Wariacje na temat Uli i Marka07 marzec 2012 |
| ROZDZIAŁ II Część 1 Dwa i pół roku wcześniej.
Lipiec
objął świat w swe posiadanie. Ludzie oddychali pełną piersią ciesząc
się dobrą, słoneczną pogodą. Niektórzy odpoczywali na zasłużonych
urlopach, ale było sporo takich, którym przez myśl nie przeszło
wyjeżdżać na wakacje. Właśnie budził się nowy dzień. Pierwsze promienie
wschodzącego słońca wdarły się przez okno do małego pokoiku, w którym
spała młoda dziewczyna. Bezlitośnie omiotły jej twarz. Zacisnęła mocno
powieki, ale słońce nie poddawało się. Powoli przekraczała granice
między snem a jawą, by wreszcie otworzyć zaspane oczy. Promienie
poraziły jej wzrok, jednak ona uśmiechnęła się tylko i z radością
stwierdziła – dzisiaj będzie dobry dzień. Sięgnęła po okulary
leżące na półce u wezgłowia łóżka i założyła na nos. Przeciągnęła się
rozkosznie i zerknęła na budzik. Była piąta trzydzieści. Wiedziała, że
jest jeszcze bardzo wcześnie, ale nie chciała już dłużej spać. Zerwała
się z łóżka i popędziła do łazienki natykając się po drodze na swojego
ojca.
- Ula, a co ty tak wcześnie wstałaś? -Tato! Zobacz, jaki piękny dzień się zapowiada. To grzech tracić czas na spanie, kiedy takie słońce za oknem. Ogarnę się trochę i zrobię wam porządne śniadanie. Nie zwlekając dłużej minęła ojca i wpadła do łazienki. Po wzięciu prysznica i spłukaniu z siebie resztek snu ubrała się i stanęła przed lustrem krytycznie patrząc na swe odbicie. Westchnęła. - Jestem beznadziejna. Chyba nigdy nie będę wyglądać jak te modelki, co się kręcą każdego dnia po Febo&Dobrzański. Jeszcze to żelastwo na zębach. Ciekawe, jak długo każą mi to nosić? – pomyślała z wyrzutem. Zaczesała włosy w kucyk, podkręciła grzywkę i z powrotem założyła okulary. One też nie dodawały jej uroku. Były duże, ciężkie i w dodatku przesłaniały pół jej twarzy. Jeszcze raz zerknęła w lustro. Wyglądała żałośnie. Nic dziwnego, że niemal wszyscy w firmie określali ją mianem Brzyduli, bo znacznie odstawała od całej reszty. Byli jednak też tacy, którym nie przeszkadzał jej wygląd. Uśmiechnęła się do swoich myśli. – Ala, Iza, Ela, Władek a przede wszystkim Marek. Oni nigdy nie oceniali mnie po wyglądzie. Właśnie. Marek. Kochała go od chwili, jak tylko pojawiła się w firmie, wielką, nieodwzajemnioną miłością. Mogła śmiało powiedzieć, że są przyjaciółmi i to dobrymi przyjaciółmi, ale ten rodzaj zażyłości nigdy nie wykroczył poza ramy przyjaźni. Bardzo cierpiała z tego powodu, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że nigdy inaczej nie będzie. Marek był zajęty. Tkwił w oficjalnym, długoletnim związku z Pauliną Febo, współwłaścicielką firmy. Na samo wspomnienie swojego szefa serce zabiło jej mocniej. On nigdy jej nie krytykował i nigdy nie zwracał uwagi na to jak wygląda. Wiedziała o tym, że ceni ją za kompetencje, fachową wiedzę a przede wszystkim za to, że potrafiła zrobić użytek ze swojego mózgu w przeciwieństwie do Violetty, jego sekretarki, która większość czasu spędzała na portalach zajmujących się sprzedażą ciuchów lub bezustannie wpędzała firmę w poważne kłopoty, z których zarówno Marek jak i Ula musieli niejednokrotnie ratować F&D. Teraz też mieli prawdziwy zgryz. Najpierw Violetta znikła na kilka dni a jak wróciła okazało się, że doprowadziła do poważnych ustaleń w sprawie kontraktu na szycie ubrań sportowych dla reprezentacji Polski. Korzystała również bezprawnie z firmowej karty, z konta której wyparowało parę tysięcy złotych. Ula pokręciła głową. –Jak Viola mogła zrobić coś tak głupiego? I jeszcze to odszkodowanie, które miałaby zapłacić firma. Awykonalne! Nie stać nas na taką sumę. Ciekawe jak Marek to z nią załatwi. Czy ją zwolni? Chyba powinien. W końcu złamała prawo. Ach. Zobaczymy. Teraz śniadanie. Wyszła z łazienki kierując swe kroki do kuchni, w której krzątał się już pan Cieplak wstawiając wodę na herbatę. - Tato, zostaw. Przecież powiedziałam ci, że zrobię porządne śniadanie. Zajęła się szykowaniem kanapek. Po chwili usłyszała tupot nóg i do kuchni wpadła jej młodsza siostra Betti i brat Jasiek -Ula odprowadzisz mnie dziś do przedszkola? - Nie Betti już nie zdążę. Pójdziesz z Jaśkiem. Beatka skrzywiła się na taką odpowiedź, co nie umknęło uwadze Uli. Żeby zrekompensować jej to rozczarowanie powiedziała. – Nie krzyw się Betti, za to wieczorem będą naleśniki. Twarz dziewczynki rozjaśnił uśmiech. – Hurra, moje ulubione. Już się nie mogę doczekać. Ula uśmiechnęła się tylko pod nosem. – Jak niewiele trzeba, żeby uszczęśliwić tą małą istotkę. Część 2 Była ósma trzydzieści, kiedy Ula przekroczyła próg sekretariatu. Jeszcze niewielu ludzi kręciło się po firmie, bo dzień pracy zaczynał się o dziewiątej. Usiadła przy swoim biurku i włączyła komputer. Pochyliła się nad wyliczeniami i zatopiła w cyferkach. Po chwili usłyszała trajkotanie Violetty. Rozmawiała z kimś przez telefon nie omieszkając pochwalić się, jaki to intratny kontrakt załatwiła dla firmy. W Uli się zagotowało. Nie bacząc na nic podeszła do sekretarki i wyrwała jej telefon z dłoni rozłączając jednocześnie rozmowę. Oburzona Viola krzyknęła tylko. – No, co ty wyprawiasz! Jak śmiesz mi przerywać bardzo ważną rozmowę! - To była ważna rozmowa? Ilu osobom już zdążyłaś się pochwalić tym wspaniałym kontraktem, z którego musimy się wycofać? Czy ty nie rozumiesz, w jakie ogromne kłopoty wpędziłaś naszą firmę? Najlepiej by było dla ciebie i dla nas wszystkich, jakbyś w ogóle nie otwierała ust, chociaż z drugiej strony, to może rzeczywiście trochę podzwoń do znajomych i pochwal im się, że za to, co zrobiłaś, czeka cię kilka lat więzienia. Mina Violetty była bezcenna. Z oburzenia przeszła w rodzaj osłupienia i wykrztusiła z siebie. -Ale… jak to do więzienia. Za co? - Ty się jeszcze pytasz? – Ula w tym momencie dawała upust swojej złości – Sprzeniewierzyłaś pieniądze firmy, posługiwałaś się nie swoim nazwiskiem, negocjowałaś w imieniu prezesa, czy mam wymieniać dalej? – Wrzasnęła. Tyle, co skończyła to mówić do sekretariatu wkroczył Marek Dobrzański. – Co się tutaj dzieje? Słychać was aż przy windach. Spojrzał na wojowniczą minę Uli a potem przeniósł wzrok na zdumioną Violettę. – Obie do gabinetu. Natychmiast. Puścił je przodem a następnie sam wszedł zamykając za sobą drzwi. Usiadł za biurkiem i jeszcze przez chwilę lustrował surowym wzrokiem obie dziewczyny. - No… dowiem się w końcu, o co poszło? Ula? Może ty mi wyjaśnisz… - Proszę bardzo. – Twarz Uli przypominała swoim kolorem barwę dojrzałego buraczka – Viola wydzwania do wszystkich znajomych informując ich, jaki to wielki sukces i splendor przyniosło firmie załatwienie przez nią tego kontraktu z reprezentacją. - Że co? – obruszył się Marek i spojrzał na Violettę tak, że wzrokiem wbił ją niemal w podłogę. – Jak śmiesz informować o tym jeszcze osoby postronne, czy ty jesteś naprawdę tak głupia i nie pojmujesz, że w taki sposób zdradzasz tajemnice firmowe i na to też jest paragraf? Jeszcze wczoraj chciałem cię natychmiast zwolnić i to dyscyplinarnie, ale dzisiaj zmieniłem zdanie. Słysząc te słowa Violetta odetchnęła z ulgą. Najbardziej obawiała się tego, że prezes naprawdę ją zwolni, jednak Marek kontynuując spowodował, że blady uśmiech, który wykwitł na moment na jej twarzy, znikł a w zamian ukazało się na niej przerażenie. - Nie zwolnię cię, bo gdybym to zrobił uszłoby ci wszystko na sucho. Jesteś dorosła i powinnaś rozumieć, że człowiek musi ponosić konsekwencje swoich czynów. Za chwilę Sebastian przyniesie ci nową umowę. Zgodnie z nią będziesz spłacała w ratach dług, jaki zaciągnęłaś wobec firmy. Doceń to, że nie naliczam ci odsetek. Poza tym będziesz od jutra przychodzić do pracy punktualnie na godzinę dziewiątą, żadnych spóźnień i żadnego wcześniejszego wychodzenia z pracy. Będziesz ściśle wykonywała polecenia służbowe, zarówno moje jak i Uli. Koniec z obijaniem się. Jeśli nie przyłożysz się solidnie do powierzonych obowiązków, to wylatujesz i nie pomoże ci już wstawiennictwo ani Uli, ani Sebastiana, ani Pauliny. W takim wypadku radzę ci przeczytać bardzo dokładnie ostatni punkt umowy, bo napisane jest w nim, że twój dług musi zostać spłacony natychmiast. Zrozumiałaś? Violetta była zdruzgotana takim postawieniem sprawy. Jej przewrotny rozumek już kombinował, jak ominąć niektóre zapisy umowy. Postanowiła porozmawiać z Pauliną, którą uważała za swoją najlepszą przyjaciółkę. Tymczasem kiwnęła głową i powiedziała. – Tak zrozumiałam. - To świetnie. Teraz zostaw nas samych i zajmij się wreszcie pracą. Część 3 Violetta wyszła z gabinetu i kiedy zamknęły się za nią drzwi Marek ze świstem wypuścił powietrze z płuc. – Wykończyła mnie. Jest chyba jakimś emocjonalnym wampirem, bo wyssała ze mnie wszystkie siły. Ula usiądź. Czemu stoisz? Chodź, musimy pogadać. Posłusznie zajęła miejsce na kanapie. On dosiadł się do niej. Przez chwilę usiłował pozbierać myśli, wreszcie już uspokojony zaczął. - Nie jest dobrze Ula. – Utkwiła w nim swój zaniepokojony wzrok. – Ale, z czym? Coś się stało? -Tak, poniekąd. Byłem wczoraj na kolacji u rodziców i wałkowaliśmy sprawę tego nieszczęsnego kontraktu. Już prawie przekonałem ojca, wytoczyłem wszystkie te argumenty, które omawialiśmy wczoraj razem i odniosłem wrażenie, że zrozumiał niefortunność tego kontraktu. Wszystko było by dobrze gdyby nie zjawił się Alex. Zaczął roztaczać przed nim wizję, jaki to wspaniały deal, że nie możemy sobie pozwolić na odpuszczenie go, bo to podniesie prestiż firmy i świadomość marki. Jednym słowem mówił dokładnie to, co ojciec chciał usłyszeć. Nie przyjmował do wiadomości faktu, że firmę na to nie stać. Twierdził natomiast, że trzeba znaleźć sponsora i poszukać oszczędności w wydatkach firmowych. Taka perspektywa przedstawiona w dodatku tak barwnie przez Alexa przemówiła do ojca i już nie chciał słuchać tego, co mam do powiedzenia w tej sprawie. Zarzucił mi tylko asekuranctwo i niezdecydowanie, żeby nie powiedzieć tchórzostwo przed podejmowaniem poważnych decyzji. Wiesz Ula – zasępił się - ja chyba będę musiał zrezygnować z prezesury. Ojciec cały czas jest mną rozczarowany i najchętniej na moim miejscu widziałby Alexa. Cóż… może rzeczywiście on ma jakiś pomysł i byłby lepszym prezesem. Ula nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. - To nie może być prawda. To niemożliwe, żeby Marek chciał tak łatwo odpuścić. Nie po tym, co wspólnie przeżyliśmy, najpierw walcząc o prezesurę dla niego, a potem wyciągając wspólnie firmę z różnych tarapatów. - Siedziała skulona na kanapie wpatrując się w niego z przerażeniem. Otrząsnęła się w końcu z zamyślenia. - Marek! I ty tak wszystko chcesz zostawić? Odpuścić? Oddać firmę w ręce Alexa? Czy ty nie zdajesz sobie sprawy ilu ludzi rozczarowałbyś takim posunięciem? Wiesz przecież, jaki Alex ma pogardliwy stosunek do pracowników. Lekceważy i poniża ich niezależnie od tego, jakie stanowiska zajmują. Jak według ciebie miałby się dogadać z Pshemko? Wyobrażasz to sobie, bo ja nie. Marek! Nie poddawaj się proszę. Jesteś najlepszym prezesem, jakiego znam. Przecież już nie raz z takich kłopotów wychodziliśmy zwycięsko. Razem. Spróbujmy dobrze, chociaż raz. Na pewno znajdziemy jakieś wyjście z tej sytuacji. Był zdumiony tym, co powiedziała. Mówiła tak żarliwie i tak przekonywająco, że w końcu sam zaczynał wierzyć, że wszystko da się jeszcze odkręcić. Z podziwem popatrzył na nią. – Skąd w tej drobnej osóbce tyle pozytywnej energii, tyle żaru i daru przekonywania. A jeszcze ta bezgraniczna ufność i wiara we mnie, w moje możliwości. Jakie to szczęście, że mam w niej takiego oddanego przyjaciela. To prawdziwy skarb. - Dobra Ula, spróbujemy. Spróbujemy jeszcze raz, może coś dobrego się z tego urodzi. - Zobaczył jak na jej twarzy rozlewa się uśmiech a oczy pojaśniały ze szczęścia. – Wiedziałam, wiedziałam, że można na ciebie liczyć. Zobaczysz, że będzie dobrze, wymyślimy coś. Przepełniała ją taka radość, że nie zastanawiając się nawet nad tym, co robi, rzuciła mu się na szyję i uściskała go. Dziękuję, dziękuję, dziękuję… Wybiegła z gabinetu. Marek wstał z kanapy i podszedł do biurka nadal nie mogąc nadziwić się tej pełnej spontaniczności reakcji Uli. Uśmiechnął się pod nosem – Ach ta Ula. Ona zawsze wprowadzi mnie w dobry nastrój. Co ja bym bez niej zrobił? Coraz częściej przyłapywał się na tym, że w towarzystwie Uli jego problemy stawały się jakby mniejsze, bardziej możliwe do rozwiązania. Lubił jej towarzystwo. Potrafiła go rozbawić, doradzić a przede wszystkim umiała go słuchać. Wiele błędów popełnił w swoim dotychczasowym, pogmatwanym życiu. Wiedziała o nim niemal wszystko. To, ze zdradzał Paulinę, również, bo była niejednokrotnie świadkiem tych zdrad. Nie pochwalała tego. Wielokrotnie mówiła mu, że robi źle. Prostowała jego ścieżki i pokazywała inny świat tak różny od tego, w którym żył do tej pory. Świat prosty, nie wyrafinowany, nie wyrachowany, pozbawiony kłamstw i obłudy. Świat prostolinijny i szczery do bólu, taki jak i ona sama. Świat, w którym nie ocenia się ludzi po pozorach, bo bezwarunkowa wiara w drugiego człowieka leżała u podstaw tego świata. Ula trzymała się tych zasad, tak ją wychowano i dzięki temu a także dzięki wartościom, jakie usiłowała mu przekazać i on stawał się powoli lepszym człowiekiem. Część 4 - Cześć wszystkim! Już jestem! – z kuchni wybiegła Beatka – O Ulica, nareszcie. Zrobisz mi te obiecane naleśniki? – Zrobię. A gdzie tata? Wyszedł gdzieś? - No… poszedł do pani Dąbrowskiej, bo pralka jej się zepsuła, a Jasiek siedzi z Kingą u siebie w pokoju. Ula zdjęła buty i ubrawszy na stopy domowe kapcie powędrowała wraz z Beatką do kuchni. Tam przy wydatnej pomocy dziewczynki usmażyły stertę naleśników. Ich zapach zwabił na dół Kingę i Jaśka. Dotarł też i Józef Cieplak. Po smacznym posiłku i uprzątnięciu kuchni Ula poszła do siebie. Tam w ciszy mogła wreszcie pomyśleć nad możliwością rozwiązania patowej sytuacji w firmie. Jeszcze raz przeglądała z dużą starannością firmowe dokumenty, ale im bardziej starała się wykrzesać jakiekolwiek oszczędności z firmy, tym bardziej uzmysławiała sobie beznadziejność sytuacji, w jakiej się znaleźli. Kiedy kładła się do łóżka było już dobrze po godzinie drugiej. Prawie już zasypiała, gdy na obrzeża świadomości wypłynęło jedyne możliwe rozwiązanie. Kredyt. Tylko czy Marek zechce go wziąć? Ostatnią jej myślą było postanowienie przekonania go do tego pomysłu. Narodził się kolejny dzień niosąc ze sobą zapowiedź słonecznej pogody. Ula wstała zamyślona i nie do końca przytomna. Przy śniadaniu odpowiadała na pytania ojca monosylabami. W końcu machnął ręką i dał sobie spokój z wypytywaniem jej o cokolwiek. Przełknąwszy zaledwie parę kęsów i popiwszy to niewielką ilością herbaty wstała i z gotowym planem w głowie podążyła na przystanek. Miała jeszcze parę minut, więc postanowiła zadzwonić do Marka. Na jej nieszczęście odebrała Paulina. – Halo, słucham – usłyszała w słuchawce wyniosły ton Włoszki. - Dzień dobry. Ula Cieplak z tej strony. Czy mogłaby pani poprosić Marka do telefonu? - Nie może teraz podejść. - W takim razie mogłaby mu pani przekazać, że spóźnię się dzisiaj do pracy? - Nie widzę żadnego powodu, dla którego miałaby pani się spóźnić. – Odpowiedź Pauliny ociekała jadem. – Najlepiej pani zrobi, jak zrezygnuje pani ze swoich porannych planów i stawi się do pracy na czas. W tym momencie Marek wyszedł z łazienki i spytał, – kto dzwoni? – Cieplak - odparła Paulina podając mu jednocześnie telefon. - Halo, Ula? Co się stało, czemu dzwonisz? - Nie, nie, nic się nie stało. Chciałam Ci tylko przekazać, że trochę spóźnię się do pracy. Mam pewien pomysł odnośnie wiadomej sprawy, ale muszę pojechać w jedno miejsce, żeby się upewnić, co do jego słuszności. - Jesteś dzisiaj bardzo tajemnicza, ale dobrze. Załatw, co masz załatwić i przychodź do firmy. To do zobaczenia. – Do zobaczenia - zakończyła rozmowę Ula. Marek odłożył telefon na stolik i w zamyśleniu spojrzał na kończącą robić makijaż Paulinę. - Mogłabyś być dla niej milsza, wiesz. Przecież ta dziewczyna nic ci nie zrobiła. Nie rozumiem, dlaczego jesteś do niej taka uprzedzona. Paulina podniosła na niego zdumione spojrzenie nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi. Prychnęła z odrazą i wysyczała. – Czy ty nie widzisz jak ona wygląda? Jak ósme dziecko stróża. Za sam wygląd powinniśmy ją zwolnić z firmy. - Jej słowa ubodły Marka do żywego. – Wiesz Paulina nie sądziłem, że taka kobieta jak ty, kobieta z klasą może być aż tak powierzchowna. Ula jest bardzo dobrym pracownikiem, moją prawą ręką, moją asystentka a ty ją obrażasz. To chyba kłóci się z twoimi zasadami dobrego wychowania, których, jak twierdzisz, tak mocno się trzymasz. Rozumiem, że to, w jaki sposób się ubiera obraża twoje bardzo wysublimowane poczucie estetyki. Dla mnie mogłaby chodzić w worku pokutnym, bo ja doceniam w niej to, co ma w głowie - po tych słowach okręcił się na pięcie i wyszedł z salonu zostawiając w nim zaskoczoną i oburzoną jego tyradą Paulinę. Wchodząc do firmy zastanawiał się, co też takiego wymyśliła Ula. Rzeczywiście była bardzo tajemnicza – A może znalazła rozwiązanie? Ja nic nie wymyśliłem od wczoraj. - Postanowił cierpliwie poczekać na jej powrót. Kiedy wszedł do sekretariatu, ujrzał niecodzienny dla niego widok. Jego sekretarka Violetta pracowała. Analizowała jakieś dokumenty i nawet nie zauważyła stojącego obok jej biurka Marka. – Cześć Wiola - gwałtownie podniosła znad papierów głowę. – O cześć Marek. Widzisz, jaka ja zajęta jestem. Ula dała mi wczoraj robotę i muszę się wykazać, dasz wiarę? Powiedziała, że mnie sprawdzi! A co to ja szkapie spod ogona wyfrunęłam, żeby musiała mnie sprawdzać? Przecież nie musi, bo zaiwaniam tu jak jakaś dzika mrówka - robotnica, nie? Na Marka twarzy odmalował się wyraz rozbawienia. Ledwie powstrzymał się, żeby nie parsknąć śmiechem – Ach ta Violetta i jej pokrętna logika. – Cieszę się Viola, że starasz się tak sumiennie wypełniać obowiązki. Oby tak dalej. - No staram się, staram. Ktoś musi tu pracować, bo jak widzisz Ulka się spóźnia. - Nie spóźnia się, tylko załatwia coś ważnego na mieście. Jak się zjawi powiedz jej, że na nią czekam dobrze? - Dobrze, dobrze. Tymczasem Ula dojechała do Warszawy i wysiadłszy na właściwym przystanku skierowała swoje kroki do banku, w którym kiedyś, tuż po studiach odbywała staż. Pamiętając jeszcze rozkład pomieszczeń, odważnie skierowała swoje kroki do gabinetu dyrektora banku. Tam, przywitawszy się z dyrektorem wyłuszczyła mu sprawę, z którą przyszła. Wprawdzie początkowo miał obiekcje, kiedy zorientował się, że to już drugi kredyt, który bierze na firmę Pro-S, ale widząc regularne spłaty rat i determinację Uli, szybko rozwiał swoje wątpliwości. Dokumentacja była bardzo solidnie przygotowana, jak i cały biznesplan. Z czystym sumieniem zaproponował jej bardzo korzystny kredyt z funduszy unijnych. Wychodząc z banku ledwie powstrzymała się by nie skakać ze szczęścia. – Żeby tylko Marek się zgodził, a wyjdziemy z tego impasu. |
| Shabii (gość) 2012.03.07 22:13 | ||
| Gosiu okropnie się cieszę, że założyłaś bloga :) Będę tutaj stałym bywalcem :) Wiesz, że kocham twoje opowiadania. Wariacje już czytałam dwa razy ale na pewno przeczytam jeszcze nie raz bo to opowiadanie jest cudowne (zresztą jak każde twoje) Dodałam już Ciebie do swoich linków :) Serdecznie Ciebie pozdrawiam i życzę miłego blogowania :) Twoja wierna fanka : Shabii :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz