Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"BÓL ISTNIENIA" - rozdział 10

 

04 lipiec 2013
ROZDZIAŁ 10



Była połowa maja. Skończyli przygotowania do pokazu, który miał się odbyć w sobotę. Wszystko było dokładnie logistycznie zaplanowane począwszy od kolejności pokazywanych kreacji po załatwienie przewozu modelkom i modelom. Pshemko nie szczędził swojej energii. Lubił, gdy wszystko chodziło jak w szwajcarskim zegarku. Nie mogli wyjść z podziwu, skąd czerpie nieprzebrane pokłady siły i entuzjazmu. On śmiał się tylko i mówił.
- Kochani, to tylko do momentu aż skończy się pokaz. Po nim będę jak sflaczały balon bez ikry i wigoru.
- Po pokazie Pshemko, to ja już dopilnuję, żebyś solidnie wypoczął w którejś z twoich samotni – zapewniał Marek. – Wyjedziesz na miesiąc, wyciszysz się i odpoczniesz. Musisz być na chodzie i tryskać pomysłami przy projektowaniu jesienno-zimowej kolekcji.
W czwartek do południa jeszcze dopracowywali szczegóły. O jedenastej Ula urwała się na chwilę mówiąc Markowi, że schodzi do bufetu.
- Ela upiekła jakieś wyjątkowo dobre ciasto. Obiecałam, że zejdę spróbować. Przyniosę ci trochę. Chyba, że wolisz kanapkę?
- Weź jedno i drugie – Uśmiechnął się do niej – i spytaj, czy nie ma jakiegoś przysmaku dla Barona.
- Załatwione. To lecę.
W bufecie było sporo ludzi, ale Uli udało się jakoś przecisnąć do lady. Zamówiła sobie sałatkę i kanapkę dla Marka. Rozejrzała się i dostrzegła, że właśnie zwalnia się jeden ze stolików.
- Mam miejsce. Przyniesiesz mi to wszystko?
- Przyniosę. Siadaj. - Po chwili już stała przed nią miseczka z sałatką i talerzyk z dwoma kawałkami pięknie pachnącego ciasta. – Tu masz trochę świeżego mięsa dla Barona. Jest zmielone i na pewno będzie mu smakować. - Ula uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję Elu. Jesteś wielka.
- Lecę Ula. Straszny tu dzisiaj tłok.
Zajęła się sałatką i nawet nie zauważyła, że obok stolika ktoś stoi i przygląda się jej.
- Dzień dobry pani Urszulo. Mogę się przysiąść? Tylko tu jest wolne miejsce. - Podniosła głowę i zarumieniła się. Przed nią stał Alexander Febo.
- Proszę… Proszę usiąść.
Od czasu kiedy Marek wyłuszczył swojemu wspólnikowi jakie relacje łączą go z Ulą, nie miała okazji widywać dyrektora. Ukochany chcąc zaoszczędzić jej tych niezbyt miłych wizyt w gabinecie Febo teraz posyłał tam Violettę.
Alex usiadł. Przyjrzał się Uli i powiedział.
- Chciałbym panią bardzo przeprosić za moje nietaktowne i zbyt obcesowe zachowanie względem pani. Proszę mi wierzyć, że bardzo ubolewam nad tym i byłbym szczęśliwy, gdyby zechciała mi pani wybaczyć. Nie miałem pojęcia, że pani i Marek jesteście parą. Gdybym o tym wiedział nigdy nie proponowałbym spotkania. Chcę też jeszcze raz panią zapewnić, że nie musi się pani mnie obawiać, bo w niczym pani nie zagrażam. Wręcz przeciwnie. Darzę panią ogromnym szacunkiem i ciągle podziwiam pani wiedzę i umiejętności. Wybaczy mi pani?
- Nie mam do pana żalu ani pretensji. Nie mam też co wybaczać. Najlepiej zapomnijmy o tym. – Febo wyciągnął do niej dłoń.
- To co, zgoda? – Podała mu swoją i uśmiechnęła się promiennie.
- Zgoda.
- Ja jednak nie byłbym sobą, gdybym nie ponowił propozycji przejścia na „Ty”, jeśli oczywiście nie ma pani nic przeciwko temu. Jak pani pewnie zauważyła, w tej firmie wszyscy mówią sobie po imieniu bez względu na stanowisko jakie piastują. Ja byłbym szczęśliwy, gdybym mógł tak się do pani zwracać. – Ponownie jej twarz oblała się rumieńcem.
- Myślę, że skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy, to nie widzę przeszkód. Ula. – Ponownie wyciągnęła dłoń. Ujął ją z estymą, uścisnął i ucałował.
- Alex. Bardzo mi miło.
Konwersowali jeszcze przez chwilę. W końcu odsunęła od siebie pustą miseczkę po sałatce i powiedziała.
- Przepraszam Alex, ale będę musiała iść. Obiecałam Markowi kanapkę, bo zgłodniał a nie mamy czasu, żeby pójść na lunch. Baronowi też pewnie burczy w brzuchu. – Uśmiechnął się do niej.
- Oczywiście. Nie krępuj się. Dziękuję za towarzystwo i za tę miłą rozmowę. Mam nadzieję, że przełamaliśmy lody i od dzisiaj nasze relacje będą bardziej przyjacielskie.
- Na pewno. – Zapewniła. – Do zobaczenia.
Po wyjściu z bufetu pomyślała, że Alex nie jest taki zły. Przeprosił ją, co było miłe z jego strony. Musi koniecznie powiedzieć o tym Markowi. Wchodziła już do sekretariatu gdy usłyszała za plecami swoje imię. Znała ten głos i człowieka, do którego należał. Jak zahipnotyzowana odwróciła się na pięcie i ze ściśniętym gardłem powiedziała.
- Piotr… Co ty tu robisz? – Odruchowo zaczęła się cofać.
- Ula zaczekaj. Nie bój się mnie. Ja przyszedłem ci wszystko wyjaśnić a przede wszystkim przeprosić i ciebie i Marka. Możemy porozmawiać?
Długo nie mogła wydobyć z siebie głosu zaskoczona jego obecnością tutaj. Zachodziła w głowę skąd dowiedział się, że tu pracuje. Najwyraźniej musiał wiedzieć to od Jankowskiego. W końcu wykrztusiła.
- W takim razie chodź ze mną. Marek jest u siebie w gabinecie.
I dla Dobrzańskiego wizyta Piotra była dużym zaskoczeniem. Zaniepokojony spojrzał na Ulę, ale jej wzrok go uspokoił. Podszedł do Sosnowskiego i wyciągnął w jego kierunku dłoń.
- Witam pana. Zechce pan usiąść?
Ula podeszła do biurka Marka i ułożyła na blacie rzeczy przyniesione z bufetu.
- Tu masz Marek kanapkę i ciasto. Mam też coś dla Barona. Chodź do mnie piesku.
Widok tego olbrzyma wbił Sosnowskiego w fotel. Chyba nigdy nie widział tak ogromnego psa.
- Nie gryzie? – Spytał z obawą.
- Nie bój się Piotr. On jest bardzo łagodny i bardzo kochany. Masz Baron, to dla ciebie. – Postawiła przed zwierzęciem miskę z mięsem. Piotr patrzył na psa z zaciekawieniem.
- To ten pies uratował cię przed utonięciem, prawda? – Spytał cicho. Zaskoczył ją.
- Skąd o tym wiesz?
- Twój adwokat powiedział mi jeszcze przed rozwodem, że próbowałaś popełnić samobójstwo przeze mnie i uratował cię człowiek z psem. To był pan panie Dobrzański i pana pies, prawda?
- Prawda i muszę panu powiedzieć, że nigdy wcześniej nie widziałem tak bardzo zdesperowanej dziewczyny i tak bardzo żałującej, że ta próba samobójcza się nie powiodła. – Sosnowski spuścił głowę. Najwyraźniej zrobiło mu się przykro.
- Przyszedłem tutaj, bo bardzo chcę cię Ula przeprosić i pana również. Zgotowałem ci piekło na ziemi. Zafundowałem wiele upokorzeń, krzywd i szykan. Nawet nie wiecie jak ogromnie tego żałuję. Nie doceniłem cię Ula. Nie doceniłem, jak bardzo jesteś dobra, wyrozumiała, pracowita i szlachetna. Ogromnie mi wstyd, że tak podle cię traktowałem. Nie zasługiwałaś na takie życie. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Wiem, że mnie nienawidzisz i masz rację, bo ja na nic innego nie zasługuję. Jednak odważyłem się i przyszedłem tutaj nie tylko z przeprosinami. Przyszedłem też, żeby podziękować wam obojgu. Doktor Jankowski opowiedział mi, że to dzięki wam mnie znalazł i to wam również zawdzięczam, że dzisiaj jestem normalnym człowiekiem. Wiem, że nie chciałaś, by powiedział mi, że wy oboje byliście również w moim mieszkaniu wraz z nim i pomogliście mu przetransportować mnie do samochodu. Jest mi tak ogromne wstyd, że musieliście oglądać mnie w takim stanie. Przeszedłem długą terapię Ula i wiele rzeczy zrozumiałem. Teraz już nigdy nie potraktowałbym cię tak jak kiedyś. Wiem od Jankowskiego, że jesteście razem. Gratuluję wam, bo jesteście dobrymi ludźmi i zasługujecie na siebie. Ja potrafiłem cię tylko unieszczęśliwiać i ranić Ula. Dzisiaj jestem już innym człowiekiem i nie ma mowy, bym miał wrócić do tego, co było. Nauczyłem się to kontrolować i potrafię nad tym panować. Postawiłaś dobrą diagnozę mimo, że nie masz z medycyną nic wspólnego. To jest bierna agresja, a ja jako lekarz nie mogłem w to uwierzyć. Podobno lekarze są najgorszymi pacjentami. – Uśmiechnął się smutno. - Jutro wyjeżdżam na roczny staż do Bostonu. Niewykluczone, że nie wrócę do Polski już nigdy. To dla mnie ogromna szansa dalszego rozwoju. Jednak nie potrafiłbym wyjechać nie przeprosiwszy was. Wybaczcie mi, jeśli możecie. Ja z całego serca życzę wam szczęścia, a tobie Ula szczególnie. Bądź szczęśliwa. Pójdę już – podniósł się z kanapy. – Życzę wam obojgu wielu lat w zdrowiu i miłości. – Uścisnął im obojgu dłonie.
- Powodzenia Piotr. – Usłyszał jeszcze jej cichy głos. – Niech ci się wiedzie jak najlepiej. Ja nie noszę już w sobie żalu. Wybaczam ci.
- Dziękuję Ula. Żegnajcie. – Wyszedł z gabinetu zamykając za sobą cicho drzwi. Marek głośno wypuścił powietrze z płuc.
- A to niespodzianka. W życiu nie spodziewałbym się takiej przemiany. Jankowski dokonał cudu.
- Masz rację. Ja też jestem zaskoczona, ale cieszę się, że aż tak się zmienił i życzę mu jak najlepiej. - Spojrzała na talerzyk z ciastem. – To co, spróbujemy to ciacho? Pachnie obłędnie. Aaa… zapomniałam ci powiedzieć. Miałam rozmowę z twoim wspólnikiem w bufecie. Przeprosił mnie, a ponieważ był bardzo miły, zaczęliśmy mówić sobie po imieniu. Już się go nie boję.
- A to ci historia. Wygląda na to, że dzisiaj jest jakiś szczególny dzień. Dzień przeprosin. Jednak cieszę się, że Piotr wrócił do normalności, a Alex chyba jest na dobrej drodze do niej. Świat się przekręca – roześmiał się, gdy zdał sobie sprawę, że posłużył się jednym z ulubionych powiedzonek Violi.

Pokaz się udał. Mieli dobre recenzje w prasie. Zaczęły napływać zamówienia na kolekcję, co znowu wiązało się z ogromem pracy, bo musieli pisać i negocjować umowy. Mało mieli czasu wyłącznie dla siebie. Marek starał się to rekompensować przynajmniej w weekendy. Często wyjeżdżali gdzieś za miasto, żeby odetchnąć i nabrać sił na kolejny tydzień. Baron był ich nieodłącznym towarzyszem. Często też bywała u seniorów Dobrzańskich. Dobrze czuła się w ich towarzystwie, a oni niezmiennie traktowali ją niezwykle przyjaźnie i serdecznie. Z każdym dniem utwierdzali się w przekonaniu, że to Ula jest tą właściwą kobietą dla Marka. On świata poza nią nie widział. Nie musiał nic mówić, bo ta miłość ujawniała się w każdym słowie i w każdym geście kierowanym do niej. Pamiętali jak bardzo był spięty przy Paulinie. Jak na jej pytania odpowiadał monosylabami lub burczał nieprzyjemnie. Z pewnością nie byłby z nią szczęśliwy i choć na początku byli na niego źli, że tak ją potraktował, to teraz dziękowali za to opatrzności, bo Ula zawojowała ich zupełnie. Byli tak bardzo pod jej urokiem, że traktowali ją już nawet nie jak przyszłą synową, ale jak córkę.

Przez połowę maja i niemal cały czerwiec zawierali umowy na sprzedaż kolekcji. Wiązało się to z licznymi spotkaniami i rozmowami z potencjalnymi, nowymi kontrahentami. Owoce tej ciężkiej pracy przyszły bardzo szybko w postaci strumienia realnej gotówki na firmowym koncie.
Wreszcie mogli zacząć się przygotowywać do wyjazdu na ślub Pauliny. Pshemko, zanim wyjechał na Mazury zaopatrzył Ulę i Helenę w przepiękne kreacje i stosowne do nich dodatki. Marek przekazywał część obowiązków Sebastianowi. Podczas ich nieobecności to właśnie on miał trzymać rękę na pulsie. Zadanie było tym bardziej odpowiedzialne, że nie zostawał nikt z właścicieli, bo przecież i Alex wyjeżdżał na ten ślub. Był świadkiem.
Sam lot samolotem był dla Uli bardzo stresujący. Leciała po raz pierwszy w życiu i nie wiedziała czego ma się spodziewać. Wyczulony na jej nastroje Marek uspokajał ją co chwilę i zapewniał, że to tylko dwie godziny lotu a pogoda wymarzona i z pewnością lot będzie spokojny i bez niespodzianek. Uspokoiła się dopiero wtedy, gdy samolot był już w powietrzu a ona mogła podziwiać nasycone błękitem niebo i białe obłoczki podświetlone przez jaskrawe promienie słońca.
- Spójrz Ula w dół – odezwał się w pewnym momencie siedzący obok Marka Alex. – Pod nami Mediolan. Zaraz będziemy lądować.
Rzeczywiście widok miasta z lotu ptaka był powalający. Zachwyciła się nim. Już po odebraniu bagaży w sali przylotów natknęli się na Gino, przyszłego męża Pauliny. Przedstawili go Uli a Ulę jemu. On przeprosił ich, że przyjechał sam, ale Paulina jeszcze coś załatwiała w związku z jutrzejszym ślubem.
- Na parkingu stoją dwa samochody – mówił do Alexa. – Obracałem dwa razy, bo w jednym nie pomieścilibyśmy się. Poprowadzisz?
- Nie ma sprawy Gino. Jedziemy do domu moich rodziców tak?
- Dokładnie. Tam przygotowaliśmy dla was wszystkich pokoje.
Dom, pod który podjechali był ogromny. Ula chłonęła widoki mijane po drodze bardzo zachłannie. Marek nie przesadził ani trochę. Mediolan był pięknym, zabytkowym miastem, a dom Febo współgrał architektonicznie z pozostałą zabudową.
- To jeszcze nic – mówił Marek tuląc Ulę do siebie – po weselu pozwiedzamy naprawdę i pokażę ci piękne zakątki tego miasta.
Objuczeni bagażami weszli do wnętrza domu. W przestronnym pomieszczeniu spełniającym rolę przedpokoju stały dwie kobiety. Starsza na widok Alexa rozpłakała się i podeszła do niego przytulając się.
- Tak bardzo tęskniłam Alex. Dobrze, że już jesteś. – On odwzajemnił jej uścisk mówiąc po włosku.
- I ja tęskniłem babciu. Mam tydzień by móc nacieszyć się tobą.- Dojrzał drugą kobietę i rozciągnął usta w uśmiechu.
- Witaj Sofia. Dobrze cię znowu widzieć. Pokażesz nam nasze pokoje?
Kobieta zbliżyła się do niego.
- Ty masz swój własny. Państwo Dobrzańscy na piętrze a Marek z dziewczyną obok. Myślę, że będzie państwu wygodnie – zwróciła się do pozostałych. Gino zabrał bagaże seniorów i pobiegł z nimi na schody. Udali się za nim.
Pokój, który Marek miał dzielić z Ulą był ogromny. Bogato zdobiony w ścienne freski i ozdobne kasetony na suficie. Na środku wielkie łoże a przy ścianach zdobne, zabytkowe meble. Wystrój nieco przytłoczył Ulę. Usiadła na łóżku i rozejrzała się bezradnie.
- Pięknie tu i tak bardzo bogato… - wyszeptała. Marek przysiadł obok i otoczył ją ramieniem.
- To prawda, ale to zasługa Pauli. Ona kocha takie rzeczy. Pod tym względem byliśmy całkowicie różni, bo ja preferuję lekkie, nowoczesne meble. Zresztą różnice między nami nie wynikały jedynie z odmiennych gustów. Poza tym to już przecież bez znaczenia. – Zerknął na zegarek. Była dopiero dziesiąta i pomyślał, że do obiadu zdążą trochę pospacerować i zaaklimatyzować się.
- Przebierzemy się Ula w coś wygodnego i pójdziemy na spacer. Paulina będzie dopiero na obiedzie a ten zapowiedzieli na czternastą. Mamy sporo czasu i nie będziemy przecież siedzieć w pokoju.
Uprzedziwszy rodziców, że wychodzą powędrowali słoneczną ulicą w tylko Markowi znanym kierunku.
Zajadając pyszne lody w stożkowych waflach poszli na Piazza del Duomo. Marek chciał jej pokazać Katedrę Mediolańską.
- Spójrz Ula. To tutaj Paula i Gino będą brać ślub. Wcześniej to ja miałem być tym „szczęśliwcem”, który miał dostąpić tego wątpliwego zaszczytu. Chyba ją właśnie przystrajają – pokazał dłonią samochód, z którego wyładowywano całe naręcza kwiatów. – Mediolan to przemysłowe miasto i największy ośrodek wzornictwa i mody w Europie. To właśnie tutaj miała swój początek F&D. Mimo industrialnego charakteru jest tu mnóstwo zabytków i parków. Te ostatnie są pięknie utrzymane. Pokażę ci po weselu kilka z nich. Na pewno przypadną ci do gustu. Mieszkańcy bardzo dbają o czystość i wygląd miasta.
- To widać Marek. Naprawdę bardzo mi się tu podoba, a te wszystkie zabytkowe kamienice robią ogromne wrażenie.
Pokręcili się jeszcze trochę po uliczkach wokół katedry i pół godziny przed czternastą wrócili do domu. Wzięli szybki prysznic i przebrani zeszli na parter do jadalni. Tam siedzieli już seniorzy słuchając z zaciekawieniem opowieści Pauliny. Marek wraz z Ulą podszedł do niej i przywitał się.
- Muszę powiedzieć, że służy ci ten stan zakochania. Wyglądasz rewelacyjnie. Rozkwitłaś.
- Tobie też nic nie brakuje – roześmiała się. – Helenka wszystko mi opowiedziała o was. Gratuluję – uścisnęła dłoń Uli – i mam nadzieję, że jesteście równie szczęśliwi jak ja i Gino.
- To prawda – Marek przygarnął Ulę do swego boku. – Ja znalazłem moje szczęście i nie wypuszczę go już z rąk.
- Siadajcie, bardzo proszę. – Paulina wskazała im miejsca. – Sofia zaraz poda obiad a ja pójdę po babcię.
Żywo rozprawiano przy stole na temat jutrzejszego dnia. Paulina bardzo precyzyjnie dopieściła wszystkie szczegóły. Po posiłku odpoczęli nieco a potem poszli na jeszcze jeden krótki, wieczorny spacer. Uli głowa zajęta była jednak zupełnie innymi myślami niż podziwianiem architektury. Dzisiaj mieli spać w jednym łóżku. Te wszystkie wypady za miasto z Markiem nigdy nie kończyły się wspólnym sypianiem ze sobą. Poczuła się trochę jak dziewica z odzysku. Mimo, że miała już jakieś doświadczenia w tym względzie, to jednak uważała, że są one bardzo ubogie i tak naprawdę nie wie jak to jest przeżywać rozkosz i radość ze wspólnego zbliżenia. Marek wielokrotnie dawał jej do zrozumienia, że jej pragnie. Ona zawsze w takich sytuacjach miała opory i wielkie obawy, czy nie rozczaruje go pod tym względem. On zdecydowanie miał większe doświadczenie w obcowaniu z kobietami, ona do tej pory miała tylko jednego mężczyznę, który w momencie zbliżenia rozczarowywał ją za każdym razem. Pragnęła Marka szczególnie w momentach, kiedy obsypywał ją tymi gorącymi, kipiącymi od pożądania pocałunkami. Pomyślała, że najwyższy czas, by ich związek wkroczył na wyższy poziom i nie będzie się już bronić przed bliskością.
Marcysia (gość) 2013.07.04 18:21
Małgosiu,
bardzo zaskoczyłaś mnie przemianą Piotra. Nawet w najśmielszych snach nie myślałam, że stać go na taki gest. Zapewne musiało go to dużo kosztować, ale zapisuje to na wielki plus. To ich ostatnie spotkanie? Mam nadzieje, ze naprawdę nie wróci z Bostonu. Przebaczenie, przebaczeniem, ale niech się już lepiej nie pokazuje.
I miłość kwitnie! Widać, jak bardzo Ulka i Marek do siebie pasują. Odnaleźli swoje szczęście i nie chcą go wypuścić z rąk. Najlepsza z możliwych taktyk :) I ta romantyczna podróż do Mediolanu... Czy poza pierwszą, wspólnie spędzoną nocą (tak wynika przecież z końcówki) można się spodziewać czegoś więcej? Nie wiem, zaręczyny? W końcu to magiczne miejsce ;)
Pozdrawiam Cię serdecznie! :)
Monika (gość) 2013.07.04 18:33
to jest poprostu świetne :)
kiedy można liczyć na następna część ??
Masz może gg?
MalgorzataSz1 2013.07.04 18:37
Marcysiu

Ależ szybko zareagowałaś. Działasz z prędkością światła.

Piotr się zmienił. Trzeba jednak pamiętać o tym, że jego "przypadłość" nie była jakąś ciężką i skomplikowaną jednostką chorobową. W dużej mierze jego zachowanie było też odzwierciedleniem jego niezbyt dobrego charakteru. Psychiatra pomógł mu zrozumieć wiele rzeczy i nauczył panować nad takim zachowaniem. To, że przyszedł przeprosić świadczy, że jednak przewartościował swoje życie i zrozumiał jak wiele złego uczynił Uli.
Spotkanie z Piotrem nie będzie ostatnie, chociaż on uważa, że zostanie w Bostonie na stałe. Życie potrafi zaskakiwać i tu zaskoczy całą trójkę i to niezbyt przyjemnie.
Mediolan zbliży jeszcze bardziej Ulę i Marka, ale to nie tam odbędą się zaręczyny, bo rzeczywiście je planuję. Ale wszystko w swoim czasie.
Bardzo Ci dziękuję za komentarz i serdecznie Cię pozdrawiam. :)
MalgorzataSz1 2013.07.04 18:40
Monika

Bardzo dziękuję i cieszę się, że trafiłaś na mój blog. Jeśli się nie zorientowałaś, to powiem, że rozdziały są dodawane w czwartki i niedziele, bo w te dni dysponuję większą ilością wolnego czasu. GG niestety nie posiadam.
Jeszcze raz wielkie dzięki, że zajrzałaś i zostawiłaś wpis. Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
Gini (gość) 2013.07.05 00:47
Witam! :-) Przybywam z bloga inne-zakonczenie-brzydula.blog.onet.pl . Przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam na Twój komentarz, ale blogspot zrobił mnie w konia i nie zobaczyłam odzewu na moją wspominkową notkę (nie wiedziałam, że muszę zatwierdzić komentarze, żeby się pojawiły, więc ich nie widziałam).
Szczerze mówiąc, zdziwiło mnie te kilka komentarzy. Zdziwiło, ale jednocześnie ucieszyło, bo opowiadania zawsze były ważną częścią mojego życia. Mam związanych z blogiem mnóstwo świetnych wspomnień i znajomości, które trwają do dziś.
Właściwie piszę ten komentarz tylko po to, żeby powiedzieć: DZIĘKUJĘ. :-) Za ten odzew na moim blogu. Wielokrotnie rozważałam, żeby umieścić jakieś nowe opowiadania, ale nigdy nie znalazłam dostatecznej motywacji. Może fakt że jeszcze znajdę czytelników się nią stanie.
Jednocześnie przepraszam za taki pusty komentarz i że jeszcze nie przeczytałam Twoich opowiadać. Nie za bardzo mam teraz na to czas, ale obiecuję zabrać się za nie w najbliższych dniach. Może wtedy wystukam tu coś konstruktywnego. :)
No i przepraszam, że mój komentarz jest tak chaotyczny. Pisanie komentarzy nigdy nie było moją mocną stroną.
Pozdrawiam!!! :-)
Amicus (gość) 2013.07.05 08:51
Małgosiu,
od mojej ostatniej wizyty tutaj wiele się wydarzyło. Przede wszystkim Ula wreszcie wyznała Markowi miłość. Powiem tak, wreszcie się chłopak doczekał ;) Wszystko co robił, miało na celu przekonanie Uli do siebie i się udało. To uczucie, które ich połączyło jest naprawdę piękne.
Dobrzańscy kibicują nowemu związkowi syna i za to dla nich wielkie brawa.
Postawa Aleksa pozytywnie mnie zaskoczyła, przyznaję. Sądziłam, iż jeśli dowie się, że Ulka jest dziewczyną Marka, za wszelką cenę będzie chciał namieszać. Febo posiada ludzką twarz? Świat się kończy ;)
I na koniec Piotr. Chyba najbardziej z tego wszystkiego zaskoczyły mnie jego przeprosiny. Generalnie jeśli chodzi o Sosnowskiego mam mieszane uczucia, ale nie będę się w to zbytnio teraz zagłębiać. Mam jedynie nadzieję, że mimo wszystko już nigdy nie stanie na drodze Uli i że już nigdy nie wróci dawny Piotr.
Z niecierpliwością czekam na opis ich mediolańskiego pobytu. :D Ich związek wkroczy w kolejną fazę... że też Marek tak długo wytrzymał... mimo ogromnych emocji, jakie wywołuje ukochana :D
Pozdrawiam Cię serdecznie! :)
MalgorzataSz1 2013.07.05 09:10
Gini

Tak bardzo się cieszę, że się odezwałaś. Zanim ja zaczęłam pisać moje opowiastki, czytałam wielokrotnie Twoje opowiadania i innych dziewczyn piszących zarówno w trakcie trwania serialu jak i tuż po jego zakończeniu. Ja jestem pod jego urokiem do dnia dzisiejszego. Jest jeszcze trochę osób mnie podobnych, które z uporem maniaka wstawiają swoje rozdziały. Cieszyłybyśmy się, gdybyś i Ty powróciła z czymś nowym. O czytelników się nie martw, bo masz ich wielu i to naprawdę wiernych, którzy często zaglądają na Twój blog.
Mam nadzieję, że znajdziesz czas, żeby przeczytać te moje historie. One znacznie odbiegają od serialu i są właśnie takimi wariacjami na temat. Chyba tylko dwa z nich nieco zazębiają się z serialem. Zwykle staram się poruszać w moich opowiadaniach tematy ważne i takie, nad którymi czytelnik może się zastanowić i pomyśleć a być może wyciągnąć jakąś refleksję. Może i Tobie dadzą do myślenia?
Bardzo dziękuję Ci za ten wpis, bo sprawiłaś mi nim prawdziwą niespodziankę. Liczę też na to, że jeszcze tiu zawitasz. Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
MalgorzataSz1 2013.07.05 09:17
Amicus

Już na początku w odpowiedzi na jeden z komentarzy napisałam, że w tym opowiadaniu Alex będzie bardziej ludzki i jestem konsekwentna. Zawsze w swoich opowiadaniach staram się zachować jakiś z elementów stałych występujących również w serialu. Jednym z nich jest przemiana obojętnie kogo dotycząca. W tym dotyczy Piotra. Oni jeszcze się spotkają i to w niezbyt miłych okolicznościach jednak tym razem będą tworzyć wspólny front, bo dawny Piotr już nigdy nie wróci.
Miłość Uli i Marka ma się całkiem nieźle. Mediolan tylko ją umocni.
Wielkie dzięki, że wpadłaś i zostawiłaś komrentarz. Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
Natalia (gość) 2013.07.05 21:29
Świetna część. Mam nadzieję, że ktoś umrze, albo coś. Bo zaczyna być sielankowo. Jak dla mnie - przepraszam, ale znasz moje mordercze skłonności - zbyt :) Kurde, aczkolwiek ostatnio mam fazę na ciążę, więc może ona się pojawi. Pozdrawiam Cię serdecznie i liczę, że będziesz mnie informować o nowych częściach. buźka! :)
MalgorzataSz1 2013.07.06 12:22
Natalia

Wydawało mi się, że zostawiłam wiadomość, ale jeśli mi umknęło, to przepraszam. Powiadamiam dość liczną grupę osób, że i tak mogło się zdarzyć.
Od razu zapowiadam, że nikt nie umrze, choć planuję nieco dramatyzmu. Będzie trochę nieciekawych momentów, ale jak to zwykle u mnie wyprowadzę wszystko na prostą. Ja tym razem ciąży nie planuję, ślubu też nie, a jedynie jego zapowiedź.
Dzięki, że zajrzałaś mimo, że nie zostawiłam powiadomienia.
Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
ab1302 2013.07.07 22:01
Nadgoniłam zaległości i czas na komentarz. Do Aleksa ja mam większy sentyment niż do Sebastiana i dlatego zawsze się pojawia w moich opowiadaniach. Co do ostatniej notki może nie zaskoczyła mnie, ale trochę zdziwiła. Chory Marek?- Moze być, żeby opowiadanko nabrało trochę tragizmu. Zapraszam do mnie , wkleiłam VII część.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz