| "Dotyk miłości"12 marzec 2012 | 
| 
Rozdział XVI 
ostatni   Od samego rana w rysiowskim domu panował ruch, jak na Marszałkowskiej. Nie pozwolono jej długo spać. Obudzono ją dość wcześnie i siłą wmuszono w nią jakiegoś tosta i kilka łyków kawy. O ósmej pojawił się Pshemko z ogromnym pokrowcem kryjącym to białe cudo jego projektu i Cyrylem. Z tym ostatnim nie widziała się od czasu, gdy zmienił ją w prawdziwą piękność. Bardzo się ucieszyła na myśl, że to on właśnie uczesze ją do ślubu. Przywitała się z nimi serdecznie. Cyryl pogładził jej włosy i rzekł. - Musimy trochę je wyrównać serdeńko i ufarbować, bo kolor już dawno wyblakł. Zrobimy taki sam, jak ostatnio, bo było ci w nim pięknie. – Uśmiechnęła się promiennie. - Oddaję się w twoje ręce. Ufam ci i wiem, że zrobisz to doskonale. - Nie mamy za wiele czasu, – wtrącił się Pshemko – zabieraj się więc do roboty przyjacielu. Cyrylowi nie trzeba było powtarzać dwa razy. Z dużą wprawą rozmieszał farbę i nałożył Uli na włosy. Kiedy je już spłukała, wyrównał tylko pasma i zabrał się za układanie fryzury. Wyczarował jej na głowie coś w rodzaju greckiego koka puszczając luzem jedno długie pasmo, które opadało jej na ramię. Ładnie jej było w kręconych włosach. Skropił całość dość mocno lakierem, by mieć pewność, że kok nie rozsypie się przy gwałtowniejszych ruchach głową. Popatrzyła na swoje odbicie. Była zachwycona. Cyryl był niekwestionowanym mistrzem. Upiął jej jeszcze stroik. Ponownie zerknęła w lustro. - Pięknie mnie uczesałeś Cyrylu. Bardzo ci dziękuję. - Jesteś serdeńko tak wdzięcznym obiektem, że naprawdę niewiele trzeba, by zrobić z ciebie piękność. Kto ci zrobi makijaż? - Violetta, moja koleżanka. Ma wprawę i robi to naprawdę dobrze. Już powinna tutaj być. Zaraz zapytam. Nie musiała. Już z daleka usłyszała jej donośny głos. - Z drogi, z drogi, make up idzie! – Weszła do pokoju i aż pisnęła z wrażenia. - O matulu! Ależ jesteś piękna, jakbyś z kijanki w motyla rozkwitła. Za chwilę będziesz jeszcze piękniejsza. - Viola pamiętaj, to ma być delikatny makijaż, nic mocnego i wyzywającego. – Kubasińska ujęła się pod boki. - Ulka, za kogo ty mnie masz? Zaufaj mi trochę. Ja naprawdę mam do tego talent. Zresztą zobaczysz. Usadziła ją na krześle. Nałożyła podkład i dokładnie wyrównała. Delikatnie nałożyła cień na powieki w odcieniach szarości i fioletu i wytuszowała rzęsy nieco je wydłużając, choć i one bez tego były gęste i długie. Usta pociągnęła subtelną różową szminką. - Proszę bardzo, gotowe. - Dzięki Viola. Naprawdę jest delikatny. Taki, jak chciałam. Trzeba zawołać Pshemko. Czas wkładać suknię. Wychodząc z pokoju zauważyła Paulinę. - Paula, jak dobrze, że jesteś. Pomożesz mi? - Po to właśnie przyjechałam. Wkładasz suknię? - Właśnie po nią idę, tylko nie wiem gdzie Pshemko. - Siedzi w kuchni i popija kawkę. Zaraz go zawołam, a ty wracaj do pokoju. Wkładały ją bardzo ostrożnie. Była uszyta z delikatnej materii i nie chciały nic popsuć. Pshemko zasunął jej suwak na plecach i obejrzał ją od stóp do głów. - Jesteś cudowna. Najpiękniejsza panna młoda, jaką kiedykolwiek widziałem. Marek padnie na twój widok. Tu masz jeszcze takie krótkie futrzane bolerko. Nie mogę pozwolić, byś marzła w drodze do kościoła. Chyba będziemy się powoli zbierać. Za dwadzieścia dwunasta. Marek pewnie już nie może się doczekać. Jakie to szczęście, że kościół tak blisko. Idę po twojego ojca. To on musi cię sprowadzić ze schodów. Do pokoju wpadła jeszcze Paulina. - Bukiet Ula. Zapomnielibyśmy o nim. – Wręczyła jej wiązankę z czerwonych róż. – Wyglądasz naprawdę pięknie. Chodźmy. Kawalkada samochodów wolno ruszyła pod rysiowski kościółek. Było dużo gapiów. Pod kościołem zgromadził się prawdziwy tłum. Nie często się zdarza, że jakaś rysiowska panna bierze ślub z takim znanym i majętnym człowiekiem. To było wydarzenie i nikt nie chciał go przegapić. Józef wysiadł z limuzyny i podał dłoń córce. Pomógł jej wysiąść i mocno uchwycił ją pod ramię. - No córcia, jesteś gotowa. – Wzięła głęboki oddech. - Jestem tato, możemy iść. Marek był bardzo spięty. Stał przy ołtarzu wraz z Sebastianem i gniótł palce do bólu. Poczuł uspokajające klepanie po plecach. - Uspokój się. Ona zaraz tu będzie. Wszystko pójdzie, jak z płatka. O, już są. Widzę Beatkę. Idę do nich dołączyć. – Przeszedł boczną nawą i stanął obok Pauliny. Gdy zobaczył sypiącą płatki róż Betti uśmiechnął się i głęboko odetchnął. Tuż za nią kroczył Józef trzymając pod ramię Ulę. Wzruszył się a w oczach zamigotały łzy. – Jest mój anioł, mój skarb, moje szczęście. Jakaż ona piękna. Nie idzie tylko płynnie. – Przemknęły mu przez głowę jej pierwsze dni w firmie i jego stosunek do niej. – Boże, dziękuję Ci, że pozwoliłeś, bym się opamiętał, bym przestał błądzić i krzywdzić innych. Dziękuję Ci za tą niebiańską istotę, za jej miłość i oddanie. Za jej uśmiech, za jej dotyk, za jej wielką dobroć. Dziękuję Ci Boże za ten prawdziwy cud, bo on sprawił, że jestem dziś szczęśliwym człowiekiem. Józef podszedł do niego i położył dłoń swojej córki na jego dłoni. - Oddaję ci ją synu. Kochajcie się i szanujcie po kres waszych dni. Ujął jej dłoń. Poczuł, że drży, choć uśmiechała się do niego promiennie. - Bardzo cię kocham – wyszeptał. – Jeszcze tylko parę chwil i będzie po wszystkim. – Wolno poprowadził ją do ołtarza. Stanęli przed kapłanem. - Moi kochani. Zebraliśmy się tu dzisiaj, by połączyć świętym węzłem małżeńskim tę oto parę, Urszulę Cieplak i Marka Dobrzańskiego – rozległy się słowa księdza. Słuchali ich uważnie powtarzając za nim drżącym głosem słowa przysięgi małżeńskiej. Oboje byli bardzo wzruszeni i traktowali je bardzo poważnie. - Ja Marek… - Ja Urszula… Ta uroczysta atmosfera zaślubin wywołała łzy na wielu twarzach, zgromadzonych w kościele gości. Józef i Dobrzańscy bezustannie wycierali je z policzków, podobnie jak Pshemko, Paulina, nawet Alex będący ostatnią osobą, którą można było o to posądzić. Spojrzał na Julię, która bezgłośnie powtarzała za parą młodą słowa przysięgi. Przytulił ją mocno do siebie. Uśmiechnęła się do niego przez łzy. Niedługo i oni mieli stanąć na ślubnym kobiercu tak, jak Paulina i Lew. - Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą. – Uśmiechnął się radośnie i wtulił w jej usta. - Przedstawiam państwu Urszulę i Marka Dobrzańskich – usłyszeli jeszcze. Rozległy się oklaski. Powoli przechodzili przez szpaler gości. Paulina litościwie zarzuciła jej futrzane bolerko na ramiona. Powoli schodziły z niej emocje powodując drżenie na całym ciele. Wyczuł to i mocno ją podtrzymywał z obawy, by nie zemdlała. Wyszli przed kościół. Ponownie wpił się w jej usta. - Kocham cię aniele. Powoli jej policzki nabierały rumieńców. Uspokoiła się. Wypełniło ją niewyobrażalne szczęście. Marzenia się spełniają. Trzeba w nie tylko mocno wierzyć i za wszelką cenę dążyć, by się ziściły. Nareszcie są razem i będą do końca swoich dni. Jeszcze rok temu nie mogła nawet przypuszczać, że ten piękny, niesamowicie przystojny mężczyzna tak bardzo się zmieni. Zmieni się dla niej i że pokocha ją wielką, szczerą, bezwarunkową miłością nadając jej życiu sens. Wiedziała, że gdyby nie odwzajemnił jej uczucia, nigdy nie pokochałaby już nikogo i zostałaby na zawsze sama. Nie potrafiłaby obdarzyć innego mężczyzny równie silnym uczuciem. Teraz stoi tu obok niej, jako jej mąż, jej wspaniały mężczyzna, jej podpora i tak będzie już zawsze. Padają dziesiątki życzeń i gratulacji. Czuje lekki zawrót głowy. Krzysztof ściska ją mocno i całuje w policzki. To samo robi Helena i jej ojciec. Podchodzi Alex z Julią i Paulina z Lwem. Za nimi ustawia się w kolejce Violetta z Sebastianem i Pshemko, któremu ze wzruszenia brakuje słów, więc ściska ich tylko w milczeniu. Po nich podchodzą bliżsi i dalsi krewni ich rodzin. Oboje toną w bukietach kwiatów. Wreszcie koniec. Czas świętować. Marek pomaga wsiąść Uli do limuzyny. Kierowca informuje ich, że pod siedzeniami mają termos z gorącą kawą. Są mu wdzięczni, bo trochę zmarzli oboje. Zanim ruszyli nalał do kubków parujący płyn i podał Uli. Sam również chętnie zanurzył w nim usta. Kierowca ruszył ostrożnie, a za nim pociągnął sznur samochodów wiozących gości na weselne przyjęcie. Wesele udało się. Było takie, jak sobie wymarzyli. W gronie najbliższej rodziny i przyjaciół. Tak. Marek mógł to powiedzieć z całym przekonaniem. Przyjaciół. W trakcie trwania zabawy podszedł do niego Alex. Poklepał go po ramieniu i rzekł. - I co, przyjacielu? Jesteś szczęśliwy? – Zdumiony spojrzał na niego. - Przyjacielu? Dawno mnie tak nie nazywałeś i miałeś rację. Byłem chyba najgorszym przyjacielem, jakiego nosiła ta ziemia. - To prawda, ale myślę, że mogę już cię tak nazywać. Wszystko zostało wybaczone, a ja nie chowam urazy. To jak z tym twoim szczęściem? Marek uśmiechnął się szeroko. - Alex, czy ktoś mógłby być nieszczęśliwy mając u boku taką kobietę? – Wskazał na Ulę tańczącą właśnie z Krzysztofem. – Jest miłością mojego życia. To jej szukałem przez te wszystkie lata i wreszcie ją mam. Nawet nie wiesz, jak ta świadomość potrafi uskrzydlić i dodać sił. - Ależ wiem mój drogi. Ja też mam taką kobietę i nie wypuszczę jej już z rąk. Wzięliśmy, co najlepsze a i Lew nie narzeka. Uwielbia Paulinę i kocha ją bardzo tak, jak ona jego. Jesteśmy szczęściarzami bracie. Wielkimi szczęściarzami. Dwa dni po weselu wyjeżdżali do Zakopanego. To miał być tylko tygodniowy pobyt. Dłuższy zaplanowali na przełomie lipca i sierpnia. Żegnani przez najbliższych wyruszyli w kilkugodzinną podróż do stolicy polskich Tatr. Droga była męcząca. Posuwali się wolno. Sypał śnieg, który znacznie utrudniał widoczność. Dojechali po siedmiu godzinach uciążliwej jazdy. Zameldowali się w uroczym pensjonacie, w którym pobyt Marek zabukował przez Internet. - Masz siłę na mały spacer? Jeszcze jest dość widno. Moglibyśmy się przejść Krupówkami, albo zwyczajnie popatrzeć na góry. - Chętnie rozprostuję nogi. Ta podróż dała mi się we znaki. – Ula już wkładała ciepłą czapkę i okręcała szyję szalikiem. Wyszli na zewnątrz i ruszyli objęci w kierunku centrum. Po drodze natknęli się na niewielki targ. - Chodźmy zobaczyć co sprzedają. Może mają oscypki? – Marek rozglądał się ciekawie. – Kiedyś bardzo je lubiłem, może i teraz mi posmakują. – Pociągnął Ulę w stronę targowiska. Chodzili między straganami. Pełno było tu wszystkiego. I oscypki różnej wielkości od bardzo dużych po maleńkie, wyroby sztuki ludowej, rzeczy z owczej wełny i kożuchy. - Może kupilibyśmy sobie takie kożuszki. W nich nie zmarzlibyśmy. Chodź, zobaczymy. Przymierzyli ich kilka, wreszcie Marek wybrał dla siebie odpowiedni i doradził Uli, jaki ma wziąć. - W tym ci jest naprawdę ślicznie. Podobają mi się te wykończone futrem mankiety i dół. Ma też kaptur. Naprawdę jest ładny. Bierzemy. Schowali swoje kurtki w wielkich torbach i przebrani w kożuszki pomaszerowali dalej. Na Krupówkach weszli do przytulnej knajpki i zamówili coś do zjedzenia. Byli głodni a mroźne powietrze jeszcze bardziej zaostrzyło ich apetyty. Przyniesiono im placki ziemniaczane ze śmietaną. Ula trochę się zdziwiła. Ugryzła kęs i uśmiechnęła się. - Są pyszne. Ze śmietaną nigdy nie jadłam. Naprawdę pyszne. Starł jej kciukiem odrobinę śmietanki, która została na wardze i pogładził policzek. – Tak, jak kiedyś, – pomyślał – wtedy, gdy ubrudziła się keczupem. Ma taką delikatną skórę, jak aksamit. Wtuliła policzek w jego dłoń. Uwielbiała jego dotyk. Kiedyś broniła się przed nim, a teraz wywoływał w niej falę ciepła i miłości. Spojrzała mu w oczy. - Bardzo cię kocham. – Obwiódł kciukiem jej usta. - Oszalałem z miłości do ciebie i już nie chcę znormalnieć. Kocham ciebie i kocham ten stan. Wrócili do pensjonatu. Po wspólnej kąpieli przytulił się do niej z przyjemnością chłonąc owocowy zapach szamponu, którym umyła włosy. - Pragnę cię – szepnęła cicho patrząc mu prosto w oczy. Uśmiechnął się szeroko. Rzadko się zdarzało, by to ona wychodziła z inicjatywą. Nadal zdarzały się momenty, że była zażenowana i nieśmiała. Wtulił się w jej usta całując delikatnie. Omiótł oddechem jej policzki. Powoli, systematycznie rozpalał ją i siebie. Pieścił z namaszczeniem jej alabastrową skórę i czuł, jak drży pod wpływem dotyku jego dłoni. Jej sutki stwardniały. Przyssał się do nich. Obwiódł językiem każdy z nich. Powrócił do ust i nie przestając ich całować wchodził w nią wolno. Jęknęła rozkosznie. Przetoczył się na plecy pociągając ją za sobą. Zaczęła się poruszać. Patrzył na jej natchnioną twarz, na jej przymknięte powieki i rozchylone usta. Na jej cudowne, pełne piersi podrygujące przy każdym ruchu, jakby tańczyły. Ułożył dłonie na jej biodrach i kierował nimi. Wiła się na nim, chcąc zatracić się do końca w tym tańcu uniesień. Oparła dłonie na jego łydkach odchylając się do tyłu. Jej ruchy stały się szybsze, bardziej zdecydowanie i mocne. Oddychała ciężko, lecz nie przestawała. Przygryzła wargi by powstrzymać krzyk. Wygięła ciało w łuk dotykając plecami jego nóg. Jej pierwsze skurcze spowodowały, że i on się spełnił. Leżeli tak przez chwilę uspokajając oddechy. Powrócił do pozycji siedzącej i podniósł ją zamykając w ramionach. Przykleiła się do niego wtulając twarz w zagłębienie jego szyi. - Byłaś wspaniała – szepnął jej do ucha. - Kocham cię – wymruczała. Ten pobyt, mimo, że krótki, zaliczyli do udanych. Dużo spacerowali nie zważając na mróz, który rumienił im policzki i nosy. Byli szczęśliwi. Każdej nocy ją kochał. Nigdy nie miał jej dość. Mógł bez końca napawać się pięknem jej ciała i zapachem. Była dla niego wszystkim. Po powrocie ostro zabrali się do pracy. Mieli trochę zaległości. Na początku marca poczuła się dziwnie. Trochę było jej mdło, trochę słabo. Doszły do tego zawroty głowy. Zerknęła do kalendarzyka. Od dwóch miesięcy nie miała okresu. Jak mogła tego nie zauważyć? Urwała się z pracy i poszła do lekarza. USG potwierdziło jej obawy. Była w ósmym tygodniu ciąży. Jak uskrzydlona wróciła do firmy. Z wydrukiem z badania popędziła wprost do gabinetu Marka. Spojrzał na nią zdziwiony. - Wybierasz się dokądś skarbie? – Nie, właśnie skądś wracam. Spójrz. – Wręczyła mu zdjęcie. Nie bardzo rozumiał. - Co to jest? – Podeszła do niego uśmiechnięta i przytuliła się mocno. - To jest nasze dziecko kochanie. Jestem w drugim miesiącu ciąży. – Jego oczy zrobiły się ogromne i zamigotały w nich radosne iskierki. - Mówisz poważnie? Jesteś w ciąży? - Mówię śmiertelnie poważnie. Zostaniesz tatusiem. – Obsypał jej twarz pocałunkami. - Kocham cię i jestem taki szczęśliwy. Będę ojcem, dasz wiarę? - Zacytował Violettę. – Ktoś już o tym wie? - Marek. Przyszłam tu do ciebie od razu z przychodni. Myślisz, że mogłabym powiedzieć o tym komuś wcześniej, niż tobie? - Tak się cieszę skarbie, tak bardzo się cieszę. Musimy powiedzieć rodzicom. Oni od tak dawna marzą o wnukach. Wreszcie będą je mieli. - Spokojnie Marek. Powiemy im. Od teraz muszę zacząć o siebie dbać. Lekarz przepisał mi witaminy i co miesiąc będę chodzić na USG. - Ja tego dopilnuję. Nie możesz się przepracowywać. Wszystko w granicach rozsądku. Będę wyciskał ci soki ze świeżych owoców. To lepsze, niż witaminy w tabletkach. Od tej pory faktycznie dmuchał na nią i chuchał. Nie pozwalał się przemęczać. Nosił na rękach. Gdyby miał taką moc sprawczą, nieba by jej uchylił. Nawet nie przypuszczała, że może być taki nadopiekuńczy. Często musiała sprowadzać go na ziemię i tłumaczyć, że ciąża nie jest chorobą. Pshemko na wieść o jej błogosławionym stanie oszalał zupełnie. Zaprojektował mnóstwo ciążowych sukienek, a po nich zabrał się za projektowanie śpioszków i ubranek dla dzieci. Postanowili wykorzystać jego zapał i wkrótce zaczęła się rodzić kolekcja dziecięca i dla kobiet ciężarnych. Przy okazji następnego USG, na które poszli już razem, dowiedzieli się, że to podwójna ciąża. Byli początkowo zszokowani, lecz szybko przywykli do myśli, że zostaną rodzicami bliźniąt. - Poradzimy sobie kochanie. Razem damy radę, a ja jestem podwójnie szczęśliwy. To cud, prawdziwy cud. To będą najpiękniejsze dzieci na świecie. W marcu odbył się ślub Pauliny i Lwa. Był bardzo bogaty. Mnóstwo gości, których nie pomieścił nawet największy kościół w Warszawie. Paulina błyszczała i była w swoim żywiole. Zamówiła nawet gołębie, które ukoronowały jej wymarzony ślub. W maju Alex i Julia powiedzieli sobie sakramentalne „tak”. Z planowanego wyjazdu nad ciepłe morze nic nie wyszło. Była już w zaawansowanej ciąży. Nawet nie mogła już pracować. Puchły jej ręce i nogi. Siedziała więc w domu Dobrzańskich, którzy dotrzymywali jej towarzystwa w czasie, gdy Marek był w pracy. Tu był duży ogród, w którym mogła wylegiwać się na leżaku gawędząc z Heleną. Tydzień przed planowanym terminem porodu dostała bolesnych skurczy. Nie zwlekali. Już wcześniej lekarz ich uprzedzał, że powinna zdecydować się na cesarskie cięcie. Była szczupła i wąska w biodrach. Mogła mieć trudności chcąc urodzić własnymi siłami. Wszystko poszło bardzo szybko. Wzięto ją natychmiast na salę operacyjną. Przebrany w fartuch Marek dzielnie podtrzymywał ją na duchu trzymając za rękę. Nie minęła godzina i już przywitali na świecie swoje dzieci. Krzysia i Antosię. Tak postanowili je nazwać. Oboje były miniaturkami Marka. Czarne włosy, te same delikatne usta i dołeczki w policzkach. Tylko oczy odziedziczyły po Uli i po kilka piegów na noskach. - Jestem taki szczęśliwy kotku, taki szczęśliwy. Kocham cię i te dwa skarby. Mamy piękne dzieci kochanie. Dziadkowie nie mniej byli uszczęśliwieni. Dobrzańscy rozpływali się nad podobieństwem maluchów do ich ojca, a Józef tylko powtarzał, że oczy mają po Uli i po jego ukochanej Magdzie. Czas biegł. Maluchy miały już po cztery lata i chodziły do przedszkola. Ster w firmie znowu przejął Marek. Prosperowała świetnie. Alex w czasie swojej kadencji podpisał kilka spektakularnych umów z firmami zachodnimi. To pozwoliło wypłynąć i dać się poznać, na bardziej wybrednym rynku, niż polski. Marek poszedł w przeciwnym kierunku i postawił na ekspansję na wschód. Interes kwitł. Ula siedziała w gabinecie i rozmawiała z Julią. W niedługim czasie po ich ślubie Marek zaproponował jej stanowisko szefa PR. Zgodziła się i od tej pory świetnie się na nim sprawdzała. Alex też się cieszył i był wdzięczny Markowi za pomysł zatrudnienia jej w firmie. Rozmowę przerwał dźwięk komórki. Ula zdziwiona spojrzała na wyświetlacz, na którym widniało „Przedszkole”. Odebrała natychmiast. - Halo… - Pani Urszula Dobrzańska? - Tak, to ja. Czy coś się stało? - Mówi Dorota Kaps. Kojarzy mnie pani? - Oczywiście. Jest pani wychowawczynią naszych dzieci. - Właśnie. Muszę koniecznie z państwem porozmawiać na temat Krzysia. Jego zachowanie jest co najmniej… hm… niestosowne. - Niestosowne? Ale, o co chodzi. - To naprawdę nie jest rozmowa na telefon. Czy mogą państwo przyjechać? - Oczywiście. Zaraz będziemy. Spojrzała skonsternowana na Julię. - Przepraszam cię, ale nasz aniołek znowu coś nawywijał. Muszę zadzwonić do Marka. Wyszli pośpiesznie z firmy. - Nie wiesz, o co może chodzić? - Pojęcia nie mam. Była trochę tajemnicza i chyba zdenerwowana. Podjechali pod przedszkole i skierowali się wprost do sali, w której ich dzieci miały zwykle zajęcia. Wychowawczyni zauważyła ich i dyskretnie dając znak drugiej przedszkolance, wyszła na korytarz. - Dzień dobry państwu. Zapraszam do gabinetu. Tam porozmawiamy spokojnie. Kiedy rozsiedli się w fotelach, spojrzała na nich poważnie. - Nie wiem, czy zauważyliście państwo w ostatnim czasie dziwne zachowanie Krzysia. On ciągle podgląda dziewczynki. Biega koło nich i zadziera im do góry spódniczki. Dzisiaj przyłapałam go w toalecie, jak ściągał jednej z nich majteczki. Ja wiem, że w tym wieku fascynacją płcią powinna być czymś normalnym, ale u niego nie przejawia się to w zbyt zdrowy sposób. - Co pani chce przez to powiedzieć? Że nasz czteroletni syn jest zboczony? – Marek ledwie panował nad nerwami. - Nie, panie Dobrzański. Ja tylko chcę zasugerować wizytę u psychologa dziecięcego. My zamiast się skupiać na opiece nad wszystkimi dziećmi, najwięcej uwagi musimy poświęcić na pilnowanie go, by nie robił takich rzeczy. - Rozumiem. Czyli dla was byłoby lepiej, byśmy zabrali go z przedszkola. – Rozłożyła ręce. - Proszę mnie zrozumieć. Są skargi od innych rodziców. Ja nie mogę ich ignorować. Nie mogę też udawać, że nie ma problemu. - Dobrze. Będzie, jak pani chce – odezwała się Ula. – Zaraz zabierzemy nasze dzieci. Proszę je skreślić z listy. Uregulujemy też rachunek za dotychczasowy pobyt. Nie chcemy już tutaj wracać. Zaczekamy na nie przy szatni. Proszę je przyprowadzić. Stali w szatni nie odzywając się do siebie. Wreszcie przybiegły maluchy i z piskiem rzuciły im się w ramiona. Ubrali je pośpiesznie i opuścili przedszkolny budynek. - Pojedziemy do rodziców i spytamy, czy zgodzą się byśmy przywozili je codziennie. Ja porozmawiam z Krzysiem na osobności. To musi być męska rozmowa. - Dobrze. Myślę, że to dobry pomysł. Marek wyciągnął syna do ogrodu. Usiadł z nim na ławce i spytał. - Wiesz, dlaczego zabraliśmy cię z tego przedszkola? - Ja nic złego nie zrobiłem tatusiu. – Spojrzał na Marka oczami Uli, w których zalśniły łzy. - Dlaczego zaglądałeś dziewczynkom pod spódniczki? To nieładnie tak robić. Zawstydziłeś je i poskarżyły się rodzicom. - Ja byłem tylko ciekawy… - Ciekawy czego? - Co one tam mają. One nie są takie jak ja. Antosia też nie jest taka, jak ja. - Nie są takie, jak ty, bo są dziewczynkami i różnią się od chłopców. Ja jestem taki, jak ty, a mamusia taka, jak Antosia. Widzisz różnicę? Chłopcy powinni szanować dziewczynki, a szacunek przejawia się też w tym, by nie zaglądać im pod spódniczki. To bardzo źle o tobie świadczy. Wszyscy myślą teraz, że jesteś niegrzecznym chłopcem. Znowu będziemy szukać z mamą nowego przedszkola dla was. – Krzyś rozpłakał się na dobre. - Ja nie chciałem być niegrzeczny. Ja chciałem tylko wiedzieć… Przytulił małego do siebie i otarł mu łzy. - Już dobrze, nie płacz. Jakoś sobie poradzimy. Na razie będziecie zostawać u dziadków. Musisz mi tylko coś obiecać. Już nigdy nie będziesz zadzierał dziewczynkom spódniczek. Obiecujesz? Chyba nie chcesz, żebyśmy znowu martwili się z mamą? - Nie chcę i obiecuję, że już nigdy tego nie zrobię. – Pogłaskał synka po główce. - Trzymam cię za słowo. Teraz chodź, pójdziemy do naszych dziewczyn. Siedzieli z Ulą na patio w wiklinowych fotelach popijając lemoniadę i obserwując swoje dzieci bawiące się w piaskownicy. Gdy były mniejsze, Krzysztof urządził im w ogrodzie mini plac zabaw. Tu mogły szaleć do woli. - I co, rozmawiałeś z nim? - Rozmawiałem. Pytałem, dlaczego to zrobił, a on mi powiedział, że był tylko ciekawy, co one tam mają, bo są inne, niż on. Obiecał mi, że już nigdy tego nie zrobi. – Popatrzył niepewnie na swoją żonę. – Wiesz Ula, ja myślę, że on to odziedziczył po mnie. Wiesz…, tę ciekawość płcią przeciwną. Jak byłem mały, też robiłem tak, jak on. Zaglądałem dziewczynom pod spódniczki. Sam tego nie pamiętam i znam z opowiadań rodziców. Zawsze to bagatelizowałem, ale teraz nie jest mi do śmiechu. Boję się, że jak dorośnie, będzie krzywdził kobiety tak, jak ja. Pogładziła go po policzku patrząc mu z miłością w oczy. - Nie mów tak. Takich skłonności nie można odziedziczyć. W jego przypadku to zwykła fascynacja innością. Musimy większą uwagę poświęcić jego wychowaniu. Uwrażliwić go na pewne rzeczy. Nie pozwolić, by wyrósł na egoistę wykorzystującego kobiety. Nie dręcz się, bo to nie twoja wina. – Przytulił ją mocno. - Ja chciałbym tylko je wychować tak, by nikt przez nich nie płakał, by były porządnymi, uczciwymi ludźmi, którym nie jest obojętny los drugiego człowieka i by umiały pochylić się nad nieszczęściem. - I takie będą. Nie dopuścimy, by wyrośli na ludzi obojętnych. Mamy dużo czasu kochanie, by wpoić im te wszystkie wartości i mamy w sobie dużo miłości. Ona nie pozwoli, by zeszły na złą drogę. - Jesteś najmądrzejszą kobietą na świecie. Kocham cię aniele. Przylgnął do jej ust i złożył na nich niezwykle czuły pocałunek. KONIEC | 
| ania1302 (gość) 2012.03.12 13:36 | 
| Jak widzę dobrnęłaś do końca. Teraz wracam do poczatku i już na spokojnie przeczytam całość, oraz inne opowiadania. Myślę, że zaskoczysz mnie znowu czymś nowym i równie pięknym? Ja mam juz rys opowieści o Uli i Marku trochę inaczej niż w serialu , ale muszę to poskładać i niebawem zacznę wklejać do bloga. | 
| MalgorzataSz1 2012.03.12 13:58 | 
| Aniu, ale się cieszę, że będzie nowe, Twoje 
opowiadanie. Ja na razie nie bardzo mam pomysł na kolejne, ale być może 
się pojawi. Przynajmniej taką mam nadzieję. Od jutra będę dodawać 
opowiadania już wcześniej napisane. Mam nadzieję, że nie kończysz jeszcze "Justyny". Ja niecierpliwie czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam cieplutko. | 
| ania1302 (gość) 2012.03.12 16:21 | 
| Na razie pociągnęJustynę.bo czas na konfrontacje rodzeństwa i skończę dwa poprzednie, czyli Monika i Artur oraz historia Pabla I Marii , potem wkroczę z Uą i Markiem, oraz ich poplątaną historią. Bedą łzy bezradności, bólu obojga , ale i radość pojednania. | 
| MalgorzataSz1 2012.03.12 17:03 | 
| Zabrzmiało bardzo, ale to bardzo intrygująco. Wiem, ze mimo perypetii swoje opowiadania kończysz zawsze szczęśliwie. Tak, jak najbardziej lubię. Ostatnio dodany rozdział Justyny, powalający. Jestem pod wielkim wrażeniem. | 
| XUlaX (gość) 2012.03.12 18:46 | 
| Gosiu na szczęście znalazłam trochę czasu i 
zajrzałam tu do Ciebie. Notka przecudowna, bardzo mi się podoba. Ślub 
piękny, wzruszający, właśnie taki jak sobie wyobrażałam. No proszę Aleks
 ostatecznie się ustatkował i chce wziąć ślub z Julią. Fajnie, fajnie. 
Podróż poślubna też mi się podoba, tym samym scena +18. Szybko pobiegłaś
 z akcją, ale rozumiem ostatnia notka, chciałaś ukazać losy Uli i Marka 
po ślubie. Ciąża w tym przypadku nie była żadnym zaskoczeniem, tak 
myślałam, że ją zamieścisz w tym rozdziale. Ale to, że urodziły się 
bliźniaki to swego rodzaju niespodzianka. Bardzo się cieszę, że  tak to 
wszystko się potoczyło. No dobrze to teraz może takie małe podsumowanie 
Twojego opowiadania. Nastąpiła ogromna przemiana Marka ze świni i nieliczącego się z uczuciami kobiet mężczyzny zmienił się w kochającego i ustatkowanego człowieka. Wszystko dzięki Uli - jego aniołowi w spódnicy. Początkowo tego nie zauważał, traktował ją przedmiotowo. Ona jednak pchana dużą miłością do niego przetrzymała to i doprowadziła do tej niesamowitej przemiany. Ula w pewnym sensie się zmieniła. Nie tylko z wyglądu, ale też nieco z charakteru. Stała się bardziej pewna siebie i nauczyła się stawiać na swoim. Ta historia jest bardzo piękna i wzruszająca. Dwoje zupełnie różnych ludzi z innych światów zakochało się w sobie i stworzyli pełen miłości i szacunku związek. Z chęcią będę niejednokrotnie wracała do Twojego opowiadania. Zresztą już wracam do poprzednich. Gdy mi smutno wchodzę w Twoje opowiadania i czytam. Bardzo się cieszę, że założyłaś tego blog, dzięki niemu dalej mogę wspominać. Gosiu powtarzam to już chyba setny raz, ale powtórzę kolejny. Jesteś niesamowita i masz ogromny talent. Dziewczyno kocham Cię po prostu!:* Czekam na Twoje nowe dzieło, które mam nadzieję niedługo się pojawi. Gdy coś napiszesz zawiadom mnie proszę mailem albo na blogu. Pozdrawiam serdecznie. ;* :) | 
| kawi :) (gość) 2012.03.12 19:05 | 
| Gosiu! Notka fantastyczna, wspaniały ślub Uli i 
Marka. Rozmarzyłam się gdy czytałam o wyjeździe :) Sama teraz chętnie 
pochodziłabym po Krupówkach :] Kurcze Gosiu, co ty masz z tymi bliźniętami, w tym opowiadaniu, w tamtym :) Szczerze mówiąc rozbawił mnie ten wątek gdy przedszkolanka mówi Dobrzańskim, że ich synek zagląda pod spódniczkę dziewczynką. Oczywiście, wiem, że takiej sprawy nie można bagatelizować, bo gdy chłopiec będzie duży będzie jakimś...... zboczeńcem, czy coś podobnego. Matko... przepraszam cię bardzo za tak krótki komentarz, ale ja nie jestem dobra w te klocki. Czasem aż mi głupio gdy widzę, że komentarze niektórych są dłuższe niż notki, a ja ledwo co umiem napisać 2 zdania... :( Serdecznie cię pozdrawiam i czekam na jakieś nowe opowiadanie :) kawi :) Tez jesteś z Siemianowic? | 
| MalgorzataSz1 2012.03.12 19:09 | 
| Paulina. Bardzo treściwie podsumowałaś to opowiadanie i w zasadzie zawarłaś w komentarzu wszystko, tylko w pigułce. Rzeczywiście moim zamiarem było pokazać, że nawet z wielkiej świni może narodzić się niewinny kanarek, a z brzydkiej, zaniedbanej kobiety, prawdziwa piękność. Również to, że dwa, tak skrajnie różne światy nie muszą egzystować osobno, bo miłość połączy nawet tak odmienne od siebie charaktery. Na kolejne opowiadanie niestety będziesz musiała poczekać, bo nie bardzo mam na nie pomysł. Teraz na blog będę dodawać te już napisane wcześniej. Obiecuję jednak, że jak tylko wkleję coś nowego, zaraz dam Ci znać. Bardzo Ci dziękuję za wszystkie komentarze, bo one motywują mnie do dalszego pisania i serdecznie Cię pozdrawiam. | 
| MalgorzataSz1 2012.03.12 19:17 | 
| Kawi. Te bliźniaki, to chyba takie moje zboczenie. Raz zaczęłam i nie mogę skończyć. Obiecuję, że jeśli pojawi się nowe opowiadanie, to ukrócę ten mój rozmach co najmniej o połowę. Ha, ha. Nie narzekaj na swoje krótkie komentarze, bo wcale takie nie są. Nie doceniasz się. Przecież sama piszesz. Z tego co zauważyłam, to już któreś z kolei opowiadanie. Byłam wczoraj na Twoim blogu, ale było już dość późno i przejrzałam tylko pobieżnie. Mam nadzieję, że pod koniec tygodnia wygospodaruję więcej czasu i postaram się przeczytać całość i skomentować. Poza tym co to znaczy "też z Siemianowic"? Ty też tu mieszkasz? Bardzo Ci dziękuję za ten wpis. Buziaki. | 
| kawi :) (gość) 2012.03.12 19:31 | 
| Nie na prawdę, moje komentarze, może nie akurat u ciebie, ale na innych blogach, sa pożal się boże... Gosiu, bardzo mi się podoba to twoje''zboczenie'', w sensie, że ciągle w twoich opowiadaniach pojawiają się bliźniacy :) Może, nie jasno się wyraziłam... :) ja również, o ile ty tez jestem z Siemianowic:) Może kolo siebie przechodzimy a nawet o tym nie wiemy :) Mam nadzieję, że moje notki choć w małym stopniu ci się podobają :] pozdrawiam :) | 
| MalgorzataSz1 2012.03.12 19:55 | 
| Kawi. Ja mieszkam w Siemianowicach od co najmniej 30 lat i to wcale nie jet niemożliwe, że mijamy się bez przerwy. Notki przeleciałam bardzo wyrywkowo. Jeśli uzbroisz się w cierpliwość, to pod koniec tygodnia dam rzetelny komentarz. Jedyne, co mogę teraz powiedzieć, że jest duża różnica między Twoimi początkami a teraz. Zdecydowanie na plus. To świadczy o tym, że z każdą notką coraz bardziej rozwijasz swoje umiejętności pisarskie, a to Ci się chwali. | 
| (gość) 2012.03.12 20:00 | 
| ja od 14  :) Dziękuję, czasami przy niektórych notkach nie są zbyt pochlebne komentarze, ale taka krytyka tez dobrze mi robi :) | 
| XUlaX (gość) 2012.03.12 20:01 | 
| Gosiu nie masz za co dziękować, naprawdę z wielką przyjemnością komentuję Twoje przepiękne notki. Lubię to Twoje "zboczenie" z bliźniakami. Jak Ci się już znudziły to daj trojaczki. :) Nie no żartuję Ula i Marek chyba nie daliby rady. :D | 
| Shabii (gość) 2012.03.12 21:03 | 
| Gosiu nie będzie mnie kilka dni. Obiecuję 
wszystko nadrobić jak tylko wrócę. Aż mnie skręca, że nie mogę 
przeczytać tej notki dziś :( Przepraszam Cię bardzo. Ukochany w końcu załapał trochę wolnego i chcieliśmy pobyć razem :) Pozdrawiam ;** | 
| MalgorzataSz1 2012.03.12 21:36 | 
| Shabii. Ach ta miłość. Ciesz się nią kochana. Ona ma zawsze pierwszeństwo przed czymkolwiek innym. Ja cierpliwie poczekam, aż wrócisz. Pozdrawiam. | 
| Shabii (gość) 2012.03.13 14:42 | 
| Małgosiu cudowna część :) Wzruszyłam się... Pięknie opisałaś ten najwspanialszy dzień w ich życiu. Kreacja Uli musiała być przepiękna. Nawet Violetta posłuchała Uli i zrobiła takie make up jak sobie tego pani młoda zażyczyła. Lekki ale wyrazisty i zapewne również bardzo ładny. Marek miał rację mówiąc, że to anioł. Paulina i Aleks nie są już tymi samymi ludźmi co jeszcze parę miesięcy temu. Bardzo mi się podobają w swoich nowych można powiedzieć rolach. Obydwoje szczęśliwi. Ślub i wesele przebiegło w miłej przyjaznej, rodzinnej atmosferze. Też mi się marzy taki ślub. Później wypad w góry. Uroczo... W tych góralskich kożuszkach wyglądali pewnie bardzo ładnie i inaczej :) Spędzili miło czas, mimo mroźnej pogody i śniegu wrócili szczęśliwi i wypoczęci, z małą niespodzianką. Będą mieć bliźniaki, jak fajnie :) Ślub Pauliny wyglądał tak jak sobie wymarzyła Lew nawet zgodził się na gołębie :) Biedne zwierzątka, no ale skoro ukochana tak chce to zakochany do szaleństwa facet będzie jej zachcianki spełniał. U Aleksa i Juli też wszystko pięknie się układa, też powiedzieli sobie tak. Zapomniałam dodać, że bardzo się cieszę, że znów są przyjaciółmi. To najwspanialsza wiadomość dla Marka. Wszystko wraca do normy i to bardzo szybko. Dokładnie nie ma co kryć urazy. Minęło troszkę czasu i powitali na świecie Antosię i Krzysia :) Tutaj śmiałam się do rozpuku. Gosiu skąd ten pomysł? Swoją drogą świetny. Mały wdał się w tatusia i już od najmłodszych lat podrywa kobitki zaglądając im pod spódniczki :) ha ha ha :) Dobry ten młody artysta :) Dzieciaki rosną jak na drożdżach, wszyscy są niewyobrażalnie szczęśliwi i tak właśnie powinno być. Gosiu kolejna śliczna bajka. Strasznie mi żal, że już koniec ale wiem, że nowe opowiadanie już niebawem ujrzy światło dzienne. Na koniec dodam raz jeszcze, że ta część była wspaniała, lekka, przyjemna i śliczna przez duże "Ś" :) Czekam na nowy wpis z niecierpliwością i serdecznie ciebie pozdrawiam :) "Człowiekiem szczęśliwym jest ten, kto zdobył swe szczęście" Gosiu przepraszam, że dziś komentarz krótki i taki nijaki, ale dorwałam kompa tylko na moment :) :*:* | 
| MalgorzataSz1 2012.03.13 16:47 | 
| "Gosiu przepraszam, że dziś komentarz krótki i taki nijaki, ale dorwałam kompa tylko na moment :) " Shabii. Twój komentarz wcale nie był krótki a już na pewno nie nijaki. Kolejne opowiadanie zakończone szczęśliwym finałem. Jak zwykle u mnie, bo wiesz, że kocham takie zakończenia. Z nowym opowiadaniem jeszcze nic nie wiadomo. Ciężko się rodzi i w wielkich bólach. To chyba dlatego, że nie mogę się ostatnio skupić, lub skupiam się na zbyt wielu rzeczach naraz. Muszę mieć trochę czasu i wyznaczyć priorytety. Bardzo Ci dziękuję, że znalazłaś chwilę, by przeczytać tę ostatnią część i tak ładnie ją skomentować. Serdecznie Cię pozdrawiam. | 
| monika_2601 (gość) 2012.03.16 00:54 | 
| "Szacunek przejawia się też w tym, by nie zaglądać im pod spódniczki" - szkoda, że Marek nie pamiętał o tym wcześniej haha ;) No dobra, w końcu udało mi się przeczytać i spróbuję wyprodukować jakiś komentarz. Pewnie nie będzie za długi, ale nie będę się wdawać w szczegóły. Nie ma co wiele roztrząsać, bo przecież wiadomo, że każde Twoje opowiadanie jest cudowne. A teraz, czytając kilka rozdziałów od razu, pośmiałam się trochę, a nawet uroniłam łezkę. Ślub Uli i Marka bardzo wzruszający. Bardzo się cieszę, że i Julia i Aleks oraz Paulina i Lew stanęli przed ołtarzem. Jestem zadziwiona natomiast przemianą Pauliny. Z całą pewnością jest to dobra zmiana. Właściwie, to szkoda, że nigdy nie widzieliśmy takiej Pauliny w serialu. To mogłoby być ciekawe. No ale na szczęście mamy Ciebie, a Ty rekompensujesz nam te scenariuszowe braki swoim opowiadaniem:) Wszystko było cudowne, tylko dlaczego dałaś Uli Renault Clio? Boże, nie znoszę tego samochodu. Niestety sama takim jeżdżę i nikomu nie polecam. Gdybyś tak na przykład dała jej Maserati... Marka chyba stać, nie?;p Żartuję oczywiście, to Twoja wola twórcza. A dzieciaczki sama słodycz. I widać, że Krzyś nie tylko wygląd odziedziczył po tatusiu:p Już od małego ciągnie go do spódniczek. Tylko patrzeć, co z niego wyrośnie. Gruszki na wierzbie czy śliwki na sośnie? No nieważne, w każdym razie zapowiada się, że będzie z niego niezły ananas :p Troszkę mi tylko smutno, że to już koniec. W ogóle jest mi smutno, że teraz bez socjum mamy wszyscy ograniczoną możliwość kontaktu. Ale trudno się mówi. Gosiu, planujesz coś jeszcze napisać? Może mówiłaś już o tym, ale, wybacz, nie czytałam wszystkich komentarzy:/ Dziękuję za kolejne wspaniałe opowiadanie i pozdrawiam serdecznie :) | 
| MalgorzataSz1 2012.03.16 06:50 | 
| Monika. Reno Clio, to zupełny przypadek. Zobaczyłam gdzieś w internecie, a że był niebieski, pomyślałam "będzie pasował". Ja osobiście kompletnie nie znam się na motoryzacji. Jeśli chodzi o kolejne opowiadanie to przyznam, że rzeczywiście coś zaczęłąm, ale utknęłąm na trzecim rozdziale i to dość dawno. Na razie nie mam pomysłu na dalszy ciąg. On pewnie w końcu się pojawi i wtedy będę mogła kontynuować. Mam do wklejenia jeszcze dwa opowiadania i trochę czasu to zajmie, choć staram się codziennie dać kilka rozdziałów. Bardzo Ci dziękuję za wpis i pozytywną ocenę opowiadania. Ja czekam teraz na Twój ruch. Co do socjum, to myślę, że nikłe szanse są na to, by ponownie ruszyło. Mnie też jest bardzo żal, bo niektórych opowiadań już nigdy powtórnie nie przeczytam. Szkoda. Pozdrawiam Cię serdecznie. | 
| orchid94 (gość) 2012.04.01 21:39 | 
| Gosiu bardzo przepraszam, że dopiero teraz 
piszę, ale nie było mnie trochę z różnych powodów. Czytałam na 
telefonie, a teraz komentuję. Z góry przepraszam, że krótko i 
nieskładnie, ale próbuję po nadrabiać po nieobecności i późno już 
troszkę. No dobra przechodzę do sedna. Notka cudna, wzruszyłam się :) 
Piękny ślub, szczęśliwi, zakochani. Marek się zmienił jest dobrym 
człowiekiem i zakochał się na zabój, Ula zakochana w Dobrzańskim, w 
dodatku ciąża i jeszcze większe szczęście. Końcówka zaskakująca i nieco 
humorystyczna. Dzięki Gosiu za kolejne piękne opowiadanie z pięknym 
happy endem. Pozdrawiam serdecznie. | 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz