Kochani.
Siódmy marca, to dla mnie data szczególna, bo właśnie tego dnia, rok temu założyłam ten blog i zaczęłam dodawać na nim swoje opowiadania. Być może nie są najwyższych lotów, jednak znalazły sporą grupę zwolenników, którzy je czytają i zostawiają swój ślad w postaci komentarzy. Bardzo dziękuję wszystkim i tym komentującym i tym, którzy tego nie robią. Dla mnie to ogromna radość, że tu zaglądacie i mam nadzieję, że nadal tak będzie.
Drugi rok istnienia bloga zaczynam nowym opowiadaniem. Wklejam od razu dwa pierwsze rozdziały, gdyż mocno nawiązują do serialu. Musiały powstać właśnie w takiej formie, gdyż stanowić będą bazę do dalszego rozwoju sytuacji. Mam nadzieję, że jakoś przez nie przebrniecie. Następne części będą już moją własną inwencją. Życzę przyjemnej lektury.
Siódmy marca, to dla mnie data szczególna, bo właśnie tego dnia, rok temu założyłam ten blog i zaczęłam dodawać na nim swoje opowiadania. Być może nie są najwyższych lotów, jednak znalazły sporą grupę zwolenników, którzy je czytają i zostawiają swój ślad w postaci komentarzy. Bardzo dziękuję wszystkim i tym komentującym i tym, którzy tego nie robią. Dla mnie to ogromna radość, że tu zaglądacie i mam nadzieję, że nadal tak będzie.
Drugi rok istnienia bloga zaczynam nowym opowiadaniem. Wklejam od razu dwa pierwsze rozdziały, gdyż mocno nawiązują do serialu. Musiały powstać właśnie w takiej formie, gdyż stanowić będą bazę do dalszego rozwoju sytuacji. Mam nadzieję, że jakoś przez nie przebrniecie. Następne części będą już moją własną inwencją. Życzę przyjemnej lektury.
„W POGONI ZA SZCZĘŚCIEM”
ROZDZIAŁ 1

- Kocham cię Ula – wyszeptał prosto w jej usta, które rozchyliły się w szerokim uśmiechu a zapłakane oczy pojaśniały szczęściem. Od tak dawna pragnęła to usłyszeć, że kiedy wreszcie dotarły do niej te magiczne słowa nie mogła w nie uwierzyć. Tak, kochała go. Kochała miłością wielką i czystą. Miłością nie skażoną hipokryzją, fałszem i wyrachowaniem. Kochała od dnia, gdy zobaczyła go po raz pierwszy przed wejściem do firmy. Pamięta, że stała jak wryta gapiąc się na niego z otwartymi ustami. Był najpiękniejszym mężczyzną jakiego kiedykolwiek widziała. Chyba śpieszył się i sądził, że ona zbiera jakieś datki. Dał jej wtedy dziesięć złotych mówiąc, że nie ma więcej, a ona stała z tym banknotem w ręku patrząc jak znika za rogiem budynku. Od tego czasu wiele się zmieniło. Ona została jego asystentką. Poświęciła się tej pracy bez reszty. Pracy i jemu. W lot odgadywała jego myśli, pomagała w załatwieniu trudnych spraw, wyciągała go z kłopotów, uwalniała od trosk i pocieszała, a wszystko to z pięknego uczucia, które się w niej narodziło.
Początkowo on nie miał pojęcia, że Ula robi to z wielkiej miłości, że potrafi się aż tak poświęcić i aż tak dla niego ryzykować. Dopiero Sebastian, jego przyjaciel zasiał w nim ziarno niepewności i chyba niepokoju mówiąc, że ona go kocha i trzeba być ślepym, żeby tego nie zauważyć. Protestował. Twierdził, że są jedynie przyjaciółmi, ale Olszański go wykpił mówiąc, że nikt nigdy nie poświęciłby się aż tak w imię przyjaźni. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wziąłby dwukrotnie ogromnego kredytu, by uratować drugiemu człowiekowi skórę. Był wstrząśnięty, gdy Marek powiedział mu w jaki sposób zabezpieczył Ulę.
- Ty zwariowałeś! – Krzyczał. – Czy ty zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś?! Jeśli nie zapłacisz raty w terminie, ona położy łapę na twoich udziałach i przejmie połowę firmy. Nieźle się wpakowałeś stary. Ty musisz odzyskać ten weksel. Najlepszy sposób to uwieść ją.
- Ja mam uwieść Ulę? Moją przyjaciółkę? Oszalałeś.
- Jeśli ktoś jest tu szalony to na pewno nie ja. Powinieneś wykorzystać fakt, że ona cię kocha. Wiem, że to będzie trudne, bo nie grzeszy urodą, ale przecież nie mówię, żebyś szedł z nią od razu do łóżka. Sam chyba bym się powiesił, gdybym miał się przespać z takim paszczakiem. Jednak to wyższa konieczność. Pobajeruj ją trochę, zaproś czasem do knajpy… Chodzi o to, byś miał ją ciągle na oku a przede wszystkim po swojej stronie. Chodzi o to, by nie przyszło jej do głowy zrobić coś z tymi udziałami.
- Ty jesteś nienormalny. Nie znasz jej. To najuczciwsza osoba jaką znam. Ona nigdy nie zrobiłaby czegoś podobnego.
- Gadasz tak, jakbyś nie znał kobiet. Zraniona i odrzucona kobieta potrafi zamienić człowiekowi życie w piekło. Jeśli teraz czegoś nie zrobisz, będziesz długo tego żałował.
Po tej rozmowie Olszański każdego dnia przypominał mu, co powinien zrobić i jak się zachować względem Uli. Któregoś poranka przywlókł nawet sporą torbę pełną złotych błyskotek, czym wprawił w niemałe zdumienie Marka. Wyjaśnił, że to niezawodny zestaw prezentów dla Brzyduli. Wprawdzie Marek protestował mówiąc mu, że Ula jest bardzo skromną osobą i nigdy nie przyjęłaby czegoś takiego, ale Olszański wiedział swoje.
- Każda kobieta lubi błyskotki i Ula nie jest tu żadnym wyjątkiem. Zdegustowany nieco Marek zgarnął w końcu wszystko do szuflady biurka dla świętego spokoju. Nie chciał się kłócić z przyjacielem. Na razie nie podejmował żadnych działań w celu uwiedzenia Uli. Nie chciał jej skrzywdzić. Poza tym tkwił przecież w stałym związku ze współwłaścicielką firmy Pauliną Febo. Mało tego, naciskany przez rodziców oświadczył się jej parę miesięcy temu i od tego czasu ta półkrwi Włoszka z wielkim zaangażowaniem załatwiała sprawy ich ślubu. Była wysoka, smukła i piękna. Szkoda tylko, że jej charakter nie nadążał za przymiotami tej niezwykłej urody. Czasami miał wrażenie, że osaczyła go i nie pozwala mu odetchnąć. Była zaborcza i bardzo, bardzo zazdrosna. Ciągle robiła mu awantury o jego liczne kochanki. To prawda, że nie był jej wierny. Od siedzenia z nią w domu i wysłuchiwania jej nie kończących się pretensji, wolał wypady do klubów z Sebastianem, gdzie błyskawicznie natykali się na chętne panienki. Przynajmniej wtedy miał spokój, który trwał tylko do momentu jego powrotu nad ranem do domu. Wtedy zaczynał się koszmar. A jednak był zbyt słaby, zbyt tchórzliwy, by przerwać to szaleństwo. Bał się jej reakcji na jego chęć rozstania. Jeszcze bardziej bał się, jak zareagowaliby na ich rozstanie rodzice. Paulina była dla nich jak córka i od dawna upatrywali w niej swoją przyszłą synową.
A Ula? Ula była jak dziecko. Dobre i ufne. Szczere aż do bólu. Delikatne, subtelne i niezwykle wrażliwe. Podatne na zranienie. Nie potrafiące się bronić przed kpinami współpracowników. Każdą drwinę dotyczącą jej wyglądu odczuwała bardzo boleśnie i za każdym razem wypłakiwała się w samotności w damskiej toalecie. Miał tego świadomość, bo raz był świadkiem takiego głębokiego zranienia. To było wtedy, gdy Violetta, jego niezbyt rozgarnięta sekretarka i chyba największy antagonista Uli, zrobiła jej głupi kawał wysyłając informację do wszystkich pracowników Febo&Dobrzański, że Ula jest donosicielem. Gdy i do niego dotarła ta wiadomość, po prostu się wściekł. Nie zastawszy jej przy biurku zaczął jej szukać. Znalazł ją wtedy w toalecie wtuloną w kąt, zanoszącą się rozpaczliwie od płaczu i nie potrafiącą się uspokoić. Patrzył w jej zapłakane oczy mające w sobie tyle niewinności dziecka, a przede wszystkim tej przejmującej niezdolności do kłamstwa, czy chęci bycia kimś innym, niż jest. Nie mógł tego znieść. Od informatyków dowiedział się, kto jest autorem tej ohydnej plotki i natychmiast zwolnił Violettę. Jakież było jego zdumienie, gdy Ula wstawiła się za nią. Nie mógł pojąć, dlaczego to robi. Dużo później zrozumiał, że ta anielsko dobra istota nawet najgorszemu wrogowi wybaczyłaby najpaskudniejsze świństwo. Taki miała charakter. Wierzyła w ludzką dobroć, choć nie zawsze ta wiara wychodziła jej na dobre. On nigdy nie chciał jej zranić ani wykorzystać w tak niecny sposób, o którym mówił Sebastian, a jednak coraz bardziej ulegał jego namowom i złym podszeptom.
Zaczęło się całkiem niewinnie. Ot spacery po parku położonym po drugiej stronie ulicy naprzeciwko firmy. Wyciągał ją tam na rozmowy o życiu, o pracy, o wszystkim. Czasami zwierzał jej się ze swoich kłopotów i problemów z Pauliną. Potrafiła słuchać a często i mądrze doradzić. Współczuł jej, gdy opowiadała mu o swoim niełatwym życiu. Życiu bez matki. O schorowanym ojcu i rodzeństwie. O ciągłej walce o byt. Opowiadała jak zawsze lubiła się uczyć i jak bardzo pragnęła skończyć dobrą uczelnię. Podziwiał w niej tą niezwykłą determinację i konsekwencję z jaką dążyła do obranego celu. W tym kruchym i niezbyt urodziwym ciele krył się waleczny duch. Rzeczywiście potrafiła walczyć. Nie tak łatwo można ją było zniechęcić. On wielokrotnie przekonywał się o tym. To dzięki niej został prezesem F&D, bo napisała najlepszą prezentację. Przez to, że wzięła bez zastanowienia te dwa kredyty, nadal firma utrzymywała się na powierzchni. Gdyby miał inną asystentką, już dawno poszedłby na dno, a z nim wszyscy zatrudnieni w firmie ludzie. Wiele jej zawdzięczał. Szkoda, że nie mógł się jej zrewanżować podobnym uczuciem do tego, jakie ona żywiła względem niego. Nie kochał jej. Pauliny też nie. Właściwie mógł powiedzieć, że ledwie tolerował swoją narzeczoną. Była tak podejrzliwa, że nawet kiedyś zarzuciła mu, że coś go łączy z Ulą. Oczywiście nie nazywała jej po imieniu. Nazywała ją tak jak wszyscy w firmie, Brzydulą i tak jak wszyscy wyśmiewała się z jej biednych ubrań, wielkich okularów na nosie i aparatu na zębach. Nie rozumiała, dlaczego Marek ją tak faworyzuje i ciągle jej broni. Za sam wygląd powinien ją zwolnić. Według panny Febo Ula ewidentnie psuła wizerunek Febo&Dobrzański. Kilka razy kazała Violetcie śledzić Marka, ale Kubasińska za każdym razem uspokajała ją mówiąc, że pracował z Brzydulą. Wreszcie uwierzyła, że Marka nic z tą Cieplak nie łączy.
Tymczasem ich przyjaźń miała się całkiem nieźle. Zabierał ją do dyskretnych knajpek, do palmiarni, czy do kina na obrzeżach miasta. Czasami obdarowywał jakąś błyskotką od Sebastiana. Wybierał tylko te najskromniejsze i choć bardzo broniła się przed tymi prezentami, on miał tak duży dar przekonywania, że w końcu mu ulegała. Nie zdawał sobie sprawy, że działając w ten sposób robi jej nadzieję na to, że być może kiedyś będą razem. Te spotkania nie kończyły się gorącymi pocałunkami i upojnymi wyznaniami. Pod tym względem był raczej wstrzemięźliwy. Być może skutecznie odstręczał go od nich ten mało estetyczny aparat na zębach. Czasem przytulał ją tylko i całował w policzek. To jej wystarczało. Była szczęśliwa.
Odkąd pamięta, zawsze w jego domu podkreślano zasadność małżeństwa jego i Pauliny. Rodzice jej i jej brata Alexa zginęli tragicznie w wypadku i po ich śmierci to właśnie Dobrzańscy przejęli opiekę nad sierotami. Czuli, że tak powinni postąpić ze względu na pamięć swoich przyjaciół. Marek wychowywał się więc wraz z nimi. Oboje mieli ciężki charakter, choć on początkowo tego nie zauważał. Po prostu przywykł. Po ukończeniu studiów podjęli wszyscy pracę w rodzinnej firmie. Już wtedy był bardzo poróżniony z Alexem. Poszło o jego dziewczynę, z którą Marek się po prostu przespał. Alex przyłapał ich in flagranti i nigdy mu tego nie wybaczył. W pracy gnębił go na różne sposoby. Fabrykował nieprawdziwe dane, wykradał dokumenty i projekty ich projektanta Pshemko, jednym słowem zatruwał mu życie. Był na tyle sprytny, że umiejętnie zacierał wszystkie ślady swojej działalności i za wszystkie niepowodzenia obwiniał Marka. Odkąd junior został prezesem, nienawiść Alexa znacznie wzrosła wprost proporcjonalnie do jego aktywności w snuciu intryg. Oliwy do ognia dolała próba przekupstwa Violetty. Sekretarka nagrała całą rozmowę z Febo i w przypływie nagłej lojalności puściła nagranie Markowi. Był zszokowany i wściekły. Nie wahał się dłużej. Chciał natychmiast powiadomić o tym ojca, lecz namówiony przez Paulinę, by nie rozdmuchiwać sprawy, poszedł na ugodę. W zamian za jego milczenie Alex musiał odejść ze stanowiska.
Następnego dnia wyciągnął Ulę do parku. Stanęli nad niewielkim stawem i zaczęli karmić kaczki. Przyjrzała mu się uważnie. Podświadomie wyczuwała, że jest spięty i chyba chce jej coś powiedzieć. Wrzucił ostatnie kawałki bułki do wody i pociągnął ją za sobą do stojącej nieopodal ławki. Kiedy usiedli ujął jej dłonie w swoje i spojrzał jej w oczy.
- Ula, wiesz jak bardzo cię cenię. Jesteś najlepszą asystentką, jaką miałem od lat. Nikt tak dobrze nie rozumie finansów jak ty i nikt tak dobrze nie zna się na ekonomii. Znasz już tę firmę od podszewki, dlatego chciałbym ci coś zaproponować. Wiesz, że zwolniło się stanowisko dyrektora finansowego. Byłbym szczęśliwy, gdybyś zechciała je przyjąć. - Jej ogromne oczy wpatrywały się w niego jak zahipnotyzowane. Była tak zaskoczona, że nie potrafiła sklecić najprostszego zdania. - Wiem, że to dla ciebie duża niespodzianka, ale ja tylko ciebie widzę na tym stanowisku, bo tylko tobie ufam jak nikomu innemu. Zgódź się, proszę.
Kiedy minął pierwszy szok wyartykułowała.
- Ale ja…? Ja nie nadaję się na to stanowisko. Za krótko pracuję w firmie. Powinien je objąć ktoś z większym doświadczeniem.
- Masz wystarczające doświadczenie, poradzisz sobie.
Patrzyła w jego oczy, które uwodziły ją za każdym razem i nie miała w sobie tyle siły, by mu odmówić.
- No dobrze… Zgadzam się.
Uśmiech rozjaśnił mu twarz. Przyciągnął ją do siebie i mocno objął. Przytulił dłoń do jej policzka i nie zważając na ten nieestetyczny aparat, pocałował ją prosto w usta.
- Dziękuję Ula. To wiele dla mnie znaczy. Od teraz będziemy wspólnie zarządzać firmą, bo Alex nie będzie już bruździł. Jutro wręczę ci oficjalną nominację i pomogę ci się przeprowadzić do jego gabinetu. – Odgarnął jej z czoła kosmyk włosów i czule pogładził policzek. – Bardzo się cieszę, że się zgodziłaś. Bardzo.
Piastowała to stanowisko od dwóch tygodni. Przez ten czas zreformowała nieco pracę w dziale sprawiedliwie rozdzielając obowiązki. Jej podwładni na początku nie byli zachwyceni, szczególnie główny księgowy, Adam Turek, do niedawna zausznik Febo i jego prawa ręka do intrygowania. Czuł się pokrzywdzony, bo uważał, że to jemu należy się ten stołek po tylu latach pracy, a tu przychodzi taki maszkaron i będzie nim rządził. Wiedziała, że Adam nie darzy jej sympatią. Był jednym z tych, którzy naigrywali się z niej przy każdej nadarzającej się okazji. Postanowiła zaraz na początku, że przeprowadzi z nim rozmowę. Zaprosiła go do gabinetu na kawę i przy niej powiedziała mu, że wprawdzie wcześniej się nie znosili, ale w obecnej sytuacji powinni zgodnie współpracować, bo liczy się przede wszystkim dobro firmy.
- Ja jestem w stanie zapomnieć Adam o tych wszystkich przykrościach, jakich od ciebie doświadczyłam. Mam nadzieję, że i ty wykażesz maksimum dobrej woli i nie będziesz utrudniał mi pracy. Jeśli jednak nie możesz pogodzić się z faktem, że to ja zostałam twoją przełożoną, możesz odejść z firmy. Damy ci najlepsze rekomendacje.
- Odejść? Jak to odejść? Gdzie ja będę szukał teraz pracy? Mam kredyty do spłacenia. Zapewniam cię, że nie zrobię nic przeciwko tobie. Nie mam takiego zamiaru. – Wyciągnęła do niego rękę, którą uścisnął.
- Bardzo mnie to cieszy Adam. Wróć teraz do siebie i jeśli możesz prześlij mi mailem ostatnie raporty.
Od jej awansu minął miesiąc. Dzisiaj otrzymała pierwszą dyrektorską pensję i niemal dostała zawrotu głowy od jej wysokości. Postanowiła wydać trochę na siebie. Najwyższy czas pozbyć się tych staroci przerobionych z ubrań mamy. Całe popołudnie poświęciła na rekonesans w galeriach handlowych. Nie wyszła z nich z pustymi rękami. Kupiła sporo odzieży i trzy pary dość eleganckich butów. Z natury była oszczędna i ciągle rozglądała się za promocjami lub wyprzedażami. To się opłaciło, bo sporo ubrań kupiła za połowę ceny. Nie zapomniała też o najbliższych kupując im najpotrzebniejsze rzeczy. Do późnego wieczora dom Cieplaków tętnił życiem. Jej rodzeństwo, brat Jasiek i młodsza siostrzyczka Beatka aż piszczeli z zachwytu przymierzając rzeczy kupione przez Ulę. O ojcu też nie zapomniała wręczając mu kilka koszul i ładny sweter. Józef Cieplak nie krył łez i wzruszony mówił.
- Córcia, na co aż tyle. To w siebie powinnaś zainwestować. Te okulary są okropne. Mogłaś kupić sobie nowe.
- Kupię tatusiu, kupię. Jak dostanę następną wypłatę. Tymczasem daję ci tu pieniądze na życie. Opłać jutro wszystko i zrób zakupy. Dzieciaki ci pomogą.
Następnego dnia ubrana w nowo zakupiony, błękitny kostiumik wyszła z windy i przywitała się z Anią pracującą w recepcji. Ta spojrzała na nią z podziwem.
- Świetnie wyglądasz Ula. Śliczny ten kostium i idealnie leży. Przynajmniej podkreśla atuty twojej figury. Wreszcie odsłoniłaś nogi. Jak mogłaś to ukrywać tyle czasu? Nosiłaś spódnice prawie do samej ziemi i zdecydowanie za obszerne. Masz super figurę i powinnaś nosić tylko dopasowane ubrania.
Słysząc tyle komplementów Ula zarumieniła się.
- Dziękuję Aniu. Wczoraj trochę się obkupiłam, ale nie ukrywam, że korzystałam z rad ekspedientek. Nie mam wyrobionego gustu, jednak myślę, że od dzisiaj będzie z tym coraz lepiej. No, pędzę do pracy. Na razie.
Stała przy regale trzymając w ręku jeden z segregatorów i studiując coś pilnie, gdy usłyszała skrzypnięcie drzwi. Odwróciła się w ich kierunku i ujrzała wsuwającego się do gabinetu Marka. Stanął na jego środku i wbił w nią zdumione spojrzenie.
– Dobry Boże! Ula! Świetnie wyglądasz! Rewelacyjnie! – Jego zachwycony wzrok omiatał ją z góry na dół. – Ależ ma zgrabne nogi, długie i smukłe, pięknie ukształtowane biodra i talię osy. W życiu bym nie podejrzewał jej o taką figurę. Jak mogła maskować te cuda pod tymi nieforemnymi ciuchami? – Zjemy razem lunch? Ja stawiam.
Uśmiechnęła się szeroko i kiwnęła głową.
- Dobrze, ale przed nim muszę trochę popracować.
- Zadzwonię do ciebie. Nie przeszkadzam w takim razie. – Podszedł do niej i cmoknął ją w policzek. – To do dwunastej.
Wyszedł z gabinetu będąc nadal pod wrażeniem jej nowego wyglądu.
- To dobrze, że zdecydowała się nareszcie coś zmienić. Może skończą się te docinki i permanentne nazywanie jej Brzydulą. Gdyby jeszcze zainwestowała w okulary i zdjęła ten aparat byłaby całkiem, całkiem.
Niemal od pierwszego dnia jak tylko został prezesem, skupił się na wdrażaniu założeń prezentacji, którą przedstawił na zarządzie. Jednym z nich była promocja nowych marek w celu pozyskania szerszego grona klientów. Postawili na młodzież i na odzież sportową. Pshemko wprawdzie się trochę zżymał, bo jak do tej pory nie projektował tego typu ubrań, jednak gdy Marek mile połaskotał jego łase na pochlebstwa ego mówiąc, że na pewno sobie poradzi, bo przecież to on wyznacza modowe trendy w tym kraju, łaskawie się zgodził. Zaczęła rodzić się kolekcja. Spod rąk mistrza wychodziły coraz to nowe, oryginalne projekty. Problem był tylko z dystrybucją. Projektant nawet nie chciał słyszeć, by kolekcja sportowa miała zaistnieć w ich sztandarowych butikach rozsianych po całym kraju.
- Sportowe ciuchy obok moich ponadczasowych kreacji? Nigdy w życiu się na to nie zgodzę. Nawet mnie o to nie proś.
Miał więc zgryz. Nieoczekiwanie pomógł mu ojciec. Skontaktował go z niejakim Dariuszem Terleckim, przedstawicielem na Polskę sieci sklepów sportowych. Ich właścicielem okazał się Rosjanin, Lew Korzyński. Po całej serii długich rozmów ustalili wspólne stanowisko. Korzyński zgodził się udostępnić powierzchnie sklepowe dla kolekcji FD Sportiwo. Umowa obwarowana była wieloma wymogami, z których na pierwszy plan wysuwał się ten mówiący, iż w pierwszej kolejności zyski ze sprzedaży idą do Startsportu, firmy Korzyńskiego. Ciężki to był warunek, lecz Marek był praktycznie pod ścianą. Ostatnim wyjściem było już tylko sprzedawanie na bazarze.
W dwa miesiące po wprowadzeniu kolekcji do sklepów zadzwonił do niego Terlecki i zażądał natychmiastowego spotkania na neutralnym gruncie. Marek zachodził w głowę i kompletnie nie miał pojęcia, o co Terleckiemu chodzi. Podzielił się z Ulą tymi obawami. Ona jak zwykle wyraziła chęć pomocy i towarzyszenie mu w tym spotkaniu, ale się nie zgodził. Powiedział jej, że to na pewno nic poważnego i że poradzi sobie. Wrócił z tego spotkania zdruzgotany. Terlecki przedstawił mu wyniki sprzedaży i o ile w pierwszym miesiącu była całkiem niezła, tak drugi był już tragiczny. Najgorsze było to, że zbliżał się termin posiedzenia zarządu i za żadne skarby nie mógł przedstawić na nim tych wyników. To byłby koniec jego prezesury i triumfalny powrót Alexa, który wprawdzie nie pracował już w firmie, jednak nadal dysponował dwudziestopięcioprocentowym pakietem udziałów. Wprost z windy poszedł do Olszańskiego. Musiał się naradzić. Liczył na to, że być może przyjaciel podsunie mu jakieś rozwiązanie tej sytuacji. Wszedł do jego gabinetu i ciężko usiadł na krześle.
- Mamy problem Seba. – Po krótce opowiedział mu przebieg spotkania. – Wyniki są fatalne. Pojęcia nie mam jak z tego wybrnę. Ojciec mnie zabije a Alex będzie lewitował ze szczęścia, że być może wkrótce to on zasiądzie na fotelu prezesa.
Olszański słuchał go uważnie i nad czymś się zastanawiał.
- Kto sporządza raport finansowy na posiedzenie zarządu?
- No jak to kto? Dyrektor finansowy przecież. – Olszański uśmiechnął się szeroko.
- No to masz odpowiedź na swoje problemy.
- Odpowiedź? Że niby co?
- Oj Marek. Ciężkie masz myślenie dzisiaj. Dyrektorem finansowym jest Brzydula. Przecież ona zrobi dla ciebie wszystko. Niech podrasuje trochę ten raport i po sprawie.
Dobrzański wbił w niego wzrok. Był w wyraźnym szoku.
- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że Ula ma sfałszować raport? Przecież ona nigdy w życiu tego nie zrobi. Jest na to zbyt uczciwa.
- To zakręć się koło niej. Zacznij być bardziej aktywny. Romantyczny spacer, kolacja przy świecach, czułe słówka… Zresztą ja mam cię uczyć jak się postępuje z kobietami? Dobrze wiesz, co trzeba zrobić.
Pokręcił z powątpiewaniem głową.
- To się nie uda Sebastian. Nie z nią. Idę, muszę pomyśleć. Na razie.
Wrócił do gabinetu i zabronił Violetcie łączyć z kimkolwiek. Usiadł przy biurku i zamyślił się. - Sebastian ma chyba rację. Nie ma innego sposobu jak tylko sfałszowanie raportu. – Nie chciał Uli zmuszać do takich rzeczy. Nie mógł powiedzieć jej wprost, że tylko tak może ich uratować. Otrząsnął się. To było obrzydliwe wymagać tego od niej. Ona, taka szlachetna i najuczciwsza z uczciwych miałaby się posunąć do fałszerstwa? Może rzeczywiście to nie jest głupi pomysł zabrać ją na romantyczny spacer? Koniecznie musi ją zapytać, czy może zostać dzisiaj dłużej. Nie zamierza jej okłamywać. Powie prawdę o tym raporcie. Zobaczy jak zareaguje.
ROZDZIAŁ 2
Zapukał cicho do drzwi jej gabinetu i wsunął przez nie głowę. Uśmiechnął się widząc, że siedzi skoncentrowana na pracy i nawet nie usłyszała jego pukania.
- Ula? – Powiedział cicho. – Mogę?
Drgnęła na dźwięk jego głosu i podniosła głowę. Uśmiechnęła się do niego wdzięcznie, błyskając aparatem na zębach.
- Wejdź, wejdź. Co tam? Jak spotkanie? – Zauważyła, że wyraźnie się zmartwił, bo momentalnie zniknął uśmiech z jego twarzy. Zaniepokoiła się. – Co? Coś nie tak? Nie wyglądasz na szczęśliwego.
Usiadł na fotelu i ciężko westchnął.
- Wszystko jest nie tak. Nic nie idzie tak jak powinno. Jestem chyba najgorszym prezesem w dziejach tej firmy. Nic nie potrafię załatwić i jeśli F&D zacznie podupadać, to będzie to tylko i wyłącznie moja wina.
Była oszołomiona tym, co od niego usłyszała. Dawno nie widziała go tak przygnębionego.
- Nie strasz mnie. Co się takiego stało, że mówisz mi takie rzeczy?
- Byłem na spotkaniu z Terleckim. Dał mi wyniki sprzedaży za te dwa miesiące. Są fatalne. Nigdy nie spodziewałbym się, że po takim sukcesie pokazu i tak przychylnych recenzjach sprzedaż może być tak niska. Jak tak dalej pójdzie, to nigdy w życiu nie zarobię tych czterech i pół miliona dla firmy. Zupełnie nie wiem, co robić. Mogłabyś dzisiaj posiedzieć dłużej? Może wspólnie uda nam się coś wymyślić?
Podeszła do niego i pogładziła go po głowie.
- Nie martw się, na pewno coś wymyślimy. Co dwie głowy to nie jedna. Zawsze znajdzie się jakieś wyjście. Zanim jednak pochylimy się nad tym razem chciałabym sama przeanalizować te wyniki. Przyniesiesz mi je?
- Przyniosę. Zaraz będę z powrotem.
Odłożyła na biurko teczkę z tym nieszczęsnym raportem. Przeraziło ją to, co przeczytała. Nie tak to miało wyglądać. Jak ona ma napisać teraz sprawozdanie na posiedzenie zarządu? Ma opisać całkowitą porażkę FD Sportivo? Poczuła się nagle kompletnie bezradna. Jak można wybrnąć z czegoś tak beznadziejnego. Było jej żal Marka. Będzie musiał stawić temu czoła, a nie należał do osób zbyt odważnych. Dobrzański senior nie będzie uszczęśliwiony, gdy Marek pokaże mu te wyniki. Nie widziała wyjścia z tej sytuacji.
Poczekała do siedemnastej. Spakowała dokumenty i ruszyła do gabinetu Marka. Czekał na nią. Był spięty i zdenerwowany. Usiedli na kanapie i zagłębili się w papierach.
- I co? Wymyśliłaś coś? – Spytał.
- Nie… Nic mi nie przychodzi do głowy. Próbowałam trochę zamaskować niektóre wyniki, ale doszłam do wniosku, że to bez sensu. Przecież każdy z członków zarządu będzie miał do nich dostęp. Przykro mi. Naprawdę. Jednak trzeba się z tym zmierzyć. Przede wszystkim panuje kryzys i twój ojciec na pewno to zrozumie, że głównie z tego powodu sprzedaż jest tak niska. – Pokręcił głową.
- Mało go znasz Ula. Nie będzie pobłażliwy. Nie przy takich wynikach. Alex na pewno się ucieszy i będzie jeszcze podjudzał ojca. Pierwsze co zrobi, to złoży wniosek o odwołanie mnie z funkcji prezesa. W dodatku to nie koniec złych wiadomości. Sebastian przyniósł mi dzisiaj raport o zatrudnieniu. Ciężko mi to mówić, ale będę musiał zwolnić dziesięć procent załogi, żeby zaoszczędzić. Ta redukcja jest niezbędna, bo pozwoli na przesunięcie środków na ważniejsze cele. Ojciec tego nie przełknie. Sam nigdy nie zwalniał pracowników. Zresztą nie mówmy już o tym. Tylko nakręcam się całkiem niepotrzebnie. – Wyjął z kieszeni telefon. – Zamówię coś do jedzenia. Jakieś specjalne życzenia?
Podeszła do niego i spuściła głowę.
- Nie, nie jestem głodna. Chcę porozmawiać.
- Proszę cię Ula, ja już i tak jestem wystarczająco zdołowany. – Przyciągnął ją do siebie i odgarnął jej włosy z twarzy. – Zostawmy tę rozmowę na później, dobrze? – Wyszeptał jej do ucha. Omiótł oddechem jej nos i policzki i przylgnął do jej ust. Po raz pierwszy tak ją całował. Namiętnie, żarliwie, zachłannie. Przyciskał ją mocno do siebie przesuwając się jednocześnie w stronę biurka. Ułożył ją na nim i zaczął rozpinać sweterek, który miała na sobie. Niemal odpłynęła. Dopiero po dłuższej chwili przyszło opamiętanie. Wyrwała mu się.
- Nie Marek… Nie… Ja tak nie chcę… Nie tutaj… Nie w biurze… - Mówiła zdyszana urywanymi zdaniami zapinając jednocześnie drżącymi dłońmi guziki swetra.
- Myślałem, że chcesz tego tak samo jak ja?
- Chcę…, ale nie tak…
Wrócili na kanapę. Usiadł obok niej i przytulił ją.
- Wiesz, przyszedł mi do głowy pewien pomysł… Może… Może moglibyśmy trochę skorygować ten raport. Nieco podciągnąć niektóre wyniki. Nikt by się nie zorientował, bo on nadal nie byłby idealny, ale choć trochę lepszy od tego tutaj.
Jej ogromne oczy wpatrywały się w niego ze zdumieniem.
- Ty… Ty chcesz sfałszować raport? To znaczy chcesz, żebym to ja sfałszowała raport? To po to mnie tu ściągnąłeś? Żeby mnie przekonać? Pomyślałeś, że pouwodzisz mnie trochę a ja zrobię to dla ciebie, tak? Te pieszczoty i te pocałunki to właśnie po to? Nie sądziłam, że może być cię stać na taki cynizm. Chyba w ogóle cię nie znam. – Wstała z kanapy i zarzuciła torebkę na ramię. – Nigdy nie sfałszuję tego raportu, rozumiesz. Nigdy. – Zadrżał jej głos a w oczach zalśniły łzy. – To by było nieuczciwe, a ja nie znoszę kłamstwa. - Odwróciła się i wybiegła z jego gabinetu.
Chłód wieczoru otrzeźwił ją nieco, choć nadal miała mętlik w głowie. Jak on mógł nawet pomyśleć, że ona zgodzi się na to fałszerstwo. Przecież dobrze ją zna i wie, że brzydzi się kłamstwem. Szła przed siebie zupełnie bez celu oszołomiona wydarzeniami tego wieczoru. Nie wiedzieć czemu nogi poniosły ją aż nad Wisłę. Rozejrzała się dokoła. Rzeka, pomost i krzaki a wokół żywej duszy. Przypomniała sobie to miejsce. To tu zabierał ją Marek, gdy musieli coś przemyśleć lub podjąć ważne decyzje. Podeszła bliżej wody i usiadła na pomoście. Rozpłakała się. Nawet jeśli nie miał pojęcia jak wielkim uczuciem go darzy, to jako jej przyjaciel nie powinien proponować takich rzeczy. Chociaż nie… To nie była już przyjaźń. Przyjaciele nie całują się w taki sposób. To ewidentnie zakrawało na próbę uwiedzenia jej. Nie wierzyła, że on tak nagle zapałał do niej wielkim uczuciem. Usłyszała dźwięk przychodzącego sms-a. To znowu on. Wcześniej nie odbierała jak dzwonił. Spojrzała na wyświetlacz. „Ula, proszę cię oddzwoń. Martwię się. Gdzie ty jesteś?”. – Gdzieś, gdzie mnie nie znajdziesz. – Pomyślała. Chłód ciągnący od wody sprawił, że zadrżała na całym ciele. Objęła się ściśle ramionami. Nie pomogło.
Zaskoczyła go. Kompletnie go zaskoczyła. Stał na środku gabinetu i nawet nie mógł się ruszyć, by pobiec za nią. Na co on liczył? Że przyklaśnie jego pomysłowi i z entuzjazmem podrasuje ten raport? Idiota! Przecież wiedział, że jest uczciwa do szpiku kości. Jej reakcja na tę propozycję była tylko tego potwierdzeniem. Nie wybroni się z tego a ona mu nie pomoże. Przejrzała jego plan. Czy naprawdę był taki naiwny, że nie docenił jej inteligencji? Gdyby wcześniej ją przytulał i całował, jego zachowanie w gabinecie wydałoby jej się zupełnie naturalne. Jakby był na jej miejscu od razu zacząłby wietrzyć podstęp i podejrzewać, że jego intencje nie są czyste i coś chce ugrać dzięki tym namiętnym pocałunkom. – Kretyn. – Powiedział na głos. W tej sytuacji jedyne wyjście to przedstawić prawdziwy raport a zaraz potem złożyć rezygnację i odejść. Spojrzał na zegarek. Jego wskazówki pokazywały kilka minut po dwudziestej drugiej. – Rany boskie, gdzie ona poszła? O tej porze nie ma już przecież żadnych autobusów do Rysiowa. – Wybrał jej numer. Dłuższą chwilę trzymał telefon przy uchu, ale nie odbierała. Potem dzwonił jeszcze kilka razy, ale z podobnym skutkiem. W końcu napisał sms-a. Kiedy i na niego nie odpowiedziała, ubrał marynarkę i wybiegł z firmy. Krążył samochodem po całym mieście, ale z mizernym skutkiem. Zatrzymał się w końcu i zaczął myśleć. Nagle go olśniło. Wisła. Wiedział, że kocha to miejsce. Chodzili tam dość często. Lubiła przesiadywać na pomoście i wpatrywać się w leniwie płynącą wodę. W dzień było tam bardzo przyjemnie, ale w nocy… W nocy mogło się zdarzyć wszystko. Poczuł nagły przypływ lęku. – A jak jej się coś stało? Jak stała się ofiarą jakichś zboczeńców? – Odpalił samochód i z piskiem opon ruszył nad rzekę. Zaparkował pod mostem i puścił się biegiem wąską ścieżką wydeptaną przez spacerowiczów, rozgarniając dłońmi gęsto rosnące krzaki. Wreszcie wybiegł na wolną przestrzeń. Odetchnął. Była tam. Siedziała skulona na drewnianym pomoście z rękami ściśle oplatającymi podkurczone nogi. Podszedł cicho nie chcąc jej wystraszyć. Widział jak drgają jej ramiona i plecy i już wiedział, że płacze.
- Ula – wyszeptał cicho. Odwróciła się do niego gwałtownie a on zobaczył jej zalaną łzami twarz. Ścisnęło mu się serce. Wyglądała tak żałośnie i bezradnie jak skrzywdzone dziecko. Podszedł bliżej. Podniósł ją i mocno do siebie przytulił.
- Tak strasznie się o ciebie bałem. Przepraszam. Wybacz mi. Do niczego nie będę cię zmuszał. Napiszesz uczciwy raport i przedstawisz w nim wyniki podane przez Terleckiego. Tylko nie płacz już, proszę. – Kołysał ją w ramionach gładząc uspokajająco po plecach. Oderwał się od niej i spojrzał na jej twarz. Była mokra od łez a oczy zapuchnięte od płaczu. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i wytarł wilgotne policzki.
- Ula błagam cię, nie płacz. Jestem ostatnim łajdakiem, że ośmieliłem się zaproponować ci coś tak sprzecznego z zasadami, których się trzymasz. Nie będę owijać w bawełnę i pokażę na zarządzie ten raport. Trudno. Raz kozie śmierć.
Dygotała na całym ciele i z płaczu i z zimna. Ściągnął marynarkę i otulił jej plecy. Przylgnął ustami do jej skroni. Sam biczował się w myślach i wyrzucał sobie od debili. Patrząc na nią tak rozpaczliwie szlochającą i trzęsącą się, poczuł wyrzuty sumienia. Nigdy nie chciał jej zranić, a jednak przedstawiając tą propozycję, zrobił to. Ujął w dłonie jej twarz i wytarł kciukami płynące łzy. Delikatnie przytulił się do jej ust całując lekko i czule. Oderwał się od niej i spojrzał jej w oczy. Były smutne, zagubione i takie zrozpaczone. Ich widok wstrząsnął nim do głębi. Nagle zrozumiał. To, co czuł do tej kruchej istoty, to nie była przyjaźń, to nie była zwykła znajomość ani koleżeństwo, ale coś znacznie ważniejszego. Nie wiedział jak zinterpretować te wszystkie uczucia. Być może była to miłość i chyba sam siebie przekonał, że tak właśnie jest. Wiedziony impulsem ponownie zbliżył się do jej warg.
- Kocham cię Ula – wyszeptał prosto w nie. One rozchyliły się w szerokim uśmiechu a zapłakane oczy pojaśniały szczęściem. Od tak dawna pragnęła to usłyszeć, że kiedy wreszcie dotarły do niej te magiczne słowa nie mogła w nie uwierzyć. Rozpłakała się jeszcze bardziej tuląc się do jego torsu i mocząc mu koszulę. Nie mógł tego znieść.
- Ula, błagam cię. Co mam zrobić żebyś przestała płakać? – Spytał bezradnie. Zaśmiała się nieco histerycznie połykając łzy.
- Przepraszam – wyszeptała. – To ze szczęścia. Nie mogę uwierzyć, że to, co przed chwilą powiedziałeś, to prawda.
- Najszczersza, zapewniam cię.
To początkowe upojenie jego słowami nie trwało długo i już po chwili zastąpił je rozsądek.
- A co z Pauliną? Powiesz jej? – Spytała drżącym od płaczu głosem. Zmarszczył czoło, jakby się ciężko zastanawiał.
- Chyba będę musiał. Nie wiem tylko jak ona to przyjmie. Jednak bardziej od niej boję się reakcji rodziców. Oni bardzo mnie naciskają z tym ślubem. Będę musiał zebrać w sobie całe pokłady odwagi, by rozstać się z nią. Na pewno będzie wściekła, bo bardzo zaangażowała się w przygotowania. Ale nie martw się. Poradzimy sobie, tak? Najważniejsze, że wiemy, co do siebie czujemy, prawda? – Pokiwała niepewnie głową.
- Prawda.
Uśmiechnął się szeroko.
- W takim razie chodź, zawiozę cię do domu. Już bardzo późno. Twoi będą się martwić.
Przed bramą jej domu pocałował ją czule życząc jej dobrej nocy. On sam nie będzie miał takiej. Gryzł się tym raportem, ale już wiedział, że nie posunie się znowu do tego, by zmuszać ją do czegokolwiek.
Miał dzisiaj wyjątkowego pecha. Było dwadzieścia minut po pierwszej, gdy cicho wślizgnął się do domu. W przedpokoju ściągnął buty i w samych skarpetach powędrował do salonu. Jak tylko przekroczył jego próg rozbłysło światło i ujrzał siedzącą w fotelu swoją narzeczoną. Jej rozwścieczone spojrzenie, zaciśnięte zęby i pięści świadczyły o wysokim poziomie furii. Nie zdążył otworzyć ust, gdy wyrzuciła z siebie lawinę pretensji.
- Nooo, wreszcie raczyłeś się zjawić. Możesz mi powiedzieć, gdzie tym razem się szlajałeś i z kim? Czekam na ciebie całe popołudnie i to w dodatku nie sama. Byli tu dzisiaj twoi rodzice i organizatorka ślubu. Dziesięć razy mówiłam ci, byś nie planował na dzisiaj niczego, bo mamy umówione spotkanie. Czy moje prośby mają jeszcze dla ciebie jakiekolwiek znaczenie? Czy ja sama biorę ten ślub? Nie angażujesz się w przygotowania. Wszystko jest na mojej głowie. Co ty sobie do cholery wyobrażasz? Lekceważysz i mnie i swoich rodziców. Krzysztof był wściekły a i mama miała dość czekania na ciebie. Ja mam tego po dziurki w nosie. Mnie nie musisz się tłumaczyć, ale jutro masz się stawić w domu rodziców. To im powinieneś wyjaśnić, co absorbuje cię tak bardzo i tak mocno pochłania twój czas, że nie masz go kompletnie dla mnie. Upokarzasz mnie takim zachowaniem każdego dnia i o tym też im powiedziałam. Mam nadzieję, że oni w przeciwieństwie do mnie będą w stanie przemówić ci do rozumu.
- Paulina… pracowałem…., to dlatego… - Usiłował wyjaśnić. Podniosła do góry ręce i wstała z fotela.
- Dość. Nie mam zamiaru wysłuchiwać kolejnych kłamstw. Jutro wszystko opowiesz ojcu. Idę spać i nie waż się wchodzić do sypialni. Śpisz na kanapie.
Rano obudził się obolały. Kanapa nie była zbyt wygodnym miejscem do spania. Rozciągnął skurczone mięśnie ramion i kręgosłupa. Powlókł się do łazienki i wziął letni prysznic. Nie było już czasu na jakieś śniadanie. Ubrał się i nawet nie zajrzawszy do sypialni poszedł prosto do garażu. Nie miał ochoty na kolejną konfrontację ze swoją narzeczoną.
W biurze nie zastał nikogo oprócz Ani, która przychodziła najwcześniej. Piąte piętro świeciło pustkami. Poszedł do małej, biurowej kuchenki i zrobił sobie kawy. W szafce znalazł jakieś ciastka. Wziął kilka. Na razie musiały wystarczyć. Zasiadł za biurkiem i kolejny raz zabrał się za analizę tego nieszczęsnego raportu. Zupełnie nie miał pomysłu jak obejść te fatalne wyniki, lub podnieść je nieco w jakiś rozsądny sposób. Nie mógł się dalej oszukiwać. Nie poradzi sobie z tym. Nie był ani wybitnym ekonomistą ani geniuszem matematycznym. To Ula kończyła ekonomię i to ona kochała cyferki. Jednak na nią nie mógł liczyć. Szkoda, że będzie musiał stąd odejść. Wyłożył się już na samym początku i choć prezentacja, którą napisała Ula była świetna, to realizacja jej założeń okazała się dla niego zbyt trudna i przerosła go. Tak bardzo chciał, by ojciec chociaż raz powiedział mu, że jest z niego dumny, a teraz okazuje się, że kolejny raz go zawiódł. Zresztą nie tylko jego. Ulę też rozczarował. Pamięta, jak kiedyś powiedział jej, że prawda nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem i pamięta zdumienie, jakie wymalowało się wówczas na jej twarzy. „Prawda, choćby najgorsza, zawsze jest lepsza niż najlepsze kłamstwo”, usłyszał od niej wtedy. Nie mógł mieć do niej o to żalu ani pretensji. Tak ją wychowano. Na uczciwego człowieka. Nie mogła i nie chciała naginać swoich zasad z nieuczciwych pobudek. Rozumiał to bardzo dobrze. Ktoś cicho zapukał do drzwi. To oderwało go od tych myśli.
- Proszę.
O gabinetu wsunął się obiekt jego rozmyślań. Niepewnie spojrzała na niego i z nieśmiałym uśmiechem błąkającym się na ustach spytała.
- Mogę na chwilę?
Wstał zza biurka i podszedł do niej.
- Oczywiście, że możesz. Nawet nie musisz pytać. Potrzebujesz czegoś? – Cmoknął ją w policzek i pociągnął na kanapę. Splotła dłonie na kolanach i spuściła głowę.
- Wiesz…, długo myślałam w nocy… Nie mogłam spać. Rozważałam wszystkie za i przeciw. Doszłam do wniosku, że nie mogę dopuścić do sytuacji, byś ty przestał być prezesem a Alex miał wrócić do firmy. To nie byłoby dobre dla zatrudnionych tu ludzi. Febo nie traktuje ich dobrze. Wrzeszczy na nich i poniża przy każdej okazji. Mieliby z nim ciężkie życie, gdyby został prezesem. Dlatego postanowiłam, że…, że trochę poprawię ten raport. Tylko troszeczkę. Tak, żeby nie podpadło. Zrobię to dla nich, ale i dla ciebie też. – Podniosła głowę i popatrzyła mu w oczy. – Kocham cię Marek i nie chcę, żebyś stąd odszedł.
Był w szoku. W życiu nie spodziewałby się takiej wolty. Nie spodziewałby się, że ona zmieni zdanie. Zrozumiał, jak bardzo musiało być jej trudno podjąć taką decyzję. Robiła to przecież wbrew sobie i wbrew temu, w co wierzyła. A wierzyła w dobroć, szlachetność i szczerość. Objął ją i mocno przytulił.
- Zaskoczyłaś mnie Ula i to bardzo. Doceniam twoje poświęcenie, ale nie mogę od ciebie wymagać niemożliwego. Cudu nie będzie, a ja nie chcę, byś robiła coś wbrew sobie. Byłem głupi, że w ogóle wyskoczyłem z czymś takim. Chyba nadszedł już czas, bym zachował się jak prawdziwy mężczyzna a nie jak tchórz. Nie będę ukrywał nic przed wspólnikami. Jeśli trzeba, to ustąpię ze stanowiska. Tak będzie lepiej. Alex jest surowy, ale być może on ma lepsze pomysły i sposoby, by ta firma wreszcie stanęła na nogi.
- Nie mów tak. Nawet tak nie myśl. Febo nigdy nie dogada się z Pshemko. Mistrz go nie znosi jak mało czego na świecie, a pracownicy się go boją. Spójrz na Adama jaki jest zastraszony. Boi się własnego cienia. Nie możesz do tego dopuścić a ja pomogę ci w tym, byś utrzymał się na tym stanowisku. Daj mi teraz ten raport. Pójdę do siebie i posiedzę nad nim. Może uda się coś z tym zrobić. Na pierwszej i ostatniej kartce nic nie zmienię, bo są opatrzone pieczątkami Startsportu i imienną pieczątką Terleckiego, ale pozostałe ich nie mają i będzie można je podmienić.
Kolejny raz tulił ją w ramionach. Był wzruszony.
- Boże… Ula, ja nigdy nie zdołam odwdzięczyć ci się za to, co dla mnie robisz. Jesteś najlepszym, co przytrafiło mi się w życiu. Dziękuję. Dziękuję skarbie. – Tym razem wpił się pożądliwie w jej usta i długo całował. Wreszcie oderwali się od siebie. Wstała z kanapy ze wstydliwym rumieńcem na policzkach i odebrawszy od niego raport poszła do swojego gabinetu.
Postanowił, że wynagrodzi jej to poświęcenie i ten trud. Zasłużyła na wszystko, co najlepsze. Pod koniec tygodnia wybierał się na objazd szwalni w sprawie oszczędności. Mógłby pogodzić przyjemne z pożytecznym. Wiedział, że niedaleko szwalni położonych w Wielkopolsce jest urocze SPA. Tam mógłby zabrać Ulę. Nawet Paulinie nie musiałby kłamać z kim jedzie. Ula była w końcu dyrektorem finansowym i oszczędności dla firmy leżały i w jej zakresie obowiązków. Narzeczona dała się przeprosić ogromnym bukietem kwiatów i łaskawie przyjęła do wiadomości jego piątkowy wyjazd. Czekała go jeszcze tego dnia rozmowa z rodzicami i to jej obawiał się najbardziej. Zanim jednak do niej doszło przeprowadził rozmowę z Ulą i przedstawił jej swój plan.
- Zgódź się. Proszę. Harujemy jak dwa robocze woły. Należy nam się chwila oddechu. Zresztą jeśli cię to uspokoi, to możemy wspólnie popracować nad tym raportem. Zabierzemy wszystkie potrzebne do tego dokumenty.
Próbowała protestować, że to nie jest najlepszy czas na wyjazd, że jest dużo pracy, ale był nieustępliwy i upierał się przy swoim. W końcu poddała się, gdy wytoczył najważniejszy argument, że jest to polecenie służbowe.
- Wyjeżdżamy w piątek rano i wracamy w niedzielę wieczorem. Zobaczysz, będzie fajnie. Odetchniemy trochę innym powietrzem. Dobrze nam to zrobi.
Po pracy pojechał do rodziców. Nie uśmiechała mu się ta wizyta. Znowu będzie zmuszony wysłuchiwać tyrad ojca. Ich wzajemne stosunki dalekie były od poprawnych. Senior ciągle mu coś zarzucał i wytykał błędy. Do niedawna stawiał Alexa jako wzorowy przykład pracownika. Niepewnie wszedł do domu i przywitał się z Zosią, gosposią Dobrzańskich. Ta skierowała go od razu do salonu mówiąc, że rodzice czekają na niego. Spiął się. W salonie zastał ich oboje. Przywitał się z nimi i zasiadł w fotelu. Zosia już stawiała przed nim kawę. Senior Dobrzański przyjrzał mu się badawczo i rzekł.
- Możesz nas oświecić i powiedzieć nam, co ty wyprawiasz? Do ślubu zaledwie dwa tygodnie a ty traktujesz Paulinę gorzej niż psa. Upokarzasz ją. Robisz jej na złość. Lekceważysz. Ta kobieta ma anielską cierpliwość, że znosi i wybacza ci wszystkie twoje wybryki. W przeciwieństwie do ciebie ona doskonale rozumie, jak to małżeństwo dobrze wpłynie na sytuację w firmie. Dobrze by było, gdybyś i ty tak odpowiedzialnie zaczął do tego podchodzić. W nic się nie angażujesz. Nie pomagasz. Ona załatwiła wszystkie formalności związane ze ślubem a ty? Czym ty możesz się pochwalić? Obrączki kupiłeś?
- Jeszcze nie… - wyszeptał.
- Jeszcze nie! A kiedy masz zamiar to zrobić? Dzień przed ślubem? Myślałem, że jesteś bardziej odpowiedzialny. Całe życie będziesz jechał na cudzych plecach i wykorzystywał innych? To musi się skończyć.
- Ja nie chcę się z nią żenić. Nie kocham jej. – Zaprotestował słabo.
- Nie kochasz jej? – Odezwała się Helena. – I zdałeś sobie z tego sprawę na dwa tygodnie przed ślubem? To największa bzdura jaką w życiu słyszałam. Nic z tego mój drogi. Za dużo zdrowia, energii, pieniędzy i czasu kosztowało nas przygotowanie tej uroczystości. Czy wiesz jak wielki skandal by wybuchł, gdyby ten ślub się nie odbył? Co by powiedzieli ci wszyscy zaproszeni goście? Nie ma mowy. – Pokręciła głową. – Staniecie na ślubnym kobiercu i pobierzecie się jak Pan Bóg przykazał. Otrząśnij się wreszcie i dorośnij, bo zachowujesz się jak szczeniak a nie jak dorosły mężczyzna. I nie próbuj nic kombinować. Jeśli jeszcze raz zrobisz jakiś brzydki numer Paulinie, pożałujesz tego. Wydziedziczymy cię i zostaniesz z niczym. Zapamiętaj sobie.
Wyszedł od nich zrozpaczony. Nie widział dla siebie drogi ucieczki przed tym ślubem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz