"Wariacje na temat Uli i Marka"
09 marzec 2012
ROZDZIAŁ XI
Część 1
Nadszedł listopad, a wraz z nim szarugi i słoty. Coraz częściej
porywisty wiatr bezlitośnie smagał ogołocone niemal doszczętnie z liści
gałęzie drzew i coraz częściej gwałtowne deszcze intensywnie tłukły
powierzchnię jeziora. Ula źle znosiła taką pogodę. Często chodziła
przygnębiona i smutna. Najbardziej żałowała, że nie mogła tak, jak
kiedyś wychodzić na spacery. Dusiła się dosłownie i w przenośni. I z
braku powietrza i z braku zajęcia. Była częstym gościem hotelowej
biblioteki, a wieczorami przesiadywała w pokoju Pani Marii słuchając
opowieści z jej życia. To był właśnie jeden z takich wieczorów. Usiadły
przy kominku z kubkami wypełnionymi kakao.
- Ula, a może ty mi opowiesz dla odmiany coś o sobie. Ciągle tylko ja
gadam i gadam. Pewnie jesteś znudzona na śmierć tą moją paplaniną.
- Wcale nie. - Zaprzeczyła - Mogłabym pani słuchać i słuchać. Opowiada
pani takie ciekawe historie. W moim życiu, jak dotąd niewiele było
ciekawych momentów. Nie było łatwe to moje życie. – Westchnęła - Byłam w
maturalnej klasie, gdy zmarła moja mama, tuż po urodzeniu mojej
najmłodszej siostry, Beatki. Betti była niemowlęciem i to na mnie spadł
obowiązek opieki nad nią. Mój brat Jasiek też był mały. Miał dopiero
jedenaście lat i też należało poświęcić mu dużo uwagi, bo lubił
rozrabiać. Tato długo nie mógł się otrząsnąć po śmierci mamy, ale jakoś w
końcu przejął część obowiązków, które ona kiedyś wykonywała. Ja miałam
zdawać maturę i wielkie ambicje pójścia dalej na studia. Jakoś się
udało, chociaż nie raz bywało ciężko.
- A jaką uczelnię skończyłaś?
- Studiowałam na SGH finanse i bankowość – roześmiała się. Zawsze
pociągały mnie cyferki. Dość długo po ukończeniu studiów nie mogłam
znaleźć pracy. W końcu udało się. Dostałam pracę w domu mody
Febo&Dobrzański, miałam piastować stanowisko sekretarki samego
prezesa. Jednak on docenił moją wiedzę i kompetencje. Szybko awansowałam
na jego asystentkę. W firmie poznałam też Alę. Zaprzyjaźniłyśmy się. Z
czasem ona zaczęła traktować mnie jak własną córkę, a ja ją, jak drugą
matkę, której mi bardzo brakowało.
- Tak, Ala, jak tu była ostatnio to trochę opowiadała mi o waszych
relacjach. Dużo mówiła o twoim ojcu, że taki dobry, szczery i szlachetny
z niego człowiek.
- Tak, taki właśnie jest i mają się z Alą ku sobie. Byłabym szczęśliwa
gdyby się pobrali. Zarówno jej jak i jemu często doskwierała samotność.
Czuję, że byliby ze sobą szczęśliwi.
- Wiem od Ali, że odeszłaś z firmy. Dlaczego?
- To skomplikowana historia i trudno mi o niej mówić, bo wspomnienia
jeszcze bardzo świeże. – Powiedziała ze smutkiem. – Ale jeśli pani
zechce wysłuchać, to opowiem.
Maria kiwnęła głową.
– Rozbudziłaś moją ciekawość. Proszę opowiedz mi.
- Nigdy nie byłam ładna. Kiedy zaczęłam pracować w firmie nosiłam
niemodne ubrania, ciężkie okulary i aparat na zębach…- Ula zaczęła snuć
swoją opowieść. Doszła do momentu, kiedy Marek przywiózł ją tu na
weekend.
- Naprawdę tu byłaś? Kiedy? – Zapytała zdziwiona staruszka.
- Ponad miesiąc temu. Dostaliśmy pokój numer jedenaście. Wtedy nie
wiedziałam jeszcze, że właścicielką tego pięknego miejsca jest
przyjaciółka Ali.
– Widzisz, jaki ten świat jest mały? No, ale opowiadaj dalej, bo bardzo jestem ciekawa dalszego ciągu tej historii.
Kiedy skończyła, Maria westchnęła cicho.
– Wiesz, a może to, co napisał w tym liście było prawdą? To bardzo
trudno udawać, że się kogoś kocha. Myślę, że on jednak darzy cię
uczuciem. Niewątpliwie się pogubił, bo słuchał złych podszeptów, ale
wydaje mi się, że nie jest złym człowiekiem. Zrobisz jak zechcesz Ula,
ale uważam, że powinnaś go wysłuchać. Nie mówię, że teraz. Na razie
odczuwasz ból i cierpisz, choć myślę, że on też. – Pogłaskała ją po
głowie, jak małą dziewczynkę i popatrzyła w jej smutne oczy.
- Jeszcze będziesz szczęśliwa. Zobaczysz. Dobro przyciąga dobro, a ty jesteś dobrym człowiekiem Ula.
Uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością słysząc te słowa, lecz po chwili
przez jej twarz przebiegł spazm. Złapała się odruchowo za brzuch i
krzyknęła histerycznie.
- Muszę zaraz do… niedobrze mi…- wykrztusiła.
Wpadła jak burza do łazienki. Zaskoczona jej reakcją Warska stała
najpierw jak wmurowana. Szybko się jednak ocknęła i podreptała za Ulą z
niepokojem słysząc dobiegający stamtąd odgłos wymiotów. Troskliwie
trzymała jej głowę zwieszoną nad muszlą klozetową. Otarła jej twarz
mokrym ręcznikiem i pomogła wstać.
- Co się z tobą dzieje moje dziecko? Zjadłaś coś nieświeżego?
- Nie, nie wiem. Przecież kucharz zawsze dba o to, żeby były w kuchni
świeże produkty. To chyba nie dlatego. – Powiedziała słabym głosem.
Oddychała jeszcze ciężko po wysiłku spowodowanym przez torsje. Maria
ujęła ją pod łokieć i posadziła w fotelu.
- Nie wyglądasz za dobrze. Jesteś taka szczupła i bardzo blada. I te
sińce pod oczami. Powinien obejrzeć cię lekarz. W pobliskim miasteczku
jest przychodnia zaopatrzona w całkiem niezły sprzęt i dobrzy lekarze.
Mają też laboratorium. Sama zakupiłam im kilka niezbędnych aparatów.
Jutro tam zadzwonię i umówię cię. Poproszę też Witka, to cię zawiezie,
dobrze? - Nie miała siły protestować.
– Dobrze. Myślę, ze to dobry pomysł. Sama chciałabym wiedzieć, co mi
jest. Już parę razy wcześniej robiło mi się słabo i kręciło mi się w
głowie, a przecież odżywiam się tu bardzo regularnie.
- No, to załatwione. Wiesz, przyszedł mi do głowy jeszcze jeden pomysł.
Jeśli się zgodzisz oczywiście. – Ula podniosła na nią zaciekawiony
wzrok.
- Kiedy powiedziałaś mi o swoich studiach, pomyślałam sobie, że twoja
wiedza i umiejętności przydałyby mi się tu w hotelu. Ja już nie za
bardzo radzę sobie z finansami i tymi wszystkimi rozliczeniami, zajmuje
mi to mnóstwo czasu i męczy mnie. Oczy już nie te, co dawniej a i umysł
czasami płata mi figle. Chodzi mi o to Ula, że gdy poczujesz się lepiej,
może mogłabyś przejąć ode mnie te obowiązki. Oczywiście za stosownym
wynagrodzeniem. Po prostu zatrudniłabym cię, co ty na to?
Zaskoczyła ją ta propozycja. Pomyślała – w sumie, dlaczego nie. I tak
nudzę się jak mops z braku zajęcia, a nuda przecież nie leży w moim
charakterze.
- To bardzo miło pani Mario, że pomyślała pani o mnie. Ja bardzo chętnie
pani pomogę i wcale nie muszę robić tego za pieniądze. Jem tu i sypiam,
jak do tej pory za darmo, a przecież nie powinno tak być.
- Dziękuję ci kochanie. – Warska spojrzała na nią z rozczuleniem. – Tak
więc mamy gotowy plan. Najpierw lekarz, potem wzmocnisz się trochę, a
jeszcze potem wprowadzę cię we wszystko. Teraz odprowadzę cię do pokoju,
bo jest późno, a ty wyglądasz na zmęczoną.
Z duszą na ramieniu przekraczała próg przychodni. Podeszła do sympatycznej pani siedzącej przy okienku w rejestracji.
- Dzień dobry, ja do doktora Kosteckiego. Urszula Cieplak. – Przedstawiła się.
- Pani Cieplak. Rzeczywiście doktor wspominał, że pani przyjdzie. Czeka na panią, to ten pokój po lewej stronie.
Podziękowała kobiecie i podszedłszy pod drzwi cicho zapukała. Po usłyszeniu „proszę” nieśmiało weszła do gabinetu.
- Dzień dobry panie doktorze, nazywam się Ula Cieplak.
- Ach tak, pani Ula. Czekałem na panią. Maria dzwoniła, że nie czuje się pani najlepiej. Podobno wymiotowała pani wczoraj.
- Tak i nie rozumiem, co się dzieje i skąd te wymioty. Miałam też wcześniej zawroty głowy.
- Dobrze. Najpierw panią osłucham, a potem przejdzie pani do
laboratorium. Tam pobiorą pani krew. Wyniki będą za jakąś godzinę. –
Zastanawiał się nad czymś przez moment, bacznie jej się przyglądając.
- Kiedy była pani ostatnio u ginekologa?
- U ginekologa? – Powtórzyła zaskoczona – Dawno. Bardzo dawno. Kilka lat temu.
- No, dobrze. W takim razie zanim dostaniemy wyniki zrobi pani i te
badania. Tak na wszelki wypadek. Gabinet ginekologiczny jest na
pierwszym piętrze. Urzęduje w nim doktor Kobiela. To kobieta, więc
będzie się pani czuć może mniej skrępowana.
Zaopatrzona przez doktora Kosteckiego w kartkę, na której wypisał szereg
laboratoryjnych badań, opuściła gabinet. Zanim udała się do
laboratorium, wyszła na zewnątrz powiedzieć Witkowi, żeby na nią nie
czekał.
- Wituś, to potrwa znacznie dłużej niż myślałam. To bez sensu, żebyś czekał tu na mnie tyle czasu. Masz przecież swoje zajęcia.
- Dobrze Ula, ale jak skończysz, to zadzwoń do mnie, to przyjadę cię odebrać.
- Zadzwonię. Jedź już.
Weszła z powrotem do przychodni. Nie lubiła widoku krwi. Podczas jej
pobierania zrobiło jej się słabo. Najpierw ciemne płaty zaczęły jej
latać przed oczami, a potem nie czuła już nic. Zaalarmowany przez
pielęgniarkę doktor Kostecki przybiegł natychmiast i zaczął ją cucić.
Powoli odzyskiwała przytomność.
- Co się stało? – Wyszeptała słabym głosikiem widząc nad sobą twarz doktora.
- Zemdlała pani. Musi być pani bardzo osłabiona. Spróbuje pani wstać? - Podał jej rękę. Usiadła na kozetce.
- Niech pani trochę posiedzi. Jak poczuje się pani lepiej, to
pielęgniarka zaprowadzi panią do doktor Kobieli. Nie wypuszczę pani
stąd, dopóki nie ustalimy, co pani dolega. – Pokiwała bez sprzeciwu
głową, zgadzając się z doktorem.
Leżała na kozetce czując na brzuchu chłodny żel. Doktor Kobiela okazała
się sympatyczną osobą w średnim wieku. Jej łagodny głos podziałał na Ulę
jak balsam.
- Zrobimy USG i zobaczymy, co tam pani siedzi w brzuszku.
Z uwagą obserwowała obraz na monitorze mrucząc do siebie.
– Wątroba i śledziona w porządku, trzustka w porządku, nerki
niepowiększone… - nagle skupiła się bardziej na obrazku, który miała
przed sobą.
- No i wszystko jasne. – Uśmiechnęła się z sympatią do Uli. – Mamy ciążę. Początek piątego tygodnia.
Pacjentka wyglądała na totalnie zaskoczoną.
– Jak to, ciążę… przecież to niemożliwe… Czyżby to stało się wtedy, kiedy ona z Markiem… Boże! Przecież nie zabezpieczaliśmy się!
- Możliwe. To właśnie widzę na ekranie i jeśli dobrze to odczytuję, to
będzie to ciąża bliźniacza. Wprawdzie nie jestem tego pewna, bo sprzęt
nie jest najmłodszy i czasem można źle zinterpretować to, co się widzi,
ale kiedy wróci tu pani do mnie za miesiąc, to wtedy będę miała już
pewność.
Ula była w szoku. Jej wielkie jak spodki oczy wpatrywały się w twarz lekarki. Ta poklepała ją po ręce.
- Proszę się nie martwić, wszystko będzie dobrze. Musi pani tylko zadbać
o siebie. Dobrze się odżywiać i odpoczywać jak najwięcej. Widzimy się w
takim razie po świętach.
Oszołomiona wyszła z gabinetu. Nie mogła w to uwierzyć. Przecież chciała
o nim zapomnieć. Wymazać go z pamięci, a tymczasem nosi pod sercem jego
dziecko lub dwoje dzieci. Usiadła na krześle w poczekalni chowając
twarz w dłonie.
- Co teraz? Jak ja sobie poradzę? Muszę powiedzieć tacie. Zmartwi się,
to pewne, jak pewne jest to, że nie mogę teraz wrócić do Rysiowa.
Zadzwonię dzisiaj i powiem mu o wszystkim. – Z zadumy wyrwał ją głos
doktora Kosteckiego.
- Pani Urszulo są wyniki, proszę wejść to je omówimy. – Posłusznie poszła za doktorem.
- Po pani minie zgaduję, że już pani wie o ciąży. Zleciłem próbę ciążową
i wyszła pozytywnie – wyjaśnił. – Wyniki nie są najlepsze, ale
przepiszę odpowiednie leki i wszystko wróci do normy. Jest za mało
żelaza, co wskazuje na anemię. Będzie je pani zażywać. Cukier też jest
bardzo niski, ale to możemy uregulować bez leków. Przepiszę sporo
witamin i kilka leków na wzmocnienie całego organizmu. Będzie dobrze -
uśmiechnął się do niej pokrzepiająco, wciskając jej w dłonie plik recept
i zaleceń.
- Na kiedy umówiła się pani z doktor Kobielą?
- Na grudzień, tuż po świętach.
- W takim razie proszę i do mnie zajrzeć w tym dniu. Muszę wiedzieć, czy przez ten miesiąc kuracja odniesie pożądany skutek.
- Dziękuję panie doktorze, za wszystko. Do widzenia.
- Do widzenia pani Urszulo i proszę ode mnie pozdrowić Marię.
- Pozdrowię – powiedziała cicho opuszczając gabinet.
Część 2
Warska stała przed wejściem do hotelu i niecierpliwie wyglądała
samochodu Witka. Długo nie wracali. Zaczęła się martwić, że u Uli
wykryli coś poważnego. Bardzo polubiła tę szczerą i dobrą dziewczynę.
Polubiła wieczory spędzane w jej towarzystwie, które umilały jej samotną
starość. Wniosła w jej życie powiew świeżości. Przy niej czuła się
odmłodzona o przynajmniej dwadzieścia lat. Przycisnęła dłonie do ust,
żeby ogrzać je oddechem, a potem wcisnęła je w kieszenie płaszcza. Było
przeraźliwie zimno. Czuła jak lodowaty wiatr przenika jej starcze ciało
aż do kości. Zmrużyła oczy dostrzegając coś w oddali. – No są wreszcie. - Kiedy podjechali na parking, podeszła do samochodu otwierając Uli drzwi.
- Już się zaczęłam martwić, że coś się stało. Dlaczego to trwało tak
długo? Wiesz już, co ci dolega? – Popatrzyła na Ulę z niepokojem.
- Wiem – odparła – i zaraz wszystko opowiem, ale nie tutaj, dobrze?
- Chodźmy do mnie. Zrobię ci herbaty, bo pewnie zmarzłaś i wszystko mi opowiesz.
Ujęła ją pod ramię i wolno poprowadziła do hotelowego wejścia.
Cierpliwie zaczekała, aż zagotuje się woda i za chwilę wręczyła Uli
parujący kubek z gorącym napojem. Usadowiła się naprzeciwko niej w
fotelu i wyczekująco spojrzała Uli w oczy.
- Nie trzymaj mnie dłużej w niepewności. Wyglądasz na przygnębioną, więc
chyba nie jest za dobrze. – Dziewczyna westchnęła i rozpłakała się.
- Jestem w ciąży – cichy szept spłynął z jej warg. – Z Markiem – dodała.
Podniosła zapłakane oczy na Marię. – Podejrzewają, że to ciąża
bliźniacza. – Rozszlochała się na dobre. – Jak ja sobie poradzę? Nie
spodziewałam się tego. - Zaskoczona Warska wstała i podeszła do niej
wtulając ją w swe ramiona.
- Nie martw się kochanie. Wszystko się ułoży. Jestem pewna, że sobie
poradzisz. W końcu wychowałaś Beatkę, więc doświadczenie masz, a ja ci
pomogę. Dziecko, to wielkie szczęście, a jak się okaże, że to dwójka, to
będzie to podwójne szczęście. Damy radę. Teraz najważniejsze, żebyś
wzmocniła się trochę. Ja już zadbam o to, żebyś odżywiała się tak, jak
powinnaś. Będziesz dużo odpoczywać i zażywać leki, które przepisał
doktor. No, nie płacz już. Jesteś pod moją opieką, a ja nie dam ci
zrobić krzywdy. – Uśmiechnęła się do niej, głaszcząc ją czule po głowie.
- Powiesz Markowi?
- Nie wiem. To wszystko dzieje się tak szybko i przytłacza mnie.
Najpierw muszę powiedzieć ojcu. Z jednej strony boję się, że źle to
przyjmie, a z drugiej, to myślę, że jeśli mu nie powiem, to będzie miał
do mnie żal.
- Masz rację. Zadzwoń do niego. Może zaproś go tutaj z Alą. Zawsze
lepiej porozmawiać w cztery oczy niż przez słuchawkę telefonu.
- Ma pani rację. Tak właśnie zrobię. Dziękuję pani Mario, za to, co pani
dla mnie robi. Gdyby nie pani i pani pełne otuchy słowa, chyba bym się
załamała.
- Będzie dobrze córeńko, będzie dobrze. We dwie damy radę.
Józef siedział w kuchni i konferował z Alicją. Był zmartwiony i
zaskoczony telefonem od Uli. Nie spodziewał się, że znajomość z
Dobrzańskim zrodzi takie owoce. Słyszał jej roztrzęsiony głos w
słuchawce i postanowił, że nie będzie jej potępiał za to, co zrobiła.
Już sama siebie karała wystarczająco i ewidentnie żałowała tej
znajomości. Był przecież jej ojcem i bardzo ją kochał. Jak mógłby ją
teraz zostawić bez pomocnej dłoni? Nie dał po sobie poznać, że jest nią
rozczarowany i zły na nią. Przeciwnie. Pocieszał i dodawał odwagi.
Powiedział, że bardzo się cieszy, że będzie miał wnuka, lub wnuki.
Uspokoił ją, choć jemu samemu daleko było do osiągnięcia takiego stanu
ducha.
- Jak pani myśli, Alicjo. To dobry pomysł, żeby tam jechać? Bardzo bym chciał ją zobaczyć.
- Bardzo dobry, panie Józefie. Pojedziemy tam w sobotę rano. Ona nie
może być teraz sama. Musi wiedzieć, że ją wspieramy i kochamy ją. –
Ścisnęła dłoń mężczyzny.
- Ale pojedziemy tam sami bez dzieci. Jasiek jest dorosły, więc poradzi
sobie, a Beatka pójdzie do Szymczyków. Jak będziemy po rozmowie z Ulą,
wtedy zastanowimy się, jak przekazać tę nowinę dzieciakom.
- Ma pani rację. Trzeba ich jakoś delikatnie przygotować na ten szok.
W sobotni poranek żegnani przez dzieci pojechali. Ala znała na pamięć
drogę do hotelu, a i ruch o tej porze na drogach był jeszcze mały, więc
sprawnie i w zadziwiająco krótkim czasie dotarli na miejsce. Ala ująwszy
Józefa pod ramię pewnie prowadziła go do pokoju Marii. Zanim jednak tam
dotarli, ujrzeli ją samą idącą im naprzeciw z otwartymi ramionami.
- Ala, przyjechałaś! Jak dobrze cię znowu widzieć! – Zerknęła na
stojącego obok mężczyznę. – A to pewnie pan Józef, ojciec Uli. Już od
dawna chciałam poznać pana osobiście. Wiele dobrych rzeczy słyszałam o
panu od Ali i od Uli też.
- Ja również pragnąłem panią poznać i bardzo podziękować za opiekę nad
moją córką. - Maria zauważyła, jak zakręciły mu się w oczach łzy.
Poklepała go uspokajająco po ramieniu.
- Ula to wspaniała dziewczyna. Dobra, miła, uprzejma i szczera. Naprawdę
trudno jej nie lubić. Przywykłam do jej obecności bardzo i nie
wyobrażam sobie, ze miałoby jej tutaj nie być. Ale nie stójmy tak.
Chodźmy do niej. – Zapukała cicho do drzwi pokoju Uli i wsunęła przez
nie głowę.
- Uleńko, masz gości. – Otworzyła drzwi na całą szerokość.
Zerwała się z fotela i rzuciła wprost w rozpostarte ramiona ojca. Długo
nie chciał jej puścić, a ona trzymając go w objęciach rozpłakała się
rozpaczliwie.
- Ulcia, proszę cię nie płacz. Takie wzruszenie może zaszkodzić dziecku,
dzieciom… no już, cichutko. - Uspokoiła się i ocierając mokrą twarz
podeszła do Ali, żeby ją uściskać.
- Dziękuję ci Ala, że przywiozłaś tu tatę – wyszeptała jej do ucha.
- Słuchajcie, – odezwała się Maria – mam propozycję. Jest już po
śniadaniu i jadalnia jest pusta. Przejdźmy może tam. Poproszę kucharza,
to zrobi wam kawy i przyniesie ciasto. Będziecie mogli spokojnie
porozmawiać i nikt wam nie będzie przeszkadzał.
Wszyscy poparli jej propozycję. Kiedy kelnerka postawiła przed nimi aromatyczny napój, odezwała się Milewska.
- Wiecie co? To wy sobie porozmawiajcie, a ja z Marią przejdę do jej
pokoju. Nie widziałyśmy się dawno i też mamy mnóstwo rzeczy do
opowiadania.
Zabrała ze stołu swoją filiżankę i talerzyk z ciastem, po czym wraz z Warską wyszły z jadalni.
Zostali sami. Siedzący naprzeciwko córki Józef uważnie jej się przypatrywał. Ścisnął jej dłoń.
- Martwię się o ciebie córcia. Wyglądasz tak mizernie. Myślałem, że
odpoczniesz tu, wyciszysz się i trochę przytyjesz. – Uśmiechnęła się
lekko.
- Teraz już wiem, że to przez tą ciążę, ale zaczęłam brać witaminy i
leki, a pani Maria bardzo pilnuje, żebym przestrzegała zaleceń lekarzy i
dba o mnie. – Pogłaskała go po dłoni. – Jesteś bardzo zły na mnie? Dla
mnie to też był szok – powiedziała płaczliwie.
- Nie jestem zły. Cieszę się. Bardzo. Myślę tylko, ze to dziecko lub
dzieci powinny mieć też ojca. Ula nie chciałem ci mówić przez telefon,
ale w tym dniu, w którym wyjechałaś, był u mnie Marek. – Spojrzała na
niego z niedowierzaniem.
- Jak mógł… po tym wszystkim.
- Nie denerwuj się Ula. Ja na początku chciałem go wyrzucić, ale prosił
tak żarliwie o rozmowę, że w końcu postanowiłem go wysłuchać.
Opowiedział mi wszystko. O niektórych rzeczach wiedziałem już od ciebie,
ale poznałem też, jak to wyglądało z jego strony – zamyślił się.
- Wiesz Ula, kiedy opuszczał nasz dom, płakał. Ja myślę, że on naprawdę
cię kocha, tylko się pogubił. Uważam, że powinnaś powiedzieć mu o ciąży.
Ma do tego prawo. Będzie ojcem.
- Nie wiem tato, czy powinien o tym wiedzieć, jak do tej pory nie
wykazał się odpowiedzialnością. Muszę to przemyśleć. Na razie nie jestem
w stanie ani mu wybaczyć, ani ponownie zaufać. – Józef westchnął
ciężko.
- Dobrze. Zrobisz jak zechcesz, Ja nie będę do niczego cię zmuszał. To twoja decyzja.
Józef żegnał się z Warską prosząc ją o dalszą opiekę dla Uli, a potem uściskał swoją najstarszą latorośl.
- Uważaj na siebie córcia. Na święta przyjedziesz, tak jak uzgodniliśmy.
Pani Maria też się zgodziła. Załatwię z Maćkiem, żeby po was
przyjechał. Zadzwoń, gdyby coś się działo, albo gdybyś zechciała po
prostu porozmawiać. Do zobaczenia.
- Do widzenia tatusiu i dziękuję za to że cię mam. Ty też uważaj na siebie i ucałuj dzieciaki.
Stały z Marią na środku drogi do momentu, w którym samochód nie zniknął im
z oczu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz