15 maj 2012 |
ROZDZIAŁ XIX
Zima zagościła na dobre. Śnieg pokrył grubą, puchową kołdrą wszystko dokoła sprawiając, że świat wyglądał bajkowo i nierealnie. Sypało niemal każdego dnia. Jedni cieszyli się z tego, inni wręcz przeciwnie. Była druga połowa grudnia. Święta zbliżały się wielkimi krokami. Ten nastrój zaczął udzielać się pracownikom Febo&Dobrzański. Sprowadzono dorodne, żywe choinki, które przystrojone świątecznymi bombkami, ozdabiały hol każdego piętra biurowca. Ula z Violettą przyszły wcześniej. Chciały i one wprowadzić nieco świątecznej atmosfery. Marek miał wrócić dzisiaj do pracy. Ustroiwszy najpierw niedużą choinkę w sekretariacie, kończyły ubierać drugą, nieco mniejszą, u Marka w gabinecie. Spojrzały z dumą na swoje dzieło i uśmiechnęły się do siebie. - Będzie miał niespodziankę. – Powiedziała Viola. – Nadal chodzi o kulach? - Już nie. Całkiem dobrze mu idzie poruszanie się bez nich. Nawet ostatnio wsiadł w samochód i pojechaliśmy po zakupy. Jest już zdrowy, a ja wreszcie trochę odpocznę. - No, nieźle dał ci popalić przez te dwa miesiące. - To prawda. Na szczęście to już poza nami. Teraz trzeba skupić się na świętach. - Też tak uważam. – Dobiegł do nich głos od drzwi. Odwróciły się, jak na komendę i zobaczyły Dobrzańskiego z radosnym uśmiechem na twarzy. - Witam moje ulubione dziewczyny. Podszedł do Uli i wycisnął na jej ustach siarczystego buziaka. – Widzę, że pamiętałyście i o mnie? – Wskazał na stojącą na biurku choinkę. – Dziękuję. Jesteście wspaniałe. - No szefie, mamy nadzieję, że ty o nas też nie zapomnisz przy rozdziale świątecznych premii. – Viola przeszła do konkretów. Roześmiał się na całe gardło. - Nie zapomnę, zapewniam cię. - To ja zostawiam was samych. Pewnie chcecie pogadać. – Kubasińska wyszła z gabinetu cicho zamykając drzwi. Przytulił się do Uli obejmując ją rękami. - Stęskniłem się za tobą. - Tak? – Spytała udając zdziwienie. – Widzieliśmy się zaledwie wczoraj. - Ciągle za tobą tęsknię nawet wtedy, kiedy wiem, że siedzisz tuż za ścianą. Nic na to nie poradzę. - Powiedział żałośnie. Pogładziła go po szorstkim policzku. - Przecież zawsze jestem obok. Nie masz prawa narzekać. A teraz wprowadzę cię w kilka spraw. Chciałabym się urwać dzisiaj ze dwie godziny wcześniej, jeśli nie masz nic przeciwko temu. - Beze mnie? A dokąd się wybierasz? - Do galerii. Chciałam kupić jakieś prezenty rodzinie. - Nie chcesz żebym z tobą jechał? - Nie gniewaj się, ale wolę sama. - A ja chciałem cię odwieźć do domu. Nie chcę żebyś jeździła autobusem. Zróbmy tak. Jak już wszystko załatwisz, dasz mi znać, gdzie jesteś a ja podjadę. Na pewno będziesz miała dużo pakunków. - No dobrze. Ten ostatni argument przeważył. Postaram się załatwić wszystko jak najszybciej. W takim razie teraz idę po dokumenty. Musisz wiedzieć, co się działo przez ten czas, jak cię nie było. Postanowiła jechać do Złotych Tarasów. Miała nadzieję, że tam najszybciej uda jej się coś wybrać dla bliskich. Standardowo miało być to coś z odzieży. Ciągle mieli w niej jakieś braki szczególnie Beatka, która rosła, jak na drożdżach. Dostrzegła na wystawie ładne, długie do kolan i wyściełane kożuszkiem, dziecięce kozaczki. Weszła do sklepu i przyjrzała im się dokładnie. – W nich nie zmarznie na pewno. Może szaleć na śniegu do woli. Te, które kupiłam w zeszłym roku, cisną ją w palce. Nie zastanawiała się długo i kupiła je. Z prezentami dla męskiej części rodziny naprawdę jej się poszczęściło. Natknęła się na promocję zimowych kurtek w bardzo atrakcyjnych cenach. Wybrała właściwe rozmiary i dokonała zakupu. Wzięła też dla każdego ciepłą, wełnianą czapkę i szalik, a Betti dodatkowo rękawiczki. Teraz mogła pomyśleć o prezencie dla Marka. Chciała, żeby było to coś wyjątkowego i symbolicznego. Weszła do sklepu jubilerskiego i ciekawie przyjrzała się precjozom umieszczonym w gablotach. Dostrzegła w jednej z nich złoty wisior. Miał dość gruby łańcuszek a zawieszka przedstawiała złamane na pół serce o nieregularnym obrysie. Pomyślała, że kupi takie dwa. Na jednym da wygrawerować „Marek”, a na drugim „Ula”. Spojrzała na cenę i uśmiechnęła się w duchu. Mogła sobie pozwolić na taki zakup. Było ją stać. Poprosiła ekspedientkę i spytała, czy możliwe jest wygrawerowanie imion na zawieszkach. - Nie ma problemu. Robimy takie rzeczy od ręki. Mamy tu na miejscu grawera, który zaraz się tym zajmie. Proszę tylko podać imiona. Nie czekała dłużej niż dwadzieścia minut. W końcu kobieta zjawiła się wręczając jej umieszczone w ozdobnych, aksamitnych pudełeczkach oba wisiory. Schowała je pieczołowicie do torebki. Spojrzała na zegarek. Była za piętnaście piąta. Ucieszył ją fakt, że tak szybko uporała się z zakupami. Teraz może zadzwonić do Marka. Podjechał na parking przed galerią, wysiadł i rozejrzał się. Dostrzegł ją. Stała w podcieniach kuląc się od podmuchów mroźnego wiatru. Podszedł najszybciej, jak mógł. - No już jestem. Zmarzłaś pewnie. Trzeba było poczekać w środku. Odnalazłbym cię przecież. - Jakoś nie przyszło mi to do głowy. – Powiedziała z rozbrajającą szczerością. Uśmiechnął się pobłażliwie. - Oj Ula, Ula… To co, zbieramy się. Wezmę te torby. Sporo kupiłaś. - Miałam szczęście. Była promocja kurtek zimowych. Kupiłam i tacie i Jaśkowi. Mam nadzieję, że będą zadowoleni. - Na pewno. Wsiadaj. Zaraz włączę ogrzewanie. Będzie ci cieplej. Ruszył wolno i włączył się do ruchu. Zerknął na jej zaczerwienione policzki. - Cieplej ci trochę? - Tak. Już całkiem dobrze. Nie zmarzłabym tak, gdyby nie ten wiatr. Jest lodowaty. - A dla mnie też masz prezent? – Spytał przekornie. Spojrzała na niego z wyrzutem w oczach. - Nie zasłużyłeś na niego. Byłeś okropny. Ale pomyślę. Może uda mi się kupić wielką rózgę, którą przetrzepię ci tyłek. Rozchichotał się na całego. - Wiem kotku, że nie miałaś ze mną lekko, ale i tak mnie kochasz. – Spojrzał na nią filuternie. Naburmuszyła się. - Nie lubię cię, jesteś nieznośny. - Ale kochasz. – Pogładził ją po twarzy. – Ja kocham cię nieprzytomnie. Bardziej niż własne życie. Dojechali. Powyciągał z bagażnika zakupy. - Pomogę ci. Wejdę z tobą, może załapię się na jakąś herbatę. - Załapiesz się na obiad. Przecież nic nie jedliśmy. Weszli do środka otrzepując głośno buty ze śniegu. Niemal natychmiast zmaterializowała się przy nich Betti i z piskiem rzuciła się Markowi na szyję. Wyszedł i Józef z uśmiechem przypatrując się tej scence. - Beatka, udusisz go. Pozwól mu się rozebrać. - A co tam masz? – Wskazała na liczne torby stojące przy ścianie. - To nic takiego Betti. Trochę ubrań dla mnie. Byliśmy z Ulą na zakupach. Musiał skłamać. Wiedział, że najmłodsza latorośl Cieplaków wierzy jeszcze w świętego Mikołaja i nie chciał psuć niespodzianki. Po takich wyjaśnieniach mała straciła całkowicie zainteresowanie zakupami i pociągnęła go do kuchni. - Chodź, pokażę ci moje nowe rysunki. Ula dyskretnie wyniosła torby do swojego pokoju i dobrze ukryła. Wiedziała, że żadne z nich nie ma zwyczaju grzebać w jej rzeczach, ale trochę ostrożności nie zawadzi. Po chwili dołączyła do Marka. Józef nalewał im już zupę na talerze i stawiał na stole. Zjedli ją ze smakiem. Rozgrzała ich. Na stół wjechały kopytka z mięsem i surówka. - Pychota. – Mruknął Marek. – Mam szczęście. Nie liczyłem na taki wspaniały obiad. – Józef poklepał go po ramieniu. - Cieszę się, że ci smakuje synu. Jedz. Miło zrobiło mu się na sercu, gdy Józef nazwał go synem. Czuł się przynależny do tej rodziny. Traktowali go, jak jej członka. - Gdzie spędzasz święta? Może przyjechałbyś do nas w pierwszy dzień na świąteczny obiad? - Bardzo chętnie przyjadę. Zwykle spędzam wigilię u rodziców, a potem różnie. Bywało, że przez całe święta siedziałem u nich. Wiem, że w tym roku chcieli zaprosić Ulę w drugi dzień świąt, ale o tym pewnie sami ci powiedzą, więc nie zdradź, że wiesz to ode mnie. Nie za bardzo wiem, jakie plany ma Alex. Oboje Febo też zawsze byli na wigilii. - Jutro go zapytamy. Jeśli Paulina ma zostać w ośrodku, to byłoby niedobrze, gdyby miał spędzić święta sam. Posiedział jeszcze trochę gawędząc z Ulą i Józefem o zbliżającym się Bożym Narodzeniu. Koło ósmej wstał od stołu i zaczął się z nimi żegnać. - No, pora już na mnie. Zasiedziałem się. W przedpokoju ucałował czule swoje kochanie mówiąc. - Widzimy się jutro skarbie. Jutro też będę musiał jechać po jakieś drobne prezenty dla pracowników. Zabiorę ze sobą Sebastiana. Zwykle pomaga mi w takich zakupach. Jak wrócimy pomożecie nam je porozdzielać. Lecę już, bo noc mnie zastanie. Dobranoc kotku. Następnego dnia Ula natknęła się na Alexa przy windach. Ucieszyła się. - Jak dobrze cię widzieć Alex. Wczoraj rozmawialiśmy o tobie z Markiem. Chcieliśmy cię o coś zapytać. Mógłbyś wpaść do Marka koło ósmej? Chyba jeszcze go nie ma, a koło dziewiątej ma jechać po prezenty dla pracowników. - Pewnie. Nie ma problemu. Przyjdę. Paulina was pozdrawia. Byłem tam dwa dni temu i muszę ci powiedzieć, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Naprawdę nie spodziewałem się, że ta terapia tak korzystnie na nią podziała. To prawdziwy cud. Ciągle jest w dobrym humorze. Wręcz tryska nim, ale tak normalnie, zdrowo. Nie jak wtedy, gdy była taka chorobliwie pobudzona. - Bardzo się cieszę Alex. To naprawdę dobre wiadomości. Drzwi windy otworzyły się na piątym piętrze. Pożegnała się z nim i weszła do sekretariatu. Już odzwyczaiła się od odbierania poczty u Ani w recepcji. Violetta zwykle przyjeżdżała przed nią i ona to robiła. Tym razem nie było inaczej. Była na posterunku. Zaraz za Ulą wszedł Marek i przywitał się z nimi. Pociągnął Ulę do gabinetu, by tam przywitać ją mniej oficjalnie. Kiedy oderwał się od jej ust, powiedziała. - Spotkałam Alexa. Będzie tu za pół godziny. Trzeba obgadać te święta i wypytać go. - Dobrze skarbie. Ja teraz pójdę na chwilę do Sebastiana. Muszę z nim pogadać. Na ósmą będę. Punktualnie o umówionej godzinie zjawił się Febo. Ula zrobiła wszystkim kawę i kiedy spokojnie usiedli, Marek powiedział. - Chcieliśmy z tobą pogadać o świętach, to znaczy gdzie je będziesz spędzał. Co z Pauliną? Zostanie na ten czas w ośrodku? Może udałoby się załatwić jakąś przepustkę? - O tym samym pomyślałem. Jadę tam dzisiaj i pomówię z dyrektorką. Jeśli się zgodzi, będę też musiał pogadać z Pauliną. Byłem nie tak dawno u Krzysztofa i rozmawiałem z nim. Oni chcą mnie widzieć w wigilię. Paulinę zresztą też. Krzysztof chyba wybaczył jej ten skandal. Obwiniał się nawet o to, że ją tak potraktował, ale przecież nie mógł wiedzieć, że jest psychicznie chora. Powiedział, że oboje z Heleną ucieszyliby się, gdyby była z nami. - W takim razie nie trać czasu. Jeśli nie masz na dzisiaj nic pilnego, jedź już teraz. Ja na pewno będę na wigilii, a w drugi dzień świąt prawdopodobnie przyjadę z Ulą. Powiedz Paulinie, że wszyscy na nią czekamy. - Dzięki Marek. W takim razie będę się zbierał. Przekażę Adamowi trochę spraw i poinformuję Krzysztofa, że jadę. Zaparkował przed wejściem do ośrodka. Wszedł do budynku natykając się w holu na Martę Michno. Uśmiechnął się. Podszedł do niej i przywitał się. - Dzień dobry pani dyrektor. Ja właśnie do pani. Zanim pójdę do siostry chciałbym z panią porozmawiać. Ma pani chwilkę? - Dzień dobry panie Febo. Oczywiście. Proszę do mnie, do gabinetu. Ściągnął szalik i płaszcz rozsiadając się wygodnie w fotelu. Usiadła naprzeciw i uśmiechnęła się z sympatią. Polubiła go. Był jednym z nielicznych, którzy tak często bywali z odwiedzinami u umieszczonych tu bliskich. Ceniła go bardzo za to poświęcenie dla siostry i jego wielkie przywiązanie do niej. - To co pana do mnie sprowadza? - Zbliżają się święta. To bardzo rodzinny czas. Chciałbym zapytać, czy istnieje możliwość, że mógłbym na te kilka dni zabrać siostrę do domu. Nie chciałbym broń Boże zepsuć jej terapii, ale szczerze mówiąc byłoby mi bardzo przykro, gdybym musiał ją tu zostawić. Ja ściśle dostosuję się do zaleceń i będę pilnował, aby regularnie zażywała leki. - Właściwie to nie ma żadnych przeciwwskazań. Ona od dłuższego już czasu zachowuje się niemal normalnie. Jednak musi jeszcze tu wrócić, by móc okrzepnąć i utrzymać ten stan. Zaopatrzę pana we wszystkie leki, które zażywa. Nie sądzę, by powrócił ten niekontrolowany okres ataków wściekłości i myślę, że doskonale sobie pan z nią poradzi. Jeśli dostosuje się pan do zaleceń nie spodziewam się żadnych niespodzianek z jej strony. Myślę, że powinien pan przyjechać po nią dzień przed wigilią, a wrócić z powrotem następnego dnia po świętach. Proszę jej też nie zostawiać samej i nie wypuszczać bez osoby towarzyszącej na miasto. To zbyt wiele bodźców i mogłaby nie znieść takiej konfrontacji z rzeczywistością zbyt dobrze. - Nawet pani nie wie, jak bardzo jestem wdzięczny. Przyjadę zatem przed wigilią, a teraz pójdę do niej, jeśli pani pozwoli. - Oczywiście. Jest w swoim pokoju. Czeka na zajęcia, więc proszę zbytnio nie przedłużać wizyty. Nie chciałabym, aby je straciła. Każda godzina terapii, to dla niej szansa na całkowite wyjście z choroby. Zajęcia zaczynają się o jedenastej. Myślę, że to dość sporo czasu, by ją przygotować i porozmawiać. - Jeszcze raz bardzo dziękuję. Do zobaczenia. Prosto z gabinetu udał się na piętro. Wszedł cicho do pokoju. Siedziała z nosem przytkniętym do okiennej szyby i gapiła się na stado wron dreptających po śniegu. - Witaj siostra. – Powiedział cicho. Odwróciła się od okna i uśmiechnęła promiennie. - Alex! Co za niespodzianka! Ale się cieszę! – Uściskała go mocno. – Siadaj. Przysiadł na brzegu łóżka i ujął jej dłonie. - Byłem przed chwilą u dyrektorki. Pytałem, czy mogę cię zabrać na święta do domu. Zgodziła się. Mówi, że całkiem dobrze sobie już radzisz i nie powinno być problemu. Widział, jak pojaśniały jej ze szczęścia oczy. - Naprawdę? Mogę być w święta w domu? Nie mogę w to uwierzyć. - Uwierz sorella, bo to prawda. Muszę ci jeszcze coś powiedzieć. Dobrzańscy, jak co roku urządzają wigilię. Zaprosili nas na całe święta. Będzie też Marek, a w drugi dzień świąt przyjedzie Ula. Wszyscy nie mogą się ciebie doczekać. - Dobrzańscy zaprosili mnie na święta? Po tym, co im zrobiłam, oni chcą mnie widzieć? Boję się Alex tego spotkania. Co ja im mam powiedzieć? - Nic nie musisz im mówić ani tłumaczyć. Oni wiedzą, że zachowywałaś się tak przez tę chorobę. Wybaczyli ci. Teraz przecież jesteś już zupełnie innym człowiekiem. Zabierzemy ze sobą leki, które bierzesz tutaj. Będziesz je przyjmować i wszystko będzie w porządku. Przekazuję ci też pozdrowienia od Uli i Marka. On niedawno wrócił do pracy po tych złamaniach. Oboje się cieszą, że spędzisz te święta w domu. - Och Alex! Jestem taka podekscytowana. Cieszę się, że ich zobaczę, choć nadal boję się spotkania z Krzysztofem i Heleną. Pogłaskał ją po szczupłej dłoni. - Zobaczysz, że będzie wszystko dobrze. Gwarantuję ci. Przyjadę po ciebie dzień przed wigilią i zawiozę prosto do Dobrzańskich. Oni przygotowali już twój dawny pokój. Poczujesz się, jakbyś wróciła do lat dzieciństwa. To miłe, prawda? - Tak… myślę, że tak… Tuż przed jedenastą odprowadził ją pod drzwi świetlicy i pożegnał się. Postanowił wrócić jeszcze do firmy i podzielić się z Ulą i Markiem dobrymi nowinami. Rozsiadł się w fotelu w gabinecie Marka i opowiadał im przebieg rozmowy z dyrektorką i z Pauliną. - Ona jest pełna obaw. Boi się spotkania z twoimi rodzicami. Ma świadomość, jak bardzo ich zraniła wywołując ten skandal. Uspokoiłem ją, że oni jej wybaczyli i że to od nich wyszło zaproszenie na święta. - Dobrze zrobiłeś. Ona już nie jest tą osobą, którą była kiedyś. Jestem pewna, że to będą bardzo udane święta. Spojrzał na nią z wdzięcznością. - Dziękuję ci Ula. Ty zawsze wiesz, jak podtrzymać człowieka na duchu. Rzędy kolorowych, ozdobnych toreb stały ustawione pod ścianą sali konferencyjnej. Na szklanym stole, stojące w szeregu, pyszniły się butelki szampana i wysokie kieliszki a obok rwały oczy półmiski ze smacznymi, małymi kanapeczkami, koreczkami i innymi przystawkami. Marek wraz z Sebastianem otwierali butelki i wlewali do kieliszków pieniący się szampan, a Alex rozdzielał je wśród przybyłych. Krzysztof uniósł swój i zaczął przemowę. Podziękował wszystkim za całoroczny trud i serce, jakie włożyli w przygotowania każdej z kolekcji. Docenił Pshemko wychwalając jego wielki talent. Wśród tych licznych podziękowań znalazły się również i te przeznaczone dla Uli i Violetty. Obie pokraśniały z zadowolenia. Viola uściskała mocno Ulę. - Dziękuję Ula. To wszystko dzięki tobie. – Szepnęła jej na ucho. - Nieprawda Viola. Sama wiele osiągnęłaś, bo bardzo tego chciałaś. Ja tylko trochę pomogłam. To miłe usłyszeć takie pochwały z ust samego prezesa, prawda? - Prawda Ula. Jestem dziś bardzo szczęśliwa. - Moi kochani. – Dobiegł je głos Krzysztofa. – Jak co roku, również i w tym, firma ufundowała dla was skromne prezenty, ale nie będę ich wręczał osobiście, bo jest ich zbyt dużo. Stoją tutaj, – wskazał dłonią torby – więc każdy z was podejdzie i zabierze swój. Chcę jeszcze powiedzieć, że zasiliłem już wasze konta stosownymi, świątecznymi premiami i mam nadzieję, że ich wysokość was usatysfakcjonuje. Udanych świąt moi mili. Uniósł do góry kieliszek i wychylił do dna. Każdy z pracowników sięgnął po opłatek leżący na stole i zaczęły się życzenia. Ula, Marek i Alex najpierw złożyli je Krzysztofowi a potem sobie nawzajem. Po tym firmowym, wigilijnym przyjęciu Ula pociągnęła Marka do gabinetu zabierając po drodze torebkę. - Mam coś dla ciebie. – Szepnęła tajemniczo. Popatrzył na nią z zawadiackim uśmiechem i rzekł. - Mam nadzieję, że to nie ta wielka rózga, którą obiecałaś sprać mój tyłek? - Nie posunęłabym się do tego, by sprać najzgrabniejszy, męski tyłeczek w Warszawie. – Roześmiał się na całe gardło. - To bardzo ciekawe, co mówisz, bo ja uważam, że mam w zasięgu ręki najbardziej kształtny, damski tyłeczek na świecie. – Zarumieniła się. - No dobra… żeby nie przeciągać… - Wyjęła z torebki dwa aksamitne pudełeczka. – Zrobiłam prezenty świąteczne dla nas obojga i mam nadzieję, że twój przypadnie ci do gustu? – Podała mu jedno z pudełek. - Pierścionek? – Rozchichotał się. – Dla mnie? Dawno nie nosiłem. - Dobrzański, – naburmuszyła się – czy możesz chociaż w takiej chwili zachować odrobinę powagi? – Objął ją i cmoknął w nosek. - Już jestem poważny. Powoli odpakowywał pudełeczko i kiedy zobaczył wisior z wygrawerowanym jej imieniem, szepnął. - Ula, jakie to piękne. A ty? Masz na nim moje imię? - Mam. Zobacz, jak złączyć je razem, pasują idealnie. Jesteś moją drugą połową serca. - A ty moją. Dziękuję ci skarbie. To piękny prezent. Bardzo wymowny i symboliczny. Symbol naszej miłości. Pomógł jej zapiąć wisior na szyi, potem ona zrobiła to samo, umieszczając to jubilerskie cacko na jego. Otoczył ją ściśle ramionami i wtulił się w jej ciepłe, pełne usta. - Jesteś całym moim światem – wyszeptał w nie. - A ty moim. Usłyszeli pukanie do drzwi i oderwali się od siebie. Do gabinetu wszedł Krzysztof i uśmiechnął się ciepło do Uli. - Dobrze, że jesteś Ula. Chciałbym w imieniu swoim i Heleny zaprosić cię serdecznie w drugi dzień świąt na obiad. Nie odmówisz, prawda? - Oczywiście, że nie. To bardzo miłe z państwa strony. Chętnie przyjadę. Wie pan, że Marek będzie u nas spędzał pierwszy dzień świąt? - Tak, mówił mi. Nie będziemy jednak sami. Będzie Alex i Paulina. Mam nadzieję, że to leczenie okazało się skuteczne i nie zrobi nic nieprzemyślanego. - Może być pan spokojny. Ja bardzo dużo z nią rozmawiałam. To już zupełnie inna Paulina niż dawniej. Ona bardzo żałuje tego, co zrobiła i naprawdę jest jej przykro i wstyd. - My nie mamy już do niej żalu. Kochamy ją przecież. Jednak niektóre sytuacje wymagają od rodzica, by był surowy. Tak też zrobiłem, nie będąc świadom jej choroby. Mam nadzieję, że uda nam się porozmawiać z nią spokojnie i wszystko wyjaśnić. - Na pewno tak będzie. - No dobrze dzieci. Ja życzę ci jeszcze raz Uleńko spokojnych, miłych świąt. Przekaż też życzenia swojej rodzinie. Do zobaczenia. - Dziękuję panie Krzysztofie. Przekażę. Po wyjściu prezesa Marek z powrotem przygarnął ją do siebie. - To co kotku? Zawiozę cię do domu. Dzisiaj i tak nic nie zrobimy. Wszyscy są zbyt podekscytowani świętami i przyznam, że ja chyba też. - Dobrze, ale mam do ciebie jeszcze prośbę. Wskoczymy po drodze do jakiegoś dyskontu. Brakuje mi kilku rzeczy i chciałabym dokupić. Całkiem o nich zapomniałam, a bez nich ani rusz. - No, skoro ani rusz, to jedziemy. Trzymając się za ręce wyszli z firmy na pokryty bielą świat. Zapowiadały się naprawdę udane święta. |
Shabii (gość) 2012.05.15 18:32 |
Witaj Małgosiu kolejna piękna część. Dzisiaj skomentuję nieco krócej, żeby znów czegoś niestosownego nie chlapnąć. Raz jeszcze przepraszam Ciebie za to, że wyprzedzam fakty. Tak jak obiecałam, więcej tego nie zrobię. Będę się gryzła w język. Dobra a teraz przechodzę do opowiadania. Tak więc część prześliczna, bardzo miła i optymistyczna. Święta to najpiękniejszy czas i każdy czeka na nie z utęsknieniem. Cieszę się bardzo, że Paulina dostanie na okres świat przepustkę do domu i będzie mogła je spędzić w rodzinnej, cudownej atmosferze. Wierzę, że nic złego się nie stanie bo Paulina jest już prawie zdrowa. Przyjmuje leki i żałuje tego co się wydarzyło. Ula to szczęściara. Trafiła na dużo obniżek co przed świętami często jest niemożliwe i zakupiła swojej rodzinie piękne prezenty. Najbardziej chyba będzie cieszyć się mała Beti, dostanie nowe śliczne kozaczki i będzie mogła szaleć po śniegu. Zimna nie będzie dla niej straszna. Piękny prezent kupiła Markowi. Faktycznie bardzo symboliczny. Dwa serduszka i wygrawerowane ich imiona - romantyczne i takie słodkie. Firmowy opłatek przebiegł w bardzo miłej atmosferze. Każdy szczęśliwy i ucieszony z prezentów i podwyżki. Senior Dobrzański podziękował wszystkim za cały rok poświęceń, pracy. Docenił starania Violetty, zaangażowanie pracowników i wielkiego projektanta Pshemko. Pięknie z jego strony. Cieszę się, że Helena i Krzysztof zaprosili Ulę w drugi dzień świąt do siebie. Są prawie jak rodzina i wypadało zaprosić. To będzie piękny dzień. Fajnie też, że Marek pojawi się w Rysiowie. To będę najpiękniejsze święta w jego życiu bo pierwszy raz spędzi je z kobietą którą kocha nad życie. Gosiu rozdział przecudny, lekki, przyjemny. Co tu dużo mówić po prostu doskonały i fenomenalny. Już nie mogę się doczekać następnego wpisu. Korzystając z okazji pochwalę Ci się czymś. Wczoraj leżąc już w łóżku i słuchając muzyki wpadł mi do głowy pomysł na miniaturkę. Dziś przelałam ten pomysł na papier i jak tylko onet choć troszkę się uspokoi to postaram się wkleić. Trochę się boję, czy wam się spodoba. Ta miniaturka będzie zupełnie inna niż poprzednie. "Jest taki dzień, bardzo ciepły, choć grudniowy Dzień, zwykły dzień, w którym gasną wszelkie spory Jest taki dzień, w którym radość wita wszystkich Dzień, który już każdy z nas zna od kołyski" Ps : Poczułam się tak, jakby były święta! Pozdrawiam |
MalgorzataSz1 2012.05.15 19:10 |
Shabii. Ten rozdział to takie preludium do właściwych świąt. Te święta będą u Dobrzańskich zupełnie inne od tych poprzednich. Przekonasz się o tym już wkrótce. Sprostuję tylko, że te wisiory, to nie były całe serduszka, ale ich nierówne połowy pasujące do siebie. Nie wiem, czy Ci pisałam, że będę teraz dodawać co drugi dzień, więc nawet nie będę zostawiać informacji na blogach. Onet rzeczywiście muli strasznie, a ja tylko się denerwuję. Ucieszyłam się, jak przeczytałam, że masz pomysł na mini. Liczę, że w końcu ktoś się pochyli nad porządnym działaniem onetu i nie każe nam za długo czekać. Dziękuję za wpis Shabii i tę piękną choinkę, którą go ubarwiłaś. I choć do świąt Bożego Narodzenia jeszcze kawał czasu, miło jest spojrzeć na ten obrazek i powspominać poprzednie. Pozdrawiam Cię cieplutko. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz