08 marzec 2012
ROZDZIAŁ IV
Część 1
Następnego
ranka Ula obudziła się na długo przed budzikiem. Szybko popędziła do
łazienki, ciągle mając w pamięci wczorajszy wieczór. Rozpierała ją
energia. Stanęła przed lustrem i popatrzyła na siebie uważnie. – Mmm…gdyby
nie ten aparat, to nie wyglądałabym najgorzej. Może Marek miał rację z
tymi okularami? Faktycznie są niemodne, wielkie i ciężkie. Może warto
byłoby jednak coś w sobie zmienić? Pomyślę o tym. Chciałabym, żeby choć
raz Marek ujrzał we mnie kobietę…taką do kochania…nie kobietę –
przyjaciółkę. Dobrze, dobrze Cieplak, pomarzyć dobra rzecz.
Po porannym prysznicu zabrała się za przetrząsanie szafy. Ostatnio
była z Alicją na paru wyprzedażach i zaopatrzyła się w kilka ciuszków.
Wprawdzie nie miała jeszcze okazji być w nich, ale uznała, że od dzisiaj
będzie większą uwagę przywiązywać do swojej garderoby. Wybór padł na
sukienkę w niebieskie, drobne kwiatuszki. Była skromna, ale kiedy
przymierzała ją w sklepie i pokazała się w niej Ali, ta uznała, że
bardzo dobrze na niej leży i podkreśla kolor jej oczu. Te argumenty
przemówiły za jej zakupem. Szybko się przebrała. Sporo czasu zajęły jej
te poranne czynności.
– Kurde blaszka, nie zdążę już przygotować śniadania. Trudno, muszą sobie poradzić sami. - Weszła jeszcze na chwilę do łazienki. – O matko – jęknęła – a
co z włosami? Nie będę ich spinać. Dzisiaj zostawię rozpuszczone i
grzywkę też zaczeszę na bok. Wczoraj z tych emocji zapomniałam ją
zakręcić. –
Tak wyszykowana porwała jeszcze z wieszaka torebkę i popędziła na przystanek. Wchodząc już do firmy natknęła się na Alę.
- Cześć Ala – przywitała się.
– Ula! Cześć! Jak ty dzisiaj wyglądasz, jak milion dolarów! - Zachwycała się Milewska.
- Ala, proszę cię nie nabijaj się ze mnie. – Ula mówiąc to wyglądała na strapioną, ale Alicja objęła ją w pasie i rzekła.
– Wcale się nie nabijam tylko mówię jak jest. Naprawdę wyglądasz super, a
ta sukienka jest śliczna. Poza tym masz takie ładne włosy. Nie
podkręcaj więcej grzywki, bo wyglądasz jak własna babcia a w takiej
fryzurze jest ci o wiele korzystniej.
Ula podbudowana tymi komplementami odważyła się zapytać.
– Ala mam do ciebie prośbę…- Milewska spojrzała na nią nie ukrywając zaciekawienia.
– Jaką?
– Znalazłabyś dzisiaj trochę czasu po pracy? Chciałam się wybrać do
optyka po nowe okulary i potrzebuję kogoś, kto mi doradzi w wyborze. –
Nieśmiało spojrzała na Alę, której twarz rozciągnęła się w pełnym
sympatii uśmiechu.
– Oczywiście, że pójdę tam z tobą, nie ma sprawy i tak nie miałam nic lepszego do roboty. To do siedemnastej, tak?
– Tak.
Ula uspokojona takim zapewnieniem udała się do swojego miejsca pracy.
Chwilę później pojawiła się Violetta. Była w świetnym nastroju, bo już
od progu zawołała.
– Cześć i czołem, kluski z bawołem!
Ula odruchowo podniosła głowę i wymamrotała pod nosem – chyba z rosołem –a na głos powiedziała.
– Część Viola, co ty dzisiaj taka wesoła?
– A wesoła, wesoła jak jakiś gawroneczek albo inny szpak – zakończyła już wolniej i uważnie popatrzyła na Ulę.
- O jeżuniu, Ulka, jak ty wyglądasz?
- Co, coś nie tak?
- Nie, no wszystko tak, ale jakoś inaczej. Ładniej. Nawet nie
przeszkadza to odrutowanie na zębach i okulary. Wreszcie zrzuciłaś z
siebie te babcine ciuchy. Najwyższa pora.
– O! Cześć Marek! Jesteś już! Prawda, że Ulka ładnie dziś wygląda?
Dobrzański skierował wzrok na Ulę i zdębiał. – To jest Ula? Wiedziałem, że pod kupą tych niemodnych ubrań ukrywa się atrakcyjna dziewczyna .- Kiedy minął mu pierwszy szok, wykrztusił,
– Ładnie, naprawdę ładnie. Ula wejdziesz do mnie za jakieś pięć minut?
– Oczywiście, przyjdę – uśmiechnęła się łagodnie.
Część 2
- O! Dobrze, że już jesteś. Mamy trochę spraw do
omówienia w związku z tą kolekcją. Z tego, co wiem, Pshemko ruszył z
kopyta i praca pali mu się w rękach. Najdalej za tydzień będą pierwsze
prototypy. Już teraz trzeba zaklepać jakieś miejsce na pokaz, zająć się
oświetleniem i wystrojem sali. Cateringiem też. Wiem, że to sporo
roboty, ale poradzimy sobie, nie?
- No pewnie. Postaram się załatwić trochę dzisiaj. Trzeba też obdzwonić agencje, żeby załatwić modeli.
- A tak, racja, o tym jakoś zapomniałem. Sama widzisz, że gdyby nie ty, poległbym tutaj niechybnie i niczego nie załatwił.
Z przyjemnością przyglądał się, jak jej twarz przyozdabia rumieniec i z zawstydzeniem opuszcza wzrok.
- Nie przesadzaj, to nic takiego. Przeceniasz mnie. Nie wszystko mogę załatwić. Nie mam aż takiej mocy sprawczej.
- Masz Ula, masz, nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy.
Uśmiechnęła się nieśmiało a on odwzajemnił ten uśmiech. Podszedł do niej i schwycił ją za ramiona.
– Przecież gdyby nie ty to F&D dawno poszłoby już na dno i tylko
dzięki tobie trzymamy jeszcze głowy na powierzchni. Za to jestem ci
bardzo wdzięczny.
Nachylił się i pocałował ją w policzek. Ugięły się pod nią kolana. – Boże, znowu to zrobił, znowu mnie pocałował. Czy to coś znaczy? Czy on mnie…Boże, nie to niemożliwe, przecież ma narzeczoną…
Jakby na potwierdzenie tej myśli najpierw usłyszeli stukot wysokich
obcasów a następnie pojawiła się w drzwiach, otwierając je energicznie,
ich właścicielka. Ignorując całkowicie fakt, że Ula stoi tuż obok
powiedziała.
- Witaj Marco.
- Witaj. Co cię do mnie sprowadza? – Ula nie słuchała dalej. Czmychnęła
czym prędzej do sekretariatu zamykając za sobą dokładnie drzwi.
- Dzwoniła przed chwilą twoja mama. Zaprosiła nas dzisiaj na kolację.
- To odwołaj to, bo ja nie mam czasu. Będę pracował. Do późna. Poza tym,
po twoim wczorajszym występie nie mam ochoty gdziekolwiek z tobą
chodzić. Rozumiesz? Mam dosyć twoich ciągłych podejrzeń w stosunku do
mnie. Jeśli ci to nie odpowiada, to zawsze możesz zrezygnować.
- Jak to zrezygnować? – Jej wyniosły do tej pory ton stracił nieco na ostrości.
- No zwyczajnie, odejść? –
Zaniemówiła. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Robiło się
niebezpiecznie a on wyglądał na zdeterminowanego. Postanowiła trochę
przystopować. Podeszła do niego i już łagodnie powiedziała.
– Marco, nie kłóćmy się, przecież teraz najważniejszy jest nasz ślub i
przygotowania do niego. Jeśli nie masz ochoty na tę kolację to
oczywiście odwołam ją, nie ma problemu. Firma najważniejsza, prawda? –
Przymilała się. Objęła rękami jego szyję i złożyła na ustach czuły
pocałunek.
– No, nie gniewaj się już, dobrze?
– To nie ja zacząłem.
– Wiem i przepraszam. Nie będę ci już przeszkadzać. Idę do Pshemko. Na razie. Pa.
Kiedy wyszła odetchnął głęboko. – Do czego to wszystko zmierza? Jej
humor zmienia się jak w kalejdoskopie. Nigdy nie wiem, czy będzie
wylewać na mnie wiadra pomyj, czy będzie słodka jak miód. Zaczynam mieć
poważne wątpliwości, czy rzeczywiście panna Febo jest przeznaczona mnie,
czy komuś innemu.
Część 3
Prace nad kolekcją szły pełną parą. Nawet standardowe
szaleństwa i fochy głównego projektanta odeszły w niepamięć. Pshemko był
teraz wzorem tytanicznej pracy. Gonił swoich asystentów i dużo od nich
wymagał, ale siebie też nie oszczędzał. Marek nie krył swojego
zadowolenia. Za nimi był już wstępny pokaz prototypów, na który
zaprosili szefa StartSportu, Lwa Korzyńskiego i jego przedstawiciela w
Polsce, Darka Terleckiego. Obaj wyszli bardzo zadowoleni z pokazu,
zapewniając Dobrzańskiego, że drzwi ich sklepów z akcesoriami sportowymi
stoją otworem dla nowej kolekcji F&D. Marek jednak nie tylko z tego
był zadowolony. Spory procent swojego dobrego samopoczucia zawdzięczał
Uli. Zmieniła się i to bardzo. Nie, nie mentalnie, ale fizycznie. Z
satysfakcją stwierdzał, ze z każdym dniem wygląda coraz lepiej. Nadal
wprawdzie nosiła aparat, ale za to zmieniła okulary na znacznie lepsze.
Także te wszystkie źle dobrane kolorystycznie ubrania poszły w kąt.
Lubił myśleć, że to również dzięki niemu tak się zmienia. Taka
świadomość mile łaskotała jego męskie ego. Sebastian też był pod
wrażeniem i nie omieszkał podzielić się swoimi spostrzeżeniami z
Markiem. Któregoś poranka wparował do gabinetu prezesa z nieodgadnioną
miną.
- Cześć stary! Jak tam idzie zanęcanie Brzyduli? – Marek karcąco spojrzał na niego.
- Seba, jeżeli jeszcze raz usłyszę…
- Dobra, dobra stary, to tak z przyzwyczajenia, ale muszę przyznać, że
ostatnio Ulka wygląda całkiem, całkiem… Przyniosłem ci coś, a właściwie
nie tobie tylko dla Brzyd… sorry, dla Uli.
Mówiąc to podszedł do biurka i z papierowej torby, którą dopiero teraz
zauważył Marek, wysypał zawartość. Dobrzański popatrzył zdumiony na
całkiem sporą ilość złotych i srebrnych precjozów.
- Coś ty, jubilera obrabował? Skąd to masz?
- Z domu przyniosłem. Pomyślałem sobie, że takie obdarowywanie
prezentami tylko zbliży was do siebie. Wiesz, kobiety lubią błyskotki.
Dasz jej od czasu do czasu jakąś i będzie jadła ci z ręki. Przynajmniej
będziesz spokojniejszy o swoje udziały.- Marek bardzo krytycznie odniósł
się do tego pomysłu.
– Seba, ona jest inna, skromna i nie obwiesza się takimi rzeczami. Nawet
gdybym chciał jej coś dać, to ona tego nie przyjmie. - Sebastian
uśmiechnął się ironicznie i protekcjonalnym tonem powiedział.
– Stary, ona też jest kobietą nie? Zaufaj mi, każda przyjmie – poklepał po ramieniu prezesa i wyszedł z gabinetu.
Marek przez chwilę oglądał kosztowności a potem zgarnął je wszystkie do szuflady biurka. – Może rzeczywiście kiedyś się przydadzą?- pomyślał.
Część 4
Pokaz zbliżał się wielkimi krokami. Ula od jakiegoś już
czasu funkcjonowała na wysokich obrotach. Musiała trzymać rękę na
pulsie. Każdego dnia wracała do domu zmęczona i blada. Zjadała cokolwiek
i kładła się spać. Ojciec z niepokojem patrzył, jak niknie w oczach.
Rzeczywiście, bardzo schudła. Nieregularne posiłki, brak snu i życie w
ciągłym biegu, zrobiły swoje. Widziała jak ojciec na nią patrzy i miała
świadomość, że się o nią martwi, ale ciągle powtarzała.
– Tato jeszcze tylko trochę, jeszcze tylko do pokazu, a potem wszystko
wróci do normy. - On jednak wcale nie był bardziej spokojny przez te
zapewnienia.
Dwa tygodnie przed pokazem znowu zasiedzieli się w biurze. Kończyła
ostatnie korekty w budżecie FD Sportivo, bo taką nazwę otrzymała
kolekcja. Wydrukowała całość raportu i właśnie szła w kierunku gabinetu,
żeby dać go do przejrzenia Markowi. Nagle poczuła się słabo. Zakręciło
jej się w głowie. Przystanęła przy biurku i przymknęła oczy. Odczekała,
aż karuzela w jej głowie przestanie się kręcić. Ponownie podjęła próbę
przejścia tych paru metrów.
– Marek… - powiedziała słabo - możesz…
Podniósł głowę znad laptopa i z przerażeniem, jak na zwolnionym filmie
obserwował jej sylwetkę osuwającą się bezwładnie na podłogę. Nie
zastanawiając się podbiegł do niej, wziął ją na ręce i delikatnie ułożył
na kanapie. Zmoczył ręcznik i podłożył jej pod kark. Otworzył na oścież
okno. Ostrożnie zaczął klepać ją po twarzy.
– Ula, Ula proszę cię ocknij się… Ula…- Zdjął jej okulary i rozpiął
bluzkę. Delikatnie przez bluzkę uwolnił jej piersi z zapięcia
biustonosza, żeby mogła swobodniej oddychać. Zabiegi trwały dość długo.
Wreszcie Ula jęknęła i powoli otworzyła powieki. Zobaczyła nad sobą
zaniepokojoną twarz Dobrzańskiego i wpatrzone w nią jego magnetyzujące
oczy. On patrzył jak urzeczony w jej chabrowo-błękitne tęczówki i nie
mógł oderwać od niej wzroku.
– Ula… tak bardzo się wystraszyłem…
- Co się stało? Dlaczego leżę na kanapie?
- Zemdlałaś. Przyniosłem cię tu.
- Tak, teraz przypominam sobie… zrobiło mi się tak dziwnie słabo… a potem już tylko ciemność…
- Dobrze, że się ocknęłaś. Bardzo się o ciebie bałem. To moja wina Ula.
Tyrasz jak wół przy tej kolekcji, a ja powinienem cię oszczędzać. Dość
na dzisiaj. Jedziemy do domu. Ty poleż jeszcze trochę. Musisz dojść do
siebie a ja tu ogarnę i wyłączę komputery.
- Marek! Przecież już wszystko dobrze. Sama mogę to zrobić. Już mi naprawdę lepiej – zaczęła się podnosić z kanapy.
- O nie, nie, nie, bo za chwilę znowu mi zemdlejesz. Masz leżeć i to
jest polecenie służbowe. Zrozumiano – powiedział groźnie marszcząc brwi.
- Tak generale, zrozumiano – odpowiedziała cicho kładąc się z powrotem.
Szybko poukładał dokumenty na jej i swoim biurku. Z wieszaka zabrał jej
sweterek i torebkę. Nie zapomniał też o swojej teczce. Podszedł do
kanapy.
– Ubierz ten sweter Ula, teraz jest na pewno chłodno i załóż torebkę na ramię.
Gdy posłusznie wypełniła jego polecenia on ostrożnie, jakby była z
kruchego szkła wziął ją na ręce. Dopiero zdał sobie sprawę, jak bardzo
zmizerniała w ostatnim czasie. Była taka drobna i lekka, jak piórko.
Twarz też miała wychudzoną i przez to miał wrażenie, że najbardziej
dominują w niej te ogromne, absurdalnie błękitne, piękne oczy, patrzące
teraz na niego z zakłopotaniem.
- Marek, co ty wyprawiasz, przecież mogę iść o własnych siłach.
- Nic z tego moja droga. Nie będę ryzykował kolejnego upadku, który może
się skończyć znacznie gorzej niż ten pierwszy. Nie upieraj się i nie
protestuj, bo nie ustąpię. Złap mnie mocno za szyję i idziemy.
Gdy dotarli windą na parter i minęli zdumionego tym niecodziennym widokiem Władka, Marek odwrócił się i poprosił.
- Panie Władku, może pan wyciągnąć z kieszeni mojej marynarki klucze od samochodu i otworzyć go?
- Oooczywiście. Coś się stało pani Uli?
- Zemdlała i nie chcę powtórki z rozrywki, dlatego ją niosę.
Wyszli na zewnątrz. Władek pootwierał drzwi z obu stron samochodu. Marek
najdelikatniej jak potrafił usadowił Ulę na przednim siedzeniu i
maksymalnie odchylił oparcie fotela żeby mogła się na nim położyć. Sam
zasiadł za kierownicą i już po chwili pędzili w stronę Rysiowa. Ula
powoli zasypiała zapadając się w miękkość fotela. Początkowo
zaniepokojony Marek pomyślał, że to kolejne omdlenie, ale słysząc jej
równomierny oddech uspokoił się zrozumiawszy, że to tylko zwykły sen.
Skupił się więc na drodze, którą miał do pokonania. Nawet nie drgnęła,
kiedy parkował pod jej domem. Wziął ją ponownie na ręce i poszedł
w kierunku domu. Zapukał cicho. Otworzył mu Jasiek.
– Cześć Jasiek – wyszeptał. Nic nie mów tylko otwórz drzwi do jej pokoju.
Młody kiwnął głową, że zrozumiał i poszedł przodem. Z kuchni wyjrzał zaniepokojony Józef Cieplak.
– A co się tutaj dzieje? Jasiek syknął.
– Cicho tata, bo ją obudzisz, pan Marek ci wszystko wyjaśni.
Marek zaniósł Ulę do pokoju i ostrożnie ułożył ją na łóżku. Nakrył ją
kołdrą i przez chwilę przyglądał się jak śpi. Wydała mu się taka
niewinna, bezbronna i krucha. Z czułością pochylił się nad nią i
pocałował w czoło, po czym wyszedł z pokoju cicho zamykając za sobą
drzwi. Przeszedł do kuchni i tam spokojnie przy herbacie wyjaśnił ojcu
Uli, co się stało. Józef cierpliwie chłonął te informacje.
- Ja wiedziałem panie Marku, że to nie skończy się dobrze. – powiedział
zmartwiony. - Ona ostatnio była taka blada i ciągle niewyspana, bo
ślęczała po nocach nad tymi papierami. Nawet jeść nie chciała, przez to
tak wyszczuplała – skarżył się.
- Panie Józefie, to moja wina – odezwał się z goryczą Marek. Było tyle
pracy, że nawet nie zauważyłem jak bardzo jest nią obciążona, ale
spróbuję to naprawić. Mam znajomego lekarza. Jutro go tu przyślę. Zbada
Ulę i na pewno zaordynuje jakieś leki na wzmocnienie, czy witaminy.
Proszę jej powiedzieć, że przez parę dni ma zostać w domu i nawet niech
się nie pokazuje w firmie. Ja postaram się przyjechać jutro po pracy,
dobrze? Bardzo mi zależy, żeby szybko stanęła na nogi, to przecież moja
prawa ręka – uśmiechnął się.
- Dobrze panie Marku. Jutro nie wypuszczę jej z łóżka i będę ją karmił
cały dzień. Mam nadzieję, że wizyta lekarza sprawi, że ona trochę
przystopuje. Dziękuję, że pan się nią zaopiekował. Ja wiedziałem, że z
pana to dobry człowiek jest.
- Nie ma za co, naprawdę panie Józefie. Jesteśmy z Ulą przyjaciółmi a
jak to mówią przyjaciół poznaje się w biedzie. No, będę już uciekał. To
do zobaczenia jutro.
- Dobranoc panie Marku, dobranoc.
Część 5
Zgodnie z obietnicą daną ojcu Uli, Marek przysłał
następnego dnia rano lekarza, który zbadał ją i zalecił wypoczynek, dużo
snu i całą masę witamin. Dobrzański przyjeżdżał codziennie. Józefa
dziwiła trochę ta zażyłość, ale w końcu dał sobie z tym spokój. –
Przecież Marek powiedział, że są dobrymi przyjaciółmi, to czym się będę
martwił.
Oni zaś zamykali się w swoim małym świecie dostępnym tylko dla nich.
Mógł rozmawiać z nią godzinami i nigdy nie było mu dość. Potrafiła być
taka spontaniczna i opowiadać tak barwnie, że nieraz miał ochotę nigdy
nie wracać do tego swojego obłudnego świata i zostać w jej świecie na
zawsze. Przywoził jej różne rzeczy, a to nowy pamiętnik, bo stary jej
się właśnie skończył, a to ciekawą książkę, w której wpisał dedykację
lub świeże pączki od Bliklego, którymi zajadali się oboje. Nie nudzili
się w swoim towarzystwie i dobrze się w nim czuli. Marek coraz częściej
łapał się na tym, że potrzebuje bardzo jej bliskości. Wielką przyjemność
sprawiały mu te drobne gesty, wykonywane w stosunku do niej. Trzymanie
jej dłoni, odgarnięcie z czoła kosmyków włosów, obejmowanie jej, czy
całusy w policzek na przywitanie lub pożegnanie. Wszystko to powodowało,
że zawładnęło nim jakieś nieznane dotąd uczucie tkliwości,
opiekuńczości i ochrony tej dobrej na wskroś istoty. Nigdy wcześniej tak
się nie czuł i nigdy wcześniej nie doznawał takich emocji. Mała Beatka
zawojowała go zupełnie. Był nią zachwycony i czasem nawet przechodziło
mu przez myśl, że kiedyś w przyszłości chciałby mieć córkę taką jak ona.
Józef też odnosił się do niego bardzo przyjaźnie. Parę wieczorów
spędzili przy kuchennym stole dyskutując o czymś zawzięcie. Z Jaśkiem
znalazł wspólną pasję i miłość do piłki nożnej. Za każdym razem
wyjeżdżał z tego domu zauroczony jego atmosferą, życzliwością domowników
i zwykłym rodzinnym ciepłem. Nie przypominał sobie, aby w jego domu
kiedykolwiek panowała taka atmosfera i wspólna troska o siebie nawzajem.
Ula zdrowiała i nabierała sił. Marek z satysfakcją stwierdzał, że coraz
częściej bladość jej cery ustępuje miejsca zaróżowionym policzkom. Czuła
się już dobrze i stwierdziła, że wraca do pracy. Z takim postanowieniem
przekroczyła próg firmy któregoś poniedziałkowego poranka. Przywitała
się z panem Władkiem i wjechała windą na swoje piętro. Idąc w kierunku
sekretariatu ze zdziwieniem odnotowała obecność Violetty.
- Cześć Viola.
- No jesteś wreszcie. Jak cię nie było to cała firma na mojej głowie,
dasz wiarę? Haruję tu za ciebie i siebie jak jakaś nasza szkapa, aż mi
się boki zapadły, Już mi nawet pomidory nie pomagają na ten stres. Mówię
ci Ulka tu jest jak w jakimś młynku. Ciągle coś ode mnie chcą. No
przecież się nie rozmrożę, nie?
– Rozmnożę Viola, – usłużnie podsunęła Ula – ale nie martw się firma na pewno ci tego nie zapomni.
- Cześć moje ulubione dziewczyny! - Do sekretariatu tanecznym krokiem wparował prezes.
- Viola, powysyłałaś te foldery, które ci dałem wczoraj? – zwrócił się do sekretarki – Viola żachnęła się.
– Za kogo ty mnie masz? Jak powiedziałam, że wyślę, to powiedziałam, nie?
- To dobrze. Ula z tobą muszę nieco dłużej pogadać, wejdziesz?
– Tak, już idę. Puścił ją przodem i wszedł za nią zamykając drzwi.
– Siadaj, siadaj. Jak się czujesz? Wszystko dobrze?
- Dziękuję, że pytasz. Tak, bardzo dobrze. Nabrałam sił, więc teraz mogę góry przenosić.
- No z tymi górami to byłbym ostrożny. Dobrze, Ula. Mam jednak mały problem. Pomożesz?
- No, jeśli tylko będę potrafiła…
- Na pewno będziesz – odparł z przekonaniem. - Posłuchaj. Dowiedziałem
się, że na pokazie ma się pojawić niejaka Ingrid Krűger, znasz?
Słyszałaś może o niej? – Ula pokręciła głową.
– Nie, nie znam, kto to?
- To guru mody, dziennikarka i krytyk modowy. Jeśli jej opinia o pokazie
i kolekcji będzie pozytywna, to sukces mamy zapewniony i tu właśnie
zaczyna się twoja rola. – Ula z zaciekawieniem chłonęła każde słowo.
– To znaczy?- spytała.
- Ula, nikt z nas ani Paulina ani ja nie znamy niemieckiego. Jesteś
ostatnią deską ratunku. Tylko ty biegle władasz tym językiem. Zgodzisz
się na funkcję tłumacza?
Ula patrząc na jego błagalne spojrzenie i strapioną minę roześmiała się serdecznie.
– No jak mogłabym odmówić takiej prośbie. Oczywiście, że się zgadzam.
Zerwał się z kanapy, porwał ją w ramiona i okręcił się z nią kilka razy.
– Wiedziałem, wiedziałem, że mi pomożesz. Jesteś wielka, wielka, wielka.
Przyciągnął ją do siebie i odcisnął na jej ustach siarczystego całusa.
Znów poczuła znane jej ciepło na policzkach. Kolejny raz rumieniła się
jak nastolatka. Marek przyglądał jej się z rozbawieniem. Była naprawdę
urocza i to w niej uwielbiał.
- Chodź, usiądź jeszcze, bo to nie wszystko. W związku z pokazem mam coś
dla ciebie. - Usiadła posłusznie na kanapie obserwując jak Marek z
czeluści szklanej szafy wyciąga jakieś pudło. Ułożył je na jej kolanach i
rzekł.
– Proszę, otwórz.
Ostrożnie uchyliła wieko. Jej oczom ukazała się przepiękna sukienka a
obok niej w niemal identycznym odcieniu turkusa pyszniły się eleganckie
pantofle na wysokim obcasie z delikatnej, irchowej skóry. Odebrało jej
mowę. Nikt nigdy w całym jej życiu nie zrobił jej takiego prezentu. Była
tak zaskoczona, że nie mogła wykrztusić z siebie słowa. Przez dość
długo trwającą ciszę przebiły się słowa Marka.
– Ula, chociaż powiedz, czy ci się podoba?
- Bardzo. Bardzo mi się podoba, tylko nie rozumiem, dlaczego, za co?
Ujął jej dłonie w swoje ręce i odparł nadając swemu głosowi poważny ton.
– To będzie bardzo ważny dla nas dzień i chciałbym, żebyś wyglądała wyjątkowo w tym właśnie dniu. To jeszcze nie wszystko.
Podszedł do szuflady biurka i z powodzi precjozów, jakie dostał od
Sebastiana wyłowił delikatny naszyjnik nabijany turkusami. Wrócił do
niej i wręczył klejnot.
– To z pewnością podkreśli kolor twoich pięknych oczu. - Była zaskoczona.
– Marek, ja nie mogę tego przyjąć, to zbyt cenna rzecz i nie pasuje do mnie. – Uśmiechnął się pobłażliwie.
– Ula, proszę cię nie odmawiaj mi, zrób mi tę przyjemność i załóż go do
tej sukienki. Zapewniam cię, że będzie pasował idealnie. – Widział jak
walczy sama ze sobą, w końcu głęboko odetchnąwszy kiwnęła głową.
– Dobrze założę go, ale robię to tylko dla ciebie. – Jego twarz rozjaśnił szczery uśmiech.
– Dziękuję Ula, uwielbiam cię.
- Nie, to ja ci dziękuję, że pomyślałeś o mnie. Dziękuję za prezenty.
Mam nadzieję, że cię nie zawiodę i sprawdzę się jako tłumacz.
- Nie zawiedziesz Ula, nigdy nie zawodzisz i tak będzie tym razem. Ja to po prostu wiem.
Część 6
Wszystko było dopięte na przysłowiowy guzik. Kreacje
wisiały już na wieszakach, modele byli gotowi, wystrój sali i catering
też. Dzień wcześniej Ula za namową Alicji pojechała wraz z nią do
fryzjera i bez zastrzeżeń oddała się w jego ręce. Fryzjer skrócił i
wycieniował jej włosy. Zmienił również kolor i teraz siedząc przed
lustrem w salonie fryzjerskim podziwiała wraz z Alą efekt pracy
stylisty.
- Bardzo ładnie ci w tym rudym kolorze. Ta fryzura dodaje lekkości i tak
bardzo pasuje do owalu twojej twarzy. Jesteś piękna Ula. Marek jak cię
jutro rano zobaczy to padnie z wrażenia.
- Nie zobaczy, bo pojawię się dopiero na pokazie. Dał mi wolne, żebym się mogła dobrze wyspać i przygotować.
- No, dba o ciebie pan prezes. Wreszcie docenił, jaki skarb mu się trafił.
- Ala, on mnie zawsze doceniał. Przecież nie tylko ja ciężko pracowałam przed pokazem. On też zarywał noce, zapewniam cię.
- Wiem. On się naprawdę zmienił. Już nie szaleje jak dawniej z
Sebastianem po klubach i nie podrywa wszystkiego, co się rusza. Wreszcie
zaczęło mu zależeć na tej firmie.
- Tak. To prawda. Wiesz Ala, chodźmy jeszcze do optyka. Chcę spróbować
ponownie założyć soczewki kontaktowe. Może dobiorą mi takie, które nie
będą podrażniać moich oczu?
- Dobrze, więc chodźmy.
Ula nie obiecywała sobie zbyt wiele po tej wizycie, ale jednak wyszła
zadowolona z salonu. Rzeczywiście, bardzo dobrze dobrano jej soczewki.
Soczewki najnowszej generacji i co najważniejsze nie drapały jej oczu.
Alicja odwiozła ją do domu i zasiedziała się jeszcze przy herbacie
konferując zawzięcie z panem Józefem.
Piątkowy poranek okazał się czasem błogiego lenistwa. Pokaz zaczynał się
o siedemnastej, więc mogła pozwolić sobie na „nicnierobienie” i
leniuchowanie w łóżku. O dziesiątej zebrała się jednak i w piżamie
poczłapała do kuchni. Nikogo nie było. - Jasiek w szkole, Beatka w przedszkolu a tata pewnie poszedł na zakupy – pomyślała. Z tych rozważań wyrwał ją natarczywy dźwięk komórki.
- Halo – odebrała
- Cześć Ula, Marek z tej strony. Jak się czujesz? Wyspałaś się?
Uśmiechnęła się. – Jak to miło, że troszczy się o mnie – a na głos powiedziała.
– Tak wyspałam i to jak, właśnie dopiero wyszłam z pościeli.
- No, nieźle. Zazdroszczę ci. Sam bym chętnie wskoczył pod ciepłą kołderkę.
- Jeszcze wskoczysz, niech tylko ten młyn się skończy wtedy na pewno odpoczniesz.
- Dobrze Ula, ale ja dzwonię, bo chciałem zapytać, czy będziesz miała czym dojechać na pokaz.
– Tak, nie martw się. Przyjadę z Alą. Obiecała, że pomoże mi się przygotować. Będzie dobrze. Na pewno będę na czas.
– To do zobaczenia na miejscu. Pa.
– No to pa…
Część 7
W sukience podarowanej od Marka wyglądała zjawiskowo.
Buty pasowały idealnie, podobnie jak nowy kolor jej włosów. Ala zrobiła
jej delikatny makijaż i pomogła zapiąć turkusowy naszyjnik. Całości
dopełniła niewielka kopertówka również w kolorze turkusowym. Kiedy
wyszła wreszcie z pokoju, żeby zaprezentować się rodzinie, opadły im
szczęki. Józef patrzył z zachwytem na swoją najstarszą latorośl i
ukradkiem ocierał łzy. Tak bardzo przypominała mu Magdę, jego zmarła
żonę. Jasiek zareagował typowym dla niego – Wow siostra, ale pojechałaś -
Za to Beatka podskakując krzyczała.
– Ulcia, wyglądasz jak księżniczka.
Pożegnała się z rodziną i wraz z Alą odjechały w kierunku Warszawy.
Na miejscu poszły wprost do garderoby, gdzie rozgorączkowany Pshemko
udzielał ostatnich wskazówek modelom. Skończył wreszcie swoją tyradę,
powiedział tylko swoje charakterystyczne – a sio! - co miało oznaczać
mniej więcej – idźcie na swoje miejsca i przycupnął na stojącym
nieopodal krześle. Ula podeszła do niego i spytała.
– Pshemko, wszystko w porządku? – podniósł na nią swój zmęczony wzrok i natychmiast zerwał się z siedziska.
– Urszulo wyglądasz cudnie. - Okręcił ją kilka razy wokół swojej osi. – No, no nie miałem pojęcia, że taka z ciebie piękność.
– Dzięki, dzięki Pshemko. Muszę teraz iść przygotować się. Robię dzisiaj za tłumacza.
Pokaz przebiegał bardzo sprawnie, nagradzany solidnymi brawami
publiczności. Pierwszy rząd jak zwykle zarezerwowany był dla właścicieli
i wspólników biorących udział w finansowaniu kolekcji. Obok rodziców
Marka zasiadła Paulina Febo wraz z bratem Alexem, dalej siedział
Korzyński wraz z Terleckim a za nimi Ingrid Krűger, przy której
przycupnął jej asystent. Po przejściu przez wybieg pierwszych modeli na
sceną wkroczył Marek. Przywitał się z gośćmi a następnie zagaił.
- Drodzy państwo, zaszczyciła nas dzisiaj swoją obecnością niezwykła
osoba, wybitna dziennikarka, krytyk i guru światowej mody. Proszę
państwa powitajmy serdecznie Ingrid Krűger. – Rozległy się gromkie
brawa.
Marek gestem rąk uciszał publiczność. Kiedy wreszcie zapadła cisza, rzekł.
– Proszę mi wybaczyć, nie znam niestety niemieckiego, ale moja
asystentka zgodziła się dzisiaj wystąpić w roli tłumacza – po sali
przeszedł pomruk.
Paulina zacisnęła pięści. – On chyba zwariował. Brzydula? Przecież
ona skompromituje nas w oczach Ingrid i w oczach innych gości! Już ja
sobie z nim porozmawiam po pokazie. Nie daruję mu tego okrutnego żartu.
- Ula, zapraszam cię na scenę. Przez moment nic się nie działo. W
końcu jedna z kurtyn odchyliła się i na scenę weszła prawdziwa piękność.
Publiczność zamarła a ona szła dalej z nieśmiałym uśmiechem na ustach
nie rozglądając się na boki, mając wzrok utkwiony w szeroko otwartych ze
zdumienia oczach Marka. Zanim do niego dotarła, przemknęło mu przez
myśl – to najpiękniejsze stworzenie stąpające po ziemi, jakie w życiu widziałem.
Paulinę widok takiej Uli wbił po prostu w fotel. – To jest
Brzydula? Ta prostaczka? To chyba jakiś żart? Ktoś na pewno musiał coś
zrobić z jej twarzą. Przecież to niemożliwe, żeby tak się zmienić z dnia
na dzień.
Musiała przyznać, że jest piękna, nawet piękniejsza od niej samej.
Uzmysłowiła sobie również, że teraz stanowi potencjalne zagrożenie dla
związku jej i Marka. Jej brat siedzący obok również był wstrząśnięty
widokiem zmienionej Brzyduli, chociaż on bardziej panował nad emocjami.
Siedział sztywno z zaciśniętymi szczękami i kamienną twarzą. Dalej pokaz
potoczył się gładko. Marek mówił po polsku a Ula tłumaczyła na
niemiecki. Po godzinie pokaz się skończył i gratulacjom nie było końca.
Pshemko był w swoim żywiole. Trzymając w dłoniach naręcze kwiatów nisko
kłaniał się publiczności. Po owacjach na stojąco Marek ponownie wszedł
na wybieg zapraszając wszystkich gości na bankiet.
Bardzo się cieszę ,że założyłaś tego bloga i będzie na nowo można poczytać niektóre opowiadania. Z chęcią przeczytam niektóre po raz kolejny. Nie czytałam z pewnością wszystkich rozdziałów. :)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki Justyna. Mam nadzieję, że to będzie jakoś hulać, chociaż nie wiem dlaczego nie pojawiają się na stronie statystyki, a Twój komentarz pojawia mi się w osobnym oknie. Nie umiem też poradzić sobie z ustawieniem adresu URL. Może masz jakieś sugestie? Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń