Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Cierpliwość jest cnotą" - rozdział 1

31 marzec 2012
Kochani.
Wracam z czymś nowym licząc na to, że przypadnie Wam do gustu.  Opowiadanie całkowicie rozmija się z serialem. Jedynie zachowałam w nim postacie głównych bohaterów. Wiernym czytelnikom zaglądającym na ten blog życzę miłej lektury, dużo emocji i wzruszeń podczas czytania.




"CIERPLIWOŚĆ JEST CNOTĄ"



ROZDZIAŁ I



Ula Cieplak nigdy nie była piękna. Przez całe dotychczasowe życie zazdrościła swoim rówieśniczkom talentu, który objawiał się w robieniu doskonałego makijażu, sposobie ubierania się, czy układania fryzury. Ona tego nie potrafiła. Pewnie nie było to aż tak bardzo skomplikowane, ale wymagało poświęcenia tym czynnościom czasu, a ona nie miała go zupełnie. Od wielu lat była przytłoczona nadmiarem obowiązków. Od kiedy odeszła mama, to ona ją zastępowała. Musiała zająć się wychowaniem swojej najmłodszej siostry, która w chwili śmierci ich rodzicielki była niemowlęciem i dopilnować jedenastoletniego brata. Ich ojciec nie był w tym pomocny. Po śmierci żony rozkleił się zupełnie i przez pierwsze miesiące żałoby, jego też musiała niańczyć. W takiej sytuacji ona sama nie mogła pozwolić sobie na rozpacz. Ulegała jej jedynie w chwilach spędzanych samotnie na cmentarzu, przy grobie matki. Płakała wtedy rozpaczliwie zadając Bogu jedno pytanie, „dlaczego im ją zabrał”?
Była w maturalnej klasie i chociaż nie było dnia, by w szkole nie naśmiewano się z jej wyglądu, starała się być silna. Nie mogła pozwolić sobie na nowe, modne ubrania, ani na fryzury najnowszych trendów. Miała długie, koloru świeżo wyłuskanego kasztana włosy, które związywała w zwykły kucyk, a czoło przyozdabiała zwiniętą w rulon grzywką. Na nosie tkwiły od wieków ciężkie, ogromne okulary zasłaniające jej połowę twarzy. Ostatnio doszedł nowy rekwizyt w postaci aparatu ortodontycznego, bo okazało się, że oprócz wady wzroku, którą miała od dziecka, była też wada zgryzu. Jej ubrania, to były najczęściej rzeczy stare, lub przerobione z ubrań mamy. Taki wizerunek budził niechęć wśród ludzi i sprawiał, że nie miała ani koleżanek, ani kolegów. Była typowym samotnikiem i odludkiem. A jednak posiadała coś cennego. Coś, co mogło przynieść w przyszłości znaczące profity. Tym czymś była wielka chęć uczenia się. Była ciągle głodna wiedzy. Miała prawdziwy talent do przedmiotów ścisłych, szczególnie do matematyki. Była najlepsza w klasie. Po celująco zdanej maturze bez problemu dostała się na wymarzoną ekonomię na SGH. Równolegle podjęła drugie studia. Zarządzanie i Marketing. Było jej ciężko. Ojciec wprawdzie już doszedł do siebie i otrząsnął się po tej bolesnej stracie, ale jednak to na niej nadal spoczywał obowiązek zajmowania się niemowlęciem i pilnowanie nauki brata. Jak rok szkolny długi, chodziła wciąż zmęczona i niedospana, bo przez te liczne, domowe obowiązki na swoją naukę musiała często poświęcać noce. Wakacje za to były tylko dla niej. Od kiedy pamięta, zawsze wyjeżdżała nad morze, do Jelitkowa. Tam młodsza siostra jej matki, Beata, była właścicielką pensjonatu „Mewa”. To po niej najmłodsza latorośl Cieplaków odziedziczyła swoje imię.
Ona wprawdzie nie jechała tam, by słodko leniuchować przez dwa miesiące. Bynajmniej. Jechała tam do pracy. W ten sposób ratowała skromny budżet swojej rodziny. Pomagała ciotce w prowadzeniu pensjonatu, który w okresie letnim pękał w szwach od nadmiaru gości. Przyjeżdżali tu chętnie, bo pensjonat położony był bardzo blisko plaży, co podnosiło jego atrakcyjność. Plusem jej pobytów w Jelitkowie było to, że miała też sporo czasu tylko dla siebie. Mogła więc skorzystać z plaży, słońca i morza zupełnie tak samo, jak inni, liczni turyści.

Dzień piętnasty maja na zawsze zostawił ślad w jej pamięci. Tego dnia wybiegła z gmachu uczelni, jakby dostała skrzydeł. Obroniła obie prace magisterskie. Na piątki i w dodatku z wyróżnieniem. Dostała dyplom i specjalne podziękowanie od rektora Wydziału Ekonomii. Zarządzanie i Marketing zaliczyła dwa dni wcześniej. Radość niemal rozsadzała jej serce.
- Nareszcie. Nareszcie jestem wolna. Od września zacznę szukać pracy. Teraz muszę solidnie odpocząć. Zasłużyłam.
W świetnym nastroju unosząc się niemal trzy centymetry nad ziemią dojechała do Rysiowa, swojego rodzinnego miasteczka. Z szerokim uśmiechem na twarzy, który szpecił nadal aparat ortodontyczny, weszła do domu krzycząc.
- Już jestem!
Z kuchni wybiegła mała Betti i przywarła do niej obejmując ją w pasie. Podniosła do góry głowę i uśmiechając się promiennie powiedziała.
- Ulcia, już nie mogłam się ciebie doczekać. Zdałaś? My wszyscy trzymaliśmy za ciebie kciuki.
Pogładziła dziewczynkę po długich włosach, przypominających kolorem jej własne.
- Zdałam kochanie i to celująco.
Wzruszony Józef Cieplak wszedł do przedpokoju i uściskał Ulę.
- Jestem z ciebie taki dumny córcia, taki dumny. – Otarł niezgrabnie oczy, w których gromadziły się łzy. Przytuliła twarz do jego pomarszczonego policzka.
- Dziękuję tatusiu. Jestem taka szczęśliwa.
Przeszli do kuchni i zasiedli przy stole.
- A gdzie Jasiek? Miał się uczyć? Przecież za tydzień ma kolejny egzamin.
- Poszedł do Kingi. Mieli powtarzać materiał z angielskiego. – Cieplak nalewał gorącą herbatę do kubków. – A ty Ula, co masz zamiar teraz robić?
- Pojadę, jak zwykle do Jelitkowa, a jak wrócę, to rozejrzę się za jakąś pracą. Już najwyższy czas wykorzystać to, czego mnie nauczyli na studiach. Może znajdę coś w banku? Na razie muszę odpocząć i odreagować ten egzaminacyjny stres. Wyjadę za tydzień, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
- Oczywiście, że nie mam. Ciężko pracowałaś. Odpoczynek należy ci się, jak mało komu. My poradzimy tu sobie. Jasiek po maturze też chce wyjechać z kolegami pod namioty, więc zostanę sam z Beatką.
- Dobrze tato. W takim razie jutro zadzwonię do cioci i umówię się z nią na konkretny dzień.

Dopakowywała ostatnie już rzeczy do podróżnej torby. Nie było tego zbyt wiele, ale obiecała sobie, że jak tylko dostanie pierwsze pieniądze od ciotki, to kupi sobie kilka porządnych sukienek. Zasunęła torbę rozglądając się jeszcze po pokoju.
- To chyba wszystko. – Podniosła bagaż i ruszyła z nim do przedpokoju. Z kuchni wyłonił się Józef wręczając jej reklamówkę z kanapkami na drogę i niewielkim termosem z herbatą.
- No kochani, będę się żegnać. Trzymajcie się i dzwońcie, gdyby się coś działo.
- Będziemy, a ty pozdrów i uściskaj od nas Beatę i całą rodzinę.
- Pozdrowię. Idziemy Jasiu – zwróciła się do brata, który już trzymał w dłoniach jej torbę. – Zaraz mamy autobus.
Pociąg nie był przepełniony. Bez problemu znalazła siedzące miejsce tuż przy oknie. Uchyliła szybę i pomachała bratu na pożegnanie.
- Trzymaj się Jasiek i pomagaj tacie.
- Nie martw się i jedź spokojnie – odkrzyknął, bo właśnie pociąg ruszył.
Zamknęła okno i rozsiadła się wygodnie. Czekało ją parę ładnych godzin jazdy do Gdańska, skąd miała przesiadkę do Jelitkowa, ale już komunikacją miejską. Wyciągnęła z torebki mocno sfatygowaną książkę. „Rozważna i romantyczna”. Czytała ją już chyba ze sto razy, ale za każdym razem jednakowo się wzruszała i przeżywała miłosne uniesienia wraz z bohaterkami powieści. Ona sama też chyba taka była. Rozważna na pewno. Jeśli miała jakiś problem zawsze analizowała go dziesięć razy zanim podjęła decyzję. Romantyczna była pewnie też. Wprawdzie do tej pory jej serce nie zabiło do nikogo mocniej, ale marzyła odkąd pamięta o pięknej, spełnionej miłości takiej, jaka zdarza się tylko w bajkach. Zdawała sobie sprawę, że nigdy może takiej nie doświadczyć. Była brzydka, wręcz pokraczna w tych starych, niemodnych ciuchach. Kto by zechciał pokochać kogoś takiego, jak ona? Chyba tylko desperat. Jak do tej pory, to nawet desperaci omijali ją szerokim łukiem. Westchnęła ciężko. – Prawdziwa miłość to chyba nie dla mnie. Ona nigdy się nie spełni, a ja będę tylko o niej marzyć do końca swoich dni.

Stanęła przed budynkiem pensjonatu i uśmiechnęła się szeroko. – Zrobili nową elewację. Ładna. Od razu wygląda lepiej.
Otworzyła drzwi i stanęła w dość dużym holu, na środku którego królowała recepcja. Podeszła do niej i przywitała się z drobną brunetką o ciemnej karnacji.
- Dzień dobry Iza.
Brunetka podniosła głowę i uśmiechnęła się.
- Ula! Przyjechałaś! Twoja ciotka mówiła, że przyjedziesz lada dzień. – Uściskały się serdecznie.
- A co tutaj? Dużo gości?
- Na razie nie, ale od pierwszego czerwca zacznie się nalot. Zapowiedzieli się jacyś ważni goście z Warszawy. Dwa najlepsze i najdroższe apartamenty zarezerwowali. Będą też stali bywalcy. Bierzesz ten sam pokój, co zwykle?
- Chyba tak, ale zapytam jeszcze cioci. Ona jest u siebie?
- Jest. Ciągle ślęczy nad rachunkami. Dobrze, że przyjechałaś, to odciążysz ją trochę.
- Pewnie, zrobię to chętnie. Wiesz, jak lubię cyferki. To może ja pójdę do niej. Będziemy miały jeszcze mnóstwo czasu żeby pogadać. Torbę zostawię. Nie będę jej nosić i tak muszę przyjść po klucz.
Postawiła bagaż na ziemi za recepcyjną ladą i poszła w głąb korytarza. Cicho uchyliła drzwi na jego końcu i wsunęła w nie głowę. Przy niewielkim biurku zawalonym stosem papierów siedziała z pochyloną głową kobieta w wieku około czterdziestu pięciu lat. Ula uśmiechnęła się na ten widok.
- Dzień dobry ciociu – powiedziała półgłosem nie chcąc jej wystraszyć.
Kobieta oderwała się od dokumentów i zerwała od biurka.
- Ula kochana, nareszcie jesteś! Nawet nie wiesz, jak bardzo potrzebuję twojej pomocy. – Wyściskała mocno siostrzenicę. – Dobrą miałaś podróż? Co u was? Opowiadaj. – Podsunęła jej krzesło.
- Najpierw przekazuję ci pozdrowienia od taty i dzieciaków. Muszę ci się też pochwalić, że obroniłam się z obu kierunków i już jestem magistrem ekonomii i zarządzania. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to chciałabym popracować u ciebie przynajmniej do połowy sierpnia. Potem muszę wrócić i zacząć szukać pracy u siebie. Muszę też trochę odpocząć.
- Z tym nie będzie problemu. Gratuluję pani magister. Jeśli przysiądziesz ze mną od jutra przy tych rachunkach, to na pewno wygospodarujesz kilka wolnych dni dla siebie. Dla ciebie to pestka, a ja ślęczę nad nimi nawet po nocach. Już tego nie ogarniam. Pomożesz?
- Oczywiście. Po to tu jestem. Powiedz mi tylko, czy mogę wziąć ten sam pokój, co zwykle.
- Jak najbardziej. Przygotowałam go, więc spokojnie możesz się rozpakować. Za dwie godzinki będzie kolacja, to spotkamy się w jadalni. Będzie już wujek, a i Igor wróci pewnie. Zaliczył drugi rok i ma teraz labę. Po całych dniach włóczy się gdzieś z kumplami i tylko wieczorem można go spotkać.
- Chętnie znowu ich zobaczę. Stęskniłam się za wami. Teraz jednak pójdę się rozpakować i może zrobię sobie mały spacer przed kolacją, a od jutra pomogę przy tych fakturach.

Poukładała w szafie swoje rzeczy, zabrała ciepły sweter i wyszła z hotelu. Ochłodziło się trochę. Na plaży nie było zbyt wielu spacerowiczów. Stanęła nad brzegiem morza splatając dłonie na piersiach. Mocno wciągnęła ożywcze, morskie powietrze do płuc. Uwielbiała ten zapach świeżej, morskiej bryzy i ten widok. Mogłaby tak stać i bez końca gapić się w horyzont i w morskie fale. To ją uspokajało i wyciszało myśli. Przeszła kawałek wzdłuż morskiego brzegu i zawróciła po swoich śladach. Przed drzwiami do jadalni natknęła się na wujka Leszka i Igora. Utonęła w ich objęciach.
- Stęskniłam się za wami – powiedziała.
- My za tobą też kruszynko. – Wujek uśmiechnął się do niej z sympatią. – Beata już bardzo narzekała, że jeśli nie przyjedziesz, to utonie w tych papierzyskach.
- Nie utonie. Od jutra ja przejmuję stery i szybko wyprowadzę wszystko na prostą.
- Chodźcie, głodny jestem. – Igor niecierpliwie przebierał nogami. Był wysoki i szczupły. Jego rodzice ciągle nie mogli wyjść z podziwu, gdzie on mieści te gigantyczne ilości jedzenia, które pochłaniał każdego dnia. On sam twierdził, że wszystko idzie na jego wzrost.
Weszli do jadalni i usiedli przy stoliku ukrytym w kącie sali. Był przeznaczony wyłącznie dla właścicieli pensjonatu. Po chwili zaczęli schodzić się nieliczni jeszcze goście. Dołączyła do nich też Beata.
Konsumowali cicho gawędząc o swoich rodzinach. Proszowscy już od dwudziestu pięciu lat prowadzili ten pensjonat. Na początku było ciężko, ale z czasem przywykli. Rozbudowali go i unowocześnili, by ich goście czuli się u nich, jak w domu. Pozyskali znakomitego kucharza, który nie szczędził starań, by dania wychodzące spod jego ręki były smaczne i perfekcyjne. Ulę traktowali, jak córkę, której nigdy nie mieli. Szczególnie Beata, bo widziała w niej ogromne podobieństwo do jej zmarłej zbyt wcześnie siostry. Ula miała jej charakter. Spokojna, dobra, wyrozumiała i przy tym mądra doświadczeniami życiowymi, których przecież nie szczędził jej los. Igor był jej jedynym dzieckiem i kochała go nad życie. Jednak, co chłopak, to chłopak. W skrytości ducha żałowała, że nie zdecydowała się na drugie dziecko. Może miałaby córkę taką, jak Ula?
Po kolacji Ula poszła do swojego pokoju. Z przyjemnością weszła pod prysznic by zmyć z siebie trudy wielogodzinnej podróży. Nastawiła budzik w komórce na godzinę siódmą i otuliwszy się kołdrą niemal natychmiast zasnęła.

Punktualnie o ósmej, po samotnym śniadaniu stawiła się w biurze u ciotki. Po chwili zjawiła się i ona sama by przekazać Uli bieżące sprawy. Podała jej stos faktur i z prośbą w oczach spytała.
- Powprowadzasz to do komputera? Ja już nie daję rady. Potem trzeba je porozdzielać zgodnie z asortymentem i podliczyć. – Ula uśmiechnęła się.
- Nie martw się ciociu. Zrobię wszystko, jak trzeba, a ty zajmij się czymś innym. Poradzę sobie.
- Dobrze kochanie. W takim razie zostawiam cię. Na półkach znajdziesz odpowiednie segregatory. Jak skończysz, to powpinaj chronologicznie te papierzyska.
Zabrała się do pracy. Świat cyferek pochłonął ją całkowicie. Było już dobrze po piętnastej, gdy wyprostowała się na krześle odrywając od komputera zmęczony wzrok. Przeciągnęła się. Usłyszała, jak zaburczało jej w brzuchu. – Pójdę coś zjeść. Jak wrócę, to powkładam na miejsce te faktury.
Weszła na zaplecze kuchni i przywitała się ze Stefanem, głównym kucharzem, prosząc go o jakąś zupę. Ucieszył się na jej widok. Znał ją przecież i lubił od tak dawna.
- Idź Ula i usiądź przy stole. Ja osobiście przyniosę ci obiad. Podam ci coś smacznego. Powinnaś się trochę podtuczyć, bo jesteś bardzo szczupła. – Roześmiała się.
- Nic z tego Stefan. Ważę tyle, ile powinnam, ale zjem wszystko, co podasz, bo głodna jestem. Tylko nie serwuj mi ryb. Wiesz, że jestem na nie uczulona.
- Pamiętam maleńka i nic takiego nie podam.
Zupa ogórkowa i kluski z mięsem zaspokoiły jej głód. Zrobiła sobie jeszcze kawę i z gorącym kubkiem wróciła do pracy. Kiedy o godzinie siedemnastej weszła do biura Beata, wszystko było już zrobione.
- Naprawdę wszystko wyprowadziłaś? Wierzyć się nie chce. Ja biedziłabym się nad tym kolejny tydzień. Dziękuję kochanie. Jutro nie masz nic do roboty. W zamian za to przejdziesz się na targowisko i kupisz sobie jakieś ładne sukienki. Tam jest tanio, ale naprawdę można dostać coś ładnego za niewielkie pieniądze. Ja niestety nie będę mogła z tobą pójść. Od poniedziałku zaczyna się nowy turnus. Musimy z Leszkiem zrobić zaopatrzenie i przygotować pościel na zmianę. Masz tu trochę pieniędzy – wyjęła z portfela zwitek banknotów – i wydaj je dobrze.
Ula chciała zaprotestować. Widząc to Beata rzekła.
- Nie protestuj. To taki rodzaj zaliczki na poczet wypłaty. Potrzebujesz nowych ciuchów i nie zaprzeczaj, bo przecież widzę. Okulary też mogłabyś zmienić. Te są okropne. Jak dostaniesz wypłatę, to pomyśl o tym, dobrze?
- Dobrze ciociu i bardzo ci dziękuję. – Podeszła do niej i mocno ją uściskała.

Następnego dnia rzeczywiście poszła na targ. Długo chodziła od straganu do straganu, ale w końcu wybrała dwie letnie sukienki. Obie w drobne kwiatuszki. Jedna w niebieskie a druga w kolorze wrzosu. Kupiła też trochę bielizny, strój do opalania i plażowe klapki. Wróciła zadowolona, bo jak się okazało nie wydała wszystkich pieniędzy i przynajmniej jedną trzecią ich zaoszczędziła. Pokazała wieczorem ciotce swoje zakupy. Ta pochwaliła ją za trafny dobór sukienek.
- Będzie ci w nich ładnie. Pasują kolorem do twoich oczu. Ten kostium też ładny, błękitny. Chyba lubisz ten kolor?
- Chyba tak. Zawsze wybieram coś niebieskiego. Może to już jakieś skrzywienie? – Zachichotała.
- Jeśli nawet, to pozytywne, bo ładnie ci w tym kolorze.

Od poniedziałku zaczął się prawdziwy młyn. Od samego rana zaczęli napływać goście. Był początek kolejnego dwutygodniowego turnusu. Ula stała wraz z Izą za ladą recepcji i pomagała w rejestrowaniu i wydawaniu kluczy. Nawet Igor był zaangażowany i wnosił wczasowiczom bagaże do pokoi. Nie zachwycał go ten rodzaj pracy, ale duża ilość napiwków, jakie dostawał, skutecznie rekompensowała tę niedogodność.
Koło południa obie miały dość, ale nie był to koniec ich pracy na dzisiaj. Do hotelowego holu weszły cztery osoby. Dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Ubrani byli bardzo elegancko. Wyglądali, jak
dwa małżeństwa, z tym, że jedno było już w starszym wieku. Drugie bardzo młode. Ona piękna, wysoka, czarnowłosa, on niesamowicie przystojny z burzą kruczoczarnych, gęstych, sterczących włosów i o niezwykle urodziwej twarzy. Podszedł do recepcji i przywitał się z dziewczynami.
- Dzień dobry paniom. Nazywam się Marek Dobrzański. Jakiś czas temu rezerwowałem tu dwa niezależne apartamenty.
Iza przebiegła wzrokiem po leżącej przed nią księdze gości.
- Tak istotnie. Wszystko się zgadza. Poproszę o państwa dowody. Zarejestruję państwa i zaraz podam klucze.
Wrócił po chwili niosąc dokumenty i podał je Izie. Szybko spisała dane.
- Ula podaj panu klucze. Pokoje siedemnaście i osiemnaście.
Sięgnęła po nie do gabloty i podała mu je. Ich dłonie otarły się o siebie. Zadrżała pod wpływem tego dotyku i spojrzała mu w oczy. To były najpiękniejsze oczy, jakie do tej pory widziała w życiu. Duże, stalowo-szare, okolone długimi rzęsami. Uśmiechnął się do niej ukazując w całej krasie garnitur śnieżno-białych, równych zębów a w policzkach cudowne, słodkie dołeczki, jak u dziecka. Nieśmiało odwzajemniła uśmiech.
- Bardzo proszę. Pierwsze piętro. Igor zaprowadzi państwa – wskazała na kuzyna. – Życzymy państwu miłego pobytu. O godzinie trzynastej podajemy obiad, więc serdecznie zapraszamy.
- Dziękuję, już nam się tu podoba i nasz pobyt na pewno będzie udany.  Słuchała, jak zaczarowana jego głosu. Tembr był taki miły dla ucha i kojący.
Igor zabrał część ich bagaży, resztę wziął Dobrzański. Obładowani ruszyli na górę a za nim
pociągnęła reszta towarzystwa. Kiedy znikli z holu Ula opamiętała się.
- Matko Boska, Iza! Widziałaś tego faceta? W życiu nie widziałam przystojniejszego.
- No co ty Ula? Facet, jak facet. Mało to przystojnych na świecie? Dla mnie mój Tomek jest ideałem i nie rozglądam się z innymi. A twój facet?
- Iza, jaki facet, ja nie mam żadnego faceta. Zresztą, który by mnie chciał. Z takim wyglądem?
- Ula. Wygląd zawsze można zmienić.
- Pewnie, że można. Trzeba mieć tylko na to środki, a ja ich nie mam. Może kiedyś? – Westchnęła.
Półtorej godziny później weszła do jadalni i usiadła przy swoim stoliku. Już wchodząc zauważyła całą czwórkę nowo przybyłych, siedzącą i konsumującą przy jednym ze stolików. Jej też przyniesiono obiad. Pochylając się nad talerzem obserwowała ukradkiem młodego Dobrzańskiego. Według jej własnych kryteriów był uosobieniem męskiego piękna. – Ta młoda kobieta, to pewnie jego żona. Dziwna jakaś. Wygląda, jakby ciągle była naburmuszona i zła o coś. Nawet się nie uśmiechnie.
Przeniosła wzrok z powrotem na Dobrzańskiego i zauważyła, że uśmiecha się do niej. Zmieszała się nieco, jakby przyłapano ją na gorącym uczynku. Jej twarz przybrała barwę buraczka, ale odwzajemniła nieśmiało uśmiech.
Zasypiała z jego obrazem przed oczami. Zrobił na niej duże wrażenie. –
Pewnie jest miły i sympatyczny. Ma takie piękne oczy i ciepły głos. Pomarz sobie Cieplak. On jest poza zasięgiem. Przede wszystkim jest już zajęty, a nawet gdyby nie był, to i tak nie zwróci uwagi na kogoś takiego, jak ty.
 
 
 
XUlaX (gość) 2012.03.31 18:39
Gosiu,
Nie masz pojęcia jak bardzo się ucieszyłam, gdy zobaczyłam, że dodałaś nowy temat. Ogromnie brakowało mi Twojej cudownej twórczości. Z utęsknieniem wyglądałam na nowe opowiadanie i wreszcie się doczekałam. Powróciłaś w wielkim stylu, nie mogło być inaczej. Mało osób decyduje się powziąć za temat opowiadania czasy, kiedy to Ula i Marek się jeszcze nie znali. To jest bardzo trudne zadanie, wymyślić całą historię tak naprawdę od nowa. Ty podjęłaś się tego zadania i wyszło Ci to znakomicie. Ula miała naprawdę ciężkie życie, szkoła, studnia, malutka Beti i Jasiek, a ojciec jej nie pomagał. Szczególnie w pierwszych miesiącach, nawet nie miała czasu, aby płakać po stracie matki. Jednak świetnie sobie poradziła, zdała studia z wyróżnieniem i zacznie szukać pracy. Tak jak mi się wydawało, Ula od razu zauroczyła się Markiem. Zresztą nic dziwnego, on jest bardzo, ale to bardzo przystojny. Nie napisałaś tego wprost, ale z opisu wywnioskowałam, że Marek przyjechał tam z Pauliną i jego rodzicami. Mam rację? Coś czuję, że ma on nieco inne podejście do Uli niż w innych opowiadaniach. Mimo, że nie jest pięknością zwraca na nią uwagę i uśmiecha się do niej. Myślę, że niedługo dojdzie do jakieś rozmowy pomiędzy Ulą, a Markiem. Kochana, bardzo zaintrygowałaś mnie tym opowiadaniem, tak jak napisałam na początku spodobał mi się temat tego opowiadania. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam Cię cieplutko w ten zimny i deszczowy dzień. :)

Postanowiłam wstawić mój komentarz i tutaj. ;)
MalgorzataSz1 2012.03.31 19:15
Dzięki Paulinko. Wiesz, to chyba niezły pomysł. Ja będę też wstawiać i na blogu i na forum.
Pozdrawiam.
danka69 (gość) 2012.03.31 21:38
Małgosiu!
Tęskniłam bardzo za nowym opowiadaniem.Wierzyłam bardzo, że rozpoczniesz je przed świętami., i nie zawiodłam się. Nie zawiodłam się również jego treścią.Przeczytałam je z zapartym tchem.Cieszę się, że nie zaczyna się traumatycznie, aczkolwiek tytuł zwiastuje, że nie będzie łatwo i losy bohaterów będą się wikłać .Cierpliwość , jak zawsze doprowadzi zapewne do szczęśliwego końca. Zapowiada sie fantastyczne, świeże i jak zawsze piękne literacko opowiadanie. Martwi mnie tylko Małgosiu Twoja zapowiedź o częstotliwości dodawania kolejnych rozdziałów. Bardzo nas rozpieściłaś i rozpuściałaś, wstawiając bardzo szybko kolejne rozdziały poprzednich opowiadań. No cóż, cierpliwość jest cnotą!!!
Będę czekać! Serdecznie dziękuję i pozdrawiam.
waris (gość) 2012.03.31 22:24
Bardzo podoba mi się to opowiadane, zaintrygowałaś mnie. Będę wypatrywać kolejnych rozdziałów :) Ujmuje mnie dojrzałość twojej twórczości. Widać, że nie jesteś już nastolatką, bardzo lubię czytać takie właśnie dojrzałe opowiadania.

Mam jedną uwagę.
"Kiedy znikli z holu Ula opamiętała się." - poprawnie powinno być "zniknęli".

Pozdrawiam,
Ewa.
Shabii (gość) 2012.03.31 23:57
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
Małgosiu nawet nie wiesz, jak strasznie się cieszę, że dodałaś nowe opowiadanie, jestem w siódmym niebie! :) Przepraszam, że czytam i komentuję dopiero teraz ale nie ma mnie w domu i weszłam na laptopa tylko na parę minut. Nie mogłam jednak zgasić go, nie czytając i nie komentując tego opowiadania. Na samym początku chciałabym Ci serdecznie podziękować, za piękną dedykację :) :* Oczywiście nie musisz mi za co dziękować, jak wiesz cała przyjemność po mojej stronie :) Wiem, że już to pisałam ale będę to powtarzać, że gdybyś potrzebowała pomocy to wal jak w dym. Opowiadanie super! Zapowiada się bardzo, bardzo fajnie. Ula obroniła prace magisterskie i wyjechała na zasłużony odpoczynek do pensjonatu swojej ciotki :) A tam ujrzała pięknego, młodego, cudownego i mega przystojnego pana Dobrzańskiego. Już o nim myśli, już nie może wyjść jej z głowy. Czuję, że to będzie piękny początek - pięknej miłości. Zaintrygowałaś mnie, ciekawa jestem bardzo, jak się poznają (tak, żeby już rozmawiali itp) Czekam na kolejną część bardzo niecierpliwie, serdecznie Ciebie pozdrawiam i raz jeszcze dziękuję Ci za dedykację i za to opowiadanie :) :*:*:*:* Przepraszam, że dzisiaj tak króciutko, ale mam imprezę i wkurzają się na mnie, że okupuję komputer :) :*:*:*
Buziaków 102 ;****
MalgorzataSz1 2012.04.01 09:04
danka69

Bardzo Ci dziękuję Danusiu za tak długi komentarz. To prawda, że trochę Was rozpieściłam dodając w szybkim tempie poprzednie opowiadania. Wiesz, że one najpierw były publikowane na forum Brzyduli, a kiedy padło, założyłam ten blog. Te opowiadania były już napisane i nie było problemu, by je tutaj wkleić. To ostatnie jest dopiero w fazie, że tak to ujmę, twórczej. W związku z tym potrzebuję więcej czasu, by dopieścić każdy rozdział. Mam nadzieję, że nie będzie to dla Was takie niedogodne. Wiem, że inne blogowiczki dodają swoje notki znacznie rzadziej z różnych powodów. Ja zadeklarowałam tygodniową częstotliwość.

waris

Bardzo Ci dziękuję za zwrócenie uwagi na ten kardynalny błąd. Niestety nie jestem w stanie go poprawić. Jednak mogę obiecać, że zwrócę szczególną uwagę w następnych rozdziałach. Zawsze staram się sprawdzać cały tekst kilka razy, ale jak widać nie jestem w stanie ustrzec się od błędów. Będę Ci wdzięczna, jeśli wskażesz mi je i w następnych częściach. Wszak człowiek uczy się na błędach, prawda?

Shabii.

Moja kochana Shabii. Ja wiem, że nie ma Cię w domu. Weszłam na blog Moniki i tam przeczytałam notkę od Ciebie. Naprawdę doceniam, że napisałaś tak długi komentarz, biorąc pod uwagę, że masz imprezę i nie za bardzo czas, by poświęcić go na pisanie.
Dedykacja należała Ci się za to wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Ufam, że nie rozczaruje Cię to opowiadanie. Ono nadal jest w trakcie pisania.
Mam nadzieję, że impreza się udała.

Kochane dziewczyny.

Bardzo Wam dziękuję za komentarze i cenne uwagi. Są dla mnie ważne. Wszystkie serdecznie pozdrawiam.
Marcia (gość) 2012.04.01 11:19
Zapraszam do mnie na pierwszy rozdział opowiadania pt. "Tydzień na miłość" :)
Pozdrawiam :*
orchid94 (gość) 2012.04.01 21:47
Bardzo, bardzo, bardzo się cieszę, że rozpoczęłaś kolejne opowiadanie. Cudnie :) Zaczyna się bardzo ciekawie. Ula na urlopie, Marek w tym samy miejscu. Coś mi się wydaje, że połączą ich spacery najpierw samotne, a potem wspólne. Dobra stop, bo zaczynam kombinować, co będzie. Najpiękniej będzie tak, jak Ty wymyślisz :) Świetna notka :)
Zostawiłam Ci komentarz też pod ostatnią częścią "Dotyku miłości", bo miałam zaległość. Przepraszam, że tak krótko i dopiero teraz, mam nadzieję, że się nie pogniewasz. Następnym razem obiecuję dłuższy komentarz.
Dziękuję za wpis u mnie i informację o notce :)
Pozdrawiam serdecznie :):*
MalgorzataSz1 2012.04.01 22:14
Iza.
Nareszcie się odezwałaś! Już martwiłam się o Ciebie. Nawet Shabii pytała mnie kiedyś, czy nie wiem, co z Tobą. Tak się cieszę, że wszystko dobrze. Pewnie miałaś mnóstwo zajęć, co? Tym bardziej doceniam, że znalazłaś czas na przeczytanie i skomentowanie pierwszego rozdziału mojego opowiadania. Będzie chyba inne, niż wszystkie dotychczasowe, a przynajmniej taką mam nadzieję.
Bardzo Ci dziękuję za wpisy i serdecznie pozdrawiam.
orchid94 (gość) 2012.04.01 22:39
Gosiu pisałam ostatnio ze Shabii, mam nadzieję, że się na mnie nie obrazi, wie już co tam u mnie. Po prostu zbyt wiele zajęć zwaliło mi się na głowę, szkoła, prawo jazdy, premiera i spektakle w teatrze, w którym gram i troszkę spraw prywatnych, to wszystko sprawiło, że po prostu nie miałam nawet pól sekundy dla siebie, nie mówiąc już o włączeniu komputera (który niestety dodatkowo nie działa od kilku dni). Czytałam wpisy w telefonie późno przed pójściem spać albo jadąc autobusem, ale nie sposób pisać komentarz w telefonie.
To ja Tobie dziękuję, że zaczęłaś kolejne opowiadanie, nawet sobie nie wyobrażasz, jak się cieszę :)
Pozdrawiam cieplutko :)
kawi :) (gość) 2012.04.02 08:24
Wspaniała notka :) Jestem bardzoo ciekawa jak dalej potoczą się ich losy :)
Poprzedniego opowiadania jeszcze nie przeczytałam, ale obiecuję, że to nadrobię :)
PS. U mnie na blogu pojawiła się nn - zapraszam :)
Shabii (gość) 2012.04.02 15:30
Wróciłam! :)
Już jakieś 2h jestem w domu, ale musiałam się rozpakować i coś zjeść :) Gosiu opowiadanie jest cudowne i wierzę, że do końca takie będzie. Wiesz przecież, że ja twoją twórczość ubóstwiam. To już zaczęło się świetnie i jestem przekonana, że z każdą kolejną częścią będzie jeszcze ciekawsze i równie urocze. Taaak miałam imprezę i muszę przyznać, że była bardzo fajna, udana i długa :) Trwała 12h. Gdy wstawiałam komentarz znajomi byli na balkonie (papierosek) więc mogłam po przeczytaniu jeszcze coś naskrobać. Naprawdę nie masz mi za co dziękować. Zdeklarowałam się i miło spędziłam czas móc troszkę poprawić wygląd twojego bloga :) Także dla mnie to przyjemność :)
Dziękuję to ja tobie, za wszystko :):*:*:*:*
MalgorzataSz1 2012.04.02 18:00
Shabii.
To nie była impreza. To było szaleństwo. 12 godzin? Jak Ty to wytrzymałaś? Naprawdę podziwiam. Dzięki za miłe słowa. Reszta na forum.
Pozdrawiam.
Shabii (gość) 2012.04.02 18:35
Hahaha :) Dałam radę :) o 7 gdzieś się skończyło a zasnęłam o 10 tylko na 2h bo w południe byłam znów na nogach :)
Jak się bawić to się bawić :) :*

Nmzc ;*
Pozdrawiam :)
MalgorzataSz1 2012.04.02 18:38
Shabii.
Zazdroszczę Ci młodości i tych sił witalnych. Ja padłabym na półmetku na twarz. Ale masz rację. Jak się bawić, to się bawić. Kiedy człowiek ma się wyszumieć, jak nie teraz, mając te lata, co Ty?
ania1302 (gość) 2012.04.03 16:19
Fajny początek.zapraszam do mnie. Nowe opowiadanie Ula&Marek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz