Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Wariacje na temat Uli i Marka"- rozdział 6

Wariacje na temat Uli i Marka  

08 marzec 2012
ROZDZIAŁ VI

Część 1


Był koniec października. Coraz częściej niebo zasnuwało się ciężkimi, ołowianymi chmurami, z których co rusz padał deszcz. Liście już dawno straciły swoją zieloną intensywność i przyoblekły brązowo-złociste barwy. Marek nie wyglądał na uszczęśliwionego. Wydarzenia ostatnich tygodni utwierdzały go w przekonaniu, że oddalają się od siebie z Pauliną coraz bardziej. Dziwiło go, że nadal tak uparcie i konsekwentnie zajmuje się przygotowaniami do ślubu. – Nawet gołębie zamówiła, co za idiotyczny pomysł. – On w ogóle nie przykładał do tego ręki, tak jakby bezpośrednio go to nie dotyczyło. Jedyną pociechą były rozmowy z Ulą, jego promyczkiem i aniołem stróżem. Nie tak dawno, podczas spaceru w ich parku wyznał jej, że nie kocha Pauliny, ale zobowiązania, jakie jego rodzice złożyli nieżyjącym już rodzicom obojga Febo, nie pozwalają zrezygnować mu z tego związku.
- Nie wiem, co robić Ula – powiedział przybity. – Do jednego doszedłem już na pewno, że nie będę z nią szczęśliwy. To małżeństwo nie ma przyszłości i jeśli do niego dojdzie, ja na pewno przy niej wrócę do swoich starych nałogów. Znowu będę ganiał za panienkami. Nie chcę tak żyć, to już nie jest życie dla mnie.  Pogłaskała go po głowie, a potem ujęła jego dłoń patrząc mu prosto w oczy.
– Marek jesteś dorosły, dlatego sam musisz wiedzieć, co jest dla ciebie najlepsze. To ty powinieneś dokonać świadomego wyboru. Twoi rodzice i ich zobowiązania nie mają z tym nic wspólnego. Oni nie przeżyją za ciebie życia. Pamiętaj też o tym, że jeśli ty nie będziesz szczęśliwy w tym małżeństwie, to ona również. - Podniósł głowę.
– Naprawdę jej nie rozumiem – westchnął - i nie rozumiem tej chorej konsekwencji dążenia za wszelką cenę do zawarcia tego małżeństwa. Po tylu zdradach, szczeniackich numerach, jakie jej robiłem nie mogę uwierzyć, że jej miłość do mnie jest tak wielka, że postanowiła być ze mną za wszelką cenę. To nie jest normalne, Ula. Nie wierzę też w to, że ona naprawdę mnie kocha. Gdyby tak było, szłaby ze mną ramię w ramię, wspierałaby mnie, a tymczasem ona ciągle staje w obronie Alexa, zawsze trzyma jego stronę i jeszcze te udziały, które mu sprezentowała. Czy ona tego nie widzi, że jej kochany braciszek utopiłby mnie najchętniej w łyżce wody?
Był bardzo rozgoryczony i przez to wyglądał żałośnie. Uli ścisnęło się serce. Współczuła mu i próbowała dodać otuchy.
– Może nie będzie tak źle? Może powinniście porozmawiać ze sobą tak szczerze i otwarcie? Wyznać, jakie macie oczekiwania względem siebie. – Uśmiechnął się do niej smutno.
– To nie wchodzi w rachubę Ula. Ja próbowałem wielokrotnie, ale ona zachowuje się tak, jakby była inteligentna inaczej i w ogóle nie rozumiała, o co mi chodzi, a przecież mówimy jednym językiem. Naprawdę nie wiem, jak mam z nią postępować – westchnął. Spojrzał na zegarek.
– Wracajmy Ula, późno jest. Odwiozę cię do domu. – Przyjęła jego propozycję z wdzięcznością.
To było kilka dni temu, a potem w F&D rozpętało się prawdziwe piekło z Violettą w roli głównej, która zawarła pakt z samym diabłem - Aleksandrem Febo. Nie uzyskawszy od Marka zgody na umorzenie długów, które zaciągnęła z firmowej karty, myśląc, że coś wskóra udała się wprost do dyrektora finansowego. Ten wyczuwając rzadką okazję do pogrążenia prezesa zgodził się umorzyć dług jego sekretarce pod warunkiem, że znajdzie ona jakieś dowody, dzięki którym można by było pozbawić go stanowiska. Opierająca się początkowo takiemu pomysłowi Violetta mamiona obietnicami bez pokrycia przez Alexa, zgodziła się. Tak długo szperała w sekretariacie, aż wreszcie natknęła się na teczkę Pro-S leżącą w jednej z szuflad biurka Uli. Wprawdzie prawie nic nie zrozumiała, czytając treść schowanych tam dokumentów, ale ogólnie uznała, że odkryła prawdziwą bombę. Zaopatrzona w dyktafon i owa nieszczęsną teczkę poleciała do Febo. Chcąc się zabezpieczyć nagrała całą rozmowę z dyrektorem finansowym, podczas której obiecał jej stanowisko dyrektora PR, umorzenie długu, i umowę na czas nieokreślony. Po tej deklaracji złożonej z jego strony, przyrzekła oddać mu teczkę jak tylko to wszystko dostanie na piśmie. Febo zmełł przekleństwo w ustach, ale zgodził się. Zachwycona takim obrotem sprawy Violetta ze śpiewem na ustach pognała do sekretariatu. Tam jednak jej mały rozumek się opamiętał. Przeanalizowała jeszcze raz wszystkie za i przeciw, po czym uznała, że nie może jednak zrobić takiego świństwa Markowi. Wparowała więc do gabinetu i puściwszy na głos dyktafon przysiadła na jego biurku. Dobrzański nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. To była ewidentna zdrada, próba przekupstwa i działanie na niekorzyść firmy. Po konsultacji z Ulą, która była w nie mniejszym szoku niż pan prezes, ten ostatni postanowił niezwłocznie porozumieć się z ojcem w celu zwołania w trybie pilnym posiedzenia zarządu. Odwołał też wyjście na proszoną kolację z okazji kupna domu przez Alexa tłumacząc Paulinie, że jej brat na pewno nie będzie miał ochoty na świętowanie. Próbowała wyciągnąć od niego jakieś informacje, ale uciął wszelkie spekulacje tłumacząc jej, że wszystko wyjaśni następnego dnia na zarządzie. Ona jednak uparcie domagała się od niego wyjaśnień. W końcu zmęczony jej natarczywością opowiedział, czego dopuścił się Alex. Nie mogła w to uwierzyć. Alex, jej kryształowo czysty brat miałby się dopuścić tak obrzydliwej rzeczy, jak próba skorumpowania Violetty?
- Nie wierzę w to, rozumiesz, nie wierzę. Viola to sobie wy-my-śli-ła, a to nagranie na pewno sprokurowała, żeby pogrążyć Alexa.
- Sprokurowała? Paulina ona nawet nie ma zielonego pojęcia jak to zrobić.
- Marco, proszę cię odwołaj to. Przeproś Krzysztofa i powiedz…
- Ja mam przeprosić Krzysztofa? Ja nie mam za co go przepraszać, to nie ja dopuściłem się zdrady wobec firmy, to twój brat będzie go jutro przepraszał.
- Ale to na pewno jakieś nieporozumienie, które łatwo da się wyjaśnić – nie poddawała się.
– Oczywiście, że wyjaśnimy, ale przy udziale wszystkich członków zarządu.- Marek obstawał przy swoim.
- Marco błagam cię nie rób mu tego…- Przerwał jej brutalnie.
– Paulina – litości. Nawet nie ma o czym mówić. To zbyt poważna sprawa, żeby zamieść ją tak po prostu pod dywan. Nie proś mnie, bo nie ustąpię. Ten człowiek jest chory. Cierpi na obsesję bycia prezesem. Robi mi różne świństwa, intryguje poza moimi plecami i ja mam mu to puścić płazem? Nigdy w życiu. Poniesie odpowiednie konsekwencje swoich czynów, bo zasłużył sobie na nie. Jeszcze przez chwile z niedowierzaniem patrzyła na niego, w końcu odwróciła się i wybiegła z salonu wprost do sypialni zatrzaskując z impetem za sobą drzwi. Uśmiechnął się z dziką satysfakcją. – Wreszcie cię dorwałem – „szwagrze” i nie odpuszczę.


Część 2

Marek od rana miotał się po gabinecie jak zranione zwierzę. Był wściekły, bo ledwie otworzył dzisiaj oczy Paulina ponownie zaatakowała go usiłując przekonać o niewinności brata. Miał jej dość. Siedząca na kanapie Ula obserwowała jego bezowocne wysiłki wyciszenia emocji.
- Ula, ja po raz pierwszy mam okazję się go pozbyć na dobre z tej firmy, rozumiesz? Wyobraź sobie jak inaczej wyglądałaby nasza praca bez jego oddechu za plecami. Prawdziwa sielanka, nie uważasz? Nie wiem tylko jak ojciec zareaguje. Wiesz jego serce… - zawahał się.
- Tak wiem, ale ty robisz dobrze. Nie możesz przemilczeć tej całej historii, gdyby to on był na twoim miejscu, nawet by się nie zastanawiał, prawda?
- Prawda i to właśnie powiedziałem wczoraj Paulinie. Jak zwykle stanęła po jego stronie.
– I co, zrozumiała w końcu?
– Chyba nie. Jest na mnie wściekła. On musi odejść a ona skoro tak bardzo go kocha, może odejść razem z nim.
– No, nie mówisz poważnie.
– Ula, ja jestem śmiertelnie poważny. To zaszło za daleko, żebym miał mu teraz odpuścić. Już dziesiąta, – stwierdził patrząc na zegarek - idę do konferencyjnej, a ty trzymaj kciuki.
Zabrał z biurka dyktafon, w przelocie musnął jej usta i wyszedł. Wysunęła się za nim z gabinetu i stanęła na korytarzu obserwując konferencyjną przez przeszkloną ścianę. Widziała kamienną, bladą twarz Pauliny i jej zaciśnięte dłonie, w które wbijała pomalowane na krwisto - czerwony kolor, długie, wypielęgnowane paznokcie. Widziała Krzysztofa nerwowo poluźniającego krawat i odpinającego pierwsze guziki koszuli, jakby brakło mu nagle powietrza, Alexa, już nie tak buńczucznego, siedzącego ze zwieszoną głową i Marka, jej Marka, który z wielką determinacją wyłuszczał wszystkie przewinienia dyrektora finansowego. – Koniec Alexa, koniec kłopotów, chociaż u Marka to one pewnie się dopiero zaczną. Paulina mu tego nie wybaczy.
Zrobiło jej się go żal. Nagle drzwi sali konferencyjnej otworzyły się. Wyszedł z nich Krzysztof żegnając się z Markiem. Za nim szła Paulina z Alexem. Obrzuciła nienawistnym spojrzeniem Marka i podążyła za bratem do jego gabinetu. Dobrzański spostrzegł stojącą na korytarzu Ulę.
- Chodź do mnie, musimy pogadać. - Objął ją w pasie i zaprowadził do gabinetu. Tam rzucił się na kanapę.
– Jestem kompletnie wypompowany Ula. Muszę stąd wyjść, bo oszaleję. Zabierzesz mnie na zapiekanki? –zapytał z nadzieją.
- Zabiorę – kiwnęła głową akceptując jego wybór.
Nasyceni jedzeniem wolno spacerowali ciesząc się rzadką o tej porze roku słoneczną pogodą. Było wprawdzie chłodno, ale nie padał deszcz. Marek szedł obok Uli intensywnie nad czymś rozmyślając. W końcu przystanął i spojrzał na nią.
– Usiądźmy gdzieś, dobrze? - Usiedli na najbliższej ławce. Zamknął jej dłonie w swoich i zagaił.
– Ula, Alex wyleciał. Zwolniło się przez to stanowisko dyrektora finansowego…zawiesił głos - byłbym szczęśliwy, jeśli zechciałabyś je przyjąć – wypalił na jednym wdechu. Spojrzała na niego zaskoczona.
– Ale, jak to…ja? Ja miałabym zostać dyrektorem finansowym Febo&Dobrzański? Ja nie nadaję się na to stanowisko – zaprotestowała.
- Nadajesz się Ula i to bardzo. Nikt bardziej nie zasługuje na ten awans od ciebie. Jestem przekonany, że poradzisz sobie świetnie, tak jak ze wszystkim do tej pory. Zgódź się, proszę – popatrzył na nią oczami małego szczeniaczka. Chwilę się wahała, ale czy mogła mu odmówić? Pod wpływem jego spojrzenia zawsze roztapiała się jak wosk.
– Dobrze, zgadzam się. Wykorzystujesz sytuację, bo wiesz, że nie jestem w stanie ci niczego odmówić.
Przyciągnął ją do siebie i przylgnął do jej ust, składając na nich czuły i pełen wdzięczności pocałunek.
– Jeszcze dziś podpiszemy twoją nominację, a po pracy porywam cię i nie pytaj, dokąd, bo nie powiem. To będzie niespodzianka. Cmoknął ją w nosek.
– Wracajmy.

Część 3

Podobał jej się ten intymny klimat restauracji, w jakiej się znaleźli. Poszczególne stoliki oddzielone były od siebie boksami. Umieszczone w nich wygodne kanapy w kolorze zielonego, butelkowego szkła, zapraszały gości. Rozsiedli się na nich i już po chwili zjawił się kelner przyjmując od Marka zamówienie.
- Pięknie tu – stwierdziła Ula rozglądając się po sali.
- Miałem nadzieję, że ci się tu spodoba.
Gdzieś w tle usłyszała muzykę. Zrelaksowała się i odprężyła. Dużo dzisiaj się wydarzyło. Najpierw zwolnienie Alexa, potem jej awans i czułe pocałunki Marka. Powoli przywykała do nich, podobnie jak do dotyku jego rąk i silnych męskich ramion, które sprawiały, że czuła się w nich tak bezpiecznie. Marek też wydawał się rozluźniony, a nie tak spięty jak jeszcze dzisiaj rano. Nareszcie mógł odetchnąć, bo pozbył się największego intryganta z firmy. Uśmiechnął się do Uli. Był jej wdzięczny za to, że od kiedy ją zatrudnił zawsze przy nim trwała bez względu na to, czy było dobrze, czy źle. Wspierała i pocieszała go w najgorszych momentach. Już nie wyobrażał sobie, że miałoby jej zabraknąć w jego życiu. Stanowiła integralną jego część. Nigdy nie zdoła odwdzięczyć się jej za słowa otuchy podtrzymujące go na duchu w najbardziej krytycznych chwilach, za budującą wiarę w niego, nie jako prezesa, ale jako człowieka i za jej wielką, rzadko spotykaną u innych dobroć. Z atencją ucałował jej dłoń. Spojrzała na niego zdziwiona.
– Dziękuję ci Ula za to, że jesteś przy mnie i mnie wspierasz.
Znowu to znajome ciepło napływającej na policzki krwi. Skromnie spuściła wzrok.
– To naprawdę nic takiego Marek i nie masz za co mi dziękować. Inna będąc na moim miejscu zrobiłaby to samo.
– Nieprawda Ula. Przecież przed tobą miałem inne asystentki, ale żadna z nich nie zrobiła dla mnie tyle, co ty.
Pojawił się kelner i ustawił przed nimi zamówione potrawy. Były naprawdę pyszne, więc skupili się na nich niewiele rozmawiając. Po zjedzonej kolacji delektowali się jeszcze wybornym winem.
- Wiesz, Terlecki dzisiaj dzwonił.
– Tak? A co chciał.
– Nie wiem, ale nalegał na spotkanie. Umówiłem się z nim na jutro rano, więc spóźnię się trochę. Zresztą ty i tak musisz na mnie zaczekać, bo jak wrócę to przeprowadzimy cię do nowego gabinetu, pani dyrektor – błazeńsko zakończył. Popatrzyła na niego z niepokojem.
- Marek, a nie mogłabym zostać tu, gdzie jestem. W gabinecie Alexa jest jakoś dziwnie. – Uśmiechnął się do niej rozbawiony.
– Ula pomyśl, jak to będzie wyglądało. Dyrektor finansowa siedząca w sekretariacie prezesa, to niedorzeczne. Zobaczysz, przyzwyczaisz się. Wstawimy ci kilka doniczkowych kwiatków, żeby rozgrzać tę lodową atmosferę jego gabinetu, – uścisnął jej uspokajająco dłoń – będzie dobrze.
Odetchnęła. – Może rzeczywiście ma rację, a ja robię z igły widły? Nie będę się martwić na zapas.
- Ula, chciałbym ci coś ofiarować. Wiem, że jesteś osóbką bardzo skromną i raczej, na co dzień nie nosisz takich rzeczy…- wyciągnął z kieszeni niewielkich rozmiarów prostokątne pudełko - ale proszę cię przyjmij to ode mnie jako drobną namiastkę mojej wdzięczności. Ja wiem, że to nic wielkiego, ale bardzo bym chciał, żebyś to nosiła – zaintrygowana patrzyła, jak z pudełka wyłuskuje delikatną., niezwykle misterną, srebrną bransoletkę.
– Marek – wyksztusiła przez ściśnięte gardło - jest piękna, ale ja naprawdę nie mogę jej przyjąć, jest zbyt cenna.
– Ula, popatrzył na nią błagalnie - proszę nie rób mi tego, nie odmawiaj mi. Zobacz jak pięknie wygląda na twojej ręce. – Kończył właśnie zapinać malutki zamek.
– Dobrze, przyjmuję, ale obiecaj mi, że to będzie już ostatni taki drogi upominek. Wiesz dobrze, że nie potrzebuję ich i tak zawsze będę po twojej stronie, nie musisz obsypywać mnie prezentami.
- Wiem i tym bardziej doceniam, że go przyjęłaś. – zakończył, delikatnie całując jej usta.


Część 4

Seba – ratuj! - Krzyknął Marek rozpaczliwie wpadając do gabinetu Olszańskiego. Ten oderwany tak brutalnie od gry komputerowej niemal spadł z krzesła. „Game over”, „game over” dało się słyszeć od strony komputera.
– A niech to… – zaklął pod nosem. Spojrzał półprzytomnie na rozedrganego Dobrzańskiego.
– Co jest? Stało się coś? – Marek nerwowym ruchem ściągnął z siebie płaszcz i rzucił teczkę na krzesło.
- Nie jest dobrze Seba, nie jest dobrze, powiedziałbym nawet, że jest fatalnie. Wracam właśnie ze spotkania z Terleckim. StartSport chce rozwiązać z nami umowę – wyrzucił z siebie jednym tchem.
- Ale jak to rozwiązać, dlaczego?
- Terlecki dał mi raporty finansowe z dwóch miesięcy. Stary, sprzedaż poleciała na łeb na szyję. Wyniki są fatalne, katastrofalne wręcz. Próbowałem mu tłumaczyć, że jest kryzys i wszystkie firmy odnotowują spadki, ale nawet nie chciał mnie słuchać. Powiedział, że Korzyński jest zły, bo po tak wielkim sukcesie, jakim okazał się pokaz, spodziewał się znacznych zysków, a tu klapa. Dał nam miesiąc na poprawienie wyników, jak się nie wyrobimy zrywa kontrakt. Oczy Dobrzańskiego niemal wyszły z orbit, a źrenice były wielkości spodków. Był przerażony.
– Co ja mam robić Seba? Za dwa tygodnie jest posiedzenie zarządu. Ja nie mogę im przedstawić tego raportu, bo mnie rozszarpią. Alex nadal ma pięćdziesiąt procent udziałów i tylko czeka, żeby przejąć władzę. – Olszański uruchomił szare komórki i zaczął intensywnie myśleć.
– Raport na zarząd przygotowuje dyrektor finansowy, tak?
– No tak i co z tego.
– To z tego, że skoro nie możesz pokazać tych wyników, to trzeba je trochę podrasować.
- Co ty zgłupiałeś, przecież Ula nigdy się nie zgodzi na to fałszerstwo. Jest zbyt uczciwa.
- No właśnie i tu zaczyna się twoja rola.
– Moja rola? Że niby co…?
– Marek, czy ja muszę cię uczyć takich rzeczy? Wyjedź z nią gdzieś na weekend, zabajeruj, uwiedź, obdaruj niezawodnym zestawem prezentów, a wtedy zmiękczysz ją i zrobi wszystko, co tylko zechcesz. – Marek popatrzył na niego jak na wariata.
– Ty chyba nie sądzisz, że ja mógłbym ją wykorzystać w ten sposób?
– Człowieku! Nie masz wyjścia. To jest wyższa konieczność. Poświęcasz się dla dobra firmy i swoich udziałów też! Zresztą może być całkiem przyjemnie, już nie jest taka brzydka jak kiedyś, tylko ten aparat…- wyszczerzył zęby w ironicznym uśmiechu.
- Wiesz co? Jesteś obrzydliwy. Idę do siebie, muszę pomyśleć.
Już na korytarzu doszedł do jego uszu ociekający jadem głos Pauliny.
- Gratuluję pani awansu. Mam nadzieję, że docenia pani to, co ta firma dla pani robi i liczę, że godnie zastąpi pani mojego brata.
– Postaram się – odpowiedziała Ula zauważając nadchodzącego Marka.
- Co się tu dzieje? – Skierował pytanie do Pauliny.
- Nic się nie dzieje, właśnie pogratulowałam pani Cieplak awansu. Możemy porozmawiać?
– Proszę - wskazał jej drzwi do gabinetu, puścił oczko do Uli i wszedł za Pauliną.
– To, o czym chciałaś rozmawiać? – spytał głosem zupełnie wypranym z emocji.
– O ślubie.
– O ślubie? A co z nim? Przecież trzymasz rękę na pulsie i nic nie umknie twojej uwagi – nie mógł się powstrzymać od kpiącego tonu.
- Trzymam, owszem, ale pragnęłabym też, żebyś i ty wykazał jakiekolwiek zainteresowanie, bo jak do tej pory sprawiasz wrażenie, jakby ci nie zależało na nim kompletnie – przyjęła wyzywającą postawę założywszy ręce na piersiach.
Bo mi nie zależy – pomyślał – kompletnie. - A czego ode mnie oczekujesz? Mam wybrać kolor zastawy, czy fason sukien dla druhen?
– Nie bądź bezczelny! Wszystko jest na mojej głowie, a ty nie pomagasz mi w niczym!
– Bo straciłem do tego serce. Mówiłem ci wielokrotnie, że chcę skromnego ślubu, ale taka kobieta z klasą jak ty musi mieć tłum gości, a tak a’propos doliczyłaś się wreszcie ich liczby? Ilu ich będzie siedmiuset, czy może tysiąc? – Ta rozmowa drażniła go coraz bardziej. Wiedziała, że ją prowokuje, była niemal na granicy furii i ostatkiem sił hamowała gniew.
– Na sobotę umówiłam nas z organizatorką, żeby dograć szczegóły.
– Na sobotę? W sobotę nie mogę przecież.
– Jak to, przecież. Masz inne plany?
- Tak. Wyjeżdżam.
– Wyjeżdżasz? A dokąd, jeśli można wiedzieć? – Była niemile zaskoczona.
- Mam objazd po szwalniach. Umówiłem się na rozmowy w sprawie oszczędności.
- To, kiedy zamierzasz wrócić?
– W poniedziałek przed południem powinienem już być.
- Mam nadzieję, że jedziesz sam?
– Tak sam, a co chcesz dołączyć? – Prychnęła głośno na tak absurdalny pomysł.
– Dobrze, jedź i wracaj szybko.
– Postaram się – zakończył już łagodnie. Kiedy opuściła gabinet, szybko uruchomił internet. Wyszukał interesującą ofertę w miejscowości położonej kilkanaście kilometrów od Warszawy i zrobił rezerwację. Zatarł ręce z zadowolenia. – Teraz tylko muszę przekonać Ulę do tego wyjazdu, ale najpierw pomogę jej w przeprowadzce. Wyszedł z gabinetu i zobaczył Ulę pakującą do pudeł ostatnie drobiazgi.
- Spakowałaś się już? Szybka jesteś. Wezmę to większe i cięższe pudło, ty weź to lżejsze i możemy iść.
W pokoju należącym jeszcze wczoraj do Alexa rzeczywiście wiało chłodem. Pomógł jej rozpakować rzeczy i zadzwonił po informatyka, żeby podłączył jej komputer. Usiedli na fotelach czekając na niego. Nie wiedział jak zacząć rozmowę. W końcu przełamał się i zaczął niepewnie.
- Ula, pomyślałem sobie… tyle pracy włożyliśmy w ten pokaz, tyle się napracowaliśmy, że obojgu przydałaby się jakaś chwila wytchnienia. – Słuchała go uważnie, ale wyczuła w jego głosie napięcie.
– Chciałem ci zaproponować wspólny weekend za miastem. Urocze, ciche miejsce, idealne na zregenerowanie sił. Co ty na to?
Zaskoczył ją. Nigdy nie sądziła, że mógłby jej zaproponować coś takiego. – Wspólny weekend z Markiem! To jak wisienka na torcie, jak spełnione marzenie, ale czy możemy sobie na to pozwolić? – Nieudolnie zaczęła się przed tym bronić.
- Marek, ale mamy tyle pracy. Niedługo zarząd. Dostałeś raport od Terleckiego?
– Dostałem i później ci go dam, a teraz nie zmieniaj tematu – pogroził jej palcem. – Praca i raport, to tylko wymówki. Równie dobrze możemy popracować nad raportem tam, na miejscu, a poza tym to polecenie służbowe – użył koronnego argumentu.
- No, jeśli to polecenie służbowe, to chyba nie mam wyjścia.
– Żadnego…- pocałował ją namiętnie.
W sobotę o siódmej rano Marek podjechał pod dom Cieplaków. – Całe szczęście, że nie pada – pomyślał. Wyjął telefon i po chwili w słuchawce usłyszał głos Uli.
– No Ula ja już jestem, stoję pod domem, a ty jesteś gotowa?
- Tak, tak, gotowa, zaraz do ciebie przyjdę. – Złapała torbę podróżną i jeszcze wsunęła głowę do kuchni.
– To ja lecę tato, trzymaj się i pożegnaj ode mnie dzieciaki.
- Uważaj na siebie córeczko. Jedźcie ostrożnie.
- Dobrze tato, to pa, do poniedziałku.
Zobaczyła opartego o samochód Marka, gdy ją dostrzegł podbiegł i odebrał od niej bagaż, całując ją jednocześnie w policzek. Uśmiechnęła się do niego promiennie ukazując rząd śnieżnobiałych, równych zębów. Oniemiał.
– Ula! Nie masz aparatu! Wyglądasz cudownie. – Rzucił torbę do bagażnika i obejmując ją w pasie zakręcił się parę razy dookoła własnej osi.
– Uspokój się wariacie – chichotała – Nic ci wczoraj nie mówiłam, bo chciałam ci zrobić niespodziankę.
– Zrobiłaś i to jaką! – wymruczał jej seksownym głosem do ucha, aż ugięły się pod nią nogi, a po ciele przebiegł dreszcz.
- To co? Wskakuj do auta i ruszamy, szkoda marnować czas. – W radosnych nastrojach mijali drogowskaz z napisem Rysiów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz