Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Dotyk miłości" - rozdział 4

"Dotyk miłości"  

09 marzec 2012
 Rozdział IV


Weszła cicho do domu będąc nadal pod wrażeniem tej rozmowy. Nie sądziła, że zdobędzie się na to i pojedzie za nią. – Czyżby naprawdę mu na mnie zależało? Oczywiście, że zależy. Kto będzie teraz odwalał za niego robotę? Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść. – Tak… Była jego Murzynem od najcięższej roboty. Ale koniec z tym. Nie pozwoli się tak dać wykorzystywać. Już nie. Za dużo upokorzeń doznała. Czas wyciągnąć wnioski.
Weszła do kuchni i przywitała się z ojcem.
- A co ty dzisiaj tak prędko? Nie ma jeszcze trzeciej. Zwolnili was wcześniej? – Zasypał ją lawiną pytań. Uśmiechnęła się blado.
- Tak, tato. Tak… W pewnym sensie… Jestem taka zmęczona. Położę się trochę – wyartykułowała słabo.
- Idź, idź. Naprawdę nie najlepiej wyglądasz. Jesteś taka blada. Może coś zjesz?
- Nie… Nie jestem głodna.
Poszła do siebie i tak, jak stała runęła na łóżko. Rozpłakała się. Nawet nie miała odwagi powiedzieć ojcu prawdy. Powie mu, jak tylko poczuje się lepiej. Zasypiała. Ze snu wyrwał ją dźwięk dzwoniącego telefonu. Obudziła się i spojrzała na zegar. Za piętnaście czwarta. – Nie pospałam za długo.
- Halo…
- Urszula?
- Pshemko?
- Urszula, no gdzie ty się podziewasz? Szukam cię po całej firmie. Bardzo cię tu potrzebuję. Możesz przyjść?
- Nie mogę Pshemko. Bardzo cię przepraszam, ale ja już nie pracuję w tej firmie. Właśnie odeszłam.
- Jak to odeszłaś! – Głos mistrza przeszedł w świdrujący falset. – To niemożliwe. Ty musisz być przy mnie na pokazie.
- Właśnie o pokaz poszło. Okazało się, że jednak nie powinno mnie na nim być.
- To jakiś nonsens. Jak to, nie powinno cię być? Przecież urabiałaś się przy jego przygotowaniu po łokcie.
- To prawda, ale to za mało. Sam wiesz, jak wyglądam. Znacznie odstaję od reszty. Może dobrze się stało? Nawet nie miałabym się w co ubrać. Przyniosłabym firmie tylko wstyd.
- Ja nie chcę tego słuchać. Musisz tu być. Ja nie poradzę sobie bez ciebie. O sukienkę się nie martw, ja ją załatwię.
- To bez sensu Pshemko. Są w firmie osoby, które nie chcą, bym dłużej tam pracowała, a ja nie będę się nikomu narzucać. – Powiedziała drżącym głosem. Wyczuł, że ma płacz na końcu nosa.
- Jesteś w domu?
- Tak, w domu.
- Podaj mi adres. Zraz przyjadę. Musimy koniecznie porozmawiać.
- To naprawdę bardzo miło z twojej strony, ale zapewniam cię, że niepotrzebnie się fatygujesz. Ja nie jestem warta, aż takiej uwagi i troski, a ty masz mnóstwo pracy przed jutrzejszym dniem.
- Urszulo, - rzekł uroczystym głosem – do tej pory to ty mnie wspierałaś i pocieszałaś dobrym słowem. Czas na rewanż. Ja nie pozwolę, by taki był finał naszej znajomości. Podasz mi ten adres?
- Rysiów osiem. Dziękuję Pshemko.
- Będę do godziny duszko.
Rzeczywiście, tuż przed siedemnastą podjechał pod bramę swoim starym garbusem. Przejrzał się jeszcze w bocznym lusterku, poprawił apaszkę i poszedł w kierunku drzwi. Otworzyła mu blada, z podkrążonymi od płaczu oczami.
- Witaj Pshemko. Chodź, poznasz mojego tatę.
Weszli do kuchni i przedstawiła go ojcu. Panowie uścisnęli sobie dłonie.
- Miło mi poznać taką znakomitość. – Rozpływał się Cieplak. – Ula dużo mi o panu opowiadała.
- Pshemko, nie jesteś głodny? Mam pierogi. Jeśli lubisz, to zaraz odgrzeję.
- Uwielbiam i chętnie skosztuję, bo istotnie burczy mi w brzuchu.
Uwinęła się błyskawicznie stawiając po chwili parujące dzieło jej sprawnych rąk.
- Częstuj się, proszę. Jak zjesz, to porozmawiamy.
Pałaszował, aż mu się uszy trzęsły, mrucząc pod nosem z zadowolenia.
- Znakomite Urszulo, naprawdę znakomite.
Po obiedzie Józef zaproponował mu kieliszeczek własnoręcznie robionej nalewki. Nie pogardził nią mówiąc.
- Jest wspaniała. Kordiał panie Józefie, kordiał.
Przeszli do pokoju Uli. Pshemko usiadł na krześle i zapytał wprost.
- Co się stało? Dlaczego mówisz, że nie pracujesz już w firmie? Ja naprawdę tego nie rozumiem. Jak można pozbywać się tak cennego pracownika? Może coś nabroiłaś?
- Nie. Wszystko zrobiłam tak, jak powinnam. Powiem ci, ale muszę prosić cię o dyskrecję. Pan Krzysztof nie może się o tym dowiedzieć. Wiesz, jakie ma chore serce, a ja nie chcę mu przysparzać zmartwień.
- Przysięgam ci, że nie puszczę pary z ust. Nikt się nie dowie. – Powiedział mistrz z poważną miną.
Opowiedziała mu przebieg tego dnia. Jak była w Łazienkach i jak ucieszyła się, że wszystko jest urządzone tak, jak chcieli. Powiedziała, z jaką radością wracała do firmy gotowa podzielić się dobrymi nowinami i jak straszliwie poczuła się rozczarowana i dotknięta, gdy usłyszała rozmowę Marka z Sebastianem i o tym, jak przyjechał za nią i próbował przepraszać. Na koniec rozpłakała się, a Pshemko patrzył na jej łzy i zaciskał pięści. W końcu powiedział cicho.
- To, co przypadkowo usłyszałaś od własnego szefa było obrzydliwe. Posłuchaj mnie teraz uważnie. Pójdziesz na ten pokaz. Już ja zadbam, by nikt więcej nie robił ci przykrości i wstrętnych uwag na temat twojego wyglądu. Chcę cię prosić, byś ubrała się teraz i pojechała ze mną. Nie obawiaj się, nie do firmy. Zaufaj mi. Przygotuj się teraz, a ja w tym czasie wykonam kilka telefonów.

Jechali w stronę Warszawy. Co jakiś czas z niepokojem zerkała w bok. Nie wiedziała, co planuje mistrz.
- Dokąd jedziemy? – Spytała z obawą. Uśmiechnął się.
- Wierz mi Urszulo, będziesz miała dzisiaj prawdziwą niespodziankę. Nic więcej nie powiem.
Zatrzymał samochód przed salonem optycznym i uśmiechnął się do niej.
- Punkt pierwszy, zmiana okularów. Przekonamy się, jak zniesiesz soczewki kontaktowe. Okulary też weźmiemy, ale mniejsze i lżejsze. Te zasłaniają ci połowę twarzy.
Spędzili w salonie niemal pół godziny, ale Pshemko w końcu był zadowolony i z dziką satysfakcją połamał jej stare, wysłużone okulary.
- Teraz duszko jedziemy do mojego przyjaciela, stylisty. Trzeba coś zrobić z włosami. Są długie i zniszczone na końcach. Zaufaj mu tak, jak mnie, bo jest naprawdę znakomity.
Przywitali się z Cyrylem. Był wysoki i bardzo szczupły, a twarz przyozdabiała mu hiszpańska bródka. Ula skojarzyła jego wygląd z postacią z kreskówki, szalonym Don Pedro. Zaprosił ją na fotel i bez zbędnych słów zabrał się do roboty. Nałożył na włosy farbę i po upływie czterdziestu minut zaczął je ścinać. Żałośnie spoglądała na opadające kosmyki włosów. Pshemko poklepał ją uspokajająco po dłoni.
- Będzie pięknie, nie martw się.
Cyryl wymodelował jej fryzurę i okręcił z uśmiechem na fotelu.
- Witaj piękna, żegnaj nijaka. Spójrz. – Odwrócił ją do lustra.
Patrzyła na nią śliczna kobieta o dużych błękitnych oczach wolnych od szpecących okularów, okolonych gęstymi, długimi rzęsami, o pełnych, zmysłowych ustach i burzy świetnie przyciętych włosów koloru ciemnej czekolady, sięgających jej ramion.
- Jesteś cudem Urszulo. – Wyszeptał oniemiały Pshemko. – Nigdy nie widziałem piękniejszej kobiety.
Dotknęła dłonią policzka.
- To naprawdę jestem ja? – Obaj pokiwali radośnie głowami.
- To najprawdziwsza ty. Nie spodziewałem się, że efekt tych zabiegów będzie tak spektakularny. Dziękuję ci Cyrylu, świetnie się spisałeś.
- Zawsze do usług przyjacielu.
Kiedy wyszli na zewnątrz rzuciła mu się na szyję.
- Dziękuję ci Pshemko. Jestem ci bardzo, bardzo wdzięczna. Masz we mnie dozgonną i wierną przyjaciółkę.
- To jeszcze nie koniec Urszulo – powiedział, jak tylko uwolniła go ze swych objęć. – Teraz zawiozę cię do domu, ale jutro przyjedź do Łazienek godzinę przed pokazem. Zrobimy makijaż i ubierzesz suknię, którą dla ciebie przygotowałem. Buty też są, więc o nie, nie musisz się kłopotać. Przyjedziesz, prawda?
- Przyjadę Pshemko. Tobie nigdy nie mogłabym odmówić. Sprawiłeś, że poczułam się pewnie i czuję, jak opuszcza mnie ta nieśmiała, zahukana dziewczyna.
Wszedł jeszcze na chwilę z nią do domu ciekawy reakcji jej ojca. Józef miał łzy w oczach i potrząsając ręką mistrza długo dziękował mu za tę przemianę. Z tej radości wręczył mu dwie pękate butle nalewki i życząc mu wszystkiego, co najlepsze, pożegnał.

Od samego rana przeglądała stertę ubrań wyciągniętych z szafy.
- Właściwie, to wszystkie nadają się do wyrzucenia – pomyślała. – Co ja mam na siebie włożyć? Chyba założę żakiet, spódnicę i jakąś bluzkę. Czarny kostium zawsze wygląda schludnie, choć niekoniecznie modnie.
Przygotowała sobie wszystko. W łazience popracowała nad fryzurą. Ucieszyła się, że nie wymaga długich zabiegów. Cyryl ostrzygł ją tak, by nie miała problemów z jej ułożeniem. Postanowiła nie zakładać okularów tylko soczewki. W nich jej oczy wydawały się jeszcze bardziej błękitne, wręcz chabrowe.
Punktualnie o szesnastej pojawiła się na zapleczu sali pokazowej. Przywitała się z Pshemko.
- Dobrze, że już jesteś. Zaraz ci zrobią makijaż i przebierzesz się. Choć, pokażę ci suknię. Jestem pewien, że będzie leżeć idealnie. Wszedł z nią za parawan i z pokrowca wyciągnął prawdziwe, błękitne cudo. Dotknęła jej z nabożną czcią. Materiał był bardzo delikatny, lejący.
- Pshemko, – wyszeptała stłumionym głosem – jaka ona piękna. Nigdy w życiu nie miałam na sobie czegoś tak zjawiskowego. Jesteś bardzo, ale to bardzo utalentowany.
Mistrz poczuł się wspaniale, słysząc jej pochwały.
- Wiedziałem, że ci się spodoba. Przymierz buty. – Podał jej aksamitne, niebieskie czółenka na niewysokim obcasie. Pasowały idealnie.
Przeszli do stanowisk stylistów. Usiadła na jednym z wolnych foteli i po chwili już nakładano jej delikatny, przydymiony makijaż. Pociągnięto usta błyszczykiem. Wreszcie mogła nałożyć sukienkę. Kiedy wyszła zza parawanu Pshemko oniemiał.
- Koniecznie musisz zobaczyć się w lustrze – zaciągnął ją przed stojące w kącie tremo. – Czy spodziewałaś się, że będziesz taka piękna? Powalająca? Lśnisz duszko. To twoja nagroda za wszystkie upokorzenia, jakich doznałaś. Na razie nie pokazuj się na sali. Ja dam ci znak, kiedy będziesz mogła wejść, dobrze?
- Co tylko zechcesz Pshemko. Obiecuję, że nie będę się rzucać w oczy.
- To będzie trudne, bo wyglądasz przepięknie, ale postaraj się. Ja idę dopilnować modelek. Na razie.
Przycupnęła w kącie za wieszakami. Zauważyła, że w pomieszczeniu zainstalowano monitor. Mogła obserwować rozwój sytuacji na wybiegu. Ucieszyła się, że zobaczy efekt również i swojej pracy.

Tymczasem Pshemko poganiał modelki. Czasu zostało niewiele i zaczęli schodzić się powoli pierwsi goście. Na zaplecze wszedł Marek. Odnalazł mistrza i zagaił.
- Witaj Pshemko, jak idzie?
Mistrz obrzucił go surowym spojrzeniem.
- Idzie dobrze, ale szłoby jeszcze lepiej, gdyby Urszula tu była. Nawiasem mówiąc, to gdzie ona jest? – Dobrzański zmieszał się nieco. Odzyskawszy jednak szybko rezon, odpowiedział.
- Niestety Ula nie będzie mogła przyjść. Zatrzymały ja ważne sprawy rodzinne.
- Sprawy rodzinne, powiadasz. Nie sądziłem, że potrafisz tak składnie łgać. – Dobrzański spojrzał na niego skonsternowany.
- O czym ty mówisz?
- Mówię o tym, że wiem wszystko. Wiem o tym, jaki byłeś podły i w jaki sposób ją potraktowałeś. Ona harowała, jak wół przy tym pokazie, a mimo to, według ciebie nie zasłużyła sobie by dzisiaj tu być. Nie sądziłem Marco, że możesz być do tego stopnia cyniczny. Pamiętaj, że w życiu można zmienić niemal wszystko. Możesz się jeszcze zdziwić. A teraz wybacz, jestem zajęty. – Powiedziawszy to mistrz odpłynął w stronę swojej ubranej w kreacje trzódki, zostawiając Marka z osłupiałym wyrazem twarzy.
O godzinie siedemnastej przygasły światła i na wybiegu ukazał się Krzysztof Dobrzański. Przywitał zgromadzonych, opowiedział krótko o kolekcji i zaprosił na obejrzenie pokazu. Pierwszy rząd krzeseł zajmowała rodzina Dobrzańskich, oboje Febo, Olszański siedzący obok Marka i co znaczniejsi pracownicy firmy. Kolejne rzędy obsiedli zaproszeni ludzie z branży, licznie przybyli celebryci i osoby reprezentujące media. Zaczęto pokaz. Nie przebiegał w ciszy, bo każda kreacja witana była gromkimi brawami. Okrycia jesienno-zimowe wywołały szczery entuzjazm podobnie, jak ciepłe sukienki z miękkich, wełnianych tkanin. Modelki ostatni raz wyszły na wybieg ustawiając się w szpalerze. Wniesiono ogromny kosz herbacianych róż. Wywołany przez Krzysztofa Pshemko wszedł z triumfalnym uśmiechem na wybieg. Podziękował wszystkim kłaniając się nisko. Odebrał od Dobrzańskiego seniora mikrofon i podnosząc obie ręce do góry uciszył publiczność.
- Bardzo wam dziękuję kochani za tak wspaniałe przyjęcie mojej kolekcji. Ona nigdy nie miałaby szans być wystawiona w tak pięknym, historycznym wręcz miejscu, gdyby nie pewna, niezwykle skromna osoba. Dzięki niej ten pokaz zaistniał, bo w przygotowanie go włożyła swoje serce i duszę.
Marek poruszył się niespokojnie na krześle i spojrzał na Sebastiana. Obrzucili się zdziwionym wzrokiem domyślając się, o kim mówi mistrz.
- On chyba nie chce jej wyciągnąć na scenę? - Zaniepokoił się Olszański.
- Nie martw się, nie ma jej tutaj. – Uspokoił go Marek.
Mistrz kontynuował.
- Pozwólcie państwo, że przedstawię moją przyjaciółkę Urszulę Cieplak, która bardzo wspierała mnie przy tworzeniu tych kreacji i zadbała o to, by finał naszych wspólnych wysiłków mógł państwa usatysfakcjonować.
- Urszulo, zapraszam cię na scenę. Przyjdź proszę.
Przez dłuższą chwilę, która dla Dobrzańskiego wydawała się wiekiem, nic się nie działo. Wreszcie zza kurtyny wyłoniła się drobna postać kobiety. Zamarł. Zrozumiał, co miał na myśli Pshemko mówiąc, że w życiu można zmienić niemal wszystko. Wolnym krokiem podeszła do mistrza, a on uściskał ją serdecznie wręczając jej bukiet pięknych róż.
- To dla ciebie duszko. Dziękuję ci za wszystko. – Popłynęły jej łzy.
- Ty mnie dziękujesz, Pshemko? – Powiedziała cicho. – To ja będę ci wdzięczna do końca życia za to, co dla mnie zrobiłeś.
Obaj przyjaciele siedzieli wbici w krzesła nie mogąc uwierzyć w to zjawisko, które mieli przed sobą. Co się stało z Brzydulą? Kto ją tak odmienił? Czy obaj byli tak bardzo ślepi, by nie zauważyć, że pod tą warstwą niemodnych, tanich ciuchów i pod wielkimi okularami ukrywa się prawdziwa, najprawdziwsza piękność? Marek przełknął nerwowo ślinę poczuwszy suchość w gardle. Oddałby fortunę, by móc przepłukać je teraz odrobiną koniaku. Był wstrząśnięty. W życiu nie spodziewałby się czegoś podobnego. Domyślał się już, że to za sprawą Pshemko tak bardzo się zmieniła. Jakże żałował, że usłyszała od niego tyle niemiłych słów. Jakże żałował, że traktował ją tak podle. Nie wybaczy mu. Przyjechała na pokaz tylko po to, by pomóc Pshemko. Liczył na nią, a ona nie zawiodła. Ojciec też mu tego nie daruje. Prosił go przecież, by był dla niej miły, by nie traktował jej przedmiotowo, bo na to nie zasługiwała, a on zrobił dokładnie odwrotnie. – Jestem idiotą. Największym kretynem i głupcem. Co ja teraz powiem ojcu? Dupek, dupek, dupek…

Na wybieg ponownie wszedł Krzysztof Dobrzański.
- Szanowni państwo. Pokaz się skończył, ale to nie koniec imprezy. Trzeba należycie uczcić to wydarzenie. Serdecznie zapraszam wszystkich na bankiet, który odbędzie się w sali obok.
Po chwili oblegli go dziennikarze zadając mnóstwo pytań. Pshemko również nie oszczędzili. Ula trzymała się z boku wiernie asystując mu podczas wywiadów. Ona też intrygowała dziennikarzy, a szczególnie fotoreporterów, którzy robili jej mnóstwo zdjęć. Uśmiechała się do nich łagodnie mówiąc, że to nie z nią mają rozmawiać i nie ją fotografować, bo to Pshemko jest gwiazdą dzisiejszego wieczoru i to jemu należy się ich uwaga. Wreszcie dano im spokój. Mistrz odciągnął ją od tłumu i cicho powiedział.
- Pójdziemy teraz na salę bankietową…
- Nie Pshemko, nie… ja nie chcę.
- Musisz, bo to jeszcze nie koniec. Trzeba trzymać fason. Obiecuję ci, że nie będziemy długo i potem odwiozę cię do domu.
Złapał ją pod łokieć i wprowadził do sali bankietowej. Wszystkie oczy skierowały się na nich. Poczuła się skrępowana, ale mistrz już prowadził ją do stolika, gdzie królował szampan i przekąski. Podał jej pełny kieliszek sam biorąc do ręki wodę mineralną.
- Za nasz sukces duszko i to podwójny. Nie będę pił alkoholu, bo muszę być trzeźwy.
Rozległa się muzyka. Niektórzy ochoczo wypłynęli na parkiet. Projektant odstawił kieliszek z mineralną i podał Uli dłoń.
- A teraz zatańczymy.
- Ja nie umiem… - szepnęła spanikowana.
- Nie obawiaj się, to łatwe. Wsłuchaj się w rytm, a ja cię poprowadzę.

Nigdy nie podejrzewałaby go o to, że jest tak dobrym tancerzem. Poddała się rytmowi dotrzymując mu kroku.
Sebastian i Marek siedząc przy stoliku w rogu sali przyglądali się temu w milczeniu. A ona płynęła z łagodnym uśmiechem, lekko jak wiatr, wzbudzając podziw wśród innych tańczących, zachwycając ich niebanalną urodą i wdziękiem. Przetańczyła kilka kawałków. W końcu Pshemko zaprowadził ją do stolika i powiedział.
- Urszulo, ja tylko zobaczę, czy spakowano kreacje i zaraz wracam. Ty posiedź chwilkę sama i zjedz może coś. Na pewno jesteś głodna. – Kiwnęła głową na znak zgody.
- Dobrze. Zaczekam na ciebie.
Ledwie projektant odszedł od stolika, zmaterializował się przy nim Dobrzański, jakby tylko czekał, aż będzie sama. Obrzucił ją zachwyconym wzrokiem.
- Dobry wieczór Ula. Pięknie wyglądasz. – Odwróciła się gwałtownie w jego kierunku. Jej tętno raptownie przyspieszyło.
- Dobry wieczór – powiedziała cicho spuszczając głowę. – Dziękuję.
- Zatańczysz ze mną? – Wyciągnął w jej kierunku dłoń.
- Przepraszam, ale nie tańczę. – Wydusiła niemal szeptem.
- Ale przed chwilą tańczyłaś z Pshemko.
- Źle się wyraziłam. Nie tańczę z tobą. Nie chcę, żebyś mnie dotykał. Twój dotyk mnie boli. – Stropił się słysząc te słowa.
- To może chociaż porozmawiaj ze mną. Daj mi szansę wyjaśnić.
- Ale my wyjaśniliśmy sobie już wszystko bardzo klarownie. Nie mamy wspólnych tematów do rozmowy. Sprawa jest zamknięta.
Spojrzała mu w oczy. Jej własne wypełniły się łzami. Wstrząsnęło nim to smutne, rozżalone spojrzenie tych nieprzyzwoicie pięknych, głęboko błękitnych oczu.
- Błagam cię Ula, nie odmawiaj mi. Poświęć mi tylko pięć minut. Bardzo mi zależy na tej rozmowie. Wyjdźmy stąd. Przejdźmy się po parku. Tam można spokojnie porozmawiać. Proszę. – Popatrzył na nią błagalnie.
- Marek, jaki sens ma ta rozmowa? Równie dobrze możemy porozmawiać w poniedziałek, bo będę w firmie. Przyniosę wypowiedzenie.
- Właśnie o tym też chcę porozmawiać.
Był natarczywy w swych prośbach i nie chciał odpuścić. W końcu przełamała się widząc, że nie ustąpi.
- No dobrze, ale nie licz na zbyt wiele. Ja już podjęłam decyzję. Chodźmy.
Wyszli na zewnątrz i ruszyli wolnym krokiem wzdłuż parkowej alejki. Przeszli w milczeniu kilkanaście metrów.
- To, o czym chciałeś rozmawiać? Wybacz, ale nie mam zbyt wiele czasu. Pshemko obiecał, że odwiezie mnie do domu. Będzie się niepokoił, jak nie zastanie mnie przy stoliku.
- Przede wszystkim chciałem cię bardzo przeprosić. Za wszystko. Za to, że tak źle cię traktowałem, że wykorzystywałem cię ponad miarę, że usłyszałaś ode mnie tak wiele przykrych słów, za to, że byłaś świadkiem tej ohydnej rozmowy, za to, że krytykowałem twój wygląd i za to, że nazwałem cię Brzydulą. Nie zasłużyłaś sobie. To, co zrobiłem jest niewybaczalne i karygodne. Czuję się naprawdę podle, bo dopiero po twoim odejściu uświadomiłem sobie, kogo tak naprawdę straciłem. Wiernego, oddanego pracownika. Osobę ze wszech miar kompetentną i lojalną. Byłaś najlepszą asystentką, jaką kiedykolwiek miałem. Wiem, że to nazbyt śmiałe i może bezczelne prosić cię o cokolwiek, ale ja tak bardzo pragnę byś nie odchodziła z firmy. Przysięgam ci, że jeśli zdecydujesz się wrócić, wszystko będzie inaczej. Nie będę cię już obarczał zadaniami ponad siły. Przy tobie nauczę się, jak pracować efektywnie i będę dzielił obowiązki przez trzy. Koniec z obijaniem się moim i Violetty. Jeśli nie wywiąże się, lub będzie ignorowała twoje polecenia, wyleci. Proszę cię tylko, byś jeszcze raz przemyślała swoją decyzję. Wiem, że twoja rodzina potrzebuje pieniędzy, bo twój ojciec podobnie, jak mój, ma schorowane serce. Miesięczny okres próbny masz już za sobą. W poniedziałek podpisałabyś stałą umowę o pracę, a co za tym idzie, otrzymałabyś wyższą pensję.
Zatrzymał się przed nią i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Nie rezygnuj Ula. Ja nie poradzę sobie bez ciebie i tak wiele muszę się od ciebie nauczyć. – Mówił przejętym, cichym głosem.
Zadrżała pod wpływem jego spojrzenia. Przetrawiała w głowie to, co od niego usłyszała.
- Dobrze. Zastanowię się. W poniedziałek otrzymasz odpowiedź.
Na jego twarz wypłynął szczęśliwy uśmiech, a na policzkach wykwitły dwa słodkie dołeczki.
- Dziękuję ci Ula. Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczny i jak bardzo szczęśliwy.
- Lepiej nie ciesz się zbyt wcześnie, bo ja naprawdę muszę to przemyśleć i nie wiem jeszcze, jaką podejmę decyzję. Teraz jednak muszę wracać. Pshemko czeka. Dobranoc.
- Dobranoc Ula.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz