19 luty 2013 |
ROZDZIAŁ 6
W niedzielny poranek telefon od Uli zastał Cieplaków przy śniadaniu. Odebrał Józef i usłyszawszy głos swojej najstarszej pociechy uśmiechnął się szeroko. - Córcia! Witaj! Co słychać? Dawno się nie odzywałaś. Jak Tosia? - Dzień dobry tatusiu. Z nami wszystko w porządku. Nie dzwoniłam, bo bardzo pochłaniają mnie jazdy na rehabilitację z Tosią. Jednak dzisiaj chcielibyśmy was odwiedzić. Jesteście cały czas w domu, czy macie jakieś plany? - Nigdzie się nie ruszamy. Może przyjedziecie na obiad? Ala robi dzisiaj swoją popisową pieczeń. Zapraszamy. Stęskniliśmy się za wami. - Będziemy koło trzynastej. Do zobaczenia. Wkładała Pestce rajtuzy i mówiła. - Dzisiaj ubierzemy tą sukienkę, którą niedawno kupił tata. Dziadek bardzo się za tobą stęsknił i już nie może się doczekać kiedy go odwiedzisz. Musisz być dzisiaj ładna. - Tosia łana. - Ład-na. Powtórz. - Ład-na. Tosia ładna. - Pięknie kochanie. – Ula cmoknęła ją w policzek. Włożyła jej sukienkę i podprowadziła do lustra. – No i jaka jesteś? - Ładna. - Uczeszemy jeszcze włoski. Zapleciemy warkocz i zawiążemy kokardę. Będzie pięknie. Wszedł Marek już ubrany i omiótł córkę spojrzeniem. - Pięknie ci w tej sukience skarbie. - Tosia ładna. – Roześmiał się. - Bardzo ładna. Chodź, poczekamy na mamę w salonie, niech i ona ładnie się ubierze. W dobrych nastrojach dojechali do Rysiowa. Przed bramą czekała już na nich Beatka. Pomogła wysiąść Pestce i mocno ją przytuliła. - Stęskniłam się za tobą. - Ja też. – Zaskoczona Betti wbiła w małą wzrok. - Ty mówisz? – Przytuliła ją ponownie. – Nasza kochana dziewczynka mówi. Zrobisz dziadkom niespodziankę. Ucieszą się. Ulcia, ona mówi. - Tak. Zaraz po operacji zaczęła i idzie jej coraz lepiej. Weź kochanie ode mnie tą torbę. Zrobiłam sałatkę i upiekłam ciasto. Tylko się nie przewróć. Już na schodach przed wejściem do domu zaczęły się powitania. Pestka jak tylko zobaczyła wychodzącego Józefa wrzasnęła na całe gardło. - Dadek! – Z rozpostartymi rękami popędziła w jego rozwarte ramiona. - Moja kochana wnusia, moje słoneczko. Ależ się dziadek za tobą stęsknił. Ślicznie wyglądasz. - Tosia ładna. - I tak pięknie mówisz. Bardzo cię kocham. Chodź, przywitasz się z babcią. Ma dla ciebie trochę smakołyków. Przywitał się z Ulą i z Markiem. - Witajcie kochani. Niesamowite postępy zrobiła Tosia. Jestem zaskoczony i szczęśliwy. Dobrze wygląda. Zdrowo i jest taka pełna energii. Widać, że dużo z nią pracujecie. Przywitali się z Alą i z Jaśkiem. Ala nie mogła się oderwać od Pestki. Łaskotała ją po brzuszku a Pestka zaśmiewała się do rozpuku. - Bab-cia, bab-cia. Już nie. – Wzruszona Ala przytuliła ją do piersi. - Nawet nie wiesz kochanie jak miło usłyszeć od ciebie te słowa. Tyle już potrafisz. Jestem z ciebie bardzo dumna. Jak ładnie zjesz obiadek, to na deser będą twoje ulubione lody. - Lody! Tata, lody! Pogładził ją po włosach i czule cmoknął jej policzek. - Babcia wie, czym może cię uszczęśliwić. Daj mi ją Alu. Rozbiorę ją i założę jej kapcie. Obiad pachniał wspaniale. Ala była genialną kucharką. Złocisty rosół z makaronem mamił aromatem, a mięso rozpływało się w ustach. Marek wytarł swoje serwetką. - To było pyszne. Już dawno nie jadłem nic równie dobrego. Rehabilitacja Pestki tak bardzo nas absorbuje, że nawet nie mamy czasu, by ugotować coś treściwszego. Jadamy na mieście, bo zajęcia małej są w różnych godzinach i zajmują praktycznie cały dzień. Potem ćwiczymy z nią jeszcze w domu. Nasza praca nie idzie jednak na marne. Tosia robi ogromne postępy. Wielokrotnie powtarzamy z nią to, co ćwiczy u logopedy, żeby zapamiętała i dzięki temu poznaje coraz więcej słów. Jest też sprawniejsza. Dużo ćwiczy na sali gimnastycznej i na basenie. Ostatnio wykupiliśmy też serię masaży, by wzmocnić trochę mięśnie nóg. Wszystko razem daje dobry skutek i nadzieję, że wreszcie rozwija się tak jak powinna. - To w dużej mierze Marka zasługa. Uczy ją malować i uczy literek. Mała z ochotą rysuje je na swojej tablicy i dzięki temu zapamiętuje. Jeszcze trochę i zacznie je składać w słowa. - Ja wiem Ula ile pracy wkładacie w jej wychowanie i cieszę się, że Marek tak bardzo się w to angażuje. Jednak i wy powinniście czasem odpocząć. Zróbcie sobie przerwę w jakiś weekend. Wyjedźcie. Przywieźcie do nas Tosię. Beatka chętnie poćwiczy z nią literki i porysuje. Wiecie przecież, jak uwielbia rysować. Już od najmłodszych lat to kochała a i teraz, mimo że już czternastoletnia z niej panna, to robi. - Pomyślimy o tym tatusiu, ale dopiero po świętach. To właśnie dlatego, że się zbliżają jesteśmy tutaj. Chcielibyśmy was zaprosić na drugi dzień świąt do nas. Dawno nie byliście. - Chętnie przyjedziemy, ale czy to nie będzie kłopot? Tyle zajęcia macie z Tosią a jeszcze my się zwalimy na głowę. - I właśnie dlatego powinniście przyjechać. My też chcemy mieć normalne życie i normalne święta. Poradzimy sobie. - No skoro tak, to dziękujemy za zaproszenie. Na pewno przyjedziemy. - Bab-cia, lody. – Przypomniała Pestka. Ala roześmiała się. - Och ty łasuchu. Takie rzeczy pamiętasz doskonale. Już ci daję. Wy też pewnie zjecie. - A co u ciebie Jasiu? – Ula położyła dłoń na ramieniu brata. – Jak pisanie pracy? - Dobrze. Kończę już. W czerwcu będę się bronił. Teraz to już z górki. Potem rozejrzę się za jakąś robotą. - Po co masz się rozglądać? – Odezwał się Marek. - Przyjdziesz do firmy. Robota już na ciebie czeka. Jest wakat w zespole informatyków. Przydasz nam się bardzo. - Naprawdę? Dzięki Marek. Doceniam bardzo ten gest, bo wiadomo jak jest teraz z pracą. Ciężko o nią. Co roku kończy studia armia informatyków, a etatów jak na lekarstwo. Koło osiemnastej zaczęli się żegnać. Od jutra znowu zaczynali ten swój kołowrót. Wycałowaną i szczęśliwą Tosię usadowili w foteliku. Marek nachylił się nad nią i spytał. - Fajnie było? - Fajnie. Dadek, bab-cia, fajnie. Podjechał pod blok i zaparkował. Pomógł wysiąść Tosi a ona wyciągnęła ręce do góry mówiąc. - Tata, weź. - A co, nóżki cię bolą? - Bolą, weź. Była zmęczona. Wyczytał to z jej drobnej twarzyczki. Wziął ją na ręce i podszedł do Uli. - Zmęczona jesteś i śpiąca rybko, co? – Ula cmoknęła ją w policzek. - Yhmm. – Objęła ręką jej szyję. – Kocham mama, kocham tata. Zalśniły im w oczach łzy. Po raz pierwszy to powiedziała, choć doskonale wiedzieli, że tak jest, bo dawała im dowody tej miłości każdego dnia. - I my cię bardzo kochamy maleńka. Bardzo. – Szepnął wzruszony Marek. Uśpiła Tosię i weszła jeszcze do kuchni. Miała ochotę na filiżankę mocnej, gorącej herbaty. Włączyła czajnik i zapatrzyła się w ciemność za oknem. Tak zastał ją Marek, który po kąpieli wyszedł z łazienki. Podszedł do niej cicho i oplótł ją ramionami jak obręczą. Przytulił usta do jej skroni i szepnął. ![]() - Królestwo za twoje myśli księżniczko. – Uśmiechnęła się łagodnie. - Nietrudno zgadnąć. Myślę o Tosi, zawsze o Tosi. Dzisiaj bardzo mile mnie zaskoczyła. Wyraziła swoje uczucia słowami. To takie budujące Marek. Ona prze do przodu jak taran. Tak jakby chciała nadrobić w przeciągu kilku miesięcy te pięć lat. Nie wiem, czy to nie za szybko, ale może tak właśnie ma być. Przecież takie dzieci jak ona nie są umysłowo chore. Mają po prostu wadę genetyczną, którą trudno uznać za chorobę. To ten dodatkowy chromosom powoduje, że wyglądają inaczej niż inne dzieci i uczą się wolniej niż one. Gdyby Tosia nie była obarczona tym „darem” od losu, byłaby pięknym dzieckiem. Jest taka do ciebie podobna. Ma twoje włosy, twoje oczy i te słodkie dołki w policzkach. Nawet wykrój ust odziedziczyła po tobie. Nie widać tego za dobrze, bo nadal nie potrafi zapanować nad językiem i pamiętać, by go nie wystawiać. Nie wiem, czy kiedykolwiek nad tym zapanuje. Doktor Prażmowska bardzo na to zwraca uwagę przy wymowie i twierdzi, że Tosia z czasem to wyćwiczy. A jednak dla mnie to najpiękniejsze dziecko na ziemi, bo jest owocem naszej miłości. Jest taka drobna, delikatna, ma subtelną buzię. I gdyby nie jej skośne oczy, nikt nie domyśliłby się, że jest napiętnowana Downem. - Nauczyłem się ją kochać Ula. Kocham nieprzytomnie. Tak jak dla ciebie i dla mnie ona jest najważniejsza na świecie. Jednak marzę też o tym, by mieć jeszcze jedno dziecko. Czas ucieka. Jesteśmy coraz starsi. Wiem, że ryzyko jest znacznie większe niż za pierwszym razem, ale może być też tak, że to dziecko urodzi się nieobciążone. Sporo czytałem na ten temat. Nawet w stowarzyszeniu są rodziny, które mają dwójkę dzieci i to drugie ma właściwą liczbę chromosomów. Spróbujmy Ula. Znajdę dobrego ginekologa, który poprowadzi tą ciążę od początku do końca. Zrobimy badania prenatalne, żeby się upewnić, czy wszystko jest w porządku. A nawet jeśli nie, nawet jeśli miałoby się urodzić takie jak Tosia, to przecież mamy już doświadczenie i wiemy co należy zrobić. Pestka powinna mieć rodzeństwo. Obiecaj mi, że przemyślisz sprawę. Jej piękne oczy lśniły od łez, które wolno zaczęły się toczyć po jej policzkach. Przytuliła się do niego mocno. - Naprawdę tego chcesz? - Naprawdę. To moje drugie najważniejsze marzenie. - Drugie? A jakie jest pierwsze? - To chyba oczywiste. Marzę, by nasza Pestka była samodzielna i sprawna. Ono zaczyna się już spełniać. Czas, by spełnić to drugie Ula. Jednak, by zaczęło mieć realny kształt, oboje musimy się do tego przygotować. Najpierw znajdę dobrego lekarza. Pójdziesz na badania, by potwierdził, że wszystko jest w porządku i nie ma przeszkód, byś miała drugie dziecko. A kiedy zagnieździ się fasolka w twoim brzuchu będziemy regularnie kontrolować jej wzrost. - Wszystko sobie dokładnie przemyślałeś, prawda? - Prawda. Już od jakiegoś czasu o niczym innym nie myślę. Damy radę Ula. Za kilka miesięcy i Pestka będzie już na wyższym szczeblu rozwoju. Przy takiej ilości intensywnych ćwiczeń nie ma innej opcji. Już się nie cofnie i dalej będzie robić postępy. Bardzo w to wierzę. Przylgnęła do jego ust całując je namiętnie. - Zgadzam się. Pójdę jeszcze do łazienki i za chwilę możemy popracować nad kolejnym potomkiem. – Jego twarz rozjaśniła się szczęśliwym uśmiechem. - Bardzo cię kocham. Bardzo. Święta udały się nadzwyczajnie. Tuż przed nimi wybrali się na zakupy. Ula zaopatrzona w ich długą listę buszowała na stoiskach spożywczych a Marek wraz z Tosią szukał specjalnych farb do malowania jajek. Wieczorem usiedli wszyscy przy stole w kuchni i z zapałem krasili ugotowane wcześniej jaja. ![]() Pestka była w swoim żywiole. Odkąd Marek nauczył ją posługiwania się pędzlem i kolorem, uwielbiała to robić. Naprawdę zdradzała uzdolnienia plastyczne. Jej pisanki były bardzo barwne upstrzone kwiatkami i ptaszkami. Ula przygotowała koszyczek ze święconką a Tosia jak natchniona ostrożnie układała w nim pomalowane jajka. Poszli je poświęcić. Pestka ciekawie rozglądała się po kościele. W końcu spojrzała na ogromny ołtarz i pokazując palcem rzekła. - Bozia, mama. Bozia. - Tak kochanie. To bozia. W lany poniedziałek zjawiła się cała rodzina Cieplaków. Pokropili wszystkich życząc wesołego alleluja. - Dadek, jajo. Masz jajo. Od bozi. - Byłaś poświęcić? W kościółku? - Tak. Mama i tata też. - Na pewno będzie pyszne. Zaraz spróbuję. Marek patrzył na rodzinę swojej żony i poczuł ogromny żal. Żal, że jego własna nie stanęła na wysokości zadania. On się zmienił, a oni nadal nie potrafili pokochać jego dziecka. Nadal nie mogli pogodzić się z jego dysfunkcją sądząc, że takie dzieci nie powinny rodzić się w tak idealnych rodzinach. Co za hipokryzja. Otrząsnął się. Nie rozumiał. Jego rodzona matka od lat udzielała się w fundacji na rzecz chorych na nowotwory. Wielokrotnie bywał na takich rautach, których głównym celem było pozyskanie funduszy dla ludzi dotkniętych tą straszną chorobą. Widział jak bardzo im jest życzliwa. Potrafiła im współczuć, wysłuchać, pocieszyć. Dlaczego nie potrafiła okazać tych uczuć w stosunku do swojej synowej i wnuczki? Jakąż zawiłą logiką musiała się kierować? Czy jej praca w fundacji była tylko na pokaz? Wiele razy angażowała do organizowania takich imprez Paulinę a ona z ochotą się na to zgadzała. O ile w jej przypadku mógłby podejrzewać, że to tylko poza i chęć zaistnienia w mediach, tak w przypadku matki nie rozumiał tego kompletnie. Ojciec, od kiedy pamiętał, był człowiekiem niezwykle wymagającym. Ciągle coś od niego egzekwował. Częściej ganił niż nagradzał. Nie miał ciepłych odruchów w stosunku do niego, wiec jak mógł mieć jakiekolwiek w stosunku do swojej wnuczki? Tu nie oczekiwał cudu, że ojciec się zmieni. Zawsze to kobieta jest bardziej wrażliwsza od mężczyzny, a tymczasem jego matka zawiodła pod tym względem na całej linii. Westchnął ciężko. - O czym tak dumasz synu. – Józef przysiadł obok niego z kieliszkiem nalewki. - O niczym szczególnym tato. Patrzę na was i jestem szczęśliwy, że was mam. Naprawdę szczęśliwy. - Byłeś u swoich rodziców? - Nie. – Pokręcił głową. – Wprawdzie zapraszali mnie, ale odmówiłem. Powiedziałem, że jeśli nie zaakceptują w pełni mojej żony i córki, moja noga tam nie postanie. - To trudne położenie Marek. Jesteś między młotem a kowadłem. Być może oni nigdy się nie zmienią. To też musisz wziąć pod uwagę. - Wiem tato i wiem też, że to najbardziej prawdopodobny scenariusz. - Ja też tego nie rozumiem synu. Jak można nie kochać takiej Iskierki. To takie dobre, wrażliwe, wesołe dziecko. Sama słodycz. - Późno, bo późno, ale sam też to zrozumiałem. Kocham ją bardzo i nigdy nie zamieniłbym na żadnego innego dzieciaka. Wnosi tyle radości w ten dom, tyle energii. Wtedy, gdy wracaliśmy od was, już tu na parkingu objęła nas za szyję i po raz pierwszy powiedziała „kocham mama, kocham tata”. Rozpłakaliśmy się oboje. Dla takich chwil warto żyć i warto się poświęcać. Nie oddałbym ich za żadne pieniądze, za nic. – Zalśniły mu w oczach łzy. Józef poklepał go po ramieniu. - Ona ma wielkie szczęście, bo ma wspaniałych rodziców. Na swój sposób jest mądra i dobrze o tym wie. No, będziemy się zbierać. Dzisiaj Jasiek zawiezie nas z powrotem. Ala nie odmówiła sobie nalewki i nie może prowadzić. Tydzień po świętach gościli Olszańskich. Wystrojony w białą koszulę i czerwoną muszkę Tomaszek z dumą wręczył Tosi spore pudło. - Proszę Tosiu, to dla ciebie. - Prezent? – Pisnęła. – Tata, prezent! – Pogładził ją po głowie. - To podziękuj ładnie. Podeszła do chłopca i cmoknęła go w policzek. - Kuję. – Marek roześmiał się. - Dzię-ku-ję. - Dzię-ku-ję. – Powtórzyła. - Chodź, pomogę ci go rozpakować. – Tomek złapał ją za rękę i pomaszerował do salonu. Zdarł z pudła papier i otworzył je. – Zobacz Tosiu, tu jest laleczka, podoba ci się? – Mała aż westchnęła na widok ślicznie ubranej lalki, która zamrugała oczami. - Mama, lala. Ładna. - Śliczna i ma taką ładną sukienkę. Piękny prezent dostałaś kochanie. - To jeszcze nie wszystko. – Tomek wyjął mniejsze pudełko. – Tutaj są klocki z literkami i numerkami. - Z cyframi synku – odezwał się Sebastian. - No tak, ale Tosia może nie wiedzieć, co to cyfry. Za ich pomocą można policzyć. Nauczę cię. – Pestka wzięła klocek ze znaną sobie literką. - Patrz tata „A”. – Marek spojrzał na córkę z rozczuleniem. - Tak, to „A” skarbie. Zapamiętałaś. Ula z podziwem patrzyła na synka Olszańskich. To dziecko miało w sobie tyle ciepła, cierpliwości i łagodności. Bawił się z Tosią i tłumaczył jej wszystko a ona słuchała go z ciekawością. - Wiecie, doszłam do wniosku, że te nasze spotkania mają wydźwięk terapeutyczny. Tosia tak wiele zyskuje bawiąc się z Tomkiem. Przynajmniej raz w miesiącu musimy się spotykać, bo wasze dziecko, to prawdziwy aniołek i ma na naszą Pestkę taki dobry wpływ. - Nie ma sprawy Ula. Możemy nawet ustalić, w którą sobotę miesiąca będziemy się widywać. Nasze dzieci się lubią, chętnie razem się bawią i jeśli to ma pomóc Tosi, to my jesteśmy jak najbardziej za, prawda Tomaszku? – Viola zwróciła się do synka. - Prawda mamuś. Bardzo lubię Tosię. Jest fajna. - Ty też – mała uśmiechnęła się szeroko. Już od tygodnia przekopywał się przez Internet szukając jakiegoś dobrego ginekologa. Czytał opinie pacjentek i to głównie na nich opierał się przy wyborze. Nie chciał wybierać pierwszego z brzegu. Musiał mieć stuprocentową pewność, że lekarz, którego wybierze, będzie kompetentny i niczego nie zaniedba. W końcu postawił na prywatną klinikę ginekologiczno-położniczą i lekarza Jakuba Romaszewskiego, który miał przeprowadzić Ulę od pierwszych tygodni ciąży aż do rozwiązania. Natychmiast zadzwonił tam i umówił termin wizyty. Pojechali tam oboje. Pestkę zabrała Violetta. Nie chcieli jej ciągać po szpitalach. Doktor Romaszewski okazał się mężczyzną lat około trzydziestu pięciu. Był młody, ale jak wyczytał Marek, już z pokaźnym dorobkiem i sukcesami. Specjalizował się głównie w trudnych ciążach i dzięki jego umiejętnościom wiele z nich zakończyło się szczęśliwym rozwiązaniem. Wyłuszczyli mu cel tej wizyty. Powiedzieli, że ich pierworodna urodziła się z zespołem Downa. Zbadał Ulę bardzo dokładnie i dał skierowanie na szereg badań. - Na razie nie widzę żadnych przeciwskazań do tego, by mogła pani zajść w ciążę. Oczywiście będę miał większą pewność, gdy będę w posiadaniu wyników badań. To, że pierwsze dziecko jest obarczone syndromem Downa nie oznacza wcale, że i drugie urodzi się z tą samą wadą genetyczną. Mogę nawet powiedzieć, że takie przypadki mają miejsce dość rzadko. Jeśli rodzice są zdrowi to zwykle drugie dziecko rodzi się bez obciążeń. Proszę przyjść w przyszłym tygodniu po wyniki. Wtedy powiem coś więcej. Jeśli państwu bardzo zależy, by zaszła pani w ciążę dość szybko, mogę przepisać odpowiednie środki hormonalne, które w tym pomogą. Jednak nie wcześniej jak po zrobieniu badań. Wyszli z kliniki bardzo podbudowani. To, co powiedział im lekarz było niezwykle pocieszające. Zaczynali wierzyć, że dziecko, którego tak bardzo pragną, urodzi się zdrowe. |
Marcysia (gość) 2013.02.19 17:32 |
Małgosiu, długo czekałam na taką część. Na częśc pełną wzruszeń i pozytywnych emocji. Na część, gdzie oprócz Tosi, Dobrzańscy znajdą czas na inne plany. I wreszcie się doczekałam :) Ta decyzja o drugim dziecku może być jedną z najlepszych w ich życiu. Oboje są już grubo po 30-stce, więc to może być ostatni dzwonek, naprawdę. Poza tym dzieci rodzone późno są jednym z największych szczęść, o jakim może człowiek marzyć :) Moim ulubionym bohaterem tego opowiadania jest Tomek. Zdobył moje serce i zawładnął nim niesamowicie. Jest w wieku Tosi i do tego jest bardzo, ale to bardzo dojrzały, opiekuńczy i taki kochany. Czyżby pierwsza młodzieńcza fascynacja? :)) Dobrze, że małżonkowie mają też oparcie w Cieplakach. To musi być naprawdę wazne, tym bardziej, że Marek nie ma co liczyć na swoich rodziców, a szkoda. Pozdrawiam Cie serdecznie ;) |
MalgorzataSz1 2013.02.19 17:51 |
Marcysiu. Nie sądziłam, że tak szybko zareagujesz na tą część. Właśnie przed chwilą dokonywałam jeszcze kosmetyki, bo nie wiedzieć czemu wysmarowałam tekst na czerwono. To Ty kilka rozdziałów temu pytałaś mnie o drugie dziecko Uli i Marka. Nie chciałam wtedy nic zdradzać, bo nie byłoby niespodzianki. Takie dzieci jak Tosia powinny mieć rodzeństwo, bo najlepiej czują się w rodzinie, która ma wielu członków. Tu nie będzie inaczej, bo ta mała istotka, która pojawi się na świecie wyzwoli w Pestce całe pokłady miłości, opiekuńczości i troskliwości, choć wszystkie te cechy ona już posiada, ale dziecko jeszcze bardziej je rozwinie. Nigdzie nie piszę po ile mają lat młodzi Dobrzańscy. W kilku opowiadaniach założyłam, że Marek ma 28 a Ula 25. Jeśli wziąć pod uwagę, że są siedem lat po ślubie i byli ze sobą trochę przed, to Marek ma teraz ok. 36-ciu a Ula 33 lata. To rzeczywiście już ostatni dzwonek na plany związane z powiększeniem się rodziny. Nie sądziłam, że tak polubisz małego Olszańskiego. Opisałam go tak trochę na przekór, bo nie jest w zasadzie pod względem charakteru podobny ani do Seby ani do Violi. Ta dwójka nie zawsze powalała zdrowym rozsądkiem a tu proszę, dziecko pozbierało inteligencję od nich obojga. Poza tym Tomaszek jest kilka miesięcy od Tosi młodszy, to dlatego Ula tak mu zazdrości płynnej wymowy i zgrabnie układanych zdań. Pod tym względem jest wyjątkowo utalentowanym maluchem. Chyba nie można powiedzieć, że to pierwsza fascynacją odmienną płcią. To jeszcze małe dzieci i po prostu świetnie się czują i bawią w swoim towarzystwie. Dobrzańscy seniorzy nadal oporni i to póki co się nie zmieni. W takich chwilach jak te świąteczne Markowi ciężko jest się pogodzić z tą sytuacją. Niestety jeszcze trochę będzie musiał przez nich znieść. Bardzo dziękuję Ci za ten ekspresowy wpis i cieplutko pozdrawiam. :) |
Magdusia16 (gość) 2013.02.19 18:07 |
Witaj Małgosiu. :) Ja wiem, że ty mogłaś sobie pomyśleć, że nie czytam twojego opowiadania, że porzuciłam naszą stronę na streemo, ale to nie prawda. Twoje opowiadanie czytam regularnie i codziennie sprawdzam czy pojawiła się nowa część. A na streemo wchodzę chociaż raz dziennie i sprawdzam jakieś nowinki czy zdjęcia. Po prostu jestem na etapie fascynacji serialem ,, Prawo Agaty'' i to na tej stronie jestem częściej. Oczywiście ,,BrzydUla" nadal jest w moim sercu i zawsze tam będzie, po prostu musi się podzielić miejscem z innymi. :) Opowiadanie jest cudowne. I nie koncentruje się tylko na historii miłosnej, ale na poważnej wadzie genetycznej. Wiem jak trudno jest takim ludziom, ponieważ na osiedlu mam taką sąsiadkę i widzę czasem jak ludzie się śmieją. Ja nigd tak na nią nie reaguje. Bardzo mi się podoba to opowiadanie ale mam ochotę udusić Dobrzańskich-seniorów. Ja rozumiem, mają uprzedzenia, ale to jest ich rodzona wnuczka! Krew z krwi, kość z kości. Mam na nich takie nerwy, że czasem chcę rzucić telefonem o ścianę. Na początku z koleji bardzo denerwował mnie Marek, ale cieszę się, że się zmienił i pokochał Tosię. Pozdrawiam i niecierpliwie oczekuje na kolejną część.:* |
MalgorzataSz1 2013.02.19 18:37 |
Magda. Rzeczywiście dawno się nie pojawiałaś i istotnie myślałam, że odpuściłaś streemo. Cieszę się, że moje podejrzenia były niesłuszne i cieszę się, że trafiłaś na mój blog i że czytasz. Ja już pisałam wcześniej, że osobiście nie zetknęłam się nigdy z osobą napiętnowaną Downem. To ta miniaturka Biedronki tak mną wstrząsnęła, że pomyślałam sobie, że można by przybliżyć to upośledzenie większej liczbie czytelników. Tak właśnie powstało to opowiadanie. Najważniejsze jednak jest to, że wątek miłosny między dwojgiem ludzi nie jest tak bardzo rozbudowany. Nie ma tu upojnych scen miłosnych, bo rzecz dotyczy raczej miłości rodzinnej i to na niej głównie się skupiam. Nie sądziłam pisząc to opowiadanie, że wywoła ono tak wiele różnych emocji. Dla mnie to najlepsza ocena z możliwych, bo czytelnik nie przechodzi obojętnie a o to właśnie chodziło. Dziękuję Ci Magda za komentarz i mam nadzieję, że będziesz pojawiać się tu częściej. Serdecznie pozdrawiam. |
Magdusia16 (gość) 2013.02.19 19:08 |
Cieszę się, że rozwiałam twe wątpliwości. :) Oczywiście postaram się odzywać częściej. :* |
Ania (gość) 2013.02.19 19:19 |
Witaj Gosiu Bardzo się ciesze z kolejnej czesci opowiadanka. Ciesze się ,że Ula z Markiem i Pestka spedzili swieta :) i mysla o powiekszeniu rodziny.Dziękuję za odwiedziny u mnie na blogu.Ula z Markiem maja prawdziwych fajnych przyjaciol.Fajnie ,że Tosia bawie się malym Tomusiem.Tomus ladny prezencik kupil małej :) Urocze :) Zal mi Marka szkoda ,że rodzice nie mogą zrozumie ,że est szczesliwy.Docenia to co mogl stracic.Jego rodzice powinni sie powaznie sie zastanowic na swoim zachowaniem bo beda zalowac swojej decyzji.Powinni sprobowac chociaz na poczatek polubic mala nie mowie ze po kochac ,ale sprobowac z nia sie spotkac.Na pewno by im nie bylo latwo na poczatku ,ale jak nie sproboja to sie nie przekonaja. beda zalowac,że w kazdej chwili straca syna jak juz nie stracili. Wtedy dojdzie do nich co zrobili.Czekam na kolejna czesc.Pozdro Ania. |
MalgorzataSz1 2013.02.19 19:35 |
Aniu. Dobrzańscy-seniorzy już mają świadomość, że stracili syna. Przecież po raz pierwszy przeciwstawił się im i stanął w obronie żony i córki. Seniorzy skupiają się w tej chwili na swoich przybranych dzieciach Paulinie i Alexie i a także na przybranym wnuku, bo sądzą, że oni będą w stanie zastąpić im kontakty z rodzonym synem. Oczywiście tak się nie stanie, bo Alex jest u nich rzadkim gościem, a Paulina mieszkająca na stałe we Włoszech jeszcze rzadszym. Przyjdzie taki moment, gdy poczują się samotni i opuszczeni, ale czy wtedy uda się im naprawić to, co tak mocno zepsuli? To się okaże. Dziękuje Ci Anu za komentarz. Buziaczki. :) |
truskaweczka (gość) 2013.02.19 20:58 |
Dużo emocji, dużo wzruszeń! Tomaszek jest taki słodki:) Tosia zresztą też. Silna, mądra dziewczynka, robi duże postępy, radując tym swoich bliskich. Prawie się popłakałam jak powiedziała "kocham". Bo to trudne słowo. Oczywiście nie pod względem wymowy. Wiem, że zrozumiesz o ci mi chodzi. W każdym razie dla mnie na chwilę obecną to bardzo trudne słowo. Oooo chyba odbiegam trochę od tematu. Bardzo się cieszę, że Dobrzańscy zdecydowali się na drugie dziecko. To dobrze wpłynie na nich wszystkich. Jestem dumna z Marka. Facet udowodnił, że ma jaja:) Czekam na kolejną część. Mam nadzieję, jeszcze piękniejszą od poprzednich:) Buziaki:*** |
MalgorzataSz1 2013.02.19 21:18 |
Truskaweczko. Jesteś kolejną osobą, która odbiera to opowiadanie bardzo emocjonalnie. Ja pisząc je też reagowałam podobnie i nie jeden raz pociekły mi łezki. Taki odbiór niezwykle mnie cieszy, bo świadczy o tym, że czytają opowiadanie ludzie wrażliwi. Czy kolejna część będzie równie emocjonalna? To zależy, bo przecież nie wszyscy mamy taki sam próg wrażliwości. Myślę jednak, że będzie można się wzruszyć. Bardzo Ci dziękuję, że tu dotarłaś i przeczytałaś. Serdecznie pozdrawiam. |
Ania (gość) 2013.02.21 11:21 |
Witaj Gosiu zapraszam Cie serdecznie na mojego bloga o fotografii. nOWA notka http://fotografia-aniulki.blogspot.com/ |
Abstrakt (gość) 2013.02.22 11:18 |
Małgosiu :-) Kolejna cudownie optymistyczna część :-) Cudne są słowa kocham, szczególnie gdy padają z ust dzieci. Dzieci mają taką prostą logikę, prawda? Są prostolinijne i pozbawione złej wyobraźni. Coraz fajniej wygląda ta nasza Dobrzańska rodzina, z miłą tendencją do powiększenia. Marzy mi się by dziecko, które się urodzi było kluczem do wielu serc, nawet tych starszych Dobrzańskich. By ich na nowo posklejało :-) Bardzo fajny wątek z Olszańskimi, ich Tomuś jest jakby "od sąsiada" :-), cudne i mądre dziecko. Być może jest już nowy rozdział, z przyjemnością pochłonę, jeśli nie - poczekam :-) Pozdrawiam ;-) |
MalgorzataSz1 2013.02.22 11:44 |
Abstrakt. To wszystko prawda, co napisałaś. Słowo "kocham" usłyszane od dziecka, to coś najpiękniejszego na świecie. Ja słyszałam i nadal słyszę je wielokrotnie, choc moje dziecko jest już dorosłe i usamodzielnione, a usłyszeć je od dziecka obarczonego w dodatku dysfunkcją, to naprawdę coś. Napisałaś takie zdanie: "Coraz fajniej wygląda ta nasza Dobrzańska rodzina, z miłą tendencją do powiększenia. Marzy mi się by dziecko, które się urodzi było kluczem do wielu serc, nawet tych starszych Dobrzańskich. By ich na nowo posklejało". Ja chcę Cię zapewnić, że to marzenie się spełni, ale w ostatnim rozdziale. To już niedługo, bo dzisiaj po południu dodam siódmy rozdział a wszystkich jest dziewięć. Opowiadanie nieuchronnie zmierza ku końcowi. Nie Ty jedna, jak się okazało, jesteś pod urokiem małego Olszańskiego. Roizczulił sporo czytelniczek, co bardzo mnie cieszy. Tosia lgnie do ludzi a do dzieci szczególnie. Chciałam, by miała choć jednego, prawdziwego przyjaciela. . Bardzo Ci dziękuję za tyle miłych słów i serdecznie zapraszam na dzisiejszą nową część. Pozdrawiam Cię najcieplej jak się da. :) |
Abstrakt (gość) 2013.02.22 18:41 |
Małgosiu :-) dziękuję za ciepłe słowa. Właśnie przeczytałam siódmy rozdział. Ależ to idzie wszystko piorunem,. Tosia gada jak szalona, odmienia, teraz jest taka piękna. Czytając o Pestce widzę ją, wyobrażam sobie takiego ciemnowłosego anioła, z małym defektem, jednak ciemnego. To rzadkość. Tu to pasuje idealnie. I Marek płaczący, W życiu jest wiele chwil, w których człowiek płacze, mężczyźni jednak płaczą rzadziej, prawda? Cudne jest to, że narysowałaś Marka takiego realnego, z krwi i kości. Z jednej strony nie potrafił kochać dziecka, był w lesie, a z drugiej płacze od słów o pięknie. Najważniejszym pięknie. Żal mnie ogarnia, że opowiadanie się kończy, zostały jedynie dwa rozdziały. Jest takie życiowe, ale też bajkowe. Dobrze mieć takie miejsce gdzie można poczuć się jak w realu ale jednak jak w cudnej bajce :-) Pozdrawiam Cię mocno Małgosiu :-) |
MalgorzataSz1 2013.02.22 18:59 |
Abstrakt. Teraz idzie już z górki, bo i opowiadanie zmierza ku końcowi. Jeśli czytałaś uważnie, to z pewnością zauważyłaś, że nie ukonkretniam w nim żadnej daty. Posługuję się tylko porami roku, bo początek i koniec opowiadania zamykają się w okresie dwuletnim. Zamykają się w momencie, gdy Tosia kończy pierwszą klasę podstawówki. Dwa lata, to jednak sporo i wierz mi, że ciężko było je opisać w tylko dziewięciu rozdziałach. Jednak po doświadczeniach z ostatnim opowiadaniem obiecałam już sobie, że nie będę pisać elaboratów zawierających dwadzieścia i więcej rozdziałów, bo najczęściej czytelnik jest już wtedy znużony i mało zaciekawiony ich treścią. Postaram się pisać opowiadania krótsze, by czytający nie mieli problemu z przypomnieniem sobie, co było na początku. Trochę się rozpisałam nie na temat. Powiem tylko jeszcze, że właściwie wszystko rozegra się w ostatniej części. Będzie cud, miód i orzeszki, choć może nie tak do końca. Wdzięczna Ci jestem za te piękne i częste komentarze, które zawsze czytam z największą przyjemnością. Gorąco pozdrawiam. |
pożyczki pod zastaw nieruchomości (gość) 2014.03.13 13:00 |
Będę czytał częściej Twoją stronę! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz