02 czerwiec 2012 |
Kochani.
Zgodnie z obietnicą wstawiam kolejne opowiadanie. Właściwie powinnam napisać, że to mini opowiadanie, bo nie jest długie. Ma tylko siedem rozdziałów. Będzie w nim poruszona między innymi tematyka giełdy. Osobiście o jej działaniu i mechanizmach nią rządzących nie mam zielonego pojęcia. Z góry więc przepraszam za to, że wplotłam w to opowieść jedynie moje wyobrażenie o jej działaniu. Nie przedłużając zapraszam wszystkich do przeczytania pierwszego rozdziału. "SYN MARNOTRAWNY"
Rozdział I
Był znękany i bardzo, bardzo zmęczony. Wydarzenia ostatnich miesięcy dały mu mocno w kość. To była taka próba sił, gorzki klaps od losu, jakby ten chciał się przekonać, czy podejmie wyzwanie i podoła temu, co mu zgotował. Nie był przygotowany na to, że zostanie z tym sam, bez żadnej osoby, która mogłaby go wesprzeć. Sebastian się nie liczył. Był wprawdzie jego najlepszym przyjacielem, ale tylko do upijania się w pubach i rwania panienek na jedną noc. Do pomocy w poważnych, życiowych sprawach zupełnie się nie nadawał. Był kompletnie niedojrzały, a w ciele dorosłego mężczyzny siedział piętnastolatek, który miał pstro w głowie. Dzisiejszy dzień przelał kielich goryczy. Próbował, naprawdę próbował wyjaśnić tę niemiłą sytuację, ale wszyscy pozostali głusi na jego argumenty. Szczególnie rodzice. Do nich miał największy żal. Był ich jedynym dzieckiem i nie potrafił zrozumieć, dlaczego nie starają się stanąć po jego stronie, dlaczego mają do niego tak mało zaufania. Przecież się tak usilnie ich przekonywał. Nogi same zaprowadziły go do jednego z miejskich parków. Był niemal pusty. Zmierzch skutecznie wyganiał do domów ostatnich spacerowiczów. Przysiadł ciężko na ławce i ukrył w dłoniach twarz. Czy naprawdę był potworem? Takie były ostatnie słowa jego matki. „Prawie go zabiłeś. Jesteś potworem”. Wydarzenia brzemienne w skutki, zaczęły nabierać tempa jakiś miesiąc temu. Pamięta ten dzień, a właściwie już głęboką noc, gdy wszedł do domu, w którym mieszkał ze swoją narzeczoną Pauliną Febo. Ponoć była mu przeznaczona, od kiedy pojawiła się na świecie. Jej i jego rodzice założyli wspólną firmę modową Febo&Dobrzański. Już wtedy, gdy byli dziećmi postanowiono za nich. Mieli się pobrać i tym samym umocnić znaczenie, prestiż i pozycję firmy. Przez te wszystkie lata naiwnie wierzył, że takie jest jego przeznaczenie. Gdy dorośli, kupili ten dom i zamieszkali w nim. Na początku było idealnie, wręcz sielankowo. Szybko się to jednak zmieniło. Ciągle go krytykowała, ciągle mu miała coś do zarzucenia. Czepiała się jego wyglądu, muzyki, jakiej lubił słuchać, oskarżała o plebejski gust. Miał dość. Czegokolwiek by nie zrobił, wszystko było źle. Zaczął uciekać z domu, byle dalej od niej i jej nieustannych fochów. Potem zaczął ją zdradzać namówiony raz i drugi przez Sebastiana. Odpowiadało mu takie życie. Przynajmniej na chwilę mógł zapomnieć o swojej, jeszcze wtedy, dziewczynie. Ona nie pozostała mu dłużna. Wprawdzie nie zdradzała go, ale bezustannie nękała jego rodziców i opowiadała im o jego rozwiązłym życiu. Próbowali na niego wpłynąć. Wywierali tak silną presję, że w końcu jej uległ i oświadczył się kobiecie, do której nie czuł kompletnie nic. W swojej naiwności rodzice sądzili, że narzeczeństwo utemperuje w jakiś sposób jego ciągoty do nocnego życia. Mylili się. Im bardziej Paulina uzurpowała sobie coraz większe prawo do niego, tym bardziej jej unikał. To ona wraz z jego matką zaczęła planować ten nieszczęsny ślub. Bardzo im było spieszno. Nawet nie miał pojęcia, jak daleko są zaawansowane przygotowania do tej uroczystości. Wszystko odbywało się poza nim. Ta noc okazała się przełomowa. Wszedł cicho do domu sądząc, że już śpi. Była trzecia nad ranem. W głowie szumiał mu wypity alkohol, a koszula była przesiąkła zapachem tanich perfum kobiet, które były towarzystwem na dzisiejszy wieczór. Rozbłyskające nagle światło lamp w salonie poraziło mu oczy. Zmrużył je instynktownie. Przed nim stała z zaciśniętymi z wściekłości szczękami jego narzeczona we własnej osobie. - Wiesz, która jest godzina? – Wysyczała. - Nie wiem – odpowiedział cicho. - Jest trzecia nad ranem. Co ty sobie wyobrażasz? Jak myślisz, długo będę znosić te twoje wyskoki? Po całych dniach gdzieś znikasz. Upijasz się. Wracasz śmierdzący i zblazowany. Za dwa tygodnie ślub, a ty wykręcasz mi takie numery?! – Wrzasnęła. Już nie panowała nad sobą. Słowa z jej ust wyskakiwały z prędkością serii z karabinu maszynowego. Nie mógł tego znieść. Zasłonił uszy dłońmi. - Mogłabyś trochę spuścić z tonu? Słychać cię pewnie na Placu Defilad. – Jęknął. Podeszła do niego i z całej siły wymierzyła mu otwartą dłonią siarczysty policzek. - Ty świnio. Nie będziesz mi mówił, co mam robić. Pokiwał głową. - Masz rację. Nie powiem już ani słowa. Odchodzę. Zaraz spakuję swoje rzeczy. – Powiedział cicho i podniósł się z fotela kierując swe kroki do garderoby. Wyciągnął dużą torbę na kółkach i po kolej zaczął opróżniać swoje półki. - Ty tchórzu! – Wrzasnęła za nim. – Ja tego tak nie zostawię. Zaraz powiadomię twoich rodziców, jak mnie traktujesz. Jak śmiesz zostawiać mnie na dwa tygodnie przed ślubem. Jesteś zwykłym gnojkiem. - I tu też się z tobą zgadzam. Chyba nie chcesz mieć za męża zwykłego gnojka, prawda? W dodatku gnojka, który nie czuje do ciebie nic. Według samej siebie zasługujesz na kogoś lepszego, nie na takiego łajdaka, jak ja. Zwracam ci więc wolność. Nie kocham cię. Teraz tylko dobrze się rozejrzyj. Na pewno trafi ci się odpowiednia partia. - Nic z tego mój drogi. Nie odwołam tego ślubu. Staniesz przed ołtarzem obok mnie i pobierzemy się, jak Pan Bóg przykazał. - Przykro mi, ale mnie tam nie będzie. Jestem zdesperowany, ale nie do tego stopnia, by samemu sobie zakładać pętlę na szyję. Dopakował drugą torbę i obie wyprowadził na korytarz. Zatrzymał się jeszcze na moment i obrzucił ją spojrzeniem bez wyrazu. - Mimo wszystko życzę ci szczęścia. Wyszedł z domu nie oglądając się za siebie. Zapakował rzeczy do samochodu i ruszył do centrum. Tam miał mieszkanie, o którym nie wiedział nikt, prócz Sebastiana. Kupił je jakiś czas temu, by móc bezkarnie używać życia z przygodnie poznanymi kobietami. Z podkrążonymi z niewyspania i nadmiaru wypitego alkoholu oczami, przyszedł mocno spóźniony do pracy. Poprosił sekretarkę o kawę i dużą ilość wody, potem zamknął się w gabinecie, nie wychylając z niego nosa aż do popołudnia. O godzinie szesnastej zadzwonił jego ojciec. Kategorycznie zażądał, by zjawił się po pracy u nich w domu. - Mamy do pogadania i nie wywiniesz się od tej rozmowy tak łatwo. Odłożył słuchawkę i westchnął. To niedobrze wróżyło. Na pewno Paulina zdążyła się już poskarżyć. Musiał stawić temu czoła. Ma dwadzieścia osiem lat i nie pozwoli, by ktoś kierował jego życiem. Już dość. Nie może wciąż biernie poddawać się wygórowanym żądaniom swoich rodziców. Jest przecież dorosły, a oni traktują go tak, jakby chcieli go ubezwłasnowolnić. O siedemnastej podjechał pod okazały dom Dobrzańskich. Niepewnie wszedł do środka. Zastał ich w salonie. Ojciec spojrzał na niego karcącym wzrokiem. Podobny wyraz twarzy miała matka. - Siadaj – rzucił ostro Krzysztof Dobrzański tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Możesz nam wyjaśnić, co ty wyprawiasz? Jak śmiałeś w tak podły sposób potraktować Paulinę? Jak mogłeś dwa tygodnie przed ślubem zerwać zaręczyny? Czy ty naprawdę już nie masz żadnych hamulców? Żadnej przyzwoitości? - Nie kocham jej – powiedział niemal szeptem. - Doszedłeś do tego po sześciu latach bycia razem? – Odezwała się Helena Dobrzańska. - Nie. Doszedłem do tego już bardzo dawno. Nie zerwałem z nią wcześniej, bo obawiałem się waszej reakcji. Ciągle ustawiacie mi życie. Ingerujecie w nie, jakbym ja sam nie mógł stanowić o sobie. To nie w porządku. - Nie w porządku? A w porządku jest porzucenie narzeczonej tuż przed ślubem? - Narzeczonej, którą sami mi wybraliście. Nie pamiętam, bym był pytany o zdanie w tej kwestii. Uważacie, że jest taka idealna? Jeśli tak, to mało o niej wiecie. Jest zaborcza, mściwa i kłótliwa. Nie było dnia bez awantur. Nie jestem święty, ale ona przesadziła i to grubo. Nie ma mowy, by miał się odbyć ten ślub. Ja na niego nie przyjdę. Równie dobrze już teraz mógłbym podciąć sobie żyły, na jedno by wyszło. Krzysztof poluzował krawat, jakby nagle zaczęło mu brakować powietrza. Zaczerpnął gwałtownie haust. - Musisz wybrać. Albo za dwa tygodnie weźmiesz ten cholerny ślub, albo cię wydziedziczę. Nie spodziewał się takiego drastycznego obrotu sprawy. Ojciec postawił go praktycznie pod ścianą. - Nie mówisz poważnie. - Mówię śmiertelnie poważnie. - Wiesz dobrze, z czym się to wiąże. Przez to zmuszasz mnie bym odszedł z firmy. Zrezygnował ze stanowiska prezesa. - Z tym się to właśnie wiąże. Wybieraj. Czuł, jak stróżki potu przesuwają się po jego plecach. Czoło też miał nimi usiane. - Nie dajesz mi wyboru tato. Ja nie chcę żyć pod wasze dyktando. Chcę żyć po swojemu. Popełniać błędy i uczyć się na nich. Nie chcę poślubiać kobiety, do której nie czuję nic prócz wstrętu. To tak, jakbyś postawił mnie przed plutonem egzekucyjnym i kazał strzelać. Przykro mi. Myślałem, że dla was coś znaczę. Że zależy wam na moim szczęściu. Pomyliłem się. Bardzo się pomyliłem. – Zadrżał mu głos a z oczu poleciały łzy. Podniósł się z fotela. - W takim razie nie mam wam już nic do powiedzenia, poza tym, że od dziś przestaję być waszym synem. Wzburzony Krzysztof podniósł się z kanapy i wycelował w niego wskazujący palec. - Masz rację. Nie jesteś nim. Wydziedziczam cię! – Krzyknął. Zatoczył się jak pijany i bezwładnie osunął się na podłogę. - Marek! Dzwoń po pogotowie! Szybko! Helena dopadła do męża i rozpięła mu guziki koszuli. Siedzieli na szpitalnym korytarzu oddaleni od siebie rzędem krzeseł. Czekali na lekarza. Przy Helenie siedziała Paulina wraz z bratem Alexem, on siedział cztery metry od nich. - To wszystko przez ciebie. – Syknęła Paula. – Gdyby nie twoja lekkomyślność, nigdy by się to nie wydarzyło. - Masz rację – odpowiedział ugodowo. Jeszcze tylko za gradobicie nie jestem odpowiedzialny. - Jesteś zwykłym dupkiem – włączył się w tą wymianę zdań Alex. – I wiesz co? Cieszę się, że nie będzie tego ślubu. Lepiej, żeby została sama, niż miała poślubić takiego nieodpowiedzialnego idiotę. - Mam gdzieś, co myślisz. Oboje jesteście siebie warci i najmądrzejsi na świecie. Trudno wam będzie znaleźć partnerów dorównujących wam inteligencją i klasą. Według was wszyscy są idiotami. - Uspokójcie się. To nie miejsce ani czas na obrzucanie się błotem. – Helena była oburzona zachowaniem Marka i Alexa. Odgłos kroków powstrzymał tę wymianę zdań. W zasięgu ich wzroku ukazał się lekarz. Wstali z miejsc i podeszli do niego, choć Marek trzymał się z boku. - I jak panie doktorze? – Helena pełna najgorszych przeczuć wpatrywała się w oczy mężczyzny. - No cóż. To był rozległy zawał. Ustabilizowaliśmy go, ale stan jest poważny. Za chwilę zostanie przewieziony na OIOM. Najbliższa doba będzie decydująca, ale trzeba być dobrej myśli. - Dziękuję doktorze. Po jego odejściu Helena odwróciła się do Marka i ze złością w oczach powiedziała. - Chciałeś wiedzieć, to już wiesz. Nie ma potrzeby, byś dalej tu tkwił. Prawie go zabiłeś. Jesteś potworem. Skurczył się w sobie i ze smutkiem spojrzał w jej oczy. - Przykro mi, że tak uważasz. Nie będę cię już dłużej męczył swoją osobą. Żegnaj. Odwrócił się i ze zwieszoną głową opuścił szpitalny korytarz. Musiał odetchnąć. Wydarzenia dzisiejszego dnia przerosły go. Miał wprawdzie pewność, że postąpił właściwie nie dopuszczając do tego ślubu, jednak stan ojca wzbudzał w nim poczucie winy. Powlókł się do pobliskiego parku i usiadł na ławce ukrywając w dłoniach twarz. Następnego dnia umówił się z Sebastianem w swoim mieszkaniu. Nie chciał pokazywać się w firmie. Miał dość przepychanek słownych z Alexem i Pauliną. Olszański zjawił się u niego tuż po pracy. Był kompletnie skołowany i nie rozumiał, dlaczego Marek tak unika firmy. Gdy zasiedli już spokojnie w salonie, Marek powiedział. - Seba, ja już nie wrócę do firmy. Zbyt wiele się wydarzyło wczoraj. Byłem u rodziców. Za wszelką cenę chcieli mnie zmusić do ślubu z Pauliną. Sprzeciwiłem się. Chyba po raz pierwszy w życiu nie zrobiłem tak, jak sobie życzyli. Ojciec wydziedziczył mnie. Sebastian otworzył usta ze zdumienia. - Jak to, wydziedziczył. Co to znaczy? - To znaczy Sebastian, że nie należy mi się już nic. Przestałem być dla nich synem, a stałem się obcym człowiekiem. Pozbawiono mnie pracy, stanowiska i dochodów. Także udziałów firmy. Prawdopodobnie to wszystko przejdzie na oboje Febo. Będą zadowoleni, bo nieźle się obłowią. Po naszej rozmowie ojciec miał zawał. Wzywałem pogotowie. Wiem tylko, że ustabilizowali jego stan. Nie wiem, jak jest dzisiaj. Matka wczoraj właściwie wyrzuciła mnie ze szpitala. Kadrowy Febo&Dobrzański nerwowo przełknął ślinę. Wydawało mu się, że śni na jawie jakiś koszmar. - Rany boskie! – Złapał się za głowę. – Co teraz będzie!? Co będzie? Jak ty sobie poradzisz? Będziesz szukał pracy? - Chyba będę musiał. Oszczędności szybko się skończą. Nie będę miał wiecznie zasobnego konta. Mam w związku z tym do ciebie prośbę. Dam ci moje wypowiedzenie a wraz z nim wszystkie pełnomocnictwa, które dostałem od ojca. Zaniesiesz je Alexowi. Wypiszesz mi świadectwo pracy. Będzie mi potrzebne. Zabierzesz też moją teczkę osobową. Tam są kopie wszystkich dokumentów. Dyplomu i innych. To też będę potrzebował. Nic na razie nikomu nie mów. Nie chcę niepotrzebnych plotek. Prawdopodobnie Alex przejmie moje stanowisko. Będzie ciężko, bo sam wiesz, jaki on jest. Obawiam się, że w F&D nastąpią czasy dyktatury. - Też się tego obawiam. Załatwię wszystko tak, jak chcesz. Jutro przyjadę i zdam ci relację. Może będzie już wiadomo, co z twoim ojcem. Ty uruchom swoje znajomości i popytaj, czy któryś z dawnych kumpli nie ma dla ciebie pracy. Będzie ciężko, ale mam nadzieję przyjacielu, że ci się uda. Minął prawie miesiąc, od kiedy żył na własny rachunek. Poszukiwanie pracy nie szło najlepiej. Dawni koledzy zawiedli na całej linii. Niektórzy uważali, że kpi sobie z nich. Przecież jest Dobrzańskim. Tym bogatym Dobrzańskim, więc jak może szukać pracy? Był zniechęcony. Musiał nauczyć się żyć oszczędnie. Przestał udzielać się towarzysko. Nie chadzał już do klubów i nie tracił pieniędzy na panienki. Coraz bardziej zamykał się w sobie przeżuwając wciąż w ustach gorycz własnej porażki. Tego dnia wstał dość późno. Z niechęcią zwlókł się z łóżka. Po szybkim prysznicu zajrzał do lodówki i ze złością stwierdził, że jest kompletnie pusta. Westchnął ciężko. Ubrał się i wsiadłszy do samochodu pojechał do pobliskiego dyskontu. Musiał oszczędzać i od jakiegoś czasu zaopatrywał się tylko w takich sklepach. Przemierzał sklepowe półki wkładając do koszyka najtańsze produkty. Dochodził już do kasy, gdy usłyszał za plecami. - Marek? Marek Dobrzański? Odwrócił się gwałtownie. Przed nim stał człowiek o niepozornej posturze, mniej więcej w jego wieku z uśmiechniętą od ucha do ucha twarzą. - Maciek! Dobry Boże, jak dawno cię nie widziałem. Co ty tutaj robisz? - Zakupy, jak widzisz. Mama bardzo narzekała na braki w zaopatrzeniu i obiecałem jej, że dzisiaj kupię wszystko. A ty? Myślałem, że o tej porze pan prezes intensywnie pracuje? Marek spuścił głowę mówiąc cicho. - Nie jestem już prezesem Maciek. Od miesiąca to stanowisko piastuje Alex Febo. - Żartujesz. O niczym nie miałem pojęcia. Pogadamy? Zgłodniałem, może i ty coś zjesz? Zapłaćmy za te zakupy i chodźmy do jakiejś knajpy. Siedzieli przy dyskretnym stoliku racząc się świeżymi bułkami i solidną jajecznicą na boczku. Maciek spojrzał na swojego towarzysza. Nie miał zbyt szczęśliwej miny. Od kiedy go widział po raz ostatni, chyba trochę schudł i przygasł. - Co się stało Marek? Dlaczego nie jesteś już prezesem? Spojrzał na niego smutno. - Jeśli chcesz i masz czas, wszystko ci opowiem. Potrzebuję takiej rozmowy, bo już dłużej nie mogę tego tłumić w sobie. To zbyt wiele, jak na moje nerwy. – Przetarł gromadzące się w oczach łzy. – Dawno cię nie było w F&D, więc nie masz pojęcia, co się wydarzyło. Zacznę najlepiej od początku. Szymczyk słuchał Marka nie przerywając mu. Ta historia była tak niesamowita, że gdyby nie znał Marka i realiów firmy, nigdy by w nią nie uwierzył. - Teraz nawet nie mam pojęcia, co dzieje się z ojcem. Wiem tylko, że niedawno wrócił do domu i chyba już poczynił pewne kroki, by przepisać wszystko na Alexa. On ślepo mu ufa i patrzy, jak w obraz. Ciągle dawał mi go za przykład. Nie ma pojęcia, że tak naprawdę Febo jest słaby. Wszystko, co do tej pory osiągnął zawdzięcza Adamowi Turkowi. Znasz go, bo przecież to z nim masz do czynienia najwięcej. To on odwala całą robotę. Najgorsze jest to, że ja od niemal miesiąca poszukuję pracy. Żaden z moich dawnych kolegów nie chce mnie zatrudnić. Myślą, że robię sobie z nich żarty. Nie wiem, jak długo jeszcze dam radę żyć z oszczędności. Muszę znaleźć jakąś robotę, bo długo tak nie pożyję. Nie chcę skończyć, jako bezdomny. Na ulicy. Maćkowi zrobiło się żal Marka. Dobrze pamiętał, jak przyszedł do F&D po raz pierwszy z propozycją zakupu zalegających w magazynie kolekcji, które się nie sprzedały. Chciał je upłynniać przez Internet. Pamiętał, że tylko Marek rozmawiał z nim rzeczowo i wyczuł niezły interes dla własnej firmy. Pamiętał, z jakim entuzjazmem przeczytał jego biznesplan. On jako jedyny dał szansę temu projektowi i bez namysłu podpisał z nim umowę. Wysłuchawszy jego historii nawet się nie zastanawiał. Poklepał go pokrzepiająco po ramieniu i rzekł. - Nie martw się. Ja nie zostawię cię w potrzebie. Będę ci chyba mógł pomóc. Wiesz, że mam swoją firmę. Właściwie to jestem jej współwłaścicielem, bo drugim jest moja serdeczna przyjaciółka Urszula Cieplak. To taka przyjaźń od kołyski. Razem do przedszkola, do podstawówki, do szkoły średniej, a po niej na studia. Ula, to prawdziwy geniusz matematyczny i ekonomiczny. Dzięki niej nieźle prosperujemy, ale roboty jest mnóstwo. Jeśli więc cię to nie zraża i chcesz pracować, to my cię chętnie zatrudnimy. Marek podniósł na niego załzawione oczy. - Naprawdę mógłbyś to zrobić? - Oczywiście. Mam wobec ciebie dług, bo jako jedyny poparłeś ten biznes z Internetem. W ten sposób przynajmniej będę mógł ci się odwdzięczyć. - Wzruszony Marek uścisnął mu dłoń. - Dziękuję ci Maciek. Mam nadzieję, że nigdy cię…, nigdy was nie zawiodę. Liczę na to, że i twoja przyjaciółka nie będzie miała nic przeciwko temu. - Na pewno nie. Ula, to wspaniała osoba. Mówię o niej „anioł w spódnicy”. Zresztą sam się przekonasz. Dam ci wizytówkę, żebyś mógł trafić bez problemu. Nie mamy swojego biura i póki co pracujemy u Uli w domu. Myślimy o wynajęciu czegoś w Warszawie, ale ciągle nie mamy na to czasu. Może ty będziesz się mógł tym zająć? Przyjedź jutro o ósmej. Rysiów osiem. Ja uprzedzę Ulę. - Dziękuję ci z całego serca Maciek. Na pewno będę. Do zobaczenia. |
Marcia (gość) 2012.06.02 18:20 |
Gosiu, zobaczyłam informację o nowej notce i musiałam koniecznie przeczytać, chociaż jeszcze nie dokończyłam "Cierpliwość jest cnotą", ale obiecuję to zrobić. Dodam jeszcze, że ja też nie mam bladego pojęcia o działaniu giełdy, więc nawet nie zauważę, że jest coś niezgodnego z prawdą Dłużej nie przedłużając przechodzę do rzeczy. Przeczytałam na jednym wdechu. Nigdy w życiu nie spodziewałabym się takiej postawy Dobrzańskich. Jeśli chodzi o Paulinę i Aleksa, to nic nowego. Ale zupełnie nie rozumiem Heleny i Krzysztofa. Dobra, rzucił Paulinę, zawodził ich raz po raz, ale żeby zaraz wydziedziczać i mówić takie rzeczy? Chyba drobna przesada jeśli faktycznie jedynym co zrobił źle (według rodziców) to ten związek z Paulą, a raczej jego zakończenie. Marek nawet nie wie co dzieje się dokładnie z ojcem, ma tylko o tym jakieś ogólne pojęcie (jak mniemam informatorem jest Seba). Dobrze, że w sklepie spotkał Maćka. Nie mógł znaleźć roboty, a oszczędności, choć mogą być duże, nie starczą na długo. Jestem pewna, że ów "anioł w spódnicy" zgodzi się na przyjęcie Marka do firmy, współpraca całej trójki okaże się owocna, Marek podreperuje budżet, pewnie okaże się świetnym pracownikiem, znajdą jakieś biuro w stolicy i oczywiście, że z współpracy Marka i pani prezes niedługo wyniknie coś więcej Czekam z niecierpliwością na następną notkę, chociaż mam jeszcze poprzednie opowiadanie do nadrobienia. Serdecznie pozdrawiam |
MalgorzataSz1 2012.06.02 19:03 |
Marcia. Dziękuję, że rzuciłaś okiem na pierwszy rozdział. Jest rzeczywiście kontrowersyjny, jeśli wziąć pod uwagę postawę rodziców Marka. Oni nie wiedzą całej prawdy o związku jego i Pauliny. On nigdy nie latał do nich ze skargami na nią. To raczej ona ciągle zawracała im głowę, jakiego to mają nieodpowiedzialnego syna. Lata takich narzekań ze strony Pauliny zrobiły swoje i niejako zmanipulowały oboje Dobrzańskich. Zawsze byli bardzo krytyczni w stosunku do Marka, szczególnie ojciec i to on głównie nie aprobuje postępowania jedynaka. Helena jest w tym wszystkim osobą biernie poddającą się woli męża i nie zrobi nic, by choć trochę stanąć w obronie syna i poprzeć go. On sam będzie musiał nauczyć się żyć bez nich. Dzięki Marcia i pozdrawiam. |
Shabii (gość) 2012.06.02 19:06 |
Małgosiu! Strasznie się cieszę, że ruszyłaś z nowym opowiadaniem. Jest świetne, od pierwszej linijki przypadło mi do gustu. Cieszę się, że Marek się ocknął i postanowił póki jeszcze nie jest za późno zostawić Paulinę i nie dopuścić do tego ślubu. Szkoda tylko, że nie miał oparcia w rodzicach. Tragicznie go potraktowali. Nie wysłuchali go, tylko od razu uwierzyli Paulinie, wydziedziczyli go i skreślili z rodziny. Tak się zachowują dorośli ludzie? Porażka. Biedny Marek teraz obwinia się o zawał swojego ojca. Przecież on tego nie chciał. Gdyby Paulina zachowywała się normalnie on by jej nie zdradzał, ona by się nie wściekała (choć może wściekałaby się o nic) i byliby razem a tak? Kłócą się non stop a dumna Febo lata tylko do Dobrzańskich i swoimi problemami zawraca im głowę. Może i Marek jest trochę winny, bo jakby nie było pokłócił się z ojcem ale bardziej obwiniałabym Paulinę. Skarży się jak mała dziewczynka której zabrano lalkę albo nie dano lizaka. Mogłaby czasem radzić sobie sama a nie ciągle prosić kogoś o pomoc. Fajnie, że Marek na swojej drodze spotkał Maćka. Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie. Maciek mu pomoże. Zatrudni go w swojej firmie którą prowadzi wraz z Ulą i Dobrzański stanie na nogi. Czekam na kolejne części, bardzo jestem ciekawa jaki finał będzie miało to opowiadanie. Serdecznie Pozdrawiam! :) Ps: Następnym razem będzie obszerniej! |
MalgorzataSz1 2012.06.02 19:44 |
Shabii. Cytat "Shabii" Może i Marek jest trochę winny, bo jakby nie było pokłócił się z ojcem ale bardziej obwiniałabym Paulinę. Skarży się jak mała dziewczynka której zabrano lalkę albo nie dano lizaka. Mogłaby czasem radzić sobie sama a nie ciągle prosić kogoś o pomoc. To prawda Shabii. Takie zachowanie Pauliny było zamierzone z mojej strony, bo znajdzie ono uzasadnienie w dalszej części opowiadania. Pisałam już o tym w odpowiedzi na komentarz Marcii, że ona w taki sposób po prostu manipulowała Dobrzańskimi, bo przewidziała, że w razie trudnej sytuacji oni opowiedzą się po jej stronie, a nie po stronie Marka. Miała rację niestety. Maciek okaże się dobrym przyjacielem i bardzo Markowi pomoże. To jednak w następnym rozdziale.:) Pozdrawiam Cię cieplutko i dziękuję za komentarz, który wcale nie był krótki. |
kawi :) (gość) 2012.06.02 20:03 |
Gosiu! Fantastyczna notka :) Troche smutna, bo Helena z Krzysztofem zachowali się nie fair w stosunku do swojego jedynego syna. Czy to jego wina, że nie kocha Pauliny ? Gdyby i ona się zmieniła to Dobrzański może by ją pokochał. Dobrze, że Marek spotkał Maćka, ten tak samo jak Ulka nigdy nie odmawia pomocy. Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :) |
Marcia (gość) 2012.06.02 20:52 |
Zapraszam do mnie na kolejny rozdział "Zakładu" :) Na bloga jeszcze się nie dodał, ale wstawiłam go także na socjum. Pozdrawiam :* |
miki (gość) 2012.06.03 14:01 |
bardzo się cieszę że zaczęłaś nowe opowiadanie,brakowało mi twoich historii,a najważniejsze że je kończysz.Strasznie mnie wkurza jak opowiadanie mnie wciągnie ,a autor nagle je przerywa i zaczyna inny blog.Niektórzy mają po kilka i żaden nie skończony.Marek wysoką cenę zapłacił za swoją niezależność,postawa rodziców jest też co najmniej dziwna,jeśli dziecko mówi że nie jest szczęśliwe,po co je pchać na siłę,do miłości nie można nikogo zmusić.Takie zaślepienie jak rodziców Marka jest patologiczne,mam nadzieje że jednak z czasem przejrzą na oczy.Dla Marka też to ma dobre strony do wszystkiego będzie mógł dojść sam,i tylko sobie będzie zawdzięczał swój sukces.Czekam niecierpliwie na kolejne odcinki ,mam nadzieje że to nie twoje ostatnie opowiadanie,teraz gdy masz już stałych czytelników nie możesz nas opuścić. |
MalgorzataSz1 2012.06.03 18:12 |
Miki Ja podobnie, jak ty nie znoszę niedokończonych historii. Przeczytałam wiele takich, naprawdę świetnych, niestety porzuconych przez swoje autorki. Nieważne z jakich powodów. Ja wychodzę z założenia, że jeśli chce się już pisać, to trzeba mieć przygotowany przejrzysty konspekt, który posiada początek, rozwinięcie i zakończenie. Jeśli nie mam takiej wizji, to nawet nie wklejam pierwszych rozdziałów. Szkoda mi wtedy czytelników, którzy poczują z pewnością niedosyt, gdy nie będą wiedzieć, jak kończy się pisana przeze mnie historia. Dlatego zanim zacznę coś dodawać, mam napisane kilka rozdziałów, by mieć rozeznanie, jak pociągnąć opowieść do samego końca. A wracając do tej historii... To prawda, że Marek został okrutnie potraktowany przez swoich rodziców. Ich zachowanie przypomina dawne czasy swatek, lub sztucznie kojarzonych małżeństw i z pewnością nieszczęśliwych. Sami zainteresowani nie mieli w tej kwestii nic do powiedzenia, bo liczyła się siła nazwiska, pozycji i wspólnych interesów. Tu jest podobnie. Zadecydowano za nich. I o ile Paulina przyjęła taką koncepcję bez mrugnięcia okiem i zdaje się rozumieć, że tak właśnie trzeba, tak Marek zupełnie nie może się z tym pogodzić. Buntuje się i traci wszystko. Tak naprawdę, to wyjdzie mu to na zdrowie, ale doceni to znacznie później. Doprawdy nie wiem, czy to opowiadanie będzie moim ostatnim, czy nie. Ja bardzo bym chciała pisać dalej o miłości tych dwojga, ale coraz trudniej przychodzi mi wymyślanie nowej historii, bo ciągle obawiam się, że powielam rzeczy już wcześniej napisane. Zobaczymy. To moje ósme opowiadanie. Pierwsze napisałam w sierpniu zeszłego roku. Nie upłynęło dwanaście miesięcy, a powstało ich osiem. To sporo, musisz przyznać. Mam nadzieję, że czasem wpadną mi do głowy jakieś dobre pomysły, które będę mogła ująć w słowa i napisać coś ciekawego. Dziękuję Ci Miki za wpis i serdecznie pozdrawiam. |
miki (gość) 2012.06.03 19:27 |
mam wrażenie że Paulina tak szybko pogodziła się z wyznaczoną rolą,bo jej to na rękę,ma nadzieję razem z bratem przejąc firmę,rodzice pewnie się przekonają że chodziło o pieniądze jak będzie za późno,na ale taką cenę płaci się za zaślepienie. |
MalgorzataSz1 2012.06.03 19:45 |
Dobrze przewidujesz Miki. Tak właśnie to będzie wyglądało, ale o tym przekonasz się czytając kolejne rozdziały. Pozdrawiam. |
ania1302 (gość) 2012.06.04 06:05 |
Gosiu z zainteresowniem przczytaąłm rozdział nowego opowiadania i jestem pod wrażeniem. Odwróciłaś role naszych bohaterów i bardzo jestem ciekawa co dalej? Ja napisałam nowe opowiadanie, ale wróciłam do scenariusza i nie wiem jak przyjmą je czytelniczki, bo tak samo , coraz trudniej wymyślac mi nowe perypetie naszej ukochanej pary. Zapraszam. |
MalgorzataSz1 2012.06.04 06:31 |
Aniu. Dziękuję pięknie za wpis. Ucieszyłam się Twoim nowym opowiadaniem i jeszcze dzisiaj zajrzę na blog. Więcej napisałam w odpowiedzi na Twoją wiadomość. Pozdrawiam. |
danka69 (gość) 2012.06.04 12:11 |
Gosiu, nie spodziewałam się, że już w weekend wstawisz pierwszą część nowego opowiadania. Na pewno znalazłabym chociaż chwilę ( mimo nawału obowiązków) by ucieszyć moje serce i duszę. A tak miałam bardzo kiepski weekend... . Za to od poniedziałku wprawiłaś mnie w dużo lepszy nastrój. Nie ważne , że opowiadanie zaczyna się dość smutno, ale sam fakt ,że już je zaczęłaś i na pewno zakończysz bardzo optymistycznie sprawił ,że jestem pozytywnie nakręcona i będę czekać na kolejne części. Gosiu, zastanawiam się, co musi się wydarzyć w relacjach rodzic-dziecko by doszło do sytuacji , którą opisujesz w tej części. Mam wrażenie, że dość chłodne i trudne relacje między Markiem i rodzicami są pokłosiem słabych więzi emocjonalnych, kształtowanych już od wczesnego dzieciństwa. Rodzice Marka zapewnili mu wysoki standard życia, ale nie przekazali mu koniecznego ciepła rodzinnego pochodzącego bezpośrednio od nich a nie np. od pani Zosi, niani lub innej osoby zajmującej się domem. Takich więzi nie dostaje się z przydziału, tylko dlatego że jest się rodzicem. Nad ich wypracowaniem pracuje się niezwykle ciężko. Dlatego w sytuacji konfliktowej, kiedy Marek jako dorosła osoba próbuje zawalczyć o siebie, o swoje szczęście i przyszłość tak łatwo przychodzi Dobrzańskim podjąć decyzję o wydziedziczeniu syna, skutkującym zupełnym zerwaniem z nim kontaktu. To bardzo przykre, ale pewnie takie przypadki się zdarzają również współcześnie. Nie musimy wracać do zamierzłych czasów, kiedy rodzice ustawiali dzieciom ich dalsze życie, nie bacząc na ich szczęście. Paula to dobra manipulantka, której Dobrzańscy wierzą na słowo. Pewnie zrozumieją swój błąd, ale czy nie będzie za późno, czy da się wrócić do pełnego zaufania. Już w jednym z twoich opowiadań taka sytuacja miała miejsce, kiedy Marek wspierany przez przyjaciół i Ulę udowodnił swoim rodzicom, że się mylili co do jego osoby. Udało się, dzięki madrości Uli naprawić te relacje . Mam nadzieję ,że tym opowiadaniem nie spowodujesz, że utracimy wiarę w siłę rodziny. Czekam na dalszą część i mocno ściskam!!! |
danka69 (gość) 2012.06.04 12:13 |
Gosiu, nie spodziewałam się, że już w weekend wstawisz pierwszą część nowego opowiadania. Na pewno znalazłabym chociaż chwilę ( mimo nawału obowiązków) by ucieszyć moje serce i duszę. A tak miałam bardzo kiepski weekend... . Za to od poniedziałku wprawiłaś mnie w dużo lepszy nastrój. Nie ważne , że opowiadanie zaczyna się dość smutno, ale sam fakt ,że już je zaczęłaś i na pewno zakończysz bardzo optymistycznie sprawił ,że jestem pozytywnie nakręcona i będę czekać na kolejne części. Gosiu, zastanawiam się, co musi się wydarzyć w relacjach rodzic-dziecko by doszło do sytuacji , którą opisujesz w tej części. Mam wrażenie, że dość chłodne i trudne relacje między Markiem i rodzicami są pokłosiem słabych więzi emocjonalnych, kształtowanych już od wczesnego dzieciństwa. Rodzice Marka zapewnili mu wysoki standard życia, ale nie przekazali mu koniecznego ciepła rodzinnego pochodzącego bezpośrednio od nich a nie np. od pani Zosi, niani lub innej osoby zajmującej się domem. Takich więzi nie dostaje się z przydziału, tylko dlatego że jest się rodzicem. Nad ich wypracowaniem pracuje się niezwykle ciężko. Dlatego w sytuacji konfliktowej, kiedy Marek jako dorosła osoba próbuje zawalczyć o siebie, o swoje szczęście i przyszłość tak łatwo przychodzi Dobrzańskim podjąć decyzję o wydziedziczeniu syna, skutkującym zupełnym zerwaniem z nim kontaktu. To bardzo przykre, ale pewnie takie przypadki się zdarzają również współcześnie. Nie musimy wracać do zamierzłych czasów, kiedy rodzice ustawiali dzieciom ich dalsze życie, nie bacząc na ich szczęście. Paula to dobra manipulantka, której Dobrzańscy wierzą na słowo. Pewnie zrozumieją swój błąd, ale czy nie będzie za późno, czy da się wrócić do pełnego zaufania. Już w jednym z twoich opowiadań taka sytuacja miała miejsce, kiedy Marek wspierany przez przyjaciół i Ulę udowodnił swoim rodzicom, że się mylili co do jego osoby. Udało się, dzięki madrości Uli naprawić te relacje . Mam nadzieję ,że tym opowiadaniem nie spowodujesz, że utracimy wiarę w siłę rodziny. Czekam na dalszą część i mocno ściskam!!! |
MalgorzataSz1 2012.06.04 12:52 |
Danusiu. Na pewno tym opowiadaniem nie sprawię, że utracicie wiarę w więzy rodzinne. Sama jestem dość rodzinna i nigdy nie pozwoliłabym na coś takiego. To opowiadanie, to trochę takie oko za oko, ząb za ząb. Dobrzańscy z pewnością gorzko pożałują tych drastycznych decyzji, a Febo poniosą okrutną karę. Ta historia jest trochę podobna do "Tylko mnie kochaj", choć znacznie krótsza. Sytuacja szybko się rozwinie i szybko będzie miała swój szczęśliwy finał, chociaż nie dla wszystkich. Dziękuję Ci za długi komentarz i serdecznie pozdrawiam. |
danka69 (gość) 2012.06.04 14:08 |
Gosiu, przepraszam, moja notka dodała się dwa razy.Był kłopot z interią, długo czekałam na dodanie notki i musiałam dwukrotnie kliknąć klawisz dodaj. |
MalgorzataSz1 2012.06.04 14:29 |
Danusiu droga, nic się nie stało. Tak się czasem dzieje. Mnie też dodają się notki po dwa razy, szczególnie na blogach z onetu. |
monika_2601 (gość) 2012.06.04 20:12 |
Ha! Co za niespodzianka - obrót o 180 stopni, to nie Ula będzie pracować u Marka, ale Marek u Uli. Fajnie, fajnie... Ja pozwolę sobie zachować moją stałą zasadę i nie będę się wypowiadać szczególnie obszernie po pierwszym rozdziale. Powiem tylko, że zaciekawiło mnie i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Rodziców Marka strasznie demonizujesz, ale w sumie jest w tym Twoim opisie trochę racji. Temu, że Paula się wściekła przez późny powrót Marka wcale się nie dziwię, ale też dobrze, że Marek odważył się w końcu zerwać. Teraz to chyba najbardziej jestem ciekawa Uli. Czy jest ona od razu ta piękną Ulą, czy moje jeszcze na razie brzydulą. I jak będzie wyglądało ich pierwsze spotkanie. Biedny Marek! To ci heca! Dobra, to ja czekam na więcej Pozdrawiam |
MalgorzataSz1 2012.06.04 20:29 |
Cytat "monika 2601": "Ha! Co za niespodzianka - obrót o 180 stopni, to nie Ula będzie pracować u Marka, ale Marek u Uli". Monika, to taka mała wolta w drugą stronę. Czemu to zawsze Ula ma pracować dla niego? Niech raz będzie inaczej. Przynajmniej na początku. Cytat "monika 2601": "Teraz to chyba najbardziej jestem ciekawa Uli. Czy jest ona od razu tą piękną Ulą, czy może jeszcze na razie brzydulą. I jak będzie wyglądało ich pierwsze spotkanie. Biedny Marek! To ci heca!" No Monia. Nie wiesz, jak wygląda Ula? Wielkie, czerwone bryle i odrutowanie na szczęce. A! Jeszcze babcine ciuchy. Tu nie zmieniłam nic. Byłoby za łatwo. A ich pierwsze spotkanie w kolejnym rozdziale. Wkrótce. Od jakiegoś czasu, to moje ulubione słowo i błagam, nie każ mi definiować. Marek jest biedny i można mu jedynie współczuć. Do tej pory opływał we wszystko, a tu nagle trzeba zacisnąć pasa. Ale nie martwmy się na zapas. Przecież Ula nie byłaby sobą, gdyby go nie wsparła, prawda? Bardzo Ci dziękuję za komentarz i cieplutko pozdrawiam. |
Marcia (gość) 2012.06.06 15:24 |
Informuję, iż przeniosłam bloga :) Z onetem dostawałam powoli białej gorączki, aż w koncu moja cierpliwość się skończyła ;) Tak więc zapraszam Cię na nowego bloga, ale oczywiście z tą samą treścią - www.moja-opowiesc-uli-i-marka.blogspot.com Bloga na onecie nie usunę, ale raczej już się tam nic nie pojawi (a jeśli tak będzie, to Cię poinformuję). Serdecznie Cię pozdrawiam :* |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz