Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"CIERPLIWOŚĆ JEST CNOTĄ" - rozdział 3

07 kwiecień 2012
ROZDZIAŁ III


Stała przy oknie i zza firanki obserwowała pakujących do srebrnego Lexusa swoje bagaże Dobrzańskich. Marek zamknął bagażnik i omiótł wzrokiem okna pensjonatu. Cofnęła się odruchowo nie chcąc, by ją zauważył. Wyglądał na zawiedzionego. Pewnie liczył na to, że przyjdzie się z nimi pożegnać. Nie chciała tego robić. Nie lubiła pożegnań, zwłaszcza takich, które nie niosły ze sobą nadziei ponownego spotkania. Pożegnań na zawsze. Poczuła ucisk w sercu. – Żegnaj panie Dobrzański. Jaka szkoda, że nie mogliśmy się poznać lepiej.
Z nosem przyklejonym do szyby obserwowała oddalający się coraz bardziej srebrny samochód do momentu, aż zniknął za zakrętem. Westchnęła ciężko i wróciła do przerwanej pracy. Jednak nie mogła się dzisiaj skupić. Jej myśli wciąż krążyły wokół tego nieprzeciętnego mężczyzny. Wiedziała, że w jej sercu pozostawił na zawsze trwały ślad, jak wytrawiony kwasem. Pewnie minie sporo czasu nim będzie mogła o nim zapomnieć. Czy on będzie ją pamiętał? Może tak… Może czasem przypomni sobie, że był kiedyś taki ktoś, kto uratował mu życie…
Dotknęła dłonią policzka. Był mokry. Nie rozumiała tych emocji, które zdominowały jej serce i wywołały łzy. Był dla niej przecież obcym człowiekiem. Ona znała jego imię i nazwisko, on poznał tylko jej imię, a jednak sama myśl o nim powodowała dziwne ciepło i tkliwość rozlewające się wokół jej serca. Potrząsnęła głową. – Uspokój się dziewczyno. On nie jest dla ciebie. Takim, jak ty nie jest pisane szczęście i romantyczna miłość. Pogódź się z tym i przestań o nim myśleć.

Dobiegał końca jej pobyt w Jelitkowie. Nadszedł czas, by spakować torbę i wrócić do domu. Z żalem żegnała to miejsce. Za każdym razem tak się czuła, ilekroć musiała stąd wyjechać. Z drugiej strony już tak bardzo stęskniła się za swoją rodziną, że na samą myśl, że ich znów zobaczy, radowało się jej serce. Beata doceniła jej pomoc i wynagrodziła ją szczodrze. Dzięki temu kupiła im trochę odzieży na tutejszym bazarku. Na pewno się ucieszą. Resztę pieniędzy schowała pieczołowicie w zagłębienie biustonosza. To miejsce wydało jej się najbardziej bezpieczne. Pożegnała się ze wszystkimi, których tu poznała dawno temu i polubiła. Stefan uściskał ją ubolewając, że jego wysiłki w odkarmieniu jej zdały się psu na budę, bo nie przybrała ani grama. Pożegnała Izę i inne dziewczyny pracujące w pensjonacie. Proszowscy w komplecie zadeklarowali, że odwiozą ją na dworzec w Gdańsku.
Na peronie uściskała ich wszystkich ocierając ukradkiem łzy. Obiecała, że w następnym roku też przyjedzie. Leszek pomógł jej wnieść bagaż do przedziału.
- No, trzymaj się kruszynko i koniecznie pozdrów Józefa i dzieciaki.
- Pozdrowię wujku. Chowajcie się zdrowo.
Pomachała im jeszcze raz, gdy pociąg ruszył. Zajęła miejsce i zatopiła się we własnych myślach. Znowu czekało ją kilka godzin jazdy.
Odetchnęła z ulgą, kiedy pociąg wtoczył się na Dworzec Centralny. – Nareszcie w domu. – Zabrała torbę i wraz z innymi podróżnymi opuściła peron. Szybkim krokiem przeszła na przystanek autobusowy. Na szczęście nie czekała długo. Zająwszy miejsce przy oknie z przyjemnością chłonęła widok Warszawy.
Weszła cicho do domu i skradając się zerknęła do kuchni. Wszyscy siedzieli przy stole. Tata naprawiał jakiś stary budzik, Jasiek czytał książkę, a Beatka z zapałem rysowała coś na kartce.
- Witajcie kochani – powiedziała cicho. – Można was wynieść z całym dobytkiem.
Zerwali się na równe nogi i przypadli do niej ściskając ją i całując.
- Ulcia, nareszcie jesteś! Bardzo się za tobą stęskniłam. – Beatka już wisiała na jej szyi.
- Wszyscy się stęskniliśmy. – Jasiek cmoknął ją w policzek. – Ale się opaliłaś.
- Witaj tatusiu – przytuliła się do ojca. – Ja też się za wami bardzo stęskniłam. Wszyscy macie pozdrowienia od cioci, wujka i Igora. Mam też dla was prezenty, ale musicie pozwolić mi się rozpakować. Zabierz Jasiu torbę do pokoju. Zaraz wam pokażę, co kupiłam.
Odsunęła zamek i zaczęła wyciągać rzeczy.
- To dla ciebie tato. Dwie nowe koszule i trochę bielizny. Dużo skarpet i dla ciebie i dla Jaśka. Te dwie bluzy też dla Jaśka. Mam nadzieję, że ci się spodobają, a to dla naszej księżniczki. Sukienki. Musisz je przymierzyć. Na pewno będą pasować.
Patrzyła na ich szczęśliwe miny i serce w niej rosło. Uwielbiała sprawiać im niespodzianki. Szkoda tylko, że zdarzało się to tak rzadko. Zawsze powodem był chroniczny brak pieniędzy. Zostawiła swoje rodzeństwo i wyciągnęła ojca do kuchni.
- Tu masz tato trzy tysiące. Tyle zarobiłam. Wezmę sobie tylko sto złotych, bo muszę mieć na bilety. Od jutra zaczynam szukać pracy.
Józef miał łzy w oczach. Przygarnął swoją pierworodną do piersi i długo trzymał ją w ramionach.
- Zginęlibyśmy bez ciebie córcia. Jutro pójdę opłacić prąd i gaz. Już zaczynałem się martwić, skąd wezmę na to pieniądze.
- No tu już się nie martw. Może mnie się poszczęści i dostanę jakąś pracę? Trzeba być dobrej myśli. Rozpakuję się do końca i potem poczytam ogłoszenia w Internecie. Może znajdę coś ciekawego.
Po obiedzie poszła do swojego pokoju, odpaliła komputer i najpierw napisała CV. Potem zaczęła przeglądać ogłoszenia. Nie było ich zbyt wiele, ale na kilka odpowiedziała wysyłając list motywacyjny i CV. Zaczęła nawet szukać posady tłumacza. Znała biegle niemiecki i angielski. Posiadała stosowne certyfikaty, by móc podjąć pracę w takim właśnie charakterze. Niestety na te języki nie było zapotrzebowania. Nie zdziwiło jej to tak bardzo. Co druga osoba porozumiewała się którymś z nich. Były popularne. W ogłoszeniach, które przeczytała, potrzebowano tłumaczy chińskiego, arabskiego, japońskiego i innych bardziej egzotycznych. To było poza jej zasięgiem. Postanowiła, że jutro z samego rana pojedzie do Warszawy, do biura pośrednictwa pracy. Może tam coś znajdzie? Nastawiona optymistycznie kładła się spać z wiarą w powodzenie jutrzejszego wyjazdu.

Minęły dwa miesiące, od kiedy desperacko poszukiwała jakiegoś zajęcia. Wszystkie rozmowy kończyły się fiaskiem. Była zdruzgotana. Nikt jej nie chciał dać szansy, by mogła pokazać, co potrafi. Nie sądziła, że będzie tak ciężko. Traciła nadzieję, że kiedykolwiek odmieni się jej los, ich los. Tak bardzo chciała pomóc ojcu, a tu jak na złość, nie udawało się nic. Kolejny już raz siedziała na przystanku w centrum Warszawy z nieodłączną teczką pod pachą i rozmyślała nad tą patową sytuacją.
- Pani Urszula? – Usłyszała swoje imię i podniosła głowę wpatrując się w stojącą przed nią, elegancko ubraną kobietę. Początkowo jej nie poznała i nieco zdezorientowana odpowiedziała.
- Pani mnie zna?
- Pani Urszulo, jestem Helena Dobrzańska. Poznałyśmy się nad morzem w Jelitkowie. Uratowała pani od utonięcia mojego syna.
Szeroki uśmiech rozlał się jej na twarzy.
- Pani Dobrzańska. Dzień dobry. Przepraszam, że nie poznałam pani od razu. Nie sądziłam, że jeszcze będę miała szczęście spotkać panią.
- A ja jestem nie mniej zaskoczona. Nigdy nie spodziewałabym się, że spotkam panią w Warszawie. Myślałam, że mieszka pani w Jelitkowie.
- Nie, nie. Pochodzę z Rysiowa pod Warszawą. Jestem tutaj, bo szukam pracy. Jak do tej pory, bezskutecznie.
- Zrobi mi pani przyjemność i zje ze mną obiad? Serdecznie panią zapraszam. Sama latam po mieście od rana i mocno zgłodniałam. Proszę mi nie odmawiać. Tu niedaleko jest restauracja, w której dają dobrze zjeść.
- Bardzo pani dziękuję. To miło z pani strony. Tym razem nie odmówię.
Rzeczywiście restauracja była bardzo blisko. Zajęły stolik i Helena złożyła zamówienie polecając Uli potrawy.
- Pani Urszulo, proszę mi coś opowiedzieć o sobie. Tam w Jelitkowie nie mieliśmy okazji, by lepiej panią poznać, ba nawet nie pożegnaliśmy się z panią.
- Tak…, to prawda. No cóż. Od powrotu znad morza bezskutecznie szukam pracy. Z zawodu jestem ekonomistą. Skończyłam SGH i jeszcze dodatkowy kierunek na tej samej uczelni, Zarządzanie i Marketing. Znam biegle niemiecki i angielski, ale okazuje się, że to wszystko za mało. Myślę jednak, że mój wygląd skutecznie odstręcza potencjalnych pracodawców od zatrudnienia mnie. Pochodzę z biednej rodziny. Ojciec ciężko choruje na serce, a w domu jest jeszcze dwójka młodszego rodzeństwa. Żyjemy z bardzo skromnej renty taty. Co roku wyjeżdżam do Jelitkowa i tam pomagam prowadzić księgowość mojej ciotce, która jest właścicielką pensjonatu. Te pieniądze ratują nasz budżet.
- Pani Urszulo, mogę pani mówić po imieniu?
- Oczywiście, bardzo proszę.
- Dobrze, a więc droga Urszulo, ciężkie masz życie dziecko, ale myślę, że będę ci mogła pomóc. Muszę tylko zadzwonić, jeśli pozwolisz.
- Tak, naturalnie. Jestem pani bardzo wdzięczna, bo chwytam się już każdej możliwości i nadziei, jak tonący brzytwy.
- Zaczekaj tu na mnie chwilkę, a ja wykonam tylko jeden telefon.
Helena wyszła do holu i wybrała numer.
- Dzień dobry synku. Jesteś bardzo zajęty? Muszę się z tobą koniecznie spotkać. Jestem w „Baccaro”. Jem obiad i mam dla ciebie prawdziwą niespodziankę. Przyjdziesz? Bardzo mi na tym zależy.
- Dobrze mamo – usłyszała z drugiej strony. – Będę za dziesięć minut.
- Dziękuję kochanie.
Dobrzańska z tajemniczą miną wróciła do stolika, na którym kelner ustawiał zamówione dania.
- No, zadzwoniłam. Jedz, proszę Uleńko. Smacznego.
Poczuła sympatię do tej kobiety. Nie wywyższała się, nie traktowała ją z góry, ale uprzejmie i z szacunkiem, jak równą sobie. Zaprosiła na obiad i jeszcze w dodatku obiecała pomoc w szukaniu pracy.
Marek wszedł do restauracji i rozejrzał się po sali. Wreszcie zlokalizował matkę. Dostrzegł też, że nie siedziała przy stoliku sama. Im bliżej podchodził tym szerszy uśmiech wykwitał na jego przystojnej twarzy. Nie wierzył własnym oczom. Matka jadła obiad z jego wybawicielką. Z dziewczyną, której zawdzięczał życie.
- Słodki Jezu! Pani Urszula! To jest ta niespodzianka, o której mówiłaś? - Zwrócił się do matki. - Jak pani się tu znalazła! Czy pani wie, z jakimi wyrzutami sumienia wyjeżdżałem z Jelitkowa, że nie pożegnałem się z panią?
Serce zabiło jej mocniej. Wstała od stołu i zarumieniona podała mu dłoń, którą on szarmancko ucałował.
- Dzień dobry panie Dobrzański. Miło mi pana widzieć w dobrym zdrowiu. Proszę mi mówić po imieniu. Ula.
- W takim razie proszę o to samo. Marek. No to opowiadaj, skąd się tutaj wzięłaś?
- Ja tu mieszkam. W Rysiowie, ale w Warszawie jestem niemal codziennie.
- Właśnie Marek. – Wtrąciła się Helena. - Ula już od dwóch miesięcy poszukuje pracy. Skończyła ekonomię i zarządzanie na SGH. Zna biegle angielski i niemiecki. Może u nas w firmie znalazłaby się jakaś posada?
Popatrzył zdumiony na Ulę.
- Naprawdę skończyłaś to wszystko? Nie do wiary. Czy wiesz, że ja też co najmniej od trzech miesięcy poszukuję kompetentnej asystentki? Dziewczyno z nieba mi spadłaś! – Uścisnął jej dłonie.
Ula z niedowierzaniem wypisanym na twarzy słuchała jego słów.
- Naprawdę mógłbyś mnie zatrudnić? To jak najlepszy gwiazdkowy prezent.
- Zapewniam, cię, że dla mnie też. Ależ się ojciec ucieszy. Mamy firmę modową na Lwowskiej, Febo&Dobrzański. Szyjemy modne kreacje dla eleganckich kobiet. Ojciec jest prezesem firmy a ja dyrektorem do spraw promocji. Byłbym szczęśliwy, gdybyś podjęła tę pracę. Jeśli masz czas i ochotę, to chętnie oprowadzę cię po firmie. To niedaleko. Dziesięć minut drogi stąd. Widzę, że masz ze sobą dokumenty – wskazał na teczkę. – Moglibyśmy załatwić to od ręki. Zaczęłabyś od jutra. Chcesz?
- Marek, – wyszeptała, a jej oczy wypełniły się  łzami – ja chyba muszę się uszczypnąć, bo to brzmi, jak najpiękniejsza bajka. Ty mówisz poważnie?
- Śmiertelnie. Kończcie jeść i idziemy.
- Idźcie sami. – Odezwała się Helena. – Ja mam jeszcze coś do załatwienia w fundacji.
Zanim odeszli, serdecznie uściskała Dobrzańskiej dłoń.
- Dziękuję pani Heleno. Z całego serca. To takie szczęśliwe zrządzenie losu. Nie wiem, jak zdołam się wam odwdzięczyć za ten wspaniałomyślny gest.
- Nie musisz się odwdzięczać dziecko. To my jesteśmy bezgranicznie wdzięczni, bo dzięki tobie żyje nasz syn. No, lećcie już i pozałatwiajcie wszystko.
- Chodźmy Ula. Najpierw wejdziemy do ojca. Będzie miał niespodziankę.
Weszli do wysokiego gmachu i windą wjechali na piąte piętro.
- Tu są biura dyrekcji, pracownia projektowa i sala konferencyjna. Machinalnie nacisnąłem na piąte, bo tu mam swoje biuro, ale musimy zjechać na trzecie, bo ojciec tam ma gabinet.
Ponownie nacisnął przycisk, tym razem z trójką.
- Na tym piętrze jest też bufet, w którym można wypić kawę lub herbatę, a także coś zjeść. A oto sekretariat i gabinet ojca.
- Dzień dobry Basiu, – zagadnął sekretarkę – ojciec u siebie?
- Jest, jest. Możesz wejść.
Nacisnął klamkę i wszedł cicho ciągnąc za sobą Ulę.
- Zobacz tato, kogo ci przyprowadziłem. – Krzysztof Dobrzański podniósł wzrok i przyjrzał się badawczo dziewczynie.
- Dobry Boże! Pani Urszula! Jak pani nas znalazła? – Ula uśmiechnęła się z sympatią do seniora Dobrzańskiego.
- Tak naprawdę, to nie szukałam. Przypadkiem spotkałam panią Helenę na mieście i oto jestem.
- Tato. Okazało się, że Ula mieszka tu niedaleko pod Warszawą i usilnie szuka pracy. Ma ukończone studia ekonomiczne i idealnie nadawałaby się na moją asystentkę, której, jak wiesz nie mam od trzech miesięcy. Violetta nie jest zbyt pomocna i nie ogarnia wielu spraw.
- Oczywiście synu. Ja w pełni akceptuję ten wybór. Witamy na pokładzie pani Urszulo. – Krzysztof uścisnął jej dłoń.
- Ula, po prostu Ula – powiedziała cicho.
- Jak sobie życzysz dziecko. Masz ze sobą dokumenty? Jeśli tak to idźcie załatwiać. Bardzo się cieszę, bardzo.
Wyszli z gabinetu prezesa i ponownie zajechali na piąte piętro. Tam poznał Ulę z Anią pracującą w recepcji i zaciągnął do kadrowego, a zarazem do swojego najlepszego przyjaciela, Sebastiana Olszańskiego. Poprosił go o natychmiastowe sporządzenie umowy na czas nieokreślony ze stawką cztery tysiące brutto i przyniesienie gotowej do podpisu, do jego gabinetu.
Wyszła z pokoju oszołomiona. To wszystko działo się błyskawicznie. Jeszcze dwie godziny temu była zrozpaczona, bez planu na życie, a tu nagle zostaje asystentką samego dyrektora i to w dodatku z astronomiczną stawką. Oparła się o ścianę. Była bardzo blada. Dobrzański z niepokojem na nią spojrzał.
- Dobrze się czujesz Ula?
- Dobrze. Trochę zakręciło mi się w głowie. To wszystko tak szybko się dzieje i jeszcze ta wysoka stawka. Ja nigdy na oczy nie widziałam takich pieniędzy. To chyba zbyt wiele. – Na jego twarzy wykwitł szczęśliwy uśmiech.
- Wcale nie. Pracy jest dużo, dlatego są takie wysokie stawki. Chodźmy do mnie. Poproszę Anię, by zrobiła nam kawy. Przy okazji poznam cię z moją sekretarką i pokażę, gdzie będziesz pracować.
Przeszli do sekretariatu, w którym przy jednym z dwóch stojących tam biurek, siedziała ładna blondynka, ubrana bardzo elegancko. Na widok Dobrzańskiego oderwała wzrok od komputera i obrzuciła krytycznym wzrokiem dziewczynę, z którą przyszedł.
- Violetta. Przedstawiam ci Ulę Cieplak. Od jutra będzie moją asystentką. Już nie będziesz wszystkiego robić sama. – Uśmiechnął się ironicznie.
- Ula, a to jest moja sekretarka, Violetta Kubasińska. Mam nadzieję, że będzie wam się dobrze współpracowało. Chodźmy do mnie, tam omówimy resztę.
Kiedy zamknęły się za nimi drzwi gabinetu, Viola Kubasińska otrząsnęła się z pierwszego szoku.
- Asystentka? Takie brzydactwo na asystentkę? Dasz wiarę? Gdzie ten Marek ma oczy? Chyba z drugiej strony głowy. Jak mógł przyjąć coś takiego do pracy? Czy on nie widzi, jak ona wygląda?
W gabinecie poprosił, by usiadła. Zajęła miejsce na fotelu. On usiadł na kanapie. W tym momencie weszła Ania niosąc im kawę. Kiedy zostali już sami, zagaił.
- Ula. Wiesz, że posada asystentki, to jedno z ważniejszych stanowisk. Będziesz odpowiedzialna za wiele rzeczy. Będziesz też chodziła ze mną na spotkania biznesowe. Na nich trzeba jakoś wyglądać. Jak wypijemy kawę przejdziemy do pracowni Pshemko. To nasz projektant. Jest bardzo chimeryczny i miewa humory, ale dużo zyskuje przy bliższym spotkaniu. On wybierze dla ciebie garderobę.
Zauważył, że otworzyła usta chcąc zaprotestować.
- Nic nie mów, tylko wysłuchaj mnie do końca. Ja nie mam nic do twoich ubrań, ale to, co proponuję, to odzież, nazwijmy to służbowa i bardzo oficjalna. Nie musisz się tak ubierać na co dzień, jedynie w przypadkach służbowych wyjść. Tu masz wizytówkę salonu optycznego, z którym mamy zawartą umowę. Pojedziesz tam i wybierzesz sobie okulary. Najlepiej jakieś lżejsze i nie takie duże jak te. Ktoś na pewno ci tam doradzi i koniecznie mają mieć filtr ochronny do komputera, bo będziesz dużo na nim pracować. Salon jest otwarty do osiemnastej, więc na pewno zdążysz. Zadzwonię do Sebastiana, czy uwinął się z twoją umową.
Sięgał po słuchawkę telefonu, gdy Olszański właśnie wszedł do gabinetu.
- Mam tą umowę. Proszę przeczytać i jeśli pani nie ma uwag, to proszę ją podpisać.
Przebiegła wzrokiem po tekście. Nadal nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Podpisała bez wahania. Kadrowy wręczył jej oryginał i po chwili znikł, jak duch. Była szczęśliwa. Uśmiechnęła się promiennie do Marka ukazując w pełnej krasie aparat ortodontyczny. On zdawał się go nie zauważać.
- Jesteś zadowolona?
- Jestem szczęśliwa. Nie zawiodę cię Marek i dam z siebie wszystko. Nigdy nie dopuszczę, byś żałował tej decyzji. Nawet nie wiesz, jak bardzo martwiłam się brakiem pracy. Było nam do tej pory bardzo ciężko. Utrzymać z jednej marnej renty cztery osoby, to nie lada wyzwanie.
- Nie martw się już Ula. Teraz na pewno staniecie na nogi, a ja wierzę, że będę miał najlepszą asystentkę pod słońcem. Dobrze. Chodźmy teraz do pracowni.

Wracała do domu wciąż nie mogąc uwierzyć w ten szczęśliwy splot dzisiejszych wypadków. Poznała mistrza Pshemko, najlepszego projektanta w Warszawie. Wybrał dla niej trzy eleganckie kostiumy. Po pożegnaniu się z Markiem podjechała jeszcze do optyka. Tam bardzo miła pani pomogła jej wybrać twarzowe okulary. Były niewiarygodnie lekkie. Nawet nie czuła ich ciężaru na nosie. Za to widziała doskonale. Wystarczyła taka niewielka zmiana i już jej twarz wyglądała zupełnie inaczej. Gdyby jeszcze mogła pozbyć się tego szpecącego aparatu…
Weszła do domu i uściskała dzieciaki. Wzięła ojca pod ramię i usadziła przy stole.
- Dostałam dzisiaj prezent od losu moi kochani. Udało mi się znaleźć pracę. – Wyciągnęła umowę.
- Spójrz tato, na jakich wspaniałych warunkach mnie przyjęli. Cztery tysiące brutto. Ta stawka jest oszałamiająca. W dodatku w wyuczonym zawodzie.
Józef czytał dokument i łzy ciekły mu po policzkach. Podszedł do córki i przytulił ją mocno.
- Tak się cieszę Ula. Wreszcie będziesz mogła o siebie zadbać, bo wszystkie pieniądze, jakie miałaś do tej pory, przeznaczałaś na nas. Najwyższy czas byś sobie poświęciła więcej uwagi.
- Ja też się bardzo cieszę tato. Koniec naszej biedy. Już nie będziemy musieli tak bardzo zaciskać pasa. Odetchniemy. Nareszcie.

Nastawiła budzik na piątą i wsunęła się do łóżka. Ten dzisiejszy dzień był tak bardzo obfity w szczęśliwe wydarzenia. Gdy z okna pensjonatu żegnała wzrokiem oddalający się samochód Marka, nie wierzyła, że spotkają się ponownie. Nawet nie wiedziała, że mieszka w Warszawie. Czy to jakieś przeznaczenie? Jest jej szefem. Od jutra. Bardzo przystojnym szefem. Przy nim jej serce nie biło spokojnie, lecz tłukło się w piersi jak uwięziony w klatce ptak. Rozedrgane i niespokojne. Starała się nad tym panować, ale nie było to takie proste. Była pewna, że zakochała się w nim. I chociaż jej racjonalny i pragmatyczny umysł usiłował sprowadzić ją na ziemię i podpowiadał jej, że ta miłość nigdy się nie spełni, ona z uporem maniaka słuchała podszeptów serca i pieściła w sobie nadzieję, że może kiedyś i on poczuje do niej coś więcej niż tylko sympatię. Zasypiała, a jej serce szeptało modlitwę o cud.
 
 
 
miki (gość) 2012.04.07 10:52
dzięki za wspaniały prezent świąteczny,rozdział jak zwykle super,życzę ci wszystkiego dobrego na święte,dużo szczęścia i miłości od Chrystusa zmartwychwstałego.
MalgorzataSz1 2012.04.07 11:38
Miki.
Ja również Ci życzę spokojnych, radosnych świąt i dziękuję za wpis.
Pozdrawiam.
XUlaX (gość) 2012.04.07 12:04
Gosiu, szczerze mówiąc spodziewałam się, że Ula i Marek bliżej poznają się w Jelitkowie. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Przez następne kilka zdań, gdy Ula rozpaczliwie szukała pracy zastanawiałam się co ty knujesz. Nic ciekawego nie wymyśliłam, ale ty za to mnie zaskoczyłaś.
Cytat "MałgorzataSz":
- Dobrze, a więc droga Urszulo, ciężkie masz życie dziecko, ale myślę, że będę ci mogła pomóc. Muszę tylko zadzwonić, jeśli pozwolisz.
- Tak, naturalnie. Jestem pani bardzo wdzięczna, bo chwytam się już każdej możliwości i nadziei, jak tonący brzytwy.
- Zaczekaj tu na mnie chwilkę, a ja wykonam tylko jeden telefon.
Helena wyszła do holu i wybrała numer.
- Dzień dobry synku. Jesteś bardzo zajęty? Muszę się z tobą koniecznie spotkać. Jestem w "Baccaro". Jem obiad i mam dla ciebie prawdziwą niespodziankę. Przyjdziesz? Bardzo mi na tym zależy.

Gdy przeczytałam ten fragment powoli zaczęłam się domyślać o co chodzi Dobrzańskiej. Bardzo miłym zaskoczeniem jest również sposób z jakim Helena odnosi się do Uli. Nie ma w jej zachowaniu wywyższania się, nie traktuje jej z góry tylko dlatego, że jest biedna i powiedzmy sobie wprost nie za piękna. Po prostu rozmawia z Ulą jak z równą sobie. Ty opisałaś to zupełnie inaczej jak inni. W większości opowiadaniach spotykałam się z ogromną niechęcią seniorów Dobrzańskich do Uli jak i Marka.
Cytat "MałgorzataSz":
Im bliżej podchodził tym szerszy uśmiech wykwitał na jego przystojnej twarzy. Nie wierzył własnym oczom. Matka jadła obiad z jego wybawicielką. Z dziewczyną, której zawdzięczał życie.
- Słodki Jezu! Pani Urszula! To jest ta niespodzianka, o której mówiłaś? - Zwrócił się do matki. - Jak pani się tu znalazła! Czy pani wie, z jakimi wyrzutami sumienia wyjeżdżałem z Jelitkowa, że nie pożegnałem się z panią?

Widać, że Marek był totalnie zaskoczony spotkaniem z Ulą, myślał, że nigdy już nie spotka kobiety, która uratowała mu życia. Jednak zarówno on jak i Ula mylili się. Marek wyglądał na szczerze zadowolonego tym spotkaniem i bez zastanowienia zaproponował Uli pracę. Ula była naprawdę szczęśliwa i zszokowana takim szybkim obrotem spraw. Jeszcze rano, myślała, że nie znajdzie pracy, a tu nagle taka niespodzianka.
W Jelitkowie od razu postawiła sprawę jasno - nigdy więcej nie spotka Marka. Zdziwiła się gdy stało się inaczej. Myślę, że Ula jest nim zauroczona, odważyłabym się powiedzieć, że nawet zakochana. Marek bardzo dobrze postąpił dając jej kilka kreacji Pshemko i proponując zakup nowych okularów. Widać, że nie zrobił tego dlatego, że osobiście przeszkadzał mu jej wygląd, a dlatego żeby dobrze prezentowała się na spotkaniach i nie musiała się wstydzić. Doskonale wiedziała jacy są ludzie ze świata mody, drogie ubrania, samochody, ogromne wille. Ona nie miała niczego z wymienionych przeze mnie rzeczy. Ogromnie się ucieszyła tym prezentem Marka i być może w jej sercu pojawiła się iskierka nadziei, że się zaprzyjaźnią, a może coś więcej?
Violetta jak to Violetta zawsze "segregowała" przyjaciół, stawiając na pierwszych miejscach tylko tych bogatych i ładnych.

Gosiu to opowiadanie jest cudowne. Jedno z nielicznych, w których Marek od samego początku jest miło nastawiony do Uli. Myślę, że nawet nie chodzi mu o to, że ona uratowała mu życie tylko o to, że zobaczył jaka ona jest naprawdę. A jest miła, uczynna, szczera i skromna. Czuję, że teraz Ula i Marek stopniowi będą się zaprzyjaźniać. Ciekawa jestem jeszcze tylko jak Paulina zareaguje na fakt, że Ula pracuje w Febo&Dobrza;ński i to jako asystentka Marka.
Pozdrawiam i jeszcze raz życzę Wesołych i pogodnych Świąt Wielkanocnych.
MalgorzataSz1 2012.04.07 12:24
Paulina.

Twój komentarz poraża długością. Jestem pod wrażeniem.

Cytat "XUlaX":
"Czuję, że teraz Ula i Marek stopniowo będą się zaprzyjaźniać. Ciekawa jestem jeszcze tylko jak Paulina zareaguje na fakt, że Ula pracuje w Febo & Dobrzański i to jako asystentka Marka".


Z tą ich przyjaźnią to nie do końca będzie tak, jak myślisz. Na pewno nie będzie to od razu zażyłość tego rodzaju. Póki co będą ich łączyć relacje, szef - podwładna. O takim rodzaju stosunków zadecyduje Ula, choć nastąpi to po pewnej serii zdarzeń, które spowodują, że nie będzie mogła postąpić inaczej.
O reakcji Pauliny na widok Uli w F&D nie będę pisać, bo ona nastąpi bodajże w kolejnym rozdziale, więc sama szybko się dowiesz.

Dziękuję za wpis, ciepło pozdrawiam i udanych świąt.
orchid94 (gość) 2012.04.07 15:56
Gosiu jestem pod wielkim wrażeniem. Notka przecudna. Ula tak bardzo gryzła się tym, że już Marka nie spotka, potem brakiem pracy, a tu raptem jeden dzień zmienił zdaje się całe jej życie. Spotkała Helenę, spotkała znów Marka, dostałą pracę i Dobrzański będzie jej szefem no i pomógł jej w małej zmianie wyglądu. Teraz, gdy Ula będzie miała pieniądze będzie mogła o siebie zadbać. No i podejrzewam, że teraz znajomość Uli i Marka zacznie nabierać tempa. Pięknie :) Czekam na dalszy ciąg :) Serdecznie Ciebie pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego na Święta, wesołej Wielkanocy :)
MalgorzataSz1 2012.04.07 16:15
Bardzo Ci dziękuję Iza za komentarz. Cieszę się, że notka przypadła Ci do gustu.
Życzę Ci wesołych świąt. Mam nadzieję, że wkrótce przeczytam też coś Twojego.
Serdecznie pozdrawiam.
kawi :) (gość) 2012.04.07 16:43
Notka cudna. Cieszę się, że Ula i Marek będą razem pracować. Mam nadzieję, że Marek zrozumie szybko co czuje do Uli :) Ależ Ulka miała szczęście spotykając Helenę w Warszawie! Mam takie wrażenie, że pani Dobrzańska pomoże młodym się do siebie zbliżyć :)
Jestem ciekawa jak Paulina zareaguje na wieść o tym, że Ul będzie pracować w firmie, w której ona jest ambasadorem! Na pewno będzie nieźle wkurzona, albo w ogóle nie będzie Uli pamiętać (może lepiej dla niej ;p)
Życzę wesołych świąt i pozdrawiam
kawi :)
Ps. Nie dostałam powiadomienia o nn u ciebie :(
kawi :) (gość) 2012.04.07 18:52
U mnie pojawił się nn - zapraszam :)
MalgorzataSz1 2012.04.07 20:01
Kawi.
Przede wszystkim chciałam Cię przeprosić, że nie zostawiłam powiadomienia o nn na Twoim blogu, ale dzisiejszy dzień jest trochę zwariowany. Miałam nadzieję, że tu zajrzysz, bo wcześniej informowałam, że będę dodawać rozdział w każdą sobotę, a rozdział drugi był po prostu nadprogramowy. Wierzę, że wybaczysz to niedopatrzenie. Cieszę się jednak, że intuicyjnie zawitałaś tu dzisiaj i przeczytałaś.
Odnosząc się do Twojego komentarza napiszę, że Heleny udział i tak jest duży, bo doprowadziła do ich spotkania. Resztę powinni załatwić sami. Ona nie będzie się już wtrącać.
Co do Pauliny niestety, z jej pamięcią na razie wszystko w porządku i doskonale skojarzy pannę Cieplak. Z pewnością będzie wściekła, ale o tym przeczytasz za tydzień w kolejnym rozdziale.
Bardzo dziękuję Ci za wpis i serdecznie pozdrawiam.
Teraz przenoszę się na Twój blog i zacznę czytać.
kawi :) (gość) 2012.04.07 20:43
Dziękuję za komentarz u mnie. Masz rację już na początku nie pasowało mi ''wzroki'' i teraz nawet chce mi się z tego śmiać. Moja pani od Polskiego to by się za głowę złapała :)
Myślę, że następny rozdział dodam za 3-4 dni, no chyba, że wena mnie opuści... albo nie będę miała czasu, bo w środę śmigam do szkoły :)
Hmm literówki wynikają z tego, że po pierwsze przez moją klawiaturę, która nie działa najsprawniej, a po drugie to ja ich nie wyłapuję, bo sprawdzam notkę zawsze 1-2 razy i zawsze wydaje mi się, że wszystko jest okej . No aa tu proszę, następnym razem sprawdzę notkę 3 razy zanim ją dodam :)
Pozdrawiam kawi :)
MalgorzataSz1 2012.04.07 20:50
Kawi.
Mam nadzieję, że nie uraziłam Cię tym wytknięciem literówek. Ja sama cieszę się, jeśli ktoś odkryje błędy u mnie, bo wtedy mogę je poprawić, lub w przyszłości uniknąć. Myślę, że gdyby moja pani od polskiego, a dzisiaj pewnie to zażyła staruszka, przeczytała moje opowiadania, chwyciłaby się za głowę. Nie byłam z polskiego taka najgorsza, ale zawsze zdecydowanie preferowałam przedmioty ścisłe, a tu taka volta i poświęcam się pisaniu.
Twoja pani od polskiego powinna być z Ciebie dumna. Z pewnością spodobałoby jej się to, co piszesz. A błędy zawsze można poprawić, prawda?
Pozdrawiam.
(gość) 2012.04.07 20:58
Ależ oczywiście, że mnie nie uraziłaś! :) Moja pani od Polskiego mnie nie lubi i ze wzajemnością, nawet gdybym w wypracowaniu nie miała ani jednego błędu to ona i tak się do czegoś przyczepi. Ja raczej preferuję w przedmiotach humanistycznych. Matematyka, fizyka i chemia to dla mnie czarna magia :)
MalgorzataSz1 2012.04.07 21:55
Nikt nie jest wolny od błędów Kawi. Ja czytając teraz swój komentarz zauważyłam, że zamiast napisać "zażywna staruszka", napisałam "zażyła staruszka". Najważniejsze to dostrzec błąd i zapamiętać, by więcej go nie popełniać.
Panią od polskiego się nie przejmuj. Najbardziej istotna jest świadomość, że Ty wiesz, że się starasz robić wszystko najlepiej jak potrafisz i doskonalić swój warsztat pisarski. To zaprocentuje w przyszłości mimo, że teraz ona nie potrafi Cię docenić.
'Marcysia' (gość) 2012.04.08 18:24
Małgosiu, jak miło ozdobiłaś ten pochmurny dzień mojego życia :) Dziękuje Ci za to niezmierni! Notka jak zwykle mistrzowska! ;)
Przy okazji - na www.brzydulkowo.blog.onet.pl nn ;) zapraszam serdecznie :)
Wesołych Świąt!
MalgorzataSz1 2012.04.08 18:57
Bardzo Ci dziękuję Marcysiu. Cieszę się, że wywołałam uśmiech na Twojej twarzy. Dziękuję też za powiadomienie o nn. Zaraz przenoszę się na Twój blog.
Ja również Ci życzę wesołych świąt.
Pozdrawiam.
monika_2601 (gość) 2012.04.08 19:30
Ależ fajnie to rozegrałaś Nie spodziewałam się, że do ponownego spotkania Marka i Uli dojdzie dzięki osobie Heleny. To nowość. W ogóle nowością jest tak mila i pozytywnie nastawiona do Uli od samego początku Helena. Z drugiej strony nie ma się co dziwić, w końcu Cieplakówna ocaliła jej jedyne dziecko. Myślę, że w takiej sytuacji na taką osobę "wybawiciela", że tak to ujmę, patrzy się zupełnie inaczej.
Ula zaczyna pracę w F&D. W sumie wydaje się to naturalną kolejną rzeczy. Przebiegłam tak pobieżnie Twoje wypowiedzi do komentarzy innych osób i przyznam szczerze, że jestem ogromnie ciekawa co też dalej wymyślisz. Bo skoro w tym pierwszym etapie znajomości naszych bohaterów nie będzie nawet przyjaźni, to co będzie się dziać? Ale znając Ciebie, na pewno wymyślisz coś ciekawego
Hmm... Przy okazji naszła mnie taka refleksja. Ula jest zakochana. Już. Tak od razu. W sumie w serialu było podobnie. Osobiście nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Nie wierzę, że można kochać kogoś, kogo się nie zna. Fascynacja - tak, pociąg fizyczny - tak, ale zakochanie - nie, a już tym bardziej nie miłość. Bo chyba zgodzisz się ze mną, że pomiędzy zakochaniem a miłością jest spora różnica. Czy ja naprawdę jestem odosobniona w tym poglądzie? Widzisz, Gosiu, znowu w Twoim temacie snuję te swoje "refleksje nad życiem":p Widać Twoje opowiadania mają na mnie jakiś szczególny wpływ:p
No nic, pozostaje mi tylko czekać na następny tydzień. Pozdrawiam i weny życzę;)
MalgorzataSz1 2012.04.08 20:53
Monika.

Cytat "monika 2601":
Hmm... Przy okazji naszła mnie taka refleksja. Ula jest zakochana. Już. Tak od razu. W sumie w serialu było podobnie. Osobiście nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Nie wierzę, że można kochać kogoś, kogo się nie zna. Fascynacja - tak, pociąg fizyczny - tak, ale zakochanie - nie, a już tym bardziej nie miłość. Bo chyba zgodzisz się ze mną, że pomiędzy zakochaniem a miłością jest spora różnica. Czy ja naprawdę jestem odosobniona w tym poglądzie? Widzisz, Gosiu, znowu w Twoim temacie snuję te swoje "refleksje nad życiem":p Widać Twoje opowiadania mają na mnie jakiś szczególny wpływ:p


Jest sporo racji w tym, co napisałaś. Ja sama nigdy nie doświadczyłam miłości od pierwszego wejrzenia. Powiem nawet, że sporo czasu musiało upłynąć, zanim w ogóle zrozumiałam, że to jest to. Między zakochaniem a miłością jest bardzo duża różnica. Jednak ktoś kiedyś tak właśnie nazwał zauroczenie, fascynację czy pociąg fizyczny - miłością od pierwszego wejrzenia. Może jednak coś w tym jest. Ula najpierw była pod dużym wrażeniem i jego zachowania i przede wszystkim jego aparycji. Dość szybko zdała sobie sprawę ze swoich uczuć.
Generalnie sądzę, że kobiety nie muszą mieć zbyt wiele czasu, by sprecyzować i określić swoje uczucia do mężczyzn. A na pewno nie potrzebują go aż tyle, co oni. Mężczyznom przychodzi to z większym trudem. Pisałam już kiedyś o tym, że dzieje się tak dlatego, bo my, kobiety posiadamy większy próg wrażliwości. Pragniemy wielkiej, romantycznej, spełnionej miłości. Idealizujemy i gloryfikujemy nasz obiekt westchnień. On sam natomiast, bardzo powierzchowny, niepoprawny wzrokowiec nie ocenia nas po tym, jak wrażliwą mamy duszę, ale jak wyglądamy. Tak przynajmniej jest w większości przypadków.
Jak widzisz, nie jesteś odosobniona w tym poglądzie i niezmiernie mnie cieszy, że moje opowiadania zmuszają do refleksji. Pisząc tego typu historie wygodnie nam jest używać takiego sformułowania, że w bohaterkę trafiła strzała Amora i zakochała się od pierwszego wejrzenia, bo to bardziej romantyczne i wzruszające.
Bardzo Ci dziękuję Moniko za podzielenie się ze mną swoimi przemyśleniami dzięki którym komentarz jest ciekawy i nieco prowokujący.
Serdecznie Cię pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz