19 październik 2012 |
Rozdział IV
Nie lubiła robić zakupów w niedzielę. Niedziela to był czas, by pojechać do Rysiowa, zadumać się nad grobem rodziców, wpaść do Szymczyków i ogólnie odwiedzić stare kąty. Jednak dzisiaj musiała zrobić wyjątek. Obiecała Markowi pomoc w zakupach i nie chciała go już na początku zrażać do siebie. Mógłby źle odczytać jej odmowę i zacząć traktować ją inaczej. Zależało jej, by ich kontakty zarówno te sąsiedzkie jak i te służbowe, były jak najlepsze. Pomogła Betti się umyć i uczesała ją. Przygotowała śniadanie także dla Marka mając na uwadze, że w lodówce ma na razie tylko światło. Kilka minut po dziewiątej zapukała do jego drzwi. Kiedy w nich stanął oblała ją fala gorąca. Był przepasany tylko ręcznikiem. Drugim wycierał mokre włosy. Stała przed drzwiami wlepiając w niego oczy. - Cześć Ula, chciałaś coś? Za chwilę będę gotowy. Daj mi jeszcze dziesięć minut. - Nie… nie… ja… ja chciałam cię tylko zaprosić na śniadanie, bo nie masz w domu nic do jedzenia. – Wyszczerzył się do niej. - Jestem ci wdzięczny, że pomyślałaś o mnie. Zaraz przyjdę. - To my czekamy. – Odwróciła się na pięcie i uciekła do siebie. Oparła się o drzwi oddychając głęboko. – Ależ on ma ciało. Jak młody Bóg. Piękny mężczyzna. Szczupły, ale chyba uprawia jakieś sporty, bo sylwetkę ma umięśnioną. W życiu nie spotkałam nikogo równie pięknego. Przeszła do kuchni i ponownie włączyła czajnik. Obrała jajka i przekroiła je na pół. Ozdobiła majonezem i odrobiną mielonej papryki. Trochę wędliny, żółty ser i stos pachnących tostów. To powinno wystarczyć. Usłyszała pukanie, ale Betti była szybsza i już otwierała drzwi. - Cześć maleńka? Wyspałaś się? – Przywitał się z dziewczynką głaszcząc jej włosy. - Wyspałam. Zje pan z nami śniadanie? - Zjem Betti, bo Ula mnie zaprosiła. – Wyszła z kuchni i uśmiechnęła się do niego. - Siadajcie, proszę. Już podaję. Ty pewnie pijesz kawę rano, tak? - Czytasz mi w myślach Ula. Bez kawy ani rusz. Konsumowali w milczeniu. Od czasu do czasu odpowiadał tylko na pytania ciekawskiej Beatki. - Betti nie męcz pana. Daj mu spokojnie zjeść. – Zaprotestował. - Daj spokój Ula. Ona wcale mnie nie męczy. Lubię takie wesołe dzieciaki. Śniadanie było pyszne, a kawa wyśmienita. To co, zbieramy się? Ja tylko wrócę po portfel i kluczyki do samochodu i możemy jechać. Kiedy usadowili się już w samochodzie spytał. - Doradzisz, gdzie pojechać najlepiej? Wiesz, do takiego sklepu, w którym moglibyśmy kupić wszystko i nie rozdrabniali się. - Jeśli chcesz do jednego, to najlepszy będzie Real. Tam dostaniesz i mięso i wędliny i mnóstwo innych rzeczy. Ja rozejrzę się na stoiskach z odzieżą. Obiecałam małej, że kupię jej trochę sukienek. Szybko rośnie i wszystko zaczyna być za małe. - No to jedziemy do Reala. Zaparkował na parkingu i wraz z Beatką poszedł po wózki. Ruszyli najpierw na stoisko mięsne. On kupował bez opamiętania. W końcu przystopowała go. - Nie kupuj takich dużych ilości. Wprawdzie można to zamrozić, ale też nie można w nieskończoność trzymać takiego mięsa. Mówiłeś, że chcesz nauczyć się gotować. Ja pokażę ci, jak przyrządzić pieczeń i jak w ogóle przygotować mięso. Już wystarczy, bo kupiłeś tego przynajmniej na dwa miesiące. Weź teraz trochę wędlin, ale bez przesady. Potem rozdzielimy się. Ty pójdziesz na stoiska z produktami sypkimi. Weźmiesz mąkę, cukier. Kup też sobie trochę makaronu takiego jak lubisz. Może jakieś sosy do spaghetti? Tam dalej jest dział z jarzyną. Tej też musisz trochę wziąć. Nie śpiesz się i przemyśl te zakupy. Ja teraz pójdę na stoisko z odzieżą i zobaczę, czy mają jakieś ubrania na Beatkę. - A gdzie to? Pytam na wszelki wypadek. - To tam na końcu po prawej stronie. Gdybyśmy się nie znaleźli, to umówmy się przy tej pizzerni, widzisz? My będziemy tam na ciebie czekać. No to idziemy. Złapała Beatkę za rękę i pociągnęła ją w kierunku odzieżówki. Dzięki pieniądzom, które dostała wczoraj od Marka mogła sobie pozwolić na małe szaleństwo. Ucieszyła się, że ceny są do przyjęcia a i wybór sukienek dla sześciolatek jest całkiem spory. Wybrała trzy. Dokupiła też małej jeansy i kilka letnich bluzeczek. W koszu znalazły się też sandałki i klapki. Beatka wyglądała na uszczęśliwioną. Jej szczęście osiągnęło apogeum, gdy Ula wybrała jej też ładny płaszczyk w czerwonym kolorze. - Ulcia, powinnaś sobie też coś kupić. Sama mówisz, że masz brzydkie ubrania. – Uśmiechnięta spojrzała na siostrę i cmoknęła ją w policzek. - Tak uważasz? Może masz rację. Chyba stać nas jeszcze na coś dla mnie. Chodźmy. Na stoisku dla dorosłych natknęła się na czarny kostium z cienkiego dżerseju. Spojrzała na cenę i zdziwiła się. - Sześćdziesiąt złotych? Tanio. Przymierzę. – Wyszukała rozmiar trzydzieści osiem i weszła do przebieralni. Pasował. Nie był elegancki. Był prosty, praktyczny i pochodził z masówki. Jednak pomyślała, że do pracy nada się w sam raz. Może w nim chodzić codziennie i tylko zmieniać bluzki. Właśnie, bluzki. Może poszuka czegoś, co by na nią pasowało. Zdecydowana umieściła kostium w wózku. Bluzki też znalazła. Wprawdzie nie były jednolicie czarne, bo miały i białe elementy, ale uznała, że i tak największą żałobę nosi w sercu i ubranie nic tu nie zmieni. Była zadowolona. Jak policzyła, za ubrania nie zapłaci więcej, jak trzysta złotych. Mogła dokupić trochę żywności, a i tak jeszcze jej coś zostanie. Przy jej zdolnościach do oszczędzania całkiem nieźle przeżyją ten miesiąc. - Ulcia masz jeszcze pieniążki? Stać nas na lizaka i chipsy? - Stać. Dzisiaj pozwolimy sobie na troszkę więcej. Tęsknisz już za słodyczami, prawda? - No, ale też będę oszczędna i nie zjem ich od razu. Stoisko ze słodyczami rwało oczy, ale ona i tak rozglądała się za tymi najtańszymi. Wzięła trochę landryn, kilka lizaków, herbatniki i paczkę chipsów. - To chyba wszystko Betti. Idziemy do kasy. Po drodze rozglądała się dokoła, ale nie zauważyła Marka. Zapłaciły i wpakowały zakupy do reklamówek. Usiadły na ławce przed pizzerią. Odpakowała Beatce lizaka i podała jej. - Masz te swoje słodkości. Siedziały już dobre dwadzieścia minut, gdy wreszcie ujrzały go pchającego pękający w szwach wózek. - Rany boskie! Wykupiłeś pół sklepu. – Krzyknęła i spojrzała ze zgrozą na tą górę rzeczy. Roześmiał się na całe gardło. - Nie przesadzaj Ula. Pomożecie mi zapakować to w torby? Ja będę podawał, a wy wkładajcie do reklamówek. Ta jest dla ciebie Betti, a ta dla Uli. Wziąłem ich więcej, bo chyba nie zapakuję się do jednej, nie? - Na pewno nie. Nawet nie wiem, czy dziesięć starczy. – Zachichotał i spojrzał na Ulę. - Ula, więcej wiary, proszę. Najpierw środki czystości. Teraz słodycze. – Tymi zapełniał reklamówkę, którą trzymała Beatka. W kolejne pakowali jarzyny, mięso, wędliny, trochę wędzonych ryb, pieczywo i nabiał. - Mamy czternaście toreb. Wziąłeś może jakąś przyczepę, bo do bagażnika tego nie zmieścisz? – Znowu się roześmiał. - Nie będzie tak źle. To chyba wszystko. A skoro jesteśmy już przy pizzerni, to zapraszam was na pizzę. Mają tu też pyszny bar sałatkowy. Kiedyś tu byłem i próbowałem. Co wy na to? – Widział, jak w oczach małej zapaliły się iskierki zachwytu. - Możemy Ulcia? Możemy? Ja tak dawno nie jadłam pizzy. Ostatni raz wtedy jak tata żył. Pamiętasz? Zrobiłaś wtedy taką pyszną. Nawet tacie smakowała. – Pogładziła ją po głowie. Zamigotały w jej oczach łzy. Otarła je niezdarnie. - Pamiętam maleńka, pamiętam. – Wyszeptała. – To chodźmy na tą pizzę. Zajęli stolik i złożyli zamówienie. Podano colę dla wszystkich. Marek przyjrzał się Uli uważnie. - Zauważyłem, że nadal wspomnienie o tacie wywołuje u ciebie łzy. Powiesz mi, na co zmarł? - Tak, to prawda. Ilekroć o nim pomyślę, zawsze zbiera mi się na płacz. Nasza mama zmarła bardzo młodo. Beatka jej nie pamięta, bo odeszła tydzień po jej urodzeniu. Od tej pory i tato też zaczął chorować. Zawsze miał problemy z sercem. Ostatnio, to znaczy w zeszłym roku we wrześniu, bardzo się nasiliły. Był coraz słabszy. Na początku listopada zemdlał nam w kuchni. Betti go znalazła. Okazało się, że to był stan przedzawałowy. Musieli go koniecznie operować, bo nie rokował dobrze. Serce było zbyt słabe. Wszczepiono mu by-passy i wydawało się, że powoli dojdzie do siebie. Jednak kilka dni po tej operacji zadzwoniono do mnie w środku nocy i poinformowano, że zmarł w wyniku masywnego krwotoku. Nic już nie mogli zrobić. Zostaliśmy sami. Wystąpiłam do sądu o opiekę prawną nad Beatką i o rentę dla niej i Jaśka po tacie. Niewiele tego, to dlatego musimy żyć bardzo skromnie i oszczędnie. Po zrealizowaniu wszystkich opłat zostaje nam reszta z grosza. Musieliśmy sprzedać nasz dom w Rysiowie, bo nie bylibyśmy w stanie go utrzymać. Nie był zresztą w najlepszym stanie technicznym, dlatego i jego cena nie była wysoka. Za to, co dostaliśmy, kupiliśmy to mieszkanie. Ot cała historia. – Zakończyła ze smutkiem. - Rozumiem cię Ula doskonale. Mój ojciec też ciężko choruje na serce. Kiedyś był prezesem i właścicielem firmy. Przez to, że już nie mógł pracować jego obowiązki przejąłem ja. - Mówiłeś, że jesteś współwłaścicielem. - Tak, to prawda. Drugim wspólnikiem jest rodzeństwo Febo, Paulina i Alex. Moi rodzice wychowywali ich po śmierci rodziców, którzy wraz z moimi założyli kiedyś tę firmę. On jest dyrektorem finansowym, a ona ambasadorem firmy. Pod tym pojęciem kryją się funkcje reprezentacyjne i kontakt z mediami. - Mówiłeś też, że musiałeś opuścić dom, w którym mieszkałeś do tej pory i stąd to mieszkanie. - Tak. Tak było. Paulina Febo, to moja była narzeczona. To z nią dzieliłem ten dom. Lubi go, więc to ja się wyprowadziłem. To trochę taka rekompensata za sześć wspólnych lat. Spojrzała na niego zdumiona. - To strasznie długo. Nie żal ci tych lat? - Ani trochę. Nie pasowaliśmy do siebie. Ostatnie lata były już nie do zniesienia. Rozstanie, to było najlepsze wyjście. Nie mówmy już o tym, dobrze? Właśnie niosą naszą pizzę. Mogę dzisiaj jeszcze liczyć na twoją pyszną kawę? Kupiłem trochę ciasta i sam chyba nie dam rady wszystkiego zjeść. - Oczywiście. Na to zawsze możesz liczyć. W domu pomogła mu wypakować zakupy. Ułożyła wszystko na półkach w lodówce i w zamrażalniku. - No, teraz jest wszystko na swoim miejscu. – Powiedziała z zadowoleniem. – U siebie za chwilę zrobię to samo. Pójdziemy już, a ty wpadnij później na kawę. - Jeszcze chwileczkę Ula. – Podszedł do niej i podał jej reklamówkę. – Tu jest trochę słodyczy dla Betti. Zabierz je, mała będzie miała uciechę. - Marek… Po co aż tyle… Ona z pewnością się ucieszy, ale rozpieszczasz ją. Mnie nigdy nie było stać na takie wspaniałości. - Tym bardziej się cieszę, że sprawię jej trochę radości. - Dziękuję ci. To ja wracam do siebie. Zanim zamknął za nią drzwi usłyszał jeszcze radosny pisk Beatki i uśmiechnął się pod nosem. - Pyszny ten sernik. – Marek wytarł usta serwetką. – Miodownik też niezły. Najlepsza jednak kawa. Musisz mi taką robić w pracy. - Będę robić kiedy tylko zechcesz. Opowiedz mi trochę o firmie. Chciałabym też wiedzieć, czym konkretnie miałabym się zajmować. - No dobrze. Mamy biurowiec przy Lwowskiej. Sześciopiętrowy. My siedzimy na piątym piętrze. Ty będziesz miała biurko w sekretariacie. Siedzi tam już moja sekretarka, ale mało z niej pożytku. Może tobie uda się ją zmobilizować do większej aktywności. Jak na razie, to kompletnie olewa moje polecenia, a główne jej zajęcie, to piłowanie paznokci, oglądanie internetowych wyprzedaży i paplanie przez telefon. Nazywa się Violetta Kubasińska. - Skoro nie ma z niej pożytku, to dlaczego trzymasz ją w firmie? - Jest dziewczyną Sebastiana Olszańskiego. Tego samego, który nie przyjął cię do pracy. Nie mówiłem ci, ale on jest też moim najlepszym przyjacielem od lat i to właśnie on załatwił to mieszkanie. Poza tym Viola bywa czasem zabawna i potrafi mnie rozśmieszyć, jednak roboty specjalnie nie lubi. Uprzedziłem ją, że jako moja asystentka masz prawo wydawać jej polecenia, a ona wykonywać je bez szemrania. Jestem pewny, że nie spodobało jej się to, ale będzie musiała przywyknąć. Poza tym w firmie jest ktoś znacznie ważniejszy ode mnie. To nasz projektant Pshemko. Straszny dziwak i oryginał. Jednak jest też wielkim geniuszem a jego projekty są znakomite. Uwielbia gorącą czekoladę z odrobiną chilli. To, jak twierdzi, napędza go do pracy. Inne osoby na pewno szybko poznasz. Trudno mi teraz je wymienić. Wszystko poznasz, jak zaczniesz pracować. Pracujemy od siódmej trzydzieści do piętnastej trzydzieści, choć ja bardzo często muszę zostawać po godzinach. Teraz, gdy będę miał ciebie może to się zmieni, bo do tej pory zdany byłem wyłącznie na siebie. Viola nie była zbyt pomocna i musiałem odwalać robotę również za nią. - Dobrze, że mi powiedziałeś o tych godzinach pracy. Będę musiała przestawić Betti. Jest jeszcze za mała, żebym pozwoliła jej na samodzielne chodzenie do szkoły. Poza tym trzeba przejść przez ulicę. Trochę się o nią boję. Będzie musiała też zostawać w świetlicy po zajęciach i czekać na mnie. Twierdzi, że wytrzyma, najważniejsze, że mam pracę. Może jak będzie trochę starsza, to pozwolę jej na większą samodzielność. - Jestem pewien, że szybko się przyzwyczai. Ja nie będę cię zatrzymywał w firmie dłużej, niż to konieczne. Musisz się też zorientować w rozkładzie autobusów, bo nie zawsze będę mógł cię zabrać do pracy lub przywieźć z niej. Wtedy będziesz zdana na siebie. To tylko kilka przystanków a autobus zatrzymuje się przy firmie. Dojazd jest dość wygodny. - Na pewno we wszystkim się zorientuję. Będzie dobrze. A jakie zadania przede mną? - Przede wszystkim kosztorysy, bilanse i budżety. Musisz wejść w komitywę z Pshemko, bo przed każdą kolekcją to on robi specyfikacje tkanin, a my musimy je zamówić zgodnie z nią i podliczyć koszt ich zakupu. Sporo tego będzie, ale wierzę, że sobie poradzisz. - Mam nadzieję. Kocham cyferki i uwielbiam liczyć, więc to wszystko, co wymieniłeś nie powinno sprawić mi problemu. - Bardzo się cieszę Ula. Będę się już zbierał. Jutro o siódmej wyjeżdżamy. Po drodze podrzucimy małą do szkoły. Dobrej nocy. Do jutra. Zamknęła za nim drzwi. Zanim się położyła, przygotowała sobie wszystko. Wyprasowała nowy kostium i bluzkę. Budzik nastawiła na godzinę szóstą. Leżąc już w łóżku myślała jeszcze nad tym szczęśliwym zbiegiem okoliczności, który pozwolił jej poznać Marka a przede wszystkim otwierał przed nią obiecujące perspektywy. Tuż przed siódmą rano wyszła wraz z Beatką i cicho zamknęła drzwi. Zjechały windą na dół. Rozejrzała się, ale Marka jeszcze nie było. Podeszły do samochodu i stanęły przy nim. - O której po mnie przyjedziesz? – Mała zadarła głowę patrząc na nią w napięciu. - Chyba koło szesnastej. Musisz się przyzwyczaić Betti. Ja nie mogę pozwolić byś sama wracała ze szkoły. Ulica jest bardzo ruchliwa, a i do windy nie możesz wsiadać bez opieki. Wiesz dobrze jak ta praca jest dla nas ważna. Każda z nas musi coś poświęcić. Ty w świetlicy odrobisz sobie lekcje i pobawisz się z koleżankami, albo porysujesz. Wiem, że to może być nudne, ale dasz radę, tak? - Dam i obiecuję, że nie będę marudzić. - Cześć dziewczyny – usłyszały za plecami. Odwróciły się i uśmiechnęły do nadchodzącego Marka. – Gotowe? - Gotowe – odpowiedziała radośnie Betti. - To ruszamy. Wsiadajcie. Po odwiezieniu Beatki już bez przeszkód ruszyli w stronę firmy. Zatrzymał się na czerwonym świetle i odwrócił do Uli twarz. - Zdenerwowana? Uśmiechnęła się niepewnie. - Chyba tak. Nawet bardzo. - Nie stresuj się tak. Wszystko będzie dobrze. Właśnie dojeżdżamy. Zobacz. Tu jest przystanek autobusowy. Dzisiaj wrócisz sama, ja mam sprawę na mieście i nie będę mógł cię odwieźć. Sprawdź w Internecie połączenia. Zaparkował na niewielkim parkingu przy budynku. Tuż obok niego zatrzymała się srebrna, sportowa Mazda Olszańskiego. Wysiedli jednocześnie, a kadrowy ze zdumieniem odnotował, że Marek nie jest sam. - Cześć stary. - Cześć, Przedstawiam ci Sebastian Ulę Cieplak, którą już zapewne miałeś okazję widzieć wcześniej. Ula, jak się okazało jest moją sąsiadką z piętra. Bardzo pomogła mi przy przeprowadzce. - Witam panią i bardzo przepraszam, że za pierwszym razem tak niefortunnie wypadło. – Zarumieniła się i bąkając coś pod nosem uścisnęła wyciągniętą dłoń. - Wprowadziłeś się już? Nie żartuj. Dlaczego nie dałeś znać? Pomógłbym ci. – Dobrzański poklepał go po ramieniu. - Wiem Seba, ale do noszenia miałem ludzi z firmy przewozowej. Uwinęli się raz dwa. A z całą resztą poradziliśmy sobie z Ulą. - To co, teraz jakaś parapetówka? - No pomyślę stary, pomyślę. Na piątym piętrze rozstali się. Dobrzański poprowadził Ulę do sekretariatu. - Tu będziesz pracować. Violetty jak zwykle jeszcze nie ma. O tym też muszę z nią pogadać. Permanentnie się spóźnia. W końcu przestanę to tolerować. Zaraz zadzwonię po informatyków. Przyniosą ci komputer i zainstalują. A tu – otworzył szeroko drzwi do swojego gabinetu – jest moje królestwo. - Całkiem spore, ale nic dziwnego, jesteś w końcu prezesem. - Dzień dobry – padło od drzwi. Ich oczom ukazała się Violetta Kubasińska we własnej osobie. Ula pokojarzyła, bo Marek opisał jej swoją sekretarkę. - Dobrze, że już jesteś. To Ula Cieplak, moja asystentka, o której ci mówiłem, a to Viola Kubasińska, moja sekretarka. Mam nadzieję, że się dogadacie i liczę na waszą współpracę. – Dziewczyny uścisnęły sobie dłonie. – Viola zadzwoń do informatyków i powiedz, żeby przynieśli komputer dla Uli. Jak tylko go opanujesz, dam ci pierwsze zadanie. Rozgość się teraz. Viola pokaże ci, gdzie jest pokój socjalny. Zaparzysz mi tej dobrej kawy? - Zaparzę. Już wiem jaką lubisz. To ja idę. Viola oprowadziła ją po piętrze i pokazała gdzie co jest. W końcu dotarły do socjalnego. - Ile ty masz lat właściwie? - Dwadzieścia sześć. - To tak jak ja. Masz jakieś studia? - Skończyłam dwa kierunki na SGH, Zarządzanie i Marketing i Ekonomię. - No… nieźle, nieźle. Ja mam tylko liceum, ale rozważam pójście na uczelnię. Kocham PR i w tym kierunku chciałabym się kształcić. – Przyjrzała się Uli krytycznie. – Powinnaś się inaczej ubierać. W tej czerni wyglądasz jak własna babka. Te okulary też powinnaś zmienić. Nie dodają ci uroku. - Wiem Viola i na pewno to zrobię w najbliższym czasie. Koloru ubrań jednak nie zmienię. Mam żałobę i to nie wchodzi w rachubę. - Aaaa… rozumiem. Nie wiedziałam. Sorry. - Nie ma sprawy. Zrobię Markowi tej kawy. Weszła do gabinetu z parującą filiżanką w dłoni. - Marek, – powiedziała cicho – twoja kawa. - O dzięki. Jesteś wielka. Tego mi właśnie brakowało. Nie wychodź – zatrzymał ją jeszcze. – Dam ci wizytówkę do optyka, z którym mamy podpisaną umowę. Możesz tam pójść, jak odbierzesz Betti. Są czynni do osiemnastej. Zamówisz sobie okulary na koszt firmy. Nie protestuj, bo już widzę, że otwierasz usta. Wszyscy pracownicy pracujący przy komputerach mają zapewnione okulary. To firma płaci za nie. Tak tu jest. Informatycy już są? - Właśnie przyszli i podłączają komputer. - Dobrze. W takim razie tu masz teczkę z fakturami. Zrób taką kompilację kosztów. Nazwa materiału i cena jednostkowa, a potem ilość metrów i cena za całość. Zsumuj mi potem wszystko i przynieś gotowe zestawienie. Jak się z tym uporasz, dostaniesz następną porcję. – Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco. – To do roboty sąsiadko. Pokaż, co potrafisz. Wróciła do siebie i usiadła za biurkiem. Komputer był już zainstalowany. Szybko połapała się w nim. Przede wszystkim sprawdziła połączenie i stwierdziła, że autobus odjeżdża dwadzieścia siedem po trzeciej, a następny jest dopiero za dwadzieścia minut. Postanowiła powiedzieć o tym Markowi i spytać, czy mogłaby wychodzić na ten wcześniejszy. Teraz jednak musiała skupić się na pracy. Pochłonęła ją całkowicie. Szybko wstukiwała kolumny cyfr w sporządzone wcześniej tabele. Kilka razy sprawdziła, czy dobrze podsumowała. Kiedy uznała, że wszystko gra wydrukowała dokument i ponownie zapukała do drzwi gabinetu. Wsunęła przez nie głowę. - Marek? Mogę? - Oczywiście. Wejdź. - Mam dla ciebie to zestawienie. Proszę. – Spojrzał na nią z podziwem. - No, szybko ci poszło. - I mam jeszcze pytanie. Mogłabym wychodzić pięć minut przed czasem? Sprawdziłam autobusy i jeden jedzie dwadzieścia siedem po trzeciej a drugi jest dopiero za dwadzieścia minut. - Nie ma sprawy. Też nie chcę, żeby Betti siedziała do późna w szkole. Załatwione. Idź jeszcze dzisiaj do tego optyka, dobrze? - Postaram się. To daj mi coś do roboty. – Roześmiał się. - Rozochociłaś się, co? – Odpowiedziała uśmiechem. - Chyba tak. Coraz bardziej mi się tu podoba. |
monika_2601 (gość) 2012.10.19 22:37 |
Ok i w tym momencie byłabym gotowa zamienić mój
wygodny dwupiętrowy dom rodzinny (tak, mimo podeszłego wieku wciąż
mieszkam z rodzicami, wstyd mi :p) na jakieś ciasne mieszkanko w bloku,
jeśli miałabym mieć takiego sąsiada, który otwiera mi drzwi przepasany
tylko ręcznikiem :p A tak na poważnie, to właściwie niewiele mam do
powiedzenia. Jak wszystko jest tak pięknie i akcja idzie po myśli,
świetnie się czyta i nie ma się do czego przyczepić, to nigdy nie wiem
co napisać:p Cieszę się, że przyspieszyłaś wstawienie tego rozdziału, bo
już od pierwszej części wciągnęłam się w to opowiadanie, a kolejnych
nie dodajesz znowu tak często. Mam nadzieję, że następna pojawi się w
miarę szybko:) Ostatnio napisałaś mi, że to nie Marek sprowokuje
przemianę Uli. Skoro nie on, to może Viola? Dziewczyny chyba się
dogadują. Oczywiście po pierwszym kontakcie trudno to jednoznacznie
stwierdzić, ale też nie ma między nimi wrogości takiej jak była w
serialu. To bardzo dobrze. O wile bardziej lubię lubiące się Ulę i Violę
niż te stale żrące się:p No to czekam na kolejną część. Weny życzę i pozdrawiam ;) |
MalgorzataSz1 2012.10.19 22:50 |
A ja chętnie zamieniłabym mój podeszły wiek na Twój "podeszły" wiek. Dlaczego? Napiszę Ci na prywatnej poczcie. Mnie wydaje się, że dodaję w miarę często. Tydzień przerwy między jednym rozdziałem a drugim, to znowu nie tak wiele. Teraz trudno mi powiedzieć, kiedy pojawi się następna część. Rzeczywiście to nie Marek spowoduje przemianę Uli. Również nie będzie to zasługa Violetty. Na pewno będzie to ktoś z jej najbliższego otoczenia. Tyle mogę w tej kwestii powiedzieć. Wielkie dzięki za wpis. Ostatnio komentujesz na bieżąco, co mnie osobiście bardzo cieszy. Pozdrawiam. |
XUlaX (gość) 2012.10.20 09:20 |
Gosiu. Jak zwykle cudowna część. Coraz częściej się zastanawiam czy moje komentarze mają jakiś sens, skoro ciągle piszę w nich to samo. Wszystko idzie dobrą drogą, Ula i Marek świetnie się dogadują, widać, że swoje towarzystwo sprawia im dużą radość. Marek ma również dobry kontakt z Beatką, ale to nic dziwnego. :) Zaskoczyłaś mnie jednak Violettą, niespodziewałam się, że tak przyjaźnie będzie się odnosić do Uli. Myślałam, że będzie to coś podobnego do tych relacji z serialu. Naszczęście się myliłam. Gosiu dałaś nam kolejną zagadkę do rozwiązania, a mianowicie kto stanie za przemianą Uli. W tym rozdziale myślałam, że będzie to Marek, w końcu dał jej pieniądze na nowe okulary. Pod koniec pojawiła się myśl, że może Viola. Ty jednak zaprzeczyłaś, mówisz, że ktoś z jej najbliżeszego otoczenia...hmmm...W takim razie narazie na myśl przychodzą mi tylko dwie osoby Jasiek oraz Maciek. Pozdrawiam :) |
MalgorzataSz1 2012.10.20 09:31 |
Paulina. Jak w ogóle możesz pytać, czy Twoje komentarze mają sens? Oczywiście, że mają! Dla mnie ogromny! Na razie jest świetnie i można by powiedzieć, że sielankowo. Za kilka rozdziałów, będzie nieco mniej tej idylli. Viola nie zaprzyjaźniła się z Ulą. Jeśli pamiętasz, dostała dosadne wskazówki od Marka, by traktować ją poprawnie. Tak też robi, ale swoje myśli. Nie byłaby przecież sobą, gdyby było inaczej. Zabieg z okularami nie jest nowy. W serialu Marek też dał jej wizytówkę do optyka mówiąc, że to firma płaci. Ja tylko to powieliłam i nie jest to nic odkrywczego. Co do przemiany, to dobrze kombinujesz, ale nic więcej nie powiem. Bardzo Ci dziękuję i proszę o kolejne komentarze pod rozdziałami. Nie chcę też słyszeć więcej, że to nie ma sensu. Serdecznie Cię pozdrawiam. Buziaki. |
Shabii (gość) 2012.10.21 13:47 |
Małgosiu. Świetna część. Bardzo optymistyczna i wesoła. Zakupy zarówno Beti i Uli jak i Markowi poszły bardzo sprawnie i udało się kupić mnóstwo przydatnych produktów. Później po wyczerpujących zakupach udali się na zapewne bardzo smakowitą pizzę. Ach! Rozpieszcza ich ten Mareczek. Cieszę się, że Ulka opowiedziała mu o swoim ciężkim jak do tej pory życiu. Pierwszy dzień w pracy, chyba można zaliczyć do udanych. Jestem dumna z Sebastiana, że przeprosił i zachował się dość ładnie. Trochę jestem w szoku, że Violka nie była 'nie miło' sądziłam, że będzie podobnie jak w serialu a okazało się, że nawet nie najgorzej przyjęła Ulkę. Mam nadzieję, że od teraz aż do samego końca będzie już tak miło, albo jeszcze miłej. Serdecznie Pozdrawiam! :*:) |
MalgorzataSz1 2012.10.21 14:11 |
Shabii. Wróciłaś już na dobre? Mam taką nadzieję, bo bardzo Ciebie brakuje. Pisałam już wcześniej, że ten rozdział był istotnie sielankowy. Niestety nie będzie tak pięknie do końca. U Uli i Marka zdarzy się pewien niemiły incydent a i u innych bohaterów nie będzie różowo. Generalnie jednak to opowiadanie nie będzie obfitować w jakieś sensacyjne wątki (no może poza jednym) i nagłe zwroty akcji. Ot zwyczajna opowieść o życiu zwykłych ludzi. W kilku rozdziałach dałam się ponieść mojej miłości do gotowania i sprawdzania nowych przepisów. Na pewno szybko się zorientujesz w jakich. Zastanawiam się nawet, czy aby nie przesadziłam. Bardzo Ci dziękuję za komentarz i przesyłam buziaki. |
danka69 (gość) 2012.10.23 10:45 |
Gosiu, sorry, że tak późno spieszę z komentarzem. Notkę przeczytalam w dniu jej ukazania, ale jak wiesz gonię w piętkę i nie mam czasu spokojnie usiąść i coś sensownego napisać. Zresztą, jak nawet mogę spokojnie usiąść to nie wiem czy potrafię coś sensownego sklecić.Ale do rzeczy. Marek wykupił pół marketu, obdarował Beatkę słodyczami i zaprosił na pizzę. Jak zawsze ma chłopak gest, dobrze wychowany , z wysoką Kinderstubą. Jak nie zawsze, jest wolny, zakończył wcześniej związek z Pauliną. Rozumiem ,że dzięki temu będzie mógł spokojniej, bez głębszych zawirowań budować relacje z Ulą.Chociaż wspominałaś, że nie do końca będzie spokojnie. Coś zgrzytnie. Ciekawe czy Pszemko zaakceptuje Ulę, czy też będzie wydziwiał i krzywił się. Co do Violki , to relacje z Ulą nie będa odbiegać od normy serialowej.Tylko początek jest taki miły. Gosiu, czekam na kolejną część. Ale oczywiście cierpliwie poczekam.... . ściskam |
MalgorzataSz1 2012.10.23 10:56 |
Danusiu. Wiesz dobrze, że każdy Twój komentarz jest dla mnie bardzo cenny, ten również mnie ucieszył. Masz rację. Marek to facet z przeszłością. Uwolnił się z toksycznego związku, jednak do budowania ściślejszych relacji z Ulą jeszcze daleko. Na razie nawiązują nić przyjaźni. W pewnym momencie zostanie ona mocno nadszarpnięta, ale o tym już nic więcej nie napiszę. Cierpliwości. Jak pisałam wyżej, Violetta jest miła, bo taki prikaz dostała od Marka. Sama z siebie nie potrafiłaby taka być, bo Uli nie może strawić. Jeszcze nie. Potem to się, rzecz jasna zmieni. Następny rozdział dodam pewnie w sobotę lub w niedzielę, jednak on w zasadzie niczego nie zmieni, poza jedną dość istotną rzeczą. Być może się domyślasz, a jeśli nie, będziesz musiała zaczekać do końca tygodnia. Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę więcej czasu dla siebie i wytchnienia od obowiązków. :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz