Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 6 października 2015

"CIERPLIWOŚĆ JEST CNOTĄ" - rozdział 17

11 maj 2012
ROZDZIAŁ XVII



Od wczesnego, sobotniego ranka, aż po niedzielne popołudnie harowała, jak wół. Dotarła do każdego zakamarka, do każdego kąta, który porządnie umyła. Przy pomocy Jaśka uporała się z oknami, a brudną zmianę pościeli wsadziła do pralki. Ta ostatnia chodziła na okrągło, bo były też ubrania ich wszystkich, które należało wyprać. Wreszcie dom pachniał świeżością, a ona mogła się poświęcić gotowaniu. Józef wraz z małą Betti zaopatrzony w kartkę ze spisem produktów, udał się do sklepu. Każdy miał co robić i nikt nie narzekał. Szczególnie Jasiek, który miał do tego największe skłonności.
Kończyła kroić ciasto na makaron. Na drugiej stolnicy piętrzyła się ogromna ilość pierogów z kapustą i grzybami uzbieranymi podczas pobytu w chatce. W dużym garnku bulgotała wesoło ogromna głowa białej kapusty przeznaczona na gołąbki i jarzyny na warzywną sałatkę. Spojrzawszy na sporą ilość smażonego, mielonego mięsa, pomyślała, że zrobi im jeszcze krokiety. Mięsa na pewno wystarczy i na gołąbki i na krokiety. Dużo pracy było jeszcze przed nią, ale nie przejmowała się tym, bo sporo już jej wykonała.
Układała właśnie zgrabnie zawinięte gołąbki w niewysokim rondlu, kiedy rozdzwoniła się jej komórka. Wytarła ręce i z uśmiechem popatrzyła na wyświetlacz.
- Cześć kochanie. Jak miło, że dzwonisz. Dobrze się czujesz?
- Dobrze, ale bardzo mi ciebie brakuje. – Usłyszała jego pełen żałości głos. – Co robisz? – Roześmiała się.
- Dużo rzeczy na raz. Dom już wysprzątałam, a teraz zajęłam się gotowaniem. Chcę ich zaopatrzyć na cały tydzień, żeby tata nie musiał stać przy garnkach. Ostatnio nie czuje się zbyt dobrze. Wprawdzie o tym nie mówi, ale przecież widzę. Muszę koniecznie go namówić, by w przyszłym tygodniu poszedł na badania. Zaniedbał je trochę i teraz są tego efekty.
- Przywieziesz mi trochę tych pyszności? Dawno nie jadłem twoich gołąbków.
- Bardzo bym chciała i na pewno coś przywiozę, ale chyba nie dam rady wszystkiego. Autobusem nie zabiorę się z tym.
- Poproszę Sebastiana. Przyjedzie po ciebie w poniedziałek i pomoże ci. Na pewno nie odmówi.
- No dobrze, ale oddzwoń mi, czy się zgodził.
- Oddzwonię, oczywiście. Mama cię pozdrawia. Twierdzi, że jestem okropnie marudny i podziwia cię, jak ty ze mną wytrzymujesz.
- Ty również ją pozdrów i powiedz, że bardzo się staram zachować spokój, co przy twoich skłonnościach do grymaszenia jest niezwykle trudne.
- Wiem skarbie, że jestem nieznośny, choć naprawdę się staram.
- Postaraj się bardziej. Nie musisz ją narażać na to, by musiała znosić twoje kaprysy. Nie ma już dwudziestu lat i jest jej trudniej niż mnie.
- Dobrze. Zaraz dzwonię do Seby i powiem mu o poniedziałku. Za chwilę powinienem oddzwonić. Kocham cię.
- Ja też cię kocham. Bądź dzielny.
Zapach potraw unosił się w całym domu. Zwabiony nim Józef wszedł do kuchni i uśmiechnął się na widok zarumienionej Uli.
- Pięknie pachnie córcia. Napracowałaś się, co?
- Troszeczkę. Jutro rano upiekę wam jeszcze ciasto. Betti się dopomina. Zrobiłam to, co najbardziej lubicie. Za chwilę usmażę naleśniki na krokiety, bo zostało mi mięsa. Zjecie w tygodniu. Zrobisz tylko do nich barszcz. Widziałam, że kupiłeś buraki. Mam jeszcze do ciebie jedną prośbę. Chcę cię prosić, byś na początku tygodnia poszedł na badania do przychodni i zamówił wizytę u doktor Leśniewskiej. Dawno nie byłeś i nie zawsze dobrze się czujesz, choć próbujesz to przede mną ukryć.
- Ula, ja się naprawdę dobrze czuję. – Próbował protestować.
- Nie okłamuj mnie tato, nie jestem dzieckiem. Nie chcę, żeby ci się coś stało. Potrzebujemy cię, dlatego musisz o siebie zadbać. Jeśli nie dla siebie, to zrób to dla nas.
Józef westchnął. Wiedział, że z Ulą nie wygra. Była uparta i jak sobie coś postanowiła, dążyła do tego ze wszystkich sił.
- No dobrze córcia. Pójdę w poniedziałek, jeśli cię to uspokoi.
- Na pewno mnie uspokoi. Wystarczy już, że martwię się o Marka.
- A co? Niedobrze z nim?
- Nie, nie. Fizycznie czuje się dobrze, ale z każdym dniem coraz bardziej popada w jakiś rodzaj malkontenctwa. Nie potrafi usiedzieć na miejscu i ciągle narzeka. Poniekąd go rozumiem. Do tej pory był cały czas w ruchu. Lubi, jak coś się dzieje, a tu nagle jest uziemiony w domu na długie tygodnie. To go trochę dołuje.
Ponownie rozdzwonił się jej telefon.
- Ula. Dzwoniłem do Seby. Przyjedzie po ciebie o siódmej trzydzieści rano. Violetta też będzie.
- Dzięki Marek. To dobra wiadomość. Mam jeszcze dużo pracy kochany, więc nie będę przeciągać tej rozmowy. Tata i dzieciaki przesyłają ci pozdrowienia, a my widzimy się w poniedziałek.
- Nie mogę się już doczekać. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Dobranoc.

Słodki zapach ciasta postawił rodzinę Cieplaków na nogi. Dzieciaki zbiegły w piżamach do kuchni podobnie, jak Józef, który wyszedł ze swojego pokoju przecierając zaspane oczy. Pierwsza do kuchni wpadła mała Betti i aż krzyknęła zdumiona.
- Cztery blachy? Tak dużo? Będziemy jeść i jeść. – Ula na te słowa uśmiechnęła się i podeszła do siostry. Kucnęła przy niej i pogładziła po głowie.
- Przecież tak bardzo się o nie dopominałaś, a teraz narzekasz, że za dużo?
- Nie narzekam. Cieszę się, że tak dużo. Ja mogę jeść tylko ciasto.
- To nie byłoby zbyt zdrowe. Zostawię wam trzy blachy. Jedną zabieram. Co zjesz na śniadanie?
- Parówkę. Na gorąco.
- Dobrze. Zrobię dla wszystkich. Idź się teraz umyć, a ja naszykuję śniadanie.
Po śniadaniu wraz z całą rodziną poszła do kościoła, a po mszy, tradycyjnie na cmentarz, na grób matki. Zapalili znicze i zmówili cichą modlitwę. Nie wyobrażali sobie niedzieli, podczas której miałoby ich tu nie być. Od kiedy zmarła, przychodzili tu co tydzień całą rodziną, choć i w tygodniu zaglądało tu często któreś z nich. Z fotografii patrzyły na nich łagodne oczy Magdy, tak bardzo podobne do oczu Uli i Beatki. Józef mocno potarł odziane w rękawiczki dłonie.
- Chodźmy już. Zimno dzisiaj. Czuję, jak marzną mi stopy.
Gorący rosół rozgrzał ich, a rozpływająca się w ustach pieczeń nasyciła ich żołądki.
- Pyszny obiad córcia. Dziękujemy. Co masz jeszcze dzisiaj w planach?
- Właściwie niewiele zostało. Porozdzielam to, co ugotowałam. Jutro rano przyjedzie tu Sebastian z Violą. Im też chcę dać trochę, by mieli przynajmniej na obiad. Viola nie bardzo ma czas, żeby gotować. Ma mnóstwo nauki, a Sebastian ma lewe ręce do takiej roboty. Dla nas też wezmę trochę. Całkiem sporo tego wyszło i dużo czasu upłynie zanim wszystko zjecie.
- Dobrze. Ja nie będę ci przeszkadzał. Pójdę do garażu. Mam tam robotę.
Została sama. Beatka zajęła się rysowaniem u siebie w pokoju, a Jasiek pobiegł do swojej dziewczyny. Wyciągnęła z szafki kilka plastikowych, jednorazowych pojemników. Jak to dobrze, że kupiła je kiedyś w miejscowym dyskoncie. Miały nawet przykrywkę i w tej chwili okazały się niezwykle przydatne. Powędrowały do nich gołąbki, pierogi i sałatka. Przekroiła na pół ciasto na jednej z blach i zapakowała w aluminiową folię. Wszystko wylądowało w oddzielnych reklamówkach. Miała wreszcie trochę czasu dla siebie. Przygotowała sobie na jutro ubranie i spakowała do torby to, co mogło jej się przydać na kolejny tydzień. Wróciła do kuchni i zaparzyła kawę. Z kawałkiem ciasta powędrowała do pokoju gościnnego i włączyła telewizor. Po jakimś czasie zaczęły jej ciążyć powieki. – Położę się tylko na godzinkę – pomyślała. Szybko usnęła. Zmęczenie dało jej się we znaki.
Tak zastał ją Józef i z rozczuleniem popatrzył na swoją pierworodną. Okrył ją kocem i wychodząc zamknął od pokoju drzwi. – Niech śpi. Napracowała się bardzo. Należy jej się.
O dwudziestej potrząsnął jej ramię.
- Ula, obudź się. Kolacja na stole. – Ziewnęła i przetarła oczy.
- Kolacja? Jak to kolacja? Która jest godzina?
- Już ósma. Nie chciałem budzić cię wcześniej. Potrzebowałaś tego snu. Chodź. Herbata na stole.
Wypiła ją z chęcią, ale niewiele zjadła. Nie była głodna. Z przyjemnością wzięła długi prysznic i wskoczyła do łóżka.

Punktualnie o siódmej trzydzieści usłyszała dzwonek do drzwi. Przywitała się z przyjaciółmi wręczając im torby.
- Ta jest dla was. Będziecie mieć obiad na dzisiaj i trochę ciasta do kawy.
- Naprawdę? – Sebastian był zaskoczony. – Bardzo ci dziękujemy. Nie spodziewaliśmy się, że i o nas pomyślisz.
- Jak widzisz, pomyślałam. Mam nadzieję, że będzie wam smakować. Zabierz Viola to drugie ciasto, a ty Sebastian moją torbę. Ja zabiorę reklamówkę przeznaczoną dla nas. Możemy ruszać.
Będąc już w firmie poszły obie do bufetu i tam schowały wszystko w lodówce. Po drodze na piąte piętro omawiały jeszcze wydarzenia ostatniego tygodnia. W zasadzie to nic szczególnego się nie działo. Krzysztof w imieniu Marka podpisał dwie korzystne umowy a Alex zabrał dokumenty, nad którymi pracowała Ula.
- O tym musisz z nim pogadać, bo ja tak naprawdę nie wiem, co tam było. Siedziałam nad tymi nowymi umowami, bo prezes mnie o to prosił, a potem jeszcze poprawiałam zgodnie z jego uwagami. Był ze mnie zadowolony i pochwalił mnie. – Powiedziała z dumą.
- Fajne uczucie, co Viola? To naprawdę miłe, że ktoś cię docenia. Jesteś coraz lepsza, a ja jestem z ciebie dumna. Z nauką dajesz radę?
- Nie ze wszystkim. Mam trochę kłopotów ze statystyką.
- Przynieś jutro podręcznik. Jak będziemy mieć wolną chwilę, wszystko ci wytłumaczę.
- Dzięki Ula. Jesteś w tym najlepsza i masz do mnie cierpliwość.
- Nie jest tak źle Viola. Nawet jak nie zrozumiesz za pierwszym razem, to za drugim na pewno, a ja zawsze chętnie wyjaśnię. Wiesz co? To może ja pójdę teraz do Alexa i zobaczę, co zdziałał. Zrobisz nam kawy? To nie powinno potrwać długo i zaraz będę z powrotem.
- Dobrze, mogę zrobić, ale myślę, że on sam ci ją zaproponuje. Wiedziałaś o tym, że ma własny expres i parzy sobie espresso z włoskiej kawy? Nie korzysta z tej firmowej.
- Chyba masz rację. Idę.
Poszła w głąb korytarza i weszła do sekretariatu, w którym zastała pochyloną nad pocztą Dorotę.
- Cześć Dorotko. Alex u siebie?
- Witaj Ula. Dawno cię nie widziałam. Słyszałam, że Marek się połamał.
- No tak. Wieści szybko się rozchodzą. To prawda. Upadł tak nieszczęśliwie, że złamał i rękę i nogę. Jest w gipsie. Jeszcze trochę potrwa zanim wróci do pracy.
- Pozdrów go proszę ode mnie, a Alex jest. Możesz wejść.
Kiwnęła głową w podziękowaniu i zapukała cicho do drzwi. Wsunęła w nie głowę i uśmiechnęła się.
- Dzień dobry Alex. Mogę na chwilę?
- Ula. Witaj. Wchodź. Jasne. Usiądź, bardzo proszę. Napijesz się kawy? Właśnie zaparzyłem.
- Bardzo chętnie. Jeszcze nie piłam dzisiaj.
Nalał smolistego, parującego płynu do niewielkiej filiżanki i podał jej.
- Co u Marka?
- Okropnie marudny.
Roześmiał się. Pierwszy raz widziała, by śmiał się tak szczerze. Zawsze miał taki poważny wyraz twarzy. Zmartwienia, które dopadły go ostatnio, też nie wywoływały na niej uśmiechu, bo ciągle zadręczał się myślami o siostrze.
- A ty byłeś u Pauliny?
- Byłem i muszę ci powiedzieć, że bardzo jestem zadowolony z postępów, jakie poczyniła. Nadal nie pamięta wielu rzeczy, ale jednak posuwa się do przodu. Jestem wam bardzo wdzięczny, że wyszukaliście ten ośrodek. Powoli zaczynam utwierdzać się w przekonaniu, że wyjdzie z tego. Dobrze ją leczą. Widać to już gołym okiem. Jest o wiele spokojniejsza. Zredukowali jej leki uspokajające do niezbędnego minimum. Wyciszyła się. Często chodzi na spacery z Kasią mimo, że aura niezbyt sprzyja. Dobrze też wygląda. Wczoraj byłem na rozmowie z dyrektorką, która właściwie potwierdziła to, co zaobserwowałem sam. Jest bardzo zadowolona z postępów, a najbardziej z tego, że nie muszą stosować wobec niej żadnego przymusu. Bez sprzeciwu przyjmuje zaordynowane leki i nie buntuje się przeciwko jakiejkolwiek terapii. Ona naprawdę odżyła. Jeszcze za wcześnie, by mówić o jej wyjściu stamtąd, ale myślę, że za dwa, lub trzy miesiące będę mógł zabrać ją na przepustkę do domu. I jeszcze jedna ważna rzecz.
Wstał zza biurka i z czeluści szafy wyłowił złożony wózek inwalidzki.
- Zobacz, co zdobyłem. Nie będziesz się musiała teraz szarpać z Markiem, bo wózek wszystko ułatwi. Opowiadałem dyrektorce o wypadku Marka i wyobraź sobie, że sama zaproponowała mi ten wózek. Nawet nie musiałem za niego płacić. Powiedziała, że wypożycza go na czas jego rekonwalescencji. Jak wydobrzeje, zwrócimy go.
- To ładny gest z jej strony. Jak tam pojadę, osobiście jej podziękuję.
- A właśnie. Opowiadałem też o tym wypadku Marka Paulinie. Mówiłem, że musisz się teraz nim opiekować i nie będziesz mogła przyjeżdżać tak często, jakbyś chciała. Zmartwiła się i współczuła Markowi. Wydaje się, że zrozumiała. Ja jednak chciałbym cię zapytać, czy nie wybrałabyś się tam ze mną w środę do południa, jeśli oczywiście nie będzie nic pilnego. Zrobiłem ten bilans ostatniej kolekcji, który zaczęłaś i skończyłem go. To było chyba najważniejsze. Tak przynajmniej twierdziła Violetta.
Ula była wzruszona.
- Bardzo ci Alex dziękuję. Naprawdę nie spodziewałam się, że pochylisz się nad tym bilansem. Odwaliłeś kupę dobrej roboty. Obiecuję, że przy najbliższej, nadarzającej się okazji odwdzięczę ci się tym samym. Myślę, że mogłabym z tobą pojechać, jeśli pan Krzysztof nie będzie miał nic przeciwko temu. Bardzo chętnie odwiedzę Paulinę.
- A ja chciałbym dzisiaj odwiedzić Marka, jeśli się zgodzisz. Zabierzesz się ze mną. Weźmiemy też wózek.
- Marek na pewno się ucieszy. Tęskni za firmą i nie może znaleźć sobie miejsca. Ja chętnie skorzystam z podwózki, bo w lodówce w bufecie mam zaopatrzenie dla nas i to całkiem sporo. W związku z tym zapraszam cię też na domowy obiad.
- Dzięki Ula. W takim razie jesteśmy umówieni. Będę o piątej czekał na ciebie przy samochodzie.
Wyszła z gabinetu dzierżąc pod pachą stos segregatorów i powędrowała do siebie. Ucieszyła się, że odciążył ją z tym raportem o bilansie. Nie spodziewała się tego. Mile ją zaskoczył i nie tylko tym. Wieści o Paulinie były bardzo pozytywne i widać było, jak bardzo optymistycznie go nastroiły.

Podjechali na Sienną. Alex otworzył bagażnik i przyjrzał się krytycznie jego zawartości.
- Wiesz Ula, mam pomysł. Nie będziemy tego dźwigać. Rozłożę wózek i powkładamy do niego wszystkie torby. Tak będzie łatwiej.
Wjechali na dwunaste piętro. Ula wyciągnęła z torebki klucze i otworzyła drzwi. Przepuściła Alexa i usłyszała głos Marka.
- Alex! Dobry Boże! Skąd go wytrzasnąłeś!
- Spokojnie stary. Wszystko opowiem. Za chwilę. Przywiozłem twoją dziewczynę, żeby nie musiała się tłuc autobusem.
Ula podeszła do Marka i cmoknęła go w policzek.
- Witaj kochanie.
- I to wszystko? Nie przyjmuję takich buziaków. – Udawał obrażonego.
Przylgnęła do jego ust i dała mu całkiem sporego całusa. Odwróciła się do Alexa.
- Mówiłam ci, że jest marudny?
- I to jeszcze jak. – Z kuchni wyszła Helena. – Sama zachodzę w głowę, jak mogłam urodzić takie zrzędliwe dziecko.
Roześmiali się głośno.
- Bardzo pani dokuczył? Teraz ja przejmuję pałeczkę. Przynajmniej trochę pani odpocznie od jego narzekań.
- Heleno, zostaniesz jeszcze trochę? Ula obiecała mi domowy obiad. Po nim mógłbym cię odwieźć do domu.
- Bardzo chętnie skorzystam. Zadzwonię tylko do Krzysztofa, żeby nie przyjeżdżał.

Siedzieli przy stole racząc się pysznymi gołąbkami Uli. Alex opowiadał o Paulinie i jak udało mu się załatwić wózek inwalidzki. Mówił też o firmie i czym się aktualnie zajmują. Marek chłonął te wieści, jak gąbka i był nieszczęśliwy, że musi tkwić w domu, podczas, gdy tam dzieje się tyle ciekawych rzeczy.
- Marek, chciałem cię jeszcze o coś zapytać. Zgodzisz się, by w środę Ula pojechała ze mną do Pauliny? Wybralibyśmy się tam do południa i na pewno do domu wróciłaby na czas. Ja opowiadałem Paulinie, co się stało i że teraz na zmianę z Heleną zajmuje się tobą, ale wiesz… Niby zrozumiała, ale po jej minie widziałem, że jest rozczarowana. Liczyła, że Ula odwiedzi ją wkrótce.
- Ja nie mam nic przeciwko. Przecież mama tu będzie i poczeka, aż Ula wróci. Ja martwię się czym innym. Jak ty skarbie będziesz dojeżdżać stąd do pracy?
Spojrzała na niego zdumiona a potem wybuchła szczerym, głośnym śmiechem. Kiedy wreszcie uspokoiła się trochę i otarła łzy nim wywołane, powiedziała do skonsternowanego tym nagłym wybuchem wesołości, Marka.
- Marek. Tu funkcjonuje coś, co nazywa się komunikacja miejska. Całe życie korzystałam z niej i naprawdę nie jest taka zła. Tu niedaleko jest przystanek, więc nie martw się.
Miał minę zagubionego psiaka.
- No tak, całkiem o tym zapomniałem…
Teraz już śmiali się wszyscy. Alex poklepał go po ramieniu.
- Mówisz tak, jakbyś w życiu nie jeździł autobusami.
- Bo chyba nie jeździłem. Przecież zawsze miałem samochód, ale jak chcecie, to kpijcie sobie ze mnie. Na zdrowie.
Ula podeszła do niego i przytuliła jego głowę do swojej piersi.
- No, Dobrzański, nie obrażaj się, bo pomyślę, że jesteś rozpieszczonym synkiem mamusi.
- Przecież jestem synkiem mamusi i to w dodatku jedynym, prawda mamo?
- Prawda, ale pamiętaj, że już dawno wyrosłeś z pieluch. Dobrze kochani. My będziemy się zbierać. Uleńko, gołąbki były pyszne. Ja jutro będę tu koło ósmej trzydzieści, więc tę godzinkę spędzisz sam. Wiesz Ula – zwróciła się do Cieplakówny – ja nie wiem, czy jest sens tu przyjeżdżać. On jednak sobie nieźle radzi jedną ręką i myślę, że nie trzeba go tak bardzo niańczyć. Oczywiście, jeśli chcecie, będę przyjeżdżać, ale on już jest rozkapryszony, jak dzieciak, a co będzie później?
Ula uśmiechnęła się z sympatią do Heleny.
- Chyba ma pani rację. Pomyślimy nad tym i damy znać. Wiem przecież, że też ma pani sporo zajęć w fundacji. Porozmawiamy o tym jutro, dobrze?
- Dobrze. No idziemy. Do zobaczenia kochani.
Kiedy zostali sami, popatrzyła na niego groźną miną. Ujęła się pod boki i powiedziała.
- Marek, co ty wyprawiasz? Mama najwyraźniej jest już tobą zmęczona. Prosiłam cię, żebyś ją oszczędzał. Jutro jej powiem, że poradzę sobie. Niech nie przyjeżdża. Zaoszczędzę jej nerwów. Myślałam, że potrafisz zachować się, jak mężczyzna, tymczasem okazuje się, że wychodzi z ciebie duży dzieciak. Chyba nie wymagałeś od niej, żeby cię karmiła?
- Ula nooo…, o co ty mnie posądzasz? Ale chyba masz rację. Trochę przegiąłem. Lepiej niech nie przyjeżdża. Poradzę sobie. Jest wózek i będzie mi łatwiej. Zadzwonisz do niej wieczorem?
- Nie – odpowiedziała zdecydowanie. – Ty zadzwonisz i najpierw ją przeprosisz, a potem powiesz, żeby jutro nie przyjeżdżała. Ja przygotuję ci wszystko, co potrzebne. Będziesz to miał w zasięgu ręki, żeby się jak najmniej ruszać.
- Tęskniłem za tobą. – Powiedział ze skargą w głosie i spojrzał na nią żałośnie.
Usiadła obok niego i przytuliła się.
- Ja też tęskniłam, ale miałam tak strasznie dużo pracy. Nie przysparzaj mi jej jeszcze więcej. Wiem, że drażni cię ten stan i najchętniej zrzuciłbyś gips, ale musisz wytrzymać.
- Wiem skarbie, wiem…, choć czasem mnie to przerasta i jestem nie do zniesienia. Postaram się. Obiecuję. Bardzo cię kocham.



miki (gość) 2012.05.11 22:04
no Marka trzeba wziąć krótko inaczej wykończy wszystkich dokoła,a najlepiej znaleźć mu jakąś pracę którą będzie mógł wykonywać jedną ręką w domu np. na komputerze..Ula zasuwała w domu jak mały samochodzik,a Marek biadolił nad swoim nieszczęściem.
MalgorzataSz1 2012.05.11 22:22
Miki.
Kobiety mają zawsze przerąbane, a mówi się, że to słaba płeć. To kpiny. Kobieta zawsze pracuje na co najmniej dwóch etatach. Jeden, to praca zawodowa, a drugi to praca w domu. Jakby na to nie patrzeć, haruje około 16 godzin jeśli nie dłużej. Dodatkowy etat, to chory facet w domu. Prawdziwa masakra, bo nikt tak pięknie nie potrafi użalać się nad sobą, jak faceci właśnie.
Dziękuję za wpis i pozdrawiam.
monika_2601 (gość) 2012.05.12 01:08
Jaka ja jestem dumna z Violi!:p Moja krew!:p Studiuje pełną parą;) Noooo, tylko gdyby nie ta statystyka:p
Oj, ten Marek! Duże dziecko normalnie. Ulę wymęczył, ale mamę chyba jeszcze bardziej. Biedulka aż zaczęła się wykręcać od dalszej opieki nad synusiem. Tak to już jest z jedynakami:p A Aleks wózek wynalazł skądś! To ci niespodzianka. Prędzej bym się spodziewała, że zamiast wózka, to on trzyma w tych swoich szafach... no nie wiem, trumnę powleczoną pajęczynami:p
Fajny rozdział:) Czekam na następny.
Pozdrawiam
MalgorzataSz1 2012.05.12 10:29
Monika.

Wiedziałam, że wątek Violi będzie Ci się podobał. Dodam jeszcze, że panna Kubasińska nie powiedziała ostatniego słowa w temacie studiów i w jednym z kolejnych rozdziałów mocno zaskoczy swoich przyjaciół.

Cytat "monika 2601":
A Aleks wózek wynalazł skądś! To ci niespodzianka. Prędzej bym się spodziewała, że zamiast wózka, to on trzyma w tych swoich szafach... no nie wiem, trumnę powleczoną pajęczynami

Monia! Krztuszę się ze śmiechu, ale muszę to powiedzieć. Alex nie jest wampirem! Jego mroczną duszę można było posądzić o wszystko, ale o trzymanie w szafie obrośniętej pajęczyną trumny?
Niby co on miałby z nią robić? Sypiać w niej? Rozwaliłaś mnie kompletnie. Alex się zmienił, już nie jest taki, jak dawniej. No chyba, że nie zauważyłam, że w jego szczęce nadal tkwią dwa długie kły.
Dzięki Monika za kolejną dawkę humoru na dzisiejszy, ponury dzień (przynajmniej u mnie).
Pozdrawiam Cię cieplutko.
kawi :) (gość) 2012.05.12 16:27
Super notka, bardzo mi się podobała. Helena też nie umie wytrzymać ze swoim synem? Nie dziwię jej się, gdybym miała niańczyć 30 -letniego faceta, który tylko zrzędzi i marudzi to by mnie szlak trafiał! Ale Marek chyba zrozumiał, że źle robi i w jakimś stopniu się uspokoi. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Czekam na Cd ;]
pozdrawiam kawi :)
Shabii (gość) 2012.05.12 16:30
Witaj Małgosiu :)

Znalazłam dzisiaj chwilkę by usiąść spokojnie i przeczytać ten znakomity rozdział. Miałam trochę do zrobienia ale uporałam się z tym dość szybko i biorę się za komentarz. Tak więc rozdział jak zwykle bardzo piękny. Widzę, że Ula miała sporo roboty. Bardzo się cieszę, że zarówno Jasiek jak i Beatka jej pomogli, sama chyba nie dałaby rady tak szybko wszystko ogarnąć. Pracowała jak mróweczka. Posprzątała, zrobiła pranie i nagotowała tyle pyszności, że po przeczytaniu burczy mi w brzuchu. Chyba znów będę ględzić mamie, żeby mi takie jedzonko zrobiła. Nie dziwi mnie to, że po skończonej pracy padła jak przysłowiowy przecinak. Była tak umordowana, że zasłużyła sobie na odpoczynek. Nawet nie przypuszczała, że aż tyle spała. Gdy człowiek zmęczony to tak zazwyczaj bywa, że jak już uśnie to budzi się o nie wiadomo jakiej porze. Wiem, z własnego doświadczenia. Ostatnio budzę się w południe albo i później. Wstyd się przyznawać. Fajnie, że Sebastian zgodził się pojechać po Ulę. Faktycznie ciężko byłoby jej się zabrać samej z tym wszystkim autobusem. Ja jak gdzieś jadę a wiem, że mam dużo do zabrania bo i torba z ubraniami i laptop i torebka to sama ględzę, żeby ktoś mnie odwiózł. Wygodnicka jestem, nie? Mój ukochany często mi powtarza, że zachowuję się jak dama i nie wiem co to autobus. Przesadza troszkę, bo całe życie przemieszczam się tym środkiem lokomocji ale wiadomo jak mam tysiąc tobołów to nie uśmiecha mi się sterczeć na przystanku i później wlec się z tym wszystkim. Bardzo się cieszę, że powrót Uli do pracy nie był zbytnio męczący. Krzysztof, Violetta i nawet sam Aleks odwalili kawał dobrej roboty i trochę ją odciążyli. Widzę, że i u Pauliny coraz lepiej. Nie grymasi, przyjmuje leki, jest spokojniejsza, opanowana i szybko dochodzi do siebie, super. Pewnie strasznie się ucieszy, gdy Ula ją odwiedzi. Stęskniła się i widać, że bardzo była rozczarowana tym, że nie będzie jej teraz odwiedzać często bo musi zaopiekować się biednym marudnym Mareczkiem. Kolejny piękny gest ze strony pana Febo. Załatwił wózek dzięki któremu Marek będzie mógł się poruszać i zaproponował Uli podwózkę do domu. Fajnie z jego strony, że odwiedził Marka. O wiele bardziej lubię takiego Aleksa jak w twoim opowiadaniu. Dobry, wrażliwy, uśmiechnięty a nie wiecznie naburmuszony, groźny i zły jak w serialu. Czasem żałuję, że pan Jasek nie napisał jakiegoś wątku z tym, że się pojednali. Wtedy serial zakończył by się jeszcze piękniej bo nie byłoby żadnych nieprzyjemnych zdarzeń. Ciągle liczę na kontynuację choć chyba czas najwyższy pogodzić się z tym, że jej nie będzie - niestety. Jejku zamiast wypowiadać się na temat opowiadania to ja pierniczę głupoty. Dobra, za warkoczyk do pionu i skupiam się już na treści. No i doczekał się Mareczek na Ulę. Pewnie biedak już usychał z tęsknoty a i matce dał popalić. Rzeczywiście zachowuje się jak mały rozwydrzony dzieciak. Dobrze, że Ula go trochę opierniczyła. Musi zadzwonić do Heleny, przeprosić ją i dać wolne. Przecież coraz lepiej sobie radzi. Helena ma już swoje lata i nie może koło niego skakać. Ma mnóstwo swoich obowiązków. Ma fundację w której na pewno jej potrzebują, musi zaopiekować się Krzysztofem żeby się zbytnio nie przemęczał bo przecież też jest po ciężkiej chorobie. Ula jest młoda i ma więcej energii. Mam nadzieję, że Marek weźmie sobie to do serca i przestanie zachowywać się jak mały chłopiec. Wiem, że to żywy człowiek i osoba która nie potrafi usiedzieć w miejscu ale dobrze by było gdyby zaczął trochę radzić sobie sam. W przeciwnym razie tak się rozleniwi, że ciężko go będzie później przestawić i całe życie ktoś będzie musiał mu pomagać i służyć. Tak przecież być nie może. Zapomniałam jeszcze napisać, że jestem dumna z Uli. Namówiła ojca na wizytę u doktora. On też powinien się oszczędzać, nie jest z nim najlepiej a oni go przecież potrzebują. Nie mają matki i nie poradziliby sobie gdyby zabrakło jeszcze i ojca. Zbada się, dostanie leki i wszystko będzie dobrze. Ula przestanie się martwić i trochę chociaż się uspokoi. Piękne również z ich strony jest to, że co niedziela po mszy odwiedzają grób matki. Pamięć o zmarłych jest przecież bardzo ważna. Tym bardziej jeśli ten zmarły to ktoś naprawdę nam bliski. Małgosiu podsumowując część bardzo fajna, piękna, przyjemnie i miło się czytało. Kocham twoją twórczość i naprawdę nie wiem co bym zrobiła gdybyś przestała pisać. Musisz mi obiecać, że nigdy do tego nie dojdzie. Chyba umarłabym z tęsknoty za tymi cudeńkami. Nawet nie chcę o tym myśleć. Wiem, że jeszcze nie raz coś pięknego dodasz, ja będę śledzić na bieżąco i wyczekiwać każdego kolejnego wpisu a później z radością oddam się czytaniu i komentowaniu. Minęłaś się z powołaniem. Wspominałaś kiedyś, że podobnie jak panna Cieplak kochasz cyferki. Nie wątpię, że jesteś w tym mistrzynią ale pamiętaj, że jesteś niezastąpiona jeśli chodzi o pisanie. Wiele osób powinno się od Ciebie uczyć. Ja sama uczę się o Ciebie i choć daleko mi do niektórych z was to bardzo się staram. Co ja bym dała, żeby pisać tak jak między innymi ty. Jesteś wielka. Nic dodać - nic ująć. Chyba dostałam jakąś wenę na komentarz, bo napisał go dość szybko a niekiedy ślęczę bo zdania porządnie nie mogę napisać. Sprzyja mi chyba dzisiejsza niezbyt słoneczna aura. Dobra kończę bo nim doczytasz do końca to uśniesz.

"Być dobrym, to umieć się zatrzymać, ofiarować swój czas, pozwolić odczuć ciepło, obdarzyć życzliwym spojrzeniem, radosnym uśmiechem. Zaopiekować się kimś by serce tego kogoś, otwierało się jak kwiat w promieniach słońca..."

Pozdrawiam! :) :*
MalgorzataSz1 2012.05.12 19:37
Kawi.
Pamiętaj, że nie tylko trzydziestoletni faceci mogą być tacy upierdliwi w chorobie. Facet dwa razy starszy, to też wyzwanie dla kobiety. Marek trochę spasuje, choć tak się stanie pod wpływem słów Uli. Zrobi mu się po prostu głupio. Jutro postaram się dodać następny rozdział, więc zaglądaj tu, dobrze? Ostatnio znowu miałam problemy, by dodać powiadomienia na blogach działających na onecie.
Pozdrawiam Cię serdecznie.


Shabii.

Cytat "Shabii":
...po przeczytaniu burczy mi w brzuchu. Chyba znów będę ględzić mamie, żeby mi takie jedzonko zrobiła.

Twoja mama jest najlepszą mamą na świecie. Jak tylko Ci na coś przychodzi ochota, ona zawsze wprowadza to w czyn i serwuje potem różne smaczne rzeczy. Zazdroszczę Ci takiej mamy.

Cytat "Shabii":
Czasem żałuję, że pan Jasek nie napisał jakiegoś wątku z tym, że się pojednali. Wtedy serial zakończył by się jeszcze piękniej bo nie byłoby żadnych nieprzyjemnych zdarzeń. Ciągle liczę na kontynuację choć chyba czas najwyższy pogodzić się z tym, że jej nie będzie - niestety. Jejku zamiast wypowiadać się na temat opowiadania to ja pierniczę głupoty. Dobra, za warkoczyk do pionu i skupiam się już na treści.

I ja żałuję. Tyle wątków pozostało nie zamkniętych i nie wyjaśnionych do końca.
Nosisz warkoczyk Jakie to słodkie!

Cytat "Shabii":
Kocham twoją twórczość i naprawdę nie wiem co bym zrobiła gdybyś przestała pisać. Musisz mi obiecać, że nigdy do tego nie dojdzie. Chyba umarłabym z tęsknoty za tymi cudeńkami. Nawet nie chcę o tym myśleć. Wiem, że jeszcze nie raz coś pięknego dodasz, ja będę śledzić na bieżąco i wyczekiwać każdego kolejnego wpisu a później z radością oddam się czytaniu i komentowaniu. Minęłaś się z powołaniem. Wspominałaś kiedyś, że podobnie jak panna Cieplak kochasz cyferki. Nie wątpię, że jesteś w tym mistrzynią ale pamiętaj, że jesteś niezastąpiona jeśli chodzi o pisanie. Wiele osób powinno się od Ciebie uczyć. Ja sama uczę się o Ciebie i choć daleko mi do niektórych z was to bardzo się staram. Co ja bym dała, żeby pisać tak jak między innymi ty.

Shabii, nie mogę Ci obiecać, że nie przestanę pisać. Pewne jest, że nie chciałabym przestać, ale czy tak będzie? Naprawdę nie wiem. Coraz trudniej jest wymyślić coś oryginalnego. Ja też czasami siadam przed klawiaturą i mam pustkę w głowie. Póki co, następne opowiadanie czeka w kolejce już napisane. Jest krótkie, siedmiorozdziałowe. Zaczęłam też pisać następne. Mam nadzieję, że starczy mi weny.
Z powołaniem na pewno się nie minęłam, bo lubię to, co robię. Nie jestem mistrzynią cyferek, ale zawsze bardziej mnie ciągnęło do przedmiotów ścisłych niż do humanistycznych.
Mam wątpliwości, czy osoby piszące powinny się uczyć ode mnie i nie przemawia tu przeze mnie jakaś kokieteria. Ja sama czytałam na tym forum wiele lepszych opowiadań i to ja ciągle się uczę od ludzi.

Cytat "Shabii":
Dobra kończę bo nim doczytasz do końca to uśniesz.

Nie usnęłam a wręcz przeciwnie. Jak zobaczyłam ten cudny obrazek pod komentarzem, pociekła mi ślinka. Prawda, że te gołąbki wyglądają pysznie? I mnie przyszła na nie ochota, więc być może zaszaleję w tygodniu i zrobię. Rodzina się ucieszy, bo są ich wielkimi amatorami.
W cytacie zawarte właściwie wszystkie określenia dobrego człowieka. Sama też myślę bardzo podobnie.
Dziękuję Shabii. Rośniesz w siłę i w komentarze. Anisia może być dumna, bo znalazła godną następczynię. Zresztą pisałam jej o tym. Ja jestem z Ciebie dumna i to bardzo.
Pozdrawiam Cię ciepło i serdecznie.
danka69 (gość) 2012.05.12 23:08
Małgosiu, część przeczytana wczoraj późnym wieczorem ,ale dopiero teraz znalazłam chwilę na komentarz.
Nie jestem niestety miłośniczką gotowania, ale początek opowiadania sprawił ,że podsunęłaś mi trochę pomysłów na menu w najbliższym tygodniu. Wprawdzie gołąbki przygotowałam w ubiegły weekend i część zamroziłam, ale może krokiety. Sałatka warzywna przygotowała się dzisiaj.
Co do pierogów, to najlepsza w ich przygotowywaniu jest moja mama, ja tylko przygotowuję z nadzieniem owocowym. Jestem zwyczajnie leniwa w kuchni, nad czym trochę ubolewa moja rodzina. Wprawdzie mobilizuje mnie twierdząc, że jak coś już przygotuję to jest naprawdę świetne... , ale to tylko taka ich strategia. Lubię szybko i nieskomplikowanie, a jeśli chodzi o ciasta to już zupełnie "odpadam" twierdząc,że źle wpływają na sylwetkę..... .
Ula to tytan pracy na każdej płaszczyźnie.Nigdy nie było jej łatwo, stąd nie narzeka, tylko solidnie pomaga rodzinie a teraz jeszcze dochodzi rozkapryszony Marek. Myślę, że rozkapryszenie Marka wynika nie tylko z faktu ,
że jest jedynakiem z zamożnego domu. To w dużej części taki charakter, który można lekko jeszcze uformować, nad czym Ula już zaczęła pracować.Nie pozwoli mu na takie "rozmemłanie" i terror całego otoczenia. W imię miłości Marek pewnie odpuści i nie będzie taki uciążliwy.
Cieszy wracająca do zdrowia Paula i uczynny Aleks, którego mroczność powoli odchodzi w niepamięć.
A najbardziej cieszy mnie fakt, o którym dowiedziałam się z komentarzy, że kolejne opowiadanie jest już gotowe i pracujesz nad następnym. A nie mówiłam ,że Twoja wyobraźnia jest nieograniczona a dobre rzemiosło sprawia ,że z wielką przyjemnością czytam każdy kolejny rozdział. Może przeczytam coś nowego też jutro.... czy nie?
Serdecznie pozdrawiam, dobrej nocy.
MalgorzataSz1 2012.05.12 23:59
Danusiu.
Jest już bardzo późno i oczy się kleją, ale nie odmówię sobie przyjemności odpowiedzi na Twój komentarz, choć być może nie będzie ona imponująco długa.
Ja lubię gotować. To dlatego tak często pojawiają się u mnie wątki kulinarne. Ten rozdział też był taki, gastronomiczny. Ha, ha. Jeśli ktoś zaczerpnie inspirację i ugotuje coś, o czym tu napisałam, to będzie mi miło. Gołąbki robię często, bo "moi" je bardzo lubią. Też produkuję je w ilościach hurtowych i podobnie, jak Ty zamrażam. Pierogi robię rzadko, podobnie krokiety. Kiedyś piekłam bardzo często. Nie było weekendu bez dwóch blach ciasta. Teraz robię to bardzo rzadko. Jestem diabetykiem i nie mogę tego jeść. Pieczenie jest więc okazjonalne.

Jutro dodam nowy rozdział. Prawdopodobnie do południa. Potem mogę już nie mieć czasu. Jeśli zajrzysz więc wieczorem, to zastaniesz nową część.
Bardzo dziękuję Ci, że mimo tak późnej pory napisałaś komentarz.
Serdecznie Cię pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz