17 maj 2012 |
ROZDZIAŁ XX
Aleksander Febo był spięty. Pośpiesznie wyszedł z firmy, wsiadł do swojego czarnego BMW i ruszył żłobiąc głębokie koleiny w świeżo spadłym śniegu. Sam zaczynał się obawiać, czy Paulina rzeczywiście nie wywinie jakiegoś numeru. Trochę się jednak uspokoił przypominając sobie rozmowę z dyrektorką. – Będzie dobrze – pomyślał. – Musi być. Dzisiaj rano zadzwonił bezpośrednio do Kasi, opiekunki Pauliny prosząc ją, by spakowała trochę jej rzeczy. Nie chciał tracić czasu na takie prozaiczne czynności. Jeszcze wczoraj zajrzał do jej domu i zabrał z niego cieplejsze okrycie dla niej w postaci futra, ciepłych botków, czapki i szalika. Jak na trudne warunki drogowe dojechał dość szybko. Zabrał z samochodu jej rzeczy i pognał na górę. Czekała na niego. Była już kompletnie przygotowana. Podziękowała mu za to, że pomyślał o ciepłym futrze dla niej. Weszła Kasia i przywitała się z nim. - Mam tu dla pana przepustkę. Tam jest napisane, kiedy i do której godziny powinien pan odwieźć pacjentkę z powrotem. Życzę państwu radosnych, ciepłych świąt. Wszystkiego najlepszego. Alex uścisnął jej dłoń. - I my życzymy pani tego samego i bardzo dziękujemy za dotychczasową opiekę. Ja stawię się z siostrą punktualnie w czwartek. Do zobaczenia. Złapał Paulinę pod ramię i wymaszerowali z pokoju. Wracał już znacznie wolniej. Sypał śnieg i nawet gdyby chciał, nie mógł jechać szybciej. Co chwilę zerkał na Paulinę. Nie miała zbyt pewnej miny. - Bardzo się boję Alex. Boję się, jak mnie tam przyjmą. Narobiłam im tylu kłopotów. - Nie obawiaj się. Tłumaczyłem ci już przecież, że wybaczyli ci. Oni nadal cię kochają, jak własną córkę. Czekają na ciebie. Zobaczysz, że strach ma wielkie oczy. Podjechał pod willę Dobrzańskich i zaparkował. Pomógł jej wysiąść z samochodu zabierając przy okazji jej torbę. Podprowadził ją do drzwi i nacisnął na dzwonek. Niemal natychmiast się otworzyły i stanęła w nich Helena. Na jej widok pociekły Paulinie łzy. Helena bez słowa przytuliła ją do siebie. - Nie płacz Paulinko. Jesteś w domu, a my cieszymy się, że zgodziłaś się spędzić z nami święta. Wchodźcie dalej. Zimno jest bardzo. Weszli do środka. Alex pomógł ściągnąć jej futro. - Witaj Paulinko. – Odwróciła się gwałtownie słysząc ten znajomy głos. Spuściła głowę i rozpłakała się już na dobre. - Krzysztof. Ja tak strasznie cię przepraszam. Przepraszam was oboje, że naraziłam was na takie upokorzenie i wstyd. Błagam, wybaczcie mi, to nigdy się już nie powtórzy. Krzysztof objął ją ramionami i pogłaskał po głowie. - Uspokój się dziecko i nie płacz. My wybaczyliśmy ci już dawno. Wiemy, że nie byłaś wtedy sobą. Ta straszna choroba zwichnęła ci psychikę, ale teraz będzie już dobrze. Nareszcie dobrze. Bardzo się cieszymy, że z nami jesteś. Chodźmy do salonu. Kiedy usiadła w wygodnym fotelu, Helena podała jej pudło z chusteczkami. - Otrzyj łzy. Nie trzeba płakać. Jesteś w domu u siebie. Przygotowałam ci twój dawny pokój. Alex zaraz zaniesie tam twoje rzeczy, a Zosia poda nam kawę. Jak się czujesz dziecko? Opowiadaj. Opowiedziała im wszystko. Potrzebowała takiego oczyszczenia i chociaż nie pamiętała jeszcze niektórych szczegółów, wydawało im się, że mówi logicznie i spójnie. Widzieli, jak bardzo żałuje swojego niegodziwego zachowania. Helena pogładziła jej dłoń. - Dużo przeszłaś kochanie, ale to, co złe już poza tobą. Dokończysz leczenie i wrócisz do nas. Myślę, że nie potrwa to zbyt długo. Jutro na wigilii będzie Marek, a w drugi dzień świąt przyjedzie Ula. Słyszałam, że polubiłyście się. - Tak. To taka miła i dobra osoba o wspaniałym szczerym sercu. Zrobiłam jej wiele przykrości, poniżałam ją, a ona wyciągnęła do mnie pomocną dłoń. Nigdy jej tego nie zapomnę i będę wdzięczna do końca życia. Bardzo się cieszę, że ją tu spotkam. Najbardziej boję się Markowi spojrzeć w oczy. Zgotowałam mu sześć lat piekła. Naprawdę nie wiem, jak on znosił to wszystko. Przypomniałam sobie te karczemne awantury, które mu robiłam. Trochę pomogła mi Ula, bo nie wiedziałam, z jakiego były powodu. Wyjaśniła mi wszystko. Długo nie mogłam się pogodzić z tym, że postępowałam tak haniebnie. Ona zapewniała mnie, że Marek nie ma żalu. Udało mu się zapomnieć i mam nadzieję, że tak naprawdę jest. - On jest szczęśliwy Paulinko. Przy Uli odżył. Bardzo ją kocha i ciągle powtarza, że Ula jest miłością jego życia. - To widać Helenko. Widziałam ich szczęście i zapewniłam Ulę, że nie będę mieszać im w życiu. Marek dość wycierpiał przeze mnie. Zasłużył na spokojne życie u boku kobiety, którą kocha. Ja życzę im jak najlepiej. - Cieszę się córeczko, że tak myślisz. Teraz jednak chodźmy coś zjeść. Widzę, że Zosia przygotowała już kolację. Podnieśli się z foteli i usiedli przy bogato zastawionym stole. Pożegnała się z nim czule pod bramą własnego domu. Czekało ją jeszcze dzisiaj mnóstwo pracy. - Do wtorku skarbie. Będę koło trzynastej. Tak mówił twój tata. Chyba nie pomyliłem godziny? - Nie, nie pomyliłeś. Jak chcesz, to możesz nawet być wcześniej. Ja nie mam nic przeciwko temu. - Zobaczę, o której uda mi się wstać. Wesołych świąt moje szczęście. Kocham cię. – Pochylił się i namiętnie ją pocałował. - Wesołych świąt kochany. Jedź ostrożnie i daj mi znać, jak dojedziesz. Przynajmniej nie będę się martwić. - Zadzwonię. Do zobaczenia. Poczekała jeszcze aż ruszy i wolnym krokiem poszła w kierunku domu. Weszła do ciepłej kuchni i uśmiechnęła się na widok Jaśka mielącego mak i ojca pochylonego nad karpiami, które właśnie patroszył i czyścił. Przywitała się z nimi i szybko przebrała dołączając do nich. Teraz praca szła o wiele sprawniej. Szybko uporała się z grzybową zupą i pierogami z kapustą i grzybami. Robota paliła jej się w rękach. Z podziwem patrzyli, jak zgrabnie zawija makową struclę i wlewa masę serową pełną pachnących bakalii, do formy. Obydwa ciasta wylądowały w piekarniku. - Ulcia, zrobisz mi makówki? – Mała Betti kibicowała jej w tej robocie, ale też nie zapomniała upomnieć się o jedną ze swoich ulubionych potraw. Ula pogładziła jej jasne włoski. - Będą i makówki, ale je zrobię na końcu, bo najmniej przy nich roboty. Jasiu obierz jarzyny na sałatkę. Są w garnku na parapecie. Pewnie już wystygły. Ja wstawię kapustę i groch. Zrobię też trochę bigosu. Na pewno zjecie. - Kupiłem też śledzie – odezwał się milczący do tej pory Józef. – Jak skończę z tymi karpiami to wstawię je do wody, żeby odmokły. Bardzo słone są. - Dobrze tato. Potem je przyrządzę. W trójkę idzie o wiele szybciej, prawda? Zobaczcie, ile już rzeczy gotowych. Ciasto pachnie. Pewnie za chwilę będzie dobre. A może zrobimy jeszcze pierniczki Betti? Będziesz mogła powycinać ciastka foremkami, które niedawno kupiłyśmy. Potem przyozdobimy je lukrem. Co ty na to? Mała zaczęła podskakiwać radośnie. - Tak, tak, zróbmy. Ja też chcę coś zrobić na te święta. Upiekę piernikowe serduszko dla Mareczka. Na pewno się ucieszy. Ula roześmiała się widząc radość na twarzy siostrzyczki. - Odbijasz mi chłopaka Betti. - Nie odbijam, ale bardzo, bardzo go lubię. On też często mi coś przynosi. Nowe kredki albo czekoladę. To będzie mój prezent dla niego pod choinkę. - Na pewno się ucieszy, bo chyba nigdy nie dostał tak oryginalnego prezentu. Kładła się już bardzo późnym wieczorem. Była zmęczona, ale i zadowolona, że tyle udało jej się zrobić. Jutro ma jeszcze trochę czasu, to dokończy. Jutro też trzeba zajrzeć na cmentarz. - To kolejne święta bez mamy – pomyślała ze smutkiem. – Gdyby żyła, te święta byłyby o wiele radośniejsze. – Pamiętała takie z czasów, gdy jeszcze była wśród nich i cieszyła się dobrym zdrowiem. Może nie były aż tak obfite, bo żyli bardzo skromnie, ale pełne śmiechu, miłości i rodzinnej życzliwości. Tęskniła za tymi czasami. Tęskniła za mamą. Beatka nie zna tego uczucia. Nie pamięta jej w ogóle. Była przecież niemowlęciem, gdy odeszła. Jasiek być może ma jakieś mgliste wspomnienia. Ona pamięta doskonale ciepło tych matczynych rąk, które tuliły ją do piersi. Pamięta słowa pociechy, gdy było jej źle, gdy była nieszczęśliwa. Mama zawsze wiedziała, jak ją pocieszyć. Zawsze ją wspierała i wciąż powtarzała, jak bardzo ją kocha i że jest z niej dumna. Brakowało jej tego. Jej cichych słów szeptanych wprost do ucha i kołysanek śpiewanych na dobranoc. Była najlepszą mamą na świecie. - Kocham cię mamusiu – wymruczała sennie. Wigilijny ranek przywitał świat gęstym śniegiem. Zapowiadały się białe święta. Ucieszyło ją to ze względu na Beatkę. Wiedziała, ile frajdy i radości sprawia małej lepienie bałwana lub jazda na sankach. Żwawo wstała z łóżka i pobiegła do łazienki odnotowując w kuchni obecność ojca. Szybko umyła się i ubrała dołączając do niego. - Co tato, szykujesz śniadanie? Pomogę ci. Zrobimy kakao dla wszystkich. Zagonię dzieciaki do ubierania choinki. Mam jeszcze trochę pracy w kuchni i nie chcę, żeby się tu kręciły. - Dobrze córcia. Ja przygotuję strój Mikołaja, a o dwunastej pójdziemy na cmentarz. Znicze kupiłem wczoraj. Wziąłem też doniczkę chryzantem. Śniadanie zjedli w wesołej atmosferze. Po nim Beatka wraz z Jaśkiem zabrała się za ubieranie choinki, którą wcześniej Józef osadził na stojaku. Ula kręciła się po kuchni dopieszczając wszystko na wigilijną kolację. Potem cała rodzina udała się na cmentarz. Ten dzień zawsze ich przytłaczał. Nie obyło się bez łez i wspominków. Zapalili znicze i zmówili modlitwę za spokój duszy zmarłej. W ciszy wrócili do domu. Ula zajęła się szykowaniem potraw i nakrywaniem do stołu. Józef w tajemnicy przed Beatką szykował sobie czerwony strój i białą brodę. Ta wigilia u Dobrzańskich była zupełnie inna niż wszystkie wcześniejsze spędzone w tym gronie. Alex nie był ponury. Często się uśmiechał i żartował z Markiem. Paulina promieniała. Wreszcie była szczęśliwa. Tuż przed kolacją usiadła z Markiem na kanapie i przeprosiła go za wszystkie złe chwile podczas ich wspólnego życia i za krzywdy, jakich mu nie szczędziła. On uspokajał ją zapewniając, że bardzo się starał o wszystkim zapomnieć i dzięki Uli to mu się udało. Przekonał ją, że nie czuje już żalu, życzy jej jak najlepiej i cieszy się, że wraca do zdrowia. Helena i Krzysztof nie mogli wyjść z podziwu. Marek i Alex nie warczą na siebie, tylko spokojnie rozmawiają? Pragnęli od dawna, by ta dwójka wreszcie zakopała topór wojenny. Wiedzieli, że to dlatego, że ich syn wyciągnął do Alexa pomocną dłoń i nie zostawił go w potrzebie. Byli dumni z całej trójki. Właśnie wręczali sobie prezenty. Marek podszedł do Pauliny wkładając jej w dłoń kolorową, niewielką torbę. - Proszę Paulina, to dla ciebie. - Dla mnie? A ja nie mam dla was żadnych prezentów. – Powiedziała z żalem. - Nie przejmuj się. Nadrobisz w przyszłym roku. Wtedy będziesz już zdrowa, a my na pewno ci nie odpuścimy. – Powiedział Marek z uśmiechem. - A co to jest? - Otwórz, to się przekonasz. Rozwijała zawiniątko z papieru. Wreszcie wysupłała z niego pudełko z francuskimi napisami. Przeczytała napis. - Perfumy? Ładnie pachną. – Przytknęła nos do flakonu. - To twoje ulubione. - Naprawdę? Zupełnie tego nie pamiętam, ale rzeczywiście zapach jest śliczny. Dziękuję Marek. Kiedy rozdali wszystkie prezenty przysiedli przy choince nucąc cicho kolędy. Ciepło, zgoda, wzajemny szacunek. To było to, o czym Dobrzańscy marzyli przy każdej wigilii i już stracili nadzieję, że kiedyś dożyją takich świąt. U Cieplaków było zupełnie podobnie, choć ich święta zawsze były bardzo rodzinne i ciepłe, a w tym roku również bardzo obfite. Po przełamaniu się opłatkiem i złożeniu życzeń pałaszowali ze smakiem potrawy przygotowane przez Ulę. W pewnym momencie Józef wstał od stołu i oznajmił, że idzie tylko po lekarstwo na górę i zaraz wróci. Po cichu wyszedł z domu i otworzył garaż. Ubrał strój Mikołaja i z wielkim, czerwonym worem wrócił do domu. - Hou, hou, hou, czy są tu jakieś grzeczne dzieci? – Huknął zmieniając barwę głosu. Wszedł do salonu i przysiadł na krześle. – Widzę, że są, ale czy grzeczne? Jak masz na imię? Zwrócił się do Beatki. Mała spojrzała na niego nieśmiało i powiedziała. - Betti. - Byłaś w tym roku grzeczna Betti, bo jeśli tak, to mam tu dla ciebie kilka prezentów. - Byłam bardzo grzeczna. – Zapewniła gorliwie. - No skoro tak, to proszę. – Wyciągnął z worka cztery wielkie torby, na widok których dziewczynce zaświeciły się oczy. Odebrała je z rąk Mikołaja i grzecznie podziękowała. - A teraz prezent dla Uli. Proszę bardzo. Tu dla Jasia, a tu dla Józefa. A gdzie on jest? - Tata poszedł po tabletkę, ale zaraz przyjdzie. – Wyjaśniła Beatka. - Wiesz co? Mam do ciebie prośbę. Ponieważ muszę dostarczyć prezenty jeszcze wielu dzieciom i nie mogę czekać, chcę, żebyś przekazała ten prezent tacie. Zrobisz to dla mnie? - Przekażę. Bardzo dziękuję. Na pewno się ucieszy. - W takim razie ja ruszam w dalszą drogę. Wesołych świąt kochani. Ledwie zniknął Betti dorwała się do toreb. Ula i Jasiek uśmiechali się pod nosem słysząc co chwilę pisk radości. - Ulcia, zobacz, jakie piękne – pokazywała kozaczki – i bardzo, bardzo ciepłe. Na pewno w nich nie zmarznę. I nie cisną w palce, jak te stare. Nowa kurtka! Z kożuszkiem! I czapka z szalikiem! Jasiek również rozpakował swój prezent i natychmiast go przymierzył. Pasował idealnie. Pochylił się nad Ulą i szepnął. - Dzięki siostra. Jest świetna. Zobacz, co od nas dostałaś. Odpakowała niedużą paczkę. Jej oczom ukazało się świeżutkie wydanie „Rozważnej i Romantycznej”. Spojrzała zaskoczona na brata. - Pomyśleliśmy, że tamta jest już tak bardzo sfatygowana, ma pogniecione i pozaginane strony, że przyda ci się nowe wydanie. Przecież wiemy, że czytasz ją na okrągło. Tam masz jeszcze perfumy. Kinga doradziła. - Dziękuję wam. Bardzo mi się przydadzą te rzeczy. Do pokoju wszedł Józef. Beatka spojrzała na niego z wyrzutem. - Czy ty zawsze musisz wychodzić, jak przychodzi święty Mikołaj? Nie mógł się na ciebie doczekać i prosił mnie, żebym dała ci prezent. – Podniosła wielką torbę. – To dla ciebie. Odebrał ją z rąk małej i zajrzał do środka. - A co to jest? To coś dużego. – Wyciągnął kurtkę i aż westchnął. – Ale piękna. Puchowa. Widzę Jasiek, że masz podobną. W takich zima nie straszna. - Spojrzał na Ulę i powiedział cicho. - Bardzo się wykosztowałaś córcia na nas. Dziękuję. To bardzo porządne kurtki. - Niech wam długo służą. Bardzo się cieszę, że pasują. Kocham was wszystkich i najszczęśliwsza jestem wtedy, gdy mogę wam sprawić niespodzianki. Do tych kurtek macie jeszcze czapki i szaliki. Reszta wieczoru upłynęła na radosnym śpiewaniu kolęd. Patrzyła na nich i serce pękało jej ze szczęścia. To był dobry rok. Mimo tych wszystkich zawirowań w jej życiu mogła zaliczyć ten rok do bardzo udanych. Jej rodzina dzięki wysokim zarobkom, jakie dostawała w firmie, wreszcie odżyła. I nie musi już klepać przysłowiowej biedy, a ona sama znalazła miłość na całe życie. Z czułością pomyślała o Marku. – Jutro przyjedzie. Ciekawe, jak jemu udała się ta wigilia? – Spojrzała na złotą gwiazdę zawieszoną na czubku choinki. – Jestem szczęśliwa mamusiu. Bardzo szczęśliwa. O godzinie dwunastej trzydzieści pod bramę Cieplaków podjechał Marek. Otworzył bagażnik i wyłowił z niego mnóstwo papierowych toreb. Obładowany nimi doszedł do drzwi. Nacisnął dzwonek i już po chwili ujrzał w nich swoje kochanie. Uśmiechnął się szczęśliwy na jej widok. Miał zajęte obie ręce, więc powiedział cicho. - Obejmij mnie kotku i mocno pocałuj. Zrobiła, o co prosił chichotając głośno. - Co tam tak dźwigasz? – Wskazała na torby. - Prezenty. - Prezenty? Jest mi głupio, bo ja oprócz tego wisiora nic więcej dla ciebie nie mam. - Skarbie. Mnie wystarczy, że mam ciebie. To dla mnie najcenniejszy prezent od losu. Weźmiesz kilka z tych toreb? Trochę niewygodnie mi to trzymać. - Połóż je na razie tutaj – wskazała miejsce i rozbieraj się. Dam ci kapcie. Weszli do pokoju. Marek przywitał się z resztą rodziny. Betti, jak zwykle nie odstępowała go na krok. - Skąd masz te prezenty? Kupiłeś? - Nie Betti. Jak jechałem do was spotkałem Mikołaja. Powiedział, że wczoraj nie dał wam wszystkich i prosił, abym je wam podrzucił. Rozdaj je wszystkim dobrze? Zrobiła to z wielką ochotą. Nie musiał powtarzać dwa razy. Józef podszedł do Marka i uścisnął mu dłoń. - Synu, po co to wszystko. Wiesz dobrze, że nie musisz nas obsypywać prezentami, bo zawsze jesteś tu mile widziany. - Wiem panie Józefa, ale to takie przyjemne widzieć radosną twarz Beatki, a i widok waszych jest miły dla oka. - Tato! Zobacz! Dostaliśmy telefony! Mój jest najpiękniejszy. Cały różowy. Uwielbiam różowy. Mam jeszcze gruby blok, farbki i kredki. Skąd ten Mikołaj wiedział, że lubię rysować? Marek uśmiechnął się tajemniczo. - On wszystko wie Betti. Tam masz jeszcze drugą torbę. Zajrzyj do niej. Zrobiła to bez wahania wydając z siebie przeraźliwy pisk. - Ile słodyczy! Będę to jeść chyba do następnych świąt! Tato spójrz! Jej entuzjazm rozbawił ich wszystkich. Roześmiany Jasiek podszedł do Marka i podziękował mu serdecznie. - Bardzo ci dziękuję Marek. Zaskoczyłeś mnie. Ten telefon ma mnóstwo przydatnych funkcji. Mój stary był już mocno sfatygowany i całkiem prosty. - To nie jest zwykły telefon Jasiu. To iPod touch, wielofunkcyjny komputer osobisty z bezprzewodowym dostępem do Internetu. Ma bardzo wiele różnych możliwości. W środku jest instrukcja. Musisz ją dokładnie przeczytać, by zorientować się w jego obsłudze. Zobaczysz, jak bardzo okaże się przydatny. Józef wyciągnął z torby gruby, wełniany sweter. - Marek. To bardzo piękny i porządny prezent. Dziękuję. Bardzo się przyda. Ubraliście mnie od stóp do głów. Kurtka, którą dostałem od Uli jest wspaniała. Jak ubiorę jedno i drugie, nie ma takiej zimy, której bym nie przetrzymał. - Bardzo się cieszę panie Józefie, że utrafiłem z tym prezentem. A ty Ula nie otworzysz swojego? – Zwrócił się do ukochanej. – Bardzo jestem ciekaw, czy ci się spodoba. Powoli odwijała z papieru wielkie pudło. Kiedy uchyliła wieko, westchnęła z zachwytu. Delikatnie wyjęła z niego zawartość. W dłoniach trzymała piękną sukienkę z ciepłego kaszmiru w kolorze dojrzałej śliwki. - Jest przepiękna. – Powiedziała patrząc mu głęboko w oczy. Podeszła do niego i czule pocałowała. – Naprawdę nie wiem, jak my odwdzięczymy ci się za to wszystko. - Wiesz dobrze, że nie musicie mi się odwdzięczać. Tylko mnie kochaj i bądź ze mną. To wynagrodzi mi wszystko. Mam jeszcze coś dla ciebie. Z kieszeni marynarki wyciągnął ozdobne puzderko i otworzył. Jej oczom ukazała się gruba, srebrna bransoleta. Nie spodziewała się, że będzie aż tak szczodry. Przytuliła się do niego. - To zbyt wiele kochany. Zbyt wiele. - Wyszeptała. - To w sam raz skarbie. Będzie idealnie pasować do tej sukienki. Mam nadzieję, że będzie dobra. Bardzo bym chciał, byś ubrała ją jutro, jak będziemy jechać do rodziców. - Zaraz pójdę ją przymierzyć. Weszła do swojego pokoju i delikatnie nałożyła to śliwkowe cudo. Obejrzała się ze wszystkich stron. Wyglądała pięknie. Przeszła z powrotem do salonu i rzuciła. - No i jak kochani? Jak wyglądam? Omietli ją zachwyconym wzrokiem. - Wyglądasz Ulcia, jak księżniczka. - To prawda córcia. Jesteś piękna. - Wiedziałem, że ta suknia stworzona jest dla ciebie. – Marek nie mógł ukryć zachwytu. – Jesteś chodzącym cudem. - No dobrze, już dosyć, bo czuję, jak płoną mi policzki. Pozbierajmy to wszystko, bo chcę podać obiad. Chyba zgłodnieliśmy wszyscy. W radosnych nastrojach zasiedli do stołu. - A ja przecież też mam dla ciebie prezent! – Krzyknęła Betti. Upiekłam go specjalnie dla ciebie, bo bardzo, bardzo, bardzo cię lubię. Ulcia wyciągniesz go? Podała jej płaskie pudełko. - Proszę, to ode mnie. Otworzył je i uśmiechnął się szeroko widząc serce z piernika ozdobione kolorowym lukrem. - Betti, to najpiękniejszy prezent, jaki dostałem w tym roku. Bardzo ci za niego dziękuję. Jest śliczny. Wreszcie zabrali się ochoczo za jedzenie. Byli już wszyscy bardzo głodni. Wstali od stołu z pełnymi brzuchami. - Chyba mnie zaraz rozerwie. – Jęknęła Ula. – Muszę się przejść. Jeszcze kilka takich dni świąt i nie uniosłabym się na własnych nogach. Tato, my wyjdziemy, chociaż na godzinkę. Przestało padać. Jak wrócę to pozmywam. - Idźcie, idźcie, ja tu sobie poradzę. Już dość się napracowałaś. My pozmywamy. Ubrali się ciepło i wyszli na zewnątrz. Był lekki mróz i śnieg skrzypiał pod nogami. Objął ją ramieniem i powędrowali w stronę miejscowego parku. - Matko, jaki mam pełny brzuch. Jeszcze trochę a przestanę się mieścić w ubrania. Coraz mnie więcej. - To wspaniale, – mruknął – będę miał więcej do pieszczenia. Popatrzyła na niego z wyrzutem. - A ty tylko o jednym… - roześmiał się na całe gardło. - Nic na to nie poradzę, że zawsze cię pragnę. Gdybym mógł, nie wychodziłbym z łóżka w ogóle. Nie skomentowała już tego. Jakiś czas szli w milczeniu. W końcu odezwała się. - Marek? - Mmm… - Nic nie mówisz, jak było na wigilii. Wszystko się udało? Jak Paulina? - Ula. Dawno nie było takiej wigilii, chyba ostatnio za naszych studenckich czasów. Widziałem, jak rodzice byli z nas dumni. Najpierw Paulina przeprosiła mnie za te wszystkie lata. Płakała, że była dla mnie taka niedobra. Po raz pierwszy od lat nie darliśmy kotów z Alexem i rozmawialiśmy normalnie. To prawdziwy bożonarodzeniowy cud. Ta wigilia była ciepła, bardzo rodzinna, pełna miłej atmosfery. Nawet wspólnie śpiewaliśmy kolędy. Paulina bardzo się obawiała tych świąt. Wiem od Alexa, że na widok mamy nie mogła wykrztusić słowa i rozpłakała się. Podobnie było, jak zobaczyła ojca. Oni naprawdę świetnie zareagowali. Nie robili jej z niczego wyrzutów. Byli mili i uprzejmi. Nadal traktują ją, jak córkę, a tego chyba obawiała się najbardziej. Dzisiaj przy śniadaniu też było bardzo miło. Żartowaliśmy i wspominaliśmy czasy naszych szczeniackich zabaw. Alex bardzo pilnuje, by zażywała leki. Trochę się pewnie obawia, że bez nich nie będzie tak dobrze funkcjonować. Dzisiaj mieli wszyscy jechać do Łazienek na spacer. Alex twierdzi, że powoli trzeba ją oswajać z normalnym światem. Uważa, że jej terapia nie potrwa już zbyt długo. - Ciekawe, jak sobie z nią poradzi, kiedy wypiszą ją z ośrodka. Chyba będzie musiał kogoś wynająć, by był z nią, podczas, gdy on będzie w pracy. Ona nie powinna mieszkać sama przynajmniej na początku. Jest jeszcze w niej sporo lęku. - Na pewno o tym pomyśli w swoim czasie. A ja chciałbym cię zapytać, co robimy z Sylwestrem. Pójdziemy gdzieś? Popatrzyła na niego krzywiąc się. - Marek. Mnie się nie chce. Darujmy sobie. Ty nadal masz słabą tą nogę. Jak chcesz przetańczyć tyle godzin? Nie powinieneś jeszcze tak się forsować. Zostańmy w domu, co? Może Viola i Sebastian też nie mają jakichś konkretnych planów, to do nas dołączą. Rozbawiła go jej żałosna mina. - No dobrze skarbie. W takim razie siedzimy w domu, ale u mnie. Nie będziemy się zwalać na głowę twojemu ojcu. – Na jej twarz wypłynął szeroki uśmiech. - Zgadzam się. – Cmoknął ją w zimny od mrozu nosek. - No to załatwione. Jeszcze chciałbym poruszyć sprawę jutrzejszego dnia. Przyjadę po ciebie koło trzynastej. Zostaniesz na noc? W czwartek pojechalibyśmy razem do pracy. – Spojrzał jej błagalnie w oczy. – Tak dawno nie byliśmy razem… - Wcale nie tak dawno – zaprzeczyła. - Bardzo dawno. Sam już nie pamiętam. Brakuje mi ciebie. Śpię z twoją koszulą pod głową, żeby czuć twój zapach. Obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem. - Żartujesz? Stajesz się jakimś fetyszystą? - Ula! O co ty mnie podejrzewasz? Kocham cię, jak wariat, a koszula to tylko taka namiastka ciebie. Bardzo marna namiastka. – Westchnął. Wyglądał tak żałośnie, że nie miała serca mu odmówić. Uśmiechnęła się gładząc go po policzku. - No dobrze. Powiem tacie. Porwał ją na ręce i okręcił się z nią dookoła własnej osi tracąc prawie równowagę. Niewiele brakowało, by przewrócił się wraz z nią. Utrzymał się jednak na nogach i wpił w jej usta. - Kocham cię aniele. - Ja ciebie też, szalona głowo. |
Natalia (gość) 2012.11.29 15:24 |
Kapitalna stronka, witam z pomorza! (: |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz