Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Dotyk miłości" - rozdział 2

"Dotyk miłości"  

09 marzec 2012  
Rozdział II



Wracała po pracy do domu z mieszanymi uczuciami. Cieszyła się, że dostała etat w tak prestiżowej firmie i w dodatku na dość eksponowanym stanowisku. Pensja też nie była mała. Rozmarzyła się. Nareszcie będą mogli odetchnąć i nie musieć aż tak zaciskać pasa. Często bieda zaglądała im w oczy. Taty renta nie wystarczała na długo. Ta praca była, jak najlepszy, świąteczny upominek, a starszy pan Dobrzański bardzo miły. Gorzej z młodszym. Odniosła wrażenie, że nie ucieszył się z jej obecności w firmie. Zauważyła, z jaką niechęcią na nią patrzył.
Pewnie wszystkie jego poprzednie asystentki były piękne. Nie spodziewał się, że na ich miejsce przyjmą kogoś tak skrajnie innego. Ewidentnie uznał, że nie pasuję do tej firmy. Nie jestem piękna a on dał mi to odczuć. Zresztą nie tylko on. Ten Olszański też patrzył na mnie dziwnie. Podobnie Violetta. Ona jest jakaś osobliwa. Ha, ha. Zabawne. Pewnie to samo myśli o mnie.
Postanowiła, że udowodni im wszystkim, że uroda i ogólnie wygląd nie mają znaczenia. Liczy się to, co człowiek ma w głowie. A ona miała w niej dużo wiedzy, którą postanowiła wykorzystać w pełni. – W końcu się na mnie poznają. – Pokrzepiona tymi myślami wysiadła na swoim przystanku i powędrowała w stronę domu.
- Już jestem – krzyknęła z przedpokoju. Natychmiast z kuchni wyszedł jej ojciec.
- No i jak było córcia, opowiadaj. – Przysiadła przy kuchennym stole.
- Wszystko w porządku tatusiu. Pan Dobrzański był bardzo miły. Zaprowadził mnie do swojego syna, który jest tam dyrektorem od reklamy i marketingu, bo to jego asystentką mam być. Dali mi biurko i komputer. Siedzę w sekretariacie przed jego gabinetem. Tu masz umowę. Zobacz. Dostałam trzy i pół tysiąca brutto. Nieźle, prawda? Nareszcie trochę odetchniemy.
- Wspaniale córcia, wspaniale. Naprawdę nie spodziewałem się, że aż tyle. Tak się cieszę. Pan Dobrzański, to jednak bardzo słowny człowiek. Dotrzymał obietnicy, którą mi dał w szpitalu. Wieczorem zadzwonię do niego i podziękuję. Nie wypada inaczej.
Zjadła obiad przygotowany przez ojca i poświęciła trochę czasu swojej młodszej, sześcioletniej siostrzyczce. Mała nie pamiętała matki, bo ta zmarła tuż po porodzie. To Ula ją zastępowała i wychowywała Beatkę od pieluch. Ojciec nie za bardzo radził sobie z niemowlęciem, a jej jako kobiecie wychodziło to całkiem sprawnie.
Po ciepłym prysznicu ubrana w piżamę zapakowała się do łóżka myśląc o następnym dniu i o swojej nowej pracy. Ten brak atrakcyjności dziwnie odstręczał ją od integrowania się z pracownikami firmy. Z tego, co zdążyła zaobserwować przewijało się przez nią mnóstwo pięknych modelek i bardzo przystojnych mężczyzn. Marek zrobił na niej duże wrażenie. Wysoki, szczupły z dużymi stalowo-szarymi oczami i długimi rzęsami. Westchnęła. – Piękny mężczyzna i bardzo, bardzo przystojny.
Zauważyła, że zarówno uśmiech, jak i grymas wywoływał na jego policzkach dwa dołeczki, które nadawały mu wdzięku. Przypomniała sobie dotyk jego dłoni i dziwny prąd, który ją przeszedł. Niewątpliwie był obiektem westchnień wielu kobiet. U niej samej wywoływał uczucia, których nie rozumiała.

Wszedł do domu i z furią rzucił teczkę na fotel. Z łazienki wyłoniła się jego dziewczyna.
- Coś ty taki wściekły? – spytała.
- Masz rację. Jestem wściekły. Na ciebie. Przez te twoje nieustanne żale i pretensje, którymi tak chętnie się dzielisz z moimi rodzicami, ojciec zgotował mi dzisiaj nie lada niespodziankę.
Zadarła dumnie głowę i rzekła wyniośle.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi?
- Nie rozumiesz? Jaka szkoda – odpowiedział ironicznie. – Widziałaś to brzydactwo, które zatrudnił ojciec w charakterze mojej asystentki? W życiu nie widziałem tak brzydkiej kobiety. Jak myślisz, jeśli pójdzie ze mną na spotkanie biznesowe, nie skompromituje firmy? To prawdziwa katastrofa, którą sama sprowokowałaś!
- Nie obwiniaj mnie za swoje łajdactwa. Nie wracasz na noc. Włóczysz się Bóg wie gdzie i z kim. Zdradzasz mnie bez przerwy. To tak ma wyglądać nasz związek? Ja mam tego dość. Przez te twoje panienki na jedną noc przywleczesz do domu jakąś chorobę, którą mnie zarazisz. Pijany idziesz do łóżka, z kim popadnie i nawet nie pomyślisz o zabezpieczeniu, mam rację? Jesteś kompletnie nieodpowiedzialny. Dorośnij wreszcie, bo zachowujesz się jak nastolatek, nie jak mężczyzna. Alex już od dawna powtarza, żebym rzuciła cię w diabły, bo to związek bez przyszłości.
- No tak… Jeszcze ten twój braciszek. Lubi jątrzyć i skłócać ze sobą ludzi. Kombinuje i kręci na wszystkie strony, byle mi tylko dokopać.
- Nie waż się o nim tak mówić! On przynajmniej jest porządnym człowiekiem!
- Skoro jest taki porządny, to dlaczego go nie posłuchasz? Ma przecież rację. Ja jestem ten najgorszy i doprawdy nie rozumiem, co jeszcze każe ci przy mnie tkwić? Spakuj się i wyprowadź do niego. Tam będziesz miała, jak w raju. Mam dość tych twoich wiecznych kłótni o byle co. Nie odpowiada ci, to walizki są w garderobie. Droga wolna. Ja na pewno nie będę cię zatrzymywał.
Była wściekła. Zaciskała mocno dłonie w pięści, aż zbielały jej kostki.
- Jesteś zwykłą, ohydną świnią – wysyczała przez zaciśnięte zęby. – Poświęciłam ci pięć długich lat i wierz mi, że żałuję każdego dnia spędzonego u twego boku. Nie zasługujesz na mnie, ani na żadną inną kobietę, może tylko, na te, którym płacisz za seks. Mam cię po dziurki w nosie. Nie licz tym razem na wybaczenie, bo się go nie doczekasz. Jeszcze dziś zniknę z tego domu, to z pewnością przyniesie ci ulgę, skoro tak bardzo męczyłeś się ze mną. Życzę ci jak najgorzej.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła do garderoby, z której wyciągnęła kilka walizek i powoli zaczęła zapełniać je swoimi rzeczami. Zadzwoniła też do Alexa prosząc go, by po nią przyjechał.
Marek stał na środku salonu, jak oniemiały. Nie wierzył w swoje szczęście.
- Nareszcie jestem wolny? Wyprowadza się? Nawet nie myślałem, że tak gładko pójdzie. Koniec awantur. Koniec Pauliny w moim życiu.
Ten cynizm był wstrętny. Jakby na to nie patrzeć pięć lat, to długo. Przecież nie zawsze było źle. Nawet nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy zaczęło się między nimi psuć i kiedy nastąpił ten moment, że zaczął ją zdradzać. Potem nie potrafił już przestać. Odpowiadało mu takie życie. Chętne panienki, seks bez zobowiązań i zbędnych pytań.
Zasunęła zamek ostatniej walizki i przeniosła ją do przedpokoju. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Do domu wszedł Alex Febo. Spojrzał na siostrę z niepokojem. Nie płakała. Była na to zbyt dumna. Nie pytał więc o nic. Przytulił ją tylko do siebie i szepnął jej do ucha.
- Dobrze zrobiłaś. On nie jest ciebie wart. Zobaczysz, jeszcze znajdziesz człowieka, który doceni, jak wspaniałą jesteś kobietą. – Spojrzał na walizki. – To wszystko, co zabierasz?
- Tak, to wszystko. Nie zostanę w tym domu ani dnia dłużej. – Wyjęła z torebki klucze od wejściowych drzwi i położyła na okrągłym stoliku stojącym w przedpokoju.
- Możemy iść.
Bez słowa wynieśli walizki na zewnątrz. Alex zapakował je do samochodu a potem pomógł siostrze wsiąść. Ruszyli nie oglądając się za siebie.
Marek obserwował ich poczynania zza firanki. Kiedy odjechali odtańczył na środku salonu dziki taniec radości a potem zadzwonił do swojego najlepszego przyjaciela.
- Seba? Nie uwierzysz. Właśnie rozstałem się z Pauliną. Wyprowadziła się do Alexa. Jestem wolny, rozumiesz! Jestem wolny! Trzeba to koniecznie uczcić. Wybierzesz się ze mną do „69”?
- No stary, gratulacje. Jasne, że się wybiorę. Już się zbieram. Spotkamy się przed wejściem.
Siedzieli przy barze z pochylonymi głowami cicho rozmawiając.
- Co napadło twojego ojca, że przyjął do pracy tę Brzydulę? Jak ją zobaczyłem to prawie spadłem z fotela. W życiu nie spotkałem takiej pokraki.
- To chyba za sprawą Pauliny. Wiesz jak po każdym wyskoku latała do rodziców i żaliła się, jaki to ja jestem dla niej niedobry, że ją zdradzam, zaniedbuję i nie szanuję. Prawdziwy drań. To właśnie o tą Cieplak poszło. Zarzuciłem jej to, a ona się wściekła i powiedziała, że odchodzi.
- No i dobrze. Przynajmniej masz z głowy zaręczyny i ten cały ślub. Tego przecież chciałeś, prawda? – Olszański bagatelizował całą sprawę.
- Prawda. Upiję się dzisiaj, przelecę jakąś panienkę, a jak wrócę do domu, nikt nie będzie mi ciosał kołków na głowie. Co za ulga. – Stuknął kieliszkiem w kieliszek Sebastiana. - Pijmy bracie. Dawno nie byłem taki szczęśliwy.
Ten wieczór miał podobny przebieg, jak wiele innych przed odejściem Pauliny. Znowu morze wódki, znowu przygodnie poznana dziewczyna i powrót do domu nad ranem. Był tak upojony alkoholem, że nawet nie miał siły rozebrać się i w garniturze rzucił się na łóżko. Zasnął natychmiast kamiennym snem.

Następnego dnia wszedł do firmy mocno spóźniony. Szybkim krokiem pokonał dystans od wind do sekretariatu. Rzucił krótkie „Dzień dobry” i już chciał wejść do gabinetu, gdy powstrzymał go głos jego asystentki.
- Przepraszam panie dyrektorze, mam dla pana te raporty…
Spojrzał na nią lekceważąco, aż skuliła się pod wpływem jego wzroku.
- Nie teraz – wysyczał.
- Ale…
- Powiedziałem, nie teraz – powtórzył podniesionym głosem.
Spuściła nisko głowę.
- Przepraszam… - wyszeptała niemal bezgłośnie.
Kiedy zamknęły się za nim drzwi, Violetta obserwująca tę scenę w milczeniu, wreszcie mogła dać upust swoim myślom.
- Lepiej nie próbuj. Jest wściekły, jak stado krów. Zrobię mu kawy i wybadam grunt. – Ula w milczeniu pokiwała głową. – Na pewno znowu zabalował w klubie. Widać, że jeszcze nie doszedł do siebie. Teraz lepiej nie pokazuj mu się na oczy.
Zrobiła tak, jak poradziła jej Kubasińska. W końcu ona pracowała tu dłużej i lepiej znała dyrektora. Odłożyła gotowe raporty i zajęła się bieżącymi sprawami. Wreszcie koło południa wychynął z gabinetu i rzucił obcesowo w jej kierunku.
- Prosiłem panią wczoraj o zestawienie odnośnie materiałów dla Pshemko, zrobiła je pani?
Sięgnęła na półkę i w milczeniu podała mu je. Przebiegł wzrokiem po starannie zrobionej tabeli i jej zawartości. Nie podnosząc głowy rzekł.
- Specyfikację też miała pani zrobić. – Zanim skończył zdanie, już podsunęła mu ją niemal pod sam nos.
- Budżet również udało się pani zamknąć? – Kolejny raz sięgnęła po plik dokumentów.
- I jeszcze te raporty sprzedaży. – Kolejny stosik powędrował w kierunku jego rąk. Podniósł wzrok i popatrzył na nią uważnie. Zobaczyła w jego oczach zdumienie i coś na kształt podziwu. W dalszym ciągu nie odważyła się otworzyć ust, bojąc się jego reakcji.
- Dziękuję. Będę jeszcze potrzebował listę modelek i projekt folderu od fotografa. Może pani to załatwić?
- Oczywiście – odparła cicho.
Wycofał się tyłem do gabinetu, a ona ze świstem wypuściła powietrze z płuc. Nie mogła zrozumieć, dlaczego jest dla niej taki niemiły. Widziała, jak traktuje innych. Łagodnie, z uśmiechem. Violetta nie wysilała się, a jednak w stosunku do niej jego zachowanie było skrajnie różne. – To chyba przez to, jak wyglądam. Tu naprawdę ma to znaczenie, a ja mocno odstaję od reszty. No cóż… Na razie poprawa wyglądu musi zaczekać. To kosztuje, a ja nie mam pieniędzy.
Usiadł za biurkiem i uważnie śledził zestawienia przygotowane przez Ulę. Bardzo chciał wychwycić jakiś błąd. Musiał jednak przyznać, że były sporządzone perfekcyjnie, czytelnie i jasno. – Kiedy ona zdążyła to wszystko zrobić? Jest tego całkiem sporo. Ojciec nie mylił się. Jest profesjonalistką. Gdyby jeszcze potrafiła o siebie zadbać…
Po godzinie usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę.
Ula otworzyła je, nieśmiało wsuwając się do środka.
- Przepraszam, mam dla pana listę modelek i projekt folderu od Czarka. Prosił pan…
- A tak. Proszę je położyć na biurku – rzucił w jej kierunku nie podnosząc się z fotela. Obserwował ją spod wpółprzymkniętych powiek, jak niezdarnie zbliża się do niego i kładzie dokumenty na blacie. Ona też poczuła jego spojrzenie i z każdym krokiem jej twarz coraz bardziej przypominała kolorem buraczka. Była zażenowana, że tak bezczelnie się na nią gapi.
- Proszę. – Położyła przed nim dokumenty. Odwróciła się chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce, przystopował ją jednak mówiąc.
- Pani Urszulo proszę jeszcze chwilę zaczekać. Musimy coś omówić. Zechce pani usiąść? – Wskazał dłonią fotel. Przycupnęła na samym jego brzegu splatając nerwowo dłonie na kolanach. On wstał zza biurka i usiadł obok, na kanapie.
- Jak pani wie, czas nas trochę goni, bo za miesiąc ma się odbyć pokaz kolekcji jesień-zima. Życzyłbym sobie, by nie było żadnych przykrych niespodzianek. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. W związku z tym trzeba załatwić mnóstwo spraw, skoordynować działania począwszy od załatwienia sali na pokaz, przez oświetleniowców, dźwiękowców, dopilnowania modelek i Pshemko, by wyrobił się na czas z szyciem. Poza tym zawsze po pokazie odbywa się bankiet. Niezbędny jest catering najlepszej jakości i jakiś kameralny zespół muzyczny. Pani będzie za to wszystko odpowiedzialna. Mam nadzieję, że poradzi sobie pani? Ojciec zachwalał panią, jako bardzo kompetentną osobę.
Spojrzała na niego niepewnie.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by pana nie zawieść.
Przez twarz przemknęło mu coś na kształt uśmiechu.
- To właśnie chciałem usłyszeć. Proszę więc działać. – Podniosła się z fotela. – Aha i jeszcze jedno. Ponieważ w tej firmie panuje zwyczaj, że wszyscy mówią sobie po imieniu, proszę po imieniu zwracać się również do mnie – wyciągnął w jej kierunku dłoń.
- Marek.
- Ula – nieśmiało uścisnęła mu rękę. – To ja wracam do pracy.
Wyszła z gabinetu i usiadła przy swoim biurku. - Dużo rzeczy na mnie zrzucił. Jak ja to wszystko ogarnę? Jakoś nie zauważyłam, by Violettę zarzucał robotą. Siedzi tylko i przez cały dzień szuka wyprzedaży w Internecie, albo gada przez telefon. Żadnego z niej pożytku. Trudno. Muszę poradzić sobie sama. Udowodnię mu, że dam radę, choćbym, miała się zaharować na śmierć, ten pokaz musi się udać.
Otrząsnęła się z rozmyślań. – Nie ma nad czym dywagować. Czas zacząć działać.
Najpierw Internet. Szybko wyszukała kilkanaście ofert wynajmu sal na podobne imprezy. Wydrukowała wszystkie i zaczęła dzwonić, pytając o ceny wynajmu i wielkość pomieszczeń. Zdecydowanie na plan pierwszy wysunęła się Stara Pomarańczarnia w warszawskich Łazienkach. Wyłuszczyła człowiekowi po drugiej stronie słuchawki, w czym rzecz i umówiła się z nim następnego dnia o godzinie dziesiątej. Potem zabrała się za szukanie cateringu. Znowu porównała oferty. Wybrała kilka z nich i postanowiła osobiście tam pojechać i zobaczyć na własne oczy, czy rzeczywiście jest tak dobry, jak go opisują. Od Ani pracującej w recepcji dowiedziała się, że firma Febo&Dobrzański ma własnych dźwiękowców i oświetleniowców, więc ich postanowiła zostawić sobie na deser. Najgorsza przeprawa czekała ją z Pshemko. Słyszała już, jaki potrafi być niezrównoważony i wścieka się z byle powodu. Musiała psychicznie przygotować się do tej rozmowy i poprowadzić ją tak, by nie odniósł wrażenia, że go popędza.
W końcu ułożyła sobie plan, w którym skrupulatnie zapisała po kolei wszystkie sprawy. Te najpilniejsze na początku, te, które mogły poczekać, na końcu. Przed siedemnastą weszła jeszcze do Marka.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałam ci tylko przekazać, że jutro o dziesiątej jestem umówiona w sprawie sali. Pojadę też w kilka miejsc, gdzie oferują catering, żeby sprawdzić. Czy jakiś alkohol też mam zamówić? Może szampan?
- Tak. Dobrze, że o tym pomyślałaś, bo zapomniałem. Mam jeszcze jedną prośbę. Zabierz ze sobą projekt folderu i wpadnij do drukarni. Jeśli możesz, to wynegocjuj jakiś krótki termin i cenę. Nie chcę, żeby zdarli z nas Bóg wie, jak dużo.
- Dobrze. Ile zamówić sztuk?
- Zamów pięćset. Nie sądzę, by przyszło więcej gości.
- Mogę jechać prosto z domu, czy muszę być rano w firmie?
- Oczywiście, że możesz. Chciałbym jednak byś tu wróciła, jak wszystko załatwisz i zdała mi relację z postępów.
- Jak sobie życzysz. W takim razie do jutra.
Patrzył na nią, jak wychodzi zamykając delikatnie za sobą drzwi.
- No zobaczymy panno Cieplak, na co cię stać i czy naprawdę jesteś taka dobra, jak twierdzi ojciec. Zrobisz jeden błąd i wylatujesz. – Pomyślał złośliwie.

Następnego dnia wstała bardzo wcześnie. Uczesała się staranniej niż zwykle. Włosy splotła w warkocz i darowała sobie podkręcanie grzywki zaczesując ją na bok. Spojrzała krytycznie w lustro. Było lepiej. Zdecydowanie lepiej. Postanowiła, że jeszcze dzisiaj wyrzuci wszystkie wałki. Wyciągnęła z szafy czarny kostium. Pamiętał jeszcze maturalne czasy, ale nadal pasował idealnie. Do tego biała bluzka. Czarne buty na niewysokim obcasiku dopełniły reszty. Można było powiedzieć, że wygląda prawie profesjonalnie i niezwykle schludnie.
Najpierw pojechała do Łazienek. Obejrzała salę i przylegającą do niej nieco mniejszą. Świetnie nadawała się na bankiet. Ustaliła z kierownikiem obiektu wszystkie szczegóły. Najbardziej ucieszyła się z tego, że wynegocjowała naprawdę bardzo korzystną cenę za wynajem i przygotowanie sali do pokazu. Kierownik okazał się miłym i przystępnym człowiekiem. Na pożegnanie wręczył jej jeszcze wizytówkę zespołu muzycznego.
- Może mi pani zaufać. Grali tu u nas niejednokrotnie i są naprawdę świetni i niedrodzy. Za wieczór biorą trzy tysiące, to naprawdę niewiele.
- Bardzo panu dziękuję. Na pewno skontaktuję się z nimi. Do widzenia.
Opuściła park. – Teraz drukarnia, a potem catering.
Stojąc na przystanku i czekając na autobus zadzwoniła na numer zespołu podany na wizytówce. Przedstawiła się wymieniając również nazwisko człowieka, który ich polecił. Rozmowa była bardzo rzeczowa i konkretna. Umówili się, że wpadną następnego dnia do firmy podpisać stosowną umowę.
W drukarni trafiła na samego jej dyrektora. Po wymianie uprzejmości zaprosił ją do gabinetu i poczęstował kawą. Przyjęła zaproszenie z wdzięcznością. Biegała od rana i marzyła o łyku aromatycznego napoju. Wręczyła mu folder i wyznała szczerze, jakie ma oczekiwania.
- Bardzo mi zależy panie dyrektorze, by wydrukowano go szybko i możliwie tanio. Nie ukrywam, że to jest mój chrzest bojowy, bo dopiero niedawno zaczęłam pracować w Febo & Dobrzański. To moje być, albo nie być. Ta praca jest dla mnie bardzo ważna i nie chciałabym jej stracić.
Twarz dyrektora rozjaśniła się w uśmiechu.
- Pani Urszulo, proszę się nie martwić. Zrobię wszystko, żeby zatrzymano panią na tym stanowisku. Pięćset sztuk, mówi pani? Wydrukujemy za dwa dni. Policzę też tanio. Po dwa złote za sztukę. To będzie razem tysiąc złoty. Pan Dobrzański już zamawiał u nas foldery wielokrotnie, ale zapewniam panią, że płacił za nie znacznie więcej.
- Jestem panu bardzo, ale to bardzo wdzięczna i serdecznie panu dziękuję za przychylność. Czyli za dwa dni będę je mogła odebrać?
- Jak najbardziej. Będzie mi miło ponownie tu panią gościć i już teraz zapraszam panią na kawę. – Uścisnęła mu dłoń ponownie dziękując. Wybiegła z drukarni, jak na skrzydłach. – Ależ mam dzisiaj szczęście!
W istocie jej sprzyjało. Z cateringiem też poszło gładko. Nawet nie musiała daleko jechać. Trudniący się tym zakład był po drodze do firmy. Zamówiła wszystko, co najlepsze ostro negocjując ceny. Umówiła się, że następnego dnia przyniesie im umowę do podpisania. Zostało tylko zamówienie szampana. Nie znała się na trunkach. Postanowiła, że zapyta Marka. On na pewno będzie wiedział, co lubią goście. Pokrzepiona tą myślą pomaszerowała do firmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz