Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

" Wariacje na temat Uli i Marka " - rozdział 5

Wariacje na temat Uli i Marka  
08 marzec 2012 


 ROZDZIAŁ V

Część 1

 
Sala bankietowa powoli wypełniała się gośćmi. Potworzyli niewielkie grupki, między którymi uwijali się sprawnie kelnerzy roznoszący szampan i inne trunki. Marek zszedł z wybiegu, oddał obsłudze technicznej pokazu mikrofon i dołączył do Pauliny i Alexa. Chwilę później podeszli do nich rodzice Marka. Krzysztof Dobrzański długo ściskał dłoń syna.
– Marek, to był naprawdę wspaniały pokaz. Jestem z ciebie dumny synu, bardzo dumny. - Helena objęła Marka i wyszeptała mu do ucha.
– Gratuluję synku. Uszczęśliwiłeś nas dzisiaj, szczególnie ojca. Spójrz na niego, dawno nie był w tak dobrym humorze.
Marek uśmiechnął się serdecznie do matki.
– I ja jestem szczęśliwy, że wszystko tak sprawnie poszło. Przyznam, że miałem sporą tremę. Bałem się, że coś będzie nie tak, ale na szczęście udało się. Teraz tylko musimy poczekać na wyniki sprzedaży kolekcji. Jak będą dobre, to dopiero wtedy będę już całkiem spokojny.
- Na pewno będą dobre, już teraz kolekcja okazała się sukcesem – rzekła Helena, klepiąc go pokrzepiająco po ramieniu.
Oboje Febo stali w milczeniu słuchając tych komplementów i o ile Paulina przytakiwała co chwilę słowom Dobrzańskiej, tak Alex stał w milczeniu zaciskając szczęki. Nie uszło to uwagi prezesa. Zaśmiał się w duchu,
Wściekaj się, wściekaj. Na nic się zdały twoje intrygi. Nic na nich nie ugrałeś, „szwagrze”.
Pierwsze emocje już opadły. Przestrzeń sali bankietowej wypełniła się muzyką. Na parkiecie pojawiły się bardziej odważne pary. Paulina podeszła do Marka i z przylepionym, sztucznym uśmiechem zapytała.
– Zatańczysz ze mną, Marco?
– Oczywiście, bardzo proszę. – Podał jej dłoń i poprowadził w stronę parkietu.
Tworzyli naprawdę piękną parę. Oboje wysocy, smukli. On w świetnie skrojonym, ciemnym, markowym garniturze, ona w sukni koloru krwistej czerwieni. Natychmiast znalazło się kilku fotoreporterów chcących uwiecznić na zdjęciach ten obrazek. Wirowali przez moment w rytmie muzyki.
- Marco? Dlaczego mi nie powiedziałeś, że to Brzydula będzie tłumaczem? Gdybym wiedziała wcześniej, nigdy bym nie wyraziła na to zgody. - Oderwał się od niej.
- Dlaczego? Nie podobała ci się w tej roli? Ja uważam, że poradziła sobie świetnie i świetnie wyglądała. Poza tobą i Alexem wszyscy wydają się zadowoleni.
- Alexa w to nie mieszaj – wysyczała przez zaciśnięte zęby. – Ciekawe, kiedy zdążyła się tak zmienić? Chyba przeszła jakąś błyskawiczną operację plastyczną – prychnęła ironicznie.
- Paulina, a może już dosyć tych złośliwości w stosunku do niej, co? Ja naprawdę jestem zmęczony tą twoją nieuzasadnioną niczym zazdrością. Jak ubierała się niemodnie, naigrywałaś się z niej, teraz, gdy coraz bardziej pasuje do F&D, też nie szczędzisz jej krytyki. O co ci tak naprawdę chodzi? Dziewczyna sumiennie wykonuje swoje obowiązki. Jest rzetelna i pracowita. To najlepsza asystentka, jaką miałem od lat.
- Sumienna? Chyba aż za bardzo. Więcej czasu spędzasz z nią niż z własną narzeczoną, a to chyba nie powinno tak wyglądać, prawda? Poza tym niepotrzebnie angażowała się tak bardzo w przygotowanie tego pokazu, Violetta też świetnie by sobie poradziła.
- Taaak. Violetta. Twoja przyjaciółka. Gdyby nie ona nie musielibyśmy z Ulą tak urabiać się po łokcie i zarywać noce, żeby wyprowadzić ten kontrakt na prostą. Rzeczywiście spisała się świetnie, wprost znakomicie – ironizował. - Zarekomendowałaś ją jako najlepszą kandydatkę na stanowisko sekretarki a okazała się głupią, pustą i infantylną osobą. Od kiedy pod twoim naciskiem zatrudniłem ją w firmie, przysparza jej nieustannych kłopotów, nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, bagatelizuje polecenia służbowe i dostaje pensję tylko za to, że po prostu jest. Faktycznie, dzięki tobie mam idealną sekretarkę. Nie panował już nad swoim głosem podnosząc go coraz wyżej. Był wściekły, ona również. Po raz kolejny stawał w obronie tej pokraki. Nie mogła już tego znieść. Uwolniła się z jego ramion i odeszła zabierając po drodze z tacy kieliszek szampana. Marek rozejrzał się po sali. W najdalszym jej kącie dostrzegł siedzące przy stoliku Alę, Izę, Elę i Ulę. Popijały szampana i dzieliły się wrażeniami z pokazu. Postanowił do nich podejść, ale w połowie drogi zatrzymał go Korzyński.
– Panie Marku napije się pan ze mną za nasz sukces?- zapytał łamaną polszczyzną.
- Oczywiście, będzie mi bardzo miło – przyjął od niego kieliszek szampana. – Za sukces, który miejmy nadzieję przyniesie wymierne efekty. - Stuknęli się kieliszkami i wychylili je.
- A gdzież to podziewa się pańska narzeczona?
- Paulina? Kręci się gdzieś po sali – wzruszył ramionami.
- Czy miałby pan coś przeciwko, gdybym poprosił ją do tańca? - Marek wiedział, że Paulina wpadła Rosjaninowi w oko. Wielokrotnie ją adorował i nie ukrywał swojej fascynacji piękną Włoszką.
- Nie, nie mam nic przeciwko. Proszę się dobrze bawić, z kim tylko ma pan ochotę. Pójdę już. Życzę panu udanego wieczoru - skłonił się nisko Korzyńskiemu i powędrował do stolika dziewczyn.
- Witam miłe panie, jak się bawicie? – zagaił.
- Bardzo dobrze, – powiedziały zgodnym chórem – dziękujemy, a pan prezes? – spytała odważnie Ela.
- Aaa pan prezes też ma taki zamiar – odparł figlarnie z widocznymi ognikami w oczach. Spojrzał na swoją asystentkę wyciągając rękę w jej kierunku.
- Ula, mogę cię prosić do tańca? Znowu na jej twarzy pojawiły się zdradliwe wypieki. Opanowała się jednak szybko i wstała z krzesła podając mu jednocześnie dłoń.
Spokojna, liryczna muzyka wprowadziła ją w romantyczny nastrój. Znowu utonęła w jego ramionach. On nie mógł oderwać od niej oczu. – Już dawno podejrzewałem, że jest ładna, ale nigdy nie sądziłem, że mam do czynienia z prawdziwą pięknością. Nawet ten aparat na zębach jakoś specjalnie nie przeszkadza. - Przesunął wzrok na jej usta. – I te boskie usta, takie pełne, jędrne, proszące o pocałunek… Dobrzański opamiętaj się, to Ula, twoja przyjaciółka!
Z trudem panował nad emocjami, które nim targały. Już od jakiegoś czasu zaskakiwał sam siebie tym, że gdy miał ją tak blisko nie potrafił racjonalnie myśleć. Nie potrafił też zdefiniować tych uczuć. To nie było zwykłe pożądanie. Znał dobrze to uczucie. Było tylko chęcią zaspokojenia najniższych samczych instynktów. Na pewno na pierwsze miejsce wysuwała się opiekuńczość w stosunku do niej. Kiedy była zagubiona łapał się na tym, że najchętniej zamknąłby ją w swych ramionach, żeby uchronić ją przed szykanami tego świata. Czy to był normalny odruch? Przyjacielski odruch? Sam się w tym gubił.
Tańczyli od pół godziny bez przerwy i zauważył na jej twarzy zmęczenie. Gdy wybrzmiały ostatnie akordy, postanowił dać jej odetchnąć. Ujął ją pod ramię i skierował się do stołu zastawionego przekąskami.
- Zjedzmy coś Ula, na pewno zgłodniałaś.
- Trochę tak. Zmęczył mnie nieco ten taniec, a ty powinieneś chyba zatańczyć z Pauliną, bo za chwilę zaczną nas podejrzewać o Bóg wie, co.
- Już z nią tańczyłem i nie wyszło mi to na zdrowie, zresztą nieważne… spójrz, - kiwnął głową w kierunku parkietu, na którym w ramionach uszczęśliwionego Korzyńskiego wirowała Paulina – Chyba się świetnie bawią, nie? – Powiedział zjadliwie. Nie skomentowała tego. Przez chwilę przyglądała się tańczącym.
- Wiesz Marek, ja chyba już będę wracać. Późno się zrobiło.
- Odwiozę cię – zaproponował.
– Nie możesz, piłeś – zauważyła przytomnie.
- Ula, ja nawet nie wypiłem całego kieliszka szampana, a to, co wypiłem już dawno dzięki tańcowi wyparowało mi z głowy – argumentował.
- No dobrze, – rzekła bez przekonania – ale obiecaj mi, że będziesz jechał wolno i nie szarżował na drodze.
Wyszczerzył się do niej w szerokim uśmiechu i podniósłszy dwa palce powiedział.
– Przyrzekam odstawić cię bezpiecznie do domu, słowo skauta! – Parsknęła rozbawiona.
– W takim razie pożegnam się jeszcze z dziewczynami i możemy jechać.
–OK, będę czekał na zewnątrz.
Kiedy wyszła z rozgrzanej sali na powietrze, owionął ją chłodny wiatr sierpniowego wieczoru. Zadrżała, a na ciele wykwitła jej gęsia skórka. Rozejrzała się. W oddali dostrzegła Marka. Podeszła do niego rozcierając dłońmi zmarznięte ramiona.
- Trochę chłodno się zrobiło. Nic nie wzięłam ze sobą, żadnego swetra ani żakietu…
- Poczekaj, chyba mam coś w bagażniku. Tymczasem wskakuj do samochodu. Za chwilę dołączył do niej wręczając jej swój niebieski sweter.
– Załóż to, na pewno zaraz się rozgrzejesz. - Zrobiła jak kazał. – To co, ruszamy?
– Ruszamy.
Ostrożnie wyjechał z parkingu włączając się do małego o tej porze ruchu na ulicach stolicy. Droga do Rysiowa zajęła mu znacznie więcej czasu niż zwykle. Tak, jak obiecał, jechał wolno i ostrożnie. Rozmawiali mało rzucając od czasu do czasu jakieś zdawkowe uwagi. Włączone ogrzewanie w samochodzie i sweter Marka zrobiły swoje. Ciepło rozlewało się rozkosznie po jej ciele, niemal ją usypiało. Mijał właśnie pierwsze zabudowania miasteczka. Zerknął na nią.
– Ula śpisz? – Jego głos przywrócił ją do rzeczywistości.
– Nie, nie śpię. Tak sobie rozmyślam.
- A o czym? – drążył.
– A tak ogólnie, o wszystkim – uśmiechnęła się łagodnie.
- No, dotarliśmy. Marek wolno podjechał pod bramę i zatrzymał samochód. Przekręcił się na siedzeniu, odpiął pas i spojrzał na Ulę.
– Jutro nie chcę cię widzieć w biurze wcześniej niż o dziesiątej. Masz się porządnie wyspać, należy ci się.
– Ale Marek…- próbowała zaprotestować.
– Żadnych sprzeciwów, to polecenie służbowe.
Zrobiła naburmuszoną minę, a on przysunął się do niej jeszcze bardziej i z czułością odgarnął jej z czoła opadający kosmyk włosów. Pogładził ją po policzku.
– Ula, nie złość się. Mało napracowałaś się przy tym pokazie? No rozchmurz swoją śliczną buzię. – Podniosła powieki i spojrzała na niego. Przez usta przebiegł cień uśmiechu.
– No widzisz i od razu lepiej.
Był blisko, niebezpiecznie blisko. Znów poczuła, że się rumieni, ale zanim zdążyła się opanować, on już przywarł do jej ust. Zakręciło jej się w głowie. – Dlaczego on to robi, czy nie rozumie, że każdy jego pocałunek budzi we mnie nadzieję? – Nie miała jednak siły, żeby przerwać tę chwilę namiętności, a gdy pogłębił pocałunek, już bez oporu rewanżowała mu się tym samym. Czuła jego ręce sunące po swoich plecach, a kiedy pocałunkami zjechał na szyję, zupełnie odpłynęła. Nie wiedziała, jak długo to trwało, ale kiedy dotarł do dekoltu, otrzeźwiała.
- Marek… Marek… nie możemy…- Ujęła jego głowę w dłonie i podniosła na wysokość swoich oczu. Wpiła się w niego wzrokiem i powtórzyła wolno.
– Marek, nie możemy, Paulina…- Stopniowo docierało do niego to, co powiedziała
. - Tak Ula, przepraszam, masz rację, nie powinniśmy, ale to było silniejsze ode mnie, wybacz…- Ujął jej dłoń i pocałował. Uspokajali oddechy.
– Dobranoc Marek i dzięki za podwiezienie, do jutra - kompletnie skołowana otwierała drzwi od samochodu. Przyciągnął ją jeszcze raz delikatnie całując.
– Dobranoc Ula, dziękuję ci za dzisiejszy wieczór. Było cudownie. – Nie odpowiedziała. Szybko wyskoczyła z auta i niemal biegiem ruszyła w kierunku domu. On odpalił silnik i z zagadkowym uśmiechem wymalowanym na twarzy ruszył w kierunku uśpionej Warszawy.
Kiedy podjechał pod dom, zauważył ciemne okna.
Czyżby cię jeszcze nie było, kochanie?
Wjechał na podjazd i pilotem zamknął bramę. – Lew cię pewnie dorwał w swoje łapy i nie chce wypuścić. – Zaśmiał się w duchu. Ze zdziwieniem stwierdził, że jest mu to obojętne. Żadnego uczucia zazdrości i złości, nic, kompletnie nic? – Chyba powinienem być wściekły o to, że nie ma jej jeszcze w domu a tymczasem jestem szczęśliwy, że nie muszę wysłuchiwać kolejnych inwektyw pod moim adresem.
Po drodze do łazienki zrzucał z siebie kolejne części garderoby. Odkręcił prysznic spłukując emocje dzisiejszego dnia. Leżąc już w łóżku z rękami pod głową długo jeszcze myślał o słodkich ustach Uli, głębi jej pięknych, chabrowych oczu. Pieszcząc w pamięci jej obraz zasnął.

Część 2

Wpadła do domu jak burza zatrzaskując za sobą drzwi. Nie potrafiła uspokoić tłukącego się w jej piersi serca. – Jak on mnie całował? Nigdy mnie tak nie całował, nie tak! Czy to możliwe, że ujrzał we mnie kobietę? Taką do kochania? Zachowywał się tak, jakby mnie pragnął. Nie mogę w to uwierzyć. Czy nie obiecuję sobie zbyt wiele? Znowu dał mi nadzieję, że między nami może coś być. Gdyby odwzajemnił moją miłość, byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie! A Paulina? Rzuci ją dla mnie? Odwoła ślub? Nie… to chyba niemożliwe. Muszę stłumić w sobie to uczucie, bo to niczego dobrego nie wróży, wręcz przeciwnie. Jutro z nim porozmawiam. Poważnie porozmawiam.
Następny dzień obfitował w pozytywne recenzje prasowe i zdjęcia z pokazu. Ludzie nie przemęczali się pracą, za to wszyscy namiętnie czytali gazety. Marek nie był wyjątkiem. Przerzucał stos dzienników, które rano przyniosła mu Violetta. Pochlebne komentarze na temat kolekcji sprawiły, że poczuł się spełniony. Rozpierała go duma i energia. Parę minut po dziesiątej weszła do gabinetu Ula.
- O! Ula, jesteś. Czytałaś? – Wskazał na gazety piętrzące się na biurku. – Wiesz, że nie ma ani jednego złego słowa o kolekcji! Same superlatywy!
- To świetnie, na to liczyliśmy, prawda? – Odpowiedziała cicho. Podeszła do kanapy i usiadła. Zdziwił go jej brak entuzjazmu. Spojrzał na nią i odniósł wrażenie, że jest jakaś przygaszona i smutna. Westchnęła głęboko.
– Musimy porozmawiać.
– No dobrze, rozmawiajmy.
– Ale nie tutaj, dobrze? Jeśli masz trochę czasu, to chodźmy do parku. Nie zajmę ci go wiele. – Jej przygnębiony głos zaniepokoił go.
– W takim razie chodźmy, podniósł się zza biurka. Powiem tylko Violetcie, że nie będzie nas przez godzinę. Tyle wystarczy? - Kiwnęła głową.
– Wystarczy.
Zjechali windą na dół w milczeniu i wyszli wprost na słoneczną ulicę. Po jej drugiej stronie rozciągał się park. Ich park. To tu przeprowadzali najważniejsze rozmowy, tu karmili kaczki i tu była ich ulubiona ławka. Podeszli do niej i usiedli. Marek spoglądał na swoją asystentkę z troską.
- Ula, czemu jesteś taka smutna? Czy coś się stało?
- Tak i nie – odpowiedziała enigmatycznie. – Muszę cię o coś zapytać. Muszę wiedzieć… bo… bo nie rozumiem. – Rozłożyła bezradnie ręce.
- Powiedz mi, dlaczego mnie całujesz, przytulasz i obejmujesz. Musisz przyznać, że ten wczorajszy pocałunek nie był przyjacielski. Tak nie całują się przyjaciele. – Dodała cicho. – Jeśli to tylko jakiś rodzaj zabawy z twojej strony, to muszę cię prosić, żebyś przestał. Tak się nie robi Marek. Nie można igrać z cudzymi uczuciami. Nigdy ci tego nie mówiłam, ale myślę, że ty wiesz lub się domyślasz, że ja… - Widać było, że wyrzucenie tego z siebie przychodzi jej z ogromną trudnością – Że ja… - zwiesiła głowę. - Kocham cię Marek. Od dawna. Dlatego nie całuj mnie więcej i nie przytulaj. Ja nie chcę sobie robić nadziei, rozumiesz? Nawet nie wiesz, że postępując w ten sposób krzywdzisz mnie, a ja nie chcę być zabawką w niczyich rękach, a w twoich szczególnie, bo tą krzywdę odczułabym jeszcze bardziej boleśnie. Nie rań mnie …proszę - wyszeptała.
Na jej spoczywające na kolanach dłonie spadły pierwsze łzy. Po chwili rozszlochała się na dobre spazmatycznie łapiąc powietrze. Wstrząsnęło nim to wyznanie. Siedział jak skamieniały. Przez głowę przelatywało mu tysiąc myśli. Zupełnie go zaskoczyła. Nie takiej rozmowy się spodziewał. Otrząsnął się z pierwszego szoku i zamknął jej dłonie w swoich.
- Ula, ja nigdy bym cię nie skrzywdził, nie mógłbym. Jesteś dla mnie kimś bardzo, bardzo ważnym i naprawdę zależy mi na tobie. Nie chciałem, żebyś odebrała moje pocałunki w taki negatywny sposób. Ja sam nie wiem tak naprawdę, co się ze mną dzieje. Przy tobie tracę jasność myślenia i kieruję się impulsem. Wiele razy próbowałem nad tym zapanować, ale nie zawsze mi się to udaje. Tak było właśnie wczoraj. Bardzo cię za to przepraszam. Przepraszam, że nie rozumiem swoich własnych uczuć. Muszę to sobie wszystko przemyśleć i poukładać w głowie i może wtedy dojdę do jakichś konstruktywnych wniosków. Objął ją ramieniem.
– Proszę cię Ula, nie płacz, twoje łzy sprawiają mi ból.
Ze ściśniętym sercem patrzył na jej zapłakane policzki. Próbowała zatrzymać ten potok łez, ale bezskutecznie. Wyjął z kieszeni chusteczkę i wytarł z jej twarzy resztki makijażu wymieszane ze słoną wilgocią. Podniosła mokre powieki i popatrzyła na niego. Zakłuło go w piersiach na widok tych dwóch lazurowych jeziorek, z których wyzierał taki bezbrzeżny smutek i rozpacz. Odgarnął jej włosy z zapuchniętej od płaczu buzi.
- Ula, uwierz mi, to, co powiedziałem przed chwilą, to najszczersza prawda. Może nie doszedłem do ładu ze swoimi uczuciami, ale tego, że zależy mi na tobie bardzo, jestem pewien w stu procentach. Wiem, że to dla ciebie za mało, ale czy możemy, przynajmniej na razie cieszyć się tym, co mamy? Czy możesz się na to zgodzić?
Patrzyła na niego jak zahipnotyzowana – Czy on powiedział, że mu na mnie zależy? Bardzo zależy? Czyli nie jestem mu obojętna? Może jednak on mnie kocha, tylko nie potrafi tego nazwać? Chyba się zagubił i sam nie wie, co czuje.
– Dobrze, – wyszeptała drżącym głosem – zgadzam się.
Dostrzegła, jak jego źrenice powiększają się a na twarz wypłynął szczęśliwy uśmiech. Przygarnął ją do siebie i pocałował w skroń.
– Dziękuję ci Ula. Dziękuję ci za to, że jesteś.
Posiedzieli jeszcze chwilę rozpamiętując w myślach tę ważną dla nich obojga rozmowę, po czym wolnym krokiem udali się z powrotem do firmy.
Po wyjściu z windy, Ula poszła do łazienki poprawić makijaż a Marek powędrował do swojego gabinetu. – Chyba czas zająć się robotą – pomyślał. Pozbierał w stosik dokumenty walające się na biurku i usiłował skoncentrować się nad ich treścią. Nie wychodziło mu za bardzo. Ciągle w uszach brzmiało mu wyznanie Uli „Kocham cię Marek. Od dawna”. – Szkoda, że nie mogę zrewanżować jej się tym samym. – Postanowił jednak zrekompensować jej to w jakiś sposób. Może kolacja, albo kino? Może wyjazd? Swoją drogą dobrze by nam zrobił. Odpoczęlibyśmy. Pomyślę, jakiś pomysł przyjdzie mi w końcu do głowy.-
Drzwi gabinetu otworzyły się i do środka wszedł Sebastian.
– Cześć stary, od rana cię szukam. Gdzie ty się podziewasz?
– Musiałem na chwilę wyjść z firmy, a coś się stało, że tak rozpaczliwie mnie szukasz? – Zapytał ironicznie.
- No, to ty mi powiedz. Wczoraj na bankiecie nie wypuszczałeś Brzyduli z ramion. – Marek spiął się, gdy znowu usłyszał to pogardliwie brzmiące w ustach Olszańskiego przezwisko.
– Seba… - ten podniósł ręce w poddańczym geście.
– No dobrze przepraszam, rzeczywiście wypiękniała, a swoją drogą z tym aparatem też mogłaby coś zrobić. Zauważyłem wczoraj ten naszyjnik. Jednak na coś przydały się błyskotki, które ci przyniosłem, a tak się przed tym broniłeś. Ale dobrze stary, dobrze. Pamiętaj, że najważniejsze są udziały, a w ten sposób na pewno zatrzymasz ją przy sobie.
Udziały? Całkiem o nich zapomniałem – przeszło mu przez myśl.
- A Paulina? – ciągnął dalej Sebastian. – Widziałem, że była wściekła, a potem dorwał ją Korzyński, widziałeś? Szaleli chyba przez pół nocy na parkiecie.
- Tak widziałem. – Rzucił obojętnie i po chwili dodał. – Nie wróciła na noc do domu, dasz wiarę? – Posłużył się ulubionym powiedzonkiem Violetty.
- Żartujesz? Paulina, kobieta z zasadami nie nocowała we własnym łóżku, to w czyim? – Mina Olszańskiego wyrażała bezgraniczne zdumienie.
- Nie wiem w czyim, pewnie zatrzymała się u Alexa. Szczerze powiedziawszy, mało mnie to obchodzi, pokłóciliśmy się wczoraj. Jak do tej pory nie dała znaku życia, a jest już po dwunastej.
Nagle usłyszeli stukot wysokich obcasów i do gabinetu wparowała rozjuszona Paulina. Marek skurczył się w sobie – chyba wywołałem wilka z lasu - a na głos powiedział – cześć kochanie…
- Cześć. Sebastian, mógłbyś zostawić nas samych? – Zwróciła się do kadrowego.
- Tak, tak, ja już wychodziłem, na razie Marek. - Paulina utkwiła swój przenikliwy wzrok w twarzy Marka i wysyczała.
– Możesz mi powiedzieć, gdzie tak nagle wczoraj zniknąłeś? Szukałam cię po całej sali – dodała z wyrzutem.
- Ty mnie szukałaś? Raczej świetnie się bawiłaś razem z Lwem – zakpił – i to chyba do białego rana, bo ani wczoraj po powrocie do domu, ani dzisiaj, gdy się obudziłem, nie odnotowałem twojej obecności.
Przystopował ją trochę tymi słowami. Zaciskając dłonie przycupnęła na kanapie i spokojniejszym już głosem wyjaśniła.
– Nocowałam u Alexa.
– Oczywiście, jak mogłem się nie domyślić? - Drwił dalej.
Zabolały ją jego słowa. Zacisnęła zęby, by po chwili odparować.
– Mam dosyć tej rozmowy. Powiem ci tylko jedno. Rzeczywiście świetnie się wczoraj bawiłam i nie jest to twoja zasługa. Lew jest o wiele lepszym tancerzem niż ty i o niebo lepszym partnerem do rozmowy w przeciwieństwie do ciebie.
Myślała, że mówiąc te słowa wywoła przynajmniej niewielkie ukłucie zazdrości w sercu Marka. Jednak rozczarowała się. On skrzywił się tylko i ze stoickim spokojem rzekł.
– W takim razie bardzo się cieszę, że tak wspaniale spędziłaś wczorajszy wieczór.
Nie takiej reakcji spodziewała się z jego strony. Wściekła wstała z kanapy i szybkim krokiem z zadartym do góry nosem wymaszerowała z gabinetu. Marek roześmiał się tylko głośno, ale po chwili przyszła refleksja – To na tym ma polegać nasz związek? Na ciągłych kłótniach i nieporozumieniach? Tak naprawdę to nie możemy się dogadać już od dawna i to na żadnej płaszczyźnie. Różnimy się pod każdym względem. Żadnych wspólnych pasji ani zainteresowań i ja mam z nią przeżyć życie? Nie dam rady. Muszę coś z tym zrobić dopóki nie jest jeszcze za późno. Tylko, co na to rodzice? - Ich reakcji obawiał się najbardziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz