Łączna liczba wyświetleń

15385015

wtorek, 6 października 2015

"POKOCHAJ MNIE TATO" - rozdział 4

12 luty 2013
ROZDZIAŁ 4


Dojechali. Marek natychmiast wyskoczył z auta i podbiegł do samochodu Uli. Wysupłał Tosię z fotelika a następnie wyjął z bagażnika torby. Poszedł przodem i ściągnął windę. Gdy weszli do niej Ula spytała.
- Masz w ogóle coś do jedzenia w domu? Pestka musi jeszcze zjeść jakąś kolację. – Poskrobał się po głowie i zrobił nieszczęśliwą minę.
- Nie denerwuj się kochanie. Jak tylko rzucę te torby, pojadę na zakupy. Powiesz mi, co będzie potrzebne? Tak naprawdę to ja nie wiem, co ona lubi jeść. – Pokręciła głową.
- Oj Marek, Marek. Jeszcze wielu rzeczy będziesz musiał się nauczyć. Ona je wszystko to, co zdrowi ludzie. Ja jedynie dbam, by nie były to tłuste rzeczy i nietuczące. Wiesz, że dzieci z zespołem Downa mają duże inklinacje do nadwagi? Trzeba uważać, by nie przekarmiać Pestki i nie wmuszać w nią nic na siłę. W domu dam ci listę zakupów. Muszę się tylko zorientować, co jest a czego nie ma.

Zaopatrzony w długą listę podjechał pod najbliższy market. Kupił wszystkie rzeczy i zadowolony wrócił do domu. Zastał je obie w kuchni. Ula parzyła herbatę, a Pestka z zacięciem smarowała po swojej tablicy.
- Już jestem – powiedział kładąc pełne siatki na blacie. - Rozbiorę się tylko i powkładam to do lodówki. Miałem szczęście, bo przywieźli drugi rzut pieczywa. Jeszcze ciepłe. Kupiłem kilka chrupiących bułeczek. Tosia na pewno chętnie zje.
- Dzisiaj raczej nie. Rana jest zbyt świeża. Dam jej tylko jogurt. To z pewnością łatwiej przełknie.
Czekając aż Ula naszykuje kolację przykucnął przy małej obserwując, co rysuje. Nie widział w tym większego sensu a tylko same bohomazy. Wziął kawałek kredy do ręki i spytał.
- Chcesz, żeby tata narysował domek? Zobaczysz jakie to łatwe do zrobienia. Spójrz. Najpierw dwie kreski pionowe, potem dwie kreski poziome. Teraz skośny dach. Tu damy okno a tu drzwi. Proszę bardzo. Ładny? – Pestka wydała z siebie przeciągły pisk radości. Uśmiechnął się i pogładził ją po głowie. – A teraz ty. Spróbuj sama. Na pewno potrafisz. Patrz na mój rysunek i maluj według wzoru.
Przygryzała język i mozolnie przyciskając kredę do tablicy i patrząc na rysunek Marka zrobiła pierwszą kreskę.
- Pięknie kochanie! A teraz druga kreska. – Kiedy pociągła i drugą Marek powiedział. – Ula, ona wydaje się wszystko rozumieć. Nie mówi, ale rozumie. Zobacz, co narysowała. Kwadrat niemal taki sam jak mój. Wystarczy jej tylko pokazać a ona już wie, co robić. Nie uważasz, że to bardzo pocieszające i dobrze rokuje na przyszłość? Zakup tej tablicy to był dobry pomysł. – Ula roześmiała się.
- I to w dodatku nie mój tylko jej. Sama wybrała sobie prezent pod choinkę.
- No proszę. A może ona ma talent plastyczny i trzeba jej tylko trochę pomóc? Jutro kupię farbki i nauczę ją malować pędzlem, co ty na to Ula?
- Ja jestem za. Każda forma aktywności jest dla niej zbawieniem i rozwija ją. Kup te farby. Zabawa z kolorami też może być dla niej czymś bardzo pozytywnym. Teraz jednak siadaj do stołu. Chodź Tosiu, mama umyje rączki.
Siedział z nimi przy stole i czuł ogromną radość i spokój. Już nie pamiętał kiedy ostatni raz siedzieli wspólnie przy posiłku. Tych nielicznych, świątecznych dni spędzanych u jego rodziców nie brał w ogóle pod uwagę. To się nie liczyło. Uścisnął dłoń swojej żony i podniósł ją do ust.
- Dziękuję ci kochanie za cały dzisiejszy dzień i za tą pierwszą od lat, wspólną kolację. Jestem szczęśliwy.
- Naprawdę?
- Wierz mi, już dawno tak się nie czułem. Straciłem pięć długich lat z życia naszej córki i pięć długich lat wspólnego życia z tobą. Byłem cholernym głupcem i cholernym tchórzem, że nie potrafiłem docenić tego, co mam. Dostałem nauczkę i wyciągnąłem z niej wnioski. Już nie zepsuję tego Ula, bo gdybyś ponownie miała powód, by mnie opuścić, chyba palnąłbym sobie w łeb. – Uśmiechnęła się łagodnie słysząc te słowa.
- Ty tylko nas kochaj, bądź dla nas dobry. Poświęć nam trochę czasu. Pomóż, gdy opadam z sił, a zapewniam cię, że nie będzie powodu, dla którego miałabym stąd odejść.
- Tak właśnie będzie. Zobaczysz. Posprzątam po kolacji a ty uśpij Pestkę. Jeszcze tego nie potrafię, ale nauczę się, obiecuję.
- To nic trudnego Marek. Wystarczy ją mocno przytulić i kołysać, a szybko zaśnie. Nauczysz się.
Wykąpała małą i zaprowadziła ją do jej pokoju. Posadziła ją na łóżku i przykucnęła.
- Od dzisiaj kochanie będziesz spała w swoim pokoju. Jesteś już przecież dużą dziewczynką i nie powinnaś ze mną spać. Ja przytulę cię mocno i poczekam aż zaśniesz. Gdybyś się obudziła, to nie bój się. Tuż obok jest nasza sypialnia i jak tylko będziesz chciała to przyjdziesz do nas. Nie musisz płakać za każdym razem jak się obudzisz, bo my jesteśmy tu blisko, za ścianą. Zapamiętasz?
- Ta. – Potarła śpiące powieki.
- Kocham cię mój największy skarbie. A teraz do łóżeczka i przytul się mocno do mnie. – Zanuciła jedną z jej ulubionych kołysanek. Mała przylgnęła do niej jak magnes. Nie minęło dziesięć minut a już spała jak suseł. Ula popatrzyła na drobną twarz swojej córeczki. – Dzisiaj odzyskałaś tatę. Lepiej późno niż wcale. Masz szczęście maleńka. Masz szczęście i ja chyba też.
Ten dzień był ciężki. Wyszła z pokoju Tosi i poczuła się zmęczona. Umyła się, przebrała w koszulę nocną i powędrowała do sypialni. Wykąpany Marek już leżał w łóżku i kiedy weszła uśmiechnął się szczęśliwie.
- Wróciłem kochanie tak jak obiecałem.
Położyła się opierając głowę na jego ramieniu.
- Jestem taka śpiąca i tak bardzo zmęczona. Pewnie oczekiwałeś więcej, ale padam z nóg.
- Nie oczekiwałem wiele Ula i nie jestem rozczarowany. Chciałem jedynie móc cię przytulić i patrzeć jak zasypiasz w moich ramionach. Nic więcej. Śpij więc kochanie i odpoczywaj. Zasłużyłaś. Dobranoc.

Ocknęła się nagle i omiotła wzrokiem skąpaną w zimowym słońcu sypialnię. Spojrzała na zegar i z przerażeniem stwierdziła, że jest już godzina dziesiąta. Zerwała się z łóżka i pobiegła do pokoju swojej córki. Nie było jej tam. Nagle usłyszała jej śmiech. Dobiegał z kuchni. Przebiegła korytarz i zatrzymała się w progu. Jej mąż i córka siedzieli przy stole i zajadali lody. Pestka na jej widok zsunęła się z krzesła i podbiegła do niej z wyciągniętymi rękami.
- Maaa! – Podniosłą ją i ucałowała jej policzki. Niepewnie spojrzała na Marka.
- Dzisiaj też nie idziesz do pracy?
- Kochanie, jest sobota. Wyspałaś się przynajmniej?
- Wyspałam. Nareszcie. Trzeba chyba przewinąć Pestkę i zrobić wam jakieś śniadanie.
- Ula, usiądź. Pestkę przewinąłem. Podałem spray i zrobiłem śniadanie. My już jedliśmy. Zaraz zrobię ci kawę. – Wbiła w niego pełne zdumienia oczy.
- Przewinąłeś ją? Jak?
- Nooo… znalazłem pampersy i jak tylko ją umyłem, zapakowałem ją w jeden z nich. Mieliśmy frajdę przy kąpieli, prawda Tosiu? Topiliśmy gumową kaczkę. – Mała roześmiała się głośno.
- Kaka. – Ula zaskoczona spojrzała na córkę.
- Coś ty powiedziała? Marek, słyszałeś to? Po raz pierwszy złożyła słowo. Powiedz jeszcze raz kochanie.
- Kaka. Taa.
- O mój Boże, Marek. Ona zaczyna mówić. To cud. – Rozpłakała się tuląc Pestkę do siebie. Mała przyłożyła obie dłonie do jej policzków wycierając łzy.
- Ne, ne. Ne.
- To ze szczęścia kochanie. Sprawiłaś nam dzisiaj ogromną niespodziankę. Poczekaj. Mama się trochę ogarnie i zaraz do ciebie przyjdzie.
Usadziła ją na kuchennym taborecie i pobiegła do łazienki. Stojąc pod prysznicem dała upust emocjom. Płakała jak dziecko. Nareszcie przełom. Wystarczyło uwolnić niewielki kawałek języka i drugiego dnia po operacji jej dziecko zaczęło mówić. To tak, jakby złapała drugi oddech. Poczuła przypływ energii. Będzie dalej walczyć o sprawność Tosi. Marek się zmienił. Pomoże jej, a ona nauczy go kochać to dziecko ze wszystkich sił. Wyszła z łazienki i usiadła przy stole. Marek już stawiał przed nią parującą kawę i gotowe śniadanie.
- Zjedz Ula. Potem ubierzemy się i pojedziemy na zakupy.
- Na zakupy? A co chcesz kupić?
- Kupimy farbki dla Tosi i dużo papieru, na którym będzie mogła malować. Może jakieś zabawki rozwijające zdolności dziecka, może klocki z literkami? A potem zabiorę was do ZOO. Wiesz Tosiu, co to ZOO? To taki duży park, w którym można obejrzeć różne zwierzątka. Na pewno ci się spodoba. Chcesz go zobaczyć?
- Ta. – Pisnęła.
- Ubierzemy się ciepło, bo chyba jest lekki mrozik, ale pogoda wymarzona.
Słuchała jego słów jak zaczarowana. Ciągle nie mogła uwierzyć w tę przemianę. To świadczyło, że jednak nadal darzy ją mocnym uczuciem i nie chce bez niej żyć. Może Pestkę pokocha tak samo? Dopiła kawę i wstała od stołu.
- To co, zbieramy się? Chodź Tosiu, ubierzemy się ciepło i pojedziemy na wycieczkę.

Od tego dnia spędzał z córką mnóstwo czasu. Całe popołudnia poświęcał właśnie jej. Od tego czasu nigdy nie wziął roboty do domu. Dzień w pracy starał się wykorzystywać do maksimum tak, by nie musieć zaprzątać sobie głowy służbowymi sprawami w domu. W ten sposób odciążał Ulę, która była z Pestką do południa. To nadal głównie na niej spoczywał ciężar wożenia Tosi na rehabilitację a od miesiąca do logopedy. Były na kontroli u chirurga, który z zadowoleniem stwierdził, że wszystko się pogoiło a po cięciu nie ma nawet śladu. Poszły też do doktora Pawlaka, który powitał je jak dobre znajome. Kolejny raz obdarował Tosię lizakiem i obejrzał jej buzię.
- Znakomita robota. Genialnie się zagoiło. – Mruczał. – Tu ma pani wizytówkę świetnego logopedy, doktor Prażmowskiej. Ta kobieta dokonuje prawdziwych cudów. Proszę do niej zadzwonić i powołać się na mnie. Jestem pewien, że w dość szybkim czasie spowoduje, że Tosia będzie mówić, tym bardziej, że sama pani twierdzi, że już w drugim dniu po operacji zaczęła składać słowa. Jeszcze trochę cierpliwości a nasz niedźwiadek będzie mówił jak nakręcony.
Nie traciła czasu i jeszcze tego samego dnia umówiła się z doktor Prażmowską. Już na miejscu dowiedziała się, że to będą godzinne sesje, a w domu musi ćwiczyć dokładnie to samo, by mała mogła wszystko dobrze zapamiętać. Trochę odetchnęła. Marek bardzo pomagał a i lekarze twierdzili zgodnie, że będą postępy.
Zauważali je na każdym kroku. Marek z uporem maniaka ćwiczył z nią malowanie i posługiwanie się pędzlem i kolorem. Już sama od siebie malowała wiele rzeczy. Nie były to rzecz jasna malunki przedstawiające scenki rodzajowe lub inne w tym stylu. Takiego poziomu Pestka nie osiągnie nigdy i dobrze o tym wiedzieli. Jednak potrafiła już sama wyczarować żółte słońce, chmury, kwiaty i domek.
Któregoś dnia stała w kuchni przy swojej tablicy i pieczołowicie rysowała literę „A”, którą wcześniej jako przykład narysował Marek. Ula myła naczynia po obiedzie, gdy usłyszała nagle.
- Mama, si… - Odwróciła się gwałtownie i podeszła do córki.
- Chcesz siku?
- Ta. – Pestka stała przed nią i zaciskała nogi. Porwała ją na ręce i pobiegła do ubikacji. Szybko ściągnęła jej rajtuzy, pampers i usadziła na klozecie. Dźwięk uwolnionego z pęcherza moczu był dla niej tego dnia najpiękniejszą muzyką. Popłakała się. Tyle lat pakowała ją w pampersy. Niejednokrotnie wrażliwa skóra Pestki była mocno podrażniona. Wcierała w nią tony kremów, a dzisiaj? Dzisiaj jej mała córeczka sama zawołała, że chce do ubikacji.
- Już. – Mała zeskoczyła z muszli i zaczęła podciągać rajtuzy. Ula patrzyła na nią jak urzeczona. Jej dziecko stawało się samodzielne. Przytuliła ją mocno i ucałowała.
- Mama jest z ciebie bardzo dumna kochanie. Bardzo. Pamiętaj, że zawsze masz wołać tak jak dzisiaj, że chce ci się do ubikacji.
Wieczorem po położeniu Pestki spać opowiadała Markowi o tym i szlochała w jego ramionach.
- Jestem taka szczęśliwa Marek. Ta operacja zmieniła wszystko. Ona każdego dnia robi ogromne postępy a mnie serce rośnie. Doktor Prażmowska też jest bardzo zadowolona. Chwali nas, że nie zaniedbujemy ćwiczeń i to widać. Ona wypowiada już tak wiele słów. Jest wspaniała.
- I ja to zauważam kochanie. Zobaczysz, że teraz będzie już tylko lepiej.

Nadejście wiosny stało się dobrym pretekstem do spacerów. Po intensywnych ćwiczeniach na sali gimnastycznej zabierała Pestkę do parku przy Febo&Dobrzański. Ten park wzbudzał w niej tak wiele wspomnień. To tu ona i Marek mieli ulubioną ławkę. To tu przychodzili odetchnąć, gdy pracowała jeszcze w F&D. Tu Marek oświadczył się jej. Tu był ich ulubiony staw i kaczki, które lubili karmić oboje. Pestka też uwielbiała spacery tutaj. Wyciszyła się. Minęły te ataki złości, nauczyła się dbać o porządek i mówiła coraz lepiej. Dobrze dogadywała się z innymi dziećmi. Potrafiła się z nimi bawić. Od kiedy nastały cieplejsze dni przychodziły tu i czekały na Marka. Potem wszyscy jechali na jakiś obiad a po nim do domu, gdzie z uporem ćwiczyli wraz z małą.


Przysiadła na ławce obserwując swoją córkę, która ochoczo wrzucała do wody kawałki bułki. Wrzuciła ostatni i podbiegła do Uli.
- Mama daj.
- Już nie mam kochanie. Wszystko dałaś kaczkom. Usiądź i troszkę odpocznij. Zaraz na pewno przyjdzie tata. – Odwróciła głowę w kierunku ścieżki i zobaczyła go. Nie był jednak sam. Był z nim Sebastian. Podniosła się z ławki i mruknęła do Tosi.
- Zobacz, kto tam idzie. – Mała zerknęła na alejkę i pisnęła głośno.
- Tata! – Zerwała się z ławki i ze szczęśliwą miną i wyciągniętymi ramionami pobiegła w jego kierunku krzycząc.
- Tata! Tata!
Dostrzegł ją i przykucnął rozkładając ramiona. Wpadła w nie i mocno przytuliła się do niego.
- Tak się za mną stęskniłaś? Ja też tęskniłem. Dasz mi buziaka? – Cmoknęła go tak głośno, że aż się roześmiał. – To jest wujek Sebastian. – Wskazał na przyjaciela, który też przykucnął.
- Uściskasz mnie? – Spytał.
- Tak. – Przytulił ją i ucałował jej policzek.
– Ale jesteś już duża. Sporo podrosłaś od czasu kiedy cię ostatni raz widziałem.
- A kiedy ty ją widziałeś? – Zaskoczony Marek wbił wzrok w Olszańskiego.
- No jakoś po świętach. Wpadliśmy na Ulę w małej kafejce. Mówiła wtedy, że wyprowadziła się do Rysiowa.
- Tak. Rzeczywiście nie było ich trochę. Na szczęście zmądrzałem i mam je z powrotem. Pestka zrobiła duże postępy. Zaczęła mówić, a to było dla nas najważniejsze. Witaj kochanie. – Przylgnął do ust Uli. – Długo czekacie?
- Nie, niedługo. Mała miała zabawę z kaczkami. A gdzie Viola?
- Jest w domu. Tomek złapał jakąś infekcję w przedszkolu i musiała z nim pójść do lekarza. Macie czas w następną sobotę? Może przyjechalibyście do nas? Violka od dawna suszy mi głowę. Zrobimy dobry obiad, posiedzimy, powspominamy. Co wy na to?
- Ja bardzo chętnie, ale nie wiem jak Marek.
- Ja też z przyjemnością się ruszę.
- No to świetnie. Jesteśmy umówieni. Do tego czasu Tomek wydobrzeje. Dobra okazja, by lepiej poznał Tosię. Po naszym spotkaniu długo wypytywał o nią. Zaintrygowała go. Wszystko mu wytłumaczyliśmy i wiesz co powiedział? Że to nic nie szkodzi, że Tosia jest inna. Jest fajna i chciałby kiedyś się z nią pobawić. – Ula uśmiechnęła się.
- Masz bardzo wrażliwego i mądrego synka Sebastian. Ciekawe po kim to odziedziczył. Chyba nie po mamusi, bo ona zawsze była taka postrzelona.
- Nadal taka jest, – roześmiał się Olszański – ale za to ją kocham.
Pożegnali się z nim i ruszyli w stronę restauracji. Tosia trzymała ich oboje za ręce i podskakiwała ze szczęśliwą miną. Sebastian długo jeszcze patrzył jak się oddalają. Był pełen szacunku dla Uli. Oboje z Violettą podziwiali jej upór, hart ducha i nieustępliwość w walce o zdrowie córeczki. Mała się zmieniła i to było widać. Ucieszył się, że jego najlepszy przyjaciel wreszcie przejrzał na oczy. Sam długo nie mógł zrozumieć jego postępowania. Był przecież świadkiem ich rodzącej się miłości i choć Ula początkowo nie powalała urodą, zrozumiał co Marka w niej ujęło. Była nieprzeciętną kobietą, niezwykle łagodną i dobrą. Gotową pomóc każdemu, kto tej pomocy potrzebował. Wspaniałomyślną i posiadającą niezwykły dar wybaczania. To właśnie dlatego nie potrafił rozgryźć zachowania Marka po narodzinach Pestki. Nie mógł zrozumieć, jak Marek mógł tak bardzo odizolować się od żony i córki tylko dlatego, że nie umiał poradzić sobie z ciężarem upośledzenia Tosi. Dzięki Bogu ten etap już za nim. Dopiero jak Ula zniknęła mu wraz z Pestką z oczu wyprowadzając się do Rysiowa, pojął co traci. Taka miłość nie zdarza się często i szkoda byłoby ją zaprzepaścić. Dobrze, że Marek to zrozumiał i zaczął się zmieniać. Zerknął na zegarek. Pora wracać. Viola pewnie już czeka zniecierpliwiona. Ucieszy się jak jej powie o sobotnich gościach.

W następny piątek rano ubrała Tosię i pojechała do stowarzyszenia. Dzisiaj mała zaczynała zajęcia na basenie. Już wcześniej Ula zaopatrzyła ją w niezbędny kostium i czepek. Tosia była podekscytowana, gdy Marek dzień wcześniej opowiadał jej o basenie.
- To taka ogromna wanna. Dużo większa od naszej. Lubisz się kąpać prawda? Tam będą też inne dzieci. Będziesz się mogła z nimi popluskać. Zobaczysz, że będzie fajnie.
Na miejscu przebrała Tosię i założyła jej na ręce dmuchane motylki.
- Dzięki nim będziesz mogła unosić się na wodzie i pływać. Chodźmy, bo słyszę już inne dzieci.
Weszła do sporej hali, na środku której królował basen. Podeszła do mężczyzny w kąpielówkach i przedstawiła siebie i Tosię. Wręczyła mu skierowanie. Przeczytał zalecenia i uśmiechnął się do małej.
- To co Tosiu? Pójdziemy popływać? Mama usiądzie sobie tam na tych ławeczkach i będzie cię podziwiać. Chodź, pomogę ci wejść do basenu. – Schwycił ją za rękę i pomógł zejść po drabince. Zapiszczała przy pierwszym kontakcie z wodą, ale po chwili uspokoiła się. Dołączyła do innych dzieci, a rehabilitant zaczął ćwiczenia. Najwyraźniej spodobały się Tosi. Uszczęśliwiona piszczała radośnie wymachując rękami. Co chwilę wołała.
- Mama! Patrz! Mama! Patrz!



A w Uli rosło ze szczęścia serce. Jej mała córeczka, jej kochany niedźwiadek potrafił wypowiedzieć tak wiele słów. Coraz łatwiejszy mieli z nią kontakt. Ula nadal dużo jej czytała, ćwiczyła z nią. Marek uparcie uczył ją liter i prawidłowej wymowy.

Ten piątek był też niespodzianką dla Marka. O dziewiątej w jego gabinecie pojawili się rodzice. Długo ich nie widział, bo ostatni raz na tej nieszczęsnej wigilii. Po nowym roku wyjechali do Szwajcarii, by podleczyć mocno nadwyrężone serce Krzysztofa. Od wielu lat uskarżał się na nie i by je wzmocnić robili sobie kilkumiesięczne wyjazdy do szwajcarskich uzdrowisk. Przywitał się z nimi i zamówił dwie kawy.
- Świetnie wyglądacie. – Zagaił. – Ten wyjazd dobrze wam zrobił.
- To prawda. – Odparła Helena. – Tata czuje się znakomicie, ja zresztą też. Wspaniale nam robią te pobyty. A co u ciebie?
- Dziękuję. W porządku. – Odpowiedział lakonicznie.
- Przyjechaliśmy tu, bo chcieliśmy cię zaprosić na święta. To już przecież niedługo. Dzwoniła też Paulinka. Przyjeżdża na całe dwa tygodnie, bo chce pobyć trochę z Alexem. Przywiezie Sergia. Ucieszyliśmy się, że będziemy go mieli choć na trochę. Tęsknimy za nim.
Marek zmarszczył czoło. W sekundzie jego twarz przybrała chłodny wyraz.
- Chcecie zaprosić mnie na święta? Chyba zapomnieliście, że ja nie jestem sam. Od siedmiu lat mam rodzinę. Żonę i córkę. Szkoda, że za Tosią nie tęsknicie tak jak za Sergiem. To ona jest waszą rodzoną wnuczką a nie włoskim przyszywańcem. Już na wigilii powiedziałem, że nigdy więcej nie pojawię się przy świątecznym stole, gdy będzie przy nim Paulina. Nie dopuszczę, by miała kolejny raz upokarzać Ulę lub Tosię. Ona już dość wysłuchała złośliwości na temat swój i naszej córki. Nie wspierałem jej podobnie jak wy, ale to się zmieniło. Teraz walczymy ramię w ramię, by usprawnić Tosię. Nigdy o nie nie pytacie. Nie interesuje was ich los. Nie macie pojęcia, co przechodzi Ula każdego dnia. Nie znam lepszej matki niż ona. Poświęciła się dla Pestki bez reszty. Możesz mi powiedzieć, skąd wytrzasnęłaś tego konowała, którego poleciłaś Uli, gdy Tosia skończyła rok? Podobno miał być świetny a okazało się, że dyplom zdobył chyba na bazarze. Przez cztery lata nie rozpoznał przyczyny braku mowy u mojego dziecka. Wystarczyło zmienić lekarza, który w sekundę postawił diagnozę. Miała przyrośniętą boczną część języka do dolnej szczęki. Jest już po operacji i zaczyna się u niej prawdziwy słowotok. Jest mądra i szybko się uczy. Może nigdy nie dorówna poziomem Sergio, ale dla mnie zrobiła milowy krok. Dopóki nie zaakceptujecie całkowicie mojej żony i córki, dopóki nie pogodzicie się z faktem, że ona jest i pozostanie inna niż zdrowe dzieci, nigdy nie zawitam u was na żadne święta. Pomyślcie nad tym, bo naprawdę jest o czym myśleć. 



Marcysia (gość) 2013.02.12 16:07
Małgosiu, przeczytałam ten rozdział trzykrotnie i dalej nie wiem, co mam napisać, żeby wyrazić mój podziw i moje wzruszenie. Naprawdę cudowna, pełna nadziei i radości część, która pokazuje nam, że aby coś się udało, trzeba naprawdę dużo pracy i dużo chęci, a wtedy można góry przenosić. Szkoda mi tylko Dobrzańskich-seniorów, bo chyba jeszcze sporo czasu zajmie im zrozumienie najważniejszych rzeczy...
Tylko tyle ode mnie, na nic lepszego mnie nie stać (przynajmniej w tym momencie). Jeszcze raz gratuluję Ci tak świetnego rozdziału i serdecznie pozdrawiam :)
MalgorzataSz1 2013.02.12 16:26
Marcysiu.

To wszystko o czym napisałaś w komentarzu, to szczera prawda. Bez pracy nie ma kołaczy a jeśli jeszcze chodzi o tak dysfunkcyjne dziecko, to poświęcenie rodziców odgrywa tu nadrzędną rolę. Do tej pory Pestka była największym priorytetem dla Uli. Teraz jest dla nich obojga. Marek mimo swoich wcześniejszych uprzedzeń odgrywa teraz w edukacji swojej córki niebagatelną rolę i podchodzi do całego procesu bardzo ambicjonalnie.
Co do Dobrzańskich to jeszcze sporo czasu upłynie, by wreszcie do nich dotarło, że młodsze pokolenie jest radością i podporą starszego.
Bardzo dziękuję Ci za ten przemiły wpis i serdecznie pozdrawiam.
Abstrakt (gość) 2013.02.13 14:13
Małgosiu,
co za radość! Pestka w wielopłaszczyznowej formie. I mowa i fizjologia :-) A gdy przemawia..... poruszyłaś taką strunę w mojej duszy, że najłatwiej mogę ją opisać słowem przeszczęście. Parę prostych słów ale to są słowa klucze. Który rodzic nie reaguje wzruszeniem ze szczęścia gdy ich dziecko powie coś pierwszy raz...., prawda? A takie dziecko jak Pestka?
Marek odblokowany i, mam wrażenie, spełniony. Ma rodzinę, wartość najwyższą. Ta ambicja, upór w dedykowaniu pomocy własnemu dziecku cudna, podoba mi się, Marek podskórnie wie jednak co potrzebuje jego dziecko i wie jak mu to dać.
Łzy łzy i jeszcze raz łzy szczęścia, dziękuję.
pozdrawiam i....czekam ;-) do niedzieli?
MalgorzataSz1 2013.02.13 14:25
Abstrakt.

Muszę Ci się przyznać, że też wielokrotnie leciały mi łzy, gdy pisałam to opowiadanie. Ula jest wspaniałą matką i każdy, nawet niewielki postęp Pestki budzi w niej ogromną radość i szczęście. Marek poświęca wiele czasu swojej córce i są już tego efekty. Z pewnością będzie lepiej. Rozdział tak jak przewidujesz w niedzielę, ale chyba późnym popołudniem, bo wyjeżdżam na weekend.
Bardzo dziękuję za kolejny piękny komentarz i serdecznie ściskam.
Dziuba (gość) 2013.02.13 15:16
Wita Małgosiu widzę , że piszesz nowe, jakże wzruszające opowiadanie. Jestem dla Ciebie pełna uznania. Poruszyłaś bardzo trudny temat i wychodzi Ci to wspaniale. Ula jest wspaniałą matką, kochającą ponad własne życie swoją córkę. Podziwiam ją , ale z drugiej strony każda matka jest gotowa na wszystko dla swojego dziecka. Marek też teraz zachowuje się wspaniale i chyba teraz jest dopiero szczęśliwy i spełniony jako ojciec. Staram się zrozumieć jego początkowe zachowanie i naprawdę nie wiem jak mógł tak postępować. Może kierował nim strach, że nie będzie potrafił należycie zająć się małą Nie usprawiedliwiam go ale próbuje jakoś zrozumieć.Mam częsty kontakt z dziećmi z tą chorobą i uważam , że one są wspaniałe i inteligentne. Może jednak my kobiety mamy do tego problemu zupełnie inne podejście.Cieszę się, że jednak przemyślał wszystko i teraz jest dobrze. Dziwie się rodzicom Marka ,że tak się zachowują. Szczególnie jestem rozczarowana postawą Krzysztofa, bo wydawało mi się , że trzymał kciuki za Marka i Ulę w filmie, potem po jej przemianie. Co do Heleny to zachowuje się typowo. Tak samo jak Paulina. Pozytywnie zaskoczył mnie Sebastian. Widać bardzo się zmienił i naprawdę jest teraz w porządku. Viola też jest dobrą przyjaciółką. Czekam teraz na rolę ich syna , bo domyślam się ,że jakąś odegra. Zresztą mały Olszański jest wyraźnie zainteresowany pociechą Uli i Marka. Czekam na dalszy rozwój sytuacji i życzę dużo pozytywnego natchnienia!
MalgorzataSz1 2013.02.13 18:19
Dziuba.

Dawno Cię nie było, tym większa dla mnie radość, że śledzisz to opowiadanie. Piszesz, że masz częsty kontakt z dziećmi obarczonymi tą dysfunkcją, więc z pewnością dobrze wiesz o czym piszę. Ja przyznam się z ręką na sercu, że nigdy nawet nie miałam jakiegokolwiek kontaktu z takim dzieckiem. Bardzo tego żałuję, bo przeczytawszy ogromną ilość materiałów poświęconych zespołowi Downa myślę, że mam dobre wyobrażenie o tym, jak zachowywać się w obecności obciążonych nim dzieci. To naprawdę świetne dzieciaki. Bardzo otwarte, spontaniczne i szczere. Przede wszystkim zaś ufne i pełne miłości. Niektóre są bardzo uzdolnione, choć rozwijanie ich zainteresowań przebiega znacznie dłużej niż u dzieci zdrowych.
Marek stara się wykorzystać potencjał drzemiący w Tosi. Teraz, gdy uwolniono jej język, o wiele swobodniej może się wysławiać i artykułować swoje potrzeby. Przed operacją też bardzo się starała, ale niemożność mówienia i niemożność zrozumienia jej przez otoczenie wywoływała często napady złości. Zmiany w tym dziecku zachodzą bardzo szybko, co cieszy i Ulę i Marka. Synek Olszańskich polubił zabawy z Tosią. Jest bardzo wyrozumiały i niezwykle cierpliwy i choć niewiele młodszy od Pestki , to często wysławia się i postępuje bardziej dojrzale niż niejeden dorosły. To, że jest taki, to oczywiście zasługa jego rodziców. Mimo, że Viola zawsze była nieodpowiedzialna, zakręcona i postrzelona, to jednak synka wychowuje zupełnie inaczej. Młodzi Dobrzańscy bardzo to docenią i będą zabiegać o jak najczęstsze kontakty z chłopcem.
Na razie tyle. Bardzo dziękuję Ci za obszerny komentarz i czekam na kolejne uwagi i spostrzeżenia. Serdecznie Cię pozdrawiam.
Ania (gość) 2013.02.14 13:54
Gosiu
Bardzo dziękuję za komentarz u mnie na blogu.Dzękuję za odwiedziny :*. Ciesze się z kolejnego rodzdziału ::) jak zawsze piekny i wzruszający. Ciesze się ,że Ula z Markie sa razem i ,,ze Marek zrozumiał co mogł stracic.Załował by gdyby stracił tyle szczescia :).Dobrze ,że Ula dala szanse Markowi.są piekna parą i tworzą sliczna rodzinke.Marek się stara :) Szkoda tylko ,że jego rodzice tego nie rozumiej ,że Marek jest szczesliwy .Mam nadzieje ze jego rodzice zrozumieja ,że mozna pokochac Pestke jak kazde dziecko.Potrzebuja czasu.Jak poznaja Pestke to polubią ja a z czasem pokochaja.Tak mi się wydaje :) sliczna graficzka ;). Buziaczki :) czekam na kolejna czesc :D
Ania (gość) 2013.02.14 15:30
Zapomniałam jeszcze coś dopisać :D poprawiam się i juz piszę. Marek dobrze powiedzieł rodzicom.Powinni dobrze to przemyślec.Powinni się cieszyć ,ze ich syn jest szczesliwy.Mysle ze dojdzie do nich to i zrozumieja a jak nie no to trudno.Beda zalowac ze w ten sposob stracom syna.Ania ;)
MalgorzataSz1 2013.02.14 17:05
Aniu.

Nie masz za co dziękować, bo ja dość często i chętnie odwiedzam Twój blog. Szkoda tylko, ze Ty tak rzadko coś dodajesz. Jestem pewna, że fani Małgosi Sochy też czekają na aktualności.
Jeśli chodzi o opowiadanie, to masz rację. Dobrzańscy seniorzy powinni zdecydowanie zmienić swój stosunek i do wnuczki i do synowej. Kto wie, może właśnie tak będzie. Mają spore doświadczenie życiowe i przecież nie od zawsze dobrze im się powodziło. Akurat w tym opowiadaniu można śmiało powiedzieć, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Oni ciągle uważają, że Marek popełnił ogromny błąd żeniąc się z Ulą i teraz za to płaci, choć dobrze wiemy, że prawda wygląda zupełnie inaczej.
Co do grafik zgadzam się. Są cudne, a ja miałam prawdziwy komfort móc wybierać z Twojego bogatego zbioru.
Bardzo Ci dziękuję za aż dwa komentarze i przesyłam buziaki.
gośka (gość) 2013.02.16 15:35
hej, hej, została mi jeszcze jedna część do nadrobienie!! :D
ślicznie wszystko opisane, ale najbardziej podobała mi się ostatnia scena. Marek zaimponował mi. Super się czyta.
Czekam na kolejne. i zapraszam do siebie:
http://www.photoblog.pl/imstrelicja/143857394/iryski.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz