13 maj 2012 |
ROZDZIAŁ XVIII
W środę przed dziesiątą pojawił się w sekretariacie Alex. Wiedział już, że Krzysztof zgodził się, by zabrał Ulę do Pauliny. Przywitał się z nią i z Violettą. - Co Ula, możemy jechać? - Tak. Zamknę tylko komputer i ubiorę się. Viola, trzymaj rękę na pulsie. Jakby były ważne telefony, to zapisz i mów, że oddzwonię, jak wrócę. Skierował samochód na trasę wylotową z Warszawy. Spojrzał ukradkiem na Ulę i uśmiechnął się pod nosem. - Jak sobie radzisz z Markiem? Coś bardzo kapryśny się zrobił ostatnio. - Żebyś wiedział. Porozmawiałam sobie z nim poważnie po waszym wyjściu i zaczyna nieco zmieniać front. Jest dużym chłopcem, a ja nie zamierzam go niańczyć. Miałeś dobry pomysł z tym wózkiem. Bardzo ułatwił mi życie i jemu chyba też. Ciekawa jestem, co zastaniemy u Pauliny. Mam nadzieję, że nadal jest taka spokojna, jak mówiłeś. - Dzwoniłem tam. Mają zajęcia na świetlicy. Dyrektorka mówiła, że ona nagle odkryła w sobie pasję do robótek ręcznych. Podobno uczy się robić na drutach. Nigdy bym jej o coś podobnego nie posądził. Zwykle uciekała od takich zajęć. Nawet gotowania nie polubiła, choć przecież powinna je mieć we krwi. Jest pół Włoszką a Włosi słyną z umiejętności kulinarnych. Mama była wprawdzie Polką, ale gotowała znakomicie. Ona nie odziedziczyła po niej talentu. - Może teraz właśnie odkryje go w sobie. Jest zupełnie inna niż kiedyś. To ta choroba ją tak zmieniła. Zobaczysz, jak wyzdrowieje, będzie miłą, sympatyczną Pauliną. Jestem o tym przekonana. Dojechali i skierowali swe kroki wprost do dużego pomieszczenia przeznaczonego na świetlicę. Weszli do środka i rozejrzeli się. Dostrzegli ją. Siedziała przy jednym ze stolików i mozolnie przekładała oczka na drutach. Podeszli do niej. - Dzień dobry Paulina – powiedziała cicho Ula. Odwróciła się, a na jej twarz wypłynął szczęśliwy uśmiech. - Ula! Jak dobrze cię znowu widzieć. Tak się cieszę, że przyjechałaś. Witaj Alex. Siadajcie. Widzicie? - Pokazała druty. - Odkryłam nowe hobby. Uczę się robić na drutach. Nawet nie wiecie, jak to uspokaja. Bardzo to polubiłam. A ty Ula umiesz robić na drutach? - Kiedyś robiłam bardzo dużo rzeczy, ale od dawna nie zajmuję się tym i chyba wyszłam z wprawy. Pamiętam jednak, że takie robótki też mnie uspokajały. Alex rozejrzał się po sali i dostrzegł Kasię. - To wy sobie pogadajcie, a ja porozmawiam z Kasią. Kiedy zostały same, Paulina nagle spoważniała. Popatrzyła uważnie na Ulę. - Ula… Ja muszę ci coś powiedzieć… – Zaniepokojona jej wyrazem twarzy wbiła w nią wzrok. - O czym? – Paulina nerwowo splotła palce niemal je wyłamując. - Chyba sobie przypomniałam… Oczy Uli zrobiły się ogromne i przerażone. – Co sobie przypomniała? I dlaczego zachowuje się tak nerwowo? - Co sobie przypomniałaś? – Spytała z napięciem w głosie. Paulina ukryła w dłoniach twarz. - Boże…, nawet nie wiem, jak mam ci to powiedzieć. Tak mi wstyd. - Paulina, ja nie będę ci z niczego robić wyrzutów. Jeśli to, co pamiętasz jest dla ciebie czymś strasznym, to pomyśl, że to wszystko przez tę chorobę. To przez nią nie byłaś sobą i to od wielu lat. Ta choroba cię zmieniła. Sprawiła, że stałaś się zupełnie kimś innym. Inaczej nie wolno ci myśleć, rozumiesz? – Pokiwała głową. Długo zbierała się w sobie. Ula nie popędzała jej. Wiedziała, że musi mieć czas. Wreszcie zaczęła. - Przypomniałam sobie morze i ładny pensjonat. Byliśmy na wczasach Ja, Marek i jego rodzice. Nie byłam dla niego dobra. Ciągle krzyczałam i robiłam awantury, chociaż zupełnie nie wiem, z jakiego powodu. On wybiegł z pokoju tylko w szlafroku. Widziałam przez balkon, jak biegnie do morza. Przestraszyłam się. Zanim się ubrałam i wyszłam… O Boże…, on się topił. Mam to przed oczami, jakby zdarzyło się przed chwilą. Jakaś dziewczyna pochylała się nad nim. Odciągnęłam ją. Byłam wściekła. Myślałam, że go całuje. Okazało się, że ratowała mu życie. Udało mi się poskładać to do kupy. To byłaś ty Ula, prawda? To byłaś ty… Rozpłakała się gwałtownie. - Tak strasznie cię przepraszam. Nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło. Byłam zła na cały świat. On mnie już nie chciał… Odtrącał moje ręce… Ula. Ja muszę wiedzieć. Błagam, powiedz mi, bo wszystko mi się miesza… Dlaczego…, dlaczego on mnie nie chciał… Pogładziła ją po głowie. Wiedziała, że nastąpił przełom. - Cicho Paula, cichutko. Opowiem ci. Mam nadzieję, że przyjmiesz to ze spokojem i nie będziesz mieć do mnie żalu. Masz rację. Nie byłaś dla niego dobra. Byliście ze sobą od sześciu lat i przez ten cały czas ciągle podejrzewałaś go o romanse. Robiłaś mu awantury. Nie mógł tego znieść tym bardziej, że na początku były zupełnie nieuzasadnione. Pierwszy raz zdradził cię, kiedy rozpętałaś piekło i zarzuciłaś mu posiadanie kochanki, której nie miał. Posądziłaś o coś, czego nie zrobił. Pomyślał wtedy, że właściwie wszystko mu jedno. Obojętnie, czy ma kochankę, czy nie, ty i tak będziesz mu robić sceny zazdrości. - O Boże…, O Boże… Zgotowałam mu piekło na ziemi. Teraz rozumiem. Miał prawo odejść ode mnie. Będąc na jego miejscu też nie chciałabym mieć takiej kobiety. - Paulina, nie obwiniaj się. Nie byłaś wtedy sobą, to nie byłaś prawdziwa ty. Teraz nią jesteś. Zrozumiałaś i to jest najważniejsze. Gdyby nie ta choroba, która tak bardzo cię zmieniła, myślę, że nadal bylibyście razem. Nie chcę, żebyś pomyślała, że ja perfidnie wykorzystałam sytuację i odebrałam ci Marka. To nie było tak. Zanim zostaliśmy parą upłynęło bardzo dużo czasu, prawie rok. Zakochaliśmy się w sobie. To uczucie jest bardzo silne zarówno z mojej, jak i z jego strony. - Wiem Ula. Widzę to za każdym razem, jak tu jesteście. Nie obawiaj się, ja nie będę wam wchodzić w paradę. Cieszę się, że jesteście szczęśliwi. Zmarszczyła brwi, jakby chciała sobie jeszcze coś przypomnieć. - Zarzuciłam ci to, pamiętam. Zarzuciłam ci, że rozbiłaś nasz związek. Wrzeszczałam na ciebie. - Tak, – powiedziała cicho Ula – to prawda. Ale było, minęło. Nie myśl już o tym. - Mój Boże. Jak ty możesz mówić to tak spokojnie? Wyrządziłam ci tyle krzywdy, a ty nie odwróciłaś się ode mnie, pomogłaś. Nadal pomagasz. Jesteś aniołem w ludzkiej skórze. Jak ja Markowi spojrzę w twarz po tym wszystkim? - On nie ma do ciebie żalu. Gdyby tak było, nie przyjeżdżałby tutaj, nie odwiedzał cię. Wiesz, że ma złamaną rękę i nogę. Jest w gipsie. To dlatego nie mógł dzisiaj z nami przyjechać. - Tak… Alex mówił… - Otarła z twarzy resztki łez i spojrzała na Ulę poważnie. - Dziękuję Ula. Za wszystko. Jesteś bardzo wielkoduszna i wspaniałomyślna. Jesteś dobrym człowiekiem. Przepraszam cię raz jeszcze, że byłam taka okropna. – Pogładziła ją po dłoni. - Nie mówmy już o tym, Alex wraca. Podszedł do nich wolno, uśmiechając się. - Pogadałyście sobie? - Tak. Porozmawiałyśmy. Cieszę się, że Paulinie wraca pamięć. Jeszcze trochę i przypomni sobie wszystko. To dlatego, że jesteś taka zdyscyplinowana – zwróciła się do niej – i słuchasz lekarzy. Dyrektorka cię bardzo chwali i mówi, że jesteś niezwykle posłuszną pacjentką. Jak tak dalej pójdzie, to ani się obejrzysz i będziesz wśród nas. - Będziemy się zbierać sorella. Ty za chwilę masz obiad, a my musimy wracać do pracy. - Tak, tak, wiem. Kiedy przyjedziesz? – Spytała patrząc na Ulę. - Postaram się w przyszłym tygodniu. Marek bardzo absorbuje mój czas. Momentami zachowuje się, jak samolubny dzieciak, a i o swoją rodzinę muszę zadbać. Ale nie martw się. Na pewno znajdę czas, by odwiedzić cię ponownie. - Dziękuję Ula. Jestem ci bardzo wdzięczna. Postawiła ciężką siatkę przy drzwiach i sięgnęła po klucze. Otworzyła i cicho weszła do domu. Zobaczyła go śpiącego na kanapie z pilotem w ręku. Telewizor grał sobie a muzom. Uśmiechnęła się na ten widok. – Wyśpi się za wszystkie czasy.- Pomyślała. Przeszła na palcach do kuchni i wypakowała zakupy. Równie cicho podeszła do kanapy i uklękła przy niej. Pochyliła się nad nim i przytuliła usta do jego warg. Zamruczał słodko i oddał pocałunek. - Jeszcze raz… - wymamrotał. Roześmiała się i ponownie nachyliła nad nim. - Wstawaj śpiochu, życie prześpisz – wyszeptała. Objął ją zdrową ręką i mocno przytulił. - Nie mogłem się ciebie doczekać i usnąłem. Witaj kotku, jak minął dzień? - Dobrze. Byłam u Pauliny. Przypomniała sobie Jelitkowo i to, co się tam wydarzyło. Bardzo płakała i przepraszała mnie kilka razy. Boi ci się spojrzeć w oczy po tym, jak cię traktowała. Wytłumaczyłam jej, że to wina tej choroby. Trochę ją uspokoiłam. - Dobrze zrobiłaś. Ja już o tym zapomniałem i nie chcę do tego wracać. - Tak właśnie jej powiedziałam. Jesteś głodny? Ja zjadłabym konia z kopytami. Już od paru godzin burczy mi w brzuchu. - Ja też bym coś zjadł. - To poleż jeszcze chwilę, a ja idę coś przygotować. Chyba jest jeszcze barszcz. Zjesz? Podgrzeję krokiety. - Może być barszcz. Chętnie zjem. Zakrzątnęła się w kuchni. Z przyjemnością patrzył na nią. Była niezwykle zręczna, a robota paliła jej się w rękach. Nie minęło dwadzieścia minut i już stawiała przed nim czarkę parującego barszczyku i gorące krokiety. - Wiesz Marek, Paulina zadziwiła mnie dzisiaj. Ona naprawdę dużo sobie przypomniała. Myślę, że to kwestia kilku dni, a będzie wiedziała już wszystko. Pamiętała, że robiła ci awantury, ale już nie wiedziała, o co. Błagała mnie, żebym jej powiedziała. - I co, powiedziałaś jej? - Powiedziałam. Nie mogłam patrzeć, jak się zadręcza i płacze. Wyraźnie jest jej przykro, że była dla ciebie ciężarem przez tyle lat i sprawiła ci tyle kłopotów. Niewątpliwie ma wyrzuty sumienia. - Żal mi jej, naprawdę. Nie zdawałem sobie sprawy, że może być chora. Teraz przynajmniej wiem, że jej podłe zachowanie wynikało z choroby. Nie mówmy już o niej. Mamy przyjemniejsze rzeczy do roboty. - Tak? Na przykład, jakie? - Na przykład, takie. – Przyciągnął ją do siebie i zaczął namiętnie całować. Minęło kolejnych pięć tygodni. Była już naprawdę zmęczona tą sytuacją. Mieszkanie u Marka i cotygodniowe wyjazdy do domu dały jej w kość. Nie miała chwili na oddech. W pracy też się nie oszczędzała. Nagle pojawiło się kilku kontrahentów i Krzysztof poprosił ją, by towarzyszyła mu w spotkaniach biznesowych. Znał jej talent do ekonomii i wiedział, że gdyby coś przeoczył, ona na pewno to wyłapie i zwróci mu na to uwagę. Doceniał w niej, że była tak niezwykle dokładna i analizowała sens każdego słowa w umowach. Na nią też spadł obowiązek łagodzenia ataków histerii u mistrza Pshemko, a miewał je dosyć często. Zwykle robił to Marek. Jako jedyny potrafił go uspokoić. Teraz okazało się, że Ula była w tym niezastąpiona. Poza tym regularne wizyty u Pauliny. Rzeczywiście przypominała sobie coraz więcej i coraz częściej rozpaczliwie płakała przepraszając ją za wszystko. Miała dość. Była emocjonalnie wypruta. Dzisiaj wreszcie nadszedł ten dzień, kiedy miano Markowi ściągnąć gips. Alex kolejny raz okazał się niezwykle pomocny. Wiedział, że sama sobie z nim nie poradzi. Zaoferował swoją osobę i samochód. Była mu naprawdę wdzięczna. Wszedł właśnie do mieszkania i przywitał się z nimi. - I co przyjacielu? Dzisiaj koniec twojej męki, a przede wszystkim męki Uli. Dałeś jej w kość. Nie byłeś zdyscyplinowanym pacjentem. - Masz rację. Nie byłem. Mam nadzieję, że moje szczęście wybaczy mi to okropne zachowanie. - Zastanowię się jeszcze. – Mruknęła puszczając oczko do Alexa. – Gotowi? Jeśli tak, to jedziemy. Alex wypchał wózek z mieszkania i ustawił go obok windy. Zaczekał aż Ula pozamyka drzwi i ściągnął dźwig. Do szpitala dojechali bez przeszkód. Zdziwili się, bo na izbie nie było prawie ludzi. Szybko dotarli do właściwego lekarza. On zanim zadecydował o ściągnięciu gipsu, zabrał Marka na prześwietlenie. Oglądał jeszcze mokre zdjęcia z uwagą. - Wygląda na to, że wszystko ładnie się zrosło. Uwolnimy pana od tej zbroi, ale jeszcze przez dwa tygodnie będzie pan przyjeżdżał na rehabilitację. – Marek jęknął. - Czy to konieczne? Nie mógłbym ćwiczyć w domu? - Jeśli jest pan konsekwentny i obieca, że będzie ćwiczył codziennie, pozwolę na to. Zresztą to leży w pana interesie. Jak zaniedba pan ćwiczenia, ręka i noga nie dojdą do sprawności i pozostaną usztywnione. - Przysięgam, że będę ćwiczył. - No dobrze. Tu ma pan zestaw ćwiczeń. Za dwa tygodnie chcę tu pana widzieć na kontroli. Wtedy się okaże, ile warte są pana zapewnienia. A teraz tniemy. Na podłogę spadały kolejne kawałki gipsu, a on oddychał coraz swobodniej. Wreszcie lekarz zdjął ostatni. - Proszę poruszać palcami ręki. Boli pana? - Nie, tylko jest słaba. - To zupełnie normalne po tylu tygodniach usztywnienia. Teraz noga. Da pan radę zgiąć? - Zrobił to z niemałym trudem. Na czoło wystąpiły mu kropelki potu. – Proszę poruszać palcami. – Zrobił to. - Dobrze. Na te dwa tygodnie dostanie pan kule. Długie, aż pod pachy. To po to, by nie obciążać ręki. Proszę oszczędzać nogę i nie starać się od razu stąpać na całej stopie. Będzie to możliwe, gdy stanie się mocniejsza. Wszystko jasne? - Jak słońce – uśmiechnął się do lekarza. - Tu daję panu kule. Proszę spróbować wstać i oprzeć się na nich. No, nie jest tak źle. Proszę też zabrać ten zestaw ćwiczeń. Widzimy się za dwa tygodnie, jeszcze przed świętami. Pożegnał się z doktorem i wolno wykuśtykał na korytarz i dołączył do czekającej na niego Uli i Alexa. - Jestem wolny. Muszę ostro ćwiczyć przez dwa tygodnie, żeby dojść do sprawności. - Siadaj na wózek, bo zanim dojdziemy do samochodu, to renta nas zastanie. – Alex odebrał od niego kule i pomógł mu usiąść. – Jedziemy do domu. Pomógł Marka jeszcze dotransportować do drzwi i powiedział. - Poradzisz sobie, tak? Ja muszę wracać do pracy. – Ula uśmiechnęła się do niego serdecznie. - Bardzo ci dziękuję Alex. Aż boję się pomyśleć, co by było gdybyś nam nie pomógł. Jesteśmy ci bardzo wdzięczni. - Nie ma sprawy Ula. Ja zawdzięczam wam również bardzo dużo. Trzymajcie się. Uciekam. Ściągnęła mu płaszcz i szalik, a na nogi włożyła kapcie. Podała mu kule. - No, radź sobie. Wstał z wózka opierając się mocno na nich i doszedł wolno do kanapy. Usiadł na niej ciężko. - Zrobisz kawy? - Zrobię. Zaraz przyniosę. Podała mu parujący kubek i sama usiadła obok. Upiła łyk i popatrzyła na niego uważnie. - Marek. Zostanę tu jeszcze do końca tygodnia. Potem wracam do domu. Spojrzał na nią zaskoczony. - Dlaczego? Źle ci ze mną? - Dobrze mi z tobą. Przecież kocham cię nad życie. Zrozum. Ja już dłużej nie dam rady. Jestem taka zmęczona, że najchętniej pojechałabym do tej twojej chaty i zaszyła się w niej na dwa tygodnie. To zaczyna mnie przerastać. Nie jestem w stanie tak dłużej funkcjonować. Tydzień u ciebie, potem dwa dni harówy w Rysiowie, osiem godzin w firmie z ciągle strzelającym focha Pshemko, pomoc w nauce Violetcie i wizyty u Pauliny. To za dużo, jak na mnie. Ja fizycznie nie daję rady, choć robię dobrą minę do złej gry. – Rozpłakała się żałośnie. – To ponad moje siły. Nie jestem z kamienia Marek. Zrobiło mu się przykro. Nie mógł znieść widoku jej łez. Przytulił ją do siebie i ucałował z czułością w skroń. - Tak bardzo cię przepraszam skarbie. Za dużo wrzuciłem na twoje barki i w dodatku byłem taki zrzędliwy. Masz rację. Nie mogę cię tak dłużej wykorzystywać. Jeśli chcesz, zadzwonię do Seby, żeby jeszcze dzisiaj odwiózł cię do domu. Ja jakoś sobie poradzę. - Nie Marek. Dopilnuję jeszcze twoich ćwiczeń. Będziesz ćwiczył przy mnie. Ja muszę mieć pewność, że wykonujesz zalecenia lekarza. Jest poniedziałek. Do piątku powinieneś się już trochę wzmocnić. Wzmocnić na tyle, że będziesz w stanie przygotowywać sobie posiłki i ubierać się samodzielnie. W sobotę rano pojadę do Rysiowa. - Dziękuję kochanie i jeszcze raz bardzo cię za wszystko przepraszam. Była twarda. Nie dawała mu forów. Była głucha na jego pojękiwania i ślepa na grymasy wykwitające na jego twarzy. Z żelazną konsekwencją wymagała od niego tyle, ile przewidywał program ćwiczeń. Taka postawa wobec niego zaczęła przynosić spodziewane rezultaty. Dłoń wzmocniła się do tego stopnia, że mógł w niej unieść kubek pełen herbaty. Drżała jeszcze nieco, ale zdecydowanie była silniejsza. Podobnie było z nogą. Zginając ją nie odczuwał już prawie bólu. Po ćwiczeniach brała do ręki żel przeciwbólowy i wmasowywała mu w miejsca po złamaniach. Po takich zabiegach odczuwał wyraźną ulgę i poprawę. Widział, jak bardzo jest zdeterminowana i nie marudził już tak, jak dawniej. Podziwiał ją, że po ośmiu godzinach ciężkiej pracy jest w stanie poświęcić na jego rehabilitację całe popołudnie. Był jej bardzo wdzięczny i kochał ją z każdym dniem coraz mocniej. Czy jest na świecie kobieta, która zrobiłaby dla niego aż tyle? Mocno w to wątpił. Wiedział, miał świadomość, że robi to wszystko z wielkiej miłości do niego. Czas, jaki mu poświęciła, nie poszedł na marne. Z każdym dniem stąpał pewniej i był silniejszy. Nie omieszkał podzielić się dobrymi nowinami z Sebastianem. Przy okazji poprosił go, by w sobotę rano zawiózł Ulę do Rysiowa. - Nie ma sprawy stary. Powiedz jej, że będę koło dziesiątej. Za te pyszności, którymi nas kiedyś obdarowała mógłbym wozić ją do końca życia. - Dzięki Seba. Nie chciałem, żeby tłukła się autobusem przez ponad godzinę. Ma ze sobą bagaż, a ja nie mógłbym jej nawet odprowadzić na przystanek. W sobotę rano spakowała resztę swoich rzeczy. Z wielkim smutkiem patrzył jak zamyka torbę. Poczuł się nagle opuszczony tak, jak wtedy, gdy uciekła z firmy do Jelitkowa. Podszedł do niej i zamknął ją w swoich ramionach. - Tak mi przykro skarbie, że mnie opuszczasz. Ten dom będzie pusty bez ciebie. Może zamieszkałabyś ze mną? Ja bardzo bym chciał mieć cię ciągle przy sobie. – Spojrzała na niego zdziwiona. - Zamieszkać z tobą? Jako kto? - Jako moja dziewczyna. - Nie Marek. Wybacz, ale to chyba nie jest dobry pomysł. Niech zostanie tak, jak jest teraz. To była sytuacja wyjątkowa. Potrzebowałeś pomocy. Dzięki Bogu radzisz już sobie świetnie, a ja będę wpadać z wizytą. - Dzięki tobie jest świetnie. No dobrze – westchnął. – Skoro tak wolisz, ja nie będę naciskał. Rozległ się dzwonek do drzwi. Wyplątała się z jego ramion i poszła otworzyć. Na progu stał uśmiechnięty Sebastian. - Jesteś gotowa Ula? - Tak. Daj mi jeszcze minutkę. Ubrała płaszcz, czapkę i szalik. Podeszła do Marka i wtuliła się w jego usta. - Trzymaj się kochanie i ćwicz. Ja wpadnę w poniedziałek po pracy. Do zobaczenia. Patrzył na nią smutnym wzrokiem dopóki nie zamknęły się za nią drzwi. Zgodnie z obietnicą rzeczywiście przyjeżdżała do niego codziennie. Było to możliwe dzięki Sebastianowi, który w drodze do swojego mieszkania zahaczał o Sienną. Niestety do Rysiowa jeździła już autobusem. Marek miał wyrzuty sumienia. Z jednej strony chciał, by zostawała u niego jak najdłużej, z drugiej drżał, by nie spotkała ją jakaś niemiła przygoda podczas powrotu do domu. Starał się więc nie przeciągać tych wizyt. Takie wyjście też nie było idealne, ale była zdeterminowana i przysięgła sama sobie, że jak najszybciej pomoże mu dojść do dawnej sprawności. Czas mocno ją ograniczał, jednak jakoś radziła sobie. Wpadała na Sienną. Szybko przygotowywała jakiś posiłek a po nim zmuszała go do morderczych ćwiczeń. Była chyba bardziej zdyscyplinowana i konsekwentna niż on. To musiało przynieść pozytywne rezultaty i istotnie tak było. Po dwóch tygodniach zjawił się wraz z Ulą na chirurgii w szpitalu. Lekarz zbadał go bardzo dokładnie i z zadowoleniem mruknął. - No nieźle, nieźle… Widzę, że jednak sporo czasu poświęcił pan ćwiczeniom. Jest już prawie dobrze. Proszę utrzymać takie tempo ćwiczeń, jak do tej pory, jeszcze przez tydzień i zacząć stąpać na całej stopie. Zwolnienie daję jeszcze tylko na ten czas. Potem może pan wracać do pracy. Był szczęśliwy. Nareszcie koniec jego męki, a przede wszystkim męki Uli. Obiecał sobie, że już nigdy nie dopuści, by miała wracać autobusem do domu. Za każdym razem drżał, kiedy wieczorem opuszczała Sienną i szła na przystanek. To kosztowało go zbyt wiele nerwów. Będzie spokojniejszy odstawiając ją co dnia pod dom. Wyszli ze szpitala i podeszli do czekającego na parkingu Sebastiana. Odwiózł ich do domu, a sam wrócił do stęsknionej Violetty. |
kawi :) (gość) 2012.05.13 12:06 |
No i wszystko wróciło do normy :) Bardzo się ciesze, że Marek zrozumiał, że źle robił, przeprosił za to Ulkę i wszystko gra. Ja na jej miejscu też bym nie wytrzymała fizycznie. Chociaż ja coś o tym wiem, bo sama jeszcze niedawno miałam kupę na głowie i ledwo dawałam radę. Dobrze, że Ula jest takla konsekwentna, bo pewnie gdyby nie ona, to Dobrzański zaniedbał by tą rehabilitację, a tak to jest wszystko w porządku. Jakoś nie umiem wyobrazić sobie gdy Paulina okazuję skruchę i płacze i jest w ogóle taka miła. To taka fajna odmiana. Dobrze, że wszystko już sobie przypomniała. Jestem ciekawa co wydarzy się w następnych częściach. pozdrawiam kawi :) PS. Może już się domyśliłaś, ale wolę to napisać. Notka fantastyczna, bardzo mi się podobała. :) |
MalgorzataSz1 2012.05.13 12:20 |
Kawi. Ty, jak zawsze czujna i pierwsza do komentowania. Bardzo mnie to cieszy. Onet ostatnio znowu pokazuje pazurki i trudno coś dodać na blogach. Ula jest bardzo zmęczona ale też zdeterminowana. Dzięki jej uporowi Marek dochodzi do dawnej sprawności. Powolutku, wszystko zaczyna działać tak, jak powinno. Paulina ma jeszcze spore luki w pamięci, ale to już tylko kwestia czasu i przypomni sobie wszystko. Złagodniała i poszło w niepamięć jej dawne szaleństwo. Wrócił, można by powiedzieć, jej pierwotny charakter, tak bardzo wypaczony przez tę chorobę. Zaczyna być miła a o to przecież chodzi. Dziękuję Kawi za komentarz. Serdecznie Cię pozdrawiam. |
Shabii (gość) 2012.05.13 15:22 |
Witaj Gosiu :) :* Znalazłam jednak dziś czas by wejść, przeczytać i skomentować. Część wspaniała, bardzo optymistyczna. Cieszę się, że Paulina przypomniała sobie już bardzo wiele i przeprosiła Ulę. Widzę, że znalazła sobie również nowe hobby. Nie ukrywam, że jestem zaskoczona, że tak polubiła haftowanie. To nie w stylu Pauliny, choć w sumie teraz może być w jej stylu, zmieniła się i widać to gołym okiem. Taka Febo jest o wiele fajniejsza. Biedny Mareczek znów musiał tęsknić. No ale taka kolej rzeczy. Ula musiała iść do pracy, jechać do Pauli bo w końcu obiecała to jej i Aleksowi. Widać jak bardzo jest już zmęczona. Krąży między Sienną, firmą a Rysiowem. Ona jest bardzo pracowita i pomocna ale na dłuższą metę nikt nie dałby rady. Podoba mi się to, że stara się jak może wszystko pogodzić. Obiecała pomóc Violi i w miarę swoich możliwości robi to. Bardzo pomaga Krzysztofowi, Markowi. Jest skrupulatna i ambitna. Rzadko zdarzają się tacy ludzie jak ona. Takich jak Ula powinno się nosić na rękach i ze świecą szukać. Znów pyszny obiadek zaserwowałaś głównym bohaterom. Krokiety i barszcz - pysiota. Szkoda, że Ula nie zgodziła się zamieszkać z Markiem. Myślę jednak, że Dobrzański nie raz jeszcze poruszy ten temat i w końcu Ula się zgodzi. Może zamieszka z nim kiedyś już nie jako dziewczyna ale narzeczona? Mam wielką nadzieję, że niebawem dojdzie do zaręczyn. Świetnie, że Markowi zdjęli już gips. Teraz czuje się o wiele lepiej, luźniej i swobodniej. Kolejny piękny gest Aleksa. Rzeczywiście bez niego pewnie nie daliby sobie rady a tak pomógł im i wszystko bardzo szybko załatwili. Brawa dla Marka! Obiecał lekarzowi, że będzie ćwiczył i ćwiczy jak szalony. On sam przecież też chciałby już normalnie się poruszać i wie, że bez rehabilitacji może mu się to nie udać. Fajnie, że otuchy dodaje mu Ula. Widać jak go mobilizuje i zarazem pilnuje by się nie opuszczał i codziennie starał się by jego kości były tak sprawne jak przed tym niefortunnym wypadkiem. Wierzę, że już niebawem będzie jak młody duch, pełen energii i siły. Wróci do pracy i odetchnie z ulgą. Sebastianowi nie wypadało odmówić odwiezienia Uli. Zaopatrzyła ich w taki pyszny obiadek, że pan Olszański zdeklarował się, że może ją wozić już zawsze. Taki prywatny szofer. Wydaje mi się, że Mareczek jednak by się na to nie zgodził. Mógłby być trochę zazdrosny mimo, że Seba ma dziewczynę którą bardzo kocha. Pewnie jak tylko już całkowicie stanie na nogi to sam będzie woził i przywoził Ulę byle tylko nic jej się nie stało i byle mieć ją non stop blisko siebie. Gosiu rozdział jak już wyżej napisałam piękny, cudowny, uroczy i myślę, że mogę powiedzieć wesoły. Wszystko zaczyna wychodzić na prostą. Czekam z niecierpliwością na kolejne części równie fantastycznie, miłe i długie jak ta dzisiejsza. "Powietrze, światło, odpoczynek uzdrawiają, lecz największe ukojenie płynie z kochającego serca" "Każdy akt życzliwości niesie z sobą nagrodę w postaci pozytywnych emocji" Buziaczki :) :* |
MalgorzataSz1 2012.05.13 16:35 |
Shabii. Muszę zacząć od tych pięknych zdjęć. Gdzie Ty je wygrzebujesz? To pierwsze przypomina mi mój własny koszyk z wełenkami, bo jeszcze od czasu do czasu coś dłubię na drutach, a to drugie, wypisz wymaluj, obiad podany przez Ulę. Śliczności. To prawda, że "Każdy akt życzliwości niesie z sobą nagrodę w postaci pozytywnych emocji". Im bardziej Ula jest życzliwa i pomocna ludziom tym bardziej naładowana pozytywnymi emocjami. Mimo, że jest już zmęczona, to ma poczucie dobrze wykonanego obowiązku, choć trudno nazwać to, co robi dla Marka obowiązkiem, bo robi to z wielkiej miłości, a to, że odwiedza Paulinę, płynie z jej dobrego serca i wielkiego współczucia. Oświadczyny oczywiście będą, ale chyba w przedostatnim rozdziale. Będzie jeszcze niespodzianka, ale bardzo miła. Obiecuję, że żadnych dramatów już nie zaserwuję. Dość ich już było. Przed Wami jeszcze sześć rozdziałów, więc nie tak wiele. Wkrótce dowiecie się więcej i o innej bohaterce tego opowiadania, która zaskoczy wszystkich. Mówię o Violetcie. Dziękuję Shabii. Nie przestajesz mnie zadziwiać swoją pomysłowością. Pozdrawiam Cię serdecznie. |
miki (gość) 2012.05.13 21:12 |
No to Ula wraca do domu ,choć Marek wolałby by została u niego,ale na to musi się jeszcze trochę postarać.Ula nie jest kobietą która pcha się facetowi zaraz do mieszkania.By taki krok nastąpił potrzebne są konkretne kroki uczynione przez Marka. W OGÓLE Marek W SWOJEJ CHOROBIE skupił się tylko na sobie a trochę zapomniał o Uli i teraz musi to odrobić. |
danka69 (gość) 2012.05.13 21:19 |
Małgosiu, część bardzo optymistyczna.Paula wraca
do normalności, trzeźwo i rozsądnie ocenia swoje dotychczasowe
zachowanie, niestety naznaczone chorobą. Nie wszystko sobie przypomina,
ale to co pamięta bardzo krytycznie ocenia, zdając sobie sprawę jak
krzywdziła wszystkich wokół. Ula, przy swojej bezgranicznej dobroci
bardzo łagodnie przedstawia, uzupełnia fakty, które uciekły Pauli z
pamięci. Marek wreszcie pozbywa się balastu i przy pomocy Uli, głównie jej determinacji dochodzi do coraz lepszej sprawności fizycznej. Ula jest kompletnie wyczerpana obowiązkami ostatnich tygodni. Pęka, nie wytrzymuje fizycznie i chyba też psychicznie. Dobrze ,że otwarcie mówi o tym Markowi, który nawet nie zdaje sobie sprawy, że nadmiar obowiązków, z których Ula doskonale się wywiązuje jest jednak ponad jej siły. Facetom, często o rzeczach ,naszym zdaniem oczywistych trzeba zwyczajnie mówić. Mają zupełnie odmienną optykę na wiele spraw.My kobiety , pracujące na kilku etatach ( praca zawodowa, dom ) często zapominamy upomnieć się o siebie. A mężczyźni myślą , że skoro nic nie mówimy to jest dobrze i tak powinno być. Jeśli jest tylko miłość, może jest to banalne co powiem, ale ona pozwala bez większego trudu zmienić drugiego człowieka, zrozumieć jego zachowanie, wypracować olbrzymie pokłady cierpliwości , itd. Uli dobroć rodzi dobroć w Marku i w zachowaniach innych osób z nią obcujących. Oczywiście w codziennym życiu te "banały" nie zawsze się sprawdzają ,ale czemu nie cieszyć się fikcją literacką i pomarzyć o wszechobecnej , bezgranicznej miłości i dobroci. Małgosiu jesteś mistrzynią w tworzeniu takiego świata, który sprawia ,że poprawia mi się zawsze nastrój po przeczytaniu twojego opowiadania. Czekam na kolejne optymistyczne części. A jeszcze jedno. Wracając do poprzedniej, kulinarnej części, mam pytanie .Czy kluski śląskie to te z dziurką( zeimniaki plus mąka ziemniaczana) czy też te przygotowywane z tartych ziemniaków i mąki z mięsnym nadzieniem, na które u nas mówimy pyzy.Proszę Cię Małgosiu o wiarygodne doprecyzownaie tematu , bo mam jakiś bałagan w nazewnictwie, wręcz niewiedzę w temacie tych klusek.... . Pozdrawiam |
MalgorzataSz1 2012.05.13 21:24 |
To prawda Miki. Marek dość egoistycznie podszedł
do swojej choroby, ale już o tym pisałam we wcześniejszych
komentarzach. On trochę jest rozpieszczony, to dlatego tak bardzo cackał
się z sobą, czuł się nieszczęśliwy i dawał wszystkim popalić. Na
szczęście to już poza nim, a Ula będzie mogła odpocząć. Myślę, że teraz rozdziały będą pojawiać się częściej. Co drugi dzień. Zapraszam Cię więc serdecznie do czytania dalszych części, których nie zostało już tak wiele. Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam. |
MalgorzataSz1 2012.05.13 21:51 |
Danusiu. Zacznę może od tych klusek. Te z dziurką i mąką ziemniaczaną, to kluski śląskie nazywane tutaj guminklejzami, bo są trochę gumiaste i się ciągną, ale cały w tym ich smaczek. Kluski z utartych i wyciśniętych przez płócienną ściereczkę, ziemniaków też z dziurką ( nawiasem mówiąc), tutaj nazywają się kluskami polskimi lub ciemnymi kluskami. Jedne i drugie są pyszne, ale kluski śląskie są zdecydowanie mniej pracochłonne i robi się je szybko. Kluski polskie wymagają więcej pracy. Nie wiem, czy cokolwiek Ci wyjaśniłam, ale sądzę, że te same kluski mają różne nazwy w zależności od regionu Polski. Co do bystrości facetów, to w pełni się z Tobą zgadzam. Facet zupełnie inaczej patrzy. Jeśli kobieta się nie skarży, to nawet, gdyby harowała, jak przysłowiowy wół, on tego nie zauważy i nawet do głowy mu nie przyjdzie tak oczywista myśl, że może by jej pomóc. I to niby my jesteśmy tą słabszą płcią? Koń by się uśmiał. Myślę, że nawet wielka miłość nie jest w stanie zmienić takiego faceta. Oni chyba maja to w genach. My i oni to dwa różne poziomy wrażliwości. Nie twierdzę tutaj, że mężczyzna nie może być wrażliwy. Może, ale zdarza się to niezmiernie rzadko i to u mężczyzn, u których dominuje pierwiastek kobiecy. Typ Mucho, nie będzie się uwrażliwiał. On jest silnym, twardym facetem. Baba jest od roboty, on stworzony został do wyższych celów. Nie twierdzę oczywiście, że Dobrzański właśnie taki jest. On wykorzystuje otoczenie z pobudek czysto egoistycznych i chyba nawet nie zdaje sobie sprawy, że w jakiś sposób rani najbliższe mu osoby. On czuje się taki biedny, sfrustrowany i co? Miałoby nie być nikogo, kto pocieszy i przytuli? Nic z tego. On sobie to załatwił. Jest ukochana Ula i mamusia, która przecież nie odmówi pomocy. To tyle na dzisiaj moich wywodów. Cieszę się, że tak często tu zaglądasz i komentujesz. To dla mnie ważne. Od przyszłego tygodnia będę dodawać rozdziały, co drugi dzień. Następny ukaże się więc we wtorek. Już Cię zapraszam do czytania, choć jak wiesz, piszę właściwie tylko nierealne bajki dla dorosłych. Ale pomarzyć czasem dobra rzecz. Kiedy źle mi w realnym świecie wtedy uciekam do takich bajek, w których wszystko jest piękne i zawsze kończy się szczęśliwie. Serdecznie Cię pozdrawiam i bardzo dziękuję za wpis. |
danka69 (gość) 2012.05.13 22:17 |
Małgosiu, dziękuję za szybką reakcję na mój komentarz.Odnośnie klusek to te polskie ,ciemne są bez nadzienia czy z nadzieniem.Jestem w tym temacie dociekliwa, ponieważ miałam w ubiegłym roku małą uroczystość rodzinną i ustalałam menu w restauracji .Zamiast ziemniaków zamówiłam kluski śląskie ,te ciągnące się, bo je w domu lubimy i często je przygotowuję. No i była niespodzianka, bo podano nam kluski ciemne, z mięsnym farszem w środku bez dziurki. No i trochę się pogubiłam stąd moje pytanie do żródła. Co do kolejnych części cieszę się ,że w cyklu dwudniowym będziesz je wstawiać.Co do mężczyzn to chyba nie mam już nic do dodania,może poza tym ,że moją uwagę o zmianie charakteru mężczyzny pod wpływem wielkiej miłości zaczerpnęłam z życia, szkoda tylko że nie z autopsji.... .W związku z tym jak mi jest bardzo źle to zaglądam na Twój blog i "łagodzę" swoją nieszczęśliwość czytając Twoje opowiadanka. Wiesz co Małgosiu, trochę mam wyrzuty sumienia. Chyba jestem " jedynym pasożytem" wśród Twoich komentujacych czytelniczek, która nie pisze nic własnego.... . a na twój blog zaglądam codziennie przed zaśnięciem, lub odrobinę wcześniej. Jutro matura z biologii..... . Kolejna porcja nerwów. Pozdrawiam |
monika_2601 (gość) 2012.05.14 01:29 |
Już myślałam, że nie dam rady dziś przeczytać, ale się udało:) Niestety komentarz będzie krótki:/ Moje pierwsze spostrzeżenie po tym rozdziale i najważniejsze pytanie: na jakim etapie jest znajomość Aleksa i Kasi?:D Eh, Paulina i robótki ręczne. Normalnie mi się to w głowie nie mieści. Cóż za drastyczna przemiana! Ale najwyraźniej wraca już do zdrowia. Wszystko sobie powoli przypomina i w końcu potrafi to właściwie ocenić. Wie, że źle postępowała i widać, że zależy jej na tym, żeby już nie wrócić do takiego stanu. To chyba dobry znak. Marek nareszcie uwolnił się od gipsu. Co za ulga! Dla Uli oczywiście;p Bidulka ale sajgon miała z tym gagatkiem. Dał jej popalić, nie ma co. Ależ z tej naszej Uli tradycjonalistka. Jako jego dziewczyna nie chce z nim zamieszkać. Ciekawe co powie jak zaproponuje jej awans na żonę?;p Pozdrawiam i czekam na cd. |
MalgorzataSz1 2012.05.14 06:45 |
Danusiu. Kluski polskie są z dziurką, bez żadnego nadzienia. Jada się je z gęstym sosem, roladą mięsną i czerwoną kapustą. Tak przynajmniej jest tutaj. To, o czym mówisz i co podano w restauracji to zwyczajne pyzy z mięsem bez dziurki. Dziurka jest obowiązkowa, bo pozwala zatrzymać sos na klusce. Nie musisz mieć wyrzutów sumienia z powodu tego, że nie piszesz opowiadań, choć ja uważam, że byłabyś w tym świetna. Dziewczyny, które tu komentują, mają dłuższy staż pisarski niż ja. Publikują i na blogach i na forum "Brzyduli". One mają też większe doświadczenie ode mnie w tym temacie. Poza tym uważam, że albo ktoś czuje potrzebę pisania, albo tylko czytania i w niczym nie jest to naganne. Jak to mówią "Jeden lubi kwiatki, drugi lubi bez". Za maturę z biologii i ja trzymam kciuki, choć jestem przekonana, że Twoje dziecko poradzi sobie świetnie. Nie stresuj się tak. Pozdrawiam. Monika. Ty dociekliwa istotko. "Na jakim etapie jest znajomość Aleksa i Kasi?" Znajomość ta jest na bardzo wstępnym etapie. W końcu ona się opiekuje Pauliną, a on niewinnie poszedł ją "tylko" wypytać o postępy leczenia. Ula chociaż raz może być tradycjonalistką. Nie zawsze musi ulegać Markowi. Oczywiście jako żona nie miałaby już absolutnie żadnych oporów, no bo jak by to wyglądało. Są po ślubie i mieszkają osobno? Pozdrawiam Cię cieplutko i dziękuję za wpis. |
danka69 (gość) 2012.05.14 21:22 |
Małgosiu, jesteś niezwykle taktowną i przemiłą osobą. Dziękuję. Myślę, jestem przekonana i bez krzty kokieterii jednoznacznie stwierdzam, że absolutnie nie nadaję się do pisania opowiadań . Wszystkie blogowiczki, na czele z Tobą Małgosiu to dziewczyny z niezwykłą fantazją , wyobraźnią do tego "bardzo zebrane w sobie", precyzyjnie , spokojnie artykułujące swoje myśli. Ja jestem kompletnym przeciwieństwem Was, nawet w komentarzach specjalnie nie panuję nad formą i treścią przekazu. Skoro nie widzisz Małgosiu nic nagannego, w tym ,że jestem tylko czytelniczką, to bezwzględnie przy tym pozostanę. Co do moich komentarzy to przepraszam, że często wrzucam wątki nie związane z treścią przeczytanej części ( kluski ,matura mojej córki, kogo to interesuje poza mną... ). Wynika to z faktu, że czuję się na Twoim blogu niezwykle dobrze, prawie jak u siebie w domu . Małgosiu, już o tym pisałam wcześniej, ale Twoja "gościnność" i szacunek dla czytelniczek są godne podkreślenia. Ponadto, o czym również wcześniej pisałam Twoje opowiadania niosą ze sobą tyle bogatych treści z realnego życia, wiele mądrości , nad którymi warto się zatrzymać i zastanowić. No i pozwalają marzyć o szczęściu, zgodzie, miłości i takich tam.... . Czekam zawsze niecierpliwie na kolejna część i tak jest również dzisiaj. Moja ekstrawertyczna natura mnie pozwala mi wspomnieć ,że biologia była trochę "dziwna", ale poszała nienajgorzej .Jutro ostatni "ważny" przedmiot - chemia. Później pozostaną już tylko przyjemności ( ustny polski i angielski). Gorąco Cię pozdrawiam |
MalgorzataSz1 2012.05.14 22:12 |
Danusiu. Nawet nie wiesz, jak miło było mi przeczytać te słowa tak bardzo dla mnie pochlebne. To prawda, że szanuję czytelnika, bo uważam, że taki szacunek jak najbardziej mu się należy za to, że wchodzi na mój blog i go czyta. Poświęca swój czas właśnie dla mnie, a ja jestem wdzięczna za każdą wizytę tutaj i za każdy komentarz. Twoje uwielbiam właśnie za to, że nie tylko komentujesz treść przeczytanego rozdziału, ale również dzielisz się ze mną swoimi troskami i problemami. To dla mnie zaszczyt, że chociaż znasz mnie jedynie wirtualnie, to potrafisz pisać o takich rzeczach. Może trochę przesadzam, ale poczytuję to, jako pewien rodzaj zaufania, które sobie niezwykle cenię. Mówiłam Ci, byś się tak nie stresowała. Zaufaj swojemu dziecku i temu, co ma w głowie. Jej samej zależy, by przebrnąć przez maturę jak najlepiej. Nie pokazuj jej swoich obaw, ale dopinguj ją, pociesz i wspieraj. To ma o wiele lepsze działanie, niż ciągłe gonienie do nauki. Z tego, co pisałaś mi wcześniej wnioskuje, że jest ambitną dziewczyną i choćby z tego powodu nie zawali egzaminów. Powtarzaj jej, że jesteś z niej dumna. Ona naprawdę to doceni. Cieszę się, że dobrze czujesz się na moim blogu. Bardzo chciałam, by tętnił życiem. By nie tylko widniały tu komentarze dotyczące opowiadanie ale też takie, jak Twoje. One wiele dla mnie znaczą i zawsze wypatruję ich z ciekawością. A za jutrzejszą chemię też zacisnę kciuki. Tak na wszelki wypadek. Dziękuję Danusiu i pozdrawiam cię serdecznie. Jutro po południu dodam kolejny rozdział, a Ty musisz się ze mną koniecznie podzielić wiadomością o tym koncertowo zdanym egzaminie z chemii, którą ja osobiście bardzo lubiłam. |
danka69 (gość) 2012.05.14 23:23 |
Małgosiu, bardzo króciutko bo jest już trochę późno. To prawda. Wzbudzasz zaufanie, które pozwala mi pisać trochę więcej niż tylko komentarze do kolejnej części opowiadania. Jestem trochę gadułą, ale też nie zawsze. Muszę mieć partnera do rozmowy, który odbiera na podobnych falach. Wirtualnie jest troszeczkę trudniej odebrać właściwie , prawdziwe intencje drugiej osoby/rozmówcy, łatwiej to uczynić w bezpośredniej rozmowie. W Twoim Małgosiu przypadku, nie mam z tym problemu. Twoje opowiadania, mimo bajkowych treści są tak wiarygodne, jak ich autorka. Ja tak Cię postrzegam. Co do mojej córki, to mój stres i presja nie wynika z tego ,że jest nieodpowiedzialna i muszę ją gonić do nauki.Wynika zupełnie z czegoś innego.Jak ja zdawałam na studia byłam zdana tylko na siebie ( prości , niezamożni rodzice i dość ambitna jednostka, czyli ja). Okupiłam to wszystko sporą pracą, stresem itd. .W przypadku mojej córki jest zupełnie inaczej. Ma inne możliwości, bo i czasy inne, spore zdolności, ale też nie ma takiej samodyscypliny i determinacji, jaką ja miałam, która nadal jest konieczna by realizować swoje cele i marzenia. Bardzo bym chciała by uniknęła rozczarowań zaraz na początku.Jak nie dostanie się na wymarzone studia, to będzie jej trudno zebrać się ponownie i o nie powalczyć. Stąd moje naciski o koncentrację i determinację, właśnie tu i teraz. Jestem bardzo z niej dumna, o czym jej mówię dość często.Nawet po dzisiejszej biologii, kiedy zrobiła kilka błędów i nie była do końca zadowolona, starałam się wyciągnąć na plan pierwszy te dobre rzeczy, i podkreślić jak świetnie poradziła sobie z innymi trudnymi pytaniami, bo tak rzeczywiście było.Jutro pisze chemię, którą ja również bardzo lubiłam. Przyznaję ,że mój poziom z tego przedmiotu po tylu latach jest już żaden.Ale z matematyki daję jeszcze radę z niektórych działów, również z matury rozszerzonej ( ciągi , logarytymy itd.) co wywołuje u mojego dziecka niemałe zdziwienie... .Z taką matką jak widzisz nie jest łatwo. Małgosiu i tak o to miało być krótko.... bo jest przecież bardzo późno... . Trzymaj proszę jutro kciuki od 14-tej do 17-tej za chemię. Nie dziękuję. Spokojnej nocy. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz