"Wariacje na temat Uli i Marka"08 marzec 2012 |
ROZDZIAŁ IX
Część 1 Wpadła do gabinetu jak burza nie zwracając uwagi na zaskoczoną minę Doroty, która próbowała jej wcisnąć do ręki dzisiejszą korespondencję. – Łotr, łajdak, wilk w owczej skórze! Śmiał jeszcze zaprzeczać, że to nie tak, jak myślę. A niby jak? Gadać to on potrafi. Dość! Nigdy więcej Dobrzańskiego, nigdy więcej F&D. Hipokryzja, fałsz, obłuda, oto, czym jest ta firma i pracujący w niej ludzie. No, może nie wszyscy, ale większość na pewno - aż się zatrzęsła z obrzydzenia. Dopadła do biurka, zgarnęła najważniejsze dokumenty i spakowała do teczki. Wysłała jeszcze e-mailem na swój adres internetowy treść raportu, a w zasadzie jego część. W pośpiechu ubrała się i zabrała rzeczy. Wychodząc z gabinetu rzuciła jeszcze do sekretarki. - Dorota, nie będzie mnie już dzisiaj do końca dnia. Trzymaj rękę na pulsie. Do widzenia. Pobiegła do windy. Ta, jak na złość długo nie przyjeżdżała. Zawróciła w stronę schodów zauważając kątem oka wychodzącego na korytarz Marka. Też ją dostrzegł i zawołał ją. Nie zareagowała. Ile sił w nogach i na ile pozwalały jej obcasy puściła się pędem klatką schodową słysząc za plecami rozpaczliwy krzyk prezesa. - Ula, zaczekaj! Proszę, Ula! Zbiegając coraz niżej usłyszała gdzieś nad głową tupot jego nóg. – Goni mnie. Co on sobie wyobraża? – Była już na parterze. Szybko przemknęła przez oszklone, wejściowe drzwi. Wybiegła na chodnik nie oglądając się za siebie. Nagle poczuła gwałtowne szarpnięcie, aż nią zakręciło. – Dopadł mnie – przemknęło jej przez myśl. Półprzytomnie spojrzała na niego. - Marek, czego ty jeszcze ode mnie chcesz? – Wysapała. zmęczona tą ucieczką. - Ula, proszę cię porozmawiajmy – popatrzył na nią błagalnie. - My nie mamy już o czym rozmawiać. Wszystko, co miałam ci do powiedzenia, powiedziałam w twoim gabinecie. Teraz puść mnie, jeśli łaska i daj mi wreszcie spokój. - Błagam cię, nie zostawiajmy tak tego, ja chcę ci wyjaśnić, wytłumaczyć… - Czy ty nie rozumiesz? – Popatrzyła mu ze złością w oczy. – Ja nie chcę słuchać żadnych, twoich wyjaśnień. Wystarczy mi to, co zobaczyłam. Dla mnie wszystko jest jasne. Mam tylko nadzieję, że przynajmniej dobrze się bawiłeś kpiąc sobie ze mnie. Gratuluję inwencji – dodała z goryczą. Obróciła się na pięcie chcąc odejść. - Kocham cię, Ula – doleciały do niej jeszcze jego słowa. Zawróciła i wpiła w niego wzrok. - Oczywiście, że mnie kochasz. – Pogłaskała go po policzku. - To przecież z tej wielkiej miłości zrobiłeś mi to wszystko. Powinnam być ci właściwie wdzięczna, bo otworzyłeś mi oczy, odarłeś ze złudzeń a przede wszystkim z wrażliwości. Od dziś twardo stąpam po ziemi. Bez ciebie. – Dodała brutalnie. Nie mógł wykrztusić słowa. Bezradnie patrzył, jak oddala się w stronę przystanku. Pod powiekami poczuł gromadzące się łzy. Powoli zaczynała kształtować się w nim świadomość, że ją stracił. Wolnym krokiem wrócił do firmy. Wychodząc z windy wpadł na Sebastiana. Ten przyjrzał mu się uważnie. - A coś ty taki zmarnowany? – Dobrzański otaksował go wzrokiem. - Nie chcesz wiedzieć. - Jak to, nie chcę wiedzieć? O czym? – Złapał go za rękaw marynarki, zaciągnął do swojego pokoju i usadził w fotelu. Z barku wyciągnął butelkę mocnego trunku i rozlał do kieliszków. – No, opowiadaj – rzekł wręczając mu jeden z nich. Długo zbierał się w sobie nie mogąc odnaleźć słów, którymi mógłby opisać swoją rozpacz. Olszański obserwował go w milczeniu. Nie pośpieszał go. Czuł, że musiało się wydarzyć coś złego, coś, co doprowadziło Marka do takiego stanu. - Ula odeszła. – Wyszeptał z bólem. - Jak to odeszła? Od ciebie odeszła? Czy z firmy odeszła? – Sebastian się pogubił. - I jedno i drugie Seba – podniósł na niego oczy wypełnione łzami. – Przez naszą głupotę odeszła. - Przez naszą głupotę? Co przez to rozumiesz? - Znalazła prezenty od ciebie w moim biurku. Zupełnie przypadkowo. Przyszła po jakieś dokumenty potrzebne do raportu i nieopatrznie otworzyła tą nieszczęsną szufladę. Kiedy wróciłem z lunchu, zastałem ją płaczącą nad tą kartką napisaną przez ciebie. - O cholera – zaklął Olszański – i co teraz? Z tego poprawionego raportu nici. Ona już nie będzie pewnie taka chętna, żeby ratować twój tyłek, no i te weksle na udziały… - Marek popatrzył na niego krytycznie. - Czy ty myślisz Seba, że obchodzi mnie teraz jakiś dęty raport i moje udziały? Mam to wszystko w nosie. Straciłem ją, rozumiesz! Straciłem! - Marek, uspokój się. Minie trochę czasu i zapomnisz o niej. Mało to panien na świecie? – Dobrzański pokręcił głową. - Nie zapomnę Seba. Ona jest całym moim życiem. Bez niej jestem nikim, zwykłym śmieciem, jakich wiele. Nie umówię się już nigdy z żadną dziewczyną, bo żadna nie jest nią. - Był rozgoryczony i przybity. Dopił swoją porcję alkoholu i pożegnał się z przyjacielem. Dochodził już do sekretariatu, kiedy dopadła go Paulina. – Jeszcze mi jej tylko brakowało – pomyślał z niechęcią. - Marco. Musisz mi pomóc – pocałowała go w usta. Wzdrygnął się. - Tak? A w czym? - Wiesz, – zaszczebiotała – twoja mama podesłała mi katalog z obrusami i chciałabym, żebyśmy wybrali jakieś, wspólnie. – Spojrzał na nią skonsternowany. - Ty chyba żartujesz? – Dostrzegł, jak się obruszyła. - Dlaczego miałabym żartować? Nie żartuję nigdy w sprawach dotyczących naszego ślubu. – Skrzywił się na słowo „ślub”. - Paulina, nie teraz. Nie mam do tego głowy. – Widać było, że się zagotowała. - A do czego masz, jeśli wolno wiedzieć? Ślub za pasem a ty, jak do tej pory nie wykazałeś się żadną inicjatywą w tym względzie. – Miał dość tej głupiej dyskusji i w nim wzbierał gniew na tę pustą, bezdennie głupią kobietę. - A dajże ty mi święty spokój i nie zawracaj głowy takimi duperelami! –Wrzasnął. - Naprawdę to jest takie ważne, czy te obrusy będą w kropki czy w kratkę? Zajmij się wreszcie czymś pożytecznym a nie głupotami. – Obok nich przemknęło kilka osób zszokowanych nagłym wybuchem prezesa i to w dodatku na swoją narzeczoną. - Znowu będzie pożywka dla plotek. – pomyślała. Wściekła, jak stado rozjuszonych byków zaciągnęła go do gabinetu. - Jak śmiesz tak do mnie mówić i to przy obcych ludziach! Czy tobie już naprawdę na niczym nie zależy? Nie zależy ci już na naszym związku? Na naszym wymarzonym ślubie? - Szczerze? – Kiwnęła głową. – Jeśli mam być szczery, to rzeczywiście nie zależy mi na naszym związku. Od dawna. – Aż przysiadła z wrażenia. – Jesteś zimną, pozbawioną głębszych uczuć, bezduszną, kochająca tylko samą siebie, no i może jeszcze swojego brata Alexa, kobietą. Jesteśmy ze sobą siedem lat, a ty mnie w ogóle nie znasz. Nie wiesz, co lubię zjeść, jaki jest mój ulubiony kolor, nawet nie wiesz, jaką kawę lubię pić. – Spojrzał jej w oczy. – Nic o mnie nie wiesz – wysyczał dosadnie, zaciskając szczęki. Zrobiłaś wszystko, absolutnie wszystko, żeby zniszczyć ten związek. Ja też nie jestem kryształowo czysty, przyznaję. Rzeczywiście zdradzałem cię i okłamywałem wiele razy. Robiłem to tylko dlatego, bo nie czułem do ciebie już nic. Nie kocham cię. Nigdy cię nie kochałem, choć myślałem od zawsze, że to ty jesteś mi pisana, bo to właśnie przez tyle lat usiłowali mi wmówić rodzice. Ale koniec z tym. Żadnego ślubu nie będzie. Ja pragnę szczęśliwego życia, a przy tobie dostałem już przedsmak tego, jak ono by wyglądało po naszym ślubie. Zrobiłaś z mojego życia piekło i mam już tego po dziurki w nosie. Od jutra zacznę powiadamiać ludzi, których zaprosiłaś i pewnie zajmie mi to cały dzień. Niełatwo jest obdzwonić siedmiuset gości – rzucił ironicznie. - Jeszcze dzisiaj poinformuję rodziców. Siedziała wbita w oparcie kanapy nie mogąc wydusić z siebie słowa. Nie mogła uwierzyć w to wszystko, co powiedział, również w to jak określił ją. Nie mogła i nie chciała dopuścić za wszelką cenę, żeby to miało taki finał. - Marek… jak możesz mówić mi te wszystkie, okropne rzeczy. Przecież ja cię kocham i chcę z tobą spędzić resztę życia. – Ujął jej dłonie w swoje i pokręcił głową. - Nie Paulina. Tobie się tylko wydaje. Ty nawet nie wiesz, jak to jest kochać, bo nigdy tak naprawdę tego nie czułaś. To jest naprawdę coś cudownego, sprawiającego, że unosisz się ze szczęścia parę centymetrów nad ziemią. Jestem przekonany, że i ty kiedyś znajdziesz swoją wielką miłość, ale zapewniam cię, że to nie ja nią jestem. Uspokoiła się trochę analizując w głowie jego słowa. W końcu odważyła się zapytać. - A ty… znalazłeś swoją miłość? Skąd wiesz, że właśnie tak można się czuć, będąc zakochanym? - Znalazłem Paulina, ale szybko ją straciłem przez własną głupotę. Kocham ją tak bardzo, że aż boli i zrobię wszystko, żeby to uratować. – Wytarła z policzków łzy. – Zazdroszczę ci tej miłości. Sama bym chciała się tak zakochać. - To nie trać czasu. Spróbuj z Lwem. On cię kocha Paulina. Nie adorowałby cię, aż tak, gdyby było inaczej. – Spojrzała na niego zdziwiona. - Uwierz mi, wiem, co mówię i widziałem, jak na ciebie patrzy. Tego nie da się pomylić z czymś innym. – Zapewnił ją żarliwie. - Powiesz mi, kim ona jest? - Nie. Nie obraź się, ale nie jestem jeszcze na to gotowy. Dużo pracy przede mną, bo muszę na nowo odbudować zaufanie, które we mnie pokładała, a które zawiodłem. To nie będzie proste, ale jestem zdesperowany. Jeśli jej nie odzyskam, już nigdy nikogo tak nie pokocham. Ścisnął jej dłonie i uśmiechnął się nieśmiało. - Czy ty wiesz Paulina, że po raz pierwszy od siedmiu lat porozmawialiśmy wreszcie szczerze? Bez napinania się? - Chyba masz rację – uwolniła swoje dłonie. Pójdę już. Do rodziców pojedziemy razem, wieczorem. Trzeba ich powiadomić, a gości pomogę ci odwołać. Już chciała wyjść, gdy zatrzymał ją jeszcze. - Paulina? – Obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem. Dziękuję ci, za to, że zrozumiałaś i przepraszam za to, co powiedziałem w nerwach. Wybacz mi. Mam nadzieję, że nadal będziemy przyjaciółmi, bo to wychodzi nam znacznie lepiej niż miłość. - Nie przepraszaj. Miałeś dużo racji w tym, co powiedziałeś. Pójdę już… na razie. Opadł na kanapę pozbawiony zupełnie sił. Ta rozmowa wykończyła go emocjonalnie. - To naprawdę koniec. Pauliny już nie ma. Przynajmniej w tym byłem wobec Uli szczery. Nawet nie spodziewałem się, że ta awantura zakończy się spokojną rozmową Uff…ulżyło mi. Teraz jestem twój Ula, tylko twój. Nie miał już siły, żeby zająć się pracą. Czekała go jeszcze przeprawa z rodzicami. Bardzo bał się ich reakcji. Dobrze, że Paulina zgodziła się z nim pójść. To mu na pewno pomoże. Część 2 Wysiadła z autobusu i wolno skierowała się w stronę domu. Była kompletnie rozbita. Nadal nie mogła pogodzić się ze sposobem, w jaki ją potraktował. Lecz nie to było najgorsze. Najgorsza była świadomość, że ona nadal kocha go tak mocno jak przedtem. Czy to możliwe? Powinna go znienawidzić za to, co jej zrobił. Jednak nie potrafiła wyrzucić go, ot tak, po prostu z myśli i z serca. – Muszę zapomnieć, że kiedykolwiek istniał w moim życiu. Muszę stłamsić w sobie to chore uczucie bez przyszłości. On nigdy nie miał zamiaru rozstać się z Pauliną. Jest zbyt wielkim tchórzem. Na co ja liczyłam? Że pokocha najbrzydszą dziewczynę w firmie? Co za głupota. Swoimi kłamstwami sprawił, że dopuściłam nadzieję do swojego serca. Budowałam zamki z piasku, które właśnie dzisiaj rozsypały się w pył. Już nigdy nikomu nie zaufam i nigdy nikogo tak nie pokocham. To za bardzo boli. Nie zniosłabym kolejnego rozczarowania. Od dziś staję się innym człowiekiem. Silnym, zdecydowanym i konsekwentnym. Czas najwyższy pomyśleć o sobie. - Weszła do domu. W kuchni oprócz ojca, przy stole siedział Maciek. - Cześć – wyartykułowała słabo. - Ula, tak wcześnie? Mówiłaś, że wrócisz dopiero wieczorem? Chodź no tu bliżej. – Ojciec przyjrzał się jej uważnie. – Wyglądasz, jakbyś płakała. – Stało się coś? – Zapytał z niepokojem malującym się na twarzy. Maciek również dostrzegł jej zapuchnięte od płaczu oczy. - Ula! Na litość boską! – Poderwał się z krzesła. – Wyduś to z siebie! Opuściła bezradnie ramiona a jej ciałem wstrząsnął spazmatyczny szloch. Usadzili ją na krześle zupełnie zdezorientowani jej wybuchem. Maciek podał jej chusteczki, a pan Cieplak grzebał już w apteczce szukając jakiś środków na uspokojenie. - Masz, wypij – podał jej niezbyt ładnie pachnącą miksturę. Wychyliła kieliszek krztusząc się od łez i przykrego smaku lekarstwa. Powoli uspokajała się. - To powiesz nam w końcu, co się stało? – Zapytał Maciek. - Powiem, tylko pozwólcie mi zebrać myśli – odpowiedziała drżącym głosem. Opowiedziała im wszystko. Od początku do końca. Nie pominęła niczego. Obydwaj byli zbulwersowani zachowaniem Dobrzańskiego. - A ja miałem go za porządnego człowieka – powiedział wzburzony, po wysłuchaniu całej historii pan Cieplak. - Jak bym dorwał go w swoje ręce, to nie wiem, co bym mu zrobił. Najchętniej udusiłbym, albo zdeptał, jak robaka. Co za… - Nic mu nie zrobisz, – przerwała przyjacielowi - bo ja kończę z tą firmą. Muszę jeszcze dzisiaj nad czymś popracować, żeby zamknąć wszystkie sprawy i mam do ciebie prośbę Maciek. Ja nie chcę już tam wracać a muszę dostarczyć tam na jutro pewne dokumenty i moje wypowiedzenie, możesz to zrobić za mnie? - No pewnie. O której mam jechać? - Najlepiej wcześnie rano, tak, żeby być tam około ósmej trzydzieści. Nie chcę, żebyś się z nim spotykał. Zostawisz mu tylko teczkę na biurku i wyjdziesz, dobrze? - Dobrze. I już nie martw się. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Mamy w końcu swoją firmę i obecność w niej pani prezes wydaje się niezbędna. Głowa do góry. Poradzimy sobie. – Uśmiechnęła się blado. - Dzięki Maciek. Nie wiem jak poradziłabym sobie bez ciebie. - Nie masz za co. Zrobisz mi trochę pierogów i będziemy kwita. - Pójdę do siebie. Musze się do jutra uporać z tym, co przyniosłam. Zrobisz mi kawę tato? - Zrobię. Przyniosę ci do pokoju. – Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością i wyszła. Punktualnie o siódmej rano Maciek zapukał do drzwi pokoju swojej pani prezes. - Wejdź, wejdź – usłyszał. Wślizgnął się do środka. Ula siedziała przy swoim biureczku i segregowała wydrukowane dokumenty. - Dasz mi jeszcze chwilkę, zaraz kończę? - Spałaś w ogóle dzisiaj? – Zapytał z troską patrząc na jej zmęczoną twarz. Uśmiechnęła się niepewnie. - Nie, nie spałam, ale za to uporałam się ze wszystkim i przynajmniej to mam już z głowy – pomachała zawiązaną teczką pełną firmowych papierów. - Zawieziesz tą teczkę i tak, jak ci mówiłam wcześniej, zostawisz ją na biurku Marka lub w recepcji u Ani. Bardzo cię proszę, żebyś nie czekał na niego i broń Boże rozmawiał z nim na mój temat. Od dziś nie chcę, aby cokolwiek o mnie wiedział, rozumiesz? - Dobrze Ula. Przecież nie musisz mi tego tłumaczyć. Jadę i wracam. Firmą, naszą firmą trzeba się zająć, nie? – Puścił jej oczko i wyszedł. Odetchnęła. Wreszcie mogła się położyć i spać, spać, spać…i nie myśleć. Do pokoju wszedł ojciec. - Ula zjedz śniadanie i wypij coś ciepłego. Zrobiłem kakao, może masz ochotę? Chyba nie zmrużyłaś dzisiaj oka, co? - Mhmm – wymruczała. - Musiałam to skończyć, ale teraz rzeczywiście coś zjem i jeśli nie jestem ci potrzebna, to chciałabym się trochę przespać. Nie dam rady być na nogach przez kolejny dzień. Popatrzył na nią z rozczuleniem, podszedł do niej całując ją po ojcowsku w czoło i powiedział. - Jestem z ciebie bardzo dumny, córeczko, bardzo dumny. - Nie zdawał sobie nawet sprawy jak dobrze się poczuła usłyszawszy jego słowa. Wiedziała, że w nim zawsze znajdzie oparcie i że on nigdy jej nie zawiedzie. Część 3 Biura F&D powoli zapełniały się ludźmi. Kolejny dzień wytężonej pracy. Violetta Kubasińska objuczona dwiema, pokaźnych rozmiarów siatkami właśnie wkraczała do firmy. Zerknęła nerwowo na zegar wiszący przy stanowisku ochroniarzy, który pokazywał ósmą czterdzieści pięć. – No. Zdążyłam. – Odetchnęła z ulgą. Nagle na wysokości jej oczu pojawił się Maciek. Odezwała się w niej natura kokietki. - Cześć Maciek, a co ty tu robisz? Dawno cię nie widziałam. Rzadko przyjeżdżasz ostatnio. Jak tam interesy? – Trajkotała jak najęta. Musiał powstrzymać ten słowotok. Nie chciał się spotkać z Dobrzańskim. W końcu obiecał to Uli. - Cześć Viola. Przepraszam, ale śpieszę się. – Usiłował ją wyminąć. Nie pozwoliła mu tarasując sobą całe przejście. - A dokąd ci tak śpieszno o tej porze? Myślałam, że zaczekasz na tą swoją czarną wdowę poślubioną mafii? - O kim ty mówisz? – Był już lekko poirytowany. - No jak to o kim? O Ance przecież. – Złapał ją za ramiona i przestawił jak mebel. - Wybacz Viola, ja naprawdę mam mało czasu. – Minął ją w pośpiechu i wyszedł zostawiając oszołomioną Kubasińską na środku holu. - No co za… dasz wiarę? Gdzie się podziali ci prawdziwi faceci. Już nawet pogadać nie można. - Zdegustowana, mamrocząc coś pod nosem weszła do windy. Jej drzwi nie domknęły się jednak, bo ktoś powstrzymał je wkładając między nie skórzaną teczkę. Kiedy się rozsunęły oczom Violetty ukazał się Marek. - Marek! – Krzyknęła uszczęśliwiona. - Widzisz, jestem przed tobą. Gdyby mnie Maciek nie zatrzymał siedziałabym już przy swoim biurku i pracowała jak pszczółeczka. – Niezbyt uważnie słuchał jej paplaniny, ale na imię Maciek zareagował. - Jaki Maciek? Szymczyk? - No a jaki? Pewnie, że Szymczyk. - A co on tu robił tak wcześnie rano? - A bo ja wiem? Pewnie u Turka był. Wiesz, oni często się spotykają i o czymś ciągle koncertują. Niemal parsknął śmiechem, ale poważnie dodał. - Konferują Viola. - No przecież mówię. Odebrał od Ani obsługującej recepcję klucz od gabinetu i całkiem spory stosik poczty. Prosząc Violettę, żeby nie łączyła żadnych rozmów, zasiadł za biurkiem i zaczął przeglądać korespondencję. Zaczął od pękatej, wiązanej teczki. Otworzył ją i zdębiał. Na wierzchu leżało wypowiedzenie umowy o pracę podpisane przez Ulę. Kolejno przekładał trzęsącymi się dłońmi dokument po dokumencie. Raport wyglądał świetnie. Do podanych przez Ulę uzasadnień do każdego jego punktu nikt nie mógł się doczepić i cokolwiek im zarzucić. On musiał się tylko nauczyć wszystkiego na pamięć. Nagle zrobiło mu się ciemno przed oczami. Trzymał w ręku weksle na jego udziały. - Czy ona oszalała? Przecież pozbywa się jedynego zabezpieczenia, jakie ma. To tylko dowód na to, jak bardzo musi mnie nienawidzić. Nie wybaczy mi tego, co zrobiłem. Nigdy. Coś ty narobił… coś ty narobił chłopie. Pod wekslami leżała jeszcze jakaś wypchana koperta. Jednym ruchem ręki rozdarł ją. Na biurko wyleciała jej zawartość, na widok, której zamarło mu serce. Przed nim leżał naszyjnik z turkusami i bransoletka. Wszystko było już jasne i tłumaczyło obecność Maćka. Zrozumiał, jak bardzo nie chciała tu przychodzić i widzieć się z nim. Zrozumiał ile pracy i wysiłku musiała włożyć w ten raport, żeby skończyć go tak szybko. Pewnie zarwała noc, a to dowodziło, że nie chciała mieć z nim już nic wspólnego. Poczuł ukłucie w okolicy serca. Doskonale zdał sobie sprawę, że droga do niej będzie jego drogą przez mękę, drogą przez własne prywatne piekło. Nie, nie podda się. Będzie o nią walczył. O swoje, a przede wszystkim o jej szczęście. Jutro posiedzenie zarządu. Postanowił się solidnie do niego przygotować i mimo, że przedstawi ten fałszywy raport, to zrobi to dla niej i dla jej przyjaciół, których w ten sposób starała się ochronić. - Jeśli przetrwam ten jutrzejszy dzień, to przysięgam ci Ula, na naszą miłość ci przysięgam, że będę pracował jeszcze ciężej i wyprowadzę tą firmę z dołka. Jeszcze będziesz ze mnie dumna, a ja poczuję się ciebie godzien. Do gabinetu wszedł Sebastian. Nie miał zbyt szczęśliwej miny podobnie jak Marek. - Co czytasz? – zagaił. - Był tu dzisiaj rano Szymczyk. Przyniósł teczkę od Uli, a w niej wypowiedzenie, fałszywy raport, weksle i to – wskazał dłonią na klejnoty. - Żartujesz? Wszystko oddała? I raport też napisała taki jak powinien być? Nie wierzę. Chociaż z drugiej strony na mściwą to ona nie wyglądała i nie wygląda. Nie sądziłem, że okaże się po tym, co jej zrobiliśmy, taka wspaniałomyślna. - Mało ją znasz Seba. – Powiedział z goryczą. - Bez niej firma już nie będzie taka sama. Drwili z niej, wyśmiewali ją, a ona znosiła te jawne kpiny w milczeniu i pokorze, bo była zbyt wrażliwa, żeby móc się przed nimi bronić. Nawet nie zdajesz sobie sprawy ilu ludziom ona tutaj pomogła. – Mówił przyciszonym głosem - Nigdy nic dla siebie nie chciała, a zawsze wspierała innych. Każdy mógł u niej znaleźć pociechę, dobre słowo i szczery uśmiech. Nie podejrzewałbyś nawet jak piekielnie jest zdolna, inteligentna i błyskotliwa. Dzięki tym cechom wielokrotnie ratowała firmę z kryzysu, ratowała mnie. Byliśmy głupcami Seba. Nie doceniliśmy jej poświęcenia, szlachetności i dobroci jej serca. Ona jest człowiekiem przez duże „C”. A co myśmy daliśmy jej w zamian i czym się odwdzięczyliśmy? Intrygą, kłamstwem, oszustwem i igraniem z jej uczuciami. Nie jesteśmy lepsi od zwykłych alfonsów. Zabawiliśmy się nią. - Wylewał przed nim cały żal, gorycz i rozczarowanie. - Jak to się stało Sebastian, że zrobiliśmy się tacy cyniczni, tacy podli? Potrafimy tylko krzywdzić bliskie nam osoby i je niszczyć, a raczej niszczyć to, co w nich najwartościowsze. Nawet nie zauważyłem, kiedy zmieniłem się w potwora, a ty? Sebastian siedział ze spuszczoną głową i milczał. Po raz pierwszy musiał przyznać sam przed sobą, że czuł się źle we własnej skórze. Zdał sobie sprawę, że to, co powiedział Marek jest najszczerszą prawdą i to zabolało. Bardzo. Podniósł głowę i zobaczył na twarzy Marka łzy i ten charakterystyczny wyraz oczu widziany tylko u ludzi dotkniętych głęboką rozpaczą. Tak bardzo mu współczuł, aż ścisnęło go za serce. Nie miał pojęcia jak mógłby mu pomóc. Był tak samo winny wobec Uli, a może nawet bardziej, bo to on przecież namotał tę obrzydliwą intrygę. - Marek? A może ja mógłbym z nią porozmawiać i wyjaśnić, że to moja wina, że to ja jestem głównym prowodyrem? – Popatrzył na niego z nadzieją. - Nie Seba, to nie jest najlepszy pomysł. Ona potrzebuje teraz spokoju, a ja zrobię wszystko, żeby jej to zapewnić. Jadąc do niej pogorszyłbyś tylko sytuację. Nie chcę, żeby kolejny raz przez to przechodziła, rozumiesz? - Dobrze, nie pojadę do niej. – Uspokoił go. Milczeli przez chwilę zatopieni we własnych myślach. Pierwszy przerwał ciszę Sebastian. - Marek, a coś ty tak wrzeszczał na Paulinę wczoraj. Było cię słychać chyba aż u Władka na dole? - Aaa… bo ty przecież nic nie wiesz. Zaczęło się wprawdzie od kłótni, ale skończyło się bardzo ugodowo. Uzgodniliśmy, że odwołujemy ślub. - Naprawdę? I przeżyłeś? Nie masz żadnych zadrapań? – Nie kpij Seba. Rozstaliśmy się jak kulturalni ludzie, powiedziałbym nawet, że z wielką klasą. Ona w końcu zrozumiała, że nie możemy być razem. Dzisiaj obdzwonię gości. Wczoraj wieczorem byliśmy razem u rodziców. Byli w ciężkim szoku, bo nie tego spodziewali się po naszej wizycie. Długo trzeba im było tłumaczyć, ale w końcu pogodzili się z tą decyzją. - Czyli, co? Jesteś wolny jak ptak, więc może skoczylibyśmy dzisiaj do klubu? - Jesteś niereformowalny, wiesz? Dzisiaj to ja się muszę przygotować do zarządu i to solidnie, a po zarządzie będę się starał o odzyskanie zaufania Uli, o ile w ogóle pozwoli mi się do siebie zbliżyć. Nie odpuszczę jej sobie. Od razu cię uprzedzam, że żadne kluby i panienki nie wchodzą już w grę. Skończyłem z tym i tobie też radzę. Violetta nie będzie tego długo znosić i zostawi cię. Przemyśl to sobie, a teraz zostaw mnie samego. Mam dzisiaj do zrobienia mnóstwo rzeczy. Po wyjściu kadrowego złapał za słuchawkę. - Pierwsza rzecz, odwołać zaproszonych gości. Część 4 Marek gimnastykował się już od pół godziny przedstawiając i argumentując wyniki raportu. Starał się nie zwracać uwagi na ironiczny uśmieszek błąkający się na diabolicznym licu Aleksandra Febo. Reszta zebranych słuchała go z uwagą. Wreszcie skończył i siadając złapał za wypełnioną wodą szklankę. Od tego perorowania zaschło mu w gardle. - Dziękuję synu – Dobrzański senior, nie miał zachwyconej miny. – Szczerze powiedziawszy spodziewałem się lepszych wyników, ale cóż mamy kryzys. Miejmy nadzieję, że przyszły kwartał będzie znacznie lepszy. - Nie sądzę – odezwał się Febo. – Przy takich wynikach drogi, były szwagrze – postawił szczególny nacisk na „były” – nie ma szans, żebyś wygenerował założone na początku zyski. - A ty, co? Zacierasz już łapki na samą myśl o fotelu prezesa? – Odbił piłeczkę Marek. - Jestem pewien, że poradziłbym sobie z tą sytuacją zdecydowanie lepiej niż ty. Szczególnie teraz. Doszły mnie słuchy, że twoja Brzydula złożyła wypowiedzenie. Jak ty sobie teraz bez niej poradzisz? Bez twojej prawej ręki. Zaczniesz znów używać mózgu? Bo o ile zdążyłem się zorientować, do tej pory ona używała go za ciebie. – Nie mógł nie wykorzystać takiej okazji, żeby nie dopiec Dobrzańskiemu. Nie dane było Markowi odpowiedzieć na tą zjadliwą uwagę, bo odezwał się Krzysztof. - Czy wy naprawdę nie potraficie zachowywać się jak cywilizowani ludzie? Dość mam tych waszych kłótni, a ty Alex chyba zapomniałeś, dlaczego wyleciałeś z tej firmy. To, że masz połowę udziałów nie oznacza jeszcze, że zostaniesz prezesem. - Ty Krzysztof, jak zwykle bronisz tego nieudacznika. – Odparował z niesmakiem Febo. - Całe szczęście, że Paulina w porę się opamiętała i odeszła od niego. Już się bałem, że ten ślub naprawdę dojdzie do skutku. - Alex, przestań. Ślub odwołaliśmy za obopólną zgodą, a poza tym nie musisz go obrażać, bo nie jesteś od niego lepszy. Zdziwiony spojrzał na swoją siostrę. Po raz pierwszy nie stała za nim murem. Niesłychane. Podobnie zaskoczony był Marek. Nigdy nie sądził, że może wziąć jego stronę a nie stronę Alexa. - Uspokójcie się- głos seniora przywołał ich do porządku. – Głosujemy. Kto jest za przyjęciem tego raportu. Marek z zadowoleniem stwierdził, że podniosły się wszystkie ręce. Odetchnął, jakby ciężki kamień spadł mu z serca. – Dziękuję ci Ula, uratowałaś nas. Posiedzenie się skończyło i kolejno opuszczali salę konferencyjną. Paulina pożegnała Alexa i rodziców Marka. Ten ostatni uścisnął dłoń ojca i ucałował matkę. - Jesteś taki blady synku. Za bardzo się przemęczasz. Przyszedłbyś do nas któregoś dnia i zjadł jakiś porządny obiad – zapraszała go. - Teraz nie mogę. Muszę jeszcze pozałatwiać trochę spraw. Oddaję dom Paulinie, więc i do notariusza musimy pójść. - Ciągle nie mogę się przyzwyczaić, że nie jesteście już razem. To gdzie ty teraz będziesz mieszkał? Może wrócisz do nas, do swojego dawnego pokoju? – Zaproponowała. - Dziękuję mamo, ale nie. Poszukam jakiegoś mieszkania i to jak najszybciej. Nie chcę za długo siedzieć Paulinie na głowie. Ona też ma własne życie. - No dobrze, jeśli tak wolisz… Będziemy się zbierać. Do zobaczenia dzieci. Kiedy zamknęły się za nimi drzwi windy Paulina podeszła do Marka. - Marek, chciałabym cię o coś zapytać. - Słucham. - Nie, nie tu, możemy iść do twojego gabinetu? - Oczywiście. - To Ula prawda? – Rzuciła Włoszka sadowiąc się w fotelu. Nie bardzo zrozumiał. - Ale co, Ula? - To Ula jest twoją miłością? – Zwiesił głowę. - Nie chciałem ci mówić. Byłaś tak bardzo do niej uprzedzona. Jak się dowiedziałaś? - Domyśliłam się. Widziałam, jak zareagowałeś na słowa Alexa o niej. Miałam ostatnio dużo czasu na przemyślenia i muszę przyznać, że myliłam się, co do niej. Dotarły do mnie też pewne informacje na jej temat od Pshemko i innych osób. Nawet Alex, co rzadkie u niego, wypowiadał się o niej pochlebnie. Ja rzeczywiście oceniałam ją po pozorach, a powinnam docenić to, że pochodząc z biednej rodziny potrafiła skończyć renomowaną uczelnię, zna języki, jest bardzo kompetentna i nasza firma naprawdę dużo jej zawdzięcza. – Spojrzała na Dobrzańskiego. - Marek – powiedziała półgłosem. Miałeś w rękach skarb. Co ty jej zrobiłeś, że musiała odejść z pracy? – Popatrzył na nią żałośnie i westchnął. - Bardzo, bardzo ją skrzywdziłem Paulina. Ona mi tego nigdy nie wybaczy. Znienawidziła mnie. - Nie sądzę. – Zerknął na nią zdziwiony. – Z tego, co mi mówili i z tego, co sama zdążyłam zaobserwować – kontynuowała - ona jest zbyt dobra i nie zdolna do takich niskich uczuć, jak nienawiść. Z czasem, na pewno ci wybaczy, ale, czy zapomni, to już inna sprawa. Był jej wdzięczny za te słowa. Wlały w jego serce nieco otuchy. Jego walka o serce Uli musi zakończyć się szczęśliwie, żadna inna opcja nie wchodzi w grę, pomyślał. |
| Shabii (gość) 2012.03.08 21:54 |
| To opowiadanie jest cudne! :) Najbardziej Marek podoba mi się właśnie tutaj :) no i oczywiście w "Pokochałem oczu twoich błękit" Kurde! ale się cieszę, że zgodziłaś się założyć bloga! :*:* |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz