Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"Ból istnienia" - rozdział 2

 

06 czerwiec 2013
 
ROZDZIAŁ 2


Oderwała twarz od szyby. Chyba przejaśniało się. Nieśmiałe promienie październikowego słońca zaczęły przebijać się przez grubą warstwę deszczowych chmur. Westchnęła ciężko. Kiedyś to słońce wywołałoby na jej twarzy uśmiech, a dziś…? Dziś nie potrafi się już uśmiechać. Nie ma powodu. Zerknęła na kuchenny zegar wskazujący godzinę jedenastą. Piotr wróci dzisiaj późno. Znowu wziął dodatkowy dyżur. Wyjęła z szafy wytarte do granic możliwości jeansy i sweterek. Ubrała kalosze i zarzuciła na siebie stary, zielony płaszczyk, który kiedyś należał do mamy. Nacisnęła na głowę beret i wziąwszy tylko klucze wyszła z domu. Deszcz przestał padać a ona szła bezwolnie nie starając się nawet omijać kałuż. Dotarła nad Wisłę.



Stanęła nad jej brzegiem i zapatrzyła się w szybko rwący po obfitych opadach nurt. Znowu przemknęło przed oczami jej dotychczasowe życie. Nie miała żadnego sensownego powodu, by ciągnąć je dalej. Słowa Piotra skutecznie zabijały w niej ochotę do dalszej egzystencji. Upokarzał ją każdego dnia i sprawił, że sama zaczęła wierzyć, że nic nie jest warta. Po co ma żyć, skoro nie może przydać się światu? On będzie kręcił się dalej i bez niej.
Ból istnienia… - przemknęło jej przez głowę. – Ból istnienia jest już dla mnie nie do zniesienia. – Przez jej twarz przebiegł cień gorzkiego uśmiechu. – Gdyby życie było takie proste jak składanie rymów i nie bolało tak bardzo… Wybacz mi tato, wybacz Jasiu, wybacz Betti, ale już nie potrafię inaczej. Mamusiu czekaj na mnie, idę do ciebie. - Wytarła z policzków łzy i zsunąwszy się z niezbyt wysokiej skarpy, weszła do wody. Kalosze szybko się nią napełniły. Zaczęła iść wolno dalej, choć z każdym jej krokiem nurt był coraz silniejszy. W końcu zwalił ją z nóg i porwał ze sobą. Nie walczyła z nim. Poddała się z rezygnacją temu, co miało za chwilę nastąpić.
 
***
 

Na podjeździe przed ogromną willą w Aninie należącą do Heleny i Krzysztofa Dobrzańskich, właścicieli znanej firmy modowej Febo&Dobrzański, zatrzymał się srebrny Lexus. Wysiadł z niego młody mężczyzna i zanim go zamknął przeciągnął się rozprostowując ramiona. W tym momencie otworzyły się drzwi wejściowe i wybiegł z nich spory nowofunland*. Energicznie machając ogonem i szczekając radośnie podbiegł do mężczyzny i stanąwszy na dwóch tylnych łapach oparł się przednimi o jego klatkę piersiową. Mężczyzna roześmiał się i czule pogłaskał po łbie swojego pupila.



- Baron! Będę cały mokry! Tak się stęskniłeś piesku? No już, już. Spokojnie. Byłeś grzeczny? - Psisko zamachało ogonem i szczeknęło. Za psem wyszedł starszy mężczyzna i uśmiechnął się szeroko.
- Witaj synu. Załatwiłeś wszystko?
- Cześć tato. Załatwiłem. Nie mieliście kłopotu z Baronem?
- Żadnego. To kochany psiak. Chodź, mama czeka ze śniadaniem.
Weszli do domu. W salonie przywitał się z matką.
- Dobrze, że jesteś. Specjalnie czekaliśmy na ciebie. Siadajcie. Zosia zaraz podaje.
Kiedy na stół wjechała aromatyczna jajecznica i gorące kiełbaski Dobrzańska powiedziała.
- No mów. Jak poszło?
- Poszło bardzo dobrze. Walczyliśmy do późnej nocy, ale dom wygląda pięknie. Sebastian bardzo mi pomógł. Dzisiaj pewnie nie może ruszyć ani ręką ani nogą. Nanosiliśmy się gratów. Ja też czuję się obolały. Wyszły te wszystkie zakwasy. Bolą mnie mięśnie, których istnienia nawet bym się nie domyślał. Zabiorę dzisiaj Barona. I on ma już urządzone legowisko, choć jak znam życie i tak będzie spał obok mojego łóżka. Rozpieściłem szczeniaka, ale uwielbiam go.
- My też przepadamy za nim, ale lepiej dla ciebie by było, gdybyś rozejrzał się za jakąś kobietą, a nie lokował uczucia w psie. Upłynęło już trochę czasu od chwili, gdy rozstaliście się z Pauliną. Żałujemy bardzo, że wam nie wyszło, ale uważamy, że nie powinieneś być sam. Latka lecą a pies nie zastąpi tej najważniejszej osoby w życiu. Poza tym bardzo chcielibyśmy dożyć pojawienia się naszych wnuków.
- Nie martwcie się. Wszystko w swoim czasie. Już kupiłem i urządziłem dom. Kobieta też się znajdzie. Bez obaw.
Około jedenastej opuścił dom rodziców. Zadowolony Baron usadowił się na tylnym siedzeniu opierając łeb na ramieniu swojego pana. Marek uśmiechnął się.
- I co piesku? Masz ochotę pobiegać? Pojedziemy nad Wisłę. Lubisz to miejsce, prawda? – Psisko zamruczało ukontentowane. Zaparkował niedaleko brzegu i wypuścił psa. Ten pokręcił się wokół i nagle stanął jak wryty wietrząc jakiś zapach. Po chwili zerwał się i pognał przed siebie.
- Baron! Baron! Zaczekaj! Gdzie ty lecisz!?
Pies jednak go nie słuchał lecz biegł jak szalony. Marek pognał za nim. Jego kondycja nie była najlepsza. Baron był dziesięciomiesięcznym, pełnym energii szczeniakiem. Nie było szans, żeby go dogonił. Wreszcie dostrzegł go stojącego przy brzegu w wodzie i głośno ujadającego.  Podbiegł bliżej i zrozumiał zachowanie psa. Na powierzchni wody unosiło się ciało człowieka. – O cholera! - Zaskoczony i zszokowany tym widokiem krzyknął do Barona.
- Do wody!
Pies jakby tylko czekał na pozwolenie. Bez wahania wskoczył do rzeki. Podpłynął do ciała i złapawszy delikatnie w zęby rękę topielca zaczął holować go do brzegu.
Im był bliżej, tym bardziej Marek upewniał się, że to jakaś dziewczyna. Pomógł psu wyciągnąć ją na pożółkłą trawę i przyłożył palce do jej szyi szukając tętna. Odetchnął z ulgą, bo je wyczuł. Było słabe, ale było. Bez namysłu zaczął ją reanimować. To przyniosło dobry skutek, bo dziewczyna złapała oddech i zaczęła kaszleć. Odwrócił ją na bok, by nie zachłysnęła się wodą. Długo, łapczywie łapała powietrze, aż wreszcie jej oddech ustabilizował się i spojrzała na swojego wybawiciela przytomniej.
- No dzięki Bogu, odżyła pani. Jak to się stało, że znalazła się pani w wodzie? Dzisiaj pogoda niezbyt dobra na kąpiele a szczególnie w ubraniu – próbował żartować.
Była sina i trzęsła się z zimna. Jej stary płaszcz nasiąknięty był wodą, a beret smętnie zwisał z czubka głowy. Ściągnęła go. Przeniosła wzrok na swego wybawcę i spojrzała na niego z wyrzutem.
- Dlaczego pan to zrobił? – Wykrztusiła szczękając zębami. Nie bardzo rozumiał.
- Dlaczego zrobiłem co? Dlaczego wyciągnąłem panią z wody? Myślałem, że utopiła się pani i mam do czynienia ze zwłokami. Poza tym to nie ja panią wyciągnąłem ale mój pies. On jest stworzony do takich zadań. Ja nie miałbym odwagi wejść do tej brudnej rzeki. To on odholował panią na brzeg. Ja tylko trochę mu pomogłem i całe szczęście, bo myślę, że chciała pani zrobić coś naprawdę głupiego.
- Mnie nie wydawało się to głupie aż do teraz. - W jej oczach pokazały się łzy. - Nic w życiu mi się nie udaje. Myślałam, że chociaż w tym wypadku będę miała szczęście. Pomyliłam się. Nie jestem zachwycona takim obrotem sprawy, ale chyba powinnam panu podziękować a przede wszystkim pana psu. W takim razie dziękuję. Pójdę już. - Usiłowała się podnieść, ale nasączona wodą odzież skutecznie jej to uniemożliwiła i pod jej ciężarem bezwładnie upadła na trawę. Popatrzyła na niego bezradnie. – Chyba muszę jeszcze trochę odpocząć i nabrać sił. Nie dam rady wstać.
- Proszę tu poczekać. Zaparkowałem niedaleko. Mam w samochodzie koc. Ściągnie pani ten mokry płaszcz. On i tak nie nadaje się do użytku. Musi się pani choć trochę rozgrzać. Potem odwiozę panią do domu. Zostawiam Barona na wypadek, gdyby znowu przyszło pani do głowy coś równie absurdalnego. Zaraz wracam.
Po jego odejściu z niemałym trudem zrzuciła z siebie nasiąkniętą wodą jesionkę i wygrzebała z kieszeni klucze do mieszkania. Na szczęście nie wypadły. Drżała na całym ciele. Skrzyżowała ręce na ramionach rozcierając je. Pies podszedł do niej i przytulił się. – Jakie to mądre zwierzę – pomyślała. – Próbuje mi oddać trochę swojego ciepła. - Pogłaskała go delikatnie za uchem a on polizał jej zimny policzek. Uśmiechnęła się.
- Jesteś bardzo mądrym psem Baron.
Marek wrócił po pięciu minutach. Otulił ją kocem i pomógł wstać. Była jednak słaba i nie potrafiła utrzymać się na nogach. Mało myśląc wziął ją na ręce. W samochodzie usadził ją na przednim siedzeniu i włączył ogrzewanie. Wytarł wielkim ręcznikiem psa, by nie pobrudził tapicerki i zapytał ją o adres. Rozejrzała się jeszcze usiłując zorientować się w topografii terenu. Sporo oddaliła się od miejsca, w którym weszła do wody.
- Poprowadzę pana. Mieszkam na Powiślu.
Podjechał pod klatkę schodową. Objął ją wpół i podtrzymując wolno poprowadził do mieszkania. Drżącymi dłońmi przekręciła w zamku klucz.
- Jeśli ma pan czas zapraszam pana na kawę. Przynajmniej w ten sposób zrewanżuję się za uratowanie mi życia. Dla Barona też się coś znajdzie.
Marek rozejrzał się ciekawie. Mieszkanko było maleńkie i urządzone niezwykle skromnie, ale bardzo czyste. Zaprowadziła go do pokoju i nastawiła expres do kawy.
- Proszę tu chwilę poczekać. Ja tylko przebiorę się w suche rzeczy i doprowadzę do ładu.
Zanim zaparzyła się kawa ona przebrana, z wysuszonymi już włosami ukazała się w kuchni. Nalała do miski wodę dla psa a obok postawiła drugą z pachnącymi kiełbaskami. Dla nich przygotowała w filiżankach kawę. Przeniosła je na stół podsuwając mu cukiernicę i śmietankę w dzbanuszku. Obserwował ją. Teraz, gdy wysuszyła gęste, ładnie przycięte, kasztanowe włosy w niczym nie przypominała dziewczyny wyłowionej przed godziną z rzeki. Miała drobną, niezwykle subtelną twarz, a jej duże, chabrowe oczy okolone długimi rzęsami wyrażały tak wiele smutku. Te oczy dominowały na tle białej jak kreda buzi. Ten widok rozczulił go.
- Dlaczego chciała się pani zabić? Proszę wybaczyć to pytanie, ale po raz pierwszy przydarzyło mi się coś takiego. Nigdy nikogo nie uratowałem.
Uśmiechnęła się smutno.
- Mnie też pan nie uratował. Nie uratował mnie pan przed życiem. Pan wyciągnął mnie z wody i przywrócił oddech. Dla mnie ratunkiem byłaby śmierć. Ona rozwiązałaby wszystkie moje problemy.
- Naprawdę tego nie rozumiem. Jakie może mieć problemy taka młoda i piękna kobieta.
- Zdziwiłby się pan. Proszę mi wybaczyć, ale ja nie chcę o tym rozmawiać, bo dla mnie to zbyt bolesne sprawy. Proszę się jednak nie obawiać. Nie będę drugi raz próbować. Bałabym się, że znowu znajdzie się ktoś taki jak pan i będzie chciał mnie uratować za wszelką cenę. Nawet nie wiem jak pan ma na imię. – Wyciągnął do niej dłoń.
- Marek. Marek Dobrzański, a pani?
- Urszula Sosnowska.
Dokończył swoją kawę i podniósł się z krzesła.
- Będę już leciał. Mam trochę roboty, bo właśnie kupiłem dom i jestem w trakcie jego urządzania. Proszę się nie martwić i proszę dać swojemu życiu jeszcze jedną szansę. Gdyby miała pani ochotę porozmawiać lub wypić ze mną kawę to proszę zadzwonić lub przyjść. Mam firmę na Lwowskiej a to moja wizytówka. Życzę pani szczęścia w życiu i proszę je bardziej doceniać. Do widzenia. Baron, idziemy.
Zamknęła za nimi drzwi i oparła się o nie. – Niewiele brakowało. Naprawdę niewiele i moje problemy odeszłyby w niebyt. – Jednak jakaś cząstka jej cieszyła się z takiego obrotu sprawy. - Ten Dobrzański… Miły gość. Sympatyczny i w dodatku bardzo przystojny. Ma piękny uśmiech i te rozbrajające dołki w policzkach. No i ma super psa. – Spojrzała na wizytówkę, którą trzymała w ręku i bez namysłu wsadziła ją do torebki. Przeszła do łazienki i natknęła się w niej na koc Marka. – O kurde blaszka! Ale ze mnie klipa! Zapomniałam mu oddać. Wypiorę go i zaniosę mu do firmy. – Postanowiła.

Było już dobrze po siedemnastej, gdy doprowadziła mieszkanie do ładu. Wyprała koc i rozwiesiła go w łazience. Nie miała obaw o to, że Piotr zapyta, skąd się wziął. On nie zwracał uwagi na takie rzeczy. Pewnie pomyśli, że to ich własny. Zabrała się za szykowanie obiadu. Wbrew temu, co mówił na grillu, dzisiaj zafunduje mu schabowe. Niech ma.
Wrócił później niż zapowiadał. I to dobre dwie godziny później. Nie dociekała, co go zatrzymało. Nie obchodziło jej to. W milczeniu postawiła przed nim talerz z zupą ogórkową i drugi z ziemniakami, kotletem i surówką. Życząc mu „smacznego” przeszła do pokoju i włączyła telewizor. Przynajmniej z niego mogła dowiedzieć się o wydarzeniach na świecie, bo jej mąż ze skąpstwa nawet nie kupował gazet uznawszy, że to pieniądze wyrzucone w błoto.
Piotr sprawiał wrażenie jakby był na nią obrażony. Nie odzywał się i nawet oszczędził jej przykrych komentarzy. Kiedy skończył jeść poszła pozmywać naczynia. – Przecież tak źle gotuję. Nigdy mu nic nie smakuje. Dlaczego więc te talerze wyglądają tak, jakby je wylizał? Podły drań i świnia. – Pomyślała butnie.

Przez kolejny miesiąc miała spokój. Piotr brał dyżur za dyżurem. Częściej go nie było niż był. Taka sytuacja była jej na rękę. Łapała się nawet na tym, że zdecydowanie woli, gdy go nie ma, bo sama jego obecność wywołuje w niej napięcie i nerwowość. Tydzień po tej nieszczęsnej próbie samobójczej uzbrojona w wizytówkę dotarła do firmy Febo&Dobrzański. W dużej reklamówce miała wyprany koc dla Marka. Zatrzymano ją na portierni i nie chciano wpuścić. Portier zadzwonił do Dobrzańskiego informując, że jakaś kobieta do niego przyszła i nazywa się Urszula Sosnowska. Na początku nie bardzo kojarzył.
- Ona mówi, że ma dla pana jakiś koc.
- Niech ją pan wpuści panie Władku. Już wiem, o kogo chodzi.
Poinstruowana wsiadła do windy i wcisnęła przycisk z piątką. Wysiadając rozejrzała się ciekawie. Dziewczynę w recepcji spytała o numer pokoju Marka i już bez przeszkód trafiła do sekretariatu. Ładnej blondynce przedstawiła się mówiąc, że pan Dobrzański czeka na nią. Po chwili witała się z nim a także z Baronem, który w gabinecie prezesa miał swoje miejsce.
- Zapomniałam panu oddać koc. Proszę. Jest wyprany.
- Dziękuję. Ja też o nim nie pamiętałem. Napije się pani kawy?
- Nie chciałabym przeszkadzać. – Odpowiedziała niepewnie.
- Na pewno nie będzie pani przeszkadzać. Ja już zamawiam. I jak? Otrząsnęła się pani po tej niemiłej przygodzie?
- Tak. Już w porządku. – Zarumieniła się.
Przyglądał jej się z prawdziwą przyjemnością. Jej niebieskie, niemal szafirowe, duże oczy miały w sobie jakąś niewinność. Usta ledwie pociągnięte błyszczykiem były soczyste, jędrne i pełne. Aż prosiły się o pieszczotę. Spodobała mu się bardzo. Uważał, że jest piękna i naprawdę nie rozumiał tej desperacji, która przywiodła ją nad brzeg Wisły. Jej ubiór pozostawiał wiele do życzenia. Był niezwykle skromny, wręcz ubogi. Widocznie nie wiodło jej się najlepiej. Uśmiechnął się do niej wdzięcznie.
- Mogę mówić pani po imieniu? – Spytał.
- Oczywiście. Będzie mi bardzo miło.
- W takim razie proszę o wzajemność. Czym się zajmujesz Ula? Pracujesz gdzieś?
- Świetne pytanie. Niestety nie pracuję, choć pragnę tego z całego serca. Skończyłam dwa kierunki studiów. Ekonomię i zarządzanie na SGH. Znam biegle dwa języki i z ubolewaniem muszę stwierdzić, że nigdy nie było mi dane wykorzystać tego wszystkiego.
- Dlaczego? Nie mogłaś znaleźć pracy?
- Nawet nie próbowałam.
- Nie rozumiem… dlaczego? – Marek wyglądał na zaskoczonego.
- To długa i bardzo smutna historia. Na pewno nie zechcesz jej wysłuchać, a ja nie mam zbyt wielkiej ochoty na wynurzenia. Powiem tylko, że moje życie ułożyło się tak, że nie miałam możliwości podjąć pracy. Zostałam kurą domową, która zapewnia wszystkie potrzeby życiowe męża robiącego karierę w kardiochirurgii.
- Masz męża? Kardiochirurga?
- Niestety mam. Mam egoistycznego męża myślącego wyłącznie o sobie i z dużym parciem na osiągnięcie sukcesu. Ja nie liczę się zupełnie i jestem na ostatnim miejscu na jego liście priorytetów. Ożenił się ze mną tylko dlatego, że w jego środowisku wypada mieć żonę. Zresztą… nieważne… Pójdę już. Dziękuję za kawę.
Przykucnęła jeszcze przy psie pieszczotliwie głaszcząc jego łeb.
- Trzymaj się Baron. Jesteś wspaniałym psem i masz dobrego pana. – Wyciągnęła do Marka dłoń. – Powodzenia. Cieszę się, że cię poznałam.
- Ula. Jeśli będziesz chciała jednak podjąć pracę, to daj znać. Ja bardzo potrzebuję dobrze wykształconego ekonomisty. Brakuje mi kompetentnej asystentki. Przemyśl to, dobrze?
- Dziękuję ci za propozycję, ale nie sądzę, bym mogła z niej skorzystać. Do widzenia Marek.
Po jej wyjściu zamyślił się. Teraz po tej rozmowie nie miał wątpliwości, że była nieszczęśliwa w tym małżeństwie. Ten jej mąż, to prawdziwy dupek. Ma u boku nieprzeciętną kobietę i nie docenia jej. Pewnie to on zabrania jej pracować. Niewątpliwie to z jego powodu próbowała się zabić. Co za facet?




*Nowofunland, inaczej wodołaz, pochodzi z Kanady, prawdopodobnie od psów indiańskich. Lubi wodę i dlatego ceniony jest w ratownictwie wodnym. Ze względu na swoje rozmiary nowofunland budzi respekt, jednak nie jest psem agresywnym. Lubi dzieci, jest spokojny i przywiązany do rodziny. Nie potrzebuje długich spacerów, jeżeli ma zapewnione wystarczająco dużo miejsca w ogrodzie. Waga dochodzi do 75kg.

Marcysia (gość) 2013.06.06 19:28
Małgosiu,
mimo wszystko nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Nigdy bym nie wpadła na to, że Ulka zdecyduje się popełnić samobójstwo! Jej rozpacz musiała naprawdę ją przytlaczać, skoro zdecydowała się na taki krok. Już w tym momencie zrozumiałam, jaką rolę odegra Marek. Jakie to szczęście, że miał ze sobą Barona! Inaczej... Wolę nie myślec, co by się stało.
Teraz bardzo ciekawi mnie, czy Ulka podejmie pracę w firmie i czy odejdzie od doktorka, dlatego też niecierpliwie czekam na kolejną część ;)
Pozdrawiam!
elkanum (gość) 2013.06.06 19:29
Hahhhhhaaaaaaaaaahhhha :D Pierwsza dodałam komentarz! Tzn. to nie jest jeszcze mój komentarz. Mój prawdziwy komentarz będzie pod spodem. Chciałam tylko być pierwsza.
Aniula (gość) 2013.06.06 19:44
Małgosiu,
Świetna część. Ula i Marek poznali się w dramatycznych okolicznościach. Bardzo pięknie to opisałaś. Ula już miała dość życia i chciała z nim skończyć. Miała dość traktowania Piotra. W rzeczywistości jest dużo kobiet tak traktowanych, które podobnie jak Ula próbują popełnić samobójstwo. Piotr jest okropnym człowiekiem. W serialu też nie lubiłam tej postaci, ale tutaj przechodzi wszelkie granice.
Czekam z niecierpliwością na to, jak pociągniesz znajomość Uli i Marka.
Dzisiaj wieczorem ukaże się u mnie szósty rozdział opowiadania "Ich miłość jest wieczna", na który Cię serdecznie zapraszam.
Pozdrawiam, Ania.
MalgorzataSz1 2013.06.06 19:49
Marcysiu, Aniula

Przedstawiam tu Ulę bardzo zdesperowaną. Ona nie widziała już sensu takiego życia. Jeśli miała wybierać między śmiercią a życiem z Sosnowskim i usługiwaniem mu do śmierci, wybrała to pierwsze.
Zdecydowanie doprowadzę do rozpadu tego małżeństwa i do pracy Uli w firmie.
Dziękuję Wam kochane za tak szybki odzew i serdecznie pozdrawiam. Aniula, na blog zajrzę na pewno.

Eklanum.

Nie jesteś pierwsza. Jesteś druga, ale to świetna pozycja wyjściowa. Ja zostawiłam Ci komentarz na blogu.
Buziole. :)
elkanum (gość) 2013.06.06 19:59
O nie. Jednak nie udało mi się dodać pierwszej komentarza. Och... Chciałabym mieć na imię Natalia. Tak naprawdę mam na imię... Emanuela.... Wiem, że to okropne imię. Od zdrobnienia mojego imienia pochodzi właśnie nick Elkanum. Niektórzy mówią na mnie Ema inni Emma chociaż wolę jak mówią na mnie Ema. Rodzeństwo mówi na mnie Emu ( struś Emu ;/ ), EmiX albo jeszcze inaczej. Możesz się zwracać do mnie Elkanum. Podoba mi się nawet ten nick. Driada też... Czasami czuje się jak taka Driada Leśna :D Wiem, że moja siostra nie powinna czytać ani tym bardziej kasować bez mojej zgody mojego bloga. Z początku planowałam się do niej nawet nie odzywać, ale nie wyszło :D Po prostu zrobiła to w złości. Już jej wybaczyłam. A co do czytania to cała moja rodzina czytała mój blog. Moje rodzeństwo, a nawet... moja mama. Trochę mnie to denerwowało. Nie mogłam napisać o wszystkim. Z powodu mojej rodziny i Interii, która zaczynała nie już wkurzać chciałam się przenieść gdzie indziej. Moja siostra tylko przyśpieszyła ta decyzję o zmianie miejsca. Trochę szkoda wspomnień, notek itd. , ale myślę, że jakoś to nadrobię. Mam sześcioro rodzeństwa i tylko jeden komputer. To nic dziwnego, że moja rodzina odkryła mojego bloga i nie mogła się powstrzymać aby nie czytać notek. Ja sama nie wiem co bym zrobiła na ich miejscu. Rozumiem ich. Naprawdę moje notki o niczym były dla ciebie ciekawe? Bardzo miło jest mi to usłyszeć :D Ten blog bd trochę inny. Nic dwa razy się nie zdarza. Wciąż jednak mam to samo nudne życie, naście lat, nastoletnie kłopoty i radości. Jeśli wtedy podobały ci się moje notki to teraz na pewno też będą. Na nowym blogu nie będę jednak niczego ukrywała, będę po prostu sobą... Myślę, że przez to moje notki bd bardziej ciekawe. I postaram się aby moja rodzina prędko nie dowiedziała się o moim blogu. Dzięki Ci, ze wpadłaś i znalazłaś czas na skomentowanie. Kiedy ja ostatnio napisałam Ci jakiś komentarz, z którego się ucieszyłaś? Twoje nowe opowiadanie postaram się skomentować jutro, bo teraz po prostu nie mogę się skupić. Dlaczego ja nie jestem jedynaczką? Pozdrawiam Cię serdecznie :D
Abstrakt (gość) 2013.06.06 20:16
Witaj Małgosiu,

dziękuję bardzo za zaproszenie :-)
Już przeczytałam, boże ale Ula musiała cierpieć skoro targnęła się na swoje życie. I nie wiem czy jest to kwestia niefortunnego wyjścia na garden party i tam podłego zachowania wykształciucha czy marazmu życia, tego, że jest jak przewlekła i nieuleczalne choroba. Człowiek ma w końcu pewną wyporność na Faktycznie dramatyczne okoliczności poznania Marka i Uli.
Niech już od tej pory będzie lepiej, niech już Ula weźmie swój los mocno i skutecznie :-)
Teraz będzie już tylko lepiej, co prawda jeszcze rozstanie, ale mam nadzieję, że da radę. Już teraz, po takich okolicznościach, nic jej nie zabije...
Oczywiście wzbudziłaś moją ciekawość, czekam już na niedzielę :-)
Pozdrawiam Cię serdecznie :-)
kawi :) (gość) 2013.06.06 20:42
Bardzo smutny rozdział, nie sądziłam, że Ula będzie chciała się zabić. Dobrze, że Marek i jego pies byli w pobliżu, inaczej z Ulką byłby koniec. Dobrzańskiemu się spodobała, a to dobry krok do tego, aby się w niej zakochał. Potem to już pewnie z górki.
Jestem ciekawa jak dalej pociągniesz to opowiadanie, czekam więc na kolejną część i zapraszam cię do mnie na nn : ]
Pozdrawiam :)
MalgorzataSz1 2013.06.06 20:45
Elkanum

Nie rozpaczaj (ha ha ha) Następnym razem będziesz pierwsza.
Chyba nigdy nie poznałam nikogo, kto miałby takie piękne i oryginalne imię. Twoi rodzice muszą mieć poetyczne dusze, że postanowili Ci nadać imię tak bardzo lirycznie brzmiące. Mnie bardzo się podoba, jednak z przyzwyczajenia zostanę przy Elkanum.
Jak możesz pisać, że Twoje notki są o niczym? Twoje notki są o Twoim życiu a Twoje życie z pewnością nie jest niczym. A mnie podobały się dlatego, że nie są skażone prozą dorosłego życia. Są świeże, czasem radosne, czasem smutne, ale jakże dziewczęce. Dzięki nim ja sama wracałam pamięcią do tych lat i czasami nawet roniłam łezki.
I muszę koniecznie jeszcze coś wyjaśnić. Ja cieszę się z każdego komentarza, obojętnie, czy mnie w nim chwalą, czy krytykują, bo to oznacza, że jednak nie przechodzą obojętnie, a to ważne dla piszącego. Myślę, że i Tobie komentarze sprawiają radość.
Chciałabyś być jedynaczką? Wierz mi, że to nie jest takie do końca dobre. Moja córka całe życie narzekała, że nie ma rodzeństwa. I jak tu wszystkim dogodzić?
Buziaki. :)


Abstrakt

Wyjście na tego grilla było kolejnym kopniakiem od losu, a raczej od Sosnowskiego. U niego to była norma. Koniecznie przecież musiał zaistnieć w towarzystwie a że niewiele miał ciekawego do powiedzenia, najlepiej było podrwić z Uli.
Przez te półtora roku pożycia wystarczająco ją upodlił i upokorzył. Żaden normalny człowiek tego nie wytrzyma i wreszcie w jakiś sposób odreaguje. Jej wydawało się, że dla jej dalszej egzystencji los wyczerpał już możliwości i stąd ten rozpaczliwy krok.
Niestety nie mogę obiecać, że od tej pory to już tylko sielanka, bo tak nie będzie. Jeszcze odrobinę będzie musiała się pomęczyć.
Dlaczego czekasz na niedzielę? :):):) Nic nie pisałam, że dodam kolejną część w niedzielę? Ale kto wie? Zajrzyj tutaj w ten właśnie dzień, może rzeczywiście wkleję rozdział? Ha ha ha. Jesteś niesamowita.
Dziękuję Abstrakt i pozdrawiam najcieplej. :)

Kawi

Rozdział smutny, ale później będzie weselej. Przecież dobrze o tym wiesz. Ja zaczynam smutno, ale kończę zawsze pozytywnie. Oczywiście zajrzę na blog za chwileczkę. Pozdrawiam. :)
ania1302 (gość) 2013.06.06 21:06
Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw? byłam zaskoczona decyzja Uli, no ale cóż , mąż psychopata, może doprowadzić żonę do takiej dramatycznej decyzji. Myślę że jednak Ula uwolni się od niego niebawem
MalgorzataSz1 2013.06.06 21:18
Aniu

Mężczyźni, jak dobrze wiesz, bywają różni. Przed ślubem do rany przyłóż, po ślubie okazują się prawdziwymi draniami. Jeszcze trochę potrwa nim Ula rozwiedzie się z nim, jednak los bywa przewrotny i nastąpi moment, że znowu się na siebie natkną.
Bardzo dziękuję Ci za wpis. Pozdrawiam. :)
bewunia68 (gość) 2013.06.06 21:24
Myślałam, że Ula poprosi aby Marek odwiózł ją do Rysiowa. Ale widać pan Józef nie jest żadnym wsparciem dla córki. A Dobrzański nie tylko wyciągnął ją z rzeki to jeszcze zaproponował jej pracę. No! no! Fajnie odwróciłaś role bohaterów. Pozdrawiam.
Kasia (gość) 2013.06.06 21:37
Zaskoczyłaś mnie. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. W życiu by mi nie przyszło do głowy, że Ula będzie chciała popełnić samobójstwo. Teraz ciekawa jestem czy Ula podejmie się pracy u Dobrzańskiego. Czekam też na moment, w którym Ula się uwolni od Piotra.
Notka jak zwykle super. Pozdrawiam :)
MalgorzataSz1 2013.06.06 21:46
Bewuniu.

Cieplak nie ma pojęcia jak to jest między Ulą i Sosnowskim. Żyje w błogiej nieświadomości i przekonaniu, że jego córka wygrała szczęśliwy los na loterii wychodząc za Piotra. Wkrótce jednak to się zmieni i on również przejrzy na oczy.
O odwróceniu ról pisałam już wcześniej. To będzie dotyczyć też sfery uczuciowej.


Kasiu

Jeśli ktoś mi pisze, że go zaskoczyłam, to wierz mi, że serce mi rośnie, bo głównie o to mi chodzi w opowiadaniach. Czytelnika należy zaskakiwać zarówno pozytywnie jak i negatywnie, Chodzi o to, żeby nie było nudno.
Marek zaproponował jej pracę, ale na razie nie podejmie jej, bo jeszcze trochę się wydarzy.

Bardzo dziękuję Wam dziewczyny za miłe komentarze.
Pozdrawiam obie. :)
Amicus (gość) 2013.06.07 08:35
Małgosiu, jestem totalnie, nieprzeciętnie i bezapelacyjnie zaskoczona. I to z dwóch powodów.
1 - Ula - samobójca. Piotr doprowadził ją do ostateczności. Jak trzeba się czuć, by podjąć tak dramatyczną decyzję. Chociaż tak naprawdę ona nie miała innego wyjścia. Jest praktycznie ubezwłasnowolniona przez swojego męża. Robi za kuchtę i sprzątaczkę, która nie ma własnych pieniędzy, nie może mieć swojego zdania, nie może iść do pracy, mieć przyjaciół, by broń boże nikt nie dowiedział, co dzieje się w ich domu. Brak zrozumienia ze strony męża, brak przyjaciół i brak wsparcia u rodziny. I tragedia gotowa.
2 - pies. No tego bym się nie spodziwała, że Marek stanie się miłośnikiem czworonogów. Zwłaszcza tak sporej 'bestii' ;) On, zawsze nienagannie ubrany, ułożony, w garniturze, ze swoim pupilem. Nie posądzałabym go o posiadanie yorka, a co dopiero takiego miśka ;) No ale dobrze, że Baron się w tym opowiadaniu pojawił, bo miał szansę uratować Ulę. Mam nadzieję, że Sosnowska jednak zdecyduje się przeciwstawić mężowi i podejmie pracę w FD, a tam już Marek się postara, by uwolnić ją z toksycznego związku.
a tak na marginesie, czy mi się wydaje, czy w Twoim opowiadaniu Marek jest jednak trochę inny od tego serialowego - urząda dom dla przyszłej rodziny, rozstał się z Pauliną i teraz jest sam. Czyżby nie był nałogowym kobieciarzem? ;)
Pozdrawiam Cię!
MalgorzataSz1 2013.06.07 08:58
Amicus

Jesteś kolejną osobą, która pisze, że jest zaskoczona rozwojem wypadków. A ja myślałam, że desperacki czyn Uli będzie taki oczywisty. Ilez ludzi popełnia samobójstwo z bardziej błahych powodów?

Słowa czasem ranią bardziej niż ciosy zadane pięscia. Tak napisałam w któryms z rozdziałów i myślę, że to prawda. Rany fizyczne szybko się goją. Te zadane psychice mogą nie zagoić się nigdy.

Jesli chodzi o Barona, to pomyślałam sobie, że było tak niewiele opowiadań, w których Marek posiadał jakies zwierzę. Ja sama uwielbiam duże psy a szczególnie mam słabość do owczarków niemieckich i wodołazów. Te ostatnie wybitnie nadają się do ratowania ludzi. Mają to we krwi. Czy wiedziałaś, że między palcami mają błonę, która ułatwia im poruszanie się w wodzie? Poza tym to prawdziwe olbrzymy, którym nie sprawia problemu holowanie podtopionych ludzi.
Marek to elegant, ale jak pobrudzi się od czasu do czasu to nic mu nie będzie.
W tym opowiadaniu on bardzo odbiega wizerunkiem od tego serialowego. Owszem kiedyś był kobieciarzem, ale zmienił się. Wspominam o tym w jednym z rozdziałów.Jak pisałam wyżej odwróciłam role i zrobiłam z niego chodzącego anioła.
Bardzo Ci dziękuję za miły komentarz i serdecznie cię pozdrawiam. :)
Natalia (gość) 2013.06.07 10:48
Po prostu świetne! Czytałam ten rozdział z największą przyjemnością. Pomysł mogłabyś przekazać jakimś scenarzystom i na podstawie tego nakręcono by serial! Nieźle, naprawdę. Urzekła mnie ta scena, kiedy kobieta przyszłą do FD. Wtedy nie miał już wątpliwości, że jest ona dla niego kimś ważnym, niż głową pośród milionów głów. Szczególnie dobitnie trafiły do mnie słowa: "Mnie też pan nie uratował. Nie uratował mnie pan przed życiem. Pan wyciągnął mnie z wody i przywrócił oddech. Dla mnie ratunkiem byłaby śmierć. Ona rozwiązałaby wszystkie moje problemy" - świetne. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę z ludzkiego jestestwa, niektórzy nie ŻYJĄ, lecz oddają się potrzebom fizjologicznym, zaspokajają je. Miejmy nadzieję, że tak szybko ta znajomość się nie zakończy... Mnie wpadł do głowy pewien pomysły: co by było, gdyby Ula przespała się z Markiem, zaszłą w ciążę, a w tym wszystkim byłby obecny jeszcze Sosnowski... dobra opera mydlana! Pozdrawiam i czekam zniecierpliwiona na kolejną część! :)
MalgorzataSz1 2013.06.07 11:37
Natalio

Ja niestety nie miewam takich pokręconych pomysłów, żeby świadkiem zajścia Uli w ciążę z Markiem był Sosnowski. To chyba by mnie przerosło. Ale oczywiście Marek i Ula będą razem, bo u mnie nie ma innej opcji i Ty o tym dpobrze wiesz.
Ta nasza pisanina. to też swojego rodzaju opery mydlane, ale nie sądzę, żeby scenarzyści wzięli pod uwagę to moje grafomaństwo. Nawet nie wiem, czy ktoś zechciałby to potem oglądać. Ha ha ha.

Człowiek funkcjonujący w podobnym do Uli położeniu ma wrażenie jakby zapadał się sam w sobie. Ciągle krytykowany i upokarzany, narażony na drwiny współmałżonka dochodzi do wniosku, że nic nie jest wart, że jego życie dla nikogo nie przedstawia już żadnej wartości. Dla niego samego również. To chyba z tego powodu bierze się tak wielu desperatów.

Dzięki za komentarz i ciekawe spostrzezenia. Pozdrawiam. :)
Ania (gość) 2013.06.07 20:18
Gosiu

Dziekuję za kolejną cześć. Bardzo ciekawe opowiadanie :) i pierwsze spotkanie Uli i Marka :) Biedna Ula chciała sie zabic :( szczerze na jej miejscu tez bym się poddala :( Marek ma cudnego psiaka :) taki słodki misio :) moja dawna kolezanka miała takiego psiaka :) cudo :) fajnie ze w Twoim opowiadaniu pojawił się psi bohater :) czekam na cd :) u mnie nn
MalgorzataSz1 2013.06.07 20:30
Aniu

Ja podobnie jak Ty uwielbiam czworonogi. Pomysł żeby umieścić psa w opowiadaniu był spontaniczny, a skoro Ula zamierzała się utopić, to do tej roli idealnie nadawał się nowofunland. Zresztą nie wiem czemu, ale ta rasa jakoś pasuje mi do Dobrzańskiego.

Właśnie byłam na Twoich blogach i zostawiłam komentarze.
Pozdrawiam. :)
Abstrakt (gość) 2013.06.08 20:36
Małgosiu, chciałam Cię zapytać gdzie znajdę tą nową notkę Ani? Możesz mi podać to miejsce?
dziękuję i pozdrawiam weekendowo :-)
MalgorzataSz1 2013.06.08 21:04
Abstrakt.
Jeśli chodzi Ci o notkę Ani 1302, to jak zerkniesz na prawą stronę mojego bloga z napisem LINKI, to na samym dole jest adres jej nowego bloga. Wystarczy kliknąć i Cię przeniesie.
Mam nadzieję, że dobrze się domyśliłam.
Pozdrawiam. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz