmie. Zauważyła, z jaką niechęcią na nią patrzył.
– Pewnie wszystkie jego poprzednie asystentki były piękne. Nie
spodziewał się, że na ich miejsce przyjmą kogoś tak skrajnie innego.
Ewidentnie uznał, że nie pasuję do tej firmy. Nie jestem piękna a on dał
mi to odczuć. Zresztą nie tylko on. Ten Olszański też patrzył na mnie
dziwnie. Podobnie Violetta. Ona jest jakaś osobliwa. Ha, ha. Zabawne.
Pewnie to samo myśli o mnie.
Postanowiła, że udowodni im wszystkim, że uroda i ogólnie wygląd nie
mają znaczenia. Liczy się to, co człowiek ma w głowie. A ona miała w
niej dużo wiedzy, którą postanowiła wykorzystać w pełni. – W końcu się na mnie poznają. – Pokrzepiona tymi myślami wysiadła na swoim przystanku i powędrowała w stronę domu.
- Już jestem – krzyknęła z przedpokoju. Natychmiast z kuchni wyszedł jej ojciec.
- No i jak było córcia, opowiadaj. – Przysiadła przy kuchennym stole.
- Wszystko w porządku tatusiu. Pan Dobrzański był bardzo miły.
Zaprowadził mnie do swojego syna, który jest tam dyrektorem od reklamy i
marketingu, bo to jego asystentką mam być. Dali mi biurko i komputer.
Siedzę w sekretariacie przed jego gabinetem. Tu masz umowę. Zobacz.
Dostałam trzy i pół tysiąca brutto. Nieźle, prawda? Nareszcie trochę
odetchniemy.
- Wspaniale córcia, wspaniale. Naprawdę nie spodziewałem się, że aż
tyle. Tak się cieszę. Pan Dobrzański, to jednak bardzo słowny człowiek.
Dotrzymał obietnicy, którą mi dał w szpitalu. Wieczorem zadzwonię do
niego i podziękuję. Nie wypada inaczej.
Zjadła obiad przygotowany przez ojca i poświęciła trochę czasu swojej
młodszej, sześcioletniej siostrzyczce. Mała nie pamiętała matki, bo ta
zmarła tuż po porodzie. To Ula ją zastępowała i wychowywała Beatkę od
pieluch. Ojciec nie za bardzo radził sobie z niemowlęciem, a jej jako
kobiecie wychodziło to całkiem sprawnie.
Po ciepłym prysznicu ubrana w piżamę zapakowała się do łóżka myśląc o
następnym dniu i o swojej nowej pracy. Ten brak atrakcyjności dziwnie
odstręczał ją od integrowania się z pracownikami firmy. Z tego, co
zdążyła zaobserwować przewijało się przez nią mnóstwo pięknych modelek i
bardzo przystojnych mężczyzn. Marek zrobił na niej duże wrażenie.
Wysoki, szczupły z dużymi stalowo-szarymi oczami i długimi rzęsami.
Westchnęła. – Piękny mężczyzna i bardzo, bardzo przystojny.
Zauważyła, że zarówno uśmiech, jak i grymas wywoływał na jego policzkach
dwa dołeczki, które nadawały mu wdzięku. Przypomniała sobie dotyk jego
dłoni i dziwny prąd, który ją przeszedł. Niewątpliwie był obiektem
westchnień wielu kobiet. U niej samej wywoływał uczucia, których nie
rozumiała.
Wszedł do domu i z furią rzucił teczkę na fotel. Z łazienki wyłoniła się jego dziewczyna.
- Coś ty taki wściekły? – spytała.
- Masz rację. Jestem wściekły. Na ciebie. Przez te twoje nieustanne żale
i pretensje, którymi tak chętnie się dzielisz z moimi rodzicami, ojciec
zgotował mi dzisiaj nie lada niespodziankę.
Zadarła dumnie głowę i rzekła wyniośle.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi?
- Nie rozumiesz? Jaka szkoda – odpowiedział ironicznie. – Widziałaś to
brzydactwo, które zatrudnił ojciec w charakterze mojej asystentki? W
życiu nie widziałem tak brzydkiej kobiety. Jak myślisz, jeśli pójdzie ze
mną na spotkanie biznesowe, nie skompromituje firmy? To prawdziwa
katastrofa, którą sama sprowokowałaś!
- Nie obwiniaj mnie za swoje łajdactwa. Nie wracasz na noc. Włóczysz się
Bóg wie gdzie i z kim. Zdradzasz mnie bez przerwy. To tak ma wyglądać
nasz związek? Ja mam tego dość. Przez te twoje panienki na jedną noc
przywleczesz do domu jakąś chorobę, którą mnie zarazisz. Pijany idziesz
do łóżka, z kim popadnie i nawet nie pomyślisz o zabezpieczeniu, mam
rację? Jesteś kompletnie nieodpowiedzialny. Dorośnij wreszcie, bo
zachowujesz się jak nastolatek, nie jak mężczyzna. Alex już od dawna
powtarza, żebym rzuciła cię w diabły, bo to związek bez przyszłości.
- No tak… Jeszcze ten twój braciszek. Lubi jątrzyć i skłócać ze sobą
ludzi. Kombinuje i kręci na wszystkie strony, byle mi tylko dokopać.
- Nie waż się o nim tak mówić! On przynajmniej jest porządnym człowiekiem!
- Skoro jest taki porządny, to dlaczego go nie posłuchasz? Ma przecież
rację. Ja jestem ten najgorszy i doprawdy nie rozumiem, co jeszcze każe
ci przy mnie tkwić? Spakuj się i wyprowadź do niego. Tam będziesz miała,
jak w raju. Mam dość tych twoich wiecznych kłótni o byle co. Nie
odpowiada ci, to walizki są w garderobie. Droga wolna. Ja na pewno nie
będę cię zatrzymywał.
Była wściekła. Zaciskała mocno dłonie w pięści, aż zbielały jej kostki.
- Jesteś zwykłą, ohydną świnią – wysyczała przez zaciśnięte zęby. –
Poświęciłam ci pięć długich lat i wierz mi, że żałuję każdego dnia
spędzonego u twego boku. Nie zasługujesz na mnie, ani na żadną inną
kobietę, może tylko, na te, którym płacisz za seks. Mam cię po dziurki w
nosie. Nie licz tym razem na wybaczenie, bo się go nie doczekasz.
Jeszcze dziś zniknę z tego domu, to z pewnością przyniesie ci ulgę,
skoro tak bardzo męczyłeś się ze mną. Życzę ci jak najgorzej.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła do garderoby, z której wyciągnęła
kilka walizek i powoli zaczęła zapełniać je swoimi rzeczami. Zadzwoniła
też do Alexa prosząc go, by po nią przyjechał.
Marek stał na środku salonu, jak oniemiały. Nie wierzył w swoje szczęście.
- Nareszcie jestem wolny? Wyprowadza się? Nawet nie myślałem, że tak gładko pójdzie. Koniec awantur. Koniec Pauliny w moim życiu.
Ten cynizm był wstrętny. Jakby na to nie patrzeć pięć lat, to długo.
Przecież nie zawsze było źle. Nawet nie potrafił sobie przypomnieć,
kiedy zaczęło się między nimi psuć i kiedy nastąpił ten moment, że
zaczął ją zdradzać. Potem nie potrafił już przestać. Odpowiadało mu
takie życie. Chętne panienki, seks bez zobowiązań i zbędnych pytań.
Zasunęła zamek ostatniej walizki i przeniosła ją do przedpokoju.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Do domu wszedł Alex Febo. Spojrzał na
siostrę z niepokojem. Nie płakała. Była na to zbyt dumna. Nie pytał więc
o nic. Przytulił ją tylko do siebie i szepnął jej do ucha.
- Dobrze zrobiłaś. On nie jest ciebie wart. Zobaczysz, jeszcze
znajdziesz człowieka, który doceni, jak wspaniałą jesteś kobietą. –
Spojrzał na walizki. – To wszystko, co zabierasz?
- Tak, to wszystko. Nie zostanę w tym domu ani dnia dłużej. – Wyjęła z
torebki klucze od wejściowych drzwi i położyła na okrągłym stoliku
stojącym w przedpokoju.
- Możemy iść.
Bez słowa wynieśli walizki na zewnątrz. Alex zapakował je do samochodu a
potem pomógł siostrze wsiąść. Ruszyli nie oglądając się za siebie.
Marek obserwował ich poczynania zza firanki. Kiedy odjechali odtańczył
na środku salonu dziki taniec radości a potem zadzwonił do swojego
najlepszego przyjaciela.
- Seba? Nie uwierzysz. Właśnie rozstałem się z Pauliną. Wyprowadziła się
do Alexa. Jestem wolny, rozumiesz! Jestem wolny! Trzeba to koniecznie
uczcić. Wybierzesz się ze mną do „69”?
- No stary, gratulacje. Jasne, że się wybiorę. Już się zbieram. Spotkamy się przed wejściem.
Siedzieli przy barze z pochylonymi głowami cicho rozmawiając.
- Co napadło twojego ojca, że przyjął do pracy tę Brzydulę? Jak ją
zobaczyłem to prawie spadłem z fotela. W życiu nie spotkałem takiej
pokraki.
- To chyba za sprawą Pauliny. Wiesz jak po każdym wyskoku latała do
rodziców i żaliła się, jaki to ja jestem dla niej niedobry, że ją
zdradzam, zaniedbuję i nie szanuję. Prawdziwy drań. To właśnie o tą
Cieplak poszło. Zarzuciłem jej to, a ona się wściekła i powiedziała, że
odchodzi.
- No i dobrze. Przynajmniej masz z głowy zaręczyny i ten cały ślub. Tego
przecież chciałeś, prawda? – Olszański bagatelizował całą sprawę.
- Prawda. Upiję się dzisiaj, przelecę jakąś panienkę, a jak wrócę do
domu, nikt nie będzie mi ciosał kołków na głowie. Co za ulga. – Stuknął
kieliszkiem w kieliszek Sebastiana. - Pijmy bracie. Dawno nie byłem taki
szczęśliwy.
Ten wieczór miał podobny przebieg, jak wiele innych przed odejściem
Pauliny. Znowu morze wódki, znowu przygodnie poznana dziewczyna i powrót
do domu nad ranem. Był tak upojony alkoholem, że nawet nie miał siły
rozebrać się i w garniturze rzucił się na łóżko. Zasnął natychmiast
kamiennym snem.
Następnego dnia wszedł do firmy mocno spóźniony. Szybkim krokiem pokonał
dystans od wind do sekretariatu. Rzucił krótkie „Dzień dobry” i już
chciał wejść do gabinetu, gdy powstrzymał go głos jego asystentki.
- Przepraszam panie dyrektorze, mam dla pana te raporty…
Spojrzał na nią lekceważąco, aż skuliła się pod wpływem jego wzroku.
- Nie teraz – wysyczał.
- Ale…
- Powiedziałem, nie teraz – powtórzył podniesionym głosem.
Spuściła nisko głowę.
- Przepraszam… - wyszeptała niemal bezgłośnie.
Kiedy zamknęły się za nim drzwi, Violetta obserwująca tę scenę w milczeniu, wreszcie mogła dać upust swoim myślom.
- Lepiej nie próbuj. Jest wściekły, jak stado krów. Zrobię mu kawy i
wybadam grunt. – Ula w milczeniu pokiwała głową. – Na pewno znowu
zabalował w klubie. Widać, że jeszcze nie doszedł do siebie. Teraz
lepiej nie pokazuj mu się na oczy.
Zrobiła tak, jak poradziła jej Kubasińska. W końcu ona pracowała tu
dłużej i lepiej znała dyrektora. Odłożyła gotowe raporty i zajęła się
bieżącymi sprawami. Wreszcie koło południa wychynął z gabinetu i rzucił
obcesowo w jej kierunku.
- Prosiłem panią wczoraj o zestawienie odnośnie materiałów dla Pshemko, zrobiła je pani?
Sięgnęła na półkę i w milczeniu podała mu je. Przebiegł wzrokiem po
starannie zrobionej tabeli i jej zawartości. Nie podnosząc głowy rzekł.
- Specyfikację też miała pani zrobić. – Zanim skończył zdanie, już podsunęła mu ją niemal pod sam nos.
- Budżet również udało się pani zamknąć? – Kolejny raz sięgnęła po plik dokumentów.
- I jeszcze te raporty sprzedaży. – Kolejny stosik powędrował w kierunku
jego rąk. Podniósł wzrok i popatrzył na nią uważnie. Zobaczyła w jego
oczach zdumienie i coś na kształt podziwu. W dalszym ciągu nie odważyła
się otworzyć ust, bojąc się jego reakcji.
- Dziękuję. Będę jeszcze potrzebował listę modelek i projekt folderu od fotografa. Może pani to załatwić?
- Oczywiście – odparła cicho.
Wycofał się tyłem do gabinetu, a ona ze świstem wypuściła powietrze z
płuc. Nie mogła zrozumieć, dlaczego jest dla niej taki niemiły.
Widziała, jak traktuje innych. Łagodnie, z uśmiechem. Violetta nie
wysilała się, a jednak w stosunku do niej jego zachowanie było skrajnie
różne. – To chyba przez to, jak wyglądam. Tu naprawdę ma to
znaczenie, a ja mocno odstaję od reszty. No cóż… Na razie poprawa
wyglądu musi zaczekać. To kosztuje, a ja nie mam pieniędzy.
Usiadł za biurkiem i uważnie śledził zestawienia przygotowane przez Ulę.
Bardzo chciał wychwycić jakiś błąd. Musiał jednak przyznać, że były
sporządzone perfekcyjnie, czytelnie i jasno. – Kiedy ona zdążyła to
wszystko zrobić? Jest tego całkiem sporo. Ojciec nie mylił się. Jest
profesjonalistką. Gdyby jeszcze potrafiła o siebie zadbać…
Po godzinie usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę.
Ula otworzyła je, nieśmiało wsuwając się do środka.
- Przepraszam, mam dla pana listę modelek i projekt folderu od Czarka. Prosił pan…
- A tak. Proszę je położyć na biurku – rzucił w jej kierunku nie
podnosząc się z fotela. Obserwował ją spod wpółprzymkniętych powiek, jak
niezdarnie zbliża się do niego i kładzie dokumenty na blacie. Ona też
poczuła jego spojrzenie i z każdym krokiem jej twarz coraz bardziej
przypominała kolorem buraczka. Była zażenowana, że tak bezczelnie się na
nią gapi.
- Proszę. – Położyła przed nim dokumenty. Odwróciła się chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce, przystopował ją jednak mówiąc.
- Pani Urszulo proszę jeszcze chwilę zaczekać. Musimy coś omówić. Zechce
pani usiąść? – Wskazał dłonią fotel. Przycupnęła na samym jego brzegu
splatając nerwowo dłonie na kolanach. On wstał zza biurka i usiadł obok,
na kanapie.
- Jak pani wie, czas nas trochę goni, bo za miesiąc ma się odbyć pokaz
kolekcji jesień-zima. Życzyłbym sobie, by nie było żadnych przykrych
niespodzianek. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. W związku z
tym trzeba załatwić mnóstwo spraw, skoordynować działania począwszy od
załatwienia sali na pokaz, przez oświetleniowców, dźwiękowców,
dopilnowania modelek i Pshemko, by wyrobił się na czas z szyciem. Poza
tym zawsze po pokazie odbywa się bankiet. Niezbędny jest catering
najlepszej jakości i jakiś kameralny zespół muzyczny. Pani będzie za to
wszystko odpowiedzialna. Mam nadzieję, że poradzi sobie pani? Ojciec
zachwalał panią, jako bardzo kompetentną osobę.
Spojrzała na niego niepewnie.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by pana nie zawieść.
Przez twarz przemknęło mu coś na kształt uśmiechu.
- To właśnie chciałem usłyszeć. Proszę więc działać. – Podniosła się z
fotela. – Aha i jeszcze jedno. Ponieważ w tej firmie panuje zwyczaj, że
wszyscy mówią sobie po imieniu, proszę po imieniu zwracać się również do
mnie – wyciągnął w jej kierunku dłoń.
- Marek.
- Ula – nieśmiało uścisnęła mu rękę. – To ja wracam do pracy.
Wyszła z gabinetu i usiadła przy swoim biurku. - Dużo rzeczy na mnie
zrzucił. Jak ja to wszystko ogarnę? Jakoś nie zauważyłam, by Violettę
zarzucał robotą. Siedzi tylko i przez cały dzień szuka wyprzedaży w
Internecie, albo gada przez telefon. Żadnego z niej pożytku. Trudno.
Muszę poradzić sobie sama. Udowodnię mu, że dam radę, choćbym, miała się
zaharować na śmierć, ten pokaz musi się udać.
Otrząsnęła się z rozmyślań. – Nie ma nad czym dywagować. Czas zacząć działać.
Najpierw Internet. Szybko wyszukała kilkanaście ofert wynajmu sal na
podobne imprezy. Wydrukowała wszystkie i zaczęła dzwonić, pytając o ceny
wynajmu i wielkość pomieszczeń. Zdecydowanie na plan pierwszy wysunęła
się Stara Pomarańczarnia w warszawskich Łazienkach. Wyłuszczyła
człowiekowi po drugiej stronie słuchawki, w czym rzecz i umówiła się z
nim następnego dnia o godzinie dziesiątej. Potem zabrała się za szukanie
cateringu. Znowu porównała oferty. Wybrała kilka z nich i postanowiła
osobiście tam pojechać i zobaczyć na własne oczy, czy rzeczywiście jest
tak dobry, jak go opisują. Od Ani pracującej w recepcji dowiedziała się,
że firma Febo&Dobrzański ma własnych dźwiękowców i oświetleniowców,
więc ich postanowiła zostawić sobie na deser. Najgorsza przeprawa
czekała ją z Pshemko. Słyszała już, jaki potrafi być niezrównoważony i
wścieka się z byle powodu. Musiała psychicznie przygotować się do tej
rozmowy i poprowadzić ją tak, by nie odniósł wrażenia, że go popędza.
W końcu ułożyła sobie plan, w którym skrupulatnie zapisała po kolei
wszystkie sprawy. Te najpilniejsze na początku, te, które mogły
poczekać, na końcu. Przed siedemnastą weszła jeszcze do Marka.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałam ci tylko przekazać, że
jutro o dziesiątej jestem umówiona w sprawie sali. Pojadę też w kilka
miejsc, gdzie oferują catering, żeby sprawdzić. Czy jakiś alkohol też
mam zamówić? Może szampan?
- Tak. Dobrze, że o tym pomyślałaś, bo zapomniałem. Mam jeszcze jedną
prośbę. Zabierz ze sobą projekt folderu i wpadnij do drukarni. Jeśli
możesz, to wynegocjuj jakiś krótki termin i cenę. Nie chcę, żeby zdarli z
nas Bóg wie, jak dużo.
- Dobrze. Ile zamówić sztuk?
- Zamów pięćset. Nie sądzę, by przyszło więcej gości.
- Mogę jechać prosto z domu, czy muszę być rano w firmie?
- Oczywiście, że możesz. Chciałbym jednak byś tu wróciła, jak wszystko załatwisz i zdała mi relację z postępów.
- Jak sobie życzysz. W takim razie do jutra.
Patrzył na nią, jak wychodzi zamykając delikatnie za sobą drzwi.
- No zobaczymy panno Cieplak, na co cię stać i czy naprawdę jesteś
taka dobra, jak twierdzi ojciec. Zrobisz jeden błąd i wylatujesz. – Pomyślał złośliwie.
Następnego dnia wstała bardzo wcześnie. Uczesała się staranniej niż
zwykle. Włosy splotła w warkocz i darowała sobie podkręcanie grzywki
zaczesując ją na bok. Spojrzała krytycznie w lustro. Było lepiej.
Zdecydowanie lepiej. Postanowiła, że jeszcze dzisiaj wyrzuci wszystkie
wałki. Wyciągnęła z szafy czarny kostium. Pamiętał jeszcze maturalne
czasy, ale nadal pasował idealnie. Do tego biała bluzka. Czarne buty na
niewysokim obcasiku dopełniły reszty. Można było powiedzieć, że wygląda
prawie profesjonalnie i niezwykle schludnie.
Najpierw pojechała do Łazienek. Obejrzała salę i przylegającą do niej
nieco mniejszą. Świetnie nadawała się na bankiet. Ustaliła z
kierownikiem obiektu wszystkie szczegóły. Najbardziej ucieszyła się z
tego, że wynegocjowała naprawdę bardzo korzystną cenę za wynajem i
przygotowanie sali do pokazu. Kierownik okazał się miłym i przystępnym
człowiekiem. Na pożegnanie wręczył jej jeszcze wizytówkę zespołu
muzycznego.
- Może mi pani zaufać. Grali tu u nas niejednokrotnie i są naprawdę
świetni i niedrodzy. Za wieczór biorą trzy tysiące, to naprawdę
niewiele.
- Bardzo panu dziękuję. Na pewno skontaktuję się z nimi. Do widzenia.
Opuściła park. – Teraz drukarnia, a potem catering.
Stojąc na przystanku i czekając na autobus zadzwoniła na numer zespołu
podany na wizytówce. Przedstawiła się wymieniając również nazwisko
człowieka, który ich polecił. Rozmowa była bardzo rzeczowa i konkretna.
Umówili się, że wpadną następnego dnia do firmy podpisać stosowną umowę.
W drukarni trafiła na samego jej dyrektora. Po wymianie uprzejmości
zaprosił ją do gabinetu i poczęstował kawą. Przyjęła zaproszenie z
wdzięcznością. Biegała od rana i marzyła o łyku aromatycznego napoju.
Wręczyła mu folder i wyznała szczerze, jakie ma oczekiwania.
- Bardzo mi zależy panie dyrektorze, by wydrukowano go szybko i możliwie
tanio. Nie ukrywam, że to jest mój chrzest bojowy, bo dopiero niedawno
zaczęłam pracować w Febo & Dobrzański. To moje być, albo nie być. Ta
praca jest dla mnie bardzo ważna i nie chciałabym jej stracić.
Twarz dyrektora rozjaśniła się w uśmiechu.
- Pani Urszulo, proszę się nie martwić. Zrobię wszystko, żeby zatrzymano
panią na tym stanowisku. Pięćset sztuk, mówi pani? Wydrukujemy za dwa
dni. Policzę też tanio. Po dwa złote za sztukę. To będzie razem tysiąc
złoty. Pan Dobrzański już zamawiał u nas foldery wielokrotnie, ale
zapewniam panią, że płacił za nie znacznie więcej.
- Jestem panu bardzo, ale to bardzo wdzięczna i serdecznie panu dziękuję
za przychylność. Czyli za dwa dni będę je mogła odebrać?
- Jak najbardziej. Będzie mi miło ponownie tu panią gościć i już teraz
zapraszam panią na kawę. – Uścisnęła mu dłoń ponownie dziękując.
Wybiegła z drukarni, jak na skrzydłach. – Ależ mam dzisiaj szczęście!
W istocie jej sprzyjało. Z cateringiem też poszło gładko. Nawet nie
musiała daleko jechać. Trudniący się tym zakład był po drodze do firmy.
Zamówiła wszystko, co najlepsze ostro negocjując ceny. Umówiła się, że
następnego dnia przyniesie im umowę do podpisania. Zostało tylko
zamówienie szampana. Nie znała się na trunkach. Postanowiła, że zapyta
Marka. On na pewno będzie wiedział, co lubią goście. Pokrzepiona tą
myślą pomaszerowała do firmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz