Rozdział XVII
ostatni
Ten miesiąc miodowy nie był miesiącem. Nie mogli sobie pozwolić na tak długi wyjazd. Firma przygotowywała się do wystawienia kolekcji zimowej. Musieli być na miejscu i trzymać rękę na pulsie. Poza tym w grudniu mieli być na podwójnym weselu. To też wymagało odpowiednich przygotowań. Spędzili siedem cudownych dni w Egipcie. To wystarczyło, by zregenerowali siły. Wrócili opaleni i szczęśliwi. Od razu wpadli w codzienny kołowrotek firmowych zajęć. Ula dodatkowo poświęcała czas Violetcie, która z zapałem przyswajała sobie wiedzę. Przestała być taka roztrzepana. Stała się poważna i skupiona. Zdała sobie sprawę, jak ważne będą te studia dla niej i jak wiele może osiągnąć w życiu dzięki nim. Dziękowała opatrzności za Ulę. Była taka cierpliwa i wyrozumiała. Tłumaczyła po dziesięć razy wszelkie zawiłości tak, by dotarły do Violetty. W lutym miała sesję, która była pierwszym poważnym sprawdzianem wiedzy Kubasińskiej.
Na początku grudnia pokazali zimową kolekcję. Nie było niespodzianki. Ponownie napawali się sukcesem. Współpraca z Niemcami kwitła, a i we Francji i Hiszpanii odzież sprzedawała się znakomicie. Chojnie rozdzielili świąteczne premie. Na tydzień przed zaślubinami rodzeństwa Febo doszło w gabinecie Marka do ważnej rozmowy. Siedzieli tam w czwórkę: Paulina, Alex, Ula i Marek.
- Mamy wam do przekazania ważne wieści. Jak wiecie, za tydzień ślub, a raczej śluby. Kiedy będziemy mieć to już za sobą, ja i Paulina przeprowadzamy się do Niemiec. Ja nie chciałbym wyrywać Nicol ze środowiska, w którym czuje się dobrze, a Johann nie może zamieszkać w Polsce i stąd prowadzić swoje rozległe interesy. Oczywiście będziemy przyjeżdżać na wszystkie ważne zebrania Zarządu, bo zachowamy nasze części udziałów. W związku z tym mam pewną propozycję. Chciałbym, żeby Ula objęła moje stanowisko. Nikt inny nie wchodzi w rachubę. Jest najlepsza. Zna świetnie firmę od podszewki. Zgodzisz się Ula?
Była zaskoczona. Firma bez Alexa? To brzmiało tak absurdalnie.
- No dobrze, zgadzam się, ale co ty będziesz robił w Niemczech?
- To już ustalone. – Uśmiechnął się Alex. – Będę pracował w firmie Johanna razem z Nicol.
- A ty Paulina?
- Ja na razie nie będę pracować. Jestem w ciąży. Drugi miesiąc.
- Naprawdę? – Ula podeszła do niej i uściskała ją. – Szczerze ci gratuluję i zazdroszczę. Mam nadzieję, że i my szybko doczekamy się potomka.
- Na pewno tak będzie. Niestety na moje miejsce będziecie musieli kogoś znaleźć. – Ula zamyśliła się.
- Ja mam kandydatkę. Może was to zdziwi, ale myślę, że Violetta nada się do tego idealnie.
- Violetta? – Paulina wydęła wargi. – Przecież ona niczego nie ogarnia. Jest tak roztrzepana i myśli o dwudziestu rzeczach na raz. To nie jest dobra kandydatura Ula.
- Ona się bardzo zmieniła. Jest poważna i odpowiedzialna. Studiuje, bo chce coś zrobić dla siebie i idzie jej naprawdę dobrze. Nieźle orientuje się już w tym wszystkim. Jest bardzo atrakcyjna i świetnie wpasowałaby się w wizerunek firmy.
- Oby tylko nie wygadywała głupot przed kamerą, bo skompromituje firmę.
- Nie martw się Paula, ja wszystkiego dopilnuję, łącznie z treścią wywiadów. Będzie dobrze. – Zapewniła Ula.
- No skoro to ty będziesz miała na nią oko, to ja jestem spokojna.
- To, co? – Zatarł ręce Alex. – Spotykamy się w sobotę w kościele. A ty możesz powoli przenosić rzeczy. Nie będzie mnie już do końca tygodnia. Muszę pozałatwiać jeszcze kilka spraw związanych ze ślubem. Do zobaczenia kochani.
Kiedy opuścili gabinet, Marek dosiadł się do Uli.
- I co o tym myślisz kochanie?
- Myślę, że to będzie rewolucja. Ja dyrektorem finansowym, a Viola ambasadorem firmy, dasz wiarę? Ja w nią wierzę i wierzę, że znakomicie poradzi sobie na tym stanowisku. Pozwolisz, że z nią porozmawiam? Sama chcę jej przekazać tę dobrą wiadomość.
- Dobrze. Pogadaj z nią. Możesz to zrobić tutaj. Ja pójdę do Seby. Dawno nie gadaliśmy. Zaraz ją tu zawołam. – Wyszedł z gabinetu i rzucił Violetcie.
- Viola chodź, Ula ma ci coś do powiedzenia. – Zamknął za nią drzwi i wyszedł na korytarz.
- Siadaj Viola. Mamy dla ciebie pewną propozycję. Jak wiesz, w sobotę ślub Febo. Jesteśmy po rozmowie z nimi i dowiedzieliśmy się, że po uroczystościach oboje wyjeżdżają do Niemiec. Ja przejmuję stanowisko Alexa. Ty natomiast stanowisko Pauliny.
Oczy Kubasińskiej przypominały wielkością młyńskie koła.
- Ale… jak to…? Ja mam być ambasadorem firmy?
- No tak, przecież zawsze o tym marzyłaś, prawda?
- No marzyłam, marzyłam, ale nie myślałam, że to tak szybko nastąpi. Sam Marek mówił, że dopóki nie skończę studiów, nie powierzy mi takiego ważnego stanowiska.
- To prawda, ale sytuacja się zmieniła, jak widzisz. Przez pewien jednak czas, będziesz musiała być pod moim nadzorem. Rozumiesz… kontakty z mediami. Trzeba ważyć słowa, żeby nie chlapnąć coś niepotrzebnie i nie narazić firmy na niewybredne komentarze. Dlatego wszystkie wywiady będą autoryzowane, a do wywiadów telewizyjnych będziesz musiała się przygotowywać, żeby wiedzieć, co mówić. Poza tym, jak wiesz Paulina zajmowała się też sprawami dodatków do kolekcji, ale myślę, że i z tym sobie poradzisz. Masz dość dobre poczucie estetyki, a w razie wątpliwości zawsze jest Pshemko, który najlepiej potrafi doradzić. To, jak? Zgadzasz się?
Violetta radośnie pokiwała głową i rzuciła się Uli na szyję.
- Dziękuję Uleńko, dziękuję. Ja wiem, że to tylko dzięki tobie.
- Nie tylko dzięki mnie. Gdyby Marek nie zaaprobował mojego wyboru, nic by z tego nie wyszło. Zajmiesz oczywiście gabinet Pauliny. Co do wynagrodzenia, to już Marek ci o tym powie, bo ja nie wiem. No i nadal aktualny jest warunek, że musisz kontynuować studia i je skończyć.
Viola unosiła się ze szczęścia nad ziemią.
- Skończę, oczywiście, że skończę. Po to je podjęłam, prawda? Muszę koniecznie powiedzieć Sebulkowi. Ależ on się ucieszy!
- Na razie jest u niego Marek i pewnie mu już przekazał dobrą nowinę. Zacznij pomału pakować rzeczy. Jutro obie się przeprowadzamy.
Marek wszedł do gabinetu Sebastiana i przywitał się z nim.
- Cześć przyjacielu. Dawno nie gadaliśmy. Właśnie awansowałem twoją dziewczynę.
- Jak to awansowałeś? To co ona będzie robić?
- Zastąpi Paulinę. Ona wyprowadza się po ślubie do Johanna, podobnie Alex.
- Żartujesz? Febo odchodzą? A kto na miejsce Alexa?
- Ula. Sam jej to zaproponował.
- Świat się wali. – Wyjęczał przytłoczony tymi rewelacjami Sebastian.
- Żebyś wiedział przyjacielu. W związku z tym mamy dwa wakaty. Mojej sekretarki i mojej asystentki. Ogłoś nabór i pamiętaj. Obie mają być kompetentne. Najlepiej z doświadczeniem. Przedział wiekowy trzydzieści pięć, czterdzieści lat. Mężatki w szczęśliwych związkach.
- Widzę, że asekurujesz się z każdej strony.
- Po prostu dmucham na zimne. Nigdy nie zdradziłbym Uli, ale wiesz, jak potrafią zachowywać się nachalne kobiety, a ja chcę uniknąć dwuznacznych sytuacji.
- W porządku. Już się za to zabieram.
- Rozmowy kwalifikacyjne umawiaj na rano. Będę rozmawiał osobiście razem z Ulą. Chcę, żeby przy tym była.
Po weselu i wyjeździe Febo a także po przyjęciu do sekretariatu dwóch kobiet, sytuacja w firmie ustabilizowała się. Przyjęli też do pracy asystenta dla Maćka. Musieli koniecznie go odciążyć. Przenieśli go na trzecie piętro, bo tam był wolny pokój z sekretariatem. Sam Maciek nadal zakochany był w Ani nieprzytomnie. Pod koniec marca oświadczył się jej. Nie była to jedyna niespodzianka, bo i Violetta została szczęśliwą narzeczoną. Ślub zarówno jednej, jak i drugiej pary planowany był na koniec sierpnia, w zaledwie tygodniowym odstępie.
Viola dawała im coraz więcej powodów do dumy. Jej elokwencja wzniosła się na wyżyny. Przestała przekręcać słowa i mylić je. Jako ambasador firmy spełniała się w tej roli znakomicie. Pierwszy rok studiów skończyła bez problemów i wszędzie powtarzała, że zawdzięcza to Uli. W lipcu Paulina powiła córkę. Pojechali wtedy do Niemiec, bo Ula została matką chrzestną tego maleństwa. Trzymając je w ramionach poczuła ukłucie zazdrości. Mimo, że nie zabezpieczali się ona jakoś nie mogła zajść w ciążę. Postanowiła, że zaraz po przyjeździe umówi się na wizytę. Bardzo pragnęła dziecka i wiedziała, że i Marek tego chce.
Pojechali tam razem. On również postanowił się przebadać. Pobrano im krew. Jego zabrano do intymnego pokoju wręczając mu niewielki pojemnik. Ją zabrano na USG. Lekarz uważnie śledził obraz na monitorze. W końcu uśmiechnął się do niej podając kłąb ligniny, by wytarła brzuch.
- Dobre wieści pani Dobrzańska. Jest pani w ciąży. Czwarty tydzień.
Tak ją zaskoczył, że nie mogła wykrztusić słowa.
- Naprawdę? Jest pan pewien? To dlaczego nie odczuwam żadnych dolegliwości? Nie mam nudności ani wymiotów.
- No cóż… Myślę, że to wszystko przed panią i to już wkrótce. Tu jest recepta na witaminy, a tu kartka z datą kolejnej wizyty. Widzimy się za miesiąc. Gdyby działo się coś niepokojącego, proszę dzwonić. Na razie jest wszystko w porządku.
Wyszła na korytarz z uczuciem szczęścia wypełniającego jej serce. Marka jeszcze nie było. Usiadła w fotelu czekając na niego. – Ale będzie miał niespodziankę. – Pomyślała. Zobaczyła go na końcu długiego korytarza. Zerwała się z fotela i podbiegła do niego przytulając się całym ciałem. Objął ją nie rozumiejąc, co ją tak uszczęśliwiło.
- Co się stało kochanie?
- Nie uwierzysz. Lekarz, który robił mi USG powiedział, że jestem w czwartym tygodniu ciąży! – Spojrzała z miłością w jego oczy, które napełniły się łzami.
- Naprawdę? – Wyszeptał zdławionym głosem. Pokiwała radośnie głową.
- Naprawdę. Tu masz wydruk z badania. Ta mała plamka, to nasze dziecko.
Przytulił ją do siebie i pocałował mocno.
- Tak się cieszę skarbie. Długo czekaliśmy na ten cud. Ciekawe, co to będzie? Dziewczynka, czy chłopczyk.
- Czy to ważne? Najważniejsze, żeby było zdrowe.
- Masz rację. Musimy koniecznie powiedzieć rodzicom. Oni przecież też nie mogli się już doczekać.
Przez cały okres ciąży czuła się świetnie. Wszyscy prorokowali, że będzie syn. Wyglądała pięknie. Marek dbał o nią i hołubił. Nie pozwalał, by się przemęczała. Często wieczorami przytulał się do jej pęczniejącego brzucha i szeptał czułe słowa do tej kruszyny. Nie chcieli znać płci. Pragnęli, by to dziecko było dla nich niespodzianką. Wreszcie którejś marcowej nocy przywitali je na świecie. Miała ciężki poród, ale wszystko rekompensowała jej świadomość, że jest zdrowe. Urodziła córeczkę. Marek szalał ze szczęścia. Była bardzo do niego podobna. Odziedziczyła po nim kruczoczarne włosy, dołeczki w policzkach i kolor oczu stalowo-szary. Tylko jej nosek usiany był piegami, co dodawało jej tylko uroku.
- Jest taka piękna, kochanie. Madzia. Nasza Madzia. Nasza mała, śliczna Madzia.– Powtarzał w kółko szczęśliwy tata.
Na razie musieli pomieścić się na Siennej. Budowa domu na parceli podarowanej im przez Paulinę, Nicol, Alexa i Johanna, dobiegała końca, ale wyprowadzkę planowali na początku maja. Marek nie szczędził grosza. Wynajął architekta krajobrazu, który postarał się o ładny wygląd terenu wokół domu.
Dziadkowie też dostali bzika na punkcie swojej pierwszej wnuczki. Rozpieszczali ją nieprzytomnie. Helena nie mogła sobie odmówić kupowania małej pięknych rzeczy. W czerwcu odbyły się chrzciny. Na rodziców chrzestnych wybrali Maćka i Anię. Przyjęcie zorganizowali już w nowym domu. Był spory i mógł pomieścić wielu gości, również tych z Niemiec.
Byli bardzo szczęśliwi. Wreszcie stali się pełną rodziną, choć Marek odgrażał się, że to jeszcze nie koniec.
Pięć lat później.
Drzwi od gabinetu, w którym pracowała, otwarły się energicznie. Podniosła głowę i zobaczyła swoją córkę wbiegającą do środka. Za nią, już znacznie wolniej wszedł Krzysztof.
- Witaj Uleńko, - Podszedł do niej i cmoknął ją w policzek. Mała rozsiadła się w jej fotelu. Ula pochyliła się nad nią i spytała.
- A gdzie buziak dla mnie? – Magda objęła ją rączkami za szyję i dała mocnego całusa w usta. – Skąd się tutaj wzięliście?
- Tak mi wierciła dziurę w brzuchu, że wziąłem samochód i przyjechałem z nią tutaj. Poszliśmy na trochę do parku, ale jak znudziło się jej karmienie kaczek, zaciągnęła mnie do firmy mówiąc, że strasznie tęskni za mamą i tatą.
- Ty łobuziaku. Ładnie to tak wykorzystywać dziadka? Mało masz miejsca u nich w ogrodzie?
- Ale dziadek się zgodził.
- Bo wymusiłaś to na nim.
- Daj spokój Ula. Wiesz, jak uwielbiamy ją oboje. Marek u siebie?
- Tak. Zaraz zadzwonię. Niech tu przyjdzie i przywita się ze swoją dumą. – Złapała za słuchawkę telefonu.
- Kochanie, możesz przyjść do mnie? Mam niespodziankę.
Po kilku minutach wszedł do gabinetu. Mała z piskiem rzuciła mu się w ramiona. Porwał ją na ręce i obrócił się kilka razy.
- A co ty tu robisz?
- Dziadek mnie przywiózł, bo powiedziałam, ze bardzo za wami tęsknię.
- Od rana już zdążyłaś się stęsknić? – Mała pokiwała energicznie główką. Pogłaskał jej gęste, długie włosy. – No dobrze, ale wiesz, że nie możesz tutaj zostać. Mamy z mamusią dużo pracy.
- Wiem, ale chcę jeszcze odwiedzić wujcia Pshemko i pokazać mu swoje rysunki.
- Pójdziesz z nią tato?
- Pójdę. Chętnie odwiedzę mistrza. Dawno się nie widzieliśmy.
- Dobrze, to idźcie. Jak będziesz wychodził od niego, to wstąp jeszcze do mnie i przyprowadź Magdę. Zostanie z nami do końca dnia. Jutro przywieziemy ją, jak zwykle. – Krzysztof pokiwał głową.
- Dobrze. Chodź Madziu. Idziemy do pracowni.
Kiedy wyszli Marek objął żonę i popatrzył na nią roziskrzonym wzrokiem.
- Jak się ma moje drugie maleństwo? – Z czułością pogładził jej spory brzuch.
- Chyba całkiem nieźle. Szaleje od rana i kopie, jak opętane. To na pewno będzie chłopiec. Przy Magdzie tak się nie czułam. Cała ta ciąża jest zupełnie inna niż poprzednia. – Poskarżyła się.
- Jeszcze tylko dwa tygodnie i będziemy w czwórkę. Nie mogę się już doczekać.
- Ja też, bo ta jego ruchliwość mnie wykończy. Tomek Violetty też się tak rozpychał. – Marek roześmiał się.
- Ten dzieciak nadal jest, jak żywe srebro. Seba nie może za nim nadążyć. Odziedziczył to chyba po Violi. Ona też jest taka. Wszędzie jej pełno.
- Naszej Madzi też nic nie brakuje. Ma twój charakter. Mam nadzieje, że jak urodzi się to drugie, choć w części odziedziczy coś po mnie. Zazdroszczę Alexowi. Ich synek, to takie spokojne dziecko.
- Nie zazdrość. Alex trzyma dyscyplinę. Chyba nie chciałabyś, żeby nasze dzieci były trzymane tak krótko.
- No nie, ale trochę dyscypliny im nie zaszkodzi.
Dwa tygodnie po tej rozmowie obudziła go w środku nocy.
- Marek, zaczęło się. Odeszły mi wody i mam silne skurcze. Torba z rzeczami jest w przedpokoju. Zabierz ją i zejdź do garażu. Ja się ubiorę.
- Dasz radę sama?
- Spróbuję. Jakie to szczęście, że Magda w Rysiowie. Miałeś nosa, żeby ją tam dzisiaj zawieźć.
Ostrożnie poprowadził ją do samochodu i pomógł jej wsiąść. Nie panikował tak, jak za pierwszym razem. Teraz dokładnie wiedział, jak postępować. Drogi były puste i dzięki temu szybko dotarli do szpitala. Nie czekał długo. Nie minęły dwie godziny, gdy poinformowano go, że żona urodziła pięknego, zdrowego chłopca. Odetchnął. Wywieziono dziecko i mógł mu się dokładnie przyjrzeć. Wyglądał jak Ula. Ciemnokasztanowe włoski na główce, pełne usta i nosek w piegach. Długie rzęsy i błękitne oczy. Uśmiechnął się. Przytulił małego i ucałował jego czółko. Zanim go odwieźli na salę noworodków zdążył zrobić jeszcze zdjęcie. Wreszcie wywieziono Ulę. Była słaba, ale uśmiechała się do niego promiennie. Pozwolono mu wejść do jej pokoju. Usiadł na krawędzi łóżka i przytulił ją ostrożnie namiętnie całując.
- Kocham cię iskierko. Kocham nad życie i jestem szczęśliwy. Dałaś mi dwoje cudownych, pięknych, zdrowych dzieci. Już nie mam marzeń, bo wszystkie się spełniły.
Widział, jak na jej twarz wypełza piękny uśmiech. Widział jej dwa szafirowe diamenty patrzące na niego z miłością. Splotła ręce na jego szyi i wyszeptała mu w usta.
- Każdego dnia dziękuję Bogu, że mam ciebie i nasze dwa skarby. Kocham cię.
Dotknęła jego warg pocałunkiem lekkim, jak wiatr. Opadła na poduszki i po chwili już spała. Odgarnął jej samotny kosmyk z czoła i pogładził policzek.
- Śpij słodko moje szczęście. Musisz nabrać sił. – Szepnął.
Wyszedł z sali, cicho zamykając za sobą drzwi.
KONIEC
To koniec ostatniego z opowiadań, które wcześniej wklejałam na forum "BrzydUli". Wkrótce, mam nadzieję, uraczę Was czymś nowym. Rozdziały nie będą pojawiać się tak często, jak w wypadku opowiadań napisanych wcześniej, ale sądzę, że przynajmniej raz w tygodniu coś dodam. Pozdrawiam wszystkich, którzy czytają mój blog.
ostatni
Ten miesiąc miodowy nie był miesiącem. Nie mogli sobie pozwolić na tak długi wyjazd. Firma przygotowywała się do wystawienia kolekcji zimowej. Musieli być na miejscu i trzymać rękę na pulsie. Poza tym w grudniu mieli być na podwójnym weselu. To też wymagało odpowiednich przygotowań. Spędzili siedem cudownych dni w Egipcie. To wystarczyło, by zregenerowali siły. Wrócili opaleni i szczęśliwi. Od razu wpadli w codzienny kołowrotek firmowych zajęć. Ula dodatkowo poświęcała czas Violetcie, która z zapałem przyswajała sobie wiedzę. Przestała być taka roztrzepana. Stała się poważna i skupiona. Zdała sobie sprawę, jak ważne będą te studia dla niej i jak wiele może osiągnąć w życiu dzięki nim. Dziękowała opatrzności za Ulę. Była taka cierpliwa i wyrozumiała. Tłumaczyła po dziesięć razy wszelkie zawiłości tak, by dotarły do Violetty. W lutym miała sesję, która była pierwszym poważnym sprawdzianem wiedzy Kubasińskiej.
Na początku grudnia pokazali zimową kolekcję. Nie było niespodzianki. Ponownie napawali się sukcesem. Współpraca z Niemcami kwitła, a i we Francji i Hiszpanii odzież sprzedawała się znakomicie. Chojnie rozdzielili świąteczne premie. Na tydzień przed zaślubinami rodzeństwa Febo doszło w gabinecie Marka do ważnej rozmowy. Siedzieli tam w czwórkę: Paulina, Alex, Ula i Marek.
- Mamy wam do przekazania ważne wieści. Jak wiecie, za tydzień ślub, a raczej śluby. Kiedy będziemy mieć to już za sobą, ja i Paulina przeprowadzamy się do Niemiec. Ja nie chciałbym wyrywać Nicol ze środowiska, w którym czuje się dobrze, a Johann nie może zamieszkać w Polsce i stąd prowadzić swoje rozległe interesy. Oczywiście będziemy przyjeżdżać na wszystkie ważne zebrania Zarządu, bo zachowamy nasze części udziałów. W związku z tym mam pewną propozycję. Chciałbym, żeby Ula objęła moje stanowisko. Nikt inny nie wchodzi w rachubę. Jest najlepsza. Zna świetnie firmę od podszewki. Zgodzisz się Ula?
Była zaskoczona. Firma bez Alexa? To brzmiało tak absurdalnie.
- No dobrze, zgadzam się, ale co ty będziesz robił w Niemczech?
- To już ustalone. – Uśmiechnął się Alex. – Będę pracował w firmie Johanna razem z Nicol.
- A ty Paulina?
- Ja na razie nie będę pracować. Jestem w ciąży. Drugi miesiąc.
- Naprawdę? – Ula podeszła do niej i uściskała ją. – Szczerze ci gratuluję i zazdroszczę. Mam nadzieję, że i my szybko doczekamy się potomka.
- Na pewno tak będzie. Niestety na moje miejsce będziecie musieli kogoś znaleźć. – Ula zamyśliła się.
- Ja mam kandydatkę. Może was to zdziwi, ale myślę, że Violetta nada się do tego idealnie.
- Violetta? – Paulina wydęła wargi. – Przecież ona niczego nie ogarnia. Jest tak roztrzepana i myśli o dwudziestu rzeczach na raz. To nie jest dobra kandydatura Ula.
- Ona się bardzo zmieniła. Jest poważna i odpowiedzialna. Studiuje, bo chce coś zrobić dla siebie i idzie jej naprawdę dobrze. Nieźle orientuje się już w tym wszystkim. Jest bardzo atrakcyjna i świetnie wpasowałaby się w wizerunek firmy.
- Oby tylko nie wygadywała głupot przed kamerą, bo skompromituje firmę.
- Nie martw się Paula, ja wszystkiego dopilnuję, łącznie z treścią wywiadów. Będzie dobrze. – Zapewniła Ula.
- No skoro to ty będziesz miała na nią oko, to ja jestem spokojna.
- To, co? – Zatarł ręce Alex. – Spotykamy się w sobotę w kościele. A ty możesz powoli przenosić rzeczy. Nie będzie mnie już do końca tygodnia. Muszę pozałatwiać jeszcze kilka spraw związanych ze ślubem. Do zobaczenia kochani.
Kiedy opuścili gabinet, Marek dosiadł się do Uli.
- I co o tym myślisz kochanie?
- Myślę, że to będzie rewolucja. Ja dyrektorem finansowym, a Viola ambasadorem firmy, dasz wiarę? Ja w nią wierzę i wierzę, że znakomicie poradzi sobie na tym stanowisku. Pozwolisz, że z nią porozmawiam? Sama chcę jej przekazać tę dobrą wiadomość.
- Dobrze. Pogadaj z nią. Możesz to zrobić tutaj. Ja pójdę do Seby. Dawno nie gadaliśmy. Zaraz ją tu zawołam. – Wyszedł z gabinetu i rzucił Violetcie.
- Viola chodź, Ula ma ci coś do powiedzenia. – Zamknął za nią drzwi i wyszedł na korytarz.
- Siadaj Viola. Mamy dla ciebie pewną propozycję. Jak wiesz, w sobotę ślub Febo. Jesteśmy po rozmowie z nimi i dowiedzieliśmy się, że po uroczystościach oboje wyjeżdżają do Niemiec. Ja przejmuję stanowisko Alexa. Ty natomiast stanowisko Pauliny.
Oczy Kubasińskiej przypominały wielkością młyńskie koła.
- Ale… jak to…? Ja mam być ambasadorem firmy?
- No tak, przecież zawsze o tym marzyłaś, prawda?
- No marzyłam, marzyłam, ale nie myślałam, że to tak szybko nastąpi. Sam Marek mówił, że dopóki nie skończę studiów, nie powierzy mi takiego ważnego stanowiska.
- To prawda, ale sytuacja się zmieniła, jak widzisz. Przez pewien jednak czas, będziesz musiała być pod moim nadzorem. Rozumiesz… kontakty z mediami. Trzeba ważyć słowa, żeby nie chlapnąć coś niepotrzebnie i nie narazić firmy na niewybredne komentarze. Dlatego wszystkie wywiady będą autoryzowane, a do wywiadów telewizyjnych będziesz musiała się przygotowywać, żeby wiedzieć, co mówić. Poza tym, jak wiesz Paulina zajmowała się też sprawami dodatków do kolekcji, ale myślę, że i z tym sobie poradzisz. Masz dość dobre poczucie estetyki, a w razie wątpliwości zawsze jest Pshemko, który najlepiej potrafi doradzić. To, jak? Zgadzasz się?
Violetta radośnie pokiwała głową i rzuciła się Uli na szyję.
- Dziękuję Uleńko, dziękuję. Ja wiem, że to tylko dzięki tobie.
- Nie tylko dzięki mnie. Gdyby Marek nie zaaprobował mojego wyboru, nic by z tego nie wyszło. Zajmiesz oczywiście gabinet Pauliny. Co do wynagrodzenia, to już Marek ci o tym powie, bo ja nie wiem. No i nadal aktualny jest warunek, że musisz kontynuować studia i je skończyć.
Viola unosiła się ze szczęścia nad ziemią.
- Skończę, oczywiście, że skończę. Po to je podjęłam, prawda? Muszę koniecznie powiedzieć Sebulkowi. Ależ on się ucieszy!
- Na razie jest u niego Marek i pewnie mu już przekazał dobrą nowinę. Zacznij pomału pakować rzeczy. Jutro obie się przeprowadzamy.
Marek wszedł do gabinetu Sebastiana i przywitał się z nim.
- Cześć przyjacielu. Dawno nie gadaliśmy. Właśnie awansowałem twoją dziewczynę.
- Jak to awansowałeś? To co ona będzie robić?
- Zastąpi Paulinę. Ona wyprowadza się po ślubie do Johanna, podobnie Alex.
- Żartujesz? Febo odchodzą? A kto na miejsce Alexa?
- Ula. Sam jej to zaproponował.
- Świat się wali. – Wyjęczał przytłoczony tymi rewelacjami Sebastian.
- Żebyś wiedział przyjacielu. W związku z tym mamy dwa wakaty. Mojej sekretarki i mojej asystentki. Ogłoś nabór i pamiętaj. Obie mają być kompetentne. Najlepiej z doświadczeniem. Przedział wiekowy trzydzieści pięć, czterdzieści lat. Mężatki w szczęśliwych związkach.
- Widzę, że asekurujesz się z każdej strony.
- Po prostu dmucham na zimne. Nigdy nie zdradziłbym Uli, ale wiesz, jak potrafią zachowywać się nachalne kobiety, a ja chcę uniknąć dwuznacznych sytuacji.
- W porządku. Już się za to zabieram.
- Rozmowy kwalifikacyjne umawiaj na rano. Będę rozmawiał osobiście razem z Ulą. Chcę, żeby przy tym była.
Po weselu i wyjeździe Febo a także po przyjęciu do sekretariatu dwóch kobiet, sytuacja w firmie ustabilizowała się. Przyjęli też do pracy asystenta dla Maćka. Musieli koniecznie go odciążyć. Przenieśli go na trzecie piętro, bo tam był wolny pokój z sekretariatem. Sam Maciek nadal zakochany był w Ani nieprzytomnie. Pod koniec marca oświadczył się jej. Nie była to jedyna niespodzianka, bo i Violetta została szczęśliwą narzeczoną. Ślub zarówno jednej, jak i drugiej pary planowany był na koniec sierpnia, w zaledwie tygodniowym odstępie.
Viola dawała im coraz więcej powodów do dumy. Jej elokwencja wzniosła się na wyżyny. Przestała przekręcać słowa i mylić je. Jako ambasador firmy spełniała się w tej roli znakomicie. Pierwszy rok studiów skończyła bez problemów i wszędzie powtarzała, że zawdzięcza to Uli. W lipcu Paulina powiła córkę. Pojechali wtedy do Niemiec, bo Ula została matką chrzestną tego maleństwa. Trzymając je w ramionach poczuła ukłucie zazdrości. Mimo, że nie zabezpieczali się ona jakoś nie mogła zajść w ciążę. Postanowiła, że zaraz po przyjeździe umówi się na wizytę. Bardzo pragnęła dziecka i wiedziała, że i Marek tego chce.
Pojechali tam razem. On również postanowił się przebadać. Pobrano im krew. Jego zabrano do intymnego pokoju wręczając mu niewielki pojemnik. Ją zabrano na USG. Lekarz uważnie śledził obraz na monitorze. W końcu uśmiechnął się do niej podając kłąb ligniny, by wytarła brzuch.
- Dobre wieści pani Dobrzańska. Jest pani w ciąży. Czwarty tydzień.
Tak ją zaskoczył, że nie mogła wykrztusić słowa.
- Naprawdę? Jest pan pewien? To dlaczego nie odczuwam żadnych dolegliwości? Nie mam nudności ani wymiotów.
- No cóż… Myślę, że to wszystko przed panią i to już wkrótce. Tu jest recepta na witaminy, a tu kartka z datą kolejnej wizyty. Widzimy się za miesiąc. Gdyby działo się coś niepokojącego, proszę dzwonić. Na razie jest wszystko w porządku.
Wyszła na korytarz z uczuciem szczęścia wypełniającego jej serce. Marka jeszcze nie było. Usiadła w fotelu czekając na niego. – Ale będzie miał niespodziankę. – Pomyślała. Zobaczyła go na końcu długiego korytarza. Zerwała się z fotela i podbiegła do niego przytulając się całym ciałem. Objął ją nie rozumiejąc, co ją tak uszczęśliwiło.
- Co się stało kochanie?
- Nie uwierzysz. Lekarz, który robił mi USG powiedział, że jestem w czwartym tygodniu ciąży! – Spojrzała z miłością w jego oczy, które napełniły się łzami.
- Naprawdę? – Wyszeptał zdławionym głosem. Pokiwała radośnie głową.
- Naprawdę. Tu masz wydruk z badania. Ta mała plamka, to nasze dziecko.
Przytulił ją do siebie i pocałował mocno.
- Tak się cieszę skarbie. Długo czekaliśmy na ten cud. Ciekawe, co to będzie? Dziewczynka, czy chłopczyk.
- Czy to ważne? Najważniejsze, żeby było zdrowe.
- Masz rację. Musimy koniecznie powiedzieć rodzicom. Oni przecież też nie mogli się już doczekać.
Przez cały okres ciąży czuła się świetnie. Wszyscy prorokowali, że będzie syn. Wyglądała pięknie. Marek dbał o nią i hołubił. Nie pozwalał, by się przemęczała. Często wieczorami przytulał się do jej pęczniejącego brzucha i szeptał czułe słowa do tej kruszyny. Nie chcieli znać płci. Pragnęli, by to dziecko było dla nich niespodzianką. Wreszcie którejś marcowej nocy przywitali je na świecie. Miała ciężki poród, ale wszystko rekompensowała jej świadomość, że jest zdrowe. Urodziła córeczkę. Marek szalał ze szczęścia. Była bardzo do niego podobna. Odziedziczyła po nim kruczoczarne włosy, dołeczki w policzkach i kolor oczu stalowo-szary. Tylko jej nosek usiany był piegami, co dodawało jej tylko uroku.
- Jest taka piękna, kochanie. Madzia. Nasza Madzia. Nasza mała, śliczna Madzia.– Powtarzał w kółko szczęśliwy tata.
Na razie musieli pomieścić się na Siennej. Budowa domu na parceli podarowanej im przez Paulinę, Nicol, Alexa i Johanna, dobiegała końca, ale wyprowadzkę planowali na początku maja. Marek nie szczędził grosza. Wynajął architekta krajobrazu, który postarał się o ładny wygląd terenu wokół domu.
Dziadkowie też dostali bzika na punkcie swojej pierwszej wnuczki. Rozpieszczali ją nieprzytomnie. Helena nie mogła sobie odmówić kupowania małej pięknych rzeczy. W czerwcu odbyły się chrzciny. Na rodziców chrzestnych wybrali Maćka i Anię. Przyjęcie zorganizowali już w nowym domu. Był spory i mógł pomieścić wielu gości, również tych z Niemiec.
Byli bardzo szczęśliwi. Wreszcie stali się pełną rodziną, choć Marek odgrażał się, że to jeszcze nie koniec.
Pięć lat później.
Drzwi od gabinetu, w którym pracowała, otwarły się energicznie. Podniosła głowę i zobaczyła swoją córkę wbiegającą do środka. Za nią, już znacznie wolniej wszedł Krzysztof.
- Witaj Uleńko, - Podszedł do niej i cmoknął ją w policzek. Mała rozsiadła się w jej fotelu. Ula pochyliła się nad nią i spytała.
- A gdzie buziak dla mnie? – Magda objęła ją rączkami za szyję i dała mocnego całusa w usta. – Skąd się tutaj wzięliście?
- Tak mi wierciła dziurę w brzuchu, że wziąłem samochód i przyjechałem z nią tutaj. Poszliśmy na trochę do parku, ale jak znudziło się jej karmienie kaczek, zaciągnęła mnie do firmy mówiąc, że strasznie tęskni za mamą i tatą.
- Ty łobuziaku. Ładnie to tak wykorzystywać dziadka? Mało masz miejsca u nich w ogrodzie?
- Ale dziadek się zgodził.
- Bo wymusiłaś to na nim.
- Daj spokój Ula. Wiesz, jak uwielbiamy ją oboje. Marek u siebie?
- Tak. Zaraz zadzwonię. Niech tu przyjdzie i przywita się ze swoją dumą. – Złapała za słuchawkę telefonu.
- Kochanie, możesz przyjść do mnie? Mam niespodziankę.
Po kilku minutach wszedł do gabinetu. Mała z piskiem rzuciła mu się w ramiona. Porwał ją na ręce i obrócił się kilka razy.
- A co ty tu robisz?
- Dziadek mnie przywiózł, bo powiedziałam, ze bardzo za wami tęsknię.
- Od rana już zdążyłaś się stęsknić? – Mała pokiwała energicznie główką. Pogłaskał jej gęste, długie włosy. – No dobrze, ale wiesz, że nie możesz tutaj zostać. Mamy z mamusią dużo pracy.
- Wiem, ale chcę jeszcze odwiedzić wujcia Pshemko i pokazać mu swoje rysunki.
- Pójdziesz z nią tato?
- Pójdę. Chętnie odwiedzę mistrza. Dawno się nie widzieliśmy.
- Dobrze, to idźcie. Jak będziesz wychodził od niego, to wstąp jeszcze do mnie i przyprowadź Magdę. Zostanie z nami do końca dnia. Jutro przywieziemy ją, jak zwykle. – Krzysztof pokiwał głową.
- Dobrze. Chodź Madziu. Idziemy do pracowni.
Kiedy wyszli Marek objął żonę i popatrzył na nią roziskrzonym wzrokiem.
- Jak się ma moje drugie maleństwo? – Z czułością pogładził jej spory brzuch.
- Chyba całkiem nieźle. Szaleje od rana i kopie, jak opętane. To na pewno będzie chłopiec. Przy Magdzie tak się nie czułam. Cała ta ciąża jest zupełnie inna niż poprzednia. – Poskarżyła się.
- Jeszcze tylko dwa tygodnie i będziemy w czwórkę. Nie mogę się już doczekać.
- Ja też, bo ta jego ruchliwość mnie wykończy. Tomek Violetty też się tak rozpychał. – Marek roześmiał się.
- Ten dzieciak nadal jest, jak żywe srebro. Seba nie może za nim nadążyć. Odziedziczył to chyba po Violi. Ona też jest taka. Wszędzie jej pełno.
- Naszej Madzi też nic nie brakuje. Ma twój charakter. Mam nadzieje, że jak urodzi się to drugie, choć w części odziedziczy coś po mnie. Zazdroszczę Alexowi. Ich synek, to takie spokojne dziecko.
- Nie zazdrość. Alex trzyma dyscyplinę. Chyba nie chciałabyś, żeby nasze dzieci były trzymane tak krótko.
- No nie, ale trochę dyscypliny im nie zaszkodzi.
Dwa tygodnie po tej rozmowie obudziła go w środku nocy.
- Marek, zaczęło się. Odeszły mi wody i mam silne skurcze. Torba z rzeczami jest w przedpokoju. Zabierz ją i zejdź do garażu. Ja się ubiorę.
- Dasz radę sama?
- Spróbuję. Jakie to szczęście, że Magda w Rysiowie. Miałeś nosa, żeby ją tam dzisiaj zawieźć.
Ostrożnie poprowadził ją do samochodu i pomógł jej wsiąść. Nie panikował tak, jak za pierwszym razem. Teraz dokładnie wiedział, jak postępować. Drogi były puste i dzięki temu szybko dotarli do szpitala. Nie czekał długo. Nie minęły dwie godziny, gdy poinformowano go, że żona urodziła pięknego, zdrowego chłopca. Odetchnął. Wywieziono dziecko i mógł mu się dokładnie przyjrzeć. Wyglądał jak Ula. Ciemnokasztanowe włoski na główce, pełne usta i nosek w piegach. Długie rzęsy i błękitne oczy. Uśmiechnął się. Przytulił małego i ucałował jego czółko. Zanim go odwieźli na salę noworodków zdążył zrobić jeszcze zdjęcie. Wreszcie wywieziono Ulę. Była słaba, ale uśmiechała się do niego promiennie. Pozwolono mu wejść do jej pokoju. Usiadł na krawędzi łóżka i przytulił ją ostrożnie namiętnie całując.
- Kocham cię iskierko. Kocham nad życie i jestem szczęśliwy. Dałaś mi dwoje cudownych, pięknych, zdrowych dzieci. Już nie mam marzeń, bo wszystkie się spełniły.
Widział, jak na jej twarz wypełza piękny uśmiech. Widział jej dwa szafirowe diamenty patrzące na niego z miłością. Splotła ręce na jego szyi i wyszeptała mu w usta.
- Każdego dnia dziękuję Bogu, że mam ciebie i nasze dwa skarby. Kocham cię.
Dotknęła jego warg pocałunkiem lekkim, jak wiatr. Opadła na poduszki i po chwili już spała. Odgarnął jej samotny kosmyk z czoła i pogładził policzek.
- Śpij słodko moje szczęście. Musisz nabrać sił. – Szepnął.
Wyszedł z sali, cicho zamykając za sobą drzwi.
KONIEC
To koniec ostatniego z opowiadań, które wcześniej wklejałam na forum "BrzydUli". Wkrótce, mam nadzieję, uraczę Was czymś nowym. Rozdziały nie będą pojawiać się tak często, jak w wypadku opowiadań napisanych wcześniej, ale sądzę, że przynajmniej raz w tygodniu coś dodam. Pozdrawiam wszystkich, którzy czytają mój blog.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz