15 luty 2013 |
ROZDZIAŁ 5
Zaskoczył ich tymi słowami. Nie tego się spodziewali. Wiedzieli, że od dawna nie układa się między Ulą i nim. Widzieli jak się dręczy stanem Pestki. Nie dziwili się, że to dziecko tak skutecznie odstręczyło go od siebie. Zresztą ich też. W kontaktach z Ulą i Tosią zawsze czuli się spięci. Nie mieli pojęcia jak zachować się w obliczu głośno piszczącego dziecka i jego niespodziewanych napadów złego humoru. Woleli trzymać się z daleka. To dziecko tak bardzo ich zawiodło. Zawiodło tym, że nie było z nim żadnego kontaktu. Jedynie Ula potrafiła odczytywać sygnały jakie dawało. Wielokrotnie namawiali Marka na rozwód upatrując w tym najlepsze wyjście z sytuacji. Przecież płaciłby alimenty i to na pewno wysokie. Jednak żadnemu z nich nie przyszło do głowy, że miłość jaką Marek darzy Ulę jest wielka i silna. Przez te kilka miesięcy ich nieobecności w kraju ich syn bardzo się zmienił. Przede wszystkim zmieniło się jego nastawienie do córki. Helena podniosła się z fotela. - No cóż… Zrobisz w takim razie jak zechcesz. My nie będziemy ci niczego narzucać. A lekarza poleciłam w dobrej wierze. To syn naszych znajomych i to od nich wiem, że jest bardzo dobrze wykształconym pediatrą. - Tak? To chyba kształcił się w Bangladeszu. W sprawie mojej córki nie zrobił kompletnie nic. Jeszcze rok, a ona zatrzymałaby się na takim poziomie jaki widzieliście w wigilię. Czy macie świadomość, że tylko do szóstego roku życia można jeszcze coś zdziałać z takim dzieckiem, że potem na naukę mowy jest już za późno? Pogratuluj swoim znajomym. Mogą być dumni z takiego syna, który zrobił z mojego dziecka niemal warzywo. Gdybym nie był tak zaabsorbowany rehabilitacją Tosi, już dawno napisałbym na niego skargę do Izby Lekarskiej i wyegzekwował solidne odszkodowanie. Zresztą kto wie, czy tego nie zrobię. Za bardzo jej zaszkodził i chyba nie powinienem tego tak zostawiać. Wyszli z jego gabinetu przybici. Ich jedyny syn właśnie dzisiaj odciął się od nich definitywnie. Nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Poszli jeszcze do Alexa, by i jego zaprosić na święta. W zimowe nie było go w kraju. Spędzał je w Mediolanie wraz z babcią staruszką. - Witaj Alex. – Krzysztof przywitał się z nim uściskiem dłoni. Helena ucałowała go w policzek. - Co za miła niespodzianka. Wróciliście i wyglądacie jakby ubyło wam lat. - Chcieliśmy zaprosić cię na święta. Zapewne już wiesz, że Paulinka przyjeżdża na całe dwa tygodnie. - Tak. Mówiła mi. Przyjadą wszyscy. Gino również. Zapowiada się, że będzie tłoczno u was w Wielkanoc. - Nie tak bardzo. Marek odmówił nam. - Jak to odmówił? Że co? Podał jakiś powód? - Ula i Tosia. To dwa powody, dla których nie chce przyjść. Trzeci jak twierdzi to ten, że chce zaoszczędzić Uli upokorzeń ze strony Pauliny. Rzeczywiście ostatnio może trochę przesadziła i wyolbrzymiła sprawę. Ula potraktowała to bardzo osobiście i wyjechała od nas wraz z dzieckiem w połowie kolacji. Paulina powiedziała również kilka ostrych słów do Marka i on również się wyniósł tuż po Uli. - No cóż… Moja siostra potrafi dogryźć. W takim razie dziękuję za zaproszenie. Przyjadę na pewno. Wyszły z budynku stowarzyszenia w radosnym nastroju. Pestka wyglądała na szczęśliwą. Radośnie podskakiwała krzycząc. ![]() - Ptywała mama! Ptywała! - Tak kochanie, pływałaś. Chyba ci się spodobało, co? - Tak. Ptywała. Rozdzwonił się telefon. Ula spojrzała na wyświetlacz i uśmiechnęła się. - Ciocia Viola dzwoni. – Powiedziała do córki. – Muszę odebrać. Halo. Cześć Viola. Co tam? - Cześć Ulka. Dzwonię tylko, żeby się upewnić co do jutrzejszego dnia. Nie zmieniliście planów mam nadzieję? - Nie Viola. Na pewno przyjedziemy. A ja mam do ciebie prośbę. Pestka koniecznie chce podarować Tomkowi prezent. I tak zadzwoniłabym do ciebie, żebyś podpowiedziała, co twój syn lubi najbardziej. Właśnie wybieramy się do galerii i nie chciałabym kupić czegoś, z czego byłby niezadowolony. - Ulka! Przecież wiesz, że nie musicie nic kupować. - Ale Tosia się uparła, a ja nie chcę jej pozbawiać radości. Powiedz mi. - No dobrze. Teraz na tapecie są klocki Lego, samoloty, samochody i pociągi. Wybierz, co chcesz. - Na pewno coś wybierzemy – roześmiała się Ula. – W takim razie do jutra. - Aha, Ula. Przyjedźcie wcześniej. Nawet o dwunastej. Pomożesz mi przy obiedzie, dobrze? Zawsze gotowałaś lepiej i lepiej przyprawiałaś. Teraz też na ciebie liczę w tej kwestii. - Dobrze. Będziemy koło południa. Może upiekę jakieś ciasto? - Nie. Ciasto już się piecze, a ty i tak masz wypełniony dzień. Czekamy na was. Do zobaczenia. Rozłączyła się i z uśmiechem popatrzyła na swoją pociechę. - To co skarbie? Pojedziemy do sklepu i wybierzemy Tomkowi prezent, tak? - Tak, tak, tak. Długo chodziły po galeriach aż w końcu zdecydowały się na kolejkę z mnóstwem wagoników, lokomotywą i torami. Kupiły też kolorowy papier, by móc opakować to ogromne pudło. Było jeszcze dość wcześnie. Ula zaparkowała samochód w podcieniach F&D i zadzwoniła do Marka. Odebrał niemal natychmiast. - Co tam kochanie? Jesteście już po basenie? - Tak i stoimy pod firmą. Możemy wejść? - Ula, dlaczego w ogóle pytasz? Oczywiście, że możecie. Nie byłaś tu chyba z pięć lat. Ja już zamawiam dla nas kawę a Pestce herbatę. Wchodźcie. Pomogła córce wysiąść i zamknęła samochód. - Wiesz gdzie jesteśmy? To firma taty. Czeka już na nas. – Pestka uśmiechnęła się szeroko. - Tata. Do taty. Wjechały windą na piąte piętro. Ula rozejrzała się ciekawie. Niewiele tu się zmieniło. Poza kolorem ścian, chyba nic więcej. Na widok Ani urzędującej w recepcji rozjaśniła jej się twarz. - Dzień dobry Aniu. – Przywitała się. Kobieta popatrzyła na nią zdumiona. Dobrze znała ten głos. - Ula! Dobry Boże! Jak dawno cię nie widziałam! Powinnaś częściej tu przychodzić. Niech cię uściskam. A co to za śliczna dziewczynka? – Pochyliła się nad Pestką. - Tosia – odrzekła mała rezolutnie. - Jakie masz piękne imię. Uściskasz mnie? – Pestka natychmiast przylgnęła do niej i wycisnęła jej na policzku buziaka. Ania zaśmiała się. - Ona w ogóle się nie ma oporów i jest bardzo otwarta. Już dawno nie widziałam takiego odważnego dzieciaka. Jest wspaniała. - To prawda. Jest bardzo ufna i ciągnie ją do każdego. Sama nie wiem, czy to dobrze. Marek u siebie Aniu? - Tak, u siebie. Przed chwilą zaniosłam tam dwie kawy i herbatę dla małej. U taty masz też kochanie trochę ciastek. Mam nadzieję, że ci posmakują. - Mniam. – Tosia uśmiechnęła się radośnie. – Mama, chodź. – Pociągnęła Ulę za rękę. - Muszę iść. Rozochociłaś ją tymi ciastkami. Na razie Aniu. Sekretariat był pusty. Odkąd Ula odeszła z F&D poświęcając się dla córki, urzędowała w nim tylko Violetta, a ta jak wiadomo, była jeszcze na zwolnieniu z powodu Tomka. Podeszły do drzwi gabinetu i zapukały cicho. - Proszę. – Pchnęły drzwi i weszły do środka. Tosia natychmiast podbiegła do Marka. - Tata, ptywała! - Pły-wa-łam. – Powtórz. - Pły-wa-łam. – Uśmiechnął się. - I jak było? Fajnie? - Fajnie. – Ucałował ją w policzki. - Cieszę się, że ci się podobało. Może kiedyś wybiorę się razem z tobą na basen? - Tak tata, tak. - Usiądź tutaj. Tu masz herbatkę a tu ciasteczka. Wcinaj. - Usadził ją na kanapie i podszedł do Uli przytulając ją do siebie i całując. - Witaj kochanie. Cieszę się, że przyszłyście. Przynajmniej ta wizyta będzie miła. - A co? Miałeś już jakąś niemiłą? - Niestety miałem. Miałem nalot moich rodziców i jestem wściekły. - Dlaczego? Westchnął ciężko i usiadł obok niej na kanapie kładąc rękę na jej ramieniu. - Wiesz, po co przyszli? Przyszli zaprosić mnie na święta. Paulina przyjeżdża z rodziną na dwa tygodnie a oni są przeszczęśliwi, że będą mieli na dłużej Sergia, bo bardzo za nim tęsknią. Wściekłem się i nawrzucałem im. Powiedziałem, że szkoda, że nie tęsknią tak za swoją prawdziwą wnuczką jak za tym przyszywańcem. Przypomniałem, że nie jestem sam i od siedmiu lat mam żonę i córkę. I jeszcze to, że już nigdy nie zasiądę do świątecznego stołu razem z Pauliną i że nie dopuszczę już nigdy więcej, by upokarzano ciebie i Tosię. Poruszyłem też temat tego lekarza, który wcześniej leczył małą. Okazało się, że to syn jakichś mamy znajomych i to od nich dowiedziała się, jaki on jest świetny. Uświadomiłem jej, że to on głównie przyczynił się do zahamowania rozwoju mowy naszej córki i że nie zostawię tak tego. Postanowiłem, że złożę skargę na niego do Izby Lekarskiej. Niech przyjrzą się jego działalności, bo zamiast leczyć, szkodzi tylko pacjentom. Popatrzyła na niego. Był naprawdę wzburzony. Po raz pierwszy bronił jej i Pestki przed własnymi rodzicami. Pogładziła go po dłoni. - Niepotrzebnie się nakręcasz. Szkoda nerwów. To, że się wściekasz nie zmieni ich stosunku do nas. Nie przeskoczymy tego i jedyne, co możemy zrobić to pogodzić się z tym. Ja i tak nie poszłabym już do nich. Pestki też bym nie pozwoliła ci zabrać. Tkwi we mnie zbyt wiele żalu. Nie potrafię się go pozbyć. A święta spędzimy w domu. Zobaczysz, że będą równie udane jak u twoich rodziców. Zaprzęgnę ciebie i Pestkę do malowania pisanek. Pójdziemy do kościoła, żeby je poświęcić. Tosia nigdy nie była w kościele nie licząc jej chrztu. Ciągle się obawiałam, że może zakłócić mszę. Teraz jest zupełnie inaczej, bo więcej rozumie. Może w drugi dzień świąt zaprosimy do nas moją rodzinę? Dawno ich nie widziałam, a telefony nie zniwelują tęsknoty. – Ścisnęła mu dłoń. – Mimo tej całej sytuacji cieszę się. Wiesz, dlaczego? Bo po raz pierwszy stanąłeś w naszej obronie. To dowód na to jak bardzo przewartościowałeś swoje poprzednie życie. Jestem z ciebie naprawdę dumna. – Przytulił się do jej warg. ![]() - Nie mogłem inaczej, za bardzo was kocham. W sobotnie popołudnie podjechali pod blok, w którym mieszkali Olszańscy. Weszli na pierwsze piętro i zadzwonili do drzwi. Otworzył im uśmiechnięty od ucha do ucha Sebastian. - No nareszcie kochani. Doczekaliśmy się. Długo was u nas nie było. Wchodźcie. Chodź Tosiu, wujek pomoże ci się rozebrać. Na horyzoncie pojawiła się Violetta z Tomkiem witając ich wylewnie. Tomek wyciągnął do Tosi rękę. - Cześć Tosiu, cieszę się, że przyszłaś. – Marek popatrzył z uśmiechem na chłopca. - No, no, Olszański, rośnie ci tu prawdziwy dżentelmen. Tu Tomeczku jest prezent od Tosi dla ciebie. Dasz radę udźwignąć? – Maluchowi zaświeciły się oczy. - Dam, a co to jest? - To niespodzianka. Tosia sama wybierała. Rozpakuj. Tomek złapał Tosię za rękę i cmoknął ją w policzek. - Dziękuję Tosiu. Jak przyjadę do ciebie, też kupię ci prezent. Pomożesz mi rozpakować? - Tak. Pociągnął ją na dywan leżący na środku salonu i tam położył to wielkie pudło. Zaczęli obdzierać je z papieru. Tymczasem panowie usiedli na kanapie obserwując poczynania dzieci. Sebastian nalał im po kieliszku koniaku. - Za spotkanie stary. Brakowało mi ich. Mam nadzieję, że będą kolejne. Zmieniłeś się. Zmieniłeś na lepsze przyjacielu. Masz wspaniałą żonę i córkę. Dobrze, że to zrozumiałeś. - Zrozumiałem Seba. Długo błądziłem, bałem się kontaktu. Nie uwierzysz, ale gdy po raz pierwszy przytuliłem Pestkę w szpitalu przed operacją, poczułem zniewalające szczęście. Bardzo ją kocham i bardzo kocham Ulę. Miotałem się jak ranne zwierzę, gdy odeszła, a cisza panująca w domu coraz bardziej przytłaczała mnie swoim ciężarem. Kiedy w desperacji pojechałem do Rysiowa z zamiarem zabrania ich z powrotem do domu, Ula powiedziała mi, że nigdy tam nie wróci i jeśli zależy mi na niej i na uratowaniu małżeństwa, muszę zaakceptować naszą córkę. To było łatwiejsze niż przypuszczałem i do dziś nie mogę sobie wybaczyć, że tak długo izolowałem się od nich. Teraz jednak staram się z całych sił wszystko nadrobić. Dużo pracuję z Pestką. Uczę ją różnych rzeczy. W bardzo krótkim czasie zaczęła składać słowa. Z każdym dniem jest coraz lepiej, co napawa mnie nadzieją i dumą. - To widać Marek. Ona bardzo się zmieniła. Jest otwarta i ufna. Można z nią porozmawiać. To świetny dzieciak stary, naprawdę świetny. - Tata, zobacz! Kolejka! Jaka duża i piękna. Super wybrałaś Tosiu. Złożymy ją? - Tak. – Roześmiała się wdzięcznie. - Świetnie się dogadują. Ty też możesz być dumny z syna. Całe szczęście, że nie odziedziczył temperamentu po szalonej Violetcie, bo miałbyś tu prawdziwe ADHD. - Dokładnie stary. – Zachichotał Olszański. – Dokładnie. Tymczasem dziewczyny rozmawiały w kuchni. - Jak ci się układa z Markiem? Ostatnio jak się widziałyśmy, nie miałaś zbyt szczęśliwej miny. - To prawda, ale od tego czasu wiele się zmieniło. On się zmienił. Bardzo mnie wspiera. Dużo czasu poświęca Pestce. Pracuje z nią. To już nie ten Marek, co kiedyś. Marek, który unikał kontaktu z własnym dzieckiem. Myślę, że wreszcie coś do niej poczuł. Pierwszy raz zauważyłam to w szpitalu wtedy, gdy operowano Tosię. Był z nami cały czas. Kiedy po raz pierwszy wziął ją na ręce, chyba coś w nim pękło. Obserwowałam jego twarz i wiesz, co zobaczyłam? Błogi spokój i szczęście. Wtedy uwierzyłam, że wszystko będzie dobrze. - Cieszę się Ula. Naprawdę. Źle was traktował, ale choroba Tosi chyba go przerosła. Bał się odpowiedzialności za to, co sam stworzył. Dobrze, że przełamał w sobie ten strach. Dobrze dla ciebie a przede wszystkim dla Pestki. - Viola sięgnęła na półkę i wyciągnęła czerwone wino, ale Ula odmówiła. - Ja będę prowadzić. Marek pije z Sebą, a ktoś bezpiecznie musi nas zawieźć do domu. Powiedz lepiej, co przyprawić. - Spróbuj rosół i sos. Jakoś nie mogę się doszukać smaku ani w jednym ani w drugim. Ja pokroję ciasto i zrobię kawę. - Są za mało słone. Masz maggi? To w zupełności wystarczy i będą smakować tak jak powinny. Może trzeba obrać ziemniaki? - Nie Ula. Zrobiłam kopytka, bo nieźle mi wychodzą. Do tego żeberka i surówka. - Pycha. Jestem pod wrażeniem. Na obiad jeszcze trochę za wcześnie. Pomogę ci z kawą. Rozłożyły wszystko na stole i dołączyły do mężów. - Patrzcie jak grzecznie bawią się nasze dzieci. Ale dostałeś piękny prezent od Tosi. Dasz radę złożyć sam? - Nie składam sam mamuś. Tosia bardzo mi pomaga, widzisz? Dzieci zajęły się układaniem torów a dorośli wspominali dawne czasy. - A wiesz Ula, jak zostałaś prezesem i wyrugowałaś Marka z firmy on nie zrezygnował. Nakłaniał mnie, bym ci pomagał, sam też to robił. Zwykle spotykaliśmy się w parku w porze lunchu. Za każdym razem katował mnie i zmuszał, bym opowiadał mu, co robisz, czy dajesz sobie radę i jak jesteś ubrana. Wtedy nie traktowałaś go zbyt dobrze i nie ma się co dziwić, bo ani on, ani ja nie byliśmy aniołkami i mocno dokuczyliśmy ci. Ja ciągle widziałem bezcelowość jego zabiegów. Na jednym z takich spotkań powiedziałem mu, żeby odpuścił. Powiedziałem, że na świecie jest mnóstwo innych lasek, które może mieć w każdej chwili. Wiesz, co odpowiedział? „Nie będzie żadnej innej Seba. Będzie tylko ona. Tylko ona”. Kochał cię jak wariat. Dopiął swego. To, co zrobił na pokazie, było piękne i zaskoczyło chyba wszystkich. ![]() - To prawda. Kochałem Ulę bez pamięci. Oszalałem na jej punkcie. To się nie zmieniło Seba. Nadal kocham ją tak jak wtedy. Jest miłością mojego życia. Policzki Uli płonęły. - Marek przestań, bo czuję się zażenowana. Możemy zmienić temat na jakiś weselszy? Na przykład jak Pshemko podbijał cenę własnej kreacji przez Internet. – Marek roześmiał się. - Prawie udławiłem się własnym językiem, gdy dowiedziałem się, że to on za tym stoi. Niezłe jazdy miał nasz mistrz trzeba przyznać. Kiedyś wpadł w taką furię, że latało wszystko, co miał pod ręką. Akurat wszedłem do pracowni zupełnie nieświadomy, co tam się dzieje. Jakiś fruwający wieszak zwalił mnie z nóg. Wtedy Pshemko się opamiętał. Wystraszył się, że mnie zabił. Ha, ha, ha. Dzięki Bogu też trochę oklapł na stare lata. Dobrze, że jest Wojtek. Teraz to on ciągnie to wszystko i tylko konsultuje z ojcem projekty. Na szczęście odziedziczył po nim talent i projektuje świetnie. - Wypijmy za stare, nie zawsze dobre czasy. – Sebastian podniósł kieliszek. – Zdrowie. - Mama, pić. – Usłyszeli cichy głos Pestki. - Chodź kochanie. Ciocia zrobiła ci dobrej herbatki. Może zjesz trochę ciasta? - Tak. Mniam. Viola nałożyła jej niewielki kawałek na talerzyk i podała łyżeczkę. - Proszę skarbie. Smacznego. Tomuś chcesz też? - Poproszę. Skoro Tosia mówi, że smaczne, to powinienem spróbować. Ula uśmiechnęła się. - Wiesz Viola jestem pełna podziwu, jak dobrze wychowujecie synka. Jest bardzo bystry i ma duży zasób słów. Wspaniały chłopak. Tylko kilka miesięcy różnicy między nim a Tosią. Zazdroszczę, że ma taką łatwość wymowy. - Ula. – Odezwał się Sebastian. – Nie zazdrość. Porównuję Tosię z grudnia i Tosię teraz. Różnica jest kolosalna. Wtedy nie mówiła właściwie wcale, a teraz? Dokonujecie oboje cudu. To dziecko robi niesamowite postępy. Podziwiamy was oboje za determinację, upór i konsekwencję. Ani się obejrzysz i stwierdzisz, że jesteś zmęczona jej paplaniną. Zobaczysz. - Obyś miał rację Sebastian. Obyś miał rację. – Poczuła szarpnięcie za rękaw. - Mama, już. – Tosia pokazała jej pusty talerzyk. Pogładziła ją po główce. - Ślicznie zjadłaś córeczko. Brawo. Tomaszek też już zjadł. Pobawcie się jeszcze trochę a potem podamy obiadek. Miło spędzili ten dzień. Zgodnie stwierdzili, że muszą to częściej powtarzać. Dzieci nie mogły się rozstać. - Ciociu, a będę mógł przyjechać do Tosi? – Dopytywał się Tomek. - Oczywiście kochanie. Umówimy się z rodzicami na jakąś sobotę i tym razem wy przyjedziecie do nas. Tosia podobnie jak ty, ma mnóstwo zabawek. Jest w czym wybierać i na pewno nie będziecie się nudzić. Wracali. Ula prowadziła ostrożnie. Prowadziła Lexusa, ukochane cacko Marka. Tosia przysypiała w foteliku, a Marek uśmiechał się do swoich myśli. - Było naprawdę miło, nie? Już nie pamiętam kiedy spędziłem tyle czasu z moim najlepszym przyjacielem. Powtórzymy to prawda? Może po świętach? Będzie wtedy więcej czasu. - Powtórzymy Marek. Ja też jestem bardzo zadowolona z tej wizyty. Nasza córka zachowała się wspaniale. To dzięki temu, że synek Olszańskich jest takim świetnym dzieciakiem. Jest bardzo ugodowy i nie wykłócał się z nią o bzdury. Było naprawdę super. Mam do ciebie prośbę. Może pojechalibyśmy jutro do Rysiowa? Przy okazji zaprosilibyśmy moich na święta? Stęskniłam się za nimi. W tygodniu nie ma jak się tam wybrać, bo wypełniony jest rehabilitacją Tosi. Ona też pewnie chętnie uściska dziadków. - Nie ma sprawy kochanie. Pojedziemy, tylko zadzwoń jutro rano i uprzedź ich o tej wizycie, żeby nie byli zaskoczeni. - Zadzwonię. Na pewno zadzwonię. |
Ania (gość) 2013.02.15 22:02 |
Gosiu Jak zawsze piekne i wzruszające opowiadanie.Cieszę się z kolejnej cześci.Marek dobrze powiedział rodzicom.Powinni się raz a dobrze zastanowić.Fajnie ,że Marek stanął w obranie Uli i Pestki widać ,że bardzo je kocha.Mała była na basenie fajnie i poszła potem po prezent dla Tomka :) .Super ,że Viola i Seba nie odwrocili sie od Uli ,Marka.Prawdziwi przyjaciele ,, Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie''.Podobała mi się reakcja Ani ciepło i miło przyjeła nie tylko Ule ale i Tosie :) Tosia z Tomkiem się bawiła słodkie. Czekam na kolejna czesc.ładny rysunek. Ania. |
MalgorzataSz1 2013.02.15 22:08 |
Aniu. Rysunek jak rysunek, nic szczególnego, ale nie mogłam znaleźć nic adekwatnego. Dobrzańscy jeszcze trochę napsują krwi swojemu synowi. On jednak już zrozumiał i przejrzał na oczy i całym sercem odda się rehabilitacji Pestki. Pomoc Olszańskich okaże się nie do przecenienia. Są naprawdę oddanymi przyjaciółmi, co udowodnią w kolejnych rozdziałach. Dziękuję, że przeczytałaś i dziękuję za miły wpis. Serdecznie Cię pozdrawiam. |
Marcysia (gość) 2013.02.15 23:13 |
Gosiu. Jak cudownie i sielankowo :) Wszystko
idzie tak, jak powinno - dzieci rosną, dorośli dobrze czują się w swoim
towarzystwie. Przykro mi tylko z powodu Dobrzańskich - seniorów, ich
nastawienia i tego braku empatii. Skoro tak kochają Marka, to powinni go
wspierać w wyborach i cieszyć się tym, że teraz właśnie jest naprawdę
szczęśliwy... Czekam na kolejną część :) |
miki (gość) 2013.02.15 23:18 |
rodzice Marka się popisali,namawiać syna by się rozwiódł z żoną z powodu chorego dziecka to szczyt,ale czego można się spodziewać po ludziach dla których liczy się tylko co inni powiedzą.Aż dziwne że Marek wychowany w takiej atmosferze potrafił przezwyciężyć swoje uprzedzenia.Nasz stosunek do słabszych mówi o tym jakimi jesteśmy ludźmi. |
MalgorzataSz1 2013.02.16 08:46 |
Marcysiu i Miki. Odpowiem Wam jednym komentarzem, bo macie dość podobne odczucia. Dobrzańscy nadal nie potrafią stanąć na wysokości zadania i pogodzić się z faktem, że mają wnuczkę różniącą się od innych dzieci, a przecież powinni kochać ją bez względu na wszystko. Ja sama dość często spotykałam się ze stwierdzeniem, że dziadkowie bardziej kochają swoje wnuki niż kochali własne dzieci. Niestety nie ma to przełożenia w sytuacji, którą opisuję. Pokazałam tu seniorów Dobrzańskich jako snobów a w ich snobistycznym świecie nie ma przypadków zespołu Downa, bo wszystko powinno być idealne. Swoją postawą przypominają zachowanie wyniosłej Pauliny i w zasadzie nie potępiają jej za incydent przy wigilii. To znowu Marek okazuje się tym gorszym, który nie potrafi ich zrozumieć, choć niedawno prezentował podobne do nich stanowisko. Seniorzy do tego stopnia są niechętni Uli i Pestce, że jako jedyne wyjście z sytuacji i uczynienie Marka szczęśliwym, widzą w rozwodzie. To nawet dla mnie obrzydliwe podejście, w którym kompletnie brak współczucia i innych ludzkich odruchów. Marek też był taki, jednak pod wpływem Uli zaczął się zmieniać i wreszcie postrzegać swoje dziecko tak jak powinien. Widocznie pozostały w nim jeszcze resztki wrażliwości i przyzwoitości. Miki, piękne zdanie napisałaś na koniec. "Nasz stosunek do słabszych mówi o tym jakimi jesteśmy ludźmi." Ja podpisuję się pod nim obiema rękami, bo to niezwykle mądre słowa. Dziękuję Wam bardzo dziewczyny za wpisy i obie serdecznie pozdrawiam. |
Ania (gość) 2013.02.16 09:07 |
Gosiu Ja zawsze chętnie przeczytam Twoje opowiadanie :) i skomentuje.Jeżeli chodzi o rysunki wiesz ,że możesz zawsze wziąśc moją grafikę. Pozdrawiam Cię serdecznie Ania:) |
MalgorzataSz1 2013.02.16 09:35 |
Aniu. Wiem i dlatego tak chętnie korzystam z Twoich prac, bo są piękne i urzekające. Wdzięczna też jestem za to, że zerkasz na opowiadania. Przesyłam buziaki. |
Amicus (gość) 2013.02.16 12:10 |
Małgosiu, kolejna cudowana część. Olszańscy super! Aż nie chce się wierzyć, że bawidamek Seba i postrzelona Viola wychowali syna na takiego fajnego chłopca. A Marek... wreszcie pokazał rodzinie, że jego małżeństwo i córka to w jego życiu dwa priorytety. Kocha Ulę ponad wszystko, Tosia zaczyna być coraz ważniejsza. Stał się odpowiedzialny za to, co stworzył. Jest teraz odpowiedzialnym ojcem i dobrym mężem. Widząc jego postawę wierzę, że z czasem i Dobrzańscy się przekonają do jego dwóch kobiet. Pozdrawiam :) |
MalgorzataSz1 2013.02.16 12:34 |
Bardzo dziękuję Amicus za komentarz. Powoli wszystko zaczyna wychodzić na prostą. Każdy z bohaterów przechodzi własną przemianę. To dowód na to, że człowiek, jeżeli tylko chce, potrafi się zmienić. Kolejny rozdział po niedzieli. Miłego weekendu. Pozdrawiam. |
truskaweczka (gość) 2013.02.16 16:37 |
Ojej!! Nie było mnie raptem tydzień, wracam po
feriach, siadam do kompa, a tu u Cb 4 następne rozdziały!! Nawet nie
rozpakowałam walizek i od razu zabrałam się za czytanie. Wiedziałam, że Marek się opamięta, zmieni ,przełamie strach i opór i na nowo nauczy się kochać swoją rodzinę. Mam nadzieję, że jego rodzice również do tego dojrzeją. Nie jestem w stanie teraz wiele napisać, bo wciąż muszę jeszcze powstrzymywać napływające do oczu łzy, nie wiem czemu, ale jakoś strasznie mnie wzruszyły te notki, no ale coś koniecznie chciałam napisać. Przepraszam, że dopiero teraz przeczytałam, ale w górach byłam kompletnie odcięta od zasięgu i internetu. Czekam na ciąg dalszy:) Buziaki:**** |
Marcysia (gość) 2013.02.16 19:54 |
Gosiu, u mnie kolejna częśc opowiadania :) |
MalgorzataSz1 2013.02.17 09:10 |
Truskaweczko. Mam nadzieję, że pobyt w górach udany i cieszę się, że nadrobiłaś zaległości. W opowiadaniu wszystko zmierza do szczęśliwego końca. Jak pisałam wyżej, wszyscy przejdą przemianę i wiele zrozumieją. W przyszłym tygodniu, chyba we wtorek następny rozdział. Bardzo dziękuję Ci za wpis i serdecznie pozdrawiam. |
Ania (gość) 2013.02.17 15:16 |
zapraszam Cię Gosiu serdecznie nowa notka :) http://www.gosia-sochaa.blogspot.com/ |
kawi :) (gość) 2013.02.17 18:50 |
Gosiu! Świetne notki, cieszę się, że Marek zrozumiał swój błąd i teraz stara się wszystko naprawić. Sądziłam, że jego przemiana potrwa dłużej, zaskoczyłaś mnie , pozytywnie oczywiście. Nie rozumiem Dobrzańskich, Tosia choćby była na końcu świata to zawsze pozostanie ich wnuczką i raczej nigdy tego nie zmienią, nie umieją pogodzić się z faktem, że to dziecko jest ich syna, co z tego, że chore? Jak chore to znaczy, że jakieś gorsze? Mam nadzieję, że w końcu zmięknął i pewnego dnia przywitają Pestkę z otwartymi ramionami. Spotkanie Olszańskich z Dobrzańskimi było bardzo spokojne, spędzili je w miłej atmosferze. Jestem ciekawa po jakim czasie Ula będzie zmęczona gadaniną Pestki, gdy ta już zacznie płynnie mówić. Serdecznie pozdrawiam i zapraszam do mnie na nn ;) |
MalgorzataSz1 2013.02.17 19:43 |
Kawi. Dobrzańscy jeszcze długo nie pogodzą się z faktem upośledzenia swojej wnuczki. Z ich strony, a raczej ze strony Heleny to czysta hipokryzja wziąwszy pod uwagę fakt, że przecież prowadzi fundację, której działalność ma na celu pomoc chorym ludziom. Natomiast Ula pewnie nigdy nie zmęczy się paplaniem Tosi. Zbyt wiele pracy wkładają oboje w rozwój jej mowy, by tak się stało. Bardzo dziękuję za wpis, pozdrawiam i już przenoszę się na Twój blog. |
Abstrakt (gość) 2013.02.17 19:57 |
Małgosiu, i zrobiło się ciepło, ciepło na sercu. Pestka idzie jak burza, rodzina w komplecie, miłe popołudnia, zabawy dzieci. Coś czuję, że pełna akceptacja otoczenia Pestki da jej taką siłę, że wybije ją ponadprzeciętnie. Szczególnie jej taty. A składanki z małym Tomkiem będą zaczynem do bardzo dobrego chleba. Dziś niedziela, a nie ukrywam, że mam chętkę na ciąg dalszy, może już niedługo, bo po świętach coś drgnie u seniorów.... Fajnie byłoby gdyby przyznali błąd i przełamali lęk.... Będę czekać na tą chwilę :-) Pozdrawiam Cię Małgosiu ;-) |
MalgorzataSz1 2013.02.17 20:06 |
Abstrakt. Ten rozdział mimo, że nieco zaburzony wizytą seniorów, mógł wydawać się sielankowy. Olszańscy okazali się dobrymi przyjaciółmi a dzieci polubiły się. To nie będzie bez znaczenia w dalszych częściach opowiadania. Na pewno będzie miłość i szczęście i mnóstwo pozytywnych odczuć, choć wiadomo, że Pestka nigdy nie będzie funkcjonować jak zdrowe dziecko, bo zawsze będzie odstawać. Ula i Marek ze wszystkich sił starają się poprzez pracę z nią zniwelować skutki tego nadprogramowego chromosomu i zaczynają odnosić sukcesy, bo Pestka robi postępy. Szykuję kolejne niespodzianki z nią związane, ale z pewnością nie taką, że jej upośledzenie zniknie, bo to niemożliwe, a ja nie chciałabym, żeby tą historię którą potraktował jak wyssaną z palca. Pisałam już gdzieś wyżej, że następny rozdział we wtorek i już Cię na niego serdecznie zapraszam. Dziękuję też pięknie za komentarz. :) |
kawi :) (gość) 2013.02.18 15:01 |
Zapraszam do mnie na miniaturkę! Pozdrawiam kawi :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz