22 luty 2013 |
ROZDZIAŁ 7
Jak każdego dnia rano, podjechała wraz z Pestką pod budynek stowarzyszenia. Była środa i dzisiaj jej córka miała zajęcia na sali gimnastycznej. Przebrała małą w dres i założyła adidasy. - No leć. Pani Grażynka już na ciebie czeka. Przysiadła na ławce uważnie obserwując poczynania Pestki. Ewidentnie była silniejsza. Nawet tak charakterystyczny chód dla dzieci takich jak ona, wyraźnie się poprawił. Nie kołysała się już przy każdym kroku i stąpała pewniej. Na salę weszła pani Wanda Musiał i rozejrzała się. Dostrzegła Ulę i podeszła do niej z szerokim uśmiechem. - Dzień dobry pani Urszulo. Liczyłam, że dzisiaj panią tutaj zastanę. Już od jakiegoś czasu chciałam z panią porozmawiać, bo mam dla pani pewną propozycję. Otóż. Firma pani męża tak hojnie nas wspiera. Pomyślałam sobie, że skoro dzięki tym pieniądzom nasze dzieci mogą wyjechać na turnusy rehabilitacyjne, dlaczego nie miałaby z tego skorzystać Tosia, córka naszego sponsora. Na te turnusy jeżdżą całe rodziny. Zwykle są to góry, bo właśnie tam mamy zaprzyjaźnione ośrodki. Jeden z nich położony jest w Ustroniu-Zawodziu Posiada pełną bazę rehabilitacyjną łącznie z basenem. Taki wyjazd dobrze by Tosi zrobił a i wam również. Tosia znalazłaby tam fachową opiekę a wy trochę byście odpoczęli. Co pani na to? – Ula uśmiechnęła się. - To bardzo kusząca propozycja. Porozmawiam z mężem i powiadomię panią o naszej decyzji. Bardzo dziękuję, że pomyślała pani o nas. A w jakich miesiącach są te wyjazdy? - Od początku lipca do końca sierpnia. Wtedy dzieci w wieku szkolnym mają wakacje i te miesiące są bardzo dogodne. Proszę to przemyśleć i dać mi znać. No, nie przeszkadzam już. Do widzenia. Tosia skończyła zajęcia o dwunastej trzydzieści. Kiedy opuściły już budynek stowarzyszenia Ula sięgnęła po telefon i wybrała numer Marka. - Cześć kochanie – usłyszała jego głos. – Jesteście już po zajęciach? - Tak, ale dostałam dzisiaj pewną propozycję i chciałabym ją z tobą omówić. Dopiero na piętnastą jesteśmy umówione z doktor Prażmowską. Możesz urwać się na lunch? Podjechałabym pod firmę i zaczekałybyśmy na ciebie. Poza tym dzisiaj mam odebrać wyniki badań i wizytę u doktora Romaszewskiego. Wróciłabym od logopedy i zostawiła Tosię, niech Viola ją zabierze. - W porządku. Jak dojedziesz, daj mi sygnał na komórkę. Czekam na was. Wyszedł z gabinetu i spojrzał na zapracowaną Violettę. Ilekroć widział ją taką skupioną nad dokumentami, ciągle stawał mu przed oczami obraz dawnej Violi, roztrzepanej, szalonej i kompletnie zakręconej, ciągle z nosem przed monitorem, śledzącej wyprzedaże, lub nałogowo gadającej przez telefon. To już nie była tamta Violetta. Teraz poważna żona i matka, profesjonalnie podchodząca do swoich obowiązków. Czasami miewała jeszcze naleciałości z dawnego okresu, ale zdarzały się one coraz rzadziej. - Viola, dzwoniła Ula. Dzisiaj idziemy po wyniki badań, weźmiesz Pestkę do was? Przyjedziemy po nią zaraz po wizycie u lekarza. - No pewnie. Nawet nie musisz pytać. Tomek się ucieszy. Ciągle powtarza, że zabawy z Tosią są o wiele lepsze niż te w przedszkolu. - Dzięki. Za chwilę zejdę na lunch. Ula ma jakąś sprawę i chciała to obgadać zanim pojadą do logopedy. Za godzinkę powinienem być z powrotem. – Ledwo skończył mówić gdy rozdzwoniła się jego komórka. – O, już są. To ja lecę. Miej oko na wszystko. Wybiegł z budynku i omiótł wzrokiem parking. Dojrzał je i szybkim krokiem poszedł w ich kierunku. - Cześć moje ukochane dziewczyny. - Tatuś! – Tosia rzuciła mu się w ramiona, jakby wieki go nie widziała. - Słyszałeś Marek? Słyszałeś? Zaczęła zdrabniać. Moja kochana córeczka. Jesteś taką pojętną dziewczynką. Gdzie idziemy? Do Baccaro? - Chyba tak. Jest najbliżej. Rozmawiałem z Violą. Chętnie weźmie Pestkę. Zasiedli przy stoliku i Marek zamówił dania. Czekając na nie Ula powtórzyła mu rozmowę z panią Wandą. - Wiesz, pomyślałam sobie, że to jest fantastyczny pomysł. Pani Wanda zapewniła mnie, że Tosia będzie miała tam opiekę a my znajdziemy czas dla siebie. Turnusy zaczynają się od lipca i trwają dwa tygodnie. To niemal wczasy. Tak dawno nigdzie nie wyjeżdżaliśmy. Czas jest dobry, bo będzie już po pokazie kolekcji letniej a na długo przed tą jesienno-zimową. Co myślisz? - Myślę, że to doskonały pomysł. Skorzysta i Tosia i my. Chciałbym jednak, by ten turnus zaczynał się od piętnastego lipca. Dzięki temu pozamykam sprawy i będę mógł wyjechać z czystym sumieniem. Muszę pogadać z Alexem. Ktoś musi mnie zastąpić. - Ufasz mu? - Powiedzmy, że to jest ograniczone zaufanie. Nie kombinuje już od lat. Odkąd po tym słynnym pokazie wrócił z Włoch, dał sobie spokój z knuciem. Paulina znalazła swoją włoską miłość i mógł być spokojny o jej los. Nie zrobi nic, by zaszkodzić firmie. Ojciec rozniósłby go na strzępy. Poza tym zostaje Sebastian i on będzie trzymał rękę na pulsie. Wiem, że oni dopiero w sierpniu wybierają się na jakieś wczasy. Będzie dobrze. Po rozstaniu z Markiem poszły jeszcze do parku. Miały trochę czasu do piętnastej. Spokojnie mogły nakarmić kaczki i odpocząć na ławeczce nad stawem. Przed siedemnastą wysiadły z windy i powędrowały do sekretariatu. Viola dostrzegła je i podbiegła do nich. - No jesteście. Chodź, uściskaj ciocię. Mocno. Dzisiaj zabieram cię do Tomaszka. Stęsknił się za tobą i bardzo chce ci pokazać nowe zabawki. Najpierw odbierzemy go z przedszkola. Zrobimy mu niespodziankę, dobrze? - Tak mama, tak. Do Tomaszka. - Pojedziesz z ciocią i wujkiem a ja z tatą przyjadę po ciebie wieczorem. - A kto to nas odwiedził? – Usłyszały za plecami głos Sebastiana. – Witaj Tosiu. Dasz mi całusa? – Przykucnął przy niej a ona mocno wpiła się w jego policzek. Roześmiał się. – To był bardzo mocny i bardzo słodki całus. To, co dziewczyny? Jedziemy po Tomka? - Jedziemy wujek. Po Tomaszka. - To jedźcie, ja idę po Marka. Na razie. Siedzieli w gabinecie doktora Romaszewskiego i w napięciu wpatrywali się w jego skupioną twarz. Właśnie czytał Uli wyniki. Podniósł w końcu głowę i uśmiechnął się z sympatią do nich obojga. - Wyniki są prawidłowe. Teraz już z całą pewnością mogę stwierdzić, że śmiało może pani zachodzić w ciążę. Zaraz dam receptę na leki, które to umożliwią i mam nadzieję, przyspieszą. Kiedy pani już w nią zajdzie proszę ponownie mnie odwiedzić. Zrobimy pod koniec trzeciego miesiąca badania prenatalne. Najpierw nieinwazyjne. Ich wynik powie nam, czy dziecko nie jest obciążone tym dodatkowym chromosomem lub innymi wadami genetycznymi. Z mojej strony to na razie wszystko. Proszę działać. Reszta jest w państwa rękach. Na początku lipca zawitał do Alexa. Ten zdziwił się trochę, bo dość rzadko prezes tu przychodził. Dawne urazy, mimo że mocno zblakły, to jednak nie dawały podstawy do tego, by zaistniała między nimi dawna zażyłość. Ot po prostu, każdy z nich zajmował się swoją działką. - To co cię do mnie sprowadza? - Od piętnastego biorę urlop i chciałem cię prosić o zastępstwo. - Ty? Urlop? Od lat go nie brałeś. - Nadal bym tego nie robił, ale tu chodzi o Tosię. Ula też musi wypocząć. - No dobrze, a kiedy wracacie? - Pierwszego sierpnia będę już w pracy. - Mówiłeś ojcu? - A po co? Przecież nie przyjdzie tu i tak scedowałby to na ciebie. - Racja. W takim razie udanego wypoczynku. - Dzięki Alex. Violetta wszystko ogarnia, więc gdybyś czegoś potrzebował, ona ci pomoże. - OK. W jeden z lipcowych dni wracając z Tosią z basenu wstąpiła do gabinetu pani Wandy i odebrała skierowania. - Pojedziecie państwo autokarem, czy własnym transportem? - Pojedziemy samochodem. - Dobrze. Powiem jeszcze tylko, że w ciągu całego turnusu odbędą się trzy wykłady wybitnych specjalistów leczących dzieci z zespołem Downa. Powinniście państwo wziąć w nich udział. Wiele się można z nich dowiedzieć o postępach w technikach rehabilitacyjnych, stosowaniu właściwej diety i stymulacji dziecka. Czasami taka wiedza jest bardzo cenna i dużo ułatwia. Ja życzę państwu udanego pobytu i ładnej pogody. - Bardzo dziękuję pani Wando. Za wszystko. Do zobaczenia. W jednym z warszawskich, ekskluzywnych hoteli, w wynajętej sali bankietowej odbywało się przyjęcie organizowane przez fundację, w której tak aktywnie udzielała się Helena Dobrzańska. Ubrana w piękną kreację stała u boku męża i witała zaproszonych na bankiet gości. Bankiet miał być połączony z loterią, na którą fanty dostarczyli znani aktorzy i ludzie z pierwszych stron gazet. Przywitawszy ich wszystkich otworzyła część oficjalną imprezy, po której odbyło się zapowiedziane przyjęcie. Loteria poszła bardzo dobrze i zgromadzono pokaźną ilość funduszy. Tańczyła z Krzysztofem, gdy przed jej oczami wyrośli jak spod ziemi państwo Lisowscy. Ucieszyła się na ich widok i przywitała z nimi wylewnie. - Skorzystaliśmy Helenko z zaproszenia nie tylko, by wspomóc ten szlachetny cel. Nie wiem, czy jesteście świadomi, że wasz syn złożył skargę w Izbie Lekarskiej na naszego Witka i pozew do sądu. Zarzucił mu, kompletny brak profesjonalizmu, kompetencji a także zaniedbanie w stosunku do waszej wnuczki. Żąda dość pokaźnego odszkodowania twierdząc, że nasz syn zrobił z jego dziecka warzywo. To doprawdy skandal. Nasz Witek jest świetnie wykształconym lekarzem, znakomitym pediatrą. Jak Marek mógł napisać coś takiego? - Dobrzańscy byli w szoku. Wprawdzie Marek odgrażał się, że złoży skargę, ale nie sądzili, że słowa dotrzyma. - Czy moglibyście na niego wpłynąć, by wycofał to pismo? Może doprowadzić do tego, że nasz syn straci uprawnienia i nie będzie mógł pracować w zawodzie. - Ja bardzo was przepraszam, ale ani Krzysztof, ani ja nie mieliśmy pojęcia, że Marek jest zdolny do czegoś takiego. Z tego, co nam powiedział wiemy, że Ula leczyła Tosię u waszego Witka przez cztery lata. Twierdził, że on nie pomógł jej w niczym, a wręcz zaszkodził przez opieszałość i niechęć do wypisywania skierowań na badania. Przez to spowodował zatrzymanie rozwoju dziecka i całkowity brak postępów. Poszli z małą do innego specjalisty i tamten zdiagnozował problem jej niemożności mówienia niemal natychmiast jak tylko zajrzał do jej buzi. Ponoć się zdziwił, że lekarz, który wcześniej ją leczył, czyli wasz Witek, nie dostrzegł przez tyle lat, że Tosia miała częściowo przyrośnięty do dolnej szczęki język i dlatego nie mogła mówić. Marek był wściekły i powiedział, że tak tego nie zostawi. Mówił, że gdyby Ula leczyła Tosię jeszcze przez kolejny rok u waszego syna, dziecko zatrzymałoby się na tym etapie na zawsze. My próbowaliśmy powstrzymać zapędy Marka, ale jak widać na nic się to zdało. On już od dawna z nami nie rozmawia ani nie przyjeżdża do nas. Odciął się od nas i nie sądzę, by nasza interwencja w tej sprawie zdołała go skłonić do wycofania tej skargi. Naprawdę jest nam bardzo przykro. - Szkoda, doprawdy szkoda. Myśleliśmy, że można na was liczyć. Zawiedliście nas. Nie sądzimy, byśmy mieli pojawić się ponownie na którymś z twoich bankietów Helenko. Dobranoc. Byli w trakcie pakowania w walizki rzeczy, gdy rozdzwonił się telefon Marka. Ze zdumieniem wpatrywał się w ekranik, na którym wyświetlił się napis „mama”. Pomyślał, że może coś z ojcem i nacisnął guzik z zieloną słuchawką. - O co chodzi mamo? Coś z ojcem? - Nie. Z nim wszystko dobrze. Wczoraj widziałam się z rodzicami Witka Lisowskiego. Jak mogłeś to zrobić? Jak mogłeś złożyć na niego skargę i żądać tak ogromnego odszkodowania? Oni są zrozpaczeni. Proszę cię wycofaj to. To ważni sponsorzy i bez nich fundacja na pewno sporo straci. – Zagotowało się w nim. - A nie przyszło ci do głowy jak wiele przez działania tego konowała straciło moje dziecko? Nie ma takiej opcji. Zrobię wszystko rozumiesz, wszystko, by ten z bożej łaski doktorek już nigdy nie leczył żadnego dziecka. Guzik mnie obchodzi twoja fundacja. Okazuje się, że potrafisz pomagać chorym i biednym, ale własnej wnuczce skutecznie odmawiałaś pomocy i wsparcia. Dla mnie on może nawet zamiatać ulice, byleby już nigdy nie dotknął stetoskopu. To wszystko, co miałem do powiedzenia w tej sprawie i nie dzwoń już więcej do mnie, bym wycofał tę skargę, bo tego nie zrobię. Do widzenia. Był wściekły na matkę. Tym telefonem dobiła go. Nie liczyło się to, że ten dupek zaszkodził Pestce, tylko to, jak wiele straci fundacja. - Niech to szlag! Niech was wszyscy diabli, kochana rodzinko! - Ula podeszła do niego i uspokajała go głaszcząc po plecach. - Już dobrze kochanie. Nie denerwuj się. Oni nie zrozumieją nigdy. Są bardziej wycofani niż Pestka. We wrześniu ma być rozpatrzenie tej skargi. Pojedziemy tam razem z tobą. Weźmiemy wszystkie badania Tosi i wypis ze szpitala. Poprzemy mocnymi dowodami tą jego szkodliwą działalność. Nie wywinie się. - Mam taką nadzieję skarbie. Dokończmy pakowanie. Jutro trzeba będzie wcześnie wyjechać. Ten wyjazd był strzałem w dziesiątkę. Zachwyciło ich położenie miejscowości otoczonej zewsząd górami, na stokach których były rozsiane hotele i ośrodki wypoczynkowe. Ich również był usytuowany na zboczu góry a dokoła las i świeże, żywiczne powietrze. Z balkonu doskonale widzieli rzekę i wylegujących się na obu jej brzegach wczasowiczów i nielicznych amatorów kąpieli w zimnej wodzie. ![]() Mieli do dyspozycji duży pokój z aneksem, w którym umieszczono tapczanik dla dziecka. Dzięki temu w nocy Pestka nie musiała być sama. Pierwszego dnia tuż po obiedzie zwołano wszystkich do świetlicy, gdzie poinformowano ich o badaniach lekarskich, od których uzależniono rodzaje zabiegów. Do dyspozycji byli również logopedzi i cztery opiekunki. Tosię najbardziej ucieszył widok dzieci. Ciągnęło ją do nich. Zapowiedziano również wieczorek zapoznawczy dla pociech i rodziców, który miał się odbyć następnego dnia po kolacji. Pestkę przebadano a im wręczono rozpiskę zabiegów. Teraz wiedzieli na czym stoją i mogli do nich dostosować swój czas. Chcieli skorzystać z atrakcji jakie oferował ośrodek a także zwiedzić okolicę. Jej zdrowy klimat podziałał na nich wspaniale. Dobrze sypiali, nawet Pestka, która miała bardzo lekki sen, tutaj spała jak suseł. Opalili się wszyscy, choć Ula bardzo uważała, by córki nie wystawiać na gorące słońce. Tosia integrowała się. Nie minęło kilka dni a ona znała już z imienia wszystkie dzieci. Oni również poznali niektórych rodziców. Taka wymiana spostrzeżeń i doświadczeń była bezcenna a oni chętnie dzielili się swoimi. Pestka zaprzyjaźniła się z dziewczynką o imieniu Kasia, która nie wyglądała jakby cierpiała na zespół Downa. Była w wieku Tosi. Blondynka o niebieskich oczach. Jedyne, co zdradzało ten syndrom, to ciągle wysunięty język. Jednak pozostałych cech tak charakterystycznych dla tego rodzaju upośledzenia nie miała w ogóle. Zaintrygowała ich. Poznali jej rodziców i dowiedzieli się od nich, że mała przeszła korektę oczu i kącików ust. Długo rozmawiali o tym z nimi. - My bardzo polecamy te zabiegi – mówiła mama Kasi. - Odbywają się bez użycia skalpela. Nie ma żadnych cięć. W tej klinice robi się to metodą profesora Serdeva polegającą na implantacji pod skórę specjalnych nici, za pomocą których chirurg umieszcza i umocowuje tkankę podskórną i skórę we właściwym położeniu. Dzięki tej technice skuteczność zabiegu jest nieporównywalnie większa niż innych metod. Dzieje się tak dzięki stosowaniu długo wchłanianych szwów. Kasi za jednym zamachem skorygowano kąciki zewnętrzne oczu poprawiając ich kształt i podniesiono kąciki ust. Niestety chowanie języka musi sama wyćwiczyć. Jednak i tak jesteśmy bardzo zadowoleni, bo wygląda teraz jak dziecko o normalnych rysach twarzy. - Długo dochodziła do siebie? - Bardzo krótko. To zaledwie siedem dni. Nawet jak wystąpią obrzęki to same znikają po upływie dwóch, trzech tygodni. Jeśli państwo są zainteresowani to my chętnie podamy adres kliniki. – Kobieta wydarła kartkę z notesu i zapisała go szybko. - To Klinika Medycyny Estetycznej przy Kazimierzowskiej, róg Różanej. Niestety nie pamiętam numeru telefonu, ale klinika ma swoją stronę internetową i z niej można dowiedzieć się wszystkiego. Byli pod wrażeniem tego, co usłyszeli i długo w nocy rozmawiali na ten temat. - Ja bym się zdecydował Ula. Widzisz jak rewelacyjnie wygląda ta mała? Naszej Pestce w przyszłości byłoby łatwiej. Jak jeszcze nauczyłaby się kontrolować język nikt by się nie zorientował, że ma wadę genetyczną. - Ja też byłabym za. Dziwiłam się, co wśród naszych niedźwiadków robi zdrowa dziewczynka. Zdradza ją rzeczywiście tylko język i to wtedy jak uważnie się przyjrzysz. Dodatkowo zachęca mnie do tego fakt, że to nieinwazyjna metoda i nie muszą jej ciąć. Ta mama Kasi mówiła, że tylko są ślady po igle, ale szybko znikają. Plusem jest też znieczulenie miejscowe a nie pełna narkoza. - Jak wrócimy, zadzwonimy do tej kliniki i wszystkiego się dowiemy. Turnus dobiegał końca. Szybko zleciały te dwa tygodnie. Wypoczęli jednak. Pestka wyglądała zdrowo i tryskała energią. Mówiła zdecydowanie lepiej. Zaczęła odmieniać a oni puchli z dumy. Jak tylko wrócili do Warszawy Marek wszedł na stronę internetową kliniki i przeczytał wszystko od deski do deski. Wydrukował tekst też dla Uli. Nie zastanawiał się ani przez moment i zadzwonił. Umówił się na wizytę. Odbyła się dość szybko. Tu inaczej traktowano pacjentów niż w państwowych placówkach, gdzie czekali miesiącami na konsultację. Lekarz obejrzał Tosię i zapewnił, że nie będzie najmniejszych problemów. Powiedział, że to nie jest pierwszy przypadek, gdzie dziecko z Downem przechodzi korekcję twarzy. - Muszą być jednak państwo świadomi, że dzieci z tego typu wadami mają osłabione wszystkie mięśnie, również te w obrębie twarzoczaszki. Myślę, że za osiem, dziesięć lat trzeba będzie powtórzyć zabieg. U człowieka zdrowego nie byłoby takiej potrzeby ale w tym przypadku mięśnie z pewnością będą wiotczeć i opadać. Musicie się liczyć z taką ewentualnością. Można poprawić ich sprawność przez ćwiczenia mimiki twarzy i jakieś masaże ujędrniające. Decydują się państwo? - Tak – powiedzieli zgodnie. - W takim razie spotykamy się za tydzień. Jedno z was będzie mogło zostać przy dziecku aż do chwili wyjścia z kliniki. Od tego momentu czas jakby przyspieszył. Przygotowywali Tosię do tego zabiegu. Opowiedzieli, co będą jej robić. - Będzie bolało? - Nie kochanie. Dostaniesz znieczulenie i nic nie poczujesz. Mama cały czas będzie przy tobie. Jesteś przecież taka dzielna. Jak operowali ci język nawet nie zapłakałaś i teraz też tak będzie. Troszkę zostaniemy w szpitalu a tata będzie do nas przyjeżdżał. - Kupisz mi lody? - Kupię skarbie. Kupię najlepsze lody w Warszawie dla mojej słodkiej córeczki. Zabieg przebiegł bez komplikacji, choć stojąca pod salą operacyjną Ula denerwowała się bardzo. Już po wszystkim chirurg uspokoił ją. - Proszę odetchnąć. Zabieg przebiegł podręcznikowo a co najważniejsze jego efekt może pani zobaczyć od razu. Mała będzie trochę opuchnięta, ale z pewnością zauważy pani zmianę. Zaraz przewiozą ją na salę. Jak urzeczona wpatrywała się w twarz Pestki. Zniknęły te skośne oczy. Teraz patrzyły na nią oczy tak bardzo podobne do oczu Marka. Przez to, że podniesiono jej kąciki ust jej twarz zdecydowanie wypiękniała. – Potrzeba było tak niewiele i mój niedźwiadek wygląda cudnie. – Pomyślała. Zauważyła, że Tosia chce coś powiedzieć. - Nie mów nic kochanie. Jeszcze nie. Wszystko musi się dobrze ułożyć w twojej buzi. Zadzwonię do taty i powiem mu, że jestem z ciebie bardzo dumna. Boli cię? – Tosia pokręciła przecząco głową. – To dobrze. Jak przyjedzie tata zapytamy pana doktora, czy można ci dać pić i co będziesz mogła jeść. – Wyjęła z torebki telefon i wybrała numer Marka. Odebrał natychmiast. - Jak tam kochanie? - Tosia jest po operacji. Jesteśmy już na sali. Czuje się dobrze i nic ją nie boli. Nie uwierzysz, ale jest teraz jeszcze bardziej do ciebie podobna. Jest śliczna. – Rozpłakała się. – Jest taka śliczna. - Nie płacz skarbie. Zaraz do was przyjeżdżam. – Odłożył telefon i ukrywszy w dłoniach twarz sam szczerze się rozpłakał. Tak zastał go Sebastian. - Rany boskie! Co się stało? Coś z Tosią? – Wpatrywał się przerażony w zalaną łzami twarz przyjaciela. Marek otarł je nerwowo. - Stało się coś bardzo dobrego Seba. Właśnie dzwoniła Ula. Tosia jest już po operacji i jest śliczna. - I dlatego ryczysz jak bóbr? - To ze szczęścia Seba. Ze szczęścia. Proszę cię dopilnuj wszystkiego, ja muszę do nich jechać. - Jedź i uściskaj je od nas. Powiedz, że jak tylko wyjdą ze szpitala odwiedzimy je. - Przekażę. Na pewno przekażę. |
Amicus (gość) 2013.02.22 22:14 |
Cudowna część. Tosia po operacji i udanych wakacjach. Marek i Ula szczęśliwi i nieustannie pracyjący nad usprawnieniem Pestki. Tylko Dobrzańscy wciąż oporni. Brawa dla Marka za nieustępliwość. Po raz kolejny pokazał rodzicom, że rodzina jest dla niego najważniejsza. Teraz pozostaje tylko czekać na radosną nowinę o ciąży, szczęście przyszłych rodziców i kolejne postępy Tosi. Czekam na kolejną część :) Pozdrawiam! |
MalgorzataSz1 2013.02.22 22:51 |
Amicus Bardzo dziękuję. Muszę tu przyznać, że prawdziwa wizjonerka z Ciebie, bo przewidziałaś właściwie wszystko to, co wydarzy się w dwóch ostatnich częściach. Z całą pewnością będzie optymistycznie i budująco, bo jak wiesz, ja nie uznaję dramatycznych zakończeń. Jeszcze raz wielkie dzięki za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. |
truskaweczka (gość) 2013.02.23 15:17 |
Serio taka operacja jest możliwa? Nigdy o czymś podobnym nie słyszałam. Hmmm zaciekawiłaś mnie tym wątkiem:) |
MalgorzataSz1 2013.02.23 15:27 |
Truskaweczko. Sama nie potrafiłabym wymyślić czegoś takiego. Takie operacje robi się dość często, głównie w prywatnych klinikach. Jeśli wpiszesz w google "Metoda prof. Serdeva", to z pewnością więcej się dowiesz. Ja opowiadanie osadziłam dość mocno w medycznych realiach, choć sama z medycyną nie mam nic wspólnego poza standardowymi wizytami u lekarza. Takie operacje są dość kosztowne i być może dlatego nie wszystkich rodziców dzieci z zespołem Downa jest na nie stać. Metoda Serdeva nie odnosi się jedynie do ludzi zdrowych chcących poprawić sobie twarz. U osób z Downem też można ją śmiało stosować. Mam nadzieję, że trochę wyjaśniłam. Dziękuję za wpis i pozdrawiam. |
miki (gość) 2013.02.24 14:56 |
Trochę zaskoczył mnie wątek z operacją małej,dziecko z zespołem Dawna zawsze już pozostanie człowiekiem z tą chorobą,może mieć tylko silniejszą lub słabszą postać tej choroby.Marek i Ula chcieli pewnie by Pestka lepiej się wpasowała w środowisko dla którego liczy się tylko wygląd zewnętrzny,ja jednak wolała bym by moje dziecko było zaakceptowane takie jakim jest.Trochę smutne jest to że w takim świecie żyjemy że nie liczy się człowiek tylko to jak wygląda. |
MalgorzataSz1 2013.02.24 16:04 |
Miki. Masz rację. Żyjemy w społeczeństwie, które ukształtowało sobie jakieś wzorce i do nich dąży. Również w przypadku wyglądu zewnętrznego jest to dość ważne, a niektórzy mają bardzo silne parcie na szkło. Każdy z nas jest pod jakąś presją i stara się sprostać wymaganiom. Społeczeństwo nigdy nie będzie takie, jakbyśmy sobie życzyli. Zawsze znajdzie się mnóstwo ludzi, którzy nie akceptują wyglądu, charakteru, postępowania i zachowania innych. To głównie z tego powodu Dobrzańscy zdecydowali się na ten zabieg. Mają świadomość, że niewielka korekta twarzy córki może jej ułatwić w przyszłości życie i akceptację innych. Ja doczytałam się nawet, że u osób obarczonych syndromem Downa wykonuje się operację języka, by nie był on ciągle wysunięty z ust. Ćwiczenia u logopedy nad opanowaniem ciągłego wysuwania go są żmudne i długotrwałe, choć możliwe do wyćwiczenia. W przypadku operacji po prostu skraca się jego część, by mógł swobodnie zmieścić się w jamie ustnej i nie wystawał. Ja darowałam sobie już tego rodzaju zabieg, który uważam za bezcelowy, skoro dziecko może swobodnie mówić i ćwiczy jego chowanie. Wysoką wartość społeczeństwa determinuje wysoka zdolność empatii, zrozumienia dla słabszych, współczucia i akceptacji. Nam daleko do tego ideału i skoro już określamy jakieś wzorce, do których dążymy, to w tym aspekcie również powinniśmy jakieś wymyślić. Bardzo Ci dziękuję za komentarz. To już Twój któryś z kolei, który daje mi do myślenia. Serdecznie Cię pozdrawiam. |
Ania (gość) 2013.02.24 20:21 |
Gosiu Cudowna część jak zawsze :)Tosia po operacji i była na zasłuzonych wakacjach .Ten urlop przydał się tez UM.. Marek i Ula są szczęśliwa para i kochajacymi rodzicami małaj Tosi ,ktora z czesci na czesc staje sie coraz dzielna i robi postepy :) . Dobrzańscy wciąż nie moga dac sobie sami szanys eh.... Super ,że Marek się nie podaje. Po raz kolejny udowodnił rodzicom, że rodzina jest dla niego najważniejsza i kocha ja calym sercem.Sam zrozumial swoj blad.Czekam na kolejna czesc w ,ktorej Ula i Marek beda po raz kolejny rodzicami :) Ciekawe kiedy to nastapi.bede się cieszyc szczęściem przyszłych rodziców i kolejne postępy Tosi. Czekam na kolejną część :) fAJNIE ,że Viola i Seba zajeli sie mała Tosią :) Zazdroszcze im takich przyjaciol.Alex pozytywna postacia no fajnie ,że nie jest negatywnie nastawiony do Marka :) Ciesze sie ze operacja Tosi się udała :D Pozdrawiam Ania Gosiu wybacz ze tak na szybkiego ten komentarz ,ale nie dawno wrocilam z Zielonej Gory i do tego jeszcze chora.:( ,ale Ty wiesz ,że ja uwielbiam Twoje opowiadania i czekam na nie zawsze :) p/.s dziekuje za dodanie mojego bloga o fotografi :**** p/s dzieki za propozycje zwiazana z blogiem o Filipie :) skorzystam z niej na pewno dzięki :**** |
MalgorzataSz1 2013.02.24 20:40 |
Aniu. Ja też krótko, bo jutro muszę bardzo wcześnie wstać. Narodziny maleństwa już w następnej części, bo do końca opowiadania zostały tylko dwa rozdziały więc trzeba trochę przyspieszyć akcję. Za skorzystanie z moich materiałów nie musisz dziękować, bo ja bardzo chcę, by blog o Filipie zaczął tętnić życiem. Gratuluję powrotu na studia. Bardzo dobre posunięcie. Brawo. Dziękuję za komentarz i przesyłam buziaczki. :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz