26 luty 2013 |
ROZDZIAŁ 8
Dwunastego września odbyła się rozprawa dotycząca pozwu złożonego przez Marka. Lisowski przybył z całą armią prawników i przedstawicielem przychodni, w której leczył. Marek przyjechał tylko z Ulą i Pestką. Miał za to grubą teczkę dokumentów dotyczących przebiegu leczenia Tosi przez Lisieckiego. Starał się zachować spokój, choć nie było to łatwe. Ilekroć patrzył na lekarza, gotowała się w nim krew. Jego prawnicy starali się udowodnić, że nie było żadnych zaniedbań i Lisiecki wykonywał swoje obowiązki zgodnie z posiadaną wiedzą i etyką lekarską. Na każdy ich argument Marek wyciągał dokumenty zawierające opinie pediatrów, chirurgów i innych specjalistów. - Wysoki Sądzie, – mówił – gdyby nie ten człowiek moja córka przekroczywszy wiek pięciu lat mogłaby mówić już w miarę płynnie. Tymczasem przez jego lenistwo i niekompetencję posługiwała się dwuliterowymi słowami trudnymi do zrozumienia nie tylko przez otoczenie, ale i przez nas, rodziców. Sprawa była tak oczywista i łatwa do zdiagnozowania przez pediatrę, że inny lekarz badając moje dziecko był zdumiony, jak można było nie zauważyć przez cztery lata, że ma część języka przyrośniętą do dolnej szczęki. To była jedyna przyczyna niemożności mówienia i gdyby panu Lisowskiemu chciało się zajrzeć do jamy ustnej mojej córki połapałby się od razu, w czym rzecz i zalecił operację. Czy Wysoki Sąd wie, że w drugiej dobie od jej przeprowadzenia moje dziecko zaczęło składać słowa i wyrażać myśli? Ten pan w znacznej mierze przyczynił się do zahamowania jej rozwoju. Ja proszę tu tylko o sprawiedliwość i mam nadzieję, że doczekam się jej w trakcie tej rozprawy. Był bardzo zdeterminowany i bronił swoich argumentów jak lew. Liczył też na to, że ponieważ przewodniczącą składu sędziowskiego jest kobieta, być może matka, zrozumie przez co musieli przechodzić każdego dnia. Te potyczki słowne i udowadnianie swoich racji trwały niemal dwie godziny. W końcu zapadł wyrok, który nie do końca ich usatysfakcjonował. Lisowskiemu nie zawieszono prawa wykonywania zawodu, ale na ich rzecz zasądzono spore odszkodowanie. Sprawiedliwości nie stało się zadość. Oboje czuli wielki niedosyt i rozczarowanie. Pieniądze miały w całej sprawie drugorzędne znaczenie i dla nich nie były najważniejsze. Lisowski wróci do przychodni i znowu sprawi, że jakieś dziecko ucierpi. Mogli odwołać się od wyroku, ale oboje mieli dość. Przestali wierzyć w polski wymiar sprawiedliwości. Mocno zdegustowani i rozczarowani opuścili w milczeniu gmach sądu. Do końca września Marek uwijał się jak w ukropie. Zbliżał się pokaz kolekcji jesienno-zimowej i w związku z tym należało załatwić mnóstwo spraw. Przez ten okres Ula głównie zajmowała się Pestką, bo Marek często wracał wieczorami i padał z nóg. Jednak i ten okres minął. Pokaz się podobał i pociągnął za sobą konkretne propozycje współpracy. Kiedy odpoczął po tej gonitwie, Ula zaczęła czuć się słabo. Dokuczały jej częste zawroty głowy i ciągle ją mdliło. Miała pewne podejrzenia i natychmiast zakupiła testy ciążowe. Wykonała dwa i kiedy pojawiły się na nich dwie niebieskie kreski uśmiechnęła się promiennie. – A więc stało się. Jesteśmy w ciąży. – Żeby to uczcić, jeszcze tego samego dnia przygotowała uroczystą kolację i podekscytowana wraz z Tosią czekała na powrót Marka. Już od progu poczuł wspaniałe zapachy i ze zdumieniem omiótł wzrokiem elegancko nakryty stół w salonie. - A co to za okazja? – Spytał całując swoje dziewczyny na przywitanie. – Ma ktoś przyjść? - Usiądź, muszę ci coś powiedzieć. – Zaniepokojony popatrzył jej w oczy. - Ale to nie będzie zła wiadomość? - To będzie wspaniała wiadomość. Zrobiłam dzisiaj test ciążowy a nawet dwa. Jestem w ciąży. - O mój Boże… O mój Boże! – Podszedł do niej i porwał ją na ręce. – Tak się cieszę kochanie! Będziemy mieli dziecko. Tosiu! Będziesz miała siostrzyczkę lub braciszka, czy to nie wspaniale? - Będzie dzidziuś? Taki malutki? - Tak kochanie. Śliczny, malutki bobasek. - Taki jak laleczka? - Dokładnie taki skarbie. Będziesz śpiewać mu kołysanki i rysować obrazki. - A gdzie on teraz jest? – Ula usadziła ją na kolanach. - Na razie jest jeszcze bardzo malutki i siedzi w brzuszku mamy, ale będzie szybko rósł tak samo jak mamy brzuch i w końcu się urodzi. Ty też siedziałaś u mnie w brzuszku. - Naprawdę? - Yhmm. To co, trzeba to uczcić. Zjemy smaczną kolację a jutro mama pójdzie zrobić zdjęcie maluszkowi. Następnego dnia zostawili Pestkę Olszańskim a sami pojechali do doktora Romaszewskiego. Zbadał najpierw Ulę a potem zrobił USG. - No mamy piękną ciążę. W samą porę przyszliście państwo, bo to już dziesiąty tydzień. Zrobimy badania prenatalne i zobaczymy, czy płód nie jest obciążony jakąś wadą. Za cztery tygodnie umawiamy się na amniopunkcję. To trochę strasznie brzmi, ale zapewniam, że nie ma się czego obawiać. Przekłuję się przez powłoki brzuszne i pobiorę płyn owodniowy. Jego badanie pozwoli ustalić, czy dziecko jest zdrowe. Niestety na wynik trzeba będzie poczekać około trzech tygodni. Wcześniej się po prostu nie da. To bardzo dokładne badanie i da nam pewność co do stanu dziecka. Proszę o siebie dbać, nie przemęczać się, nie forsować. Pić dużo soków i jeść owoce. Tutaj jeszcze skierowanie na pobranie krwi. Oznaczymy w niej stężenie substancji odpowiedzialnych za zespół Downa. Takie badanie nie daje stuprocentowej pewności dlatego trzeba koniecznie zrobić tę biopsję. Badania z krwi dołączone będą do pani karty, ale proszę zadzwonić za tydzień, wtedy na pewno będą już wykonane. Ten czas wlókł się w nieskończoność. Wreszcie po tygodniu Marek zadzwonił do doktora Romaszewskiego. - Na razie dobre wiadomości panie Dobrzański – mówił lekarz. – Stężenia nie wykazują żadnych anomalii i są takie same jak u dziecka bez wady. Pewność, tak jak państwu mówiłem, da dopiero biopsja. Ja wiem, że to kosztuje sporo nerwów, ale nie mogę zrobić badania wcześniej jak w czternastym tygodniu ciąży. Musicie uzbroić się państwo w cierpliwość. Doczekali się a wieści jakie im przekazał lekarz były bardzo pomyślne. Dziecko było zdrowe i rozwijało się prawidłowo. Odetchnęli. Ula czuła się dobrze. Nadal jeździła z Pestką na zajęcia do stowarzyszenia i do logopedy. Popołudniami Marek przejmował pałeczkę i konsekwentnie uczył Tosię pisać litery. ![]() Jesień minęła szybko i nastała zima. Któregoś dnia obudzili się w białym świecie. Zapobiegliwy Marek już wcześniej oddał samochód Uli do przeglądu i zmienił opony na zimowe. Była ostrożnym kierowcą. Nigdy nie szarżowała na drodze. Przecież zawsze woziła Pestkę i musiała być uważna. Musiała mieć też bezpieczny samochód. Powoli zbliżały się święta. Postanowili zrobić je na Siennej z uwagi na stan Uli. Dwa dni przed nimi przyjechała Ala wraz z Beatką, by ją trochę odciążyć. Betti zajęła się Pestką a Ala wraz z Markiem szalała po sklepach. Od półtora roku była już na emeryturze i mogła poświęcić więcej czasu swoim przybranym dzieciom. W wigilię dojechał Józef z Jaśkiem i pomogli oprawić choinkę. Pestka ze szczęśliwą miną zawieszała bombki na choince przy pomocy Beatki. - Tatuś! Podnieś! Dam gwiazdkę! - A dasz radę zawiesić ją tak wysoko? - Dam – powiedziała z dużą pewnością siebie. Siedząca na kanapie Ula patrzyła na swoją córeczkę i uśmiechała się błogo. To nie było już to dziecko, które jeszcze rok temu nie potrafiło ułożyć jednego słowa i wyartykułować swoich potrzeb. Bardzo się rozwinęła i tak jak mówił Marek, zrobiła milowy krok. Podbiegła do niej z zaróżowionymi z emocji policzkami i przytuliła się mocno. ![]() - Pięknie kochanie. To najpiękniejsza choinka jaką w życiu widziałam. – Pociągnęła nosem. – A co tam babcia smaży? - Rybki smaży. Pycha. Lubię rybki. - Chodź moja rybko, zobaczymy czy zupa dobra. Ta wigilia była wyjątkowa. Przede wszystkim dla Marka. Tak powinna wyglądać każda. Ciepło, rodzinnie, przytulnie i szczerze. Bez pozorów i wiecznego udawania. On tylko takie pamiętał. Życzenia złożył telefonicznie podczas rozmowy z ojcem. Na matkę w dalszym ciągu był zły i miał do niej żal. Na ręce ojca przekazał życzenia dla wszystkich. Niech im będzie. Cieplakowie wyjechali w pierwszy dzień świąt wieczorem. Posprzątał ze stołu i włożył naczynia do zmywarki. Usiadł na kanapie obok Uli a Pestka wgramoliła mu się na kolana przytulając do niego. Pogładził jej czarne jak heban włosy. - Nie jesteś śpiąca? - Nie. Tak dobrze. – Jeszcze bardziej wtuliła się w niego. Siedzieli nic nie mówiąc, zapatrzeni w blask migających lampek i zasłuchani w słowa kolędy. - Tatuś a kiedy będzie dzidzia? - Już niedługo kochanie. Za cztery miesiące. - Długo. - Szybko przeleci. Ani się obejrzysz a będziemy we czwórkę. - Kocham dzidzię. - Ja też skarbie. Wszyscy ją kochamy. Po świętach będziemy wiedzieć, czy będziesz miała braciszka, czy siostrzyczkę. - A skąd? - Pan doktor prześwietli mamie brzuszek i wtedy zobaczy. - Będzie bolało? - Nie, zupełnie nie. Jak robiłem ci zdjęcie, to cię bolało? - Nie. - No widzisz, to będzie tak samo. Mama nawet nie poczuje. – Spojrzał z miłością na swoją pociechę. – Oczka ci się kleją. Umyjemy się i położę cię spać. Za to jutro wybierzemy się do dużego parku na spacerek. Tam też są kaczki. Nakarmimy je. Będzie fajnie. ![]() Zaopatrzeni w dużą ilość suchego pieczywa ruszyli do Łazienek. Chętnych do spacerów było sporo. Zachęcało do tego pogodne, zimowe niebo i jaskrawo świecące słońce. Zaparkował w pobliżu bramy i spacerkiem powędrowali w stronę stawu. Tosia szła przed nimi podskakując radośnie. Nagle stanęła jak wryta, zrobiła w tył zwrot i podbiegła do nich. - Patrz tata, tam. – Podekscytowana pokazywała ręką. – Babcia i dziadek i ciocia Paulina. Ja tam nie chcę. Za późno było jednak na jakikolwiek odwrót. Żałował, że wcześniej ich nie zauważył. - No trudno – mruknął do Uli. – Nie uciekniemy przed nimi. – Przytulił mocniej Ulę do siebie a Pestkę złapał za rękę. Podeszli bliżej i przywitali się z nimi. Byli zaskoczeni kompletnie. - Dzień dobry. – Powiedzieli niemal równocześnie. - Dzień dobry babciu i dziadku i ciociu. – Odezwała się Tosia. Zdumienie odebrało im mowę. Helena przyjrzała się uważnie swojej wnuczce. - Dzień dobry. Co wyście zrobili temu dziecku? Wygląda jakoś inaczej. - Naprawili mi oczka i buzię. Teraz jestem ładna. – Wypaliła Pestka zanim oni zdążyli otworzyć usta. - Nawet bardzo ładna – Paulina pochyliła się nad nią. – I bardzo ładnie mówisz. - Tata i mama mnie nauczyli. Już prawie wszystko umiem. Helena nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w Uli brzuch. - Jesteś w ciąży? - Tak mamo. W piątym miesiącu. – Powiedziała cicho. Helena wyglądała na zbulwersowaną. - Jesteście kompletnie nieodpowiedzialni. – Wyrzuciła z siebie. - Mało wam jednego takiego dziecka? Usłyszawszy to Marek aż się zatrząsnął z wściekłości. - Jakiego dziecka!? No!? Jakiego? – Podniósł głos. – Tosia jest mądra, pojętna i zdolna. Szybko się uczy i prawidłowo rozwija przynajmniej od czasu, gdy zmieniliśmy konowała na prawdziwego lekarza. Nie jesteśmy nieodpowiedzialni. Przygotowywaliśmy się do tej ciąży. Dziecko jest zdrowe, bez żadnych obciążeń genetycznych. Ula przeszła badania prenatalne, które potwierdziły to w stu procentach. Ty możesz teraz tylko żałować, że nigdy nie będziesz dla niego babcią. Nie potrafiłaś zaakceptować Pestki i nie sądzę, że będziesz w stanie zaakceptować i to dziecko. Zresztą masz już jednego wspaniałego wnuka i to zapewne uszczęśliwia cię na tyle, że więcej ci ich już nie potrzeba. - Właśnie – odezwała się Tosia. – Dzidzia jest nasza, tylko nasza. Mama chodź, ja chcę do kaczek. - Już idziemy kochanie. Przepraszam, – zwróciła się do Dobrzańskich – obiecaliśmy małej karmienie kaczek. Pójdziemy już. Do widzenia. Wolno oddalali się w kierunku stawu obserwowani przez wbitych w chodnik Dobrzańskich i Paulinę. To właśnie ona pierwsza otrząsnęła się z szoku. - Pomyślelibyście jeszcze rok temu, że ta mała będzie taka wyszczekana? Gada jak nakręcona. Musieli włożyć w to nieprawdopodobną ilość pracy. Godne podziwu. Naprawdę. W ogóle nie widać, by różniła się od normalnych dzieci. Ona jest śliczna Helenko i tak bardzo podobna do Marka. Piękne dziecko. - Jak on mi mógł tak powiedzieć? Nie miał prawa tak mówić. Nie miał prawa… - W oczach Heleny zaszkliły się łzy. - Nie miał? – Odezwał się milczący dotąd Krzysztof. – Powiedział prawdę. Nigdy nie wspieraliśmy Uli, nie pokochaliśmy Tosi, bo jest inna. Dla nas wyznacznikiem miłości do wnuków stało się to, czy są upośledzone, czy nie, a powinniśmy kochać je bezwarunkowo. Nie doceniliśmy naszej synowej. To wspaniała kobieta. Kocha naszego syna a przede wszystkim kocha to dziecko. Jest doskonałą matką. Poświęciła się dla Pestki bez reszty i oto mamy wspaniały efekt tych starań. Kiedy urodzi się to drugie dziecko będziemy pluć sobie w brody Helenko i żałować, że tak potraktowaliśmy Marka i jego rodzinę. On ma do nas wielki i słuszny żal. Obawiam się, że nigdy nie dopuści, byśmy mogli poznać to dziecko i się nim cieszyć. Szkoda. Naprawdę szkoda. Stali objęci przy stawie i w milczeniu obserwowali Tosię rzucającą ptactwu kawałki bułki. Marek usiłował się uspokoić. Nie rozumiał własnej matki. Kolejny raz ich obraziła oskarżając o nieodpowiedzialność. Widywali się tak rzadko, że kiedy już do tego doszło, mogła powstrzymać swój język. Objął mocniej Ulę przytulając usta do jej skroni. Widziała co przeżywa i było jej bardzo przykro. Teraz nawet on nie miał wsparcia u swoich rodziców. - Już dobrze. – Szepnęła. – Nie przejmuj się. Mama się nie zmieni i nie ma co nawet na to liczyć. Przynajmniej Paulina była miła. Za to nasza córka broniła nas jak lew. Widziałeś jakie mieli miny, gdy powiedziała, że dzidzia jest tylko nasza? Bezcenne. – Zachichotała. – Jestem bardzo dumna z naszej Pestki. To tylko rok Marek i popatrz jak ona się zmieniła. Myśli samodzielnie i pięknie te myśli wyraża a będzie jeszcze lepiej, bo przecież nie spoczniemy na laurach. Niedługo trzeba będzie ją zapisać do szkoły. Pani Wanda mówiła, że najlepiej jakby poszła do szkoły integracyjnej. Nauczyłeś ją tak wiele, że na pewno poradzi sobie. Wyszukamy jakąś dobrą podstawówkę. Może jest jakaś w pobliżu domu i zapiszemy ją. Podobno dużo jest chętnych, to dlatego trzeba to zrobić na kilka miesięcy wcześniej przed rozpoczęciem roku szkolnego. - Wszystko ogarniemy kochanie. Ja jednak czekam najpierw na wiosnę i na maluszka. Do września jeszcze kupa czasu. Zdążymy. Tosiu! Chodź! Wracamy! Chyba już zmarzłaś. - Idę! – Odkrzyknęła i ze szczęśliwym uśmiechem podbiegła do nich. – Wszystkim dałam jeść. – Ula cmoknęła ją w zimny policzek. - To widać kochanie. Zobacz jakie mają uśmiechnięte dzioby. Jedziemy do domu na gorącą herbatę. W połowie stycznia pojechali na wizytę kontrolną do doktora Romaszewskiego. Marek za każdym razem był obecny przy USG i tym razem nie było inaczej. Lekarz rozprowadził na brzuchu Uli żel i przyłożywszy do niego głowicę ultrasonograficzną uważnie wpatrzył się w monitor. - Spójrzcie państwo – pokazał palcem – To dziewczynka. Pięknie się ułożyła. Doskonale widać płeć. Zaraz zrobię zdjęcie. Wszystko z nią w porządku. Nie ma żadnych odstępstw od normy, żadnych anomalii. Wszystko przebiega prawidłowo. – Podał Uli kłąb ligniny. – Może pani wytrzeć brzuch. Tu jest zdjęcie maleństwa a my widzimy się za miesiąc, choć już jestem pewien, że nie będzie absolutnie żadnych problemów, by to dziecko sprowadzić na świat. Na tydzień przed rozwiązaniem przyjechała Ala. Ula czuła się słabo i nie była w stanie wozić już Pestki na zajęcia. Teraz Ala przejęła pałeczkę. Zanim zaczęła to robić, Marek obwiózł ją i pokazał budynek stowarzyszenia, w którym Tosia miała zajęcia na sali gimnastycznej i basenie oraz budynek przychodni, w której przyjmowała doktor Prażmowska. Tydzień później Ula wylądowała na oddziale położniczym u doktora Romaszewskiego. Doktor zrobił jej ostatnie USG i z zadowoleniem stwierdził, że dziecko jest już gotowe do przyjścia na świat. Ułożyło się prawidłowo główką do dołu. - Proponuję nie czekać. Dam pani środek na wywołanie porodu i być może już jutro przywitamy na świecie maleństwo. Po zastrzyku proszę trochę pochodzić po korytarzu. To przyspieszy całą akcję. Chodzili więc tam i z powrotem, tam i z powrotem. Już nawet przestali liczyć, ile razy przemierzyli długi korytarz. W pewnym momencie Ula przystanęła i zwinęła się z bólu. Zobaczyła jak na wykafelkowaną podłogę chlusta strumień wody. Marek zaalarmował położną i wziąwszy Ulę na ręce zaniósł ją na salę, w której miała rodzić. Skurcze były coraz częstsze. Przyszedł doktor Romaszewski. - Śpieszy się pani, pani Urszulo. Nie sądziłem, że tak szybko zadziała ten środek. Będziemy rodzić. – Przysiadł na metalowym, obrotowym taborecie między rozłożonymi nogami Uli. – Jak będzie skurcz, proszę przeć. Marek przysiadł obok niej i wycierał pot z jej czoła. - Dasz radę skarbie – szeptał. – Dasz radę. Jeszcze tylko trochę wysiłku i nasza gwiazdeczka będzie razem z nami. Starała się. Bóle były coraz silniejsze, ale zaciskała zęby, by nie krzyczeć. - Widzę główkę. – Usłyszeli głos lekarza. – Przy następnym skurczu proszę zebrać wszystkie siły. Napięła się. Skurcz był bardzo mocny. Niemal pozbawił ją tchu. Nagle poczuła ulgę. - Mamy ją. Jest piękna. Chce pan przeciąć pępowinę? – Doktor podał Markowi nożyczki. – W tym miejscu. – Pokazał palcem. ![]() Jak tylko przeciął usłyszeli płacz małej. - Ma zdrowe płuca. Głośno płacze. Zaraz ją pani pokażemy tylko pielęgniarka ją oczyści. Zbadam ją jeszcze. Wprawne ręce położnika uważnie badały centymetr po centymetrze ciało noworodka. - Daję dziesięć punktów w skali Apgar. Dziecko jest donoszone i zdrowe jak ryba. Żadnych wad rozwojowych, żadnego Downa. Wiem, że czekaliście na takie wieści. Gratuluję. Macie państwo śliczną, zdrową córeczkę. Piękne dziecko. Już dawno nie widziałem noworodka z takimi długimi włosami. To prawdziwa piękność wśród osesków. Wreszcie pielęgniarka przyniosła ją Uli i ułożyła na jej piersiach. Przytuliła usta do jej czółka. Była szczęśliwa. - Mamy ją Marek. Mamy naszą gwiazdeczkę. Ona też jest do ciebie podobna. Ma twoje włosy. Ciekawe jakie ma oczy. Chyba śpi. Wymęczyła ją ta droga na świat. - Dziękuję ci za nią kochanie. Jest rzeczywiście podobna do mnie i do Pestki. Mam najpiękniejsze córki na świecie. Kocham cię. Z dumą wniósł nosidełko wraz z maleństwem do mieszkania. - Już jesteśmy! Czekali na nich wszyscy. I Cieplakowie i Olszańscy z Tomaszkiem. Przede wszystkim czekała na nich Pestka. Podbiegła do nosidełka, które Marek położył na kanapie. - Jest dzidzia. Moja kochana dzidzia. – Delikatnie ucałowała rączkę małej. - Kochani przedstawiam wam Zosię Dobrzańską naszą drugą księżniczkę. Jest absolutnie zdrowa. Wzruszeni dziadkowie podeszli do małej. Józef ocierał z oczu łzy. - Jesteś taka śliczna kruszynko. Chyba też będziesz podobna do taty. ![]() - Gratulacje stary. Naprawdę spisaliście się. Piękna mała. – Sebastian uścisnął Markowi dłoń. - Chodźcie. – Ala zaganiała wszystkich do stołu. – Trzeba to uczcić. Siadajcie. Kiedy każdy już usiadł na swoim miejscu, Marek wstał. Wziął do ręki kieliszek szampana i powiedział. - Moi drodzy. Nawet nie wiecie jak bardzo jestem szczęśliwy. Mam wspaniałą rodzinę i oddanych przyjaciół. Nie mógłbym marzyć o niczym więcej. Piję zdrowie mojej ukochanej żony, moich ukochanych córek i wasze. Pomyślności. |
Dziuba (gość) 2013.02.27 09:06 |
Rozdział cudowny. Ula i Marek po raz drugi zostali rodzicami. Tosia jest bardzo szczęśliwa , że ma siostrzyczkę. W ogóle zrobiła kolosalne postępy i jak będzie dalej tak się pilnie uczyć to z pewnością w szkole nie będzie odbiegać od innych dzieci. Co do spotkania Marka z jego rodziną , to myślę ,że do Krzysztofa wreszcie dotarło,że zrazili do siebie swojego jedynego syna odwracając się od jego zony i córki. Lepiej późno niż wcale prawda? Helena natomiast nadal nic nie rozumie i kompletnie nic do niej nie dociera. Jej uczucia i jej osądy są najważniejsze. Szkoda ,że tak postępuje, bo niebawem to może obrócić się przeciw niej. Powinna zrozumieć ,że ona nie jest pępkiem świata.Dobrze ,że Paulina nie miała głupich uwag , ale ja wątpię , by ona potrafiła okazywać jakieś cieplejsze uczucia. Myślę ,że zarówno Dobrzańscy seniorzy jak i Paulina są zszokowani postępami Pestki, którą do tej pory uważali za dziecko gorszej kategorii. Brawa dla małej,że tak umiejętnie potrafiła wyrazić swoje uczucia słowami i wyrazić to co myśli w danej chwili. Na pewno da to teraz Dobrzańskim do myślenia. Pozdrawiam gorąco i z niecierpliwością oczekuje na ostatni rodział |
MalgorzataSz1 2013.02.27 09:16 |
Dziuba. Są na świecie ludzie, których mozna przyrównać do betonu. Ludzie nie przyswajający oczywistych prawd, mało wrażliwi i o ciasnych umysłach. W tym opowiadaniu Helenę zaliczyłabym do właśnie takiej kategorii, przynajmniej na tym etapie. To jednak się zmieni. Przed Wami ostatni rozdział, w którym wszystko ułoży się tak, jak powinno od samego początku. Tosia rzeczywiście zrobiła ogromne postępy. To, że wcześniej była mało komunikatywna i miewała ataki furii wynikało głównie z jej niemożności wyrażenia swoich uczuć i myśli. Teraz może wszystko wyartykułować i robi to udowadniając za każdym razem, że myśli logicznie i spójnie, czym nie odbiega od innych. To właśnie docenił w niej dziadek Dobrzański, podobnie jak docenił wysiłek jej rodziców. Bardzo Ci dziękuję za komentarz i cieszę się, że nadal zerkasz na mój blog. Serdecznie Cię pozdrawiam. |
Dziuba (gość) 2013.02.27 11:22 |
Zapomniałam dodać, że Tosia doskonale zdaje sobie sprawę z braku akceptacji swoich dziadków. Myślę, że to powinno dać Dobrzańskim wiele do myślenia. Zawsze oceniali małą pochopnie i pewnie zdadzą sobie sprawę ,że popełnili błąd. No cóż dziadkowie będą pewnie teraz usilnie zabiegać o akceptację Tosi. Trzymam za nich kciuki bo w końcu każdy zasługuje na drugą szansę! |
MalgorzataSz1 2013.02.27 12:54 |
Dokładnie Dziuba, każdy zasługuje na drugą szansę i oni ją dostaną. Zarówno od Pestki, która rozumie więcej niż się innym wydaje, jak i od Uli, co chyba jeszcze ważniejsze, bo przecież i ją jako synową trudno im było zaakceptować i ciągle namawiali Marka, żeby wziął z nią rozwód. |
Abstrakt (gość) 2013.02.27 17:27 |
Małgosiu ;-) Cudowne narodziny maleńkiej istotki. Miło wyobrazić sobie, że małe dziecko tak czeka na rodzeństwo i skacze z radości na jego widok. A z drugiej strony jak bardzo jest rezolutne i wyczuwa czyjeś intencje. Jednocześnie śmiało je akcentuje, tym samym udowadniając jak bardzo kocha swoich rodziców. Wielka lekcja..... dla dorosłych. Strasznie fajna wyszła Ci ta Pestka. Twardo stąpające dziecko po ziemi :-) Ostatni rozdział przede mną, Przed nami :-) Wiem, że będzie szczęśliwy i taki Małgosiowy. Ale wiesz? Marek jest, tj. był, taki sam jak jego mama, pseudo wrażliwy na nieszczęście dzieci. Ale miłość go uratowała. I fakt jego własnego dziecka. Seniorka pomaga kasą, nie sercem, niestety. Wierzę i w jej przemianę, przestanie się bać to pokocha wnuczkę. Może walka o miłość syna.... Podsumowanie przede mną :-) Pozdrawiam ciepło :-) |
MalgorzataSz1 2013.02.27 17:53 |
Abstrakt. Uśmiechnęłam się na ten "Małgosiowy rozdział". Ci, którzy czytają moje opowiadania dobrze wiedzą, że nigdy nie kończę ich tragedią, ale największym szczęściem. W przypadku tej historii, to szczęście będzie wielkie, ale zawsze gdzieś z tyłu głowy zarówno Uli jak i Marka będzie czaił się niepokój o przyszłość Pestki. To takie trochę zubożone szczęście, ale jakby na to nie patrzeć - szczęście. Bardzo chciałam, by czytelnicy polubili Tosię. Przedstawiłam ją tutaj, jako dziewczynkę początkowo dość mocno wycofaną, złoszczącą się w sytuacjach, gdy przyrośnięty do szczęki język nie pozwala jej na wyartykułowanie tego, co myśli i co tak bardzo chciałaby powiedzieć. Operacja zmienia wszystko i nagle okazuje się, że to dziecko wcale nie jest umysłowo chore jak większość sądziła. Jest inne, nieco spowolnione, ale tak bardzo ciekawe świata, tak pełne miłości, że czasami jej postępowanie chwyta za serce. Chciałam właśnie tak ją opisać, by mogła zadziwiać i wzruszać i mam nadzieję, że mi się to udało i oprócz Ciebie będzie więcej takich osób, u których to dziecko wywołało i uśmiech i łzy. Nie chciałam tu dawać jakiegoś rodzaju nauczki ludziom, którzy obdarowani dzieckiem z zespołem Downa nie potrafią zająć się nim w sposób właściwy. Ale masz rację, że Pestka dała lekcję swoim dziadkom i nie upłynie zbyt wiele czasu, a oni zaczną wyciągać wnioski z tej lekcji. Kolejny raz w Twoim komentarzu tyle miłych dla mnie słów. Dziękuję Ci za nie z całego serca i serdecznie pozdrawiam. :) |
truskaweczka (gość) 2013.02.27 19:58 |
Jej ile słodyczy!! Jak przyjemnie czyta się takie cudne notki :P Swoją drogą kochana idziesz jak burza! Dopiero, co zaczynałaś, a tu już przedostatni rozdział. Naprawdę bardzo cie za to podziwiam. Co do Heleny to najchętniej rozniosłabym ją na strzępy. Jak można być tak nieludzkim!! Mała Tosia jest od niej 1000 razy mądrzejsza. A właśnie Tosia i Zosia:) Heh Słodko:D Bardzo się cieszę, że Dobrzańscy mają dwie śliczne córeczki:) Piękna ta ostatnia fotka. Ale nie wiem czy ktoś już kiedyś cię o to pytał, bo ja się od dłuższego czasu zastanawiam dlaczego na niektórych zdjęciach pojawia ci się taki napis na środku? Masz to z jakiejś strony fotografa? Ps Mój komentarz pod twoją poprzednią notką za chiny ludowe nie chciał się dodać. Próbowałam wiele razy, ale w końcu skapitulowałam. Zupełnie nie wiem dlaczego:( |
MalgorzataSz1 2013.02.27 20:32 |
Truskaweczko. Te fotki z napisem wygrzebałam na jednej ze stron internetowych. Jest na niej mnóstwo zdjęć par, kobiet, mężczyzn, dzieci i ciekawych olejnych obrazów. Jeśli jesteś zainteresowana podaję link: http://pl.123rf.com/search.php?word=para&start=240&searchopts=&itemsperpage=60 To ostatnie zdjęcie jest szczególne i sama nie rozumiem , dlaczego żadna z Was nie zauważyła, dlaczego. Mnie ono poraziło, jak tylko je ujrzałam. Facet na nim jest łudząco podobny do Filipa, a może tylko mnie się tak wydaje? W piątek dodam ostatni już rozdział. Potem będzie krótka przerwa, a dokładnie 7 marca zacznę nowe opowiadanie. 7 marca to data szczególna, bo rok temu właśnie w tym dniu założyłam blog i wkleiłam moje opowiadania. Tym następnym zainauguruję kolejny. Mam nadzieję, że będzie równie dobry pod względem pomysłów na opowiadania jak ten poprzedni. Bardzo dziękuję Ci za wpis. Przesyłam buziaki. :) |
Amicus (gość) 2013.02.28 16:52 |
Pestka świetna. To dziecko nieustannie mnie
zaskakuje. I swoją postawą w stosunku do Heleny i do siostrzyczki.
Pojawienie się na świecie drugiego dziecka Dobrzańskich - cud, miód i
orzeszki! Na to właśnie czekałam. A za imię Zosia dostajesz ode mnie
wielkiego plusa! :) Marek jak zwykle stanął na wyskości zadania i
potrafił bronić swoich wyborów i swojej rodziny. Postawy Heleny nie będę
komentować, bo to się do komentowania nie nadaje. A co do zdjęcia, to właśnie pierwsze skojarzenie było 'skąd ona do licha wytrzasnęła zdjęcie Filipa z dzieckiem', ale po chwili stwierdziłam, że jednak nos nie ten ;) Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na ostatnią część, która jak sądzę przyniesie przełom na linii Marek, Ula, dziewczynki - Helena |
MalgorzataSz1 2013.02.28 18:23 |
Amicus Czytałam Twój komentarz z uśmiechem na ustach. Jak zobaczyłam to zdjęcie, to zdębiałam, bo myślałam, że natknęłam się na jakąś prywatną fotografię Filipa. Jednak i mnie ten nos dał do myślenia. Gdyby nie on sądziłabym, że to klon Filipa. Ha ha ha, Czy imię "Zosia" jest dla Ciebie w jakiś sposób ważne, czujesz do niego sentyment? A może sama masz tak na imię? Ja bardzo lubię proste, niewymyślne imiona. Takie, które bez trudu można znaleźć w polskim kalendarzu. Chętnie ich też używam w swoich opowiadaniach. A na ostatnią część nie będziesz czekać długo. To już jutro. Mam nadzieję, że spodoba Ci się, bo kończę ją niejako taką parabolą nawiązując do miniaturki Biedronki. Czyli znowu będzie "z perspektywy Uli" i "z perspektywy Marka". Wielkie podziękowania z świetny komentarz i cieplutkie pozdrowienia ode mnie. :) |
Amicus (gość) 2013.02.28 21:14 |
Małgosiu, do imienia Zosia mam sentyment z powodów rodzinnych i z pewnością mogę stwierdzić, że gdy będę miała w przyszłości córkę, takie właśnie imię będzie nosić. To imię jest proste, ponadczasowe i tak nazwyczajniej w świecie po prostu ładne. Zawsze z ogromnym rozczuleniem oglądam matki z małymi Zosiami na spacerze w parku. :) Strasznie się cieszę, że kolejna część już jutro. Z jednej strony szkoda, że to już koniec tej historii, ale z drugiej... koniec jednego, to początek czegoś nowego, jak sama zapowiadałaś... znając Ciebie będzie to historia równie piękna... taka, na którą się czeka i którą się czyta z wielką przyjemnością! dobrego piątki Ci życzę :) |
MalgorzataSz1 2013.02.28 21:33 |
Amicus, bardzo Ci dziękuję za miłe słowa. Nie
wiem, czy to kolejne opowiadanie będzie ciekawe. Mam nadzieję, że tak.
Natomiast to następne, "Rany" jest dość wstrząsające, bo podobnie jak w
przypadku "Pokochaj mnie tato", opowiada historię z życia i to dość
brutalną. Do jej napisania zainspirowały mnie ostatnie wydarzenia
związane z córką znanego muzyka, z której on sam chyba nie jest dumny po
tym, czego się dopuściła. Mam nadzieję, że wiesz o jakie wydarzenia
chodzi, bo nie chcę używać nazwisk. A co do Zosi, to mam już pełną jasność. Dziękuję. Buziaki. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz