Wariacje na temat Uli i Marka
08 marzec 2012
ROZDZIAŁ V
Część 1
Sala
bankietowa powoli wypełniała się gośćmi. Potworzyli niewielkie grupki,
między którymi uwijali się sprawnie kelnerzy roznoszący szampan i inne
trunki. Marek zszedł z wybiegu, oddał obsłudze technicznej pokazu
mikrofon i dołączył do Pauliny i Alexa. Chwilę później podeszli do nich
rodzice Marka. Krzysztof Dobrzański długo ściskał dłoń syna.
– Marek, to był naprawdę wspaniały pokaz. Jestem z ciebie dumny synu,
bardzo dumny. - Helena objęła Marka i wyszeptała mu do ucha.
– Gratuluję synku. Uszczęśliwiłeś nas dzisiaj, szczególnie ojca. Spójrz na niego, dawno nie był w tak dobrym humorze.
Marek uśmiechnął się serdecznie do matki.
– I ja jestem szczęśliwy, że wszystko tak sprawnie poszło. Przyznam, że
miałem sporą tremę. Bałem się, że coś będzie nie tak, ale na szczęście
udało się. Teraz tylko musimy poczekać na wyniki sprzedaży kolekcji. Jak
będą dobre, to dopiero wtedy będę już całkiem spokojny.
- Na pewno będą dobre, już teraz kolekcja okazała się sukcesem – rzekła Helena, klepiąc go pokrzepiająco po ramieniu.
Oboje Febo stali w milczeniu słuchając tych komplementów i o ile Paulina
przytakiwała co chwilę słowom Dobrzańskiej, tak Alex stał w milczeniu
zaciskając szczęki. Nie uszło to uwagi prezesa. Zaśmiał się w duchu,
– Wściekaj się, wściekaj. Na nic się zdały twoje intrygi. Nic na nich nie ugrałeś, „szwagrze”.
Pierwsze emocje już opadły. Przestrzeń sali bankietowej wypełniła
się muzyką. Na parkiecie pojawiły się bardziej odważne pary. Paulina
podeszła do Marka i z przylepionym, sztucznym uśmiechem zapytała.
– Zatańczysz ze mną, Marco?
– Oczywiście, bardzo proszę. – Podał jej dłoń i poprowadził w stronę parkietu.
Tworzyli naprawdę piękną parę. Oboje wysocy, smukli. On w świetnie
skrojonym, ciemnym, markowym garniturze, ona w sukni koloru krwistej
czerwieni. Natychmiast znalazło się kilku fotoreporterów chcących
uwiecznić na zdjęciach ten obrazek. Wirowali przez moment w rytmie
muzyki.
- Marco? Dlaczego mi nie powiedziałeś, że to Brzydula będzie tłumaczem?
Gdybym wiedziała wcześniej, nigdy bym nie wyraziła na to zgody. -
Oderwał się od niej.
- Dlaczego? Nie podobała ci się w tej roli? Ja uważam, że poradziła
sobie świetnie i świetnie wyglądała. Poza tobą i Alexem wszyscy wydają
się zadowoleni.
- Alexa w to nie mieszaj – wysyczała przez zaciśnięte zęby. – Ciekawe,
kiedy zdążyła się tak zmienić? Chyba przeszła jakąś błyskawiczną
operację plastyczną – prychnęła ironicznie.
- Paulina, a może już dosyć tych złośliwości w stosunku do niej, co? Ja
naprawdę jestem zmęczony tą twoją nieuzasadnioną niczym zazdrością. Jak
ubierała się niemodnie, naigrywałaś się z niej, teraz, gdy coraz
bardziej pasuje do F&D, też nie szczędzisz jej krytyki. O co ci tak
naprawdę chodzi? Dziewczyna sumiennie wykonuje swoje obowiązki. Jest
rzetelna i pracowita. To najlepsza asystentka, jaką miałem od lat.
- Sumienna? Chyba aż za bardzo. Więcej czasu spędzasz z nią niż z własną
narzeczoną, a to chyba nie powinno tak wyglądać, prawda? Poza tym
niepotrzebnie angażowała się tak bardzo w przygotowanie tego pokazu,
Violetta też świetnie by sobie poradziła.
- Taaak. Violetta. Twoja przyjaciółka. Gdyby nie ona nie musielibyśmy z
Ulą tak urabiać się po łokcie i zarywać noce, żeby wyprowadzić ten
kontrakt na prostą. Rzeczywiście spisała się świetnie, wprost znakomicie
– ironizował. - Zarekomendowałaś ją jako najlepszą kandydatkę na
stanowisko sekretarki a okazała się głupią, pustą i infantylną osobą. Od
kiedy pod twoim naciskiem zatrudniłem ją w firmie, przysparza jej
nieustannych kłopotów, nie wywiązuje się ze swoich obowiązków,
bagatelizuje polecenia służbowe i dostaje pensję tylko za to, że po
prostu jest. Faktycznie, dzięki tobie mam idealną sekretarkę. Nie
panował już nad swoim głosem podnosząc go coraz wyżej. Był wściekły, ona
również. Po raz kolejny stawał w obronie tej pokraki. Nie mogła już
tego znieść. Uwolniła się z jego ramion i odeszła zabierając po drodze z
tacy kieliszek szampana. Marek rozejrzał się po sali. W najdalszym jej kącie dostrzegł siedzące
przy stoliku Alę, Izę, Elę i Ulę. Popijały szampana i dzieliły się
wrażeniami z pokazu. Postanowił do nich podejść, ale w połowie drogi
zatrzymał go Korzyński.
– Panie Marku napije się pan ze mną za nasz sukces?- zapytał łamaną polszczyzną.
- Oczywiście, będzie mi bardzo miło – przyjął od niego kieliszek
szampana. – Za sukces, który miejmy nadzieję przyniesie wymierne efekty.
- Stuknęli się kieliszkami i wychylili je.
- A gdzież to podziewa się pańska narzeczona?
- Paulina? Kręci się gdzieś po sali – wzruszył ramionami.
- Czy miałby pan coś przeciwko, gdybym poprosił ją do tańca? - Marek
wiedział, że Paulina wpadła Rosjaninowi w oko. Wielokrotnie ją adorował i
nie ukrywał swojej fascynacji piękną Włoszką.
- Nie, nie mam nic przeciwko. Proszę się dobrze bawić, z kim tylko ma
pan ochotę. Pójdę już. Życzę panu udanego wieczoru - skłonił się nisko
Korzyńskiemu i powędrował do stolika dziewczyn.
- Witam miłe panie, jak się bawicie? – zagaił.
- Bardzo dobrze, – powiedziały zgodnym chórem – dziękujemy, a pan prezes? – spytała odważnie Ela.
- Aaa pan prezes też ma taki zamiar – odparł figlarnie z widocznymi
ognikami w oczach. Spojrzał na swoją asystentkę wyciągając rękę w jej
kierunku.
- Ula, mogę cię prosić do tańca? Znowu na jej twarzy pojawiły się
zdradliwe wypieki. Opanowała się jednak szybko i wstała z krzesła
podając mu jednocześnie dłoń.
Spokojna, liryczna muzyka wprowadziła ją w romantyczny nastrój. Znowu
utonęła w jego ramionach. On nie mógł oderwać od niej oczu. – Już
dawno podejrzewałem, że jest ładna, ale nigdy nie sądziłem, że mam do
czynienia z prawdziwą pięknością. Nawet ten aparat na zębach jakoś
specjalnie nie przeszkadza. - Przesunął wzrok na jej usta. – I te boskie usta, takie pełne, jędrne, proszące o pocałunek… Dobrzański opamiętaj się, to Ula, twoja przyjaciółka!
Z trudem panował nad emocjami, które nim targały. Już od jakiegoś czasu
zaskakiwał sam siebie tym, że gdy miał ją tak blisko nie potrafił
racjonalnie myśleć. Nie potrafił też zdefiniować tych uczuć. To nie było
zwykłe pożądanie. Znał dobrze to uczucie. Było tylko chęcią
zaspokojenia najniższych samczych instynktów. Na pewno na pierwsze
miejsce wysuwała się opiekuńczość w stosunku do niej. Kiedy była
zagubiona łapał się na tym, że najchętniej zamknąłby ją w swych
ramionach, żeby uchronić ją przed szykanami tego świata. Czy to był
normalny odruch? Przyjacielski odruch? Sam się w tym gubił.
Tańczyli od pół godziny bez przerwy i zauważył na jej twarzy zmęczenie.
Gdy wybrzmiały ostatnie akordy, postanowił dać jej odetchnąć. Ujął ją
pod ramię i skierował się do stołu zastawionego przekąskami.
- Zjedzmy coś Ula, na pewno zgłodniałaś.
- Trochę tak. Zmęczył mnie nieco ten taniec, a ty powinieneś chyba
zatańczyć z Pauliną, bo za chwilę zaczną nas podejrzewać o Bóg wie, co.
- Już z nią tańczyłem i nie wyszło mi to na zdrowie, zresztą nieważne…
spójrz, - kiwnął głową w kierunku parkietu, na którym w ramionach
uszczęśliwionego Korzyńskiego wirowała Paulina – Chyba się świetnie
bawią, nie? – Powiedział zjadliwie. Nie skomentowała tego. Przez chwilę
przyglądała się tańczącym.
- Wiesz Marek, ja chyba już będę wracać. Późno się zrobiło.
- Odwiozę cię – zaproponował.
– Nie możesz, piłeś – zauważyła przytomnie.
- Ula, ja nawet nie wypiłem całego kieliszka szampana, a to, co wypiłem
już dawno dzięki tańcowi wyparowało mi z głowy – argumentował.
- No dobrze, – rzekła bez przekonania – ale obiecaj mi, że będziesz jechał wolno i nie szarżował na drodze.
Wyszczerzył się do niej w szerokim uśmiechu i podniósłszy dwa palce powiedział.
– Przyrzekam odstawić cię bezpiecznie do domu, słowo skauta! – Parsknęła rozbawiona.
– W takim razie pożegnam się jeszcze z dziewczynami i możemy jechać.
–OK, będę czekał na zewnątrz.
Kiedy wyszła z rozgrzanej sali na powietrze, owionął ją chłodny wiatr
sierpniowego wieczoru. Zadrżała, a na ciele wykwitła jej gęsia skórka.
Rozejrzała się. W oddali dostrzegła Marka. Podeszła do niego rozcierając
dłońmi zmarznięte ramiona.
- Trochę chłodno się zrobiło. Nic nie wzięłam ze sobą, żadnego swetra ani żakietu…
- Poczekaj, chyba mam coś w bagażniku. Tymczasem wskakuj do samochodu.
Za chwilę dołączył do niej wręczając jej swój niebieski sweter.
– Załóż to, na pewno zaraz się rozgrzejesz. - Zrobiła jak kazał. – To co, ruszamy?
– Ruszamy.
Ostrożnie wyjechał z parkingu włączając się do małego o tej porze ruchu
na ulicach stolicy. Droga do Rysiowa zajęła mu znacznie więcej czasu niż
zwykle. Tak, jak obiecał, jechał wolno i ostrożnie. Rozmawiali mało
rzucając od czasu do czasu jakieś zdawkowe uwagi. Włączone ogrzewanie w
samochodzie i sweter Marka zrobiły swoje. Ciepło rozlewało się
rozkosznie po jej ciele, niemal ją usypiało. Mijał właśnie pierwsze
zabudowania miasteczka. Zerknął na nią.
– Ula śpisz? – Jego głos przywrócił ją do rzeczywistości.
– Nie, nie śpię. Tak sobie rozmyślam.
- A o czym? – drążył.
– A tak ogólnie, o wszystkim – uśmiechnęła się łagodnie.
- No, dotarliśmy. Marek wolno podjechał pod bramę i zatrzymał samochód.
Przekręcił się na siedzeniu, odpiął pas i spojrzał na Ulę.
– Jutro nie chcę cię widzieć w biurze wcześniej niż o dziesiątej. Masz się porządnie wyspać, należy ci się.
– Ale Marek…- próbowała zaprotestować.
– Żadnych sprzeciwów, to polecenie służbowe.
Zrobiła naburmuszoną minę, a on przysunął się do niej jeszcze bardziej i
z czułością odgarnął jej z czoła opadający kosmyk włosów. Pogładził ją
po policzku.
– Ula, nie złość się. Mało napracowałaś się przy tym pokazie? No
rozchmurz swoją śliczną buzię. – Podniosła powieki i spojrzała na niego.
Przez usta przebiegł cień uśmiechu.
– No widzisz i od razu lepiej.
Był blisko, niebezpiecznie blisko. Znów poczuła, że się rumieni, ale
zanim zdążyła się opanować, on już przywarł do jej ust. Zakręciło jej
się w głowie. – Dlaczego on to robi, czy nie rozumie, że każdy jego pocałunek budzi we mnie nadzieję?
– Nie miała jednak siły, żeby przerwać tę chwilę namiętności, a gdy
pogłębił pocałunek, już bez oporu rewanżowała mu się tym samym. Czuła
jego ręce sunące po swoich plecach, a kiedy pocałunkami zjechał na
szyję, zupełnie odpłynęła. Nie wiedziała, jak długo to trwało, ale kiedy
dotarł do dekoltu, otrzeźwiała.
- Marek… Marek… nie możemy…- Ujęła jego głowę w dłonie i podniosła na
wysokość swoich oczu. Wpiła się w niego wzrokiem i powtórzyła wolno.
– Marek, nie możemy, Paulina…- Stopniowo docierało do niego to, co powiedziała
. - Tak Ula, przepraszam, masz rację, nie powinniśmy, ale to było
silniejsze ode mnie, wybacz…- Ujął jej dłoń i pocałował. Uspokajali
oddechy.
– Dobranoc Marek i dzięki za podwiezienie, do jutra - kompletnie skołowana otwierała drzwi od samochodu. Przyciągnął ją jeszcze raz delikatnie całując.
– Dobranoc Ula, dziękuję ci za dzisiejszy wieczór. Było cudownie. – Nie
odpowiedziała. Szybko wyskoczyła z auta i niemal biegiem ruszyła w
kierunku domu. On odpalił silnik i z zagadkowym uśmiechem wymalowanym na
twarzy ruszył w kierunku uśpionej Warszawy.
Kiedy podjechał pod dom, zauważył ciemne okna.
– Czyżby cię jeszcze nie było, kochanie?
Wjechał na podjazd i pilotem zamknął bramę. – Lew cię pewnie dorwał w swoje łapy i nie chce wypuścić. –
Zaśmiał się w duchu. Ze zdziwieniem stwierdził, że jest mu to obojętne.
Żadnego uczucia zazdrości i złości, nic, kompletnie nic? – Chyba
powinienem być wściekły o to, że nie ma jej jeszcze w domu a tymczasem
jestem szczęśliwy, że nie muszę wysłuchiwać kolejnych inwektyw pod moim
adresem.
Po drodze do łazienki zrzucał z siebie kolejne części garderoby.
Odkręcił prysznic spłukując emocje dzisiejszego dnia. Leżąc już w łóżku z
rękami pod głową długo jeszcze myślał o słodkich ustach Uli, głębi jej
pięknych, chabrowych oczu. Pieszcząc w pamięci jej obraz zasnął.
Część 2
Wpadła do domu jak burza zatrzaskując za sobą drzwi. Nie potrafiła uspokoić tłukącego się w jej piersi serca. – Jak
on mnie całował? Nigdy mnie tak nie całował, nie tak! Czy to możliwe,
że ujrzał we mnie kobietę? Taką do kochania? Zachowywał się tak, jakby
mnie pragnął. Nie mogę w to uwierzyć. Czy nie obiecuję sobie zbyt wiele?
Znowu dał mi nadzieję, że między nami może coś być. Gdyby odwzajemnił
moją miłość, byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie! A Paulina? Rzuci
ją dla mnie? Odwoła ślub? Nie… to chyba niemożliwe. Muszę stłumić w
sobie to uczucie, bo to niczego dobrego nie wróży, wręcz przeciwnie.
Jutro z nim porozmawiam. Poważnie porozmawiam.
Następny dzień obfitował w pozytywne recenzje prasowe i zdjęcia z
pokazu. Ludzie nie przemęczali się pracą, za to wszyscy namiętnie
czytali gazety. Marek nie był wyjątkiem. Przerzucał stos dzienników,
które rano przyniosła mu Violetta. Pochlebne komentarze na temat
kolekcji sprawiły, że poczuł się spełniony. Rozpierała go duma i
energia. Parę minut po dziesiątej weszła do gabinetu Ula.
- O! Ula, jesteś. Czytałaś? – Wskazał na gazety piętrzące się na biurku.
– Wiesz, że nie ma ani jednego złego słowa o kolekcji! Same
superlatywy!
- To świetnie, na to liczyliśmy, prawda? – Odpowiedziała cicho. Podeszła
do kanapy i usiadła. Zdziwił go jej brak entuzjazmu. Spojrzał na nią i
odniósł wrażenie, że jest jakaś przygaszona i smutna. Westchnęła
głęboko.
– Musimy porozmawiać.
– No dobrze, rozmawiajmy.
– Ale nie tutaj, dobrze? Jeśli masz trochę czasu, to chodźmy do parku.
Nie zajmę ci go wiele. – Jej przygnębiony głos zaniepokoił go.
– W takim razie chodźmy, podniósł się zza biurka. Powiem tylko
Violetcie, że nie będzie nas przez godzinę. Tyle wystarczy? - Kiwnęła
głową.
– Wystarczy.
Zjechali windą na dół w milczeniu i wyszli wprost na słoneczną ulicę. Po
jej drugiej stronie rozciągał się park. Ich park. To tu przeprowadzali
najważniejsze rozmowy, tu karmili kaczki i tu była ich ulubiona ławka.
Podeszli do niej i usiedli. Marek spoglądał na swoją asystentkę z
troską.
- Ula, czemu jesteś taka smutna? Czy coś się stało?
- Tak i nie – odpowiedziała enigmatycznie. – Muszę cię o coś zapytać.
Muszę wiedzieć… bo… bo nie rozumiem. – Rozłożyła bezradnie ręce.
- Powiedz mi, dlaczego mnie całujesz, przytulasz i obejmujesz. Musisz
przyznać, że ten wczorajszy pocałunek nie był przyjacielski. Tak nie
całują się przyjaciele. – Dodała cicho. – Jeśli to tylko jakiś rodzaj
zabawy z twojej strony, to muszę cię prosić, żebyś przestał. Tak się nie
robi Marek. Nie można igrać z cudzymi uczuciami. Nigdy ci tego nie
mówiłam, ale myślę, że ty wiesz lub się domyślasz, że ja… - Widać było,
że wyrzucenie tego z siebie przychodzi jej z ogromną trudnością – Że ja…
- zwiesiła głowę. - Kocham cię Marek. Od dawna. Dlatego nie całuj mnie
więcej i nie przytulaj. Ja nie chcę sobie robić nadziei, rozumiesz?
Nawet nie wiesz, że postępując w ten sposób krzywdzisz mnie, a ja nie
chcę być zabawką w niczyich rękach, a w twoich szczególnie, bo tą
krzywdę odczułabym jeszcze bardziej boleśnie. Nie rań mnie …proszę -
wyszeptała.
Na jej spoczywające na kolanach dłonie spadły pierwsze łzy. Po chwili
rozszlochała się na dobre spazmatycznie łapiąc powietrze. Wstrząsnęło
nim to wyznanie. Siedział jak skamieniały. Przez głowę przelatywało mu
tysiąc myśli. Zupełnie go zaskoczyła. Nie takiej rozmowy się spodziewał.
Otrząsnął się z pierwszego szoku i zamknął jej dłonie w swoich.
- Ula, ja nigdy bym cię nie skrzywdził, nie mógłbym. Jesteś dla mnie
kimś bardzo, bardzo ważnym i naprawdę zależy mi na tobie. Nie chciałem,
żebyś odebrała moje pocałunki w taki negatywny sposób. Ja sam nie wiem
tak naprawdę, co się ze mną dzieje. Przy tobie tracę jasność myślenia i
kieruję się impulsem. Wiele razy próbowałem nad tym zapanować, ale nie
zawsze mi się to udaje. Tak było właśnie wczoraj. Bardzo cię za to
przepraszam. Przepraszam, że nie rozumiem swoich własnych uczuć. Muszę
to sobie wszystko przemyśleć i poukładać w głowie i może wtedy dojdę do
jakichś konstruktywnych wniosków. Objął ją ramieniem.
– Proszę cię Ula, nie płacz, twoje łzy sprawiają mi ból.
Ze ściśniętym sercem patrzył na jej zapłakane policzki. Próbowała
zatrzymać ten potok łez, ale bezskutecznie. Wyjął z kieszeni chusteczkę i
wytarł z jej twarzy resztki makijażu wymieszane ze słoną wilgocią.
Podniosła mokre powieki i popatrzyła na niego. Zakłuło go w piersiach na
widok tych dwóch lazurowych jeziorek, z których wyzierał taki
bezbrzeżny smutek i rozpacz. Odgarnął jej włosy z zapuchniętej od płaczu
buzi.
- Ula, uwierz mi, to, co powiedziałem przed chwilą, to najszczersza
prawda. Może nie doszedłem do ładu ze swoimi uczuciami, ale tego, że
zależy mi na tobie bardzo, jestem pewien w stu procentach. Wiem, że to
dla ciebie za mało, ale czy możemy, przynajmniej na razie cieszyć się
tym, co mamy? Czy możesz się na to zgodzić?
Patrzyła na niego jak zahipnotyzowana – Czy on powiedział, że mu na
mnie zależy? Bardzo zależy? Czyli nie jestem mu obojętna? Może jednak on
mnie kocha, tylko nie potrafi tego nazwać? Chyba się zagubił i sam nie
wie, co czuje.
– Dobrze, – wyszeptała drżącym głosem – zgadzam się.
Dostrzegła, jak jego źrenice powiększają się a na twarz wypłynął
szczęśliwy uśmiech. Przygarnął ją do siebie i pocałował w skroń.
– Dziękuję ci Ula. Dziękuję ci za to, że jesteś.
Posiedzieli jeszcze chwilę rozpamiętując w myślach tę ważną dla nich
obojga rozmowę, po czym wolnym krokiem udali się z powrotem do firmy.
Po wyjściu z windy, Ula poszła do łazienki poprawić makijaż a Marek powędrował do swojego gabinetu. – Chyba czas zająć się robotą –
pomyślał. Pozbierał w stosik dokumenty walające się na biurku i
usiłował skoncentrować się nad ich treścią. Nie wychodziło mu za bardzo.
Ciągle w uszach brzmiało mu wyznanie Uli „Kocham cię Marek. Od dawna”. –
Szkoda, że nie mogę zrewanżować jej się tym samym. – Postanowił
jednak zrekompensować jej to w jakiś sposób. Może kolacja, albo kino?
Może wyjazd? Swoją drogą dobrze by nam zrobił. Odpoczęlibyśmy. Pomyślę,
jakiś pomysł przyjdzie mi w końcu do głowy.-
Drzwi gabinetu otworzyły się i do środka wszedł Sebastian.
– Cześć stary, od rana cię szukam. Gdzie ty się podziewasz?
– Musiałem na chwilę wyjść z firmy, a coś się stało, że tak rozpaczliwie mnie szukasz? – Zapytał ironicznie.
- No, to ty mi powiedz. Wczoraj na bankiecie nie wypuszczałeś Brzyduli z
ramion. – Marek spiął się, gdy znowu usłyszał to pogardliwie brzmiące w
ustach Olszańskiego przezwisko.
– Seba… - ten podniósł ręce w poddańczym geście.
– No dobrze przepraszam, rzeczywiście wypiękniała, a swoją drogą z tym
aparatem też mogłaby coś zrobić. Zauważyłem wczoraj ten naszyjnik.
Jednak na coś przydały się błyskotki, które ci przyniosłem, a tak się
przed tym broniłeś. Ale dobrze stary, dobrze. Pamiętaj, że najważniejsze
są udziały, a w ten sposób na pewno zatrzymasz ją przy sobie.
– Udziały? Całkiem o nich zapomniałem – przeszło mu przez myśl.
- A Paulina? – ciągnął dalej Sebastian. – Widziałem, że była wściekła, a
potem dorwał ją Korzyński, widziałeś? Szaleli chyba przez pół nocy na
parkiecie.
- Tak widziałem. – Rzucił obojętnie i po chwili dodał. – Nie wróciła na
noc do domu, dasz wiarę? – Posłużył się ulubionym powiedzonkiem
Violetty.
- Żartujesz? Paulina, kobieta z zasadami nie nocowała we własnym łóżku,
to w czyim? – Mina Olszańskiego wyrażała bezgraniczne zdumienie.
- Nie wiem w czyim, pewnie zatrzymała się u Alexa. Szczerze
powiedziawszy, mało mnie to obchodzi, pokłóciliśmy się wczoraj. Jak do
tej pory nie dała znaku życia, a jest już po dwunastej.
Nagle usłyszeli stukot wysokich obcasów i do gabinetu wparowała rozjuszona Paulina. Marek skurczył się w sobie – chyba wywołałem wilka z lasu - a na głos powiedział – cześć kochanie…
- Cześć. Sebastian, mógłbyś zostawić nas samych? – Zwróciła się do kadrowego.
- Tak, tak, ja już wychodziłem, na razie Marek. - Paulina utkwiła swój przenikliwy wzrok w twarzy Marka i wysyczała.
– Możesz mi powiedzieć, gdzie tak nagle wczoraj zniknąłeś? Szukałam cię po całej sali – dodała z wyrzutem.
- Ty mnie szukałaś? Raczej świetnie się bawiłaś razem z Lwem – zakpił – i
to chyba do białego rana, bo ani wczoraj po powrocie do domu, ani
dzisiaj, gdy się obudziłem, nie odnotowałem twojej obecności.
Przystopował ją trochę tymi słowami. Zaciskając dłonie przycupnęła na kanapie i spokojniejszym już głosem wyjaśniła.
– Nocowałam u Alexa.
– Oczywiście, jak mogłem się nie domyślić? - Drwił dalej.
Zabolały ją jego słowa. Zacisnęła zęby, by po chwili odparować.
– Mam dosyć tej rozmowy. Powiem ci tylko jedno. Rzeczywiście świetnie
się wczoraj bawiłam i nie jest to twoja zasługa. Lew jest o wiele
lepszym tancerzem niż ty i o niebo lepszym partnerem do rozmowy w
przeciwieństwie do ciebie.
Myślała, że mówiąc te słowa wywoła przynajmniej niewielkie ukłucie
zazdrości w sercu Marka. Jednak rozczarowała się. On skrzywił się tylko i
ze stoickim spokojem rzekł.
– W takim razie bardzo się cieszę, że tak wspaniale spędziłaś wczorajszy wieczór.
Nie takiej reakcji spodziewała się z jego strony. Wściekła wstała z
kanapy i szybkim krokiem z zadartym do góry nosem wymaszerowała z
gabinetu. Marek roześmiał się tylko głośno, ale po chwili przyszła
refleksja – To na tym ma polegać nasz związek? Na ciągłych kłótniach
i nieporozumieniach? Tak naprawdę to nie możemy się dogadać już od
dawna i to na żadnej płaszczyźnie. Różnimy się pod każdym względem.
Żadnych wspólnych pasji ani zainteresowań i ja mam z nią przeżyć życie?
Nie dam rady. Muszę coś z tym zrobić dopóki nie jest jeszcze za późno.
Tylko, co na to rodzice? - Ich reakcji obawiał się najbardziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz