05 wrzesień 2013 |
Część 2
Najedzony wrócił do szpitala i usiadł przed salą operacyjną. Zza drzwi nie dochodził żaden dźwięk. Nawet nie było nikogo, kogo mógł zapytać, czy długo to jeszcze potrwa. Nie pozostało mu nic innego jak tylko uzbroić się w cierpliwość. W całe pokłady cierpliwości. Zerknął na zegarek. Jeśli lekarz prawidłowo przewidział czas zabiegu i jeśli nie było żadnych komplikacji, to powinni ją wywieźć za dwadzieścia minut. Splótł nerwowo palce. To czekanie wykańczało go. Usłyszał odgłos kroków i nerwowo podniósł się z fotela z napięciem wpatrując się w szklane drzwi. Zobaczył znanego mu już lekarza i podszedł do niego. - No i co panie doktorze? Wszystko dobrze? Lekarz obrzucił go zmęczonym spojrzeniem. - Sama operacja przebiegła dobrze. Niestety wbrew temu, co wcześniej zakładałem, że usuniemy tylko guz ze sporym marginesem, nie udało nam się oszczędzić piersi. Dopiero, kiedy ją otworzyłem zobaczyłem liczne nacieki spowodowane przez nowotwór. Musieliśmy wykonać pełną mastektomię i usunąć pierś. Dzięki temu zapobiegliśmy rozrostowi guza. Usunęliśmy też węzły chłonne, w których na szczęście nie było przerzutów. Pańska narzeczona nie jest jeszcze tego świadoma i należy delikatnie jej o tym powiedzieć. Jak tylko przewiozą ją na salę i wybudzi się do końca, porozmawiam z nią o tym. Za chwilę powinna być już w pokoju. Lekarz oddalił się zostawiając na środku korytarza wstrząśniętego tymi informacjami Marka. Bardzo obawiał się jej reakcji. Chciał, żeby przyjęła to spokojnie i przede wszystkim zrozumiała, że usunięcie piersi w takim przypadku było koniecznością. Z drugiej strony znał już ją dobrze i przeczuwał najbardziej prawdopodobny scenariusz. Znowu będzie płakać, a on będzie musiał zrobić wszystko, żeby ją uspokoić. Przez drzwi wyjechało szpitalne łóżko. Podszedł do niego i ujął jej dłoń cicho szeptając jej imię. Otworzyła ciężkie powieki. Była jeszcze otumaniona narkozą i mocno zdezorientowana. - Marek… - powiedziała niemal bezgłośnie. - Jestem skarbie. Cały czas jestem. Przewieziono ją na salę i podpięto kroplówkę ze środkiem przeciwbólowym. Po chwili wszedł lekarz. Poklepał ją delikatnie po twarzy. - Proszę się obudzić pani Urszulo. Już po zabiegu. Powoli dochodziła do siebie. Upłynęło kilkanaście minut nim spojrzała na świat przytomniej. Lekarz uśmiechnął się do niej. - Rozumie pani sens słów, które wypowiadam? – Spytał. Pokiwała głową. - Rozumiem… Już po wszystkim? Wycięliście wszystko? Lekarz przysiadł na brzegu łóżka i ujął jej dłoń. - Niestety pani Urszulo, musieliśmy usunąć całą pierś. Nie mieliśmy wyboru, bo guz zaczął naciekać. Tak było bezpieczniej. Gdybyśmy wycięli tylko jego, chemioterapia mogłaby nie poradzić sobie ze zwalczeniem pozostawionych komórek nowotworowych, a to oznaczałoby duże prawdopodobieństwo wznowy. Teraz mamy niemal stuprocentową pewność, że pozbyliśmy się go raz na zawsze. Oczywiście chemię musi pani przejść. To da dodatkową gwarancję. Teraz powinna się pani wziąć w garść i zacząć zdrowieć. Zostawię państwa samych. Zajrzę wieczorem. Gdyby działo się coś niepokojącego proszę wezwać pielęgniarkę. Po wyjściu chirurga rozpłakała się rozpaczliwie. Ujął jej dłonie i przycisnął do ust. - Nie płacz skarbie. Wiesz, że musieli tak postąpić. Inaczej nie miałabyś żadnej szansy a rak dałby przerzuty. - Czy ty nie rozumiesz? Okaleczono mnie. Pozbawiono atrybutu kobiecości. Nie jestem już kobietą. Jestem wybrakowanym "czymś". Nie mam piersi. Jak ja będę żyć bez niej? Jak będę karmić dziecko, które chcę urodzić? Jak? Płakała tak rozpaczliwie, że aż zachłystywała się łzami. Był bezradny wobec tej rozpaczy. Próbował ją pocieszać. - Ula, proszę cię uspokój się. Boję się, że z tego płaczu popękają ci szwy. Wiele kobiet żyje bez piersi. Pogodziły się z losem i prowadzą szczęśliwe życie. Z tobą też tak będzie. Musisz się tylko z tym oswoić. Masz jeszcze drugą, bardzo piękną pierś. Miałaś tylko jedną możliwość do wyboru. Chyba lepiej nie mieć piersi i żyć, niż umrzeć z nią, prawda? Ja chcę żebyś żyła dla mnie i dla naszych dzieci, które przyjdą na świat i nie obchodzi mnie, czy będziesz miała piersi, czy nie. Zawsze potem można pomyśleć o implancie. Nie płacz już, bo ja jestem szczęśliwy, że to tak właśnie się skończyło nawet kosztem poświęcenia jednego z tych cudów. - Łatwo ci mówić, – szlochała - to nie tobie obcięto część ciała. - Myślisz, że jest mi łatwo? Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym wziąć na siebie cały twój ból, żebyś nie musiała tak cierpieć. Mnie to też boli Ula i proszę cię nie rób ze mnie nieczułego faceta, bo takim nie jestem i dobrze o tym wiesz. - Przepraszam. Jestem zła sama na siebie. Jestem zła na raka. To z tej złości mówię te wszystkie przykre rzeczy. Wybacz mi. - Już dobrze. Spróbuj się trochę przespać. Za kilka godzin inaczej spojrzysz na to wszystko. Rozmawiałem z ojcem. Bardzo chcą cię odwiedzić jutro, ale jeśli nie czujesz się na siłach to zadzwonię i odmówię. - Nie, nie… To bardzo miło z ich strony. Jutro na pewno poczuję się już znacznie lepiej. Dzisiaj jestem chyba w szoku i mam chaos w głowie. Podniósł się z krzesła i ucałował jej czoło. - Za chwilę przyjdę skarbie. Na korytarzu widziałem automat z kawą. Kupię i przy okazji zadzwonię do Rysiowa i uspokoję tatę. Kiedy wrócił, spała. Dopił kawę i też się położył, chociaż nie potrafił zasnąć. Właściwie to spodziewał się z jej strony tej wielkiej rozpaczy i nie sądził, że łatwo pogodzi się z utratą piersi. Było mu jej strasznie żal. On sam odczuwał niemal fizyczny ból, gdy patrzył na jej łzy. Obiecywał jej po pokazie, że już nigdy nie pozwoli jej płakać, ale czegoś tak potwornego nie brał nawet pod uwagę. Teraz najważniejsze, żeby miała spokój, wyciszyła emocje i powoli przyzwyczajała się do nowej sytuacji. Czekała ją jeszcze chemia. Słyszał różne rzeczy o tym jak ludzie ciężko ją przechodzą, jak tracą włosy, brwi i rzęsy. Czy ona będzie potrafiła to wszystko znieść? Przymknął powieki. – Panie Boże jeśli istniejesz, nie pozwól jej tak cierpieć. Jednak zasnął. Było już dobrze po szesnastej, gdy obudził go przeciągły jęk. Zerwał się na równe nogi i podszedł do łóżka Uli. Pochylił się nad nią gładząc jej włosy. - Kochanie, co ci jest? Boli cię coś? - Marek, zrób coś. Niech mi dadzą jakiś środek przeciwbólowy. Tak bardzo boli mnie prawa połowa ciała. Boli mnie rana, ręka a najgorzej plecy. Dlaczego to tak boli. Nie mogę tego znieść. Pognał do dyżurki pielęgniarek jak błyskawica. Poprosił, by dano jej coś na złagodzenie bólu. Po chwili zjawiła się pielęgniarka niosąc worek z kroplówką zawierającą środek przeciwbólowy. Za nią wszedł lekarz. - Panie doktorze, dlaczego ona tak cierpi? - Wiem, że ją boli. To normalne po takiej rozległej operacji. Teraz po odjęciu piersi jej ciało musi się zregenerować. Wypełnić ten brak i jak najlepiej zniwelować stratę. Za kilka dni będzie lepiej a do tego czasu utrzymamy ją na środkach przeciwbólowych. Następnego dnia późnym popołudniem przyjechali Dobrzańscy. Przywitali się z nią niezwykle serdecznie. Helena przysiadła obok niej na łóżku i spytała z troską. - Bardzo cię boli Uleńko? - Bardzo. Gdyby nie kroplówki nie potrafiłabym znieść tego bólu. Całe szczęście jest Marek i zawsze reaguje, gdy ból się nasila. Gdyby nie on, naprawdę nie wiem jak zniosłabym to wszystko. – Zalśniły jej w oczach łzy. - Nie płacz kochanie – Helena pogładziła jej dłoń. - Teraz będzie już tylko lepiej, a ty będziesz zdrowieć. Musisz walczyć i zacząć myśleć pozytywnie. Postawiłaś na nogi firmę, choć była bliska zapaści. Potraktuj swoje ciało jak ją. Nie pozwól, żeby ból rządził twoją wolą, żeby zdominował ci umysł. Urodziłaś się wojowniczką, a takie osoby nie poddają się łatwo. Jesteś przecież taka dzielna. Krzysztof będzie zastępował Marka tak długo jak będzie trzeba. Będziesz miała wsparcie i w nim i w nas. Była wdzięczna Helenie za te słowa. Spowodowały, że poczuła się lepiej. Krzysztof też pocieszał ją jak mógł. - Jesteś naszą małą bohaterką Ula, a bohaterowie nigdy nie rezygnują z walki. Dałaś radę z firmą, dasz i z tym paskudztwem. Jestem o tym święcie przekonany. Dwa dni później Marek przywiózł z Rysiowa Józefa i rodzeństwo Uli. Józef rozkleił się zupełnie podobnie jak mała Betti. Teraz to Ula musiała ich pocieszać. - Nie płaczcie, bo jeszcze nie umieram. Nie pozwolę, żeby choroba mnie zdominowała. Wezmę chemioterapię i wyzdrowieję. Tak sobie postanowiłam. Mówiła tak, choć w środku przeżywała katusze. Jej dusza wyła ze strachu, bezsilności i beznadziei. Miała świadomość, że za chwilę zdejmą jej bandaż na dobre i najbardziej obawiała się widoku pod nim. Wprawdzie do tej pory każdego dnia odwijano ją z niego i robiono świeże opatrunki. Z miejsca, w którym była kiedyś pierś wystawały dwa dreny, które każdorazowo oczyszczano, bo musiały być drożne. Nawet bała się zerkać na to miejsce. Chyba nie była jeszcze gotowa, żeby zobaczyć skutki tej operacji. Po dziesięciu dniach wyciągnięto dreny i wypisano ją. Pokazano jak ma zmieniać opatrunki. Od teraz będzie musiała stawić temu czoła i poradzić sobie z nimi sama. Dostała skierowanie na chemię. Dwa razy w tygodniu miała przyjeżdżać do kliniki. Bała się przyszłości. Nie wiedziała, co los ma dla niej jeszcze w zanadrzu. Postanowiła być silna dla siebie i dla Marka, choć zdawała sobie sprawę, jak bardzo może być to trudne. Przyjechał po nią w dniu wypisu. Dzień wcześniej wysprzątał cały dom. Zmienił pościel. W aptece zaopatrzył się we wszystko, co miało być potrzebne. Pomógł jej się ubrać i usadził ją na wózku. Ze szczęśliwą miną wyjechał z nią na parking. Zachłysnęła się tym mroźnym, ostrym powietrzem i zaczęła kasłać. Zaniepokoił się. - To nic… To to świeże powietrze – uspokoiła go. – Zaraz się przyzwyczaję. W domu pokazał jej te wszystkie zakupione w aptece rzeczy. - Już nie będziesz musiała się owijać bandażem. Spójrz jakie kupiłem duże opatrunki. Są na pewno wygodniejsze i łatwe do przyklejenia na ranę. Zobaczysz jak szybko się zagoi. Nie podzielała jego optymizmu. Tak naprawdę to nie oglądała jeszcze swojej blizny. Dzisiaj zobaczy ją po raz pierwszy. Czy będzie potrafiła znieść ten widok? Wieczorem poszła do łazienki i zamknęła się w niej na klucz. Marek dobijał się wprawdzie nie chcąc, żeby była w niej sama. Deklarował, że pomoże jej zmienić opatrunek, ale nie zgodziła się. - Nie Marek, ja nie chcę, żebyś mnie oglądał. Nie jestem jeszcze gotowa. Uszanuj to. - No dobrze, jak wolisz, ale gdybyś potrzebowała mojej pomocy, to zawołaj. – Zrezygnowany odszedł od łazienkowych drzwi. Powoli odwinęła bandaż i stanęła przed lustrem z opuszczoną głową. Musiała odważyć się, żeby spojrzeć. Zacisnęła zęby i powoli podniosła powieki. Widok jaki ujrzała wstrząsnął nią. Zamiast piersi miała miejsce przecięte rozległą blizną i dwa dopiero zabliźniające się ślady po drenach. Ciało w tym miejscu nie było jedną, gładką płaszczyzną i wyglądało jak pole krwawej bitwy. Rozpłakała się. Za żadne skarby nigdy nie pokaże tego Markowi. Już nie jest stuprocentową kobietą, ale tym czymś, czego nie potrafiła nawet nazwać. Rozebrała się do końca i weszła pod prysznic. On pozwolił zmyć z niej ten szpitalny zapach. Po kąpieli przemyła ranę środkiem odkażającym. Nałożyła maść, która miała przyspieszyć jej gojenie i nakleiła plaster. Wyszła z łazienki w grubej, flanelowej piżamie. W niej czuła się pewniej niż w cienkiej, jedwabnej, prześwitującej koszulce. Marek obrzucił ją zdumionym spojrzeniem, ale nie skomentował. Postawił przed nią talerz z pachnącym ziołami spaghetti i szklankę z herbatą. - Proszę kochanie. Zjedz trochę a później się położysz. Ja wyskoczę jeszcze na miasto i zrobię jakieś zakupy, bo wczoraj już nie zdążyłem. Pościelę ci w salonie. Przynajmniej będziesz mogła pooglądać telewizję. Życie nabrało cech normalności. Marek wrócił do pracy, ona nie. Nie była gotowa na rozmowy z koleżankami o jej chorobie. Jednak najbardziej obawiała się ich współczujących spojrzeń. Najpierw sama musi oswoić się z tym, by potem móc bez skrępowania o tym rozmawiać. Bez skrępowania? Nie sądziła, by kiedykolwiek mogła rozmawiać o swoim raku bez skrępowania. Tak czy siak, została w domu. Na bliznę spoglądała tylko wtedy, gdy robiła sobie opatrunki. Zazwyczaj stawała przed lustrem rozebrana do połowy i ustawiała się tak, żeby widzieć tylko swoją lewą stronę. Wówczas chociaż przez chwilę mogła poczuć się kobietą. Nie miała pojęcia czy nadejdzie kiedyś taki moment, że przełamie się i pozwoli Markowi obejrzeć swoje rany. Na razie nie dopuszczała do takich sytuacji. Kiedy kładli się spać wtulała się w niego jak zwykła to czynić do tej pory, ale nie pozwalała na nic więcej. Cierpiała. On również. Wiele razy skarżył się, że nie chce mu zaufać tak jak ufała mu dotychczas. Płakała wtedy bezradnie i przepraszała go po dziesięć razy. Kapitulował. Nie mógł znieść widoku tych strumieni łez toczących się z jej oczu. Po tygodniu zaczęła chemię. Zawiózł ją do kliniki na onkologię. Musiał być z nią. Nie chciał jej zostawiać samej. Zniosła ją bardzo źle. Była słaba i wymiotowała. Nie była w stanie iść. Na rękach zaniósł ją do samochodu. Podsunął jej kilka foliowych woreczków na wypadek gdyby znowu złapały ją torsje. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Leciała mu dosłownie przez ręce. To była dopiero pierwsza dawka. Martwił się jak zniesie następne. Zaczęły wypadać jej włosy. Z rozpaczą ciągnęła ich długie pasma i wrzucała do worka na śmieci. Któregoś dnia Marek wrócił z pracy i zastał ją siedzącą na kanapie w salonie i bezmyślnie wpatrującą się w zawartość kosza. Na głowie miała zawiązaną chustkę. Z przerażeniem spojrzał na nią. Podszedł i potrząsnął nią lekko. - Kochanie, co ty zrobiłaś? – Spojrzała mu w oczy ze smutkiem. - Wyszłam przed orkiestrę. Zamiast czekać, aż same wypadną ogoliłam głowę. Tak jest lepiej. - Przytulił ją mocno. - Tak strasznie mi przykro, że musisz przechodzić przez to piekło. - Kupisz mi jakąś perukę? - Kupię ci cały stos peruk – zapewnił. - Marek? Czy ty mnie jeszcze kochasz? - Oczywiście, że kocham. Jak możesz nawet o to pytać? Nic się nie zmieniło skarbie. Ciągle kocham cię jak wariat. - Nawet bez tej piersi? - Upewniała się. - Nawet jakbyś była płaska jak deska to niczego nie zmieni. Poczuła jak jego dłoń gładzi jej plecy a potem wsuwa się pod bluzę od piżamy i zesztywniała w momencie. Wstrzymała oddech. - Ula, śpisz? – Mruknął. Przytulił ją mocniej do siebie. Miał erekcję i już wiedziała, że jej pragnie. Ona też pragnęła. Pragnęła z całej duszy. - Bardzo mi ciebie brakuje – wyszeptał całując jej usta. Splotła ramiona na piersiach a raczej na jednej piersi. Wzbierała w niej nienawiść do samej siebie za to, że była tak ohydnie okaleczona, za swoją bezsilność i za ten paniczny strach. - Ulaaa – kolejny raz usłyszała jego szept. Jak oparzona zerwała się z łóżka. - Przepraszam. Nie mogę. Proszę cię zostaw mnie. Daj mi spokój! Zanosząc się płaczem wybiegła z sypialni wprost do łazienki i zamknęła ją na klucz. Weszła do kabiny i zasunęła ją szczelnie za sobą. Odkręciła wodę. Jej szum pozwolił zagłuszyć to rozpaczliwe łkanie. |
biedronka2012 (gość) 2013.09.05 19:15 |
Droga Małgosiu ! To było straszne ! Dawno nie czytałam czegoś tak szokującego … Nie mogę pozbierać myśli. To było takie prawdziwe … Ból, strach, cierpienie. Nie wiem kogo bardziej mi żal Uli czy Marka. Ula potrzebuje dużo czasu, żeby pogodzić się z utratą piersi, a Marek wydaje mi się, ze trochę za bardzo naciska. Dla niej to wszystko za szybko się dzieje. No i jeszcze chemia… mam nadzieje, że wszystko dobrze się skończy. Pozdrawiam biedronka |
MalgorzataSz1 2013.09.05 19:48 |
Biedronko Rak jest szokujący. Wiele kobiet poznając taką diagnozę po prostu wpada w panikę i rozpacz, a jeszcze jeśli kończy się to mastektomią to już w ogóle. Ula myślę, prezentuje tu typowe zachowanie w takiej sytuacji. Dużo czasu musi minąć nim zacznie oswajać się z rzeczywistością.Marek nie naciska na nią. On po prostu jest bezradny, bo chciałby jej pomóc, a zupełnie nie wie jak. Pewne rzeczy robi instynktownie. Próbuje pocieszać, zawsze przy niej jest i opiekuje się nią.Ta ciężka sytuacja, jej rozpacz i łzy czasami zdają się go przerastać i nie za bardzo sobie z tym radzi. Wie jedno, że musi zrobić absolutnie wszystko, by ona zaakceptowała swoje okaleczone ciało, a to jest najtrudniejsze. Bardzo się cieszę, że tu zajrzałaś, bo dawno Cię nie było. Dziękuję za komentarz i serdecznie Cię pozdrawiam. :) |
Abstrakt (gość) 2013.09.05 19:53 |
Małgosiu :-) ...serce mi pęka, trudno mi przyswoić cierpienie kobiety, która znajduje się w takiej sytuacji jaką opisujesz.... I na dodatek zrobiłaś to bardzo sugestywnie... Ten rozdział dostarczył mi wrażeń w postaci szoku, smutku, gęsiej skórki i bezbrzeżnego współczucia dla wszystkich kobiet, które zmagają się z tą chorobą. Aspekt psychiczny potęguje fakt kilku śmierci, które tą niewyrównaną walkę niestety przegrały.... I nadal nie umiem pogodzić się z ich odejściem. Pewnie dlatego ten temat wywołuje we mnie psychiczną histerię.... Chcę by choć Ula wygrała i była szczęśliwa, i na dodatek bez tego okrutnego piętna żyła w szczęściu i spokoju. Pozdrawiam serdecznie :-) |
MalgorzataSz1 2013.09.05 20:06 |
Abstrakt. Nie sadziłam, że te moje opisy są tak bardzo sugestywne. Jesteś drugą osobą, która o tym wspomina, ale czyż można w sposób mniej szokujący opisać to niewyobrażalne cierpienie i ból? Te kobiety czują się gorsze, okaleczone na ciele i duszy, zubożone o coś, co określało je mianem kobiety. Trudno się z tym pogodzić i nawet argumenty typu, że dzięki mastektomii przeżyły nie od razu dochodzą do głosu, bo na początku tylko i wyłącznie liczą się straty, nie zyski. Już pisałam wcześniej, że opowiadanie skończy się dobrze, może nawet i szczęśliwie, choć w kobiecie po takich przejściach już na zawsze pozostanie żal i poczucie bezwartościowości. Ja mam nadzieję, że zakończenie jakie wymyśliłam przypadnie Wam do gustu. Serdecznie dziękuję Ci, że tak szybko przeczytałaś i skomentowałaś. Rozdział miał być wstrząsający i z Twojego komentarza wynika, że taki był. Pozdrawiam Cię serdecznie. :) |
Natalia (gość) 2013.09.05 22:41 |
Super. Jak dla mnie, mowiac jezykiem uzywanym w naszych artystycznych kregach - 'miecho'. Kurcze w tak doskonalym momencie nagle urwalas akcje! Jeeejuuu! Jestem ogeomnie ciekawa ich dalszej walki. A moze Marek sie podda i odejdzie od niej? Albo to ona bedzie kazala mu odejsc. Naprawde jestem w ogole niezaspokojona i czekam na wiecej! Buziakiii!! |
MalgorzataSz1 2013.09.06 08:04 |
Natalio Cieszę się, że przynajmniej w części zaspokoiłam Twoje czarne wizje. Co do tego, czy Marek odejdzie, czy ona go rzuci nie będę się wypowiadać, bo nie byłoby niespodzianki i przyjemności z czytania następnej części. Postanowiłam wziąć z Ciebie przykład i też zakończyć rozdział elementem niepewności. Ty robiłaś to często i z premedytacją, a mnie zżerała ciekawość do tego stopnia, że wiłam się w mękach. Przy moim zakończeniu nikt nie będzie tego robił, ale jeśli wzbudziłam chociaż trochę ciekawości i emocji, to mogę sobie pogratulować. Bardzo dziękuję za wizytę i komentarz. Serdecznie Cię pozdrawiam. :) |
Ania (gość) 2013.09.06 09:59 |
Gosiu Smutne jest to opowiadanie ,ale przedstawia historie ,które się zdarzają zadko się zdarza ,że Kobieta ,która traci pierś ma wsparcie męża wiele razy jest tak ,że zostaje z tym całkowicie sama :( Dobrze ,że Ula ma Marka rodzine i przyjaciółki ,które na pewno się od niej nie odwrócą. Ula mam nadzieje ,że powróci do zdrowia zostanie mamą razem z Markiem będą szczęsliwą rodzinką :) pozdrawiam. Dzięki za komcia u mnie |
MalgorzataSz1 2013.09.06 11:10 |
Aniu Opowiadanie jest smutne, bo temat w nim poruszany jest przygnębiający. Rak to cięzki kaliber. Człowiek nim obarczony potrzebuje wsparcia, chociaż początkowo zamyka się w sobie nie informując o tym najbliżeszego otoczenia. Tu sytuacja była inna, bo to właściwie Marek odkrył ten guzek. To opowiadanie jest też o tym jak człowiek chory potrafi się wewnętrznie zmobilizować i walczyć, żeby móc żyć. Dziękuję Ci pięknie za wpis i serdecznie pozdrawiam. :) |
Amicus (gość) 2013.09.06 11:28 |
Przyznaję, że mocny to był rozdział. Tak bardzo przepełniony emocjami, niestety tymi negatywnymi. Żal, rozpacz, pretensja do całego świata, wstręt do samej siebie. Utrata piersi to dla kobiety ogromny cios. Nie tak rzadko zdarza się, że mimo ogromnego wsparcia bliskich, potrzebna jest również interwencja psychologa. Marek jest obok, wspiera, troszczy się. Ale to tylko facet. Prosta konstrukcja. Mimo, iż wie w jakim stanie jest Ula stara się doprowadzić do zbliżenia. Wiem, że mu jej brakuje, że to tylko młody facet, który do tej pory bez ograniczeń mógł cieszyć się ciałem swojej kobiety, ale... Dla Uli to był wielki cios. Już samo to, że nie pozwoliła mu zobaczyć blizny, nie pozwoliła mu być przy zmianie opatrunku, powinno dać mu do myślenia. Ula wysłała mu jasny sygnał, że jeszcze nie jest gotowa. A on naciska. Zupełnie niepotrzebnie, bo osiąga efekt przewciwny do zamierzonego i wbija ją w poczucie winy i jeszcze większe kompleksy. Wiem, że nie chciał, że nie pomyślał, ale wyszło, jak wyszło. Póki co ona sama siebie nie akceptuje i minie jeszcze sporo czasu nim będzie gotowa stanąć z nim twarzą w twarz bez piersi. Już się nie mogę doczekać niedzieli! Dziękuję Ci za ten rozdział, bo był mistrzowski! Pozdrawiam :) |
MalgorzataSz1 2013.09.06 14:09 |
Amicus Ja już nie będę się rozwodzić nad relacjami Uli i Marka w tak trudnym dla niej okresie, bo w swoim komentarzu zawarłaś wszystko to, co starałam się przekazać w tej części. Teraz zbieram siły, żeby odpowiedzieć Ci na maila, ponieważ dał mi do myślenia. W niedzielę zakończę tą historię. Była wielka pokusa, żeby zakończyć ją tragicznie. Aż się prosiło. Jednak nie podołałam i jak zwykle historia dobrze się kończy. Wielkie dzięki za wpis i wizytę. Serdecznie Cię pozdrawiam. :) |
Amicus (gość) 2013.09.06 17:04 |
Aż tak zagmatwałam w tej wiadomości? Niekiedy moja logika bywa pokrętna i moje przemyślenia nie są logicznie poukładane. Chaos dookoła nas, to i chaos w słowach. Wybacz :) Całe szczęście, że nie zakończyłaś tragicznie. Przy tej okazji nie wybaczyłabym Ci. Trzeba dawać ludziom nadzieję i pokazywać, choćby przez literacką fikcję, że nawet historie z nowotworem w roli głównej kończą się w miarę szczęśliwie :) |
MalgorzataSz1 2013.09.06 17:09 |
Amicus Nic nie zagmatwałaś. To nie dlatego chcę odpisać, że czegoś nie zrozumiałam. Chcę po prostu jeszcze pogadać. No... chyba że Ty nie masz ochoty... |
Amicus (gość) 2013.09.06 18:02 |
Małgosiu, na inteligentną dyskusję o życiu zawsze mam ochotę :) Poza tym z Twoich wiadomości człowiek wiele potrafi się nauczyć, zwraca uwagę na pewne kwestie, które kiedy umykają. Wymiana wiadomości z Tobą jest pouczająca, więc czekam na maila. Tak napisałaś o tym zbieraniu sił... dlatego też pomyślałam, że ta moja chaotyczna pisanina tak zagmatwała, że już Ci ręce opadły. Moje myśli bywają badzo często niepoukładane... czasami w wielości wątków, które chcę poruszyć gubię ten główny, najistotniejszy i koniec końców już sama nie wiem o co dokładnie mi chodziło. Ja zwykle mam do powiedzenia wiele... zbyt wiele i to koniec końców niekiedy ludzi męczy ;) Cieszę się, że Ciebie nie i masz ochotę pogadać. Ja jestem otwarta na dyskusję. Zwłaszcza na tą o otaczającym świecie i życiu :) |
MalgorzataSz1 2013.09.06 18:43 |
Amicus. Czy ta dyskusja będzie inteligentna i pouczająca naprawdę nie wiem. Sama ocenisz. A co do Twojej chaotyczności, którą sobie zarzucasz, to przysięgam, że nie zauważyłam, bo wszystko wydało mi się spójne i logiczne, a jak wiesz, ja jestem dość logiczną osobą ze względu na mój ścisły umysł. Przed chwilą wysłałam wiadomość. Pozdrawiam. :) |
Marcysia (gość) 2013.09.07 19:43 |
Małgosiu, przepraszam, że odzywam się dopiero teraz. Nowa szkoła narzuca na mnie nowe obowiązki, mam mało czasu, a jeżeli już go mam, to jestem zmęczona. Dlatego też komentuję dopiero dziś. Bije się z myślami odnośnie zachowania Uli. Z jednej strony rozumiem, że uważa siebie teraz za karykaturę kobiety, ale z drugiej strony... Marek dwoi się i troi, aby ich życie było w miarę normalne, ale Cieplakówna nie potrafi się przemóc. Ucieka, broni się przed bliskością. Mam wrażenie, że ona może nadal zastanawiać się nad tym, czy Marek nie czmychnie jak najszybciej, a ona zostanie sama. Smutna to część, ale po smutku powinna nadejść radość. I na tą radość czekam w kolejnej notce. Pozdrawiam Cię serdecznie :)) |
MalgorzataSz1 2013.09.07 20:14 |
Marcysiu Zdążyłaś w samą porę z komentarzem, więc nie miej wyrzutów. Ula nie boi się, że Marek zechce czmychnąć, jak to określiłaś. Ona pielęgnuje w sobie pewność, że po tak dużym okaleczeniu nie jest już atrakcyjna dla żadnego mężczyzny a dla Marka w szczególności. Coraz bardziej upewnia się, że nie może pozwolić, by tym nieatrakcyjnym ciałem unieszczęśliwić Marka na całe życie. Sama nie określa się już mianem kobiety, ale mianem "czegoś". To myślenie doprowadzi do dość drastycznej sytuacji, ale paradoksalnie sprawi, że ona wreszcie spojrzy na siebie inaczej. Bardzo dziękuję Ci, że zajrzałaś, a już jutro zapraszam Cię na ostatnią część tej opowieści. Serdecznie pozdrawiam. :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz