Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 6 października 2015

"CIERPLIWOŚĆ JEST CNOTĄ" - rozdział 24 ostatni

22 maj 2012
ROZDZIAŁ XXIV
ostatni



Paulina z uśmiechem na twarzy oglądała każdy zakamarek mieszkania. Naprawdę była pod wrażeniem. Najbardziej za jego kupnem przemawiał fakt, że nie trzeba tu było robić żadnego remontu, bo wyglądało, jakby dopiero wyszło spod pędzla. Detale były bardzo dopracowane. Piękne płytki na ścianach w obu łazienkach a dodatkowo spore jacuzzi w jednej z nich. Pokoje wymalowane na ciepłe, przytulne kolory, spora kuchnia, która ją najmniej interesowała i piękny, duży salon. Podeszła z uśmiechem do towarzyszącego jej Tomasza.
- I co o tym myślisz kochanie. Ja uważam, że jest naprawdę piękne. Można się wprowadzać choćby dziś.
- Mnie też się podoba. Widok za oknem urzekający. Spójrz ile zieleni. To bardzo uspokajający obrazek. Na pewno będziesz tu szczęśliwa.
Odwróciła się do pośrednika.
- Jestem zdecydowana. Cena jest taka, jak uzgodniliśmy wcześniej, tak?
- Tak. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Skoro zdecydowała się pani, zapraszam w takim razie jutro do naszego biura. Mamy na miejscu notariusza i będziemy mogli spisać umowę przedwstępną. Czy godzina szesnasta odpowiada pani?
- Oczywiście, jak najbardziej. Na pewno będziemy.
Kiedy Tomasz odwoził ją do Dobrzańskich zadzwonił Alex z wiadomością, że w sprawie domu dobito targu i teraz pozostaje załatwić formalności. Ucieszyła się i zaraz powiedziała, że zdecydowała się na mieszkanie na Żniwnej.
- Będę jeszcze potrzebowała twojej pomocy Alex. Znajdziesz jakąś firmę od przeprowadzek? Chciałabym, żeby popakowali wszystkie rzeczy i przewieźli je za jednym zamachem.
- Nie martw się. Na pewno coś znajdę. Myślę jednak, że nie będzie to wcześniej niż w przyszłym tygodniu.
- Mnie to pasuje. Musimy przecież popodpisywać wszystkie akty notarialne. Dziękuję braciszku. Do zobaczenia.
W salonie Dobrzańskich Paulina z ożywieniem przekazywała im dobre wieści.
- I my mamy dla was niespodziankę. Był tu dzisiaj Marek z Ulą. Wyobraźcie sobie, że oświadczył się jej i jest bardzo szczęśliwy. Powiedziałabym, że nawet podwójnie szczęśliwy. Ula jest w ciąży w piątym tygodniu. Będziemy mieli wnuka lub wnuczkę. Bardzo się cieszymy. Widzisz Paulinko, dopiero rozmawiałyśmy o tym i spełniają się twoje słowa o oświadczynach. Miałaś chyba jakieś dobre przeczucie.
- To wspaniała wiadomość Helenko. Oni zasługują na szczęście, jak nikt. Mam nadzieję, że i ja kiedyś zasłużę sobie na nie.
Tomasz ujął jej dłoń i przyłożył do ust.
- Już zasłużyłaś kochanie i będziesz szczęśliwa. Obiecuję.

Proboszcz Malcharek od wieków służył mieszkańcom rysiowskiej parafii. Znał ich wszystkich. Na jego oczach rosły tu dzieci i umierali najstarsi mieszkańcy. Parafia była mała i biedna. Większość jego parafian pozostawała bez stałej pracy. Przy nich i on żył bardzo skromnie dzieląc się z nimi czasem tym, co miał. To za jego sprawą dzieci z najbiedniejszych rodzin dostawały w szkole ciepłe posiłki. Pomógł urządzić też klub sportowy, gdzie młodzież mogła wyżyć się do woli przy stole do ping-ponga lub pograć w rzutki, bez alkoholu i burd. Kochali go tutaj, bo zawsze potrafił im współczuć pochylał się nad ich mizerią i wielokrotnie udzielał sakramentów bez żadnych pieniędzy. Odwdzięczali mu się, jak mogli, a to świeżymi jajkami, a to ciastem, lub ubitym drobiem.
Dzisiejszego ranka po porannej modlitwie usiadł w swojej skromnej kancelarii i zabrał się za uzupełnianie księgi narodzin. Ostatnio przybyło kilku nowonarodzonych parafian i należało to odnotować. Pracę przerwało mu ciche pukanie do drzwi.
- Proszę, proszę – zerknął ciekawie w ich kierunku. Uśmiechnął się szeroko na widok Urszuli Cieplak.
- Urszula, a co cię do mnie sprowadza? Widzę, że nie jesteś sama. Przedstawisz mi twojego towarzysza?
- Dzień dobry księże proboszczu. To jest mój narzeczony Marek Dobrzański. Przyszliśmy, bo chcieliśmy zabukować termin na nasz ślub.
Pomarszczona przez czas twarz księdza wygładziła się pod wpływem uśmiechu.
- Naprawdę chcecie się pobrać właśnie tutaj?
- Księże proboszczu, – Ula spojrzała na do duchownego z sympatią – ja całe życie o tym marzyłam, że wezmę ślub w miejscu, w którym pobierali się moi rodzice.
- Zadziwiające moje dziecko. Naprawdę zadziwiające. Teraz młodzi uciekają do miasta. Dobrze pamiętam ślub twoich rodziców, bo sam im go udzielałem. Byłem wtedy jeszcze młody tak, jak oni. Twoja mama była piękną kobietą. Odziedziczyłaś po niej urodę. Wielka szkoda, że odeszła od nas tak wcześnie. – Dodał ze smutkiem. – No, ale widać Pan Bóg miał wobec niej inne plany. To, kiedy chcecie się pobrać?
- Najlepiej na początku sierpnia. Drugi sierpnia, to sobota i dobrze by było, gdyby ksiądz znalazł dla nas miejsce w tym dniu. – Odezwał się milczący dotąd Marek.
- Nie martwcie się. Miejsce na pewno się znajdzie. Ślubów mamy tu, jak na lekarstwo. – Zerknął do wielkiej, leżącej przed nim księgi. – Co powiecie na godzinę trzynastą?
- Bardzo dobra godzina. Jest czas, by przygotować się do uroczystości.
- W takim razie zapisuję. Marek Dobrzański i Urszula Cieplak, drugi sierpnia, godzina trzynasta. Wyjdą też trzy zapowiedzi w tygodniowych odstępach w każdą niedzielę., ale o tym pewnie wiecie. Czy ktoś będzie dekorował kościół przed uroczystością? Zwykle robi się to w przeddzień ślubu.
- Na pewno kogoś wynajmiemy – uspokoił go Marek. – Chciałbym też już dzisiaj pokryć wszystkie koszty uroczystości, jeśli ksiądz pozwoli. Proszę – wręczył mu białą, dość grubą kopertę. – Myślę, że to wystarczy.
- Dziękuję synu. To już wszystko. Spotykamy się więc w sierpniu. Do zobaczenia.
Wyszli na ulicę i podeszli do samochodu.
- Cieszę się kochanie, że mamy to już za sobą. Zadzwonię do mamy i podam jej ten termin. Zanim pojedziemy do pracy zahaczymy jeszcze o przychodnię. Jesteś na czczo i trzeba to wykorzystać. Jak ci pobiorą krew podjedziemy na jakieś śniadanie.
Nie sprzeciwiała się. Sama wiedziała, że coś z nią jest nie tak. Zdecydowanie słabiej się czuła niż przed ciążą i szybciej się męczyła. Trzeba wyjaśnić te przypadłości.
Odwróciła wzrok, gdy pielęgniarka wbijała jej igłę w żyłę. Nie lubiła widoku krwi, a tym razem uciągnięto jej dość sporo, bo Marek opłacił mnóstwo różnych badań. Tak, jak obiecał zabrał ją na śniadanie. Nie miała apetytu. Jedzenie rosło jej w gardle, ale nie chcąc go martwić wmusiła w siebie trochę. Przecież teraz najważniejsze było dziecko. Ono powinno zdrowo się rozwijać.
Wychodzili z lokalu, gdy Marek dojrzał po przeciwnej stronie ulicy salon jubilerski.
- Spójrz Ula. Jubiler. Wejdźmy tam. Pół godzinki i tak nas nie zbawi, bo już jesteśmy spóźnieni.
Z ciekawością oglądali mniej lub bardziej zdobione obrączki. Wreszcie Ula wybrała. Były całkiem proste, a jedyną ozdobą, jaką posiadały, był cienki pasek białego złota lecący przez ich środek. Kupił je bez wahania i już bez przeszkód dojechali do pracy. W sekretariacie zastali Sebastiana.
- Dobrze, że jesteście oboje. Chodźcie do gabinetu. Musimy wam coś powiedzieć. Kiedy rozsiedli się wygodnie, Marek zagaił.
- Wiecie już, że chcemy się pobrać. Znamy już datę. To drugi sierpień, godzina trzynasta. Chcemy was też prosić, byście zostali naszymi świadkami. Zgodzicie się?
Violetta ledwie hamowała radość.
- Oczywiście, że się zgadzamy, prawda Sebulku? To dla nas zaszczyt.
- Święta prawda. Obraziłbym się, gdybyś mi tego nie zaproponował. W końcu jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, nie?
- Jesteśmy Sebastian i mam nadzieję, że nadal tak będzie. Z tego samego powodu Ula wybrała Violę. Byłeś po te zaproszenia?
- A właśnie! Gdzie ja mam głowę? – Wyjął plik kartoników z wewnętrznej kieszeni marynarki. – Proszę. – Podał Uli. – Obejrzyj dokładnie i jak się zdecydujesz, to daj mi znać. Złożę zamówienie w drukarni. Zrobiliście listę gości?
- Jeszcze nie, ale jak Viola zaparzy nam kawy, to zaraz pochylimy się nad nią. Nie będzie zbyt długa, bo chcemy skromnego ślubu. Rodzina i przyjaciele. Nie chcemy pompy ani blichtru.
Violetta podniosła się z kanapy.
- Dobrze kochani. Jeszcze raz dziękujemy za zaproszenie. Ja idę po tą kawę.
Pospisywali najważniejszych członków rodzin z obu stron i swoich przyjaciół. U Uli wypadło to znacznie skromniej niż u Marka. Doliczyli się siedemdziesiąt osób wraz z pracownikami firmy, z którymi byli w bardziej zażyłych stosunkach.
- To chyba wszystko – Ula wyprostowała się na krześle. – Zobaczmy jeszcze te zaproszenia.
Chciała, by były skromne, nie przesadzone w zdobieniach. Wreszcie zdecydowała się na jedno z nich.
- Chcę to. Jest najładniejsze. Dołączę jeszcze listę gości i Sebastian może zamawiać w drukarni.
- Dobrze skarbie. Zaraz do niego pójdę. Mam nadzieję, że szybko wydrukują.

Ku ich zdziwieniu wszystko szło sprawnie i gładko. Głównie dzięki Markowi, bo to on podejmował się załatwienia różnych rzeczy. Nie chciał, by się forsowała. Męczyły ją poranne wymioty i nudności. Nie była w dobrej formie. Odebrali wyniki badań i następnego dnia mieli wizytę u lekarza. On przyjrzał im się uważnie i wypytał Ulę o dolegliwości.
- Martwię się o nią doktorze. Jest taka słaba. Teraz jeszcze doszły te wymioty, które ją po prostu wykańczają.
- Nie dziwię się. Przy ciąży to normalna reakcja, jednak wyniki z krwi nie są rewelacyjne. Zdecydowanie za mało żelaza. Potas też słabiutki. Bardzo niski cholesterol. Znacznie poniżej normy, przede wszystkim jednak za niski poziom cukru. To głównie z tego powodu jest słaba i ospała. Wszystkiemu jednak można zaradzić. Kiedy już opuścicie gabinet, przejdziecie do pokoju obok. Urzęduje w nim dietetyczka. Ona da pani listę z produktami, które powinna pani jeść, by poprawić te wyniki. Ja przepisuję pani witaminy i leki na wzmocnienie. Zaraz też zrobimy USG. Zobaczymy, co tam u maluszka.
Marek z dużym podekscytowaniem śledził obraz na monitorze. Trochę był rozczarowany, bo to, co na nim widział w niczym nie przypominało dziecka. Lekarz spojrzawszy na jego minę uśmiechnął się pod nosem.
- To dopiero siódmy tydzień. Na razie nic nie widać wyraźnie. Z czasem płód się powiększy i będzie można rozróżnić kończyny i twarz. Na razie może pan zobaczyć, jak bije jego serce. Zrobię też wydruk. Będziecie mieli na pamiątkę.
Zaopatrzeni w milion zaleceń wyszli z przychodni. Od razu wykupili też recepty i zaopatrzyli się w żywność, którą od dzisiaj miała ratować swoje nadwątlone siły.
- Obiecaj mi kochanie, że będziesz pilnować tej diety. Nie chciałbym, by coś się stało tobie i naszemu dziecku.
- Mówisz tak, jakby mnie na nim nie zależało. – Powiedziała ze skargą w głosie. - Oczywiście, że będę stosować się do zaleceń. Muszę się trochę wzmocnić, bo inaczej nie urodzę własnymi siłami.
Przytulił ją mocno.
- Wiem kochanie, wiem. Jesteś bardzo dzielna. Kocham cię.

Okres wymiotów skończył się, a ona wreszcie poczuła się lepiej. Zażywane każdego dnia witaminy i odpowiednie odżywianie szybko przyniosły efekty. Zniknęła bladość z jej policzków. Znowu zaczęła wyglądać zdrowo. Ciąża służyła jej. Pod jej wpływem wypiękniała jeszcze bardziej, a Marek nie mógł oderwać od niej zachwyconego wzroku. Przez te wcześniejsze kłopoty i przez to, że każdego dnia drżał o nią, nie był w stanie pomóc Alexowi przy przeprowadzce Pauliny do nowego mieszkania. Alex uspokajał go.
- Nie martw się. Masz teraz ważniejsze sprawy na głowie. Dobre samopoczucie Uli i ślub. Teraz musisz być przy niej i my wszyscy to rozumiemy. Poradzimy sobie. Jest przecież Tomasz, a firma od przeprowadzek też wynajęta. Jak już urządzimy to mieszkanie zaprosimy was na parapetówkę.
Rzeczywiście nie minął miesiąc od tej rozmowy a oni już oblewali nowe lokum Pauliny i podziwiali, z jak wielkim smakiem je urządziła. Część mebli zostawiła, ale też sporo bardzo gustownych dokupiła. To właśnie na tej imprezie byli świadkami wielkiego szczęścia panny Febo. Tomasz, który kochał ją nieprzytomnie i bezwarunkowo, poprosił ją o rękę. Powiedział, że znają się być może zbyt krótko, jednak on jest pewien, co do niej czuje i nie chce już dłużej czekać. Gdy zapytał, czy ona zechce zostać jego żoną, rozpłakała się i szepnęła tylko krótkie „Si”. Jedynie Alex pozostał w tym towarzystwie singlem.
- Powinieneś i ty rozejrzeć się za jakąś porządną, uczciwą kobietą bracie. Całe życie chcesz być sam? – Marek poklepał go po ramieniu.
– Oczywiście, że nie chcę być sam. Być może, że zrobię, jak radzisz. Już dość mam tej samotności. Mam wprawdzie kogoś na oku, ale czy będzie chciała się ze mną widywać, to naprawdę nie wiem.
- Znam ją?
- Znasz. Ale na razie nic ci nie powiem. Nie chcę zapeszyć. Mam nadzieję, że poznasz ją lepiej na własnym weselu, bo zamierzam z nią przyjść. Wtedy ją przedstawię.
- W takim razie uzbrajam się w cierpliwość przyjacielu.

W pewną czerwcową sobotę doszło też do spotkania obu rodzin. Cieplakowie zostali zaproszeni przez Dobrzańskich. To był najwyższy czas, by obie rodziny mogły poznać się bliżej. Jak każdy, kto był pierwszy raz w posesji seniorów, tak i Cieplakowie byli pod wrażeniem jej rozmiarów. Józef chwalił piękny dom i ogromny ogród. Znalazł wspólny język z Krzysztofem i kolejny raz uraczył go butelką swojej słynnej nalewki. Był też pod urokiem uprzejmości Heleny. Spotkanie udało się. Rodziny się zintegrowały i polubiły. Marek i Ula patrzyli na te relacje z błogim uśmiechem.
W połowie lipca wybrali się na weekend do Jelitkowa. Chcieli osobiście wręczyć zaproszenia na ślub Proszowskim. Ci ostatni już wiedzieli o nim, bo szczęśliwy Józef nie omieszkał ich o tym powiadomić. Beata nie mogła w to uwierzyć.
- Widzisz Leszku, jaka cicha woda z tej naszej Uli? Słówkiem nie pisnęła, że kocha się w tym Marku. Przecież jak była tu ostatnio, to przyjechał po nią. Niby chciał, żeby wróciła do firmy. On już wtedy ją kochał. Dobrze się maskowali oboje. Najważniejsze jednak, żeby była szczęśliwa.
Tego piątkowego wieczoru wypatrywali ich niecierpliwie. Zarówno Beata i Leszek byli bardzo podekscytowani, a i Stefan co chwilę wyglądał zza drzwi kuchni. Tylko Igor zachowywał spokój z właściwą sobie nonszalancją. To on pierwszy dostrzegł srebrnego Lexusa i powiedział leniwie.
- Już są.
Po chwili Ula i Marek tonęli w ich ramionach. Stefan przygarnął swoją pupilkę do piersi i powiedział wzruszony.
- Tak się cieszę kruszynko, tak się cieszę. Powiedz, jesteś szczęśliwa?
- Jestem bardzo szczęśliwa Stefan, bo wychodzę za wspaniałego człowieka.
- Niech no ci się przyjrzę. Jesteś piękna. Jeszcze bardziej wypiękniałaś od czasu, kiedy cię ostatni raz widziałem. Nadal jednak jesteś szczupła. – Roześmiała się perliście.
- Już niedługo Stefan. Za chwilę będę wyglądać, jak nadmuchana piłka. Spodziewamy się dziecka.
Na te słowa wszyscy zamilkli.
- Naprawdę? – Pisnęła w końcu Beata.
- Naprawdę ciociu. Urodzi się na początku stycznia.
- Gratulujemy wam kochani. Dziecko, to wielkie szczęście. Ale nie stójmy tak. Stefan przygotował dla was same pyszności. Zapraszamy.
Przy pysznej kolacji wręczyli im zaproszenia.
- To środek sezonu ciociu, ale mamy nadzieję, że dacie radę przyjechać.
- Choćby się waliło i paliło nie odpuścimy takiej okazji. – Zapewnił Leszek. Dawno nie widzieliśmy się z Józefem a i Jaśka i Betti chętnie uściskamy. Będziemy na pewno.
Wyrwali się jeszcze na wieczorny spacer plażą. Dobrze wiedział, że uwielbia takie spacery. Szli wolno wzdłuż brzegu zasłuchani w cichy plusk fal. Przystanęli w końcu a on przykleił się do jej pleców obejmując ją czule. Przytulił usta do jej skroni.
- Wiesz kotku, gdybym tu wtedy nie przyjechał i nie był taki uparty, by ściągnąć cię z powrotem do Warszawy, straciłbym szansę na wielkie szczęście. Do śmierci będę dziękował Bogu, że postawił cię na mojej drodze. Jestem wielkim szczęściarzem.
- A ja? Myślisz, że mogłabym żyć bez ciebie? Nie mogłabym Marek. Nie, gdy już uświadomiłam sobie, jak bardzo jesteś dla mnie ważny i jak bardzo cię kocham. Marzenie się spełniło. Teraz będziemy już zawsze razem. Na wieki.
- Na wieki – powtórzył za nią szeptem zanim przylgnął do jej pełnych ust.

Czas płynął nieubłaganie. Nawet się nie spostrzegli, jak nadszedł ten najważniejszy dla nich dzień. Od samego rana w rodzinnym domu Uli panował rzadko spotykany tu ruch. Sebastian przywiózł Violettę, a Tomasz Paulinę, by mogły pomóc w przygotowaniu Uli, sami zaś pojechali na Sienną. Byli tam już rodzice Marka i Alex.
W Rysiowie zjawiła się też zamówiona przez Marka wizażystka i Pshemko z jej suknią ślubną. Paulina z Violettą i projektant czekali cierpliwie, aż kobieta zrobi Uli fryzurę i makijaż, delektując się aromatyczną kawą przygotowaną przez Józefa. Potem pomogły jej w założeniu sukni. Mistrz się naprawdę postarał. Suknia uszyta była ze lśniącego białego materiału, delikatnie opinającego figurę Uli. Leżała idealnie podkreślając atuty jej figury. Wprawdzie brzuszek jej się już nieco zaokrąglił, jednak w żadnym stopniu nie sugerował ciąży. Kiedy wreszcie opuściła swój pokój Pshemko westchnął teatralnie.
- Jesteś piękna Urszulo. Wyglądasz zjawiskowo.
Józef z podziwem patrzył na swoją najstarszą latorośl. Tak bardzo przypominała mu jego zmarłą Magdę. Ukradkiem otarł oczy, w których zdążyły się zgromadzić łzy. Jej rodzeństwo też patrzyło na nią oniemiałe.
Nerwowo spojrzała na zegarek. Była dwunasta trzydzieści. Usłyszeli dzwonek do drzwi. Po chwili wszedł Marek a za nim Sebastian i Tomasz. Zobaczył ją i wzruszenie ścisnęło mu krtań. W tej pięknej, białej sukni wyglądała jak anioł. Podszedł wolno do niej i ucałował jej dłoń.
- Jesteś najpiękniejszą istotą na świecie. Jesteś cudem kochanie.
Sam wyglądał wspaniale. W śnieżnobiałej koszuli i eleganckim, czarnym garniturze z muszką pod szyją prezentował się niezwykle wytwornie.
Przyszedł czas na błogosławieństwo. Już rozciągnięto przed nimi białe prześcieradło, na którym uklękli oboje. Najpierw pobłogosławił ich Józef, a potem Dobrzańscy. Helena nie mogła powstrzymać łez. Spełniało się jej marzenie. Jej jedynak znalazł upragnione szczęście u boku wspaniałej kobiety, która wkrótce obdarzy ich wnukiem lub wnuczką.
Na koniec tej ceremonii zdążył dojechać Alex. Wszedł do domu prowadząc ładną blondynkę. Wyglądała znajomo. Kiedy Ula z Markiem wstali z kolan podszedł do nich i zagaił.
- Kochani, wyglądacie, jak z żurnala. Mamy jeszcze chwilkę i chciałbym wam kogoś przedstawić, choć myślę, że dobrze ją znacie. Odwrócił się za siebie.
- Kasiu pozwól. – Podał kobiecie dłoń.
- Kasia Pawlak, moja dziewczyna, kojarzycie?
Uśmiechnęli się oboje.
- Oczywiście, że kojarzymy i bardzo się cieszymy Alex. Pani Kasia, to wspaniała osoba. – Kasia zarumieniła się.
- Mówcie mi po imieniu i dziękuję za komplement.
Podeszła Paulina.
- Już czas jechać. Witaj Kasiu. Bardzo się cieszę, że zgodziłaś się towarzyszyć Alexowi. – Kasia roześmiała się.
- Nie mogłam mu odmówić. Ma wielki dar przekonywania.

Na ulicę prowadzącą do rysiowskiego kościółka wyległy prawdziwe tłumy. Już dawno w Rysiowie nie było takiej atrakcji. Najbliżsi sąsiedzi i inni mieszkańcy nie darowaliby sobie, gdyby miało ich ominąć takie widowisko. Od miesięcy nie widziano tu tak wielu ekskluzywnych samochodów i tak pięknie ubranych ludzi. Ten ślub dawał dobry powód, by być tematem rozmów przez najbliższe tygodnie. Pod domem Cieplaków stały cztery długie limuzyny. Jedna biała, którą miała pojechać para młoda i trzy czarne mające pomieścić Józefa z dziećmi, Proszowskich, Dobrzańskich „Febo”, „Zagórskich” i „Olszańskich”. Kawalkada limuzyn ruszyła wolno, a za nią posuwał się szereg samochodów pozostałych gości.
Przed kościołem, z białej limuzyny Marek wyłowił swoje kochanie i spojrzał na nią z żarem w oczach. Oto spełniało się jego marzenie. Za chwilę poślubi kobietę, którą pokochał miłością wieczną, bezgraniczną i wielką. Kobietę, która uratowała mu życie i która później ratowała go jeszcze wielokrotnie. Uczyni wszystko, by dać jej szczęście, by nigdy jej nie zawieść.
Stanęła przy nim skromnie trzymając w dłoniach bukiet herbacianych róż i spojrzała mu z miłością w oczy.
- Kocham cię. – Szepnął jej czule do ucha. Uśmiechnęła się do niego cudnie.
- Kocham cię najmocniej na świecie. – Odpowiedziała.
Za nimi ustawili się już w szeregu Violetta z Sebastianem, jako świadkowie, Paulina z Tomaszem i Alex z Kasią, tworzący orszak ślubny. Rozległ się dźwięk organów i ruszyli wolnym krokiem przekraczając próg kościoła.
Kapłan owinął ich dłonie stułą. Patrzyli sobie z miłością w oczy. Świat przestał istnieć a czas się zatrzymał. Niemal mechanicznie powtarzali zdania wypowiadane przez księdza Malcharka. Z czułością przylgnął do jej ust, gdy usłyszał „Teraz możesz pocałować pannę młodą”.
- Nareszcie skarbie, nareszcie. Jestem niewyobrażalnie szczęśliwy.
Ujął jej dłoń i wolno poprowadził przez szpaler gości na kościelny dziedziniec.

Zabawa trwała w najlepsze. O czwartej nad ranem przysiedli zmęczeni za stołem. Oparła głowę o ramię Marka i obserwowała bawiących się gości. Niezmordowana Violetta wodziła rej w tym towarzystwie. Ula uśmiechnęła się. Pozazdrościła jej tej spontaniczności. Szalona Viola miała powody do radości. Zaliczyła pierwszy rok studiów celująco. Zaskoczyła ich wszystkich, a Sebastian pękał z dumy. Przeniosła wzrok na Paulinę tańczącą w objęciach Tomasza. I oni znaleźli ścieżkę do siebie. Są szczęśliwi. W grudniu planują ślub. Wreszcie Alex. Uśmiechnięty Alex. Jeszcze rok temu nikt by go nie posądzał o taki uśmiech. Być może i Kasia okaże się kobietą, której szukał całe życie? Odwróciła twarz w kierunku Marka i spojrzała w jego stalowo-szare, śmiejące się oczy.
- Jestem taka szczęśliwa Marek. – Powiedziała półgłosem. – Mamy kochających rodziców, wspaniałych przyjaciół, mam ciebie, najdroższą osobę na świecie, a za kilka miesięcy zostaniemy dumnymi rodzicami tej kruszynki. Nie mogłabym wyobrazić sobie lepszego życia.
Zamknął ją w swoich ramionach i przytulił się do jej ciepłego policzka.
- Ja też kochanie, ja też…


KONIEC




Shabii (gość) 2012.05.22 18:37
Zanim zacznę to muszę uspokoić emocje. Małgosiu ten ostatni rozdział był PRZEPIĘKNY. Cudownie to wszystko opisałaś. Jestem pod wrażeniem. Tak lekko, przyjemnie i miło się czytało. Bardzo się cieszę, że wszyscy są szczęśliwi. Paulina już u siebie na włościach. Zrobiła parapetówkę na której Tomasz się oświadczył. Widać, że mimo iż są ze sobą bardzo krótko to bardzo się kochają. Czy oni mieszkają razem? Cieszę się, że udało im się wszystko załatwić na drugiego sierpnia. Zmartwiły mnie wyniki Uli ale na szczęście udało się wszystko wyprostować. Leki i odpoczynek pomogły. Bardzo podoba mi się to, że obie rodziny się polubiły. Takie spotkanie było im potrzebne by lepiej się poznać. Rodzina Proszowskich okropnie się cieszy z wiadomości, że ich Uleńka będzie mężatką i że nosi pod serce malutkiego człowieczka. Oni zawsze dobrze jej życzyli i cieszą się wraz z nią jej szczęściem. Ach! Ceremonia ślubna wspaniała i bardzo urocza. Ula wyglądała jak anioł a i Marek cudownie się prezentował. Mieszkańcy Rysiowa mogli popatrzeć na ten fantastyczny obrazek. Przysięgli sobie miłość i wierność przed Bogiem, rodziną i przyjaciółmi. Są jednością i nic ich nie rozdzieli. Jak miło, że Aleks zaprosił Kasię. Kto wie, może i on znalazł swoją drugą połówkę. Wesele trwało w najlepsze, zmęczeni państwo Dobrzańscy patrzyli z uśmiechami na ustach jak ich bliscy się bawią. Najbardziej szalała Violetta, nie ma co się jej dziwić. Najlepsza przyjaciółka wyszła za mąż i jest w stanie błogosławionym, zdała wszystkie egzaminy celująco a to jest powód do świętowania. Gosieńko, nie wiem co mogę jeszcze napisać. Brakuje mi słów. Pokochałam to opowiadanie i każda jego część była doskonała a ta ostatnia to istna perełka. Po prostu cud, miód, orzeszki. Idealnie, wspaniale i wzruszająco zakończyłaś tę wyśmienitą, niezwykłą historię. Serdecznie Ci dziękuję za każdy wpis.


"Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma."


"Już mi niosą suknię z welonem
Już cyganie czekają z muzyką
Koń do taktu zamiata ogonem
Mendelssohnem stukają kopyta..."

Serdecznie Pozdrawiam :):*

PS: CZEKAM NA NOWE OPOWIADANIE :)
MalgorzataSz1 2012.05.22 19:32
Shabii.

Ty spostrzegawcza istotko. Jednak zauważyłaś. Wczoraj z przekory dodałam ten tytuł i czekałam, która z Was zauważy pierwsza. Jesteś pierwsza. Zacznę dodawać za około dwa tygodnie, może szybciej. Wszystko zależy od czasu. Pisałam Ci, że to opowiadanie będzie krótkie. Ma tylko siedem rozdziałów. Może jednak Wam się spodoba.
A za dzisiejszy komentarz wielkie dzięki i za te przepiękne zdjęcia i jeszcze piękniejsze cytaty o miłości. Jak zwykle nie zawodzisz pod tym względem.
W tym miejscu powtórzyłabym to wszystko, co napisałam Paulinie.
Dziękuję pięknie i przesyłam buziaki.
miki (gość) 2012.05.22 19:37
cudowne zakończenie,takie opowiadania jak Twoje zawsze podnoszą mnie na duchu,wywołują uśmiech.Teraz konieczne jest następne opowiadanie ponieważ jestem uzależniona od tego bloga,jest w tych opowiadaniach tyle pozytywnej energij
MalgorzataSz1 2012.05.22 19:43
Miki.
Bardzo Ci dziękuję za to, że czytasz i że zaglądasz często na mój blog. jeśli nie zauważyłaś, to podpowiem, że w zakładce "Moje opowiadania" figuruje już kolejny tytuł, jednak będziecie musieli poczekać trochę (ok. 2 tygodni). Mam teraz trochę zajęć i chyba nie wyrobię sie szybciej.
Dziękuję i pozdrawiam Cię serdecznie.
monika_2601 (gość) 2012.05.23 02:16
Jestem zawiedziona:( Jestem zawiedziona, bo nie poznałam płci dziecka:( Żądam epilogu wyjaśniającego tę kwestię!:p

Nastraszyłam Cię?;p Tak ogólnie to jestem zachwycona, a nie zawiedziona. Idealne zakończenie! Niemal przez cały czas uśmiech nie schodził mi z twarzy.

Właściwie to nie wiem nawet, jak to skomentować. Wszytko było tak bajkowe, że słowa są w sumie zbędne. Mogłabym tylko westchnąć...:)
Wiesz, co cieszy mnie najbardziej? Aleks. Ha! Miałam nosa co do tej Kasi. Paula się zaręczyła - kolejne zaskoczenie. No i nie zapominajmy o Violetcie Kubasińskiej przez "V" i dwa "t". Jestem dumna!:p

Nie będę więcej pleść, bo i tak nic mądrego nie mam do powiedzenia, a podobno to milczenie jest złotem:) Tak więc zamilknę i po raz kolejny sobie westchnę, wspominając to cudowne powiadanie.

Dziękuję Ci, Małgosiu, za aż 24 rozdziały cudownego opowiadania. Pozostaje pod ciągłym urokiem Twojego doskonałego stylu i umiejętności "zamieniania w dobre wszystkiego, co złe". Czekam na "Syna marnotrawnego":)
Pozdrawiam
M
MalgorzataSz1 2012.05.23 06:52
Monika.

Epilogu oczywiście nie będzie, bo wszystko już zostało powiedziane. Płeć dziecka nieważna, Najważniejsze, by urodziło się zdrowe, prawda?
Mnie najbardziej cieszy to, że mogłam Ci zaserwować niezwykle mądrą i ambitną Violettę. Gdybym dalej ciągnęła to opowiadanie, pewnie napisałabym, jak świetnie skończyła te studia i pnie się po szczeblach kariery.
Do Kasi miałaś nosa. Przewidziałaś to właściwie już wtedy, jak tylko wprowadziłam jej postać do opowiadania. W domyśle czytelników pozostawię ich dalsze losy. Ja z pewnością doprowadziłabym do ich ślubu. To chyba już jakieś skrzywienie.
Dziękuję Monika za miłe słowa pod moim adresem. Mój styl jest daleki od doskonałości, ale miło przeczytać, że ktoś uważa inaczej. Dziękuję też za wszystkie Twoje komentarze pod każdym rozdziałem i serdecznie Cię pozdrawiam.




danka69 (gość) 2012.05.23 17:09
Małgosiu, zwyczajnie nie nadążam. Z mojej wcześniejszej dyscypliny dot. komentowania kompletne nici . Nie spodziewałam się wczorajszej notki i spokojnie świętowałam swoje urodziny..... .
A tu zaglądam późno w nocy i taka miła urodzinowa niespodzianka. Niestety bardzo późna pora nie pozwoliła mi na komentarz. Przeczytawszy ostatnią część z uśmiechem na ustach usnęłam.
Nie komentowałam też przedostatniej notki , bo jestem strasznie zagoniona a wieczorami padam jak mucha ( Anna lub Joanna). Te upały mnie wykończyły, bo wcześniejszy chłód mnie zainfekował a upały osłabiły. Zwyczajnie nie te lata, kiedy człowiek był zwarty i gotowy całą dobę , nic mu nie dokuczało .
Wracając do przepięknego opowiadania, przedostatnia część była preludium do ostatniej. Ula, mimo ogromnej miłości , którą wzajemnie się obdarzyli obawiała się reakcji Marka na wiadomośc o ciąży. To chyba normalna reakcja kobiety na niezaplanowaną ciążę w sytuacji kiedy para nie jest w formalnym związku. To pewnie też typowa,bardzo emocjonalna reakcja kobiety będącej w tym stanie.Marek zachował się jak zakochany mężczyzna,który lada dzień planował kobiecie swojego życia oświadczyć się. Piękne, bardzo wzruszające sceny , z ciarami na plecach. Ostatni rozdział czytałam z uśmiechem ,ale też lekko zasmucona, że za chwilę ta piękna historia zakończy się. Małgosiu, najpierw uczyłaś swoich bohaterów i nas czytelników cierpliwości. Trochę to trwało zanim wyprowadziłaś zagmatwane losy naszych ulubieńców i nie tylko ( Aleksa i Pauli ) na długa prostą. Ostatnie rozdziały poprowadziłaś w wielkim, tylko Tobie właściwym stylu. Uwielbiam te chwile radości , które przeżywają Ula i Marek w Twoich opowiadaniach. Tylko takie zakończenia dla tej pary mam w swojej głowie. Może się powtarzam, ale Ula za całokształt zasługuje na szczęście a Marek za przemianę
swojego charakteru , którą przechodzi . Zresztą serial wywarł piętno na nas wszystkich i zawsze będziemy, w nowych opowiadaniach szukać dawnych zachowań bohater ów i oceniać ich przez pryzmat scen serialowych. Drań Marek i tak budził we mnie współczucie, mimo zła , które wyrządził Uli. Filip doskonale to pokazał, jest w tym świetny.
W tym opowiadaniu Małgosiu bardzo zmieniałaś bohaterów drugoplanowanych, to taka odmiana w stosunku do innych opowiadań. Bardzo ci dziękuję za to opowiadanie i juz czekam na "publikację" następnego.
Serdecznie pozdrawiam
MalgorzataSz1 2012.05.23 18:46
Danusiu.

Przede wszystkim przyjmij życzenia zdrowia, pomyślności, wiecznej radości, pociechy z "pociechy", nieustającego uśmiechu i szczęścia z okazji tych osiemnastych urodzin. (Vatu nie doliczam). Jak najwięcej spokoju, relaksu i oddechu od ciężkiej pracy. Niech Ci się darzy, co tylko zamarzysz.

Ja również nie znoszę upałów zbyt dobrze, na szczęście jutro ma być już chłodniej, więc będziemy mogły odetchnąć. Mam nadzieję, że Twoje złe samopoczucie doszło do równowagi i jest już lepiej.

Opowiadanie dobiegło końca. Musiało. Bo to, co chciałam w nim zawrzeć zostało napisane. Resztę pozostawiłam wyobraźni czytelników. Lubię zacząć i skończyć opowiadanie . Jestem raczej konsekwentną osobą i jeśli się już za coś zabiorę, to doprowadzam do finału. Bardzo nie lubię niedokończonych historii, a takich jest naprawdę mnóstwo, bo wiele autorek porzuciło swoje naprawdę świetne opowiadania. Szkoda.
Szczęśliwe zakończenia historii miłości naszej ulubionej pary i ja mam w głowie. Nigdy nie zdobyłabym się na to, by finał miał być dramatyczny. Nawet jeśli wprowadzam do akcji jakieś tragiczne wydarzenia, to i tak w końcu finiszuję szczęśliwie.
Serial był strzałem w dziesiątkę przede wszystkim dlatego, że miał świetną obsadę. Już nie wyobrażamy sobie, że Ulę i Marka mieliby grać inni aktorzy. Zarówno Filip, jak i Julia odegrali swoje role znakomicie i bardzo sugestywnie zapadając nam w pamięci na długo. Świadczą o tym te liczne opowiadania, które w dalszym ciągu pojawiają się na socjum "BrzydUli".
Ja również nie powiedziałam ostatniego słowa w tej kwestii, choć opowiadanie, które przed chwilą zakończyłam było siódmym przeze mnie napisanym, a przecież nie minął nawet rok od dnia, w którym opublikowałam pierwsze z nich.
Następne czeka na swoją kolej. Na razie na zachętę dodałam jego tytuł w zakładce "Moje opowiadania". Zacznę publikować na początku czerwca. Mam trochę zajęć, którym też muszę poświęcić czas.
Dziękuję Ci Danusiu za twoje pozytywne komentarze i przemyślenia, którymi zechciałaś się ze mną podzielić i nie tylko tym. Bardzo to doceniam i wierzę, że jeszcze niejednokrotnie znajdziemy okazję do wymiany opinii na tematy nie tylko odnoszące się do opowiadań.
Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę dużo zdrowia.
G.
danka69 (gość) 2012.05.25 10:55
Małgosiu,
bardzo dziękuję Ci za przemiłe życzenia. Dziękuję za łaskowść i niedoliczenie Vat'u, który przy 18-stce i tak nie byłby uciążliwy.... .
Wczoraj odnotowałam kolejny wyjazd, stąd brak mojej natychmiastowej reakcji.
Małgosiu, dziękuję Ci jeszcze raz za wszystkie opowiadanie ,które miałam przyjemność na bieżąco czytać, a niektóre dla poprawy samopoczucia przeczytałam ponownie.
Zrobię to pewnie jeszcze nie raz, bo są tego warte.
Masz rację, że trochę szkoda ,że niektóre dziewczyny zarzuciły kontynuację swoich opowiadań , ale nie mnie komentować taką sytuację ,kiedy jestem niepiszącą czytelniczką.
Czekam więc z niecierpliwością, a może z cierpliwością na kolejne twoje opowiadanie Małgosiu. Bedzie krótkie, jak dla mnie ,ale z pewnością urocze i jak każde kolejne pochłonie mnie bez reszty i będę wyczekiwać z radością kolejnych rozdziałów.
Będę je oczywiście komentować , mam nadzieję,że na bieżąco.
Co do mojego samopoczucia, to jest znacznie lepiej, dziękuję.
Małgosiu życzę Ci jutro udanego, miłego Dnia Matki.
Serdecznie Cię ściskam . A i jeszcze jedno, gdybyś miała przyjemność wymienić się ze mną szerszymi refleksjami niekoniecznie na blogu załacząm mój adres mailowy . Ja Twojego nie znam, stąd pozwalam sobie na taką sugestię... .
Pozdrawiam gorąco.
DW
MalgorzataSz1 2012.05.25 12:35
Danusiu.
Tak myślałam, że pochłonęła Cię kolejna delegacja i czekałam cierpliwie aż się odezwiesz.
Dzień Matki jest zawsze bardzo miły i Ty pewnie też odbierasz go w taki sposób. Szkoda tylko, że to jeden dzień w roku a potem już szara rzeczywistość.
A refleksjami niekoniecznie na temat opowiadania chętnie się podzielę. Nie doszukałam się wprawdzie w tekście twojego maila, ale to nie szkodzi. Ja w takim razie podam Ci swój:
goniasz2@interia.pl
On jest też dostępny na moim profilu na socjum BrzydUli.
Dziękuję raz jeszcze za tyle miłych słów dla mnie i ja gorąco Cię pozdrawiam licząc na wymianę korespondencji.
G.

danka69 (gość) 2012.05.25 13:28
Małgosiu, adres mailowy nie załączyłam w treści maila tylko na stronie tytułowej, gdzie umieszcza się komentarz. Ponoć, adres ten jest widoczny tylko dla właściciela bloga, dla innych nie. Ale mogę się mylić, stąd podaję Ci go proszę: tokio19@onet.eu .
Dzień Matki jest miłym dniem to prawda, chociaż moje dziecko jakoś "szczególnie lepiej" chyba mnie tego dnia nie traktuje. Nie mówię, że na codzień traktuje mnie źle....., ale tego dnia są życzenia, prezent ( razem z urodzinowym). Nie ma sztucznej "nadmiłej" atmosfery a o to chyba chodzi . Poprostu fajnie jest być mamą każdego dnia ze wszystkim radościami i troskami wynikającymi z tej roli. Też pewnie tak to odbierasz.
Myślę sobie, że jak nasze córki będą same mamami to będą jeszcze bardziej nas doceniać, naszą bezwarunkową miłość. Miłość dziecka chyba już taka nie jest, chociaż ja jestem z moją mamą bardzo mocno związana i zdarzało mi się nie raz usłyszeć od mojej córki , że poświęcam babci więcej czasu a nawet bardziej ją kocham. A tak przecież nie jest. To tyle refleksji w przeddzień naszego święta.
Wszystkiego dobrego
DW
MalgorzataSz1 2012.05.25 17:13
Danusiu.
Ja Cię bardzo przepraszam, ale nawet nie wiedziałam, że jest taka możliwość z tym adresem mailowym. Jednak ten, który podałaś wprowadziłam już sobie do poczty. Resztę napiszę już w e-mailu.
Pozdrawiam.


kawi :) (gość) 2012.05.30 20:55
U mnie pojawiła się nn zapraszam ^^
pozdrawiam kawi :)
kawi :) (gość) 2012.05.31 13:56
Dziękuję za komentarz u mnie ^^ Nie myślałam nad tym żeby połączyć Paulinę i Piotra, ale to całkiem ciekawy pomysł :)
tego opowiadania będzie jeszcze kilka części, i następną planuję napisać za 2-3 tygodnie, a może nawet wcześniej :)
pozdrawiam
PS. Kiedy u cb pojawi się nn ? ;]
MalgorzataSz1 2012.05.31 18:22
Dzięki Kawi. Komentowanie Twoich rozdziałów to prawdziwa przyjemność. U mnie będzie coś nowego za kilka dni.
Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz