07 lipiec 2013 |
ROZDZIAŁ 11 +18
Po kolacji udali się do swoich pokoi. Marek i Ula rozpakowali resztę rzeczy. Rozwiesili kreację i garnitur. Przygotowali wszystkie dodatki tak, żeby nie musieli jutro niczego szukać. Po kąpieli stanęli jeszcze opatuleni w szlafroki na balkonie i wsłuchali się w gwar ulicy. Dopiero teraz miasto zaczynało tętnić życiem. Małe knajpeczki na świeżym powietrzu były otwarte a stoliki pod ogromnymi parasolami oblepione tubylcami i licznymi turystami. Marek objął Ulę w pasie i przytulił usta do jej skroni. Uśmiechnął się. - Tu nie ma takiej ciszy jak u mnie w domu, prawda? I zapach też całkiem inny. Człowiek przyzwyczaja się do tego co ma i będąc w odległym miejscu zawsze za tym tęskni. - Tęsknota nie jest niczym złym – wyszeptała – pod warunkiem, że zawsze ma się szansę powrotu. W przeciwnym razie może tylko boleć i powodować, że pęka ci serce. Mieszkając z mężem zawsze tęskniłam do Rysiowa i choć przecież był niedaleko, to przez Piotra rzadko miewałam możliwość odwiedzin, bo żałował mi nawet na bilet. Na dłuższą metę taka sytuacja jest nie do zniesienia. Żyjesz, funkcjonujesz, oddychasz, ale ból takiego istnienia jest straszny i prowadzi do desperackich kroków. Mnie doprowadził niemal do śmierci. – Zalśniły jej w oczach łzy na samo wspomnienie. Przytulił ją mocniej i powiedział. - Nie myśl już o tym. To, jak sama powiedziałaś, zamknięty rozdział i nie ma sensu do niego wracać. Chodźmy spać, chłodno się zrobiło. Wsunęli się pod kołdrę a on natychmiast zamknął ją w swoich ramionach. Ucałował z miłością jej usta. - Kochaj się ze mną Ula. Pragnę cię od tak dawna, że to pragnienie mąci mi umysł, gdy jesteś tak blisko. - I ja cię pragnę. Bardzo… - wyszeptała mu prosto w usta. Pocałował ją pożądliwie, mocno i zachłannie. Nie pozostała mu dłużna oddając te pocałunki. Niemal zdarli z siebie piżamy. Omiótł spojrzeniem jej nagie ciało. Zachwycił się. Było piękne jak wyrzeźbione w najbielszym alabastrze. Pogładził jej sterczące z podniecenia piersi. Obsypał je pocałunkami gładząc płaski brzuch. Przebiegł ją dreszcz, który wykwitł gęsią skórką na jej ciele. Westchnęła cicho. On nie przestawał jej pieścić. Jego usta były wszędzie, podobnie dłonie. Pobudził się tak bardzo, że już nie potrafił się zatrzymać. Dłoń powędrowała na jej łono i zagłębiła się w nim. Jęknęła poczuwszy słodki skurcz spowodowany ruchem jego palców. Potem kolejny i następny jeszcze. Wilgotniała. Przekręcił ją na brzuch i przylgnął ustami do jej pleców schodząc coraz niżej z pocałunkami wzdłuż linii kręgosłupa. Wycałował i wypieścił pośladki by po chwili przenieść się z ustami do wnętrza jej ud. Traciła powoli zmysły. Nikt nigdy w taki sposób nie traktował jej ciała. To było wspaniałe, niemal magiczne. Nie panowała już nad sobą poddając się całkowicie tej miłosnej zachłanności Marka. Ponownie leżała na plecach a on zawisł nad nią i kolejny raz wpił się w jej usta. Poczuła jego twardą męskość między nogami i rozchyliła je szerzej. Pragnęła już tylko, by wszedł w nią do samego końca i spowodował, żeby po raz pierwszy w życiu doznała prawdziwego spełnienia. Nie czekał już. Wiedział, że jest gotowa. Zagłębiał się w nią wolno dawkując i sobie i jej tą przyjemność. Przymknęła oczy. Jeszcze nigdy nie czuła się tak wspaniale. Podjęła rytm. Jego ruchy były zdecydowane i mocne. Jęczała cichutko a on konsekwentnie wprowadzał ją w świat najbardziej błogich doznań. Straciła kontrolę nad ciałem. Ono drżało z trudnej do ogarnięcia rozkoszy a zaraz potem zawładnęła nią fala wibracji. Szarpnęło nią, gdy nadeszły pierwsze skurcze silnego orgazmu. Nie powstrzymała krzyku. Dygotała w jego ramionach i nie potrafiła się uspokoić. Poczuła jak jej wnętrze wypełnia się błogim ciepłem. To Marek szczytował. Znacznie spowolnił ruchy aż wreszcie ustały zupełnie. Tkwił w niej dłuższą chwilę usiłując odzyskać zmysły. Otworzył oczy i spojrzał na jej twarz. Leżała z przymkniętymi powiekami i rozchylonymi ustami wciąż mając w pamięci te wszystkie cudowne doznania. Wreszcie i ona otworzyła powieki. - To było piękne Marek. Nawet nie miałam pojęcia, że seks może być taki wspaniały. Dziękuję. - To ty byłaś wspaniała. Kocham cię. Ranek zaczął się bardzo intensywnie. Po pożywnym śniadaniu zaczęli się szykować. Paulina wyglądała olśniewająco. Czekali na Gino, który miał podjechać białą limuzyną. Tuż przed dwunastą zajęli swoje miejsca w ławach katedry. Gino stanął przy ołtarzu czekając na oblubienicę. Wreszcie weszła prowadzona pod ramię przez Krzysztofa. To był bardzo uroczysty ślub i trwał prawie godzinę. Już po wszystkim państwo młodzi przed drzwiami katedry wypuścili w niebo białe gołębie. Po życzeniach goście udali się do wynajętego przez młodych domu weselnego, gdzie bawiono się do białego rana. Seniorzy Dobrzańscy opuszczali Mediolan dwa dni po weselu. Alex podobnie jak Marek i Ula zostawał jeszcze kilka dni, choć on miał zupełnie coś innego w planach. Nie dociekali. Nareszcie mieli czas wyłącznie dla siebie i nie chcieli go marnować. Zwiedzili wszystko co było warte obejrzenia i oprócz duchowej strawy dostarczali sobie i tej cielesnej. Ula już bez oporów oddawała Markowi ciało i duszę. Była nieprzyzwoicie szczęśliwa a on dawał jej to szczęście każdej nocy. Wrócili do Warszawy zachwyceni pobytem w Mediolanie a przede wszystkim syci siebie, choć Marek powtarzał ciągle, że nigdy nie dość mu Uli. Wraz z nastaniem lipcowych upałów Marek poczuł się dziwnie. Często bywał osłabiony a czoło miewał usiane kropelkami potu. Było mu też bez przerwy duszno. Miał wrażenie, że nie może zaczerpnąć głębszego haustu powietrza i ciągle oddycha zbyt płytko, jakby klatkę piersiową przygniatał mu stutonowy głaz. Nie rozumiał tego stanu. Zawsze był człowiekiem niezwykle aktywnym, lubiącym sport i regularnie chodzącym na sparingi z Sebastianem czy to w tenisie, czy w koszykówce. Teraz kilka razy odmówił przyjacielowi pójścia na korty. Nie czuł się na siłach. Ten permanentny stan zmęczenia mocno niepokoił Ulę. Wielokrotnie powtarzała mu, że powinien zrobić badania, bo nie wiadomo, co to jest. Początkowo był przeciwny, ale kiedy podczas spaceru z Baronem zemdlał, towarzysząca mu Ula bez wahania wezwała pogotowie. Zadzwoniła też do Sebastiana z prośbą, by odwiózł psa do Dobrzańskich i poinformował ich o wszystkim. Na izbie przyjęć zrobiono mu podstawowe badania. EKG wyglądało bardzo źle. Na tyle źle, że nie było mowy o jego powrocie do domu, choć bardzo się przy tym upierał. - Nie zgadzam się Marek – protestowała Ula. – Ja nie chcę, żeby ci się coś stało kiedy będziesz w domu tylko w towarzystwie Barona. Proszę cię zostań. Oni zrobią gruntowne badania i dowiemy się co ci jest. Patrzył na jej zalaną łzami twarz i już nie miał sumienia oponować. - Dobrze kochanie, już nie płacz. Zostanę. Siedziała na korytarzu i czekała na jakiekolwiek wieści. Zadzwoniła do taty informując go o wszystkim. Nie była wstanie powiedzieć mu, o której dotrze do domu. - Chcę tu zostać tatusiu. Może będzie czegoś potrzebował a ja muszę mu to przywieźć. Nie ma nawet piżamy, bo przecież zabrali go prosto z ulicy. Będę cię informować na bieżąco. Po jakimś czasie zjawili się seniorzy razem z Sebastianem. Byli mocno zaniepokojeni stanem syna. Widok Uli też nie nastroił ich optymistycznie. Siedziała skulona w fotelu zalewając się łzami. - Uleńko wiesz co z Markiem? – Helena przysiadła obok niej i objęła ją ramieniem. - Nieee – zaszlochała głośno. – Już tak dawno go zawieźli na badania a mnie nikt nic nie chce powiedzieć. To na moje nerwy. - Nie płacz dziecko. Ja spróbuję się czegoś dowiedzieć – Krzysztof poluzował krawat i rozejrzał się. Dostrzegł w głębi korytarza jakiegoś lekarza. Szybko zbliżał się w ich kierunku. Kiedy był już całkiem blisko jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. - Państwo Dobrzańscy? Co was tu sprowadza? I pani Urszula? Coś się stało? – Ula podniosła zapłakaną twarz. Znała ten głos. - Doktor Jankowski… Dzień dobry… Z Markiem nie jest najlepiej. Przywieziono go już jakiś czas temu i zabrano na badania a my nadal nie mamy żadnych informacji. - Panie doktorze – Helena podniosła się z fotela – Jesteśmy bardzo zaniepokojeni, czy mógłby się pan dowiedzieć, co z naszym synem? - Proszę się uspokoić. Ja zaraz dowiem się w czym rzecz i przyjdę powiedzieć. Jeszcze chwilkę cierpliwości. – Powiedziawszy to zniknął za zakrętem korytarza. Pojawił się ponownie po piętnastu minutach. Przystanął przy nich i powiedział. - Pozwólcie państwo ze mną. On ma problemy z sercem i jest już u mnie na oddziale. Mam wyniki jego badań i wszystko objaśnię na miejscu. Winda wyniosła ich na trzecie piętro, gdzie mieścił się oddział kardiochirurgii. Tam Jankowski zaprosił ich do swojego gabinetu by móc spokojnie im wszystko wyjaśnić. Usiedli na kanapie a Sebastian przycupnął na krześle przy drzwiach. - Musieliśmy przyjąć go na oddział. Jest bardzo słaby. Długo to trwało, ale mamy już komplet badań i wiemy na czym stoimy. Otóż państwa syn ma ubytek w przegrodzie międzyprzedsionkowej. To wada wrodzona. Czy jako dziecko nigdy nie miewał omdleń, duszności lub zasłabnięć? Dobrzańscy pokręcili głowami. - Nic takiego nie miało nigdy miejsca. Zawsze lubił sport i nawet jeśli odczuwał jakąś słabość to składaliśmy to na karb zmęczenia po intensywnym treningu. Czy to możliwe, że chorobę serca odziedziczył po mnie? – Spytał zaniepokojony Krzysztof. - To raczej mało prawdopodobne. Pan ma chorobę nabytą a to, jak powiedziałem wcześniej, wada wrodzona. Niestety nie obędzie się bez operacji. Jednak pocieszające jest to, że po jej przeprowadzeniu będzie całkowicie zdrowy. My po prostu musimy zamknąć tę przegrodę i zrobić to, czego nie dokonała natura. Zwykle w chwili urodzenia, kiedy zwiększa się ciśnienie w lewym przedsionku następuje anatomiczne zamknięcie przegrody międzyprzedsionkowej. U Marka tak się nie stało. Bardzo często jest tak, że wada ta może zostać nierozpoznana aż do wieku dorosłego, ponieważ objawy są zwykle słabo wyrażone. W wypadku państwa syna ma to właśnie miejsce. Trzeba się tym zająć w miarę szybko, bo w wyniku ubytku w przegrodzie międzyprzedsionkowej dochodzi do przecieku krwi z lewego przedsionka do prawego, co zwiększa powrót żylny do prawej komory. Marek ma trzydzieści lat i tyle funkcjonuje z tą wadą. Długotrwałe przeciążenie prawej komory może mieć niekorzystne następstwa takie jak przedsionkowe zaburzenia rytmu i prawo komorowa niewydolność serca. W badaniu echokardiograficznym stwierdzono, że ma je nieco powiększone. To właśnie przez ten przeciek. Nie można dopuścić, by nadal zwiększało objętość. Trzeba koniecznie zamknąć ubytek tej przegrody. - Długo potrwa rekonwalescencja? - Po operacji przez co najmniej sześć miesięcy zalecamy profilaktykę antybiotykową, żeby uniknąć infekcyjnego zapalenia wsierdzia. Będzie się musiał oszczędzać. Jest młody więc i organizm powinien się szybko zregenerować. Potem będzie mógł funkcjonować normalnie. Najchętniej użyłbym techniki przezskórnej, żeby nie rozcinać mu żeber. Szkoda, że nie ma tu Sosnowskiego. – Westchnął. - On jest w tym mistrzem. Raz dwa postawiłby go na nogi. Żaden z moich chirurgów nie jest tak sprawny manualnie jak on. Helena spojrzała na lekarza zdziwiona. - Sosnowskiego? Piotra Sosnowskiego? Byłego męża Uli? - Właśnie jego. Jest na stażu w Bostonie. Ula wytarła mokre oczy. Wyglądała tak, jakby podjęła ważną decyzję. - Zadzwonię do niego i poproszę żeby przyjechał. Opłacimy mu podróż. Może się zgodzi. Da mi pan jego numer telefonu? - Uleńko, naprawdę chcesz to zrobić? Miałaś przez niego tyle kłopotów. – Krzysztof spojrzał na Ulę z troską. - Tak – powiedziała zdecydowanie. – Marek jest teraz najważniejszy. Dzięki niemu zapomniałam o tym, co było kiedyś a i Piotr jest już innym człowiekiem dzięki doktorowi Jankowskiemu. Koniecznie trzeba do niego zadzwonić. Marek jest dla mnie wszystkim. Nie mogę inaczej. Jankowski wyciągnął notes i spisał na kartce numer. - Proszę. Może pani skorzystać z tego telefonu. Wprawdzie tam jest teraz chyba środek nocy, ale być może ma dyżur i nie śpi jeszcze. Kilkakrotnie wybierała jego numer. Już straciła nadzieję, że odbierze. Jednak w końcu tak się stało i usłyszała jego zaspany głos w słuchawce. - Sosnowski. - Dzień dobry Piotr, Ula mówi. - Ula? Jak mnie tu znalazłaś? Telefon od ciebie byłby ostatnią rzeczą jakiej mógłbym się spodziewać. - Przepraszam, że cię niepokoję Piotr, ale z Markiem jest bardzo źle. – Znowu rozpłakała się rozpaczliwie. - Okazało się, że ma wrodzoną wadę serca. Zemdlał dzisiaj i pogotowie przywiozło go do szpitala, w którym pracowałeś. Błagam cię pomóż mi. Ja nie mogę go stracić. Przyjedź, proszę. My opłacimy twój przylot w obie strony. Nie odmawiaj mi, błagam. – Już nie mogła zapanować nad emocjami. Jej ciałem targnął głośny szloch. – Błagam, ratuj go… - Nie płacz Ula. Zrobię co w mojej mocy, żeby przylecieć. W piątek, sobotę i niedzielę jestem wolny i nie mam dyżuru. Zabukujcie mi bilet i powiadomcie, o której wylot. Jesteś jeszcze w szpitalu? - Tak jestem. Dzwonię z gabinetu doktora Jankowskiego. Są ze mną rodzice Marka. - To daj mi Adama. Porozmawiam z nim i ustalimy wszystko. - Dziękuję ci Piotr. Nawet nie wiesz jak bardzo ci jestem wdzięczna. Ja się pożegnam. Słuchawkę oddaję doktorowi Jankowskiemu. Helena przytuliła ją mocno. - Dziękuję dziecko. Wiem jak trudne było to dla ciebie. Nie płacz. Zobaczysz, że wszystko dobrze się skończy. - Sebastian? – Krzysztof wyciągnął z portfela jakąś kartkę. – Mógłbyś załatwić te bilety? Tu masz numer mojego konta. - Nie ma sprawy panie Krzysztofie. Ja tylko skoczę do samochodu po laptop i zaraz zamówię. Po pół godzinie Ula ponownie zadzwoniła do Piotra. Poinformowała, że bilety są do odbioru na lotnisku a wylot jest w czwartek o dwudziestej drugiej. Opuszczali gabinet Jankowskiego. On uścisnął im dłonie zapewniając raz jeszcze, że wszystko będzie dobrze. - Bądźcie państwo dobrej myśli. Mamy wszystko ustalone. Operacja w sobotę rano o ósmej. Ja jeszcze załatwię asystę dla Piotra. Na pewno będzie Nowik, którego pani Urszula zna i Puchalski. To moi najlepsi operatorzy. Marek leży w pokoju trzysta piętnaście. To przedostatni pokój po lewej stronie. Możecie państwo do niego iść i opowiedzieć mu o wszystkim. Ja i tak dzisiaj wieczorem muszę z nim porozmawiać. Pożegnali się z ordynatorem i po kolei wsunęli się na salę. Był sam. Drugie łóżko stało puste. Ucieszył się na ich widok. Zaczęli opowiadać mu o wszystkim. Zmartwił się. Ula pogładziła go po policzku. - Nie martw się kochanie. Dzięki Jankowskiemu porozumiałam się z Piotrem. Ordynator mówi, że on jest mistrzem w takich zabiegach. Ściągamy go tutaj z Bostonu, bo nie odmówił mojej prośbie. Zoperuje cię bez konieczności rozcinania klatki piersiowej i przecinania żeber. Operacja odbędzie się w sobotę rano. Będzie dobrze, zobaczysz. - Naprawdę dzwoniłaś do Piotra? Jestem w szoku, że zgodził się przyjechać. Jednak bardzo się zmienił. – Spojrzał na Olszańskiego i wyciągnął do niego dłoń. – Dziękuję przyjacielu, że odwiozłeś Barona i mam jeszcze jedną prośbę. Podjedź z Ulą do mnie do domu. Ula spakuje mi kilka rzeczy. Piżamę i szlafrok, może jakiś ręcznik i przybory do golenia. Najlepiej by było, gdybyś została u moich rodziców. Z Rysiowa to kawał drogi. Może porozmawiasz z tatą? - Porozmawiam. Sama też muszę zabrać trochę swoich rzeczy z domu. Na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu. Myślę, że powinieneś też porozmawiać z Alexem. To na nim spocznie zarządzanie firmą podczas twojej nieobecności. Musicie się dogadać. - Masz rację. Zadzwonię do niego, a wy jedźcie. Chciałbym, żebyś tu wrócił Sebastian wraz z Ulą jeszcze dzisiaj, a potem zawiózł ją do rodziców. - Nie martw się. Zajmę się wszystkim. W takim razie najpierw Rysiów a potem dom Marka. Chodźmy Ula. Podczas gdy Sebastian opowiadał Cieplakowi o perypetiach przyjaciela, Ula w pośpiechu pakowała swoje rzeczy. Ojciec nie miał nic przeciwko temu, by na kilka dni zamieszkała u Dobrzańskich. Doskonale pamiętał, że dzięki Markowi jego córcia żyje i odzyskała dawną radość życia. Mimo, iż nie darzył już sympatią Sosnowskiego to musiał przyznać, że rzeczywiście jego były zięć ma talent do kardiochirurgii i nie miałby oporów, by to właśnie jemu zawierzyć i oddać się w jego ręce. Rzeczy Marka spakowała szybko. Ostatnio była tu częstym gościem i doskonale orientowała się gdzie co jest. Kolejny raz tego dnia zawitali w sali, w której leżał. Wypakowała wszystko do szafki a na jej blacie postawiła dwie butelki mineralnej wody. - Masz jeszcze jakieś specjalne życzenia? Może przywieźć ci coś smacznego do jedzenia? - Poproś Zosię. Ona na pewno przygotuje coś dobrego. - W takim razie jedziemy. Może wezmę choć kilka dni urlopu, by móc tu przyjeżdżać. Do Alexa dzwoniłeś? - Dzwoniłem. Będzie tu jutro z rana. Nie chciałem wyłuszczać mu wszystkiego przez telefon. Pochyliła się nad nim i mocno pocałowała w usta. - Trzymaj się kochany i słuchaj lekarzy. Ja też postaram się tu być zaraz z rana. Do zobaczenia. |
Natalia (gość) 2013.07.07 10:51 |
Taki cios i to zaraz po tym, kiedy wszystko wychodziło na prostą. Jednak bardzo pocieszające jest to, że Dobrzański z tego wyjdzie po operacji - no chyba, że szykujesz inną zawiłość. Nie mniej jednak uważam, że Marek będzie żył, ponieważ nie dopuścisz do cierpień Uli. I tak wiele złego przeżyła będąc w związku z Sosnowskim. A co do tego delikwenta: naprawdę uległ metamorfozie. Aż dziw, że bez mrugnięcia okiem zgodził się na przylot. Skoro Jankowski twierdzi, że jest dobrym medykiem, z pewnością tak jest. Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam z niecierpliwością na kolejną część. Tymczasem zaraz dodam u siebie kolejny rozdział :) |
MalgorzataSz1 2013.07.07 11:09 |
Natalia To Ty wiedziesz prym w komplikowaniu im życia. Ja w porównaniu do Ciebie odpadam w przedbiegach, bo tylko trochę mieszam im szyki. Wbrew pozorom takie wady wrodzone zdarzają się dość często, a ludzie nimi obarczeni dowiadują się o tym zazwyczaj wtedy, gdy są już dorośli, bo wcześniej taka wada nie daje objawów. Po zabiegu są całkowicie zdrowi i funkcjonują normalnie. Z Markiem też tak będzie. Ula panikuje trochę na wyrost i spuchliznę, ale to normalne jeśli nam na kimś bardzo zależy. Sosnowski przyleci, bo uważa, że jest im to winien, zarówno Uli jak i Markowi. A w dodatku fundują mu przelot w obie strony. To nie jest bez znaczenia, bo jak pamiętamy Piotr był skąpy i bardzo nie lubił wydawać swoich pieniędzy. Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Pozdrawiam. :) |
Marcysia (gość) 2013.07.07 12:05 |
Gosiu, cóż mogę napisać? Że prawie się popłakałam? Prawda. Że zafundowałaś nam huśtawkę nastroju? Istotnie. Na początku pięknie, zmyslowo, namiętnie - tak, jakby Ula drugi raz traciła dziewictwo. No bo to co było z Piotrem, to niemal się nie liczy. Tam była konieczność, a tu zdecydowanie miłość i chęć wielkiej rozkoszy. A potem... trach! Wada serca... Na początku bałam się, że nawet po operacji coś złego się stanie, ale potem przypomniałam sobie, że napisałaś o zapowiedzi ślubu. Moje serce od razu się uspokoiło. Obstawiam teraz, że Marek będzie chciał się oświadczyć przed operacją, żeby w razie czego Ula wiedziała, że ją naprawdę kochał i takie tam. Ale głowy sobie nie dam urwać ;) Pozdrawiam Cię serdecznie! :) |
MalgorzataSz1 2013.07.07 12:21 |
Marcysiu Lepiej niech Twoja głowa pozostanie na swoim miejscu, bo nie zgadłaś. Marek nie oświadczy się przed operacją. Takie rzeczy wymagają odpowiedniej oprawy i on dobrze o tym wie. Oświadczyny w szpitalu nie są chyba zbyt romantyczne, prawda? Ja w każdym razie inaczej to zaplanowałam. Ten rozdział jest taką lekką sinusoidą. Rzeczywiście przeszłam w nim od wielkiej szczęśliwości do kłopotów, które jednak będą mieć dobry finał. Do końca pozostały zaledwie dwa rozdziały, więc w następną niedzielę będę finiszować. Bardzo dziękuję Ci za wpis i pozdrawiam najcieplej jak można. :) |
Amicus (gość) 2013.07.07 21:52 |
Oj Małgosiu, Małgosiu.... A tak dobrze zapowiadał się początek tej części. Po namiętności i szczęściu przyszedł czas na problemy. I to poważne problemy. Ula po raz pierwszy przeżywa w jego ramionach prawdziwą rozkosz. Ten człowiek jest dla niej całym światem. Marek jest tym wyśnionym, który kocha, szanuje i opiekuje się. I nagle spada na nią wiadomość, że on ma wadę, że ta wada może pociągnąć poważne konsekwencje. Swoją miłość do Marka pokazuje najbardziej w momencie przełanania, gdy decyduje się go ratować ponad wszystko. Gdy chowa dawną urazę i błaga Piotra o pomoc. Mam nadzieję, że Piotr stanie na wysokości zadania... By Ula znów mogła być szczęśliwa z mężczyzną dla niej stworzonym. Cudowna część Małgosiu. :) Już teraz pragnę Cię zaprosić na pierwszy rozdział mojego nowego opowiadania. 'Po drugiej stronie nieba' startuje już jutro kilka minut po 19 ;) Pozdrawiam |
MalgorzataSz1 2013.07.07 22:11 |
Amicus. Przecież tak wygląda życie. Po dobrych chwilach następują złe a człowiek stara się ze wszystkich sił wyprowadzić wszystko na prostą. Ula była bardzo zdeterminowana. Nie mogła dopuścić do sytuacji, żeby Marka stan się pogorszył. Gdyby przeprowadzono operację na otwartym sercu jego rekonwalescencja trwałaby zapewne dużo dłużej. Sosnowski wydaje jej się jedyną szansą szczególnie, że Jankowski zapewnia ich wszystkich o niezwykłych umiejętnościach Piotra. Poza tym on jest już innym człowiekiem, który czuje się zobowiązany zarówno wobec Uli jak i Marka. Dzięki niemu ten ostatni szybko dojdzie do zdrowia. Bardzo Ci dziękuję, że przeczytałaś i serdecznie Cię pozdrawiam. :) PS. Bardzo się cieszę, że zaczniesz publikować coś nowego. Czy zauważyłaś, jak wiele osób czyta Twój blog? To niekwestionowany sukces, którego Ci gratuluję z całego serca, bo zasługujesz na to jak nikt inny, a Twoje historie są znakomite i zawsze z wielką ochotą się do nich wraca. Oby tak dalej. :) |
MalgorzataSz1 2013.07.07 22:22 |
Aniu Odpowiadam na Twój komentarz pod tym rozdziałem, choć chyba przez pomyłkę swój dodałaś pod poprzednim. Alex zawsze wzbudzał większe emocje niż Sebastian. Był zdecydowanie bardziej charyzmatyczną postacią niż Olszański. I ja dość często piszę o nim w swoich opowiadaniach i przedstawiam go raz dobrze, raz źle, lub bardzo źle, jednak zawsze w sposób, który nie pozostawia czytelnika wobec niego obojętnym. Chory Marek. Koniecznie chciałam doprowadzić do ponownego spotkania Uli z Sosnowskim i wymyśliłam tę wadę serca. Uznałam, że to dobry pretekst, by Sosnowski znów mógł się pojawić w Warszawie. Cieszę się, że dodałaś nowy rozdział. Wypatrywałam go, ale komentarz zostawię jutro, bo dzisiaj już późno a jutro muszę wcześnie wstać. Dziękuję Ci za komentarz i pozdrawiam. :) |
ulka-brzydulka (gość) 2013.07.07 22:44 |
Małgosiu, Skomentuję od razu dwa rozdziały. Wow, zmiana Piotra o sto osiemdziesiąt stopni. Na lepsze. Ro, że przyszedł i pochylił czoła przed Ulką i Markiem, świadczy, że nie był złym człowieka a tylko ta choroba zrobiła z niego potwora. Na plus dla niego ta scena. No i dzięki leczeniu może pojechać na wymarzony staż. Podróż do Włoch. Właśnie tak wyobrażałam sobie wnętrza (można by rzec) pałacu Febo. Naprawdę, a ty ziściłaś moją wizję! I podoba mi się tu postać Pauliny. Całkiem inna od tej serialowej  Pierwsza noc Uli i Marka. Opisałaś ją naprawdę subtelnie. Pamiętam, jak w pewnym momencie zapanowała moda na pisanie erotyków z bohaterami Uli i Marka (sama pisałam, jednak wątpliwej jakości). I trochę mi ich brakuje… Po prostu opisywanie miłości tych dwojga jest czymś pięknym, choć słowo „piękne” jest tutaj zbyt słabe. Ty po raz kolejny pokazałaś klasę i wyczucie, gratuluję. Aleś mnie zaskoczyła tą chorobą Marka! Jak możesz rujnować ich szczęście. Nie no żartuję. Spokojnie. Życie jest jednak życiem i pisze przeróżne scenariusze. Mam jednak nadzieję, że wszystko będzie dobrze. W końcu ma się nim zająć najlepszy z kardiochirurgów w Warszawie, czy nawet Polsce. Trzymam kciuki i czekam na następną część. A już niebawem u mnie pojawi się coś nowego. Coś… bo nie wiem czy Wam się spodoba i czy będzie kontynuacja…. Pozdrawiam Bea |
MalgorzataSz1 2013.07.08 09:19 |
Bea Podobnie jak Ty i ja widziałam dumną pannę Febo tylko w takich bogatych wnętrzach, pełnych drogich antyków i nawet z freskami na ścianach. Ten styl jakoś mi do niej pasuje. Przez parę ostatnich opowiadań niewiele skupiałam się na scenach łózkowych. Byłam już trochę zmęczona opisywaniem intymności tych dwojga, bo ciągle musiałam wyszukiwac różne sformułowania, by daną scenę łózkową oddać romantycznie i z uczuciem. To dla mnie dośc trudne i bez wątpienia męczące. Przynajmniej w trzech ostatnich historiach chyba opisałam po jednej takiej scenie. Tu też będzie tylko jedna, bo z pewnością nie jestem osobą, która zdecydowałaby się pisać erotyki na temat Uli i Marka. Innym, np. Sappir wychodzi to o niebo lepiej. Niemniej jednak cieszę się, że ten opis przypadł Ci do gustu. Marek cierpi na wadę wrodzoną, o której do tej pory nie miał bladego pojęcia, bo nie dawała objawów. Dopiero z wiekiem zaczęła się uaktywniać, bo serce było już dość powiększone. Poza tym musiałam jakoś ściągnąć doktorka do Polski. On sprawi, że Marek szybko stanie na nogi i będzie mógł się cieszyć zdrowiem. Tak się cieszę, że nie zarzucasz pisania a perspektywa nowego, Twojego opowiadania jest bardzo obiecująca i naprawdę nie sądzę, żeby miała nie przypaść mi do gustu. Ja Ci nie odpuszczę tak łatwo, bo wiem już dobrze na co Cię stać i z pewnością będę się domagała kontynuacji. Za ten długi komentarz bardzo ci dziękuję i serdecznie pozdrawiam. :) |
ulka-brzydulka (gość) 2013.07.08 12:56 |
Zapraszam na nowy rozdział do mnie;) Pozdrawiam Bea |
Marcysia (gość) 2013.07.08 16:34 |
Małgosiu, u mnie kolejna część opowiadania :) |
Abstrakt (gość) 2013.07.08 23:00 |
Dobry wieczór Małgosiu :-) W myśl powiedzenia, że to co robimy drugiemu zawsze do nas wraca, i chyba nieważne czy jest to coś złego czy dobrego, jednak wraca, czasem ze zdwojoną siłą. Wiele istotnych zakrętów na potwierdzenie tej tezy, szczególnie mam na myśli Piotra. Ma szczęście gość, i dostać dobro i oddać dobro. I nie myślę tu tylko o jego talencie. Bo gdyby nie splot wielu wydarzeń kto wie jakby to było.... Cieszę się, że każdy ma tutaj swoją cegiełkę dobroci, i ona kręci się mocno wokół zdrowia. W sumie, przecież, to zdrowie bywa motorem wszystkiego, prawda? No i Ula, jak nowo narodzona, uniesiona i przeszczęśliwa z faktu, że pokonała demony , skutecznie pożegnała małżeńską traumę i otworzyła się na miłość. Pewnie teraz będzie jej zdecydowanie łatwiej we wszystkim. Lubię Włochy więc wspominki o Mediolanie rozmarzyły mnie i przeniosły w świat, który kocham, podróży, błąkania się bez celu po winnych bezdrożach i smakowania lokalnego przepysznego i zacnego wina. Dziękuję Ci za ten gest :-) Cieszę się też, że jednak delikatnie doświadczyłaś Marka, dodałaś łyżkę dziegciu, która jest dla mnie pewnym rodzajem klamry. I liczę na to, że wszystko się szczęśliwie zakończy, dla wszystkich. Czekam z niecierpliwością na 12ty rozdział, który mam nadzieję wyleczy Marka i będzie pełnia szczęścia :-) Z innej beczki ;-), jestem zaniepokojona brakiem zapowiedzi.... Czy szykujesz coś dla nas Małgosiu? Pozdrawiam Cię ciepło :-) |
MalgorzataSz1 2013.07.08 23:18 |
Abstrakt Gdybym miała świadomość, że tak kochasz Włochy z pewnością bardziej rozbudowałabym ten rozdział. Ale jest jak jest. Piotr otrzymał swoją szansę zrehabilitowania się i skorzystał z niej. Po skutecznej terapii czuł się winny wobec Uli a także ciążyła mu świadomość, że zarówno ona jak i Marek byli świadkami jego największego upokorzenia, choć sam nie był świadomy początkowo, że to z ich pomocą Jankowski przetransportował go do siebie do domu. Przeprowadzenie operacji stało się dobrą okazją do zmazania win. Czasem przydaje się w opowiadaniu trochę zamieszania, choć wiadomo, że operacja się powiedzie a Marek wróci do zdrowia. Odrobina dramatyzmu nie zaszkodzi a może nieco ubarwić historię. Co do "z innej beczki", to nie będzie zapowiedzi nowego opowiadania, bo go po prostu nie ma. Trochę chorowałam. Miałam kłopoty z ręką, bo wdało mi się zapalenie stawu barkowego i nie bardzo mogłam pisać. Posługiwałam się tylko tą zdrową, a przy pomocy tylko jednej nie można wiele zdziałać. Chyba muszę zrobić sobie dłuższą przerwę wakacyjną i odpocząć trochę. Wam też dobrze robi odpoczynek od mojego grafomaństwa. Jeśli tylko coś uda mi się stworzyć na pewno powiadomię, ale dzisiaj trudno mi jest sprecyzować, kiedy to nastąpi. Za wpis serdecznie Ci dziękuję i za tyle miłych słów. Cieplutko Cię pozdrawiam. :) |
bewunia68 (gość) 2013.07.09 07:38 |
Zmiana Piotra to był cel opowiadania. I operacja się powiedzie, A jednak czytając łezki pociekły, Pięknie piszesz Gosiu. |
MalgorzataSz1 2013.07.09 08:45 |
Bewuniu Bardzo Ci dziękuję za te łzy, bo to dla mnie największa pochwała. Pisałam już wcześniej, że w każdym moim opowiadaniu między innymi wątkami pojawia się również wątek przemiany. Tu też tak było i to właśnie Piotr miał jej doświadczyć. Dla Marka zabieg zakończy się pozytywnie i będzie zdrowiał. Niedługo wszystko poukłada się tak jak powinno. Serdecznie Cię pozdrawiam. :) |
danka69 (gość) 2013.07.09 12:25 |
Gosiu! Lepiej późno niż wcale.... .Wzięłam się w garść i postanowiłam dać znać , że żyję i czytam to niby Twoje grafomaństwo. Nie ma to jak skromność autora.... Żartuję Gosiu w całej rozciągłości i tak też traktuj moją uwagę. Co do kolejnego opowiadania to zdecydowanie nielubiany Piotr mimo przemiany, którą właśnie obserwujemy niestety nie zdobędzie mojego zaufania. Owszem pomoże Markowi, ale to tylko częściowa spłata jego długu wobec Uli ,którą doprowadził do próby samobójczej. Problem , który poruszasz , biernej agresji jest wszechobecny. W prawdziwym życiu bardzo trudno jest spotkać takiego Marka, który poda pomocną dłoń i okaże się jeszcze księciem na białym koniu. Uwielbiam , jak karmisz nas taką fabułą, która pozwala wierzyć w ludzi, ich przemianę. Czekam na ostatnie rozdziały, których jak piszesz nie pozostało już za dużo, dwa? Dziękuję i serdecznie pozdrawiam |
MalgorzataSz1 2013.07.09 12:51 |
Danusiu! Aż mnie zatkało, gdy zobaczyłam wpis od Ciebie. Prędzej śmierci bym się spodziewała, bo przeciez mam świadomość, jak bardzo zajętym jesteś człowiekiem. Jednak to bardzo miłe i ucieszyłam się, że jednak czytasz. To prawda, że z bierną agresją człowiek styka się na każdym kroku, choć rzadko zdaje sobie sprawę, że ta przypadłość ma właśnie taką nazwę. Niektórzy całe życie cierpią w takich toksycznych związkach. Czasami odnoszę wrażenie, że dzisiejsze czasy, nerwowość, pogoń za pieniądzem i karierą wręcz wymuszają takie zachowania. To swoisty wyścig szczurów, w którym jednak nie ma zwycięzców, bo z tej pogoni za szczęściem i dobrobytem ludzie nierzadko wychodzą poranieni i zwichnięci psychicznie. Piotr stanowi tu wyjąrtek, bo do niego wyciągnięto pomocną dłoń i miał wsparcie podczas terapii. Prawdziwy szczęściarz. Mam świadomość, że jego postać rzadko wzbudza sympatię. Mojej też nie ma, bo już w serialu był dość nielubianą przeze mnie jednostką. Jakby na to nie patrzeć to opowiadanie miało przedstawić jego przemianę od gbura, mruka, żałosnego męża i niemiłego doktora po człowieka świadomego swojej wartości, uprzejmego, dbającego o konwenanse, a przede wszystkim potrafiącego kontrolować swój stan emocjonalny. Mam nadzieję, że to mi się udało. Do końca opowiadania dokładnie dwa rozdziały. W niedzielę kończę publikować i robię sobie przerwę z nadzieją, że zasłużoną. Cieszę się, że się odezwałaś. Przesyłam serdeczności zarówno Tobie jak i reszcie rodzinki. Buziole. :) |
oliwka (gość) 2013.07.24 11:45 |
Kiedy pojawi się nowe opowiadanie? |
MalgorzataSz1 2013.07.24 11:58 |
Prawdopodobnie we wrześniu. Teraz mam przerwę wakacyjną. Pozdrawiam. :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz