11 lipiec 2013 |
ROZDZIAŁ 12
Następnego dnia podjechała wynajętą przez Helenę taksówką pod budynek szpitala. Podchodząc do wejścia zauważyła parkującego swoim czarnym BMW Alexa. Zatrzymała się i poczekała na niego. - Witaj Ula. I jak z nim? Bardzo źle? - Bardzo nie, ale dobrze też nie. Czeka go poważna operacja i to już w sobotę. Musisz przejąć jego obowiązki Alex. On będzie wyłączony z firmowego życia co najmniej przez pół roku. Ja ci pomogę jak tylko będę mogła. Jednak do czasu operacji i parę dni po niej chcę wziąć urlop. I tak nie byłabym zbyt pomocna, bo nie potrafię się skupić na niczym. Obiecuję ci jednak, że jak tylko z Markiem będzie wszystko w porządku wrócę i będę harować jak wół. - Dobrze Ula. Ja nie mam nic przeciwko temu. Jest przecież jeszcze Adam i Sebastian. Będziemy musieli sobie poradzić. Zawsze też można liczyć na Krzysztofa. Nie mówię tego, żeby on musiał przyjeżdżać do firmy. Chodzi mi raczej o jego rady w trudnych kwestiach. - To dobrze, bo on chyba nie byłby w stanie zająć się teraz firmą. Mocno dotknęła go choroba Marka. Myślał nawet przez chwilę, że to po nim ją odziedziczył i czuł się winny. Jednak lekarz wyjaśnił mu, że to niemożliwe, bo Marek ma wadę wrodzoną. Pani Helena jakoś się trzyma. Ja teraz mieszkam u nich do momentu aż Marek nie wyjdzie ze szpitala. Bliżej mi tu do niego niż z Rysiowa. Jesteśmy na miejscu. To ta sala. Weszli do środka. Ula pocałowała go na „dzień dobry” a Alex mocno uścisnął mu dłoń. - Ale cię wzięło. Zawsze byłeś zdrowy jak koń a tu nagle taka przykra niespodzianka. - Też myślałem, że jestem nie do zdarcia. Mam nadzieję, że po operacji wrócę do dawnej formy. Chciałem porozmawiać o firmie. - Wiem. Ula mi już trochę naświetliła, jak się sprawy mają. Nie martw się. Zastąpię cię. Ula zadeklarowała też pomoc, ale dopiero jak wyjdziesz ze szpitala. Od razu jednak uprzedzam, że Pshemko zostawiam na twojej głowie Ula. Ja nigdy nie potrafiłem się z nim dogadać i nadal tak jest. Nie lubimy się. - W porządku. Mistrza biorę na siebie. Zwiększę mu dawkę czekolady, to będzie spokojny. - Alex, gdybyś czegoś nie wiedział lub nie mógł znaleźć, Ula wie wszystko. Violetta też ogarnia. Pamiętaj o szwalniach i płynności dostaw. Jakbyś miał wątpliwości to dzwoń. Wiem, że to nie twoja działka, ale ojciec nie dałby sobie już rady z firmą. - Marek – wtrąciła się Ula. – Ja pojadę teraz do firmy. Wypiszę wniosek urlopowy i wrócę do ciebie. Po południu przyjadą tu rodzice. Muszę też pogadać z Sebastianem. Poproszę go, żeby pojechał w piątek razem ze mną na lotnisko po Piotra. To na razie tyle. Przekażę ci też Alex trochę dokumentów dotyczących bieżących spraw, żebyś miał rozeznanie. - W porządku. A ty się kuruj. Zdecydowanie wolę swoje finanse niż prezesowski stołek i nie chciałbym go zajmować dłużej niż to konieczne. Pożegnali się zostawiając Marka samego. Zapłaciła taksówkarzowi i zwolniła go. Do firmy zabrała się z Alexem. Kilka godzin zajęło jej załatwienie wszystkich spraw jednak koło czternastej znów przemierzała szpitalny korytarz. U Marka zastała Dobrzańskich. Streściła im przebieg rozmowy i z Alexem i z Sebastianem, który zgodził się na jazdę po Piotra. - W piątek rano odbierzemy go i przywieziemy do szpitala. Pewnie będzie musiał się przestawić na tą strefę czasową i trochę odpocząć po podróży. W sobotę wielki dzień i bardzo pragnę, żeby zakończył się szczęśliwie. – Kolejny raz zwilgotniały jej oczy. Marek ucałował jej dłoń. - Nie martw się skarbie. Ja jestem dobrej myśli. Ani się obejrzysz a będę już w domu. Opiekuj się Baronem. On pewnie bardzo tęskni. - Tęskni synku. – Odezwała się Helena. – Wczoraj nawet nie chciał nic jeść. Może Uli uda się go dzisiaj nakarmić. Pójdziemy już a ty odpoczywaj. Tu masz trochę prasy, to poczytaj może. - Dziękuję mamo. Jutro nie przyjeżdżajcie. Wiem jak trudno ojciec znosi szpitalną atmosferę. Przyjedźcie w sobotę. Wystarczy, że Ula jest tu codziennie. Przecież póki co nic się niedobrego nie dzieje. Nie umieram jeszcze i mam zamiar długo pożyć. Muszę się przecież ożenić i postarać o wnuki, prawda? – Dodał z uśmiechem widząc jak na policzki Uli wypływa purpurowy rumieniec. Dostrzegła Piotra wśród tłumu pasażerów i wraz z Sebastianem zaczęła przeciskać się w jego kierunku. - Piotr! Tutaj! Zauważył ją i podszedł. - Witaj Ula. Nie myślałem, że tak szybko cię zobaczę. Ba. Myślałem, że w ogóle nie będzie mi to dane. Pięknie wyglądasz. - Dziękuję. Jestem ci naprawdę ogromnie wdzięczna, że zgodziłeś się przyjechać i podjąć tej operacji. Nie darowałabym sobie, gdyby mu się coś stało – powiedziała drżącym głosem. - Nie martw się. Zobaczysz jak szybko dojdzie do zdrowia. - Poznaj proszę Sebastiana Olszańskiego. To nasz dyrektor HR i najlepszy przyjaciel Marka. Bardzo mi pomaga i wspiera. – Panowie uścisnęli sobie dłonie. - To gdzie chcesz najpierw jechać? - Do szpitala. Muszę zapoznać się z dokumentacją medyczną a przy okazji przywitam się z Jankowskim. Potem pojadę do domu. - Jeśli nie masz nic przeciwko temu chciałabym cię zabrać do państwa Dobrzańskich. Oni czekają na ciebie i serdecznie zapraszają cię na obiad. Potem zamówimy taksówkę, która zawiezie cię na Powiśle. Ja zaczekam na ciebie u Marka. - Dobrze Ula. Będzie jak mówisz. Ja najpierw muszę zapoznać się z wynikami badań i pogadać z Jankowskim. Witał się z nim bardzo wylewnie. Miał świadomość jak wiele mu zawdzięcza. - Jak dobrze cię widzieć Piotr. Nie zapomniałeś techniki przezskórnej? W tym przypadku będzie znacznie lepsza od tradycyjnej i narobi znacznie mniej szkód. - Nie zapomniałem. Palce mam nawet sprawniejsze niż kiedyś. Dużo operuję tą techniką, a i pacjenci mniej cierpią. Otwieranie klatki piersiowej, to już ostateczność. - To świetna wiadomość. W takim razie zapoznam cię z przypadkiem. Ula siedziała u Marka zabawiając go rozmową. Sebastian pojechał do firmy. Teraz miał sporo dodatkowych obowiązków. Po godzinie zjawił się Piotr. Przywitał się z Markiem jakby byli starymi kumplami i spytał o samopoczucie. - Jak leżę i nic nie robię to jest w porządku, ale przy jakimś wysiłku męczę się i brakuje mi tchu. - To normalne przy tym schorzeniu. Poradzimy sobie z tym. Nie ma takiej konieczności, by rozcinać klatkę piersiową. Dla pana to lepiej, bo straci pan o wiele mniej krwi a rana będzie zaledwie dwucentymetrowa a nie od mostka po pępek. - Możemy sobie mówić po imieniu? – Spytał Marek. - Tak. Tak będzie chyba najlepiej. – Uśmiechnął się Sosnowski. - Ja chciałem ci bardzo podziękować Piotr, że przeleciałeś ocean żeby podjąć się tej operacji i zapewniam cię, że będę ci wdzięczny do końca życia. Będę wdzięczny tobie i Uli, bo to ona zdecydowała się na telefon do ciebie. - Naprawdę nie musisz mi dziękować. To ja jestem wam winien przysługę i chętnie się tego podejmę. Jestem winien głównie Uli, ale i tobie mam sporo do zawdzięczenia. Będziemy się zbierać Ula, a ty szykuj się na jutro. Jutro o tej porze będzie już po wszystkim a co najważniejsze będziesz już mógł rozmawiać. Trzymaj się. – Piotr uścisnął Markowi dłoń. – Na razie. Wbrew wszelkim obawom Heleny obiad przebiegł w miłej atmosferze. Piotr cierpliwie odpowiadał na ich pytania i wątpliwości a przede wszystkim uspokajał ich. Zapewnił, że przeprowadził już wiele takich zabiegów i jest spokojny o wynik operacji. Późnym popołudniem pożegnał się. Musiał się dobrze wyspać, by być wypoczętym. Ula zabrała Barona do ogrodu. Ewidentnie tęsknił za Markiem. Chodził osowiały i nie miał apetytu. Dzisiaj wmusiła w niego trochę mięsa. ![]() - Jedz piesku. Wiem, że bardzo tęsknisz, ale już niedługo twój pan będzie z tobą. Musisz być w dobrej formie. Wcinaj. Jak szczenięciu podawała kawałki wieprzowiny karmiąc go z ręki. Przynajmniej w taki sposób zjadł zawartość miski. Ula zajęła dawny pokój Marka a Baron nie chciał sypiać na swoim legowisku w holu. Co wieczór przychodził do jej pokoju i kładł się obok łóżka, bo tu wszystko pachniało jego panem. W sobotę już nikt nie mógł dospać. Zarówno Dobrzańscy jak i Ula zerwali się wcześnie i pojechali do szpitala. Przygotowywano już Marka. Zjawił się anestezjolog i objaśniał mu wszystko. Zabieg odbywał się przy pełnej narkozie. Ula pożegnała go ze łzami w oczach. Uspokajał ją. - Zobaczysz kochanie, że będzie dobrze. Nie płacz, tylko uśmiechnij się do mnie cudnie. Przeżyję. Ludzie wychodzą z gorszych tarapatów. Ze łzami żegnała go też matka a i ojciec miał błyszczące oczy. Teraz pozostało im tylko czekanie. Usiedli na korytarzu przed salą operacyjną nerwowo zaciskając dłonie i patrząc co chwilę na szpitalny, wielki zegar, jakby to miało przyspieszyć ruch wskazówek. Straciła poczucie czasu. Ten zegar drażnił ją głośnym odmierzaniem upływających minut. W końcu przestała na niego zerkać. Z czeluści korytarza wyjechało łóżko z Markiem a za nim wolno szedł Piotr. Podbiegli do niego nerwowo pytając, czy wszystko w porządku. - W jak najlepszym – zapewnił ich. – Operacja przebiegła bardzo sprawnie, wręcz podręcznikowo. Wybudził się już, ale będzie jeszcze przez najbliższe dwie godziny przysypiał. Zajrzę potem do niego i sprawdzę jak się czuje. – Uśmiechnął się. – Możecie odetchnąć, bo najgorsze ma już za sobą. Teraz będzie tylko lepiej. Dziękowali mu ze łzami w oczach a najgorliwiej Ula. - Bardzo go kocham Piotr i nie wyobrażam sobie już życia bez niego. Dziękuję ci z całego serca. W niedzielę podjedziemy i zawieziemy cię na lotnisko. Jestem ci niewymownie wdzięczna za to, co dla niego zrobiłeś. - A ja się cieszę, że mogłem zrobić dla was coś dobrego. Do zobaczenia Ula. Piotr wyjechał a Marek dochodził do zdrowia. Zaraz następnego dnia zaczęto go pionować a tydzień później sam spacerował wolniutko przemierzając szpitalny korytarz. Ula przyjeżdżała codziennie i siedziała u niego po kilka godzin. Przywoziła też jego ulubione smakołyki, bo wolno mu było jeść niemal wszystko. Przyjechał i Józef z dzieciakami któregoś dnia, czym niepomiernie zdziwił Marka, który bardzo docenił ten gest. - Dobrze wyglądasz synu – zagaił już od drzwi. – Cieszymy się wszyscy, że tak szybko dochodzisz do zdrowia. - Ja też się cieszę panie Józefie, choć pełne zdrowie odzyskam dopiero po sześciu miesiącach. Na razie dają mi antybiotyki, żebym nie złapał jakiegoś świństwa. Z tego powodu te maski, które kazano wam włożyć na twarz. Mam też do pana ogromną prośbę. Chciałem prosić o zgodę na to, żeby Ula mogła zostać u moich rodziców na czas rekonwalescencji. Bardzo jej potrzebuję. Ona nie potrafi prowadzić samochodu i przez to skazana jest na poruszanie się komunikacją miejską a sam pan dobrze wie jak bardzo to może być uciążliwe szczególnie wtedy, gdy mieszka się tak daleko. Przyjeżdżałaby do domu w weekendy i robiła też niezbędne zakupy. Wiem, że ciężko wam będzie bez niej, ale i mnie niełatwo. Nie chciałbym absorbować mamy, bo ona i tak ma już dość zmartwień związanych z ojcem. - Ja to wszystko rozumiem Marek. Mam tylko obawy, czy ona nie będzie dla twoich rodziców ciężarem. I tak długo siedzi im już na głowie. – Marek roześmiał się. - Kochany panie Józefie, oni ją uwielbiają i najchętniej zaadoptowaliby ją. Jest dla nich jak córka. - No skoro tak, to się zgadzam. Mam jednak nadzieję, że nie zapomni o nas. - Na pewno nie. Ja jak tylko poczuję się lepiej, będę ją systematycznie do was przywoził. Przekazał jej treść rozmowy jaką odbył z jej ojcem. Nie za bardzo była zadowolona. - To bez sensu kochanie. Ty będziesz miał opiekę u rodziców. Jest mama i Zosia. One nie dopuszczą by miało ci się coś stać. Oni w Rysiowie polegają tylko na mnie. To ja jestem od sprzątania, prania, prasowania i robienia zakupów. Trzeba przysiąść z Beatką i dopilnować jej lekcji. Jaśkowi też czasem trzeba pomóc. Byłoby im naprawdę ciężko. Już i tak nie ma mnie przecież dwa tygodnie. Obiecuję ci solennie, że będę przyjeżdżać tak często jak się da, ale muszę być w domu. Podrapał się po głowie w charakterystyczny dla niego sposób. - Chyba masz rację. Trochę egoistycznie podszedłem do sprawy, ale usprawiedliwiam to tym, że chciałbym bez przerwy mieć cię przy sobie. Kocham cię przecież jak wariat. Cmoknęła go w nos i roześmiała się. - Nadrobimy to kochany. Wszystko nadrobimy, kiedy tylko poczujesz się lepiej. - Trzymam cię za słowo. Chciałbym też ci coś zaproponować. Powinnaś zapisać się na kurs prawa jazdy. Lexus stoi w garażu a bardzo by się przydał w sytuacjach takich jak ta. Na taksówki pewnie wydałaś już majątek a i Sebę trudno angażować co chwilę. Pójdziesz? - To dobry pomysł Marek. Zajrzę do internetu i znajdę coś w pobliżu. Zrobię to jeszcze dzisiaj. Obiecuję. A tak w ogóle to rozmawiałam z doktorem Jankowskim. Najdalej do środy będziesz tutaj tkwił. Potem cię wypisują. To dobra wiadomość, prawda? Ja też chciałabym już wrócić do pracy, bo Alex ledwo wszystko ogarnia. Koniecznie trzeba mu pomóc. Weszli do domu seniorów. Już na podjeździe słyszeli żałosne skomlenie Barona. Siedział w zamknięciu. Wiedzieli jak spontanicznie reaguje na widok Marka i nie chcieli by skakał na niego. Dopiero jak usadowił się w fotelu wypuścili psisko. Baron przypadł do jego nóg i nie mógł się nacieszyć widokiem swojego pana. - Tylko nie skacz piesku, – upominała go co chwilę Ula – tylko nie skacz. Nie wolno. Długo trwało to przywitanie, bo pies nie potrafił się uspokoić i machając szaleńczo ogonem lizał ręce i twarz Marka. - Ja też bardzo tęskniłem piesku. Jesteś wspaniały. Już jestem na miejscu i razem będziemy chodzić na spacery. No już. Połóż się tutaj koło mnie. - Omiótł spojrzeniem Ulę i rodziców. – Bardzo się cieszę, że jestem już w domu. - I my jesteśmy szczęśliwi synku. Wynajęłam pielęgniarkę. Będzie przychodzić codziennie i podawać ci antybiotyki. Masz jeszcze dwadzieścia zastrzyków a potem przejdziesz na doustne środki. To z pewnością będzie mniej uciążliwe. Chcesz się położyć? Ula zmieniła ci pościel. - Nie mamo. Mam dość leżenia. Posiedzę z wami chwilę. Może Zosia zrobi nam kawy? Jest jakieś ciasto w domu? - Jest. Ula upiekła wczoraj. Nie dopuściła Zosi do kuchni. - To ja chętnie zjem. Spakowała torbę zabierając wszystkie swoje rzeczy. Patrzył ze smutkiem gdy zapinała zamek. - Szkoda, że musisz jechać. – Ostrożnie przytuliła się do niego. - Wiesz, że nie mogę inaczej. Nie mogę ich zostawić samych. Jutro nie przyjadę, bo muszę się wdrożyć w robotę. Trzeba odciążyć Alexa i pozostałych. Mam już wyrzuty sumienia. Poza tym zapisałam się na ten kurs… Będę dzwonić kochanie. A ty Baron – zwróciła się do psa – pilnuj pana, żeby się nie forsował. Do zobaczenia. – Ucałowała czule jego usta. Pożegnała się z seniorami i Zosią i po chwili jechała wraz z Sebastianem do Rysiowa. Czuła się jak w kieracie. Ten natłok zajęć zaczynał ją przerastać. Ledwie wszystko godziła. Praca, dom, kurs i wizyty u Marka. To zbyt wiele. Czuła się jak przekłuty balon. Każdego dnia mobilizowała siły, żeby wstać i jakoś funkcjonować. Alex miał tak dużo swojej roboty, że właściwie ona przejęła stanowisko prezesa. Łagodziła fochy Pshemko starając się z całych sił zachować wobec fanaberii mistrza spokój. Umawiała spotkania i wydzwaniała poganiając szwalnie. Na jej głowie było zorganizowanie jesiennego pokazu. Miała serdecznie dość jeszcze zanim zaczęła działać w tej sprawie. Musiała uruchomić wszystkie siły w firmie. Na miejsce Ani recepcjonistki przyjęła młodego człowieka. Z Ani zrobiła swoją pomocnicę. Dziewczyna była bardzo bystra i od dawna marnowała się w recepcji. Z wielką werwą podeszła do swoich nowych obowiązków i oddała tej pracy swoje serce. Po konsultacji z Alexem podniosła jej dość znacznie pensję i to motywowało ją dodatkowo. Uruchomiła też Violettę. Obiecała jej wysoką premię jeśli się wykaże i nagle okazało się, że panna Kubasińska wcale nie jest taka beznadziejna. Załatwiła sprawy w drukarni. Zajęła się castingiem modelek i modeli. Kwiaty też były dzięki niej. Na skutek tej wielkiej mobilizacji pokaz nie zrobił klapy i okazał się sukcesem. Po nim na bankiecie Ula stała wraz z Pshemko, Alexem, Sebastianem, Violą i Anią i wznosiła wraz z nimi toast szampanem za powodzenie kolekcji. Oboje Dobrzańscy obecni na pokazie gratulowali im i dziękowali za to ogromne zaangażowanie. Alex uwolniony w znacznym stopniu od nadmiaru pracy teraz aktywnie jej pomagał przy podpisywaniu umów i pozyskiwaniu nowych kontrahentów. Chodził też wraz z nią na spotkania. Z nim czuła się pewniej. W weekendy przyjeżdżała do Dobrzańskich i zdawała Markowi relację. On puchł z dumy, że tak świetnie sobie radzi i ciągle powtarzał, że to ona powinna zostać prezesem, nie on. Na początku grudnia świętowali pomyślnie zdany przez nią egzamin na prawo jazdy. Odetchnęła. Marek był już prawie zdrowy. Miał wrócić do pracy po nowym roku. Wszystko zaczęło wychodzić na prostą. |
Marcysia (gość) 2013.07.11 18:13 |
Gosiu, jak to dobrze, że już po wszystkim. Marek zoperowany i dochodzący do zdrowia w otoczeniu najbliższych, a przede wszystkim przy Uli, jego największej miłości. No i Baronie, jak mogłabym o nim zapomnieć?! :) Piotr zachował się naprawdę bardzo dobrze. Myślę, że tą jedną operacją odkupił niemal swoje wszystkie winy wobec Ulki. Uratował Marka i to było dla niej najwazniejsze. Nie to, że się nad nią znęcał psychicznie i nie to, że miał ją za nikogo, za zło konieczne. Poprawił się i to też w dużej mierze dzięki niej. Ucieszyła mnie ta pozytywna bardzo część, lecz z drugiej strony... Zdaję sobie sprawę, że została tylko jedna część. Smutno to brzmi, ale wszystko się kiedyś kończy :) Pozdrawiam Cię serdecznie! :) |
MalgorzataSz1 2013.07.11 18:36 |
Marcysiu Ten rozdział, to duża dawka pozytywnych zdarzeń. Dla mnie to typowe i Ty dobrze o tym wiesz. W niedzielę nastąpi finał, wiec ta część, to niejako przedsmak tego finału. Trzynaście rozdziałów to zupełnie wystarczająca ilość, żeby zawrzeć w opowieści schemat swojego pomysłu, rozbudować go i zakończyć. Taka ilość rozdziałów nie zdąży zbytnio zmęczyć czytelnika, a ze swoich doświadczeń wiem, że jeśli opowiadanie jest rozbudowane a rozdziały długie, to wcześniej, czy później następuje "zmęczenie materiału" i czytający nie pamięta już nawet, co było na początku. Tu wszystko jest teraz na swoim miejscu. Najpierw było cierpienie, potem kara a wreszcie przeprosiny i zadośćuczynienie. Przemiana Piotra dokonała się. Ula może wreszcie odetchnąć, bo Marek będzie zdrowy. Mogą zacząć myśleć o wspólnej przyszłości. Dziękuję Ci pięknie za komentarz i cieplutko pozdrawiam. :) |
ulka-brzydulka (gość) 2013.07.11 20:55 |
Małgosiu, cieszę się, że operacja udała się w stu procentach. W pewnym momecie przestraszyłam się, że chcesz wprowadzić jakieś komplikacje, ale na całe szczęście moje przypuszczenia okazały się nieprawdziwe. Martwię się jednak o Ulę, bo ona musiała się wszystkim zająć podczas rekonwalescencji Marka i może być trochę wszystkim zmęczona… Należy jej się odpoczynek. Powinni z Markiem wyjechać gdzieś za miasto i odsapnąć. O i Piotr, wielkie zaskoczenie. Fajnie, że wyszedł na porządnego człowieka po tym wszystkim i myślę, że po tym co zrobił dla Dobrzańskiego nikt już nie żywi do niego urazy. W końcu uratował mu życie;) Świetny rozdział, czekam na następny. Już ostatni? Naprawdę? Mam nadzieję, że już szykujesz jakąś następną bombę:) Pozdrawiam serdecznie Bea |
MalgorzataSz1 2013.07.11 21:18 |
Bea. Póki co następnej, jak to określasz "bomby", nie będzie. Biorę na wstrzymanie. W ciągu niespełna dwóch lat napisałam 14 opowiadań. Pierwsze zaczęłam dodawać jeszcze na socjum w sierpniu 2011r. Musisz przyznać, że to całkiem sporo. Trochę się wypaliłam i muszę odsapnąć. Inna sprawa, że nie mam pomysłów na kolejne i liczę na to, że przyjdą z czasem. Być może, że czytelnicy czują już przesyt takimi przesłodzonymi historiami i powinnam napisać coś, co zakończy się dramatem? Odmiana zawsze jest odświeżająca bez względu na to, czy na dobre, czy na złe. To opowiadanie, to czternasta z kolei historia kończąca się szczęśliwie, bo tak założyłam już na samym początku mojej pisaniny i naprawdę nie wiem, czy powinnam dalej kontynuować pisanie trzymając się pierwotnych założeń. A może ja sama potrzebuję zmian? Na razie zaczynam wakacje od pisania od najbliższej niedzieli, a jak długo potrwają, nie jestem w stanie dzisiaj sprecyzować. Na temat rozdziału nie będę już pisać, bo wszystko zawarłam w odpowiedzi na komentarz Marcysi. Bardzo Ci dziękuję za wpis. Pozdrowienia. :) |
bewunia68 (gość) 2013.07.12 06:31 |
Gosiu! Rozdział doskonały. Marek zdrowieje, Ula pełni funkcję prezesa nieoficjalnie ale skutecznie. Alex współpracuje. Piotr zrewanżował się za przeszłość. I tylko wiadomość o wakacjach od pisania zasmuca. Ale przecież nie porzucasz nas na zawsze. Prawda? Te blogi o Uli i Marku to już część życia, przynajmniej mojego. Ja na pewno będę tęsknic i zaglądać czekając na kolejne opowiadanie. Życzę więc odpoczynku i nawrotu weny. Pozdrawiam. |
MalgorzataSz1 2013.07.12 08:31 |
Bewuniu Oczywiście, że nie porzucam bloga, przecież to moje "dziecko" tak jak FD Sportivo dla Uli i Marka. Muszę tylko trochę odsapnąć i poczekać, aż coś ponownie wykluje się w mojej głowie. Coś, co będzie miało ręce i nogi a nie będzie tylko opowiastką o niczym. Większość czytających, to ludzie młodzi, którzy też mają wakacje i z pewnością będą wyjeżdżać i z nich korzystać. Wtedy nie myśli się o czytaniu blogów. Mam nadzieję, że już we wrześniu, jak wena pozwoli, wrócę z czymś nowym. Za komentarz jestem bardzo wdzięczna a także za to, że zawsze tu zaglądasz i czytasz. Serdecznie Cię pozdrawiam. :) |
Amicus (gość) 2013.07.12 11:15 |
Kamień z serca, że z sercem Marka już wszystko dobrze. Trochę trwała ta rekonwalescancja, ale całe szczęście, że wada była 'odwracalna' i w przyszłości Marek nie powinien mieć już problemów kardiologicznych. Piotr stanął na wysokości zadania, a i pomoc Uli w jego sprowadzeniu do kraju okazała się nie bez znaczenia. Kiedyś Marek uratował ją, dziś pośrednio to ona uratowała jego. Wiele wysiłku kosztowały ją te ostatnie miesiące. Bez zbędnego narzekania poświęciła się Dobrzańskiemu i jego firmie. Nie mogę się przyzywczaić do tego Twojego Aleksa. Woli być dyrektorem finansowym niż prezesem. Świat się kończy ;) Ale zdecydowanie wolę tą Twoją wersję Febo niż tą serialową. :) Ucieszył mnie tekst Marka o ślubie i dzieciach. Ale Twoje opowiadanie nie idzie chyba aż tak daleko byśmy mogli czytać o rodzinie Cieplak-Dobrzański. Dobrze jednak, że ta zapowiedź się pojawiła. Szkoda, że ta część jest przedostatnia. Ale jak to mówią wszystko co dobre szybko się kończy. Wierzę, że będzie mi dane przeczytać jeszcze wiele świetnych opowiadań Twojego autorstwa. Pozdrawiam Cię serdecznie i z niecierpliwością wyczekuję niedzielnego finału. :) PS. u mnie dziś wieczorem kolejny rozdział. Już teraz zapraszam :) |
MalgorzataSz1 2013.07.12 12:23 |
Amicus. Dość rzadko zdarza mi się przedstawiać Alexa z ludzką twarzą. W tym opowiadaniu jedynie napomknęłam o wzajemnych animozjach jego i Marka, jednak nie napisałam, czego miały dotyczyć. Tu Febo podszedł do sprawy poważnie i zgodził się na zastępstwo nie chcąc dopuścić do zaniedbań w firmie. Serialowy Alex dążyłby za wszelką cenę do pogrążenia jej. Rzeczywiście nie planuję ślubu ani też żadnych potomków Cieplak-Dobrzański. To, co opiszę w ostatnim rozdziale będzie jedynie przedsmakiem i zapowiedzią tych wydarzeń. Jak zapewne czytałaś już wyżej planuję przerwę wakacyjną i być może zmienię w następnym opowiadaniu pierwotne moje założenia, że każda ich historia kończy się szczęśliwie. Jednak to kwesta do przemyślenia. Teraz przez kilka następnych tygodni zamierzam rozkoszować się lekturą Waszych opowiadań i muszę przyznać, że to bardzo miła perspektywa. Bardzo dziękuję Ci za komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :) |
Marcysia (gość) 2013.07.13 16:42 |
Małgosiu, u mnie nowa część i krótka informacja :) Pozdrawiam! |
ulka-brzydulka (gość) 2013.07.13 19:14 |
Małgosiu, zapraszam na kolejną część do mnie;) Pozdrawiam Bea |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz