Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Dotyk miłości" - rozdział 15

"Dotyk miłości"

11 marzec 2012
Rozdział XV


W piątek, prosto z firmy pojechali na zakupy. Trzeba było uzupełnić zapasy, poza tym Ula miała w planach zrobić coś smacznego dla gości. Cieszyła się na to spotkanie. To był prawdziwy przełom w ich relacjach. Od kiedy Alex podał Markowi dłoń do zgody, widziała, że jej ukochany stał się bardziej rozluźniony. Znikło gdzieś i poszło w niebyt to napięcie wyczuwalne w każdym ich słowie i geście. Atmosfera przestała być ciężka i wyraźnie się oczyściła. Cieszyła się też, że Paulina przyjdzie z Lwem. W przyszłym tygodniu leciał do Rosji i dobrze się stało, że Marek wpadł na pomysł tego spotkania.
- Co powiesz na włoskie klimaty Marek? Kuchnia włoska jest bardzo smaczna a oni są półkrwi Włochami, powinna im smakować.
- A co byś zrobiła? Sam jestem jej smakoszem. – Odwrócił twarz od kierownicy i uśmiechnął się do niej.
- Mogłabym zrobić calzone z mięsem, lazanię lub spaghetti bolognese a na deser takie włoskie ptysie nadziewane mascarpone i polane czekoladą. One się nazywają profit… profite…
- Profiteroles – podpowiedział jej. – Są pyszne. Jadłem w Mediolanie. Wszystko, co wymieniłaś brzmi pysznie. Kupimy też jakieś dobre, włoskie wino. Najlepiej jakieś lekkie. Furore Rosso, albo IO Blanco. Kupimy też chianti. Piłaś je ostatnio i mówiłaś, że dobre.
- Smakowało mi. Lubię wytrawne wina. Uważaj, czerwone światło! – Zatrzymał się przed przejściem dla pieszych i pogładził jej policzek.
- Widzisz skarbie i tym sposobem ustaliliśmy całe menu.
Koszyk powoli wypełniał się produktami. Kupiła większą ilość mielonej wołowiny, spaghetti różnej grubości, do tego sosy i mnóstwo różnych serów. Pamiętała, że mają w domu specjalną deskę do nich i nożyki. Najważniejsze było jednak mascarpone, którym miała nadziewać ptysie. Ucieszyła się, gdy dojrzała bazylię w doniczkach. Wzięła kilka. Kuchnia włoska bez bazylii, to by była profanacja. Markowi udało się kupić wina, o których mówił. Obładowani zakupami, wrócili do domu.

O dziesiątej rano otworzyła oczy. Odruchowo sięgnęła ręką do miejsca, w którym spał Marek, ale natrafiła na pustkę. – Wstał już? – Zdziwiła się. – Zawsze tak trudno go wyciągnąć z łóżka, a tu proszę, niespodzianka.

Przeciągnęła się i ziewnęła szeroko. – Ciekawe, co go tak wcześnie wyrwało ze snu? – Narzuciła szlafrok i pomaszerowała do łazienki. Właśnie z niej wyszedł trzymając wiadro z wodą i szmatę. Stanęła, jak wryta.
- A gdzie ty z tym idziesz? – Roześmiał się radośnie.
- Szkoda, że nie widzisz własnej miny. A gdzie „dzień dobry kochanie”? – Podszedł do niej, objął ją i przyciągnął do siebie dając siarczystego całusa.
- Będę sprzątał. Muszę cię jakoś odciążyć. Ty będziesz miała mnóstwo roboty z gotowaniem. Ja w tym czasie zetrę podłogi i odkurzę z mebli.
- Zaskakujesz mnie mój drogi. A śniadanie już jadłeś?
- Nie… Czekałem na ciebie. Wiesz, że nie lubię jeść sam.
- No dobrze. Umyję się tylko i zaraz coś naszykuję.
Po śniadaniu zabrali się ostro do pracy. Zaczęła od podsmażenia mięsa. Pomyślała, że zrobi spaghetti i calzone. Wprawdzie obie potrawy miały w składzie mielone mięso, ale do calzone postanowiła zmielić piersi z kurczaka i dodać pieczarki, żeby zmienić ich smak.
Ptysie udały się nadzwyczajnie. Nie były zbyt duże. Były w sam raz. Kiedy ostygły przecinała kawałek nożyczkami i nadziewała słodką masą z serka mascarpone. Roztopiła trochę czekolady i polała nią wierzch ciastek. Zadowolona spojrzała na swoje dzieło. – No nieźle. – Pomyślała.
- Mogę spróbować? – Marek wszedł do kuchni i łakomie spojrzał na te słodkości.
- Pewnie. Powiesz, czy dobre. – Wziął jedno do ust i uśmiechnął się błogo.
- Mmm. Lepsze niż te, które jadłem we włoskiej ciastkarni. Rewelacja. Masz talent skarbie.
Dwie godziny przed przyjściem gości zagniotła ciasto na calzone. Musiało dobrze wyrosnąć. Kiedy tak się stało, rozwałkowała je i wykroiła sporej średnicy koła. Nałożyła farsz i zaczęła formować duże, mające wielkość dłoni, pierogi. Ułożyła je równo na blasze i wszystkie potraktowała roztrzepanym jajkiem.
- Makaron wstawię, jak przyjdą. – Rozejrzała się po kuchni. – Chyba wszystko gotowe. Sos jest, calzone zaraz wstawię do piekarnika, ciastka są. – Zadowolona ściągnęła fartuszek i powędrowała pod prysznic.

Marek w tym czasie nakrył stół białym obrusem. Rozłożył talerze i sztućce. Nie zapomniał o kieliszkach. Przebrana w jedną z wełnianych sukienek od Pshemko, weszła z uśmiechem do salonu.
- Pięknie to wygląda. – Przytuliła się do Marka. – Zobaczysz, ten wieczór będzie bardzo udany. - Cmoknął ją w policzek.
- Wiem kochanie i to głównie dzięki tobie. Pójdę się przebrać. Chyba nie będę wkładał garnituru. Będziemy we własnym gronie, ubiorę coś luźniejszego.
Punktualnie o siedemnastej usłyszeli dźwięk domofonu. Marek poszedł otworzyć. Uchylił drzwi do mieszkania czekając na przyjazd windy. Po chwili wysypała się z niej cała czwórka. W dobrych humorach weszli do środka witając się z gospodarzami.
- Ależ tu pięknie pachnie i to w dodatku bardzo znajomo – Alex pociągnął nosem. – Czuję spaghetti. – Spojrzał na Ulę.
- No przyznaj się, co tam upichciłaś? Pachnie bosko. – Roześmiała się widząc jego rozanieloną minę.
- Zgadłeś. Dzisiaj kuchnia włoska, żeby zrobić wam przyjemność. Nam zresztą też, bo ją uwielbiamy. Mam nadzieję Julio, że też jesteś jej fanką?
- Nawet nie wiesz, jak wielką. – Spojrzała z miłością na Alexa.
- Wchodźcie moi drodzy i rozgośćcie się. Ja zajrzę do makaronu i calzone.
- Calzone? Uwielbiam calzone! – Klasnęła w dłonie Paulina. – Mam wprawdzie dwie lewe ręce do gotowania, ale jeść kocham.
Usiedli przy stole, a Marek już nalewał wino do kieliszków. Zawołał Ulę. Nie chciał wznosić toastu bez niej. Wziął kieliszek w dłoń i zagaił.

- Kochani wznoszę toast za to miłe spotkanie w naszym domu, za wybaczone błędy z przeszłości i za naszą, teraz już wspaniałą przyszłość. Wszyscy, jak tu siedzicie jesteście zaproszeni na nasz ślub, który, jak wiecie odbędzie się w drugi dzień świąt. W przyszłym tygodniu odbieram zaproszenia, więc na pewno je dostaniecie. Wasze zdrowie, a raczej zdrowie nas wszystkich. – Wychylili do dna. – A teraz posiedźcie chwilkę sami lub, jeśli macie ochotę, obejrzyjcie mieszkanie. Ja pomogę Uli w kuchni i zaraz siądziemy do tych pyszności przygotowanych przez nią.
Wstali, jak jeden mąż od stołu i poszli zwiedzać.
- To naprawdę ładne mieszkanie. Duże, przestronne i z każdego okna piękny widok. – Alex był pod wrażeniem.
- To prawda – potwierdziła Paulina. – Tamten dom pewnie był dla niego za duży i pełen nie zawsze miłych wspomnień. Dobrze zrobił, że się go pozbył.
- Mój dom też jest wielki. Za duży nawet dla dwóch osób. Ty za chwilę się wyprowadzisz do Lwa, a my wtedy może pomyślimy o czymś bardziej przytulnym, prawda kochanie? – Objął Julię wpół.
- A ja lubię swój wielki dom – odezwał się Lew – i nie chciałbym go zmieniać. Paulinie też się podoba. Najwyżej zmieni tylko w nim coś po swojemu.
Doszła do nich Ula.
- Chodźcie. Podano do stołu.
Wrócili do salonu wchłaniając z lubością te aromaty. Na stole parowała ogromna micha wypełniona makaronem, a obok stała waza pełna zawiesistego sosu.
- Bardzo proszę, częstujcie się. Spaghetti bolognese.
Zajadali ze smakiem.
- Ula, to jest boskie. Dawno nie jadłem nic równie dobrego. – Alex wychwalał ją pod niebiosa.
- Potwierdzamy. – Dodali pozostali. Uśmiechnęła się łagodnie.
- Miałam nadzieję, że będzie wam smakować. Idę po calzone. Na pewno już się upiekły. – Oprócz nich wniosła też sporą miskę sałaty.
Gdy zmietli wszystko do cna, zrobiła im kawę i wniosła na imponującej paterze ptysie. Zaparło im
dech w piersiach.
- Matko Boska! Profiteroles! Moje ukochane ciastka! – Krzyknęła Paulina. – Pamiętasz Alex nasze wakacje w Milano i tą małą cukierenkę? Okupowaliśmy ją każdego dnia. Nawet Marek je tam jadł.
- Mówiłem o tym Uli, ale zapewniam cię, że te są jeszcze smaczniejsze, niż tamte. Wyszły znakomicie. Spróbujcie.
Gawędzili przy kawie, pysznych ciastkach i winie, jakby byli grupką naprawdę zżytych przyjaciół. Wspominali Mediolan i wakacje, na które Febo wyjeżdżali raz do roku w czasach ich edukacji. Ula chłonęła ten obrazek. Uśmiechnęła się w duchu. - Jak to dobrze, że się pogodzili. Mają tyle wspólnych wspomnień i to naprawdę dobrych. Muszą zapomnieć o tych złych i nigdy do nich nie wracać. Każde z nich znalazło swoje własne, prywatne szczęście. Alex długo do niego dojrzewał, ale i on jest teraz szczęśliwy. – Z przyjemnością spojrzała na tych dwoje. Alex obejmował Julię i tulił ją do swego boku. Jakże był inny od tego Alexa sprzed tygodnia. Zniknął wyraz zaciętości z jego twarzy, a ona sama złagodniała i wygładziła się. Uśmiechał się często, co kiedyś było nie do pomyślenia. A Paulina? Paulina promieniała szczęściem. Tryskała dobrym humorem i dowcipem. Była duszą towarzystwa. Nawet Marek nie pamiętał jej takiej. Odszedł w kąt jej dumny wyraz twarzy i wyniosły ton głosu. Była po prostu normalna. Radosna i spontaniczna.
- To, jakie macie plany na najbliższe miesiące? – Zagadnął Alexa Marek.
- W przyszłym tygodniu Lew leci do Rosji, jak wróci, Paulina przenosi się do niego. Ja planuję remont domu. Na ten czas zamieszkam z Julią w jej mieszkaniu, a potem oboje wprowadzamy się do mnie, lub poszukamy innego, bardziej przytulnego, a ten sprzedam. Potem będziemy szaleć na waszym weselu, a jeszcze potem będziemy planować własne. Ja nie chcę już dłużej czekać. Dość czasu zmarnowaliśmy. Dlatego w obecności was wszystkich – wstał z krzesła i ukląkł przed Julią – proszę cię Julio, byś zechciała uczynić mi ten zaszczyt i zostać moją żoną. – Wyjął z kieszeni aksamitne pudełeczko i otworzył je.

Wszyscy wydali z siebie jęk zachwytu, a Julii pociekły po policzkach łzy.
- Nawet nie wiesz, od jak dawna marzyłam o tej chwili. Zostanę twoją żoną, bo kocham cię nad życie.
Wsunął jej piękny, siejący blaskiem diamentu, złoty pierścionek na palec i namiętnie pocałował. Zaczęły się gratulacje a oni przechodzili z jednych ramion do drugich. Markowi zalśniły w oczach łzy. Objął swojego dawnego przyjaciela i uściskał go serdecznie.
- Tak bardzo się cieszę Alex i jestem naprawdę szczęśliwy. To najlepsza decyzja w twoim życiu. – Podeszła i Ula całując go w policzki.
- Gratuluję wam obojgu. Julia, to wspaniała dziewczyna, a i ty jesteś już innym człowiekiem.
- To wszystko dzięki tobie Ula. Gdyby nie ty i twoje słowa, którymi przemówiłaś mi do rozsądku, nie wiem czy taki byłby finał.
- Najważniejsze, że zrozumiałeś, co mógłbyś stracić i cieszę się, że do tego nie dopuściłeś.
Długo jeszcze na Siennej rozmawiano, dyskutowano, rzucano dowcipami i śmiano się z nich. Dopiero bardzo późna pora wygoniła gości do domów. Ula przy pomocy Marka wnosiła brudne naczynia do kuchni i wkładała do zmywarki.
- Jutro ją włączę, dziś narobiłaby tylko hałasu. To był genialny pomysł Marek, by zaprosić ich tutaj. Nie spodziewałam się, że to spotkanie tak wspaniale się zakończy.
- Tak… Masz rację. Alex wreszcie jest sobą i jest szczęśliwy. Przez to i ja jestem. A Paulina? Ostatni raz widziałem ją taką na początku naszego związku, ale to nie trwało zbyt długo. Potem było już tylko gorzej… przeze mnie. – Dodał szeptem. Podeszła do niego i ujęła w dłonie jego twarz. Spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie zadręczaj się już, bo ten okres jest za tobą. Wszystko ułożyło się tak, jak należy i nie warto wracać do tego, co było kiedyś. Nie byliście sobie pisani i to musiało się tak skończyć. Zobacz, jaka ona jest teraz szczęśliwa. Nawet w najśmielszych snach nie przypuszczała, że trafi jej się najprawdziwsza miłość. Z tobą nie byłaby szczęśliwa. Ma świadomość, że nie kochałeś jej, a i ona nie darzyła cię szczególnie gorącym uczuciem. Czas zamknąć już ten rozdział i skupić się na tym,
co teraz. A teraz to ja idę do łóżka, bo padam z nóg. – Uśmiechnęła się do niego figlarnie.
- A teraz, to ja zaniosę cię do łóżka, bo zanim do niego dojdziesz, mogą ci odpaść te nogi.
Wziął ją na ręce i pomaszerował w stronę sypialni.

W poniedziałek o jedenastej zebrali się wszyscy w sali konferencyjnej. Ula, mimo, że nie była współwłaścicielem firmy musiała na nim być ze względu na piastowane stanowisko.
Krzysztof popatrzył na nich wszystkich z uśmiechem.
- Zaczniemy od raportu w sprawie sprzedaży, a potem omówimy bieżące sprawy i dalsze możliwości rozwoju firmy. Ula, zaczynasz.
Podniosła się z krzesła trzymając plik dokumentów w ręku. Zaczęła omawiać punkt po punkcie. Im dalej brnęła w temat, tym bardziej uśmiech Krzysztofa stawał się szerszy.
- Podsumowując. Sprzedaż idzie bardzo dobrze. Jak dotąd w żadnym z butików nie odnotowano jej spadku, reklamacji ani zwrotów. Do szwalni dostarczono kolejną partię materiałów z Włoch i Francji, więc mają z czego szyć. Na końcu raportu mają państwo zestawienie raportów cząstkowych i podsumowanie całości. Zestawienie zrobiłam ja i Alex niezależnie. Okazało się, że wyniki otrzymaliśmy identyczne, więc nie ma pomyłki. Nadal zachowujemy płynność finansową i dobrze stoimy na rynku.
- Dziękuję Ula. Świetnie się spisaliście. Niepotrzebnie się martwiłem, bo dajecie sobie radę znakomicie. Współpracujecie, a to dla mnie prawdziwa pociecha, że animozje odłożyliście na bok.
- Nie ma już żadnych animozji tato. – Odezwał się Marek. – Wyjaśniliśmy sobie wszystko z Alexem i pogodziliśmy się. Od teraz będziemy zgodnie współpracować ramię w ramię.

- Nawet nie wiecie, jak mnie to cieszy. Już na samą myśl moje serce zdrowieje. Jestem z was bardzo dumny dzieci. Oby tak dalej.
Posiedzenie zakończyło się bardzo szybko. Pożegnali seniorów i odprowadzili ich do windy.
- Ja idę do Pshemko. Pamiętasz, że mamy dzisiaj przymiarki?
- Pamiętam skarbie, ale ja pójdę dopiero za godzinę. Muszę załatwić jeszcze jedną, ważną rzecz.

Wyszła zza parawanu i weszła na podest. Pshemko westchnął ciężko i złożył ręce, jak do modlitwy.
- Pięknie Urszulo. Naprawdę pięknie. Nawet nie sądziłem, że wyjdzie tak dobrze. Leży idealnie i nigdzie się nie marszczy. Dodamy jeszcze jedwabną, białą wstążkę, którą obwiążemy cię w pasie. To będzie taka kropka nad „i”, która podkreśli atuty twojej nienagannej figury. Nadal zdecydowana jesteś na stroik, nie chcesz welonu?
- Nie Pshemko. Welon, to nie jest dobry pomysł. Nie czułabym się w nim dobrze.
- Jak wolisz duszko. To była już ostatnia przymiarka. Suknia wygląda perfekcyjnie. – Zeszła z podestu i uściskała go.
- Dziękuję ci mój drogi. To wszystko zawdzięczam tobie i będę powtarzać to do śmierci.

Wracali już do domu. Marek był dziwnie milczący i uśmiechał się tajemniczo. Trochę ją to zaniepokoiło.
- Jakiś dziwny dzisiaj jesteś. Przyznaj się, co zmalowałeś? – Uśmiechnął się do niej wdzięcznie.
- Nic nie zmalowałem. Mam dla ciebie niespodziankę, ale to jak dojedziemy.
- Nie powiesz mi? – Rozchichotał się.

- Za chwilę sama zobaczysz. Jakbym ci powiedział nie byłoby niespodzianki, prawda?
Podjechali na parking przed domem. Wysiadła z samochodu i skierowała się w stronę budynku.
- Kochanie zaczekaj. To, co chcę ci pokazać, jest tutaj. – Rozejrzała się wokół.
- To znaczy gdzie?
Złapał ją za rękę i podszedł wraz z nią to stojącego obok Renault. Wyglądał, jakby dopiero opuścił salon samochodowy. Błyszczał metalicznym blaskiem koloru głębokiego błękitu. Marek objął ją i powiedział.
- To moja niespodzianka dla ciebie. Najwyższy czas kochanie wykorzystać to prawo jazdy. To Renault Clio III Grandtour Alize. Tak brzmi jego pełna nazwa i mam nadzieję, że dobrze ci posłuży.
Była w szoku. W życiu by nie pomyślała, że Marek może jej zafundować tak drogi prezent. Pogładziła delikatnie karoserię.
- Jest piękny, ale nie wiem kochanie, czy będę potrafiła nim jeździć. Bardzo ci dziękuję. Naprawdę nie spodziewałam się. – Przylgnął do jej ust.
- Oczywiście, że będziesz potrafiła. Przez kilka następnych dni po pracy będziemy urządzać przejażdżki. Na pewno szybko sobie wszystko przypomnisz, a ja ci w tym pomogę. – Zwilgotniały jej oczy. Była wzruszona.
- Jesteś dla mnie za dobry. Rozpieszczasz mnie. Czy ja naprawdę zasłużyłam na tyle szczęścia? Czasami myślę, że któregoś dnia się obudzę i wszystko pryśnie, jak mydlana bańka.
- Kotku, dla ciebie nie można być za dobrym. Zasługujesz na wszystko, co spotkało cię do tej pory, a ja nigdy nie przestanę rozpieszczać mojego anioła. Lepiej przywyknij, bo tak już będzie zawsze. Teraz usiądź za kierownicą. Pojedziemy na ten pusty plac za osiedlem i poćwiczymy. Zobaczymy, jak sobie poradzisz.
Wyjął z kieszeni kluczyki i otworzył drzwi. Wsiedli do środka oboje. Najpierw po kolei objaśniał jej funkcje poszczególnych przycisków na pulpicie. Kiedy zapamiętała je wszystkie poprosił, by spróbowała odpalić i ruszyć. Przekręciła kluczyk i samochód odpalił. Jednak po chwili zgasł.

- Spokojnie kotku. Pamiętaj o sprzęgle. Spróbuj znowu.
Odpaliła ponownie. Tym razem się udało. Ruszyła powolutku z parkingu.
- Jadę Marek! Jadę! – Krzyczała uszczęśliwiona. Wolno wyjechała za osiedle. Przed nimi rozciągał się pusty, całkiem spory plac.
- No skarbie. Masz pole do popisu. Nawet całkiem sporo tego pola. Spróbujemy manewrów. Cofanie i parkowanie. To będzie przydatne, gdy będziesz chciała postawić samochód przed firmą. I jeszcze jedno. Nie hamuj tak gwałtownie, bo wybiję głową szybę. Wystarczy, że delikatnie naciśniesz hamulec. To nowy samochód i wszystko działa w nim bardzo sprawnie.
- Przepraszam cię Marek. Uczyłam się jeździć na starym Punto, a w nim właśnie tak musiałam hamować. Zaraz się przyzwyczaję.
Radziła sobie naprawdę nieźle. Powtórzył z nią wszystkie manewry i pozwolił pojeździć dookoła placu, by nabrała wprawy. Podjechała na parking i zaparkowała prawidłowo. Rozochociła się.
- Pozwolisz mi jutro jechać nim do pracy? Proszę. – Zrobiła minę nieszczęśliwego szczeniaczka. Roześmiał się na całe gardło.
- Widzę, że ci się spodobało. Znaki pamiętasz?
- Pamiętam. Mogę jeszcze przejrzeć po kolacji.
- Dobrze. W takim razie jutro jedziemy twoim samochodem. – Rzuciła mu się na szyję obsypując jego twarz pocałunkami. W końcu wpiła się w jego usta.
- Uwielbiam cię i bardzo, bardzo, bardzo kocham.

Istotnie, z każdym dniem radziła sobie coraz lepiej. Na początku bał się wypuszczać ją samą i zawsze jej towarzyszył. Dopiero, jak upewnił się, że radzi sobie dobrze i poczuła się pewnie za kierownicą, pozwolił jej na samotną jazdę. Najczęściej były to krótkie wypady na zakupy. Którejś soboty wybrali się do Rysiowa. Chciała pochwalić się rodzinie. Jechała ostrożnie. Prószył drobny śnieg, ale to wystarczyło, by jezdnia zrobiła się śliska.
- Nie przyspieszaj kochanie. Choćbyśmy mieli jechać półtorej godziny, to w końcu zajedziemy i to
w dodatku w jednym kawałku. Mamy dużo czasu.
Słuchała jego każdego słowa. Był świetnym i doświadczonym kierowcą, a jego wskazówki zawsze brała sobie do serca. Szczęśliwie podjechali pod dom Cieplaków. Uprzedzeni o ich wizycie, już od jakiegoś czasu wypatrywali srebrnego Lexusa. Ku ich zdziwieniu nie podjechał, natomiast pojawił się jakiś inny, niebieski. Kiedy zobaczyli wysiadającą od strony kierowcy Ulę, wydali z siebie jeden wspólny pisk. Po chwili już tonęła w ich uściskach.
- Córcia, zmieniliście samochód?
- Nie tato. Marek kupił go dla mnie, bym i ja mogła wykorzystać prawo jazdy, które leżało odłogiem kilka lat.
- Jest piękny. – Jasiek z podziwem gładził karoserię. Koniecznie musisz nas kiedyś przewieźć.
- Przewiozę Jasiu. Na pewno, ale nie dzisiaj. Warunki nie są zbyt dobre. Jechałam bardzo wolno, bo jest ślisko na drodze.
- No wchodźcie kochani. Zaraz zrobię wam ciepłej herbatki. Może napijemy się po kieliszeczku nalewki? Co ty na to Marek? Teraz masz osobistego kierowcę, więc o transport do domu nie musisz się martwić. – Dobrzański roześmiał się i przyciągnął Ulę całując ją w skroń.
- To prawda panie Józefie i w dodatku ten mój osobisty kierowca jest najpiękniejszy na świecie.
Jeździła już z dużą wprawą. Kilka razy nawet sama podjeżdżała pod dom seniorów i zabierała Helenę. Musiały dograć jeszcze kilka drobiazgów związanych ze ślubem. Zaproszenia były już powysyłane, a tym, których mieli najbliżej, wręczyli je osobiście. Została tylko dekoracja kościoła i po to zamawiały kwiaty i dekoratorkę. Ślub zbliżał się wielkimi krokami. Na wigilię Cieplakowie zostali zaproszeni do Dobrzańskich i spędzili ją naprawdę miło. Za dwa dni miał nastąpić ten wielki dzień. Dzień, w którym tych dwoje miało się połączyć na wieki.


orchid94 (gość) 2012.03.11 12:06
Gosiu jestem pod ogromnym wrażeniem :) Poza tym, że część jest przepiękna, to spodobał mi się 'poradnik kulinarny' :) To znaczy sama lubię gotować i przyjemnie mi się czytało opis kuchennych przygotowań, który bardzo zgrabnie umieściłaś w tej części. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że ta kolacja przebiegła tak miło. Było cudownie, w szóstkę bawili się jak grupa starych dobrych przyjaciół i myślę, że spokojnie można powiedzieć już, że właściwie się przyjaźnią. Paulina spontaniczna, szczęśliwa, roześmiana jak dawniej i miły, szczęśliwy, zakochany Aleks, który powrócił po tylu latach. Ula naprawdę jest aniołem :) Aleks się oświadczył, to wspaniale :) W końcu wszyscy są szczęśliwi. Widzę, że Marek cały czas się zadręcza i czuje się winny, ale powinien już głęboko odetchnąć i odciąć się od tej niedobrej przeszłości. Porozmawiali, wybaczyli sobie, są szczęśliwi i dobrze, że dał się przekonać Uli, że powinien się już tylko cieszyć i przeszłość zostawić za sobą. W firmie wszystko idzie świetnie, seniorzy Dobrzańscy szczęśliwi, że jest tak dobrze i myślę, że Krzysztof nie żałuje swojej decyzji oddania stanowiska młodym. Myślę, że ogromnie ucieszyła ich wiadomość, że nie ma już wzajemnych żalów i podkopywania się, a przyjaźń, wsparcie i praca ramię w ramię. Prezent Marka dla Uli cudny, może sobie na to pozwolić, to rozpieszcza tego swojego 'prywatnego anioła' :) Sama właśnie niebawem rozpoczynam prawo jazdy, więc czytałam ten fragment z uśmiechem. Ula szybko wszystko łapie, a Marek jest cierpliwy i spokojnie wszystko tłumaczy w razie potrzeby. Cieplakowie zaskoczeni nowym autkiem, ale te zachwyceni. Wigilia pewnie była cudowna i przemiła, taka prawdziwa, rodzinna. No i wyczekujemy teraz ślubu. Czekam na kolejną notkę :) Jak dobrze, że dodajesz rozdziały tak często. Pozdrawiam bardzo, bardzo serdecznie :):****
kawi :) (gość) 2012.03.11 12:12
Gosiu! czytam twoje opowiadania już od jakiegoś czasu. Zmartwił mnie fakt, że socjum szaleje i że być może nie przeczytam już twoich opowiadań. A tu proszę taka miła niespodzianka! Byłam strasznie ciekawa jak dalej potoczą się losy Uli i Marka w twoim opowiadania pt ''Dotyk miłości'' . Teraz mogę spokojnie czytać sobie dalej :) Opowiadania piękne, te poprzednie gdzie Ula wyjechała do ośrodka Pani Marii, skończyłam dzisiaj czytać. Na niektórych momentach zakręciła mi się łza w oku :) Na szczęście wszystko skończyło się Happy Endem ;]
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ''Dotyku miłości''
pozdrawiam kawi :)
PS, serdecznie zapraszam na mojego bloga z brzydulowymi opowiadaniami :) - http://opowiadaniaouliimarku.blog.onet.pl/
MalgorzataSz1 2012.03.11 13:06
Iza.
Masz rację. Ten rozdział to istna sielanka, ale również i mini poradnik kulinarny. Wszystkie potrawy, jakie w nim wymieniłam, przetestowałam osobiście, podobnie, jak gatunki win. Wierz mi, że calzone z grzybami i mielonym kurczakiem ma zdecydowanie inny, moim zdaniem lepszy smak od tego, nadziewanego mielonym mięsem.
Jutro, jak wiesz wstawiam już ostatni rozdział. Potem będę wklejać wszystkie wcześniejsze opowiadania, by był komplet. Dopiero, jak to zrobię, to pomyślę o czymś nowym.
Bardzo dziękuję za komentarz i serdecznie Cię pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2012.03.11 13:10
Kawi.
Bardzo Ci dziękuję, ze zajrzałaś na mój blog. Dziękuję też za to, że czytałaś opowiadania na socjum. One wszystkie tu trafią, ale muszę mieć na to trochę czasu.
Nie znam Twojego bloga, ale na pewno na niego zajrzę i na pewno skomentuję. Nie wiem tylko, kiedy. Postaram się jak najszybciej.
Pozdrawiam cię cieplutko.
Shabii (gość) 2012.03.11 13:37
Małgosiu część przecudna! Śliczna i bardzo optymistyczna. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Wiem, że posiadasz niewyobrażalnie duży talent ale z każdym kolejnym opowiadaniem zaskakujesz mnie coraz bardziej. Nie zdziwiłabym się gdybyś kiedyś otrzymała telefon z propozycją udostępnienia TVN-owi twoich opowiadań do kontynuacji. Pamiętaj, że gdyby tak się stało to musisz się zgodzić :) Czułam, że obiad u Uli i Marka przebiegnie w bardzo miłej atmosferze. Gosiu z dzisiejszej części i z tych które już czytałam wnioskuję, że jesteś wspaniałą kucharką. Co opowiadanie piszesz o jakiś smakołykach szykowanych przez Ulę i opisujesz krok po kroku ich produkcję, chyba sobie skopiuję i każę mamusi ugotować mmm :) Też bym zjadała takiego ptysia :) Mówiłaś już wcześniej, że w tym opowiadaniu Febo złagodnieją, zmienią się nie do poznania i faktycznie tak się stało. Są dobrzy, spontaniczni, uśmiechnięci, nie zadzierają nosa i nie są już tacy dumni i mściwi. Super :) Co ta miłość robi z człowieka. Aleks się oświadczył, jejku jak fajnie. Fajnie czyta się opowiadanie w którym miłość od wszystkich bohaterów jest tak widoczna i bije na kilometr a nawet kilka kilometrów. Paulina odżyła przy Lwie, widać, że dopiero teraz zrozumiała co to jest prawdziwa miłość. Aleks dzięki Uli zdał się na odwagę i wybaczył, jest szczęśliwy bo odzyskał swoją ukochaną i przyjaciela. Wszystko jak w najpiękniejszej bajce. Gawędzili sobie, żartowali, opowiadali o swojej przeszłości tej znacznie milszej. Wieczór udany i bardzo ale to bardzo miły. Kolejny raz muszę powtórzyć, że Marek miał świetny pomysł. Już mam przed oczami, jaki piękny to musiał być obrazek, wszyscy przy jednym stole z radosnymi uśmiechami. Tworzą zgraną paczkę, teraz pewnie będą się przyjaźnić i wszystko będzie jak dawniej. W firmie wszystko pięknie się układa. Raport przyjęty jednogłośnie. Krzysztof jest dumny z nich wszystkich i wie, że zrobił dobry krok. Współpracują, nie kłócą się i starają się by firma naprawdę dobrze funkcjonowała. Ach, jestem ciekawa jak wygląda ta sukienka Ulci, na pewno jest śliczna w końcu projektował ją i szył sam mistrz Pshemko, najwierniejszy przyjaciel panny Cieplak. Marek pewnie też będzie wyglądał genialnie, nie no ja się popłaczę jak nie będzie kontynuacji i jak ja nie będę mogła zobaczyć w TV ślubu tej dwójki, dzieciaków itp. O proszę, już się zastanawiałam co się dzieje, że Marek jakiś taki dziwny, tajemniczy a ona zrobił swojej ukochanej mega niespodziankę. Samochód śliczny - w kolorze jej pięknych oczu. Ula na początku chyba trochę się stresowała ale z takim nauczycielem nie ma czego się bać! W końcu Dobrzański kocha samochody i świetnie jeździ (nie licząc tych dwóch drobnych wypadków, przez własną nieuwagę) Czas odwiedzić też Cieplaków. Beatka pewnie niewyobrażalnie tęskni za Ulą. Obiecali przyjeżdżać i teraz słowa trzeba dotrzymać. Wszyscy mile zaskoczeni gdy ujrzeli siostrę i córkę za kierownicą nowiuśkiego Reno :) Dziś jak nigdy to Mareczek będzie mógł się napić, do tej pory zawsze Ula korzystała a on biedny robił za szofera a teraz role się odwróciły. Czas pędzi nieubłaganie szybko, strzeliło jak z bicza i już niebawem ślub. Pewnie nie spodziewali się, że tak szybko miną dni i będą już jedną nogą przy ołtarzu. Fajnie, że Helena dużo im pomaga, widać, że zna się na tym i chce by tych dwoje miało bajeczny, wspaniały ślub. Wigilia u Dobrzańskich była na pewno bardzo szykowna, w końcu seniorzy mogą sobie pozwolić na suto zastawiony stół, prezenty itp. Nie dziwi mnie to, że wigilia upłynęła bardzo miło. Lubią się szanuję, nie mogło być inaczej. Jeszcze tylko dwa dni, tylko 48 godzin i będą mężem i żoną, nie mogę się doczekać tej kolejnej części, wiem, że będzie wspaniała, urocza i pełna szczęścia. Pewnie będę na niej płakać jak bóbr oczywiście te łzy będą łzami szczęścia i wzruszenia. Ty potrafisz człowieka przyprawić o piękne emocje. Dziś np podobnie jak wczoraj uśmiech nie schodził mi z twarzy, część była tak piękna i ujmująca, że mimo iż bardzo długa ja chciałabym żeby nie kończyła się nigdy. Serdecznie Ciebie pozdrawiam, życzę weny takiej wielkiej jak hm pałac kultury ha ha :) Czekam na kolejny wpis, buziaków 102! :*:*
MalgorzataSz1 2012.03.11 13:54
Shabii.
Znowu zapomniałam o oddychaniu. Wiedziałam, że ten rozdział będzie dla Ciebie prowokacją. Teraz nie dasz mamie spokoju, co? Powiem Ci tylko, że te rzeczy są bardzo łatwe do zrobienia, bo na calzone robi się dokładnie takie samo ciasto, jak na pizzę. A farsz to już według gustu, co kto lubi.
Z tym TVN-em to pojechałaś. To nigdy nie będzie miało miejsca. Tam jest Jasek, a jego nikt nie przebije. Ja nie jestem dla nikogo żadną konkurencją. Nawet chyba bym nie chciała, bo nie mam takich ambicji, ale o tym pisałam już na forum.
Wielkie dzięki za ten wpis, moja Ty entuzjastko. Serdecznie Cię pozdrawiam.
Shabii (gość) 2012.03.11 14:01
Wiem, wiem bo ukochany to robił dość często :) Mamusia będzie musiała w któryś dzień postać przy kuchni :)
Co do pana Piotra to przyznam Ci rację, ma facet głowę do pisania i wymyślania scenariuszy. Ale Tobie również niczego nie brakuje, bo piszesz świetnie i ja dałabym się pokroić za to by jednak zobaczyć kontynuację na podstawie twoich opowiadań :)
Co do komentarzy, to musisz się przyzwyczaić, jak już zacznę pisać to nie wiem kiedy skończyć. Szczególnie jak komentuję takie opowiadania jak między innymi twoje czyli boskie! :)
Nie masz za co dziękować, zasłużyłaś! :*:*:)
Shabii (gość) 2012.03.11 15:51
Małgosiu piszę bo chcę wiedzieć czy ty też to zauważyłaś.
A mianowicie w odcinku 97 "BrzydUli" (pokaz FD Sportivo) gra brat Julii :) mi się wydaje, że to na bank on a jeśli nie to sobowtór)
MalgorzataSz1 2012.03.11 16:30
Grał na sto procent. Był jednym z modeli. Ja go też zauważyłam, ale już dość dawno.
Shabii (gość) 2012.03.11 16:34
No dokładnie :)
ja zauważyłam dziś ;)
orchid94 (gość) 2012.03.11 18:41
Małgosiu dodałam nową notkę :) Zapraszam serdecznie :)
XUlaX (gość) 2012.03.11 19:19
Gosiu cały ten rozdział czytałam z ogromnym uśmiechem na ustach. Jak to miło czytać taką piękną i radosną notkę. Widzę, że zapomnieli już o wszystkich sporach i Febo razem z Markiem i Ulą rozpoczynają jakby nowe życie w którym pewnie zostaną przyjaciółmi. Bardzo się z tego cieszę, Aleks rzeczywiście odżył, stał się uśmiechnięty i miły, miłość ogromnie go zmieniła. Mam nadzieję, że obędzie się już bez problemów. Włoska kuchnia...ach...Gosiu przez Ciebie jestem głodna!! Fajnie, że Marek sprawił Uli taki prezent. Dzięki temu będzie mogła sama udać się na zakupy czy gdziekolwiek indziej. W następnej notce ślub, już nie mogę się doczekać, to z pewnością będzie cudowne wydarzenie. :) Jeśli jutro nie dodam komentarza, to wiedz, że w najbliższym czasie nadrobię. Żałuję, że to już koniec tego opowiadania, ono jest naprawdę przepiękne.
Pozdrawiam :)
MalgorzataSz1 2012.03.11 20:12
Paulina.
Bardzo Ci dziękuję za miłe słowa. Tak... Jutro ślub i zarazem ostatni rozdział tego opowiadania. Oczywiście, że zaczekam na Twój komentarz. Nigdzie przecież nie uciekam. Komplikacji żadnych już nie będzie. Przecież to ostatni rozdział, dla nich najszczęśliwszy. Wszystkie nieporozumienia wyjaśnione i wszyscy szczęśliwi.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
monika_2601 (gość) 2012.03.12 00:37
Powoli nadrabiam, ale komentarz co do treści zostawię, jak uporam się ze wszystkim, a dziś niestety nie zdążę już tego zrobić. Też bardzo się cieszę, że tu trafiłam. Ja również zastanawiałam się jak by się tu z Tobą skontaktować. Ciekawa byłam co dalej z Twoja twórczością, ale nie było sposobu, żeby porozmawiać. Na szczęście nasza wspólna znajoma (najwidoczniej) doniosła mi o istnienu tego bloga. I po raz kolejny, teraz publicznie, dziękuję jej za to :)
Jeśli chodzi o mnie no to sama nie wiem, co teraz robić. Szczerze mówiąc wątpię, żeby socjum wróciło, a na Radosnej Twórczości jest niewielu czytelników i odcięłabym dostęp do opowiadania tym, którzy czytali je na socjum. Kiedyś myślałam o założeniu bloga, ale tylko przez chwilę i ten pomysł jakoś tak sam umarł, śmiercią naturalną. Ale w tej sytuacji nie wiem co robić.
W ogóle szkoda, że socjum padło. Już nawet nie chodzi o to, że przepadło tyle świetnych tekstów, ale jednak pozawiązywało się tam trochę znajomości, a nie z wszystkimi miało się kontakt poza socjum, więc teraz jest problem.
Hmm, no nie wiem jeszcze jak rozwiązać kwestię opo, pomyślę o tym.
W najbliższym czasie na pewno skomentuję Twoje nowe rozdziały.
Pozdrawiam:)
ania1302 (gość) 2012.03.12 06:22
Dzięki za miły początek dnia.Odpaliłam kompa przed szóstą w pracy i co widzę? Następna część. Wiesz że lubię sielankę, bo takie powinno być życie.Miłego dnia.
MalgorzataSz1 2012.03.12 06:40
Monika.
W takiej sytuacji, musisz przyznać, że założenie bloga wydaje się rozsądnym rozwiązaniem, by nie utracić tego, co napisało się do tej pory. Przemyśl to. Ja na początku też byłam sceptycznie do tego nastawiona, ale dziewczyny mnie przekonały. Wierzę, że podejmiesz słuszną decyzję. Pozdrawiam cieplutko.

Aniu.
Dziękuję Ci za wpis. Ja Tobie również zyczę miłego dnia i pozdrawiam.
danka69 (gość) 2012.03.12 13:07
Małgosiu! Mój pierwszy komentarz ( wygospodarowałam chwilę w pracy) chcialabym odnieść do całego opowiadania. Otóż jest to pierwsze Twoje opowiadanie ,w którym na początku pokazałaś Marka trochę z innej strony. Owszem był jak zawsze kobieciarzem, lekkoduchem , ale też okropnym "wredusem", jeśli chodzi o stosunek do Uli. Nie lubię takiego Marka, który otrzymał w sumie staranne wychowanie a mimo to prezentuje dosyć brzydkie cechy, które dotychczas przypisane były chyba tylko Sebastianowi. Zastanawiałam się jak dalej wybrniesz z tej trudnej sytaucji i jak dalece zmienisz Marka, bo było oczywistym, że Marek przejdzie metamorfozę i bardzo zbliży się do Uli. Zrobiłaś to fantastycznie, tak jak lubię. Trochę cierpiący Marek na początku ,powoli rozumie rzeczy oczywiste i fantastycznie odnajduje się w nowej , nieznanej mu rzeczywistości, ludzi uboższych od niego ,ale uczciwych , pracowitych, lojalnych, serdecznych etc. .
A co do dzisiejszego odcinka, to jego początek to prawdziwa perełka kulinarna. Zawodowo jestem trochę związana z rynkiem włoskim i pośrednio odwiedzająć służbowo Włochy z kuchnią włoską, głównie z Toskanii.
Muszę przyznać, że z uwagi na fakt ,że nie przepadam za "makaronami" to nie pieję z zachwytu nad tą kuchnią ( chyba ,że za krwistym stekiem z Florencji..... .) . Twój poradnik tak przepięknie opisany biorę jednak w ciemno, calzone w wersju "ulepszonej " z pieczarkami a nawet spaghetti bolognese. Rewelacja! Gratuluję i życzę miłego dnia!
MalgorzataSz1 2012.03.12 13:22
Danusiu.
Bardzo Ci dziękuję za tak długi i wyczerpujący komentarz. Faktycznie rozdział XV to niemal poradnik kulinarny. Ha, ha, ha. Ja sama lubię kuchnię włoską i gości ona u mnie dość często na stole, bo i domownicy za nia przepadają, a za makaronami w szczególności. Ale wracając do opowiadania.
Marek w serialu przeszedł metamorfozę, więc myślę, że to taki stały element tej historii i w prawie każdym opowiadaniu ona się dzieje. Nie chcemy przecież odbiegać za daleko od pierwowzoru, bo cały sens pisania o miłości tych dwojga mijał by się z celem. Serial zakończył się szczęśliwie, dlatego ja w moich opowiadaniach nie dopuszczam innej wersji. Muszą być razem i już. Nie lubię złych zakończeń, gdy jedno z nich ginie na skutek wypadku, lub w wyniku smiertelnej choroby. Takie dramatyczne zakończenia, to nie dla mnie. Dość mamy dramatyzmu na co dzień.
Ja już teraz zapraszam Cię na ostatni rozdział tej opowieści, który przed chwilą dodałam.
Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę miłej lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz