"Wariacje na temat Uli i Marka"
09 marzec 2012
ROZDZIAŁ X
Część 1
Obudził się następnego dnia zadowolony, że tak gładko poszło mu na posiedzeniu zarządu. Było późne, sobotnie przedpołudnie. Wstał, ogarnął trochę pościel na kanapie i wszedł pod prysznic. Oparł dłonie na kafelkach i pozwolił wodzie swobodnie spływać po jego ciele. Znowu myślał o niej. Nawet porządny strumień wody nie zdołał rozwiać tych natrętnych myśli. Wytarł ciało szorstkim ręcznikiem. Otulony we frotowy, gruby szlafrok szykował sobie w kuchni śniadanie. Zjadł je beznamiętnie nawet nie czując smaku kanapek. Parząc sobie kawę pomyślał, że ona chciałaby wiedzieć, jak potoczyły się sprawy na zarządzie. Z filiżanką parującej kawy w ręku podszedł do małego stolika stojącego przy kanapie, złapał za komórkę i wybrał numer Uli. Nie odbierała. Wybrał kolejny raz i kolejny, ale w słuchawce słyszał tylko sygnał nieodebranego połączenia.
– Nawet pocztę głosową wyłączyła. - Zrobiło mu się przykro. – Napiszę e-maila. – Wpadło mu do głowy. – Może odczyta chociaż jego? - Zasiadł do komputera i zaczął wstukiwać wiadomość.
Ula!. Nie odbierasz moich telefonów, dlatego w taki sposób chcę Cię powiadomić o sytuacji w firmie. Jestem już po zarządzie. Wygraliśmy, dzięki Tobie. Nikt się nie zorientował. Nawet tak bardzo podejrzliwy Alex podniósł przy głosowaniu rękę akceptując ten raport. Nadal jestem prezesem i udowodnię Ci, że doprowadzę tę firmę na szczyt, a Twoi przyjaciele już nigdy nie będę musieli drżeć, że stracą pracę. Wiem, że jesteś mną rozczarowana i zła na mnie, ale wierz mi Ula, ja nigdy nie chciałem cię skrzywdzić. Gdybym mógł cofnąć czas…Na początku rzeczywiście chodziło o weksle, ale potem… Potem zakochałem się w Tobie i wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, bo liczyłaś się tylko Ty. Parę dni temu rozstałem się z Pauliną i choć najpierw ta rozmowa zaczęła się zwykłą awanturą, to skończyła się bardzo ugodowo. Oddałem jej dom i za parę dni wyprowadzam się od niej.
Ula! Ja wiem jak bardzo cię skrzywdziłem i świadomość tej krzywdy nie daje mi w nocy spać. Tak bardzo za Tobą tęsknię i tak bardzo Cię kocham. Nie zasługuję na ciebie, wiem, ale czy będziesz w stanie mi kiedykolwiek wybaczyć? Ja sam sobie nie potrafię i nie mogę uwierzyć, że przez własną głupotę i lekkomyślność straciłem coś tak cennego w swoim życiu, coś, na co niektórzy czekają latami. Twoją miłość, Ula. Ośmielam się mieć jedynie nadzieję, że kiedyś uwierzysz, że to, co napisałem w tym liście, jest najszczerszą prawdą. Lecz jeśli to dla ciebie będzie zbyt trudne i jeśli nadal w Twojej pamięci pozostanę już tylko nic nie wartym draniem, to pamiętaj Ula, że ja życzę Ci jak najlepiej i pragnę, żebyś była szczęśliwa, jak nie ze mną to z kimś, kto jest godzien Twojej miłości. Kocham Cię mój? Nie mój? Promyczku. Marek.
Wysłał list i zajął się przeglądaniem ogłoszeń dotyczących mieszkań. Przez dłuższy czas nie mógł znaleźć nic interesującego. W końcu natknął się na ogłoszenie dotyczące wynajmu na okres pięciu lat całkiem sporej kawalerki. Kliknął na galerię zdjęć i spodobało mu się to, co zobaczył. Mieszkanie sprawiało dobre wrażenie. Było dość duże i nowoczesne. Postanowił skontaktować się z właścicielem i wybrał numer telefonu podany na stronie internetowej. Umówił się z nim na oględziny kawalerki o godzinie szesnastej na ulicy Siennej. Była czternasta, więc miał jeszcze trochę czasu. Zadzwonił do Sebastiana i poprosił, żeby pojechał z nim. Punktualnie o szesnastej wjeżdżali już na dwunaste piętro wieżowca. Przywitali się z właścicielem mieszkania. Było naprawdę duże jak na kawalerkę i bardzo awangardowe. Widać było, że nie szczędzono pieniędzy na jego wyposażenie. Spory aneks kuchenny z ladą, a za nim otwarta przestrzeń na salon. Ładna i jasna sypialnia i pomysłowo urządzona łazienka. Wszystko gotowe. Nic, tylko się wprowadzać. Właścicielowi zależało na czasie. Tłumaczył im, że wyjeżdża w najbliższym czasie na kontrakt i zależy mu na jak najszybszym sfinalizowaniu umowy, jeśli więc Dobrzański jest zainteresowany, to mogą ją podpisać nawet dzisiaj. Marek ucieszył się z takiego obrotu sprawy. Podobało mu się to mieszkanie, z którego okien rozciągał się piękny widok na Warszawę, a w oddali można było dostrzec wijącą się wstęgę Wisły. Szybko dobili targu i uzgodnili szczegóły. Mógł się tu wprowadzić już w poniedziałek, co bardzo go satysfakcjonowało, tym bardziej, ze Sebastian zadeklarował mu swoją pomoc. Po opuszczeniu Siennej podjechali jeszcze pod małą, przytulną knajpkę, żeby oblać pomyślną transakcję. Zamówili drinki i usiedli przy ustawionym w kącie sali stoliku.
- No stary, – odezwał się Sebastian – niezłe gniazdko sobie wyszukałeś.
- Mnie też się podoba. Widok z okien jest niesamowity. – Przerwał, by za chwilę wyrzucić z siebie.
– Wiesz, dzwoniłem dzisiaj do Uli. Chciałem jej powiedzieć, jak ułożyły się sprawy po zarządzie, ale nie odebrała. – Powiedział z żalem.
Sebastian spojrzał współczująco na przyjaciela.
– Nie dziwię się. Po tym, co jej zrobiliśmy, byłbym zdumiony, jeśli by chciała rozmawiać z którymś z nas.
- Wysłałem jej e-maila, może go przeczyta. Wyjaśniłem jej parę rzeczy, również to, że rozstałem się z Pauliną, ale nie jestem pewny, czy to cokolwiek zmieni.
- Może zmieni, jak się dowie, ze jesteś już wolnym człowiekiem?
- Nie wiem Seba. Gdybyś widział jej oczy… wtedy, jak zastałem ją z tą kartką od ciebie… Były przepełnione łzami, tak bezgranicznie smutne, pełne cichej rozpaczy… Czułem niemal patrząc w nie fizyczny ból i to, jak powoli pęka mi serce. Ja ciągle mam ten obraz przed oczami. Zasypiam z nim i budzę się z nim. To doprowadza mnie do szaleństwa. Postanowiłem jechać jutro do Rysiowa. Może uda mi się z nią porozmawiać, choć trochę wyjaśnić, rozplątać to, co zaplątane… Muszę spróbować, bo ta sytuacja mnie dobija. Sebastian kiwnął ze zrozumieniem głową.
– Próbować zawsze warto, powodzenia. Będę trzymał za was kciuki.
Część 2
W sobotni ranek pod dom Cieplaków podjechała Ala. Wtajemniczana od samego początku przez Ulę w sprawy łączące ją i prezesa niechętnie kibicowała temu, jak jej się wydawało, jednostronnemu uczuciu. Znała Marka od dziecka i wiele razy była świadkiem jego wybryków. Ostrzegała Ulę, że to kobieciarz, że skacze z kwiatka na kwiatek, próbowała ją zniechęcić, ale wszystkie jej argumenty rozbijały się jak groch o ścianę. Dowiedziawszy się o ostatnich wydarzeniach, postanowiła przyjechać i ją wesprzeć. Miała świadomość, że Ula przechodzi to bardzo ciężko. Jest przecież taka wrażliwa. Drzwi otworzył jej Józef.
- Dzień dobry pani Alicjo. Jak dobrze, że pani przyjechała. Może pani coś poradzi. Ja nie daję już rady. Ula niemal bez przerwy płacze, nie chce nic jeść. Bardzo się o nią boję.
- Wiem panie Józefie. Porozmawiam z nią, wie pan tak delikatnie, żeby ją nie urazić. Ona musi o nim zapomnieć. Wyprzeć go z pamięci, w przeciwnym razie do końca życia będzie rozpamiętywała tą nieszczęśliwą miłość i już nigdy nie zaangażuje się w nowy związek. Wiem coś o tym, bo sama byłam w podobnej sytuacji. - Cieplak pomógł jej zdjąć płaszcz.
- To pani niech do niej wejdzie, a ja zrobię herbatę. Pewnie zmarzła pani, a gorąca herbatka z cytryną na pewno panią rozgrzeje.
Ala po cichu nacisnęła klamkę i ostrożnie weszła do pokoju. Ula leżała na łóżku w piżamie, a wokół niej leżały mokre od płaczu chusteczki.
- Ula, kochanie… to ja, Ala. – Odwróciła do niej zalaną łzami twarz i rozszlochała się na dobre. Ala przysiadła na skraju łóżka i mocno ją objęła. Zaczęła się z nią uspokajająco kołysać.
- Ulka, ja wiem jak to boli i tak strasznie mi ciebie żal, ale to minie, zobaczysz. Musisz dać sobie trochę czasu, a wspomnienia o nim zbledną i w końcu znikną. Nie możesz się tak zadręczać, bo to ci szkodzi. Tak bardzo zmizerniałaś w ostatnim czasie. No już, już. Proszę cię uspokój się. On nie jest wart ani jednej twojej łzy.
Ciche, przepojone niemal matczyną troską słowa Ali podziałały na nią kojąco. Powoli się uspokajała. Drżącym od płaczu głosem wyszeptała.
- Ala, jak ja mam teraz bez niego żyć. Był całym moim światem, a ja, jak się okazało, tylko zabawką w jego rękach. Nie mogę sobie wybaczyć, że byłam taka naiwna. Myślałam, że kiedy wyznawał mi miłość, kiedy mówił jak bardzo mnie kocha, że… że to było szczere i byłam taka szczęśliwa i gotowa dla niego na wszystko, na największe poświęcenie, a on to zniszczył, zdeptał. Jemu tylko chodziło o te weksle i raport…- wyrzuciła z siebie jednym tchem.
- A właśnie. – Przerwała jej Ala. - Wiesz, że wczoraj było posiedzenie zarządu? I co dziwne, wszystko przebiegło bardzo spokojnie. Nie było żadnych krzyków ani kłótni. Chyba ten twój raport został przyjęty, bo Marek nadal jest prezesem.
- To dobrze Ala. Dobrze dla was. Mam nadzieję, ze nie potępiasz mnie za bardzo, że sfałszowałam ten raport. Nie chciałam dopuścić, żeby to Alex przejął prezesurę. Marek, to mniejsze zło.
- Nie potępiam cię Ula. Wiem, że nie miałaś innego wyjścia. A ty wiesz, – przypomniała sobie nagle – jaką Marek parę dni temu zrobił Paulinie awanturę? Na środku korytarza. Darł się na nią strasznie, a ona była wściekła jak osa. Wszyscy pracownicy to słyszeli. Chyba poszło o jakieś obrusy, czy coś? Nie wiem dokładnie, bo nie słyszałam dobrze.
- Ala. Nieważne. Mnie to już i tak nic nie obchodzi. Przecież odeszłam z tej firmy.
- No tak. Masz rację. – Odgarnęła jej włosy z zapuchniętej od płaczu buzi.
– To co, zjesz z nami śniadanie? Twój tata już szykuje coś dobrego w kuchni.
- Nie jestem głodna, ale dla towarzystwa trochę zjem i chętnie napiję się kawy.
- A na sernik się skusisz? Przywiozłam świeżutki z ciastkarni.
- Skuszę się, ale najpierw muszę do łazienki. Obmyję trochę twarz.
Siedzieli w czwórkę przy stole w kuchni popijając kawę. Jako czwarty, po południu dołączył do nich Maciek. Z troską spoglądał na Ulę. Jego pani prezes wyglądała, jak mała, zagubiona dziewczynka.
- Wiesz Maciek, – odezwała się Ala – ja myślę, że to nie jest dobry pomysł, żeby Ula zajęła się pracą w Pro-S. Ona potrzebuje teraz oddechu. Musi nabrać dystansu i oderwać się od tego miejsca. Rysiów leży za blisko Warszawy, jeśli wiesz, o co mi chodzi. – Pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Domyślam się.
- Dlatego – ciągnęła Ala dalej – uważam, że powinna wyjechać. Moja bardzo dobra znajoma, dość majętna kobieta, jest właścicielką hotelu i niewielkiej stadniny koni w małej, urokliwej miejscowości oddalonej kilkanaście kilometrów od Warszawy. Wierzcie mi, byłam tam kilka razy i zauroczyło mnie to miejsce. Jest nawet jezioro. Niewielkie, ale jest. Mogłabyś tam pojechać Ula i trochę odpocząć. Odległość nie jest duża, a gdyby było ci tam źle, zawsze mogłabyś wrócić. Nie gniewaj się na mnie, ale jak byłam tam ostatnio to trochę opowiadałam jej o tobie, o was wszystkich. Ona jest dużo starsza ode mnie, mogłaby być moją matką, dlatego bardzo się ucieszyła, że znalazłam tu u was namiastkę rodziny.
- Ula, – odezwał się Józef – co o tym myślisz? Ja uważam, że to dobry pomysł. Może zapomnisz o wszystkich przykrościach?
- Sama nie wiem. A jak ty poradzisz sobie sam z Beatką i z Jaśkiem? Miałabym wyrzuty sumienia, gdyby coś szło nie tak.
- Ula, obiecuję ci, że będę do nich wpadała tak często, jak tylko będę mogła i naprawdę o nich zadbam – zdeklarowała się Ala.
- Ja też przecież jestem na miejscu – przypomniał o sobie Maciek – i jak tylko będzie taka potrzeba, to przecież wiesz, że zawsze chętnie pomogę.
Uspokojona tymi zapewnieniami Ula spojrzała pogodnie na towarzystwo zebrane przy stole i po raz pierwszy od dłuższego czasu uśmiechnęła się promiennie.
- Dobrze, pojadę. Ala zadzwonisz do tej znajomej?
- Oczywiście. Mogę to zrobić nawet zaraz. – Wyjęła z torebki komórkę i wyszła z kuchni, żeby móc spokojnie porozmawiać.
- A ja cię zawiozę na miejsce – zaofiarował się Szymczyk wstając od stołu.
– Pójdę już. Wieczorem przyprowadzę wam Beatkę. Z Zuzią postawiły już chyba dom do góry nogami. Ale świetnie się razem bawią.
- Współczuje twojej siostrze – ze śmiechem odezwał się Józef. – Mieć takie żywe dziecko to prawdziwe wyzwanie. Zuzia pewnie nie tak łatwo daje się okiełznać? Ewa na długo przyjechała?
- Na tydzień. Wraca potem do Poznania. Ma prowadzić jakieś wykłady na uczelni. To na razie, będę wieczorem.
Do kuchni weszła Ala.
- No kochani, mam dla was dobre wiadomości. Możesz przyjechać choćby jutro. Maria bardzo się ucieszyła, że będzie miała towarzystwo na jesienne wieczory. Ma już prawie siedemdziesiąt pięć lat i wieczorami raczej siedzi w domu, grzejąc kości przy kominku. Na pewno ją polubisz Ula. To bardzo miła i ciepła kobieta.
Posiedzieli jeszcze trochę dogrywając szczegóły wyjazdu. Ala wychodząc z domu Cieplaków mijała się jeszcze z Maćkiem. Przystanęła na chwilę mówiąc mu w skrócie, co ustaliły i wcisnęła do ręki adres hotelu.
- Na pewno trafisz bez problemu. Zresztą podobno masz GPS. Lecę już. Dobranoc. – Kuląc się w obronie przed zimnym wiatrem pobiegła do samochodu.
Część 3
Torba turystyczna powoli wypełniała się ubraniami układanymi starannie przez Ulę. – Nie będę pakować wszystkiego. Ala mówiła przecież, że to niedaleko, więc zawsze Maciek będzie mi mógł dowieźć, albo sama po nie przyjadę. Wezmę tylko te niezbędne. Ciepłe swetry, spodnie, może jakąś spódnicę i ze dwie pary kozaczków. Na razie wystarczy.
Zmęczona pakowaniem otarła pot z czoła i odsapnęła. Rzeczywiście na początku nie podchodziła zbyt entuzjastycznie do pomysłu Ali, ale teraz nawet zaczął ją cieszyć ten wyjazd. Musi się pozbierać i sama stanąć na nogi po tym wstrząsie. Nikt za nią tego nie zrobi. – Mobilizacja Cieplak, pełna mobilizacja. Obiecałaś sobie w końcu, że stajesz się silną, niezależną kobietą i to jest twój cel.
Rozejrzała się po pokoju sprawdzając jeszcze, czy niczego nie zapomniała. Jej wzrok padł na komputer. – Sprawdzę jeszcze pocztę – postanowiła. Włączyła urządzenie i zalogowała się. Nie sprawdzając nawet nadawcy pierwszej wiadomości kliknęła w nią i zaczęła czytać. Po chwili zrozumiała, że to list od Marka. Pod powiekami poczuła gromadzące się łzy. Czy mogła wierzyć jego słowom? Zerwał z Pauliną, ale jej to już przecież nie obchodzi. Dla niego to dobrze, bo uwolnił się od tej toksycznej kobiety. Dla Uli nie miało to teraz żadnego znaczenia. Czy jest w stanie mu wybaczyć? Nie, być może kiedyś, ale teraz jest zbyt zraniona, żeby mogła to zrobić i nie, nie zaufa mu już nigdy i nie uwierzy w jego zapewnienia o miłości, już nie.
– Żegnaj Marku Dobrzański. Byłeś i nadal jesteś miłością mojego życia i nikt inny nigdy cię nie zastąpi, choćby był godzien mojej miłości. Zrywam z mężczyznami. Skutecznie mnie z nich wyleczyłeś prezesie.
Wylogowała się z systemu i wyłączyła komputer. – Od jutra zaczynam nowe życie. Nowe życie, nowej Uli. - Włączyła komórkę. Zobaczyła dziesięć nieodebranych połączeń. Od Marka. – Chyba nie liczył na to, że zechcę z nim rozmawiać? – Połączyła się z Maćkiem i ustalili, że wyjadą o dziesiątej rano.
Szymczyk otworzył bagażnik i włożył do środka torbę Uli, która właśnie żegnała się przed bramą ze swoją rodziną.
– Dbajcie o siebie, a wy – zwróciła się do rodzeństwa – słuchajcie się taty, szczególnie ty Jasiek nie przysparzaj mu zmartwień. No, jadę kochani, odezwę się po przyjeździe i opowiem jak się urządziłam. Trzymajcie się.
Jeszcze ostatnie całusy i ruszyli. Niezbyt zwracała uwagę na to, co przewijało się za oknami samochodu. Pogrążyła się we własnych myślach. Dopiero jak Maciek zjechał z głównej drogi rozpoznała to miejsce. Już tu przecież była. Z nim. Trochę się spięła, ale zaraz przypomniała sobie jak dobrze to miejsce wpływało na jej samopoczucie i uspokoiła się. Postanowiła nic nie mówić Maćkowi. Wprawdzie wiedział, że była na wyjazdowym weekendzie z Markiem, ale nie powiedziała mu konkretnie, gdzie. Zatrzymali się na znajomym parkingu przed hotelem.
- Wyjmij torbę Maciek, a ja pójdę zapytać o właścicielkę. - Już miała ruszyć w kierunku wejścia, gdy zauważyła zażywną staruszkę zmierzającą w ich kierunku.
- Pani Ula Cieplak? - Zapytała podchodząc bliżej.
- Tak, to ja, a pani to Maria Warska, prawda? Bardzo mi miło panią poznać. Ala wiele opowiadała mi o pani.
- I wzajemnie i wzajemnie moje dziecko. Ja też wiem trochę o tobie. Pozwolisz, że będę zwracać się do ciebie po imieniu? – Zapytała.
- Oczywiście, będzie mi bardzo miło. To jest mój przyjaciel Maciek Szymczyk.
– Witam i pana bardzo serdecznie. Zabierzcie w takim razie bagaże i chodźcie. Pokażę ci twój pokój.
Weszli do środka. Warska przedstawiła im recepcjonistkę.
- Ula pozwól, to jest Ania, bardzo sympatyczna osóbka. Jest jeszcze Jola, ale ona ma drugą zmianę. Dziewczyny przywitały się. – Nie będzie trudno zapamiętać. W F&D tez Ania stoi w recepcji. – Pomyślała.
- Daj mi Aniu klucz od siódemki, musimy ulokować tam Ulę. Od dziś to będzie jej pokój.
Minęli recepcję wchodząc w niezbyt szeroki korytarz. Warska otworzyła jedne z wielu drzwi.
- Proszę wchodźcie. – Przepuściła ich przodem.
Pokój był nieduży, ale bardzo przytulny. Nie wyglądał jak pokój hotelowy. Wygodny tapczanik, dwa foteliki, stolik, komoda, na której stał telewizor i stojąca w rogu szafa. Warska pokazała jej też łazienkę, wprawdzie bez wanny, ale za to z wygodnym brodzikiem. Ula oglądała wszystko z zachwytem.
– Dziękuję pani Mario. Jest naprawdę piękny.
- Cieszę się dziecko, że ci się podoba. Mój pokój jest tuż obok, więc jeśli tylko będziesz miała ochotę na pogawędkę ze starą kobietą, to serdecznie cię zapraszam. Powiem jeszcze tylko, że po drugiej stronie recepcji na parterze jest jadalnia. Będziesz jadała, jeśli ci to nie przeszkadza, ze mną i resztą personelu. O godzinach posiłków powie ci Ania. Pracują tu naprawdę sympatyczni ludzie, więc myślę, że ich polubisz. – Ula kiwnęła głową.
– Jeszcze raz bardzo pani dziękuję i oczywiście bardzo miło będzie mi jadać w pani towarzystwie, a i na pogawędkę chętnie wpadnę. I jeszcze jedno, – uśmiechnęła się promiennie – proszę nie nazywać siebie starą kobietą, bo niejedna młoda mogłaby pani pozazdrościć energii. – Roześmiały się.
- Zostawiam cię teraz. Rozpakuj się spokojnie i zaaklimatyzuj. – Warska wyszła z pokoju.
- Jak ci się podoba Maciek?
- No nie powiem, jestem pod wrażeniem. Naprawdę jest tu ładnie. Pomogę ci się rozpakować, a potem pójdziemy na spacer. Jest jeszcze dość wcześnie i nie muszę się śpieszyć. To przecież tylko godzinka jazdy, całkiem blisko. Może i na jakiś obiad się załapię?
- Na pewno i założę się, że zamówisz pierogi. – Zachichotał.
- Przegrałabyś. Nikt nie robi takich pierogów, jak ty. Zamówię więc coś innego.
Wyciągał z torby rzeczy podając je Uli, która układała je w szafie. Uporali się z ta czynnością bardzo szybko, więc już bez przeszkód mogli obejrzeć okolicę. Ula już ją znała, ale dla Maćka to było coś nowego. Ubrali ciepłe kurtki i zanim wyszli na zewnątrz, Ula dopytała Anię o godziny posiłków. Obiad był o trzynastej trzydzieści, mieli więc trochę czasu na niedługi rekonesans. Pogoda jednak nie nastrajała do spacerów. – No tak, za dwa dni zacznie się listopad – nostalgicznie pomyślała Ula wczepiając się w ramie Maćka. Spacerując rozmawiali o niczym. Wspominali szkolne czasy i zabawne sytuacje. Cieszył się, że w ten sposób odrywa jej myśli od człowieka, który był głównym powodem jej przyjazdu tutaj. Wrócili do hotelu. Podczas obiadu Warska przedstawiła członkom personelu Ulę, a Uli członków personelu. W ten sposób poznała koniuszego Witka, Jacka i Wacka, stajennych, którzy byli bliźniakami, a także Gosię, Basię i Romka, trenerów jazdy konnej. Najmłodsi z tej grupy byli bliźniacy. Mieli po dwadzieścia lat i okrągłe, pyzate, wiecznie uśmiechnięte twarze. Trójka trenerów była w podobnym wieku około trzydziestu, trzydziestu dwóch lat, przy czym okazało się, że Romek jest mężem Gosi. Najstarszy był Witek. Miał czterdzieści pięć lat i filozoficzne podejście do życia. Obiad upłynął w bardzo miłej atmosferze. Po opuszczeniu jadalni Maciek zatrzymał Ulę w holu.
- Będę się zbierał Ula, nie chcę wracać o zmroku. Mam nadzieję, że odpoczniesz i nabierzesz trochę ciała, bo skóra i kości z ciebie zostały. Wszystko opowiem dzisiaj twojemu tacie przy jego słynnej nalewce. Krzywdy tu nie będziesz miała, a pani Maria zachowuje się tak, jakby miała cię zaraz adoptować. No głowa do góry, trzymaj się. Cmoknął ją w policzek i poszedł w kierunku auta. Przylgnęła czołem do szklanych drzwi odprowadzając smutnym wzrokiem odjeżdżający samochód.
Część 4
Siedzieli w kuchni przy stole spożywając ostatnie wspólne śniadanie. Wcześniej rzadko się zdarzało, że jedli w takiej kompletnej ciszy. Oboje nad czymś usilnie rozmyślali.
- To co, pakujesz się dzisiaj? – Przerwała mu rozmyślania Paulina.
- Tak. Po śniadaniu postaram się spakować część rzeczy, a po południu resztę. Gdybym o czymś zapomniał, to dasz mi znać, dobrze?
- Oczywiście, że dam. A dlaczego po południu? Wybierasz się gdzieś? – Spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem.
- Tak… wybieram się… do Rysiowa. – Zakończył niepewnie.
- Masz nadzieję z nią porozmawiać?
- Bardzo chciałbym, ale nie wierzę, żeby było to możliwe. Próbowałem do niej wczoraj dzwonić i wysłałem e-maila, ale nie odpowiedziała. – Było tyle żalu i żałości w jego głosie, że Paulinie przeszedł po plecach dreszcz.
– Skoro jesteś pewien, że nie chce z tobą rozmawiać, to po co tam jedziesz?
- Bo chcę chociaż spróbować. Jak nie będę próbował, to nigdy się nie dowiem, prawda?
- Życzę ci powodzenia – powiedziała łagodnie i bez żadnej ukrytej złośliwości.
– Chyba naprawdę zaczęła się zmieniać – przemknęło mu przez myśl.
- Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć – uśmiechnął się blado. Wstał od stołu i poszedł do sypialni. Powyciągał torby i powoli napełniał je swoimi rzeczami. W pewnym momencie spojrzał na zegar. Była jedenasta. - Będę się zbierał, skończę później.
Ubrał kurtkę i zszedł do garażu. Ostrożnie wyprowadził samochód na podjazd. Pilotem otworzył bramę. Wolno wyjechał włączając się do ruchu i obierając kierunek na Rysiów. Jechał z duszą na ramieniu. Najbardziej obawiał się spotkania z ojcem Uli. Ma pewnie teraz o nim najgorsze zdanie. Nie, nie będzie unikał tego spotkania, jeśli Cieplak mu tylko na to pozwoli, wyjaśni mu tę zagmatwaną sytuację. Dojechał. Głośno przełknął ślinę. Zadzwonił do drzwi. Tak, jak się domyślał, otworzył mu senior rodziny. Z nietęgą miną przywitał się.
- Dzień dobry panie Józefie. Jest może Ula? Chciałbym z nią porozmawiać. – Zaskoczony widokiem Dobrzańskiego Józef nie odpowiedział od razu tylko bacznie mu się przyglądał. Pod naciskiem tego spojrzenia Marek spuścił wzrok.
- Ja tylko muszę jej coś wyjaśnić… - wyszeptał.
- Panie Marku, ale tu nie ma co wyjaśniać. Moja córka nie chce z panem rozmawiać, a ja nie będę jej do tego zmuszał. Poza tym nie ma jej. Wyjechała.
- Wyjechała… A może mi pan powiedzieć, dokąd? To naprawdę ważne, ona musi wiedzieć…
- Przykro, mi nie mogę panu powiedzieć, zabroniła mi.
- W takim razie mam prośbę. Czy mógłby mi pan poświęcić pół godziny na rozmowę? Przysięgam, że po niej nie będę już pana nękał swoją osobą. – Spojrzał z nadzieją w oczy Józefa, którego zastanowiło to dziwne życzenie Dobrzańskiego.
– O czym on ze mną chce rozmawiać? – Pomyślał jednak, że może dobrze byłoby wysłuchać argumentów drugiej strony. Odsunął się od drzwi robiąc mu przejście.
- Proszę, niech pan wejdzie.
Marek wszedł niepewnie do środka. Józef wskazał mu krzesło. Usiadł na nim.
- Zanim pan zacznie, zrobię herbatę. Lepiej się przy niej rozmawia.
Marek był pod wrażeniem gościnności gospodarza. – Po tym wszystkim, co zrobiłem, on częstuje mnie jeszcze herbatą?
- Panie Józefie, chciałbym, żeby mnie pan wysłuchał nie przerywając mi, a po wysłuchaniu ocenił, czy jestem takim ostatnim draniem. Ja sam za takiego właśnie się uważam. Zacznę więc. Tu popłynęła opowieść o tym jak poznał Ulę, jak stała się dla niego ważna, jak ratowała go z każdej beznadziejnej sytuacji, jak poświęcała się dla niego, jak odkrył, że ona się w nim kocha, o intrydze, prezentach, o wyjeździe w ten pamiętny weekend i o tym jak tam właśnie zdał sobie sprawę, co do niej czuje, o odkryciu przez nią szuflady z prezentami i tą nieszczęsną kartką, o jej i swojej rozpaczy na myśl, że ją stracił, o Paulinie i odwołanym ślubie. Józef nie przerywał mu, tylko w skupieniu słuchał opowieści prezesa. Kiedy skończył zapadła cisza, a Marek z drżeniem serca czekał na wyrok. Po chwili Cieplak odezwał się.
- Nie jest pan draniem, tylko pogubił się pan i słuchał złych doradców. Teraz pan już wie, że nie można igrać z uczuciami, bo w ten sposób rani się drugą osobę. Jeśli pan naprawdę kocha moją córkę, a ona, póki co, nie chce pana znać, to jest to już dla pana bolesną karą. Cierpi pan, ale jeśli pana uczucie jest szczere to wierzę, że i ona kiedyś panu wybaczy. Proszę nie tracić nadziei. Ja nie mogę panu zdradzić miejsca jej pobytu, bo jej to obiecałem, ale pan może spróbować się tego dowiedzieć w jakiś inny sposób. Tego zabronić panu nie mogę. Jednak proszę trochę odczekać. Bardzo ją pan skrzywdził i ona musi mieć teraz czas na poskładanie sobie życia od nowa. Jest rozbita. Przez trzy dni nie wychodziła z pokoju. Nie jadła, nie spała, tylko płakała, a ja byłem bezradny, bo nie wiedziałem jak mogę jej pomóc. - Spojrzał na Dobrzańskiego i ze zdumieniem stwierdził, że po jego policzkach płyną łzy.
- Oboje wyszliście z tego pokaleczeni, zarówno ona, jak i pan. Proszę mi wierzyć, że żal mi was obojga. Doradzam cierpliwość i wytrwałość. Teraz to są pana najlepsi doradcy. - Zamilkł. Marek otarł z policzków łzy i podniósł się z krzesła.
- Dziękuję panie Józefie, że mnie pan wysłuchał. To było dla mnie bardzo ważne. – Podał mu wyciągniętą dłoń. – Jestem panu bardzo wdzięczny. Jest pan niezwykle mądrym człowiekiem. Nie będę zabierał panu więcej czasu. Dziękuję i do widzenia.
- Do widzenia, bądź cierpliwy synu – rzucił mu jeszcze na pożegnanie. Ostatnie zdanie spowodowało nagły przypływ nadziei. Zrozumiał, że ojciec Uli, mimo, że też cierpiał, nie był jego wrogiem. Zrobiło mu się lżej na sercu. Jadąc w kierunku Warszawy wciąż przetrawiał w głowie to, co usłyszał od Józefa Cieplaka.
Część 1
Obudził się następnego dnia zadowolony, że tak gładko poszło mu na posiedzeniu zarządu. Było późne, sobotnie przedpołudnie. Wstał, ogarnął trochę pościel na kanapie i wszedł pod prysznic. Oparł dłonie na kafelkach i pozwolił wodzie swobodnie spływać po jego ciele. Znowu myślał o niej. Nawet porządny strumień wody nie zdołał rozwiać tych natrętnych myśli. Wytarł ciało szorstkim ręcznikiem. Otulony we frotowy, gruby szlafrok szykował sobie w kuchni śniadanie. Zjadł je beznamiętnie nawet nie czując smaku kanapek. Parząc sobie kawę pomyślał, że ona chciałaby wiedzieć, jak potoczyły się sprawy na zarządzie. Z filiżanką parującej kawy w ręku podszedł do małego stolika stojącego przy kanapie, złapał za komórkę i wybrał numer Uli. Nie odbierała. Wybrał kolejny raz i kolejny, ale w słuchawce słyszał tylko sygnał nieodebranego połączenia.
– Nawet pocztę głosową wyłączyła. - Zrobiło mu się przykro. – Napiszę e-maila. – Wpadło mu do głowy. – Może odczyta chociaż jego? - Zasiadł do komputera i zaczął wstukiwać wiadomość.
Ula!. Nie odbierasz moich telefonów, dlatego w taki sposób chcę Cię powiadomić o sytuacji w firmie. Jestem już po zarządzie. Wygraliśmy, dzięki Tobie. Nikt się nie zorientował. Nawet tak bardzo podejrzliwy Alex podniósł przy głosowaniu rękę akceptując ten raport. Nadal jestem prezesem i udowodnię Ci, że doprowadzę tę firmę na szczyt, a Twoi przyjaciele już nigdy nie będę musieli drżeć, że stracą pracę. Wiem, że jesteś mną rozczarowana i zła na mnie, ale wierz mi Ula, ja nigdy nie chciałem cię skrzywdzić. Gdybym mógł cofnąć czas…Na początku rzeczywiście chodziło o weksle, ale potem… Potem zakochałem się w Tobie i wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, bo liczyłaś się tylko Ty. Parę dni temu rozstałem się z Pauliną i choć najpierw ta rozmowa zaczęła się zwykłą awanturą, to skończyła się bardzo ugodowo. Oddałem jej dom i za parę dni wyprowadzam się od niej.
Ula! Ja wiem jak bardzo cię skrzywdziłem i świadomość tej krzywdy nie daje mi w nocy spać. Tak bardzo za Tobą tęsknię i tak bardzo Cię kocham. Nie zasługuję na ciebie, wiem, ale czy będziesz w stanie mi kiedykolwiek wybaczyć? Ja sam sobie nie potrafię i nie mogę uwierzyć, że przez własną głupotę i lekkomyślność straciłem coś tak cennego w swoim życiu, coś, na co niektórzy czekają latami. Twoją miłość, Ula. Ośmielam się mieć jedynie nadzieję, że kiedyś uwierzysz, że to, co napisałem w tym liście, jest najszczerszą prawdą. Lecz jeśli to dla ciebie będzie zbyt trudne i jeśli nadal w Twojej pamięci pozostanę już tylko nic nie wartym draniem, to pamiętaj Ula, że ja życzę Ci jak najlepiej i pragnę, żebyś była szczęśliwa, jak nie ze mną to z kimś, kto jest godzien Twojej miłości. Kocham Cię mój? Nie mój? Promyczku. Marek.
Wysłał list i zajął się przeglądaniem ogłoszeń dotyczących mieszkań. Przez dłuższy czas nie mógł znaleźć nic interesującego. W końcu natknął się na ogłoszenie dotyczące wynajmu na okres pięciu lat całkiem sporej kawalerki. Kliknął na galerię zdjęć i spodobało mu się to, co zobaczył. Mieszkanie sprawiało dobre wrażenie. Było dość duże i nowoczesne. Postanowił skontaktować się z właścicielem i wybrał numer telefonu podany na stronie internetowej. Umówił się z nim na oględziny kawalerki o godzinie szesnastej na ulicy Siennej. Była czternasta, więc miał jeszcze trochę czasu. Zadzwonił do Sebastiana i poprosił, żeby pojechał z nim. Punktualnie o szesnastej wjeżdżali już na dwunaste piętro wieżowca. Przywitali się z właścicielem mieszkania. Było naprawdę duże jak na kawalerkę i bardzo awangardowe. Widać było, że nie szczędzono pieniędzy na jego wyposażenie. Spory aneks kuchenny z ladą, a za nim otwarta przestrzeń na salon. Ładna i jasna sypialnia i pomysłowo urządzona łazienka. Wszystko gotowe. Nic, tylko się wprowadzać. Właścicielowi zależało na czasie. Tłumaczył im, że wyjeżdża w najbliższym czasie na kontrakt i zależy mu na jak najszybszym sfinalizowaniu umowy, jeśli więc Dobrzański jest zainteresowany, to mogą ją podpisać nawet dzisiaj. Marek ucieszył się z takiego obrotu sprawy. Podobało mu się to mieszkanie, z którego okien rozciągał się piękny widok na Warszawę, a w oddali można było dostrzec wijącą się wstęgę Wisły. Szybko dobili targu i uzgodnili szczegóły. Mógł się tu wprowadzić już w poniedziałek, co bardzo go satysfakcjonowało, tym bardziej, ze Sebastian zadeklarował mu swoją pomoc. Po opuszczeniu Siennej podjechali jeszcze pod małą, przytulną knajpkę, żeby oblać pomyślną transakcję. Zamówili drinki i usiedli przy ustawionym w kącie sali stoliku.
- No stary, – odezwał się Sebastian – niezłe gniazdko sobie wyszukałeś.
- Mnie też się podoba. Widok z okien jest niesamowity. – Przerwał, by za chwilę wyrzucić z siebie.
– Wiesz, dzwoniłem dzisiaj do Uli. Chciałem jej powiedzieć, jak ułożyły się sprawy po zarządzie, ale nie odebrała. – Powiedział z żalem.
Sebastian spojrzał współczująco na przyjaciela.
– Nie dziwię się. Po tym, co jej zrobiliśmy, byłbym zdumiony, jeśli by chciała rozmawiać z którymś z nas.
- Wysłałem jej e-maila, może go przeczyta. Wyjaśniłem jej parę rzeczy, również to, że rozstałem się z Pauliną, ale nie jestem pewny, czy to cokolwiek zmieni.
- Może zmieni, jak się dowie, ze jesteś już wolnym człowiekiem?
- Nie wiem Seba. Gdybyś widział jej oczy… wtedy, jak zastałem ją z tą kartką od ciebie… Były przepełnione łzami, tak bezgranicznie smutne, pełne cichej rozpaczy… Czułem niemal patrząc w nie fizyczny ból i to, jak powoli pęka mi serce. Ja ciągle mam ten obraz przed oczami. Zasypiam z nim i budzę się z nim. To doprowadza mnie do szaleństwa. Postanowiłem jechać jutro do Rysiowa. Może uda mi się z nią porozmawiać, choć trochę wyjaśnić, rozplątać to, co zaplątane… Muszę spróbować, bo ta sytuacja mnie dobija. Sebastian kiwnął ze zrozumieniem głową.
– Próbować zawsze warto, powodzenia. Będę trzymał za was kciuki.
Część 2
W sobotni ranek pod dom Cieplaków podjechała Ala. Wtajemniczana od samego początku przez Ulę w sprawy łączące ją i prezesa niechętnie kibicowała temu, jak jej się wydawało, jednostronnemu uczuciu. Znała Marka od dziecka i wiele razy była świadkiem jego wybryków. Ostrzegała Ulę, że to kobieciarz, że skacze z kwiatka na kwiatek, próbowała ją zniechęcić, ale wszystkie jej argumenty rozbijały się jak groch o ścianę. Dowiedziawszy się o ostatnich wydarzeniach, postanowiła przyjechać i ją wesprzeć. Miała świadomość, że Ula przechodzi to bardzo ciężko. Jest przecież taka wrażliwa. Drzwi otworzył jej Józef.
- Dzień dobry pani Alicjo. Jak dobrze, że pani przyjechała. Może pani coś poradzi. Ja nie daję już rady. Ula niemal bez przerwy płacze, nie chce nic jeść. Bardzo się o nią boję.
- Wiem panie Józefie. Porozmawiam z nią, wie pan tak delikatnie, żeby ją nie urazić. Ona musi o nim zapomnieć. Wyprzeć go z pamięci, w przeciwnym razie do końca życia będzie rozpamiętywała tą nieszczęśliwą miłość i już nigdy nie zaangażuje się w nowy związek. Wiem coś o tym, bo sama byłam w podobnej sytuacji. - Cieplak pomógł jej zdjąć płaszcz.
- To pani niech do niej wejdzie, a ja zrobię herbatę. Pewnie zmarzła pani, a gorąca herbatka z cytryną na pewno panią rozgrzeje.
Ala po cichu nacisnęła klamkę i ostrożnie weszła do pokoju. Ula leżała na łóżku w piżamie, a wokół niej leżały mokre od płaczu chusteczki.
- Ula, kochanie… to ja, Ala. – Odwróciła do niej zalaną łzami twarz i rozszlochała się na dobre. Ala przysiadła na skraju łóżka i mocno ją objęła. Zaczęła się z nią uspokajająco kołysać.
- Ulka, ja wiem jak to boli i tak strasznie mi ciebie żal, ale to minie, zobaczysz. Musisz dać sobie trochę czasu, a wspomnienia o nim zbledną i w końcu znikną. Nie możesz się tak zadręczać, bo to ci szkodzi. Tak bardzo zmizerniałaś w ostatnim czasie. No już, już. Proszę cię uspokój się. On nie jest wart ani jednej twojej łzy.
Ciche, przepojone niemal matczyną troską słowa Ali podziałały na nią kojąco. Powoli się uspokajała. Drżącym od płaczu głosem wyszeptała.
- Ala, jak ja mam teraz bez niego żyć. Był całym moim światem, a ja, jak się okazało, tylko zabawką w jego rękach. Nie mogę sobie wybaczyć, że byłam taka naiwna. Myślałam, że kiedy wyznawał mi miłość, kiedy mówił jak bardzo mnie kocha, że… że to było szczere i byłam taka szczęśliwa i gotowa dla niego na wszystko, na największe poświęcenie, a on to zniszczył, zdeptał. Jemu tylko chodziło o te weksle i raport…- wyrzuciła z siebie jednym tchem.
- A właśnie. – Przerwała jej Ala. - Wiesz, że wczoraj było posiedzenie zarządu? I co dziwne, wszystko przebiegło bardzo spokojnie. Nie było żadnych krzyków ani kłótni. Chyba ten twój raport został przyjęty, bo Marek nadal jest prezesem.
- To dobrze Ala. Dobrze dla was. Mam nadzieję, ze nie potępiasz mnie za bardzo, że sfałszowałam ten raport. Nie chciałam dopuścić, żeby to Alex przejął prezesurę. Marek, to mniejsze zło.
- Nie potępiam cię Ula. Wiem, że nie miałaś innego wyjścia. A ty wiesz, – przypomniała sobie nagle – jaką Marek parę dni temu zrobił Paulinie awanturę? Na środku korytarza. Darł się na nią strasznie, a ona była wściekła jak osa. Wszyscy pracownicy to słyszeli. Chyba poszło o jakieś obrusy, czy coś? Nie wiem dokładnie, bo nie słyszałam dobrze.
- Ala. Nieważne. Mnie to już i tak nic nie obchodzi. Przecież odeszłam z tej firmy.
- No tak. Masz rację. – Odgarnęła jej włosy z zapuchniętej od płaczu buzi.
– To co, zjesz z nami śniadanie? Twój tata już szykuje coś dobrego w kuchni.
- Nie jestem głodna, ale dla towarzystwa trochę zjem i chętnie napiję się kawy.
- A na sernik się skusisz? Przywiozłam świeżutki z ciastkarni.
- Skuszę się, ale najpierw muszę do łazienki. Obmyję trochę twarz.
Siedzieli w czwórkę przy stole w kuchni popijając kawę. Jako czwarty, po południu dołączył do nich Maciek. Z troską spoglądał na Ulę. Jego pani prezes wyglądała, jak mała, zagubiona dziewczynka.
- Wiesz Maciek, – odezwała się Ala – ja myślę, że to nie jest dobry pomysł, żeby Ula zajęła się pracą w Pro-S. Ona potrzebuje teraz oddechu. Musi nabrać dystansu i oderwać się od tego miejsca. Rysiów leży za blisko Warszawy, jeśli wiesz, o co mi chodzi. – Pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Domyślam się.
- Dlatego – ciągnęła Ala dalej – uważam, że powinna wyjechać. Moja bardzo dobra znajoma, dość majętna kobieta, jest właścicielką hotelu i niewielkiej stadniny koni w małej, urokliwej miejscowości oddalonej kilkanaście kilometrów od Warszawy. Wierzcie mi, byłam tam kilka razy i zauroczyło mnie to miejsce. Jest nawet jezioro. Niewielkie, ale jest. Mogłabyś tam pojechać Ula i trochę odpocząć. Odległość nie jest duża, a gdyby było ci tam źle, zawsze mogłabyś wrócić. Nie gniewaj się na mnie, ale jak byłam tam ostatnio to trochę opowiadałam jej o tobie, o was wszystkich. Ona jest dużo starsza ode mnie, mogłaby być moją matką, dlatego bardzo się ucieszyła, że znalazłam tu u was namiastkę rodziny.
- Ula, – odezwał się Józef – co o tym myślisz? Ja uważam, że to dobry pomysł. Może zapomnisz o wszystkich przykrościach?
- Sama nie wiem. A jak ty poradzisz sobie sam z Beatką i z Jaśkiem? Miałabym wyrzuty sumienia, gdyby coś szło nie tak.
- Ula, obiecuję ci, że będę do nich wpadała tak często, jak tylko będę mogła i naprawdę o nich zadbam – zdeklarowała się Ala.
- Ja też przecież jestem na miejscu – przypomniał o sobie Maciek – i jak tylko będzie taka potrzeba, to przecież wiesz, że zawsze chętnie pomogę.
Uspokojona tymi zapewnieniami Ula spojrzała pogodnie na towarzystwo zebrane przy stole i po raz pierwszy od dłuższego czasu uśmiechnęła się promiennie.
- Dobrze, pojadę. Ala zadzwonisz do tej znajomej?
- Oczywiście. Mogę to zrobić nawet zaraz. – Wyjęła z torebki komórkę i wyszła z kuchni, żeby móc spokojnie porozmawiać.
- A ja cię zawiozę na miejsce – zaofiarował się Szymczyk wstając od stołu.
– Pójdę już. Wieczorem przyprowadzę wam Beatkę. Z Zuzią postawiły już chyba dom do góry nogami. Ale świetnie się razem bawią.
- Współczuje twojej siostrze – ze śmiechem odezwał się Józef. – Mieć takie żywe dziecko to prawdziwe wyzwanie. Zuzia pewnie nie tak łatwo daje się okiełznać? Ewa na długo przyjechała?
- Na tydzień. Wraca potem do Poznania. Ma prowadzić jakieś wykłady na uczelni. To na razie, będę wieczorem.
Do kuchni weszła Ala.
- No kochani, mam dla was dobre wiadomości. Możesz przyjechać choćby jutro. Maria bardzo się ucieszyła, że będzie miała towarzystwo na jesienne wieczory. Ma już prawie siedemdziesiąt pięć lat i wieczorami raczej siedzi w domu, grzejąc kości przy kominku. Na pewno ją polubisz Ula. To bardzo miła i ciepła kobieta.
Posiedzieli jeszcze trochę dogrywając szczegóły wyjazdu. Ala wychodząc z domu Cieplaków mijała się jeszcze z Maćkiem. Przystanęła na chwilę mówiąc mu w skrócie, co ustaliły i wcisnęła do ręki adres hotelu.
- Na pewno trafisz bez problemu. Zresztą podobno masz GPS. Lecę już. Dobranoc. – Kuląc się w obronie przed zimnym wiatrem pobiegła do samochodu.
Część 3
Torba turystyczna powoli wypełniała się ubraniami układanymi starannie przez Ulę. – Nie będę pakować wszystkiego. Ala mówiła przecież, że to niedaleko, więc zawsze Maciek będzie mi mógł dowieźć, albo sama po nie przyjadę. Wezmę tylko te niezbędne. Ciepłe swetry, spodnie, może jakąś spódnicę i ze dwie pary kozaczków. Na razie wystarczy.
Zmęczona pakowaniem otarła pot z czoła i odsapnęła. Rzeczywiście na początku nie podchodziła zbyt entuzjastycznie do pomysłu Ali, ale teraz nawet zaczął ją cieszyć ten wyjazd. Musi się pozbierać i sama stanąć na nogi po tym wstrząsie. Nikt za nią tego nie zrobi. – Mobilizacja Cieplak, pełna mobilizacja. Obiecałaś sobie w końcu, że stajesz się silną, niezależną kobietą i to jest twój cel.
Rozejrzała się po pokoju sprawdzając jeszcze, czy niczego nie zapomniała. Jej wzrok padł na komputer. – Sprawdzę jeszcze pocztę – postanowiła. Włączyła urządzenie i zalogowała się. Nie sprawdzając nawet nadawcy pierwszej wiadomości kliknęła w nią i zaczęła czytać. Po chwili zrozumiała, że to list od Marka. Pod powiekami poczuła gromadzące się łzy. Czy mogła wierzyć jego słowom? Zerwał z Pauliną, ale jej to już przecież nie obchodzi. Dla niego to dobrze, bo uwolnił się od tej toksycznej kobiety. Dla Uli nie miało to teraz żadnego znaczenia. Czy jest w stanie mu wybaczyć? Nie, być może kiedyś, ale teraz jest zbyt zraniona, żeby mogła to zrobić i nie, nie zaufa mu już nigdy i nie uwierzy w jego zapewnienia o miłości, już nie.
– Żegnaj Marku Dobrzański. Byłeś i nadal jesteś miłością mojego życia i nikt inny nigdy cię nie zastąpi, choćby był godzien mojej miłości. Zrywam z mężczyznami. Skutecznie mnie z nich wyleczyłeś prezesie.
Wylogowała się z systemu i wyłączyła komputer. – Od jutra zaczynam nowe życie. Nowe życie, nowej Uli. - Włączyła komórkę. Zobaczyła dziesięć nieodebranych połączeń. Od Marka. – Chyba nie liczył na to, że zechcę z nim rozmawiać? – Połączyła się z Maćkiem i ustalili, że wyjadą o dziesiątej rano.
Szymczyk otworzył bagażnik i włożył do środka torbę Uli, która właśnie żegnała się przed bramą ze swoją rodziną.
– Dbajcie o siebie, a wy – zwróciła się do rodzeństwa – słuchajcie się taty, szczególnie ty Jasiek nie przysparzaj mu zmartwień. No, jadę kochani, odezwę się po przyjeździe i opowiem jak się urządziłam. Trzymajcie się.
Jeszcze ostatnie całusy i ruszyli. Niezbyt zwracała uwagę na to, co przewijało się za oknami samochodu. Pogrążyła się we własnych myślach. Dopiero jak Maciek zjechał z głównej drogi rozpoznała to miejsce. Już tu przecież była. Z nim. Trochę się spięła, ale zaraz przypomniała sobie jak dobrze to miejsce wpływało na jej samopoczucie i uspokoiła się. Postanowiła nic nie mówić Maćkowi. Wprawdzie wiedział, że była na wyjazdowym weekendzie z Markiem, ale nie powiedziała mu konkretnie, gdzie. Zatrzymali się na znajomym parkingu przed hotelem.
- Wyjmij torbę Maciek, a ja pójdę zapytać o właścicielkę. - Już miała ruszyć w kierunku wejścia, gdy zauważyła zażywną staruszkę zmierzającą w ich kierunku.
- Pani Ula Cieplak? - Zapytała podchodząc bliżej.
- Tak, to ja, a pani to Maria Warska, prawda? Bardzo mi miło panią poznać. Ala wiele opowiadała mi o pani.
- I wzajemnie i wzajemnie moje dziecko. Ja też wiem trochę o tobie. Pozwolisz, że będę zwracać się do ciebie po imieniu? – Zapytała.
- Oczywiście, będzie mi bardzo miło. To jest mój przyjaciel Maciek Szymczyk.
– Witam i pana bardzo serdecznie. Zabierzcie w takim razie bagaże i chodźcie. Pokażę ci twój pokój.
Weszli do środka. Warska przedstawiła im recepcjonistkę.
- Ula pozwól, to jest Ania, bardzo sympatyczna osóbka. Jest jeszcze Jola, ale ona ma drugą zmianę. Dziewczyny przywitały się. – Nie będzie trudno zapamiętać. W F&D tez Ania stoi w recepcji. – Pomyślała.
- Daj mi Aniu klucz od siódemki, musimy ulokować tam Ulę. Od dziś to będzie jej pokój.
Minęli recepcję wchodząc w niezbyt szeroki korytarz. Warska otworzyła jedne z wielu drzwi.
- Proszę wchodźcie. – Przepuściła ich przodem.
Pokój był nieduży, ale bardzo przytulny. Nie wyglądał jak pokój hotelowy. Wygodny tapczanik, dwa foteliki, stolik, komoda, na której stał telewizor i stojąca w rogu szafa. Warska pokazała jej też łazienkę, wprawdzie bez wanny, ale za to z wygodnym brodzikiem. Ula oglądała wszystko z zachwytem.
– Dziękuję pani Mario. Jest naprawdę piękny.
- Cieszę się dziecko, że ci się podoba. Mój pokój jest tuż obok, więc jeśli tylko będziesz miała ochotę na pogawędkę ze starą kobietą, to serdecznie cię zapraszam. Powiem jeszcze tylko, że po drugiej stronie recepcji na parterze jest jadalnia. Będziesz jadała, jeśli ci to nie przeszkadza, ze mną i resztą personelu. O godzinach posiłków powie ci Ania. Pracują tu naprawdę sympatyczni ludzie, więc myślę, że ich polubisz. – Ula kiwnęła głową.
– Jeszcze raz bardzo pani dziękuję i oczywiście bardzo miło będzie mi jadać w pani towarzystwie, a i na pogawędkę chętnie wpadnę. I jeszcze jedno, – uśmiechnęła się promiennie – proszę nie nazywać siebie starą kobietą, bo niejedna młoda mogłaby pani pozazdrościć energii. – Roześmiały się.
- Zostawiam cię teraz. Rozpakuj się spokojnie i zaaklimatyzuj. – Warska wyszła z pokoju.
- Jak ci się podoba Maciek?
- No nie powiem, jestem pod wrażeniem. Naprawdę jest tu ładnie. Pomogę ci się rozpakować, a potem pójdziemy na spacer. Jest jeszcze dość wcześnie i nie muszę się śpieszyć. To przecież tylko godzinka jazdy, całkiem blisko. Może i na jakiś obiad się załapię?
- Na pewno i założę się, że zamówisz pierogi. – Zachichotał.
- Przegrałabyś. Nikt nie robi takich pierogów, jak ty. Zamówię więc coś innego.
Wyciągał z torby rzeczy podając je Uli, która układała je w szafie. Uporali się z ta czynnością bardzo szybko, więc już bez przeszkód mogli obejrzeć okolicę. Ula już ją znała, ale dla Maćka to było coś nowego. Ubrali ciepłe kurtki i zanim wyszli na zewnątrz, Ula dopytała Anię o godziny posiłków. Obiad był o trzynastej trzydzieści, mieli więc trochę czasu na niedługi rekonesans. Pogoda jednak nie nastrajała do spacerów. – No tak, za dwa dni zacznie się listopad – nostalgicznie pomyślała Ula wczepiając się w ramie Maćka. Spacerując rozmawiali o niczym. Wspominali szkolne czasy i zabawne sytuacje. Cieszył się, że w ten sposób odrywa jej myśli od człowieka, który był głównym powodem jej przyjazdu tutaj. Wrócili do hotelu. Podczas obiadu Warska przedstawiła członkom personelu Ulę, a Uli członków personelu. W ten sposób poznała koniuszego Witka, Jacka i Wacka, stajennych, którzy byli bliźniakami, a także Gosię, Basię i Romka, trenerów jazdy konnej. Najmłodsi z tej grupy byli bliźniacy. Mieli po dwadzieścia lat i okrągłe, pyzate, wiecznie uśmiechnięte twarze. Trójka trenerów była w podobnym wieku około trzydziestu, trzydziestu dwóch lat, przy czym okazało się, że Romek jest mężem Gosi. Najstarszy był Witek. Miał czterdzieści pięć lat i filozoficzne podejście do życia. Obiad upłynął w bardzo miłej atmosferze. Po opuszczeniu jadalni Maciek zatrzymał Ulę w holu.
- Będę się zbierał Ula, nie chcę wracać o zmroku. Mam nadzieję, że odpoczniesz i nabierzesz trochę ciała, bo skóra i kości z ciebie zostały. Wszystko opowiem dzisiaj twojemu tacie przy jego słynnej nalewce. Krzywdy tu nie będziesz miała, a pani Maria zachowuje się tak, jakby miała cię zaraz adoptować. No głowa do góry, trzymaj się. Cmoknął ją w policzek i poszedł w kierunku auta. Przylgnęła czołem do szklanych drzwi odprowadzając smutnym wzrokiem odjeżdżający samochód.
Część 4
Siedzieli w kuchni przy stole spożywając ostatnie wspólne śniadanie. Wcześniej rzadko się zdarzało, że jedli w takiej kompletnej ciszy. Oboje nad czymś usilnie rozmyślali.
- To co, pakujesz się dzisiaj? – Przerwała mu rozmyślania Paulina.
- Tak. Po śniadaniu postaram się spakować część rzeczy, a po południu resztę. Gdybym o czymś zapomniał, to dasz mi znać, dobrze?
- Oczywiście, że dam. A dlaczego po południu? Wybierasz się gdzieś? – Spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem.
- Tak… wybieram się… do Rysiowa. – Zakończył niepewnie.
- Masz nadzieję z nią porozmawiać?
- Bardzo chciałbym, ale nie wierzę, żeby było to możliwe. Próbowałem do niej wczoraj dzwonić i wysłałem e-maila, ale nie odpowiedziała. – Było tyle żalu i żałości w jego głosie, że Paulinie przeszedł po plecach dreszcz.
– Skoro jesteś pewien, że nie chce z tobą rozmawiać, to po co tam jedziesz?
- Bo chcę chociaż spróbować. Jak nie będę próbował, to nigdy się nie dowiem, prawda?
- Życzę ci powodzenia – powiedziała łagodnie i bez żadnej ukrytej złośliwości.
– Chyba naprawdę zaczęła się zmieniać – przemknęło mu przez myśl.
- Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć – uśmiechnął się blado. Wstał od stołu i poszedł do sypialni. Powyciągał torby i powoli napełniał je swoimi rzeczami. W pewnym momencie spojrzał na zegar. Była jedenasta. - Będę się zbierał, skończę później.
Ubrał kurtkę i zszedł do garażu. Ostrożnie wyprowadził samochód na podjazd. Pilotem otworzył bramę. Wolno wyjechał włączając się do ruchu i obierając kierunek na Rysiów. Jechał z duszą na ramieniu. Najbardziej obawiał się spotkania z ojcem Uli. Ma pewnie teraz o nim najgorsze zdanie. Nie, nie będzie unikał tego spotkania, jeśli Cieplak mu tylko na to pozwoli, wyjaśni mu tę zagmatwaną sytuację. Dojechał. Głośno przełknął ślinę. Zadzwonił do drzwi. Tak, jak się domyślał, otworzył mu senior rodziny. Z nietęgą miną przywitał się.
- Dzień dobry panie Józefie. Jest może Ula? Chciałbym z nią porozmawiać. – Zaskoczony widokiem Dobrzańskiego Józef nie odpowiedział od razu tylko bacznie mu się przyglądał. Pod naciskiem tego spojrzenia Marek spuścił wzrok.
- Ja tylko muszę jej coś wyjaśnić… - wyszeptał.
- Panie Marku, ale tu nie ma co wyjaśniać. Moja córka nie chce z panem rozmawiać, a ja nie będę jej do tego zmuszał. Poza tym nie ma jej. Wyjechała.
- Wyjechała… A może mi pan powiedzieć, dokąd? To naprawdę ważne, ona musi wiedzieć…
- Przykro, mi nie mogę panu powiedzieć, zabroniła mi.
- W takim razie mam prośbę. Czy mógłby mi pan poświęcić pół godziny na rozmowę? Przysięgam, że po niej nie będę już pana nękał swoją osobą. – Spojrzał z nadzieją w oczy Józefa, którego zastanowiło to dziwne życzenie Dobrzańskiego.
– O czym on ze mną chce rozmawiać? – Pomyślał jednak, że może dobrze byłoby wysłuchać argumentów drugiej strony. Odsunął się od drzwi robiąc mu przejście.
- Proszę, niech pan wejdzie.
Marek wszedł niepewnie do środka. Józef wskazał mu krzesło. Usiadł na nim.
- Zanim pan zacznie, zrobię herbatę. Lepiej się przy niej rozmawia.
Marek był pod wrażeniem gościnności gospodarza. – Po tym wszystkim, co zrobiłem, on częstuje mnie jeszcze herbatą?
- Panie Józefie, chciałbym, żeby mnie pan wysłuchał nie przerywając mi, a po wysłuchaniu ocenił, czy jestem takim ostatnim draniem. Ja sam za takiego właśnie się uważam. Zacznę więc. Tu popłynęła opowieść o tym jak poznał Ulę, jak stała się dla niego ważna, jak ratowała go z każdej beznadziejnej sytuacji, jak poświęcała się dla niego, jak odkrył, że ona się w nim kocha, o intrydze, prezentach, o wyjeździe w ten pamiętny weekend i o tym jak tam właśnie zdał sobie sprawę, co do niej czuje, o odkryciu przez nią szuflady z prezentami i tą nieszczęsną kartką, o jej i swojej rozpaczy na myśl, że ją stracił, o Paulinie i odwołanym ślubie. Józef nie przerywał mu, tylko w skupieniu słuchał opowieści prezesa. Kiedy skończył zapadła cisza, a Marek z drżeniem serca czekał na wyrok. Po chwili Cieplak odezwał się.
- Nie jest pan draniem, tylko pogubił się pan i słuchał złych doradców. Teraz pan już wie, że nie można igrać z uczuciami, bo w ten sposób rani się drugą osobę. Jeśli pan naprawdę kocha moją córkę, a ona, póki co, nie chce pana znać, to jest to już dla pana bolesną karą. Cierpi pan, ale jeśli pana uczucie jest szczere to wierzę, że i ona kiedyś panu wybaczy. Proszę nie tracić nadziei. Ja nie mogę panu zdradzić miejsca jej pobytu, bo jej to obiecałem, ale pan może spróbować się tego dowiedzieć w jakiś inny sposób. Tego zabronić panu nie mogę. Jednak proszę trochę odczekać. Bardzo ją pan skrzywdził i ona musi mieć teraz czas na poskładanie sobie życia od nowa. Jest rozbita. Przez trzy dni nie wychodziła z pokoju. Nie jadła, nie spała, tylko płakała, a ja byłem bezradny, bo nie wiedziałem jak mogę jej pomóc. - Spojrzał na Dobrzańskiego i ze zdumieniem stwierdził, że po jego policzkach płyną łzy.
- Oboje wyszliście z tego pokaleczeni, zarówno ona, jak i pan. Proszę mi wierzyć, że żal mi was obojga. Doradzam cierpliwość i wytrwałość. Teraz to są pana najlepsi doradcy. - Zamilkł. Marek otarł z policzków łzy i podniósł się z krzesła.
- Dziękuję panie Józefie, że mnie pan wysłuchał. To było dla mnie bardzo ważne. – Podał mu wyciągniętą dłoń. – Jestem panu bardzo wdzięczny. Jest pan niezwykle mądrym człowiekiem. Nie będę zabierał panu więcej czasu. Dziękuję i do widzenia.
- Do widzenia, bądź cierpliwy synu – rzucił mu jeszcze na pożegnanie. Ostatnie zdanie spowodowało nagły przypływ nadziei. Zrozumiał, że ojciec Uli, mimo, że też cierpiał, nie był jego wrogiem. Zrobiło mu się lżej na sercu. Jadąc w kierunku Warszawy wciąż przetrawiał w głowie to, co usłyszał od Józefa Cieplaka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz