Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"CIERPLIWOŚĆ JEST CNOTĄ" - rozdział 2

04 kwiecień 2012
Kochani.
Znalazłam wolną chwilkę i postanowiłam wkleić kolejny rozdział, łamiąc tym samym wcześniejszą deklarację, że będę dodawać co tydzień. Mam nadzieję, że chociaż w ten sposób poprawię Wasz nastrój zaburzony pewnie gorączką przedświąteczną. Miłej lektury.



ROZDZIAŁ II



Cała obsługa pensjonatu urabiała się po łokcie. Hotel pękał w szwach a goście też mieli swoje wymagania. Ula wyprowadziwszy księgowość na prostą, już na bieżąco załatwiała sprawy faktur. Nie było ich mało, ale też nie tak dużo, by nie mogła poradzić sobie z nimi w ciągu trzech czy czterech godzin. Zaprowadziła idealny porządek w dokumentach, za co Beata była jej ogromnie wdzięczna i chwaliła ją na każdym kroku. Dzięki temu porządkowi Ula miała sporo czasu na własne przyjemności. Zdążyła się nawet trochę opalić i jej skóra nie porażała już oczu intensywną bielą. Często zaglądała na zaplecze kuchni. Stefan odgrażał się, że ją trochę podtuczy i podszedł do zadania bardzo ambicjonalnie. Ciągle szykował dla niej jakieś wysokokaloryczne smakołyki, ale efekt był, jak dotąd, mizerny. Chyba faktycznie miała ciasną skórę i całkowity brak tendencji do tycia.
Dzisiaj też tu była. Przysiadła się do stolika pracowników. Znała ich wszystkich, bo niemal wszyscy pracowali tu od lat.
- A słyszałyście, co znowu wymyśliła ta dama z apartamentu? – Zapytała Kasia, jedna z dziewczyn obsługujących pokoje. – Wyobraźcie sobie, że zażądała codziennej zmiany pościeli. Nie wiem, co oni tam wyprawiają, ale to chyba już lekka przesada. Przecież i tak zmieniamy co tydzień. Pani Beata jednak kazała mi to robić, bo nie chce zrażać klientów i to w dodatku tak obrzydliwie bogatych. Ta kobieta jest naprawdę dziwna i ciągle ma jakieś cudaczne wymagania, jak jakaś udzielna księżna. Ja jeszcze nigdy nie usłyszałam od niej słowa „dziękuję”. Czy wiecie, że któregoś dnia zażyczyła sobie płatków róż do kąpieli, bo ponoć ma bardzo delikatne ciało? Latałam po całym mieście za tymi płatkami.
- Nie dziw się. – Odezwała się Zuzanna, starsza pokojówka. - Pieniądze potrafią zepsuć charakter człowieka. Ją zepsuły na pewno. Obserwowałam ją. Jest bardzo zarozumiała i wyniosła, a nas traktuje, jak powietrze. Może i jest bogata, ale na pewno nie dobrze wychowana i jeszcze te jej wielkopańskie maniery.
- Za to ten jej mąż, czy narzeczony jest bardzo miły. Nigdy nie podnosi głosu i zawsze mnie za nią przeprasza. – Podsumowała Kasia. – Ciekawa para, nie sądzicie? Jak on z nią wytrzymuje? – Pokręciła głową.
- A wiecie, że ci starsi, co mają apartament obok, to rodzice tego młodego? Też, podobnie jak on, są bardzo mili i sympatyczni. – Ponownie odezwała się Zuzanna. – Za każdym razem, jak przychodzę im zmienić ręczniki, dziękują mi, a starszy pan wciska mi suty napiwek.
Ula z ciekawością chłonęła te nowiny. - Jednak miałam rację. On jest miły i sympatyczny. Robi dobre wrażenie. Opinia dziewczyn o jego kobiecie jest podobna do mojej. Mimo, że piękna, nie wzbudza sympatii. Dziwne, jak ludzie się dobierają. Oni przecież w ogóle do siebie nie pasują.
Na zaplecze wszedł Stefan i omiótł wzrokiem dziewczyny. Zauważył Ulę i z szerokim uśmiechem podszedł do niej stawiając przed nią pucharek z budyniem oblanym gęstym, wiśniowym sokiem.
- Wcinaj chudzielcu. – Zachichotał. Spojrzała na niego krytycznie.
- Stefan, ty naprawdę chcesz doprowadzić do tego, że jak będę stąd wyjeżdżać, to nie uniosę się na własnych nogach.
- Nie będzie tak źle. Nadal wyglądasz tak samo, ani grama nie przytyłaś. – Dodał strapiony. Roześmiała się.
- Bardzo Ci dziękuję, że tak o mnie dbasz, a budyń z wielką chęcią zjem. – Podniosła się od stolika, zabierając pucharek.
- Lecę do biura. Trzymajcie się dziewczyny i nie pozwólcie się gościom terroryzować.
Zanim tam dotarła postanowiła zjeść deser na zewnątrz. Wyszła przed hotel i usiadła przy jednym ze stolików osłoniętym wielkim parasolem. Pogoda była piękna i zachęcała do kąpieli słonecznych. Wielu z nich korzystało wylegując się na plażowych leżakach. W pewnym momencie zauważyła tych bogatych gości z apartamentów. Starsi odpoczywali pod parasolem dającym cień, a młoda kobieta korzystała ze słońca. Właśnie podbiegł do niej ociekający wodą Dobrzański i z chichotem prysnął na nią kroplami spływającymi z jego dłoni. Wrzasnęła, jak opętana.
- Czyś ty zgłupiał do reszty? Co ty wyprawiasz?
- Kochanie wyluzuj trochę. Jesteśmy na wczasach.
- Wyluzuj? Co to za koszmarne słownictwo! Zachowujesz się, jak prostak i cham!
- A ty, jak księżniczka na ziarnku grochu. Może byś spuściła nieco z tego wyniosłego tonu i zaczęła się zachowywać wreszcie normalnie.
- To według ciebie nie zachowuję się normalnie?
- Sama odpowiedz sobie na to pytanie. – Okrył się ręcznikiem i zaczął wycierać ciało z wody.
- Dzieci, nie kłóćcie się. Taki ładny dzień. – Odezwała się starsza kobieta. Młoda podniosła się z leżaka.
- Ja mam dość tego dnia. Wracam do pokoju.
Zawiązała na biodrach pareo i z zadartym do góry nosem, obrażona śmiertelnie, pomaszerowała w kierunku hotelu.
Ula potrząsnęła głową. – Ta kobieta nie ma chyba piątej klepki. Co ona od niego chce? Robić awanturę o to, że popryskał ją odrobiną wody? To jakieś chore.
Przyglądała się mężczyźnie, który kończył właśnie wycierać ciało. – Ależ jest piękny. Szczupły, ale widać, że wysportowany. Jak na mężczyznę ma bardzo zgrabne nogi. Prawdziwe ciacho. – Westchnęła i z żalem podniosła się od stolika. Musiała wracać do pracy.


- Ulka! Ulka! Słyszałaś? – Podekscytowana Iza zatrzymała ją, kiedy chciała wyjść z hotelu na swój przedwieczorny spacer.
- O czym?
- Ty wiesz, jaka była awantura przed półgodziną w apartamencie tych młodych? Cały hotel ich słyszał, a właściwie to ją. Darła się na niego, jak opętana.
- No coś słyszałam, ale myślałam, że to na zewnątrz.
- Ta baba jest nienormalna. Cały personel ma jej dość, a teraz jeszcze te awantury.
- Nie powinni się tak zachowywać. Nie są tu przecież sami. To naprawdę wstyd. Dobra. Ja idę na spacer. Muszę trochę odetchnąć od cyferek. Wrócę na kolację. Na razie.
Wyszła z hotelu i z przyjemnością zanurzyła palce stóp w ciepłym jeszcze piasku. Trzymając klapki w dłoni podeszła do brzegu pozwalając falom obmyć swoje nogi. Jak na czerwiec, morze było już dość ciepłe. To dzięki tej upalnej pogodzie każdego dnia, która o tej porze roku nie zdarzała się zbyt często. Minęła stoliki z parasolami i usiadła na piasku kilkanaście metrów dalej, zwyczajowo obserwując horyzont. Morze było spokojne. Fale leniwie odbijały się od brzegu szumiąc cicho i pieszcząc tym szumem uszy. Ludzi też było niewielu. Zaledwie kilku spacerowało po plaży. Reszta korzystała pewnie z atrakcji oferowanych przez miasteczko. Przymknęła oczy. Lekki wiaterek muskał jej policzki. Było jej tak dobrze. Turnus był na półmetku. Goście zadowoleni, bo i pogoda dopisała i kuchnia była znakomita. No może jednak nie wszyscy. Ta kobieta z apartamentu na pewno nie była zadowolona, ale to chyba taki typ człowieka, który nigdy nie jest zadowolony do końca. Prawdziwa malkontentka. Lubi narzekać tylko dla samej chęci narzekania i robienia z siebie pępka świata. Skąd się biorą tacy ludzie? Na szczęście za tydzień wyjadą i personel odetchnie od niej. Było jej żal dziewczyn, które musiały się użerać z kaprysami tej wydry. Odwróciła się nagle, bo dostrzegła z boku jakiś ruch. Zobaczyła mężczyznę w samych kąpielówkach biegnącego energicznie w kierunku morza. Rozpoznała go. - To ten Dobrzański. Pewnie musi ostudzić emocje po awanturze.
Patrzyła jeszcze przez chwilę, jak wpada z rozpostartymi ramionami wprost do wody i odpływa od brzegu. Ściągnęła z twarzy okulary i ponownie przymknęła oczy. Nie wiedziała, jak długo siedziała zatopiona we własnych myślach. Oderwał ją od nich stłumiony krzyk.
- Ra… ra… ratunku!
Usiadła sztywno i wsłuchała się w ciszę. Znowu dobiegło do niej to wołanie. Już wiedziała. Oprócz kąpiącego się Dobrzańskiego, w wodzie nie było nikogo z letników. Pośpiesznie ściągnęła sukienkę i bez namysłu, ile miała sił w nogach, puściła się w kierunku wołającego o pomoc głosu. Jak to dobrze, że miała na sobie kostium. Rzuciła się do wody rozbijając ją mocno ramionami. Po kilkudziesięciu metrach zauważyła jego głowę chowającą się co chwilę pod wodą. Wreszcie dopłynęła. Machał gorączkowo rękami usiłując utrzymać się na powierzchni. Nie potrafił już wydobyć z siebie głosu. Zbyt dużo połknął morskiej wody i wyraźnie tracił siły. Podpłynęła bliżej i złapała go od tyłu za ramiona starając się unieść jego głowę jak najwyżej.
- Spokojnie, spokojnie. Spróbuj oddychać i nie szamocz się.
Jednak on jej już nie słyszał. Był bezwładny i najwyraźniej stracił przytomność. Wolno holowała go do brzegu, na którym dostrzegła gromadzący się tłumek gapiów. Ktoś litościwie pomógł jej wynieść go na plażę.
- Niech ktoś zadzwoni po pogotowie – wyjąkała trzęsąc się z zimna.
Przyklękła przy Dobrzańskim i zaczęła mu robić sztuczne oddychanie. Teraz dziękowała sobie za przezorność, że zdecydowała się na kurs pierwszej pomocy. Rytmicznie uciskała mu klatkę piersiową w przerwach wdmuchując mu w usta powietrze.
Nagle ktoś przerwał jej tę czynność brutalnie szarpiąc ją za ramię i odrywając od potencjalnego topielca.
- Co pani robi?! Czy pani zwariowała? Kim pani jest?
Spojrzała w górę i zobaczyła wściekłą twarz kobiety z apartamentu.
- Usiłuję uratować życie pani mężowi. Jest nieprzytomny. Omal się nie utopił.
- Ratuje mu pani życie całując go? – Wysyczała ironicznie.
- Robię mu sztuczne oddychanie. Jeśli nie nabierze za chwilę powierza w płuca, zostanie pani wdową. Chyba, że sama pani potrafi to zrobić, to bardzo proszę.
Po tłumku gapiów przeszedł pomruk. Wreszcie odezwał się jakiś młody człowiek.
- Odsuń się głupia babo i pozwól uratować człowieka. – Mówiąc to odsunął kobietę z dala od Dobrzańskiego.
Ula powróciła do czynności. Nadal uciskała jego klatkę piersiową. Zakrztusił się wypluwając z siebie strumień wody. Błyskawicznie przekręciła go na bok, by się nią nie zadławił. Wziął pierwszy spazmatyczny oddech w dalszym ciągu krztusząc się i dusząc.
Nadjechała karetka, z której w pośpiechu wysiadł lekarz i pielęgniarz. Podbiegli do Marka. Lekarz osłuchał go i po chwili uśmiechnął się.
- Chciał się pan utopić? – Dobrzański oddychał ciężko, a oczy wychodziły mu niemal z orbit.
- Może tak byłoby lepiej – wyszeptał.
- Panie doktorze, – odezwał się młodzieniec, który tak skutecznie odsunął brunetkę od Uli – to ta pani go uratowała – wskazał na Cieplakównę. - Gdyby nie zrobiła mu sztucznego oddychania pewnie by się nie ocknął.
Lekarz z zaciekawieniem przyjrzał się Uli.
- Ma pan rację. Nie zdążylibyśmy, gdyby ta pani nie zareagowała tak szybko. – Popatrzył na Dobrzańskiego. – Właśnie zaciągnął pan dług wdzięczności i to niebagatelny. Jak się pan czuje?
- Już lepiej. Mogę oddychać. – Spojrzał na Ulę. Nie wyglądała najpiękniej. Mokre włosy przylgnęły do jej twarzy i gołych ramion. Sama wyglądała teraz, jak topielica.
- Bardzo pani dziękuję. Złapał mnie skurcz tak silny, że nie mogłem utrzymać się na powierzchni. Gdyby nie pani, utonąłbym.
- Nie ma za co. Cieszę się, że mogłam pomóc.
Przepychając się przez tłum dopadła do Marka kobieta, którą młodzieniaszek odciągnął wcześniej.
- Marco… Marco… nic ci nie jest? – Objęła ramionami jego szyję usiłując go pocałować. Odsunął się od niej i strącił z siebie jej ręce.
- Paulina, nie dotykaj mnie. – Wycedził przez zęby. – To wszystko twoja wina. Gdyby nie ty, ta przykra sytuacja nigdy nie miałaby miejsca.
- Ale Marco…
- Odejdź i daj mi wreszcie spokój.
Podniósł się. Chwiał się mocno, ale stojący obok lekarz podtrzymał go.
- Odprowadzę pana do hotelu.
- Dziękuję doktorze, ale nie trzeba. Tam przy stoliku zostawiłem swój szlafrok. Proszę mnie podprowadzić tylko tam. Usiądę, rozgrzeję się trochę i odpocznę. Na pewno poczuję się silniejszy.
- No, jak pan woli. Chodźmy więc.
Tłumek powoli rozchodził się, komentując po cichu wydarzenia, których był świadkiem i podziwiając odwagę tej młodej kobiety. Ona sama wróciła po swoje rzeczy. Naciągnęła sukienkę, która w momencie zwilgotniała od mokrego kostiumu. Włożyła okulary na nos. Jeszcze dygotała z emocji nie mogąc ich uspokoić. Wolnym krokiem powlokła się do swojego pokoju. Przebrana w suche rzeczy poszła do kuchni po gorącą herbatę. Ona też musiała się rozgrzać.

Następnego dnia cały pensjonat huczał od najnowszych wieści. Już wszyscy wiedzieli, że ta skromna i mało atrakcyjna dziewczyna uratowała życie facetowi z apartamentu. Przy śniadaniu oczy wszystkich gości skierowane były na Paulinę i patrzyły na nią pogardliwie. Ona sama nie śmiała podnieść głowy. Skubała w milczeniu kawałki bułki, których i tak nie była w stanie przełknąć. Rodzice Marka również wiedzieli, jak zakończyła się wczorajsza awantura. Oni też ją słyszeli. Niewiele brakowało, a ich pobyt zakończyłby się żałobą po ich jedynym synu. Krzysztof Dobrzański podniósł głowę i obrzucił Paulinę smutnym spojrzeniem.
- Wiesz Paulinko, nigdy nie sądziłem, że dożyję tak nieprzyjemnej sytuacji. Zawsze myśleliśmy z Heleną, że zostaniesz naszą synową. Zawsze traktowaliśmy cię jak własną córkę. Naprawdę nie rozumiem, co się z tobą stało przez te ostatnie lata. Nie ma w tobie nic z Pauliny, którą tak bardzo pokochaliśmy. Ty, kobieta z klasą, jak zawsze to podkreślasz, nabrałaś cech jarmarcznej przekupki. Robisz mu bez przerwy karczemne awantury, które wywołują konsternację i wśród personelu i wśród gości. Wczorajszą słyszeli wszyscy. Nie wiemy, o co poszło, ale tak dłużej nie może być. Obwiniasz go o wszystko, nawet o to, że ma swoje zdanie i czasem przeciwstawia się twojemu. My w swojej naiwności sądziliśmy, że darzycie się uczuciem i stworzycie zgodne, kochające się małżeństwo. Jednak wczorajszy dzień dolał tylko oliwy do ognia. My rozmawialiśmy o tym z Heleną i podjęliśmy decyzję. Tego ślubu nie będzie, choć tak pierwotnie ustaliliśmy z twoimi nieżyjącymi rodzicami. Zaręczyny były złym pomysłem, choć wiemy, że Marek oświadczył ci się, bo bardzo na to nalegaliśmy. Nie mieliśmy racji. Przepraszam cię synu, że tak cię naciskałem. Teraz już wiem, że nie bylibyście ze sobą szczęśliwi.
Marek siedział wbity w krzesło i nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał przed chwilą z ust ojca. Podobnie Paulina. Ona pierwsza się opamiętała. Głosem przepełnionym jadem wypluła z siebie.
- Chcecie wiedzieć, dlaczego się tak zmieniłam? Chętnie wam opowiem. Wasz niewinny synuś przez te sześć lat zdradzał mnie niemal każdej nocy. Hulał po warszawskich klubach i szukał przygód na jedną noc. Morze alkoholu i przygodnie poznane panienki, to jego żywioł. Ja byłam na ostatnim miejscu w jego rankingu przyjemności. W firmie też miał, co rusz, jakieś nowe kochanki. Sekretarki, asystentki, modelki. Trudno to wszystko zliczyć i ogarnąć. Masz rację Krzysztofie. Zaręczyny były poronionym pomysłem. Nienawidzę waszego syna. – Ściągnęła z palca duży pierścionek z brylantem i rzuciła go pogardliwie na stół. – Zaraz się spakuję i wyjeżdżam. Nie zostanę tu ani dnia dłużej.
Wstała od stołu i energicznym krokiem z zadartym do góry nosem, dumnie wymaszerowała z jadalni.
Przy stoliku zapanowała cisza. Po dłuższej chwili odezwał się Marek.
- Dziękuję ci tato. Nie wiedziałem, jak się wyplątać z tego związku. To, co powiedziała nie było do końca prawdą. Może nie uwierzysz, ale to jej braciszek, Alex wmawiał jej najczęściej jakieś moje, nieistniejące kochanki. Niemal każdego wieczora miałem takie awantury, jak ta wczorajsza. Prawdą jest, że zdradzałem ją, ale nie zawsze tak było. Zacząłem dopiero wtedy, gdy po raz pierwszy zarzuciła mi posiadanie kochanki, której wtedy nie miałem. Przez te wszystkie lata byłem nieszczęśliwy, choć ona udawała, że między nami wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie było. Męczyło mnie to bardzo. Nigdy jej nie kochałem, nie potrafiłbym. To zła, despotyczna kobieta i bardzo zaborcza. Zrobiła sobie ze mnie podnóżek. Ja byłem tylko do adorowania, obsypywania jej drogimi prezentami i do pokazywania się z nią w towarzystwie. Byłem tylko satelitą, który kręci się wokół niej, w jej mniemaniu najważniejszej osoby na świecie. Nawet nie wiecie, jak mi ulżyło. Bardzo wam dziękuję, że zrozumieliście. Wczoraj sprawiła, że prawie utonąłem. Muszę koniecznie podziękować tej dziewczynie, która mnie uratowała. Chyba tu pracuje, bo widywałem ją często przy posiłkach. Przejdę się do centrum i kupię bukiet kwiatów. Uratowanie komuś życia, to nie byle co.
- Masz rację synku. – Helena pogładziła jego dłoń. – My też pójdziemy z tobą. Również chcemy jej podziękować, że uchroniła przed śmiercią nasze jedyne dziecko.

Ula siedziała z Beatą w biurze. Omawiały kolejną dostawę i kompletowały faktury.
- No to chyba wszystkie. Sporo tego. – Beata omiotła strapionym spojrzeniem stos papierów. Ula uśmiechnęła się do niej.
- Nie jest tak źle. Poradzę sobie. Teraz, gdy wszystko jest usystematyzowane i wiem, gdzie co jest, dużo prościej i łatwiej przychodzi dodawanie kolejnych pozycji.
- Jesteś prawdziwym skarbem. Nie chciałabyś zostać na zawsze?
- Ciociu. Przecież wiesz, jak bardzo mi się tu podoba. Gdyby było inaczej, nie przyjeżdżałabym przecież. Ale jest jeszcze tata i dzieciaki. Betti za każdym razem bardzo za mną tęskni, a telefony w najmniejszym stopniu nie niwelują tej tęsknoty. Tata też nie jest zdrowy, sama wiesz. Jego serce jest bardzo słabe. Każdego dnia drżę, by nie stało mu się coś złego. Ja muszę przy nich być, bo nie poradzą sobie beze mnie. Muszę też zacząć zarabiać. Znasz naszą sytuację. Było nam bardzo ciężko przez te wszystkie lata. Dopóki tata mógł się podejmować dorywczo jakichś prac, to robił to, ale teraz już nie daje rady, bo łatwo się męczy. Jasiek sam szuka okazji do zarobku, ale nie ma ich zbyt wiele.
- Wiem kochanie, wiem. My też staramy się zarobić jak najwięcej w sezonie i harujemy, jak woły. Po sezonie już nie jest tak kolorowo i musimy się utrzymać przez całą zimę za to, co uda nam się zarobić latem. Parę miesięcy temu też wyszarpaliśmy się na nową elewację, bo tamta nie bardzo zachęcała wczasowiczów. Już nie wspomnę o jakichś bieżących naprawach, czy awariach. Ciągle trzeba trzymać się za kieszeń, choć i tak na pewno nam jest łatwiej, niż wam.
Tę rozmowę przerwało ciche pukanie do drzwi i do pokoju wsunęła się Iza.
- Ja bardzo przepraszam, ale przysłano mnie tu z misją. Ula, pan Dobrzański prosi byś, jeśli oczywiście możesz, przyszła na taras przed hotelem. Mówi, że ma bardzo ważną sprawę.
Ula spojrzała zdziwiona na Izę.
- Co on może ode mnie chcieć?
- Może chce ci podziękować za uratowanie życia?
- Podziękował mi już wczoraj.
- No to sama nie wiem. Pójdziesz?
- No pójdę, chociaż nie wiem zupełnie, o co chodzi.
Opuściły pokój. Iza wróciła do recepcji, a Ula wyszła na hotelowy taras. Od razu ich dostrzegła. Przy jednym ze stolików siedział młody Dobrzański wraz z rodzicami. Podeszła do nich i nieśmiało odezwała się.
- Dzień dobry państwu, chcieli mnie państwo widzieć?
Podnieśli się wszyscy od stolika. Marek zza pleców wyciągnął ogromny bukiet róż.
- Pani Urszulo. Właśnie dowiedzieliśmy się, że tak pani ma na imię. Jeszcze raz chciałem pani podziękować za uratowanie mi życia i tym skromnym bukietem wyrazić swoją wdzięczność. Gdyby nie pani, już byłbym martwy.
- A my przyłączamy się do podziękowań. – Odezwał się starszy pan Dobrzański. – Uratowała pani naszego jedynego syna. Jednocześnie chcemy przeprosić za tą awanturę, którą słyszał wczoraj cały hotel. To już się więcej nie powtórzy, bo osoba, która ją wywołała, właśnie opuściła pensjonat i wyjechała.
Marek podał jej kwiaty. Przyjęła bukiet z jego rąk bardzo zażenowana całą sytuacją. Świadczyły o tym pokaźne rumieńce, które wykwitły na jej policzkach.
- Bardzo państwu dziękuję, ale naprawdę nie ma za co dziękować. Cieszę się, że byłam w pobliżu i mogłam szybko zareagować. Dla pana jednak mam dobrą radę. – Zwróciła się do Marka. – Jeśli chce pan popływać a wie, że często łapią pana skurcze, proszę przypiąć agrafkę do kąpielówek. Ona bardzo przydaje się w takich sytuacjach. Wystarczy się ukłuć w spięty mięsień, a na pewno pomoże.
Marek uśmiechnął się.
- Skąd pani to wszystko wie?
- Kiedyś przeszłam kurs ratowniczy i jak widać okazał się bardzo pomocny.
Marek uniósł jej dłoń i pocałował. Zadrżała pod wpływem dotyku jego ust.
- Jeszcze raz pani bardzo dziękuję. Czy zechciałaby pani zjeść dzisiaj w naszym towarzystwie kolację? – Zmieszała się.
- Ja bardzo dziękuję za zaproszenie, ale to chyba nie jest najlepszy pomysł. Ja tu pracuję i naprawdę mam sporo zajęć. Proszę się nie gniewać i wybaczyć mi. Bardzo dziękuję za ten piękny bukiet. Pójdę już.
Pożegnała się z nimi i wróciła do biura. Beata aż jęknęła na widok tych pięknych róż.
- Ale wielki. To w podziękowaniu za uratowanie życia?
- Tak, ale to już zaczyna być dla mnie krępujące. Wiesz, że nie lubię takich ostentacyjnych podziękowań. Każdy na moim miejscu zrobiłby przecież to samo.
- Chyba jednak nie. Całe szczęście, że dobrze pływasz. Gdyby było inaczej, utopiłby się.
- Ciociu. Nie mówmy już o tym. Mam trochę roboty i to nią chcę się teraz zająć.
Włożyła kwiaty do wazonu i postawiła na biurku.
- No dobrze – westchnęła Beata. – W takim razie nie będę ci przeszkadzać.

Na hotelowym tarasie po odejściu Uli zapadła cisza. Wszyscy byli pod wrażeniem skromności tej dziewczyny.
- Tak się zawstydziła, jakby chciała zapaść się pod ziemię. – Odezwał się Krzysztof.
- Masz rację, – przytaknęła Helena – ale to o niej dobrze świadczy. Nie szuka rozgłosu i sprawia wrażenie, jakby chciała zapomnieć o całym zdarzeniu.
- A wiecie, czego ja się dzisiaj dowiedziałem? Poszedłem po kwiaty i spotkałem tego chłopaka, który powiedział lekarzowi z pogotowia, że to ona mnie uratowała. Rozmawialiśmy chwilę i opowiedział mi, że kiedy ona robiła mi sztuczne oddychanie dopadła ją Paulina, złapała za ramię i odciągnęła ode mnie. Ja nic nie słyszałem, bo nadal byłem nieprzytomny, ale ona myślała, że ta Ula całuje się ze mną. Dopiero, jak jej powiedziała, że za chwilę, jak nie złapię oddechu, to ona zostanie wdową, trochę odpuściła. Ten chłopak krzyknął wtedy do niej, by pozwoliła Uli robić swoje i nazwał ją głupią babą. Wyobrażacie sobie, jaki to był afront dla dumnej panny Febo? Pewnie poczuła się tak, jakby dostała w twarz. Ale nie żal mi jej. Zasłużyła sobie na takie traktowanie.
- Wiesz synku, nam dopiero niedawno otworzyły się oczy. Zrozumieliśmy jak bardzo ona ma podły charakter. Nie byłaby dobrą żoną. Całe szczęście, że to wyszło przed ślubem, a nie po. Teraz wyjechała, więc przynajmniej reszta tego turnusu przebiegnie spokojnie.
- Po powrocie będziemy chyba musieli sprzedać dom. Przecież nie mogę z nią dłużej mieszkać. – Krzysztof położył mu dłoń na ramieniu.
- Nie martw się. Mam znajomego pośrednika. Jest bardzo operatywny i jestem przekonany, że podejmie się sprzedaży.
- Dzięki tato. Chyba, że ona nie będzie chciała go sprzedać, to niech zapłaci mi wtedy połowę pieniędzy, które jest wart. Ja na pewno nie będę w nim mieszkał. Ten dom to takie lodowe piekło. Zero przytulności, zero intymności. Ma się wrażenie, że śpi się w muzeum. Nie cierpię tego domu. Kupię jakieś mieszkanie i jak najszybciej wyprowadzę się stamtąd.
- Kochani – uśmiechnęła się Helena – nie mówmy już o tym. Mamy wakacje, świetną pogodę, więc cieszmy się tym.
- Masz rację mamo. Będziemy się tym martwić po powrocie. Chodźmy teraz na spacer. Szkoda marnować taki ładny dzień.
Wstali od stolika i ruszyli, kierując się w stronę jelitkowskiego parku zdrojowego.

Leżała w łóżku od nowa rozpamiętując dzisiejszy dzień. Jeszcze nigdy w życiu nie dostała tak pięknego bukietu kwiatów. Nie uważała, by zrobiła coś szczególnie wyjątkowego. Nie czuła się bohaterem w żadnej mierze. Ktoś potrzebował pomocy, a ona była w pobliżu. Przecież w takich sytuacjach nikt nie kalkuluje na zimno i nie zastanawia się, czy pomóc, czy nie. Robi to spontanicznie pod wpływem impulsu. On jednak docenił to i okazał wdzięczność. To naprawdę bardzo miłe z jego strony. Ten pocałunek złożony na jej dłoni… Ma takie miękkie usta, zmysłowe i te jego śliczne oczy, dobre i ciepłe. Rozmarzyła się. Z takim mężczyzną mogłaby spędzić resztę swojego życia. W jej oczach jawił się, jako ideał, człowiek bez wad. Na pewno je miał. Nie znała go przecież w ogóle. Może nie był jednak taki idealny? Przecież nikt nie jest. Każdy ma swoje za uszami. Właściwie to bez znaczenia. Turnus za chwilę się skończy. On wyjedzie, a ona nigdy go już nie zobaczy. Pozostanie tylko w jej pamięci. Szkoda. Szkoda, że nie ma więcej czasu. Mogliby się, być może lepiej poznać i polubić? Może pokochać?
No Cieplak, teraz to wymyśliłaś. On, taki piękny, nieprzyzwoicie bogaty miałby pokochać takiego Kopciuszka? To nie bajka, ale realne życie, w którym takie rzeczy się nie zdarzają. A jednak szkoda…



ania1302 (gość) 2012.04.04 13:56
No kochana ale dowaliłaś Paulinie. Bardzo mi się spodobał ten rozdział. Myślę że każdy następny będzie takim miłym zaskoczeniem dla mnie. Czekam na ciag dalszy niecierpliwie, ale ze zrozumieniem, bo mnie ciagle goni czas i wiem ze innych także. Pa
MalgorzataSz1 2012.04.04 14:00
Aniu.
Dziękuję za komentarz. Przeczytałam wczoraj Twój "Krok w nieznane" i nie mogłam skomentować. Jakieś problemy z Onetem. Postaram się zrobić to dzisiaj.
Pozdrawiam.
miki (gość) 2012.04.04 18:57
kolejne fantastyczne opowiadanie,panna Febo nawet jak by umiała pływać by się nie rzuciła na ratunek mam nadzieje że Ula i Marek się zblirzą do siebie.
MalgorzataSz1 2012.04.04 18:59
Dziękuję Miki za taki pozytywny odbiór. Ula i Marek na pewno zbliżą się do siebie. Nie nastąpi to jednak tak szybko. Trochę jeszcze się podzieje, zanim tych dwoje będzie razem.
XUlaX (gość) 2012.04.04 19:53
Gosiu,
Na początku chciałabym Ci bardzo podziękować za tą notkę, czekałam na nią z niecierpliwością. Przepiękna część, chodziaż nie za wesoła. Pozwól, że przytoczę kilka dialogów, które muszę skomentować.
Cytat "MałgorzataSz":
Właśnie podbiegł do niej ociekający wodą Dobrzański i z chichotem prysnął na nią kroplami spływającymi z jego dłoni. Wrzasnęła, jak opętana.
- Czyś ty zgłupiał do reszty? Co ty wyprawiasz?
- Kochanie wyluzuj trochę. Jesteśmy na wczasach.
- Wyluzuj? Co to za koszmarne słownictwo! Zachowujesz się, jak prostak i cham!
- A ty, jak księżniczka na ziarnku grochu. Może byś spuściła nieco z tego wyniosłego tonu i zaczęła się zachowywać wreszcie normalnie.
- To według ciebie nie zachowuję się normalnie?
- Sama odpowiedz sobie na to pytanie.


Zupełnie nie rozumiem o co chodziło Paulinie. Są wakacje, powinna się rozluźnić. Marek zrobił to tylko i wyłącznie dla żartu, a ona od razu na niego naskoczyła. Bez sensu, czy słowo "wyluzuj" jest koszmarne? Ani trochę! Tak wyrażają się normalni ludzie, a, że Paulina jest z wyższych sfer i uważa siebie za jakąś królową to jej to nie przystoi. Ona ma zupełnie inne spojrzenie na świat. Jej pytanie czy według Marka zachowuje się nienormalnie jest jak najbardziej retoryczne. Tak ona nie zachowuje się normalnie, po co w ogóle jechała do Jelitkowa? Żeby zepsuć wypoczynek Markowi i jego rodzicom oraz żeby cały personel hotelu po kilku dniach miał jej dosyć? Co to za pomysł żeby codziennie zmieniać pościel.

Wiesz co na początku, gdy przeczytałam, że Marek tonie i Ula go ratuje wydało mi się to nierealne. Powinno być odwrotnie. Marek, przecież umie pływać. No, ale skoro złapał go skurcz to rozumiem. Ula była bardzo odważna, nie bała się iść mu na ratunek. Myślę, że mało osób byłoby zdolne to zrobić. Ona nie.
Cytat "MałgorzataSz":

- Co pani robi?! Czy pani zwariowała? Kim pani jest?
Spojrzała w górę i zobaczyła wściekłą twarz kobiety z apartamentu.
- Usiłuję uratować życie pani mężowi. Jest nieprzytomny. Omal się nie utopił.
- Ratuje mu pani życie całując go? - Wysyczała ironicznie.
- Robię mu sztuczne oddychanie. Jeśli nie nabierze za chwilę powietrza w płuca, zostanie pani wdową. Chyba, że sama pani potrafi to zrobić, to bardzo proszę.
Po tłumku gapiów przeszedł pomruk. Wreszcie odezwał się jakiś młody człowiek.
- Odsuń się głupia babo i pozwól uratować tego człowieka. - Mówiąc to odsunął kobietę z dala od Dobrzańskiego.


Co za idiotyczne zachowanie Pauliny!! Nie pozwoliła ratować Uli Marka, bo robiła to przez usta-usta? Wolałaby żeby umarł? Bo jakaś MĄDRA kobieta zrobiła mu sztuczne oddychanie i jej zdaniem go całowała?? Niedorzeczne. Ona jest bezuczuciową zimną kobietą dla której nie liczy się życie ani zdrowie innych, nawet własnego narzeczonego. Podobno jest kobietą z klasą, właśnie podobno. Gdyby naprawdę tak było to nie robiłaby takich scen.

Cytat "MałgorzataSz":

- Marco... Marco... nic ci nie jest?
Objęła ramionami jego szyję usiłując go pocałować. Odsunął się od niej i strącił z siebie jej ręce.
- Paulina, nie dotykaj mnie. - Wycedził przez zęby. - To wszystko twoja wina. Gdyby nie ty, ta przykra sytuacja nigdy nie miałaby miejsca.
- Ale Marco...
- Odejdź i daj mi wreszcie spokój.


No po prostu szlag mnie trafił na miejscu! Nagły przypływ uczuć i troski Pauliny Febo? Jak był w niebezpieczeństwie to darła się na bogu winną Ulę, a teraz była pierwsza przy Marku. Ta kobieta ma nierówno pod sufitem. Na szczęście Marek przejrzał na oczy, zrozumiał, że to nie jest osoba dla niego. On jest radosny, wyluzowany, a ona? Nie widzi niczego poza czubkiem własnego nosa, nie umie się bawić, nic.

Cytat "MałgorzataSz":

- Wiesz Paulinko, nigdy nie sądziłem, że dożyję tak nieprzyjemnej sytuacji. Zawsze myśleliśmy z Heleną, że zostaniesz naszą synową. Zawsze traktowaliśmy cię jak własną córkę. Naprawdę nie rozumiem, co się z tobą stało przez te ostatnie lata. Nie ma w tobie nic z Pauliny, którą tak bardzo pokochaliśmy. Ty, kobieta z klasą, jak zawsze to podkreślasz, nabrałaś cech jarmarcznej przekupki. Robisz mu bez przerwy karczemne awantury, które wywołują konsternację i wśród personelu i wśród gości. Wczorajszą słyszeli wszyscy. Nie wiemy, o co poszło, ale tak dłużej nie może być. Obwiniasz go o wszystko, nawet o to, że ma swoje zdanie i czasem przeciwstawia się twojemu. My w swojej naiwności sądziliśmy, że darzycie się uczuciem i stworzycie zgodne, kochające się małżeństwo. Jednak wczorajszy dzień dolał tylko oliwy do ognia. My rozmawialiśmy o tym z Heleną i podjęliśmy decyzję. Tego ślubu nie będzie, choć tak pierwotnie ustaliliśmy z twoimi nieżyjącymi rodzicami. Zaręczyny były złym pomysłem, choć wiemy, że Marek oświadczył ci się, bo bardzo na to nalegaliśmy. Nie mieliśmy racji. Przepraszam cię synu, że tak cię naciskałem. Teraz już wiem, że nie bylibyście ze sobą szczęśliwi.
Marek siedział wbity w krzesło i nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał przed chwilą z ust ojca.


Gosiu, tym kompletnie mnie zaskoczyłaś, nie spodziewałam się takich słów od Krzysztofa. Zawsze tak bronił Febo, Paulinka i Paulinka wierzył jej we wszystko, a Marka gnoił i obrażał. Dziwna zmiana, ale bardzo się z niej cieszę, może w końcu Marek będzie szczęśliwy i ułoży sobie życie po swojemu. Od samego początku nie podobało mi się to, że Dobrzańscy wybrali mu narzeczoną i po trupach dążyli do wypełnienia tego celu. Jednym słowem ta rozmowowa to największe zaskoczenie tego rozdziału.

Cytat "MałgorzataSz":

Podnieśli się wszyscy od stolika. Marek zza pleców wyciągnął ogromny bukiet róż.
- Pani Urszulo. Właśnie dowiedzieliśmy się, że tak pani ma na imię. Jeszcze raz chciałem pani podziękować za uratowanie mi życia i tym skromnym bukietem wyrazić swoją wdzięczność. Gdyby nie pani, już byłbym martwy.
- A my przyłączamy się do podziękowań. - Odezwał się starszy pan Dobrzański. - Uratowała pani naszego jedynego syna. Jednocześnie chcemy przeprosić za tą awanturę, którą słyszał wczoraj cały hotel. To już więcej się nie powtórzy, bo osoba, która ją wywołała, właśnie opuściła pensjonat i wyjechała.
Marek podał jej kwiaty. Przyjęła bukiet z jego rąk bardzo zażenowana całą sytuacją. Świadczyły o tym pokaźne rumieńce, które wykwitły na jej policzkach.
- Bardzo państwu dziękuję, ale naprawdę nie ma za co dziękować. Cieszę się, że byłam w pobliżu i mogłam szybko zareagować. Dla pana mam jednak dobrą radę. - Zwróciła się do Marka. - Jeśli chce pan popływać a wie, że często łapią pana skurcze, proszę przypiąć agrafkę do kąpielówek. Ona bardzo przydaje się w takich sytuacjach. Wystarczy się mocno ukłuć w spięty mięsień, a na pewno pomoże.
Marek uśmiechnął się.
- Skąd pani to wszystko wie?
- Kiedyś przeszłam kurs ratowniczy i jak widać okazał się bardzo pomocny.
Marek uniósł jej dłoń i pocałował. Zadrżała pod wpływem dotyku jego ust.
- Jeszcze raz pani bardzo dziękuję. Czy zechciałaby pani zjeść dzisiaj w naszym towarzystwie kolację? - Zmieszała się.
- Ja bardzo dziękuję za zaproszenie, ale to chyba nie jest najlepszy pomysł. Ja tu pracuję i naprawdę mam sporo zajęć. Proszę się nie gniewać i wybaczyć mi. Bardzo dziękuję za ten piękny bukiet. Pójdę już.


Marek i jego rodzice zachowali się bardzo dobrze. Marek ma ogromny dług wdzięczności wobec Uli, zwykłe podziękowanie tego nie załatwi. Ula jest ogromnie skromna i to właśnie mi się w niej podoba. Nie potrzebuje wielkiej fety i peszą ją komplementy i miłe słowa kierowane pod jej adresem.

Coś czuję, że w następnych notkach będzie więcej rozmów Ula-Marek, które na pewno pozwolą im się lepiej poznać. Nie mogę się doczekać nowej notki.
Mam nadzieję, że dotarłaś do końca tego nudnego i długiego komentarza.
Pozdrawiam serdecznie.
MalgorzataSz1 2012.04.04 19:59
Paulina.

Ten komentarz był wspaniały. Nawet nie wiesz, jaka poczułam się szczęśliwa przeczytawszy, że rozdział wzbudził tyle kontrowersji. O to przecież chodzi, by sprowokować czytelnika do przemyśleń i dyskusji.
Zachowanie Pauliny od początku jest dziwne. Mogę obiecać, że wyjaśnię powody takiego zachowania w następnych rozdziałach.
W tym opowiadaniu postanowiłam zrobić z Dobrzańskich rozsądnych rodziców, którzy nie mają parcia na szkło i nie dążą za wszelką cenę, by ten ślub się odbył. Są zdumieni tak drastyczną zmianą Pauliny i rozumieją, że to zmiana na gorsze, a ich syn nie będzie z nią szczęśliwy. Postanawiają przerwać tę farsę.
Z Uli zrobiłam świetną pływaczkę i w dodatku po kursie udzielania pierwszej pomocy. Tak naprawdę to chyba nigdzie w serialu nie było powiedziane, że ona nie umie pływać. A może się mylę?

Komentarz wcale nie był nudny a wręcz przeciwnie. Z przyjemnością czytałam i bardzo Ci za niego dziękuję.
Serdecznie pozdrawiam.
kawi :) (gość) 2012.04.04 20:30
Po pierwsze dziękuję za komentarz u mnie :)
Po drugie : notka bardzo mi się podobała. Czyżby Ula zaczynała coś czuć do Dobrzańskiego? Ufff jak dobrze, że Krzysztof i Helena przejrzeli na oczy i powiedzieli Pauli co o niej myślą :) Przez tą lodową babę Marek by się prawie utopił :) Dobrze, że Ula była w pobliżu :) Mam nadzieję, że Marek szybko zrozumie co czuje do Uli, i że państwo Dobrzańscy ją zaakceptują :]
pozdrawiam kawi :)
MalgorzataSz1 2012.04.04 20:33
Kawi.
Dobrzańscy już akceptują Ulę i są dla niej pełni podziwu, a przede wszystkim są wdzięczni. Marek niestety, będzie ostatnią osobą, która zrozumie, że to, co czuje do Uli, to właśnie miłość. Najważniejsze jednak, że zrozumie, prawda? Jednak to jeszcze trochę potrwa.
Bardzo Ci dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
monika_2601 (gość) 2012.04.05 00:39
Czy mi się wydaje czy ten rozdział miał być dopiero w sobotę? Ale ja nie narzekam, wręcz przeciwnie, ogromnie się cieszę:)
Wow, ale jędzę zrobiłaś z Pauli. Rasowa s***! Hmm, czy tu obowiązuje cenzura? Przepraszam :p Za to Ula jak zwykle wszechstronna. Nie dość, że zna się na cyferkach, biegle mówi w dwóch językach, to jeszcze znakomicie pływa i jest po kursie ratownictwa. Toż to skarb prawdziwy nie kobieta :p
No i się wyjaśniło - Paula nie jest żoną Marka, a jedynie narzeczoną, i to w dodatku byłą już teraz:) No to chyba teraz nic już nie stoi na przeszkodzie dla Uli i Marka. Szczególnie, że panna Cieplak najwyraźniej wpadła w oko również Dobrzańskim. Tylko czy będą patrzeć na nią tak łaskawie, kiedy okaże się, że ma zostać ich synową? Gosiu, a zdradzisz czy planujesz w tym opowiadaniu jakiś większy dramat, czy teraz będzie już powoli wszystko zmierzało do wiadomego zakończenia?
No i to ostatnie zdanie, że w realnym życiu takie rzeczy się nie zdarzają... Faktycznie, nie zdarzają się. Smutne. Zazdroszczę tej garstce szczęśliwców, którzy mają okazję przeżyć bajkę. Taką miłość, o którą trzeba walczyć, trudną, ale wielką, która sprawia, że człowiek niemal umiera. Znowu gadam głupoty. Mam jakąś taką denerwującą skłonność do plecenia bzdur, zauważyłaś?
Pozdrawiam i czekam na cd:)
MalgorzataSz1 2012.04.05 06:50
Dobrze Ci się wydaje Monia. Ten rozdział miał być w sobotę, ale jeśli czytałaś tekst przed rozdziałem, to wiesz wszystko. W sobotę ulaże się rozdział trzeci.
To prawda, że zrobiłam z Pauli sukę.Okaże się jeszcze większą za kilka rozdziałów. Mam nadzieję, że być może Was zaskoczę.
Z tą miłością Uli i Marka nie będzie jeszcze tak kolorowo. Póki co, ona jest nim zauroczona, a on poczuł sympatię i wdzięczność do niej podobnie, jak i Dobrzańscy.
Czy będzie większy dramat? Być może, ale nie dotknie on bezpośrednio naszej pary. Opowiadanie nadal się pisze, więc nie wiadomo, co mi przyjdzie jeszcze do głowy. Na tym etapie nie zmierzamy jeszcze do szczęśliwego zakończenia.
I ostatnia sprawa. Z pewnością nie zaliczasz się do osób gadajacych głupoty i nie masz denerwującej skłonności do plecenia bzdur. Ja odnoszę dokładnie odwrotne wrażenie, że piszesz bardzo z sensem i zawsze na temat. Nie krytykuj się tak.
Ja też chcę zapytać, kiedy u Ciebie kolejny rozdział. Zrobisz nam świąteczny prezent, czy będziemy musiały czekać?
Dziękuję Ci bardzo za długi wpis i gorąco pozdrawiam.

anonymous (gość) 2012.04.05 12:32
Szczęść Boże zwracam się z prośbą o przekazanie 1% podatku lub darowizny na moją osobę jestem 19 letnim początkującym grafikiem komputerowym w wyniku nieudanej operacji od 3 lat jestem sparaliżowany aktualnie nawet nie wychodzę z łóżka a mój świat ograniczony jest do 4 ścian pokoju więcej informacji o mnie znajdziecie państwo na mojej stronie internetowej: http://charytatywnie.miniblog.pl/ zachęcam do odwiedzania strony jeżeli istnieje taka moźliwość proszę o rozesłanie tego tej informacji gdziekolwiek każda pomoc się liczy! z góry dziękuje pozdrawiam.
Shabii (gość) 2012.04.05 19:52
Małgosiu część cudowna. Przepraszam, że piszę dopiero teraz komentarz ale mam w domu właśnie gorączkę przedświąteczną. Do południa pomagałam mamuśce, później zakupy - sama rozumiesz.
Jak przeczytałam to myślałam, że wyjdę z siebie. Co ta Paulina sobie wyobraża? Za kogo ona się ma? Dumna, głupia i kompletnie bez klasy. Wysługuje się poczciwymi ludźmi i traktuje ich bardzo przedmiotowo, jak śmieci. Pieniądze zrobiły jej wodę z mózgu. Może i faktycznie trochę zmieniły ją wybryki Marka. Chociaż, inna kobieta na jej miejscu dawno zerwałaby z osobą która ją zdradza, albo spokojnie by porozmawiała bez awantur i starałaby się jakoś ratować swój związek. Osoba zdradzana często płacze, martwi się a nie wścieka. Są tacy którzy robią awantury ale ile można? Wiadomo, że nikt nie chce być zdradzany i marzy o pięknej miłości. Czasem można się unieść ale później jeśli się kogoś naprawdę kocha, trzeba starać się jakoś okazać drugiej połówce miłość, żeby właśnie nie zdradzała. Przecież skoro ktoś zdradza to znaczy, że w obecnym związku nie czuje się spełniony. Jak to kiedyś powiedziała Helena w serialu. "Musisz być trochę damą, trochę..." a Paulina co? Zero rozmowy tylko od progu awantury, czasem nawet bezpodstawne. Markowi obrywa się nawet gdy nic nie zrobi. Ja bym nie wytrzymała, wolałabym do końca życia być sama niż z osobą która mnie terroryzuje, wiecznie krzyczy i zachowuję się jak pępek świata. Współczuję pracownikom i gościom hotelu. Biedni musieli to wszystko znosić. Dobrze, że seniorzy Dobrzańscy w końcu zauważyli jaka naprawdę jest ich 'wymarzona' synowa. Gdyby nie jej humorki i nastroje tego wypadku by nie było a tak... Marek poszedł popływać, chciał odetchnąć i o mały włos się nie utopił. Dobrze, że czujna Ula szybko zareagowała. Wielki plus należy się również temu młodzieńcowi z plaży, który oderwał Paulinę. Dziewczyna ratuje życie jej facetowi a ta już doszukuje się zdrady i niewierności. Śmiać i się z niej chciało. "Co pani robi, całuje go Pani?" czy jakoś tak... Gdybym zobaczyła tłum ludzi i swojego faceta leżącego na pasku to momentalnie zorientowałabym się, że coś się stało. A ta wyskakuje z głupim pytaniem, wyrzutami, pretensjami. Porażka. Dobrze, że w pozbyłaś się jej już w drugiej części. Będzie spokój. Ale się zdenerwowałam, wyszło mi takie trochę masło-maślane ale mam nadzieję, że zrozumiesz o co mi chodzi. Niekiedy bronię Paulinę ale w twoim opowiadaniu zachowuje się karygodnie. Strasznie się cieszę, że ślubu nie będzie. Marek zasługuje na kogoś lepszego. Kto pokaże mu co to znaczy kochać i kto nauczy go miłości. Oj, już sobie wyobrażam jaką Ula musiała mieć rumianą twarzyczkę gdy przyjmowała kwiaty i podziękowania. To taka miła, mądra i przede wszystkim skromna dziewczyna. Ideał. Anioł, chodzący anioł. Wierzę, że Ula będzie miała jeszcze okazję porozmawiać z Markiem, lepiej się poznać. Póki co świetnie się maskuje ale gołym okiem widać, że jest oczarowana Markiem. Leży w łóżeczku i marzy właśnie o nim. Chyba nie jedna kobieta chciałabym takiego Mareczka. Mam nadzieję, że Uli marzenia się spełnią. Zakolegują się, zaprzyjaźnią aż w końcu się w sobie zakochają, znaczy Marek zakocha się w Uli bo ona chyba już jest zakochana, mimo, że jeszcze do końca tego nie wie.
Gosiu opowiadanie cudowne. Jestem pewna, że wielu nie tylko mi ale wielu osobom poprawiłaś humor. Dzięki Tobie chwilkę dzisiaj odsapnęłam i wpłynął mi uśmiech na usta. Istna perełka. Niesamowite, wspaniałe, urocze. Nie mogę się doczekać kolejnych części. Bardzo jestem ciekawa jak to dalej pociągniesz, jak to wszystko dalej się potoczy. Czekam cierpliwie i ślę moc buziaków oraz najserdeczniejsze życzenia :)

Ps: Na moim blogu pojawił się króciutki wpis.

Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za to opowiadanie :)
MalgorzataSz1 2012.04.05 20:10
O matko. Shabii. Jak zwykle nie pamiętałam o oddychaniu czytając Twój komentarz.
Z Pauliną to niestety nie koniec kłopotów. Sporo namiesza i jej zachowanie będzie karygodne, ale to za jakiś czas.
Ula pozostaje pod urokiem Marka, lecz na razie nie zdaje sobie sprawy z tych uczuć. Nie nazywa ich ani nie interpretuje. Mogę jednak zapewnić, że szybko zrozumie, że to miłość w przeciwieństwie do Dobrzańskiego. Zarówno w serialu, jak i w wielu opowiadaniach trzeba było mu takie rzeczy tłumaczyć łopatologicznie. U mnie będzie podobnie.
Wielkie dzięki za ten imponujący wpis. Cieszę się, że tym rozdziałem wzbudziłem w wielu z was emocje i te dobre i te złe. Jest przynajmniej o czym podyskutować.
Mam jeszcze pytanie. Czy wkleisz ten komentarz na forum? To pomysł Pauliny, ale dość sensowny, bo nie wiadomo jak długo socjum podziała.
Serdeczne dzięki i pozdrawiam.
Shabii (gość) 2012.04.05 20:42
Nie masz za co dziękować :) Zasłużyłaś :)
Piękna część :)
Zaintrygowałaś mnie. Ciekawa jestem co ta Paula jeszcze wykombinuje...

Ps: Wkleiłam na forum :) :*
monika_2601 (gość) 2012.04.05 23:42
Skoro w sobotę będzie III rozdział, a ten znalazł się tu nadprogramowo, to bardzo dziękuję za to przyspieszenia, im więcej tym lepiej (choć niektórzy twierdzą, że jest odwrotnie):p
Po tym, co odpowiedziałaś, nie mam pojęcia czego się dalej spodziewać. Jak rozumiem na razie przyjaźń będzie. Byle tylko nie za długo. Ja żądam duuuuużo miłości!;p
A co do Twojego pytania, to niestety muszę Cię rozczarować - ode mnie prezentu świątecznego nie będzie. Mam trochę rozdziału napisane, ale nie na tyle, żeby już coś umieścić. Ostatnio miałam długa przerwę w pisaniu, bo poświęciłam się pracy dyplomowej. Mam jednak dobrą wiadomość - dziś skończyłam. Jestem z siebie dumna, mam nadzieję, że nie jest to kompletna "sieczka" i zanim zabiorę się za naukę do egzaminu końcowego na pewno dokończę mój rozdział. W koncepcie cały już jest, muszę tylko przelać na papier, a potem na klawiaturę. Bo niestety, o czym chyba już wspominałam, należę do tych nieszczęśników, którzy piszą na papierze, robiąc sobie dwa razy więcej pracy:p
Pozdrawiam i byle do soboty :p

P.S. Wytrwałości w świątecznym sprzątaniu, gotowaniu i pieczeniu:p Dla wszystkich;)
MalgorzataSz1 2012.04.06 06:56
Moniko.

Miłości będzie całkiem sporo. Przynajmniej tak mi się wydaje, chociaż nie skupiam się tylko na niej w tym opowiadaniu. Wcześniej przyjaźni też nie będzie między nimi. Nazwałabym to raczej poprawnymi stosunkami służbowymi.

Na Twój rozdział cierpliwie poczekam, bo warto. Rozumiem, że napisanie i obrona pracy jest teraz najważniejsza. Też jestem z Ciebie dumna.
W przeciwieństwie do Ciebie, ja piszę bezpośrednio w wordzie. Tak mi jest wygodniej i chyba szybciej. Znam siebie i wiem, że podczas przepisywania z kartki popełniłabym mnóstwo błędów. Tak przynajmniej mam możliwość usuwania ich na bieżąco. No, ale każdy pisze tak, jak mu wygodniej.
Pozdrawiam Cię cieplutko i jeszcze raz radosnych swiąt.



orchid94 (gość) 2012.04.07 15:03
Gosiu znalazłam właśnie czas, by włączyć komputer i z radością przeczytałam informację o tym, że dodałaś kolejny rozdział. Cudna notka, choć nie brakowało chwili grozy. Wiedziałam jednak, że Marka byś nam nie odesłała na 'tamten świat'. Matko jaka ta Paulina wredna i okropna. Ona jest straszna. W ogóle nie szanuje innych, a Marka traktuje jak...no dobra nie będę nawet porównywać. Po prostu okropnie i tragicznie. Przez nią Markowi mogło stać się coś bardzo złego. Gdyby nie Ula mogło się skończyć tragicznie. Uratowała Markowi życie. Na szczęście ten facet udaremnił protesty Pauliny, gdy próbowała przeszkodzić Uli w ratowaniu Dobrzańskiego. Na szczęście po tym wszystkim wyjechała i mam nadzieję, że nie będzie już mieszać. Marek i jego rodzice są Uli bardzo wdzięczni Ulce za uratowanie mu życia. Ciekawa jestem jak to się między Ulą i Markiem rozwinie. :)
Pozdrawiam serdecznie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz