07 luty 2013 |
ROZDZIAŁ 2
Pestka jednak nie dała jej pospać. Była szósta rano, gdy otworzyła oczy i zaczęła klepać Ulę po policzkach. Ocknęła się i z miłością popatrzyła na swoje skośnookie szczęście. - Już się wyspałaś? Daj mamie buziaka. – Mała przylgnęła do jej ust. - Mmm, to był bardzo słodki buziak. Skoro się wyspałaś, to zrobimy niespodziankę dziadkowi, babci, Jasiowi i Beatce. Pomożesz mi naszykować śniadanie? - Ta – pisnęła. - No to wstajemy. Umyjemy buzię, rączki i ząbki i zrobimy coś pysznego. Ubrała małą i siebie. Włączyła telefon i zobaczyła sześć nieodebranych połączeń od Marka. Wzruszyła ramionami. – Teraz sobie przypomniał o naszym istnieniu? Za późno panie Dobrzański. Weszły do kuchni. Usadziła małą przy stole i podała jej drewniany nóż do masła wraz z kromką chleba. - Spróbuj posmarować skarbie. – Zajrzała do lodówki i zobaczyła sałatkę warzywną i cienkie kiełbaski. Wzięła też kilka jaj. Zaparzyła kawę i herbatę. Ustawiła wszystko na stole i usiadła z kubkiem smolistego napoju przyglądając się poczynaniom swojej pociechy. Pestka z zaciętym wyrazem twarzy, przygryzając wysunięty język, pieczołowicie pokrywała kromkę masłem. Uśmiechnęła się. Pamiętała co na początku mówili lekarze. Mówili, jak ważne dla tych dzieci jest obcowanie z drugim człowiekiem, bo czerpią wiele przyjemności z takich kontaktów i uczą się łatwiej dzięki interakcjom społecznym z rodzicami, rodzeństwem, czy rówieśnikami. Te dzieci były o wiele wrażliwsze na dotyk. To dlatego zawsze Pestka zasypiała kołysana przez nią w ramionach. Lubiła się przytulać do Uli. Uwielbiała, gdy głaskano ją po policzkach i głowie. Łasiła się wtedy jak mały psiak. Z czułością popatrzyła na swój skarb. Wiedziała, że nie ma leku ani cudownej terapii, która mogłaby zniwelować skutki obecności dodatkowego chromosomu. Jednak ciągle wierzyła, że skuteczna opieka medyczna, włączanie małej w zwykłe rodzinne życie i permanentna stymulacja jej rozwoju, mogą przynieść spodziewany efekt. Nie chciała zarzucić terapii. Nie mogła się poddać. Chciała mieć pewność, że w razie, gdyby miało jej zabraknąć na tym świecie, Pestka sobie poradzi. - Już dosyć kochanie. – Odezwała się łagodnie do córki. - Weź następną kromkę i zrób to samo. Pięknie posmarowałaś. Pestka uśmiechnęła się szeroko i ułożyła posmarowaną kromkę masłem do spodu. - Nie tak skarbie. Zobacz, tak powinno być. – Ula odwróciła kanapkę. – Inaczej przyklei się do talerza. Położymy na nią wędlinkę i już możesz jeść. – Podsunęła jej jeszcze plastikowy kubek z dzióbkiem wypełniony przestudzoną herbatą. – Smacznego. - Am. – Odpowiedziała zadowolona. O ósmej cała rodzina Cieplaków pojawiła się przy stole. Ucałowali wszyscy Pestkę, a Józef przystanął obok niej i pogładził ją po głowie. - A co ty tam tak zajadasz wnusia? Chlebek? Dobry chociaż? – Mała uśmiechnęła się wdzięcznie. - Am. - Takie dobre? W takim razie muszę spróbować. I co Ula? – Zwrócił się do córki. – Wymyśliłaś coś? - Chyba tak. Przede wszystkim koniecznie muszę poszukać innego pediatry dla Tosi. Ten prowadzi ją od czterech lat, ale efekty są mizerne. Niechętnie też daje zlecenia na inne badania. Zaoszczędziłam trochę pieniędzy i postanowiłam, że zrobię je prywatnie i dopiero z wynikami pójdę do jakiegoś dobrego specjalisty. Zrobię wszystko, by wreszcie zaczęła mówić. Wykupię też więcej zabiegów rehabilitacyjnych. Przez tą wiotkość mięśni nie porusza się zbyt dobrze. Koniecznie trzeba ją wzmocnić. Na szczęście lubi ćwiczyć i ma przy tym frajdę. Muszę o nią zawalczyć i to skutecznie. Na tyle skutecznie, żeby stała się samodzielna i potrafiła o siebie zadbać. Wierzę, że mi się uda. Po śniadaniu pójdę z nią na spacer. Zajrzymy też na cmentarz i zapalimy mamie lampki. Dochodziła dziewiąta, gdy ubrane ciepło wyszły z domu i wolno poszły w stronę cmentarza. - Zobacz Tosiu jak ślicznie. Dużo śniegu napadało. Ulepimy bałwanka? - Mała wydała z siebie radosny pisk i zaczęła niezdarnie podskakiwać. - Ulepimy. Dużego. Pójdziemy do parku. Tam jest dużo gałązek, zrobimy mu włosy z patyków. Będzie śmieszny. Zmęczyła się trochę tocząc trzy śnieżne kule. Pestka starała się jej pomóc. Uśmiały się przy tym. Po godzinie mogły podziwiać swoje dzieło. - Jest piękny, prawda Tosiu? - Taaa... – Roześmiała się. Ula ucałowała jej czerwone od mrozu policzki. - A teraz chodźmy. Zapalimy lampki na grobie babci. Przeszły przez skrzypiącą furtkę cmentarną ulegając tej śnieżnej ciszy mąconej czasem krakaniem gnieżdżących się na nagich gałęziach rozłożystych topól, wron. Odgarnęła śnieg z nagrobnej płyty i z czułością pogładziła zdjęcie mamy. - Gdzie byłaś mamusiu, gdy rodziłam Tosię? – Wyszeptała. – Gdzie jesteś teraz? Popatrz na moje życie. Spójrz jak bardzo jestem nieszczęśliwa. Nie tak to miało być, nie tak… - Popłynęły jej łzy. Pestka przytuliła się do niej i paluszkiem ścierała je z jej policzków. - Ne, ne – kręciła głową. – Ne. – Ula mocniej przycisnęła ją do piersi. - Masz rację kochanie, mama nie powinna płakać, tylko wziąć się w garść. Jeszcze będziemy szczęśliwe, prawda? - Ta. – Zaśmiała się. - Wracajmy, chyba zmarzłaś już trochę. W domu natrę cię oliwką i dam ciepłej herbatki. Już z daleka dojrzała podjeżdżającego, srebrnego Lexusa Marka i zaniepokoiła się. – Czego on jeszcze od nas chce? I skąd ta nagła troska? – I on je zauważył. Wysiadł z samochodu i podszedł do nich. - Dzień dobry Ula. Witaj Tosiu. Martwiłem się o was. Tak nagle zniknęłyście wczoraj… ![]() - Przez pięć lat nie martwiłeś się o nas, dlaczego teraz to robisz? – Spytała twardo. - Ula nie mów tak. Zawsze się o was martwiłem. - Jakoś nie bardzo to odczułyśmy. - Przyjechałem, bo chciałem z tobą porozmawiać. - Porozmawiać? A o czym? Nie wydaje mi się, byśmy mieli jakieś wspólne tematy do omówienia. - Mylisz się. Jest temat naszej córki. – Zalśniły jej w oczach łzy. - Naszej? Mojej. Mojej córki. Nie rozśmieszaj mnie. – Zrobił żałosną minę. - Proszę cię porozmawiaj ze mną. – Stała przed nim z zaciętym wyrazem twarzy i w końcu powiedziała. - No dobrze, ale nie tutaj. Pestka zmarzła i najpierw muszę ją rozgrzać. Potem mogę ci poświęcić trochę czasu, ale na wiele nie licz. Weszli do domu. Marek przywitał się z teściami i z rodzeństwem Uli. Nie przyjęli go tak jak zwykle. Przywitali go chłodno i bez wylewności. Nawet Beatka, która uwielbiała go nieprzytomnie, dzisiaj trzymała dystans. Poczuł się niepewnie. Domyślił się, że Ula wreszcie powiedziała im jak sprawy stoją. Wiedział, że do tej pory ukrywała przed nimi to, co działo się w ich małżeństwie, bo nie chciała ich martwić. Ten wczorajszy wieczór przelał czarę goryczy. - Alu, mam prośbę. Dam ci oliwkę. Natrzesz Tosię? Bardzo zmarzła. Spójrz jakie ma marmurkowe ciało. To świadczy, że jest mocno wyziębiona i zróbcie jej ciepłej herbaty. Ja muszę porozmawiać z Markiem. - Zaraz się nią zajmę. Tobie też przyda się trochę gorącej kawy. Marek też chcesz? - Poproszę. Wszedł za nią do pokoju i zamknął za sobą drzwi. - Usiądź. Ja jeszcze tylko się przebiorę i przyniosę kawę. Postawiła przed nim parującą filiżankę i przysiadła naprzeciwko. - To o czym chciałeś porozmawiać? - Chciałem was zabrać do domu. – Pokręciła przecząco głową. - Nie. Nie wrócimy z tobą. Teraz nasz dom jest tutaj. Już dość upokorzeń musiałam znosić przez te pięć lat, ale na tym koniec. Nie jestem z kamienia. Gdybym jeszcze doświadczała ich od kogoś, kto jest mi całkowicie obojętny i nie zależy mi na nim, mogłabym je przełknąć i pogodzić się z tym. Najgorsze jest to, że na każdym kroku doznawałam ich od ciebie. Od człowieka, którego pokochałam bardziej niż własne życie. Ja też pragnęłam, by nasze dziecko urodziło się zdrowe. Nie miałam tak wiele szczęścia jak inne kobiety. Jedyne, co mogłam zrobić, to pokochać je miłością bezwarunkową. Ty chciałeś się jej pozbyć jak niepotrzebnego mebla zapominając o tym, że też miałeś wydatny udział w tym, by pojawiła się na świecie. Nie wiedzieć czemu ukarałeś mnie za to, że urodziłam ci chore dziecko i karzesz do tej pory upatrując tylko we mnie winowajcę upośledzenia Tosi. Wyniosłeś się z naszej sypialni, rozwaliłeś doszczętnie nasze małżeństwo, nie możesz patrzeć na Pestkę. Po co mamy z tobą wracać? Do czego? Do tych pustych ścian, które odgradzają nas od ciebie? Lepiej ci będzie bez nas. Odetchniesz, bo już nie będziesz musiał znosić naszej obecności. Jeśli wniesiesz sprawę rozwodową do sądu, chętnie podpiszę papiery. Uwalniam cię od nas. Dzięki temu będziesz miał czas, by znaleźć sobie kobietę, która urodzi ci zdrowego potomka. Był przerażony tym, co od niej usłyszał. Jego ogromne oczy wpatrywały się w nią z napięciem. - Jak możesz tak mówić? Przecież ja cię kocham. Nie mam zamiaru szukać sobie innej kobiety. Przecież to ty jesteś miłością mojego życia. – Czyżby? – Powiedziała ironicznie. – Jakoś przez te pięć lat nie odczułam w żadnej mierze prawdziwości tych słów. Zrobiłeś ze mnie sprzątaczkę, kucharkę i zwykłe popychadło. Wysługiwałeś się mną, choć wiedziałeś doskonale jak wiele czasu pochłania mi rehabilitacja Pestki. Nie pomagałeś w najdrobniejszej czynności i ograniczałeś się tylko do zostawiania pieniędzy na stole w każdy poniedziałek. Jeśli mężczyzna kocha kobietę, to kocha również potomstwo zrodzone z tej miłości. Ty może i nadal mnie kochasz, ale nasza córka wzbudza w tobie wstręt i strach. Wstydzisz się jej i boisz się reakcji ludzi na jej widok. To obrzydliwe. Jeśli nadal uważasz, że jestem dla ciebie ważna, to musisz zmienić nastawienie do naszego dziecka. W przeciwnym razie nie ma szans, by uratować nasze małżeństwo. Dobrze to sobie przemyśl, czy w ogóle warto o nie walczyć i czy stać cię na taki wysiłek. A teraz jedź już. Ja muszę zająć się Tosią. Jej piękne, błękitne oczy były wypełnione żalem i łzami. Nie potrafił znieść tego pełnego wyrzutu spojrzenia. To przecież te oczy urzekły go najbardziej. To w nich najpierw się zakochał. Wstała z miejsca dając mu do zrozumienia, że to koniec rozmowy. Wstał i on. Najwyraźniej było mu przykro. Musiał wiele przemyśleć. ![]() Niemal cały drugi dzień świąt spędziła przy laptopie wyszukując specjalistów i poradnie zajmujące się dziećmi z zespołem Downa. Natrafiła nawet na stowarzyszenie skupiające rodziny, w których były takie dzieci jak jej Pestka. Pospisywała adresy i tak zaopatrzona postanowiła zacząć działać. Następnego dnia ubrała ciepło swoją córeczkę i pojechała do Warszawy. Pomyślała, że najpierw odwiedzi siedzibę tego stowarzyszenia. Miała nadzieję, że kogoś tam zastanie i może ten ktoś wskaże jej dobrych lekarzy. W duchu dziękowała Markowi za GPS, który kiedyś jej kupił. Bez niego błądziłaby po całej Warszawie. Zaparkowała przed sporym, piętrowym budynkiem i rozejrzała się ciekawie. Pomogła Tosi wysiąść i podeszła do wejściowych drzwi. Ucieszyła się, bo były otwarte. Zauważyła tablicę informacyjną i znalazła na niej numer pokoju, w którym miała urzędować prezes stowarzyszenia, niejaka Wanda Musiał. Zapukała do właściwych drzwi i nacisnęła klamkę. W niewielkim pokoju stało biurko a przy nim siedziała kobieta lat około czterdziestu. - Dzień dobry. – Przywitała się Ula. – My do pani Musiał, zastałyśmy ją? – Kobieta uśmiechnęła się. - To ja. Ja jestem Wanda Musiał, a pani? - Nazywam się Urszula Dobrzańska a to moja córeczka Tosia. - Dobrzańska? Ma pani coś wspólnego z firmą Febo&Dobrzański? - Tak. Marek Dobrzański, to mój mąż. - Proszę usiąść i powiedzieć, co panią do mnie sprowadza. - Jak pani widzi mam dziecko obarczone zespołem Downa. Od pięciu lat wychowuję ją praktycznie sama, bo niestety nie znalazłam wsparcia ani w mężu ani w teściach. Potrzebuję pomocy, bo już nie daję sobie z całą sytuacją rady. Podejrzewam, że lekarz, który prowadzi Tosię od czterech lat, źle ją leczy. Rzadko przepisuje skierowania na badania i przez to nie ma wyraźnych postępów. Moje dziecko do tej pory nie mówi. Wydaje tylko z siebie dwuliterowe dźwięki. Bardzo bym chciała to zmienić. Przyszłam tutaj, bo liczę, że wskażecie mi dobrych specjalistów i przychodnię, gdzie będą mogli zrobić córce stosowne badania. Ja pokryję ich koszt. Zależy mi bardzo, by zrobiono je jak najszybciej. - Wie pani, że jestem trochę zaskoczona. Nie bez przyczyny spytałam o powiązania pani z firmą Febo&Dobrzański. Ta firma od co najmniej trzech lat, raz na kwartał bardzo mocno wspiera nasze stowarzyszenie niebagatelną kwotą. Dzięki tym pieniądzom możemy wysyłać dzieci naszych członków na wakacje rehabilitacyjne i integracyjne. Zakupić sprzęt do ćwiczeń i wiele innych rzeczy. – Ula słuchała tego jak oniemiała. - Nic na ten temat nie wiedziałam. Mąż do tej pory nie angażował się w rehabilitację córki. Mogę powiedzieć nawet, że z dużym trudem ją toleruje. Naprawdę dziwne. Jednak pomijając to wszystko, czy jest pani w stanie mi pomóc? - Oczywiście. Zaraz dam pani spis przyjaznych nam poradni i lekarzy, którzy ściśle współpracują ze stowarzyszeniem. Proszę, oto i on. Ja osobiście polecam poradnię na Długiej i doktora Pawlaka. To znakomity specjalista i pomógł wielu dzieciom. Ula wstała z krzesła i uścisnęła kobiecie dłoń. - Serdecznie pani dziękuję. Zaraz pojadę na Długą. Chcę, żeby jeszcze dzisiaj Tosia przeszła badania. - A ja chcę pani coś zaproponować. Tu w stowarzyszeniu działa bardzo prężnie grupa wsparcia. Jeśli poczuje się pani bezsilna lub zniechęcona, proszę do nas zajrzeć. Spotkania odbywają się we wtorki i piątki o godzinie szesnastej. Oni naprawdę potrafią zmotywować, więc gorąco polecam z tego skorzystać. Oczywiście może pani uczestniczyć w takim spotkaniu wraz z dzieckiem. - Bardzo pani dziękuję. Nie wykluczam, że jeszcze odwiedzę państwa. Do widzenia. Na Długiej porobiono Pestce szereg badań i tych standardowych i tych specjalistycznych łącznie z prześwietleniem płuc i kręgosłupa. Ula sporo zapłaciła, ale to była ostatnia rzecz, na którą żałowałaby pieniędzy. Po wyniki miała się zgłosić po nowym roku. Najważniejsze jednak, że udało się zapisać Pestkę do doktora Pawlaka na piątego stycznia. Wyszła bardzo zadowolona z przychodni. Zadowolona z tego, że udało się jej dzisiaj tak wiele załatwić i z tego, że Pestka przy tej swojej nerwowości dzisiaj była wyjątkowo spokojna i pozwoliła ze sobą zrobić wszystko. Nie było żadnych ataków furii, wierzgania nogami i wrzasków. Przy samochodzie ucałowała Tosię i przytuliła mocno. - Jestem z ciebie bardzo dumna kochanie. Byłaś dzisiaj taka grzeczna, że w nagrodę zabiorę cię na pyszne ciacho, chcesz? - Taaa – pisnęła uszczęśliwiona. - W takim razie jedziemy. Zaparkowała przy małej kafejce i po chwili zajęły miejsce przy stoliku. Mała zajadała kawałek tortu a Ula delektowała się kawą. Siedziały już jakiś czas, gdy do środka weszło małżeństwo z chłopcem niewiele młodszym od Tosi. Wyglądali znajomo. Kobieta rozejrzała się po sali i gdy dostrzegła Ulę jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia. - Sebulku! Popatrz! Przecież to Ulka! O jeżuniu! – Podbiegła do nich. – Wieki cię nie widziałam! Chyba od chwili jak urodziłaś! – Uściskała ją serdecznie. - Możemy się przysiąść? Ula patrzyła na nią rozbawiona. Brakowało jej tej postrzelonej dziewczyny, która jak się okazało nic nie straciła ze swojego uroku mimo upływu lat. ![]() - Oczywiście. Bardzo proszę, siadajcie. To moja córeczka Tosia, a to Tosiu ciocia Viola, wujek Sebastian i ich synek Tomaszek. Przywitaj się ładnie. Dziewczynka zsunęła się z krzesła i obdarzyła wszystkich buziakiem. Byli zdumieni. Wiedzieli, że dziecko Uli i Marka ma zespół Downa, jednak widzieli ją po raz pierwszy od dnia narodzin. - Ona w ogóle się nie wstydzi. Widać, że lgnie do ludzi. Podobna jest do Marka. A skąd wyście się tu wzięły? – Viola wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. - Byłam z Tosią w przychodni na badaniach i zaklepałam przy okazji wizytę u pediatry, a wy? Macie wolne po świętach? - Tak. Wzięliśmy urlopy do końca grudnia. Wracamy dopiero po nowym roku. Ale opowiadaj jak ci się żyje. Ula uśmiechnęła się smutno. - No cóż… Nie jest mi lekko. Wychowuję córkę i to ona pochłania cały mój czas. Marek odciął się od nas. Wstydzi się jej i chyba boi. Ja nie będę z nim walczyć i zmuszać, by pokochał własne dziecko. Odeszłyśmy od niego. Przez chwilę przy stoliku zapanowała niezręczna cisza. - Wiesz Ula, – odezwał się Sebastian – Marek od lat jest moim najlepszym przyjacielem, ale już od dawna utwierdziłem się w przekonaniu, że to prawdziwy dupek. Wielokrotnie próbowałem poruszyć temat Tosi. Myślałem, że będę mógł wpłynąć na niego, być może jakoś pomóc. Jednak on za każdym razem ucinał rozmowę już na początku. W ogóle nie chce o niej rozmawiać. – Ula pokiwała głową. - Ja to wiem Sebastian. Od pięciu lat funkcjonujemy obok siebie. Tosia w ogóle go nie zna, choć żyje tuż za ścianą. Uznałam, że bez sensu jest dalej mieszkać pod jednym dachem. W wigilię wyprowadziłam się do Rysiowa. - Dobrze zrobiłaś. Może wreszcie do niego coś dotrze. – Viola była oburzona. – Jak można odtrącić własne dziecko w dodatku takie, które potrzebuje miłości obojga rodziców. - Nie sądzę, by nagle zapałał miłością do córki. Przez pięć lat nie zrobił dla Tosi nic prócz tego, że co poniedziałek zostawiał nam na stole w kuchni pieniądze na życie. Dlaczego miałoby się nagle coś zmienić? - Posłuchaj Ula. – Sebastian nachylił się w jej kierunku. – Gdybyś potrzebowała pomocy, czy chciała w jakiś weekend coś załatwić, zawsze możesz Tosię przywieźć do nas. My bardzo chętnie się nią zajmiemy a Tomek będzie szczęśliwy, że będzie miał towarzyszkę do zabawy. Nie zamykaj się w tym cierpieniu. Pamiętaj, że masz jeszcze przyjaciół, na których możesz liczyć. Wzruszona popatrzyła na nich. - Bardzo wam dziękuję. Naprawdę nie spodziewałam się… Zapamiętam i jeśli będzie tego wymagać sytuacja, zadzwonię. Teraz jednak musimy się zbierać. Późno już a Ala pewnie czeka na nas z obiadem. - Mogę czasem do ciebie zadzwonić? – Zapytała jeszcze Viola. - Oczywiście, że możesz. Numer nadal mam ten sam. Dziękuję kochani i do zobaczenia. Po nowym roku odebrała wyniki i piątego stycznia pojechała wraz z Pestką do doktora Pawlaka. Doktor okazał się potężnym mężczyzną w sile wieku, z burzą gęstych, siwych włosów i ujmującym uśmiechem. Przywitał się z nimi bardzo ciepło i poprosił, żeby usiadły. Zanim zaczął obdarował Pestkę czerwonym lizakiem w kształcie serduszka, co mała przyjęła przeciągłym piskiem. - Widzę, jaki problem panią do mnie sprowadza, ale chciałbym poznać więcej szczegółów zanim jeszcze zagłębię się w ten stos badań. Rozumiem, że Tosia jest tą szczęściarą, która ma o jeden chromosom więcej niż przeciętny człowiek. Powie mi pani jakie ma w związku z tym nadbagażem problemy? - Tak. Przede wszystkim nie mówi. Nie rozumiem dlaczego, bo każdego dnia poświęcam mnóstwo czasu na ćwiczenia mowy, ale ona zatrzymała się na etapie słów dwuliterowych i już od dawna nie ma żadnego postępu. Poza tym jest dość pobudliwa i z łatwością przechodzi od stanu wielkiej szczęśliwości do stanu furii. Ciężko mi jest ją w takich razach uspokoić. Przez to, że nie mówi, nie może mi dać znać o swoich potrzebach fizjologicznych. Dlatego ciągle jeszcze nosi pampersy. Najbardziej właśnie zależy mi na tym, by zaczęła się komunikować. To ułatwiłoby życie i jej i mnie. - Dobrze. Przejrzyjmy te wyniki badań, a potem sam ją zbadam. Przez dłuższą chwilę w gabinecie zaległa cisza przerywana czasem mlaskaniem Pestki, która z lubością wcinała swojego lizaka. Doktor skończył i z sympatią uśmiechnął się do Uli. - W badaniach nie ma nic niepokojącego. Wszystkie wyniki są dobre i dziewczynka jest zdrowa. Nawet poziom hormonu tarczycy jest w normie, a jak pani zapewne wie, to jedno z najważniejszych badań. Zajrzę jej jeszcze do buzi, bo mam pewne podejrzenia odnośnie jej mowy. – Zabrał szpatułkę i przykucnął przy Pestce. – I jak kochanie, dobry ten lizak? – Mała uśmiechnęła się szeroko. - Am. - A pokażesz wujkowi swoją buzię i język? – Pestka wyciągnęła lizaka z ust pokazując doktorowi swoje uzębienie i całą jamę ustną. Pogmerał w niej patyczkiem i spojrzał na Ulę. - Tak jak podejrzewałem. Ona będzie jeszcze mówić. Nie rozumiem jak lekarz, który do tej pory prowadził pani dziecko, tego nie zauważył? Tosia ma częściowo przyrośnięty język do dolnej szczęki, tuż za wiązadełkiem z lewej strony. To dość rzadkie, ale czasem się zdarza u dzieci z taką wadą rozwojową. Można to łatwo naprawić i zrobimy to. Przekona się pani, że po zabiegu dziecko nauczy się mowy raz dwa. Teraz jest ona bardzo utrudniona, ale będzie dobrze. - Po zabiegu? – Ula przerażona patrzyła na lekarza. - Proszę się nie obawiać. Zabieg jest bardzo prosty i bardzo krótki. To razem z przygotowaniem małej zaledwie pół godziny i po nim zabierze ją pani do domu. Chirurg tylko przetnie w odpowiednim miejscu i uwolni tę część języka. Tosia nawet tego nie poczuje. Ja w takim razie zaraz wypiszę skierowanie do szpitala, ale wcześniej zbadam jej odruchy w kończynach. Kiedy lekko stukał Pestkę w kolana ona śmiała się w niebogłosy, bo nogi podskakiwały jej jak piłka. - Odruchy w porządku. Trochę ma słabe mięśnie, ale i na nie poradzimy. Tu kolejne skierowanie na permanentną rehabilitację. Była pani w stowarzyszeniu. To właśnie tam jest bardzo porządna sala do ćwiczeń i naprawdę profesjonalni rehabilitanci. Mają nawet na tyłach niewielki basen, ale dla maluchów wystarczający. Dobrze jej zrobi jak trochę popływa. Na razie to wszystko. Proszę wrócić do mnie, gdy mała będzie już po zabiegu. Wtedy wskażę odpowiedniego logopedę. Ze łzami w oczach żegnała się z sympatycznym doktorem. - Bardzo panu dziękuję za to, że pomógł mi pan uwierzyć, że moja córka będzie jeszcze mówić. Koniecznie muszę też podziękować pani prezes Musiał. Gdyby mi pana nie poleciła, nadal nie miałabym świadomości, że język mojego dziecka źle funkcjonuje. Na pewno pokażemy się po zabiegu. Do widzenia doktorze. |
Shabii (gość) 2013.02.07 17:07 |
Małgosiu. Znakomita część. Ostatnia była strasznie pesymistyczna (smutna) w tej doszukałam się trochę więcej optymizmu. Dobrze, że Ula wyprowadziła się od Marka i przeniosła do Rysiowa. Tam odpocznie choć trochę, bo Ala, Józef, Beatka i Jasiek na pewno choć trochę ją odciążą i pomogą przy chorej Pestce. Tak czułam, że Marek przyjedzie. Dobrze, że szczerze pogadali. Ula powiedziała wszystko to, co leżało jej na sercu i mam nadzieję, że jej mąż choć trochę się zmieni, pomyśli nad swoim zachowaniem. Fajnie, że Uli udało się znaleźć tę poradnię. Dużo jej pomogła pani dyrektor. Dzięki niej mała Tosia została porządnie zbadana a i jej matce pan doktor przekazał informacje, które niewątpliwie ją ucieszyły. Piękne zachowanie ze strony Violetty i Sebastiana. Chcą jej pomóc, sami to zaproponowali. Nie kryją tego, że są źli na Dobrzańskiego. Cóż więcej mogę powiedzieć. Cześć świetna, już nie mogę się doczekać kolejnej. Chcę wiedzieć jak to wszystko dalej się poukłada. Czy Marek się zmieni? Czy Tosia zacznie mówić? Czy Ula się w końcu uśmiechnie i będzie szczęśliwa. Szczerze: Liczę na to i czuję, że tak właśnie będzie. Przecież ty słyniesz z tych dobrych, happy-endowych historii. Serdecznie pozdrawiam i ślę buziaki! ;*;* |
MalgorzataSz1 2013.02.07 17:28 |
Shabii. Trudno nazwać rozmową to, co odbyło się między Markiem a Ulą. To raczej był monolog, bo Dobrzański wtrącił tam zaledwie dwa zdania. I dobrze. W jego sytuacji należałoby już tylko milczeć. Ula musiała mu to wszystko powiedzieć. Wygarnąć ten cały żal i rozczarowanie. Jednak nie skreśliła go. Kolejny raz zostawiła mu otwartą furtkę, a czy z niej skorzysta? Cóż... Czas pokaże. Dziękuję Ci za komentarz i mocno ściskam. |
miki (gość) 2013.02.07 17:30 |
Marek wyobraża sobie że dawanie pieniędzy to wszystko co powinni oczekiwać od niego jego żona i dziecko.Dając ogromną sumę na działalność fundacji chciał uspokoić swoje sumienie.Ula zbyt długo czekała,5 lat to bardzo długo.Co do rehabilitacji to zaczyna się zaraz po urodzeniu w wieku 5 lat jest trochę późno,rozumiem że Ula mogła mieć depresję i dla tego to odgradzanie się od ludzi.Mam nadzieje że teraz jak w końcu zdecydowała się wyjść do ludzi wszystko będzie zmierzało ku dobremu. |
MalgorzataSz1 2013.02.07 17:57 |
Miki. Dziecko było rehabilitowane od samego początku, ale pod względem mowy nie robiła żadnych postępów przez ten zrośnięty język. To martwiło Ulę najbardziej. Dziecko z Downem, które nie mówi do szóstego roku życia później niezwykle trudno jest nauczyć mowy i najczęściej się to nie udaje. Ula odcięła się od ludzi, bo miała inne priorytety. Nie mogła sobie pozwolić na tzw. bywanie w towarzystwie, bo musiała zajmować się Pestką. Miała gorsze i lepsze dni, ale jednak nie miała ciężkiej depresji. Bardziej odczuła to dopiero po tej nieszczęsnej wigilii, gdy zrozumiała, że została ze swoim problemem kompletnie sama, a na Marka nie może liczyć w ogóle. Bardzo Ci dziękuję za przemyślenia i serdecznie pozdrawiam. :) |
paula_paula (gość) 2013.02.07 18:25 |
piękna część:) kiedy kolejna??? juz nie moge sie doczekac |
Ania (gość) 2013.02.07 18:25 |
Gosiu super opowiadanie :) Cieszę się ze napisałaś kolejna cześć :) Dobrze ,że Ula i Marek porozmawiali :) zal mi małej :( Mam nadzieje ,że Marek przemysli dalej swoje zachowanie.Viola i Seba super ,że chcą pomoc :) to miło z ich strony :) p/s jaka ładna graficzka w opowiadaniu ;) czekam na cd ;) |
MalgorzataSz1 2013.02.07 18:31 |
Paula. Dziękuję. Kiedy kolejna część, naprawdę nie wiem. Bardzo możliwe, że w niedzielę. Pozdrawiam. Aniu. Również uważam, że grafika jest idealna i bardzo pasuje do treści opowiadania. Małżeństwo Olszańskich odegra w tym opowiadaniu ważną rolę, szczególnie ich synek Tomaszek. Ładnie się zachowali w stosunku do Uli, aż dziw bierze. Wielkie dzięki za komentarz. Pozdrawiam serdecznie. |
biedronka2012 (gość) 2013.02.07 19:12 |
Małgosiu, Kolejna cześć jest boska ;) Bardzopodoba mi sie jak poprowadziłaś rozmowę pomiedzy Ulą i Markiem. W sumie to Ula mówiła a Marek słuchał.... W sumie to się nie dziwie. Mnie też by wmurowało po takich słowch.... Ale dobrz, ze Ula powiedziła o swoich uczuciach.... Najgorsze to tłumić w sobie żal. A Marek....może coś zrozumie. Fajnie, ze wprowadziłaś postacie Violi I Sebastiana.Coś czuje,ze moga mieć duże znaczenie w tej historii, ale to tylko domysły..... Marek zaskoczył mnie..... wspierał fundację.... pewnie chciał zagłuszyć wyrzuty sumienia.... Pokazałaś w ten sposób,ze Marek nie jest dokońca negatywną postacią....Po prostu sie pogubił. pozdrawiam |
MalgorzataSz1 2013.02.07 19:23 |
Biedronko. To wspieranie fundacji pokaźnymi kwotami bardzo Ulę zabolało. To kolejna rzecz, której nie potrafi zrozumieć. Masz rację on w ten sposób chce zagłuszyć wyrzuty sumienia. Ale przecież nie tędy droga. Taka szczera rozmowa będzie jeszcze jedna. Taka na sto procent. Ula nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w tej kwestii, a więc szykuj się Mareczku. Ta rozmowa już w następnym rozdziale, który chyba w niedzielę. Cieszę się, że ta część Ci się spodobała. Dziękuję i pozdrawiam. |
Amicus (gość) 2013.02.07 20:07 |
To pierwsze opowiadanie, które porusza mnie dogłębnie. Były już historie, które zwracały uwagę, do których się wracało z chęcią i analizowało. Ale ta historia powoduje, iż w oczach stają łzy. Tak cudownie potrafisz uchwycić uczucia, opisać sytuację. To chyba ten temat i Twój sposób przedstawienia sprawia, że to opowiadanie jest tak wyjątkowe. Tak wiele jest takich par, tak wiele jest takich rodzin. Ula miała rację, że wyprowadziła się. Marek potraktował ją paskudnie. Potrafię zrozumieć to, że ciężko było mu pogodzić się z tym, że jego dziecko nie jest idealne. To wielki cios dla rodziców, ale łatwiej przechodzić przez taki dramat razem. Uli byłoby łatwiej walczyć z chorobą córki mają wsparcie w Marku. A Marek... Marek z pewnością potrafiłby oswoić się nową rzeczywistością będąc z Ulą i uczestnicząc w życiu swojego dziecka. Przekazując dotacje dla fundacji chciał zagłuszyć swoje sumienie... szkoda, że nie powiedział o tym Uli, szkoda, że nie wspomniał Uli o fundacji, aby mogła udać się tam z Tosią. Pomagał innym dzieckom, ale zapomniał o swoim. A wyprowadzając się z sypialni... ja wiem, że z pewnością nie była taka jego intencja i on tak tego nie widzi, ale można to odebrać tak, jak odebrała to Ula, że ma do niej pretensję, że to jej wina, że ich dziecko jest chore... że nie chce takiej żony, która urodziła dziecko z Downem, że się nią brzydzi i nie chce mieć z nią nic wspólnego, że nie chce z nią sypiać, że nie chce mieć kolejnych chorych dzieci. Krzywdził swoją córkę, ale przede wszystkim krzywdził żonę. Swoją obojętnością i odrzuceniem ich córki, ale także odrzuceniem jej jako żony i pełnowartościowej kobiety. Mam nadzieję, że postawi rodzinę na 1 miejscu i będzie potrafił naprawić błędy, które urwalał przez lata. A Seba z Violą świetni. Chyba nawet lekkoduch Seba potrafiłby się lepiej zachować będąc na miejscu Marka. Marek chciał, żeby wróciły do domu, ale od świąt znów się wycofał. Nie szukał kontaktu z Ulą, nie uczestniczył w badaniach córki. Mówił, że jest ich dziecko, o którym chciał rozmawiać, ale prócz tego, że chciał je przywieźć do domu, nie zrobił nic. To za mało... Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy! :) |
MalgorzataSz1 2013.02.07 20:24 |
Amicus. Dobry Boże. Zachodziłam w głowę, co się z Tobą stało. Tak dawno nie było Cię na streemo, że już straciłam nadzieję a tu taka niespodzianka i bardzo przyjemne zaskoczenie. Co do opowiadania, to właśnie taki był mój zamiar, by czytelnik się wzruszył, by zatrzymał się na chwilę, zastanowił i wyciągnął wnioski. Z tych licznych komentarzy wnioskuję, że osiągnęłam swój cel, choć to przecież dopiero początek opowiadania. Sama piszesz, więc dobrze wiesz, że pewne elementy w opowiadaniach są constans. W moich niewątpliwie taką stałą jest przemiana. W tym również tak będzie. Marek dużo zrozumie i postara się zmienić postępowanie względem córki i żony. Przekonasz się o tym czytając kolejne rozdziały. Ja bardzo Ci dziękuję za ten długi komentarz i naprawdę to doceniam, bo pamiętam, ze zawsze pisałaś, że nie lubisz komentować. Serdecznie Cię pozdrawiam. |
Abstrakt (gość) 2013.02.07 21:30 |
Witaj Małgosiu, Na szczęście wieczór i chwila zatrzymania, kolejny rozdział za mną. Nie pozbawiający złudzeń, niestety. Sumienie Marka na dnie.... Dotacje dla fundacji uznałam za objaw kompletnej bezradności. Ale też bardzo rozumiem, on inaczej nie rozumie tego co się z nim i z jego życiem dzieje. Dalej pozostaję wzruszona treścią, nie można przejść obojętnie wobec słów, które Ula kieruje do swojej mamy głaszcząc jej zdjęcie. W takich momentach trudno jest opanować emocje i pohamować ich ujście. Optymistyczne jest to, że miejsce, do którego Ula szczęśliwie trafiła doprowadzi ją do względnego spokoju, pozwoli opanować wiele tematów, z którymi dotąd Ula miała problem. Czuję, że to będzie też ważne miejsce nie tylko dla Pestki :-) Dobrze, że już wkrótce niedziela :-) Pozdrawiam serdecznie |
MalgorzataSz1 2013.02.07 21:37 |
Abstrakt. A ja się bardzo cieszę, że dostarczyłam Ci nowej porcji wzruszeń. Mam nadzieję, że całe opowiadanie dostarczy czytelnikowi takich emocji również tych o szczęśliwym zabarwieniu. Mogę powiedzieć, że Ula dość mocno zwiąże się z fundacją i wreszcie będzie mogła skorzystać z jej dobrodziejstw. Pestka zaś przede wszystkim. Jednak wcześniej przed nimi zabieg, który uwolni język małej. Czy przyniesie on spodziewane efekty? O tym przekonasz się już wkrótce. Wielkie podziękowania za tyle miłych słów. Pozdrawiam Cię serdecznie. |
gośka (gość) 2013.02.08 14:45 |
witam Ciebie Gosiu bardzo dawno mnie nie było <szkoła, brak czasu, jakoś tak wyszło> teraz przez okres ferii zaczęłam nadrabiać twoje opowiadanka i powiem szczerze, że nadal piszesz fantastycznie :D to poprzednie opowiadanie było fajne, ale było tego dużo i przyznam się, że czytałam najważniejsze momenty, ale to najnowsze przykuwa uwagę wszystkim; na pewno tematyką, treścią, przekazem :D jestem zachwycona, że potrafisz tak wszystko fajnie, zrozumiale opisać, jest to opowiadanie, które zachęca do refleksji, a takie najbardziej cenie czy ta dziewczynka ze zdjęcia jest twoją znajomą, czy pierwsze lepsze zdjęcia dziecka?? pytam ponieważ, jest śliczna mimo wszystko a drugie zdjęcie cudowne, z taką radością a nawet miłością spogląda na kwiatka od przyszłego tygodnia wracam do szkoły, więc będę zaglądać rzadziej, ale co jest pewne, to to że tu zajrzę i poczytam jestem pewna, że Ula wybaczy Markowi, lecz jestem ciekawa jak opiszesz starania Marka o jej wybaczenie nie wyjaśniłaś dlaczego Pestka, mi się, źle to jakoś skojarzyło, ale mam nadzieję, ze powód takiego nazywania jest mało bolesny zarówno dla Tosi jak i Uli :D pozdrawiam i miłego oraz owocnego pisania |
MalgorzataSz1 2013.02.08 15:02 |
Gosiu. Cieszę się, że dotarłaś tu do mnie mimo nawału nauki. Masz rację. To poprzednie opowiadanie było zdecydowanie za długie i mogło znużyć czytelnika. Ja też doszłam do podobnego wniosku. Kolejne opowiadania będą zdecydowanie krótsze. Najwyżej 15 rozdziałów. Częściej jednak o wiele mniej. Pisałam już wcześniej, że to opowiadanie jest dla mnie bardzo ważne właśnie z uwagi na poruszany w nim temat i cieszę się, że moi czytelnicy mają podobną wrażliwość. Zdjęcia dziewczynek pozyskałam z internetu i jak już kiedyś wspomniałam, przekopałam się przez milion portali, by znaleźć dziecko płci żeńskiej, brunetkę w dodatku z długimi rzęsami, bo pamiętamy, że Marek też takie ma. Wyjaśnienie nazwania Tosi Pestką podaję w następnym rozdziale. Jest to określenie jak najbardziej pieszczotliwe i tak należy je traktować. W tym następnym rozdziale dojdzie też do kolejnej, szczerej rozmowy między Ulą i Markiem i to podczas niej okaże się, czy Ula będzie w stanie wybaczyć Markowi, czy nie. Bardzo dziękuję Ci Gosiu za miły komentarz i liczę, że przebrniesz przez to opowiadanie do samego końca. Pozdrawiam Cię serdecznie. |
Marcysia (gość) 2013.02.08 22:14 |
No proszę, proszę - tatuś dostał olśnienia!
Nagle zauważyl, że brakuje mu Uli i Pestki. Naprawdę zastanawia mnie
fakt, dlaczego faceci są tak ciemni. Przecież nie mozna naprawić 5 lat
jednym "przepraszam". To zbyt bolesne, aby tak po prostu zapomnieć. Cieszy mnie postawa Violi i Seby, ich krytyka w stosunku do Dobrzańskiego. Bardzo uradowała mnie również zmiana lekarza prowadzącego Tosię - z tego musi wyjść coś dobrego ;)) Jako, że zaczynam ferie, najprawdopodobniej jutro pojawi się coś nowego - w razie czego dam znać ;) Pozdrawiam Cię serdecznie :) |
MalgorzataSz1 2013.02.08 22:46 |
Marcysiu. Tacy właśnie są niektórzy tatusiowie. Liczą nie wiadomo na co. Olszańscy oboje stanęli na wysokości zadania, prawda? Bardzo ładnie się zachowali. Zmiana lekarza okaże się bardzo, bardzo pozytywna i z pewnością wyjdzie Pestce na zdrowie a Uli poprawi nastrój. Właściwie to ona już poczuła się lepiej, bo dostała nadzieję, że jej córka będzie mówić. Zazdroszczę ci tych ferii. Mam nadzieję, że odpoczniesz solidnie ale liczę też na nowe części opowiadania. Czekam w takim razie na wiadomość. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam. |
Shabii (gość) 2013.02.09 12:34 |
Gosiu. Dzisiaj wstawiam Ci kolejny komentarz. Tym razem piszę w imieniu mojej mamuśki, której przeczytałam opowiadanie. Mama jest zachwycona. Uważa, że masz talent i pięknie piszesz. Poruszyłaś bardzo ważny temat. Przedstawiasz wszystko tak, że jest to bardzo wiarygodne. Mamuśka poprosiła mnie, bym dopisała Ci również, byś szybciutko wstawiała kolejne części, bo jest ciekawa jak to wszystko pociągniesz dalej i jak zakończysz to opowiadanie. Serdecznie Pozdrawiamy (obie). :)) |
MalgorzataSz1 2013.02.09 12:44 |
Shabii. Nawet nie wiesz, jak miło zrobiło mi się na duszy i jak bardzo cieszy mnie to, że nawet Twoja mama mnie czyta. Pisałam już wcześniej, że ta historia jest bardzo realistyczna, bardziej niż poprzednie opowiadania. To dlatego, że mocno osadzona w medycznej rzeczywistości. Informacje dotyczące tego rodzaju upośledzenia są autentyczne podobnie jak sposoby walki z tym upośledzeniem. Solidnie się do tego przygotowałam i przeczytałam mnóstwo materiałów na ten temat. Od początku wiedziałam, że to opowiadanie nie będzie kolejną bajką, bo i temat nie bajkowy. Bardzo dziękuję Twojej mamie, że śledzi opowiadanie. Przekaż, że ja zwykle dodaję dość często przeciętnie co trzy, cztery dni i na pewno nie będzie długo czekać. Jutro kolejny rozdział, który poprawi nieco relacje między Ulą i Markiem. Ja już zapraszam Was obie i obie serdecznie pozdrawiam. |
Shabii (gość) 2013.02.09 12:54 |
Mama mówi, że nie masz za co dziękować, bo zasłużyłaś sobie na pochwały. Bardzo się cieszy, że nie będzie musiała długo czekać (ja też się cieszę). Mamuśka właśnie powiedziała to, co ja już niejednokrotnie Ci mówiłam, a mianowicie cytuję : "Ta Gosia, to powinna książkę wydać" ! :)) |
biedronka2012 (gość) 2013.02.09 13:26 |
Nie wiem czy zauważyłas ale Paulina usuneła blog..... Szkoda... :( |
MalgorzataSz1 2013.02.09 14:07 |
Biedronko Nie mówisz poważnie? Dawno nie zaglądałam na jej blog i pewnie dlatego jestem tak bardzo zaskoczona tą wiadomością. Bardzo szkoda. Naprawdę. :( |
MalgorzataSz1 2013.02.09 14:10 |
Shabii Przecież wiesz, że gdyby fachowiec w osobie krytyka literackiego przeczytał te moje pożal się Boże wypociny, wyrzuciłby je do śmieci. Ja reprezentuje poziom blogowy i to tu jest miejsce dla moich opowiastek. Książki nie wydam. Zdecydowanie bardziej wolę grono moich wiernych czytelników tutaj. Buziaki. |
Shabii (gość) 2013.02.09 16:44 |
Nic podobnego. Jedyne co mógłby zrobić, to opierniczyć Cię, że tak długo zwlekałaś!! :) |
MalgorzataSz1 2013.02.09 16:45 |
Jesteś niemożliwa! Obśmiałam się. Buziaki. :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz